|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:03:32 02-09-12 Temat postu: |
|
|
Później będzie gorzej, ale nie chcę Cię zniechęcać ;D |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:07:30 02-09-12 Temat postu: |
|
|
Tym jednym zdaniem chyba jeszcze bardziej zaciekawiłaś. Czyżby Mike, byłby po tej drugiej stronie? Już mam jakieś dziwne wyobrażenia. I jeszcze wezmę go za tego "psychopatę", którego wkradasz pomiędzy bohaterami. |
|
Powrót do góry |
|
|
awangarda Motywator
Dołączył: 24 Sty 2012 Posty: 260 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:40:38 06-09-12 Temat postu: |
|
|
Później
Stukał palcami nerwowo w automat telefoniczny, jakby wbijał w niego jakiś magiczny kod, który uwolni ich z tego podłego miejsca.
– Mamo, nie panikuj – mruknął Brian do słuchawki. – Daj mi ojca – wzdychał, opierając się czołem o wilgotną ścianę.
– O’ Neil, twój czas się kończy.
– Czy to był policjant?! – ryknął głos w słuchawce, a chłopak musiał odstawić ją na pewną odległość, by nie stracić słuchu.
– Daj mi ojca. – Był zdenerwowany. – Albo od razu zadzwoń do matki Mike’a. Przecież jest prawnikiem. Tak! Jestem w areszcie, więc to prawdziwy policjant – warknął, przewracając oczami.
– Koniec.
Funkcjonariusz chwycił młodego mężczyznę za barki i pociągnął w bok, a słuchawka z brzdękiem uderzyła o ścianę.
– Idziemy.
– Ale ja też mam prawo do telefonu! – ryknęła Alyson za ochroniarzem, gdy minęli celę, podbiegając do krat i wyciągając przez nie ręce.
– Nie obchodzi mnie, jakie masz prawo – mruknął z uśmiechem, prowadząc Briana.
– Nie możesz nas tak zostawić! – zdenerwowała się.
– Zaskarż mnie. – I odszedł.
Dziewczyna usiadła i oparła brodę na rękach. Westchnęła ciężko, a Mike zbliżył się do niej i objął ją ramieniem.
Godzinę później…
– Proszę jeszcze raz powiedzieć, co się stało – mruknął funkcjonariusz, oglądając z ogromnym zainteresowaniem swój skórzany notes.
– Już mówiłem, nasz kolega…
– Ten blondyn, tak?
– Tak. Wyszedł z domu, któregoś wieczoru i zaginął.
Brian patrzył uważnie na umundurowanego policjanta z lekko przechyloną głową, zmarszczonymi brwiami i sarkastycznym uśmiechem. Nic nie mogło go bardziej zdenerwować, niż tępy, przesłuchujący go po raz trzeci policjant, który był tak zainteresowany tym, co ma do powiedzenia, jak zeszłoroczną pogodą. Siedział na krześle, czekając na lekarza i bawiąc się nerwowo palcami.
– Wyszedł, czy uciekł? – dopytywał się policjant. Brian parsknął śmiechem, wyobrażając sobie scenę i skłamał:
– Wyfrunął na miotle.
Funkcjonariusz spojrzał na niego podejrzliwie i wrócił do sprawdzania wytrzymałości swojego notesu.
– Dlaczego?
– Dlaczego na miotle czy dlaczego wyfrunął?
Przepytujący go facet schował notes i splótł ręce na piersiach.
– Dlaczego był tam, na dworcu.
Brian najwyraźniej nie zrozumiał pytania, bo uśmiechnął się szerzej i popatrzył na niego pytająco. Im obu kończyła się cierpliwość.
– Skąd mam wiedzieć? Znaleźliśmy go tam. Jego pan spytaj!
– Co ci się stało? – spytał lekarz, podchodząc do nich i tym samym ratując Briana przed kolejną dawką durnych pytań. – Ach, ty jesteś od tego nieprzytomnego dzieciaka. – Zmierzył go wzrokiem i pokiwał głową, a Brian wstał i spytał:
– Co z nim?
– Przepraszam, ale nie mogę ci udzielić takiej informacji.
Brian zamrugał oczami i tyrpnął łokciem w bok policjanta, który obruszył się i spojrzał na niego gniewnie. Po chwili zwrócił się jednak do lekarza:
– Co z nim?
Facet w fartuchu zmierzył obu wzrokiem i pokiwał głową z niedowierzaniem. Jemu musiał odpowiedzieć.
