|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eluś15 Aktywista
Dołączył: 20 Paź 2008 Posty: 380 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:39:16 24-04-09 Temat postu: |
|
|
Świetna telenowele:) |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 21:50:42 30-04-09 Temat postu: |
|
|
37 ODCINEK
Kawiarnia.
Rosita po awanturze z Alexem nie miała nic do stracenia, a nawet w jej mniemaniu wiele do zyskania rozmawiając z jakże sympatycznym sąsiadem. Cosme, czyli rzekomy Mauricio dopiął swego. Mógł teraz wdrożyć swój plan w życie. Nieświadoma niczego dziewczyna była gotowa go wysłuchać i ciekawa jakichkolwiek propozycji ze strony mężczyzny.
- Bardzo fajny lokal i parzą tu świetną kawę – przyznała Rosita.
- Wiedziałem dokąd cię zabrać – odparł Cosme uśmiechając się tajemniczo.
- Przejdźmy do tematu, bo jestem bardzo niecierpliwa. Jak możesz mi pomóc Mauricio?
- Właśnie widzę, ale nic dziwnego. Takie dziewczyny jak ty chcą zwojować świat i na pewno im się uda. Mam sporo znajomych w pewnym lokalu w którym na pewno cię przyjmą. Patrząc jaka jesteś młoda i zgrabna nie widzę żadnego problemu. Będzie dobrze...
- Jesteś bardzo tajemniczy. Jaka to praca?
- Nie denerwuj się. To naprawdę znakomita robota. Wydawać ci się będzie może nieco niezbyt oryginalna, ale za to znakomicie tam płacą...
- Jestem zdesperowana i podejmę się każdej pracy... Pomożesz mi?
- Co za pytanie. Oczywiście, że tak. Twój chłopak nie może kazać ci wiecznie siedzieć w domu. Musisz się spełniać zawodowo. To zawód... kelnerki, ale w znakomitym lokalu.
- Może być kelnerka...
- Nie odbierz tego źle. W tym lokalu będziesz mogła stopniowo awansować, ale zaczniesz od bycia kelnerką. Zarobisz nieźle, a do tego dojdą napiwki. Szybko awansujesz. Jestem tego pewien...
- Dobrze, że na świecie są jeszcze tak dobrzy i pomocni ludzie jak ty...
- Drobiazg. Niedługo odezwę się i umówię cię z właścicielem lokalu. Daję słowo, że będziesz tam gwiazdą nad gwiazdami.
- Czy ty nie przesadzasz? Będę zwykłą kelnerką...
- Nic z tych rzeczy. Będziesz nadzwyczajną kelnerką i na pewno zadowolisz własnego szefa oraz każdego innego klienta, a i mnie przy okazji nie zawiedziesz – tłumaczył tajemniczo Cosme.
- Na pewno nie zawiodę. Mogę to obiecać – uśmiechnęła się dziewczyna zupełnie nie przeczuwając grożącego jej niebezpieczeństwa...
Tymczasem...
Sandra z jednej strony chciała zapomnieć o swojej ślepej miłości do Raula Vellasqueza, dzięki której wpakowała się w kłopoty i skończyła w więzieniu, ale z drugiej czuła się zobowiązana dotrzymać słowa Andrei, która pomogła jej w trudnych chwilach. Pieniądze jej i jej ojca skróciły nieco męczarnie Sandry za kratkami. Wyszła za dobre sprawowania po zaledwie połowie swojego wyroku.
- Tobie nie wyszło, więc teraz ja spróbuje swojego szczęścia z tym przystojniakiem – rozmarzyła się Andrea.
- Znam tą rodzinę bardzo dobrze. Nie będzie łatwo. On jest oddany swojej żonie Monice. To kretynka, ale jest ładna i on stracił zupełnie dla niej głowę. Raul ma opinię bawidamka i lekkoducha, ale skoro przez tyle lat jej nie rzucił, to teraz tym bardziej tego nie zrobi. Poza tym dochodzą do tego jeszcze dzieci. Gdy ja o niego walczyłam, on był tylko świeżym mężulkiem, teraz gdy ma przy swoim boku synka i córkę jest już doskonale sprawdzającym się ojcem. Nie wróżę ci sukcesu – odpowiedziała jej szczerze Sandra.
- Pomożesz mi czy nie? Twoje teorie guzik mnie obchodzą. Myślisz, że mam na względzie jego dzieci? Raul jest moim kaprysem i zdobędę go. A jeśli mam po drodze podeptać jego żonę i tych dwoje smarkaczy, to zrobię to! Zawsze nienawidziłam swojego ojca, bo to zwykła gnida i przestępca, ale pod jego wpływem stałam się taka sama jak on. Też zależy mi na pieniądzach, ale nie aż w takim stopniu jak jemu. Najważniejsze dla mnie jest to aby mieć dokładnie czego sobie zażyczę. Raul od początku mi się spodobał. Będzie mój...
- Jaka ja mam odegrać rolę aby ci pomóc?
- To proste. Znasz go doskonale. Opowiesz mi o nim wszystko co wiesz i doradzisz jak go zdobyć. Szczególnie interesują mnie jego słabości. Co ty na to przyjaciółeczko z celi? – uśmiechnęła się Andrea, ale Sandrze jakoś nie było do śmiechu. Chciała się zmienić i nie mieszać się ponownie do życia rodziny Vellasquezów. Raz już dała się podpuścić „przyjaciółce” jaką była dla niej Vanessa Cortez. Teraz sytuacja była wręcz analogiczna do tej sprzed kilkunastu lat...
Mieszkanie Lindy i Miguela.
Miguel i Linda postanowili odciążyć nieco zmęczoną Deborah i odwiedzić leżącego w szpitalu Gustavo. Miał z nimi pojechać Flavio, dla którego była to doskonała okazja aby czegoś się dowiedzieć.
- Jedziemy do szpitala. Zaczekaj na nas chwilę. Pójdę poszukać żony. Jak zwykle gdzieś zniknęła – machnął ręką Miguel.
- Już idę kochanie. Wezmę tylko torebkę – odpowiedziała mu Linda, a że powiedziała to głośno, słychać ją było nawet przy tarasie.
- Widzisz jakie są kobiety. Zawsze trzeba na nie czekać. W takim razie ja też pójdę po pieniądze, bo w powrotnej drodze zrobimy zakupy. Zaczekaj tu chwilę...
- Nie ma problemu – odparł tajemniczo Flavio.
Korzystając z okazji Flavio szybko wykręcił numer do swojego szefa aby powiadomić go o sytuacji.
- Czego chcesz Flavio? – spytał Gino ociągając się w fotelu w którym pił piwo.
- Zaraz pojadę z Lindą i Miguelem Vellasquezami do jakiegoś szpitala. Podejrzewam, że jadą odwiedzić swojego ciężko rannego przyjaciela Gustavo Valdeza – stwierdził mężczyzna.
- Słusznie podejrzewasz. Jedź tam z nimi i spróbuj ich wypytać do kogo jadą. Jednym słowem zrób wszystko aby dowiedzieć się w jakiej sali i w jakim stanie przebywa tam Valdez. Nie zawiedź mnie!
- Zrobię wszystko co w mojej mocy szefie. Oni już idą. Muszę się rozłączyć.
- Do roboty Flavio! Znajdź go i daj mi znać. Nic nie rób pochopnie...
Gino zakończył rozmowę z Flaviem i był mile zaskoczony obrotem spraw. Faktycznie zrozumiał, że dzięki Vellasquezom może bez trudu dotrzeć do poszkodowanego Valdeza. Jego dobry humor zauważył momentalnie Manolo, który nagle pojawił się obok niego z kubkiem kawy w ręce, którego o mały włos nie wylał wprost na spodnie swojego bratanka.
- Szczęśliwy dzień, co? – zapytał.
- Zapowiada się obiecująco wujku. Flavio chyba wie gdzie leży Valdez. Jako szofer Lindy i Miguela zawiezie ich prosto do celu – odparł Gino zacierając ręce z radości.
- Zapewne nikt inny oprócz przyjaciół nie będzie mógł tam wejść. Nie wpuszczą go...
- Wiem o tym, ale nic nie szkodzi. Najważniejsze żeby Flavio dał nam znać gdzie ten kretyn przebywa. Jeśli jest w tym szpitalu, to już my sami zajmiemy się tym aby Gustavo Valdez ze szpitala trafił wprost do kostnicy.
- My? – zdziwił się Manolo.
- Tak, bo z tobą wujku chcę dokonać tej zbrodni. Jesteśmy profesjonalistami i razem wykończymy Valdeza. Będzie to dla nas szczególna chwila, a i Jaguar pobłogosławi nas z góry...
- O tak... On da nam znak, który pozwoli zabić Valdeza. Wiesz co bratanku, masz absolutną rację. Jesteśmy znakomitym duetem. Prawdziwe z nas tandety!
- Chyba tandemy wujku... Tandemy jak już... O to ci chodziło?
- Dokładnie o to. A czyżbym się przejęzyczył? – zdziwił się Manolo...
Biuro Roberto Vellasqueza.
Po incydencie z Santiagiem, Esteban zdawał właśnie swojemu szefowi relację z najnowszych sondaży.
- Wciąż znacznie prowadzisz, ale Eduardo Campos po tym falstarcie wyraźnie się przebudził i zaczyna zdobywać wyborców. Z badań wynika, że przyciąga do swojego elektoratu coraz więcej młodzieży – powiedział niepokojącym głosem Esteban.
- Młodość za nim przemawia, więc i młodzi ludzie będą go popierać, ale nie na długo – odparł Roberto.
- Nie byłbym taki pewien. Campos otrząsnął się po fali krytyki w prasie. Nie wszyscy podzielają poglądy redaktora Toscaniego...
- Toscani wziął pieniądze i ucichł. Nie tak to miało wyglądać! Trzeba będzie znowu go wezwać, bo ten kretyn zapomniał o swoich obowiązkach. Musi nastąpić kolejny atak na Eduardo Camposa. Trzeba zdusić go póki można. Nie może wypłynąć na fali sukcesu. Musimy go oczernić, skompromitować, może w coś wrobić...
- Najlepiej w zabójstwo – śmiał się Esteban.
- Dobra myśl. Wszystko w swoim czasie. Ty to masz pomysły – stwierdził zadowolony Roberto.
- Ale to był żart...
- Z twojej strony może tak, ale nie z mojej. Weź wszystko potrzebne dokumenty. Mamy kolejną konferencję prasową, a potem spotkanie w sprawie programu dotyczącego proponowanych przeze mnie zmian w gospodarce. Nie ma czasu do stracenia...
Więzienie.
Daniel Marciales doczekał się w więzieniu wizyty gościa, którym była jego własna żona. Mimo, że już dawno doszło do ich rozwodu, to Paola wciąż była zdenerwowana widząc tego pozbawionego skrupułów mężczyznę. Nie przyszła odwiedzić go dobrowolnie.
- Jestem jak chciałeś... Po co znów mnie dręczysz? Jeszcze ci mało? – powiedziała zdenerwowana kobieta.
- Mi mało? Nie wiesz chyba co mówisz! Dostałaś rozwód i możesz bezczelnie uwodzić tego prostaka Juana Cordillo, a ja siedzę w tym okropnym miejscu! – bulwersował się Daniel.
- Zasłużyłeś sobie na to, a ja nikogo nie uwodzę. Szanuję to, że Juan jest żonaty i szczęśliwy w swoim małżeństwie.
- Ble ble ble... Guzik mnie to obchodzi. Masz pieniądze?
- Mam. Oto one...
Paola dała mu je do ręki tak aby żaden ze strażników tego nie zauważył. On szybko przeliczył i tylko się skrzywił.
- To jakieś grosze, ale na razie wystarczy. Postarasz się o więcej...
- Nie masz nade mną już żadnej władzy bydlaku! Dostałeś ile chciałeś, ale więcej nie będzie!
- Owszem, będzie. Jestem z daleka od ciebie, bo za kratkami, ale pamiętaj, że mam tu kumpli, a ci kumple mają swoich znajomych na zewnątrz. Chyba nie chcesz aby Juan Cordillo doznał jakiegoś wypadku?
- Jak śmiesz mi grozić?
- Ostrzegam cię. Znajdź dobrą pracę i wspomóż byłego męża. W głębi duszy wiem, że niewiele się od siebie różnimy... Zawsze byłaś łatwą i podłą intrygantką!
- Zgnij w więzieniu! – krzyknęła na koniec Paola opuszczając wciąż śmiejącego się męża...
Mieszkanie Moniki i Raula.
Sebastian i Natalia bawili się w towarzystwie Victora Moreno i dzieci bardzo polubiły towarzystwo starszego pana. Nie wiedziały jednak dlaczego znajomy mamy poświęca im aż tak dużo czasu.
- Na mnie chyba już czas... Wasza mama za chwilę przyniesie wam obiad na stół – stwierdził Victor.
- Zostań jeszcze. Z tobą jest tak fajnie – przekonywała Natalia.
- To prawda. Jesteś dla nas jak rodzina. Mama nigdy nie chce powiedzieć nam kim dokładnie jesteś – dodał Sebastian.
- Po prostu znajomym...
- Szkoda, bo chcielibyśmy żebyś był z rodziny – kontynuowała temat Natalia.
- Macie już wspaniałą mamę, wspaniałego tatę, babcie, dziadka, kilku wujków, ciocie i wielu przyjaciół...
- To prawda, bardzo lubimy Alfreda, ale wiemy, że jest drugim mężem babci Cristiny. To nie to samo... Nie znaliśmy naszego dziadka Jose Manuela i nikt nie chce nam o nim nic powiedzieć. Nie znamy również babci i dziadka ze strony mamy. Ty mógłbyś być naszym dziadkiem. Masz ku temu zadatki – powiedział Sebastian.
- Bo tak naprawdę ja jestem waszym dziadkiem – nie mógł powstrzymać się Victor i w końcu wypalił to, co zawsze chciał im powiedzieć.
Te słowa usłyszała Monika, która właśnie wracała z kuchni. Była w szoku...
- Coś ty im powiedział? – nie mogła uwierzyć w to co słyszy...
- Prawdę córeczko. Najwyższy czas aby twoje dzieci dowiedziały się, że mają dziadka i mogą na niego liczyć. Zżyłem się z nimi i nie mogłem dłużej siedzieć cicho. Jestem waszym dziadkiem i ojcem Moniki. Mam nadzieję, że dacie mi szansę i znajdzie się dla mnie miejsce w waszej rodzinie – zakończył Victor...
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 21:52:55 30-04-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:28:47 03-05-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Rosa nie ma nawet pojęcia jak ta praca "kelnerki" będzie wyglądać. Jest w wielkim niebezpieczeństwie.
Miguel i Linda wybierają się do szpitala. Flavio ma ich zawieść. Zadzwonił do Gina, a ten był zadowolony. Jest pewien, że jadą do Valdeza. Jego radosną minę zauważył Manolo. Powiedział wujkowi, że tacy profesjonaliści jak oni załatwią komendanta i znajdzie się w kostnicy. Manolo znowu się przejęzyczył. "Ale z nas tandety". Dobre to było. Uśmiałam się. Ma się ten Gino z Manolem, tak jak niegdyś Jaguś.
Roberto jest wściekły. Euardo zyskuje coraz więcej poparcia. Chce go oczernić, skompromitować a nawet w coś wrobić. Co za gnój!! Nie cierpię go
Andrea chce przy pomocy Sandry zdobyć Raula. Ta jej mówi, że nie będzie to takie proste bo on świata nie widzi poza Monicą a poza tym ma dzieci. Andreę nie obchodzi to. On jest jej kaprysem i chce go zdobyć za wszelką cenę, a Sandra ma jej pomóc. W końcu to dzięki niej wyszła z więzienia.
Victor zabawiał się z dziećmi Monici i Raula. Mówiły mu, że jest dla nich rodziną i jak dziadek. Victor nie wytrzymał i powiedział, że jest ich prawdziwym dziadkiem. Weszła Monica, nie spodobało jej się to. Victor powiedział, że już dłużej nie mógł siedzieć w milczeniu. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 21:36:24 19-05-09 Temat postu: |
|
|
38 ODCINEK
Mieszkanie Moniki i Raula.
Monika nie mogła uwierzyć, że jej ojciec jednak powiedział prawdę Sebastianowi i Natalii. W jednej chwili poczuła wściekłość na Victora, ale z drugiej strony odczuła też ulgę, bo przestanie żyć w niepewności, a najważniejsza będzie i tak przecież reakcja jej dzieci. Z początku jednak chciała wyrzucić ojca za drzwi.
- Lepiej stąd wyjdź i nie mów słów których będziesz później żałował! – powiedziała stanowczo Monika.
- Jak chcesz kochanie, ale musiałem wyrzucić to z siebie. Takie jest moje prawo. Dzieci powinny znać prawdę o swoim dziadku... Wychodzę, bo pewnie nie chcesz mnie już więcej widzieć – odparł smutniejąc Victor.
- Ale ja chcę żebyś został! – wtrąciła nagle Natalia.
- Ja również. Nie chodź jeszcze dziadku – dodał Sebastian...
- Dzieci... Musicie zrozumieć, że to jest zupełnie nowa sytuacja i nie możecie podejmować za mnie pochopnych decyzji – powiedziała zdezorientowana Monika.
- Ale my chcemy wszystko wyjaśnić mamo. Dajmy szansę dziadkowi i niech opowie dlaczego go wcześniej przy tobie i przy nas nie było...
- Nie można skreślać ludzi. On jest dla nas naprawdę dobry, a jeśli coś zrobił źle, to widać, że tego żałuje...
- Widzisz tato jakich masz wnuków? Są takie małe, ale już tyle wiedzą o życiu i są dla ciebie takie wyrozumiałe... Skoro one chcą żebyś został, to ja jako ich matka nie mam nic przeciwko. Może dobrze się stało... Porozmawiajmy więc szczerze i może znajdziemy kompromis – stwierdziła Monika...
Tymczasem...
Flavio zawiózł Lindę i Miguela do szpitala w którym leżał Gustavo. Chciał też jak najszybciej poinformować swojego szefa o lokalizacji tego szpitala.
- Zaczekam na państwa w samochodzie – powiedział Flavio.
- Posiedzimy u niego około pół godziny – zauważył Miguel.
- Możesz gdzieś pojechać i wrócić jeśli chcesz – dodała Linda.
- Poczekam na państwa. Wykonuje swoją pracę i nie będę sobie robił wolnego. Zaczekam.
- Jak już chcesz. My idziemy...
Linda i Miguel weszli do środka, a Flavio nie ociągając się szybko wykonał telefon.
- Jesteśmy przy Zachodnim Szpitalu. Tam najprawdopodobniej leży Gustavo Valdez – powiedział zadowolony Flavio.
- Doskonale. Wszedłeś z nimi? – spytał Gino.
- Nie. Zostałem aby nie budzić podejrzeń. Weszli sami do środka.
- Ty kretynie! To jak się dowiemy w której sali przebywa? Dobra... Jadę tam, jestem nawet blisko celu, więc potrzebuję jeszcze pięciu minut...
- Powiedzieli, że będą tam siedzieć pół godziny, więc szef na pewno zdąży.
- Czekaj tam na mnie...
Gino rozłączył się. Jechał samochodem wraz z Manolem i z jednej strony był zadowolony, ale z drugiej nie mógł ścierpieć, że Flavio jest takim tępakiem i nie znalazł sposobu aby wejść tam razem z Miguelem i Lindą.
- Gdyby on miał choć odrobinę sprytu Cosme – narzekał Gino.
- Spokojnie bratanku. Sam mówiłeś żeby nie interweniował, bo my to zrobimy – odparł Manolo.
- Racja wujku. Zawsze wiesz jak mnie ostudzić i co powiedzieć. Sami to załatwimy i bez niczyjej pomocy.
- Załatwimy?
- Tak wujku. Wiem, że też nienawidzisz Valdeza i sam chciałbyś najchętniej odłączyć go od respiratora, ale zrozum mnie. Ja również chcę delektować się każdą chwilą zemsty.
- Nie ma problemu. Odłącz go od tego kanalizatora sam...
- Od czego? Chyba respiratora?
- Racja...
- Jedźmy, bo się spóźnimy... Dziś nasz wielki dzień. Zabijemy Valdeza, a Leoncio Pena będzie z nas dumny patrząc na nas z góry – rozmarzył się Gino.
- O tak. Mój brat dał nam błogosławieństwo. Możemy z nim skończyć – powiedział Manolo...
Nocny klub „Tropico”.
Cosme przyśpieszył znacząco swój plan całkowitego zniszczenia życia Rosity i zabrał dziewczynę do nocnego klubu aby tam jak twierdził „załatwić” jej wymarzoną pracę. Otwarcie razem z nią udał się na rozmowę ze swoim dobrym znajomym i szefem klubu Patriciem.
- O to Patricio Alves, szef tego lokalu. A to moja dobra znajoma Rosita Valdez. Poznajcie się – powiedział Cosme.
- Miło mi – niemalże piał z zachwytu Patricio na widok młodej i pięknej dziewczyna.
- Mnie również – uśmiechnęła się Rosita.
- Dziewczyna potrzebuje pracy. Jest młoda, zgrabna i przede wszystkim chce się utrzymać. Znam ją i jestem pewien, że przyda ci się w twoim klubie – kontynuował Cosme.
- Jako kto? Przecież wiesz, że...– śmiał się Patricio.
- Tak tak, wiem przyjacielu... Retoryczne pytanie. Niełatwo jest u ciebie dostać pracę i wiem, że praca kelnerki nie jest wg ciebie pracą wymarzoną. Otóż jest wręcz przeciwnie niż sądzisz. Ustaliliśmy już wszystko z Rositą i ona jest gotowa podjąć tą pracę. Dobrze wie, że jest świetnie płatna a i napiwki są wysokie.
- Sam nie wiem... Będziesz musiała pogodzić pracę z nauką...
- Pogodzę, niech się pan nie martwi...
- Patricio, nie daj się prosić. Jesteśmy starymi przyjaciółmi, nie znamy się od dziś. Zatrudnij ją, a nie pożałujesz. Zarobisz na niej więcej niż sądzisz, bo to zdolna dziewczyna i szybko się uczy. Podbije wszystkich twoich klientów – zapewniał Cosme.
- Będę się starać z całych sił – wtrąciła ośmielona już nieco Rosita.
- W porządku. Od jutra pracujesz w tym klubie.
- Dziękuję panu bardzo...
Rosita była bardzo szczęśliwa, ale nie miała pojęcia co się dzieje za jej plecami. Chwile po tych słowach Cosme zostawił ją i poszedł porozmawiać z Patriciem w jego kanciapie. Była to już zupełnie inna rozmowa.
- Od kiedy to załatwiasz takim młodym dziewczynom pracę kelnerki? Nigdy w to nie wchodziłeś – dziwił się Patricio.
- Chyba mało mnie znasz. Ja nie chcę jej pomóc, lecz ją zniszczyć i nie chodzi mi o pracę kelnerki... Dobrze wiesz o co mi chodzi, bo znam cię nie od dziś i wiem jakiego rodzaju interesy prowadzisz w tym klubie.
- Skoro to taka ważna sprawa, to w grę wchodzą duże pieniądze...
- Dostaniesz dwa razy tyle ile będziesz chciał, ale masz zrobić z niej dziwkę i zniszczyć jej życie. Spraw aby cierpiała, ale nie zwolnij jej pod żadnym pozorem. Ma robić to co jej każesz. Powoli wprowadź ją do „interesu”... Najpierw bądź dla niej miły i daj jej do zrozumienia, że może się tu czuć bezpieczna. Niech faktycznie zacznie jako kelnerka. Później taniec na rurze i te sprawy, a na sam koniec zrób z niej prostytutkę. Ja będę tu wpadał i sprawdzał jak moja podopieczna daje sobie radę...
- Nieźle to sobie wykombinowałeś Cosme...
- Pod przykrywką nocnego klubu kryje się tu burdel. Oszukałeś wszystkich, ale nie mnie Patricio. Skorzystaj zatem z tego interesu, bo wpadnie ci kolejna młoda, napalona suczka...
- Wygląda na nieśmiałą i przestraszoną...
- To prawda, ale stopniowo wyprałem jej już mózg. Reszta należy do ciebie przyjacielu – uśmiechnął się Cosme.
- Może drinka?
- Z przyjemnością. Z tobą zawsze świetnie prowadzi się interesy...
Szpital.
Gino i Manolo weszli do szpitala w poszukiwaniu Valdeza. Zdali się na wyobraźnie i pojechali na drugie piętro gdzie leżeli najciężej poszkodowani pacjenci. Gino zdawał sobie sprawę, że nie może nikogo zapytać gdzie leży pacjent, bo wszystko objęte jest ścisłą kontrolą. Kiedy zauważył dwóch ochroniarzy w garniturach i ciemnych okularach, wiedział, że odnalazł swojego wroga, a tylko oni blokują mu do niego wstępu.
- Jak tam wejdziemy? – zapytał go Manolo.
- Dziś nie wejdziemy. To trzeba obmyślić na spokojnie, ale przynajmniej wiem, że on tu leży. Można byłoby wrócić w przebraniu gliniarza albo spróbować kupić lekarza który się nim zajmuje. Sam nie wiem – zastanawiał się Gino.
W tym samym czasie Linda i Miguel czuwali przy łóżku Gustavo. Niestety czas mijał, a on wciąż leżał bez ruchu, nieprzytomny, jak więdnąca roślinka i właściwie tylko sztuczna aparatura podtrzymywała go przy życiu...
- Nie jest dobrze... Z tego co powiedział mi lekarz, jest to praktycznie nieodwracalna śpiączka... Jednak zgodnie z kolumbijskim prawem nie można pacjenta odłączyć od respiratora póki nie umrze. Żyć nadzieją można nawet latami – stwierdził zasmucony Miguel.
- Tak mi go żal... Ten wspaniały człowiek leży jak nieżywy przed nami... Nie zasłużył na taki los. Skoro miało go to spotkać, to powinien już umrzeć, a nie cierpieć w taki sposób. Biedna Deborah... Tyle nieszczęść spotkało ją jednocześnie... Mam tylko nadzieję, że Carlo i Gerardo złapią tych drani którzy tak urządzili Gustavo i zabili Armanda – dodała załamana Linda trzymając cały czas nieprzytomnego Valdeza za rękę.
- Bóg nie może pozwolić aby zło znów do nas powróciło i zatriumfowało. Wiele przeszliśmy przed laty, ale wytrwaliśmy. Tak samo przetrwa Gustavo i jego rodzinka. Gwarantuję ci, że on kiedyś obudzi się, wstanie z tego i będzie znów normalnie funkcjonował...
- Obyś miał rację kochanie. Na nas już czasie. Będziemy tu przychodzić aż do momentu w którym znów otworzysz oczy Gustavo. Pamiętaj o tym..
Linda i Miguel wyszli od Gustavo i napotkali na swojej drodze Gina i Manola. Ich myśli były jednak zaprzątnięte czymś innym. Manola nigdy nie widzieli, poza tym od tamtych czasów minęło już ponad dziesięć lat. Linda nie zorientowałaby się nawet, że w szpitalu jest ten nieznajomy, z którym kiedyś umówiła się na kawę. Jednak Manolo na ich widok wpadł w panikę i o mało co nie pogorszył jeszcze sytuacji.
- O cholera... Oby mnie nie poznali – zasłaniał twarz jak tylko mógł Manolo.
- Uspokój się wujku. Nie daj po sobie poznać, że się denerwujesz. Wyluzuj się – odpowiedział mu Gino.
- Łatwo ci powiedzieć...
- Linda Vellasquez? Co za spotkanie! Pamiętasz mnie? – uśmiechnął się od ucha do ucha Gino udając zdziwienie widokiem kobiety.
- A to ty... Cristobal Torres, dobrze pamiętam?
- Jak najbardziej. Pamięć masz znakomitą...
- Kim do diabła jest ten kretyn i skąd zna moją żonę? – zastanawiał się osłupiały Miguel...
Biuro Roberto Vellasqueza.
Esteban przeglądał jakieś papiery gdy wszedł Roberto, który wrócił z jakiegoś spotkania. Był wściekły, ale znów szalone myśli przechodziły mu przez głowę.
- Kolejne 2% więcej ma ten dureń Campos... Mam tego serdecznie
dość! – krzyknął Roberto na początek i uderzył pięścią w stół, że aż Esteban przestraszył się i o mały włos nie wypadły mu z ręki kartki które trzymał.
- Niech się pan tak nie denerwuje. Wciąż ma pan duże poparcie, za panem stoi część mediów i Alberto Toscani ze swoją wielką gazetą – odparł Esteban.
- Toscani wysysa ze mnie coraz więcej pieniędzy i nie podoba mi się to. Jednak mogę skorzystać na tym kretynie w inny sposób. Upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu...
- Nie bardzo rozumiem...
- Ten marny redaktor nie będzie utrzymywał swojej gazety z moich pieniędzy. Mam tego po dziurki w nosie. To jego „poparcie” kosztuje mnie krocie. Więcej zyskam pozbywając się go...
- Ale to pana lojalny współpracownik.
- Już nie. Postanowiłem, że Toscaniemu przydarzy się pewien wypadek, a wiesz kto za to odpowie?
- Domyślam się...
- Eduardo Campos – zacierał ręce Roberto...
Europa, Hiszpania.
Elena przeglądała właśnie gazety, w których pisano o sytuacji w jakiej znalazł się komendant policji w Bogocie i o trwającym śledztwie, które utkwiło najwyraźniej w martwym punkcie.
- Kolumbijska policja wciąż bada sprawę zamachu na komendanta Gustavo Valdeza, ale nie widać niestety aby zrobiono choćby krok do przodu. Oprócz chęci i ambicji jego podwładnych, policja nie ma absolutnie żadnych dowodów, które doprowadziłyby do sprawców tego okrutnego zamachu, w którym zginął także niejaki Armando Perez. Podejrzewa się, że zamach związany jest ze sprawami sprzed kilkunastu lat, a napastnikami byli ludzie powiązani z nieżyjącym już znanym międzynarodowym przestępcą Leoncio Peną zwanym też „Jaguarem”. Być może był to akt zemsty na komendancie Valdezie, który zlecił wielbiciel i sympatyk tego zmarłego w 2009 roku przestępcy, a być może nawet ktoś z jego rodziny...
Elena nie mogła uwierzyć w to co przeczytała w tym artykule. Szybko powiązała fakty i zrozumiała, że to wszystko ma sens i może być prawdą!
- On nie mógł pójść w ślady ojca, po prostu nie mógł stać się jeszcze gorszą bestią... Muszę go uratować póki mogę. Wracam do Kolumbii i to natychmiast – zamyśliła się głęboko... |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 11:15:28 20-05-09 Temat postu: |
|
|
W rolę Patricio Alvesa wcielać się będzie Hector Soberon
|
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:59:29 24-05-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Monica poczuła ulgę, że Victor powiedział prawdę. Kazała mu odejść, ale dzieci nalegały, żeby został i wszystko im opowiedział. Ciekawe co wymyśli, bo chyba nie powie, że handlował narkotykami.
Flavio zawiózł Lindę i Miguela do szpitala. Zadzwonił do Gina, a ten jak zwykle był wkurzony na niego, że nie dowiedział się w jakiej sali leży Gustek. Chce zabić Valdeza odłączając go od respiratora. Manolo jak zwykle na wszystko ma własne określenie "kanalizatora". Weszli do szpitala i zobaczyli przed jedna salą straże. Manolo wpadł w popłoch jak od Gustka wyszła Linda z Miguelem, ale oni przecież nigdy go nie widzieli. Gino go uspokoił i jak gdyby nigdy nic poszedł przywitać się z Linda udając zaskoczenie. Ona go poznała. A tymczasem Migi był zazdrosny o Critobala.
Cosme zaprowadził Rosę do swojego przyjaciela Patricia, aby zatrudnił dziewczynę jako kelnerka. Rosita była szczęśliwa że dostała pracę, ale nawet nie wie co jej grozi. Cosme kazał Patriciowi zrobić z niej dziwkę. Biedna Rosa. Wpadła w pułapkę zastawioną przez Cosme.
Roberto jest wkurzony. I to bardzo. Eduardo znowu go wyprzedza w sondażach. Ma pomysł. Postanawia wrobić go w wypadek Toscaniego, którego ma już dość bo ten tylko doi z niego kasę. Co za kanalia. Ukatrupić go
Elena matka Gina domyśla się, że za zamachem Valdeza stoi jej syn. Nie chce dopuścić, aby syn poszedł w ślady ojca. Postanawia wyjechać do Kolumbii. Ale czy to coś da? |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 21:34:31 14-06-09 Temat postu: |
|
|
39 ODCINEK
Szpital.
Gino był profesjonalistą w każdym calu i podobnie jak jego ojciec zachował spokój i zimną krew w tej trudnej i dramatycznej dla Manola sytuacji. Wiedział, że Linda Vellasquez zna go pod innym nazwiskiem i nie dał po sobie poznać, że jest zdenerwowany czy speszony.
- Miło cię znów spotkać, chociaż szpital nie jest z pewnością najlepszym ku temu miejscem. Tutaj jedyne z czym można się zetknąć to choroby bliskich, ból, łzy i cierpienie – zasmucił się Gino...
- Tak, to niestety prawda. Poznaj mojego męża Miguela. A to jest Cristobal, mój znajomy – powiedziała Linda przedstawiając obu mężczyzn.
- Nic mi nie mówiłaś o twoim znajomym – zdziwił się Miguel.
- Jakoś nie było okazji kochanie...
- Miło mi – uścisnął dłoń Gina Vellasquez.
- Skoro się tak przedstawiamy, to oto mój wujek, Francisco Torres.
- Również nam miło – powiedzieli niemal równocześnie Miguel i Linda.
- Moje uszanowanie – odparł Manolo z trudem powstrzymując zdenerwowanie, trzęsąc się przy okazji jak galareta.
- Właśnie zabieram wujka z tego okropnego miejsca. Wygląda jeszcze nie najlepiej i jeszcze nie jest sobą... Niestety przechodził trudną chorobę, liczne zabiegi, rekonwalescencja itd... Sami rozumiecie. Po raz pierwszy od miesięcy zobaczy słońce – uśmiechnął się Gino.
- O czym on mówi? – Manolo nie mógł uwierzyć w to jaką historyjkę na poczekaniu wymyślił jego bratanek.
- Dobrze, że jest pan już zdrowy – stwierdziła Linda.
- O tak. Cierpliwość popłaca – oznajmił Manolo.
- Ale nie mówmy o smutnych rzeczach... Chociaż wy pewnie również przyszliście kogoś odwiedzić? – spytał dociekliwy Gino.
- Tak, byliśmy u znajomego. Jest w bardzo ciężkim stanie, ale również nie mam nastroju aby o tym opowiadać – powiedziała Linda.
- Musimy już chyba iść kochanie. Jeszcze czekają nas zakupy, a już późno – wtrącił Miguel.
- Masz rację. Miło cię było spotkać Cristobal. Do zobaczenia innym razem – rzuciła na pożegnanie Linda.
- Trzymajcie się i pamiętajcie, że zdrowie jest najważniejsze. Od szpitalu trzeba się trzymać z daleka – odpowiedział im Gino.
- Ten facet mi się nie podoba – mruknął tylko Miguel, ale bez słowa wsiadł wraz z Lindą do windy i zjechali nią na parter.
Kilkanaście metrów dalej od Gina i Manola widoczni byli ochroniarze w garniturach, którzy pilnowali wejścia do sali, w której leżał wciąż nieprzytomny i będący w śpiączce Gustavo Valdez.
- Coś ty im o mnie naopowiadał? – kiwał głową z niedowierzaniem Manolo.
- Lekko tylko zabarwiłem twoją historię wujku. Podoba ci się nazwisko Francisco Torres? – spytał Gino.
- Miewałem lepsze za Leoncia, np. Luis Cardona, ale to nazwisko też ujdzie w zmroku.
- Chyba w tłoku wujku? – rozłożył bezradnie ręce Gino.
- O tak... W tłoku. Co teraz robimy? Valdez jest dobrze chroniony...
- Nie szkodzi. Wiemy już gdzie leży i to jest najważniejsze. Zastanowię się co nad kolejnym ruchem. Nie mogę niczego zrobić pochopnie. Najważniejsze, że mamy go na oku. Jest z nim bardzo źle i prędzej czy później przeniesie się na łono Abrahama. Zabijając go zrobię mu przysługę, bo dlaczego biedak ma się męczyć w tej śpiączce? Przyśpieszmy jego drogę do piekła. Co ty na to wujku?
- Amen – wzniósł ręce ku górze Manolo i obaj wybuchli gromkim śmiechem...
Biuro Roberto Vellasqueza.
Esteban wprowadził do biura kolejnego specjalnego gościa jakim dla Roberto Vellasqueza był redaktor Alberto Toscani. Kandydat na prezydenta już obmyślił sobie jak po raz kolejny skorzystać z pomocy niczego nie świadomego dziennikarza. Jego plan był okrutny, ale jeśliby wypalił, to po prostu perfekcyjny.
- Proszę usiąść – zwrócił się do redaktora Esteban.
- W czym mogę tym razem pomóc panie prezesie? A może już panie prezydencie? – spytał Toscani, który lubił sobie czasem pożartować czy nawet zakpić. Wiedział bowiem doskonale, że Eduardo Campos podgonił nieco faworyta w sondażach.
- W tym samym co zawsze, ale musimy wytoczyć jeszcze większe działa przeciwko Camposowi. Co pan na to redaktorze? – Roberto wyciągnął cały gruby plik banknotów i postawił na biurko, że rozmówcy momentalnie aż ślinka ciekła z radości.
- O co konkretnie chodzi?
- To proste. Napiszesz, że Eduardo Campos ma lewe zagraniczne konta na Jamajce. Każdy to kupi – oznajmił z kamienną twarzą Roberto.
- Bez dowodów? To nie będzie łatwe – odparł zaskoczony Toscani.
- W swoim życiu napisałeś już więcej bzdur, więc skąd to zdziwienie? Napiszesz to tak pięknie, że czytelnicy uwierzą. Umiesz to doskonale, a zostaniesz sowicie nagrodzony. Chodzi o to aby Campos cię znienawidził i przez to popełnił kolejną głupotę.
- Ale chwileczkę... Czegoś tu nie rozumiem... Dlaczego on ma mnie znienawidzić? Nie chcę mieć problemów z wydawcą. Posuwamy się za daleko w oszczerstwach.
- Oj przecież żartowałem. Campos to prawdziwy anioł i nic ci nie zrobi Toscani. Zrób to o co cię proszę, a dostaniesz dwa razy więcej niż ostatnio.
- Pan tu jest szefem, więc pan wymaga. Jutro się tym zajmę – stwierdził już nieco spokojniejszy Toscani. To wszystko?
- Tak. Odprowadź pana do drzwi Esteban. Roberto podał rękę swojemu rozmówcy, ale zrobił to od niechcenia i nie trwało to nawet sekundy.
- Co za gbur – pomyślał Toscani, ale pieniądze były wszystkim dla tego pozbawionego zasad i wartości człowieka, więc przesłoniły my rozum. Nie miał pojęcia co dzieje się za jego plecami.
Esteban odprowadził go do drzwi i pożegnał. Spojrzał podejrzliwie na Vellasqueza i jako człowiek inteligentny wiedział już co się szykuje. Zrozumiał, że Roberto jest pozbawiony jakichkolwiek skrupułów i wyrok już zapadł.
- A więc chce go pan naprawdę zabić? Stracimy poważnego sojusznika i prawdziwą kartę w walce z Camposem? Jego artykuły cały czas powodują, że to pan ma przewagę w sondażach – zauważył Esteban.
- Owszem, ale gdy Campos będzie za kratkami, to ja nie będę już potrzebował pomocy Toscaniego. Zaoszczędzę zarówno nerwy jak i pieniądze – odparł Roberto.
- Co pan kombinuje?
- Słyszałeś co mu powiedziałem. Eduardo Campos będzie miał powody aby nienawidzić Alberto Toscaniego za jego bezpodstawne zarzuty. Nikogo więc nie zdziwi, że będzie pierwszym podejrzanym w sprawie jego zabójstwa. Pan redaktor pójdzie dwa metry pod ziemię, ale na szczęście jego zabójca trafi za kratki. A będzie nim Campos – uśmiechnął się Roberto.
- Ale to, że Campos nie będzie pałał miłością do tego dziennikarza nie oznacza jeszcze, że to on jest mordercą...
- Owszem, ale nie martw się. Wszystko zaplanowałem. Na ciele denata policja odnajdzie odciski palców Camposa. Z łatwością ustalą, że to on go zabił. Mam w związku z tym dwa zadania...
- Jakie?
- Po pierwsze znajdź chłopców którzy wezmą tę robotę. Zapłacisz im ile zechcą, ale mają to być profesjonaliści. Po drugie niech włamią się do Camposa i wezmą jego szczoteczkę do zębów, jakieś dokumenty, cokolwiek. Musi to wyglądać wiarygodnie.
- Dobrze. Nie skorzysta pan jednak z pomocy Santiago Marcelany i jego ludzi?
- Nie tym razem. Nasze stosunki znacznie się oziębiły, a poza tym on mógłby to morderstwo wykorzystać przeciwko mnie. Poza tym mam swój plan B. Gdyby coś nie poszło po mojej myśli, łatwo będzie zrzucić winę na Santiaga. On jest moim wrzodem na d***e i pozbycie się go byłoby czymś wspaniałym. Nie trawię jak wtrąca się w moje sprawy. On i ludzie jego pokroju również mogliby stać za zabójstwem znanego dziennikarza, nie sądzisz?
- Jest pan naprawdę genialny – przyznał Esteban.
- Szkoda, że Jose Manuel nie doczekał tej chwili. Chwili, w której go zwyczajnie przerosłem – stwierdził zadowolony Roberto...
Mieszkanie Moniki i Raula.
Monika miała bardzo trudną decyzję do podjęcia. W czasie jej rozmowy z ojcem nadszedł Raul. W towarzystwie dzieci negocjowali z Victorem nową sytuację w rodzinie.
- Przyznaję, że popełniłem błąd. Nie był to najlepszy moment do opowiedzenia Sebastianowi i Natalii prawdy. Nie wytrzymałem jednak. Bardzo się z nimi zżyłem. Zgadzam się, że nie byłem dobrym człowiekiem, ale zmieniłem się. Każdy z nas powinien dostać drugą szansę. Pragnę być dla tych wspaniałych dzieci prawdziwym dziadkiem, wspierać je i mieć miejsce w tej rodzinie. Ale to do was należy ostateczna decyzja – powiedział Victor Moreno.
- Wiele złego przeżyłam z twojej winy tato, ale nie chcę do tego wracać. Wierzę w twoją przemianę, ale tak jak mówiłam wolę dmuchać na zimne – odpowiedziała Monika.
- Czyli nie dasz mi szansy? Zrozumiem, bo masz do tego pełne prawo...
- Niech pan zaczeka i da swojej córce skończyć – uspokoił go Raul.
- Moje dzieci są najważniejsze i to one mają decydujący głos w tej sprawie. Wiem, że cię polubiły. Poza tym nigdy nie miały dziadka, z całym szacunkiem dla don Alfreda, który bardzo je kocha. A skoro Sebastian i Natalia chcą widzieć cię w rodzinie, to ja i Raul nie mamy nic przeciwko. Ufam cały czas, że zmieniłeś się i nie wrócisz do swoich wyskoków. Jeden zły ruch i znów o tobie zapomnę, ale tym razem na zawsze.
- Wiem o tym i dziękuję ci córeczko...
- Podziękuj raczej swoim wnukom. Porozmawiaj z nimi chwilę, ale pamiętaj, że już późno...
Monika i Raul wyszli z pokoju umożliwiając rozmowę dziadka z wnukami. Victor był szczęśliwy z obrotu spraw i z radości przytulił dzieciaki, dzięki którym dostał kolejną szansę na bycie kimś lepszym...
Na drugi dzień.
Nocny klub „Tropico”.
Szczęśliwa Rosita stawiła się zaraz na drugi dzień do pracy. Miała pracować na początku w popołudniowej zmianie jako kelnerka, ale był to tylko kolejny chytry krok Cosme mający na celu celowe uspokojenie dziewczyny. Zniszczenie Rosy miało być powolne i nieoczekiwanie dla niej samej. Dlatego z początku jego wspólnik i właściciel klubu, Patricio Alves był dla początkującej dziewczyny bardzo uprzejmy i sprawiał wrażenie idealnego szefa.
- Mam nadzieję, że spodoba ci się ta praca – powiedział Patricio widząc jak Rosa właśnie podała jednemu z klientów piwo i wróciła do baru.
- Jak najbardziej. Przyszłam dziś dwie godziny wcześniej jak pan kazał i dziewczyny wytłumaczyły mi wszystko. Zrobiły szybki kurs jak należy zachowywać się wobec klienta i jak zdobyć jego przychylność.
- O tak, napiwki są tu naprawdę duże. Nie pożałujesz, że wybrałaś tę pracę. Twoje zatrudnienie przyniesie nam obopólne korzyści...
- Też mam taką nadzieję.
- Właśnie przyszedł kolejny klient, więc do roboty. Ja mam jeszcze sporo papierkowej roboty do wypełnienia...
Rosita podeszła do stolika aby przyjąć zamówienie, a Patricio mrugnął tylko okiem do pewnej młodej brunetki, stojącej kilka metrów od niego. Ta momentalnie wiedziała o co szefowi chodzi i podeszła do niego.
- Chyba nie powiedziałaś Virginia ten nowej jak wygląda w tym miejscu awans na drugi poziom i podwyżkę? – zapytał mrużąc oczy.
- Przecież mnie szef zna. Z takimi gąskami jak ona trzeba ostrożnie. Ona nie ma pojęcia co ją czeka. Gdy zorientuje się, że przeskoczyła poziom, będzie już dla niej za późno.
- Mam nadzieję, bo jeśli coś jej powiesz, to wiesz co cię czeka. To samo co twoją gadatliwą przyjaciółkę. Twoja wiza wygaśnie i czeka cię deportacja, a chyba tego nie chcesz, prawda?
- Nigdy w życiu nie chcę wrócić na Dominikanę...
- Świetnie, że się rozumiemy. Bądź dla tej małej przyjaciółką. Nie chcę aby za szybko się przeraziła tym zawodem. A teraz wybacz, ale pójdę do siebie...
Tymczasem...
Komisariat policji.
Carlo i Gerardo wciąż próbowali ułożyć tę jakże skomplikowaną układankę w jedną całość. Niestety nic nie wskazywało na to, że doczekają się oni jakiegoś przełomu w śledztwie dotyczącego zamachu na Gustavo oraz innych morderstw mogących mieć związek ze słynnymi naśladowcami Leoncia Peni, czyli Jaguara. Policjanci mieli tylko poszlaki i nie byli w stanie dociec kto właściwie steruje tym całym planem zemsty skierowanej na komendanta Valdeza.
- Siedzisz tu od rana Carlo. Wracaj do Vicky, ja jeszcze sprawdzę te kilka nowych tropów – stwierdził Gerardo.
- Masz rację, ale pojadę też do Deborah i razem z Vicky odwiedzimy Gustavo – odparł Carlo.
- Ja odwiedzę go jutro. Codziennie modlę się żeby wrócił do zdrowia. On nie może umrzeć.
- Bóg na to nie pozwoli. Zobaczysz Gerardo.
Nagle ich rozmowę przerwało wejście ciemnowłosej kobiety. Była to Elena, która wróciła właśnie zmęczona z wielogodzinnej podróży samolotem, ale pierwsze co chciała zrobić to dostać się na komisariat i porozmawiać z obecnymi tam policjantami.
- Mam nadzieję, że dobrze trafiłam. Panowie prowadzą śledztwo w sprawie zamachu na komendanta Gustavo Valdeza? – spytała Elena.
- Tak, ale jeśli jest pani dziennikarką to przykro mi, ale odmawiamy komentarzy – oznajmił Carlo.
- Nie jestem dziennikarką, ale mam bardzo ważne informacje, które mogą wam pomóc...
Kobieta przerwała w pewnej chwili, gdyż zauważyła krzątającego się Gerarda, który nie zwracał w ogóle uwagi na to kim jest i co mówi Elena.
- Gerardo? Co ty tu robisz? – spytała.
Alvarez spojrzał na nią i wręcz zdumiał! Rozpoznał kobietę, z którą w przeszłości przeżył wiele wspaniałych chwil, ale jednocześnie przez którą sporo wycierpiał.
- Elena? Nie mogę w to uwierzyć! – wykrztusił z siebie Gerardo.
- Tak, to ja... Minęło tyle lat. Wróciłam aby powiedzieć wam coś bardzo ważnego.
- Co takiego chcesz powiedzieć?
- To mój syn najprawdopodobniej stoi za zamachem na komendanta Valdeza! Gino jest synem moim i Jaguara. On chyba poszedł w ślady swojego okrutnego ojca... |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:16:52 17-06-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Linda i Miguel spotkali w szpitalu Gina i Manolo. Gino wspaniale wybrnął z sytuacji opowiadając bajeczkę, że odbierał wujka ze szpitala. Migiemu nie bardzo podobał się znajomy Lindy-Cristobal. Chyba jest zazdrosny.
Gino zauważył, że przed salą w której leży Gustavo stoi straż. Nie będzie łatwo go zabić. Ach ten Manolo. Wszystko mu się myli jak zwykle. Biedny Gino, musi go ciągle poprawiać.
Roberto wprowadza swój plan w życie. Chce żeby za zabójstwem Toscaniego odpowiedział Eduarda, a jak by to się nie udało to Santiago. Jak znać życie to może wszystko się poplątać i pokomplikować.
Monika dała ojcu jeszcze jedną szansę, ale ostrzegła, że jeżeli ją zawiedzie to straci ją i wnuki.
Biedna Rosa. Nawet nie wie w jakie bagno wdepnęła. Na początku jest kelnerką ale potem... Mam nadzieje, że kiedyś z tego wybrnie.
Na komisariat przyszła Elena. Przyjechała do Kolumbii. Była zaskoczona zobaczywszy Gerarda. Powiedziała, że za zamachem na Gustka może stać Gino, syn jej i Jaguara. To się musieli zdziwić. Ciekawa jestem jak to dalej się rozwinie. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 21:01:05 13-07-09 Temat postu: |
|
|
40 ODCINEK
Komisariat policji.
Wyznanie Eleny wbiło policjantów w ziemię. Było dla nich tak wielkim szokiem, że dobrą chwilę patrzyli na siebie i jednocześnie na kobietę nie mogąc zrozumieć i pojąć tego co właśnie im przekazała. Szczególnie zatrważające i bolesne było to dla Gerarda, który zrozumiał właśnie z kim zadała się niegdyś jego ukochana. Nie mógł uwierzyć, że to może być prawdą.
- Co ty mówisz Eleno? Nie żartuj w ten sposób – stwierdził z surową miną zdenerwowany Alvarez.
- Znasz mnie i wiesz, że nie żartuję. To okrutna prawda – odparła kobieta.
- To może ja wyjdę. Miałem i tak jechać z Vicky i Deby do szpitala. Porozmawiajcie sobie na spokojnie, a ty jak zechcesz później mi wszystko opowiesz – wtrącił Carlo widząc jaka jest sytuacja i chcąc doprowadzić do ich rozmowy w cztery oczy.
- Tak będzie chyba najlepiej. Dziękuję Carlo...
Coracci wziął swoje rzeczy i po chwili wyszedł zostawiając Gerarda i Elenę samych.
- Usiądź proszę i powiedz mi wszystko od początku i na
spokojnie – zaproponował Alvarez.
- To będzie długa historia i wiem, że nie będzie dla ciebie łatwa. Musisz mnie jednak wysłuchać jeśli chcesz pomóc swojemu przyjacielowi. Mam bardzo złe przeczucia...
- Nie martw się. Czas leczy rany, chociaż nie było mi łatwo. Opowiedz wszystko. Może to rozjaśni nieco całą sytuację...
Elena z trudem, ale zaczęła opowiadać całą swoją historię po rozstaniu
z Gerardem i poznaniu Jaguara, historię, która miała rzucić nowe światło na śledztwo związana z zamachem na Gustavo Valdeza...
- To było ponad trzydzieści lat temu... Wiem, że nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale byłam młoda i głupia. Nie rozumiałam twojej ambicji i oddania w pracy. Byłeś młodym, ale zdolnym policjantem, a ja nie potrafiłam dzielić z tobą twojej pasji. Naprawdę cię kochałam, ale po kilku miesiącach narzeczeństwa miałam dość i postanowiłam odejść. Pewnie mnie po tym znienawidziłeś, ale tak właśnie postąpiłam. Teraz tego żałuję, ale nie można już cofnąć czasu. Nie odeszłam do innego mężczyzny... Jednak pewnego razu namówiona przez koleżanki wyskoczyłam do najlepszej knajpy w mieście na imprezę. To był jeszcze większy błąd niż odejście od ciebie. Tam poznałam mężczyznę, który był dla mnie zagadką. Sprawiał wrażenie miłego, ale okazał się diabłem w ludzkiej skórze. Niestety moja naiwność sięgnęła zenitu. Tańczyliśmy, dobrze się bawiliśmy, wypiliśmy kilka drinków, a potem wylądowałam u niego w łóżku w jego mieszkaniu... To był Leoncio Pena, słynny „Jaguar”. Widziałam się z nim jeszcze dwa, może trzy razy. Potem okazało się, że jestem w ciąży... Poszłam do niego, ale on mi nie uwierzył i twierdził, że kłamię. Wyrzucił mnie jak śmiecia. Najpierw chciałam usunąć ciążę, ale potem uznałam, że dziecko nie jest niczemu winne. Wykreśliłam tego człowieka ze swojego życia. Na domiar złego dowiedziałam się z gazet kim on naprawdę jest...
- Mój Boże – załamał tylko ręce Gerardo słysząc opowieść Eleny. Zadałaś się z najbardziej okrutnym przestępcą jakiego kiedykolwiek ścigałem...
- Wiem o tym. Urodziłam mu syna i chciałam aby nigdy nie dowiedział się kim naprawdę jest jego ojciec. Wychowywałam go z myślą, że będzie inny, ale stało się inaczej. Kiedyś w gniewie powiedziałam mu kto jest jego prawdziwym ojcem. Zamiast potępić Jaguara, ciągle chciał wiedzieć o nim więcej. Starał się go tłumaczyć i zwalał całą winę na mnie. Już w szkole sprawiał problemy. Był agresywny i zachowywał się skandalicznie, kradł, uciekał z domu na kilka dni. Kiedyś rzucił mi w twarz, że odnajdzie ojca, innym razem, że chce być na taki jak on albo nawet lepszy. Skończywszy 18 lat Gino odszedł ode mnie na zawsze. Obawiam się, że podąża śladami ojca. Gdy kilkanaście lat temu media nagłośniły wiadomość o śmierci Jaguara, mój syn zadzwonił do mnie i powiedział, że sława o jego ojca nie zaginie, a on zajdzie jeszcze wyżej... Wiem, że ty i Gustavo Valdez jesteście przyjaciółmi. Wiem również, że rywalizował on z Jaguarem. Jestem pewna choć chciałabym żeby to nie była prawda, że Gino nazbierał jakichś ochotników i razem mszczą się na komendancie policji. Czytałam w gazecie co przypuszczacie w tej sprawie i skojarzyłam fakty.
- Możesz mieć rację... Myśleliśmy, że to naśladowca Jaguara chce zaistnieć w światku przestępczym, a okazuje się, że to może być jego własny syn. Jeśli to on, to uwierz mi, że nie będę zważał na nic. Moim jedynym celem będzie wsadzenie go za kratki – powiedział Gerardo...
Mieszkanie Rosity i Alexa.
Cosme wtajemniczał Alexa w nowy plan jaki odgórnie ustalił względem jego dziewczyny. Jak zwykle chłopak nie miał nic do gadania poza wykonywaniem tego co wykonywać musi.
- Rosita ma pracę w klubie nocnym? Czegoś tu nie rozumiem... Przecież w świecie zewnętrznym prędzej dowie się o swoim ojcu, który leży w szpitalu - dziwił się Alex.
- O to się nie martw. Już niedługo tam poleży... To dobry plan i nie narzekaj. Ciesz się, że w ogóle żyjesz. Sugerowałem, że jesteś już zbędny, ale mój szef darował ci życie. Dostaniesz nawet trochę forsy na opłacenie tego mieszkania w kolejnym miesiącu. Masz tylko jedno zadanie. Przyklaskuj tej małej i co by się nie działo, co by nie mówiła na jej temat, masz radzić jej, żeby pracowała dalej, bo zarobki są dobre i nigdzie nie znajdzie lepszej roboty. Poza tym nie może zawieść ludzi, którzy jej tę pracę załatwili. Jednym słowem nie kłóć się z nią na ten temat, lecz wspieraj. Chociażby nie wiem jak płakała i rozpaczała – stwierdził bezduszny Cosme.
- Co wy wobec niej kombinujecie?
- Nic. Nie będzie jej łatwo, ale musi się postarać. Będzie sporo pracować i trochę potęsknisz. Ale z pensji i napiwków Rosita utrzyma się, a przy okazji może i to coś wpadnie do kieszeni. Nie może cię jednak rzucić, więc działaj roztropnie. Będziemy w kontakcie. Pamiętaj – to najlepsza praca jaką może mieć twoja dziewczyna i pokaż jej, że też się z tego cieszysz. A tu masz ma opłatę rachunków. I nie próbuj żadnych numerów, bo innym razem mój szef i ja nie będziemy tacy wyrozumiali – Cosme położył na stole małą kopertę z pieniędzmi, po czym wyszedł z mieszkania.
- Nocny klub Tropico? Słyszałem o nim... To jeden z lepszych klubów, ale bardzo niebezpieczny. Co oni znowu kombinują? Ile to jeszcze potrwa? – zastanawiał się bezradny Alex...
Biuro Eduardo Camposa.
Eduardo i jego współpracownik Pablo czytali właśnie poranną polityczną prasę. Nie mieli zbyt radosnych min gdy przeczytali kolejny artykuł Alberto Toscaniego, który rzucał kalumniami pod adresem kandydującego na prezydenta Camposa.
- Aż nie chcę mi się wierzyć do jakiej podłości zdolni są ci dziennikarze! – krzyczał poirytowany Eduardo.
- Nie do wiary! – kręcił głową Pablo, ale jednocześnie starał się uspokoić swojego przyjaciela... Spokojnie Eduardo... Nerwami do niczego nie doprowadzisz...
- Jak mam się nie denerwować Pablo! Tutaj piszą same oszczerstwa! Dowiedziałem się, że mam lewe zagraniczne konta na Jamajce! Dasz wiary? Po co mi te konta? Zabiję tego Toscaniego! Dlaczego on zieje takim jadem?
- Moim zdaniem ktoś płaci mu żeby tak pisał. Nigdy nie był obiektywny, zawsze kogoś tam popierał, a kogoś atakował, ale nie aż do takiego stopnia. Moim zdaniem to obóz Vellasqueza opłaca go aby pisał cokolwiek, ale przeciwko tobie...
- Tak sądzisz? To całkiem możliwe, bo Vellasquez to jedna wielka szuja. Nie gram jego metodami, ale chyba czasami powinienem. Jemu wszystko uchodzi płazem...
- Do czasu Eduardo. Ty byłeś, jesteś i zawsze będziesz uczciwy. Posługujesz się legalnymi metodami, nikogo nie kupujesz i tak będzie zawsze. Teraz po prostu zwołasz konferencję prasową i wyjaśnisz sprawę. Jak chcesz to wytoczymy Toscaniemu proces, ale on będzie ciągnął się miesiącami. Piłeczka jest teraz po twojej stronie i czas zaatakować zamiast wiecznie się bronić. Najlepszą obroną jest atak, ale nie taki poniżej pasa jaki stosuje Vellasquez.
- Dziękuję Pablo. Wiem co mam mówić. Ludzie nie uwierzą w ten stek bzdur. Nie mogę pozwolić żeby takie hieny jak Toscani uniemożliwiły mi zmianę tego kraju na lepsze – powiedział przekonująco Eduardo Campos...
Firma „Veldillo”.
Miguel w przerwie od pracy rozmawiał z Raulem i żalił się swojemu bratu na temat znajomych Lindy, których on nawet nie zna.
- Jakiś Cristobal... Byli w bardzo miłych relacjach, a ja nawet nie znam tego faceta. Co jest grane? – dziwił się Miguel, ale jego rozmówca zareagował na to gromkim śmiechem.
- Dobre, dobre! – nie mógł się powstrzymać Raul, patrząc na poważną i zaniepokojoną minę Miguela.
- Z czego się śmiejesz baranie?
- Z ciebie!
- Nie można się już nawet przed tobą wygadać. Jak zwykle jest to samo. Wszystko obracasz w żart i tylko się śmiejesz...
- Uwierz, że mam z czego. Przecież Linda to wspaniała kobieta i nie ma wokół siebie żadnych podejrzanych znajomych. Na pewno nie ma też kochanka. Jak chcesz to zapytaj ją o tego Cristobala. W ogóle nie wiem o co się rozchodzi... Chyba się nudzisz skoro masz takie problemy...
- Od razu problemy... Ja tylko rozważam i analizuję...
- Aha... To analizuj dalej, ale ja mam spotkanie z Andreą w sprawie interesów. Trzymaj się braciszku!
- Uważaj na nią, bo chyba nikt z nas nie chce aby Monika przez nią płakała.
- Niech płacze, czasem nawet płacz jest kobiecie potrzebny... Żartowałem przecież! Nie rób takiej miny! – rzucił na pożegnanie Raul.
- On się nigdy nie zmieni – westchnął tylko Miguel...
Mieszkanie Santiago Marcelany.
Santiago był wielce zaskoczony gdy nagle odwiedził go Roberto Vellasquez. Panowie rozstali się ostatnio w gniewie, a ich stosunki układały się fatalnie, ale Roberto oczywiście nie bezinteresownie starał się załagodzić sytuację. Wiedział bowiem, że przestępca mógł mu zagrozić. Chwilowo starał się załagodzić sytuację, a potem miał nadejść czas na ostateczny cios.
- Nie patrz na mnie tak jakbyś zobaczył ducha. Przyszedłem w dobrych intencjach i bez ochrony, która została na zewnątrz. Jeśli chcesz to możesz mnie nawet zabić, ale chciałem się pogodzić i przeprosić cię za moje zachowanie gdy wyrzuciłem cię za drzwi. Byłem wtedy zdenerwowany i poniosło mnie. Nadal chcę abyśmy byli wspólnikami i przyjaciółmi – powiedział na wstępie Roberto...
- Świetna przemowa jak na polityka, ale i tak ci nie wierzę – odparł Santiago.
- Każdy ma prawo do błędów. Potrzebujemy siebie nawzajem. Miałeś rację, że bez twoich ludzi i twoich pieniędzy nie podołam temu trudnemu wyzwaniu. A gdy będę prezydentem, odwdzięczę ci się i przymknę oko na wiele spraw. Niech będzie tak jak dawniej – wyciągnął rękę na zgodę Vellasquez.
- Masz szczęście, że mam dziś dobry humor, bo inaczej wyrzuciłbym cię stąd jak psa, tak jak ty potraktowałeś mnie. Interesy idą dobrze, więc nie narzekam. Usiądź panie prezydencie i pogadajmy na spokojnie – ironizował Santiago.
- Połknąłeś haczyk kretynie. Załagodzę z tobą stosunku i nawet nie będziesz wiedział kiedy się ciebie pozbędę. Oby Esteban załatwił to co mu nakazałem – zamyślił się Roberto...
Posiadłość Gina.
Esteban przekonał ochroniarzy Gina aby wpuścili go do środka. Mężczyzna poznał go, bo raz widział go w towarzystwie Santiaga i wiedział, że pracuje dla Roberta. Pamiętał ludzi z którymi miał do czynienia.
- Esteban Contreras, nie mylę się? Czym mogę służyć? – spytał Gino.
- Tak, to ja. Przyszedłem w imieniu mojego szefa, don Roberto Vellasqueza, bo wiem, że można z panem ubić porządny interes. Oczywiście za spore pieniądze – stwierdził Esteban.
- Nigdy nie spotkałem don Roberta i bardzo tego żałuję. Wiem, że jest kandydatem i to znakomitym na urząd prezydenta tego kraju i bratem Jose Manuela Vellasqueza. Chętnie mu pomogę. O co chodzi?
- Może pan pożyczyć kilku profesjonalistów, którzy wykonują brudną robotę? Zapłacę ile pan zechce.
- Oczywiście, że znajdę. Ale więcej konkretów proszę. Jesteśmy sami. Proszę mówić śmiało
- Trzeba nie tylko kogoś zabić, ale wrobić w to zabójstwo jeszcze osobę trzecią...
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 18:00:46 14-07-09, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:15:35 14-07-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek, zresztą jak zwykle
Elena wyznała całą prawdę. O tym, że Gino jest synem Jaguara i najprawdopodobniej on stoi za tym zamachem na Gustka. Gerardo był wstrząśnięty. Jego ukochana po tym jak go zostawiła zadała się z największym bydlakiem i jeszcze takim samym stał się jej syn. Zapowiedział jej, że nie będzie zważał na nic i przymknie Gina.
Cosme powiedział Alexowi, żeby wspierał Rosę w jej pracy choćby płakała i lamentowała. Gdy chłopak usłyszał w jakim klubie pracuje, zaniepokoił się, słyszał że jest tam niebezpiecznie. Jest bezradny. Wie, że Rosa jest w niebezpieczeństwie ale nic nie może na to poradzić.
Eduardo przeczytał w gazecie, że ma konta za granicą. Jest wściekły. Wie, że to Roberto za tym stoi. Jego przyjaciel Pablo podpowiedział mu aby zwołał konferencję prasową i powiedział, że to wszystko nieprawda. Tylko czy ludzie uwierzą?
Miguel zwierzył się bratu, że niepodoba mu się znajomy Lindy, Cristobal. A Raul, jak to Raul. Jak zwykle zaczął z niego żartować.
Roberto przyszedł się pogodzić z Santiagiem. Podali sobie rękę na zgodę. Tak naprawdę chce tylko uśpić jego czujność aby go później sprzątnąć. Ale Santiago na pewno nie jest taki głupi, jak się Robertowi wydaje.
Esteban przyszedł do Gina aby wynająć ludzi, którzy mieliby kogoś sprzątnąć a potem wrobić w zabójstwo. Ojej, szykują się kłopoty. Chcą zabić Toscaniego a potem wrobić Eduarda. Co za mendy nie z tej ziemi. |
|
Powrót do góry |
|
|
Magi Mistrz
Dołączył: 02 Kwi 2007 Posty: 11368 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:03:58 27-07-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 23
Gino zaproponował Karinie uwiedzenie Miguela.To chyba swoisty test z jego strony bo zaraz po tym wycofał propozycje,ale Karina skwapliwie zgodziła się i wykorzystała sytuacje.Przecież od dawna już lata za Miguelem.Gino i ona są siebie warci.Jak ona zapewnia go o swojej miłości to aż śmiać mi się chce,a ta jej wierność tu to już polewka na całego.Gino jednak nie jest już taki ufny jak przedtem i zaczyna uwazniej na nią patrzeć.Zeby się nie przejechała bo jak on odkryje co ona wyrabia za jego plecami to może się dla niej źle skończyć.
A więc Patricia jednak jest odważna.Otwarcie powiedziała Estebanowi co wie i że może go zdemaskowac ale to moze się dla niej źle skończyć.Odwazna kobieta.Doprowadziła do konfrontacji a Esteban jednak się jej boi.Mimo że się wszystkiego wyparł to ona wie że jest taki jak Fernando a teraz on zastanawia się co z nią zrobić skoro ona moze mu zaszkodzić
Monika w roli mediatora.I jaka pewna swojego Raula a może się jeszcze zdziwić.Lorena nie chce wybaczyć Marco a przynajmniej nie tak łatwo.Oboje są zbyt dumni.On ucieka w prace a jej to na ręke ale mam nadzieje że się pogodzą bo przecież widać ze Marco bardzo Lorenę kocha.
Raul się stroi i nie spodziewa niczego złego a Andrea zastawia sidła.Imponuje mu do tego jest piękna.Tak naprawde nie zależy jej na tym połączeniu firm tylko na Raulu.Mydli mu oczy że on ma żone itd i wie że jest jej wierny a w duchu już się cieszy że go zdobędzie.Ciekawe czy Raul będzie się opierał czy jak na kobieciarza przystało szybko wpadnie w sidła
Gustavo traci panowanie nad sobą ale jednocześnie zaczyna znajdywać i dostrzegac powiązania.I wie że chodzi o jego córke.Widok zwęglonego ciała i tej masakry na pewno nie był miły.To się Gustavo zdziwi jak się dowie że Manolo nie ma w szpitalu.Chyba ze się nie dowie.Kto to wie.Carlo natomiast pomaga mu jak może i uspokaja go bo jeśli nadal bedzie wszystko tak przeżywał to wypali sie psychicznie i już nikomu ne pomoże a jest bardzo teraz potrzebny.
Paola poznała Luise i zdaje się że kobiety zapałały do siebie sympatią.Może Paola rzeczywiście nie chce odbić męża Luisie ale w tej teli nic nei wiadomo.Kto wie jak to będzie.Narazie Paola ma się z czego cieszyć bo uwolniła się od męża dzięki Juanowi własnie.Oby znalazła sobie kogoś i była szczęśliwa.Zasługuje na to przynajmniej jak do tej pory.
Alex jednak nie jest draniem bez serca.Ma wyrzuty sumienia ze wykorzystuje Rosite.A ona jest tak naiwna.Wierzy we wszystko co powie jej Alex.I uwaza że ojciec jest zły a on się tylko o nią troszczy.Ehhh
A więc wyrok śmierci na gustavo został wydany.Musi mieć się na baczności bo Santiago i Gino zjednoczyli się i chcą zemsty.A to niemała banda.Jest jeszcze Armando no i Roberto Vallasquez.Teraz to dopiero zacznie się dziać.Kto będzie tym razem lepszy?Gustavo czy Gino i jego banda?
Świetny odcinek i od razu pisze prosze nie męczyć o jak najszybsze komentowanie reszty odcinków bo robie to z własnej nieprzymuszonej woli a jak ktoś zacznie naciskać to zaprzestane i tyle.Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 22:07:07 27-07-09 Temat postu: |
|
|
41 ODCINEK
Kilka dni później.
Biuro Roberto Vellasqueza.
Roberto był dziś w doskonałym humorze. Miał dokładnie zaplanowany każdy swój ruch i wiedział, że jest bliski powodzenia. Jego marzeniami było pozbycie się wrogów, wygrana w wyborach prezydenckich oraz zdobycie ukochanej kobiety. Małymi kroczkami zbliżał się do sukcesu w każdej dziedzinie. Jego optymizm podzielał obecny w biurze Esteban.
- To już dziś don Roberto. Dziś wyjdzie pan na prostą i znów odskoczy w sondażach. Właściwie to – skwitował zadowolony Esteban.
- Wiem o tym. Doskonale się spisałeś. Ja uspokoiłem Santiaga i znowu jesteśmy przyjaciółmi. Mam nadzieję, że ten dureń połknął haczyk. Oby ludzie, których podesłał nam ten Gino okazali się zawodowcami, a nie partaczami. Od powodzenia tego planu zależy dalsza część kampanii prezydenckiej – zauważył Vellasquez, popijając przy tym kawę.
- To zawodowcy, którzy zawsze są gotowi pomóc. Oczywiście za odpowiednią cenę, ale to właśnie pieniądze bardzo ich motywują. Zapewniam, że nie zawiodą. Wiem, że bez trudu załatwili odciski palców Eduardo Camposa. To już świadczy o ich profesjonalizmie.
- Ale ten dureń ma ochroniarzy w swoim domu – zaśmiał się Roberto.
- Zabiją tego dziennikarzynę i zostawią ślady, które doprowadzą policję do samego Camposa. Nie wywinie się. Odpowie za zabójstwo. Jednak musimy dmuchać na zimne...
- Co masz na myśli Esteban?
- Lepiej gdyby pan miał jakieś alibi. Tak na wszelki wypadek.
- Pomyślałem już o tym. Dzisiejszy wieczór spędzę w towarzystwie kobiety. Ona jeszcze o tym nie wie, ale poczyniłem już pewne kroki aby się dowiedziała. Zapewniam cię, że mi nie odmówi. Nie będzie w stanie. Siła wyższa zadecyduje o tym, że wystroi się i pojawi się tylko dla mnie. Dzisiaj będę więc nieco apolityczny, ale za to romantyczny. Jose Manuel będzie przewracał się w grobie z zazdrości – ironicznie uśmiechnął się Roberto...
Posiadłość Gina.
Gino starał się jak najszybciej pozbyć Kariny, bo miał do omówienia kilka ważnych rzeczy ze swoimi zaufanymi ludźmi.
- Chyba nie chcesz spóźnić się na trening kochanie? – zapytał dziewczynę Gino.
- Odkąd obchodzi cię moja kariera modelki? Nie udawaj lepiej. Wiem, że pewnie ci zawadzam, bo masz do załatwienia swoje kolejne ciemne interesy – odburknęła mu Karina.
- Jakie ciemne interesy? Jak ty coś powiesz... Nigdzie nie znajdziesz uczciwszego mężczyzny niż ja.
- Z moim bratankiem jest tak, że... Ach... Jak to się mówi. Wiem! Do rany przywiąż! – wtrącił Manolo.
- Chyba przyłóż – westchnął Gino kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Głowa mi pęka! Wychodzę! – Karina miała już dość dyskusji ze swoim chłopakiem i jego przedziwnym wujkiem.
- Uwiedziesz Miguela? Już chyba czas kochanie...
- Już niedługo gdy zacznę swoje pierwsze występy, to sprawię, że będzie się on cały czas przy mnie kręcił. Z ciężkim sercem zrobię to o co mnie prosisz kochanie, czyli wezmę się za Miguela Vellasqueza. A teraz idę. Trzymajcie się kochani!
Karina wybiegła z domu niczym błyskawica i popędziła w kierunku swojego samochodu. Była zła, ale jednocześnie rozkoszna i był w niej teń ogień, który zawsze rozpalał jej kochanka.
- To prawdziwa kobieta ogień, ale najważniejsze, że jest tylko moja. Uwodząc tego dupka, będziesz myśleć o mnie. Szkoda, że nie mamy czasu zalegalizować naszego związku, bo tak bardzo do siebie pasujemy – rozmarzył się Gino.
Manolo, Flavio, a w szczególności Cosme uśmiechnęli się tylko słuchając tych jakże dalekich od prawdy rozważań Gina. Trwało to jednak zaledwie chwilę, bo momentalnie był on już gotowy do poważnej rozmowy o nadchodzących sprawach.
- Dość tego dobrego. Mamy dziś wiele rzeczy do załatwienia i zacznijmy od zlecenia jakie dostaliśmy od przyszłego pana prezydenta Kolumbii. Jesteście gotowi? – skierował swoje pytanie w kierunku dwóch najwierniejszych ludzi.
- To proste zlecenie. Zajmę się tym – stwierdził z kamienną twarzą Cosme.
- Pójdę z nim. Na wszelki wypadek. Dziś mam wolne u Miguela i Lindy Vellasquezów. Trzeba nie tylko zabić tego człowieka, ale jeszcze zostawić na miejscu zbrodni trochę niespodzianek. Nie możemy nawalić – dodał Flavio.
- Cieszę się, że czasami ruszasz głową Flavio. Pójdziecie we dwóch. Wyciągnijcie tego kretyna z domu i tam go kropnijcie. Nie obchodzi mnie jakich użycie metod. Liczy się końcowy efekt. Pamiętajcie, że robicie to nie dla mnie, lecz dla jeszcze wyższych sfer. Niepokoi mnie jednak co innego. Mówiłeś, że podsłuchałeś jedną z rozmów Lindy i Miguela. Mówili, że Valdez dochodzi do zdrowia? To niemożliwe!
- Nie aż tak szefie. Podobno delikatnie ruszył ręką, ale dalej jest w śpiączce. Mieli dziś do niego jechać, ale ja mam wolne – odparł Flavio.
- To mi się nie podoba. Zdobyłeś namiary tego lekarza który opiekuje się Valdezem?
- Tak szefie. Nazywa się Andres Quiroga. Podobny nieprzekupny. Oto jego adres. Mogę tam pojechać w każdej chwili i ustawić go do pionu – zaproponował Cosme.
- Nic z tych rzeczy. Wy z Flaviem macie dziś do wykonania ważną robotę. To wszystko. Skupcie się i zróbcie to co do was należy...
Po chwili mężczyźni wyszli, a zaintrygowany Manolo postanowił zapytać bratanka co stanie się z lekarzem, którego nazwisko pojawiło się w rozmowie.
- Po co ci namiary tego lekarza skoro nie wyślesz tam ludzi? – spytał Manolo.
- Nie wyślę tam ludzi, bo sami złożymy mu wizytę – odparł spokojnie Gino.
- My?
- Tak wujku. Nudzisz się tu, a teraz będziesz miał prawdziwe pole do popisu aby uzmysłowić panu Quirodze co jest dobre, a co złe...
Szpital.
Deborah, Vicky oraz Miguel i Linda przyjechali do szpitala aby odwiedzić Gustavo natychmiast po alarmujących sygnałach ze strony lekarza prowadzącego, który skontaktował się z żoną Valdeza. Deby zostawiła małą Leticię u Evy, a sama jak najszybciej zawiadomiła bliskich i przyjechała do męża. Na szczęście wieści nie były złe, lecz nawet wręcz
przeciwnie – całkiem pomyślne, choć oczywiście dalekie od ideału.
- Wczoraj pani mąż poruszył ręką, dziś poruszył lekko głową. To dobre znaki, bo pacjent zaczyna samodzielnie reagować. Dzięki temu widać poprawę. A jego mózg zaczyna walczyć – stwierdził lekarz.
- Jeśli jak pan mówi jest to przełom, to dlaczego nie odzyskuje on przytomności? – niecierpliwiła się Deborah.
- Nie od razu Rzym zbudowano. Potrzeba cierpliwości. Przyznam się, że traciłem już nadzieję gdy dzień za dniem pan Valdez leżał tu bez ruchu, ale kilka najbliższych dni powinno być kluczowych. Nie mogę niczego obiecać, bo to tylko małe sygnały, które wcale nie muszą spowodować poprawy i wybudzenia ze śpiączki, ale moim zdaniem jest już całkiem realne, że on do nas niedługo wróci.
- Najważniejsze, że nie leży już jak kłoda. Skoro rusza kończynami, to zaczyna reagować. Oby w końcu się obudził. Mój brat zawsze był silny i pokona tę niemoc. Jeszcze trochę wysiłku i uda ci się! – uśmiechnęła się Vicky patrząc na wciąż leżącego i podpiętego do aparatury brata.
- Oby następnym razem otworzył oczy – dodała Linda przytulając Deby, której do serca wlał się cień nadziei.
- Szkoda, że moja córka zaginęła. Gdziekolwiek jest, powinna być teraz przy ojcu...
- Nie martw się. I ten problem zostanie rozwiązany. Któregoś dnia się odnajdzie, a wasza czwórka znów będzie szczęśliwa – zapewnił Miguel...
Tymczasem...
Gerardo i Carlo postanowili popytać się zaufanych informatorów jakich mieli w mieście o Gina aby sprawdzić czy opowiadanie Eleny może mieć jakikolwiek sens i czy w ogóle ktoś o tym człowieku kiedykolwiek słyszał. Udali się więc do Franka, jednego z najbardziej obeznanych w przestępczym światku Bogoty ludzi.
- Jak zawsze punktualny – powiedział na początek Carlo podając rozmówcy rękę.
- Mam u ciebie w końcu dług wdzięczności. Nie odmawiam informacji przyjacielowi – odparł Franco.
- A to mój przyjaciel Gerardo Alvarez. Jest szefem antyterrorystów. Pomaga mi w śledztwie.
- Miło mi – powiedział Gerardo również podając mężczyźnie rękę.
- Mnie również. Powiedzcie jak z Gustavo?
- Bez zmian, ale mamy nadzieję, że pójdzie w końcu ku dobremu. Wczoraj poruszył ręką. Może to coś oznacza. Wybacz, ale śpieszy nam się, a mam nadzieję, że zdołasz nam pomóc.
- Co chcecie wiedzieć?
- Słyszałeś co nieco o niejakim Gino? Nie wiem czy to imię czy tylko pseudonim, ale ten człowiek może mieć tu prawdziwą bandę ludzi i może być zamieszany w wiele spraw, także w zamach na Gustavo – stwierdził Carlo.
- Gino... Zaraz zaraz... Co nieco słyszałem o takim. Tam gdzie się kręcę o takich ludziach słyszy się non-stop. Zrobiło się o nim głośno jakiś czas temu gdy jako nowy człowiek znikąd wkroczył do przestępczego światka. Jest wszechstronny. Podobno przypisuje się mu narkotyki, udziały w porwaniach, gwałtach, pobiciach, ale także zabójstwach. Ma ludzi którzy go czczą jak Boga. Dawno nie słyszałem żeby o kimś mówiony w tak tajemniczym klimacie. Ostatnio było tak chyba tylko za czasów Leoncia Peny, który złamał chyba wszystkie punkty w kodeksie karnym. Wiem, że ten Gino rzadko idzie na akcję samemu. Więcej za niego robią jego goryle. Niestety nie ma do niego dostępu. Nie wiem gdzie mieszka, nie wiem jak dostać się do jego ludzi. Ale dla was zasięgnę języka. Jedno jest pewne, ten Gino istnieje i faktycznie może być groźny. Jest o nim ostatnio głośno. Dam znać gdy dowiem się czegoś więcej.
- I tak wiemy już całkiem sporo. Dziękuję Franco – ucieszył się z tych jakże ważnych informacji Carlo.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Będziemy w kontakcie.
- A więc Elena miała niestety rację. Jej synek poszedł w ślady ojca i swoje brudne interesy robi we stolicy – westchnął Gerardo...
Rezydencja Vellasquezów.
Kolejny raz posłaniec przywiózł Cristinie ogromne kwiaty, a w środku był oczywiście bilecik. Niestety kobieta nie była w siódmym niebie gdy przeczytała jego treść. Domyślała się bowiem, że prezent ten znów jest dziełem Roberta.
- Droga Cristino. Wiesz na pewno o czym świadczą te kwiaty. Choćbym wysłał jeszcze sto takich bukietów to wiem, że i tak nie odzwierciedlą ogromu miłości jakiej do ciebie czuję. Pragnę zrobić jednak coś więcej niż kwiaty. Zapraszam cię dziś na kolację do restauracji „La Rosa”. Mamy tyle rzeczy do obgadania. Tylko nie odmawiaj. Mam nadzieję, że pojawisz się we wskazanym przeze mnie miejscu. Wiedz, że mam oko na twojego mężusia i chyba ani ty ani ja nie chcemy żeby coś mu się stało. A teraz wypadki chodzą po ludziach i nigdy nie wiadomo co komu jest pisane. Czekam na ciebie o 20:00. Roberto.
Cristina była w szoku. O ile mogła znieść jeszcze kolejne kwiaty i liściki ze strony swojego szwagra, to jednak zaproszenia na kolację, a przede wszystkim groźba pod adresem Alfreda była zatrważająca. Kobieta nie miała pojęcia co zrobić i jak postąpić.
- On stopniowo staje się jeszcze gorszy od Jose Manuela. Nie wiem co chodzi mu po głowie, nie potrafię go zrozumieć i odczytać jego zamiarów. Co robić? Co robić? – zastanawiała się Cristina...
Tymczasem...
Alberto Toscani wyszedł właśnie z basenu, który miał tuż przed swoją posiadłością. Okrył się ręcznikiem i udał do domu, ale w drzwiach napotkał ludzi, którzy bez trudu ominęli wszystkie zabezpieczenia i alarmy.
- Kim jesteście? – spytał zdenerwowany, bo miny napastników nie były zbyt przyjazne.
- Ludźmi którzy nie znoszą niesprawiedliwości i korupcji! Już nikogo nie oczernisz ty pismaku! Pan Eduardo Campos ma tego serdecznie dość i dziś ma dla ciebie taką oto wiadomość! – Cosme wystrzelił dwa razy, po czym Toscani osunął się bezwładnie na ziemię...
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 19:50:06 28-07-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:32:38 28-07-09 Temat postu: |
|
|
Super odcinek po długiej przerwie
Roberto nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Wynajął ludzi, aby zabili Toscaniego a następnie chce wrobić w zabójstwo Eduarda. Ale to jeszcze nie koniec jego brudnych zagrywek. Zmusza Cris, aby się z nim spotkała grożąc jej mężowi. Ta nie wie co ma zrobić. Co z tego Roberta za kanalia.
Gino przygotowuje ludzi do akcji. Mówi co mają robić. I jest także Manolo, który jak zwykle musi się gdzieś pomylić. Do rany przywiąż! Jego teksty jak zwykle są niezłe. Och, ma się ten Gino. Manolo martwi się, bo bratanek mu zapowiedział, że sami zajmą się lekarzem który leczy Gustka. Ciekawe jak z tego wybrnie.
Gustek zaczyna dawać oznaki życia i to jest dobra wiadomość. Może w końcu odzyska świadomość.
Gerardo i Carlo postanowili dowiedzieć się co nieco o Gino. Okazało się, że Elena mówiła prawdę i taki ktoś istnieje i to on najprawdopodobniej stoi za zamachem na Gustka i za wieloma innymi przestępstwami.
Flavio i Cosme bez trudu ominęli zabezpieczenia w domu Toscaniego i weszli do jego domu. Padł strzał, zabili go. Kolejny plan Roberta się udał. |
|
Powrót do góry |
|
|
Magi Mistrz
Dołączył: 02 Kwi 2007 Posty: 11368 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:56:20 29-07-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 24
Małe streszczenie tego co dzailo się u bohaterów.A więc Luisa jednak jest zazdrosna o Paolę choć tego nie pokazuje.Za to Miguel i Linda nie są niczego świadomi.A Karina to groxny przeciwnik i jeszcze sporo namiesza.Raul i Monika tym bardziej niczego się nie spodziewają a Andrea już ostrzy azurki bo jest coraz bliżej osiągnięcia swojego celu,a przynajmniej tak sądzi.Robeto wyjechał się reklamować więc Esteban razem z nim i narazie nic nie grozi Patricii.A ona milczy choć powinna go zdemaskowac bo byłby już jakimś punktem wyjściowym w sprawach Gustavo.Rosita niedługo pewnie zwieje z domu z pomocą i za namową Alexa.A Cosme tylko na to liczy.Gustavo przeniósł ją do innej szkoły ale sprawy się nie posuwają bo nic tak naprawde nie wie.Deborah ma złe przeczucia ale co ona moze no i nie chce denerwować męża.Wyrok wydany teraz czas na planowanie całej akcji.Ludzi jest sporo więc mogą dać sobie radę.Ciekawe...Cristina cieszy się że Roberto wyjechał ale on i tak wróci A Eduardo nie wycofał się z walki jak to chciał Roberto i bardzo dobrze.Odwazny z niego człowiek.
Gustavo jak się ucieszył na wieść o ucieczce Manolo.Jaki zadowolony a Carlo myslał ze to zła wiadomość.No i teraz zacznie przesłuchiwac lekarza.Czyżby rzeczywiście Gino popełnij błędy?przekonamy się czy lekarz coś w ogóle powie.
Vallasquez odnosi sukcesy ale o dziwo Eduardo się tym nie martwi.Ma facet stalowe nerwy.No i w końcu podjął decyzje co do Silvii.Oświadczył się jej.Nareszice.A ona oczywiście sie zgodziła.Ciesze się ze sa szczęśliwi ale ciekawe jak pójdzie jego kampania bo Roberto łatwo nie zrezygnuje.
Ralu i Monika są świetni zawsze ich lubiłam.Zawsze sobie lubią dogryzać a dzisiaj nawet dzieci się do tego dołączyli.ROdzinka w komplecie no moze nie zupełnie bo z ukrycia obserwuje ich ojciec Moniki.Ciekawe cyz ma tylko dobre zamiary czy coś sie za tym kryje?
Haha Manolo jest świetny.Z ptymi prochami wyskoczył,a Gino poniewac wujek to jego autorytet od razu podchwycił pomysł.I jeszcze pyta go o radę a ten przestrzega Gino przed KArina.Chyba wszyscy widza że ona coś kręci tylko ona sama o tym nie wiem
A Karina już zaczyna podstęp.Wcisnęła Miguelowi bajeczkę o napadzie a Miguel rycerz w lśniącej broni pospieszył na ratunek.Ona w duchu już się cieszy a on nie zdaje sobie z niczego sprawy...
A więc Rosita postanowiła uciec,a Alex oczywiście świetnie zagrał swoją rolę,zapewnił o miłości itd.A wszystkiego słuchał Cosme.Nie dziwie się już Alexowi ze to robi bo wpakował się w bagno i teraz musi dalej w nim brnąć bo inaczej straci życie.Tylko co będzie jak naprawde wymięknie?ehhh
Świetny odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 22:32:30 04-08-09 Temat postu: |
|
|
42 ODCINEK
Kilka godzin później.
Nadchodził wieczór, a dom redaktora Alberto Toscaniego oświecało kilkadziesiąt migotających raz za razem świateł. Było to spowodowane obecnością kilku policyjnych samochodów, zaparkowanych niedaleko tej posiadłości. Wielu mundurowych kręciło się wokół miejsce zbrodni jak mrówki. Każdy miał wyznaczone zadanie i wiedział co robić. Chodzili jak w zegarku, bo taką mieli pracę. Ofiara leżała jednak nietknięta, a nad nią stali Carlo Coracci i Gerardo Alvarez. Jednak najbliżej denata byli policyjni technicy, którzy najlepiej znali się na rzeczy.
- Taki zarozumiały bogacz, a jak skończył. Na nic przydały mu się te wille, baseny i luksusy. Zabili go jak psa – westchnął Carlo.
- Co możecie nam teraz powiedzieć? – zwrócił się do techników Gerardo.
- Robota profesjonalistów. Ominęli zabezpieczenia i zaskoczyli go przed domem. Sami widzicie jaki to okropny widok. Załatwili go najprawdopodobniej gdy wychodził z basenu i chciał wrócić do mieszkania. Jedna kula w brzuch, a druga w ramach poprawki prosto w czoło. Ale to nie wszystko. To zabójstwo ma charakter polityczny – powiedział jeden z techników.
- Polityczny? – nie krył zdziwienia Carlo.
- Spójrzcie na to. Znaleźliśmy to tuż obok denata.
Mężczyzna mówił o pewnej kartce, na której mordercy napisali coś dużymi, przyklejanymi literami aby uniknąć oczywiście odcisków palców. Policjanci byli w szoku gdy zobaczyli treść tego przekazu.
- Nareszcie przestaniesz obrażać przyszłego prezydenta bydlaku! Nadszedł czas zapłaty za twój jad, który codziennie wylewałeś na łamach swojej pseudo gazety! Żegnaj!
Carlo spojrzał wymownie na Gerarda. Obaj zrozumieli o co w tym wszystkim chodzi.
- Toscani naraził się któremuś z kandydatów na prezydenta. To będzie gruba sprawa – stwierdził Alvarez.
- O ile się nie mylę, to on popierał Vellasqueza, a był przeciwko Camposowi. Nie przepadam za polityką, ale jego niechęć do tego drugiego była widoczna na kilometr. Ostatnio oskarżał go chyba o jakieś nielegalne konta. Ciekawe kto go zabił. Ta sprawa śmierdzi – oznajmił ze spokojem Carlo.
- Kiedy go zabito? – spytał Gerardo.
- Jakieś dwie, może trzy godziny temu. Tak w ogóle znalazł go sąsiad, ale nikt nic nie wie i nikt nic nie widział. Więcej będziemy wiedzieć za jakiś czas po dogłębnej analizie.
- Sprawdziliście czy miał jakąś rodzinę? – zapytał swoich ludzi Carlo.
- Był samotnym wdowcem. Nie wiemy czy miał krewnych. Na pewno w tym mieszkaniu urzędował sam. Rozejrzymy się w środku. Może coś znajdziemy.
- W porządku. Róbcie co do was należy. Czekam na szczegółowe wyniki.
Carlo i Gerardo mieli już odjechać gdy nagle jeden z policjantów podbiegł do nich z nowymi informacjami.
- Coś znaleźliśmy! Niby to zawodowcy, ale jednak coś zgubili! Ten dowód może nas doprowadzić do sprawcy!
- No proszę. Niedopałek papierosa... To już coś. O ile to w ogóle należało do sprawcy, a nie do ofiary. Poddajcie go analizie. Może są na nim odciski palców. Jak media się dowiedzą, to rozpęta się istna burza – westchnął Carlo...
Rezydencja Vellasquezów.
Dzwonek do drzwi spowodował szybką reakcję Alfreda, który siedział na kanapie oglądając telewizję, ale był nieco zaniepokojony nieobecnością żony. Cristina nie poinformowała go wcześniej o swoich planach, a zawsze to przecież robiła. Sądził on jednak, że wyskoczyła być może na krótko do sklepu albo po prostu pojechała odwiedzić dzieci i wnuki, więc pobiegł otworzyć je z nadzieją, że znów ją ujrzy. Po drugiej stronie stali jednak Luisa z Juanem i małym Bernardem.
- Aaaa to wy? – powiedział zaskoczony Alfredo.
- A kogo się spodziewałeś? – zdziwił się Juan witając się z mężczyzną i podając mu dłoń.
- Mojej żony. Myślałem, że pojechała do was.
- To niemożliwe, bo byłyśmy dziś umówione. Nic nie wiedziałeś? Właśnie przyjechaliśmy do niej w odwiedziny i było to wiadome już od wczoraj gdy rozmawiałem z nią przez telefon – wtrąciła zaskoczona sytuacją Luisa.
- To dziwne. Wiesz ja dopiero wróciłem, bo pracowałem w swoim ogrodzie i nie było mnie kilka godzin. To kilka kilometrów stąd i jest tam sporo roboty. Nawet nie sprawdziłem jej pokoju. Może zostawiła mi jakąś wiadomość. Zaczekajcie i rozgośćcie się...
- To niepodobne do mamy tak znikać – zdziwiła się Luisa.
- Daj spokój kochanie. Może nie ma jej dopiero chwilę... Zapewne poszła do sklepu coś dla nas przyszykować. Wiesz jaka ona jest gościnna – uspokoił ją Juan.
Chwilę później wrócił Alfredo, który miał taką minę, że zarówno Juana jak i Luisę wbiło w ziemię.
- Zostawiła mi liścik... Wróci dopiero wieczorem, bo coś jej wypadło. Nie napisała jednak co – przyznał przybity Alfredo.
- Skoro wypadło jej coś ważnego, to czym się martwisz? – wzruszył tylko ramionami Juan.
- To mi się nie podoba. Mama nie potraktowałaby nas w ten sposób. Uprzedziłaby i zadzwoniłaby do mnie – dodała zaskoczona Luisa.
- To nie wszystko. Wiecie, że nie szpieguję mojej żony, ale wiem, że wzięła na to spotkanie swoją najlepszą sukienkę. Mało tego... W kącie znalazłem ogromny bukiet kwiatów. Nie po raz pierwszy go dostaje. Nie ode mnie, więc chyba domyślacie się od kogo.
- Chyba nie sądzisz, że... – nie dowierzała Luisa.
- A ja sądzę, że właśnie od niego. Ta sama krew płynęła w żyłach twojego ojca kochanie i taka sama krew płynie w żyłach jego brata, Roberto Vellasqueza – westchnął Juan.
- Sami widzicie. Mam nadzieję, że nie poszła z nim na spotkanie, bo tego bym nie zniósł – rozłożył bezradnie ręce Alfredo...
Zapadła istna konsternacja i nikt nie miał pojęcia co teraz robić...
Restauracja „La Rosa”.
Roberto Vellasquez zarezerwował już miejsce w najlepszej restauracji w stolicy. Obecność jego osoby sprawiła, że większa część lokalu została automatycznie wyłączona z obsługi. Jedna z sal była w całości do dyspozycji Vellasqueza i jego partnerki. Roberto czekał na swoim miejscu na spóźniającą się Cristinę. Ubrany był tak szykownie jakby za chwilę miał odbierać prezydencką nominację. Był jednak nieco zdenerwowany także z innego powodu. Nie dostał jeszcze potwierdzenia czy misja zlikwidowania redaktora Toscaniego powiodła się.
- Minęło już kilka godzin. Coś tu nie gra – pomyślał, ale w tym właśnie momencie zadzwoniła jego komórka. To był Esteban.
- Witam szefie. Mam dobre wieści! – powiedział uradowany rozmówca.
- Co tak późno? Mów wszystko co wiesz! – odparł stanowczo Vellasquez.
- Ci ludzie od Gina to profesjonaliści. Załatwili Toscaniego i ten idiota wącha już kwiatki od spodu. Zostawili przy nim parę wskazówek, które doprowadzą policję do mordercy, czyli do Eduardo Camposa.
- Doskonale! – zacierał ręce z radości Roberto. Czuję, że współpraca z tymi ludźmi przyniesie nam większe korzyści niż samobójczy układ z Santiagiem. Ale wszystko w swoim czasie. Nawet nie wiesz jak poprawiłeś mi humor. Mam nadzieję, że szybko złapią tego kretyna Camposa. Śledź wszystko co dzieje się w mediach. Będziemy w kontakcie – zakończył rozmowę Roberto.
Vellasquez wpadł w jeszcze lepszy nastrój wiedząc, że jedna misja zakończyła się sukcesem. Uśmiechnął się szeroko, poprawił krawat, wyłączył na dobre swoją komórkę i nerwowo spoglądał na zegarek, bo Cristiny wciąż nie było.
- Chyba nie jest na tyle głupia aby narażać życie swojego męża. Nie może mi tego zrobić – westchnął.
Jednak ten dzień był dla Vellasqueza wyjątkowo udany. Gdy się obrócił, ujrzał w drzwiach sali Cristinę, umalowaną i ubraną w piękną niebieską sukienkę. Jej wygląd sprawiał, że stała się z miejsca młodsza o 20 lat chociaż była już blisko sześćdziesiątki. Mogła jednak nadal podobać się mężczyznom, a Roberto miał do niej słabość od zawsze. Teraz patrzył tylko na nią z niedowierzaniem i błyskiem w oczu. Podszedł do niej, uśmiechnął się i pocałował w rękę. Kobieta nie była jednak zadowolona z tego spotkania i wyglądała tak jakby szła na ścięcie. Musiała jednak spełnić szantaż szwagra, który był przecież niebezpieczny i nieobliczalny.
- Nie sądziłam, że się do tego dopuścisz Roberto. To było podłe! To było w stylu wiesz kogo – powiedziała nie kryjąc rozczarowania.
- W stylu Jose Manuela? Nie wiesz o czym mówisz moja droga. Czy Jose Manuel kiedykolwiek zaprosił cię do ekskluzywnej restauracji i okazywał jakieś uczucia? Nigdy. Ja jestem inny. Jestem prawdziwym dżentelmenem. Wiem, że masz męża, ale to miernota i pantoflarz. Przy mnie zobaczysz dopiero jak może żyć z klasą kobieta wieku średniego. A dzisiejszy wieczór to dopiero początek zmian, które zajdą w twoim życiu. Oczywiście zmian na lepsze – stwierdził Roberto wskazując jej stolik, na którym chłodził się już szampan, przygotowane były talerze i gdzie paliły się dwie ogromne świecie...
Tymczasem...
Santiago Marcelana nie miał dziś dobrego humoru. Krzątał się nerwowo wokół swojego letniego domku wymachując tylko ze złości rękami. Interesy nie szły bowiem zbyt dobrze.
- Jak to nie ma jeszcze dostawy od Victora? Co jest grane? Zawsze była na czas! Jaja sobie ze mnie robicie? – uderzył pięścią w stół tak, że rozmawiający z nim mężczyzna-pośrednik aż podskoczył ze strachu.
- Ja nic nie wiem. Don Victor nie kontaktował się ze mną. Powinien już dawno dać znać kiedy i jak dokonamy z panem kolejnej transakcji...
- Skoro nic nie wiesz, to po co przychodzisz? Ten kto nic nie daje, nic
w zamian nie dostaje. Chyba, że kulkę w łeb, a tego nie chcesz, prawda?
- Skądże panie... To nie moja wina, lecz don Victora...
- Dam ci jeszcze jedną szansę. Skontaktujesz się z Victorem i powiesz mu aby jak najszybciej się ze mną zobaczył i wyjaśnił tę sytuację. Oby miał jakieś racjonalne wytłumaczenie, bo inaczej skończą się sentymenty jakie mnie z nim łączą. A teraz zmiataj!
- Tak jest don Santiago.
- Ręce opadają! – nie krył frustracji Marcelana gdy zauważył jak w tym właśnie momencie parkuje niedaleko jakiś samochód. Wyszła z niego jego córka Andrea.
- Jej tu jeszcze brakowało – mruknął tylko wciąż nie mogąc się opanować.
- Witaj tatusiu. Co ty taki nabuzowany? Czyżby twoje ciemne interesy obróciły się przeciwko tobie? – pocałowała go w policzek na powitanie Andrea.
- Judaszowski pocałunek, co? Czego ode mnie chcesz? Kpić sobie? Jeśli tak, to wracaj tym swoim porsche skąd przyjechałaś...
- Zaczekaj i nie denerwuj się. Jest tak jak umawialiśmy się. Moja firma przy pomocy Estebana Contrerasa wchłonie firmę Vellasquezów. Resztki pieniędzy z jej firmy będą nasze, ale oddam ci połowę dochodów w zamian za pewną przysługę.
- Mam ci pomóc w zdobyciu Raula Vellasqueza? Powtarzasz się córuniu, ale skoro w grę wchodzą pieniądze, to nawet dla ciebie, a może tym bardziej dla ciebie zrobię to z wielką przyjemnością. Nie wiem jednak po co pchasz się do tej rodzinki.
- Powiedzmy, że dla kaprysu. Chcę rozbić jego rodzinę. Mam dość jego beznadziejnej żoneczki. A ostatnio Raul chwalił się, że jego dzieci mają dziadka. Podobno ojciec Moniki Vellasquez pojawił się po wielu latach i wielce odmieniony pragnie być podporą dla córki i dla wnuków. Dasz wiarę?
- Odmieniony mówisz? Victorowi przewróciło się w głowie! Popamięta jeżeli chce stać się teraz dobry...
- Znasz tego człowieka?
- Oczywiście, że znam. To kryminalista taki jak i ja. Jest moim wspólnikiem, a wycina mi takie numery. Już ja sobie z nim pogadam...
- Jesteś na wskroś zły tato. Wolałam zachować nazwisko matki, ale niestety to nie pomogło, bo większość złych cech odziedziczyłam jedynie po tobie – uśmiechnęła się Andrea czym rozbawiła zdenerwowanego jak dotąd ojca...
Mieszkanie Andresa Quirogi.
Lekarz opiekujący się Gustavo Valdezem nie miał dziś nocnego dyżuru i mógł w końcu odpocząć w swoim własnym domu. Nie było mu to jednak dane. Obudziło go głośne pukanie do drzwi. Rozespany mężczyzna nie namyślając się długo podszedł do nich i otworzył je. Ukazali mu się Gino i Manolo w okularach słonecznych i z bronią w ręce. Widząc co to za typy, usiłował on jeszcze desperacko zamknąć przed nimi drzwi, ale oni byli silniejsi i szybsi, więc z łatwością wdarli się do środka. Gino popchnął lekarza na tapczan, a Manolo, który opanował już nerwy, bo bratanek odwalił za niego całą robotę, usiadł sobie po prostu na jednym z krzeseł.
- Nie ruszaj się doktorku! – krzyknął Gino podczas gdy Manolo rozglądał się po ścianie i spoglądał na liczne wiszące tam obrazy.
- Czego ode mnie chcecie? Chcecie mnie okraść? Proszę bardzo! Bierzcie co chcecie, ale nie zabijajcie mnie! – lekarz wciąż trząsł się ze strachu.
- Nic ci nie się nie stanie Quiroga. Nie zabijemy cię – uśmiechnął się Gino.
- Ani nie okradniemy – dopowiedział Manolo kiwając się na krześle.
- Nie za łagodnie wujku?
- Na stare lata człowiek staje się co prawda łagodny, ale mój brat... panie świeć nad jego duszą... zawsze mówił, że spokój cię nie zgubi, a nerwy zjedzą... Trzymaj się tej dewiacji jak oka w głowie bratanku!
- Dewiacji? Chyba dewizy.
- Racja racja... Mówiąc o dewiację myślami byłem w kościele, w którym ostatnio byłem chyba na swoim chrzcie... A właśnie! Nie sądzisz, że może czas zamówić mszę za naszego Leoncia? To mu tam gdzie jest, czyli w piekle nie pomoże, ale może i nie zaszkodzi...
Gino machnął tylko ręką i miał już dość tych bzdurnych opowiadań wujka, zwłaszcza w takiej chwili gdy mieli swoją ofiarę na muszce.
- Nie zabijemy cię. My cię kupimy mój drogi! Zdradzisz nam co się dzieje z Gustavo Valdezem! Powiesz jak rokowania tego pacjenta, bo coś mi się wydaje, że ten kretyn wraca do zdrowia!
- Co takiego? Nie mogę wam nic powiedzieć na temat żadnego pacjenta! Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, a wy nie jesteście najwyraźniej jego rodziną...
- My nie, ale ta słodka dziewczynka to chyba twoja rodzina, nie
sądzisz? – Gino rzucił Quirodze dobrze znaną mu fotografię. Mężczyzna był przerażony, bo na tym zdjęciu ujrzał swoją kilkuletnią córkę. Wiedział, że przestępcy mają go teraz w garści...
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 16:55:39 19-08-09, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|