|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:49:10 16-05-11 Temat postu: |
|
|
A fakt nigdzie nie napisałaś
Jakoś tak mi się nasunęło jak napisałaś miłość jego życia i matka jego córki :p hehe.....
Co do zaskakiwania to jestem pewna, że na pewno ci sie to uda |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:54:48 16-05-11 Temat postu: |
|
|
No to dobrze, bo jakby się okazało, że napisałam, to by trochę zburzyło mój plan... ale skoro nie to kamień z serca
I dzięki za wiarę w moje możliwości;) |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:17:01 16-05-11 Temat postu: |
|
|
Kochana zawsze wierze w Twoje możliwości
Hm....plan? Ciekawe, ciekawe :> |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:24:07 16-05-11 Temat postu: |
|
|
Podziękował
Mówiłam, że trzeciego sezonu nie będzie, ale czym więcej o tym myślę, tym mam większe wątpliwości, czy zdołam wszystkie pomysły upchnąć w tym sezonie... póki co wszystkie zapisuję, a które z nich ujrzą światło dzienne to się jeszcze okaże |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:39:47 16-05-11 Temat postu: |
|
|
No tak a czegosz ja sie mogłam spodziewać
hehe.....to aż tyle ich jest, że trzeba je zapisywać? No to nieźle...szykują się kolejne zagadki jak mniemam |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:44:42 16-05-11 Temat postu: |
|
|
No trochę ich jest, ale gorzej, że moja pamięć jest dobra, tylko trochę krótka, więc dla własnego dobra wolę gdzieś to zapisać, żeby mi nic nie umknęło |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:00:05 16-05-11 Temat postu: |
|
|
Matty dodał chyba troszkę smaczku do Nicol, miotała się pomiędzy Dorianem a Nate'm a teraz ma trzecią alternatywę, milutko. Z tym, że Charles może nie być jej biologicznym ojcem, sugerujesz, że mogła odziedziczyć jakieś zdolności po prawdziwym?
Nie wiem o co chodzi z reinkarnacją córki Prestona... Może to ten duch potrzebny do mocy pięciu? Nie mam pojęcia...
Jestem tak w tyle ze wszystkim jak tylko się da, przepraszam i obiecuję poprawę.
Sin |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:28:58 16-05-11 Temat postu: |
|
|
Tak właśnie sugeruję, ale wiesz... to jeszcze nic pewnego;)
A co do reinkarnacji - może to wcale nie reinkarnacja? Może jego córka tak naprawdę nigdy nie umarła?
I nic się nie martw - komentarz nie zając^^ |
|
Powrót do góry |
|
|
conan235 Aktywista
Dołączył: 07 Sty 2011 Posty: 302 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:12:12 18-05-11 Temat postu: |
|
|
Nie wiem czy mi się podoba, ale raczej tak^^ |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:47:15 20-05-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
~3 (34)~
Dochodziła trzecia rano. Vivianne, która przysnęła przy kuchennym stole, aż podskoczyła, słysząc trzask frontowych drzwi. Po chwili w korytarzu pojawił się Nathaniel. Nie spodziewał się, że Vivianne będzie na niego czekać. Od zniknięcia Doriana prawie w ogóle z sobą nie rozmawiali. Nate był święcie przekonany, że należą mu się jakieś wyjaśnienia, a Vivianne milczała jak zaklęta, choć przecież nie chodziło tu już tylko o niego i jego prywatną wojnę z Castardem, ale być może o los całego świata. Jego brat na pewno wiedział więcej niż się do tego przyznawał, a teraz przepadł jak kamień w wodę, a wraz z nim szansa na zakończenie tej wojny zwycięsko. Dorian z całą pewnością wiedział o mocy pięciu więcej niż Viv, Nicol, Nate i Preston razem wzięci. Widział także coś o Nicol i o Vivianne. Coś, czego nie wiedziały o sobie nawet one same, a co być może było kluczem do rozwikłania tej zagadki.
