Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

FATIMSA - 139-140 odc.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 38, 39, 40, 41  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:30:00 02-05-10    Temat postu:

Faktycznie, ostatnio u mnie same poryte klimaty, a nie znasz jeszcze najnowszych ocinków .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 17:37:34 02-05-10    Temat postu:

Aż się boje czytać .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 11:49:57 05-05-10    Temat postu:

CXXIV

Tego dnia podniosła się z łóżka, jakby z obowiązku powdychania świeżego, rannego powietrza. Nie czuła się najlepiej. Po koszmarze z wczorajszej nocy, jej myśli błądziły wokół Ligii i kary jaką winna jej wymierzyć. Przypominał jej się wpatrzony w nią ze strachu Raul Gallegos, gdy ostatni raz rozmówili się w porcie. Widać było, że walczył z pogardą dla niej, a jednocześnie z szacunkiem. To typowe dla wieśniaków, rybaków z nędznych dziur jakich pełno na świecie. Ligia zachowywała się dość podobnie, jakby była przy tej rozmowie i penetrowała duszę zamordowanego.
Zajrzała do łazienki, by przemyć twarz. Spostrzegła, przyglądając się swemu odbiciu, że przecież zaledwie kilka pomieszczeń dalej leży ten przeklęty Gallegos, jego roztrzaskana głowa i przestrzelone okolice lewej łopatki, by kula mogła dobyć do serca. Okropny wygląd. Nigdy chyba nie odważy się tam zajrzeć. Nie sama. Musi znaleźć pomoc. Pytanie tylko jak? Na Ligię nie mogła już liczyć. Przekonanie jej, należało do sfery nierealnych możliwości. Przyjrzała się uważnie swoim mokrym dłoniom:
„Moje ręce są brudne.” rzekła w myślach. „Jeśli zdołam powstrzymać Ligię… moje ręce będą splamione krwią.”

****

Lautaro przymierzał właśnie świeżo ukończony kostium Romea. Trochę z trudem wciskał się w przyciasny ubiór. Czyżby przytył? A może po prostu Marcello miał mniejszy rozmiar? Te pytanie ogromnie go frustrowało. Tak mało czasu, a tutaj jeszcze tyle pracy.
- Fati, czy rzeczywiście ja i Marcello mamy ten sam rozmiar? – dopytywał się dziewczyny, czytającej scenariusz.
- Jak najbardziej. Przecież byłam tego pewna.
- Więc czemu, nie pasuję? Cisnę się w tym.
- Nie denerwuj się. Po prostu… - przyjrzała się dokładnie, aż w końcu bezradnie zaczęła stukać pięścią o swoje uda – no i masz? Musiałam przez nieuwagę pomylić się o kilka centymetrów. Stąd to całe zamieszanie. Przepraszam, naprawdę przepraszam.
- Dobra, już OK. – uspokajał wyrozumiale – ja też chcę jakoś wypaść. Przez Aresię mam nienajlepszą opinię. Ta dziewczyna to same kłopoty!
- Jest, jak jest – przyznała – trzeba to zaakceptować.
- I pomyśleć, że to ja miałem być czarną owcą w rodzinie – odparł.
- Jak to? Nie utrzymujesz z rodziną kontaktu?
- Jestem sierotą – odpowiedział. Fatimsa poczuła się głupio.
- Przepraszam. Nie wiedziałam.
- Nie ma sprawy. Ty też zostałaś sama. Ludzie mówią na prawo i lewo. Jak to w mieścinach – uzasadnił – jak wspomniałem miałem być czarną owcą. Ostatecznie raczej nią nie jestem, ale czuje, że blisko mi do niej.
- Ja nie czuje się wcale samotna – odpowiedziała mu ze szczerym uśmiechem – mam Aresię. Mam Marcella. Mam porady don Huga, niczym ciepłego ojca. Mam Chelę, z którą… co prawda – chwilę zamilkła. Chela nadal odnosiła się do niej z dystansem – nieważne. Mam Chelę, mam Nastię. I mam całą resztę mieszkańców, na których mogę liczyć. Jestem szczęśliwa. Naprawdę jestem.
Popatrzył na nią wzrokiem godnym szacunku. Zazdrościł jej. Ona miała wszystko. On tez mógł mieć. A teraz nie ma nic. Wszystko przez Aresię.
- Przepraszam, że za chwilę się uniosę, ale naprawdę nie mogę tego przeboleć. Czy ARESIA ma na drugie KŁOPOTY?
- Chodzi ci o Mandy, prawda?
- W sumie tak. Wiesz… córka starosty. Wielka szycha, wielka ryba, kiedy tu przyjechałem, byłem jak mała polna myszka przy nich. A teraz jestem jak zarazki! Uciekają przede mną.
- Bez obaw. Niektórzy uciekają nawet przed myszami. Na przykład Chela.
- Chela boi się myszy? – zwątpił. Nie było tego po niej widać.
- I to potwornie.
Gdy Fatimsa oceniała, ile mogą zająć poprawki, rozmowa coraz bardziej zachęcała ja do jeszcze większego zaangażowania w przedstawienie. Kiedy zdarzały im się przerwy myślała o Marcello. Siedział zamknięty w pokoiku na zapleczu. Teatr był już prawie gotowy, a samotnia, jak ją nazywał mężczyzna, była wybudowana w pierwszej kolejności. Tam dokonywał poprawek, tam też był oddalony od zgiełku współtowarzyszy. Pomieszczenie bogate tylko w jedno okno dostarczające światło, umeblowane jedynie w regał wraz z biurkiem do pracy dawało klaustrofobiczne wyobrażenie. Ta ciasnota pomagała mu pracować. Tłumaczył to tym, że może skupić się tylko na pracy. Nie ma żadnej drogi ucieczki. Ma tylko jedne drzwi i tylko jedno wyjście. Skorzysta z niego, dopiero gdy zajęcie uzna za zakończone.
Do rozmawiającej dwójki dołączył niedługo obiekt plotek – Aresia.
- Cześć robaczki! No i co tam? Widzę, że zawiązujesz nowe znajomości Fati! – dodała puszczając uwodzicielsko oko – ty to masz szczęście! Ode mnie wszyscy uciekają.
- Przynajmniej macie coś wspólnego – spostrzegła Fatimsa, obserwując tytułową parę przedstawienia. Chyba rzeczywiście, będziecie udaną parą kochanków.
- Wybaczcie dziewczyny – wtrącił – ale mam nadzieję, że tylko w świecie fantasy. W rzeczywistości uchowaj boże!
- O co ci chodzi? – spytała Aresia – co ci się we mnie nie podoba?
- Pomyślmy… - przyszykował lewą dłoń do wyliczanki – zostałem wzięty na języki. Niektórzy zamykają przede mną drzwi. Starosta Contensino mnie unika. Nie mówiąc już o jego córce. A to wszystko przez ciebie! – oskarżycielsko wycelował w nią palec.
- No i? – spytała niewinnie – jak ci się coś nie podoba, to nie musiałeś się zgadzać. Ja to robię, by pokazać wścibskim flądrom, że jestem wielką aktorką.
- Może za pięćdziesiąt lat, przy większej motywacji, ci się uda.
- Co to ma znaczyć? Nie wierzysz w moje możliwości?
- To chyba oczywiste – odparł swobodnie – bądźmy szczerzy, Aresia. Masz talent do popadania w kłopoty i wciąganie w nie innych. To twoja jedyna umiejętność, jak mniemam?
- Jeszcze zobaczymy! – warknęła w odpowiedzi – kopara opadnie, tym wynędzniałym bogobojnym staruchom! Julia to postać stworzona dla mnie! Dla mnie! – powtarzała coraz głośniej – prawda Fatimsa, że wierzysz w moje możliwości? – dopadła przyjaciółki, której nie pozostało nic innego jak tylko podtrzymywać ją na duchu, choć wiedziała, że dawanie Aresii głównej roli, było ryzykowne. Szczególnie teraz dopadały ją wątpliwości, czas biegł szybko, do przedstawienia już tylko trzy dni.
- Niech się dzieje co chce. Ja tylko cieszę się z obiecanego wynagrodzenia – nie musiał udawać przed dziewczynami, które dobrze wiedziały, iż chłopak przyjął rolę tylko dlatego, że Marcello ofiarował mu za nią sporą sumkę, jak współczesne gwiazdy Hollywoodu. Oczywiście do nikogo nie doszły podobne wieści o rzekomej pieniężnej rekompensacie dla aktorów. W rzeczywistości przedstawienie miało charakter rozrywki dla przyjemności , w której amatorzy grali jedynie dlatego, że chcieli spróbować. Wynagradzanie ich pracy byłoby sporym nietaktem, zwłaszcza w takim miejscu jak La Reina. Jednak Lautaro nigdy by się nie zgodził, na wspólny projekt z dziewczyną, która wpędziła go w niemałe kłopoty, więc Marcello uczynił ten wyjątek.
- Po co ci ta forsa? Niby co z nią zrobisz? – spytała Aresia. Kupisz swojej Mandy zamek?
- Pozwolicie, że zachowam to w tajemnicy – odpowiedział tajemniczo – im mniej wiecie tym lepiej – dodał pół żartem, pól serio, po czym skierował się na zaplecze by coś zjeść. Dziewczyny spojrzały na siebie z zaintrygowaiem. Każda miała swoją odpowiedź, ale wolała zachować ją dla siebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 0:00:20 07-05-10    Temat postu:

