Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Endorfina ODCINEK 8 (06.09)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
awangarda
Motywator
Motywator


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z odległej galaktyki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:51:16 31-01-12    Temat postu:

Odcinek 2:
Ira calefacta sapientia dormit*

Wtorek


Stojący przy 9tej Ulicy dom rodziny Saviour był niewielki. Wokół niego rosło wiele drzew i dzikich krzewów, a ogród wydawał się nie być pielęgnowany od wielu lat przez nikogo. Teren nie był ogrodzony żadnym murkiem ani drewnianym płotkiem, a jedyną wiadomością dla obcych, że ten teren jest zamieszkały, miała być zardzewiała skrzynka na listy ze stosunkowo nowym numerkiem 246. Niegdyś białe listwy, pokrywające zewnętrzne ściany, teraz pożółkły od promieni słonecznych i poodklejały się od północnej strony od wilgoci. Skrzypiące schody prowadziły na wielką werandę, na której znajdował się piękny bujany fotel z poduszką w kwiaty. Wewnątrz na parterze mieściła się duża kuchnia z dębowymi meblami i łącząca się z nią jadalnia. Salon był ciasny i ciemny. Ściany w kolorze ceglanej czerwieni zbyt przytłaczały, jak na taki mały i słabo oświetlony pokój, ale domownikom to nie przeszkadzało. Łazienka znajdowała się tuż przy schodach, prowadzących na piętro - a tam były tylko trzy niewielkie pokoiki.
Najpiękniejsze pomieszczenie zajmowali dorośli - Anne i Wade Saviour. Ona bezrobotna. Na usta nasuwało się zdanie, że zajmowała się domem, ale przecież to nieprawda. Niepewna siebie, zmarnowana, wpadła w depresję, gdy mąż zażądał rozwodu. Wade był dumnym i konsekwentnym księgowym, który nie widział już szans dla tego związku. Choć twierdził, że rodzina zawsze jest najważniejsza, to nie potrafił żyć z Ann. To było ponad jego siły. Właściwie, chyba nie potrafił żyć z żadnym z domowników. Dlatego ta jego gówniana zasada w rzeczywistości się nie sprawdziła. Głupie gadanie.
Najmniejszy pokoik na piętrze, który bardziej przypominał komórkę niż sypialnię, należał do ich niepokornego syna, Chestera. Obok niego mieszkała jego siostra, Alyson.
Leżała nieruchomo na łóżku i beznamiętnie wpatrywała się w sufit. Chociaż wokół siebie miała pełno rozłożonych książek, to żadna z nich nie spoczywała w jej delikatnych dłoniach. Nie miała ani ochoty, ani czasu by zajmować się nauką. Z dołu dało się słyszeć hałasy i krzyki, które z każdą minutą przeszkadzały jej coraz bardziej. Przetarła oczy dłonią i zgramoliła się z łóżka. Podeszła do drzwi i przystawiła ucho, a po chwili wyszła na korytarz i nachyliła się przy balustradzie, by zobaczyć co się dzieje.
- Znudziło ci się już spanie na ulicy? - spytał poirytowany Wade. Patrzył na swojego prawie dwudziestojednoletniego syna z wyższością i obrzydzeniem, jakby nie potrafił sobie wybaczyć, że spłodził kogoś takiego. - Jak możesz być takim nieudacznikiem? Nic nie robisz tylko się szlajasz po ulicach. - krzyknął. Jego oczy płonęły ze złości, a na czole wyskoczyła niebieska, pulsująca żyła. Tymczasem Chester przełączał kanały pilotem i wpatrywał się w brudną szybę telewizora. Zupełnie nic sobie nie robił z tego, co mówił do niego ojciec.
- Wade, to jest nasza wina - mruknęła niska blondynka, wchodząc do pokoju z kuchni. - Źle go wychowaliśmy. - Była zagubiona i wycofana. Ciemnymi oczami niepewnie lustrowała sytuację, jakby w razie silniejszego starcia miała odwrócić wzrok, by uniknąć bólu.
- To nie jest moja wina, że ten i d i o t a jest takim ignorantem! Plecami przez życie, takie jest twoje motto?! - ryknął, a Alyson na górze aż podskoczyła. Zbiegła szybko po schodach i stanęła obok ojca.
- Tato, przestańcie - poprosiła. Spojrzała swoimi maślanymi oczami na mężczyznę, ale on jeszcze bardziej się wzburzył.
- Macie rację, ja tu nie pasuje. - Chester wstał wreszcie z kanapy i ruszył w kierunku wyjścia. Minął Wade’a, szturchając go lekceważąco w ramię, ale ten złapał go za łokieć i odwrócił do siebie gwałtownie.
- Nigdy nie traktuj mnie tak, gówniarzu! - krzyknął i zamachnął się. Siła, z jaką uderzył Chestera była na tyle duża, że chłopak poleciał na komodę ze szklaną zastawą, tłukąc wszystko, co na niej stało. Anne pisnęła i schowała twarz w dłoniach. Ukryła się za futryną, dysząc ciężko, nawet nie próbując męża zatrzymać.
- Przestań, tato! Tato! - Alyson stanęła między swoim bratem, a ojcem, który chciał wziąć go za koszulkę i dać jeszcze raz w twarz.
Chester wstał, wytarł cieknącą z nosa krew i uśmiechnął się złośliwie, jakby otrzymał palący dowód nienawiści, na który czekał by raz na zawsze opuścić tą ruderę. Wyszedł z domu, trzaskając za sobą drzwiami, a ci którzy zostali wpatrywali się przez chwilę w tamtą stronę, próbując ogarnąć to, co się wydarzyło.
- Chester, wracaj! - wrzasnęła Alyson. Ona również nie wytrzymała, srebrzyste łzy pociekły jej po rozpalonych policzkach. Posłała ojcu karcące spojrzenie i wybiegła za bratem.
