|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:40:22 19-02-12 Temat postu: |
|
|
Dobra, już nic nie mówię, nic nie piszę, nie ma mnie tu |
|
Powrót do góry |
|
|
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:03:53 19-02-12 Temat postu: |
|
|
Masz tu być i mnie wspierać (w przerwach w pisaniu) ;p |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:03:44 19-02-12 Temat postu: |
|
|
To Ty masz jakieś przerwy w pisaniu :hmm:? Pierwsze słyszę |
|
Powrót do góry |
|
|
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:13:50 19-02-12 Temat postu: |
|
|
wczoraj nic nie napisałam. ani jednego zdania (ale tłumacze sobie, że to przez tego kaca...) |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:15:36 19-02-12 Temat postu: |
|
|
To się pociesz, że ja też nic nie napisałam Widać nasi panowie postanowili sobie od nas zrobić przerwę |
|
Powrót do góry |
|
|
Rainbowpunch Mistrz
Dołączył: 24 Mar 2009 Posty: 12314 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:06:20 19-02-12 Temat postu: |
|
|
Jeszcze tylko 4 odcinek został mi do przeczytania, ale jak go przeczytam to dopiero wstawię jakiś sensowny komentarz, żeby się nie rozdrabniać. W takim razie jutro już coś napiszę ;-) |
|
Powrót do góry |
|
|
Rainbowpunch Mistrz
Dołączył: 24 Mar 2009 Posty: 12314 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:15:53 20-02-12 Temat postu: |
|
|
Już jestem na bieżąco, bo udało mi się wszystko nadrobić
Późna godzina, więc jestem zmęczona, ale jakoś postaram się coś wyskrobać.
Po pierwsze chcę podkreślić, że pierwszy raz czytam coś w tym stylu. Pierwszy odcinek zdecydowanie trudno było mi załapać, ale z kolejnymi poszło już nieco łatwiej choć jeśli chodzi o właśnie takie tematy jak narkotyki, jakieś gangi i tak dalej to ten temat jest mi zupełnie obcy.
Zdecydowanie największą sympatię zdobył sobie u mnie Brian. Uwielbiam takich mężczyzn, którzy nie boją się coś powiedzieć i do tego przy tym swoim sarkazmie i ironii są totalnie uroczy. Jego słowne zaczepki z Alyson mi się najbardziej podobały.
Kolejną kwestią co co Alyson jest Mike, bo między tymi dwojga nie mam wątpliwości do tego, że coś iskrzy. I pewnie nie łączy ich jedynie przyjaźń, ale być może jakieś... hm uczucie?? W każdym bądź razie Mike pasuje mi bardziej jako taki jej starszy brat, który się nią opiekuje itd. Alyson zaś dobrze by wg mnie wyglądała z Brianem. Ale to taka moja sugestia osobista.
Wracając jednak do tematu głównego - nie mam naprawdę żadnego pomysłu na to, co teraz dzieje się z Chesterem, którego uprowadzili ci dziwni ludzie. Mam nadzieję, że prędko rozwiejesz moje wątpliwości i dowiemy się czegoś więcej o nim. |
|
Powrót do góry |
|
|
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:55:05 22-02-12 Temat postu: |
|
|
Klaudio, pierwszy raz? Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Tutaj narkotyki to wątek dość poboczny, bardziej będę skupiać się na samych gangach i to rzeczywiście istniejących: Bloods(Czerwoni) i Cripz(Niebiescy). Podstawowe informacje można znaleźć na Wikipedii ;-)
Ciesze się, że główni bohaterowie przypadli Ci do gustu. Dzięki, że wpadłaś, niedługo powinnam wrzucić 6 ;-) |
|
Powrót do góry |
|
|
Rainbowpunch Mistrz
Dołączył: 24 Mar 2009 Posty: 12314 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:41:06 22-02-12 Temat postu: |
|
|
Serio? Nawet nie wiedziałam, że takie gangi naprawdę istnieją. Opowiadanie jakby z życia wzięte. Właściwie zaciekawiłaś mnie i muszę chyba poczytać trochę co nieco o tym. |
|
Powrót do góry |
|
|
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:55:38 23-02-12 Temat postu: Odcinek 5: Obiad podano |
|
|
Tak, niektórzy wiedzą, że lubię wrzucać fikcyjną akcję w realne czasy, miejsca i zdarzenia. mam nadzieję, że udało mi się to zrobić na tyle, żeby przedstawiony przeze mnie świat był jakimś odzwierciedleniem rzeczywistości. A co do gangów, no cóż. To naprawdę ciekawy temat i świetnie przedstawiają to filmy. Z tych, które widziałam - Barwy(Colors), Dzień Próby (Training Day) i Odkupienie (Redemption: The Stan Tookie Williams Story), polecam wszystkie. Szczególnie ten ostatni, który jest naprawdę przejmujący.