– I co? Kokaina? Heroina? – dopytywał się funkcjonariusz, wkładając kciuki w szlufki od spodni i przybierając pozę cwaniaka.
– Właściwie to…
– Ekstaza?
– Chłopak jest pod wpływem – powiedział w końcu lekarz, spoglądając na kartkę z wynikami.
– To co? Opium? LSD?
– Proszę pana. – Młody doktor popatrzył policjantowi w oczy. – Chłopak ma nadzwyczaj wysoki poziom morfiny w organizmie. Miał ostatnio jakieś problemy? – zwrócił się do Briana. – Młodzi zwykle sięgają po inne środki. – Zamyślił się. – Jest trochę niedotleniony. Wystąpiła również bradykardia, ale stan zaczyna się stabilizować powoli.
W tej chwili Brian włożył rękę do kieszeni i ścisnął foliowy woreczek, do połowy zapełniony białym proszkiem.
– Zbladłeś. Wszystko w porządku? – Lekarz złapał Briana, ponieważ zachwiał się lekko, a ten pokiwał głową i oparł się ręką o ścianę. – To zapraszam do pokoju zabiegowego, musimy obejrzeć tą nogę, skoro wszystko już zostało wyjaśnione.
* * *
Poniedziałek
– Jesteście wolni – mruknął pulchny mężczyzna, otwierając celę.
Mike i Alyson opuścili areszt po dwudziestu czterech godzinach. Gdy wyszli, na zewnątrz czekał na nich Brian w samochodzie, po który pojechał, gdy tylko opuścił szpital, po tym jak udało mu się przekonać pewną urocza lekarkę, by nie pozwoliła mu wrócić do aresztu.
– Co z Chesterem? – spytała Alyson, siadając na tylnym siedzeniu. Chwyciła się oparć przednich siedzeń i zbliżyła do przodu. – Tylko mów prawdę!
– Kiepsko. Naćpał się morfiną i stracił kontakt z rzeczywistością. Całkowicie się otumanił – odpowiedział, spoglądając w lusterko. Ruszył powoli.
Alyson zamilkła i spuściła głowę.
– Co z twoją nogą? – spytał w końcu Mike, przyglądając mu się z boku.
– Mam parę szwów i tyle.
– Parę? Rana wyglądała paskudnie… Ze dwadzieścia?
– Dwadzieścia osiem.
Mike pokręcił głową, a Brian spojrzał na niego i podziękował mu jeszcze raz szczerym uśmiechem, nie wypowiadając żadnych słów. Choć się przyjaźnili nigdy nie zdawał sobie sprawy, że mógłby mu ocalić życie, narażając swoje. Był mu dozgonnie wdzięczny, ale nie miał w zwyczaju okazywać tego, co czuje na każdym kroku. Wiedział, że Mike wie.
Odstawił Alyson do domu i ruszyli w stronę domu Michaela, mając na uwadze, że w penthousie wciąż grasują nieobliczalni rodzice O’Neila.
Mozolnym krokiem ruszyła na werandę. Powoli otworzyła skrzypiące drzwi i usłyszała głośny płacz.
– Mamo? – spytała, wchodząc niepewnie do środka.
Anne Saviour pojawiła się w drzwiach do kuchni, spojrzała smutnie na córkę i powiedziała:
– Al, przepraszam, że nie przyjechałam ani na policję, ani do szpitala, ale nie mogłam.
– Nie mogłaś odwiedzić własnego syna, który leży na oddziale nieprzytomny? – spytała z wyrzutem. Kobiecie pociekły łzy do oczu. – Nie było go tyle dni. Weź się w garść! – krzyknęła, potrząsając matką.
– Twój ojciec się wyprowadził – powiedziała, wyciągając chusteczkę z kieszeni. Alyson puściła ją i zbita z tropu spytała:
– Jak to się wyprowadził? Myślałam, że… ten rozwód to tylko na Chestera.
– Jak zadzwonił funkcjonariusz i powiedział, że znaleźli go na dworcu nieprzytomnego, najprawdopodobniej pod wpływem silnych środków, to nie wytrzymał i się spakował – powiedziała i zapłakała.
Alyson nie była pewna, czy dobrze usłyszała. „Ojciec nas zostawił:, powtarzała w duchu.
– Powiedział, że ma dość życia w takiej patologicznej rodzinie i się wyprowadził. Boże, jak sobie bez niego poradzimy?! – znów załkała, chowając twarz w dłoniach.
– Nie jest nam potrzebny – mruknęła obojętnie Al., choć serce biło jej, jak w jakiejś śmiertelnej agonii, a łzy same napływały do oczu. – Poradzimy sobie bez niego.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z domu, zostawiając zrozpaczoną kobietę w tam, gdzie stała. Nie potrafiła jej przytulić, ani pocieszyć. Mimo, że ją rozumiała, nie mogła jej wybaczyć, że jest taką egoistką. Wiecznie w depresji, nigdy nie interesując się własnymi dziećmi. Nigdy nie powstrzymała Wade’a, gdy bił Chestera, gdy ryczał na niego, wyzywał od najgorszych. Nigdy nie zainteresowała się ocenami w szkole, życiem towarzyskim ani sprawami sercowymi swoich prawie dorosłych już dzieci. Odnosiła wrażenie, że sama wytwarza te problemy, że sama jest sobie winna.
Zamknęła oczy i pierwszą osobą, o której pomyślała był Mike. Zawsze pomagał jej w trudnych chwilach, zawsze miał czas, by ją wysłuchać i zrozumieć. Nawet wtedy, gdy jemu było źle potrafił odłożyć swoje sprawy na bok i zająć się nią. Szybkim krokiem ruszyła w kierunku jego domu. To tylko jedna przecznica.
Była zdenerwowana, a do tego bardzo niepokoiła ją cisza panująca na ulicy. Żadnych przechodniów, psów, czy jadących samochodów. Jeszcze pięćset metrów i będzie na miejscu. Z daleka dostrzegła srebrnego Mercedesa O’ Neila błyszczącego w blasku południowych promieni słonecznych. Naciągnęła koszulkę mocniej, gdyż przeleciał ją zimny dreszcz i splotła ręce na piersiach.
Nagle, z drugiego końca ulicy wyjechał czarny Dodge Ram bez rejestracji. Pędził z dużą szybkością w jej kierunku i nie wyglądał, jakby miał się zatrzymać. Mimowolnie zadrżała i schowała się za najbliższą palmą.
Dojeżdżając do domu Mayersów samochód zwolnił. Przyciemniona szyba od strony kierowcy opadła, a ze środka samochodu wyłoniła się ciemnoskóra ręka, trzymająca pistolet. W ułamku sekundy kierowca nacisnął za spust i kilka pocisków błyskawicznie wystrzeliło w kierunku budynku. Zdało się słyszeć z daleka krzyki i dźwięk tłuczonego szkła. Dodge minął Alyson i zniknął za zakrętem.
Pięć minut wcześniej.
– Napiłbyś się ciepłej herbaty? – spytała Kim Briana, przynosząc do salonu kanapki.
Mike siedział w skórzanym fotelu, a głowa co chwilę opadała mu bezwładnie na oparcie. Przecież nie spał tyle godzin.
– Nie, dziękuję – odpowiedział, uśmiechając się do prawniczki. Kobieta przyłożyła mu dłoń do czoła, mierząc temperaturę. Od zawsze traktowała go, jak własnego syna, a jemu to nie przeszkadzało. Zawsze uważał, że w porównaniu z jego rodzicami była normalna, choć zaczął się poważnie zastanawiać, czy nie jest zbyt stronniczy.
– Gdzie Thomas? – spytał Mike, próbując za wszelką cenę zachować trzeźwość umysłu, chociaż nawet jakby wcisnął zapałki między powieki i tak nic by mu to nie pomogło.
– W pracy. Bardzo się przejął, jak zadzwonili do nas.
– Ta, jasne – mruknął kpiąco, ale rodzicielka skarciła go spojrzeniem.
– Nie jest taki jak Stan, ale jest dla mnie dobry i kocha mnie – powiedziała do syna, patrząc na niego w czuły sposób. – Masz jego oczy, wiesz?
Uśmiechnęła się i Mike zrobił to samo. Ojciec był dla niego wzorem, całkowitym autorytetem. Uwielbiał, gdy mówiła, że go przypomina.
– Myślisz jeszcze o tym czasem? – spytał Mike, a uśmiech Kim zniknął.
Brian nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na przyjaciela błękitnymi oczami, które na moment straciły blask.
Nagle usłyszeli pisk opon i szybko jadący samochód. Spojrzeli na siebie, a potem na wielkie okno skierowane na ulice. Seria strzałów i po chwili wielka szyba pękła, zmieniając się w drobny mak. Kim krzyknęła i upadła na Mike’a, który z szeroko otwartymi ustami jakby w bezgłośnym krzyku osunął się bezwładnie z fotela na podłogę.
Ostatnio zmieniony przez awangarda dnia 21:43:44 06-09-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|