Było już ciemno. Dwie najbliższe latarnie w ogóle nie świeciły, a w blasku dalszych nie pojawiła się sylwetka Chestera. Była sama, zupełnie sama. Nie bała się, choć ta część miasta nie należała do najbezpieczniejszych. Myślała tylko o tym, żeby odnaleźć brata i zawrócić go do domu, więc poszła w kierunku centrum handlowego Grove. To było jedno z ulubionych miejsc ich spotkań, więc szła tam z nadzieją, że go tam zastanie. Gdy dotarła, poczuła palące w klatce piersiowej rozczarowanie. Usiadła na metalowej ławce i spojrzała do góry, jakby z gwiazd chciała wyczytać ukrytą dla niej wiadomość. Przygryzła wargę i usłyszawszy męskie głosy odwróciła twarz w stronę wyjścia z galerii handlowej. Na horyzoncie pojawiły się dwie wysokie i strzeliste męskie sylwetki.
- Kogo ja widzę? – Młody mężczyzna z dłuższymi włosami szturchnął drugiego łokciem i uśmiechnął się kpiąco. – Najwyraźniej mamy szczęście.
Alyson spojrzała na niego z grymasem. Nie znosiła Briana od kilku dobrych lat, gdy ubliżanie jej i psychiczne znęcanie stało się jego ulubioną formą rozrywki. Był cyniczny i arogancki, a do tego wiecznie uśmiechnięty, jakby wszystko potrafił obrócić na swoją korzyść. Nigdy nie mogła odgadnąć na ile jego słowa są prawdą, na ile kpiną i zawsze miał swoje ostatnie słowo, choć czasem przykre i krzywdzące. Jednej rzeczy jednak wyjątkowo mu zazdrościła; potrafił wzbudzać szacunek u innych ludzi siłą i potęgą charakteru. Przyciągał ludzi, chociaż sprawiał wrażenie, jakby na nikim mu nie zależało. Ten paradoks był nie do przełknięcia. Im bardziej angażowało się w jakiekolwiek relacje z nim, tym większe prawdopodobieństwo, że w razie potrzeby szybko ukłuje dokładnie tam, gdzie zaboli najbardziej. Był cwany i sprytny, a do tego niebagatelnie przystojny. Jego zimne błękitne oczy przyprawiały o dreszcze, a pełne usta układające się w łobuzerski uśmiech rozpalały od środka w ułamku sekundy.
Odwróciła wzrok, biorąc głęboki wdech. Gorączkowo myślała, w którą stronę uciec od niego. Niepewnie wstała i westchnęła, unosząc błagalnie brwi. Czuła na sobie przenikliwe i nieufne spojrzenie Briana O’ Neil, więc gdy do niej doszli spojrzała mu prosto w oczy z nadzieją, że się speszy, ale nic takiego nie nastąpiło. Sama lekko zdenerwowana przeniosła wzrok na swojego największego przyjaciela, Michaela i mruknęła cichutko:
- Zgubiłam Chestera.
Ten wyciągnął do niej ręce i pozwolił by wtuliła się w niego. Oparł policzek o jej głowę i zupełnie niezaskoczony tym, co powiedziała spytał:
- Co tym razem się stało?
- Pożarli się z ojcem. Uderzył go, a Ches wybiegł z domu i wyparował.
- Bardzo mi przykro z twojej straty - powiedział Brian, wkładając ręce do kieszeni i opierając się biodrem o oparcie ławki. - To Chester. Wciągnie parę kresek i mu przejdzie – kontynuował, a blondynka zacisnęła usta, by nie wybuchnąć. – Twoja naiwność niezwykle mnie bawi.
Alyson nie wytrzymała. Wyrwała się Michaelowi i szybkim krokiem ruszyła w stronę parku, zostawiając ich za sobą. Była wściekła, ale nawet nie na Briana, którego starała się ignorować, ale na siebie, że jest w tej chwili zupełnie bezradna. Nie wiedziała, gdzie szukać brata, ani czy w ogóle jest sens, skoro często uciekał z domu. Nie rozumiała jego prowokacyjnego zachowania. Choć był od niej starszy o trzy lata, zachowywał się czasem tak bezmyślnie i nierozważnie, jakby było odwrotnie. Czy jeśli ich rodzina się rozpadnie, to będzie jego wina, czy tak po prostu musiało być?
Zatrzymała się przed parkową bramą. Wzięła kilka głębokich wdechów i zamknęła oczy. Powoli się uspokajała, powtarzając sobie głośno „weź się w garść”. Po kilku minutach poczuła czyjąś dłoń na ramieniu i odwróciła się powoli, bo dobrze znała ten uścisk. Za sobą zobaczyła zatroskaną twarz Michaela. Westchnęła i spuściła wzrok, a on ujął ją pod brodę, zmuszając tym samym, by na niego spojrzała.
- Nie martw się o niego. Jest dużym chłopcem, poradzi sobie - mruknął cicho, oplatając ją ramieniem. Ruszyli powoli. – Odprowadzę cię do domu.
- Ale ma talent do pakowania się w kłopoty. Po prostu czuję, że dzieje się coś niedobrego.
Mike już nie odpowiedział. Alyson ściskała w tali jego ciepłą dłoń i oddychała miarowo, starając się nie myśleć o tym, co się wydarzyło. W głębi ducha cieszyła się, że poszedł za nią i towarzyszył jej, chociaż do samego domu już nie odezwali się ani jednym słowem. Sama jego obecność podnosiła ją na duchu. Szli powoli, jak najlepsi przyjaciele. Znali się od dziecka. Nie mogło być inaczej.
Alyson pożegnała się czułym buziakiem w policzek i zniknęła za drzwiami swojego domu. Nie zastawiała się, czy ojciec śpi na kanapie, czy w ogóle jest w domu. Zdjęła buty i schodami ruszyła na piętro. Zajrzała do pokoju brata, ale nic się w nim nie zmieniło. Ten sam bałagan, co zwykle, a po Chesterze ani śladu. Weszła do swojego i upadła na łóżko, wciąż zawalone książkami. Zrzuciła je na ziemie i schowała się pod kołdrą, mając nadzieję, że szybko zaśnie, a gdy się obudzi zacznie się nowy, lepszy dzień.


