|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:32:09 13-08-09 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Oj tutaj bym polemizował. Na palcach jednej ręki, nie przeczę, mogę wymienić prawdziwych tytanów aktorskich , i nie ma w nich napewno obsady "Rebelde" bo do utalentowanych to im niestety daleko, do zbuntowanych też nie bardzo, ale nie o tym mowa . |
No właśnie o tym mówię. Większość to właśnie "aktorzy z przypadku", czyli np. obsada "Rebelde". |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 12:29:48 13-08-09 Temat postu: |
|
|
No niestety, jest jak jest. Ale nie tylko w świecie Latino losuje się "aktorów z przypadku". W Polsce mamy cały wianuszek , ale może na tym polega właśnie urok showbiznesu - czyli jak sprzedać swoje umiejętności, bez posiadania ich?
Co do Cardony to ostatecznie się o nim wypowiem, jak tylko obejrzę "Żonę Mojego Brata" (Manolo Cardona, Barbara Mori, Christian Meier w jednym filmie razem), to nie lada gratka, bo kino latynoskie jest dosyć pesymistyczne, takie przyduszne , no i jeszcze gorąca scena łóżkowa z Cardoną i Mori (Cardona w tym filmie we fryzurze Afro ) No i "Rosario Tijeras" wg niektórych opinii rola Cardony nadaje temu filmowi "niepowtarzalny klimat" .
Pozdrawiam!
Newiki. Oczywiście w sobotę. Powoli zbliżamy się też do końca drugiej części. Za kilka odcinków zadebiutują nowe postacie |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:08:47 13-08-09 Temat postu: |
|
|
Widziałam fragmenty filmu i gorącą scenę łóżkową, ale z Cardoną i Espino. Afro rzeczywiście rzuca się w oczy, ale na aktorstwo nie zwracałam uwagi, bo nie miałam okazji obejrzeć całości. Daj znać, czy warto
PS. Ah ten showbiznes... |
|
Powrót do góry |
|
|
Carlisle Ott Mistrz
Dołączył: 17 Gru 2007 Posty: 11390 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 12:43:54 14-08-09 Temat postu: |
|
|
Ślimak: Scenka "4:50" to mniej drewniana wersja drewna Czy ta kobieta to Jamie Lee Curtis
"1:47" - Ożywione drewno To chyba naprawdę Jamie Lee Curtis... Co za obraza, że zestawili ją z Cardoną
Cardona się rozwija Z poziomu -6 do poziomu -5
monioula: Jeśli prawie wszyscy aktorzy z telenowel są beztalenciami to nie wiem jak nazwać Cardonę Po Marinie mam go tak kompletnie dość - on zniszczył tą telę Dobrze, że była tam Aylin Mujica... |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:50:12 14-08-09 Temat postu: |
|
|
Nie oglądałam "Mariny", bo to gniot Ale przecież obsada w webnovelach nie jest ważna, liczy się sama historia. A "Fatimsa" jest godna uwagi, niezależnie jakie drewna w niej "występują"
Pozdrawiam serdecznie ;* |
|
Powrót do góry |
|
|
Carlisle Ott Mistrz
Dołączył: 17 Gru 2007 Posty: 11390 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 14:53:51 14-08-09 Temat postu: |
|
|
Marina nie do końca była gniotem Tylko środkowe 100 odcinków Wiem, że nie ważna, ale nawrzucać postaci od czasu do czasu można A jeśli jeszcze pojawia się okazja nawrzucać drewnu to już w ogóle I co do tego, że Fatimsa jest godna uwagi wiem, nawet ją czasami reklamuję |
|
Powrót do góry |
|
|
Val Idol
Dołączył: 14 Maj 2008 Posty: 1852 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 16:00:07 14-08-09 Temat postu: |
|
|
Ślimak napisał: | Kto wytrwa, ten wytrwa . Uważam, że mój eksperyment z zabawą czytelnikami, tzn. bardzo, ale to bardzo powolnego odkrywania kart może zaowocować pozytywnie, ale to się jeszcze zobaczy .
Hehe... nie ma sprawy, mamy wakację, a więc przede wszystkim spędzanie czasu aktywniej, niż tylko przed ekranem komputera i poświęcania czasu na czytadła Sam bym tak robił, tyle, że jakoś nie potrafie sobie bardziej aktywnego życia zorganizować . |
Takie powolone odkrywanie kart może nas w pewnym moemencie pozytywnie zaskoczyć. Pamiętam, że tak było z Melrose Place, na początku był to serial o młodych, wesołych ludziach, wkróce zaczęły się intrygi, wplotła się namiętność, zaczęto się zdradzać i na końcu był to jeden z najbardziej przewrotnych seriali
Na porządne rzeczy do czytania zawsze trzeba znaleźć czas, nawet kosztem aktywnego życia, które również mi ciężko zaplanować |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 17:03:59 14-08-09 Temat postu: |
|
|
Później wam odpowiem na dyskusję na temat dewna i tym podobnych. Powiem tylko, że jestem już prawie na pólmetku mojego maratonu z Cardoną, za sobą mam już wybrane scenki z "Ladron de Corazones" (gra tam główną rolę partnerując Lorenie Rojas), "Rosario Tijeras", "Żona Mojego Brata" i ostatni seans, do którego zaraz się przymierzam "Plaga" (rólka epizodyczna). Przyszykujcie się na mój wywodzik, na temat umiejętności tego pana, będzie dosyć obiektywnie, ale ja już tak mam .