Odcinek 5:
Obiad podano
Piątek
Była pora lunchu. Mike siedział pod wielkim drzewem, przyglądając się grającym na boisku. Nerwowo bawił się palcami i gryzł dolną wargę, zastanawiając się nad samym sobą. Czuł się beznadziejnie, choć nie miał do tego żadnego konkretnego powodu. Nie miał też pojęcia, że ktoś go obserwuje. Brian ukradkiem mu się przyglądał i uśmiechał sarkastycznie. Dobrze wiedział, co go trapi, a może raczej kto. Nie miał zamiaru mu matkować, dlatego nie odzywał się. Zresztą Mike był jego najlepszym przyjacielem, nie chciał mu wciskać rad, jeśli ich nie potrzebuje. Rozumieli się bez słów, wiec jakiekolwiek zbędne ich wypowiadanie całkowicie mijało się z celem.
- Idzie panna od Brada z koleżankami - mruknął w końcu Mike. Brian odwrócił od niego wzrok, by zlustrować dziewczyny. Uniósł brwi i zaskoczony spytał:
- Brad ma pannę? Chyba od niedawna. Swoją własną?
- Nie, wypożyczoną.- Mike wstał. - Spotkali się chyba ze trzy razy.
- No tak, to już jest uziemiony - zakpił Brian.
- Studiuje tutaj. Stąd się znamy.
Brian również wstał i zagwizdał przeciągle, wpychając dłonie w kieszenie ciemnych spodni. Zawsze uważał, ze studia to strata czasu, więc zajął się giełdą. Osiągnął to, co planował, choć jeszcze mnóstwo było przed nim. Jednak cenił sobie wykształcone dziewczyny, szczególnie, jeśli nie były brzydkie.
- Całkiem przyzwoita. - Przekręcił głowę lekko w bok, mierząc idące dziewczyny z góry do dołu i uśmiechnął się szelmowsko. - Ładne pantofelki - rzucił, gdy do nich doszły.
- Brian, tak? - spytała, a ten uśmiechnął się od ucha do ucha, zadowolony, że informacje o nim rozchodzą się w zabójczym tempie. Dziewczyna powoli odwróciła od niego głowę i spojrzała niepewnie na Michaela. - Widzieliście Brada?
- Nie, ostatnio wcale go nie widujemy - odpowiedział jej, patrząc na czubki swoich butów. - Znika gdzieś ciągle i co więcej, nie pojawia się później. Wybaczcie, ale musze iść.
- Mickey, dokąd to? - spytał Brian, oglądając się za chłopakiem. Zdążył zauważyć, że jego przyjaciel nie czuł się tego dnia najlepiej, ale Brian nie mógł zrozumieć, dlaczego tak mocno go wzięło.
- Moja siostra robi imprezę w poniedziałek, może wpadniecie? - Niby dziewczyna Brada posłała Brianowi czarujący uśmiech.
- Do zobaczenia w takim razie. - Zasalutował na odchodne i ruszył za Michaelem. Ten zatrzymał się przed przejściem dla pieszych, a Brian o mało co na niego nie wpadł. Zdezorientowany spojrzał na niego, oczekując wyjaśnień. Mieli przecież zielone światło.
- Popatrz, czy to nie Jake?
Szczupły, ciemnoskóry chłopak siedział na murku koło drogi. Mike mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie. Przecież Jacob Williams był jednym z nich, zanim się przeprowadził do Compton. Pierwszy podszedł do niego, klepiąc go w ramię. Chłopak podskoczył jak oparzony i w jednej chwili wyciągnął przed siebie broń, celując nią w ciemnowłosego, jakby zapomniał, że jest w centrum ogromnego miasta i do tego jest środek dnia. Ten podniósł ręce do góry w pokojowym geście, a Brian stanął jak wryty, patrząc na niego jak na skończonego debila. Po chwili Jake opuścił broń i przetarł rękawem czoło.
- Przepraszam – mruknął, chowając pistolet do kieszeni luźnych spodni.
- Co z tobą? - warknął opryskliwie Brian, siadając obok niego. Zobaczył, że zza paska wystaje niebieska chustka. Nie spuszczając z niej wzroku uśmiechnął się ironicznie i rzucił - Opaliłeś się trochę.
- U nas takie powitanie nie wróży nic dobrego - wyjaśnił, ignorując rasistowską uwagę Briana. Spojrzał swoimi orzechowymi oczami na Michaela, który wciąż nic nie mówił i zagaił - Strasznie sobie skomplikowałeś życie, Mickey.
Michael zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, co ma na myśli.
- Podobno uderzyłeś Jahmala. - Uniósł brwi z politowaniem. Miał nieciekawą minę.
Mike dopiero po chwili zrozumiał i złapał powietrze z głuchym świstem. Wzruszył ramionami, jakby zupełnie się tym nie przejmował.
- Mówiłem ci, że zachowałeś się jak skończony kretyn - skwitował Brian. Koledzy spojrzeli na niego. - Ona nie jest warta tego, żebyś nadstawiał za nią karku.
- Alyson?- spytał z lekką nadzieją w głosie Williams.
Brian, który był zawsze bardzo spostrzegawczy, od razu to wyłapał i przygryzł wargę, gapiąc się na Jacoba. Po chwili, kręcąc głową odwrócił twarz w bok, by popołudniowe promienie kalifornijskiego słońca ogrzały mu twarz.
- To się roznosi jak ospa.
-Co mówiłeś? - spytał Mike, zupełnie wybity z rytmu, a O’ Neil nawet na niego nie spojrzał, tylko wykrzywił usta w jeszcze większym uśmiechu. Mike znów zwrócił się do ciemnoskórego przyjaciela - Teraz trzymasz z nimi? - Wskazał ruchem dłoni na chustę. Dziwnie się czuł ze świadomością, że jeden z ich fantastycznej piątki stacza się na dno, tkwiąc w jednym z najgorszych gangów. Stamtąd nie było przecież powrotu.
- W Compton wojna gangów odbija się najsilniej. Nie przeżyłbym inaczej - usprawiedliwiał się. Mimo swoich dwudziestu dwóch lat wciąż miał twarz dziecka. Wyglądał tak niewinnie, że Mike nie mógł uwierzyć, że wplątał się w takie gów*o i wszystko tylko dlatego, że matka miała kłopoty finansowe i trójkę gówniarzy na utrzymaniu. - Chciałem z nimi pogadać w twojej sprawie, stary… ale sam rozumiesz jak to wygląda…
- Stało się i już. - Mike wzburzył się. Splótł ręce na piersiach i zaszurał butem. Koledzy popatrzyli na niego z politowaniem, więc dodał - A gdyby mieli mnie zabić, to zrobiliby to już wcześniej.
- Mike, ty chyba nic nie rozumiesz. - Jake wstał i potrząsnął nim. - Oni mają teraz na głowie inne sprawy, a tobą i tak się zajmą prędzej czy później.
- To po co tu przyszedłeś? Żeby mnie ostrzec?
Mike nie potrafił się opanować. Wymierzył kumplowi nienawistne spojrzenie, chociaż w głębi duszy zdawał sobie sprawę, że oni się tylko martwią. Nie miał co zgrywać bohatera.
- Żeby cię poprosić o coś - mruknął w końcu. - Wyjedź stąd jak najszybciej.
- Nie będę tchórzem - powiedział szybko, wymierzając mu groźne spojrzenie. - Poza tym trzeba pomóc Chesterowi, bo twoi „kumple” go przetrzymują.
Na te słowa Jacob zdziwił się.
- O czym ty mówisz?
- Niebiescy zatrzymali Chestera, bo handluje na ich terenie.
- Mickey, oni nie mają Chestera.
- Jak to nie mają? - spytał Brian, wytrzeszczając na niego oczy. Jake spojrzał na niego i uniósł brew.