Zatrzymał się w progu i spojrzał na nią. Patrzyła na niego zatroskanym wzrokiem, a on wcale nie był pewien czy może jej ufać. Domyślał się, że tamtej nocy musiało zajść coś między nią a jego bratem, ale podświadomie odpychał te myśli od siebie. Teraz też nie miał ochoty tego roztrząsać. Naprawdę źle się czuł. I nie chodziło już tylko o jego przeszłość i przyszłość świata, która od niego zależała. Tego wieczora, po raz pierwszy od dawna, dość mocno oberwał, ale dopiero gdy wszedł do kuchni i zobaczył przerażenie w oczach Vivianne, zdał sobie sprawę jak musiał wyglądać. Cały był brudny, jakby przed chwilą wyszedł z kanału, ubranie miał poszarpane, a z pojedynczych ranek na ciele sączyła się krew.
- Co się stało? – spytała w końcu, szczerze zaniepokojona, nerwowo przełykając ślinę. Chciała podejść i mu pomóc, ale powstrzymał ją jednym gestem ręki.
- Nic mi nie będzie – wybełkotał, siadając przy stole. Nie chciał nic od niej i nie miał najmniejszej ochoty z niczego jej się tłumaczyć.
- Zrobię ci mocnej kawy – powiedziała, wyczuwając od niego ostrą woń alkoholu.
- Nie chcę kawy! Ani herbaty… nic nie chcę! – wrzasnął, uderzając pięścią w stół. – Jedyne czego chcę, to przestać żyć! – warknął wściekle, podnosząc się gwałtownie z krzesła. Zaraz jednak tego pożałował, bo potłuczone, jeśli nie złamane, żebra wyraźnie dały o sobie znać. Powoli podniósł z ziemi krzesło, które z trzaskiem przewróciło się na posadzkę i wsparł się dłońmi o jego oparcie.
- Jesteś pijany i bredzisz.
- A ty? – Vivianne spojrzała na niego zaskoczona. – Co z tobą było nie tak, kiedy mój brat stąd uciekał?... No słucham?! Może wreszcie powiesz mi, co się tu, u licha, stało tamtej nocy?… Uwiódł cię?! Omotał jakimiś wampirzymi sztuczkami? A może zwyczajnie ci zapłacił? – wykrzyczał jej w twarz. Z jednej strony ulżyło mu, że wreszcie wyrzucił to z siebie, a z drugiej… poczuł się jak ostatni głupek. Zwłaszcza, gdy zobaczyły jej zaszklone oczy. Czekał na siarczysty policzek, ale ona zamiast uderzyć go z całej siły, tylko zacisnęła dłonie w pięści. Wiedziała, że miał rację. Jeśli ktokolwiek był winny zniknięcia Doriana, to tylko ona. Odwróciła się na pięcie bez słowa i zaparzyła kawę, którą potem postawiła przed nim na stole. Oddychał ciężko. Widać było, że odniesione rany sprawiają mu ból, ale zdecydowanie gorszy od bólu fizycznego, zdawał się być ten psychiczny, który nie opuszczał go od kilku stuleci, a który tylko się nasilił w momencie, gdy w jego życiu pojawił się Dorian, a raczej Loris.
- Mówiłeś, że łowcę trudno zabić – zaczęła po chwili, by przerwać niezręczną ciszę, jaka między nimi zapanowała. Spojrzał na nią z udręką. – A wyglądasz, jakbyś ledwo uszedł z życiem…
- Powiedzmy, że trafiłem na wyjątkowo silne i żądne krwi wampiry – mruknął, usiadłszy ponownie przy stole, wierzchem dłoni, wycierając krew, spływającą z czoła.
- Castard? – spytała. Na dźwięk tego słowa Nate zastygł w bezruchu. Zacisnął nerwowo szczęki i tylko przecząco pokręcił głową.