Oj, Ślimaczku, ależ Val cię lubi Dałeś czadu z Arturą. Już myslałem, że najbardziej charakterystyczna bohaterka Fatimsy oszalała, ale jednak nie. Mimo wszystko genialny opis zakrwawionych rąk i motywu z farbą oraz jeszcze bardziej genilany koszmar, można było się pośmiać. Tymczasem nie mogę się doczekać przedstawienia Marcella, czuję, że może być interesująco.

Jak już wielokrotnie wspominałem, uwielbiam twój styl - taki przyjemny do czytania, sielankowy, ale mimo wszystko przepełniony ironią - nie wiem nawet jak to określić, ale ogromnie mi się to u ciebie podoba. Ten krótki opis jest tego dowodem:

Cytat:
Właśnie załatwiła jednego ze swoich gości. Przynajmniej ma na koncie swoje pierwsze morderstwo. A potem, o ile zajdzie taka potrzeba, będzie musiała spłukiwać nieczystą wodę po raz kolejny, z tym że nie będzie już czuła zdenerwowania.


Niewątpliwie Artura zaczęła działać na całego i nawet nie wiesz jak mnie to wciąga w historię Fatimsy

Wracam w lipcu [może uda mi się wejść po drodze do lipca, ale nie obiecuję], tak czy inaczej, pamiętaj: byłem, jestem i będę wiernym czytelnikiem tego dzieła ... i oczywiście wrócę. Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:49:01 12-05-10    Temat postu:

Nie to żebym miała problem z rzymskimi cyframi, ale... nie pamiętam, na którym odcinku skończyłam czytać Ale na pewno nadrobię. Przez przypadek za to przeczytałam kawałek jednego z nowszych odcinków i mnie zatkało Dopisuję do listy rzeczy do zrobienia!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:16:32 27-07-10    Temat postu:

I wreszcie wszystko nadrobione, ale co ja widzę... zastój Cóż, muszę sie pogodzić, że autorzy moich ulubionych produkcji znikają z forum. Ale nie mogę się powstrzymać, by nie zacytować tego:

Cytat:
- Co ty powiesz? – kpiła. W jej rękach wydawał się jak lalka voodoo, brakowało tylko szpilek do nakłuwania


Ten cytat doskonale uwydatnia to, co w "Fatimsie" lubię najbardziej. Twój ironiczny sposób pisania, sarkazm przebijający się pośrednio poprzez poszczególne wiersze lub bezpośrednio rażący po oczach w scenach "starć", które tak bardzo lubię, sprawia, że przeczytanie wszystkich odcinków od początku nie stanowiło dla mnie żadnego problemu.

Mam nadzieję, że Fati powróci, bo dziełko robi wrażenie. Pozdrowienia, gdziekolwiek jesteś, Ślimaku
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 18:36:40 31-07-10    Temat postu:

Witam was wszystkich bardzo serdecznie. Ślimak wrócił. Naładowany zupełnie nową pozytywną energię po fantastycznych wakacjach, wypoczety o gotowy do nowych działań. Powoli Ślimak przygotowuje się do studiów i nastawia się na jakąś poważnę pracę na jesień. Póki co, jednak postanowił nie zaniedbywać swojego telentu od Bozi i będzie nim dalej szastał. Teraz cały miesiąc wolności jeszcze przed nim, więc Ślimak ten sierpień spędzi na tworzeniu i rozrywce w postaci dobrej lektury - waszych dzieł.


Val:
Ten mój sielankowy, ale ironiczny styl wypracował się sam od siebie. Ale niedawno zauważyłem, że dowcipnym stylem i tudzież sielankowym lubili posługiwać się latynoscy pisarze min. G. G. Marquez w "Miłości w czasach zarazy" (piękne, trochę luzackie, ale jednak romantyczne spojrzenie na miłość) no i J. Amado "Dona Flor i jej dwóch mężów" - śmiałem się nieraz nieźle na niektórych cytatach i określeniach. Autor leciał na całego. Niegrzeczna to erotyczna powiastka, a przy tym taka dowcipna, że te 484 strony polskiego wydania naprawdę miło się czytało. Chyba mam coś z latynoskich pisarzy. Więc nie jest ze mnie jeszcze taki zły pisarzyna .

Mary Rose:
O matko. W końcu wróciłaś. Wypatrywałem cię. Mam nadzieję, że coś tam nowego w "Niani" już jest, bo zaraz zajrzę na forum romans i będę rózgą bił jak nic nie będzie. Dzięki ci bardzo. Brakowało mi cię jakoś w szeregach moich pisarzy, choc zawsze wiem, że czytałaś ukradkiem tylko nie miałaś czasu, aby się ujawnić.
Jak już powiedziałem Ślimak powraca. Teraz akcja zacznie się już na całego. Nowego odcinka można spodziewać się w poniedziałek

Pozdrawiam!


Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 18:40:30 31-07-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:55:16 31-07-10    Temat postu:

Nie powstrzymam się, choć chcę bardzo, ale nie powstrzymam się:
Drodzy czytelnicy, przed wami trzy genialne odcinki - ręczę wam, że ten autor zaskoczy nas jeszcze tak jak nigdy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:52:04 01-08-10    Temat postu:

Tylko nie bij!

Mam nadzieję, że regularne komentarze, które od teraz zamierzam umieszczać w Twoim temacie zrekompensują ci braki w "Niani", w której na razie nie będzie nic nowego.

PS. Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka "Fatimsy", a Val tylko podsyca moją ciekawość
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 17:53:59 02-08-10    Temat postu:

CXXV

Artura popijając wytrawne wino tłumiła niepokój z jakim walczyła od kilku dni. Egzotyczne towary ze stolicy tamowały jej wrogie do świata nastawienie. Przewoźnicy realizowali każde jej zamówienie, każdą zachciankę. Prawie, że byli marionetkami w jej rękach. Przynajmniej tę rundę mogła uznać za udaną. Gdy zbliżał się wieczór, odwiedziła ją Ligia. Na wstępie przywitała ją nieszczerym uśmiechem. Grunt to udawać, że wszystko w porządku. Najważniejsze, że chociaż tego ją nauczyła przez lat przyjaźni.
- Nie idziesz na spektakl? – spytała bardzo wyniośle. Chciała znęcać się nad byłą przyjaciółką, nie potrafiła odmówić sobie tej chwili pyszności – to do ciebie niepodobne. W końcu Artura Rodriguez jest zawsze tam, gdzie dzieje się najwięcej. Artura Rodriguez, phi… - kontynuowała coraz bardziej akcentując pojedyncze słowa – musi być obecne, kiedy coś się wydarzy, musi siać zamęt. Przecież do tego jest stworzona.
Nie zwracała na nią uwagi, mimo że chciała, aby spotkały się ze wzrokiem. Nie mogła dać jej tej satysfakcji.
- Myślisz, że chociaż przez chwilę nie pomyślałam o starych dobrych czasach, skoro się tak nad tobą znęcam? – spytała otwarcie pędząc oczami w kierunku jej nieobecnego spojrzenia – przeciwnie, dużo myślałam, naprawdę dużo myślałam. Ale doszłam do wniosku, że to wszystko nie zda się na nic. Przecież jesteś Arturą Rodriguez, osobą, której nigdy nie chciałam poznać. Chciałam tylko poznać dogłębnie moją przyjaciółkę Silvię, szkoda że i tutaj się zawiodłam.
Podkreślała dalej, sprawiając, że na czole Artury pojawiły się niewielki kropelki potu.
- Za trzy godziny mam umówiony rejs. Spakowałam już wszystkie walizki, jeśli ruszy cię sumienie, mogę cię zabrać ze sobą, ale tylko wtedy, kiedy wróci Silvia. To ją chciałabym zobaczyć. Na twoim miejscu, nie zastanawiałabym się długo, Artura. Może nie jestem inteligentna i tak przebiegła jak ty, ale wiem jedno. Tutaj nie działają reguły sprawiedliwości, to mała wioska – zaznaczyła, co jeszcze bardziej rozjuszyło wewnętrznie kobietę.
„Dziura przeklętych” – rozmyślała – „należy solidnie przepłukać wodą”.
- Możesz próbować uciekać, ale wiedz, że kiedy tylko rybak zacznie o sobie przypominać, jego martwe ręce schwytają cię w rybacką sieć. Nie uciekniesz przed tym. W najlepszym wypadku grozi ci lincz. Masz tylko trzy godziny, aby się uratować. Żegnaj Silvia, do nie usłyszenia Artura.
Trzask drzwi wejściowych, urywane sekundy, marszczące się w gniewie brwi. Głośny huk, zwiastujący potłuczone szkło. To kieliszek z winem, był właśnie pożerany przez dywan. Wstała odgarniając niepoukładane włosy. Tak jak dziś rano była w nieładzie, tak teraz przypominała bardzo zaniedbaną kobietę.
„Trzeba spłukać tę wodę. Koniecznie”

****

Nadszedł długo oczekiwany dzień. Do budynku teatralnego przychodziły tłumy, frekwencja powoli zbliżała się do chętnego miłosnej historii kompletu. Marcello nie posiadał się z radości. Jednocześnie zmagał się z suchością gardła, jakie potęgował stres przed reakcją publiczności. To przecież teraz zacznie się jego godzina prawdy. Punkt zwrotny w jego życiu. Nawet miłość do Fatimsy musiała oddać honory marzeniu o staniu się wybitnym artystą, geniuszem, przed którym będą chylić czoła stulecia. Mistrzem jest ten, kto potrafić bawić się emocjami, on rzucił to wyzwanie życiu, teraz wszystko w rękach opatrzności. Nie może zawieść.
Teatr La Reina Diamante nazywany operetką leśną, gościł w głębi miasteczka. Składał się ze sceny, która tworzyła duży, jednolity kompleks kulturalny, zaś widownia zasiadała w przygotowanych rzędach, które stopniowo się podwyższały, oglądając przedstawienie miała możliwość ukradkiem wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo. Kompleks widokowy mieścił się pod gołym niebem. Marcello uznał, że taka koncepcja znakomicie wpływa na wyobraźnię, jak i pozwala odkryć dogłębnie reakcję oglądających.
Budynek miał słabą konstrukcję. Stworzony głównie z drewna i niewielkiej ilości cegieł, jakie udało się znaleźć, stwarzał atmosferę niepewności. Jednak tylko dla przyjezdnych. Większość domów w miasteczku często zawierała więcej drzewa niżeli kamienia czemu świat teatru świetnie komponował z okolicznymi sąsiadami.
- Aresia, jak zawsze musiałaś się grzebać – ponaglała Fatimsa, dodając sobie sztuczne zmarszczki. Przyjaciółka, nerwowo przełykała ślinę, powtarzając tekst – jeśli cenisz wartość swej córki, to oddaj ją w szpony niebiosom, jeśli cenisz wartość swej córki, to oddaj ją w szpony niebiosom, jeśli cenisz wartość…
- A teraz ja mówię: nie potrafię ulżyć twemu cierpieniu, postępuj jak uważasz, ja nie chce się wtrącać.
- No, panie jeszcze nie gotowe? – wtrącił Lautaro już fizycznie przygotowany. Był bardzo spokojny, choć w rzeczywistości niepokoił się tylko o psychicznie potwierdzenie tego stanu.
- Romeo? Romeo? Czemuś ty właśnie Romeo? – kontynuowała Aresia. Nagle przerwało wtargnięcie za scenę niespodziewanego gościa.
- On ma na imię Lautaro. I wątpię, żeby zawracał sobie głowę takimi lafiryndami. No chyba, że się mylę? – to była Mandy. Córka starosty nie omieszkała powstrzymać swoich instynktów i jednak porozmawiać ze znienawidzonym młodzieńcem.
- Mandy? Co ty tu? Jak to?
- Mandy, przykro mi, ale nie mamy teraz czasu, rozmówicie się później – upomniała Fatimsa, dotknięciem ręki.
- Nie rozkazuj mi. Ja tutaj rządzę! Jako córka starosty mam prawo unieważnić to przedstawienie.
- Hej hej, chwileczkę! – sprzeciwił się wyraźnie Lautaro – pracowałem całe życie, żeby ktoś mnie w końcu zauważył. Zachowaj spokój.
- Akurat! Pewnie pracowałeś także, robiąc dzieci jakiejś prostaczce. Przyznaj się lepiej skądś się urwałeś, a może ci jeszcze ciut wybaczę. Mimo wszystko nie jestem złym człowiekiem.
- Pójdę po Marcella – postanowiła Fatimsa, tymczasem Aresia przysłuchując się kłótni byłej pary zakochanych popijała z wrażenia wodę.
- Błagam cię, nie rób scen i wyluzuj się na miłość boską. Zmarnujesz mi karierę aktorską.
- Phi. Też mi kariera, słyszałam z wiarygodnego źródła, że załatwiłeś sobie karierę przez łóżko. Z Fatimsą? W końcu tak się kręci obok Marcella. A może z Chelą? A może właśnie przechuśtałeś Aresię na prawo i lewo? Tylko wyświadczyłeś jej przysługę, co? Mów, mów, no mów! – mówiła coraz głośniej, tłukąc chłopaka torebką z którą od jakiegoś czasu się nie rozstawała. Nosiła w niej ciężki kobiecy arsenał, by móc eliminować wroga, jakim stał się tajemniczy przybysz z Eesmeraldy.
Słysząc ten słowotok Aresia z wrażenia chłysnęła wodą, częściowo oblewając Mandy, która stała tyłem do niej. Dziewczyna gorączkowo oceniała straty.
- Ty plebsie! Ty chołoto! Wydłubie oczy, dziwce jednej! – rzuciła się na nią, jednak w porę zainterweniował Lautaro – masz pojęcie gdzie ja kupiłam tą sukienkę? W życiu tam stopy nie postawisz, bo byś zabłądziła, ciemnoto!
- Dziewczyny. Dajcie spokój. Dajcie spokój! O Jezu! – wykrzykiwał, częściowo znudzony klasyczną babską sprzeczką. Cieszył się tylko, że jego kostium ocalał. Dzięki czemu efekt strat kończył się tylko na jednej z wielu drogich sukien jakie miała Mandy. Zaczął się w końcu zastanawiać która z nich jest bardziej pusta w środku. Jego męska natura kończyła się na butelce smacznego trunku i dobrej zabawy. Gotowy wyjść nago na ulice, byleby kogoś usidlić, tak przypadkiem natrafił na Mandy. Niestety nie przewidział, że ładna dziewczyny przerodzi się w żądną zemsty samicę, kiedy na terytorium jej wpływów pojawi się konkurencja. Jakież to słodkie, a jednocześnie jakie sztampowe.
Nagle do walki dołączyła Balbina, która w porę odnalazła zgubę.
- Mandy! Ty naprawdę rozum postradałaś! – wypominała – mówiłam ci już. Nie rob wstydu ojcu i sobie przede wszystkim. Chcesz sobie zszargać opinię to proszę bardzo, ale najpierw ja muszę odejść z tego świata.
- Niech jej pani pozwoli mówić – wtrąciła Aresia. Miała odpowiedni moment na obronę. Oczywiście w swoim oryginalnym stylu – nienawidzi mnie jak chorego na wściekliznę psa! Odkąd przypięto mnie i Lautaro etykietkę zakochanych kręci się koło teatru jak tabaka w rogu! A sama nie jest lepsza. Hipokrytka do n-tej potęgi. Chce mieć Lautara tylko dla siebie, by sprawdzić, jaka tajemnica kryje się w męskich portkach. Ostrzegam, że i tak ze mną nie wygrasz, ja widziałam dużo więcej.
- Damy proszę! – zawołał czerwony ze wstydu jedyni męski osobnik męski w tym sporze, choć z trudem tłumił zażenowanie. Wiedział, że za niektórymi kobietami kryją się olbrzymie kłopoty, ale nie żeby, aż takie.
- Aresia proszę przestań. Mandy, natychmiast wychodzimy – nakazała Balbina, coraz trudniej trzymając rozwścieczoną pannę Contensino.

****

Kurtyna powoli wspinała się do góry. Wszystko wydawało się dopięte na ostatni guzik, oprócz ostatniego asa, jaki przygotował Marcello. Udało mu się w końcu przekonać do projektu Armanda. Od jakiegoś czasu zachowywali się jak dobrzy znajomi, jednak Armando nie ukrywał, że nie jest z tego powodu usatysfakcjonowany. Zgodził się na obsługę techniczną spektaklu, gdyż jako jedyny miał odpowiednie predyspozycje na to stanowisko. Z drugiej strony był ogromnie ciekawy jaki los spotka pyszałkowatego makaroniarza. Nie spodziewał się tylko, że padnie ofiarę manipulatora, jak o nim myślał. Contagnoli uznał, że już może przystąpić do chytrego planu. Za pomocą najróżniejszych intryg przekonał mężczyznę do wcielenia się w postać pana Kupuleta. Co prawda próba przekonywania, była największym wyzwaniem w jego życiu. Wszyscy w około byli albo zbyt łatwowierni, albo po prostu udawali takich, by lepiej się im żyło. Tymczasem grabarz z pobliskiego cmentarza, był taki jak trupy, które zakopywał, martwy, zimny i tajemniczy. Nigdy przecież nie ukrył swojej niechęci. Nóż na widok cynika jakim był Contagnoli trzymał w pogotowiu. Teraz trzeba było tylko sprawić, aby schował urazy. Trudno jednoznacznie powiedzieć, jakim cudem Armando na dobre wdepnął w interes teatralny, być może spore zasługi miała w tym Olivia, która bardzo ceniła sobie Marcella, mimo, że czasami niepokoiło ją jego zachowanie.
Marcello opanował swój dar wpływu na innych do perfekcji, jego plan układał się coraz lepiej, w końcu udało mu się znaleźć z grabarzem, wspólny język, nawet jeśli bywał on sztuczny. Pozory bywały dla niego lekarstwem, nad zmaganiem się z brudem rzeczywistości. Świat realny był pusty i pełen grzechu, przepełniony zasadami, których należało się trzymać. Tymczasem świat fantastyczny, był czymś gdzie nie było żadnych zasad, można było tworzyć wszystko wedle własnych pragnień, kłócić się z konwenansami i łamać je w każdy możliwy sposób. Dlatego tak usilnie trzymał się sztuki pisarskiej. Teatr to gra pozorów, gra absurdami, a jednocześnie wielka podróż w nieznane. To wszystko składało się na duszę tajemniczego Włocha. I dzisiaj ta dusza rozejdzie się na innych.
Armando wciskając się w przygotowany kostium, po cichu powtarzał ostatnie formułki przedstawienia. Wspólne sceny z Fatimsą, jako żoną Kapuleta, była dla niego niepokojącą wizją. Wiedział, że nie da rady i ulegnie jej wdziękom. To byłoby niemożliwe. Do tego jeszcze Olivia, która zasiądzie na widowni i będzie mu się przyglądać. Przeklęty Contagnoli. Wpakował go w niezłe, śmierdzące gów*o. Ale było stanowczo za późno by się wycofać. Którędy niby miał uciec? I po co? Tak samo, jak wszyscy był ciekawy efektu końcowego i tak samo jak wszyscy ogarniała go pycha o wielkości swojej postaci. Naprawdę chciał ją odegrać. Mógł wcielić się w kogoś kim był kiedyś, zanim został sam, bez ojca, który bezlitośnie go opuścił. W człowieka pełnego marzeń, w postać fantastyczną.
Marcello pieścił w dłoni maleńki krzyż. Miała to być jedyna broń w walce z własnym lękiem i słabościami. Zbliżał się powoli do sceny. Wpatrzone w niego setki oczu wyrażały szereg emocji, od zaciekawienie, po chwilę oddechu od szarej codzienności, aż po żądzę zwyczajnej rozrywki. Teraz świat należy do niego. Nie może się już cofnąć. Musi otworzyć przed ta tłuszczą welon możliwości, jakie daje jego sztuka. Sztuka, która winna przetrwać wiecznie.

Dwa wielkie domy w uroczej Weronie,
Równie słynące z bogactwa i chwały
Co dzień odwieczną zawiść odnawiały,
Obywatelską krwią broczyły dłonie.

Lecz gdy nienawiść pierś ojców pożera,
Fatalna miłość dzieci ich jednoczy
I krwawa wojna, co z wieków się toczy,
W cichym ich grobie na wieki umiera.

Miłość, kochanków śmiercią naznaczona,
Wściekłość rodziców i wojna szalona,
Zerwana późno nad mogiłą dzieci.

Przed waszym okiem na scenie przeleci,
Jeśli nas słuchać będziecie łaskawi,
Błędy obrazu chęć nasza naprawi.


Prolog ten otwierający dramat, przypadł tłumowi do gustu. Rozpoczęła się burza braw, zachęcająca aktorów do wyjścia na scenę. Jako pierwsi wkroczyli Fernando i Miguel, pobliscy sklepikarze wcielający się w rolę obserwatorów, którzy przedstawiali przyczyny nieporozumień pomiędzy dwoma rodami Kapuletów i Montekich. Jednak przede wszystkim, najbardziej istotna była sama gwiazda przedstawienia. Skandalistka Aresia. Ćwiczyła właśnie ostatnie dialogi. Miała ochotę puścić tym dewotom oko pełne pogardy, ale jednocześnie udowodnić, że jest stworzona do życia na scenie.

****

Ligia nerwowo siedziała w ostatnich rzędach, co chwila spoglądając na zegarek. Wedle zapewnień, miała wyruszyć, zaraz po zakończeniu przedstawienia. Wieczór był ciepły, duszny, od upałów, które od jakiegoś czasu bardzo wzmogły. Mimo wszystko odczuwała pewien chłód, co parę sekund chwytała się gorączkowo ramion, chcąc się okryć. Przeczuwała, że może wydarzyć się coś złego. Być może dlatego, że właśnie mijał siódmy miesiąc, odkąd postawiła tu stopę. I pomyśleć, że przybywała tutaj z myślą o wzbogaceniu, tymczasem miała odejśc z rękami mokrymi od krwi Gallegosa. Wzdragała się na myśl, o przyszłości tego miasteczka. Nie będzie już takie samo. Wiele się tu zmieni. Chyba, że uda się jej jeszcze uratować dusze Silvii. Jeśli nie, jej nowe „ja” poczyni tutaj wielkie spustoszenie. Powędrowała wzrokiem, aż letnie powietrze zamieniło się lodowatą zimę. Oparty o niewielkie drzewa stała wpatrzona w scenie, z pewnością dla pozoru Artura Rodriguez. Od czasu do czasu wędrowała wzrokiem w kierunku rzędu w którym siedziała Ligia. Kobieta zaczęła trząść się jeszcze bardziej. Spojrzenie Rodriguez było zimne, wyniosłe, wuzute z wszelkich pozytywnych emocji. Cały czas jej dłonie pracowały, to przykładała je do piersi, to moczyła w kropelkach drogich perfum, jakie trzymała w torebce. Umysł Ligii zastanawiał się nad przyczyną jej dziwnej mowy ciała. Czyżby pozbyła się Gallegosa i uważnie sprawdzała, czy aby nie przesiąkła trupim zapachem? Ta koncepcja była najbliższa prawdy. W rzeczywistości jednak zmarły Gallegos nadal gościł w komórce na parterze.

****

Tymczasem przedstawienie kwitło. Z minuty na minutę apetyt widzów wzmagał się coraz bardziej. Lautaro w roli Romea nie był gryzący, lecz autentyczny. Jego interpretacja wydawała się idealna, choć w rzeczywistości, była alternatywą z niższej półki. Romeo to postać buntownika, pragnącego znaleźć prawdziwą miłość. Z kolei Julia w ujęciu Aresii, to posłuszne dziecko rodziców, czasami uparcie zmierzające do przeciwstawienia się niektórym racjom ojca. Charakterystyka tej uroczej panny, przypadła Aresii do gustu, poczuła, że może się nią bawić, przeplatając emocje między sobą od wzruszenia, po gniew. Szczególnie mocno utkwiła w pamięci widzom w pamiętnej scenie w ogrodzie, której nie mógł pozbyć się Marcello, choć sprawiała wiele kłopotów. Ostatecznie, Aresia stanęła na podwyższeniu które na zewnątrz było przykryte tekturą symbolizującą mury budynku. Tandetna dekoracji mimo to, nie wbijała się w umysły słuchaczy. Ich oczy wlepiały się z wielką czułością w twarze zakochanych. Byli tacy prawdziwi.
Moja miłości – rzekł Romeo – gdyby słońce nie chciało wstać dnia następnego, obiecuję, że zostałbym z tobą zawsze.
Wierzę twoim zapewnieniom – wtórowała wzruszona Julia – lecz słyszę, jak Marta mnie wzywa, musze iść, jednak nie na długo. Zaczekaj tu na mnie kochany. Wrócę za minut parę.
Po chwili wraca z nowymi czułościami.
Julia: Zbliża się niezłomny świt dnia. Naprawdę musisz już iść, ukochany!
Romeo: Niech przyjdą tu po mnie i wygonią. Nie odejdę bez twojego zapewnienia o czułej miłości.
Julia: Zapewnienie moje, kochanku, jest równie mocne jak twoje. Jednak miłość nasza nic nie da by, powstrzymać nadchodzącego ojca ze strażnikami. Zbiegaj czym prędzej. Tylko wtedy będę mogła przespać te noc spokojnie.
Romeo: Dobrze, moja duszko, moja czarodziejko, jednak zanim odejdę prześlij mi jeszcze jeden pocałunek. Ten będzie nagrodą twej nieobecności o świcie poranka.
Scena pocałunku wywarła na widzach ogromne wrażenie. Naprawdę byli parą. Nie było co do tego wątpliwości, jednak ich uczucie było czyste i nieskazitelne.
- Mała przybłęda, ubrana w szaty królewny rozpustnica – przeklinała Mandy miętosząc chusteczki w dłoniach. Miały służyć Balbinie na otarcie łez po przedstawieniu, w rzeczywistości dostały się w ręce panienki, która ściskała je, wyrzucając swoja wściekłość.
Kiedy na scenie pojawiło się małżeństwo Kapuletów, kilka głosów zawrzało. Fatimsa i Armando tworzyli udaną parę, choć tłumili uczucia. Szczęściem Marcello tak skroił scenariusz, by bliskość małżonków, była ukazana dość odlegle. Rodzice panny Julii przybyli obwieścić jej wspaniałe wieści związane z poślubieniem Parysa. Reakcja dziewczyny była ostra. Po pierwsze dlatego, że nie kochała wybranka, po drugie, iż wczorajszej nocy jej związek z Romeem został pobłogosławiony przez ojca Laurentego. Z logicznego punktu widzenia, byłoby to bigamia. Armando jak się okazało, sprawdził się w tej roli niezbicie. Prawdopodobnie dlatego, że rola zarozumiałego i władczego ojca odpowiadała jego tajemniczej posturze:
Zebrało się w tym domu na szatańskie zapędy – wołał pan Kapulet – kto to widział, aby logika dostała się w obręby kobiecych sukien. Ty sama nie wiesz, moja droga czego pragniesz. Jutro gnaj pod mury kościoła, i zawieraj małżeństwo z Parysem, jakie ci dobroduszny ojciec sprawił. I nie waz się sprzeciwiać bo cię wychłoszczę, łojowa lalko, nieposłuszna, wszetecznica!
Pani Kapulet: Jesteś zbyt miękki, albo zbyt szalony mój małżonku, uspokój się chociaż na chwilę.
Julia: Chciałabym być ci najmilszą córą, ojcze, ale życzenie jakiego pragniesz, nigdy nie zostanie spełnione.
Piastunka Marta: Ulitować się nad panienką. Na pewno z wrażenia, język się jej poplątał.
Kapulet: Na twym miejscu, już teraz szykowałbym ślubny wianek, inaczej nie masz co myśleć o byciu moją córką.
Dziwne, stało się to do, czego dążył Marcello jak i Aresia. Widownia mocno współczuła Julii, płakała i śmiała się wraz z nią. Z kolei Armando, był przyjmowany z wrogością i potępieniem, padały nawet ciche słowa, by czym prędzej, zły piorun go roztrzaskał. Zapłakana Julia wynoszona była na piedestały, z kolei bezlitośni rodzice mogli lizać rynsztoki.
Kiedy zbliżała się finałowa scena emocje sięgały zenitu. Wpatrzony wzrok poddawał się całkowicie iluzji, Mandy przestała torturowac chusteczki, a przyjęła rolę zauroczonej historią dziewczyny. Chela siedząca w trzecim rzędzie, nie wychodziła z podziwu, jak i szczerze żałowała, że nie doceniała biednej Aresii. Dziewczyna była genialna. Pancho zauroczony widowiskiem nie zwracała w ogóle uwagi na klejąca się do niego Nastię. Kobieta ponownie przegrała batalię o jego zainteresowanie. Jednak było w tym pocieszenie. Tym razem nie była to Maria Elena. Wszyscy chłonęli spektakl z tak mocnym zaciekawieniem, że nikt, dosłownie nikt nie zauważył że z końcowych rzędów znikły dwie główne gwiazdy wieczoru – Aresia i Artura. Ta noc jeszcze nie miała swojego finału.

****

Ligia nie mogła znieść scen mordu. Dlatego czym prędzej oddaliła się od teatru. Nawet jeśli była to tylko fikcja, dla niej była zbyt prawdziwa i męcząca psychicznie. Jeszcze przed odejściem, zadała Arturze, tylko jedno pytanie, czy podjęła już decyzję. Wówczas, przeszył ją dreszcz. Usłyszała to, czego tak się obawiała:
„Wynoś się stąd Ligia, bo przysięgam, że podzielisz los Gallegosa”.
Nie miała wątpliwości, że dawna Silvia umarła. Zły los czeka to miasteczko. Ludzi nieuświadomionych czyhającego zła. Nie chciała się w to mieszać, tylko wyruszyć, najdalej jak to możliwe, na zawsze zatuszować epizod z La Reina. Gdyby tylko była w stanie przewidzieć, że dawna Silvia całkowicie umarła. Artura Rodriguez, była destrukcją. Destrukcją, która usuwała, każdego na swojej drodze. Nie zawahała się i przed ostatecznością. Zaczaiła się za krzakami, oddalonymi od strony portu o jakieś pięćdziesiąt metrów. Tutaj będzie niezauważona. Będzie mogła oglądać swoje dzieło, pozostając anonimowa. Jeszcze nigdy nie czuła się tak, jak teraz. Miała przed oczami rozkładające się zwłoki Raula i twarz Ligii, która się z niej śmieje. Ona proponowała jej pomoc. Ona? Dziewczyna, która bez niej, nie mogłaby zrobić nic, bo była za święta. Jak mogła tak ją znieważyć? Porównała, do następnych stworzeń, które żywią się morderstwem. Ona nie była mordercą. Jedynie łowcą, który poluje na ofiarę. Tym razem ofiara znieważyła swojego kata. Znieważyła do granic możliwości. Urażona duma Artury musiała wziąć górę. Mogła się jeszcze zastanowić, dać jej odejść. Ale po co ma ryzykować? Ligii, nie można zaufać. Skoro gotowa była tak ją wyśmiać. Widziała w niej bezbronną Arturę, którą zniszczą masy zacofanych głupków, którzy łyknęli jej kłamstwa. Niby, że nie ma nad nimi władzy. Jeszcze dobrze nie poznała Artury Rodriguez. Ale już nie pozna. Trzeba spłukać brudną wodę. Tym razem przynajmniej nie będzie obarczona konsekwencjami.
Ligia siedziała na walizkach, wyczekując powrotu Bernarda. Przedstawienie miało się ku końcowi. Troszkę żałowała, że nie zdecydowała się na wyjazd w umówionym terminie. Ale chciała zapewnić sobie rejs do Brazylii, a przeprawa przez Amazonkę był kosztowna i musiała potrwać. Wolała całkowicie wtopić się tłum obcych jej ludzi, a ta operacja wymagała jednak od niej cierpliwości. Przewoźnik pewnie się spóźni, bo najpierw będzie musiał powrócić do rzeczywistości, w końcu sztuka Marcella, okazała się sukcesem, już na samym wstępie. Trudno będzie zbliżyć się widzom do rzeczywistości. Wtem wdychanie ciepłego nocnego powietrza zakłócił zapach zbliżony do stęchlizny. Woń była silniejsza kiedy zbliżyła się do mola. Weszła do portu, i natychmiast chciała wyjść, kiedy spostrzegła, że całe pomieszczenie jest oblane benzyną.
Paliwo to, było nowością, pracowano nad kupnem dla miasta nowoczesnych pojazdów, na silniki spalinowe, a bez tego nie mogłyby dobrze funkcjonować. Wiadomość o multum pojemników, mających zapewnić miastu, dalszy rozwój ucieszyły Arturę. Dostrzegła je przed kilkoma dniami. Przypomniała sobie o nich właśnie dzisiaj. Perfidnie przecięła niektóre z pojemników, a część z nich po prostu rozlała. Taki miał być plan działania, teraz czas na punkt kulminacyjny. Wyciągnęła z podręcznej torebki, pistolet sygnałowy, starej marki, ale ciągle nie pozbawiony warunków dla użyteczności. Kochany Bernardo. Wstrętny Hurtado, zanim zdechł, zostawił po sobie same skarby, jakich doszukała się na strychu. Pistolet do flar, był właśnie jednym z nich. Czas naglił, nie mogła się już dłużej zastanawiać. Kiedy rozległa się burza braw, oznajmiająca, że najważniejsze wydarzenie dobiegło właśnie końca, rozpoczęło się następne, mające przyćmić poprzednie. Wystrzelona raca brnęła do celu…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 11:43:31 03-08-10    Temat postu:

Przeczytałem właśnie jeden z najlepszych i ... najbardziej oczekiwanych odcinków. Napięcie we mnie rosło do pierwszego do ostatniego zdania, w którym każde słowo było dopieszczone precyzją pod każdym względem. Robisz rzecz niezwykłą, nie wiem w jaki sposób, ale ci to wychodzi - nawet najabrdziej tandetne sceny typu zwykłe sprzeczki czy szarpaniny mają klasę, co było pokazane dzisiaj w scenie Mandy kontra Aresia.

W końcu nadeszło to słynne przedstawienie. Co tu wiele komentować, istna rewelacja, czuć, że piszesz to z pasją - i to jest najważniejsze. Jak zwykle zasypałeś nas interesującymi, wisielczymi tekstami, które uwielbiam. Pozwolę sobie wymienić kilka z nich:

Cytat:
„Dziura przeklętych” – rozmyślała – „należy solidnie przepłukać wodą”.


Cytat:
Skandalistka Aresia. Ćwiczyła właśnie ostatnie dialogi. Miała ochotę puścić tym dewotom oko pełne pogardy, ale jednocześnie udowodnić, że jest stworzona do życia na scenie.


Cytat:
Umysł Ligii zastanawiał się nad przyczyną jej dziwnej mowy ciała. Czyżby pozbyła się Gallegosa i uważnie sprawdzała, czy aby nie przesiąkła trupim zapachem? Ta koncepcja była najbliższa prawdy. W rzeczywistości jednak zmarły Gallegos nadal gościł w komórce na parterze.


Piękny opis:

Cytat:
Marcello opanował swój dar wpływu na innych do perfekcji, jego plan układał się coraz lepiej, w końcu udało mu się znaleźć z grabarzem, wspólny język, nawet jeśli bywał on sztuczny. Pozory bywały dla niego lekarstwem, nad zmaganiem się z brudem rzeczywistości. Świat realny był pusty i pełen grzechu, przepełniony zasadami, których należało się trzymać. Tymczasem świat fantastyczny, był czymś gdzie nie było żadnych zasad, można było tworzyć wszystko wedle własnych pragnień, kłócić się z konwenansami i łamać je w każdy możliwy sposób. Dlatego tak usilnie trzymał się sztuki pisarskiej. Teatr to gra pozorów, gra absurdami, a jednocześnie wielka podróż w nieznane. To wszystko składało się na duszę tajemniczego Włocha. I dzisiaj ta dusza rozejdzie się na innych.


Najlepszy tekst w całej historii:

Cytat:
Artura Rodriguez, była destrukcją. Destrukcją, która usuwała, każdego na swojej drodze. Nie zawahała się i przed ostatecznością.


Jednak to nic w porównaniu z zakończeniem jak z typowego horroeu/thrilleru - w jednym miejscu chwila chwały, a w drugim miejscu chwila grozy, połączone ze sobą głosem narratora. Istna rewelacja.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:11:56 03-08-10    Temat postu:

Zaczynając czytac "Fatimsę" od początku wiedziałam, dokąd zmierza autor. Już samo przypisanie opowiadania do działu horror/thriller świadczyło, że sielankowe wątki komediowe nie potrwają długo.
I choć ślimak prowadził nas po La Reina Diamante za rączkę, dostarczając uśmiechu na twarzy poprzez liczne sprzeczki między Fati a Armandem oraz poprzez samą postać "skandalistki Aresii", wiedzieliśmy, że historia w końcu zrobi zakręt w tą "ciemną stronę".
Ślimaku drogi, tak dokładnie opisałeś przedstawienie, że czułam się, jakbym naprawdę siedziała pod gołym niebem w centrum miasteczka i podziwiała jej mieszkańców jako aktorów.
Sądzę, że każdy wie, jak kończy się sztuka "Romeo i Julia". A Artura, jak widać, postarała się, by tragizm był podwójny. Klasycznie przerwałeś w takim momencie, że wargi pogryzłam do krwi (taki mój nawyk, gdy się denerwuję lub ekscytuję). Pozostaje tylko czekać na dalszy rozwój wypadków...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 13:41:38 04-08-10    Temat postu:

Val:
Dzięx. Wisielczych tekstów jeszcze będzie sporo, zwłaszcza, że "Fatimsa" w końcu w moim odczuciu zaczyna się rozkręcać .

Mary Rose:
Oj, jak tylko potrzeba plastra, waty i spirytusu na obolała wargę to daj znać, na szczęście jestem przygotowany na każdą okoliczność, gdyż lubię dbać o swoich czytelników . Przygotuj się, odetchnij, bo najlepsza lub... najbardziej emocjonująca zabawa dopiero się zaczyna .


CXXVI

Kiedyś widziała podobną rozpierdułkę. Chatka Bogu ducha winnej sierotki Marysi zamieniała się w zgliszcza na jej oczach. To był od zawsze nieodzowny element znanych jej serii przygodowych, na które w każdą sobotę wieczorem poświęcała czas. Ach te komiksy! To było miłe. Widzieć ten pot strachu na czole oprawcy, obserwować uważnym okiem, jak ofiara za momencik zniknie z powierzchni ziemi. Cóż, za emocje, co za akcja! A potem gorączkowe poszukiwania winnego. Ten frajer z obrazka zwykle wpadał jak śliwka w kompot. Artura była zadowolona z takiego obrotu sytuacji, teraz koledzy w ciupie zrobią mu rozpierdułkę. Będzie skomlał jak pies wołając o litość. Ale nikt mu nie zrobi tej przyjemności. Oj, nikt nie zrobi.
Tym razem choć wszystko wyglądało podobne, było zupełnie inne. Komiks był komiksem. To było na niby, a to co przed chwilą się wydarzyło, było rzeczywistością. Zrobiła to! Posłała Ligię Sevalleros do piekła! Ta zdrajczyni już nigdy nie przemówi. Nie otworzy swojej paszczy. Nie będzie się z niej więcej śmiała. Przez moment w duchu przypominała sobie fragmenty bzdurnego snu, w którym Mamusia gratuluje jej odwagi i trzyma za nią kciuki. Ta raszpla z trumny była nieszkodliwa, zupełnie fantastyczna. Trudno by się nią przejmować, a jednak w tej chwili chciała, aby ktoś ją podziwiał. Nawet jeśli była to postać z jej wyobraźni.
Powoli rozentuzjazmowany tłum zbliżał się w kierunku molo, albo raczej tego, co z niego zostało. I pomyśleć, że w ciągu najbliższych miesięcy, planowano rozbudować miasteczko, by stworzyć całkiem przyjemne warunki na kompleks turystyczny. Jeszcze nigdy w La Reina Diamante nie było tulu turystów. Co więcej ci przyjezdni, nie zamierzali wyjeżdżać. Znaleźli tu dom, schronienie, przyjaciół, a nawet miłość. Czegoś takiego nie było od lat! Miasto naprawdę zaczęło rozkwitać. A tu coś takiego! Port w jednej chwili po prostu przepadł. Zniknął. Bernardo w amoku ruszał w jego kierunku. Niewiele myśląc zaczął wołać, pomocy. Chela stojąca tuż nieopodal pognała po wiadra z baru, mieszkańcy momentalnie zamienili się w posłuszną armię robotów, szukającą w każdym możliwym miejscu pojemnika, który napełnią wodą. Wszyscy milczeli, biegli na oślep, nie oglądając się za siebie, Artura Rodriguez, w tym zamieszaniu, miała szansę, po prostu przejść niezauważona. Nie przewidziała tylko takiego obrotu sprawy.
„Kto wynalazł tę broń. Przecież to istny promień śmierci!” – rozmyślała – „Jeśli go dobrze użyć, rozniosłabym całą tę dziurę!”
Takiego wybuchu nie mogła przewidzieć. Flara wycelowała na tyle celnie i mistrzowsko, że wybuch był zatrważający. Ona to widziała na własne oczy. Toż to istna, mała bomba atomowa! Co za huk! Co za emocje! Czuć na sobie to mrowienie. Te ciarki, te dreszcze. Rozwaliła serce tego miasta. Rozniosła w drobny mak. TO ONA TO ZROBIŁA. ZROBIŁA TO SAMA!
Nie może się teraz cieszyć, nie może. Musi udawać, ogłupiałą. Gdyby mogła rzucić tę całą panikę w diabły. Ich też by się przydało roznieść. Ale kto by ją wtedy zauważył? No kto? Zmieniła właśnie historię! Nikt tu nie przyjedzie. Przynajmniej nie oficjalnie. Nie ma już dokąd. La Reina Diamante nie ma już łódek, nie ma sprzętu, nie ma portu. Są tylko zwęglone, zdechłe ryby w rzece.
„Będą mieli gotowe mięso bez smażenia” – zażartowała sobie. Wtem ktoś pchnął ją w plecy, poczuła, że z trudem utrzymuje równowagę. Runęła na ziemię. Przez kilka sekund, otrzepywała się z piasku. Ktoś jej musiał nieźle przysolić, ci panikarze gnali przed siebie, jak dzicz, która potrafi się nawzajem zdeptać. Uroki ludzkości. Nikogo nie uszanuje, nawet własnego życia w obliczu zagrożenia.
- Niech pani wstaje, nie ma co tu oglądać. Żyje pani? – zwrócił się do niej wysoki, emocjonujący głos. To była Aresia. Ta smarkula, którą często widywała w barze Cheli i ostatnio z Raulem. Nigdy nie miała przyjemności, się z nią rozmówić. Kiedyś w końcu musi być ten pierwszy raz.
- Nic mi nie jest. Naprawdę. Dziękuję – z trudem wydusiła z siebie słowa. Były to pierwsze słowa wypowiedziane tuż po morderstwie. Z Ligią już tego nie zrobi. Nigdy. To dobrze, czy źle? Och, nie miała siły o tym myśleć. Musi stąd uciekać.
- Niech pani pójdzie ze mną – zaproponowała Aresia – to nie miejsce dla kobiet. Portu raczej nie da się uratować. Zostawmy to mężczyznom.
Nie wiedziała, czy wypadałoby w tej chwili odmówić. Jeśli to zrobi uzna ją za jakąś psychiczną wariatkę, a po Aresii spodziewać się można było najgorszego. Nie podobała jej się od samego początku. Ale wyróżniała się z tłumu. To było jej plusem, dla niej utrudnieniem. Nieważne. Lepiej pójdzie z nią. Co ma do stracenia? Będzie w centrum wydarzeń, dostanie relacje z pierwszej ręki. Już widzi ich miny, kiedy okaże się, że wśród zgliszcz znajdą ciało. Oby tylko nie miała okazji, tego widzieć, nie powinna na to patrzeć. Jeszcze gotowa wyobrazić sobie twarz Ligii, która ma się dobrze i wyśmiewa ją publicznie. Nie. Nie zniosłaby tego.
Posłusznym choć ociężałym krokiem, milcząc, podążała z ciągnąca ją Aresią. Dlaczego poszczególne członki zamieniały się w watę, którą można było zgnieść? Była taka lekka. Co się dzieje? Czuła, że zaraz zemdleje. Nie może do tego dopuścić. Musi usiąść, musi usiąść. Nie może zemdleć. W ręku gorączkowo ściskała torebkę. W jej wnętrzu ma przyczynę zbrodni. Przyczynę, której nikt nigdy nie odkryje. Nie może odkryć.

****

Nastia trzęsącymi się rękoma nalewała alkoholu. Trzeba popić. Trzeba solidnie popić. Na uspokojenie. Tak, na uspokojenie.
- I pomyśleć, że dzień miał się tak pięknie skończyć – powtarzała ciągnąc jeden kieliszek za drugim.
- Nie pij tyle, Nastia. To nic nie pomoże – powstrzymywała bezskutecznie Fatimsa.
- Nie ma mowy. Musimy myśleć rozsądnie. A na trzeźwo nic człowiek nie wymyśli, bo jest zszokowany. Przecież ja tam na Boga, dzisiaj przechodziłam – krzyczała – pytałam nawet Bernarda o przeczucia związane ze spektaklem! Nie mogę w to uwierzyć.
- Cicho, tylko cicho – zaalarmowała Chela – przejdę się, by zdać relację, a wy tymczasem siedźcie tu i nie ważcie nigdzie łazić. W okolicy może być niebezpiecznie. Tylko Bóg jeden, wie, co się wydarzyło.
- Jak myślisz, wyciek benzyny, czy zaawansowana piromania? – wymyślała twórczo Aresia, zaraz gdy Chela znikła.
- Mam nadzieję, że nie myślisz o tym w żarcie – podsumowała Fatimsa – módlmy się, żeby to był zwykły wypadek.
- To ta Rodriguez? – nagle wtrącił się Marcello, gdy tylko spostrzegł wzrokiem kobietę u czwartego stolika z prawej strony – chyba pierwszy raz widzi takie BUM! – stwierdził, choć jego myśli kręciły się zupełnie gdzie indziej. Cały czas miał przed sobą burzę braw. Udało mu się. Naprawdę mu się udało.
- Dziwi mnie to – odparła Fatimsa – jesteś niezwykle spokojny.
- Jeszcze… ciągle błądze myślami o przedstawieniu – wyjaśnił, jednak nikt się nie cieszył. Ugodziła go ta chwila milczenia. Jeden wybuch. I wszyscy zapomnieli. Miał ochotę udusić sprawcę. Czy to zwyczajne zrządzenie losu? Nie, nigdy! To musiała być ingerencja szatana! Bóg by na to nie pozwolił. Nie jego litościwy BÓG!
- Musimy się uspokoić. Przede wszystkim, pomyślmy przez chwilę rozsądnie. Może coś przeciekało, coś łatwopalnego. W porcie składowano wiele rożnych materiałów – naprowadzała Nastia – być może, coś w ten deseń.
- Za niedługo się przekonamy. Poczekajmy, aż wróci Chela z informacjami – odparła Fatimsa.
Wtem zwichnięta niczym liść Artura Rodriguez podniosła się ze stolika.
- O! Zaraz dam pani pić! – zarządziła szybko Aresia. Nie mogła teraz protestować. Najmniejszy ruch i już po niej.
„Nie trząś się. Nie trząś się, ty głupia dziwko! No nie trzęś się. Nie jesteś przecież galaretą!”
To na nic. Nie potrafiła powstrzymać dreszczy. Z trudem łykała podaną wodę. Ukradkiem obserwował ją Marcello. To dziwne, przez chwilę wydawało jej się, że wszyscy wiedzą co zrobiła, i teraz się jej przyglądają. A najbardziej ten cały Marcello. Udusi ją tym spojrzeniem.
- Dziękuję – wyszeptała.
- Chyba nie była pani w pobliżu, prawda? – spytała Aresia.
- W pobliżu czego? A… to jest… w pobliżu… portu? – wypowiadała z wielkim bólem poszczególne sylaby. Co za męka. Kiedy to się skończy? Kiedy będzie mogła zaszyć się w swoim domu?
- Na wywiad przyjdzie czas później! – znowu jakiś głos. Tym razem zupełnie różniący się od poprzednich.
„Kogo tu jeszcze niesie?! Niech mi pozwolą odejść!”
Szczęściem to nagłe wejście, były jej wybawieniem. Była to Mandy. Wybuch ani trochę nie zrobił na niej wrażenia, przynajmniej nie takiego jak na większości mieszkańców. Ta dziewczyna miała inne sprawy na głowie. Prawdopodobnie albo przeżywała jeszcze przedstawienie, albo po prostu trapiło ją coś jeszcze innego.
- Mandy, nie przeszkadzaj, nie widzisz co się dzieje? – przerwała Aresia.
- Widzę, zwykły wyciek benzyny, to naturalne jak się składuje, tyle śmieci w tak małym porcie – odparła pewnie – co myślicie, że nie wiem, co ojciec sprowadza? To na bank, musiała być benzyna. Coś wyciekło, coś się przypadkiem zapaliło. I BUM! – klasnęła w dłonie, na co po cichu warknęła Artura.
„Nie rób tego więcej, bo ci zaraz flaki rozniesie” – ścisnęła delikatnie torebkę z bronią w środku.
- Nie ma co nad tym deliberować. Wszyscy byli na przedstawieniu, więc nikomu, chwała Bogu, krzywda się nie stała – rozpogodziła pomieszczenie. Jakby nie patrzeć miała rację. Szkoda, że tylko na pozór – zresztą port i tak trzeba było przebudować. Kurczę! – nagle klapnęła się w czoło – ojciec dostanie apopleksji. Wrzucił w bagno kilka tysięcy Bolivarów. Jeśli nie był ubezpieczony, będzie gadał o tym przez miesiąc. Fati, dajcie mi coś do picia. Ja też muszę się uspokoić, bo zaczynam gadać od rzeczy!
- Daj jej najlepiej arszenik – szepnęła kąśliwie Aresia – przestanie trajkotać.
- Ty tam lepiej nie marudź pod nosem, bo jeszcze z tobą nie skończyłam – pogroziła palcem – z tobą i tym zdrajcą. Oboje będziecie mieli piekło na ziemi, już ja wam to przysięgam. Z córki starosty się po prostu nie kpi!
- I myślisz, że co tym zdziałasz? Uważaj, bo już się trzęsę!
- Nie wykręcisz się już. Widziałam, jak się do siebie kleiliście – prychnęła – para kochanków, w namiętnym pocałunku. Kogo wy chcecie nabrać? Jesteście parą. Dwie przybłędy! Poproszę ojca, aby wydał nakaz, by was wyrzucić. Nie ma dla was miejsca w La Reina!
- Poproś przy okazji staruszka o nowy mózg, bo widać, że go nie używasz – ripostowała Aresia pozwalając sobie na pełne złośliwości uśmiechy – to była fikcja. Gra aktórów-amatorów, dla zbiorowej publiczności. Ale cieszę się, że wypadłam tak genialnie – winszowała sobie wyniośle – choć nie przeczę. Może powinnam zakręcić się wokół Lautara? Facet ma wszystko na swoim miejscu. I taką rekomendację – były chłopak starorościnki.
- Och! Wydłubię jej oczy! – krzyknęła i już miała szykować się do skoku, lecz i tym razem dziwny zbieg okoliczności ponownie przywiał do baru Balbinę. Tak jak przed spektaklem złapała dziewczynę, próbując przemówić jej do rozsądku:
- Nie zachowuj się jak smarkula! Przysięgam, że złoję ci skórę. Taki wstyd!
- Balbina, nie wtrącaj się. To sprawa zranionej godności, ty tego nie zrozumiesz! – oponowała zaciekle Mandy.
- Widzicie, tak to jest jak ma się godność. Ja jej nie mam, i dobrze mi z tym – stwierdziła Aresia – od razu przypomina mi się zdarta do szczętu godność Fatimsy, po tej przygodzie z Armandem – pozwoliła sobie na śmiech, jednak Fatimsa przypominając sobie dawne urazy, pociągnęła w odwecie przyjaciółkę za włosy.
- Auć! – zawołała piskliwie.
- Nie mów o tym, jest tutaj Marcello. Zresztą to nie miejsce i pora!
Mimo to myliła się. Z baru zniknął jej narzeczony. Co więcej zniknęła i Artura Rodriguez.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Rose
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:48:19 04-08-10    Temat postu:

No tak, na się było domyślić, że Artura długo tam nie zabawi. Nie po tym, co zrobiła. No i mając narzędzie zbrodni w torebce (o ile dobrze zrozumiałam).
Cytat:
Toż to istna, mała bomba atomowa! Co za huk! Co za emocje! Czuć na sobie to mrowienie. Te ciarki, te dreszcze. Rozwaliła serce tego miasta. Rozniosła w drobny mak. TO ONA TO ZROBIŁA. ZROBIŁA TO SAMA!

Cóż za fala podekscytowania i dumy. Jednak Artura nie jest tak silna, jak mi się wydawało, świadczy o tym późniejsza reakcja, kiedy w porcie znalazła ja Aresia. Skoro robiło jej się słabo, to znaczy, że coś w niej tknęło. A może to tylko moja wyobraźnia stara się wszystko usprawiedliwiać?
Cieszę się, że mimo poważnych wydarzeń nie rezygnujesz z humoru, bo jest to niewątpliwa zaleta "Fatimsy". Acha, no i nadal mam nadzieje, że Ligii nic się nie stało.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:11:49 07-08-10    Temat postu:

Co za emocje. Podczas gdy każdy liczył na wybuch aplauzu po spektaklu, to wybuch z ogniem i dymem przyćmił wszystko inne. Podczas gdy całe miasteczko żyje tą sensacją, nieoczekiwanie znika dwójka najbardziej intrygujących bohaterów i aż ciarki przechodzą na myśl, że zapewne ich drogi właśnie zmierzają do połączenia się, które wcale nie będzie słodkie.

Ale się nasza Pani Destruktorka podjarała, zabójczo szaleńczy cytat:

Cytat:
Takiego wybuchu nie mogła przewidzieć. Flara wycelowała na tyle celnie i mistrzowsko, że wybuch był zatrważający. Ona to widziała na własne oczy. Toż to istna, mała bomba atomowa! Co za huk! Co za emocje! Czuć na sobie to mrowienie. Te ciarki, te dreszcze. Rozwaliła serce tego miasta. Rozniosła w drobny mak. TO ONA TO ZROBIŁA. ZROBIŁA TO SAMA!


Ostatnio zmieniony przez Val dnia 22:13:12 07-08-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 38, 39, 40, 41  Następny
Strona 39 z 41

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin