|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 15:09:00 22-12-09 Temat postu: |
|
|
Val
Dziękuję, postaram się naprawdę nie zaiweść. Coś czuje, że trafiłem własnei w twoje gusta w zblizającej się wielkimi krokami częsci czwartej.
Póki co, specjalnie z okazji okresu świątecznego... specjalne upominki w postaci specjalnych odcinków.
CVIII
Wygłodniała zwierzyna szykowała się do ataku. W takim stanie zastał ludność miasteczka ojciec Martin. Mając za jedynego obrońcę Pana, zebrał w sobie wszystkie siły i ruszył ku niemu. W oczach zebranych widać było wyrzuty. Rozczarowanie, odczucie całkowitego życia w kłamstwie. Ten, który miał prowadzić owce, oszukiwał je, trzymając w swych murach rozpustę – bo kimże innym była Maria Elena Hurtado – Bezimienna Kobieta z dżungli. Wyrzutkiem społecznym, degradacją ludzką, synonimem cudzołóstwa, przyczyną samobójstwa Bernarda, szanownego członka społeczności, który również został oszukany.
Niewinne owce przemieniły się w krwiożercze wilki, pasterz nie miał już gdzie się ukryć. Pozostała mu tylko nadzieja, a jedyną siłą – dar jego głosu.
- Prowadź mnie Panie – westchnął, po czym przemówił – moi drodzy! – wtem rozległy się głosy słabe i głosy potężne. Duchowny dawał znak, by pozwolono mu przemówić. Tłum był zmiennych nastrojów, jednak w końcu uznano, wyższość kapłana.
- Z pewnością każdy z was, myśli rzeczy najstraszniejsze. Ma w oczach przebłysk uczynków najgorszych, jakich mógłby dopuścić się człowiek, ale przez chwilę uspokójmy się wszyscy i pozwólmy ukrócić trochę tę paniczną reakcję. Czyż Biblia jasno nie mówi „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”? Jak myślicie moi drodzy, czy uważacie, że…
- W naszym domu zagościł diabeł! – ktoś przerwał – trzymasz z siłami nieczystymi ojcze! – oskarżenie to wysunęła jedna kobiet na przedzie. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Dopomogły jej kolejno dwa głosy tuż obok, a później anonimowe dziesięć z tyłu. Tłum czuł się coraz bardziej wzburzony, wtem ponownie ojciec zabrał głos.
- Rzeczywiście! Nie chcę was oszukiwać, że to co usłyszeliście zapewne w formie jakiejś złośliwości, nie jest prawdą. Maria Elena Hurtado rzeczywiście jest w murach świątyni pańskiej, jednakże, nie oznacza to, że dałem schronienie szatanowi. Przede wszystkim Bezimienna Kobieta z dżungli, już odpokutowała za swoje występki. Jej dusza teraz stoi przed sądem, ale tutaj na ziemi, została już uniewinniona. Zapłaciła życiem za swoje życiowe błędy i nie powinno się szargać jej szczątków. Dopiero wówczas można nazwać to aktem nieczystym! Do tego właśnie chcecie dążyć!
- Ojcze Martinie! – ponownie rozległy się głosy – nie rozumie ojciec, że to nierządnica? Zdradzała Bernarda, niech dusza jego wiecznie żyje – zawołała tym razem Gisela Morez – jak ktoś taki może spocząć wśród społeczności czystych i już dawno rozgrzeszonych za życia? Maria Elena Hurtado była synonimem wszelkich pokus. Nie można pozwolić, by spoczęła na naszym cmentarzu! Nie dopuścimy wilka na terytorium owieczek. Nigdy!
Widząc coraz gorszy obraz sytuacji, postanowił wyzwolić swe uśpione żale. To, co zawsze chciał im powiedzieć:
- Co chcecie zrobić? Zburzyć nauki Chrystusa? Czy oto wam chodzi? – w końcu przybrał wrogą postawę – kto z was jest bez winy? No kto? Macie więcej do ukrycia, niż mogłoby się wydawać! – wykrzyknął, przez co większość ucichła – każdy z was był przy spowiedzi i powiedział, wszystko co mu godziło w serce. A nie były to wcale delikatne występki. Kochani, chcecie ukrywać coś, co już dawno powinno wyjść na jaw! Plotkujecie na każdym kroku, obgadujecie każdego! Wasza solidarność jest skazana na klęskę, bo nie potraficie zachować spokoju w swoim własnym obozie!
Artura stała w oddali, powoli zbliżając się w stronę zgromadzonych. Lada moment użyje wszystkich swoich możliwych środków. Raul stał niespokojny, obserwując, co też chce zrobić Artura, don Hugo po drodze przygotował go na małą niespodziankę.
- Czy mam zacząć mówić?! – te słowa zmroziły wszystkich – jestem gotów zrzucić sutannę i wyznać wszystko, co wiem jeśli taka jest wasza wola. Bowiem nikt z was nie jest czysty. Ja również nie jestem – przyznał – choćbym bardzo tego chciał. Wszyscy jesteśmy ludźmi i pokazujemy swoją niedoskonałość. Ale nie znaczy to, że koniecznie musimy tak postępować.
Zawrzało. Ciche szepty wędrowały to z jednych ust do drugich. Ksiądz miał rację. Zwarty krąg bezgrzesznych mieszkańców, był niczym więcej jak bajką, w która chcieli się bawić. Łamiąc ósme, boskie przykazanie w świętym dekalogu, nie byli niczym więcej niż zgrają szarańczy, która zniszczy wszystko, co stanie na drodze ich wartości.
Dokładnie w tej samej chwili, do księdza zbliżyła się Artura Rodriguez, odsunęła ojca Martina gestem ręki, zwracając się do wszystkich.
- Może i jestem tu nowa, ale wiem więcej niż mogłoby się wydawać! – odparła z całą swoją siłą głosu – znam ludzi bardzo dobrze i wiem, że wszyscy z was to ścierwa – z całą swoją szczerością, powtórzyła ten obrazoburczy zwrot – ścierwa! Dobrze słyszycie! Czcicie wartości, o których nie macie pojęcia. Chcecie zbojkotować los kobiety, która ma z tym miejscem więcej wspólnego, niż wam się wydaje. Dążycie do czystości, a kim waszym zdaniem, był Gustavo Paez? Był ojcem założycielem, wzorem do naśladowania?
- Oczywiście, że tak! Co pani sobie wyobraża – rozeszły się zewsząd osądy – Gustavo Paez to nasz mentor! Ojciec La Reina Diamante! Należy mu się, szacunek!
- Owszem to prawda – podtrzymała zdanie tłumu, zbierając siły, na szokujące wyznanie – ale czy gdyby popełnił gardzący występek, nadal byłby czczony i godny podziwu?
Przez chwile słychać było dźwięki pełne sprzeczności, był to odpowiedni moment dla oratorki. Czas, by ta bomba wybuchła na oczach wszystkich.
- Co chcesz przez to powiedzieć, moja droga? – spytał sam ojciec Martin. Nie spodziewał się takiej przemowy. Wśród gromady zapanował strach. Strach przed czymś nieznanym.
- Prawda jest taka, moi drodzy państwo, a mówię to z całą swoją szczerością, biorąc Boga na świadka, że Gustavo Paez, nie prowadził się najlepiej. Wasz bohater, wasza gwiazda grzeszyła, oddając się uciechom cielesnym, figlował z przypadkowymi kobietami. I z tego związku zrodziła się… Maria Elena Hurtado! – zawołała najgłośniej jak potrafiła – a właściwie Maria Elena Paez, czyż nie?
Milczenie jest słowem – to stwierdzenia najlepiej oddawało atmosferę tej chwili, wszyscy osłupieli. W tym samym czasie nadbiegł Armando w towarzystwie Olivii, Cheli i Aresii. Na ich twarzach malowało się przerażenie. Zebrany, żądny prawdy tłum, nagle ją otrzymał. Chela wybałuszyła oczy, a Aresia nerwowo trzęsła się, przeczuwając najgorsze. Za chwilę ktoś zostanie zlinczowany. To pewne. Armando jak zwykle stał spokojnie, opanowany do granic możliwości, wiedział, że z nimi można pertraktować. Problem tylko w tym, czy ma się tę umiejętność. Jak widać ojciec Martin ją posiadał, skoro udało mu się to ustabilizować. A tajemnicza przybyszka, nagle wyskoczyła z nie lada atrakcją. Przez moment, chyba jej wierzył, ale przekonywał się, że to wyznanie śmierdzi kłamstwem.
- Przecież to niedorzeczne!
Ta chwila mogła by trwać długo, lecz nagle przerwał ją sam Sebastiano Contensino – człowiek wyrocznia, on zawsze miał rację. Ale czy w tym przypadku również, musieli polegać na przekonaniach?
- Gustavo Paez nie miał dzieci. Dlatego właśnie, po jego śmierci, mieliśmy problem z wyborem nowego starosty. To co pani mówi zupełnie nie ma sensu. Skąd pani wytrzasnęła tę historyjkę. Jak pani może poprzeć słowa dowodami?
- Zmarła Hurtado jest córką Paeza – potwierdziła Artura, choć sam starosta nie do końca wiedział, o kim dokładnie mówi ta kobieta, bo co dopiero włączył się do dyskusji – jestem o tym przekonana.
- Niby skąd ta pewność? To właśnie chce wiedzieć!
- Bo ja jestem jej siostrą – odparła dumnie.
I wówczas nastał hałas, kuriozalnie połączony z ciszą, dający obraz złowieszczej symfonii. Symfonii żądającej niejednej odpowiedzi na poprzedzające ją pytania. |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:04:10 22-12-09 Temat postu: |
|
|
Nadrobiłam. Ale numer! Po prostu siedzę z otwartą paszczą. W takim razie o ile dobrze rozumuję, to Artura ma teraz prawo do starostwa, czy tak? A jeżeli tak, to kibicuję jej całym sercem, bo to kobieta przebojowa, wie, czego chce, a co najważniejsze, plany Marcella - Menella poszłyby w zapomnienie. Jak ja lubię tę kobietę ;D. Niezależnie od tego, czy ma jakieś prawa, czy udaje.... |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 15:36:03 23-12-09 Temat postu: |
|
|
Artura napewno skorzysta na swoich prawa. Nie bój nic. W końcu o to jej właściwie chodzi. A co do pana Menella - jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby oddał jej to stanowisko dobrowolnie, i czy Artura jest nim w ogóle zainteresowana . Poza tym będzie miała inny problem na sumieniu, ale o tym niedługo.
Zapraszam na następny specjalny epizod w którym ciąg dalszy zaistniałej sytuacji. A do samego końca częsci trzeciej już tylko dwa odcinki. Zapraszam na moją ulubioną część czwartą.
CIX
Stagnacja, zastój wydawać by się mogło cywilizowanej społeczności był trudny do wyobrażenia. A jednak. Tusza grubasów i chudzielców, kobiet i mężczyzn, dziewczynek i chłopców, ludzi starych i młodych – wszyscy poddali się ciszy. Ciszy złowieszczej, nie dającej określonej szansy dla spokoju duszy Marii Eleny… już teraz Paez. Z niewyjaśnionych powodów wszystkie usta w tej chwili zamilkły, jakby czyjaś enigmatyczna dłoń miała w tym jakiś plan.
I tak trwało to jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu ku oczom zebranych ukazał się znak. Coś nieoczekiwanego, a z drugiej strony przewidywanego przez wzgląd na potwierdzenie wypowiedzianych tu słów. Contensino, poczuł na swoim policzku coś wilgotnego. Potarł i odkrył kroplę wody. Kroplę, płynącą prosto z niebios. Spojrzał w górę. Za jego przykładem poszli następni, ojciec Martin, Fatimsa, Armando, rzesza mieszkańców, gdzie wśród nich ukazały się twarze Cheli, Aresii czy Olivii. Chela nie dopuściła Aresii do głosu, choć ta chciała powiedzieć niejedno. Usłuchała swojej mentorki, gdyż ta wydawała jej się w tej chwili jedyną godną naśladowania osobą. W duszy Aresii coś się zmieniło. Pewna uległość, której się wystrzegała. Spostrzegła to w owej chwili, obserwując spadające z niebios symbole. Te pojawiały się coraz częściej, w coraz to większych ilościach, niczym przezroczyste perły opatulały twarze zbiegowiska.
Nikt nie odważył się przemówić. Stojący niedaleko Raul wybałuszał oczy, i przecierał je kilkakrotnie, nie mogąc uwierzyć w to, co zastał. To nie jest zwykła kobieta – podsumował – to ktoś zesłany z innego świata. To przecież nie może być dzieło przypadku. Choć jego duszą zawładnęły dwa przeciwstawne pojęcia – chciwość i pobożność, winszował sobie, że wyznaczony przezeń cel, się ziści. Tego mógł być pewien.
Dokładnie w momencie, kiedy Artura szykowała przemowę na rzecz obrony swojego świadectwa, dziwna boska opatrzność ją wyręczyła. Kobieta, nigdy nie była wierząca. Nie wyznawała żadnej religii. Wierzyła jedynie, w interes Artury – tym się kierowała i nie zamierzała nigdy się zmieniać. Przez moment może by, podziękowała najwyższemu, bo nie przez przypadek pora deszczowa zaczęła się w chwili, kiedy na miasteczko przypływała wysoka fala upałów, które nie zapowiadały wilgotnego przebaczenia, po męce suszy.
Czy rzeczywiście działała w tym sama ręka Boga, czy nie, nie zamierzała nad tym deliberować. Najważniejsze, że niepozorne wydawać by się mogło siły wzięły górę, tym samym dokańczając za nią dzieła. Na efekty nie musiała już dłużej czekać.
Gisela, pierwsza wypowiedziała pożądane słowa, za nią poszła cała reszta.
****
Ligia w tym samym momencie, kończyła dzieła przeznaczenia. Niczym boska ręka zmieniała oblicze społeczności. Wepchnęła dokumenty w najmniej spodziewane miejsce, po czym silnym, stanowczym zamachem zamknęła ciężkie drzwi archiwum. Poczuła się przez moment oszustką, która właśnie popełniła jedne z najcięższych grzechów – okłamała nie tyle grupę ludzi, co ich gromadę. Wszystkie oczy, będą chciały ją rozerwać na strzępy, kiedy to kłamstwo wyjdzie na jaw.
- Rzecz jasna, o ile kiedyś wyjdzie – dopowiedziała na głos, chowając kluczyk w miejscu swojego spoczynku. Teraz już tylko wypadało usunąć się z miejsca i nigdy nikomu o tym, nie wspominać. Zabierze ten sekret do grobu. Przeżegnała się dla uspokojenia już zszarganej duszy, po czym znikła za najbliższym oknem. Wtem zaatakowana ogromną falą deszczu, pognała w stronę najbliższego na drodze, molo. Przystań, będzie odpowiednim miejscem na przeczekanie ulewy. Biegnąc do celu, nie mogła sobie odmówić zdziwienia spowodowanego nieoczekiwaną pogodą. O ile dobrze pamiętała, a nadmiar wrażeń popołudnia był tak wielki, że nie pamiętała już jakimi czynnościami się poddawała niespełna godzinę temu, to pogoda była bardzo upalna i nieniepokojąca. Szybko jednak zbagatelizowała tę sprawę, nie chcąc myśleć o niczym niż tylko o jutrze. Następstwa planów przyjaciółki, mogły się okazać bardziej zaskakujące niż myślała. |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 16:01:23 27-12-09 Temat postu: |
|
|
CX
Chela i Aresia przekroczyły bramy kościoła. Ojciec Martin przygotowywał się do poważnej rozmowy ze starostą i Arturą Rodriguez. Nie miał wątpliwości, że sprawa ta, choć tajemnicza i nieprawdopodobna nie mogła być szyta zbyt grubymi nićmi. Nagłe pojawienie się deszczu w nieprzewidzianym okresie, musiało być zrządzeniem niebios. Przez chwilę zmówił modlitwę, by podziękować boskiej opatrzności za znak, o który tak prosił. Oczywiście z drugiej strony nadal obawiał się reakcji mieszkańców. Na chwilę obecną, wszyscy zawierzyli słowom przyjezdnej. Pytanie tylko na jak długo. Ludzie są zmienni, co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Czy ich wolna wola, czy samosąd doprowadził do takiego stanu, nie chciał teraz tego rozpatrywać. Najważniejsze, że sprawa nabrała nowego rozpędu. Czas pokaże, czy był on pozytywny.
- Nie mogę w to uwierzyć – rzekła podekscytowana Aresia – jeśli Maria Elena jest córką założyciela, to może znaczyć tylko, że cały ten zgiełk wokół jej osoby, był jakimś zamierzeniem boskim, czy to niezwykłe ojcze?
- Tak.. – odrzekł ksiądz przecichym głosem. Nie chciał teraz otwarcie o tym mówić, ma przed sobą ważne spotkanie – ale nie czas by to rozpatrywać. Zbiera się rada, by to wszystko uporządkować.
- Wiem, ale myślę, że…
- Naprawdę nie teraz – upomniał, karcąc delikatnie dziewczynę. Skinął na Chelę, że już czas ruszać. Ta niechętnie opuściła pomieszczenie. Nie była do końca przygotowana na rozmowę z Arturą Rodriguez. Nie wytknie jej stosownych argumentów.
- Co cię gnębi? Chyba nie to, co się wydarzyło? – spytał duchowny. Odkąd pamiętał Chela była gotowa na każdą możliwą plotkę, nawet jeśli była ona prawdziwa, zawsze starała się to bagatelizować.
- Sama nie wiem – westchnęła – boli mnie głowa, a od myślenia o tym, co przed chwilą usłyszałam, jeszcze bardziej. Wiem, że nigdy nie uwierzę w te brednie, bo jaki to miałoby sens? Nagle ktoś puszcza plotkę o Marii Elenie, a na scenę wkracza jakaś Rodriguez i rozpowiada takie rewelacje. Nie, nie wierzę w to.
- Zawsze wątpiłaś. Masz to we krwi – podsumował, przez co spotkał się z jej niesmakiem na tę krytykę – ale to twoja zaleta. Patrzeć racjonalnie. Ja muszę zwykle stawać po obu stronach szali, jednak w tej sytuacji, jestem bliższy pannie Rodriguez, chociaż jej nie znam. Ale…
- Chwileczkę – zaatakowała Chela. Wyczuł jej determinację – teraz mnie posłuchaj księżulu! – zawołała, na co aż podskoczył ze zdziwienia. W gruncie rzeczy Chela mogła sobie pozwolić na takie wyskoki, w końcu byli sami na stronie, a ona zawsze była nieprzewidywalna – posłuchaj mnie uważnie, ojcze Martinie! Wiem, czym się pałasz jako duchowny i w twojej głowie mieści więcej niż mogłabym sobie wyobrazić. Dzisiaj nawet chciałeś rzucić kapłaństwo w obronie Marii Eleny, wiem że zrobiłbyś to gdybyś musiał. Jednak pojawia się pytanie, czy wśród brudów, które chciałeś publicznie wyprać była jakaś wzmianka o Marii Elenie, której się nie domyśliłam?
- Droga Chelo – spojrzał na nią z pewnym rozczarowaniem – wierz mi, Maria Elena nie oszukałaby cię w takim przypadku. Zresztą o jej istnieniu dowiedziałem się od ciebie, więc cała ta sprawa jest takim samym szokiem dla mnie jak i dla ciebie.
Barmanka przypomniała sobie pamiętną spowiedź sprzed tygodni.
- Tak, rzeczywiście. Nie zapomniałam, ale naprawdę czasami myślę, że…
- Chela – zerknął nań bardzo stanowczo – nawet jeśli to jakieś drobne kłamstwo, mające na celu udobruchać ludzi i dać żyć w spokoju Marii Elenie, to zaakceptuj to. Najważniejsze, że nasza bohaterka ma szansę na normalny pogrzeb. Nie musi już być obiektem profanacji kościoła.
- Ma ojciec bujną wyobraźnię – zaśmiała się z lekka, pomimo ostrego bólu głowy, który przeszkadzał jej od śmierci przyjaciółki – ale nie zamierzam ojca przez to przekreślać, będzie co ma być, ale przekonana jestem że w tym co powiedzała ta kobieta nie ma ani krztyny prawdy. Ona coś knuje.
****
- Fati? – Fatimsa poczuła na ramieniu dotyk ręki przyjaciółki. Aresia ponownie do niej przemówiła. Od czasu śmierci Marii Eleny, nie widziała jej na oczy. Myślała, że umyślnie jej unika. W końcu Marcello ją odwiedzał, a sam Armando zaglądał od czasu do czasu, pomimo że się z nią nie rozmówił. Czuła się wyobcowana, jak Bezimienna Kobieta, pomimo usilnych starań duchownego.
- Aresia? Myślałam, że już mnie nie…
- Daj spokój – machnęła ręką, chcąc odrzucić wspomnienia – było, minęło. To zresztą wina Cheli. Nie dopuszczała mnie do ciebie.
- Może miała rację.
- Hej, no nie zamęczaj się, bo i tak wszystkim nam się to znudziło. Teraz trzeba skupić się na przyszłości. Pojawiła się kobieta nie wiadomo skąd i rozpuściła arcypikantną plotkę. A to oznacza, że Maria Elena… spocznie w spokoju. Tego jestem pewna!
- Tak ci się spodobała ta Rodriguez? Naprawdę myślisz, że to prawda?
- Kto ich tam wie? W każdym razie ten nagły deszcz, był jakimś niewątpliwym znakiem.
Wtem do rozmowy włączył się Marcello. Ucałowawszy obie dziewczyny, podtrzymał Fati na duchu.
- I jak tam się trzymacie? Pracowity mamy dziś dzień co?
- Gdzieś ty się podziewał? – spytała Aresia – myślałam, że się ulotniłeś z miasteczka. Od dawna cię nie widziałam.
- Musiałem… załatwić… kilka istotnych spraw.
- Coś się plączesz – zaśmiała się Aresia gestykulując jego kłamstewka – co tam knujesz, może już pora mnie wtajemniczyć.
- No cóż… mamy już chyba na dzisiaj dość niespodzianek, nie uważasz?
- Wygrałeś – niechętnie przyznała mu rację – ale tylko tę rundę. Później dokończymy tę rozmowę. Jeszcze pociągnę cię za język. A teraz wybaczcie, wracam do baru. Trzeba ze wszystkim podzielić się z Nastią. To miasteczko odrodzi się na nowo.
Aresia ponownie odzyskała dobry humor. Wszystko kierowało się ku nowej szczęśliwej przyszłości. Tak przynajmniej przewidział to deszcz.
- Stara, kochana Aresia – uśmiechnęła się Fatimsa, tuląc do Marcella – miło widzieć, ją znowu w pełnym humorze. Wraca jej żywotność.
- I to za czyją sprawą? – dodał Marcello całując ją delikatnie w czółko – ty i Aresia jesteście jak ying i yang. Jak jesteście osobno, wszystko się sypie.
- Chyba masz rację. Jak myślisz, czy tajemnicza przeszłość Marii Eleny to początek świetlanej przyszłości?
- Tak, oj bardzo świetlanej – odparł cały uszczęśliwiony. Dojrzał, że obserwuje ich Armando, choć ten skrywał się pozornie w gromadce przed kościołem. Uśmiechnął się w jego stronę przebiegle. Tę batalię ma już wygraną. Armando przegrał, Włoch zawładnął już sercem Fati na tyle, by usunąć grabarza w cień, na cmentarz. W końcu tam jego miejsce. Dla szczęśliwej pary piedestały, a dla tłuszczy nieco niższe pozycje. Już wkrótce poprosi swoja królową o rękę, jednak najpierw sytuacja w miasteczku musi się ustabilizować. Tak, musi się uspokoić, by on mógł powstać. Zdobędzie Fatimsę, najlepiej w publicznym miejscu, tak by Armando mógł wszystko widzieć i słyszeć. Musi przypieczętować swoja wygraną. Musi poczuć górę nad grabarzem. Dlaczego ma sobie odmawiać próżności? Armando zrobiłby to samo na jego miejscu, jednak bał się skorzystać z okazji. Włoch nie zamierzał jej tracić. Będzie się rozkoszował tą chwilą. Ponownie poczuje się wartościowy. Paradoksalnie jednak czuł, że droga do sukcesu kosztem Armanda nie jest najrozsądniejszym wyjściem. Przecież tym samym, stworzy sobie wroga numer jeden. Armando może go zniszczyć. Marcello czuł wobec niego respekt od pamiętnego spotkania przed kościołem. Powinien się z nim jak najszybciej pogodzić, inaczej ten, który wydawał się kolejnym z wielu przeciwności do osiągnięcia celu, stanie się największą zmorą.
- O czym myślisz? – przerwała mu Fati, obserwując jak z spogląda w stronę tłumu. Wydał jej się bardzo zamyślony.
- Mam nadzieję, że… Armando ułoży sobie jakoś życie.
- Dlaczego o nim wspomniałeś?
- Jak sama wspomniałaś – odpowiedział – chciałbym, aby wszystko potoczyło się ku radosnej przyszłości. |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:54:00 27-12-09 Temat postu: |
|
|
Lubię Włochów. Nienawidzę Marcello. Nienawidzę obślizgłych, knujących facetów. A on jest śliśki jak zepsuty śledź.
Kurczę, lubię Arturę, mimo, że kobieta miesza jak nie wiem całym miasteczkiem tylko do swoich celów. Ale jakoś mi się podoba jej determinacja, spryt, nie wiem, ale interesuje mnie wielce ta postać.
Armando, mam prośbę. Weź łopatę. Trepnij Marcella w łeb. Proszę! |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 1:24:44 28-12-09 Temat postu: |
|
|
Ojej.. Aga... co ja mam z tobą zrobić? Uwzięłaś się na "biednego" Włocha, a póki co przyklaskujesz takiej Rodriguez (pewnie przez wzgląd na nazwisko ), która nie przyjechała tu aby rozdawać całusy. Nikomu w tyłek bez celu wchodzić nie będzie. Bedzie knuła ile się da. We wszystkim widzi korzyści, co czyni ją prkatyczną, ale ostatecznie zimną i nieczułą profesjonalistką. To może być ostatecznie miłe. Ale podobnie jest z Marcellem. Więc jak to z tobą jest? . Po raz ostatni to powiem. Marcellito to fikcja, nie wiąż go bezpośrednio z "brodaczem" Cardoną .
Ciekaw jestem ogromnie co powież na Raula, który nam momentalnie w tej historii dojrzeje. Już za parę odcinków. Można powiedzieć, że stoi za sprawą wielkiego bum dla początku części czwartej. Ale oczywiście na razie cicho sza...
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 2:23:27 28-12-09 Temat postu: |
|
|
Nie chodzi nawet o nazwisko, ale o to, że ona to robi jakoś tak...Nie wiem. Może dlatego, że Marcello jest dla mnie jakiś śliski, jedzie na podziwie Fatimsy, gra na jej uczuciach, bo za nic nie wierzę w jego miłość do niej, czy cokolwiek cieplejszego. |
|
Powrót do góry |
|
|
Carlisle Ott Mistrz
Dołączył: 17 Gru 2007 Posty: 11390 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 15:51:20 30-12-09 Temat postu: |
|
|
No to z racji tego, że zbliża się sylwester, chciałbym przeczytać zeległe odcinki, żeby w nowy rok wejść bez zaległości
LXXXVII
Balbina jest genialna! Oby jej było jak najwięcej ;D
LXXXVIII
Chela też jest świetna Aresia i stara panna Dobrze, że Lautaro jest już "zajęty" i nie będzie się umawiać z Fatimsą - nawet jemu tego nie życzę Rozwala mnie to porównanie Lautara do Zakochanego Kundla
LXXXIX
Maria Elena ufa Menellowi Na pewno się na tym przejedzie
"- Tak nagle? – zdziwiła – myślałem, że pójdziemy jeszcze coś zjeść i podtrzymać Marię i Pancha na duchu. " - tutaj chyba powinno być "zdziwiła się" i "myślałam"
Armando trafił w sedno! We wzrok Menella xD Co prawda nie jest to wzrok mordercy, tylko wzrok drewniaka, no ale +, że cokolwiek zauważył xD
XC
"Wiem, że to nie to samo, ale coś mi mówi, że duszy cieszy was takie rozwiązanie." - nie jestem w stanie zrozumieć tego sformułowania Czy chodziło o "w duszy"?
No to jednak Menello rzeczywiście jest jakimś psychopatą Pewnie załatwił żonę i córkę Mam nadzieję, że nie załatwi Fatimsy... Bądź co bądź jest głupia, ale bez niej to już nie będzie to samo
Dziękuję za wykład o panu Drewno Rzeczywiście, w innych filmach/serialach sprawował się lepiej, ale jednak po obejrzeniu tych klipów, powiem, że współczuję B. Mori i L. Rojas. Co do pani Kluchy ( ), czyli Sandry E. ( ), nie mogę powiedzieć, żebym się zgadzał, bo wcale taka zła nie jest (przypomina mi się to szczególnie jak patrzę na Dulce Marię), Marinę zdecydowanie spieprz*ł pan Drewno. Spieprz*ł, bo dobry aktor potrafi zagrać każdą rolę Nie tylko zagrać, ale i dobrze zagrać
Na razie mojego komentarza na tyle, muszę sobie przerwę zrobić Ale zapewne jeszcze dzisiaj, będzie dalsza część mojego komentarza
Pozdrawiam serdecznie
Ostatnio zmieniony przez Carlisle Ott dnia 15:54:01 30-12-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 18:48:16 30-12-09 Temat postu: |
|
|
Przepraszam za zjadanie liter. Masz rację, we wszystkich przypadkach, choć mam nadzieję, że nie masz przez to problemu ze zrozumieniem treści? A jeśli masz, to pozostaje mi tylko czuć się winnym .
Menello groźnym psychopatą? Odważna teza, ale ostatecznie nic na to nie wskazuje. Marcello to dziwny człowiek, ale ta dziwnośc objawia się u niego tylko w scenach, gdy jest naprawdę sam. Musiałby być naprawdę dobrym aktorem - a jak zasugeruje (zobaczysz w następnych odcinkach) nie był chwalony za aktorskie umiejętności, żeby tak długo udawać i to przed wszystkimi.
Musiałby być najlepszym aktorem na świecie, no a sam jak wiesz... to określenie pachnie mi tu abstrackją. Dla większości użytkowników tego forum wspominającym "Matrinę" - Manolo "dobry aktor" toż to absurd i policzek w stronę takiej Mercedes Funes (istna bomba aktorska) .
Pozostaje mi tylko pogratulowac wytrwałości. Jeśli dotrwasz czeka cię w nagroda w postaci wydaje mi się, że interesującej częsci czwartej .
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Carlisle Ott Mistrz
Dołączył: 17 Gru 2007 Posty: 11390 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 19:01:25 30-12-09 Temat postu: |
|
|
Spokojnie, problemu ze zrozumieniem treści mi to nie sprawia
No właśnie, nic na to nie wskazuje Ale ja zawsze uważam, że te postacie, które z pozoru nic na sumieniu nie mają... są najgorsze
Nawet jak Menello nie będzie groźnym psychopatą, to za takiego będę go uważał
Marina tak faktycznie była niewypałem, mimo że znajduje się u mnie w ścisłej czołówce telenowel (ach ta Aylin Mujica )
Mam nadzieję, że do jutra uda mi się nadrobić ;D |
|
Powrót do góry |
|
|
Carlisle Ott Mistrz
Dołączył: 17 Gru 2007 Posty: 11390 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 21:48:59 30-12-09 Temat postu: |
|
|
XCI
"a zdziwienie na twarzy księdza pognębiało się z każdą następną osobą. " - a nie "pogłębiało"?
Dobrze, że wielebny nie powiedział Fatimsie tego, co miał na myśli... przynajmniej nie będzie miała o czym paplać.
XCII
"W „Mama Chela” Nastia nie mogła narzekać na brak klientów Co chwila" zgubiłeś kropkę
Don Hugo i Chela
"I to 4-tej!" - tutaj chyba brakuje "od", "do" albo "o"
Kocham Aresię! Jej kłótnie z Chelą, jej teksty do Fatimsy... Po prostu ona cała jest cudowna
XCIII
No to zaraz będzie spotkanie Aresii i ME Nie mogę się doczekać
XCIV
Pancho obraził Aresię Tak nie wolno! Już się spotkają ME wie wszystko, tak jak Armando wyczuła, że z Menellem jest coś nie tak
"Cheli bardzo cię kocha." - "Cheli" jest zdrobnieniem, czy to literówka?
Ta zabawa w mamę i córkę jest o tyle ciekawa, że to nie zabawa... Tylko Aresia o tym nie wie
XCV
Marcello przystojny na swój sposób, niezgrywający playboya? Oksymoron jakiś Mam nadzieję, ze wszystko będzie dobrze i to nie było pożegnanie z ME
XCVI
Fatimsa jest tak głupia, że szok Powtarzam to już chyba z 10 raz, ale to czysta prawda xD No i kłamczucha na dodatek
Co do Menella, to powiem tylko jedno -
XCVII
No to się dowiadujemy, że Artura jest powiązana z ME A to się zdziwi, jak się okaże, że ME wyjechała Arti żywi do ME ciepłe uczucia.... Ciekawe czy tak będzie, kiedy się dowie, że jednak nie była do końca jej siłą
XCVIII
Czyżby.... ME umarła? ;(
XCIX
No to Arturita już się kłóci z Chelą Z Marią Eleną naprawdę się coś stało I Chela jedzie po Fatimsie
Artura prawie pobiła Chelę i okazało się, że ME nie żyje Dlaczego? Dlaczego nie mógł zginąć Menello, Armando czy też Chela? Dlaczego BK?
C
Ale Artura jest wkurzona... Z resztą się nie dziwię - skoro jej wszystkie plany legły w gruzach. Ale i tak najbardziej mi szkoda ME... Będzie tu bez niej tak... pusto... |
|
Powrót do góry |
|
|
Carlisle Ott Mistrz
Dołączył: 17 Gru 2007 Posty: 11390 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 19:16:32 31-12-09 Temat postu: |
|
|
CI
No to wszyscy rozpaczają po śmierci ME Rozpaczam i ja Za to Marcelo naprawdę jest zdrowo walnięty Umarła kobieta, a on myśli o stołku i jeszcze się z tym nie kryje
CII
Hmmm, Artura coś kombinuje... Czyżby chciała się podać za córkę Marii Eleny?
CIII
"Raul grzecznie odpowiedział gdzie widział Silvię, po czym zabrał się do nawiązania dalszej rozmowy." - chyba raczej Ligię
No to Artura że tak się brzydko wyrażę "się puściła" :haha" A Raul jest głupi jak but, mając nadzieję, że się z nią zwiąże
CIV
"Przepraszam – wytłumaczył się niezgrabnie, czując że obecnie może polegać tylko na córce – wierz, że nie mogę na to patrzeć." - chyba powinno być "wiesz"
"ująć jej dłonie" - wydaje mi się, że "ujął"
"Udany romans z Raulem kwitło już dobre trzy doby. " - chyba "kwitł"
A Artura kombinuje, kombinuje i to jak kombinuje ;D
CV
"Jednak wymógł pana Contensino" - chodziło o "wymóg"?
No nie Znowu Menello kogoś "zauroczył" - widać nie tylko Fatimsa jest naiwna Biedny Sebastiano - zaufał pijawce, która chce go wygryźć |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 20:42:04 01-01-10 Temat postu: |
|
|
No cóż... Patrząc teraz w stronę przyszłych odcinków odpowidam sobie właśnie na pytanie, dlaczego uśmierciłem Marię Elenę. I zrozumiałem. Ta kobieta nie psaowała do miasteczka i jego mieszkańców. Była zbyt delikatna... Pozostaje zatem pytanie kto następny. Mogę jednak zasmucić, że na pewno nie ona jedna umarła... i następni się znajdą. Mam porytą psychicznie duszę jak i staram się maksymalnie wykorzystać moich bohaterach. Jednak z chwilą, gdy już uznaje, że wyczerpałem ich możliwości po prostu ich odcuwam (najczęściej uśmeircając).
Co do błędów. Jak zwykle trafnie poprawione. Jak już mówiłem literki połykam i to ze smakiem .
Póki co witam w Nowym Roku, który pod względem pisarskim na pewno będzie dla ciebie lepszy. Bo skoro RH wystartowało to teraz może już tylko biec naprzód. Z wybojami co prawda jak zawsze, ale miejmy nadzieję, że nie tak mocnymi jak w zeszłym roku.
Zapraszam wytrwałych na uroczyste zamknięcie częsci trzeciej:
CXI
Maria Elena spoczywała w trumnie, oczekując nadchodzącej ceremonii. Ostatni raz żegnał się z nią Pancho. Chela w pożegnalnym geście włożyła jej w ręce list. Ostatnia wiadomość, jaką chciała jej przekazać. Wierzyła uparcie, że po tamtej stronie przyjaciółka wszystko przeczyta. Mimo, że zwłoki zdążyły już swoje przeleżeć i zaczęły wyzierać nieprzyjemny odór, nikomu to nie przeszkadzało. Wszystko przyćmiły zasłyszane słowa podsumowania. Wielokrotnie powielane plotki. Miasto żyło zmarłą. Bezimienna Kobieta z dżungli, z dnia na dzień stała się bohaterką miasteczka. Niczym Maria Magdalena, nawróciła się, pokutą odosobnienia w dzikiej i zabójczej dżungli. Pan ją zachował, aż w końcu zabrał do siebie, by udowodnić mieszkańcom po śmierci jaka była jej wartość.
Zapach kwiatów zrekompensował nieprzyjemności. Zamknięto trumnę, by ciało mogło spocząć w ziemi. Armando z niezwykłą precyzją wykopał dół, na tyle głęboki by żadna ciekawska ręka nie zakłóciła spokoju pochowanej. W modlitwach i łzach radości pożegnano wielką dziedziczkę fortuny Paeza.
Artura Rodriguez rzuciła w stronę opuszczanej trumny kilka pojedynczych róż. Mówi się, że są one najlepszą oznaką miłości. Maria Elena naprawdę wiele dla niej znaczyła. Czuła się dumna, że może ją godnie pożegnać. Oczywiście nie odmawiała sobie w myślach sukcesów, że pierwszy szlak został przetarty, a powoli szykowała się do następnego. Ludzie będą jedli jej z ręki. Już teraz musi zacząć myśleć o szukaniu dla siebie domu. Zgodnie z tradycją, jako najbliższa krewna miało prawo do opuszczonej posiadłości Hurtadów. Jednak sama posiadłość budziła olbrzymie kontrowersje. To właśnie w jej murach doszło do wypadku Marii Eleny, zdrady małżeńskiej, czy w końcu samobójstwa Bernarda Hurtado. Dom prawnie należał do starostwa i mógł być przekazany każdemu kto tego potrzebował. Pierwotnie miano stworzyć z tego przestrzennego domostwa restaurację z wielką salą taneczną, ostatecznie kolejny pensjonat, lub sieć kilku domów. Ale nikt nie zgodził się przy zdrowych zmysłach tam zamieszkać, czy przejawiać jakiekolwiek sygnały do inwestycji. To świątynia brutalnej przeszłości. Mogły tam krążyć duchy Bernarda. Ektoplazmy pełne wyrzutów i współczucia.
Wiejski folklor dla Artury to bajka na dobranoc, przez co możliwość zgarnięcia wielkiego domu dla siebie, była tylko formalnością.
Ligia czuła się wspólniczką całego przedsięwzięcia. Ale nie mogła wyzbyć się obaw. Ciągle myślała o najgorszym, przez co musiała wysłuchiwać komentarzy Artury. Ostatecznie przysięgła, że poczuje się lepiej dopiero, gdy stąd wyjedzie, a na razie się na to nie zabierało.
Z kolei Chela nie wyzbyła się niesmaku w stosunku do przyjezdnej mimo, że przegrała z kretesem dyskusję nad jej prawdomównością. To było kłopotliwe, ale zdecydowała się usunąć w cień, jeśli Maria Elena jest szczęśliwa, to ona również. Ale pozostawała w stosunku do Rodriguez zimna i oficjalna. Inaczej za to zachowywała się Aresia. Bardzo interesowała ją postać nowej bohaterki miasteczka. Dziedziczki La Reina Diamante, jednej z pierwszych kandydatek do zarządu miejskiego. Żartowała nawet, że w przyszłości pobrnie w jej ślady, ale Chela w obliczu takiej, niestosownej zapowiedzi wielokrotnie upominała ja szturchańcami.
Raula coraz bardziej intrygowała kochanka. Przewidział doskonale, że ta znajomość przyniesie same soczyste owoce. O krok był od posady starego grzyba Contensino. Staruszek już zbyt przegrzał swój fotelik i czas najwyższy by go oddał młodym i prężnym obywatelom. Jakże był szczęśliwy. Wreszcie okazał swą inteligencje i zainwestował w taki związek. Jakże się wszyscy zdziwią, kiedy niewinny rybak zawładnie ich przyszłością. Tak, to jest przyszłość Raula Gallegosa.
Fatimsa i Armando wydawać by się mogło, pogodzili się, choć może to tylko taki gest Armanda. Wiedział, że nic nie wskóra w tym zakresie, ale obiecał sobie, że już zawsze będzie przy niej. Tuż obok, by ją pocieszyć i obronić. Musiał niestety borykać się również z problemem jakim stawała się Olivia. Nie wiedział czy ją kocha, czy tylko lubi, miłość była dla niego zawsze wyzwaniem, którym nie umiał zaradzić. Olivia była sympatyczna, szczera i religijna. Niestety miała swoją wadę, napady szału, kiedy okazywał jej chłód. Wtenczas zastanawiał się, czy nie popełnił błędu. Takiej kobiecie jak Olivia się nie odmawia. Zrozumiał to już po ich pierwszej kłótni. Być może często spotykała się z ciemną stroną natury ludzkiej, dzięki czemu odpowiadała na każdą odmowę – wielkim atakiem. Wówczas bywała ostra i nieobliczalna. Zdecydował się z nią pozostać, otaczając ją opieką.
Pustka w sercu Pancha pozostanie jeszcze na długo, choć Nastia próbowała ją zapełnić. Bez rezultatu niestety. Szczęściem nastawienie kwiaciarza poprawiło się. Czasami zasypiając przypominał sobie ostatnie słowa ukochanej. Prosiła go, by otoczył opieką Fatimsę i jej córkę Aresię. Okrutne zrządzenie losu spowodowało, że nie poznał prawdy o Aresii. Sama Chela postanowiła o tym nie wspominać. Uznała, że tak jest lepiej, po co to zmieniać. Co najwyżej problemem była osobowość Aresii. Dziewczyna ponownie znikała do późna i prezentowała na każdym kroku swoją niesforność. Marcello pozwolił sobie zażartować, że Aresia będzie czarnym koniem miasteczka, przez co Chela zawsze przeganiała go z baru, gdy tylko schodził na ten temat. Z dnia na dzień, miejsce odżywało. Na grób zmarłej przychodziły tłumy ludzi modląc się o wstawiennictwo u Pana. Sam ojciec Martin nie pojmował tego fenomenu, tak ogromnej siły, ale nie odważył się podważyć boskiej ingerencji. Jeśli tak się dzieje, Bóg musi mieć w tym wyznaczony cel.
Armando co dzień obserwując ten zgiełk na cmentarzu przypominał sobie słowa Marcella o narodzinach czegoś nowego. Zupełnie nieoczekiwanie ta zaraza, jak nazwał Włocha, świadomie lub zupełnie przeciwnie przewidział przyszłość. Był to pyszny, próżny, pozornie sympatyczny mężczyzna, z czym musiał się liczyć. W końcu postanowił zejść mu z drogi, ale obserwował, na każdym kroku jego poczynania. Marcello też nie darł kotów, co więcej był szalenie miły i skończył z pajacowaniem jak określał to Armando. Mógł to być początek nowej przyjaźni, ale czujny zmysł grabarza nie pozwalał na tak idylliczną przyszłość. Postara się zrozumieć tego człowieka, może uda mu się do niego dotrzeć. W aparycji Włocha był pewien smutek, jakby w oczach ukrywała się cała jego przeszłość. Wiedział tylko, że facet wziął się z Meksyku, gdzie ponoć zasymilował się z tamtejszą kulturą, jakby chciał się wyzbyć włoskich korzeni. On coś ukrywał. Czasami podczas rozmów z ojcem Martinem, Armando dochodził do wniosku, że Marcello jest w głębi duszy nieszczęśliwy. Duchowny zawsze powtarzał, że pomimo swojego usposobienia ten mężczyzna za coś pokutuje.
Kiedy przychodził popołudniami do kościoła, ksiądz ukradkiem dopatrywał się jego wyrazu twarzy. Był zupełnie innym człowiekiem, przygnębionym, pełnym rozgoryczenia, jakby wewnętrznie z czymś walczył. Jako duchowny ojciec Martin cenił bardzo prywatnośc swoich wiernych, odkrywając ją tylko przy spowiedzi. Marcello nigdy tego nie uczynił, przez co spostrzegl, że chyba nigdy nie uda mu się odkryć tajemnicy jaka skrywała tę duszę. Marcello Contagnoli grał. Grał dla ludu, był aktorem, dla duchownego i dla Armanda, jednak tylko ta dwójka znała prawdę. Czas mógł tylko pokazać czy ich osądy były słuszne.
Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 20:48:44 01-01-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:37:26 03-01-10 Temat postu: |
|
|
I oby ten czas jak najszybciej pokazał, że Marcello jest jakimś psycholem, któego na taczkach wywiozą z miasteczka.
Zniesmaczył mnie jakoś pomysł Raula jako szefa miasta - nie wiem, czemu, ale aż się skrzywiłam. Nie mam nic do rybaków, ale gdzie ten się pcha, czyżby to nie on wcześniej tak narzekał na to miasteczko? .
Podobał mi się tekst o ektoplazmach. A czy mi się wydaje, czy Armando jest z Olivią, bo musi, bo się boi? . |
|
Powrót do góry |
|
|
Carlisle Ott Mistrz
Dołączył: 17 Gru 2007 Posty: 11390 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 13:26:44 03-01-10 Temat postu: |
|
|
Ślimak napisał: | No cóż... Patrząc teraz w stronę przyszłych odcinków odpowidam sobie właśnie na pytanie, dlaczego uśmierciłem Marię Elenę. I zrozumiałem. Ta kobieta nie psaowała do miasteczka i jego mieszkańców. Była zbyt delikatna... Pozostaje zatem pytanie kto następny. Mogę jednak zasmucić, że na pewno nie ona jedna umarła... i następni się znajdą. Mam porytą psychicznie duszę jak i staram się maksymalnie wykorzystać moich bohaterach. Jednak z chwilą, gdy już uznaje, że wyczerpałem ich możliwości po prostu ich odcuwam (najczęściej uśmeircając).
Co do błędów. Jak zwykle trafnie poprawione. Jak już mówiłem literki połykam i to ze smakiem .
Póki co witam w Nowym Roku, który pod względem pisarskim na pewno będzie dla ciebie lepszy. Bo skoro RH wystartowało to teraz może już tylko biec naprzód. Z wybojami co prawda jak zawsze, ale miejmy nadzieję, że nie tak mocnymi jak w zeszłym roku.
Zapraszam wytrwałych na uroczyste zamknięcie częsci trzeciej |
Hmmm, rozumiem Chociaż i tak szkoda mi tej postaci, bo uważam, że dało się z niej wycisnąć jeszcze więcej Ja z kolei mam odwrotny problem, bo nie potrafię uśmiercać bohaterów (tych, głównych, bo epizodyczni u mnie zazwyczaj giną zanim się na dobre zadomowią). Szczególnie widać to w Klątwie - niby to ma być horror, ale tak naprawdę w przeciągu akcji właściwej (nie licząc wspomnień) w ciągu 14 odcinków zginęły zaledwie cztery osoby, w dodatku tylko epizodyczne, takie, które pojawiły się tylko po to, żeby zginąć
Spokojnie Od tego jestem ja - "osobisty korektor" (jak to mnie nazwał Renzo)
Będzie biec naprzód Postanowiłem sobie, że nawet wbrew swojej wenie będę pisał odcinki, żeby umieszczać je w miarę regularnie
A teraz czas na nadrobienie ostatnich zaległości w Fatimsie
CVI
Hmmm, no to wydało się istnienie ME... Ciekawe, czy to sprawka Artury?
CVII
No i pojawiła się Gisela Morez! Nie mogłem się jej doczekać (ukłony w stronę Georginy Tabory za Clorindę w Marinie ) Mam nadzieję, że będzie jej jak najwięcej ;D Gisela podobnie jak Clorinda jest genialna ;D
Oczywiście, że Artura stoi za tym, że wydała się plotka. Nie zrobiła tego osobiście, ale osiągnęła swój cel xD
CVIII
Niezła historyjka Ale Artura namieszała! ME Hurtado córką Paeza, a na dodatek ona, Artura siostrą ME No i będą na to dowody ;D Sfałszowane, ale będą - wiedziałem, że Artura będzie genialną postacią Ciekawe, czy teraz wybiorą ją na starostę A Menello będzie zawiedziony
CIX
Nie ma to jak fart xD A ludzie z La Reina od razu stwierdzili, że to dzieło Boga
CX
OMG, jaki ten Marcello jest... odpychający Taki obślizgły, podły drań, który ciągle tylko myśli o tym, żeby ktoś nie zniszczył jego planu. On chyba nie jest zdrowy psychicznie
CXI
Powtarzam słowa, że Marcello jest nienormalny. Mam nadzieję, że duchowny i Armando go zdemaskują...
No to nareszcie jestem na bieżąco ;D |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|