|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Pisać dalej? |
Tak |
|
0% |
[ 0 ] |
Nie |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 0 |
|
Autor |
Wiadomość |
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:41:48 21-11-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 16
Restauracja „Zacisze”, 6 lipca 2010
Paula Ruiz wiedziała jak zaskarbić sobie przychylność ludzi. Była w tym naprawdę dobra. Kiedy chciała osiągnąć swój cel potrafiła tryskać dobrym humorem, być miła i uprzejma. I to zrobiła także tego dnia. Adriana Romero nie wiedziała co się kryje za anielską twarzą nowej znajomej. Myślała, że znalazła nową przyjaciółkę. Od pierwszej chwili obdarzyła sympatią kobietę, która jej pomogła po napadzie. Paula zaprosiła ją do swojej restauracji i podała coś do picia i jedzenia, aby mogła się uspokoić. Przez cały czas jej towarzyszyła. Swoją życzliwością sprawiła, że zapomniała o przykrym incydencie z tego dnia. Chciała jej się jakoś odwdzięczyć za okazane serce.
– Bardzo dziękuję – odrzekła Adriana kończąc posiłek. – Wszystko było pyszne.
– Cieszę się, że ci smakowało. – Kobiety podczas rozmowy przeszły na ty. – Będziesz tu zawsze miło widziana.
– Może kiedyś zabiorę męża. Jest bardzo zapracowany i rzadko kiedy wychodzimy. Mam nadzieję, że mu się tu spodoba.
– Chętnie go poznam – odparła Paula uśmiechając się. – Zapraszam serdecznie. Bądź pewna, że zostaniecie obsłużeni niczym królowie.
– Co do tego nie mam żadnych pewności. A może przyszłabyś do nas na kolację. Chociaż tak będę mogła ci się odwdzięczyć za to co dla mnie zrobiłaś.
– Bardzo chętnie. – W oczach Pauli pojawił się błysk. – Będzie mi miło poznać twoją rodzinę.
– Więc jesteśmy umówione. – Adriana spojrzała na zegarek. – O rany, nie wiedziałam, że już tak późno. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Zadzwonię do ciebie w sprawie kolacji.
– Będę czekać.
Kiedy Adriana Romero wyszła z lokalu na ustach Pauli zawitał uśmiech triumfu. W pewnym momencie podszedł do niej jeden z kelnerów.
– Szefowo, jakiś młody człowiek do pani. Czeka na zapleczu.
– Zaraz przyjdę.
Wzięła torebkę wiszącą na oparciu krzesła i wyszła do swojego gościa. Podała mu zwitek banknotów. Chłopak szybko przeliczył.
– Coś się nie zgadza? – spytała.
– Wszystko w porządku, ale może przydała by się jakaś dodatkowa premia. Tamta babka wyglądała na nadzianą.
Paula rozejrzała się, czy nikogo nie ma. Kiedy nabrała pewności złapała go za gardło i przygwoździła do ściany. Chłopak był raczej marnej postury, więc nie miała z tym kłopotów.
– Posłuchaj gówniarzu! Nie wyciągniesz ode mnie więcej. I tak za tą robotę zapłaciłam ci więcej niż powinnam. Więc bierz kasę i zjeżdżaj. – Puściła go. Chłopak chwilę jeszcze
kasłał. – Dam ci dobrą radę. Nie bądź chytry i pazerny. Może się to kiedyś źle dla ciebie skończyć. Aha i wyrzuć wszystkie karty kredytowe. Na pewno zostaną zablokowane. Jeśli gliny cię przyskrzynią nie uwierzą, że działałeś na moje zlecenie. Wszystkiego się wyprę. Twoje słowo przeciwko mojemu. A teraz spływaj!
Wyrzuciła go za drzwi i sama wyszła aby zapalić. Pierwszy krok za mną, pora na następne, pomyślała.
Centrum Dowodzenia, 6 lipca 2010
Marcos nadal patrzył na ekran komputera, który nadal był zaśnieżony. Nie podobało mu się to. Ricardo ciągle próbował coś zrobić, aby odzyskać łączność z Ericą. Niestety bez skutku.
– I co? – spytał wyciągając z paczki kolejnego papierosa. Przez chwilę nerwowo trzymał go w palcach, po czym zapalił.
– Nadal nic – odrzekł Ricardo. – Nie mam pojęcie co się mogło stać.
– Niech to szlag! Jak to możliwe, że ten sprzęt zawiódł. Miał być najnowszej technologii. Może wsadzili nam jakiś szajs?
– Nawet najlepszy czasami zawodzi... – stwierdził Ricky.
– Ale czy musiało to się stać właśnie teraz? Mamy pecha. Nie wiadomo co się może teraz z nią dziać. – Spojrzał na Almę. Kobieta podeszła do okna. – Widzisz coś?
Policjantka pokręciła głową, nadal wpatrywała się w sąsiednią posesję. Na jej twarzy malował się niepokój. Martwiła się o Ericę. Niby dziewczyna była silna, ale mogłoby jej się coś stać.
– A jeśli coś się stało? – spytała.
– Nawet tak nie myśl! – krzyknął Marcos. – Nie mogło. Ta mała to spryciara. Zawsze się wywinie. Będzie musiała to nam jakoś wytłumaczyć, kiedy następnym razem się spotkamy.
– Tylko kiedy? Nie możemy ryzykować. Ten jej bodyguard ciągle za nią łazi.
– To spotkanie będzie bliżej niż ci się wydaje – oznajmił tajemniczo Hernandez.
– Jak to? – spytała Alma z zainteresowaniem.
Ricardo odszedł od komputera i także podszedł do okna.
– Co masz na myśli?
Marcos sięgnął do marynarki i wyjął z niej dwie koperty. Jedną dał Almie. Dziewczyna jednym ruchem otworzyła zawartość. To było zaproszenie na aukcję prowadzoną przez Adrianę Romero.
– Chyba nie chcesz...
– Oczywiście, że tak. – Marcos wszedł jej w słowo uprzedzając jej pytanie. – Zostaliśmy zaproszeni, więc nie wypada odmówić. To by było w złym guście. Taka zamożna rodzina, jak my, zna się na dobrych manierach. – Widząc minę Almy dodał: – Lorenzo Romero nas nie zna, więc możemy czuć się bezpiecznie.
– Ale przecież wiesz, o co mi chodzi... – zaczęła tajemniczo Alma.
– Minęło tyle czasu – odrzekł Marcos. – Nie obawiaj się. Nikt nie wie, że jesteśmy glinami. – Wypuścił ostatni kłęb dymu i zgasił peta w popielniczce. – Zacznijcie szykować stosowne ubranie.
Rezydencja Lorenza Romero, 6 lipca 2010
W ostatniej niemal chwili udało jej się odwrócić nie zwracając niczyjej uwagi. Westchnęła z ulgą i spojrzała na aparat cyfrowy trzymany w ręku. Jeżeli ktoś by zobaczył zdjęcia, musiałaby nieźle się nagimnastykować, żeby wymyślić dlaczego je zrobiła. A tym bardziej przed własnym „ojcem”. Był człowiekiem, który nie dałby wcisnąć sobie kitu. Erica wyszła zza drzewa i skierowała się w stronę basenu. Opalanie się i kąpiel było pretekstem, żeby mogła bez problemu paradować po ogrodzie.
Wcześniej przez okno w kuchni, zauważyła jak z drugiej strony domu, podjeżdżały jakieś ciemne samochody. Mężczyźni, którzy z nich wysiedli byli elegancko ubrani. Postanowiła powęszyć. Ubrała więc bikini, wzięła aparat, kosmetyczkę i ręcznik. Potem wyszła. Miała szczęście. Mężczyźni nie weszli jeszcze do środka. Stali i rozmawiali z Lorenzem i Martinem. Towarzyszył im także Manuel. Schowała się za drzewo aby zrobić zdjęcia. Pomyślała, że pewnie się przydadzą. To na pewno byli ludzie, z którymi jej „ojczulek” prowadził ciemne interesy.
Teraz siedziała na leżaku przy basenie. Aparat schowała do kosmetyczki. Dotknęła swojej szyi i zorientowała się, że nie ma naszyjnika. Cholera! Gdzie go mogłam zostawić, zastanawiała się. Zawsze miała go na sobie. Pamiętała o tym co jej powiedziała Alma. Po chwili zbladła. Ostatni raz go miała w basenie, jak się kąpała. Musiał się odpiąć. Jak mogłam być tak głupia, zarzucała sobie. Szybko zanurkowała. Miała rację. Leżał na dnie. Szybko do niego podpłynęła i wypłynęła na powierzchnię. Patrząc na niego pluła sobie w brodę, jak mogła być tak nieostrożna. Usiadła na leżaku i spoglądała na jego kwiatowy wzór. A jeśli coś się zepsuło, myślała. Marcos nie wie, co się ze mną dzieje. Może powinnam do nich zadzwonić. Nagle poczuła jak ktoś delikatnie wyciera jej włosy. Zatopiona we własnych myślach nie widziała ani nie słyszała nikogo. Powoli się odwróciła. To był Manuel Gonzales. I patrzył na nią takim samym wzrokiem jak pierwszego dnia, kiedy się spotkali. Nie wiedziała czemu, ale ten człowiek nie podobał się jej. Przecież był młody przystojny, ale było w nim coś odpychającego. Przynajmniej ona miała takie odczucie. Może na innych kobietach robił wrażenie, ale nie na niej.
– Cześć! – Uśmiechnął się. – Mam nadzieję, że mnie pamiętasz?
– Tak – odparła odbierając od niego ręcznik. Chcąc się czymś zająć, sama wycierała sobie włosy. – Jesteś Manuel, kolega Martina.
– Zapamiętałaś – odrzekł, szczerząc zęby. Erice ten uśmiech działał na nerwy. Jej dawna natura mogłaby mu powiedzieć, żeby spadał. Ale Roxana Romero nie mogła tego uczynić. – Więc być może myślałaś trochę o mnie. Bo ja o tobie tak.
Facet spadaj na drzewo! Skąd ty się urwałeś? Z choinki a może z księżyca. Takie teksty były modne w średniowieczu! Może Roxana Romero by się na to nabrała, ale nie ja.
– Naprawdę? – zapytała nieśmiało, wczuwając się w rolę.
– Owszem. Twój brat co nieco mi o tobie opowiadał. Same dobre rzeczy oczywiście. Od tamtej pory czekałem chwili, kiedy będę mógł cię poznać.
Erica już dawno by kazała temu palantowi spadać na drzewo. Wyraźnie miał na nią ochotę. Bezczelnie gapił się w jej biust, a to nie było trudne gdyż miała na sobie skąpe bikini. Widziała jak jego wzrok prześlizgiwał się po jej ciele. Wkurzał ją coraz bardziej, ale nie mogła być dla niego niemiła. Przecież Roxana Romero tak by się nie zachowała. A ona przecież teraz nią była.
Przypomniała sobie wpisy z pamiętnika Roxy, które pobieżnie czytała. Nie było w niej żadnej wzmianki o Manuelu, a więc Martin nic o nim nie opowiadał.
– Powiedz coś o sobie – odparła zarzucając ręcznik na ramiona i okrywając swoje piersi przed jego spojrzeniem. – Martin nic o tobie nie mówił. Ostatnio jest zajęty, więc nie mamy czasu rozmawiać tak jak kiedyś.
– A co chcesz wiedzieć?
– Gdzie się poznaliście? – spytała z uprzejmości.
Tak naprawdę obchodziło ją to tyle co wczorajsza kolacja, ale musiała jakoś zmienić temat. Chciała go czymś zająć, żeby nie gapił się bez przerwy na nią. Może przy okazji coś mu się wymsknie, co będzie miało dla mnie znaczenie, pomyślała o swojej misji.
Wkurzał go ten cały Manuel. Wiedział, że jest zamieszany w interesy Lorenza i niewiele się różni od niego czy też Martina. Potrafił być bezwzględny tak jak oni. A teraz bezczelnie podrywał Roxanę! Nie wiedział dlaczego go tak to rozwścieczyło. Przez okno w salonie, skąd rozciągał się widok na basen widział, jak ten gość podszedł do niej i wycierał jej włosy, kiedy wyszła z basenu. Jeszcze pożerał ją wzrokiem. A ona? Najwidoczniej jej się to podobało. Nie odeszła tylko z nim rozmawiała. Chciałby wiedzieć o czym.
Carlos Montiel nie potrafił przestać patrzeć na Roxanę i Manuela siedzących przy basenie. Nie podobało mu się to. Nie mógł pozwolić aby wpadła w jego sidła. Ale co mógł zrobić? Kim on dla niej był? Tylko starszym bratem. Owszem, ale to było kiedyś zanim wyjechał. Było, czas przeszły. Teraz wszystko się zmieniło. Od tamtej kolacji nie potrafił przestać o niej myśleć, o jej pięknym uśmiechu, o jej oczach. Kiedy zasypiał widział ją przed oczami. Żadna kobieta nie wyryła mu się tak w pamięci. Starał się zapomnieć o niej, dlatego przez parę dni unikał wspólnych posiłków. Wiedział, że jej obecność wytrąca go z równowagi, a na to nie mógł pozwolić. Miał zadanie do wykonania, więc potrzebował absolutnego skupienia. Nawet Adriana zauważyła, że nie jada w domu. Powiedział jej, że załatwia sprawy z przyjęciem na praktykę. A potem jeszcze go czeka aplikacja. To była oczywiście przykrywka. Lorenzo Romero nie wie, jaka jest prawdziwa przyczyna jego powrotu.
Z zamyślenia wyrwał go odgłos SMS-a. Wyjął telefon i odczytał wiadomość. Jutro o 9 w Motelu Amber przy krajowej 19. Pokój 25. Carlos szybko skasował wiadomość. Ostatni raz spojrzał na parę siedzącą przy basenie. Postanowił sobie jedno. Adriana nie będzie jedyną osobą, którą musi wyrwać z sideł mafii Lorenza Romero. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 14:19:54 15-01-12 Temat postu: |
|
|
Odcinek 15
Cóż, straty w lokalu Patricia Navarro są nie do pozazdroszczenia. Zginęli ludzie, a stan klubu jest opłakany. Wiele miesięcy potrwa zanim będzie jak dawniej. Niestety wszyscy się o tym dowiedzą i nie będą chcieli tam wracać. I jeszcze policja będzie węszyć. Navarro wie, że stoi za tym Lorenzo Romero, ale póki co jest bezsilny. Już chciałby się zemścić, ale to trzeba zrobić na spokojnie. Rady Flavia są jak najbardziej na miejscu Tak czy siak widać jak na dłoni, że Navarro jest przy Lorenzie słabiutkim pionkiem, tamten go już dwa razy zaskoczył, a on wciąż nie może wziąć odwetu
Sąsiedzi Lorenza, czyli policja też wiedzą o wszystkim. Do tej pory nikt ich nie odwiedził i nie sprawdził, są czujni i przebiegli, ale właśnie teraz pojawił się pierwszy problem. Stracili kontakt poprzez kamerkę z Ericą vel Roxaną. Fatalna sprawa, bo chociaż na razie jest bezpieczna, to licho nie śpi. Bez nich jest zdana tylko na siebie, a wokół ma pełne gniazdo żmij
Adriana jest bardzo naiwna. Ktoś ją napadł, ochroniarz tego łobuza nie dogonił, za to na drodze żony Lorenza pojawiła się... jego kochanka Paula. I teraz kobiety się zaprzyjaźnią. Cóż za paradoks
Odcinek 16
Paula to spryciara Zaprzyjaźniła się z Adrianą i udaje jej najlepszą przyjaciółkę, a tymczasem okazuje się, że opłaciła zbira, który ukradł Adrianie torebkę. Nie dała mu więcej kasy i potraktowała jak śmiecia. Widać, że to silna kobieta i umie postępować z takimi cwaniaczkami jak ten młody facet. Żal tylko Adriany, że wpadnie w kleszcze. Z jednej strony taki mąż, a z drugiej jego kochanka, która jest zupełnie inną osobą niż ona teraz sądzi...
Obraz zaśnieżył nieco u naszych policjantów - sąsiadów Lorenza Romero, a stało się tak dlatego, że naszyjnik Roxany/Eryki wpadł do wody. Policjanci wezmą w udział w dobroczynnym przyjęciu Lorenza. Zostali zaproszeni. Będą bezpieczni, bo mafiozo ich nie zna. A przyjść muszą, bo dobre obyczaje i te sprawy tak nakazują I muszą się też porządnie ubrać.
Erica zorientowała się, że zgubiła naszyjnik. Szybko odzyskała go pod wodą, ale niestety nagle zaczepił ją Manuel, kolega Martina, odrażający typ, która chce ją tylko poderwać. Musiała być Roxaną, więc traktowała go bardzo grzecznie, ale w głębi duszy chciałaby go pobić z wściekłości.
Carlos obserwował Roxanę i Manuela. Nie podoba mu się to wszystko, bo dziewczyna wpadła mu w oko. Doskonale wie, że jej ojciec i cała ta mafia to dla niej największe zagrożenie. Zdecydował, że będzie aniołem stróżem nie tylko dla Adriany, ale i dla Roxany. Pytanie tylko co on może zrobić w pojedynkę przeciwko takiemu gigantowi jak Lorenzo Romero.
Czekam na newik i pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:55:40 30-03-12 Temat postu: |
|
|
Odcinek 17
Motel Amber, 7 lipca 2010, godzina 9.00
Kiedy Carlos wszedł do pokoju, jego gość już czekał. Mężczyzna usiadł na stojącym nieopodal krześle.
– Jesteś jak zwykle punktualny. – Usłyszał kobiecy głos.
– Znasz mnie nie od dziś i wiesz, że zawsze stawiam się na spotkanie – odparł.
Kobieta zdjęła okulary przeciwsłoneczne i błękitny szal, którym była owinięta jej głowa. Rzuciła materiał na łóżko. Carlos spojrzał jej w twarz. Ostatni raz widzieli się w USA kilka tygodni przed jego wyjazdem. Kobieta zawsze się kamuflowała, kiedy mieli się spotykać. Nikt nie mógł jej rozpoznać. Była dobra w charakteryzacji, można powiedzieć cholernie dobra.
– Czemu chciałaś się spotkać? – Nie owijając w bawełnę Carlos od razu przeszedł do rzeczy. Nie lubił marnować swojego cennego czasu.
– Jak zwykle konkretny. Dobrze więc – odparła spokojnym tonem głosu i wyciągnęła z torby papierową teczkę. – Koniec z urlopem. Trzeba zabrać się do roboty. Wiesz co mam na myśli.
– Jasne – odrzekł. – Przecież po to wróciłem do Kolumbii. Nie musisz mnie o to pytać. Jaki jest plan i instrukcje?
– Wszystko masz tutaj. – Kobieta wskazała na wyjętą wcześniej teczkę. – To bardzo ważne. Zapoznaj się z tym i zniszcz. Wiesz, że musimy wykazać się szczególną ostrożnością. Nie może się to dostać w niepowołane ręce. To co tam jest może cię zaszokować. Ale jesteś profesjonalistą więc wiesz jak się zachować w takich sytuacjach i nie muszę ci tego tłumaczyć. A jak tam sytuacja w domu? Jak twój kochany ojczym.
– Ledwie zauważa moją obecność. Traktuje mnie jak powietrze. Tak jakby mnie tam wcale nie było.
– I bardzo dobrze. To ułatwia nam sprawę. Lorenzo sam nie wie, kogo ma pod swym dachem.
– Jak to kogo? Świeżo upieczonego, dobrze zapowiadającego się prawnika. – Carlos roześmiał się głośno. – Przez lata pracowałem na taką reputację. Nawet szukałem już pracy w kancelariach i dostałem się do jednej z najlepszych w mieście. – Wstał z krzesła i podszedł do okna, przez które rozciągał się widok na pobliską okolicę. – Lorenzo Romero zapłaci za wszystkie swoje zbrodnie. Już moja w tym głowa. – Z całej siły zacisnął pięści.
– Tylko pamiętaj oby zemsta się nie zaślepiła. Nie możesz stracić czujności. Najmniejszy błąd może kosztować cię życie. Zresztą nie tylko ciebie.
Carlos szybko się odwrócił i spojrzał na kobietę.
– O czym ty mówisz?
– Wszystko masz w teczce. Jak przeczytasz zawartość zrozumiesz. A teraz czas na mnie.
Kobieta szybko opuściła pokój zostawiając Carlosa z mnóstwem wątpliwości i pytań.
Rezydencja Lorenza Romero, 7 lipca 2010
Erica kolejny dzień spędzała przy basenie. Zauważyła, że był to dobry punkt obserwacyjny. Mogła bez przeszkód spacerować dookoła basenu i po ogrodzie rozglądając się wokoło nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Nikt jej nie towarzyszył. Jej ochroniarz nie był teraz z nią, nie było takiej potrzeby. Był z nią tylko poza terenem rezydencji. I bardzo dobrze, myślała Erica. Miała dość tego pacana. Kiedyś była wolną kobietą chadzającą własnymi drogami i nie była przyzwyczajona do drugiego cienia, jak nazywała Javiera.
Zeszła z leżaka i założyła coś na siebie. Nie chciała znowu natknąć się na Manuela, który rozbierałby ją wzrokiem gdyby tylko znowu zobaczył ją w bikini. Wzięła ze sobą aparat i postanowiła przejść się wzdłuż wschodniej części ogrodu. Jeszcze nigdy tam nie była. Zdziwiło ją, że ta część różni się od pozostałego ogrodu. Rosła wysoka trawa i gęste krzaki. Zaczęła robić zdjęcia. Nie wiedziała czemu, ale czuła że to zaniedbanie było celowe. Tak jakby ktoś chciał coś tu ukryć. Tylko co? Zastanawiając się nad tym nie widziała jak podeszła do niej Valeria.
– Cześć serduszko – przywitała się. – Co robisz?
Erica powoli odwróciła się jej kierunku. Tylko jej mi tu brakowało, pomyślała.
– Robię zdjęcia przyrody – powiedziała siląc się na uśmiech.
– Nigdy jakoś nie byłaś zainteresowana fotografią – stwierdziła Valeria patrząc na nią uważnie.
– Całkiem niedawno odkryłam tą pasję. To jest prawdziwa frajda.
– A co może być przyjemnego w fotografowaniu jakiejś trawy i krzaków? – zdziwiła się dziewczyna i parsknęła z obrzydzeniem. – Swoją drogą nigdy jeszcze nie byłam w tej części, chociaż znamy się już tyle lat i znam tu niemal każdy kąt . Ktoś tu zaniedbał. Ogrodnik powinien już dawno być wywalony na zbity pysk. Jak można było tak tu zapuścić? Przecież to wygląda okropnie. Jak na jakiejś wiosce zabitej dechami.
– Ma to swój urok. To naturalna przyroda, pozbawiona ingerencji człowieka. To idealne miejsce na zdjęcia plenerowe.
– Widzę, że całkiem ci odbiło na punkcie fotografii.
– Owszem. Może miałabyś ochotę mi pozować.
– Na tle tego czegoś?
– A czemu by nie. Śmiało.
Valeria zastanawiała się chwilę, po czym się zgodziła. Weszły w głąb ogrodu. Erica specjalnie ustawiała ją w pewnych miejscach, które mogłyby coś kryć. Domyślała się, że ta zaniedbana część kryje jakąś tajemnicę, sekret i ona go odkryje. Dziewczyny były tak zaabsorbowane swoim zajęciem, że nie zauważyli jak ktoś stanął obok nich.
– Co tu robicie?
Obie szybko się odwróciły. To był Martin.
– Robimy sobie zdjęcia – szybko odparła Erica.
– Tutaj? Masz cały ogród, a ty przyszłaś tu? Są chyba lepsze miejsca.
Erica wyczuła w jego głosie złość. O co może mu chodzić, zastanawiała się w myślach.
– Ale... – chciała coś powiedzieć, ale brat jej przerwał.
– Przecież doskonale wiesz, że ojciec zabrania komukolwiek przychodzenia tutaj. Gdyby się dowiedział, wpadłby w złość. To jego azyl, miejsce gdzie chce w spokoju pomyśleć, odetchnąć od trudu codziennego życia. Dlatego nie chciał, żeby ktoś z tym zakątkiem robił cokolwiek. Czy nie możesz tego zrozumieć? Tyle razy ci już to tłumaczyłem, ale do ciebie dociera to jak do ściany.
Więc Roxana też tu się zakradała, wywnioskowała Erica z jego słów. Widocznie nie była taką posłuszną dziewczyną, jak o niej myślała.
– Zabronił ci tutaj przychodzić i lepiej posłuchaj. Nigdy się więcej tu nie pokazuj, jasne? To było ostatni raz. Tym razem ci się upiekło. Nie powiem nic, że tutaj byłaś. Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia. Jak cię nakryje wpadniesz w niełaskę i już nie będziesz jego ukochaną córeczką. Ukochane córeczki nie łamią zakazu i są zawsze posłuszne. A teraz zmykajcie, obie. I nie kręć się tu więcej.
Erica wraz z Valerią spełniły jego polecenie. Poszły nad basen.
– O co chodzi? Nigdy wcześniej nie widziałam twojego brata w takim stanie. Nikomu nie wolno tam przychodzić. Tak jakby to było miejsce jakiś tajnych spotkań.
– Wiesz, mój tata ma czasami takie swoje dziwactwa – odparła Erica. – I to jest jedno z nich. Zupełnie zapomniałam o tym zakazie. Może zajmiemy się czym innym?
– Miałam to samo ci zaproponować. Wzięłam z sobą bikini. Poopalamy się trochę i poplotkujemy.
– Dobrze. Idź się przebrać, a ja tu na ciebie zaczekam – rzekła Erica i położyła się na leżaku.
Wciąż rozmyślała o tym co powiedział Martin. Nikomu nie wolno tam wchodzić. Tak jakby coś ukrywali. Kazał się jej tam więcej nie kręcić. O nie braciszku, pomyślała. Nie spełnię twojej prośby. Muszę wiedzieć, co ukrywacie. I dowiem się tego prędzej czy później.
Okolice San Cristobal, 9 lipca 2010
– Co ty w ogóle kombinujesz? – zapytał siedzącej obok niej kobiety.
– Zobaczysz. – Uśmiechnęła się tajemniczo. – To będzie niespodzianka.
– Dla kogo?
– Dla wszystkich.
Ich samochód był ukryty w przydrożnych krzakach, gdzie z drogi nie można było go zobaczyć. Byli jakiś dwadzieścia kilometrów od San Cristobal, miasteczka przez które się przejeżdżało, jeżeli się jechało do stolicy. Kobieta bez przerwy patrzyła przez lornetkę. Dostrzegła z oddali białą półciężarówkę.
– Są – rzekła.
Mężczyzna jej towarzyszący wziął od niej lornetkę, a kobieta wzięła swoją komórkę i gdzieś zadzwoniła.
– Szykujcie się dziewczynki. Już nadjeżdżają. Wiecie co macie robić.
Jej towarzysz cały czas patrzył przez lornetkę. Zauważył sportowy wóz, który wyjeżdżał z polnej drogi. Zatrzymał się przy drodze. Wysiadły z niego dwie skąpo odziane kobiety. Jedna z nich otworzyła maskę samochodu i chwilę grzebała przy silniku. Potem zatrzymały zbliżającą się ciężarówkę.
– Po co ten cały cyrk?
– Niedługo wszyscy się dowiedzą – rzekła i odebrała od niego lornetkę. Dziewczyny zniknęły. Mężczyzn z ciężarówki też nie było. Plan się udał. A raczej połowa planu. Pora na drugą część. Ponownie zadzwoniła ze swojej komórki. – Szykujcie się chłopaki. Byle szybko.
Tereny starej fabryki samochodów, 9 lipca 2010, godzina 19.00
Lorenzo Romero po raz kolejny spojrzał na zegarek. Jego cierpliwość ma swoje granice.
– Spóźniają się – rzekł.
– Nie martw się tato – uspokajał go Martin. – Na pewno niedługo będą.
– No mam nadzieję, nie mam całego wieczoru. Musimy szybko to załatwić i wrócić do domu. Nie chcemy chyba wzbudzać niczyich podejrzeń. Adriana jest naiwna, ale nie chce żeby zadawała niepotrzebne pytania. Chce mieć spokój. Chociaż w domu.
Boss bardzo cenił sobie swój czas. Nie tolerował spóźnień i dlatego był zdenerwowany jeżeli ktoś był niepunktualny. Oprócz syna był z nimi także Manuel. Lorenzo miał do niego zaufanie. Już nieraz ten chłopak udowodnił swoją lojalność wobec niego. Mimo że nie był Włochem, przyjął go do swojej organizacji. Był przyjacielem Martina. Kiedyś uratował go od niechybnej śmierci. Gdyby miał kiedyś drugiego syna, to właśnie takiego jak Manuel.
– Jadą – poinformował Martin.
Mężczyźni zauważyli jadącą drogą półciężarówkę, która następnie skręciła na trawę, blisko miejsca gdzie stali. Kierowca zatrzymał auto i wysiadł z kabiny.
– Co tak długo? – spytał Lorenzo na przywitanie.
– Mieliśmy po drodze przymusowy postój. To nic ważnego.
Lorenzo poszedł za nim i i poczekał aż tamten otworzy naczepę. Zajrzał do środka.
– Co to ma k***a być?! |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:06:46 08-11-12 Temat postu: |
|
|
Odcinek 18
Stare magazyny na peryferiach miasta, 9 lipca 2010, godzina 20.00
Camila Navarro zatrzymała samochód niedaleko starych magazynów, które jej mąż odkupił za bezcen. Nikt się nie interesował na co mu te rudery, a on niewielkim kosztem je odnowił. Były mu potrzebne do prowadzenia swoich interesów. Policja na szczęście o nich nie wiedziała. Dzięki temu mógł bez przeszkód i ryzyka prowadzić swój biznes.
– Po coś mnie tu przywiozła? – zapytał Patricio siedząc obok niej, na miejscu pasażera. – Co to za tajemnice?
– Niedługo wszystkiego się dowiesz – rzekła tajemniczo, uśmiechając się lekko.
Wyszli z samochodu i skierowali się do wejścia. Patricio mocno pchnął wielkie, metalowe drzwi. Kiedy wszedł do środka rozejrzał się uważnie. Nadal nic z tego nie rozumiał, ale miał nadzieję, że żona wkrótce go oświeci. Na środku stała ciężarówka, z której wyszedł kierowca. Nie poczekał nawet na swego szefa tylko odszedł na bok, aby zapalić. Camila dołączyła do męża i wzięła go za rękę.
– Chodź za mną. – Pociągnęła go za sobą do naczepy.
Kierowca wciąż trzymając papierosa w zębach podszedł do nich i mocnym ruchem otworzył naczepę.
– Co to ma być? – spytał zdziwiony Patricio widząc pudła z bananami.
Camila uśmiechnęła się lekko a potem przy pomocy kierowcy weszła na naczepę i wyjęła jednego banana. Obrała do połowy skórkę i zjadła połowę owocu a potem podała go mężowi. Patricio obrał resztę. Ze środka wypadła foliowa torebka z białym proszkiem w środku. Podniósł ją z ziemi i szybkim ruchem otworzył. Palcem nabrał odrobinę proszku i wziął do ust. Przez chwilę degustował, żeby potem wyplunąć.
– Wyśmienite świństwo – powiedział patrząc z dumą na swoją żonę. – Ktoś miał niezły pomysł z tymi bananami. Jak ci się udało zdobyć tyle tego towaru? I skąd go masz?
– Domyśl się. – Uśmiechnęła się tajemniczo.
Patricio po chwili głośno się roześmiał. Od razu wiedział o kim myślała jego żona. I miała doskonały plan. Jak jej się to udało, zachodził w głowę. Wiedział, że dokonał słusznego wyboru żeniąc się z nią, mimo że było sporo od niego młodsza. Była jego partnerką nie tylko w łóżku, ale także w interesach. Miała głowę na karku.
– Lorenzo Romero miał dziś zły dzień. Chciałbym zobaczyć jego minę. Punkt dla nas kochanie i to dzięki tobie.
– A to dopiero początek – odrzekła Camila. – On jeszcze nie wie na co nas stać. Będzie przeklinał dzień w którym wszedł nam w drogę.
Tereny starej fabryki samochodów, 9 lipca 2010, godzina 20.00
– Zabierzcie te ścierwa. Cuchnie na kilometr – powiedział Lorenzo Romero do swoich ludzi patrząc na leżące na ziemi ciała swoich byłych pracowników.
Zabił ich z zimną krwią. Tym razem osobiście, nie wyręczał się swoimi gorylami. Nawet nie mrugnęła mu powieka. Nie potrzebował darmozjadów i nieudaczników. To przez nich stracił cały towar. Żeby tak się podejść, jak małe dzieci. Ale tacy kretyni myślą tylko fiutem. Wystarczyło, że na drodze pojawiły się napalone laski, którym rzekomo popsuł się samochód. Lorenzo znał takie sztuczki. On na pewno nie dał by się na to nabrać. A oni? Nie chciał już myśleć o tych debilach. Odszedł na bok i ze złością popatrzył na otwartą naczepę. W środku były pudła mandarynek. Szlag go trafił jak nie zobaczył swojego towaru. Domyślał się kto za tym stoi. Tylko jeden człowiek mógł to zrobić: Patricio Navarro. Nie docenił „dziadka”. Wciąż miał potęgę. Ale już on się postara, żeby wykurzyć go z przestępczego półświatka. Jedna wygrana bitwa jeszcze nie oznacza wygranej wojny. Lorenzo zrobi wszystko aby wygrać to starcie i wyjść z niego bez większych strat. Trzeba będzie obmyślić nową strategię.
Odszedł od ciężarówki i podszedł do swojego samochodu. Jego ludzie już wrócili pozbywszy się ciał.
– I co teraz robimy? – zapytał Martin podchodząc do niego.
– Na razie nic. Trzeba przeczekać tą burzę. A teraz wracajmy – rzekł wsiadając do auta. – Na dzisiaj mam dosyć atrakcji. Jedźmy do domu. Adriana już pewnie czeka z kolacją. Chociaż w domu chce mieć trochę spokoju.
Rezydencja Lorenza Romero, 9 lipca 2010, godzina 20.30
Carlos cały czas myślał o tym czego się dowiedział. Przeżył szok. Od razu wiedział, że Roxana nie była tą osobą co kiedyś. I nie mylił się. Teraz miał na to dowody. Wszystko było w teczce którą dostał. Tylko on w tym domu wiedział kim ona była. I tak musiało zostać. Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Jeszcze raz przejrzał wszystkie dokumenty, które dostał. Nie chciał czegoś przeoczyć. Trzeba było wszystko zniszczyć. W tym domu kręciło się za dużo osób. Szybko włożył wszystkie kartki do niszczarki stojącej na podłodze, niedaleko jego biurka. W jego ręku zostało tylko jej zdjęcie. Lekko się uśmiechała a z oczu biły diabelskie ogniki. Powinien zniszczyć to zdjęcie, tak mu podpowiadał rozum. Ale serce mówiło coś innego. Nie potrafił go wyrzucić.
– Jesteś piękna – szepnął delikatnie przesuwając opuszkami palców po twarzy na zdjęciu.
Opamiętał się i szybko schował zdjęcie do jednej z najgrubszych książek stojących na regale. Wiedział jaką miał misję do spełnienia. Wszystko omówił z kobietą, z którą dwa dni wcześniej się spotkał.
Jednak wciąż nie mógł zapomnieć o Roxanie. Myślał, że jeżeli będzie jej unikał, to wszystko minie. Pomylił się. I to bardzo. A teraz, jak na ironię losu, dostał nowe zadanie. Musiał mieć na nią oko, chronić ją, a to oznaczało, że będzie musiał częściej obok niej przebywać. Była dla nich zbyt ważna. Dla niego też. Postanowił jednak zwalczyć w sobie to nowe uczucie. Tylko nie wiedział jak mu się to uda, skoro gdy tylko ona znajdowała się w pobliżu zapominał o całym świecie.
Spojrzał na zegarek. Należało zejść na kolację. Powoli wyszedł z pokoju i od razu się zatrzymał. Na drugim końcu korytarza zauważył Roxanę. Ona go nie widziała. Szybkim krokiem skierowała się do schodów nieświadoma, że ktoś ją obserwuje. Carlos dziękował, że ich pokoje nie są obok siebie. To byłoby dla niego nie do zniesienia wiedząc, że ona jest tuż za ścianą, a nigdy nie będzie należeć do niego. To nie może i nie powinno nigdy się zdarzyć. Nigdy nie powinni należeć do siebie.
Lorenzo gdy tylko zjawił się w rezydencji chciał od razu pójść coś zjeść do jadalni, ale zatrzymała go żona. W progu powitała go uśmiechem.
– Witaj kochanie. Zmęczony? – spytała z troską w głosie.
– Owszem – odparł Lorenzo. – Miałem wyjątkowo ciężki dzień.
– Kolacja już jest gotowa. Zaraz każe podać, ale najpierw mam dla ciebie
niespodziankę . – Uśmiechnęła się tajemniczo.
Lorenzo tylko przewrócił oczami. Miał dość atrakcji na ten dzień, chciał aby jak najszybciej się skończył. A tu jeszcze Adriana wyskakuje z jakimiś duperelami.
– O co znowu chodzi? – zapytał zniecierpliwiony.
– Mówiłam ci kiedyś, że zaprosiłam na kolację moją przyjaciółkę. Nigdy nie miała czasu, aby przyjść. Aż do dzisiaj. Znalazła wolny termin. Chciałabym, żebyś dzisiaj ją poznał. Jest u nas. Wiesz, to ona mi pomogła, kiedy mnie napadnięto, pamiętasz.
– Tak – odrzekł. – Gdzie ona jest? – Chciał mieć już za sobą wymienianie uprzejmości.
– Czeka w salonie – rzekła Adriana.
Żona wzięła go pod rękę i razem weszli do salonu. Lorenzo mało co nie zszedł na zawał, gdy zobaczył wygodnie siedzącą na kanapie Paolę, swoją kochankę. |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:17:33 05-06-13 Temat postu: |
|
|
Odcinek 19
Rezydencja Lorenza Romero, 9 lipca 2010
Widząc niezręczne milczenie Paula postanowiła je przerwać. Nie chciała, żeby Adriana zorientowała się, że ona i Lorenzo się znają. Była może naiwna, ale nie aż do tego stopnia. Na pewno domyśliłaby się czegoś, gdyby stali tak dłużej w milczeniu. Paula nie mogła dopuścić, żeby coś podejrzewała. Przynajmniej na razie. Miała swoje własne plany. Szybko wstała z sofy i uśmiechając się szeroko podeszła do Lorenza i Adriany.
– Bardzo mi miło pana poznać – rzekła podając mu swoją dłoń.
Lorenzo podjął rozpoczętą przez nią grę i uścisnął jej wyciągniętą dłoń. Nigdy nie spodziewał się jej ujrzeć w swoim własnym domu. Co ona kombinuje, myślał patrząc prosto w jej oczy. Ale nic nie mógł z nich wyczytać.
– Więc to pani pomogła mojej żonie po napadzie – powiedział. – Bardzo pani dziękuję.
– Nie ma za co. Mam taką naturę. Kiedy komuś dzieje się krzywda, zawsze idę z pomocą. Ale może mówmy sobie po imieniu. Paula. – Jeszcze raz podała mu swoją dłoń.
– Lorenzo.
– Cieszę się, że w końcu się poznaliście – odrzekła szczęśliwa Adriana. Bardzo lubiła Paulę i chciała, żeby jej ukochany mąż także ją polubił. Dotknęła lekko ramienia Lorenza patrząc na niego z czułością. – Kochanie, pójdę zobaczyć co z kolacją.
Gdy ich opuściła Lorenzo spojrzał z wrogością na swoją kochankę.
– Możesz mi łaskawie wytłumaczyć co tutaj robisz, do cholery? – Oczekiwał od niej wyjaśnień.
– I po co te nerwy? – roześmiała się. – To był po prostu zwykły przypadek, że się poznaliśmy.
– Ja nie wierzę w przypadki – odparował Lorenzo.
Wyjął papierosa i zapalił. Adriana nie lubiła jak palił ale w tej chwili stracił cierpliwość. Ten dzień był dla niego okropny, a teraz jeszcze to. Tylko brakowało mu Pauli we własnym domu, miejscu gdzie chciał mieć odrobinę spokoju. Ale widocznie nie było mu to dane.
– Mówię prawdę – odrzekła Paula i usiadła wygodnie na sofie. Miała na sobie elegancki dwuczęściowy komplet. Żakiet i krótką spódniczkę, odsłaniającą jej zgrabne nogi. Paula wiedziała jak się ubrać, aby podkreślić swoją idealną figurę. – Przykro mi, że mi nie wierzysz. Nie mogłam się wykręcić od tej kolacji. Zapewne wiesz, że twoja żona jest uparta. Kto ją zna lepiej niż ty. Musiałam się w końcu zgodzić. Suszyła mi głowę od kilku tygodni. Zabrakło mi już wymówek.
Lorenzo słuchał jej słów, ale wiedział, że wszystko co powiedziała było kłamstwem. Było jej na rękę, żeby się tutaj zjawić. Ona coś planowała, a on nie wiedział co. Ale dowie się. Kiedyś się o tym dowie. Na pewno. Przed Lorenzem Romero nic się nie ukryje. Paula była przebiegła, ale z nim nikt jeszcze nie wygrał. Nie da się takiej taniej dziwce.
– Posłuchaj mnie uważnie. Nie kombinuj niczego za moimi plecami, bo możesz gorzko tego pożałować – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Ale o co mnie posądzasz? – zapytała niewinnie. – Po prostu chciałam spędzić miło czas. Bardzo lubię Adrianę...
– Mnie nie nabierzesz – przerwał jej w pół słowa. – Radzę ci po dobroci, żeby to był ostatni taki wygłup.
W tej chwili do salonu weszła Adriana. Od razu wyczuła zapach dymu.
– Kochanie – powiedziała do męża – tyle razy cię prosiłam, żebyś nie palił w salonie. I to w dodatku przy naszym gościu. Co Paula sobie pomyśl?
– Złotko, mnie to absolutnie nie przeszkadza. – Podeszła do Adriany i lekko dotknęła jej ramienia. – Palenie to zgubny nałóg, ja też wpadłam w jego szpony i nie mogę się oduczyć, chociaż bardzo bym chciała. Ale nie mówmy już o tym. Muszę ci powiedzieć, że twój mąż to bardzo zabawny człowiek. Taki miły.
– Wiem o tym.
– Pilnuj go dobrze. Taki mąż to prawdziwy skarb.
Lorenzo mocno zgasił niedopałek papierosa w popielniczce stojącej nad kominkiem. Nie mógł słuchać tego fałszywego tonu jej głosu.
– Będę – odrzekła patrząc na swojego męża. Uśmiechnęła się lekko do niego. – Chodźmy na kolację. Już podana.
W dużej sali jadalnej siedzieli już prawie wszyscy. Adriana szła z Paulą i po kolei ją wszystkim przedstawiała. Martin zrobił wielkie oczy na widok kochanki ojca. Wiedział, kim ona była, ale zachował się tak jak ojciec. Udał, że jej nie zna. Znał wiele tajemnic ojca, w końcu był jego jedynym synem. Paula na szczęście go nie znała. Lorenzo nie przedstawiał jej swojej rodziny, dlatego teraz zachodził w głowę jak to się stało, że poznała Adrianę. Nigdy nie wierzył w dzieła przypadku. Musiała to planować. Tylko co chciała w ten sposób osiągnąć?
Erica bez przerwy obserwowała nową przyjaciółkę Adriany. Nie wiedziała co, ale było coś co jej się nie podobało w tej kobiecie. Na pewno nie była tak miła, sympatyczna za jaką chciała uchodzić. Lorenzo mierzył ją groźnym wzrokiem. Zachowanie ojczulka wydało jej się wyjątkowo podejrzane. Musiała się dowiedzieć o co chodzi, w końcu była szpiegiem. Od złodzieja do szpiega, ciekawe co mnie jeszcze czeka, pomyślała Erica.
Kiedy Paula poznała Ericę spojrzała na nią z podziwem. Musiała przyznać, że dziewczyna była niezwykle piękna.
– Jesteś bardzo ładna – rzekła.
– Dziękuję, pani – odparła uprzejmie Erica siląc się na uśmiech. Nie znała tej kobiety, więc nie miała powodu jej nie ufać, ale jednak coś ją niepokoiło. Wyczuwała intuicyjnie, że ten uśmiech na jej twarzy to poza.
– Ale mów mi po imieniu, złotko. – Paula dotknęła jej ramienia czułym gestem.
Złotko, pomyślała Erica. Co za kretynka! Jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz to połkniesz własne zęby.
– Na pewno masz tabuny wielbicieli – ciągnęła dalej.
– Roxana ma jeszcze czas – odparował Lorenzo. Nie podobała mu się obecność Pauli w swoim domu. Chciała się spoufalić ze wszystkimi. Tak jakby była panią tego domu. A ona nią nigdy nie będzie. Chciał, żeby ta kolacja jak najprędzej się skończyła. – Może usiądźmy. Kolacja stygnie.
Centrum miasta, Bogota 9 lipca 2010
Przyglądała się małej kruszynce śpiącej spokojnie w łóżeczku. Tak chciałaby jej dotknąć, przytulić, pocałować. Ale nie mogła. Przynajmniej nie teraz, to nie był odpowiedni czas.
– Jest śliczna – powiedziała cicho.
– Podobna do ciebie.
Kobieta spojrzała na swoją rodzoną siostrę stojącą po przeciwnej stronie. Chciała się znaleźć na jej miejscu. Chciała być przy swojej maleńkiej córeczce cały czas, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ale nic nie mogła na to poradzić.
– Tak – rzekła i posmutniała. – Zdrowo wygląda. Wspaniale się nią zajmujesz. Isabel jestem ci tak wdzięczna...
– Daj spokój. – Isabel czule objęła siostrę. – Jakże mogłabym inaczej postąpić w tej sytuacji? Jesteś moją siostrą.
Kobiety weszły do kuchni. Isabel zaparzyła kawę i postawiła przed siostrą.
– Widzę jak się męczysz. Ile to jeszcze potrwa. Powinnaś być tutaj przy swojej córce, póki nie jest jeszcze za późno. Ona niedługo zacznie do mnie mówić „mamo”. Ale to przecież ty jesteś...
– Wiem … – przerwała jej gwałtownie. – To dla jej dobra. Ona nie byłaby ze mną bezpieczna, zresztą nie byłabym dobrą matką. Moja praca...
– Bredzisz! – Isabel wzięła do ust łyk kawy. – Byłabyś wspaniałą matką. Wiem to widząc jak na nią patrzysz, jak się uśmiechasz.
– Na razie nie mogę być dla niej matką. Muszę ją chronić przed nimi, przed jej ojcem.
– Do dzisiaj nie mogę zrozumieć jak mogłaś pokochać kogoś takiego jak Rafael Cordoba?
– Ja też. Wiedziałam co to za człowiek, czym się zajmuje. A jednak. Serce nie sługa. Całkiem inaczej zachowywał się w moim towarzystwie. – Cicho westchnęła. – Na szczęście już mi przeszło.
– Czy oby na pewno?
– Tak. Byłam głupia. Powinnam zachować się jak profesjonalistka, zachować zimną krew. Miałam grać tylko jego kolejną kochankę, żeby zdobyć potrzebne informacje odnośnie jego kuzyna.
– Powinnaś to rzucić w cholerę! – rzekła jej siostra sadowiąc się naprzeciw niej. – Teraz córka powinna być dla ciebie najważniejsza, nic więcej.
– Myślisz, że o niej nie myślę. Cały czas. To dla niej to wszystko. Muszę dokończyć tą sprawę. Muszę ich wszystkich wsadzić do pierdla, tą całą szajkę. Tylko wtedy Gaby będzie bezpieczna. Dopiero wtedy będę mogła normalnie żyć. A na razie nie mam innego wyjścia. Ona musi u ciebie zostać. To dla jej bezpieczeństwa, już nie wiem który raz ci to mówię. Nie mogę pozwolić, żeby Rafael się o niej dowiedział. On cały czas mnie szuka, wiem to. Dlatego nie mogę jej narażać.
– Wierzysz, że ci się uda wsadzić tych wszystkich bandziorów za kratki? To niebezpieczni ludzie. – Isabel wzięła siostrę za rękę. Martwiła się o nią, zawsze tak było. Przecież była jej ukochaną, jedyną siostrą. Nie miała nikogo poza nią. – Boję się o ciebie.
– Nie martw się. Nie z takimi dawałam sobie radę. Gdy to wszystko się skończy wezmę się za papierkową robotę. Zrezygnuje z pracy operacyjnej.
– Na pewno? Przecież to twój żywioł.
– Tak, ale przychodzi czas kiedy należy zmienić priorytety. Nie mogę dać się zabić. Mam dla kogo żyć.
W tej chwili kobiety usłyszeli otwierające się drzwi mieszkania. Po chwili do kuchni wszedł wysoki, przystojny mężczyzna o ciemnych włosach.
– Co za miła niespodzianka! – Mężczyzna uśmiechnął się na powitanie.
– Cześć, Gonzalo.
– Witaj, kochanie. – Isabel ucałowała w policzek swojego ukochanego męża. Widać, że był zmęczony po całodziennym dniu pracy. – Odgrzeję ci kolację.
– Jesteś aniołem.
Gonzalo całymi dniami ciężko pracował, podczas gdy Isabel zajmowała się córką swojej siostry. Nie miał o to do niej pretensji. Wszystko rozumiał. Były siostrami i wspierały się. On sam też by uczynił wszystko dla swojego brata. A poza tym pokochał małą Gaby jak własną córkę.
– Pójdę już. – Siostra Isabel szykowała się do wyjścia. Jak zwykle owinęła głowę szalem a na oczy założyła przeciwsłoneczne okulary. Nie chciała, żeby ktoś ją rozpoznał. – Jeszcze raz wam dziękuję, za opiekę nad moją Gaby.
– Nie ma sprawy – odparł Gonzalo. – Odwdzięczysz się nam, kiedy będziemy mieć własne dziecko.
– Na pewno. Nie zapomnę ile dla mnie robicie.
– Jesteśmy rodziną – rzekła Isabel. – Zawsze możesz na mnie liczyć.
– Dziękuję. Opiekuj się nią.
– Będę. A ty uważaj na siebie – odparła otwierając jej drzwi. Przez chwilę jeszcze wsłuchiwała się w jej kroki na schodach. Gdy całkowicie ucichły zamknęła drzwi i oparła się o nie. – Boże, miej ją w swojej opiece.
Rezydencja Lorenza Romero, 9 lipca 2010
Po skończonej kolacji Paula bardzo podziękowała za miły wieczór. Adriana była bardzo zadowolona z tej wizyty. Nie widziała nic podejrzanego w zachowaniu swojej nowej przyjaciółki. Za to Erica nie była tak naiwna. Widziała w tej kobiecie jakiś fałsz. Była ona zbyt pewna siebie i starała się udawać sympatyczną, miłą kobietę. A taką nie była. Erica instynktownie to wyczuwała. Musiała się dowiedzieć co to za jedna i co planuje. Bo nie wierzyła w jej czyste intencje. Już ja cię rozszyfruje, pomyślała. Gdy tylko pożegnała się ze wszystkimi a Adriana zaproponowała mężowi, żeby odprowadził gościa, Erica chyłkiem, wymknęła się do ogrodu przez drzwi salonu. Zaczaiła się za jednym z drzew rosnącuch jak najbliżej samochodu Pauli i czekała, że będą tędy przechodzić. Chciała przysłuchać się ich rozmowie. Cicho przykucnęła.
Gdy tylko Lorenzo i Paula znaleźli się przy jej samochodzie, mężczyzna od razu ją zaatakował.
– Co to miało znaczyć? Po coś ty przylazła.
– Ale czemu się denerwujesz, kochanie? – Uśmiechnęła się lekko. – Nie zaprzeczysz, że spędziliśmy miły wieczór.
– Mam odmienne zdanie – odparował ze złością. – Co ty planujesz?
– Nic takiego. – Zrobiła niewinną minę. – Chciałam tylko spędzić z moją przyjaciółką i jej rodziną wieczór. Było uroczo. Nie szukaj w tym żadnych podtekstów. – Zwilżyła językiem wargi i zbliżyła się do niego. – Nie musisz się obawiać, ona się nigdy o nas nie dowie. Jest naiwna jak dziecko, sam przyznasz. Po prostu chciałam cię zobaczyć więc dlatego przyjęłam zaproszenie. Ot cały powód. – Dotknęła jego twarzy. – Przyznaj się, że nie mogłeś doczekać się chwili, kiedy znajdziemy się sami. Pożerałeś mnie wzrokiem, wiem to. Pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie.
Położyła jego rękę na swoim nagim kolanie. Przez chwilę Lorenzo opierał się, ale potem ogarnęło go pożądanie. Zaczął przesuwać dłoń coraz wyżej. Wiedział, że nikt ich nie zobaczy. Paula zaparkowała auto w niewidocznym miejscu. Chciał ją mieć tutaj, teraz. Paula oparła się o samochód i odchyliła głowę lekko do tyłu. Gdy Lorenzo pocałował ją w szyję jęknęła. W porę się opamiętał. Ale nie mógł sobie na to pozwolić. To nie czas i miejsce. Niechętnie się od niej oderwał.
– Przyjdę do ciebie. Czekaj na mnie.
Pocałował ją namiętnie na pożegnanie. Gdy Paula odjechała a Lorenzo wszedł do domu, Erica ukryta za drzewem wstała z ziemi. Słyszała całą rozmowę. Cicho gwizdnęła. Niezłe z ciebie ziółko, ukochany tatusiu, pomyślała. Intuicja jej nie zawiodła. Paula Ruiz to kochanka Lorenza. Ale po co się tu pojawiła, zastanawiała się w myślach. Wypierała się przed nim, że niczego nie planuje, ale już Erica wiedziała swoje. Znała się na ludziach i podejrzewała, że Paula ma swój własny plan, który chce zrealizować.
Chwilę jeszcze stała, a potem ruszyła przed siebie do rezydencji. Nagle potknęła się o jakiś kamień leżący na ziemi i walnęła by na ziemię jak długa, gdyby nie czyjeś silne ręce, które ją podtrzymały. Podniosła głowę i w świetle księżyca rozpoznała twarz mężczyzny, który ją uratował przed niechybnym upadkiem. To był Carlos. Przez chwilę stali wpatrzeni w siebie, nie mówiąc ani słowa.
Jest taka piękna, myślał Carlos stojąc naprzeciw niej i patrząc jej w oczy. A jej usta aż proszą się, żeby je pocałować. Sam nie wiedział co się z nim dzieje. To było jakieś magiczne. A wyszedł na zewnątrz tylko na chwilę, nie wiedział, że ona tu jest. Miał ją uważnie obserwować i chronić. A ona po kolacji zniknęła mu z oczu i spotkał ją przypadkowo gdy o mało co się nie potknęła kiedy szła w stronę domu. W ostatniej chwili ją zauważył i niczym książę z bajki przyszedł jej z pomocą. Teraz powinien jak najprędzej przerwać to milczenie i powiedzieć cokolwiek, nawet głupiego, żeby nie stać jak kołek, ale coś go powstrzymywało. Jakaś nieznana siła pchała go do niej. Znowu spojrzał na jej usta. Chciał poczuć ich smak. Wystarczyło zrobić jeden krok i pochylić się, żeby jego marzenie się spełniło. Tylko ten jeden krok. |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:54:46 30-06-13 Temat postu: |
|
|
Chciałabym wiedzieć, czy ktoś to jeszcze czyta, bo jeżeli nie, to zgłaszam do usunięcia. Poczekam tydzień. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|