________________________________________________________
(łac.) Kiedy gniew jest wzniecony, mądrość śpi. – przysłowie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayleen
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 4673
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:14:28 04-02-12    Temat postu:

Więc poznaliśmy bliżej Chester'a, zwłaszcza od stron rodzinnych. Jak widać nie jest dobrze, bo jedynie Alyson chce mu pomóc i stoi murem za bratem. A matka, no cóż ona chyba nie potrafi do końca przeciwstawić się swojemu mężowi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
awangarda
Motywator
Motywator


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z odległej galaktyki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 1:33:38 05-02-12    Temat postu: Odcinek 3: Cripz

Menny, dzięki, że wpadłaś ;-)

Ostatnio zmieniony przez awangarda dnia 17:45:04 08-02-12, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
awangarda
Motywator
Motywator


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z odległej galaktyki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:46:54 08-02-12    Temat postu:

Odcinek 3
Cripz


Środa

Brian otworzył oczy i przeciągnął się na olbrzymim łóżku. Atłasowa pościel powoli zsuwała się z jego nagiego, dobrze zbudowanego ciała. Ziewnął i przewrócił się na bok. Jego towarzyszka niechętnie uniosła głowę i spojrzała na niego spod burzy rudych loków.
- Zbieraj się - powiedział, patrząc na nią poważnie błękitnymi oczami.
Ona uśmiechnęła się rozkosznie i pogłaskała się po ręce, na której jasne włoski stanęły dęba.
- Nie patrz na mnie w t e n sposób, bo mam gęsią skórkę.
- Nie zapomnij niczego- mruknął, odwracając głowę.
Dziewczyna westchnęła i wywróciła oczami, ale już bez słowa wstała, założyła bieliznę i zabrała resztę swoich rzeczy. Gdy znalazła się w jego polu widzenia mimowolnie spojrzał jak jej jędrne ciało kołysze się i znika za drzwiami. Ponownie się przeciągnął i w końcu wstał. Podszedł do wielkiego okna i spojrzał w dół. Miał stąd naprawdę nieziemski widok. Musiała być już późna godzina, bo ruch na ulicach był dość spory, a mimo widoku na wschód nigdzie nie dostrzegł słońca. Zresztą, on nigdy nie był rannym ptaszkiem.
Założył jakieś ciuchy i wyszedł z sypialni od razu kierując się do barku. Wyciągnął kryształową karafkę, a w tym samym momencie drzwi windy rozchyliły się.
- Szklaneczkę? - spytał, nalewając sobie whiskey. Podniósł ją na wysokość oczu i poruszał, a bursztynowy płyn porozlewał się na ściankach. Brian uśmiechnął się sam do siebie i wypił łyk.
- Tak z rana? - spytał Michael, choć nie był zdziwiony tym widokiem. Odkąd mieszkał z Brianem przyzwyczaił się do tego, że gdy wstawał odkażał swoje gardło drogim trunkiem. – Zamiast tego, mógłbyś iść pobiegać. - Klapnął na kanapę. - Kiedyś to robiłeś.
- Poszedłbym, ale nie chcę marnować sił, które mógłbym spożytkować w inny sposób trochę później. - Uśmiechnął się, zaczesał włosy do tyłu i wypił kolejny łyk. Mike posłał mu szczery uśmiech i poszedł do kuchni.
O’ Neil powodził za nim wzrokiem i wraz ze swoją bursztynową kochanką usiadł przy stole i odpalił laptopa. W tej chwili zadzwonił telefon.
- Tak, widzę, że spadły, ale ja jeszcze nie kupuję - odpowiedział do słuchawki od razu. Przyglądał się uważnie kolorowym słupkom i wykresom, przedstawiającym akcje, które co chwilę pojawiały się na ekranie. - Nie, mam przeczucie. - Rozłączył się, ale telefon znów zadzwonił. Spojrzał tylko na wyświetlacz i zwrócił wzrok z powrotem na ekran.
- Proszę cię, odbierz, bo ten debilny dzwonek doprowadza mnie do szału - zaśmiał się Mike, wyciągając karton z mlekiem, ale Brian zerknął na niego kątem oka i zaczął pisać coś w komputerze.
- To moja matka. Dzwoni od kilku dni jak nienormalna. Swoją drogą nie pij z kartonu.
- Ale to twoja matka - zauważył trafnie Mike, ignorując uwagę kumpla. Przyłożył karton do ust i zaczął pić duszkiem. Brian wymierzył mu wrogie spojrzenie, ale telefon nie milknął.
- A ty awansowałeś na moje sumienie. Gratuluję. – Westchnął i ponownie wziął telefon do ręki. Przez kilkanaście sekund walczył z wyświetlaczem, próbując go wyłączyć siłą woli, ale gdy ten nie cichł, odebrał - Halo?
- Brian?! Co się z tobą dzieje?!
- Nic, wciąż żyję i mam się dobrze.
- Nie odbierasz telefonu! Wszystko w porządku?! Nic się nie stało?!
- Jestem dorosły.
- Ale jesteś moim dzieckiem! Jak tam ci się żyje? Nie chodzisz głodny? Spotykasz się z jakąś miłą dziewczyną? Kiedy nas odwiedzisz?!
- Nie prędko.
- Jak to? Tęsknimy za tobą z ojcem i chcemy cię zobaczyć! To zaledwie pół godziny drogi!
- Nie rób tego więcej.
- Brian?!
- Po prostu nie dzwoń do mnie i nie męcz mnie. Wszystko jest ok!
- Daj znać, co u ciebie!
Odłożył słuchawkę. Czuł na sobie ciężkie spojrzenie Michaela, więc wziął głęboki oddech i popatrzył na niego pytająco. Miał nadzieję, że zmusi go tym do powiedzenia tego, co chce i się wreszcie odczepi. Zamknął laptopa i odwrócił się przodem do przyjaciela, mówiąc obojętnie:
- Wieczorem idziemy na balety, więc wystrój się, żebyś nie przyniósł mi wstydu. Może sobie coś wyhaczysz.
- Niestety, nie mam twojego wyglądu - zakpił, stawiając pusty pojemnik po mleku mu przed nosem. Zawsze pił mleko prostu z kartonu i wiedział, jak to strasznie drażni Briana. Ten spojrzał opróżnione pudełko i zmarszczył brwi.
- Straszna szkoda – odpowiedział i wywrócił teatralnie oczami, jednocześnie wzruszając ramionami.


Wieczorem

Szli Aleją Le Brea, wzdłuż parku. Słońce już dawno schowało się za horyzont, ale wciąż było dość duszno. Michael powłóczył nogami, trzymając ręce w kieszeniach dżinsów. Po chwili zadzwonił do niego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i mruknął:
-To Alyson.
Brian zignorował to i spojrzał w drugą stronę. W głębi parku i dojrzał dwie sylwetki, które przykuły na dłużej jego uwagę.
- Tak? – Odebrał i zwolnił kroku. - Nie wrócił jeszcze? Nie martw się, na pewno się znajdzie. A gdzie teraz jesteś? Ok. Wracaj do domu najlepiej. - Spojrzał na telefon. - Rozłączyła się.
- Ciekawe dlaczego - powiedział nagle Brian, cichym i melancholijnym głosem, zatrzymując kumpla ręką. Palcem wskazał odległe miejsce pod latarnią.
- Szukasz swojego braciszka? - zakpiła wysoka mulatka z niebieską chustą na szyi, uśmiechając się ironicznie. Zza paska spodni wyciągnęła pistolet i machała nim, jakby to była zabawka.
- Alyson - mruknął Mike, robiąc się coraz bledszy. Brian chwycił go za ramię, by nie mógł się ruszyć. Przez chwilę popatrzył na niego, żeby się upewnić, że nagle nie wyskoczy, płosząc bandziorów, jak kaczki nad stawem. Mogło ich być więcej.
- Złapaliście go… - Alyson przygryzła wargę. Była zdenerwowana, bo zdawała sobie sprawę, że dziewczyna należy do gangu. Nie tylko broń na to wskazywała, ale przede wszystkim niebieski fragment ubrania, który był charakterystyczny dla Cripsów. Młoda Saviour przełknęła głośno ślinę i zesztywniała, próbując zachowywać się rozważnie. Jednak myśl, że mają jej brata całkowicie paraliżowała ją od środka.
- Jakby nie sprzedawał prochów na naszym terenie, to nic by mu nie groziło - odpowiedziała mulatka, wciąż celując bronią Al prosto w twarz. Była pewna siebie i stanowcza. Mogła strzelić w każdej chwili. – Jest nam coś winien.
Mike poruszył się nerwowo, a Brian uniósł palec do góry w geście „ani się waż”.
- Chester nie handluje dragami - mruknęła zdezorientowana blondynka.
- Cool-T posłał mu już ostrzeżenie, ale blondas najwyraźniej nic sobie z tego nie robi. Nie będziemy się pieprzyć z takimi ścierwami. Za wszystko zapłaci.
- Słuchaj, dziecinko…
Do Alyson doszedł potężny ciemnoskóry mężczyzna w luźnej niebieskiej koszulce i bardzo szerokich spodniach. Na głowie miał zawiązaną taką samą chustkę, jak dziewczyna. - Widzisz moją twarz? Żaden białas nie będzie nas lekceważył. Mamy monopol - wrzasnął nastolatce prosto w twarz. – Niech daje forsę, albo ginie. - Podniósł do góry rękę, w której trzymał broń. - To jest Glock 23. Jeden strzał i pocisk przejdzie przez twoją białą gębę i mózg na wylot. Rozumiesz? – Alyson spojrzała na niego sparaliżowana. - Nie słyszę!!
- Tak…
Nagle Mike wyszarpał się Brianowi i wystrzelił jak z procy w ich kierunku. Ten westchnął, spojrzał w niebo, mrucząc cicho „dzięki” i w końcu pobiegł za nim.
- Cool-T!
- Jeśli go szukasz to przestań, bo i tak jest już po nim.
- Cool-T! – ryknęła ponownie dziewczyna z bronią. – Jahmal! - Czarnoskóry mężczyzna spojrzał na nią z wyrzutem. - Mamy towarzystwo. - Kiwnęła głową w kierunku biegnących kolesi.
- Mike, uciekaj stąd! - wrzasnęła Alyson, ale w tej chwili mulatka podbiegła do niej, złapała ją id tyłu i przyciągnęła do siebie tak, że lufa czarnego pistoletu przywierała do jej skroni. Jahmal o przezwisku Cool-T wycelował swojego Glocka w biegnących mężczyzn, odbezpieczył i strzelił. Wszyscy nagle znieruchomieli. Mike i Brian stanęli jak wryci pięć metrów od członków gangu Crips i przetrzymywanej blondynki.
- Puść ją! - zażądał stanowczo Mike. Wpatrywał się gniewnie w bandziora i jego koleżankę.
- Więcej ostrzeżeń nie będzie, biały kutasie - warknął Cool-T. Wciąż trzymał wycelowaną broń w chłopaków.
Brian stał lekko z tyłu z delikatnie podniesionymi dłońmi do góry, okazując Jahmalowi, że nie chcą kłopotów. Mike jednak był znacznie bardziej agresywny i zaborczy niż jego kolega. Pokręcił głową na boki, aż strzeliły mu chrząstki w karku.
Nagle gdzieś w tle zapiszczała policyjna syrena. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Cripsi w obawie, a Brian i Alyson z nadzieją. Michael wykorzystał moment nieuwagi i podbiegł do gangstera. Gdy Cool-T obracał się z powrotem w stronę chłopaków dostał mocnego sierpowego. Zachwiał się na chwilę, ale był na tyle duży i silny, że szybko doszedł do siebie, zupełnie tak, jakby cios Mike’a był ledwie klepnięciem. Za drzewami dało się słyszeć krzyki policjantów. Musieli zostać zaalarmowani przez kogoś lub wcześniej namierzyli Niebieskich. Zdezorientowana mulatka popchnęła blondynkę na krzaki i uciekła w kierunku ulicy, a Cool-T przejechał palcem wskazującym po szyi, grożąc Michaelowi bez zbędnych słów. Oboje wsiedli do czarnego Dodge, który błyskawicznie wjechał na chodnik i zniknął za zakrętem.
- Al, nic ci nie jest? - spytał wystraszony Michael, podnosząc dziewczynę. Była w totalnym szoku.
- Mike, oni mają Chestera…
- Bohater się znalazł! Co za debil! - ryknął Brian w kierunku ciemnowłosego. Klepnął go w bark, wymierzając pełne złości spojrzenie, ale Mike jakby w ogóle tego nie zauważył. Odwrócił się w kierunku, skąd dobiegały obce głosy i popchnął dwójkę do przodu. - Spieprzać stąd i to już!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayleen
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 4673
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:39:08 12-02-12    Temat postu:

Chyba się nie dziwię, że Aga tak uwielbia Brian'a, chociaż w końcówce to Mike okazał sie 'bohaterem', jakby nie patrzeć. Czasami tak mi się wydaje, że jemu podoba się Alyson. Podobała mi się także pierwsza scenka, kiedy to Brian szybko pozbył się nowej zdobyczy, a potem pogawędka z Mike'm i matką. Jego matka się troszczy o niego, a on odpowiadał jej jakby mówił do jakieś natrętnej kochanki, która męczy go telefonami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:59:42 13-02-12    Temat postu:

Jak tylko nadrobię to co mam nadrobić przez ferie, które mi się trafiły teraz to zabieram się za to opowiadanie, a że mało odcinków jak na razie to przeczytam zapewne jednym tchem. Więc na dniach na pewno wpadnę tutaj.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
awangarda
Motywator
Motywator


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z odległej galaktyki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:13:52 15-02-12    Temat postu: Odcinek 4

Menny., no Brian to Brian, co tu dużo mówić. Jego matka jest nadopiekuńcza, a on faktycznie nie za bardzo się tym przejmuje. Ale z pewnością jeszcze zobaczymy go w akcji z mamą. A Mickey... Tak to dokładnie typ "dobrego gościa" ;-)

Klaudio, cieszę się, ze wpadłaś - witam Cię w moich skromnych progach ;-)


