|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
madoka Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30699 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:05:43 15-11-10 Temat postu: |
|
|
Roli Judyty w "Nigdy w życiu" nigdy nie zapomnę-Danuta zagrała ją genialnie...I przede wszystkim wyglądała szałowo, tym bardziej w towarzystwie Artura Ż.
"Wyjdziesz za mnie?...Nigdy w życiu...Kocham Cię...No to wyjdziesz za mnie? Nigdy w życiu"
Ostatnio zmieniony przez madoka dnia 14:06:22 15-11-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215343 Przeczytał: 155 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:38:08 14-01-11 Temat postu: |
|
|
na planie nowego serialu kryminalnego TVP 2 "Instynkt".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215343 Przeczytał: 155 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:55:37 20-01-11 Temat postu: |
|
|
w serialu "Instynkt"
|
|
Powrót do góry |
|
|
KasiOva Mocno wstawiony
Dołączył: 20 Gru 2010 Posty: 7344 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:53:06 22-02-11 Temat postu: |
|
|
Świetna aktorka !! |
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215343 Przeczytał: 155 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:51:11 10-11-11 Temat postu: |
|
|
Szpital Alicji
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215343 Przeczytał: 155 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:35:17 22-04-12 Temat postu: |
|
|
W filmie Nad życie
|
|
Powrót do góry |
|
|
Luimelia Moderator
Dołączył: 31 Maj 2013 Posty: 55422 Przeczytał: 11 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sosnowiec Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:28:58 14-06-13 Temat postu: |
|
|
bardzo dobra i sympatyczna aktorka |
|
Powrót do góry |
|
|
bunia312 Mistrz
Dołączył: 03 Kwi 2012 Posty: 13636 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zduńska Wola Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:39:34 14-06-13 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam ją. Jest jest moją ulubioną polską aktorką. Teraz oglądam ją w Lekarzach.
Jej role w Nigdy w życiu, Chopin. Pragnienie miłości, Prowokator czy w serialu Boża podszewka są rewelacyjne.
Do tego jest piękną i pogodną kobietą. |
|
Powrót do góry |
|
|
Luimelia Moderator
Dołączył: 31 Maj 2013 Posty: 55422 Przeczytał: 11 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sosnowiec Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:45:08 14-06-13 Temat postu: |
|
|
Mi sie najbardziej podobała w Nigdy w zyciu |
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215343 Przeczytał: 155 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:10:34 05-07-14 Temat postu: |
|
|
fotki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ines_ Big Brat
Dołączył: 20 Lut 2012 Posty: 917 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:25:14 29-09-14 Temat postu: |
|
|
Mam prawo do przyjemności: Danuta Stenka.
Piątek, 26 września 2014.
Kiedyś, gdy ją chwalono, uważała, że na to nie zasłużyła. A kiedy ją krytykowano, rozpadała się na kawałki. Dziś Danuta Stenka czuje się silna i nie ogląda się na nikogo. Tylko żałuje, że okazji do flirtu jest w jej życiu coraz mniej...
Przez połowę mojego życia trzymałam się czyjejś spódnicy, bo uważałam, że jestem słaba - przyznaje Danuta Stenka.
/Zuza Krajewska /Pani.
Mówią, że Stenka jest jak wino. Im starsza, tym lepsza.
Danuta Stenka: - Butelka coraz bardziej zakurzona, omszała, ale zawartość z każdym rokiem cenniejsza. Z tym mogłabym się zgodzić (śmiech). Choć ostatnio moja młodsza córka, przeglądając stare zdjęcia, powiedziała: "Mamo, wiesz co? Ty teraz wyglądasz o wiele lepiej niż kiedyś". Na to ja: "Ale popatrz, jaką tutaj miałam gładką buźkę". A ona: "No tak, ale ja wolę ciebie teraz. Jesteś ciekawsza" (śmiech). Na co dzień nie mam bólu związanego z wiekiem. Choć zdarzają się sytuacje, kiedy wolałabym pożyczyć moje opakowanie z młodszych lat. Zazwyczaj są to refleksje związane z zawodem. Tutaj to, ile aktorka ma na liczniku, odgrywa nierzadko decydującą rolę. Tnie jak skalpel.
Ale akurat pani chyba nie ma powodów do narzekania. Najciekawsze propozycje zaczęła pani dostawać właśnie po czterdziestce i wydaje mi się, że dobra passa trwa. W ostatnim sezonie zagrała pani dwie fantastyczne role: w "Drugiej kobiecie“ (reż. Grzegorz Jarzyna) w TR Warszawa i w "Lodzie“ (reż. Konstantin Bogomołow) w Teatrze Narodowym.
- Rzeczywiście, lata mijają, a teatr jest dla mnie niezwykle łaskawy. Lubię go, daj Boże, żeby nadal z wzajemnością. Może dla dojrzałych aktorek nie jest tu tych ról tak wiele jak dla płci przeciwnej, ale są. Ciekawe, piękne role, a nawet wielkie rólska na miarę dojrzałości człowieczej i aktorskiej w tym wieku. Natomiast w filmie jest dużo gorzej. Pamiętam wywiad z Meryl Streep - była przed pięćdziesiątką - w którym mówiła, że jej czas jako aktorki już się powoli kończy, że jest już na równi pochyłej. Pojawiły się młodsze i ona zdaje sobie sprawę z tego, że będzie dostawała coraz mniej propozycji, aż wreszcie inni zajmą jej miejsce.
No i myliła się. Wciąż gra, i to jeszcze jak.
- Pewnie doszła do takich wniosków, obserwując losy swoich wielkich poprzedniczek. Niestety, aktor płci żeńskiej to podgatunek aktora skazany na krótszy żywot. I tak się dzieje nawet w Stanach, gdzie wspaniale rozwinął się przemysł filmowy. Ostają się tylko diamenty takie jak Streep. A u nas? Filmów co kot napłakał. Nie wiem, czy w ogóle powstają ciekawe scenariusze z rolami dla dojrzałych kobiet. Może i są, tylko nikt po nie nie sięga, bo nie interesują producentów... Podejrzewam, że u nas nawet Meryl Streep nie miałaby za dużo roboty (śmiech).
Chyba aż tak źle nie jest. Niedawno powstały przecież dwa znakomite filmy: "Róża" Wojciecha Smarzowskiego i "Ida" Pawła Pawlikowskiego, i w obu tytułowe role zagrała Agata Kulesza, aktorka, podobnie jak pani, dojrzała.
- Ale Agata jest po czterdziestce, ja myślę o rolach dla pięćdziesięcio- i sześćdziesięciolatek. Czterdziestka to jest jeszcze dobry wiek dla aktorki. Dopiero później robi się pustka. Nie ma propozycji, nie ma tematów, zainteresowania. Ta sytuacja napawa mnie nie tyle lękiem, co smutkiem, bo w dojrzałym wieku stajemy się przecież jak drzewa bogatsi o kolejne słoje, wielowarstwowi, ciekawsi. Przy czym mężczyźni aktorzy mogą z tego bogactwa czerpać, zdarza się, że wtedy zaczynają się ich kariery. Dla aktorek ten wiek oznacza wyrok, zawodową śmierć. Kobieta w filmie służy głównie jako ozdoba. Oczywiście, dobrze kiedy jest zdolna, jednak uroda często ma większą siłę przebicia niż talent.
A ja z kolei słyszę od młodych, urodziwych aktorek, że nie dostają ambitnych propozycji, bo są za ładne.
- Niestety, jest też u nas druga tendencja - do szufladkowania. Raz odczytany, ometkowany aktor zostaje wrzucony do odpowiedniej szuflady i może w niej tkwić do końca swojego zawodowego żywota. Będzie zawsze bezpiecznie obsadzany w takiej samej roli. Chyba że jakiś przypadek albo jego własna desperacja czy mądry, ciekawy człowieka, aktora reżyser pozwoli mu ujawnić jego inne barwy, zupełnie różne od tych poznanych, dyżurnych. Na Zachodzie zdjęcia próbne są dla aktorów chlebem powszednim. Nawet gwiazdy walczą o role, których w pierwszym odruchu by im nie powierzono.
Miałam taką sytuację: Kasia Grochola wielokrotnie polecała mnie do roli Judyty w "Nigdy w życiu", bo już mnie znała. Mimo to nie byłam brana pod uwagę, bo uważano, że jestem wyłącznie aktorką dramatyczną i nie nadaję się do komedii. Nawet nie chciano mnie zaprosić na zdjęcia próbne, żeby sprawdzić, czy autorka, która przecież tę postać stworzyła, jednak czegoś we mnie nie dostrzegła. Ale zdarzyła się również inna sytuacja. Wojtek Smarzowski powiedział, że chciałby zaproponować mi rolę, jednak ponieważ jego wyobrażenie o mnie różni się od postaci, którą miałabym ewentualnie zagrać, to proponuje mi rodzaj zdjęć próbnych - takie spotkanie-próbę przed kamerą w jednej ze scen, z aktorami, których już obsadził. Spotkanie się odbyło, Wojtek się zdecydował, niestety z powodów finansowych zmieniły się terminy i zdjęcia zaczęły się w czasie, kiedy miałam już intensywne próby w teatrze. Z tym reżyserem chciałabym pracować.
Kiedyś aktorki przyznawały się do wieku, gdy kończyły co najmniej 75 lat. Zresztą większość z nich i tak miała sfałszowane metryki. Wiek był tematem wstydliwym.
- I nadal jest - kobiety nie chcą się do niego przyznawać. Tym bardziej że osiągnięcia kosmetologii i medycyny estetycznej pozwalają im przedłużyć młodość. Tak jakby nie wypadało być w wieku powyżej jakiejś dopuszczalnej granicy. Moim zdaniem to jest, jak mówią młodzi, słabe. Wiek jest nieodłączną częścią, można by powiedzieć, że składową każdego człowieka. Ja, ta konkretna Danuta Stenka, składam się z takiego wyglądu, takich przemyśleń, takiej rodziny, takiej przeszłości i z tego konkretnego wieku, w którym się cała moja przeszłość, cała ja do tej chwili mieszczę. Danuta Stenka, lat 48, to ktoś zupełnie inny. Poza tym co dziś można ukryć? Wszystko jest w internecie (śmiech).
To sprawdźmy. W październiku skończy Pani 53 lata. Przemijanie panią martwi?
- Zawsze mnie bolało, od najmłodszych lat. Koniec roku szkolnego, koniec kolonii, koniec lata - wszystko było okupione łzami. Moja starsza córka też na to cierpi. Teraz może już nie płaczę - choć czasem się zdarza - ale każdy koniec przepełnia mnie smutkiem. Nawet kiedy kończy się jakaś praca i czuję ulgę, to równocześnie pojawia się żal, że pewna przygoda przeminęła, kolejny etap został zamknięty. Na zawsze.
Urodziny też są smutne?
- Skąd! To przecież święto. Choć były jedne bardzo smutne - trzydziestka. Obudziłam się z poczuciem, że to już koniec, wszystko mam za sobą. To były moje początki w Warszawie. Mąż został w Poznaniu, a ja tu wynajmowałam pokój i czułam się jak na zesłaniu, taka samotna. Pamiętam, że to był paskudny dzień, początek października, było zimno, padało. Wlokę się po schodach do Teatru Dramatycznego w Pałacu Kultury, wszystko takie wielkie, przytłaczające. Nagle drzwi się otwierają i wychodzi Jurek Satanowski. Musiałam mieć nie najciekawszą minę, bo zapytał, czy coś się stało. Odpowiedziałam: "Kończę dziś 30 lat. Beznadzieja". A on patrzy na mnie z uśmiechem i krzyczy: "Dziewczyyyno, wszystko, co najpiękniejsze, jeszcze przed tobą!". I oczywiście miał rację.
Czterdziestka mnie rozśmieszyła - jakoś tak sobie przyszła, jakby życie puściło do mnie oko. Kiedyś, podczas prób z Gabrysią Kownacką do przedstawienia Izabelli Cywińskiej "Pozwól mi odejść", powiedziałam: "Wiecie co, ta czterdziestka to niezły wiek, bardzo dobrze się z nią czuję". Na to Gabrysia: "A moja pięćdziesiątka?! Nigdy nie czułam się lepiej". Wtedy Cywińska, która przerabiała kolejną dekadę, mówi: "Co wy tam wiecie, dziewczyny, w moim wieku jest dopiero świetnie". Okazuje się, że im dalej, tym wcale nie musi być gorzej. Mam więc całkiem interesujące perspektywy. Czas z upływającymi latami biegnie coraz szybciej, dlatego pięćdziesiątka pojawiła się nagle, jakby znienacka. Zapowiedziała się nieźle, przywitała mnie bladym świtem - przed wyjściem do pracy - ogromnym bukietem pięknych białych róż od moich sąsiadów.
Z czym kojarzy się pani kobiecość?
- Z czymś miękkim, ciepłym, a równocześnie z siłą. Ale nie agresywną, kanciastą, tylko zatopioną w spokoju, taką, która nie rani. Nie zapomnę pewnej sytuacji, jaka wydarzyła się, gdy byłam w studium aktorskim w Gdańsku. Miałam wtedy 22, może 23 lata. Mieszkałam w Domu Aktora w Gdyni i jeździłam do teatru kolejką podmiejską. Pewnego dnia usiadłam naprzeciwko pani, która była w moim obecnym wieku, po pięćdziesiątce, więc wtedy wydawała mi się starszą osobą. Nie mogłam od niej oderwać wzroku, chociaż nie była jakoś wymyślnie ubrana, nie miała wyjątkowej fryzury czy makijażu. Owszem, wyglądała elegancko, była ładna, zadbana, ale przecież zdarzało mi się spotykać kobiety w jej wieku lepiej "zakomponowane". Jednak z niej emanowało coś niezwykłego, jakiś spokój, jakaś moc. Pomyślałam sobie: Boże, chciałabym być kiedyś taką kobietą. Dziś nie jestem w stanie przywołać jej obrazu, ale pamiętam wrażenie. Myślę, że ona po prostu dobrze się ze sobą czuła.
Pani też tak się czuje?
- Tak, chociaż ostatnio jestem trochę zmęczona. Nie mam takiej kondycji jak dawniej. To już jednak pięćdziesiątka! (śmiech) Nie udało mi się odpocząć po poprzednim sezonie, dwa duże rólska zjadły mnie z kopytami (śmiech). Są oczywiście jakieś doliny, historie, które mnie męczą, jakieś kule u nogi i kamienie u szyi, ale nie narzekam - tak jak jest, jest dobrze. Czasem trzeba się potknąć, poobcierać kolana, ale potem z reguły okazuje się, że czemuś to służyło. Tak jak w bajkach - na tych, którzy wybierają trudniejszą ścieżkę, przedzierają się przez cierniowe lasy, na końcu czeka nagroda.
Na co dzień nie mam bólu związanego z wiekiem. Choć zdarzają się sytuacje, kiedy wolałabym pożyczyć moje
opakowanie z młodszych lat./Zuza Krajewska /Pani.
Często się pani śmieje.
- Lubię się śmiać.
"Ona ma erotyczny stosunek do wszystkich. Uwielbia być kochana, kokietuje i flirtuje. Jej obecność na planie filmowym to jeden wielki flirt. Bez końca. Flirtuje z panem, który puszcza muzykę, i tym, który nosi mikrofon, a także z garderobianą i fryzjerką". Wie pani, kto to powiedział?
- Cywińska. Z flirtowaniem jest podobnie jak z aktorstwem. Trzeba mieć w sobie nieustającą gotowość: i emocji, i umysłu. Aktor nigdy nie wie, kogo przyjdzie mu zagrać - kogoś starszego, mądrego czy zwariowanego - z jakiej palety będzie musiał skorzystać, wszystkie muszą być dostępne. Są oczywiście aktorzy, którzy się sami ze sobą umówili, że są tacy, a nie inni, i ciągle będą grali te same role. Ale większość z nas pielęgnuje w sobie dzieciaka, takiego szczeniaka: ciekawskiego, bystrego, łapiącego chwilę. Flirt jest jak mecz tenisa czy ping-ponga. Nie wiemy, gdzie i jak poleci piłka, trzeba być czujnym, żeby jej nie przegapić. Ale za to jakie endorfiny się wydzielają!
Nie wszyscy muszą rozumieć, że to tylko gra.
- Nieżyjąca już aktorka Sława Kwaśniewska kiedyś zapytała mnie: "Po co tobie ci faceci? Przecież jesteś zdolna, grasz". Cóż, z boku mogło to wyglądać na romanse. Być może niektórzy z tych, z którymi flirtowałam, roili sobie, że coś z tego będzie. Było pewne niebezpieczeństwo. Ale ono działa w obie strony. Mnie też ktoś mógł namieszać w głowie. Takie jest ryzyko tej gry (śmiech).
I namieszał?
- Czasami ulegałam fascynacjom, ale bezpiecznie. Pamiętam takie spotkanie na lotnisku: poczekalnia, morze ludzi, czytam książkę, podnoszę wzrok, on patrzy na mnie, ja na niego. Rozmowa została nawiązana. Nic innego się nie zdarzyło, nie padło ani jedno słowo, a rozmawialiśmy tak - że tak powiem - do odlotu. Samolotu (śmiech). Lubię to, te wysokie obroty, to daje niesamowitą radość. Oczywiście dopóki mieści się w granicach gry, zabawy, dopóki nie powoduje, jak to nazywam, strat w ludziach. W każdym razie nie chcę zmieniać adresu zameldowania, mam fajną rodzinę. Zresztą coraz mniej tych flirtów. Nawet mam o to do siebie trochę pretensji, ale nie wiem, czy już nikt mnie nie inspiruje, czy już mi się po prostu nie chce. Choć raz na jakiś czas, przeważnie zupełnie nieoczekiwanie, taki ping-pong się odbywa i okazuje się, że mechanizm nadal sprawny (śmiech).
Jest takie słowo, którego kobiety boją się głośno wypowiadać: "menopauza". Wstydzą się przyznać, że ich dotyczy.
- Jest w tym chyba jakiś atawistyczny lęk, że bezproduktywną jednostkę stado wypchnie na margines albo odrzuci. Coś się nieodwracalnie skończyło i rozpoczął się nowy, nieznany okres, który kojarzy się ze starością. A ona w dzisiejszych czasach nie przywodzi na myśl mądrości, raczej przegraną. Dlatego tak kurczowo, za wszelką cenę trzymamy się młodości. Kobieta w pewnym wieku staje się przezroczysta. Sama to obserwuję. Kiedyś kątem oka widziałam na ulicy, jak się za mną odwracały głowy, albo czułam, kiedy ktoś zawieszał na mnie wzrok. Teraz te spojrzenia coraz częściej trafiają obok, na przykład w moją córkę, z którą właśnie idę.
Ludzie czasem próbują zatrzymać czas i robią to w różny sposób. Zaczynają obsesyjnie dbać o wygląd albo wymieniają partnerów. Bo podobno nic tak nie odmładza "jak młodość u boku". Kiedyś ta metoda była zarezerwowana dla mężczyzn. Teraz coraz częściej robią to kobiety.
- Pewnie jest to jakiś sposób. Jako aktorka miałam możliwość przeżyć taką relację, ale w prawdziwym życiu to nie dla mnie. Mnie nawet coraz trudniej jest grać intymne sceny z dużo młodszymi partnerami, niepokoję się, czy jest to dla nich komfortowe. Ale faktem jest, że kobiety coraz śmielej wyciągają rękę po to, co przez wieki było dla nich zakazane. Starszy mężczyzna, nawet po siedemdziesiątce, choćby i z dwudziestolatką - proszę bardzo. Ale nie daj Boże starsza pani i młody mężczyzna. Od razu pojawiają się komentarze w stylu: "Stara baba zwariowała!".
W każdym wieku można się zakochać.
- I to jest fantastyczne. Emocje nie muszą iść w parze z metryką.
Cytat;
“Coraz mniej tych flirtów. Nawet mam o to do siebie trochę pretensji, ale nie wiem, czy już nikt mnie nie inspiruje, czy już mi się po prostu nie chce.”
Pani jest z tym samym mężczyzną od ponad dwudziestu kilku lat.
- Spotkać swojego człowieka, drugą połówkę jabłka, to jest po prostu szczęście. Z upływającymi latami mam tego coraz większą świadomość. Któregoś dnia spotkałam chłopaka i znając go zaledwie kilka dni, po raz pierwszy i jedyny w życiu pomyślałam - nie, poczułam pewność - że on będzie moim mężem. Ma swoje za uszami, ale nie poznałam innego, na którego byłabym go w stanie wymienić. Bardzo bym chciała, żeby każda z moich córek też znalazła człowieka, z którym fajnie jej będzie iść razem przez życie.
Starsza Paulina ma 21 lat, młodsza Wiktoria - 16. Obserwuje pani, jak stają się kobietami. Przed jakimi błędami chciałaby pani je ostrzec?
- Nie da się tego zrobić. Można zapalić lampkę nad jakimś niebezpieczeństwem, ale dopóki one same go za nie nie uznają, na nic moje ostrzeżenia. Nie wystawiam im recept na życie, czasami dzielę się swoimi spostrzeżeniami, mówię, na co warto zwrócić uwagę: tu ktoś cię wykorzystuje, a tu ty wykorzystujesz kogoś. Wszystko odbywa się raczej w formie rozmowy niż wykładów na temat.
Jak pani była wychowywana?
- "Skromność - skarb dziewczęcia" - żeby zacytować panią Dulską. Takie było jedno z haseł mojej mamy, która była nauczycielką, ale przede wszystkim prawdziwym pedagogiem z darem od Boga. Do dziś jest wspominana przez pokolenia swoich uczniów. Bardzo pilnowała, żeby te wszystkie ornamenciki, które się pojawiały, te pędy, które wyrastały na boki poza właściwą formę, były przycinane. Nie odbieram tego jako surowego wychowania, była w nim konsekwencja, ale przede wszystkim ciepło. Z pewnych rzeczy, jakie mi wpojono, jestem zadowolona i bardzo je sobie cenię, nad innymi, które mnie ograniczają, pracuję, żeby się z nich wyzwolić.
Mama nie chciała, żeby pani się rozpychała łokciami?
- Miała takie powiedzenie: swoją szkodą, ale zgodą. Życie jej nie rozpieszczało i to jej hasło fantastycznie się sprawdzało, bo potrafiła docierać do ludzi, także tych, którzy byli jej nieprzychylni, różnymi furtkami, również takimi, o których istnieniu nawet oni sami nie mieli pojęcia. A ja byłam typem - jak mówiono w pierwszym moim teatrze - "siedź w kącie, znajdą cię".
Panią akurat znaleźli aż w teatrze w Szczecinie. Potem Izabella Cywińska zabrała panią do Poznania...
- Ze mną właściwie do tej pory tak jest - nie wychodzę przed szereg, nie walczę, nie upominam się, nie zabiegam. Robię swoje. Przez połowę życia trzymałam się czyjejś spódnicy, więc uważałam, że jestem słaba. Nawet mój zawód nie został przeze mnie świadomie wybrany, to inni coś we mnie dostrzegli, namówili mnie, popchnęli. Ale skoro już zostałam aktorką, to zyskałam możliwość mówienia o rzeczach istotnych, o których sama, w swoim imieniu, nie miałabym odwagi mówić. Mówiłam cudzym tekstem, ubrana w kostium. Jednak to uruchomiło we mnie jakiś wewnętrzny proces. Właśnie ten zawód uświadomił mi, że jest we mnie wielka siła.
W jakich okolicznościach pani to zrozumiała?
- Początkowo ta umiejętność ujawniła się w życiu zawodowym. Były sytuacje, kiedy musiałam podjąć życiowe decyzje, i okazało się, że ja, która zawsze miałam z tym problem, potrafię to zrobić w ułamku sekundy. Potem przełożyło się to na życie prywatne. Zrozumiałam, że muszę słuchać swojej intuicji. Nawet jeżeli wszystko wskazuje na to, że brnę w ślepą uliczkę, rozum i ludzie wokół mówią, że robię błąd, to z czasem wychodzi, że tak właśnie miało być. W końcu dorosłam do tego, żeby nie oglądać się na opinie innych.
To jest cecha dojrzałości. Choć to wygodne schować się za cudzymi plecami i w razie niepowodzeń tłumaczyć: "Przecież to nie moja wina, tak mi radziliście“.
- To są moje zyski, ale i straty. Przez długi czas w moim życiu rządził przypadek. Czułam wdzięczność wobec wielu osób, które coś we mnie dostrzegły i dały mi szansę. Ilekroć się nad tym zastanawiałam, pojawiał się niepokój, że zaciągnęłam od losu wielki kredyt, którego nie będę w stanie spłacić. W pewnym momencie dotarło do mnie, że żyję już na własny rachunek.
Co pani sprawia przyjemność?
- Najprostsze rzeczy - lubię położyć się na leżaku w ogrodzie i poczytać sobie książkę, posiedzieć z bliskimi przy herbacie oraz ciastku i nagadać się... Dopiero niedawno zrozumiałam, że mam prawo do przyjemności. Bo wcześniej gdzieś tam z tyłu głowy toczył mnie robak obowiązku - od pięciu lat próbujesz zrobić porządek na strychu, teraz masz wolny dzień, wypadałoby... Chciałabym mniej pracować. Mieć w sezonie jedną, dwie ciekawe role w teatrze, zagrać coś w filmie, popracować trochę w radiu i nie tonąć na co dzień w tysiącu różnych drobiazgów, pożeraczy energii i sił. Ale cóż, "rzeczywistość skrzeczy", trzeba utrzymać rodzinę. To jest moja fabryka!
Zagrała pani setki ról. Ma za sobą tysiące dni zdjęciowych, dziesiątki spektakli, prób, premier. Czuje pani, że czasami ma dość?
- Niekiedy pojawia się zmęczenie, po prostu brak sił, ale ciekawość nie znika, każdy dzień przynosi coś nowego. Mało tego, wydaje mi się, że to najważniejsze jeszcze nie nastąpiło. Nawet nie umiałabym tego nazwać, nawet nie wiem, co by to miało być. Jakaś rola, w której mogłabym się wyrazić o wiele głębiej, pełniej niż dotąd. Choć teraz nasunęła mi się refleksja, że być może taka nigdy się nie pojawi, że zawsze będę czekała na tę następną. Być może tą wyjątkową rolą jest całe moje życie. Jeżeli tak... to ciekawe, co jeszcze się w niej zawrze?
PANI 10/2014.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215343 Przeczytał: 155 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:59:45 30-09-14 Temat postu: |
|
|
piękna kobieta i bardzo dobra aktorka
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215343 Przeczytał: 155 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:33:33 10-11-14 Temat postu: |
|
|
fotki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aisha Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2012 Posty: 14067 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Żory Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:50:27 10-11-14 Temat postu: |
|
|
ładne |
|
Powrót do góry |
|
|
Ines_ Big Brat
Dołączył: 20 Lut 2012 Posty: 917 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:09:06 19-12-15 Temat postu: |
|
|
Danuta Stenka: "Siedzi we mnie facet"
17.12.2015.
„Kiedy patrzę na karierę aktorów – kobiety i mężczyzny – to jeśli oboje są świetni, a choćby i ona była lepsza od niego, to i tak ona wcześniej wypadnie z gry. Gdzie pan widzi te wielkie role dla kobiet?!” – mówi Danuta Stenka w rozmowie z Jakubem Janiszewskim w najnowszym numerze magazynu "Uroda Życia".
- Powiedziała pani w jednym z wywiadów, że jest wyposażona w dwa silne uczucia: ból – że to, co pani do tej pory zrobiła, jest niedoskonałe, i lęk przed nieznanym, któremu nie będzie pani w stanie sprostać.
Lęk towarzyszy mi od zawsze i pewnie nigdy mnie nie opuści. Nawet w najlepszych czasach, kiedy wiatr najsilniej wiał w zawodowe żagle, nawet wtedy mnie nie odstępował. Miałam 30, 40 lat, propozycji tyle, że nie byłam w stanie wszystkich pogodzić czasowo, aż żal było rezygnować, a mimo to nie czułam się wcale pewnie. Pamiętam, jak przyjaciel z pierwszego mojego teatru, Jacek Polaczek, tłumaczył mi: „Ty robisz straszną rzecz. Powtarzając, że się boisz, programujesz się na to, że będziesz się bała”. A ja myślę, że się nie programuję, bo czasem tego lęku jest we mnie tak dużo, że raczej muszę dać upust. Ale przy tym jest coś jeszcze. W równie dużym stopniu wypełnia mnie ciekawość, która często okazuje się silniejsza od lęku, która mnie pcha. Bez niej, bez ciekawości siebie w nowej odsłonie, nowych okolicznościach, niezbadanych, nieprzewidywalnych, nie byłabym w stanie uprawiać tego zawodu.
- Przecież role są do siebie jakoś tam podobne, nie każda niesie unikalną jakość.
Tylko że to nie o samą rolę chodzi. Chodzi też o ludzi, z którymi będę współpracowała, o ekipę, z którą wybieram się na wyprawę. Być może teren, który mamy zwiedzić, nie jest jakiś bardzo interesujący czy wyjątkowo różny od poprzednich, ale sama drużyna może być sytuacją do zbadania.
Danuta Stenka, "Uroda Życia" styczeń 2016.
- Powiedziała też pani kiedyś, że w tym zawodzie wolałaby być mężczyzną. A przecież widziałem panią w rolach, w których przekraczała pani granicę płci. Na przykład Doktor z „Makbeta” w reżyserii Grzegorza Jarzyny. Z pewnością nie była to kobieta, ale też nie mężczyzna. To chyba w ogóle nie był człowiek.
Tak, to rzeczywiście nie był człowiek, zgadzam się z panem. Ciekawe, że pan tę postać zapamiętał, przecież to niewielki element całości, taki koraliczek zaledwie. A z tą męskością to nie chodzi o to, kogo gram, a raczej o to, że swego rodzaju męska postawa wydaje mi się w pewnym sensie bardziej moja. Od samego początku czułam w sobie jakiś wewnętrzny hamulec. Młodzi ludzie zazwyczaj prą naprzód, idą po swoje, dążą do tego, żeby wziąć jak najwięcej. Tymczasem ja działałam jakby na zaciągniętym ręcznym hamulcu, wolałam wielu rzeczy nie robić niż pchać się w sytuacje, do których nie dorosłam i nie dojrzałam. Miałam poczucie, że w wielu miejscach mnie zwyczajnie nie powinno być, bo to jeszcze nie mój czas, że na to muszę sobie zapracować. Że owszem, mogę podjąć próbę, może się nawet udać, ale tak naprawdę zabieram przestrzeń dla kogoś, kto byłby do danego zadania, roli, przedsięwzięcia bardziej predestynowany niż ja.
- Myśli pani, że to nie jest kobieca cecha?
Myślę, że to działanie nielogiczne, wbrew pozycji i możliwościom, jakie przypadają kobiecie w tym zawodzie. Zachowywałam się, jakbym była facetem, który ma przed sobą wieloletnią zawodową perspektywę. A dla baby w tym zawodzie przestrzeni jest mniej, więc z czysto zdroworozsądkowych pobudek powinna grać jak najwięcej i najszerzej, bo za moment jej czas się skończy. Tymczasem ja myślałam: spokojnie, pozbieraj jeszcze trochę do koszyczka, żeby było z czego czerpać. Opowiem coś panu. Gdy po latach przytrafił mi się wreszcie mój wymarzony Czechow, sytuacja wydawała się idealna. Teatr Dramatyczny, reżyser Rosjanin i „Wiśniowy sad”, w którym miałam grać rolę Raniewskiej. I co zrobiłam? Poszłam do niego, żeby go przekonywać, że ta Raniewska to nie dla mnie. Miałam wtedy 32 lata i po pierwszej próbie czytanej uświadomiłam sobie, że to całkowicie fałszywa sytuacja. Nieprawda, której współczesne czasy nie zniosą. Dzisiaj 30-letnia kobieta ma przecież jeszcze pełen gaz pod nogą, żadnego poczucia odchodzenia, utraty tego, co najciekawsze, najważniejsze, przekraczania jakiejś granicy, wszystko jeszcze przed nią. Reżyser mnie uspokajał, bo skoro Olga Knipper grała Raniewską, mając 32 lata, to i ja mogę. Uwierzyłam, że ma na to jakiś pomysł. Nie miał. Odczytaliśmy tego Czechowa po bożemu, jakby między początkiem dwudziestego wieku a jego końcem nic się ze światem nie zadziało. Masakra. Dla mnie to była wewnętrzna masakra, poczucie totalnej nieprawdy.
Danuta Stenka, "Uroda Życia" styczeń 2016.
- Ale może tylko wewnętrznej. Może spektakl w gruncie rzeczy się bronił.
Wiem, co się ze mną wtedy stało. Pamiętam jeden z monologów. Próbuję mówić tekst i czuję, że nie mam dostępu do mojego wewnętrznego Człowieka, nie mogę sięgnąć głębiej, zupełnie jakbym się składała z samej głowy i aparatu mowy. Pałuba, skorupa. Żadnych głębszych emocji. Dlatego sądzę, że to jednak była masakra, coś w tym spektaklu nie działało. To okropne uczucie – stawać każdego wieczoru przed publicznością i wiedzieć, że jest się zmuszonym ją oszukiwać, bo człowiek sam w to, co robi, nie wierzy.
- Kto powiedział, że widzowie odbierają to samo, co pani?
To prawda, czasem zdarzają się wielkie zdziwienia. Ja czuję pustkę i ciemną dolinę, a z drugiej strony dostaję informację, że było ciekawie. Nie do końca wiemy, co przechodzi przez rampę i co się stwarza po tamtej stronie. Choć równocześnie, z upływem lat, mam coraz większą świadomość niuansów tego sprzężenia, które zachodzi między sceną a widownią. Coraz lepiej rozpoznaję, kiedy to oni nam podcinają skrzydła, a kiedy to my dajemy im tak niewiele albo tak fałszywie, że nie mają ochoty brać udziału w tej rozmowie. Kiedyś czułam to intuicyjnie, a teraz to po prostu wiem, widzę.
- I sama się mogę podręczyć.
Ale to nie jest zależne ode mnie. Tak mnie wymyślono, stworzono, jestem na taką siebie skazana. Ja nie udaję tych własnych wątpliwości, choć też czasem, paradoksalnie, jakoś tam z nich korzystam. Dziwnie to zabrzmi, ale często, kiedy mam poczucie, że jestem w głębokiej dolinie, że tonę, to dopiero wtedy pojawia się siła do walki, która pomaga mi odbić się od dna i iść w górę. Czasami zaskakująco wysoko.
- Jak marszałek Ferdynand Foch: „Moje prawe skrzydło się cofa, moje lewe skrzydło się cofa, moje centrum w rozsypce – idealna sytuacja, uderzam do ataku”. Dużo tego minorowego tonu w pani wypowiedziach. Zawsze tak było?
Zawsze. I 10, i 20 lat temu śmiano się ze mnie i mówiono, że kokietuję. A ja tak wtedy, jak i teraz uważam, że pozycja kobiety w tym zawodzie jest słabsza, że w którymś momencie jej kariera się kończy, propozycji nie ma i już. I czasem mi żal, bo jak się popatrzy na karierę kobiety aktorki i mężczyzny aktora, nawet jeśli oboje są równie świetni, a choćby i ona była od niego lepsza, to ona wypadnie z gry wcześniej. Najczęściej wtedy, kiedy zacznie się robić wielowarstwowa, złożona, gdy już będzie bardziej świadomym i dojrzałym człowiekiem i aktorką. A on wówczas rozwinie skrzydła.
Danuta Stenka, "Uroda Życia" styczeń 2016.
- A Danuta Szaflarska? A Stanisława Celińska?
Ja nie mówię o tym, że żadna kobieta się nie ostanie, bo jakieś na pewno. Ale tych propozycji jest nieporównywalnie mniej. Szczęśliwie teatr pozostaje dla aktorek bardziej łaskawy. Ale w kinie? Zwłaszcza w polskim kinie? Niech pan sam spojrzy, widzi pan dużo ról, gęstych, ciekawych, złożonych ról dla kobiety, dojrzałej kobiety? No, nie. Dominują postaci męskie.
- Pani mówi: „Jestem coraz bliżej końca”. Inni mówiliby: „Teraz to dopiero mam dużo do zaproponowania”.
Ależ ja mam bardzo dużo do zaproponowania, więcej niż kiedy byłam młodsza!
- Słyszę przede wszystkim, że za moment ktoś pani zgasi światło.
No tak, spodziewam się tej cegły, która za moment spadnie mi na głowę, bo przecież widzę, że spadają. I się ubezpieczam. Chociaż... czy ja wiem? Czy ja się ubezpieczam? Nie, ja po prostu głośno o tym mówię, że wiem, że już za chwilę mnie to spotka. Chyba raczej oswajam…
- Skoro ten zawód taki okrutny, to właściwie mam ochotę zapytać, po co go sobie pani wybrała.
To jest właśnie zagadka. Ja ani o tym nie marzyłam, ani nawet nie podejrzewałam, że mogłabym marzyć. Wyobrażałam sobie, że zostanę nauczycielką, jak moja mama. To najciekawsze, co można było robić na mojej rodzinnej kaszubskiej wsi. O teatrze nic nie wiedziałam, byłam w nim może ze trzy, cztery razy, bo i kto woziłby uczniów z klasy matematyczno-fizycznej do teatru! To moja polonistka z wielką determinacją posłała mnie najpierw na konkurs recytatorski, a potem do szkoły teatralnej.
Danuta Stenka, "Uroda Życia" styczeń 2016.
- Do której pani ostatecznie nie zdawała.
Nie zdawałam, bo w ogóle nie czułam się na siłach i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym przekroczyć jej próg. To mnie przerastało. I znowu: to moja nauczycielka dowiedziała się, że w Gdańsku, przy Teatrze Wybrzeże działa trzyletnie studium aktorskie. Krótki był zresztą jego żywot, wypuściło zaledwie pięć roczników. Tam trafiłam, choć nie od razu, bo akurat nabór został na rok wstrzymany i przez ten czas pracowałam jako nauczycielka rosyjskiego w szkole podstawowej. Po tym roku znowu ktoś się uparł, że mnie tam „umieści”. I tym razem skutecznie. To osoby trzecie wymyśliły mi ten zawód! Zawód bez którego dzisiaj nie umiem sobie życia wyobrazić! To wciąż nie przestaje mnie zadziwiać, że też im tak zależało! I wciąż mam poczucie, że zaciągnęłam u mojego życia poważny kredyt.
- Oni chcieli, a pani się dała przestawiać. I tak panią poprzestawiali, że została pani bezwolnie wielką gwiazdą. Akurat.
Niech mi pan wierzy, że mnóstwo zależało od ludzi, których spotkałam. Mam taką naturę, która właściwie powinna mnie z tego zawodu już dawno wykluczyć: siedź w kącie, znajdą cię. Sama sobie nie umiem niczego zorganizować. Nie pójdę do reżysera, producenta starać się o rolę. Nie powiem do dyrektora teatru: niech mnie pan zaangażuje. Gorzej, ja będę umierała ze strachu, nawet jeśli mnie ten dyrektor sam zechce zaangażować i sam zaprosi na rozmowę. Byłabym kłamcą, gdybym powiedziała, że zawdzięczam to miejsce, w którym dzisiaj jestem, wyłącznie sobie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|