- On nigdy nie zniży się do takiego poziomu – szepnął po chwili. – Będzie używał swoich nędznych sługusów, będzie się z nami bawił, a kiedy już go to znudzi, wtedy sam stanie do walki… I wygra ją.
- Nie, jeśli to my uaktywnimy moc pięciu.
- Jak chcesz to zrobić? – warknął poirytowany Nate – To nie takie proste, zwłaszcza, że nadal niczego nie wiemy!… Cholera… – mruknął, znów ocierając krew, spływającą z czoła.
- Pokaż – rozkazała, podchodząc do niego i odsuwając jego dłoń od rany.
- Daj mi spokój – rzucił oschle, ale gdy zmroziła go spojrzeniem, postanowił już nic więcej nie mówić. Był zmęczony. Nie miał ani siły, ani ochoty, by się z nią kłócić. Jedyne czego teraz chciał, to zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Żył na tym świecie już wystarczająco długo i wystarczająco długo grał rolę zbawiciela. Czas najwyższy, by ktoś wreszcie przejął od niego tę „zaszczytną” rolę.
- Może powinniśmy jechać do lekarza? – spytała, widząc, że Nathaniel wciąż trzyma się za żebra, po czym chwyciła papierowy ręcznik, zmoczyła go lekko i delikatnie wytarła nim jego twarz, a potem wyjęła apteczkę i zajęła się przemywaniem rany na czole.
- Ja jestem lekarzem… jakiś czas temu skończyłem medycynę – mruknął bez przekonania, tonem zupełnie wyzutym z jakichkolwiek emocji. – Z wyróżnieniem. I nawet pracowałem przez kilka lat na ostrym dyżurze...
- Uważam – mówiła pewnie, puszczają jego przechwałki mimo uszu – że powinien to zobaczyć ktoś, kto jest na bieżąco z medycznymi nowinkami.
- I jak niby miałbym mu wytłumaczyć, że moje żebra zrastają się w ciągu pięciu minut?
- Siedzisz tu już co najmniej dziesięć, a twoje żebra najwyraźniej jeszcze się nie zrosły.
- Żadnych lekarzy – uciął temat stanowczo. – Może rzeczywiście nie zrosną się w pięć minut, ale gwarantuję, że nic mi nie będzie.
- Dopóki znów nie postanowisz, że może jednak warto dać się zabić…
Nate spojrzał na nią zdumiony. Nie sądził, że będzie to aż tak bardzo widać, ja już zgłasza, że zauważy to osoba, którą znał od tak niedawna. Odkąd stał się łowcą, nauczył się starannie ukrywać swoje uczucia przed światem. Vivianne jednak miała nadzwyczaj rozwiniętą zdolność empatii. W tej chwili przekonał się o tym po raz kolejny. Rzeczywiście, niczego w tej chwili nie pragnął bardziej jak tego, by to wszystko wreszcie się skończyło. Obojętnie w jaki sposób.
- Idę na górę – szepnął, powoli podnosząc się z krzesła – Wezmę prysznic i położę się, a rano wstanę jak nowonarodzony…
Skłamał. Widział, że każdy kolejny dzień będzie gorszy od poprzedniego, ale cóż innego mu pozostało?
Vivianne patrzyła, jak jego sylwetka znika w ciemnym korytarzu. Podziwiała go i współczuła mu jednocześnie. W swoim długim życiu naprawdę wiele przeszedł i wcale nie dziwiło jej, że może już mieć tego wszystkiego dosyć. Dopiła kawę i ruszyła w stronę jego sypialni. Zebrała jego brudne ubrania i miała już wychodzić, kiedy dostrzegła na podłodze coś błyszczącego. Medalik na złotym łańcuszku. Podniosła go powoli i przyjrzała mu się uważnie. Bursztyn przypominający łzę, z zawieszką w kształcie ważki i błękitnym koralikiem. Vivianne wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana, podziwiając piękno kamienia, który okalała złota otoczka z delikatnym plecionym wzorem. Chciała go otworzyć i zobaczyć co jest w środku, ale wtedy właśnie Nate wyszedł z łazienki.
- Co robisz? – spytał.
- Leżał na podłodze… – szepnęła, wyciągając w jego stronę dłoń z medalionem. Nathaniel bez słowa sięgnął po niego, ale gdy ich dłonie na chwili zetknęły się, zamykając medalion między sobą, odskoczył jak oparzony.
- Co u licha? – warknął, spoglądając na Vivianne, a potem na swoją dłoń, która w miejscu, gdzie dotknęła medalionu, była czerwona, jakby ktoś przyłożył do niej rozżarzony węgiel.
- Nic nie zrobiłam – wyszeptała nie mniej zdumiona Vivianne.
Nathaniel podniósł ostrożnie medalion z podłogi. Delikatnie pogładził palcami bursztyn, by sprawdzić, czy znów go nie sparzy, po czym powoli zawiesił go na szyi i zacisnął w dłoni, przymykając na chwilę oczy.
- Ważka to symbol nieśmiertelności – zauważyła Vivianne.
- Nie jestem nieśmiertelny – mruknął Nathaniel, chwytając się za żebra, które znów dały o sobie znać.
- Pozwolisz sobie pomóc? – spytała, wlepiając w niego swoje kocie oczy. Zanim zdążył odpowiedzieć stała już obok niego z bandażem elastycznym w dłoni. – Nie trzeba być lekarzem, żeby wiedzieć, że należałoby tu zastosować opaskę elastyczną, podać środki przeciwbólowe i przeciwkaszlowe… – zaczęła trajkotać jak nakręcona, więc Nate posłusznie poddał się jej zabiegom, co jakiś czas instruując ją i wtrącając różne medyczne anegdoty. – Gotowe – powiedziała, z zadowoleniem przypatrując się swojemu dziełu.
- Dziękuję – szepnął. – I przepraszam…
Potrząsnęła przecząco głową, uśmiechając się lekko.
- To ja powinnam przeprosić ciebie. To przeze mnie Dorian… – spuściła głowę, czując, że na jej policzki wypełza płomienny rumieniec. Na samo wspomnienie tego, co wydarzyło się między nią i Dorianem tamtej nocy, zrobiło się jej gorąco.
- Loris zawsze otaczał się pięknymi kobietami – zaczął po chwili Nathaniel – i widać nic nie zmieniło się przez te wszystkie lata. Nicol, ty i bój jeden wie ile jeszcze innych kobiet uległo jego urokowi przez te wszystkie lata. A ja? – uśmiechnął się krzywo, spoglądając na nią. – Jak pokocham, to na zawsze i to mój problem. Każdy marzy o wiecznej miłości, ale w moim przypadku wieczność to bardzo długo… Zbyt długo. Dziś jest rocznica, o której wolałabym nie pamiętać – mówił coraz ciszej, siadając na łóżku ze spuszczoną głową. – Kolejna, już nawet sam nie pamiętam dokładnie która, a ja nadal nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek zdołam pokochać…
- Lilianne? – spytała, siadając obok niego. Skinął głową, odruchowo sięgając do medalika.
- Dała mi go dawno temu – powiedział, a przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu, który jednak znikł równie szybko jak się pojawił.
- Zginęła wtedy, gdy zabiłeś Angélique?
- Nie, wtedy jej krew wystarczyła by Lili przeżyła, ale kilka miesięcy później zjawił się Lionel Castard. Nie wiedziałem wtedy, że jest wampirem, ale on wiedział, że to ja zabiłem jego kobietę i postanowił odpłacić mi tym samym… – Nate poczuł jak wielka gula ścisnęła mu gardło. Spojrzał na Vivianne ze łzami w oczach. – Vivianne, ona zginęła przeze mnie… Nigdy sobie tego nie wybaczę, rozumiesz? Nigdy… – szepnął, usiłując powstrzymać napływające do oczu łzy. Sam nie wiedział czemu, poczuł jakąś ulgę, jakby ktoś zdjął z niego ogromny głaz, który dusił go przez te wszystkie lata.
Vivianne objęła go ramieniem i przygarnęła do siebie tak, że po chwili jego głowa spoczęła na jej kolanach.
- Płacz Nate… – szeptała, gładząc jego włosy i plecy – Nie musisz ciągle zgrywać twardziela…
*
Preston przez chwilę przyglądał się tej scenie z korytarza. Nathaniel wtulony w Vivianne, płakał jak dziecko. Po tylu latach w końcu dał upust emocjom, które do tej pory starannie ukrywał przed światem. Kiedyś musiało to nastąpić. Tony i tak był dla niego pełen podziwu, że tak długo dusił w sobie to wszystko, z pokorą wypełniając powierzoną mu misję.
Zdecydowanie nie był to najlepszy moment na to, by mówić mu, że jego ukochana być może wcale nie zginęła, jak obaj myśleli do tej pory…
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 13:11:33 21-05-11, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:37:44 20-05-11 Temat postu: |
|
|
Końcówka naprawdę mnie zaskoczyła... Czego dowiedział się Tony i jak zareaguje na to Nate?
Czyżby Lilliane naprawdę żyła? Naprawdę zaskakujesz mnie z każdym odcinkiem...
No i co z Dorianem?
Biedny Nate, wreszcie zrzucił z siebie ten ciężar...
Jestem ciekawa, co ma do powiedzenia Preston... Czekam więc baaaardzo niecierpliwie na dalszy ciąg... |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:02:43 21-05-11 Temat postu: |
|
|
Dzięki za koma :*
Dorian, jeśli dobrze pójdzie, powróci już w kolejnym odcinku, ewentualnie, w najgorszym wypadku, w piątym;) |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:08:57 21-05-11 Temat postu: |
|
|
Ołć, biedna Vivi, sama nie ma pojęcia co właściwie się stało, że Dorian uciekł pewnie. Chyba, że jej czarodziejskie zapory pękły, gdy się... ehem... kochali? Ale Nate ma racje, to może zaważyć nie tylko na ich życiu, lecza na losach całego świata. Dobrze, że wreszcie Nate wszystko z siebie wyrzucił, może to z niego zejdzie i przestanie zyć na pół gwizdka. Zwłaszcza, że nie wiadomo jak zareaguje, gdy dowie się o powrocie Lilianne... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:46:31 23-05-11 Temat postu: |
|
|
Ale się porobiło, ja nie mogę
Czyżby teraz Nate stał się śmiertelny? Połamane żebra, które wcale nie chcą się zrosnąć i jeszcze poparzenie od medalika....hm.....ciekawi mnie teraz przez co to....tak się zastanawiam czy to nie od pocałunku z tymi dziewuchami czarownicami. Jeden i drugo się z nimi całował i jeden i drugi ( mam tu na myśli Doriana) stał się śmiertelny. Sama już nie wiem. No i jeszcze się dowiadujemy, że być może ukochana Huntera wcale nie zgineła. Nic z tego nie rozumiem moja droga i nie podejmuje się nawet zgadywania, bo już tak namotałaś, że sama nie wiem co i jak, kto z kim, po co, dlaczego? ech....czekam na kolejny i już |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:24:08 23-05-11 Temat postu: |
|
|
Kochana - nigdy nie było mowy o tym, że Nate jest nieśmiertelny, a przynajmniej tak mi się wydaje Choć powiem Ci w sekrecie, że tok rozumowania, że braciom stało się coś od całowania z czarownicami (o ile one nimi faktycznie są) jest nawet niezłym tropem
Co do motania... no cóż... widać taki już mój urok;) Nowy sezon = nowe zagadki - muszę dbać, żebyście się nie nudziły
A tak przy okazji - trzyma mnie tu tylko "Hunter" i "The Fallen" - jak (a może raczej "jeśli") skończę, to znikam stąd... chyba, że coś się do tego czasu zmieni;) |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|