Odcinek 4:
Paranoja to jedyne co zostało


Środa

Strach, ogromny strach. Panika i wrzask. Smak krwi, obolały policzek, opuchnięte dłonie.
Dziewczyna leżała na podłodze związana ostrą żyłką, która boleśnie wbijała się w jej delikatne ciało. Otworzyła oczy. Nie wiedziała, gdzie się znajduje i dlaczego. W ustach poczuła nieprzyjemny smak spleśniałego sera i zgniłych jaj. Chciała krzyknąć, ale kawałek szmaty wepchnięty prawie do gardła to uniemożliwił. Starała się poruszyć, ale coś trzymało ją przy ścianie. Otworzyła szerzej oczy i zrozumiała. Leżała w jakimś wilgotnym pomieszczeniu całkiem naga. W okolicach podbrzusza czuła ostry, rwący ból, który nasilał się z każdą minutą, z każdą sekundą. Zacisnęła zęby i zaczęła płakać. Łzy zmieszane z tuszem do rzęs zalewały jej sine od bicia policzki. Zupełnie nie wiedziała co się z nią stało. Niczego nie pamiętała. Siąknęła nosem i wydała z siebie głuchy odgłos.
Ktoś włożył klucz do zamka. Przekręcił dwa razy i wszedł do środka, a po chwili zaświecił światło. Młody chłopak uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- Co ci się stało? - spytał wyraźnie rozbawiony, a ona zaczęła się rzucać i krzyczeć. Stał dalej przed nią i patrzył na nią przenikliwie. - Nie pamiętasz mnie?
Dziewczyna zamarła.
Wyciągnął z kieszeni nóż. Pomachał jej nim przed oczami, po czym uśmiechnął się złośliwie. Rozciął więzy i popchnął ją do przodu. Upadła na kolana. Płakała. Głośno płakała, wbijając w zagrzybioną posadzkę swoje długie paznokcie. Zbliżył się do niej. Złapał ją pod rękę, podniósł i skierował się do drzwi. Wyszedł razem z nią, gasząc za sobą światło.
Przestała istnieć.

