|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Isla Dyskutant
Dołączył: 03 Lip 2013 Posty: 188 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Skądinąd Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:49:25 27-06-14 Temat postu: |
|
|
Znowu się powtórze, ale uwielbiam ją!! kilka dni temu bylam na spektaklu di viv and rose, w ktorym wystapila po 12 latach z widawska i lipmann - polecam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215342 Przeczytał: 156 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:18:21 28-06-14 Temat postu: |
|
|
Gala
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215342 Przeczytał: 156 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:00:23 12-08-14 Temat postu: |
|
|
Twój Styl
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aisha Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2012 Posty: 14067 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Żory Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:54:52 13-08-14 Temat postu: |
|
|
Fajna aktorka |
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215342 Przeczytał: 156 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:18:37 13-08-14 Temat postu: |
|
|
chętnie obejrzałabym jeszcze raz Magdę M
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215342 Przeczytał: 156 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:00:59 21-08-14 Temat postu: |
|
|
Twój styl
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ines_ Big Brat
Dołączył: 20 Lut 2012 Posty: 917 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:12:28 24-08-14 Temat postu: |
|
|
To właśnie miłość.
Poniedziałek, 18 sierpnia 2014.
Nie ma nic trudniejszego niż miłość, a długodystansowy związek to harówka. Czasem potrzebne są ciche dni. Czasem głośne awantury. Do tego dużo rozmów, przyjaźń - tak samo ważna jak namiętność. Hasło „ Z kim innym będzie mi lepiej” - uznają za łatwiznę. Ich przepis na miłość bez końca to raczej festiwal kompromisów. A wierność jest sexy, szczególnie w czasach, gdy dokoła związki pękają jak bańki mydlane - przekonują w naszym cyklu Joanna Brodzik z Pawłem Wilczakiem - razem od 11 lat, Magda i Szymon Majewscy, którzy obchodzą 21. rocznicę ślubu, oraz Dorota Landowska z Mariuszem Bonaszewskim - zakochani od 17 lat.
Najpierw zagrali parę, potem stali się nią naprawdę/Marcin Kempski /Twój Styl.
Bezcenne kłótnie.
Joanna Brodzik i Paweł Wilczak. Rodzice 6-letnich bliźniaków, Janka i Franka. O swoim 11-letnim związku opowiadają po raz pierwszy. Ostrożnie.
Joanna Brodzik:
- Najpierw poznaliśmy teorię. Na planie "Kasi i Tomka" zagraliśmy 2247 sytuacji z życia pary. W łóżku, na siłowni, u teściowej. Przegadując każdą, weryfikowaliśmy nasze podejście do relacji.
- Wiosną 11 lat temu para z serialu stała się parą prywatnie. Zanim zamieszkaliśmy razem, wiedzieliśmy już o sobie dużo: tu wiele nas łączy, tu jesteśmy skrajnie różni. To dało dobry start. Oboje lubimy porządek. Oboje chcieliśmy być rodzicami, choć obawialiśmy się tej odpowiedzialności. Podobają nam się podobne filmy. Jesteśmy dla siebie szczerymi krytykami w pracy. Najlepiej czujemy się we własnym towarzystwie. Szczególnie w podróży - przejechaliśmy razem szmat świata. Szwendamy się po dalekich miastach, w tej samej chwili podpytujemy taksówkarza, gdzie jest fajna knajpka. Wyczuwamy się. Po prostu para przyjaciół, która idzie przez życie.
- Serialowi Kasia i Tomek chodzili na terapię. My dajemy radę sami, czasem brakuje tylko wina. (uśmiech) Od 11 lat non stop rozmawiamy. Może być o dzieciach, miłości, kosmosie. Może być i o ziemniakach - jestem wiecznie ciekawa Pawła. Rozmowy o świcie i nocą są dla mnie gwarancją bliskości. Czasem się zamęczamy, analizując każdą rozterkę, lęk, smutek. Przepracowaliśmy razem egoistyczne podejście: "ja chcę, mnie się należy, a ty się zmień".
- Co dziś wiem o nas? Wizja miłości z początku "nas" nijak się ma do tego, co zbudowaliśmy. Związek to przecież nie romantyczny obłęd - ten czasem się pojawia - ale harówka. Ustępstwa, akceptacja często są poprzedzone awanturami. Dopóki tak wygląda nasze życie, wiem, jak bardzo nam na sobie zależy. Oczywiście, że zdarzają się zgrzyty i kontrowersje.
- Pamiętam czas z dwóch, trzech lat po narodzinach chłopców, kiedy łatwo prowokowaliśmy stan zapalny. Niewyspani, zmęczeni skakaliśmy sobie do oczu o drobiazg. Kiedyś przyjaciółka domu była świadkiem awantury. Przerażona siedziała przy stole, gdy my wrzeszczeliśmy. "Boże, zaraz się rozstaniecie" - wyszeptała. Nic podobnego. Kłótnie są nam niezbędne, żeby oczyścić atmosferę. Nigdy w takich chwilach nie pomyślałam: "To koniec, on już mnie nie chce".
- Często w momencie, jak mówi Paweł, "kontrowersji" sprzątamy. Odbywa się taniec kuchenny: szorujemy, ścieramy, jednocześnie wyrzucając z siebie komunikaty. Pod koniec polerowania okapu już mamy rozejm. Czasem wystarczy gest, zdanie i Paweł rozładowuje napięcie.
- Pamiętam koszmarne zmęczenie, gdy chłopcy byli mali. Ugrzęzłam w monotonnej codzienności, wiecznym niewyspaniu, czuwaniu. Zapomniałam o sobie. Nie myślałam wtedy o wyjeździe do spa, ale marzyłam: "Jezu, oderwać się na chwilę od wycierania buź i pup". Paweł wyczuł moją frustrację: "Kochanie, przygotuję deskę serów". Mój człowiek...
- Oddelegował się do kuchni i wrócił po minucie z wyszczerbionym spodeczkiem, na którym leżał JEDEN kawałek koziego sera, który mój ukochany już zdążył nadgryźć. Nic nie trzeba było mówić. Popłakaliśmy się ze śmiechu, bo między słowami był komunikat: "Ja wiem, że ty wiesz. Zazwyczaj przygotowujesz deskę z cheddarem, roquefortem i rukolą, ale na wspólnym polu rodzicielskiej walki...". Nadgryziony plasterek wyleczył napięcie.
Nie ma trudniejszej rzeczy niż miłość.
- Nie ma między nami cichych dni. I - niestety będę to miała na papierze - to Paweł zawsze przychodzi się pogodzić. Ja - ofukana, obrażona - daję się przytulić. Mężczyzna ideał. Na szczęście ma wady, z którymi muszę dawać sobie radę. Oboje wiemy: Paweł jest straszliwym marudą. Sam o sobie mówi: upierdliwiec. W głowie ma czarne scenariusze, chce przewidzieć każde niebezpieczeństwo. I nawet gdy jadę 62 km/godz.,mówi: "Czesiek, zwolnij trochę, tu jest czarny punkt". Rozśmiesza mnie tym, ale wiem, że tak właśnie troszczy się o nas.
- Boi się zmian i ciężko się przyzwyczaja do nowości. Nie chodzi o przygody - jak podróże, przeprowadzka, nowe projekty w pracy. Tylko o drobiazgi. Przykład z początku związku. Dwa miesiące namawiałam Pawła, żeby w lecie nosił japonki. Tygodnie upałów, a on swoje: "Nie i nie. To szczyt obciachu, niemęskie, nigdy w życiu". W listopadzie musiałam siłą zdzierać klapki, bo kiedy się przekonał, nie chciał innych butów.
- Jego niechęć do zadań wymagających użycia młotka i śrubokręta jest wręcz obsesyjna. Paweł uważa, że jeśli ma się wysilić i wkręcić żarówkę, to łatwiej przyzwyczaić się do ciemności. Pół roku błagałam, żeby zreperował drzwi lodówki, które wisiały na zawiasie. W końcu runęły na mnie z butelkami i słoikami. Mój ukochany posprzątał, a następnie za pomocą sznurowadeł, gwoździa i kleju "Kropelka" przymocował drzwi. Otwierały się na pięć centymetrów - akurat tyle, żeby włożyć do środka dłoń. Oto Paweł! I ja mu robię wyrzuty, czując jednocześnie, że jest najbliższym mi człowiekiem. A lodówkę niebawem kupił.
-Chemia, namiętność... podobno gasną po latach związku. A ja powiem: dziękuję, nie narzekamy. Czasem jestem zazdrośnicą - i to chyba dobrze. Uważam, że to składowa miłości. Śmieję się sama z siebie, gdy zaślepia mnie ten "zielonooki potwór". Nie zapomnę, jak kiedyś kątem oka na wyświetlaczu komórki Pawła zobaczyłam piękną dziewczynę. "Co to za laska?", dostałam palpitacji serca. Mokrymi z nerwów dłońmi wzięłam telefon. Przyjrzałam się. To byłam... ja. I to przypominam sobie, ilekroć czuję ukłucie zazdrości. Czyje zdjęcie jest w telefonie? Moje! Nie ma więc o czym gadać.
- Ale przede wszystkim uspokaja coś innego: to, co czuję do Pawła, jest uczciwe. Za nami kawał wspólnego życia, które dało nam - jak mówią psychologowie - kotwice, do których mogę się odnieść. Czasem wystarczy spojrzeć na naszych chłopaków, jak śpią rozkopani, przypomnieć zapach z podróży albo ostatnią kłótnię i to, jak się godziliśmy... Zapracowaliśmy na taki kapitał.
Paweł Wilczak:
- Żadne z nas nie zarzeka się: "Będziemy razem do końca życia". Chcielibyśmy. Ale tego nie wiemy. To jedyna uczciwa postawa. Ale pozostając wolnymi, dokonujemy wyboru, że jesteśmy razem. Bywało między nami różnie, raz lepiej, raz gorzej, dzięki Bogu - i nam przede wszystkim - związek trwa... jakoś strasznie długo. Nie wierzę, jak wiele przeżyliśmy razem.
- Od sześciu lat są z nami bliźniaki Janek i Franek. Od razu wiedzieliśmy, że opieką nad nimi podzielimy się równo. Nie ma mowy, żeby rodzina wisiała na jednym z nas. Pilnujemy, żeby nikt nie czuł się przytłoczony. Do dziś staramy się wszystko robić razem. Odbierać chłopaków z przedszkola, jeździć na rowerze albo tłumaczyć, dlaczego nie wolno skakać na główkę z szafy, co postanowił zrobić syn.
- Nasza bliskość, wspólny, intensywny czas sprawiają, że nie potrzebujemy do szczęścia innych ludzi. Narodziny dziecka to test dla związku. Nasz był podwójnie trudny. Ale nie potrafię już sobie wyobrazić świata bez synków. Większość kontrowersji z Joasią dotyczy właśnie wychowania chłopaków. Ostatni dylemat: wolno się bić czy nie? Ja do Joanny: "Mów sobie, że nigdy nie wolno się bić. A ja uważam, że jeśli ktoś zagraża chłopakom, mają przywalić". Ona na to: "Jasne, naucz ich, żeby wszystko załatwiali przemocą".
- Oczywiście, rozmowa podniesionym głosem. W końcu każde zostało przy swoim zdaniu. I na to też sobie pozwalamy. Ważne, by chłopcy w takich przelotnych konfliktach nie widzieli zagrożenia. "Nie możemy się dogadać, ale się dogadamy", tłumaczymy im jednym głosem. Pokazujemy, że wolno się spierać. Sukces, bo ostatnio kolega chłopaków wyznał rozbrajająco: "A moja mama i tatuś się kłócą". Na to nasz Janek odpowiedział spokojnie: "Moi rodzice się nie kłócą, tylko próbują się dogadać". To jest właśnie nasza siła, nieustający dialog, kontrowersja.
- Ludzie nie chcą mówić o tym, co im doskwiera, gniecie. Nie konfrontują się ze sobą. Żona woli pomyśleć: "Nie będę się z nim kłócić, nie powiem, co mi dolega, bo on mnie zostawi albo się zezłości. Po co mi to?". Mężowi też wygodniej jest milczeć albo wysłać nijaki SMS. Ludzie już nie rozmawiają, piszą te cholerne wiadomości tekstowe albo "dyskutują", klikając w laptopa. To jest łatwiejsze, niż być ze sobą, ale nie sprzyja trwałym związkom. Ktoś ładnie powiedział: "W roku 2000 zaczął się wiek samotności".
- Może jestem ramolem, ale mnie przeraża idea tych Facebooków czy innych komunikatorów. Ludzie niby szukają miłości, ale tego nie da się osiągnąć wirtualnie. A gdzie są randki, wyjście do kina, godziny rozmów?
- Kiedyś poszedłem na wino do kafejki na Nowym Świecie. Przy stoliku obok facet w rozchełstanej koszuli. Co chwilę podchodzi do niego inna kobieta. Uśmiecha się, kokietuje. Zorientowałem się, że właśnie jestem świadkiem błyskawicznych randek. Ale jak można po 10 minutach wiedzieć, że on to "ten". I potem widzę takie pary. Wiążą się na krótko, nie mają szansy skonfrontować własnych słabości, nauczyć się ich akceptować. Tylko liczą, że zmieniając partnerów, trafią na ideał. On w pełni zaakceptuje ją. Ona jego. To się dzieje w okresie fascynacji. A potem jest normalny szary poniedziałek w listopadzie, monotonia, problemy.
- My z Joasią od nich nie uciekamy, tylko jeszcze bardziej szukamy kontaktu. Wkurzam się, kiedy ona dwie godziny wieczorem rozmawia przez telefon z przyjaciółką. Podchodzę i wyciągam za rękaw: "No chodź, obejrzymy razem film, pogadamy". Jestem jak stróż. Kilka razy w roku pilnujemy, żeby być tylko we dwoje. Fajnie jest zakochać się w sobie raz na jakiś czas. Czasem wystarczy weekend w pokoju z serwisem, czystą pościelą i lodówką ze schłodzonym winem - znamy już chyba wszystkie hotele w Warszawie. Ma być miło, cicho i przyjemnie. Trzeba się wyspać, uciec od rutyny. To nasz wentyl, luksus, który dla nas jest święty.
- Zeszłej jesieni wyrwaliśmy się na dwa tygodnie do ciepłych krajów. Miałem gdzieś lazur, egzotyczne kolacje, bo przez cztery dni spełniałem największą potrzebę. Spałem. Joasia cierpliwie czekała, zamawiając jedzenie do pokoju, żebym nie osłabł na tych wakacjach... Potem zaczęliśmy cieszyć się lazurem. Czasem łapiemy tani bilet po to tylko, żeby usiąść na jednym z placów w Rzymie. Przez pięć godzin, wydając z siebie tylko pomruki, pojedyncze słowa, gapiliśmy się na ludzi. To są momenty szczęścia niezbędne w naszej długiej relacji.
TWÓJ STYL 9/2014.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215342 Przeczytał: 156 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:47:22 14-09-14 Temat postu: |
|
|
fotki
|
|
Powrót do góry |
|
|
brodzia Mistrz
Dołączył: 21 Wrz 2014 Posty: 13166 Przeczytał: 13 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:14:27 21-09-14 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam ja! Jest szalenie inteligentna w zyciu zawodowym i bardZo ja cenie |
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215342 Przeczytał: 156 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:44:58 20-12-14 Temat postu: |
|
|
fotki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215342 Przeczytał: 156 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:26:27 16-01-15 Temat postu: |
|
|
teraz gra nowym serialu TVN Nie rób scen
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215342 Przeczytał: 156 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:49:50 13-02-15 Temat postu: |
|
|
Nie rób scen
|
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica Moderator
Dołączył: 25 Gru 2006 Posty: 215342 Przeczytał: 156 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Baker Street Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:24:08 24-02-15 Temat postu: |
|
|
Viva
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ines_ Big Brat
Dołączył: 20 Lut 2012 Posty: 917 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:18:00 17-05-15 Temat postu: |
|
|
WYWIAD: Joanna Brodzik: Flirtuję z życiem.
Środa, 29 kwietnia 2015.
Mówi, że warto było czekać do czterdziestki, bo jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze ze swoim ciałem. Joanna Brodzik kocha jednego mężczyznę, ale lubi uwodzić i przeglądać się w męskich oczach. Już wie, jak wielka siła tkwi w kobiecości.
- Nie byłabym kobietą, którą jestem, gdyby nie moja babcia - mówi Joanna Brodzik/Aldona Kaczmarczyk /Pani.
Kiedy Joanna Brodzik pojawiła się na tej sesji, wszyscy byli zaskoczeni. Aktorka, która zazwyczaj nosi skromne sukienki i niemal niewidoczny makijaż, tym razem pokazała długie nogi, wąską talię i kobiece kształty. Spojrzeniem uwodziła fotografa i wszystkich obecnych w studiu. Prowokacyjne pozy, zabawa włosami, wydęte usta. Chwilami przypominała pełną seksapilu Monicę Bellucci, innym razem niebezpiecznie frywolną Penélope Cruz lub apetyczną Scarlett Johansson. Widać było, że kocha swoje ciało i czuje się swobodnie.
- Wewnętrzny spokój to bonus wieku średniego - przyznaje Joana Brodzik/Aldona Kaczmarczyk /Pani.
Zawsze miałaś świadomość tego, że jesteś atrakcyjna?
Joanna Brodzik: - Nie zawsze. Teraz mam ją po raz pierwszy w życiu. Moje ciało długo było zagadką. Przez większość dzieciństwa miałam ciemny wąsik i strzyżono mnie na krótko, więc wszyscy mówili do mnie "chłopczyku". Aż nagle, bo w ciągu roku, zmieniłam się w kogoś, kto wyglądał jak nauczycielka moich koleżanek. Byłam od nich o głowę wyższa, a mój świeżo urośnięty biust znalazł się na wysokości ich oczu (śmiech). Wszyscy zaczęli się do mnie zwracać per pani, a ja nie bardzo wiedziałam, co z tym fantem zrobić. Tak więc byłam już chłopcem, byłam panią i śmieję się, że teraz "odbijam" sobie bycie dziewczyną. Moja cielesność zaskakiwała mnie zresztą przez większość życia. Długo byłam poważną brunetką, aż Jurek Bogajewicz, twórca "Kasi i Tomka", "ufarbował" mnie na blond i byłam zmuszona poprzestawiać sobie różne klocki w głowie.
- Przede wszystkim musiałam uwolnić się od myślenia o sobie zbyt serio. Odkrycie siebie jako beztroskiej, nieco frywolnej blondynki było jednym z przyjemniejszych momentów w tych moich potyczkach z kobiecością. A potem przyszło doświadczenie macierzyństwa, które na jakiś czas mnie zdefiniowało i zepchnęło fizyczność na drugi plan. Dopiero dzisiaj, stojąc przed lustrem, mogę sobie powiedzieć: "Jest ekstra". Warto było czekać te czterdzieści lat. Wewnętrzny spokój to niesamowity bonus wieku średniego. Jestem ze sobą na bardzo dobrej stopie zarówno jeśli chodzi o ciało, jak i o to, co dzieje się w mojej głowie. To się chyba nazywa dojrzałością.
Pamiętasz moment, kiedy po raz pierwszy poczułaś, że jesteś kobietą?
- Piąta klasa podstawówki. Jedyny rok, kiedy mieszkałam w miasteczku Lubsko sama z babcią. Mama przeprowadziła się do Zielonej Góry z moim młodszym rodzeństwem, a ja zostałam w szkole. I to był ten rok, kiedy bardzo zmieniłam się fizycznie. Pamiętam, jak wróciłam z lekcji, wspięłam się na drugie piętro starej kamienicy, położyłam na dzwonku lewy kciuk, bo jestem mańkutem, spojrzałam na ten palec i spostrzegłam, że mam paznokieć jakiś inny, wydłużony. Potem obejrzałam swoją rękę i... to była dłoń kobiety. Zrozumiałam, że doświadczam zmiany. Zaczęło się od kciuka (śmiech).
Często wykorzystujesz swój seksapil?
- Dla mnie seksapil to jest rodzaj emanacji, pewien potencjał, którego wykorzystywania, niestety, niewiele kobiet ma szansę nauczyć się od swoich matek czy babek. Maszyna energetyczna, którą trzeba umieć obsługiwać. Można ją prowadzić jak traktor, rolls-royce’a lub maserati. Najgorsze, co można z nim zrobić, to go nadużywać niezależnie od okoliczności. Potęga kobiecości, jeśli jest świadomie wykorzystywana, daje ogromne możliwości na wielu płaszczyznach. Dzięki niej można epatować ciepłem, które sprawia, że dzieci zawsze będą pamiętały mamę jako emanację miłości i bezpieczeństwa. Partner może doznawać swojej kobiety na poziomie, na jakim nie może tego doświadczać żaden inny mężczyzna. Kobiecość i seksapil mogą sprawić, że pani w okienku w urzędzie poczuje się lepiej niż pięć minut wcześniej, bo obdarzyłaś ją tym energetycznym uśmiechem. To niesamowita, wspaniała siła. Więc tak, lubię i umiem z niej korzystać.
Ty tej siły nauczyłaś się właśnie od matki i babci?
- Nie byłabym kobietą, którą jestem, gdyby nie moja babcia. I możliwość obserwowania, jak z wirtuozerią żongluje swoją kobiecością. Kokietowała wszystkich, od kioskarza po panią w sklepie rybnym. Ten flirt z życiem, jaki prowadziła, sprawiał, że przebywanie w jej otoczeniu było ogromnie przyjemne. Nawet w ciężkich chwilach wstawała przed nami wszystkimi, aby być "zrobioną", gdy się obudzimy. Była uczesana i umalowana niezależnie od tego, czy zamierzała wyjść z domu, czy w nim zostać. Ale to nie była wyfiokowana damulka, nie podróżowała po rynku w Lubsku limuzyną, tylko kiedy jej córka była w pracy, zasuwała, pchając przed sobą najpierw wózek ze mną, a potem z moim bratem i siostrą. W jej dysponowaniu kobiecością było wiele radości i mądrości. To ona nauczyła mnie, jak umiejętnie jej używać, nie nadużywając jednocześnie.
Lubisz się podobać?
- Oczywiście! Przeglądanie się w oczach innych daje ogromną satysfakcję. A jeśli na dodatek są to atrakcyjni, fajni i mądrzy mężczyźni, to samopoczucie od razu staje się lepsze. Zauważyłam, że wraz z dojrzałością przychodzi taki rodzaj dezynwoltury w tym względzie. Nie szukam już partnera, z którym mogłabym założyć dom, więc pewien rodzaj napięcia w kontakcie z mężczyznami zniknął i w jego miejsce pojawiła się swoboda (śmiech).
Skończyłaś 42 lata, ale w kinie do tej pory było cię niewiele. Nie boisz się, że niedługo będzie już za późno na karierę filmową?
- Propozycje, jakie dostaję, pozwalają mi uprawiać zawód na moich własnych warunkach, są dla mnie nie tylko źródłem zarobkowania, ale i wszechstronnego rozwoju, więc nie czuję się zawiedziona tym, że nie dzwoni do mnie na przykład Almodóvar (śmiech). Obserwuję siebie oraz swoją drogę zawodową i myślę, że może potrzebuję jeszcze trochę się zestarzeć i pokryć "patyną". Znaleźć się w miejscu, w którym uroda nie będzie już dla innych determinującym elementem. Być może dopiero wtedy będę mogła zrobić coś, co będzie miało dla mnie zupełnie nową wartość? I jakość...
W tym zawodzie mężczyźni często robią karierę dopiero po czterdziestce. Na twarzy widać wtedy charakter i doświadczenie.
- No właśnie. A kobiety najczęściej boją się tego momentu, kiedy technologia HD zaczyna pokazywać ich wiek. Ja się nie boję. Wręcz upatruję w tym pewną szansę. Dla niektórych to może zabrzmieć dziwnie, ale nie przeraża mnie starość, bo z wiekiem przychodzi mądrość. Ja się wręcz na nią cieszę.
Wychowałaś się w kobiecym domu, a teraz mieszkasz z trzema mężczyznami.
- To się chyba nazywa odrabianiem karmy (śmiech). Staram się, żeby nasz dom był domem, w którym panuje miłość i zrozumienie, bo tego sama doświadczyłam. Chciałabym, żeby moje dzieci i mój partner, niezależnie od tego, czy mamy akurat lata tłuste, czy chude, zawsze mieli świadomość, że są w tym domu ludzie, którzy ich kochają. Mogą się mylić, popełniać błędy, wypowiadać niekomfortowe słowa, ale kochają. Poza poczuciem miłości i bezpieczeństwa te dwa domy różnią się wszystkim. Nieustannie, każdego dnia właściwie, doświadczam skondensowanej, potrójnej dawki testosteronu i jest to dla mnie doświadczenie graniczne. Może dlatego tak często uciekam do bezpiecznej, kobiecej przestrzeni, w której nie grozi mi, że za chwilę rozlegnie się muzyka z "Gwiezdnych wojen" i na głowie wyląduje mi Gwiazda Śmierci. Żyję na planecie testosteron, która jest jednym wielkim polem minowym, więc wytchnienia szukam w gronie moich przyjaciółek, czyli w krainie łagodności (śmiech).
Czego się od swoich mężczyzn nauczyłaś?
- Że nic tak cudownie nie buduje każdego faceta, niezależnie od tego, czy ma lat sześć i pół, czy pięćdziesiąt, jak powierzenie mu zadania i piękne pochwalenie, jeśli je wykona. To brzmi banalnie, ale działa. Warto scedować odpowiedzialność na naszych mężczyzn, bo świat wcale nie jest dla nich taki przyjazny i mają coraz mniejszą przestrzeń, w której mogą się wykazać. Szczególnie że my, kobiety, uważamy, że ze wszystkim poradzimy sobie lepiej, co oczywiście nie jest tak dalekie od prawdy (śmiech). Sama nie jestem tutaj bez winy, bo byłam wychowywana przez samodzielne babki.
I takie samodzielne babki, jak pojawia się dziecko, często przejmują wszystkie obowiązki i odstawiają mężczyzn na boczny tor.
- I wtedy oni zaczynają czuć się niepotrzebni. A ponieważ dobry Bóg wiedział, że jeśli obdarzy mnie jednym dzieckiem, to jako ta najlepiej wiedząca zagarnę całą przestrzeń, więc obdarzył mnie dwojgiem... Paweł zauważył w tym szansę dla siebie i w pełni ją wykorzystał (śmiech). Zaskarbił tym sobie nie tylko moje zaufanie, ale i dozgonny podziw.
Synowie zmienili wasz związek?
- Dzieci zawsze zmieniają go trwale i bezpowrotnie. Z dwojga niezależnych ludzi tworzą jakość, która z jakością często niewiele ma wspólnego... Na nowo tworzy się wzajemne porozumienie, czasem w bardzo trudnych okolicznościach. Zmęczenie i frustracja to chleb powszedni, więc potrzeba wiele cierpliwości i tolerancji. Ważna jest też przyjaźń. Nasza pomogła, i wciąż nam pomaga, w najtrudniejszych sytuacjach. Po dwunastu latach związku i siedmiu latach rodzicielstwa z całą stanowczością mogę polecić wszystkim jeden, najskuteczniejszy sposób: śmiech. To dzięki poczuciu humoru, zwłaszcza mojego partnera, udało się nam przetrwać największe burze i kryzysy.
Słyszałam, że "przyciągasz" zabawne sytuacje.
- Zwłaszcza w momentach, kiedy staram się być bardzo serio. Albo gdy zależy mi na tym, aby wypaść na "damę z towarzystwa". Wtedy rzeczywistość daje mi do zrozumienia, że dystans jest niezbędny, i funduje różnego rodzaju przygody. Na przykład Telekamerę za rolę w "Magdzie M." odbierałam w... ciasno zaszytym smokingu od Tomasza Ossolińskiego. Na pół godziny przed uroczystością stwierdziłam, że zatrzask, na który całość się zapinała, za słabo trzyma, a pod spodem byłam topless, bo strój miał gołe plecy. Powiedziałam wtedy do mojego partnera: "Słuchaj, jak głębiej odetchnę, to się może odpiąć i będę stała przed tymi wszystkimi ludźmi z gołym biustem". A on na to: "Dobra, to daj mi młotek, ja tak leciutko puknę, rozklepię i będzie się lepiej trzymało". Stuknął leciutko, na tyle leciutko, że moim zdaniem w ogóle nie zadziałało, więc przejęłam młotek i stuknęłam mocniej.
- Oczywiście wtedy zatrzask przestał się zapinać w ogóle. Na szczęście mój partner potrafi szyć, więc mnie zaszył! Trzymałam w ustach nitkę, żeby nie zaszył mi rozumu (śmiech). Za każdym razem kiedy mam ochotę nadąć się albo napiąć, dzieje się coś podobnego. Nie wiem, co by się stało, gdybym zdobyła jakąś nagrodę o kalibrze światowym. Oberwanie trenu na poziomie pasa to byłoby minimum (śmiech). Może dlatego tak lubię formę komediową? Pierwszą osobą, która dała mi sygnał, jaką drogę zawodową powinnam wybrać, była moja profesor w PWST Zofia Kucówna. Na drugim roku powiedziała do mnie: "Tylko proszę, nie staraj się być femme fatale". Dzisiaj wiem, że to była trafna uwaga, ale wtedy trochę się obraziłam, bo oczywiście najbardziej chciałam być femme fatale (śmiech).
W "Nie rób scen" twoja bohaterka Anka przebiera się za seksowną pokojówkę, żeby przywrócić namiętność w związku. Też tak robisz?
- Sprawa intymności rodziców małych dzieci wciąż jest uznawana za tabu, a nasz serial pokazuje te problemy w nieco krzywym, ale bardzo prawdziwym zwierciadle. Każda para powinna poszukać najlepszego dla siebie sposobu zadbania o tę swoją przestrzeń. Dla mnie i Pawła są to podróże, nawet kilka przystanków tramwajem od domu i spraw rodzicielskich. Organizujemy "gigant" i na kilka, kilkanaście godzin jesteśmy tylko dla siebie.
Dużo ze sobą rozmawiacie?
- Od momentu kiedy się poznaliśmy, jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć do "Kasi i Tomka", każdemu z nas świetnie się z tym drugim interlokutorem rozmawiało (śmiech). I tak rozmawiamy ze sobą stale od dwunastu lat, rano, wieczór. I w nocy. Przegadaliśmy całe miesiące, rzeki tematów. Dyskutujemy zażarcie, spieramy się, argumentujemy, przekonujemy. A wracając do "Kasi i Tomka", pamiętam, jak druga reżyser, która organizowała casting do serialu, zapytała, z kim chciałabym "spróbować", i wymieniła nazwiska kilku fajnych kolegów. Kierując się intuicją, powiedziałam, że chciałabym z Pawłem Wilczakiem. Ale on wyjechał za granicę i co prawda miał wrócić tego samego dnia, jednak nikt nie wiedział, o której ląduje jego samolot. I ja na tego Wilczaka cztery godziny czekałam, żeby to właśnie z nim zrobić próbne zdjęcia. A był czerwiec, w WDF (Wytwórnia Filmów Dokumentalnych - red.) nie działała klimatyzacja, więc upał panował straszny. Nie ma takiego tygodnia, żebym mu o tym nie przypomniała (śmiech). Gdyby nie moja determinacja, kto wie, gdzie byśmy dzisiaj byli...
Kłócicie się i robicie czasem sceny?
- Oczywiście! Każde z nas na swój własny sposób. Ja na przykład obrażam się okropnie i trzeba mnie przytulać, przepraszać. Czasem trzaskam naczyniami. I to mocno.
Rzecz, którą Paweł cię wzruszył...
- Pojechał za mną, akurat obrażoną śmiertelnie, na lotnisko z bukietem białych róż i znalazł mnie tuż przed odlotem samolotu. To wersja romantyczna. A wersja rodzicielska: kupił naszym chłopcom nowe ubranka - wszystkie o trzy lata za małe, bo nie mieściło mu się w głowie, że są już tacy duzi... (śmiech).
Twój partner mówi o sobie żartobliwie "kur domowy". Nie przeszkadza mu, że obecnie to ty jesteś bardziej aktywna zawodowo?
- To, że dzięki niemu mogłam zrealizować teraz swoje plany i marzenia zawodowe, jest bezcenne. Rozumiemy zasadę interwałów, jaką rządzi się nasza praca. Kiedy Paweł zajęty był serialem "Usta, usta", ja zostałam z chłopcami w domu. Jesteśmy zgranym zespołem i wiem, że za chwilę, jeśli on podejmie nowe wyzwania zawodowe, kolejny raz zamienimy się żółtymi koszulkami lidera peletonu rodzinnego.
Kiedy rozmawiałyśmy niedawno, powiedziałaś, że chcesz zrobić z Pawłem serial. A tymczasem w "Nie rób scen" partneruje ci Wojciech Solarz.
- Mówiłam wtedy o innym projekcie. Chwilę potem dostałam propozycję, która wydała mi się interesująca, i na dwa miesiące z kawałkiem - bo tyle trwały zdjęcia do "Nie rób scen" - musiałam zawiesić naszą współpracę. Teraz wracamy z Pawłem do wspólnych działań, bo ten projekt jest naszym marzeniem. Pracujemy nad nim długo, doskonalimy go.
Zobaczymy was razem na ekranie?
- Nie (śmiech). Zamierzam chwycić byka za rogi od innej strony i zmierzyć się z nową dla mnie materią, czyli produkcją. Myślę, że zapracowałam na to, żeby móc wejść na kolejny poziom trudności.
Często mówisz Pawłowi "kocham"?
- Tak! Ale nie tylko jemu. Kocham moje dzieci, rodzinę, przyjaciół. Kocham to, że robię to, co kocham, czyli moją pracę. Kocham w innych i w sobie to, co niedoskonałe. No i życie kocham. Czuję to bardzo mocno.
A czego ci jeszcze brakuje?
- Siwego warkocza do pasa. I może jeszcze gorącego tanga do świtu.
PANI 5/2015.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ines_ Big Brat
Dołączył: 20 Lut 2012 Posty: 917 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:18:03 17-05-15 Temat postu: |
|
|
Ostatnio zmieniony przez Ines_ dnia 18:34:19 17-05-15, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|