Na razie moge powiedzieć, że jestem pozytywnie rozczarowany, ale czym dokładnie, o tym albo dzisiaj wieczorem, albo jutro .
Do zobaczyska! |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 15:43:23 15-08-09 Temat postu: |
|
|
Wracam i zgodnie z planem będą nowe odcinki "Fatimsy" w tym poście. Tym razem, aż cztery, ale to głównie dlatego, że zależało mi na podgrzaniu atmosfery, która w trzech pierwszych odcinkach raczej pod tym względem kuleje.
Powoli zbliżamy się też do końca tej części. Po dzisiejszym newiku, dzieli nas już tylko dwa odcinki od Artury Rodriguez - nowa, szczególnie istotna dla całej historii postać, a 8 odcinków dzieli nas od części trzeciej, przy której następuje częściowe odsunięcie od dotychczasowego sielankowego klimatu.
Więc najpierw dzisiejsza lektura. Przypominam, że macie załączoną do głównego komputera i monitora, klawiaturę, na którą możecie przelać jakieś "ALE" jeśli takowe istnieje w "Fatimsie" (np. Marcella, tylko proszę nie mylić Włocha z prywatną aparycją drewna Cardony, to po troszku inny świat jednak ), np. co do ilości odcinków na raz. Ja jako, że należę do osób które książki pochłaniają, taka liczba odcinków naraz jest dla mnie normalna. Jednak nie musi dla każdego. Od odcinka około 90-tego będę już wrzucał po jednym bo historia będzie już bardzo szczegółowa. Jeśli zajdzie potrzeba to gryźcie i mnie przytemperujcie
LXVII
Udali się do Cheli. O tej porze, zmianę miała tylko Nastia. Aresia miała wolne popołudnie, pewnie Chela poszła się nad nią znęcać, bo szefowej także nie było. Fatimsa, wiedziała, że musi jak najszybciej skontaktować się z Don Hugiem, i wierzyła, że przyjdzie do baru. Póki co, rozkoszowała się towarzystwem Marcella.
- A tak na poważnie: podobały ci się kwiaty? – spytał w końcu otwarcie.
- Wspaniały prezent, ale czuje się jak spadkobierczyni – zaśmiała się – co się ze mną dzieje…
- Co?
- Bardzo miło mi się z tobą rozmawia. Już dawno nie czułam się tak miło w czyimś towarzystwie.
- Mieszkasz tu od urodzenia?
- Tak, i ani myślę, stad wyjeżdżać! Tym bardziej teraz.
- Masz rację. Sam wyrwałem się z dusznego miasta, do tchniącej natury. Miło jest wdychać o poranku zapach paproci, niż spaliny samochodu sąsiada…
- Nie przerywaj, zaciekawiłeś mnie! Jak jest w mieście?
- No są zatłoczone ulice, co dzień około szóstej słychać krzyk kobiet biegnących na łeb to na szyję, byleby tylko zdążyć wsiąść w metro i dojechać do pracy. Stary śmieciarz znowu przeklina, bo jakieś szczeniaki, dla żartu przewróciły kosze, a sąsiad z naprzeciwka dostaje kolejny nakaz eksmisji. Wybacz, śmiać mi się z tego chce. Ale to prawda. Nie żartuje.
- Chciałabym to zobaczyć.
- Szybko byś się rozczarowała. To przereklamowana rzeczywistość.
- Mówisz jak naukowiec – po raz wtóry już odpowiedziała mu uśmiechem.
- Doprawdy? Tylko proszę nie tytułuj mnie, bo nie dokonałem niczego, czym mógłbym się szczycić. Jestem tylko zwykłym szarym Marcellem…
- Nie powiedziałabym. Przyjemny Włoch z ciebie, Marcello. Ponoć tam jadacie bez przerwy makaron, myślałam że Włosi, to takie makarońce!
- Kto? – śmiał się w niebogłosy – wybacz, ale nie jestem pierwszorzędnym źródłem informacji – rozłożył bezradnie ręce – nie jadam makaronu. Przerzuciłem się na tacos*. Kultura meksykańska po części mnie wchłonęła.
- No to przyszykuj się na rocznicę obchodów w założenia miasteczka. Najesz się hallacas**.
- A co to takiego?
- Coś pysznego – naprowadziła – a więc tak naprawdę przyjechałeś z Meksyku?
- Tak, ale wolałbym nie mówić, o tym co było. Miło jest pomówić o tym co będzie – spojrzał jej w oczy. Znowu poczuła na sobie ten zimny wzrok. Coś ukrywał. Lub bał się wyraźnie powiedzieć. Jednak szybko zmienił tor, by na powrót stać się zabawnym.
- Świetna muzyka… - przeanalizował co właśnie słychać było w radio i przyjrzał się szafie grającej – macie „Besame mucho”? Kocham tą piosenkę.
- Niestety szafa nie działa. Coś się zepsuło, ale nie za bardzo wiemy co.
- No to więc musicie wezwać fachowca, znaczy się mnie – zawołał.
- Żartujesz? Skoro nikt jej do tej pory nie naprawił to i tobie się nie uda.
- Nie ma rzeczy niemożliwych – podszedł do popsutego sprzętu i skinął na Nastię przed bufetem – przepraszam, ma pani wykaz piosenek z tego sprzętu? – Nastia popatrzyła na niego, jak na szaleńca – gdzieś jest, ale ten gracioł nie działa od dwóch lat. Wątpię, żeby spis wszystkich płyt był jeszcze na wierzchu – wyjaśniła bezradnie.
- A czy było tam „Besame mucho”? – zrobił się natarczywy. Wyglądał komicznie jak dziecko, usiłujące dowiedzieć się, czy zaliczyło klasówkę.
- Pewnie że było – odparła przymurkiem, choć z trudem tłumiła śmiech.
- Pani! – odparł Marcello – obiecuje, że zanim kogut zapieje, usłyszy pani dźwięki z tej szafy!
- Głupek! – podsumowała Fatimsa, uśmiechnięta od ucha do ucha – ale przynajmniej jest śmiesznie.
Obejrzała się w drugą stronę, i jakże się ucieszyła. Don Hugo już był. Miała niesłychana okazję wybadać od niego wszystko co wie na temat Bezimiennej Kobiety.
LXVIII
- Don Hugo, dobry wieczór! – zawołała jak gdyby nigdy nic spontanicznie się dosiadając.
- Witaj Fatimsa, a co tam u ciebie? – spytał ciepło.
- Chyba po staremu – odparła jakby od niechcenia. Nie miała ochoty opowiadać mu życiorysu, ale zwykle Don Hugo zawsze ją do tego nakłaniał.
- Kim jest ten nowy? Czy to nie ten co przyjechał ostatnio? – miał na myśli jej towarzysza, którego wypatrzył ze stolika.
- Tak, nazywa się Marcello. Nawet przystojny prawda?
Don Hugo, zmierzył wzrokiem Włocha, krzątającego się przy zepsutej szafie grającej i odparł zwięźle – chyba nic mu nie brakuje, ale wierz mi, że kiedyś nie zwracało się na takie rzeczy uwagi. To wszystko przez ten fenomen Elvisa! Jestem pewien. Teraz wszyscy chcą być jak ten młodzik ze Stanów.
- Dobrze, dobrze, Don Hugo, ale wracając do rzeczy, to czy…
- A co z Armandem? Słyszałem, że w ogóle ze sobą nie rozmawiacie?
- Eh… to dosyć przykry temat. Może przełożymy go na kiedy indziej. Chciałam się dowiedzieć czegoś o pewnej kobiecie. Wiem, że pan może mi pomóc.
- Domyślam, że to delikatna sprawa?
- Tak – specjalnie zaczęła mówić nieco ciszej – pamięta pan zapewne niejaką Marię Elenę, prawda?
- Dziecko, wiesz, ile było tutaj kobiet o takim imieniu przed twoim urodzeniem? Z pięć bym naliczył.
- Tak, ale ta miała bliznę na twarzy – no to starszy mężczyzna schylił się i podparłszy się na ramionach był na tyle blisko dziewczyny, by nikt nie usłyszał ich rozmowy.
- Maria Elena, żona Bernarda Hurtado. Tak, to ciekawa sprawa. Zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Straszna tragedia. Skąd o niej wiesz, ludzie o niej nie mówią za wiele, bo prowadziła rozwiązłe życie.
- Jak to? Nie rozumiem.
- Była żoną Bernarda, ale po kryjomu spotykała się też z Panchem. Ja tego nie widziałem, więc nie mogę za to poręczyć. Ale tak głównie mówiono. Wykluczono ja z parafii, za cudzołóstwo. A potem biedaczka, popełniła samobójstwo, Bernardo poszedł za nią. Pociągnął za spust i sama rozumiesz… - przerwał na moment, by nabrać tchu – to przykra sprawa. Nie lubię o tym mówić – zaznaczył – ale nie rozpowiadaj tego wokół. Bo jeszcze wyjdzie na to, że i mnie wykluczą za obgadywanie innych.
- Proszę się nie martwić! Nikomu nie zdradzę. Bardzo mi pan pomógł! Dziękuję panu bardzo!
- Nie ma za co, ale nie rozumiem… po co ci to wiedzieć?
- A… tak z ciekawości, być może trafiłam na trop czegoś wielkiego.
- Dziecko drogie, tylko nie baw się w detektywa, bo możesz tego pożałować.
- Proszę się nie obawiać. Nie szykuje nic tak wielkiego – szybko odeszła od stolika, gdyż usłyszała charakterystyczny odgłos butów, pewnego grabarza. Postanowiła zareklamować mu się w towarzystwie Marcella.
LXIX
- Viva blacharzu! – zawołała głośno, na co Marcello wygramolił się spod sprzętu. Wytarłszy rękę od kurzu, wyciągnął ją ku Armandowi.
- Miło mi poznać. Marcello Contagnoli – stał przez moment, jak zaklęty z wyciągnięta ręką, podczas gdy Armando nie miał zamiaru nawet spojrzeć w jego stronę, cały czas przyglądał się Fatimsie.
Dziewczyna wyraźnie czuła na sobie objaw zazdrości, miała wrażenie że mężczyzna chce powiedzieć: „I to jest ten powód, dla którego mnie kopnęłaś w tyłek? Mogłaś być bardziej kreatywna. To tylko jakiś głupi makaroniarz, który chce być w centrum uwagi!”
- To jest Armando Ferrera – postanowiła ratować sytuację – znajomy.