* * *


Czwartek


Mike rzucił plecak koło ławki i zajął swoje stałe miejsce w sali. Uczęszczał na Uniwersytet Kalifornijski i studiował inżynierię finansową w Szkole Andersa , chociaż średnio był tym kierunkiem zainteresowany. Wykład ze studiów przypadku był wyjątkowo nudny, a wykładowca mówił monotonnie i mało ciekawie. Mayers, zamiast skrupulatnie sporządzać notatki, bazgrał coś na kartkach, a myślami znajdował się gdzie indziej.
W pewnej chwili usłyszał dziwne, pojedyncze trzaski. Jedne głośniejsze od innych, w różnych odstępach czasu, które dochodziły ewidentnie z jego lewej strony. Rozejrzał się dookoła, ale zdał sobie sprawę, że tylko on je słyszy. Zerknął na miejsce, z którego dobiegał ten dźwięk, ale nic szczególnego nie dostrzegł. Nachylił się bliżej okna i zauważył, że na trawniku stoi Brad i rzuca kamykami w szybę niewielkiej auli. Mike kiwnął pytająco głową, a Brad ruchem ręki pokazał telefon. Sięgnął do kieszeni.
Wiadomość - przeczytał. Kliknął na zielony przycisk: Mam broń. To na te czarne, nieogolone afrykańskie fiuty. Czekam na błoniach. BBB.
Zaraz po zajęciach Mike wyszedł z budynku i ruszył w kierunku pięknego uniwersyteckiego parku, bardziej przypominającego pole golfowe. Doszedł do Brada, którego bez problemu rozpoznał po czerwonej czapce z daszkiem. Dojrzał również z boku Briana, który został zatrzymany przez jakieś atrakcyjne studentki.
- BBB? – spytał zdziwiony Mike.
- Ta, Big Bad Brad – żachnął się Brian z sarkastycznym uśmieszkiem podchodząc do kumpli. Jemu jednemu udawało się zachować dobry humor, podczas całej idiotycznej sytuacji. Brad wyciągnął z plecaka zawiniątko.
- Co to plan z tą bronią? Odbiło ci? - spytał zaskoczony Mike. – Skąd ją masz?
- Musimy mieć się czym bronić! - Choć próbował być niezwykle przekonywujący, jak zwykle sprawiał wrażenie osoby na haju.
- Gdzie byłeś wczoraj wieczorem? I przedwczoraj? Nigdzie nie mogliśmy cię zastać…- spytał Brian. Spojrzał podejrzliwie na kolegę, który spuścił wzrok na ziemię. – Niebiescy dobrali się do Chestera i jego siostry, a ty przydałbyś się. Posłużyłbyś za mięso armatnie…
- Na pewno obracał jakieś laski.
- Byłem zajęty - burknął w końcu Brad. Włożył ręce do kieszeni i spuścił głowę jeszcze niżej. - Co z tą bronią? Kto ją weźmie?
- Alyson, rzecz jasna. Mogą na nią polować, poza tym grasuje jakiś zboczeniec po okolicy, gwałci i morduje kobiety. - Brian uśmiechał się sarkastycznie do kolegów, mrużąc lekko oczy, bo intensywne promienie słońca waliły mu w twarz. - W sam raz jej się zmieści do torebki, w której poza błyszczykiem i podpaskami nic nie nosi.
- Słyszałam to.
Brad poinformował wszystkich o spotkaniu. Siostra Chestera podeszła do nich, idąc od strony centrum, ściskając kurczowo swoją listonoszkę. Spojrzała na zawiniątko i westchnęła zrezygnowana.
- Mogłabyś być choć trochę wdzięczna, że marnuję swój drogocenny czas na ciebie - odgryzł się Brian, teatralnie odwracając się w jej kierunku.
- Obejdzie się. Nie musisz iść rozdawać autografów napalonym studentkom?
- Wiesz, że to świetny pomysł? – Spojrzał na nią z triumfalnym uśmiechem i zaczął rozglądać się dookoła. Mike stanął między nimi, próbując przerwać tą bezsensowną rozmowę.
- Dobra, dajcie spokój! - W pewnej chwili zesztywniał i spojrzał na ich dwoje. – A gdzie się podział Brad?
Cała trójka rozglądała się za swoim przyjacielem, ale nigdzie nie było po nim śladu. Nawet nie zauważyli, że odszedł i do tego bez pożegnania. To było do niego zupełnie niepodobne. We trójkę ruszyli prosto, coraz bardziej oddalając się od uniwersytetu. Alyson trzymała się blisko Mike’a, co chwilę patrząc na niego, a Brian uśmiechał się łobuzersko do mijających go dziewcząt.
