|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:44:51 07-12-10 Temat postu: |
|
|
A czego nie kapujesz? Zaraz Ci wszystko wytłumaczymy
Tyle, że "wytłumaczymy" nie oznacza, że zdradzimy kto jest ojcem;P
Tak, Ty Milenko kochana, bo jak na razie to tylko ja tu działam
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 18:45:43 07-12-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:45:57 07-12-10 Temat postu: |
|
|
Znamię mają obaj jak rozumiem? I dlatego nic nie kapuje... |
|
Powrót do góry |
|
|
mila851 Idol
Dołączył: 27 Sty 2009 Posty: 1002 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: (^o^)/* Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:53:44 07-12-10 Temat postu: |
|
|
Double Faced - Odcinek 12
- Dzień dobry prezesie – zgrabna blondynka, zasiadająca za kontuarem recepcji, przywitała mnie ciepłym uśmiechem. Przez chwilę zastanawiałem się, czy wyglądam jak prezes, czy mój ojciec, też przychodził do pracy w zwykłych dżinsach i skurzanej kurtce. Na pewno nie, ale tak było wygodniej.
- Dzień dobry… – odwzajemniłem jej uśmiech, przystając przy jej stanowisku. Wytrzeszczyłem wzrok, by odczytać jej imię na identyfikatorze, który miała przypięty do uniformu na wysokości lewej piersi.
- Jest dla pana poczta – poinformowała mnie, chwytając plik kopert – Zechce pan zabrać ze sobą?
- Oczywiście, Candy – w końcu udało mi się rozszyfrować niewyraźny napis na kawałku plastiku – Dziękuję – dodałem, chwytając plik kopert i żegnając ją uśmiechem skierowałem się w stronę gabinetu Stevena. Po drodze zahaczyłem o gabinet naszego prawnika, do którego wszedłem, jak to miałem w zwyczaju, bez pukania. Młody chłopak, aż podskoczył na swoim stanowisku, gdy zobaczył mnie w drzwiach.
- Gdzie Edwards? – spytałem bez zbędnych wstępów.
- Yyy… – chłopak był wyraźnie speszony moją obecnością. Miałem już powiedzieć mu do słuchu, kiedy usłyszałem za plecami głos mężczyzny, którego właśnie szukałem.
- Panie Sanders – wyciągnął dłoń na przywitanie – Witam. Zapraszam do siebie – dodał, wskazując drzwi swojego gabinetu, gdy odwzajemniłem uścisk dłoni, przylepiając jednocześnie na twarz sztuczny, nieszczery uśmiech. Nie miałem ochoty na towarzyskie pogawędki, a ten typ najwyraźniej miał zamiar zaraz zacząć się ze mną spoufalać – Proszę się rozgościć – zaproponował, wskazując fotel w kąciku swojego gabinetu, przygotowanym dla specjalnych gości, do których niewątpliwie się zaliczałem – Napije się pan czegoś? – spytał – Kawa? Herbata? Może whisky?
- Pije pan w miejscu pracy? – zagadnąłem, udając oburzenie, żeby nieco zbić go z tropu.
- Ależ skąd! – zaprotestował gwałtownie, a jego policzki zapłonęły ogniem.
- Mam nadzieję, że przygotował pan dla mnie pełnomocnictwa.
- Oczywiście, ale czy jest pan pewien…
- Czy prosiłem pana o opinię w tej sprawie?
- Nie – mruknął wyraźnie niezadowolony z takiego przebiegu rozmowy – Proszę – podał mi plik papierów – Pełnomocnictwa dla pani Sanders, dla pana Victora i dla pana Emmersona, wszystkie w trzech kopiach. Brakuje tylko pana podpisu, aby nabrały mocy prawnej.
- Świetnie – zabrałem kartki i skierowałem się w stronę wyjścia.
- Nie podpisze pan teraz? – spytał, gdy stałem już w drzwiach.
- To już, zdaje się, nie jest pański interes, kiedy je podpiszę i czy w ogóle to zrobię – pożegnałem go cynicznym uśmiechem, zatrzaskując za sobą drzwi. Byłem pewien, że był sługusem matki, ale w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia.
- Steven, jesteś? – spytałem, wchodząc do jego gabinetu, bo przed drzwiami nie zastałem jego sekretarki.
- Jestem! – z pomieszczenia gospodarczego, dobiegł mnie jego głos. Kiedy tam wszedłem Steven, umorusany czarnym tonerem od stóp po czubek głowy, stał nad rozbebeszoną na części pierwsze kopiarką, bezradnie rozkładając ręce. Oparłem się nonszalancko o futrynę i roześmiałem serdecznie – No i co cię tak bawi? – spytał, ale sam również się uśmiechnął – Praca biurowa ma niejedno oblicze – dodał, starając się zetrzeć z palców czarny proszek, który jednak chyba już zdążył się wgryźć w skórę – Co cię do mnie sprowadza?
- To – pomachałem mu plikiem kartek przed nosem.
- Co to?
- Pełnomocnictwa.
W sekundę spoważniał, mrożąc mnie tym swoim przeszywającym na wskroś spojrzeniem.
- Myślałem, że ostatnio wyraziłem się jasno.
- Steven – jęknąłem niczym dziecko, któremu odmówiono właśnie nowej zabawki – Proszę, żebyś mnie wysłuchał. Jesteś tu jedynym człowiekiem, który jest do mnie przyjaźnie nastawiony.
- I co z tego? – spytał, wymijając mnie – Twoi pracownicy nie mają się z tobą przyjaźnić, tylko cię szanować – usiadł za biurkiem i spojrzał na mnie spode łba – Coś jeszcze?
- Tak! – wrzasnąłem wściekły, stając dokładnie na wprost niego po przeciwnej stronie biurka i z hukiem opierając dłonie o jego blat – Ja tu jestem prezesem i ja tu rządzę, więc teraz mnie posłuchasz, a potem zrobisz co ci każę!
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że właśnie nawrzeszczałem na jedynego człowieka, któremu na mnie naprawdę zależało. Miałem dość tego, że wszyscy, łącznie z nim, chcieli mną dyrygować. Było mi wstyd, że tak się uniosłem, ale widząc w jego oczach dumę i zadowolenie zrozumiałem, że właśnie o to mu chodziło.
- Ty podstępny, stary gadzie! – mruknąłem ze śmiechem, sadowiąc się wygodnie w fotelu.
- Zawsze do usług – uśmiechnął się, patrząc mi prosto w oczy – więc w czym mogę panu pomóc, prezesie?
- Na początek przestań się ze mnie nabijać, a poza tym, zerknij na to – podsunąłem mu pod nos pełnomocnictwa – Zdecydowałem, że Victor zostanie na stanowisku, które teraz zajmuje. Oboje z matką mają jakiś niewielki procent udziałów i tego też nie zamierzam zmieniać. Ojciec może pominął ich w testamencie, ale nie mogę im zabrać tego, co on sam im ofiarował. Natomiast co do ciebie – w tym momencie Steven podniósł oczy znad dokumentów, którym bardzo uważnie się przyglądał – Od tej chwili jesteś moim oficjalnym zastępcą, podczas mojej nieobecności będziesz podejmował wszelkie decyzje… zresztą, tam masz dokładnie wszystko opisane.
- Oddajesz firmę w moje ręce? – spytał, niedowierzając.
- A czego się spodziewałeś? Przecież ja nie mam o tym pojęcia. Chciałeś, żebym był prezesem, więc nim będę, ale wszelkie decyzje musi podejmować ktoś, kto zna tą firmę od podszewki i komu zależy na niej bardziej niż na czymkolwiek innym. Jesteś idealnym i jedynym możliwym kandydatem na to stanowisko. Nie mogłem podjąć innej decyzji. Zgadzasz się?
- A czy mam inne wyjście? – wzruszyłem ramionami – Właściwie to mam jeden warunek – kiedy dostrzegłem w jego oczach ten szatański błysk, wiedziałem już, że to co za chwilę powie, w ogóle mi się nie spodoba – Ty przejąłeś stery tego okrętu, zatrudniliśmy nowego kierownika w jednym z oddziałów, myślę, że to idealna okazja, żeby urządzić jakiś mały bankiecik.
- Bankiet? Wiesz, że nie przepadam za takimi spędami.
- Organizację zostaw mnie. Ty po prostu pojaw się na tym bankiecie, choćby tylko na chwilę. Powiesz kilka słów jako nowy prezes…
- Niech będzie moja strata – uśmiechnąłem się lekko. Nie miałem siły się targować, zresztą wiedziałem, że Steven i tak postawi na swoim – Ostatecznie wolę bankiet od pracy biurowej – dodałem i obaj roześmieliśmy się w głos.
Gawędziliśmy jeszcze chwilę, wspominając przede wszystkim ojca. Steven był do niego podobny pod wieloma względami. Zawsze jednak zastanawiałem się dlaczego nigdy nie założył rodziny. W młodości na pewno był przystojny. Zresztą, mimo upływu lat i kilku zmarszczek na zmęczonej twarzy, jak na moje oko, nadal był niezwykle pociągającym, zadbanym i atrakcyjnym mężczyzną i z pewnością wciąż podobał się kobietom. Kilka razy słyszałem nawet jak pracownice naszej firmy, plotkowały na korytarzu na jego temat.
Nie wiedziałem z czego to wynika, ale Steven najwyraźniej postanowił uparcie trwać w stanie kawalerskim.
Może kiedyś ja też pójdę tą drogą i zostanę starym kawalerem? Miałoby to niewątpliwie swoje dobre strony. Na razie jednak postanowiłem korzystać z życia i jeszcze przed zmrokiem przekroczyłem próg klubu „Apocalypse”.
- Ringo – skinąłem na barmana – To co zwykle.
Kiedy po chwili pochyliłem się nad barem, by sięgnąć po swojego drinka, poczułem, jak ktoś uderza mnie w ramię.
- Ty zboczeńcu! – usłyszałem obok siebie jakiś piskliwy głos.
- Co, do cholery?! – spytałem, odwracając się w stronę, z której dochodził. Z mojej prawej strony stała jakaś niewysoka, ruda, wyfiołkowana panienka. Zmrużyła oczy. Były intensywnie zielone i patrzyły na mnie zalotnie spod grubej warstwy tuszu do rzęs.
- To nie ty dotknąłeś przed chwilą mojego tyłka? – spytała, a ja z trudem powstrzymałem się, by nie roześmiać się jej w twarz.
- Ależ skąd – zaprotestowałem, kątem orka, zerkając przez jej ramię na jej pośladki, żeby ocenić, czy w ogóle ktokolwiek mógłby uznać, że warto narażać się na taką scenę, dotykając ich bez pozwolenia. Nim się spostrzegłem przysunęła się bliżej, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Do diabła – mówiła rozbawiona – ile razy jeszcze musiałabym przejść obok ciebie, żebyś mnie w końcu zauważył?
Postawiła swojego drinka obok mojej butelki i wyciągnęła dłoń w moją stronę. Od razu rzuciły mi się w oczy zbyt długie tipsy.
- Jestem Lisa. A ty?
- Niezainteresowany – mruknąłem, zmuszając się do uśmiechu, po czym odwróciłem się plecami do baru.
- Cóż, mamusia uczyła mnie, że nigdy nie wolno się zbyt szybko poddawać – oznajmiła – Co robisz w życiu?
- Jestem przedsiębiorcą… pogrzebowym – dodałem, spoglądając jej w oczy. Uśmiechnąłem się lekko, widząc jak jej źrenice poszerzają się ze zdziwienia.
- Jasne. A tak poważnie?
- Odpędzam się od takich natrętnych panienek, jak ty – westchnąłem ciężko, upijając kolejny łyk z butelki.
Zmierzyła mnie wzrokiem, po czym zanurzyła palec w swoim różowym i pienistym drinku. I niespodziewanie dotknęła nim najpierw swojej bluzki a następnie mojej nowiutkiej koszuli. Co ona sobie u licha wyobraża?
- Chciałbyś pójść do mnie i zrzucić z siebie te mokre ciuchy? – spytała.
Uśmiechnąłem się cwano, mierząc ją wzrokiem.
- Nie, dzięki – wystarczy mi już jedna dmuchana lala o imieniu Sophie.
- W takim razie, może postawisz mi drinka?
- To chyba mogę dla ciebie zrobić. Co pijesz?
- Orgazm.
- No tak, jak mogłem się nie domyślić – rzuciłem ironicznie, z trudem ukrywając uśmiech. Jakie to mogłoby być proste – poszedłbym z nią do jej domu, zmarnował prezerwatywę oraz kilka godzin snu i zapomniał na moment o wszystkich problemach. Gdybym tylko zechciał, przeleciałbym ją, nie zdradzając przy tym własnego imienia, co z pewnością oszczędziłoby mi ewentualnych późniejszych telefonów z wyrzutami z jej strony. Przecież żadna dziewczyna nie będzie dzwonić z pretensjami do faceta, którego imienia nawet nie zna. Przyznanie się do tego postawiłoby ją w złym świetle, a na to, żadna szanująca się kobieta nie mogła sobie pozwolić. Jedyny problem polegał w tym przypadku na tym, że akurat tej kobiety, sam nigdy bym sobie nie wybrał, a nie miałem w zwyczaju rzucać się na pierwszy lepszy ochłap.
Przejechała paznokciami po moim karku, przyprawiając mnie o dreszcz.
- Znikam na chwilę. Idę wyżłobić twoje inicjały na drzwiach damskiej toalety – wymruczała mi do ucha, wycofując się powoli.
- Nie znasz moich inicjałów.
- To je sobie wymyślę – puściła oczko i zniknęła w tłumie, a ja poczułem, że muszę stąd wyjść. Przywołałem barmana i zapłaciłem za jej kolejnego drinka. Zostawiłem oszronioną szklankę na barowej podstawce i po raz pierwszy od dłuższego czasu wyszedłem z klubu bez kobiety, a w dodatku zupełnie trzeźwy.
Ostatnio zmieniony przez mila851 dnia 19:01:13 07-12-10, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:43:58 01-01-11 Temat postu: |
|
|
ooo cholerka, ale dawno tu odcinka nie było...
[link widoczny dla zalogowanych]
Aż podskoczyłam, gdy z drzemki wyrwał mnie szczęk klucza w drzwiach. Po chwili w naszym salonie pojawiła się Ally.
- Gdzie byłaś? – spytałam, bo nie wyglądała najlepiej.
- Gdzie ja byłam? – rzuciła klucze na szafkę przy drzwiach. Była w wyraźnie bojowym nastroju – Ty znikasz sobie bez słowa na cały tydzień, a ja mam ci się tłumaczyć, bo wróciłam z pracy trochę później niż zwykle?
- Trochę później? Jest prawie dwudziesta druga, a pracę kończysz po piętnastej.
- Kate, proszę – jęknęła, wieszając kurtkę – nie mam siły na takie rozmowy.
- Wiesz, co? Mam dla ciebie wspaniałą nowinę – uśmiechnęłam się od ucha do ucha, ale Ally nadal trwała z grobową miną – Znów będziemy miały mnóstwo czasu dla siebie. Chyba znów jestem singielką.
- Co? – wyglądała, jakby nie rozumiała o czym mówię.
- Mówiłam, ci że poznałam kogoś w Miami. On przyjechał do NY, dostał tu pracę, spotkaliśmy się i… – klapnęła za kuchennym stołem, nalewając sobie szklankę soku. Była tu obecna chyba tylko ciałem – Słuchasz mnie? – spytałam, siadając na wprost niej. Dopiero teraz przyjrzałam się jej uważnie. Miała podkrążone oczy, zmęczoną, chyba nawet trochę wychudzoną twarz. Miała jakiś problem i nie mówiła mi o tym.
- Kate, są na świecie poważniejsze problemy, niż twoje przelotne romanse.
- To nie jest żaden przelotny romans! – zaprotestowałam gwałtownie, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że jednak tak było – A może jest? – jęknęłam zrezygnowana – Myślałam, że spotkałam wreszcie swojego księcia z bajki, a on potraktował mnie jak ostatnią szmatę! Wykorzystał i zatrzasnął drzwi przed nosem, dosłownie!
- Nie przesadzaj – mruknęła Ally, popijając sok.
- Nie przesadzam. Gdyby było inaczej przynajmniej by zadzwonił – skrzyżowałam ręce na piersiach i oparłam się wygodnie o oparcie – Gdyby faceci mózgi mieli w głowach a nie w spodniach, świat od razu byłby piękniejszy, a nam byłoby w życiu zdecydowanie łatwiej.
- O tak…
- Przecież nic mu nie zrobiłam! Zaproponowałam tylko, żeby otworzył list, a jeśli trzeba będzie, to pomogę mu odszukać ojca… – zawiesiłam głos. Ally znów mnie nie słuchała. Tępym wzrokiem wpatrywała się w falujący w szklance napój – Ally – zaczęłam ostrożnie po chwili – Czy jest coś, o czym chciałabyś ze mną porozmawiać? – spojrzała na mnie zdumiona. Widziałam, że bije się z myślami – Wiem, że ostatnio nie spisywałam się najlepiej, gadałam cały czas o sobie i nawet nie zapytałam co u ciebie, ale pamiętaj, że jestem twoją przyjaciółką i gdyby coś…
- Dzięki Kate – chwyciła moją dłoń – ale to jest coś, z czym muszę uporać się sama, to znaczy, najpierw sama muszę znaleźć odpowiedzi na kilka pytań, a potem… – zamilkła, spuszczając wzrok. Nie mogłam jej pomóc, skoro nie chciała ze mną rozmawiać.
- Ally – ścisnęłam jej rękę – Jestem tu, możesz mi o wszystkim powiedzieć.
- Na razie nie ma o czym – kłamała. Znałam ją zbyt dobrze, by się nabrać – Jak tam twój chłopak? – zmieniła szybko temat, jakby w ogóle nie zarejestrowała w pamięci moich poprzednich wywodów.
- Cóż, chyba miałaś rację, że ta miłość nie przetrwa – spojrzałam jej w oczy – To wszystko było zbyt piękne, a ja przecież nie mogę być szczęśliwa! Zdaje się, że to się nazywa syndromem femme fatale… – kąciki jej ust na chwilę uniosły się w niewyraźnym uśmiechu – Nie śmiej się, moja droga. Jeszcze się sama przekonasz, że faceci to świnie.
- Może już się przekonałam?
- Co?
- Nic. Zawsze opowiadasz o swoich związkach, nigdy nie pytasz o moje – spojrzała mi w oczy – Skąd wiesz, że jeszcze nie przeżyłam takiego rozczarowania?
- Bo takim dziewczynom jak ty, takie rzeczy się po prostu nie zdarzają. Nie jeździsz na urlopy do Miami, nie rzucasz się pierwszemu lepszemu w ramiona, nie znajdujesz się z nim w nieodpowiednim miejscu i czasie. Twoje życie jest poukładane, zawsze masz z góry wszystko zaplanowane i przemyślane co najmniej pięćdziesiąt razy, nie pozwalasz sobie na spontaniczności, więc nie zdarzają ci się przykre niespodzianki. Nie to co mnie. Spotykam faceta, wydaje mi się, że to ten jedyny, chcę mu pomóc z dobrego serca, a on wrzeszczy, że to nie moja sprawa i mam się nie wtrącać. W twoim życiu nigdy nic takiego się nie zdarzy, a w moim zdarza się to już chyba zbyt często i zawsze kończy się tak samo. Masz przed sobą femme fatale we własnej osobie i nie zaprzeczaj, bo mnie nie przekonasz. Wiesz, ile bym oddała, żeby potrafić żyć tak jak ty?
- Gwarantuję ci, że nie dałabyś za moje życie złamanego grosza… – powiedziała cicho, obrysowując palcem brzeg szklanki – Dlaczego z nim nie pogadasz? – spytała nagle, spoglądając mi prosto w oczy. Muszę przyznać, że to było dobre pytanie, na które nie znałam odpowiedzi – Dlaczego zawsze czekasz, aż to oni pierwsi się odezwą? – tego też nie wiedziałam – Czasem warto wziąć sprawy we własne ręce – przechyliła szklankę i wypiła jej zawartość do końca – Idę pod prysznic – powiedziała, wstając od stołu – Zadzwoń do niego – rzuciła jeszcze, nim zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:31:26 02-01-11 Temat postu: |
|
|
No cóż, dobrze, że Kate przynajmniej zauważyła, że coś jest nie tak.
Co do jej związku z Nickiem, to Ally ma racje, sama powinna się do niego odezwać i wszystko wyjaśnić, chociaż teraz to trudno, gdy ten myśli, że będzie miał dziecko z inną. I to z Ally. No cóż może w końcu Dominic będzie łaskawy pokazać się na scenie i to wszystko powyjaśniać, bo inaczej będzie krucho. I ze związkiem Kate z Nickiem i z przyjaźnią z Ally.
Czekam na więcej |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:19:05 02-01-11 Temat postu: |
|
|
Nim Dominic wkroczy do akcji, to jeszcze trochę wody w rzece upłynie |
|
Powrót do góry |
|
|
*KaMcIa* Prokonsul
Dołączył: 25 Mar 2007 Posty: 3232 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Cancun
|
Wysłany: 19:10:10 06-01-11 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam wszystkie odcinki i stwierdzam, że świetna historia, genialny dobór obsad, tylko jest mały problem, odcinki pojawiają się za rzadko. Czekam na kolejny.
Uwielbiam szalone historie, Ally jest świetna lubię poukładane dziewczyny, które chcą poczuć nutkę spontaniczności |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:55:58 02-02-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
- Czy moja matka jadła już śniadanie? – spytałem, wchodząc do kuchni. Martha zamiast odpowiedzieć, tylko wytrzeszczyła oczy w zdziwieniu – Słyszałem, że nie jest sama – kontynuowałem więc wypowiedź, uśmiechając się od ucha do ucha – i pomyślałem, że zrobię jej niespodziankę, przynosząc śniadanie do łóżka – puściłem jej oczko i od razu zobaczyłem, że zrozumiała co mi chodzi po głowie – Przygotujesz to, co zwykle jada na śniadania?
- Oczywiście – wyszczerzyła swoje wszystkie, domyślam się, że już niestety sztuczne zęby w szerokim uśmiechu, a w jej oczach znów dostrzegłem tę szatańską iskierkę – A co przygotować tobie?
- Zjem coś po drodze – powiedziałem, podkradając z półmiska świeżo upieczone, jeszcze cieplutkie, kruche ciasteczko – Umówiłem się ze Stevenem, żeby… – przerwałem widząc minę Marthy i jej piorunujący wzrok – Tak, wiem – zmieniłem temat, cmokając ją w policzek – rozboli mnie brzuch, jak będę jadł ciepłe ciastka.
- No właśnie. Proszę – postawiła na stole tacę z dwoma tostami, szklanką soku pomarańczowego i jakąś dziwnie wyglądającą sałatką, po czym szybko zabrała półmisek z ciastkami. Zdążyłem jednak ukraść jeszcze jedno, za co zarobiłem po łapach.
- To wszystko? – spytałem, przyglądając się tacy – Nawet wróbel by się tym nie najadł… – chwyciłem tacę – Jesteś pewna, że moja matka je te śmieci? Nie chciałbym, żeby była rozczarowana.
- Na pewno nie będzie – uśmiechnęła się, klepiąc mnie po ramieniu – Cieszę się, że wróciłeś.
- Wiem, ja też – i ruszyłem na górę. Stanąłem przed drzwiami sypialni matki. Słyszałem jakieś „dziwne” odgłosy i domyślałem się, co się tam wyrabia, ale mimo to bez pardonu nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka – Dzień dobry, mamo – zaszczebiotałem radośnie. Matka, w takim pośpiechu zeskoczyła ze swojego kochanka, że o mały włos nie spadła z łóżka.
- Co ty tu robisz? – wydukała wściekła, zakrywając się naprędce narzutą.
- Pomyślałem, że przyniosę ci śniadanie – postawiłem tacę na nocnym stoliku.
- Mogłeś zapukać… – syknęła wściekła chyba nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Jeden zero dla mnie.
- Daj spokój, jestem dużym chłopcem i nie takie rzeczy już widziałem. Dam stówę, za każdą rzecz, jakiej jeszcze nie widziałem…
- Jak się odzywasz do matki smarkaczu? – do rozmowy wtrącił się jej kochanek – Wynoś się stąd…
- Jak dla pana, panie Logan, to nie smarkaczu, a panie Sanders i niech pan doceni, że nie każę panu tytułować mnie prezesem, co chyba wcale nie byłoby takie nie na miejscu, prawda? – uśmiechnąłem się ironicznie, unosząc brwi do góry.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić gówniarzu! – warknął wściekły. Byłem pewny, że gdyby nie to, że leżał pod tą narzutą zupełnie nagusieńki, to skoczyłby mi zaraz do gardła.
- Zapomina pan chyba, że nie jest u siebie. Tak się składa, że jesteśmy w moim domu i to ja decyduję, kto może tu przebywać i jak powinien się zachowywać – mówiłem, patrząc mu prosto w oczy – Ojciec nie życzył sobie pana wizyt w tym domu i ja też sobie tego nie życzę.
- Nick! – krzyknęła matka, głosem pełnym oburzenia – Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Zupełnie normalnie – zacząłem cynicznie, krzyżując ręce na piersiach – O ile mnie pamięć nie myli – udałem, że się zastanawiam – to ja przejąłem cały majątek ojca, w tym dom i firmę, a skoro mam władzę to, zamierzam z niej korzystać. No – klasnąłem w dłonie, widząc ich zdezorientowane miny. Dwa zero dla mnie – To by było chyba na tyle – i skierowałem się do wyjścia – Smacznego – dodałem, stojąc już w drzwiach – I lepiej, żeby tu pana nie było, kiedy wrócę, panie Logan.
Zamknąłem drzwi za sobą zadowolony z siebie. Nie sądziłem, że uprzykrzanie życia matce będzie, aż tak zabawne. A Logan? Nigdy za nim nie przepadałem, zawsze był to dla mnie mocno podejrzany typek. Ojciec też go nie lubił, a odkąd Victor zaczął spotykać się z jego córką, po prostu nie mógł na niego patrzeć. Może domyślał się, że matka puszcza go kantem z tym pożal się boże Casanovą? Na pewno się domyślał, był inteligentny i potrafił czytać między wierszami. Zresztą, przecież znał matkę nie od dziś…
- Nick – usłyszałem za sobą głos brata – możemy pogadać?
- A uważasz, że mamy o czym? – spytałem, odwracając się w jego stronę.
- Mama powiedziała, że nie dasz nam pełnomocnictw.
- I? Co w związku z tym? – udałem, że nie rozumiem o co mu chodzi.
- Jesteś taki głupi sam z siebie, czy ktoś ci za to płaci?
- Widzę, że wyostrzył ci się dowcip – uniosłem brwi i kącik ust w lekkim uśmiechu – Chcesz czegoś, czy będziesz mnie tylko przekonywał, że pełnomocnictwo ci się należy?
- Twoim zdaniem tak nie jest?
Wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem, taka była wola ojca i uważam, że powinniśmy ją uszanować.
- Daj spokój! Jego już nie ma, a my jesteśmy braćmi i musimy sobie pomagać.
- Ok., braciszku – uśmiechnąłem się, klepiąc go po ramieniu – Możesz spać spokojnie – zacząłem, uważnie obserwując jego twarz – możesz spokojnie pracować w firmie i zajmować się tym, czym zajmowałeś się do tej pory, nie obetnę ci wynagrodzenia, chociaż dyrektor finansowy wspominał coś, że dostajesz pensję dwa razy większą niż dostałby zwykły pracownik na twoim stanowisku. Pozwolę ci nawet zatrzymać służbowe auto, chociaż nie jestem przekonany, że jest ci ono niezbędne, zwłaszcza, że twój Aston Martin, którego dostałeś od ojca na urodziny, stoi w garażu praktycznie nieużywany – uśmiechnął się niepewnie na te słowa, a ja kontynuowałem tym samym, przymilnym tonem – nie wyrzucę cię na bruk, jeśli o to się boisz. Nie mógłbym tego zrobić mojemu młodszemu braciszkowi – poklepałem go po twarzy i teraz śmiał się już prawie od ucha do ucha – ale nie dam ci żadnego cholernego pełnomocnictwa, jasne? No – klepnąłem go jeszcze w ramię i odsunąłem się o krok. Widziałem, jak krew odpływa mu z twarzy. Trzy zero dla mnie.
- Nie możesz… – wydukał osłupiały.
- Owszem, mogę – wyszczerzyłem ząbki w uśmiechu – To ja teraz rozdaję karty, pogódź się z tym – odwróciłem się i miałem już odejść, ale nie byłbym sobą, gdybym nie dolał oliwy do ognia – A! I jeszcze jedno – podszedłem znów do niego i szepnąłem mu do ucha – Pilnuj dobrze swojej narzeczonej, bo nadstawia tyłka, jak kotka w rui… – na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, a potem poczułem pieczenie w lewej części twarzy. Tego się nie spodziewałem. Trzy do jednego. – No proszę – rzuciłem cynicznie, wycierając krew z rozciętej wargi – mój mały braciszek wreszcie zachowuje się jak mężczyzna – uśmiechnąłem się i odwróciłem w stronę schodów. Zszedłem kilka stopni w dół i jeszcze raz spojrzałem na Victora – Mimo wszystko powinieneś chyba zastanowić się nad jakimiś ciekawymi zabawami dla was dwojga, bo mała jest wyraźnie znudzona – dodałem na odchodne. Wiedziałem, że gdybym stał w zasięgu jego ramion, znów bym oberwał. Nie chciałem się z nim bić, ale nie chciałem też, żeby ta mała lafirynda doprawiała mu rogi. Jestem w końcu jego starszym bratem i muszę chronić go przed całym złem tego świata.
Wsiadłem w pontiaca, którym jeszcze niedawno jeździł ojciec. Na pewno nie byłby zadowolony z tego, co teraz wyrabiam, ale… Do cholery! Ktoś musi im przecież pokazać, gdzie ich miejsce! Zwłaszcza matce, dla której od zawsze liczyły się chyba tylko pieniądze ojca.
Włożyłem kluczyki do stacyjki, ale nim odpaliłem, zajrzałem do schowka, by upewnić się, że są tam wszystkie dokumenty. Między papierami znalazłem jakiś kluczyk, wyglądał jak kluczyk do skrzynki depozytowej…
- Cholera – warknąłem, słysząc sygnał swojego telefonu. Papiery i kluczyk wypadły mi z ręki, gdy chciałem szybko wrzucić je z powrotem do schowka – Jasny gwint… – wyjąłem telefon z kieszeni. Spojrzałem na wyświetlacz. Sophie. Czego ta idiotka znowu chce? – Halo… Nie, Sophie, nie spotkam się z tobą. Jadę do firmy… – mówiłem zbierając papiery – Wieczór też mam zajęty… Nie, z nikim się nie spotykam. Mam dużo pracy… Tak. Odezwę się, jak będę miał chwilę. Pa – rozłączyłem się i rzuciłem telefon na siedzenie pasażera. Myślałem, że po naszej ostatniej rozmowie, wreszcie się od niej uwolniłem, ale najwyraźniej pomyliłem się. Może wcale nie była taka głupia, na jaką wyglądała? |
|
Powrót do góry |
|
|
BlueSky Wstawiony
Dołączył: 06 Lut 2011 Posty: 4940 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:58:34 05-03-11 Temat postu: |
|
|
Zaczęłam czytać to opowiadanie i bardzo mi się podoba. Interesujący i zaskakujący pomysł i tytuł, który zwrócił moją uwagę.
Będziesz dalej pisać to opowiadanie?
Dwóch facetów wyglądających identycznie i żaden z nich nie wie o istnieniu drugiego? Obstawiam, że to bliźniacy, ponieważ innego wytłumaczenia ( chyba ) nie ma Tylko jak doszło do ich rozdzielenia? Czyżby rodzice "podzielili się nimi"? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:40:14 05-03-11 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, że i tutaj zajrzałaś
To opowiadanie piszę na spółkę z milą851 więc nie wszystko zależy ode mnie, ale myślę, że jesteśmy w stanie się zmobilizować i pisać to dalej ^^ Prawda Mila?
Póki co, wstawiam ostatni odcinek, jaki mamy w zapasie:) Miłej lektury!
[link widoczny dla zalogowanych]
Nie miałam najmniejszej ochoty na tę szopkę, którą szykowała Kate, w obecnej sytuacji byłam bardzo marnym towarzystwem nawet sama dla siebie, a co dopiero dla przyjaciółki i jej chłopaka. Niewiele o nim wiedziałam. Właściwie to nic poza tym, że Kate zupełnie straciła dla niego głowę. W dodatku tym razem wszystko wskazywało na to, że to coś więcej niż tylko przelotny romans.
Kurcze, jej chyba naprawdę zależało na tym chłopaku. Gdy się pokłócili chodziła na wpół przytomna, a gdy tylko się pogodzili i zgodził się na tą kolację, zaczęła świergolić jak nakręcona. Cała Kate.
Spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak zombie. Blada cera, podkrążone oczy. Nawet makijaż nie był w stanie mi w tym momencie pomóc.
Tamtego dnia, kiedy spotkałam ojca mojego dziecka coś we mnie wstąpiło. Jakaś energia i poczucie, że dam sobie z tym radę, jeżeli będę miała kogoś, kto siedzi w tym razem ze mną. Facet jednak się nie odezwał. Nie odbierał moich telefonów. A moja werwa gdzieś się ulotniła. Znowu zaczęłam się zamartwiać. Wiedziałam, że to jest nie dobre tak samo dla mnie, jak dla maleństwa, jednak nie mogłam pohamować rozpaczy, która wchłaniała mnie niczym czarna dziura, wysysając resztki optymizmu.
Stanęłam bokiem i przyjrzałam się uważnie swojemu odbiciu. Zaczęłam się przyzwyczajać do myśli, że rośnie we mnie mały człowiek. Przygładziłam sukienkę na brzuchu, zastanawiając się czy już coś widać, potem wypchnęłam biodra do przodu by unaocznić sobie, jak będę się prezentować za kilkanaście tygodni. Cholera! Mój brzuch będzie jak ziemski glob, a biodra…
- Ally! Chodź szybko! Nasz gość już przyjechał…
Westchnęłam ciężko, jeszcze raz spoglądając w lustro. Daleko mi było do miss, ale ostatecznie to Kate miała mu się podobać, a nie ja. Wyszłam z pokoju i ruszyłam do naszego salonu. W tym samym momencie usłyszałam nasz tandetny dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę! – krzyknęła Kate – Ty sprawdź czy na stole wszystko jest ok…
Kątem oka zerknęłam na stół. Zdążyłam tylko poprawić sztućce, które Kate swoim zwyczajem poukładała zupełnie nie w tej kolejności co trzeba, kiedy weszli do salonu.
- Ja chyba śnię – mruknęłam pod nosem i czując, że nogi mam jak z waty oparłam się dłońmi o blat stołu.
Moja przyjaciółka sprowadziła do naszego salonu ojca mojego dziecka! Przez jedną krytyczną chwilę myślałam, że zemdleję. Właściwie nie miałbym nic przeciwko. Nieprzytomna nie musiałabym uczestniczyć w tej dziwacznej sytuacji.
Kate wpatrzona w niego jak w obrazek niczego nie zauważyła. Podczas, gdy przez nasze twarze przeszedł cień paniki pomieszanej z zaskoczeniem, ona uśmiechała się szeroko prowadząc go w moją stronę.
- Nick, to moja przyjaciółka – zaczęła, gdy stali już o krok ode mnie – Allison Hall. Ally, to miłość mojego życia – w tym momencie poczułam, że zaczyna mi się robić niedobrze – Nicolas Davis.
- Miło mi – wykrztusił, wyciągając dłoń w moją stronę. Starał się zachować twarz, ale minę miał, jakby zobaczył ducha. W sumie po tym, co odstawiłam w firmie, nie mogłam się temu dziwić.
- Mnie również – powiedziałam cicho, siląc się na uśmiech.
- Siadajmy – zarządziła Kate.
Spanikowałam. Przecież nie mogłam z nimi zostać. Zasiąść do kolacji z ojcem mojego dziecka, i moją najlepszą przyjaciółką, której był narzeczonym. To byłby dopiero komiczny obrazek! Rodem z filmu z serii " w krzywym zwierciadle".
- Siadajcie. Przypomniało mi się, że muszę wykonać jeden telefon. Zaraz do was wrócę – wytrajkotałam i nie pozwalając Kate dojść do słowa, wyszłam do kuchni. Stanęłam nad zlewem i wzięłam głęboki wdech. Czy cały świat sprzysiągł się przeciw mnie? Nie dość, że wpadłam z jakimś przypadkowym mężczyzną, to teraz, gdy zupełnie przypadkiem go znalazłam, okazuje się, że jest chłopakiem mojej przyjaciółki! To jakiś koszmar! Przecież w normalnym życiu takie rzeczy się nie zdarzają!
Kiedy usłyszałam za sobą dziwne chrząknięcie wyprostowałam się jak struna. Wiedziałam, że to on, ale nie odwróciłam się. Zacisnęłam dłonie w pięści, opierając je na blacie szafki.
- Posłuchaj – szepnął mi wprost do ucha, a ja poczułam jak po moim ciele przeszedł dreszcz – To, co stało się między nami, jeśli coś w ogóle się stało – poprawił się szybko, dając mi tym samym do zrozumienia, że w dalszym ciągu nie wierzy w moją historię – to musi zostać między nami – dokończył tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Oszalałeś? – wysyczałam przez zęby, odwracając się gwałtownie w jego stronę – Mam okłamywać moją przyjaciółkę?
- A nie sądzisz, że lepiej najpierw się upewnić? Co będzie, jeśli to nie moje dziecko?
- To jest twoje dziecko! – za bardzo dałam się ponieść emocjom. Co za bezczelny gnojek! Miałam ochotę przywalić mu tak, żeby zszedł mu z twarzy ten cwany uśmieszek, ale ostatecznie zrezygnowałam z tego zamiaru. Jakbym wytłumaczyła Kate ślady po paznokciach na jego ślicznej buźce?
- Spokojnie – starał się mnie uciszyć nerwowo zerkając na drzwi. Nie chciał, żeby Kate nas usłyszała. Chyba naprawdę mu na niej zależało.
- Posłuchaj – szepnęłam zjadliwie, starając się dla dobra Kate opanować. – Nie jestem zachwycona, że moje maleństwo za ojca ma takiego gnojka. Jeszcze mniej raduje mnie fakt, że okazałeś się facetem, na którego punkcie moja przyjaciółka dostała fioła. Jednak zapewniam cię, to ty jesteś ojcem.
Spojrzałam na niego spode łba, czekając na jakąś reakcję z jego strony. Zmierzył mnie wzrokiem, zatrzymując wzrok na dłużej na moim brzuchu. Potem odwrócił się na pięcie i przeczesał ręką włosy, wzdychając ciężko. Może wreszcie zaczęło to wszystko do niego docierać? Nie zamierzałam teraz drążyć tego tematu. Wyminęłam go bez słowa i przylepiając na twarz sztuczny uśmiech, ruszyłam do salonu.
- A gdzie Nick? – spytała Kate, zerkając za moje plecy w stronę korytarza. Nim zdążyłam się zebrać w sobie, by opowiedzieć o wszystkim przyciągnęła mnie do siebie i uściskała serdecznie. – Jestem taka szczęśliwa! Ally, czy on nie jest cudowny? Taki przystojny i męski. A jak całuje – na samo wspomnienie oblizała wargi. W jej oczach dostrzegłam czułość i rozmarzenie. Nie mogłam jej tego zrobić. Nie mogłam tak po prostu powiedzieć, że ten mężczyzna mnie zapłodnił. Usta mi drżały, gdy próbowałam się uśmiechnąć.
Allison Hall. Do końca życia zapamiętam to nazwisko… i do końca życia, chcąc nie chcąc, będę już związany z tą kobietą, a ten wieczór… Ten wieczór powinienem, jak najszybciej wymazać z pamięci.
Ja, kobieta mojego życia i jej przyjaciółka, która miała być matką mojego dziecka, siedzieliśmy przy jednym stole i udawaliśmy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. To znaczy ja udawałem i ona chyba też… Jedyną osobą, która zachowywała się w tej sytuacji naturalnie była, niczego nieświadoma Kate. W duchu modliłem się, by nagle zawyły jakieś syreny, zaczęło się palić, albo stało cokolwiek innego, co pozwoliłoby mi uciec z tego mieszkania i znaleźć się jak najdalej od tej kobiety i jej ciąży. Naszej ciąży.
Nie chciałem oszukiwać Kate. Nie chciałem też uprzykrzać życia jej przyjaciółce, ale naprawdę trudno było mi uwierzyć, w historię jaką mi opowiedziała i której byłem głównym bohaterem.
Przecież to w ogóle do mnie nie pasowało.
Zacznijmy od tego, że tak naprawdę wcale nie jestem draniem, nie. Jestem wrażliwym mężczyzną, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Serio. Możecie myśleć, co chcecie. Po prostu ta sytuacja z dzieckiem całkowicie wytrąciła mnie z równowagi i wywróciła mój świat do góry nogami. Nie planowałem tego. Ba! Nawet nie pamiętam, jak było, gdy się kochaliśmy...O ile tak można nazwać, szybki numerek w sraczu.
Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem. To zupełnie do mnie nie podobne. Nigdy nie narzekałem na brak powodzenia u kobiet, ale nigdy też nie traktowałem ich jak zabawki, nawet nie tyle na jedną noc, co na kilka chwil, więc jakim cudem, do cholery, znalazłem się z nią w damskiej toalecie?
Gdyby nie była tak przekonana, że to ze mną spółkowała pomyślałbym, że szuka jelenia, a sezon się już zaczął. Wszystko jednak wskazywało na to, że ma rację. Wiedziała przecież o znamieniu i od razu, gdy mnie zobaczyła, napadła na mnie.
Nigdy nie uważałem się za jednego z nich, widać myliłem się. Okazałem się jeleniem jakich mało. Pozwoliłem się złapać na dziecko zupełnie przypadkowej dziewczynie! Mało tego, mimo luk w pamięci, w pewien sposób czułem się odpowiedzialny za to maleństwo.
Dlaczego więc do niej nie zadzwoniłem? Miałem przecież taki zamiar. Słowo. Pracowała w firmie, w której byłem teraz szefem, więc bez trudu mogłem zdobyć jej dane. Jednak najpierw chciałem naprawić swój związek z Kate. Głupio wyszło z tym listem i naprawienie naszych relacji było dla mnie priorytetem. Naprawdę mi na niej zależało. I teraz kiedy się pogodziliśmy, kiedy wyprawiła kolację specjalnie po to, żeby mi przedstawić swoją najlepszą przyjaciółkę, okazało się, że jest nią kobieta, która twierdzi, że nosi pod sercem moje dziecko!
Najpierw list od matki do mojego ojca, a teraz jeszcze ta historia…
Moje życie chyba nie mogło się już bardziej skomplikować. |
|
Powrót do góry |
|
|
conan235 Aktywista
Dołączył: 07 Sty 2011 Posty: 302 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:17:32 27-04-11 Temat postu: |
|
|
Fajny |
|
Powrót do góry |
|
|
Charrito Aktywista
Dołączył: 09 Kwi 2011 Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:49:38 29-04-11 Temat postu: |
|
|
Dr. House ? Łał.
Przeczytałam. |
|
Powrót do góry |
|
|
Jeanette Prokonsul
Dołączył: 08 Kwi 2006 Posty: 3980 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Ciudades Mágicas De La Hada Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:27:46 16-07-11 Temat postu: |
|
|
Czy będzie ciąg dalszy? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:09:30 17-07-11 Temat postu: |
|
|
A ma być? Jeśli tak, to myślę, że coś wymyślimy |
|
Powrót do góry |
|
|
Jeanette Prokonsul
Dołączył: 08 Kwi 2006 Posty: 3980 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Ciudades Mágicas De La Hada Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:59:50 17-07-11 Temat postu: |
|
|
Oczywiście że ma być |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|