- Cripz nie zawracaliby sobie d**y, żeby uganiać się za pierwszym lepszym dealerem, których jest tu na pęczki. Oni od takich tylko ciągną haracz. Tam na przystanku… Byłem przynętą - dodał po chwili pauzy na wdech. Widać, że czuł się idiotycznie z tym, co się wydarzyło.
- To gdzie jest Chester? - spytał Brian, a Mike podszedł do Jacoba i uderzył go w bark. I bynajmniej, nie było to przyjacielskie klepnięcie.
- Przynętą? To znaczy, że zdradziłeś go! Wystawiłeś im na tacy starego kumpla? - spytał rozwścieczony.
- Nie wiecie, jak to jest, bo jedynymi waszymi problemami jest to, czy na śniadanie zjecie tosty, czy jajka na bekonie - tłumaczył się ciągle, ale ciemnowłosy pokręcił tylko z niedowierzaniem głową. Spochmurniał jeszcze bardziej, a Mike mruknął ciche „dzięki” i ruszył w drugim kierunku.
Parę godzin później.
Otworzył drzwi do swojego domu i powoli wszedł. Oparł kask o futrynę i zdjął buty, po czym cichaczem ruszył schodami na górę.
- Michaelu Mayers, prosimy do jadalni - zagrzmiał melodyjny, kobiecy głos. Ciemnowłosy zacisnął pięści i ruszył w tamtym kierunku. Myślał tylko o tym, żeby nie palnąć nic głupiego, wyjść z tej rozmowy cało i pójść po resztę swoich rzeczy.
- Możesz nam powiedzieć, co się z tobą dzieje? - spytał blady mężczyzna, siedzący na krześle i przeglądający rachunki. Nawet na niego nie patrzał.
- Nic, w zupełności nic - mruknął obojętnie Mike.
- Dlaczego opuszczasz tyle zajęć? Dzwonił do nas profesor Collins, twierdząc, że masz zbyt dużą liczbę nieobecności na większości obowiązkowych zajęć - powiedziała w końcu matka. Była wysoką, szczupłą kobietą o długich czarnych włosach i pogodnym wyrazie twarzy. Miała na sobie elegancką garsonkę, więc pewnie dopiero wróciła z kancelarii prawniczej, gdzie pracowała.
- Moje studia, moja sprawa.
- Ale my za nie płacimy, więc słuchamy uważnie - powiedział spokojnie mężczyzna, wciąż nie patrząc na pełnoletniego chłopaka. Mike znowu zirytował się jego ignorancją. Spuścił głowę, by się uspokoić, bo widok tego człowieka wzmagał w jego krwi adrenalinę.
- Mike, nigdy wcześniej nie miałeś kłopotów ani w liceum, ani na uniwersytecie… Co się stało?- spytała z niepokojem w głosie matka, Kim.
- Pomagam Chesterowi odnaleźć się w tym świecie - mruknął w końcu, patrząc z nadzieją na rodzicielkę. Marzył, by takie wyjaśnienie ją zadowoliło, ale od razu spochmurniał, znając bardzo dobrze jej faceta, Thomasa.
- Chester to ten twój kolega z tatuażem? - spytał znów przeglądając jakieś papierki.
Mike nie znosił, gdy wymagał szacunku, którego nie przejawiał wobec żadnego z domowników. „Co moja matka widziała w tym beznadziejnym typie”- pomyślał, patrząc pytająco na matkę.
- Strata czasu - mruknął znów pod nosem, wyciągając ze swojej teczki kolejną stertę papierów.
- Ten blondyn z tatuażem jest moim kumplem, Tom! - warknął w końcu Michael, a mężczyzna siedzący przy stole podniósł w końcu na niego swoje siwe, zimne oczy.
- Nie pyskuj, dobrze?
- Zasrany ignorant.
Odwrócił się na pięcie, rzucając jeszcze matce oskarżycielskie spojrzenie i ruszył na schody. Ten ignorant jednak pobiegł za nim i złapał go za rękę.
- Nie za dużo sobie pozwalasz, młody człowieku?!
- A co, dasz mi szlaban?! - warknął Mike, małpując ton głosu swojego potencjalnego ojczyma.
- Jesteś takim samym sukinsynem, jak twój ojciec! - Tompowiedział to na tyle cicho, że wychodząca z kuchni Kim tego nie usłyszała, ale na tyle dosadnie i obraźliwie, że Mike’owi w ułamku sekundy załączył się agresor. Wyrwał się mężczyźnie i z całej siły popchnął go do tyłu, a Thomas spadł z kilku stopni i uderzył z hukiem o podłogę. Matka ciemnowłosego krzyknęła i podbiegła do jęczącego faceta, a Mike zmrużył oczy i warknął, opanowując się od dalszych fizycznych działań:
-Ten facet, którego obraziłeś był moim ojcem i przyjacielem, a do ciebie żadne z tych określeń nie pasuje.
- Michaelu Mayersie, masz szlaban! - ryknęła odruchowo matka, pomagając wstać Thomasowi.
- Szlaban na co? - spytał kpiąco.
- Na… na wszystko!
Mike prychnął i poszedł na górę. Miał dwadzieścia jeden lat i postanowił, że tym razem nie będzie grzecznym chłopcem i całkowicie zignoruje histeryczne rozkazy matki, chociaż bardzo ją kochał i cenił. Wiedział, że po prostu źle trafiła, bo Thomas to fałszywa świnia. Kim po odejściu męża długo nie mogła się pozbierać, a teraz jest po prostu zbyt wrażliwa i nieodporna na nachalnych typów udających aniołki.
Chłopak uśmiechnął się ponuro i szybko poszedł na górę. Spakował do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy i wyrzucił go przez okno z ogromną siłą, jakby to miało go rozładować. Chcąc uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji z Thomasem zjechał po rynnie na podwórko. Wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił.
- Alyson, jutro spotkamy się i poszukamy Chestera. Daj znać Bradowi.
Założył plecak na ramiona i zapominając o kasku, który został w przedpokoju wsiadł na motor i odjechał do centrum, do swojego nowego i spokojnego lokum.
Ostatnio zmieniony przez awangarda dnia 0:34:24 24-02-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:10:52 08-03-12 Temat postu: |
|
|
Odcinek 6
Splamione Słońce
Sobota
„Nie powinieneś już wstać, króliczku?”
Brian zamruczał i zakrył twarz poduszką. Był na tyle rozespany, że nie mógł sobie przypomnieć, czy wrócił do domu sam, ani jaki jest dzień tygodnia. Ale i tak nie pozwoliłby do siebie mówić w ten sposób żadnej kobiecie. Wynurzył głowę spod poduszki i zasłonił twarz dłonią, bo słońce perfidnie świeciło mu w oczy. Zobaczył wysoką i zgrabną kobietę, której blond włosy błyszczały w świetle, tworząc złocistą aureolę.
- Nie gustuję w blondynkach - mruknął i znów zakrył się poduszką.
- Zrobiłam ci śniadanie, zaraz ostygnie.
Otworzył oczy, wciąż skrywając głowę. Popatrzył w bok zupełnie zdezorientowany. Prawie przestał oddychać, nasłuchując.
- To sen, tak? - spytał na głos.
- Nie, króliczku. Pora wstać.
- To nie sen, to koszmar! - jęknął i przycisnął poduszkę do głowy mocniej.
Podniósł się gwałtownie i spojrzał w stronę okna, po czym zakrztusił się własną śliną. Kobieta spojrzała na niego zatroskana.
- Co tu robisz, mamo? - wydukał, dochodząc do siebie.
- Nie chciałeś przyjechać do domu, to dom przyjechał do ciebie, króliczku.
- Nie nazywaj mnie tak - opadł na łóżko i schował twarz w dłoniach, zupełnie zrezygnowany.
Kobieta chwyciła za atłasowy materiał i pociągnęła, a Brian paradoksalnie w sposób bardzo opanowany zakrył się poduszką i posłał rodzicielce kpiący uśmiech.
- Śpisz nago? - spytała, przyglądając mu się uważnie. Brianowi cisnęło się na usta stwierdzenie: „obdukcja lekarska”, ale się powstrzymał, przygryzając wargę. - Nie masz się czego wstydzić, do czwartego roku życia podcierałam ci pupę.
- Dzięki za przypomnienie, ale teraz mam dwadzieścia cztery - mruknął, siadając. - Nie chciałbym być niegościnny, ale musisz teraz wyjść.
I wyszła. Brian przez dobre dziesięć minut wpatrywał się w zamknięte drzwi, zastanawiając się, czy to mu się oby na pewno nie przyśniło. W końcu wstał. Ubrał się, ale nie wyszedł od razu. Podszedł do wejścia i przyłożył ucho, zastanawiając się, czy kobieta dalej tam jest. Przecież musiał obmyślić ewentualny plan działania, albo zdać się na inteligencję i improwizować. W końcu złapał za klamkę i wciąż bijąc się z myślami nacisnął. Wyszedł z sypialni i od razu szybkim krokiem pognał w stronę windy.
- Króliczku, śniadanie.
Nacisnął na przycisk. Jeszcze tylko kilka sekund. Już słyszał jak winda gna czterdzieści pięter niżej, żeby ocalić go przed zagładą. Poczuł cudowny zapach naleśników i odwrócił się. Jego matka, która zresztą była bardzo atrakcyjną kobietą, siedziała przy stoiku i jadła płatki kukurydziane.
- A gdzie ojciec?- zagaił, by sprawdzić grunt.
- Pojechał po gazety. Zjedz coś.
Winda przyjechała. Brian usłyszał ten przyjemny dźwięk i drzwi otworzyły się, a w nich stanął mężczyzna, wyglądający jak Tony Soprano. Brian, zamiast od razu do niej wparować, poszedł w zupełnie odwrotnym kierunku. Złapał ciepłą bułkę ze stolika, którą włożył sobie do ust i z powrotem, mijając ojca pobiegł do windy. Drzwi powoli się zamykały,
- Dokąd idziesz? - spytał ojciec bardzo spokojnie, jakby ktoś z góry wcisnął slow motion .
- Na uczelnię! - burknął „przez bułkę”.
W końcu wpadł do środka i oparł głowę o ścianę, biorąc głęboki wdech. Ostatnie co usłyszał to zdziwiony głos ojca: „Nasz syn studiuje?”
Dwadzieścia minut później
Pił czarną kawę i zajadał się sadzonymi jajkami. Mike patrzył na niego, nie dowierzając, że nawet nie spojrzał na uroczą kelnerkę.
- Co się stało? - spytał, będąc pewnym, że coś w życiu O’ Neila się zmieniło. Odkąd spotkali się w kawiarni nie odezwał się ani słowem.
W końcu Brian zjadł i spojrzał na niego dziwnie. Mike wytrzeszczył oczy.
- No co?!
- Moja matka przyjechała.
Mike przez chwilę zastanawiał się, czy jego kumpel mówi prawdę, czy żartuje, a następnie wybuchnął chaotycznym śmiechem. Brian rozejrzał się dookoła i posłał przepraszające uśmiechy, wszystkim, którzy podejrzliwie im się przyglądali.
- Bawi cię to? - spytał, nachylając się do niego.
- Trochę. - Uspokoił się w końcu i nonszalancko oparł rękę na krześle obok. - Fajna babka.
- To potwór! - Brian skrzywił się i oparł czoło o blat stolika, wykończony samym myśleniem o rodzicach. W końcu lekko podniósł głowę i spojrzał na przyjaciela tak rozbrajająco, że Mike znowu wybuchnął śmiechem. - I zabrała ze sobą ojca.
Coraz bardziej irytowało go zachowanie Michaela. Tu taka poważna sprawa, a ten zachowuje się jakby nawciagał się czegoś, co całkowicie wyżarło mu mózg. To był istny Armagedon. Po mieszkaniu szalała Kim Besinger w wersji „moja matka jest kosmitką” i Tony Soprano ze świeżą porcją porannych gazet. Gorzej być nie mogło.
- Przenocujesz mnie?
Mike już nie mógł wytrzymać ze śmiechu. Położył się na stole, próbując zdusić w sobie kolejną, nadchodzącą salwę śmiechu, ale nie dał rady. Brian doprowadzony do białej gorączki zmarszczył brwi i opuścił lokal.
Ruszył w kierunku srebrnego Mercedesa. Wsiadł do środka i wcisnął przycisk, odpowiadający za chowanie się dachu. Mijały go urocze dziewczyny, uśmiechając się zalotnie, ale nie zwracał na nie uwagi. Po prostu siedział w swoim kabriolecie i czekał. Po chwili, Mike, już zupełnie spokojny i opanowany, zajął miejsce pasażera. Brian założył okulary przeciwsłoneczne i ruszył, a Mayers odwrócił głowę w drugą stronę, żeby przypadkiem nie parsknąć. Całkowicie się otrząsnął dopiero, gdy zdał sobie sprawę, że Brian jest w stanie wywieźć go do Nevady i porzucić na pustkowiu.
- Dokąd jedziemy? - spytał, spoglądając na Briana.
- Po tą tłustą, wołową dupę.
- Po Brada?
Brian ugryzł się w język, chcąc powiedzieć, coś innego, ale stwierdził, że dzisiaj będzie miły. Może to oblężenie w mieszkaniu, to kara, na jaką sobie zasłużył. W milczeniu dojechali pod starą kamienicę, w której samotnie pomieszkiwał Brad.
Brian wyciągnął telefon i zadzwonił, ale ten nie odbierał.
- Pójdę po niego - zaproponował Mike i wszedł do budynku. Wrócił jednak po kilku minutach i ze zrezygnowaną miną spojrzał na Briana. Nie za bardzo wiedział, co powiedzieć i co myśleć. Zachowanie Brada było niepokojące i co najmniej dziwne.
O’ Neil włożył ręce do kieszeni i oparł się biodrem o bagażnik Mercedesa. W pewnym momencie dołączył do nich Alyson. Przywitała się z Michaelem buziakiem w policzek i spojrzała na niego z pytającą miną.
- Gdzie jest Brad?
- Ciebie też miło widzieć - mruknął Brian, odwracając głowę w jej kierunku.
- Zejdź ze mnie, ok?- warknęła, stając do niego tyłem.
- Próbowałem być miły. – Wzruszył machinalnie ramionami, a na jego twarzy pojawił się jeden z tych rozbrajających uśmiechów. Zebrał się i podszedł do pozostałej dwójki.
- Cripsi nie mają Chestera - powiedział Mike do Alyson, która zrobiła oczy, jak spodki. - Widzieliśmy się z Jake’iem. Wszystko nam powiedział. Teraz z nimi trzyma.
Blondynka spuściła wzrok, zupełnie nie wiedząc, co o tym myśleć. Z jednej strony ulżyło jej, że uliczni gangsterzy nie dorwali go, mimo tych gróźb. Z drugiej jednak, nie wiedziała, co mogło się z nim stać. Minęło kilka dni od jego zniknięcia, a on nie dawał żadnego znaku życia. Oprócz tego, ich dawny przyjaciel popadł w jeszcze gorsze tarapaty. Przynależność do gangu, to jak podpisanie paktu z diabłem. Wszystko jest w porządku, dopóki nie przyjdzie ci zapłacić za to bardzo wysoką cenę. Nawet jeśli tą ceną jest życie.
Złapała włosy i spięła je w koński ogon, po czym przetarła oczy dłonią.
- Chester często przesiadywał w Snack Barze przy Bulwarze Wilshire. Jest otwarty całą noc, a pracuje tam Fred, więc może jest u niego - powiedziała Alyson, usilnie myśląc o miejscu, w którym mógłby podziewać się jej brat.- Spacerek?
- Nie ma mowy - zaprotestował Brian, idąc do samochodu.
Usiadł za kierownicą i spojrzał na resztę wyczekująco. Alyson klapnęła na tylnym siedzeniu, a Mike z przodu.
- Jedź na główną stację metra w centrum - powiedział w końcu Mike, opierając łokieć na drzwiach samochodu.
- Co on miałby tam robić?- spytała Alyson, zbliżając się do policzka Michaela, ale ten nic nie odpowiedział.
Brian przekręcił kluczyk i uśmiechnął się do siebie, gdy potężny silnik ryknął basem. Błyskawicznie zawrócił i popędził na drogę stanową nr 110. Jadąc ponad 130 mil na godzinę , zwinnie omijał samochody, lawirując po trzech pasach. Był pewny siebie, ale dzięki temu, wykonując manewry, niektóre dość ryzykowne, nie stanowił zagrożenia dla innych. Lekko zahamował, widząc wielki zielony znak ze strzałkami. Zjechał z trójpasmówki i zwolnił.
Mike mimowolnie drgnął, czując znajomy, nieprzyjemny dreszcz na plecach. Nienawidził tego zjazdu.
Brian obejrzał się w prawo i lewo, po czym wdepnął gaz i samochód gwałtownie wyrwał do przodu, wyjeżdżając przed srebrnym Fordem. Jednak dwieście koni i spory silnik robią swoje. Spojrzał w lusterko i zmienił pas. Zatrzymał się na skrzyżowaniu i gdy ostatni samochód przejechał wjechał na Ulicę Alameda. Zwolnił, zaparkował na poboczu, widząc dwieście metrów przed sobą barierki i deptak tylko dla pieszych.
Alyson szybko wysiadła z samochodu, łapiąc się za pierś. Po chwili ruszyła przodem w milczeniu. Była bardzo dzielna, choć ta przejażdżka strasznie ją zestresowała.
O’ Neil wyciągnął ze schowka pakunek, odwinął go i w świetle błysnął czarny metal. Ukrył go sobie za spodnie pod koszulką i dołączył do Mike’a. Szli kilka metrów za dziewczyną. W końcu O’ Neil klepnął Michaela po ramieniu i mruknął:
- Stary, jest tyle panien dookoła, a ty akurat uparcie stoisz przy niej. - Wskazał głową, idącą przed nimi blondynkę.
- Nie stoję, po prostu nie odczuwam potrzeby szukania - odburknął, nie patrząc na niego.
- Brad może jest ślepy, ale to i tak widać gołym okiem!
Mike spojrzał na niego, próbując ponaglić go do powiedzenia tego, co ma powiedzieć.
- Nie wiem, co ci daje udawanie przyjaciela tej małpy.
- Nie udaje, jesteśmy przyjaciółmi.
Brian przekręcił głowę w bok, patrząc na niego z politowaniem, ale nie powiedział już nic więcej.
Słońce powoli zbliżało się do linii horyzontu, oświetlając jeszcze złotymi promieniami długi, nowoczesny peron kolejowy. Cała trójka przeszła przez metalowe bramki. Mike prowadził. Szli po jasnym chodniku, w kierunku oszklonego budynku, otoczonego wysokimi palmami.
- Dalej go szukacie - zakpił głos z boku, a wszyscy, jak na zawołanie, odwrócili się w kierunku ławek. |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:02:17 31-08-12 Temat postu: |
|
|
Przepraszam, że to opowiadanie gdzieś mi się zagubiło i dawno mnie tu nie było. Już wcześniej o nim myślałam, że mam coś tu do nadrobienia, ale jakoś też nie miałam czasu, ale już jestem.
Przeczytałam te dwa odcinki, które miałam do nadrobienia, chociaż jak się okazało, to jeden, bo jeden miałam już przeczytany. Lubię tą Twoją gromadkę i nie wiem, którego bardziej. Podoba mi się przyjaźń Mike'a i Alyson i najwidoczniej mężczyzna lubi ją bardziej niż koleżankę. Tak samo jak lubię potyczki słowne Briana i Alyson, chociaż w ostatnim odcinku chyba naprawdę chciał być miły.
Sama zbyt bardzo nie orientuje się na temat tych gangów, ale skoro Chestera nie mają Niebiescy, to mają go Czerwoni, czy ten psychopata, o którym wspominałaś we wcześniejszych odcinkach? Nie wiem, ale z chęcią bym się dowiedziała czytając kolejne części.
Poza tym, scena z króliczkiem - świetna! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:05:18 31-08-12 Temat postu: |
|
|
Aniu, poszukaj na zb.pl - tam gdzieś powinno być w zakończonych ^^
Wiem też, że Marta miała plan na drugą część, ale nie wiem co z jego realizacją.
Martuś? |
|
Powrót do góry |
|
|
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:33:38 31-08-12 Temat postu: |
|
|
Na zb. go nie ma już, bo zażyczyłam sobie usunięcia. Tutaj też wstrzymałam się, bo nie było chętnych, a druga cześć zaczęła być realizowana i tym razem zamiast na Mike'u opiera się głównie na losach Briana i jego przygodach z giełdą, ale zabrałyśmy się z Agą za agentów i od tamtej pory nie napisałam ani jednego zdania |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:35:59 31-08-12 Temat postu: |
|
|
No właśnie zauważyłam, że usnunięta, wredoto ;P
I wychodzi teraz, że to przeze mnie nie przeczytam dalszych losów mojego ulubionego Briana... nie wiem czy mogę żyć z takim ciężarem... |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|