- Masz już wolne? - spytała w końcu blondynka.
- Nie idę na resztę zajęć - odparł jej Mike.
- Dlaczego? Masz już tyle nieobecności. - Spojrzała na swojego przyjaciela i złapała go za rękę.
Mike’owi ciarki przeleciały po plecach, a Brian, któremu nic nie mogło umknąć, zaśmiał się i już miał to skomentować, gdy podeszła do niego ciemnowłosa dziewczyna.
- Cześć. Pamiętasz mnie? - Uśmiechnęła się wyczekująco.
Brian zmarszczył brwi ciągle szeroko uśmiechnięty.
- Tak, pamiętam - skłamał i został z dziewczyną.
Mike i Alyson byli sami. Ruszyli w kierunku parkingu miejskiego, na którym ciemnowłosy zostawił motor. Milczeli całą drogę. Gdy dotarli, chłopak podał towarzyszce swój kask, wsiadł na niebieską Yamahę i pozwolił jej wygodnie usadowić się za sobą. Mocno przytuliła się do niego, splatając dłonie na jego brzuchu, a ten zapalił silnik i z głuchym dźwiękiem błyskawicznie wystartował. Zatrzymali się dopiero na parkingu wieżowca, w którym teraz mieszkał.
- Myślałam, że jest rozsądniejszy - mruknęła, przerywając ciszę, gdy dojechali windą do mieszkania.
- Kto? Brad?
-Brad? – zdziwiła się, wchodząc do środka. - Miałam na myśli swojego brata.
- Dalej o nim myślisz – westchnął i ruszył po coś do picia.
- Nie miałam pojęcia, że on handluje…
Mike znieruchomiał i przygryzł wargę. Gdyby tylko handlował, pomyślał. Poszedł za nią i odłożył szklanki na stoliku. Stała do niego odwrócona tyłem, wyglądając przez okno na duży taras. Byli na czterdziestym drugim piętrze.
Podszedł do niej i odwrócił ją delikatnie do siebie. Nie płakała, czego się spodziewał, ale była bardzo przygnębiona. Ujął jej twarz w dłonie, a jego czarne jak noc oczy spoglądały na nią z troską, nie demonstrując obawy, jaką w sobie skrywał. Wydawało mu się w tej chwili, że zaginięcie Chestera nie jest tak ważne, jak to by Al była cała i zdrowa. Widząc ją obok siebie odetchnął z ulgą, bo teraz mógł ochronić ją przed całym złem tego świata.
- Szkicujesz jeszcze?- mruknęła cicho, odwracając wzrok nieco speszona.
- Jak mam czas…
Minęła go i ruszyła w głąb dużego salonu, oglądając wszystko ze szczególną uwagą, przypominając tym samym agentkę specjalną z CSI: zagadki Los Angeles.
- Tego kretyna stać na te wszystkie luksusy? Chociaż na bank dostaje kasę od rodziców - prychnęła. Zabrzmiało to tak, jakby nie Brian sam w sobie ją drażnił, ale to, że żyje na zupełnie innym poziomie, mając bogatych rodziców.
- Gra na giełdzie i całkiem dobrze mu idzie. Niczego od starszych nie bierze, nie utrzymuje z nimi większego kontaktu - wyjaśnił, nie odwracając od niej wzroku. Nie potrafił sobie przypomnieć, od kiedy się nie lubią. Przecież jako dzieci wszyscy się przyjaźnili. - Ich kontakt słabł coraz bardziej od…- przełknął ślinę – tej tragedii.
Zignorowała to, co powiedział. Podeszła do wieży stereo i ze stojaka z płytami wyciągnęła jedną nieopisaną. Włożyła ją i po chwili uśmiechnęła się sama do siebie, bo też lubiła tę melodię. Usiadła na kanapie i wyciągnęła rękę do Mike’a. Zamknęła oczy i oparła głowę na ramieniu przyjaciela, gdy usiadł obok niej. Dała się ponieść rytmowi piosenki, poddała jej się bez walki. W głośnikach rozbrzmiał męski głos:

Pozwól, że zacznę od przeprosin,
pozwól, że przeproszę za to, co zaraz powiem,
lecz bycie szczerym jest trudniejsze,
niż to się z początku wydawało
i jakimś sposobem utknąłem gdzieś pośrodku.

Pozwól, że zacznę od przeprosin,
pozwól, że przeproszę za to, co zaraz powiem,
lecz bycie kimś innym jest trudniejsze,
niż mi się z początku wydawało
i jakimś sposobem utknąłem gdzieś pośrodku…

Pomiędzy moją dumą, a moimi obietnicami.
Pomiędzy mymi kłamstwami i tym, jak rozjaśnia je prawda.
Rzeczy, które chciałem ci powiedzieć utknęły mi w gardle
i jedyną rzeczą gorszą od kłamstw,
czy prawdy jest niewypowiedzenie niczego.


Alyson poczuła się przyjemnie błogo, jakby świat przestał istnieć, jakby nic poza tą chwilą nie miało dla niej znaczenia, jakby nic poza nimi dwojga nie było ważne. Poczuła, jak serce przestaje kołatać w jej klatce piersiowej, a wśród dźwięków dobiegających z wieży usłyszała swój spokojny oddech.

Nie jestem ci tego w stanie wytłumaczyć.
Przez to, co mówię, robię lub planuję strach wcale cię nie ominie,
bo bycie winną za to, co się stało to jedyna rzecz, jaką jesteś w stanie teraz pojąć.
Nie umiem ci tego wytłumaczyć, ale mam nadzieję, że moje czyny mówią same za siebie.


- Dziękuję - mruknęła, nie otwierając oczu. - Dziękuję, że jesteś przy mnie zawsze, gdy potrzebuję pomocy.
Swoimi drobnymi paluszkami przeczesała jego czekoladowe kosmyki, następnie palcem wskazującym przejechała po linii żuchwy, zatrzymując się na wydatnych ustach. Mike milczał, pozwalając dziewczynie mówić to, na co ma ochotę, ale sam był bardzo uważnym słuchaczem.
- Jesteś najlepszy na świecie - powiedziała cicho, powstrzymując się od ziewnięcia. On uśmiechnął się tylko i pogładził ją po policzku.
Zdawało mu się, że wszystko, czego na tą chwilę pragnie, to nie zamykać oczu, nie układać się do snu, lecz słuchać jak oddycha, patrzeć jak zasypia. Pomyślał, że w takiej chwili mógłby się zatracić na wieczność, ciesząc się, że gdy ona ma zamknięte oczy jest gdzieś daleko i nie myśli o niczym złym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:38:57 18-02-12    Temat postu:

Dziwnie się czyta, wiedząc co będzie dalej, ale wciąż tak samo przyjemnie
Wiesz doskonale jak mi się podoba i co myślę o wszystkich bohaterach po kolei, więc nie będę się powtarzać. Chciałam tylko zameldować, że czytam i skrzętnie kopiuję "odcinki" do worda
Powrót do góry
Zobacz profil autora
awangarda
Motywator
Motywator


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z odległej galaktyki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:50:12 18-02-12    Temat postu:

Zamiast czytać zabierz się do pisania ;-D

Ale PS dzięki, że jesteś ;*


Ostatnio zmieniony przez awangarda dnia 18:52:03 18-02-12, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:52:02 18-02-12    Temat postu:

A myślisz, że co robię? Zabieram się właśnie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
awangarda
Motywator
Motywator


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z odległej galaktyki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:52:57 18-02-12    Temat postu:

tylko pytanie do czego ;p
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:55:11 18-02-12    Temat postu:

No w tej chwili nie jestem w stanie pisać niczego innego - widzisz, że wszytko wisi i nie ma nowych odcinków w żadnym moim opowiadaniu... Sprawdzałaś maila?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayleen
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 4673
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:27:03 18-02-12    Temat postu:

Nie wiem jak to zabrzmi, no ale... hm nie dodałaś wiele bohaterów, bo jest ich zaledwie kilka. I tak czytając sobie pierwszą scenę, naszła mnie strasznie głupia myśl, że owym zboczeńcem, czy mordercą, jest ktoś kogo znamy. Chociaż wiem, że to absurd to jakoś sobie tak pomyślałam.
Scena między Mikem i Alyson, sympatyczna. Widać, że mężczyźnie zależy na niej, ale jak kiedyś Aga wspomniała o Brianie i Alyson, to sobie myslę, że jednak do czegoś więcej nie dojdzie. No, ale zobaczymy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:55:51 19-02-12    Temat postu:

No i właśnie dlatego nie powinnam tu zostawiać komentarzy, bo mogę przez nieuwagę coś chlapnąć i zepsuć komuś frajdę z czytania, tak więc Aniu nie zwracaj w ogóle uwagi na to, co tu wypisuję ;P A co do Briana, Al i Mike... cóż to wszytko wcale nie jest takie proste, ale już wkrótce sama się przekonasz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
awangarda
Motywator
Motywator


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z odległej galaktyki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:37:22 19-02-12    Temat postu:

Nie powinnaś spoilerować! ;*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin