|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 21:47:52 03-01-10 Temat postu: |
|
|
Black Falcon:
No to cię rozczaruje. Niestety Marcello czy raczej Menello jezcze długo tu zamarudzi. Co więcej on sie dopiero rozkręca, tak więc będziesz musiała go znosic przez całą nadchodzącą część czwartą, a co w piątej to jeszcze nie wiem, bo jestem w trakcie jej tworzenia.
Raul to ktoś, kto chce mierzyc wysoko, ale nie ma do tego możliwości. Możliwość się jednak pojawiła - Artura Rodriguez. Kobieta ma pieniądze i hoho nie bylejakie pochodzenie (sfałszowane ale jednak), a to już coś znaczy dla Raula.
Co do Olivii. Ładnie nam się jej postać zacznei rozwijać w następnej części, co mocno ugłębi stusunek Armanda do tej dziewczyny. Twoja teoria ma coś z prawdy. Choć związek tych dwojga trudno do końca wyjaśnić.
Carlisle:
Ojej, tylko, żeby te odcinki nie były bylejakie, byleby coś było, bo tak historia pomimo swojej aktualności, może stracić na jakości. Przede wszystkim chwila skupienia i coś na wenę, a reszta potoczy się sama. Bo wyobraźnię i higienę ortograficzną masz już we krwi .
Wracając jednak do twoich komentarzy:
Kto rzopowiedział o ME? No właśnie, tego ostatecznie nikt się nie dowie. Prawdę poznają czytelnicy, już nie mieszkańcy. Ale nie była to Artura.
Gisela Morez - no muszę cię rozczarować, bo postać Giseli jest epizodyczna - patrz strona 1. Niestety pojawiać sie będzie tylko raz na jakiś czas, by wtrącić swoje kąśliwe uwagi.
Hola hola, kolego . Nie tak szybko, nie zapominaj, że mimo wszystko La Reina Diamante ma już swojego starostę - jest nim Sebastiano Contensino i raczej wątpliwe, żeby chciał dzielić swój stołek z kimkolwiek, nawet z córką Paeza. Poza tym miasteczko jest zawsze chłodno nastawione do nowych. Serdeczność przede wszystkim, ale o zaufanie to raczej trudno. Nie mniej wiadomo, że słwoa Artury podziałały. No i pojawił się też "dowód" sterowany odgórnie... Jest tez dobra strona medalu - Menello ma na dzień dzisiejszy raczej zerowe szanse na stołek.
Marcello nienormalny? A ja powatarzam: gdzie jakieś dowody?
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 21:52:14 03-01-10 Temat postu: |
|
|
Black Falcon:
No to cię rozczaruje. Niestety Marcello czy raczej Menello jezcze długo tu zamarudzi. Co więcej on sie dopiero rozkręca, tak więc będziesz musiała go znosic przez całą nadchodzącą część czwartą, a co w piątej to jeszcze nie wiem, bo jestem w trakcie jej tworzenia.
Raul to ktoś, kto chce mierzyc wysoko, ale nie ma do tego możliwości. Możliwość się jednak pojawiła - Artura Rodriguez. Kobieta ma pieniądze i hoho nie bylejakie pochodzenie (sfałszowane ale jednak), a to już coś znaczy dla Raula.
Co do Olivii. Ładnie nam się jej postać zacznei rozwijać w następnej części, co mocno ugłębi stusunek Armanda do tej dziewczyny. Twoja teoria ma coś z prawdy. Choć związek tych dwojga trudno do końca wyjaśnić.
Carlisle:
Ojej, tylko, żeby te odcinki nie były bylejakie, byleby coś było, bo tak historia pomimo swojej aktualności, może stracić na jakości. Przede wszystkim chwila skupienia i coś na wenę, a reszta potoczy się sama. Bo wyobraźnię i higienę ortograficzną masz już we krwi .
Wracając jednak do twoich komentarzy:
Kto rozpowiedział o ME? No właśnie, tego ostatecznie nikt się nie dowie. Prawdę poznają czytelnicy, już nie mieszkańcy. Ale nie była to Artura.
Gisela Morez - no muszę cię rozczarować, bo postać Giseli jest epizodyczna - patrz strona 1. Niestety pojawiać sie będzie tylko raz na jakiś czas, by wtrącić swoje kąśliwe uwagi.
Hola hola, kolego . Nie tak szybko, nie zapominaj, że mimo wszystko La Reina Diamante ma już swojego starostę - jest nim Sebastiano Contensino i raczej wątpliwe, żeby chciał dzielić swój stołek z kimkolwiek, nawet z córką Paeza. Poza tym miasteczko jest zawsze chłodno nastawione do nowych. Serdeczność przede wszystkim, ale o zaufanie to raczej trudno. Nie mniej wiadomo, że słwoa Artury podziałały. No i pojawił się też "dowód" sterowany odgórnie... Jest tez dobra strona medalu - Menello ma na dzień dzisiejszy raczej zerowe szanse na stołek.
Marcello nienormalny? A ja powatarzam: gdzie jakieś dowody?
Uwaga uroczysta premiera części Czwartej!
CXII
Nowy dzień obwieścił swe przybycie. Niewielkie miasteczko w dorzeczach Amazonki ponownie odkryły promienie słońca. Tego dnia, jak zawsze Raul Gallegos czuł się potężny jak zbawca ludzkości. Jego ambicje wzrosły z dnia na dzień, a przez to mógł winszować sobie nadchodzącego zwycięstwa. Świat należy do tych najodważniejszych, tylko ci mają prawo stąpać po jego ziemi. Reszta należy do świata podludzi, któremu lepiej będzie pod ziemią, niż na jej powierzchni. Staruch Contensino mógł odetchnąć z ulgą. Już czwarty miesiąc świętował swą następną kadencję. Grzybobranie się zbliża. Nadejdzie taki czas, kiedy ta wesz nie przełknie łyżki z zupą, a zacznie wić się w konwulsjach, wzywając niebiosa na ratunek. A wtedy nastanie kolej Raula Gallegosa.
- Jesteś dziś wyjątkowo zadowolony – spostrzegł Bernardo.
- Mam chyba powód. Nie sądzisz?
- Wiesz, jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciebie i tej przyjezdnej razem – podsumował z całym szacunkiem przyjaciel – nie obraź się stary, ale naprawdę myślisz, że ona ma w planach małżeństwo?
Raul wysłuchał z całą pokorą niepewności Bernarda, ale to tylko dodało mu odwagi i pewności siebie.
- Czasami zaprzątasz sobie niepotrzebnie głowę bzdurami. „Co ludzie powiedzą” – z pewnością nasuwa ci się na myśl. Ale dlaczego nie skupiasz się na tym, co ja myślę. Co ja na to wszystko powiem, co?
- Chcę dla ciebie jak najlepiej. Wiesz o tym. Masz przed sobą wspaniałą przyszłość. Port i przemysł rybny stanie się twoją własnością. Podarujesz ją swojemu synowi. Ale… rybak i…
- Wystarczy Bernardo! Wystarczy – rzucił co dopiero przywiązywaną do słupa linę. Później przymocuje łódki, teraz za bardzo trzęsą mu się ręce.
- Nie obrażaj się. Ja tylko widzę nieprzyjemne konwenanse. Wytykanie palcami.
- Jak Marię Elenę? Ją też wytykają paluchami? – przypomniał, na co Bernardo wyraźnie zaprzeczył.
- Och, to co innego. Maria Elena była…
- Kim? Kobietą z poszarpaną twarzą. Córką skandalisty miasta, a zarazem jego symbolem?
- Nie waż się tak mówić. To tak jak byś nienawidził sam siebie!
- A może i tak chwilami jest? – uderzył ręką w stół z przygotowywanymi rybami, aż kilka sztuk posypało się na piasek – dlaczego nie starasz się stawać po mojej stronie. Dlaczego?
- Ależ przecież staje. Jesteś mi jak syn… którego…
- Którego nigdy nie miałeś, bo zabrakło ci odwagi by iść do Nastii i się oświadczyć? – rzucił w kierunku mężczyzny najpodlejszą nieprzyjemność. Bernardo od dawna był świadom, że Nastia kocha się w Pancho. Gdyby poprosił ja o rękę, przyjęłaby ją bez sprzeciwu. Ale ich małżeństwo nigdy nie byłoby zgodne. Nie dopóki Pancho krzątałby się po kątach.
- Obaj dobrze wiemy, że to małżeństwo nie uczyniłoby mnie szczęśliwym. Wiesz, że miałbym poczucie winy, że trzymam ją na łańcuchu?
- Bo jesteś głupcem! – zarzucił Raul, coraz bardziej wzburzony.
- Przestań Raul! Ten ton wyraźnie mi się nie podoba.
- Dlaczego ci się nie podoba? Co takiego zrobiłem, że jaśnie pan jak ty, czuje się obrażony? Za mówienie prawdy? Zawsze bałeś się mówić na głos, ja też. Ale wiedz, że jedno ci teraz powiem, nadstaw ucho i słuchaj uważnie – nabrawszy odwagi zaczął kolejno szeptem a później coraz głośniej wyrzucać swoje żale.
- Odkąd się urodziłem, miałem pojęcie, że czuje się wyrzutkiem społeczeństwa, istotą, która została jedynie wrzucona do wszawego świata, by być dla niego pożywką. Masz pojęcie, jak ta świadomość wzrastała we mnie z dnia na dzień? Codziennie. Codziennie – wymachiwał palcem, akcentując jeszcze bardziej swoje nieprzyjazne położenie – wychodziłem na to śmierdzące molo i wpatrując się w te same twarze miałem ochotę spoliczkować Chelę, a naszego starostę zabić gołymi rękoma. A wiesz dlaczego? Bo to oni, TO ONI – NIE JA stali się powszechnie szanowanymi osobami w miasteczku. Ja nigdy nie będę miał szans na stanie kimś takim jak Contensino czy Chela, bo urodziłem się w podrzędnej rodzinie. Bo należę do drugiej ligi. Nikt nie zechce oglądać rybaka jako urzędnika, bo taka hybryda jest po prostu do nie zaakceptowania. Ale jest możliwa! Wiesz, jak jest możliwa – jego twarz przybierała coraz głębszego uśmiechu – Artura Rodriguez ma forsę. Masę forsy. I zdoła ją wykorzystać we właściwy sposób. Rozumiemy się bez słów. Nadejdzie taki dzień, kiedy stanę się kimś ważniejszym niż pospolity rybak. Mam ambicję, więc dlaczego mam ich nie wykorzystać w należyty sposób. Powiedz, dlaczego?
Bernardo milczał. Wiedział, że przyjaciel ma rację. Miasteczko dawno temu wyznaczyło przyszłość swoich mieszkańców. Rzadko komu, wolno było wydostać się z powierzonej mu funkcji. Raul czuł się skrzywdzony, inni już dawno pogodzili się ze swoim losem. On nie chciał. Jego odwaga bardzo mu się podobała. Jednak nie przeczuwał nic dobrego ze związku z tajemniczą Rodriguez.
- Raul, wiedz, że jestem dumny z twojej prawdomówności. Ale, nie mogę pochwalić twojego niemoralnego związku. Nie z nią. Za Arturą Rodriguez mogą kryć władza… ale i niebezpieczeństwo.
- No proszę – prychnął – jak zwykle bierzesz stronę, jakiejś tam moralności, mimo że mało kto z nas ma o niej jako takie pojęcie. Jeszcze wiele rzeczy nie wiesz, mimo swojej dojrzałości. Myślałem, że mnie zrozumiesz, ale jak widzę… na darmo się wysiliłem.
- Czekaj – zatrzymał go, gdy chciał odejść – źle mnie zrozumiałeś. Bardzo szanuje twoje zdanie, nawet ci współczuje, ale…
- Współczujesz? Litości! – odepchnął go ręką, nabrawszy siły niczym Samson – nie rób ze mnie porzuconej sierotki, czy następnego żebraka z ulicy. Ja nie jestem człowiekiem, komu można współczuć. Obrażasz mnie tym samym. Już pójdę.
- Dokąd? Przecież nie możesz tak po prostu opuścić dnia pracy. Chyba, że się zwalniasz? Ale ostrzegam cię, że z takim nastawieniem, trudno mi będzie przyjąć cię z powrotem.
Na to Raul zaśmiał się zabójczo, co zmroziło Bernarda. Mężczyzna podszedł do wspólnika, po czym grzecznie odpowiedział:
- Nie martw się – zapewnił – wiem, że trzęsiesz porami, bo będziesz musiał babrać się sam w tym gównie, ale uspokoję cię stary. Nie zostawię cię z tym fantem. Nie dopóki nie zrealizowałem swoich planów. Na razie potrzebuje tej pracy. Przecież musze z czegoś żyć. Tymczasem, zostawię cię samego. Mam spotkanie z ukochaną.
Nie powiedziawszy nic więcej, zabrał się w drogę. Bernardo przez długa chwilą analizował, co usłyszał. Był niemal pewien, że z tego związku wyniknie jakaś tragedia. W duszy ganił się za takie przeczucia. Ale doświadczenie życiowe nauczyło, go że ludzie z wielkiego miasta, przynoszą ze sobą zmiany. Nie zawsze są to zmiany na lepsze.
Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 17:59:47 04-01-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 5:31:35 09-01-10 Temat postu: |
|
|
CXIII
Artura Rodriguez zaczynała dzień jak co dzień. Nowa posiadłość dawała spore możliwości. Ta przestrzenna budowla gotowa by pomieścić około dwustu osób, gdyby ścieśnić ich do jednej kupy. To synonim władzy. Można uznać to za jeden z atrybutów Artury. Kobieta ta posiadała nie tylko ambicje, ale i dużą charyzmę. To z powodzeniem mogło zaważyć na jej dalszym losie. Na razie nie zamierzała opuszczać miasteczka. Mimo, że od czasów odgórnie zaplanowanej misji minęło sporo czasu. Teraz skupiała się raczej na chwytaniu uroków życia, za to Ligia coraz bardziej zapadała się w niepewności. Tragiczne rozmyślania nad tym co przyniesie jutro, pochłonęły ją całkowicie. Krzątała się po posiadłości w poszukiwaniu jakichś wskazówek, czegoś co doprowadzi ją i przyjaciółkę do pieniędzy, po które przyjechały. Po znalezieniu skarbu, mogłyby bez oporów stąd wyjechać. Zaszyć się w miejscu, gdzie nie będą musiały się martwić już niczym. Ciężkimi krokami, pełnymi obaw, na nadchodzący dzień zmierzała do salonu. Tam zastała kobietę całą w skowronkach. Przeraziła się. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że Artura trzymała w ręku rewolwer.
- Czyś ty oszalała kobieto! Chcesz mnie zabić? – rzuciła na nią oskarżycielskim tonem. Ta zaśmiała się lekko po czym pozwoliła sobie odpowiedzieć:
- Widzę, że wstałaś w nienajlepszym humorze. Szkoda – zbagatelizowała jej słowa, po czym pochwyciła ścierkę, by dokończyć rewizję broni.
- O ile dobrze pamiętam, to nie brałyśmy ze sobą broni – przypomniała sobie Ligia.
- Bo i owszem, nie brałyśmy – odparła chłodno – ta leżała na strychu. Masz pojęcie, kto z niej strzelał? Stary Bernardo. Biedaczysko gryzie ziemię, odkąd sobie podarował kulkę w łeb – Ligia nie lubiła czarnego humoru Artury. Zaś Artura przeciwnie. Uwielbiała czarne wstawki w swoich żartach.
- Dlaczego tutaj gnuśniejemy? Powinniśmy ruszyć do domu tej kaleki i zdobyć tę forsę. Po co tracimy tutaj czas. Wytłumaczysz mi to w końcu?
Artura odczekała chwilkę, bezczelnie ignorując Ligię. Pobawiła się jeszcze rewolwerem, rzuciła go pod światło, by sprawdzić, czy odczucie blasku, nie jest tylko przywidzeniem, po czym odłożyła go do szauflady przy stoliku. Kiedy uznała, że nie ma dalszych obowiązków, postanowiła uraczyć przyjaciółkę rozmową. Ligia z kolei, przez te krótką chwilę, nabierała coraz gorszego wstrętu do niej. Jak to możliwe, że wcześniej nie zauważyła, jaka jest jej najbliższa koleżanka ze szkolnej ławki? Czyżby aż tak czasy się zmieniły?
- Byłabym ci wdzięczna, gdybyś nie nazywała Marii Eleny kaleką, była do gruntu jedyną w porządku osobą jaką spotkałam w życiu. Nie kalaj jej pamięci, tylko dlatego, że nie żyje.
- Jej mąż też nie żyje, ale jakoś jego możesz obrażać bez litości? – zarzuciła Ligia. Miała bezsprzecznie rację.
- Bernardo był tylko zwykłym wrzodem na siedzeniu. Trzymałby ją pod kluczem, gdyby mógł – wyjaśniła Artura – robił z niej eksponat! „Moje kochanie! Jak się czujesz? Pójdziemy potańczyć? Nie powinnaś dzisiaj wychodzić. Bardzo się o ciebie martwię. Zawsze chodźmy razem na miasto, nie chcę żeby się za tobą oglądały jakieś chłystki. Jesteś w końcu moją żoną. Kobieta powinna dbać o opinię.” – wyrecytowała jednym tonem wszystkie znajome jej zwroty, jakie kojarzyły się ze zmarłym – brzmi jak wierszyk pospolitego kochanka ze sztuki w na wpół spalonym teatrze, nie sądzisz?
- Przestań! – wściekła się Ligia – lepiej wytłumacz to, co chcę wiedzieć, albo wyjdę na cały dzień i nie zobaczysz mnie do kolacji.
- Eh… - westchnęła, niczym matrona z wysiłku – czy ty nie rozumiesz, że na razie nie możemy udać się a poszukiwania. Możemy jedynie prowadzić naszą misję w pobliżu. Z tym, że trudno byłoby tutaj zaufać komukolwiek. A przydałaby się nam do pomocy dodatkowa ręka.
- Jest przecież twój kochaś.
- Kto, Raul? – Artura zaśmiała się na sam dźwięk jego imienia – chyba nie sądzisz, że mogłabym mu zaufać. Wiesz, co mi ostatnio powiedział? Że jego marzeniem jest zostać starostą i uczynić ze mnie pierwszą damę – zaśmiała się jeszcze głośniej. Wizja siebie w dostojnej sukni przy boku eks-rybaka była nader komiczna. – z takimi facetami jak on, trzeba postępować ostrożnie, ten rybak, może być mi najlepszym sprzymierzeńcem, ale i uwierającym wrzodem. Trzeba z nim postępować ostrożnie. Wie, że mam spore środki finansowe, a wiesz co, to znaczy? Zależy mu tylko na forsie. To śmieć.
- No to, bierzmy manatki, znajdźmy mamonę i wymiatajmy stąd!
- Dalej nie kapujesz, prawda? – Artura przybrała bardzo groźny, ale i spokojny ton – masz pojęcie, co się stanie, jeśli ktoś się spostrzeże, że byłyśmy w dżungli? Zaraz zaczną zasypywać pytaniami i urządzą sobie pielgrzymkę do jej domu niczym do ziemi świętej. Nie mogę narazić się na takie niebezpieczeństwo. Śmierć Marii Eleny zmieniła całkiem moje plany. Ludzie dostają ekstazy na sam widok jej grobu, a co dopiero mówić o wizycie w tej rozpadającej się chatce. To małe miasteczko. Czy to w końcu do ciebie dotrze? – mierzyła ją wzrokiem pełnym władczości – Plany się zmieniły.
- Nic się zmieniło – odparła – oprócz CIEBIE.
- Nie wygłupiaj się. Nadal jesteśmy przyjaciółkami!
- Akurat Silvia! Mogłabyś porzucić mnie z torbami na łaskę losu. Bo widzę, że masz na to ochotę.
- Kompletnie ci odbiło. Wstałaś lewą nogą! – krzyczała Artura – lepiej rzeczywiście przejdź się i wróć jak wszystko będzie po staremu.
- Ja się nic nie zmieniłam, Artura. Co najwyżej mogę czuć się większą krętaczką niż jestem. Nie zapominaj, że to ja, TO JA – podkreśliła wymachując rękoma – podłożyłam lewe papiery do starostwa. Jeśliby mi się nie udało, to…
- Oczywiście. Ty odwaliłaś całą robotę – prychnęła dorzucając kąśliwe uwagi – a kto w pocie czoła trudził się, by wmówić tej bandzie brudasów, jaka naprawdę jest Maria Elena i że należy jej się szacunek? No kto? Ja! Ja zawsze wszystko robiłam! A ty zaledwie przytakiwałaś, bo gdybyś była na moim miejscu zmoczyłabyś matki!
- Dość! – uderzyła pięścią w stół. Arturę zmroził chłodny powiew goryczy. Ligia z dnia na dzień stała się bardzo dziecinna. Nigdy nie miała wrażenia, że przyjaciółka żyje w jej cieniu. Przynajmniej nigdy jej o tym nie mówiła. Nie podawała jakichkolwiek wskazówek. Wydawało jej się, że doskonale się rozumieją, aż tu nagle niczym feniks z popiołów pojawia się złośliwy termin pod tytułem „zazdrość”. Tak, Ligia jej zazdrościła. Śliniła się na samą myśl o większej pozycji w społeczeństwie. Zieleniała, kiedy Artura miała droższe sukienki i modniejsze torebki. Ciągle trzymała ją w próżnej iluzji codziennego sielankowego życia dwóch znajomych. Cóż, za oszczerstwo. Wszystko to kłamstwo! Artura Rodriguez po raz kolejny została oszukana! Wystawiona na próbę, czy może los jest po prostu dla niej tak nierówny, że zrzuca równocześnie pod nogi złoto i ciężkie kłody. Nie Będzie oczywiście zaprzątać sobie głowy jakimikolwiek próbami zrozumienia przyjaciółki. Bo i po co? Ligia była jej szkolną koleżanką z ławki, z czasem kimś jeszcze bliższym, ale zawsze ukrywała przed nią swoje lęki. Narzekała na swoją niemoc, a nie zrobiła w tym kierunku nic, by to zmienić. Dlaczego dopuściła do takiej sytuacji? Odpowiedź ta, była dla Artury prosta. Ligia nie latała, nie czuła w sobie podniety wzbicia się w powietrze i czerpania z tej chwili całej magii w niej zawartej. Życie ptaka jest ulotne. Zwłaszcza małego ptaka. Pisklęcia będącego maleńką drobiną w królestwie jastrzębi. Artura Rodriguez już dawno pojęła symbolikę tego zwierzęcia, zawsze może wpaść w szpony drapieżnika, ale o ile nie będzie bała się wbić wysoko w przestworza, to z pewnością będzie cieszyć się jeszcze wieloma przychylnymi latami.
Nie bać się ryzykować. Nie bać się latać. Jeśli nie wzbijesz się w powietrze, spadniesz i nawet spadochron nie będzie w stanie ci pomóc. Los może być łaskawy, ale dla tych którzy są tego warci.
Gorącą dysputę dwóch kobiet oglądał i nasłuchiwał Raul Gallegos. Odkąd zawiązał romans z Arturą, ta podarowała mu jego własny klucz do posiadłości, by mógł bez oporów ją odwiedzać. Posiadłość była olbrzymia, przez rzadko kiedy, mogli trafić na języki. Zresztą nikt specjalnie nie interesował się osobą panny Rodriguez. Od chwili kiedy wprowadziła się do domu Hurtadów, obrosła mianem dziwaczki, która może wchodzić w kontakty z duchami. Ludność miasteczka zawsze miała swoje wymówki, które należało zaakceptować. Tak przychylne środowisko wokół Rodriguez spowodowało, że Raul pojawial się u niej coraz częściej i tak dzisiaj po sprzeczce z Bernardem, dobył klucza i przekręcił zamek. Chciał zrobić jej niespodziankę, przez co stąpał na paluszkach. Nie spodziewał się tylko, że to ona podaruje mi niecodzienny upominek – swoją pogardę.
Oczy płonęły mu gniewem, wargi wraz z podbródkiem drżały. Do uszu docierały coraz to lepsze określenia na swoją osobę. Oprócz porównania do śmieci, stęchlizny i plebsu, otrzymał także nominację do brudasa, śmierdziela, frajera i ambitnego skubańca. To ostatnie akurat mu się spodobało. Była mieszanką krytyki z pochwałą. Bo dokładnie rzecz biorąc był takim ambitnym skubańcem, który właśnie pokazał, że lepiej go nie przeceniać. Wreszcie ma szansę się nieźle odegrać na bandzie z miasteczka. Żałosnych, nieświadomych swej głupoty frajerach, którzy wpuścili do swojego domu zarazę. Artura Rodriguez, a może Silvia Rodriguez, lewe papiery, kłamstwa na każdym kroku i tajemnicza przeszłość powiązana z Hurtadami. Kim ona jest? Dowie się tego. Kawałek, po kawałku pokroi ten tort, a potem przełknie z wielkim apetytem. Dobierze się do najmniejszego okruszka. Jego era nastała, a jeśli musi być przelana krwią i gniewem, to tak musi być. |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:35:42 09-01-10 Temat postu: |
|
|
Ambitny skubaniec mi się spodobał - i jako określenie i jako postać. Co prawda do tej pory nie darzyłam go zbytnią sympatią, ale od końcówki odcinka 114 zaczęłam go lubić, bo zacznie w tym wszystkim grzebać i zrobi się bardzo ciekawie. Kłopot tylko w tym, że mimo wszystko lubię AR i nie chcę, by za szybko się wszystko odkryło. Z drugiej strony starosta też jest fajny dobrze by było, jakby nadal siedział na tyłku (więc niech Menello trzyma się od tego z daleka). Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego w kolejnych częściach Twoje dzieło przerodzi się w krwawą historię . |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 18:34:31 11-01-10 Temat postu: |
|
|
No nie ukrywam, że teraz zaczną się jedne z moich ulubionych odcinków, które mogę polecić bez cienia wstydu i zażenowania na twarzy . Czekaj cierpliwie do piątkowego objawienia nowego toru tej historii. Oj zacznie sie coś w końcu dziać .
Pozdrawiam!
P.S. Polubiłaś ambitnego skubańca? No nie! A Menello to zawsze Menello? Hm... Niewiele ich różni poza charakterem, bo cel mają taki sam . |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:34:08 11-01-10 Temat postu: |
|
|
I właśnie charakter mi w Mennello przeszkadza . |
|
Powrót do góry |
|
|
Val Idol
Dołączył: 14 Maj 2008 Posty: 1852 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 17:50:32 14-01-10 Temat postu: |
|
|
Ależ mam nadrabiania i już wchodzimy w kolejną część. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale wrócę tutaj dopiero w lutym. Pozdrawiam. |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 15:42:24 15-01-10 Temat postu: |
|
|
Ależ z pewnością się nie obrażę. I tak sie cieszę, że ktoś tu jeszcze pamięta "Fati" i spółkę . Ktoś tak ważny, którego twórczość szczególnie sobie cenię, ale powyżej ma też poważnego konkurenta . Robię wszystko, co w swojej mocy, byście byli usatysfakcjonowani. Póki co, dla stałych czytelników, planowany odcinek.
CXIV
Pancho właśnie popijał sok, w „Mama Chela” przysłuchując się dźwiękom szafy grającej, która prawie każdego dnia grywała tę samą piosenkę. Łyknąwszy kolejno łyki wody, zauważył jak Nastia spogląda na niego ukradkiem. Speszył się trochę, nie lubił kiedy kobiety się na niego wpatrują. Wtedy przypominała mu się Maria Elena sprzed wielu laty. Nastia skończyła przeczyszczać kieliszki i słysząc utwór Nat King Cole’a podsumowała:
- Znowu „Maria Elena”.
- Tak – odparł – lubię tę piosenkę.
- Mam nadzieję, że nie tylko ze względu na tytuł. Ogółem mówiąc jest romantyczna.
Mężczyzna spoglądał na nią wzrokiem uciekającego przed ślubem kawalera. Odstawił kieliszek i skierował wzrok w stronę centralnej części baru.
- Nie mam głowy na romantyzm. Późno już – spojrzał na zegarek. Jak zwykle szukał wymówki – czas odświeżyć kwiaty na grobie Marii Eleny.
Gdy tylko zniknął pojawił się don Hugo. Nastia przywitała ciepło ojca, po czym ten od razu rozszyfrował jej rozczarowanie:
- Niech zgadnę. Idzie wymienić kwiaty?
- Albo wodę. Ale zwykle wymienia kwiaty, nawet jeśli nie zdążą uschnąć. I tak od kilku miesięcy. To brzmi niemalże jak obsesja.
Stary don Hugo uśmiechnął się, wiedział, jak bardzo zawiedziona jest córka, ale w tym wypadku musiał stanąć po stronie Pancha.
- Sądziłem, że nigdy nie robiłaś sobie nadziei, córko.
Nastia wędrując wzrokiem starała się oderwać od rozmówcy, nie udawało jej się:
- Zawsze wiedziałam, że… ona jest w pobliżu. Ale teraz kiedy nieoczekiwanie zmartwychwstała i ponownie powróciła do świata zmarłych, miałam cichą nadzieję, że w końcu o niej zapomni. Przecież definitywnie zniknęła z naszego życia.
- Zależy w jakiej formie – spostrzegł, mając na myśli min. słyszaną piosenkę.
- Być może masz rację – odparła ze zrezygnowaniem – ona już nigdy nie zniknie.
- Zawsze pozostaje mieć nadzieję, kochanie. Przecież czym bylibyśmy bez niej.
- Nadzieja matką głupich. Wszystko wróciło do normy – zaśmiała się ciężko – Chela znowu rozkręca interes. Ja cierpliwie stoję na starym stanowisku, a Aresia… hmm… - zamyśliła się przez moment by znaleźć właściwe określenie na tę dziewczynę – ta… dziewczyna znowu gdzieś się szwęda.
- Być może pomaga Marcello w wystawianiu sztuki. Idziesz na przesłuchanie? Miałabyś niebywałą szansę zostać panią Capuletti.
- Nie rób ze mnie starowinki tato, już wolałabym być w obsłudze technicznej, no chyba że mają ochotników.
- Armando na pewno się zgłosi, lub zostanie zaciągnięty. Jego doświadczenie zawodowe, dopomogłoby w technicznej części przedstawienia – zapewniał don Hugo. I prawdopodobnie miał rację. Nikt ostatnio nie widywał ani na cmentarzu ani w kościele charakterystycznego grabarza.
- Sądzisz, że to przedstawienie wypali? Znając podejście Marcella, po porażce mógłby się już nie podnieść – spostrzegła Nastia, na co od razu zrobiło jej się żal Włocha. Don Hugo po raz kolejny pozwolił sobie na uśmiechy.
- Naprawdę jesteś znudzona. Wszystko widzisz dziś w pesymistycznych barwach. Odpocznij trochę i wybierz się na przesłuchanie. Co ci szkodzi?
- No dobra, ale tylko dla zabawy. I tak nie wezmę tej roli. Nie nadaje się do teatru – zapierała się. Ojciec nie powiedział nic, skierował się w stronę wyjścia i zniknął. Nastia przyglądając się gościom w barze, z którego większość była stałymi bywalcami, przez chwila poczuła się jak aktorka. Co dzień ta sama twarz podaje im, drinki, soki, koktajle i pyszne hallacas. Co dzień staje przy bufecie i rozgląda się po wszystkich twarzach. Występuje dla nich, chociaż na niby. Może warto by spróbować?
****
- Jesteś dziś jakiś dziwny – spostrzegła Artura, błądząc palcami po torsie Raula. Po raz kolejny znajomość przypieczętowali zbliżeniem. Jak niemalże każdego dnia. Raul był dobry, ale nie najlepszy, na liście Artury Rodriguez znajdował się na trzeciej pozycji. Drugą zajmował Alex – arcymistrz w szwindlu, który załatwił jej wszystkie dokumenty, a pierwsze od lat należało do Alejandra Rodrigueza – jej zmarłego męża, jak do tej pory żaden mężczyzna nie zrobił na niej takiego wrażenia jak on. Raul w tym samym czasie obmyślał, jakby to było, gdyby puściły mu nerwy i ścisnąłby jej szyje do tego stopnia, iż zabrakłoby jej oddechu. Czy mógłby się do tego posunąć? Nie był do końca pewien. Zraniona duma, w dodatku przez kobietę bywała bardzo niebezpieczna w skutkach.
- Jak sądzisz? Czy nazwisko Artura Gallegos nie brzmi władczo? – żartowała sobie z niego. Naiwniak, jakim był idiotą, oszukany przez kobietę. To się nazywa bycie skrzywdzonym.
„Nieźle sobie poczynasz suko. Ciekawe kiedy znajdziesz moment, żeby kopnąć mnie w tyłek, co?”
- Dlaczego nic nie mówisz? – zwróciła mu w końcu większą uwagę – chyba nie myślisz, żeby wrócić do pracy?
„Nie martw się, w pracy bym się tylko nudził. Tutaj mogę się na tobie wyżyć, chociażby w myślach.”
- Widzę, że bardzo cię nudzę – pochwyciła większą część prześcieradła i udała się do łazienki – pora wstawać.
- Ale się kamuflujesz? – w końcu odezwał się w formie żartu, obserwując jak znika mu z oczu, okryta pościelą – i tak już wszystko widziałem!
- Wolę być dyskretna dla innych. Zwłaszcza dla miasteczka – usłyszał z łazienki – wiesz jak sytuacja wygląda.
„Udaje nawet w łóżku. Wstrętna zaraza. Jakby ją tu podejść?”
Co do nagości Artury, zdążył już odkryć wszystko. Mogłoby wydać się absurdalne ciągłe podkreślanie jej walorów, ale Artura Rodriguez była kobietą bardzo zadbaną zarówno w sensie ubioru i makijażu jak i sprawności fizycznej. Ćwiczyła codziennie dążąc do zamierzonej wagi. W ten sposób jej figura choć na siłę dążąca do zachowania stanu sprzed młodości, prezentowała się nadzwyczaj atrakcyjnie. Była niczym przepyszna czekolada. Słodką przyjemność skrywało przygotowane z najlepszego materiału złote sreberko, po rozpakowaniu oczekiwał apetyczny deser. Niestety tylko z wierzchu, bo do środka jakaś zła dusza wpakowała pokaźne tony arszeniku.
„Zatruty smakołyk” – podsumował po raz kolejny zawiedziony rybak „Już ja wyssę z tych wnętrzności truciznę” – dodał uśmiechając się diabelsko. Najważniejsze to zachować pozory. Nie miał w zwyczaju kłamać. Przynajmniej w większości spraw. Jego niechęć do starosty i Cheli bywała duża, ale zdążył się do nich przyzwyczaić, tym bardziej, że oni nie mieli zamiłowania do kłamstw. Artura zaś miała. Ten przeciwnik, początkowo sprzymierzeniec, był nie do odgadnięcia. Ale musi zaryzykować. W końcu nie ma innego wyjścia. Korzystając z chwili nieobecności nałożył ubranie i skierował się do najbliższego pokoju. Sprawdzał wzrokiem, co pół sekundy czy z sypialni nie dochodzą kroki. Na razie cisza. Odetchnął z ulgą. Zabrał się za szuflady, nic nie znalazł. Nic dziwnego, były otwarte. Forsę raczej trzyma pod kluczem. Mógł się tego domyślić Po głębszych oględzinach stwierdził, że pokój pełni rolę gabinetu biurowego. Więc tutaj powinien znajdować się albo sejf, albo skrytka zamknięta na klucz. Tylko gdzie jej szukać. Błądził wzrokiem po meblach, już miał zrezygnować, lecz nagle jego sokoli wzrok wypatrzył niewielki kluczyk leżący na wierzchu. Czy to możliwe? Chyba warto spróbować. Teraz musiał przejść przez etap drugi, lokalizacja kluczyka. Nie musiał długo szukać. Początkowo w ogóle jej nie zauważał, ale tym razem wydała się bardzo charakterystyczna. Tak, chyba pasuje do tej szufladeczki. Kluczyk wszedł jak ulał. Z podniecenia aż pociły mu się dłonie. Tak! Przesunął się. Przez moment jego nerwy były tak napięte, że nie wiedział już gdzie się znajduje. Zaczynał się rozluźniać gdy oddał się wspomnieniom. Przypomniał sobie to biurko. Było takie same, jak te które widział, gdy był jeszcze małym chłopcem. Przy tym biurku, jego ojciec i bardzo młody wówczas Bernardo omawiali z Bernardem Hurtado sprawy inwestycyjne. Stary Hurtado inwestował sporo pieniędzy w przemysł rybny. I właśnie w środku tej szufladki trzymał rewolwer. Spotykał się zawsze ze sporym sprzeciwem z tego tytułu. Mieszkańców drażniło jak i niepokoiło jego zamiłowanie do trzymania broni. W takim miejscu jak La Reina Diamante czuł się bezpiecznie. Często podkreślał, że nie trzyma jej bez przyczyny i nie przeliczył się. Kiedy Maria Elena rzekomo się utopiła, wykorzystał swój skarb w schowku i strzelił sobie w głowę. Cóż, miał facet łeb do przepowiedni, nie przewidział tylko, że niewierna żona zmartwychwstanie i zrobi w miasteczku jeszcze nie jeden skandal.
Kiedy wrócił do rzeczywistości, będąc w stanie wielkiego podniecenia zaniemówił na widok obfitych banknotów. I to do tego nie zwykłych banknotów. Tysiące zielonych. Tak! Tyle smakowitej sałaty, za którą mógłby kupić sobie każdy wyższy urząd lub zainwestować tę sumę w dochodowy interes. Może to zrobić. W pierwszej chwili chciał zabrać wszystko, ale się w porę powstrzymał. Ta lafirynda zwęszy, że cos nie gra. To oczywiste. Bezpieczniej będzie zabrać tylko jakiś procent. A później zacznie się rozwijać. Tak, to jest dobra myśl! Tak właśnie zrobi. Pochwycił jeden plik z dolarami, gdy usłyszał głosy lafiryndy. Była cała w skowronkach. Niedobrze.
Nie pamiętał już czy zamknął skrytkę na kluczyk i czy odłożył go na właściwe miejsce. Forsę schował w kieszonce szortów. Musiał się nieźle napocić, aby znaleźć się w kuchni przed Arturą i udawać, że ma ochotę na szklankę wody. Co będzie dalej? Nie był sobie w stanie wytłumaczyć. Och, naprawdę nie czuł się na siłach. Ale jak tylko wróci do domu, wymyśli, sensowną wymówkę, jeśli nie daj boże, ta zgaga coś odkryje. Jeszcze coś wymyśli. Poczuł się jak złodziej, jak następny, który będzie na oczach wszystkich. Nigdy nie okradał. A przecież tak chciał być bogaty. Ale większość, która się tego dopuściła, jakoś żyje z tym piętnem i nie wyglądają na nieszczęśliwych. To tylko element przejściowy. Jeśli chcesz zajść daleko porzuć uczciwość w kąt. Taka jest zasada.
Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 18:28:26 15-01-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:03:05 15-01-10 Temat postu: |
|
|
Spotkała się dwójka kombinatorow, jedno nie wie, że drugie wie i razem stanowią niebezpieczny duet, tyle tylko, że teraz chyba bardziej dla siebie . To mój ulubiony wątek w tej historii, oboje są silni i mogą jeszcze nieźle namieszać.
Nastia i Pancho...Ciekawe, kiedy on zapomni o ME, bo rozumiem wielką miłość, ale trzeba też czasem rozejrzeć się w około i uleczyć swoje rany - tyle tylko, żeby to nie wyglądalo tak, że on się będzie chciał u niej tylko pocieszyć...
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 16:03:40 15-01-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 2:44:36 17-01-10 Temat postu: |
|
|
O, ulubiony wątek się nam wyszykował. Ciekawe czy ulubiony ze względu na bohaterów, czy ogólnie na samą fabułę wątku. Czy są silni? Hmm... pozornie tak, ale nie zawsze będą w statnei zachować zimną krew i wytrzymałość, co jeszcze nie raz udowodnią. Szykuj się na niespodziankę. Bo wątek Raula i Artury na kilka odcinków zepchnie Fati i spółkę na boczny tor. Więc chyb zachęciłem .
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Carlisle Ott Mistrz
Dołączył: 17 Gru 2007 Posty: 11390 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 13:59:51 18-01-10 Temat postu: |
|
|
Ślimak napisał: | Carlisle:Ojej, tylko, żeby te odcinki nie były bylejakie, byleby coś było, bo tak historia pomimo swojej aktualności, może stracić na jakości. Przede wszystkim chwila skupienia i coś na wenę, a reszta potoczy się sama. Bo wyobraźnię i higienę ortograficzną masz już we krwi .
Wracając jednak do twoich komentarzy:
Kto rozpowiedział o ME? No właśnie, tego ostatecznie nikt się nie dowie. Prawdę poznają czytelnicy, już nie mieszkańcy. Ale nie była to Artura.
Gisela Morez - no muszę cię rozczarować, bo postać Giseli jest epizodyczna - patrz strona 1. Niestety pojawiać sie będzie tylko raz na jakiś czas, by wtrącić swoje kąśliwe uwagi.
Hola hola, kolego . Nie tak szybko, nie zapominaj, że mimo wszystko La Reina Diamante ma już swojego starostę - jest nim Sebastiano Contensino i raczej wątpliwe, żeby chciał dzielić swój stołek z kimkolwiek, nawet z córką Paeza. Poza tym miasteczko jest zawsze chłodno nastawione do nowych. Serdeczność przede wszystkim, ale o zaufanie to raczej trudno. Nie mniej wiadomo, że słwoa Artury podziałały. No i pojawił się też "dowód" sterowany odgórnie... Jest tez dobra strona medalu - Menello ma na dzień dzisiejszy raczej zerowe szanse na stołek.
Marcello nienormalny? A ja powatarzam: gdzie jakieś dowody? |
Nie no, byle jakie odcinki nie będą Nie byłbym w stanie nawet spróbować zhańbić którejkolwiek ze swoich telenowel
Ojej Dziekuję za pochwałę
A tak swoją drogą, to czuję obowiązek zaprosić Cię na Klątwę Może to jakoś będzie w stanie wypełnić czas do następnej scenki RH (która jest już w produkcji ;P )
Hmmm, cieszę się, że jestem czytelnikiem, a nie mieszkańcem miasteczka
Widziałem właśnie, że epizodyczna, a szkoda Bo takie postacie wszędzie są w stanie wpleść trochę humoru
No i co z tego, że ma? Coś mi się wydaje, że w La Reina jest taki kult Paeza, że nie ma on większych szans z jego "córką" - ten kult rozwiązuje także problem "nowości" Artury i zaufania
I bardzo dobrze, że Menello nie ma w tej chwili szans
Dowodów nie ma, ale tutaj liczy się moja wiara - niepoparta żadnymi dowodami
CXII
No to Raul staje się coraz odważniejszy. Teraz wygarnął wszystko Bernardowi, ciekawe, czy niedługo przyjdzie czas na Chelę i starostę (już cztery miesiące trwa jego nowa kadencja?!). Faktycznie, w tym miasteczku każdy ma z góry ustaloną pozycję - pozycję której nie zmieni. To praktycznie jak hinduskie kasty...
CXIII
No to Arturita się pokłóciła z Silvią, oj ostro się pokłóciła. Kobieta wpada w paranoję - rozumiem, że wyczuła intencje Raula, ale moim zdaniem jej myśli co do Ligii są bezpodstawne. Ale najlepsze jest to, że Raul słyszał każde jej słowo
CXIV
A ja mam nadzieję, że obawy Nastii się spełnią, przedstawienie nie wypali i Menello się załamie
No a druga scenka genialna "Gołąbeczki" leżą w łóżku i udają, po to by w myślach ostro objechać tą drugą osobę
No i znowu miałem zaległości Wygląda na to, że nie potrafię żyć bez większej dawki Fatimsy (aż się zdziwiłem, że tej dziewuchy nie było )
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 16:34:09 18-01-10 Temat postu: |
|
|
O witam stałego czytelnika. Aż się boję co będzie dalej? Obyś tylko nie przedawkował po następnych epizodach, bo historia nabierze rozpędu, takiego, że w pewnym momencie na chwilę stanie, aby ponownei sie rozpędzić. Koniec obiajania się. "Fatimsa" w kracza po trochu w taką ciemną stornę mocy. Pytanei tylko czy to dobrze dla jej bohaterów? Bo o oczekiwania czytelników, bym się nie martwił .
Carlisle napisał: | A ja mam nadzieję, że obawy Nastii się spełnią, przedstawienie nie wypali i Menello się załamie |
Wiesz co? Coś mi mówi, że możesz mieć rację . Ale niekoniecznie przedstawienie może tu nie wypalić .
Klątwa jak białe wino powiadasz? Z reguły musi być wytrawna, a i tak się miałem za nią zabrać, gorzej z moimi obietnicami. Są takie, że na pewno się spełnią, tyle, że nie w terminie . Z tym może być gorzej, więc nie obiecuję, że zajrzę natychmiast, ale zajrzę na pewno .
Pozdrawiam!
Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 16:36:51 18-01-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Carlisle Ott Mistrz
Dołączył: 17 Gru 2007 Posty: 11390 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 21:43:09 18-01-10 Temat postu: |
|
|
Stały czytelnik również wita ;D
Potem w karcie szpitalnej "Zgon z powodu przedawkowania Fatimsy"
No i to mnie cieszy bardzo - niech wreszcie sielanka do końca runie - teraz chyba bym nawet o szczęściu nie mógł czytać (no chyba, że zniszczonym).
Niech Menello się załamie! Niech pokaże swoje prawdziwe oblicze
Dokładnie tak powiadam Termin nie ma dla mnie większego znaczenia - sam ich nie trzymam przy umieszczaniu, więc nie mogę oczekiwać tego od czytelników
Również pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 23:51:52 23-01-10 Temat postu: |
|
|
CXV
Kiedy kurtyna idzie w górę i gdy jesteś reżyserem spektaklu, który chcesz obwieścić całemu światu, jest to dla ciebie najważniejsza rzecz pod słońcem. Nic innego wówczas się nie liczy. Ważne jest, by aktorzy którym zaufałeś stali się twoimi bohaterami, ważne jest, żeby publiczność przyjęła i zakochała się w twojej propozycji, jeśli jej nie pokocha, to nie znaczy że jest niedojrzała. Po prostu nie rozumie twojego przesłania, jednak tym samym okaże się, iż sam siebie nie rozumiesz.
W takim stanie względnego podniecenia jak i niepokoju był Marcello. Sam osobiście dyrygował przygotowaniami do wielkiego spektaklu. William Szekspir zagości na tej zapomnianej przez ludzkość mieścinie. Wreszcie mieszkańcy odejdą od swoich spraw i chociaż na chwilę poddadzą się transowi magicznego świata. Wydarzeń nie z tej ziemi. „Romeo i Julia” to sztuka powstała jeszcze w XVI wieku, kiedy to zapalczywy dramaturg, wizjoner o nazwisku Szekspir powołał do życia dwójkę zakochanych i umieścił ich we włoskiej Weronie, jednak by mogli oni się pokochać musiał istnieć emocjonujący bodziec dopieszczający akcję, a równocześnie na tyle irytujący by móc zniewolić odbiorcę. Marcello doskonale obmyślił strategię. Nikt nie jest na tyle niewrażliwy, by nie docenić tego dramatu. Sztuka o miłości. O miłości czystej, niewinnej, aż po grób. Taka jest właśnie jego miłość do Fatimsy. Mimo, że ona nie do końca ją rozumie, to w owej chwili, był niemal pewny, że uda mu się jej to uświadomić, właśnie przez to przedstawienie.
- Hmm… - dumała Fati nad dekoracjami, kiedy Aresia starała się doń przemówić.
- Mówię do ciebie, Fati, ocknij się!
- Co? Mówiłaś coś?
- Eh – przejechała ręką po czole, na znak irytacji – albo pożerasz w tym momencie przyszły spektakl, albo jesteś zakochana i to po uszy! – uśmiechnęła się podstępnie. Miała szczerą nadzieję, że wydusi z niej wszystko.
- Nie… to akurat nie miłosna gorączka – wyjaśniła na wprędce – po prostu wczoraj przeczytałam scenariusz. Marcello ma w domu oryginały. Mówił, że trzeba dogłębnie skrócić i nieco przekształcić dialogi, by przedstawienie było jasne dla wszystkich. Nazwij mnie naiwną dziecinką, ale ogromnie wzruszył mnie ten scenariusz. Ciekawa jestem jak wygląda oryginał.
- Eh, dziewczyno – poklepała ją po ramieniu – nie patrz w romanse, tylko dziękuj niebiosom za takiego faceta jak Marcello. Ty to masz po prostu szczęście. A ja? Ja nie mam faceta.
- Facet – pomyślała Fatimsa, nagle przypominając sobie gburowatego, a jednocześnie zabawnego w swojej wyniosłości Armanda.
- Tak facet! – powtórzyła Aresia – nieważne jaki. Jakbym tu miała pod ręką faceta to… wycięłabym mu serce z kawałka mydła.
- Co? – Fatimsa zmrużyła oczy. To wyznanie nie trzymało się kupy – nie rozumiem? Po co?
- Jak to? Człowiek w obliczu desperacji, gotów jest zrobić laurkę z byle czego.
- Mężczyźni nie lubią takich bredni. To nasz atrybut.
- Wszystko jedno. Muszę sobie znaleźć faceta, bo inaczej zacznę się starzeć.
- Ty się nigdy nie zestarzejesz Aresia. Nie masz jeszcze nawet dwudziestki na karku. O co ty się martwisz?
- Nieważnie, ty i tak nic nie rozumiesz – machnęła niedbale dłonią – masz swojego anioła stróża. Ba, nawet dwóch – zaznaczyła – a ja?
- No, nie narzekaj. Poza tym ja i Armando to zamknięty rozdział. Definitywnie zamknięty!
- Phi – prychnęła Aresia – sprzedawaj tę bajeczkę na targu u dewotek, może się podniecą.
- Nie bądź niemiła. To nie moja wina – rozłożyła ręce w usprawiedliwieniu.
- Wiem, że nie twoja, ale na kimś muszę się wyżyć. Stara Chela nie daje mi żyć. Tylko dzięki twojemu Marcello, mam szansę zabić czas w pracach tutaj. Ale gdy tylko teatr ruszy pełną parą, żegnaj imprezo, witaj szare, długie życie pod jarzmem starej czarownicy. Mogłaby zagrać czarownicę w „Makbecie”. Słyszałam od twojego chłoptasia, że w tej sztuce występują takie dziwadła.
- Nie wiem. Nie rozmawiałam z nim na ten temat.
- A o jakim to temacie z nim gadasz, co? – przybliżyła się bardziej, wpatrując się w twarz przyjaciółki jak w wyrocznię.
- No, na przykład o…
- Małżeństwie! – krzyknęła Aresia – nie oszukasz mnie! Ustaliliście już datę?
- Tak i nie.
- To, co was przed tym powstrzymuje?
- Dziewczyny – w decydującym momencie babskich pogaduszek przerwał męski osobnik w postaci Marcella. Był bardzo zaangażowany, przez co widać było na jego twarzy zmęczenie, ale tuszował wszystko dobrym humorem – chyba mamy już pełną listę, ale obawiam się, że nie zagram w sztuce, szczególniejszej roli. Musze obserwować większość wydarzeń zza kurtyny.
- Dlaczego nie chcesz?
- Nie to, że nie chce, ale po prostu… to dla mnie za duży stres. Ustaliłem już większość aktorów i aktorek. Został tylko Romeo, Julia no i Capuleti – ojciec i matka. Doszedłem więc do wniosku, że Fatimsa zagra panią Capuleti.
- Ja? Mówiłam, że nie za bardzo cieszy mnie wizja aktorki w tym przedstawieniu. Chciałam raczej – mieszała się niezdarnie – być tylko widzem.
- Nie wykręcisz się już – dopiekła Aresia – zagrasz to!
- Aresia – zwrócił się Marcello, to podekscytowanej dziewczyny – może moja wizja jest nazbyt kontrowersyjna, ale chciałbym zadbać o twoje dobre imię. W związku z czym postanowiłem powierzyć rolę Julii… TOBIE!
- Mnie? – Aresia przez moment zbierała się do powiedzenia czegokolwiek, ale za bardzo zniewoliła ją propozycja Marcella. To przecież główna, obok Romeo postać w sztuce.
- HA! – zawołała Fatimsa – zagrasz to i już! Pytanie tylko, czy to dobrze?
- Nie martw się Fati, przemyślałem wszystko. Ta dziewczyna ma iskrę. Ty też ją masz – ale nie chciałem cię narażać na stres grania głównej postaci. Przynajmniej na razie.
- Ale jesteś wyrozumiały – zaśmiała się – przynajmniej na razie – powtórzyła – no, ale co z Romeo, no i panem Capuleti?
- Nie martw się. Wszystko pod kontrolą – na wpół uśmiechnięty obmyślał już w głowie wprowadzenie planu w życie. Fatimsa tak prędko nie uwolni się od Armanda. Musi się upewnić, czy aby na pewno już nic do niego czuje. W ten właśnie sposób w głowie Marcella ziścił się pomysł oddania roli Capuleta w ręce Armanda. Zaś przypadek Romea pozostawał na razie na etapie realizacji. Bardziej zależało mu na roli Capuleta. Armando nie będzie się sprzeciwiał. Już on poczyni odpowiednie kroki, by go wepchnąć do obsady. Zagrają przykładne małżeństwo. A na ile ono będzie wiarygodne, potwierdzi to tylko stare przypuszczenia Marcella. Oby okazały się one błędne. Oby.
Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 23:56:19 23-01-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 3:27:03 24-01-10 Temat postu: |
|
|
Wiedziałam, wiedziałam, jak ten palant zaczął mówić, że ona będzie matką, to już wiedziałam, kogo wybierze na ojca. Ciekawe, czy Fatisma się zgodzi, chyba, że im wzajemnie nie powie o sobie i dowiedzą się dopiero na scenie. Oni jako rodzice Aresii, to też będzie dobre . Oby Menello się niemiło rozczarował, proszę... |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|