- Miło mi! – w końcu blachsta mumia bo takiego przypominał, przełamał milczenie, i zwróciwszy się w stronę Marcella, mocno chwycił jego dłoń. Włoch poczuł mocny ścisk.
- Sympatyczne powitanie – powiedział szeptem.
- Spływaj stąd makaroniarzu! – mruknął szturchając go lekko w ramię. Marcello, zrozumiał nieprzyjazny ton i czym prędzej puścił jego rękę.
- No Fatimsa, i pani… Nastio… dobrze mówię? Chyba wiem, co jest nie tak. Oczywiście jeszcze jutro to sprawdzę, ale wiem, że da się to naprawić. Będzie działało jak w zegarku. Zaręczam. A teraz panie wybaczą, ale muszę poszukać tych części, które sprawią, że maszyna ruszy. To potrwa całą noc. Tak więc miło było poznać, do widzenia Fatimso Flores, no i ty Armando, cześć.
Gdy odszedł Armando mógł wydobyć z siebie odpowiednie nań określenie:
- Klaun!
- Przynajmniej z klasą. Nie to co ty, głupia puszko!
- Widzę, że naprawdę spodobało ci się moje wydanie w dećko spedalonej formie. Jak sobie chcesz, ale wiedz, że nic ci z tego nie przyjdzie. Znam takich jak ten twój makaroniarz. Plotą głupoty, robią dzieci, a po skończonej robocie, wyjeżdżają za ocean by z powrotem wcinać makaron. Bo oni by tylko wiecznie to żarli!
- Jesteś śmieszny! – prychnęła dziewczyna – szukasz w minusów w kimś ci zupełnie obcym, jakbyś nie widział własnych. Jesteś żałosny. A teraz wynoś się! Nie masz co tutaj szukać!
- Masz rację – odrzekł pysznie – nie ma co tutaj szukać, bo zaraz wszystkich przekabacisz by jeszcze bili pokłony temu lalusiowi. Jak sobie chcesz, ale powiadam ci: on tylko czeka na makaron. Jak się ugotuje, skonsumuje co miał skonsumować, i wytrze wszystko chusteczką! – tłumaczył posługując się aluzjami, jednak Fatimsa miała go naprawdę dosyć.
- Spadaj stąd wreszcie!
- Jak sobie panienka życzy! – zawołał. Na odchodnym jednak jeszcze usłyszał parę słów. Dziewczyna wolała zakończyć ten spór do samego końca:
- Dla twojej wiadomości blacharzu, ten MAKARONIARZ żywi się wyłącznie tacos!
LXX
Minęło zaledwie kilka dni od incydentu w barze. Fatimsa siadywała na ganku, rozmyślając, nad tym co usłyszała, od Don Huga, na temat Bezimiennej Kobiety. Nurtowały ja straszliwe przeżycia tej kobiety. Być może, przyszło jej zapłacić, za uczucie do Pancha, karą boską w postaci tych blizn. Czuła się podobnie, z jednej strony ciągnęło do Marcella – poprawiał jej humor – z drugiej strony, chciała mieć w Armandzie przyjaciela. Nie miała w planach upokorzenia go przed wszystkimi, wyśmiania i chełpienia się zwycięstwem. To ją nie cieszyło. Posunęła się zbyt daleko. Coś ją pociągało w tym grabarzu, ale nie wiedziała co, nie była pewna. A skoro nie była tego pewna, wolała tuszować pozytywne emocje. Z negatywnym dla siebie skutkiem.
- Co ja wyprawiam? Armando to głupia puszka, ale lepiej przyjaciół trzymać blisko, a wrogów to i nawet jeszcze bliżej, jak mawiała mamusia. Dlaczego ja muszę wszystko paprać?
- Fati! – znów jej przerwano. Ostatnio ciągle nie mogła zarezerwować czasu dla siebie. A w ostatnich dwóch dniach, było to już chyba niemożliwe, ze względu na zbliżające się olbrzymimi krokami obchody 24-tej rocznicy założenia miasta. Przygotowania trwały od tygodnia. Chela, wychodziła z siebie z nerwów. Co chwila coś się nie zgadzało, liczby wręcz już wylatywały jej z głowy, bo przeciążenie matematyczne było zbyt wielkie. Starosta, przywoził różne balony, i wszelkie inne cuda, jakie udało mu się zamówić drogą morską z samej stolicy. Ponadto, miał też pojawić się specjalny gość z Esmeraldy, Victoria Menezures, ostatnio wyłowiony talent. Dużo na ten temat plotkowano, nawet już przesadzano, że za rok podczas okrąglej rocznicy przyjedzie sam Iglesias. Gdyby nie, odpowiedni demagog taki jak Chela, mieszkańcy, na rocznicy widzieli prezydenta, a zaraz po nim samego papieża. Przeżycie, było tak wielkie, że chciano dzielić się nim z całym światem. Ale w porównaniu z karnawałem w Rio, mogło to być co najwyżej spotkanie kilku przyjaciół.
- Masz, wiąż i wieszaj! – rozkazywała Chela. Dzisiaj była wyjątkowo małomówna, ograniczała się do słów: „tylko zrób to dobrze”. Fatimsa, od czasu kłótni na temat kobiety z dżungli nie rozmawiała z nią. Jedynie, wymieniała spostrzeżenia na temat dekoracji miasta. Czy ten kolor zlewa się z tamtym, czy zbyt wysokie oświetlenie, nie zepsuje oczu wrażliwym na zbyt wysokie promieniowanie, i tak dalej. Te błache sprawy zajmowały im całe dnie. Gdy zaczęło się dekorowanie drzew, Aresia postanowiła poplotkować:
- Widziałam, cię wczoraj z tym przystojniakiem nad wodospadem. Co tam robiliście?
- My? – zmieszała się – nic… rozmawialiśmy… o pogodzie…
- A może raczej o godach? – naprowadzała, na co Fatimsa, szturchnęła ją za zbereźne myśli.
- Znów zaczynasz? Ostatnim razem, gdy rozmawiałyśmy na ten temat, przypadł mi narzeczony no i jeszcze, z ekstremalną profesją – podsumowała, nie mogąc wymazać złośliwych wspomnień z Blachastym, który kopie groby, ale ma problem z wykopaniem własnych uczuć.
- Ale przynajmniej zarobiłby sporo na dom. Wiesz, ile kosztuje pogrzeb? – docięła czarnym humorem Aresia.
- Przestań! Mamy jeszcze huk roboty! Lepiej zmień temat, bo pójdę zając się czymś innym z daleka od ciebie!
- No dobra – westchnęła, czując przegraną. Interesowały ja smaczki, z niezwykle szybkiej znajomości z przystojnym Włochem – jak myślisz, czy ona się pojawi?
- Kto?
- Bezimienna Kobieta! Mówiłaś mi o niej, zapomniałaś?
Zamarła. Jeszcze kiedyś ukradkiem powiedziała jej, o nocy w dżungli z Armandem i kobiecie w woalce, która wybawiła ich od śmierci. Teraz by się zganiła, za rozpuszczanie tych opowieści, ale już było na to za późno.
- To ty… to ty naprawdę w nią wierzysz? – zachowała się jak Chela. Łatwo jest krytykować, dużo gorzej przyjąć czyjąś strategię. Nie powinna wtajemniczać Aresii w nowe informacje, dziewczyna bywa impulsywna, i zaraz wszystko rozpowie, zwłaszcza jeśli dowie się, że Maria Elena była wykluczona ze wspólnoty za zdradzanie męża. To temat na bestseller wśród tutejszych plotkarek. Zniszczyliby ją. Akcja, przywrócenia Marii Elenie do życia w La Reina, musiała przebiegać stopniowo. Wiedziała, już że wtajemniczy w te sprawę Marcella, czuła że może mu ufać, no i przy okazji, Armando też się przyłączy, w końcu dzieli ten sam sekret. Może nawet się pogodzą. A Aresia? Owszem, mogłaby o wszystkim wiedzieć, ale najlepiej wtajemniczyć ja dopiero na końcu. Po co zaprzątać sobie najprzód głowę plotkarami? To było postanowione, założy wraz z przyjaciółką i dwójką mężczyzn opozycje w stosunku do Cheli i być może Pancha, choć nie wiedziała na razie, po której stanie on stronie.
- Nie zaprzątaj sobie głowy bajkami – tłumaczyła, posługując się najrozmaitszymi wymówkami – to tylko sen, który mi się przyśnił. Wyszliśmy z dżungli bezpiecznie, bo znaleźliśmy w końcu drogę.
- He – jedynie prychnęła – takie bajki możesz wciskać dzieciakom, ale rób jak chcesz. Ja i tak się wszystkiego dowiem.
Nie odpowiedziała, jej, zignorowała czym prędzej, zabierając się do pracy. Wielki dzień, lada moment.
*tacos - płaski placek nadziewany cebulą czosnkiem, kukurydzą, czerwoną fasolą i różnymi przyparawami. Tradycyjne danie kuchni meksykańskiej.
**hallacas - duszone mięso zawinięte w kukurydziane placki. Hallacas podaje się głównie z szynką i chleben a przygotowuje zwykle na Boże Narodzenie. W La Reina Diamante jest miejscowym przysmakiem.
Do licha! Miałem taki wywód na temat pana Cardona, ale niestety właśnie mój ukochany komputer zjadł go ze smakiem i już nie chciał zwrócić Więc ostatecznie temat pana Cardony pseud. Drewno powróci może pod wieczór , do tego czasu może uda mi się stworzyć nowy.
Pozdrawiam!
Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 15:51:42 19-08-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:16:15 15-08-09 Temat postu: |
|
|
Stwórz, stwórz, a w międzyczasie rób sobie kopie ciekawych wywodów . I zajrzyj do mnie .
A bardziej na serio - co ta Fati wyprawia? Z jednej strony ukrywa wszystko przed Aresią, bądź co bądź jej przyjaciółką, ale jednak cche wszystko wygadać obcemu, jakim jest Marcello - już pomijając fakt, że gra go oblech, przypominam, że on przyjechał dopiero parę dni temu! Już tak ufa temu idiocie?
Armanda to raczej za przyjaciela nie będzie miała, bo chłopak za bardzo ją kocha. I ona jego, tylko jest na niego wkurzona. Adek zachował się świetnie w stosunku do Marcella - tak należy go traktować .
Ej. Czemu mój cały post jest o Marcellu? .
Ja też uwielbiam książki, więc jak dla mnie, to możesz dawać codziennie taką dawkę. Aha i podoba mi się nazwisko Artury . |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 1:04:26 16-08-09 Temat postu: |
|
|
Do "PiM" już zaglądam
Wywód o panu drewnie będzie długi, bo koleś mnie całkowicie rozłożył na obie łopatki. Nie wiadomo jeszcze czy jest to użyte w sensie pozytywnym czy negatywnym. O tym, jak tylko coś napiszę. A muszę na spokojnie przysiąść .
Marcello hehe... Włoch już podbił twoje serce, czy to się nazywa miłość od pierwszego obleśnięcia?
Cytat: | Ja też uwielbiam książki, więc jak dla mnie, to możesz dawać codziennie taką dawkę. Aha i podoba mi się nazwisko Artury. |
Nie wszyscy lubiąm, a więc zostajemy na razie przy stałej ramówce. A nazwisko Artury kojarzy mi sie z kimś ważnym .
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
monioula Prokonsul
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:18:35 17-08-09 Temat postu: |
|
|
Tajemniczy Włoch był, można rzec, gwiazdą tej serii odcinków. Spedalona wersja Armanda-blacharza najwyraźniej wywarła ogromne i pozytywne wrażenie na Fatimsie, skoro chce się z nim podzielić sekretem Marii Eleny.
Aresia prędzej czy później też się dowie, oszukiwanie jej na dłuższą metę nie ma sensu.
A ten tekst rozwalił mnie na łopatki:
Pozdrawiam ;* |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 18:13:51 17-08-09 Temat postu: |
|
|
Aresia dowie się, czy się nie dowie, nie zdradzę, ale jeszcze wiele się wydarzy. Niekoniecznie w tym kierunku
Mnie bardziej przypadł do gustu ten tekst (Wow! Coś własnego mi sie podoba, chyba chory jestem ). Wyszło mi całkiem ciekawe porównanie. Nie wiem, jak sądzicie?
Cytat: | Jak sobie chcesz, ale powiadam ci: on tylko czeka na makaron. Jak się ugotuje, skonsumuje co miał skonsumować, i wytrze wszystko chusteczką! |
Pozdrawiam!
Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 18:14:13 17-08-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 9:41:37 19-08-09 Temat postu: |
|
|
Nadrobię zaległości w waszych opowiadaniach później. Bo w tej chwili czas mnie goni .
LXXI
Gorączkowe przygotowania dobiegły końca. W barze Cheli, huczało od gości, tłum, był na tyle wielki, że większość musiała przebywać poza barem. Fatimsa, w tym zgiełku dostrzegła Olivię Pelaez, tą samą „lalkę”, z którą był kiedyś Armando; miała nadzieje, że zacznie wreszcie z nią kręcić. Coś czuła, że Marcello, nie będzie tylko jej przyjacielem. Poczuła jak uścisnął jej dłoń. Trzymał mocno za rękę, jakby bał się, że mu ucieknie.
- Jest tu tak tłoczno, że moglibyśmy się zgubić. Nie puszczaj mojej ręki – odrzekł opiekuńczo.
- Spokojnie – uspokajała – największe atrakcje dopiero przed nami – tak bym chciała, żeby za rok była tu z nami Maria Elena Hurtado.
- O kim mówisz?
- CO? Ja? A… - zmieszana nawet nie zauważyła, jak mówi na głos, na szczęście Marcello nie wiedział kogo miała na myśli, chociaż przysięgła sobie, że powie mu to jeszcze tego wieczoru – później ci wyjaśnię. O spójrz, za chwilę, będzie przemawiał starosta!
Starosta La Reina Diamante – Sebastiano Contensino, kończył w październiku już trzecią kadencję. Był wręcz czczony przez mieszkańców. Mówiło się, że jest zatwardziałym konserwatystą*, który prędzej, zamieni miasteczko w XIX-wieczną plantację trzciny cukrowej, niż poczyni odpowiednie kroki zmierzające ku modernizacji. Z czasem jednak przypięto mu etykietkę liberała**, który za wszelką cenę doży do zmian. Nie było mu łatwo. Kadencja trwa tutaj 6 lat, to niepisane prawo które ustalił założyciel Paez. La Reina nie bierze czynnego udziału, w sferze politycznej całego kraju. Mieszcząca się w dorzeczy i gęstej dżungli miejscowość ustaliła własne prawa co do podziału władz. By zostać starostą, trzeba było mieć minimum 30 lat. Sebastiano kiedy pierwszy raz został wybrany miał zaledwie trzydzieści osiem. Był jeszcze zalękniony, ale walczył o tę posadę, zaraz po śmierci Paeza, założyciela, który był pierwszym starostą miasteczka. Nie było mu łatwo, szczęściem udało się przełamać lody i sprawuje to stanowisko już osiemnaście lat. Chociaż często zdarzyły mu się, potknięcia to zawsze mógł liczyć na pomoc oddanej Balbiny – sekretarki, która nie rozstaje się z nim od osiemnastu lat. Wybuchowa, ale zawsze zorganizowana Balbina, to niezawodny przepis na sukces. Wraz z nią tworzyli niezapomniany duet.
- Szybciej już mnie wzywają – ponaglał Balbinę starosta. Lud wzywał go na uroczyste otwarcie obchodów.
- Nie może przecież pan wyjść w źle zawiązanym krawacie. Ostatnie poprawki.
- Szybko!
- Już. Powodzenia. Proszę dać im popalić! – pchnęła go za kulisami, i tak znalazł się na wielkim podeście, tuż przed barem Cheli. Dookoła roznosiły się odgłosy a w tle okrzyki „Viva Contensino! Viva La Reina Diamante!”
- Proszę państwa! Proszę państwa! – próbował natrafić na właściwy ton, gdy będzie mógł zostać wysłuchany. W końcu udało się spotkać właściwe fale. Tłum ucichł zamieniając się w słuch.
- Proszę państwa! Nie ukrywam, że jest to dla mnie i dla nas wszystkich wyjątkowe przeżycie. Dzisiaj spełniają się nasze marzenia. Jesteśmy tu! Wszyscy razem! By godnie obchodzić już 24-tą rocznicę założenia La Reina Diamante. I pomyśleć, że jeszcze niedawno ledwo staliśmy na nogach – uśmiechnął się, a wśród publiczności rozległ się chichot. Trudno było uwierzyć, że La Reina przed laty, była prawie niczym – a teraz godnie i z wielkim rozmachem potrafimy podziękować boskiej opatrzności, która zaprowadziła Juana Paeza, właśnie tu. W to miejsce! Narodziny La Reina Diamante, były obchodzone, hucznie, ale jeszcze nigdy nie tak jak teraz! Przygotujcie się moi drodzy, na wielkie widowisko! OGŁASZAM OBCHODY 24-TEJ ROCZNICY ZAŁOŻENIA LA REINA DIAMANTE… ZA OTWARTE!
Kończąc, rozległ się wielki okrzyk radości. Zabawa rozpoczęła się natychmiast. Tylko Marcello nie brał udziału w wiwatach, przyglądał się twarzy urzędnika uśmiechając się. Wtem zwrócił się do Fatimsy:
- Słyszałem, że kończy się jego kadencja.
- Tak, w październiku, ale ponownie go wybiorą – oświadczyła otwarcie - od czasów drugiej kadencji, nie ma żadnego kontrkandydata. Wygrywa z miejsca kolejne wybory. Ludzie go kochają.
- Hmm… Nie powiem, ale wygląda jakby się męczył na tym stanowisku.
- Co ty opowiadasz, dla Contensino nic innego oprócz miasta się nie liczy.
- Potrzeba wam młodej krwi, kogoś kto jeszcze bardziej rozjaśni, wasze życie. Ten liberał wydaje mi się sztuczny.
- Kto? – nie zrozumiała zbytnio jego słów – wybacz, ale ja się na polityce kompletnie nie znam. Jasne?
- Nie chciałem schodzić na ten temat, ale usiądźmy na chwilę, coś ci wyjaśnię.
Po czym podeszli do stolika. Zamówił dwa koktajle, Nastia przyniosła drinki, tymczasem Aresia była rozchwytywana. Co chwili musiała przyjmować zamówienia.
- No dobrze, to mów! Nie podoba ci się nasza władza, czy tak? – Fatimsa kontynuowała rozmowę.
- Nie, nie krytykuje jej, tylko zwracam uwagę, że jest słabo rozwinięta. Nie macie teatru, nie macie porządnego portu, no i nie macie branży turystycznej. Jak tu coś zmienić?
- Zostawmy to politykom. Chela powiedziała kiedyś żartem, że weźmie kiedyś udział w wyborach, więc może będzie gorąco?
- Ja mówię poważnie. Potrzeba wam świeżej krwi. Może ja mógłbym przejąć po nim pałeczkę?
Fatimsa, z początku popatrzyła na niego, jak na głupka. Nie mogąc się powstrzymać wybuchnęła śmiechem. Sam Marcello jednak nie był rozbawiony.
- Ty chyba żartujesz? – wciąż z trudem powstrzymywała śmiech – żeby zostać starostą trzeba mieć minimum 40-tkę!
- 30-tkę – naprostował – niewiele mi brakuje, a poza tym wiek to zawsze sprawa drugorzędna, potrzebny jest pomysł. Postawmy na młodość, a nie fałszywy liberalizm.
- Uspokój się, Marcello, bo zaczynasz mówić jak Contensino.
- Czyli niewiele mi brakuje – roześmiał się podstępnie – widzisz, niewiele. Erudycja jak znalazł.
- Zabawny jesteś – śmiała – choć nie rozumiem ani słowa z tego co mówisz, to żeby zdobyć serca tłumu, trzeba zrobić coś szałowego. A to jak do tej pory miał tylko Contensino.
- Hmm… nie wierzysz w moje możliwości?
- Nie wiem, przecież cię jeszcze dobrze nie znam. Dajmy spokój polityce, zresztą wybory za 15 dni. Nie masz szans na dobrą reklamę – nie dawała za wygraną, chyba polubiła droczenie się z nim.
- Terminy, terminami, ale urzędników, elektów, zawsze można odwołać – wykopać. Wystarczy jeden dowód że piosenki King Cole’a to plagiaty, i może się żegnać z oscarem***. Tak samo jest w polityce.
- Dobra, dosyć tych politycznych bzdur. Rozerwijmy się! – zawołała, ciągnąc go na rękę. Niebywale rozśmieszyły ją te słowa. Marcello nowym starostą, to były jedna z największych absurdów, jakie ostatnio przeżywała. To było nawet śmieszniejsze, niż rzekome narzeczeństwo z Armandem, ale życie zawsze lubiło ją zaskakiwać.
LXXII
Zabawa trwała. Olivia zobaczyła, że przy jednym ze stolików przesiaduje Armando. Nie odzywała się do niego, od czasu kiedy powiedział, że przestała go interesować. A wpadali na siebie przypadkiem. Nie wybaczyła mu, jak sobie z niej zakpił, ale rozmówi się z nim. Po co robić sobie wrogów, w tak małej mieścinie?
- Cześć, można się dosiąść? – odparła trochę od niechęci.
- Jak chcesz – początkowo przeszył ją nieprzyjaznym wzrokiem. Jakby chciał w ten sposób, powiedzieć, że jej towarzystwo także go nie pociesza. Bo nie zadowalała go impreza. Przeciwnie, raczej nie mógł się doczekać kiedy dobiegnie końca.
- Coś taki zmarkotniały? Twoja Fatimsa cię rzuciła?
- Nie bądź bezczelna. Po co przyszłaś? Nabijać się ze mnie?
- Skąd? Ale nie takim tonem dobra?! – wstała patrząc nań groźnie – przyszłam zakopać nasz topór wojenny, wiem, że masz mnie za jakąś wariatkę, po tym jak ci nawymyślałam. Ale to mój taki defekt. Urodziłam się w dostatku i czasami kiedy coś mi się odmawia, zachowuje się jak rozpieszczona córeczka tatusia.
- To może wracaj do swojego starego i poproś go o mercedesa? – mruknął.
- Nie poproszę, go, bo nie żyje…. Od dawna! – odparła odchodząc, jednak wtem złapał ją za rękę.
- Czekaj… - westchnął – no przepraszam – nie wiedział co powiedzieć – i ja też mam wady, bo bywam czasami nieuprzejmy, ale ja też chce się pogodzić. Siądź na chwilę… proszę…
Popatrzyła na niego przez chwilę, wyglądał jak szczeniak. Niech zaryzykuje, w końcu nic nie traci.
- Dobra, ale tylko na chwilę.
- Ładnie wyglądasz, nie powiem – odrzekł, na co jedynie mruknęła – słuchaj, wiem, że wyszło jak wyszło, może ja też jestem głupi? Pewnie jestem, jeśli myślami błądzę z Fatimsą w roli głównej, a ona ucieka do jakiegoś makaroniarza. Mimo, że ten nawet nie jada makaronu. Nieważne nie słuchaj mnie…
- Macie tutaj spaghetti?
- Co? – zdziwił się – nie chodziło mi o makaron, tylko, że przyjechał tu jakiś laluś z Włoch, no wiesz, taki makaroniarz.
Zaśmiała się. To dobrze wróżyło. Zwłaszcza że i Armando odpowiedział jej uśmiechem.
- Ale na serio mówiłam z tym spaghetti. Macie tutaj?
- Musiałabyś porozmawiać z Chelą. Ona sprawuje pieczę nad kuchnią. Ale podejrzewam że przygotowała coś niecoś na tę okazję. Zaraz sprawdzę! Poczekaj tu na mnie.
Kiedy odszedł zaniosła się śmiechem. Chyba się pogodzili. Odczekała trochę, po czym powrócił z ogromnym talerzem makaronu.
- Nie jest to co prawda tradycyjne spaghetti, ale lepsze to niż nic. No i smaczne – pociągnął nosem.
- Wow! Czuję się jak w „Zakochanym kundlu”. Brakuje tylko akordeonu i podkładu z „Bella notte”. Może poprosimy tego makaroniarza, żeby nam zaśpiewał?
Przeszył ją wzrokiem zabójcy. Musiała trochę przystopować, jeśli chce zachować przyjaźń.
- Okej, ja tylko żartowałam.
- Co to „Zakochany kundel”? – spytał, a ta odpowiedziała mu zszokowanym wzrokiem – no nie patrz tak na mnie, jesteśmy tu sto lat za murzynami!
- Spokojnie, aż tak źle jeszcze nie jest, ale musicie tylko troszkę przyspieszyć. „Zakochany kundel” to taki romans z pieskami w roli głównej.
- Ale nie jak „Duma i uprzedzenie”? Nie znoszę Austen – prychnął.
- Raczej nie. Byłam na tym w kinie. Cudo! Jeśli kiedyś znajdziesz się w stolicy, musimy go sobie obejrzeć.
- Nie wątpię. A przy okazji, Olivio…. – po czym wyciągnął rękę na znak pojednania – przyjaciele?
- Przyjaciele!
*koserwatyzm - doktryna polityczna zakładająca nieustającą potrzebę pielegnacji tradycyjnych wzorców politycznych i wdrążania ich we współczesną politykę.
**liberalizm - doktryna polityczna zakładająca nieustanną potrzebę zmian w każdym możliwym aspekcie: np. w gospodarce, polityce, życiu społecznym.
***Ballada Nat King Cole'a "Mona Lisa" otrzymała w 1950 roku Oscara dla najlepszeh piosenki. Pochodzi z filmu "Captain Carey U.S.A". Stała się wielkim hitem.
Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 15:08:07 19-08-09, w całości zmieniany 4 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:30:19 19-08-09 Temat postu: |
|
|
Marcello to kretyn, jakich mało! Ledwo przyjechał, a już się rządzi, jak tylko zaczął mówić o polityce, to już wiedziałam, że będzie chciał kandydować. Mam nadzieję, że nikt go nie wybierze, bo nawet go nie znają. A ten już chce zmieniać prawo!
Fatimsa już byłaby się wygadała. I to przed tym idiotą.
Scena z Olivią świetna . Ciekawe, czy ona nadal myśli o Armando? |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|