|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Szeherezada Generał
Dołączył: 12 Kwi 2008 Posty: 8888 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z miejsca, którego nikt nie zna... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:37:17 05-07-09 Temat postu: "Nie zapomnij o mnie" |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Witam Jakiś czas temu uroił mi się w główce pewien pomysł na telcie a właściwie to nie wiem co to będzie i co z tego wyjdzie. To moje pierwsze dzieło na tym forum i zarazem pierwsze które upubliczniam. Prosze o wyrozumiałość i mam nadzieje, że wam sie spodoba.
PROLOG
Ona pakowała właśnie walizke, nie wiedziała co ma ze sobą zabrać, bała się tego wyjazdu, nie wiedziała co ją czeka, wkońcu musi zmierzyć się z przeszłością. Nie może przecież przez reszte życie uciekać, już czas zakończyć ten roździał swojego życia. Zamkneła walizke, wzieła zdjęcie leżące na szafce nocnej wyciagneła z ramki przytuliła do serca, po jej policzku spłyneła jedna gorzka łza, uwielbiała to zdjęcie, był na nim taki uśmiechnięty i szczęśliwy. Schowała je do torebki. Udała się na lotnisko. Już nie ma odwrotu - powiedziała na głos.
On jak zwykle siedziała przy biurku w swoim gabinecie, powinien pracować, ale już oddawna tego nie robił nie potrafił, bez niej nieumiał już żyć. Ciągle tylko myślał o tym jak to było gdy przynim była i jak pięknie mogło być. Każdy dzień był taki sam, każdego dnia zadawał sobie pytanie Dlaczego? Jak to bywa z takim pytaniam nie dostał na nie odpowiedzi, szukał ale nie potrafił jej znaleźć. Nic z tego nie rozumiał, otworzył szuflade wyciągnął zdjęcie nie patrzał na nie, odwrócił je, przeczytał to co było na pisane "Nie zapomnij o mnie gdziekolwiek jesteś, nie zapomnij o mnie gdziekolwiek będziesz"
Kolejny listopadowy dzień, smutny i szary, za oknem zbierało się na deszcz słońce już dawno wstało. Cristina obudziła się, od tygodnia czekała na ten dzień w końcu ją zobaczy, porozmawia dowie się dlaczego wyjechała, teraz będzie musiała jej to powiedzieć. Madeleine jej przyjaciółka wyjechała pięć lat temu bez słowa. Wsiadła w samolot zostawiła wszystkie swoje rzeczy z nikim się nie pożegnała, znikneła wszyscy jej szukali, nikt niewiedział co się z nią stało. Ona zadzwoniła do Cristiny i oświadczyła, że już nigdy nie wróci i wkródce się do niej odezwie. Długo milczała, ale po 9 miesiącach odezwała się wkońcu, miały ze sobą kontakt zdarzało się, że Madeleine dzwoniła i wysyłała e-mail choć nie było to czesto. Cristina wiedziała, że jest bezpieczna i zdrowa, doskonale zdawała sobie sprawe, że nic więcej nie wyciągnie z przyjaciółki. W końcu będzie mogła z niej to wyciagnąć i nie odpuści dowie się co sie stało, przecież nikt tak nagle bez żednego powodu nie wyjeżdza zwłaszcza, że nic nie wskazuje na to by działo się coś złego.
No własnie nic nie wskazywało na to a może jednak coś się stało? Tego się dowiecie czytajac to anty dzieło jak je nazywam Ale zanim się tego dowiecie, wprowadze was w te historie od poczatku, ale to w pierwszym odcinku Poznajcie niezwykłą Madeleine i sprytnego Alexsandra (tylko on uważa się za sprytnego, ale przy niej wysiada )
Madeleine Alejandra Domingez - Urodziła się w Hiszpani w stolicy tego pięknego kraju, jej tata był meksykaninem po skończeniu studiów dostał świetną oferte pracy w Madrycie jako architekt, z której z chęcią skorzystał. Tam też poznał Marguerite, która była francuską przyjechała do Madrytu na wakacje razem z przyjaciołmi, gdy spotkała Alechandra odrazu się zakochała ze wzajemnoscią, miłość od pierwszego wejrzenia. Marguerite postanowiła zostać w Madrycie, a po trzech miesiącach pobrali się. Byli szcześliwi, pół roku po ślubie dowiedzieli się że zostaną rodzicami i na świecie pojawiła się ich córeczka. Byli szczęśliwą rodziną dopuki Madeleine nie skończyła 10 lat, Alechandro miał wypadek i zginoł na miejscu. Kierowca tira poprostu usnoł za kierownicą wjechał na przeciwległt pas, Alechandro aby uniknać zderzenia z nadjeżdzającym pojazdem zjechał na pobocze i wpadł na drzewo. Po tym wszystkim Marguerite załamała się nie potrafiła juz żyć w stolicy, dostała oferte pracy w Angli więc razem z córka przeniosła się do Londynu. Madeleine jeździła na wakacje do dziadków na południe Francji, dziadek posiadał winnice jedną z najlepszych w kraju. W Londynie skończyła szkołe średnią zanim pójdzie na studia chciała pojechac i poznać Meksyk ojczyzne swojego ojca. Alechandro często opowiadał jej historie z dzieciństwa i o swoim kraju, po jego śmierci spisała wszystkie opowieści aby ich nigdy nie zapomnieć, a wzłych chwilach sięgała po nie to dodawało jej otuchy i czuła, że w ten sposób tata jest przyniej. Madeleine z racji tego że była pół francuską i pół meksykanką świetnie mówiła w tych jezykach, to stało sie jej pasja kochała się ich uczyć, czesto z tego powodu miała zaległości w szkole. Znała świetnie hiszpański, francuski, angielski, portugalski a obecnie uczyła się włoskiego. Dzięki temu dostała się na staż do ambasady francuskiej w Meksyku.
Alexsander Luis Mendiola - Urodzony w stolicy Meksyku, tu uczęszczał do najlepszej szkoły w mieście z internatem. Rodziców widywał bardzo rzadko, nawet w świeta różnie to bywało. Wsparcie miał w młodszym bracie, mieli ze soba świetny kontakt, dogadywali się i pomagali nawzajem, zdarzało się im pokłucić nawet pobić jak to miedzy braćmi bywa. Gdy Alex skończył 16 lat jego rodzice rozwiedli się, mama postanowiła wyjechać do Szwajcarii a razem z nią Diego, nie chciał zostawic mamy samej był za mały potrzebował jej, wyjechał z nią. Alex postanowił, że zostanie z ojcem. Bracia bardzo przeżyli rozstanie ze sobą, co osłabiło ich kontakt. Spedzali razem wakacje i święta ale to juz nie było to samo. Po skończeniu szkoły Alex poszedł zgodnie z prozbą ojca raczej rozkazem, na studia o kierunku marketing i zarządzanie, jednocześnie rozpoczynając prace w firmie ojca, najwiekszej wytworni filmowej w kraju. Nie interesowało go to wogóle, ale nie potrafił przeciwstawić się woli ojca. Został jednym z derektorów mimo iż ojciec wolał żeby zarządzał firmą on odmówił, tylko pod takim warunkiem zgodził się na prace w firmie ojca. Alexsander uwielbiał kobiety, bawił się nimi i wykożystywał, na podryw chodził z swoim przyjacielem Rodrigiem. Traktował kobiety przedmiotowo i uważał, że wszystkie są takie same. Puste i bez własnego zdania, zależy im wyłącznie na przystojnym i bogatym mężu który będzie spełniał wszystkie ich zachcianki.
Mam nadzieje, że was zaciekawiłam a jesli nie to mówi się trudno. Licze na szczere komentarze. Życze przyjemnego czytania. I się rozpisałam a nie miałam
Ostatnio zmieniony przez Szeherezada dnia 1:35:48 27-12-10, w całości zmieniany 28 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Marz Prokonsul
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 3639 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 2:35:29 05-07-09 Temat postu: |
|
|
Mnie to zaintrygowało i czytam na 100% !!
Podoba mi się styl w jakim opisałaś prolog i opis bohaterów, a jak już mi styl podoba to się od Ciebie nie odczepie
Wstawiaj pierwszy odicnek i to szybko
Co do komenatrzy to nie nie obiecuje, że będę na bieżąco ale czytam na bank |
|
Powrót do góry |
|
|
paulinek Wstawiony
Dołączył: 30 Kwi 2009 Posty: 4890 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: tam gdzie spełniają sie marzenia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:52:17 05-07-09 Temat postu: |
|
|
ciekawe!!!!!!!!!!!!!!!!
czytam!!!!!! |
|
Powrót do góry |
|
|
Szeherezada Generał
Dołączył: 12 Kwi 2008 Posty: 8888 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z miejsca, którego nikt nie zna... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:51:11 07-07-09 Temat postu: |
|
|
Marzenka jesli tak moge się zwrocic
Trzymam za słowo, ze sie nie odczepisz
Paulina tobie tez dzięki
Odcinek wstawia wieczorkiem bo przelotem tu wpadłam |
|
Powrót do góry |
|
|
malutka King kong
Dołączył: 10 Paź 2008 Posty: 2746 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Polski :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:12:42 07-07-09 Temat postu: |
|
|
czytam |
|
Powrót do góry |
|
|
Szeherezada Generał
Dołączył: 12 Kwi 2008 Posty: 8888 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z miejsca, którego nikt nie zna... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:23:19 07-07-09 Temat postu: |
|
|
1
Południowa Francja miasteczko a czy to ważne jakie sami możecie sobie wybrać jakie tylko chcecie, to nie ma znaczenia. Wokół było pełno winnic niby niczym się nie różniły a jednak, była jedna która się wyróżniała z pomiędzy wszystkich, każdy ją znał nie tylko na południu ale i na północy Francji, w Europie i na świecie no bo kto niesłyszał o winnicach Charles le Brun. Młoda dziewczyna biegła pomiędzy krzewami winogron, bardzo wzburzona a właściwie to była wściekła, gdyby ktoś ją próbował zatrzymać mógłby nie dożyć następnych urodzin. Biegła coraz szybciej w kierunku pięknego i ogromnego domu, gdy dobiegła do werandy zaczeła krzyczeć.
- Jak mogłaś! przecież dobrze wiedziałaś, że sama chciałam sobie to załatwić, miałaś się nie wtrącać - każdy normalny człowiek po takim biegu był by zmęczony i mówiąc kolokwialnie sapał by jak lokomotywa, ale nie ona, była za bardzo wzburzona.
- Uspokuj się i powiedz o co chodzi - kobieta próbowała ją uspokoić.
- Jak to o co, o mój staż w ambasadzie - wrzasneła.
- Już Ci mówiłam, że nie masz krzyczeć - powiedziała spokojnie - Ja do niczego się nie wtrącałam.
- Jak to nie, tak się cieszyłam, że mi się udało, że sama czegoś dokonałam, a okazało się, że dostałam się bo ktoś się zamną wstawił.
- Madeleine dobrze wiesz, że to nie ja - tłumaczyła kobieta.
- Jak nie ty mamo to kto - powiedziała podniesionym głosem, już troche spokojniej.
- Charles - powiedziały jednocześnie.
W ciągu sekundy Madeleine znalazła się z tyłu domu gdzie było wejście do piwnicy, jeżeli Charles miał gdzieś być to właśnie tam. Zeszła po drewnianych schodach przy jednej z półek stał staruszek trzymający w ręku butelke z winem.
- Dziadku jak mogłeś mi to zrobić - krzykneła.
Staruszek tak się wystraszył, że omało co nie wypuścił z rąk jednego z najlepszych okazów jakie posiadał w swojej piwnice. Choć to nie właściwe okreslenie raczej ogromnej piwnicy ciągnacej się pod całym domem gdzie znajdowały się regały i ogromne beczki z winami.
- Madeleine przez ciebie omało co nie rozbiłem... - nie zdążył dokończyć bo Madeleine zaczeła krzyczeć.
- Nie obchodzi mnie to jak mogłeś się wtrącić przecież obiecałeś.
- O czym ty mówisz.
- Jak to o czym, o moim stażu i tylko mi niemów, że nie wiesz o co chodzi bo doskonale wiem, że maczałeś w tym palce.
- Nadal nie rozumiem - doskonale zdawał sobie sprawe z tego o czym mówi jego wnuczka, ale nie miał zamiaru się do niczego przyznać. Wkońcu obiecał, że się nie wtrąci a on zadzwonił do ambasadora z proźbą aby przyjoł Madeleine na staż w czasie wakacji. Wiedział, że ambasador mu nie odmówi, bo tylko skończony kretyn odmówił by Charles le Brun.
- Wydało się wiem, że to dzięki twojej protekcji dostałam się.
- Ja nic nie zrobiłem.
- Dziadku - spojrzała na niego gniewnie, a po chwili się uśmiechneła.
- Już dobrze przyznaje się, tak ci zależało, że nie mogłem się powstrzymać, zadowolona - odwrócił się i odłożył butelke z winem na miejsce.
- Wiesz, że chciałam sama się dostać bez twojej pomocy - tłumaczyła już spokojniej.
- Co traz na złość staremu dziadkowi nie pojedziesz.
- Tak, powinnam tak zrobić.
- Chcesz zaprzepaścić szanse wyjazdu.
- Tak - zarzuciła ręce na piersi.
- Poznania kraju ojca - kontynłował - zobaczeniu tego wszystkiego o czym ci opowiadał.
- Nie bierz mnie pod włos - spojrzała podejźliwie.
- Nie biore poprostu stwierdzam fakt, chodź z stąd.
Wyszli z piwnicy, udając się na werande domu, słońce zaczeło chować się za horyzont.
- To wszystko co widzisz - zaczoł Charles - będzie kiedyś twoje wiesz, że kocham tą winnice, twoja babcia zawsze mówiła, że nawet bardziej od niej - Uśmiechnoł się do wnuczki i obioł ramieniem - odziedziczyłem ją po ojcu a on po swoim ojcu, a ty dostaniesz ją pomnie jest dlamnie ważna, ale jestem gotów oddać ją bo ty jesteś najważniejsza i zawsze chce dla ciebie jak najlepiej - Madeleine znała tą historie na pamięć dziadek zawsze jej to powtarzał - dlatego zależało mi na tym abyś spełniła swoje marzenie, maiłaś się nie dowiedzieć o mojej drobnej pomocy, jaką była rozmowa z ambasadorem - spojżał na wnuczke - kto się wygadał.
- Oj dziadku czy to ważne - stwierdziła nie umiała się długo na niego gniewać.
- Mogłem się spodziewać, że to ten cały Juan Pablo jak można dać dziecku tak na imie przecież jest tyle francuskich imion - Charles nie znosił francuzów któży wyjeżdzają z kraju i nie przyznaja się do swojego pochodzenia. Gdy dowiedział się, że jego córka zostaje w Hiszpani i chce wyjźć za mąż za cudzozienca był gotowy ją wydziedziczyć. Co się zmieniło, co go przekonało, nie co a kto, gdy zobaczył małą Madeleine jak za dotknieciem czarodziejskiej różdzki o wszystkim zapomniał. Był dumnym dziadkiem najśliczniejszej wnuczki, która odziedziczyła imie po jego mamie.
- Co ja mam z tobą zrobić dziadku.
- Przytul i powiedz, że pojedziez.
Madeleine przytuliła dziadka - kocham cię - powiedziała, tylko na to było ją stać.
- Ja ciebie też bardzo kocham - puścił wnuczke i wyciagnoł koperte z wewnetrznej kieszeni kamizelki - to dla ciebie - podał jaj koperte, wzieła ją troche się obawiała znała dziadka i wiedziała, że jest nie przewidywalny, otworzyła.
- Co to?
- Tylko mi nie mów, że niewiesz, to bilety.
- To to wiem, a po co.
- No zaraz zejde z tego świata, na twój samolot do tego całego Meksyku.
- Ale te bilety są na pojutrze - Charles przytaknoł, dziewczyna rzucila się na dziadka i mocno go przytuliła -dziękuje -wyszeptała.
- Nie dziękuj tylko leć się pakować bo znając ciebie to zajmie ci to całe wieki.
- Nie prawda najwyżej pare stulec - dziadek pocałował ją w czoło.
- Coś przegapiłam - spytała Marguerite podchodząc do nich
- Nie nic - odrzekli równocześnie.
- Tato coś ty znowu zmajstrował.
- Przecież mówie, że nic - staruszek uśmiechnoł się i puścił oczko córce.
Marguerite odwzajemniła uśmiech, Madeleine pobiegła na góre się pakować miała mało czasu już pojutrze wyjedzie i wkońcu zobaczy Mexico city. Cieszyła się jak mała dziewczynka zawsze myślała, że poleci tam z tatą, pokaże jej to wszystko o czym tyle opowiadał. Nachyliła się i weszła pod łóżko wyciągneła z tamtąd mały kuferek otworzyła. Na wierzchu było zdjęcie taty, uśmiechał się do niej, pocałowała je i wpatrywała się w nie. Tak za tobą tęsknie, brakuje mi ciebie, bądz zemną i nieopuszczaj mnie jak zawsze, czuje że to będzie najwspanialszy wyjazd mojego życia coś się stanie tylko nie wiem jeszcze co. - rozmyślała. Pocałowała zdjęcie i odłożyła wyciągneła mały zeszycik, otworzyła i zaczela czytać a łzy mimo wolnie spływały jej po policzkach. Po godzinie otarła łzy, zdjęcie włożyła do pamiętnika, zmkneła i schowała do torby.
Zanim się spostrzegła nadszedł dzień wyjazdu dziadek i mama zawieźli ją na lotnisko w Lyonie samolot miała punkt szesnasta, ale rano musiała wcześnie wstać, do Lyonu był kawałek drogi samochodem a ona powinna być wczesniej przed odprawą.
- Będę za wami tęskniła - przytuliła się do dziadka i mamy.
- My za tobą też - stwierdził Charles - bardzo cie kocham.
- Ja ciebie też dziadku, bądz grzeczny i nie dręcz mamy.
- Wypraszam sobie wcale jej nie dręcze.
- Nie - odpowiedziała z przekorą, powstrzymywała się żeby nie płakać.
- Pamietaj jak będzie ci źle to dzwon i wracaj do nas.
- Dobrze, ale nie mam zamiaru wrócić przed rozpoczeciem roku akademickiego.
- No ja myśle wkońcu jesteś le Brun.
- A nie Domingez dziadku.
- Może masz ich nazwisko, ale charakter masz po mojej rodzinie jesteś prawdziwą le Brun.
- Oj dziadziu.
- No przytul tego staruszka jeszcze raz - Madeleine przytuliła dziadka a łzy popłyneły jej po policzkach mimowolnie przetarła je ręką tak aby Charles nie widział, podeszła do mamy.
- Będe teskniła.
- Ja za tobą też mamusiu.
- Pamiętaj zadzwoń jak dolecisz, czy wszystko dobrze, kocham cię.
- Ja ciebie też - uściskała mame - pilnuj dziadka.
- Pewnie - Marguerite tuliła córke.
- Musze już iść bo polecą bezemnie - oznajmiła, odeszła w kierunku okienka gdzie podała bilet, a potem przed odprawe. Lot był długi i wyczerpujacy. Madeleine cały czas zastanawiała się jak to będzie kiedy tam doleci, co ją tam czeka i czego może się spodziewać. Wkońcu udało jej się zasnąć czekało ją około jedenaście godzin lotu.
Ostatnio zmieniony przez Szeherezada dnia 22:47:07 21-07-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Szeherezada Generał
Dołączył: 12 Kwi 2008 Posty: 8888 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z miejsca, którego nikt nie zna... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:36:23 19-07-09 Temat postu: |
|
|
2
Mexico city ogromna wytwórnia filmowa, największa i najlepiej prosperująca w całym kraju, każdy aktor czy aktorka chciałby, chciałaby, podpisać z nią kontrakt. Przez ogromne okno ciągnace się od podłogi do sufitu i od jednej do drugiej ściany, w skórzanym fotelu swojego gabinetu siedział młody mężczyzna. Powinien pracować, ale tego nie robił patrzył przez okno o czymś rozmyślał, o niczym szczegulnym. Nagle ktoś zapukał, odwrócił się w fotelu i spojrzał w kierunku dzwi.
- Prosze - powiedział, do środka weszła młoda kobieta. Pokój nie był duży, ale bardzo jasny na środku stało stare dębowe biurko, puste? W sumie to tak, leżał na nim tylko notebook. Żadnych zdjęć rodzinnych, papierów, nic tylko zamknięty komputer.
-Pański ojciec prosił przekazać - zaczeła, szczupła blądynka, ubrana w elegancki beżowy kostium - że pojutrze ma pan udać się na przyjęcie do ambasady w jego imieniu.
- Cristino mój ojciec jest u siebie - spytał obojetnym tonem.
- Tak prosze pana, właśnie kończy ważną rozmowe.
- Jak już skończy powiadom mnie.
- Dobrze prosze pana czy coś jeszcze.
- Nie wszystko możesz odejść.
Cristina odwróciła się i wyszła z gabinetu, po około dwudziestu minutach zadzwonił do Alexsandra i oświadczyła, że jego ojciec własnie skończył rozmowe telefoniczną i jest wolny. Alex wstał i udał się prosto do jego gabinetu, nie pukał po prostu wszedł jak do siebie i usiadł na skórzanej kanapie która stała pod oknem, pewnie gdyby nie to, że stolik był szklany położyłby na nim nogi by pokazać kto jest górą.
- Kiedy w końcu nauczysz się pukać - spyał mężczyzna z powagtą w głosie i groźną miną, ale niezrobiło to na nim żadnego wrażenia, zaczoł mówić tak jakby nie słyszał tego co ojciec mu powiedział.
- Nie idę na żadny bankiet mam inne plany - powiedział stanowczo.
- Kolejną panienke do zaliczenia - powiedział z wyrzutem - idziesz i bez dyskusji.
- Nie mam najmniejszego zamiaru iść na głupi bankiet do jakiejś tam ambasady - rozłożył się wygodie na kanapie.
- Nie do jakiejś, tylko francuskie na specjalne zaproszenie ambasadora.
- Czemu ty nie możesz iść to ciebie zaprosił - stwierdził.
- Mam ważne spotkanie na który musze być więc pójdziesz tam w moim imieniu.
- Przełóż spotkanie i możesz się udać do ambasadora.
- Nie moge go przełożyć, a ty pójdziesz na przyjęcie i będziesz się dobrze zachowtwał i godnie reprezentował naszą rodzine.
Alexsander wstał i poszedł w kierunku dzwi, otworzył je, ale nie wyszedł, odwrócił się i oznajmił stanowczym głosem - Nigdzie nie ide już Ci mówiłem i nie będę tego więcej powtarzał - wyszedł i zamknoł dzwi. Macedonio mówił coś a właściwie to wrzeszczał, nie znosił i nie przyjmował do wiadomości sprzeciwów syna, ale on nie chciał go słyszeć wrócił do swojego gabinetu wziął kluczyki od samochodu i ruszył korytarzem w strone windy.
- Znowu pokłuciłeś się z ojcem - zwrócił się ktoś do niego, Alex nie odwrócił się doskonale wiedział kto to jest, tylko jedna osoba tak się do niego zwracała.
- Nie tylko oświadczyłem mu, że nie idę na żadne przyjęcie.
- Już ja znam te twoje oświadczenie - Rodrigo znał go najlepiej kumplowali się od 8 lat Alex był dlaniego jak młotszy brat. Tylko jemu zdradził powody swojej niechęci do ojca i znim rozmawiał szczerze, byli jak bracia. Dla Alexa był jakby zastępstwem jego brata za którym tęsknił i przed nikim się do tego nie przyznał nawet przed Rodrigo, znał go na tyle dobrze, że nie musia mu tego mówić on to po prostu wiedział.
- Jak znasz to po co się pytasz - wycedził.
- A ty co nie w humorze, nie musisz mie tak traktować.
Dzwi windy otworzyły się Alex wszedł do środka - chce być teraz sam pogadamt później - dzwi się zamkneły zjechał windą na podziemny parking. Wsiadł do swojego czarnego kabrioletu i ruszył z poskiem opon. Jechał przed siebie, wyjwchał z miasta przyspieszył i to bardzo, pedził drogą tak jak by go nic nie obchodziło i nic nie miało dlaniego znaczenia i sęsu. Jechał tak godzine może dłużej, sam nie wiedział ile już tak pędzi. Wkońcu zatrzymał samochud wyszedł, zamknął auto podwinoł rękawy koszuli, było bardzo ciepło wkońcu zaczoł się lipiec. Ruszył przed siebie, nie wiedział do kąd zmierza chciał po prostu zapomnieć, przestać myśleć kiedy się zmęczył usiadł po drzewem. Od kilkunastu nocy nie mógł zasnąć a jak zasypiał to śnił mu się ten okropny sen którego nie rozumiał i nie potrafił zrozumieć, całe dnie rozmyślał onim.
Ogromna pustynia, na środku stała młoda kobieta nie ruszał się miał na sobie białą długą zwiewną sukienke, podchodzi do niej bardzo powoli jak by bał się, że zaraz zniknie i już nie wróci, stał za nią czuł jej zapach był taki delikatny i uspokajający wdychał go przez chwile, cały czas stała nie ruchomo jak by nie czuła i nie słyszała, że do niej podszedł, zawiązał jej oczy czerwoną aksamitną przepaską. Obrócił ją tak aby stała twarzą przed nim patrzył na nią, ale jak by nie widział jej twarzy, nie pamiętał jej. Wyciągneła do niego ręce odruchowo położył swoje na jej dłoniach były zimne, ale bardzo delikatne. Delikatnie ścisnął jej dłonie tak, żeby poczuła ich ciepło i zrobił krok do tyłu, ona zrobiła krok do przodu, on zaczął się cofać, a ona szła za nim nawet się nie zoriętował a nie byli już na pustyni. Stali na klifie a fale oceanu uderzały o skały, dziewczyna zdieła opaske patrzyła się na ocean. Podszedł do niej obioł jedną ręką w pasie przyciągając do siebie czuł dziwne ciepło które biło z jej brzucha, drugą ręką odgarnął jej włosy, złożył delikatny pocałunek na jej szyji. Wyrwała się odbiegła kawałek odwrociła i uśmiechneła do niego, zaczeła biec dalej, on pobiegł za nią, biegali wzdłuż klifu wkońcu ją złapał i przewrócili się oboje na ziemię, patrzyła się na niego i uśmiechała wyglądała jak anioł, przejechała ręką po jego policzku, poczuł dziwny aczkolwiek przyjemny dreszcz, odepchneła go i znowu zaczeła uciekać przed nim. Poślizgneła się i zaczeła zpadać z klifu on w ostatniej chwili chwycił ją za ręke patrzyła mu w oczy coś szeptała, ale on nie słyszał wyślizgiwała mu się z rąk z całej siły chciał ją utrzymać i wciągnać, nie uddało się wpadła w odchlań oceanu.
Słońce zaczeło już zachodzić, wstał ruszył w kierunku samochodu i odjechał, jedyne o czym teraz marzył to gorący prysznic, o śnie nawet nie myślał bo wiedział, że czeka go kolejna nieprzespana noc. Wkońcu znalazł się w swoim apartamęcie kierował się do łazienki był tak zamyślony, że nie za uważył gościa który siedział na kanapie.
- Gdzieś ty się podziewałeś - spytał pewnym głosem gość, można było w nim wyczuć nute pretęsji.
Wyrwało go to z zamyślenia - Nie ważne - odburknął teraz może odłożyć kompiel, podszedł do barku i zrobił sobie drinka - chcesz - spytał gościa ten nic nie odpowiedział Alex usiadł na kanapie - więc czego odemnie chcesz ojcze - ostatnie słowo bardzo zakcętował.
- Nie dokończyliśmy naszej rozmowy - był zły na syn za to jak się dzisiaj zachował.
- Może ty jej nie skończyłeś, ale ja tak - upił drinka - nie zmienie zdania.
- Będziesz musiał się tam wybrać, tu chodzi o dobro firmy, a jeśli moja proźba nie wystarczy to to jest polecenie służbowe.
- Nie zmusisz mnie, żebym tam poszedł - Alex był coraz bardziej wzburzony nie miał ochoty tam iść może i by poszedł gdyby ktoś inny go o to poprosił, ale to była proźba ojca, on zawsze robił mu nazłosc i na przekór.
Macedonio wstał z kanapy - Pojdzież tam - powiedział podniesiony głosem - czy ci się to podoba czy nie, nie mam zamiaru dłużej tolerować twojego zachowania. Myślisz, że niewiem co wyprawiasz mam dość patrzenia jak niszczysz sobie życie i tego co o tobie mowią.
- Tego co omnie mówią - powtórzył przedrzeźniając go - czy tego, że cierpi na tym twoja reputacja - również wstał - ja cie nie obchodze już oddawna.
- Nie mów tak jesteś moim synem i zależy mi na tobie.
- Tobie zależy tylko i wyłącznie na pieniądzach, gdzie byłeś jak cię potrzebowałem, to przez ciebie mama się wyprowadziła do Genevy a z nią Diego i to przez ciebie tu nie przyjeżdżają, dzięki tobie nie mam normalnej rodziny, dla ciebie liczą się wszyscy tylko nie ja - ostatnie słowa już wrzeszczał.
- Doskonale wież, że to nie prawda nie masz prawa tak mówić, mnie też to bolało.
- Zniszczyłeś naszą rodzine i nie zmienisz tego - odstawił szklankę - a teraz wynoś się z mojego domu - krzyknął.
- Wyjde, ale pamiętaj, że w ten sposób nie odgrywasz się namnie, ale to sobie niszczysz życie.
- Wynoś się - wrzasnał.
Macedonio wyszedł bez słowa, bolały go słowa syna, miał racje to on zniszczył ich rodzine, zapłacił za to najwyższą cene. Kochał syna i nie może patrzeć jak się pogrąża i niszczy swoje życie, nawet jak miałby go znienawidzić, jeśli już tego nie zrobił, nie pozwoli mu zmarnować sobie życia. Po wyjściu Macedonia tak się wściekł, że chwycił lampę stojącą obok na stoliku i rzucił w dzwi króre przed chwilą zamknęły się za jego nieproszonym gościem, lampa roztrzaskała się w drobny mak. Miał ochote wrzeszczeć, zniknąc z tąd na zawsze, jego życie było puste i beznadziejne, mógł mieć wszystko o czym marzy każdy przeciętny człowiek i kupić co tylko chciał, a nie miał tego czego pragnie najbardziej na świecie... miłośći. Której od dawna mu brakowało, jego serce już nie biło tak jak kiedyś, było zimne i bezwzględne, pragnące miłości, jakiej kolwiek. Odeszła mu ochota na cokolwiek poszedł do sypialni nawet się nie rozebrał w ubraniu położył się na łóżku, jego myśli szalały w głowie, nadranem zasnął i znowu śniło mu się ten dziwny sen którego nie rozumiał.
A przecież jest taki oczywisty, tylko nie dla niego.
Ostatnio zmieniony przez Szeherezada dnia 12:38:12 31-07-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Szeherezada Generał
Dołączył: 12 Kwi 2008 Posty: 8888 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z miejsca, którego nikt nie zna... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:03:35 31-07-09 Temat postu: |
|
|
3
- Aaaaaaaaaaaa
Stewardessa położyła ręke na ramieniu młodej kobiet i lekko nią podrząsneła - Przepraszam czy coś się stało - spytała.
- Tak..., nie - dziewczyna była zkołowana nie wiedziała co ma powiedzieć, co się dzieje jeszczenie nie była świadoma a kto by był, wyrwany ze snu - a co... się dzieje - wybełkotała.
- Krzyczała pani myślałam, że może coś się stało.
- Przepraszam chyba coś mi się przyśniło - przed oczami miała ostatnią scene snu.
- Nic nie szkodzi - odeszła a Madeleine została sama okręciła się na siedzeniu i spojrzała w małe okienko przymknęła oczy, zaczoł wracać do niej ten dziwny sen.
Stała po środku pustyni nie mogła się ruszyć, miała na sobie długą białą zwiewną sukienkę, prawie prześwitującą. Nagle poczuła czyjąś obecność, ale nie bała się nadal nie mogła się ruszyć a może nie chciała, poczuła czyjeś ciepło było jej tak dobrze, zamknęła oczy aby bardziej to poczuć, ktoś zawiązał jej opaske na oczy, mimo tego nadal się nie bała w prost przeciwnie nigdy nie czuła się tak bezpieczna. Obrócił nią tak aby stała przednim, odruchowo wyciągnęła ręce do przody, po chwil poczuła dreszcz i delikatne dłonie na swoich, ścisnął je troche mocniej dawał jej tyle ciepła. Poczuła, że zrobił krok do tyłu ona zrobiła do przodu szła za nim pewnie, nagle tak jak by zniknął, ale czuła jego ciepło, obecność, jego zapach unosił się w powietrzu, wsłuchała się chyba była nad morzem jakby fale rozbijały się o skały, ściągneła opaske nie myliła się stała na klifie, a ocean był bardzo wzburzony, ale piękny nie mogła oderwać oczu od niego. Obioł ją i położył ręke na brzuchu przyciągając do siebie, drugą ręką odgarnął jej włosy złożył delikatny pocałunek na szyji. Wyrwała się odbiegła kawałek staneła i odwróciła posyłając mu promienny uśmiech, zaczęła biec dalej wiedziała, że biegnie za nią wzdłuż klifu. Wkońcu dogonił ją złapał tak, że się przewrócili, miał tak niesamowite spojrzenie, wydawał jej się taki nie realny aż musiała dotknąć jego policzka. Wydostała się z podniego i zaczeła znowu uciekać, zrobiła krok do tyłu, ale nie poczuła ziemi pod stopą straciła równowagę zaczeła spadać poczuła, że złapał ją za ręke trzymał bardzo mocno jego oczy były pełne strachu, wkońcu nie wytrzymał i wyslizgneła się z jego ręki spadała w odchłań oceanu.
Rzadko coś się jej sniło a ten sen był dziwny i piękny jednoczesnie niby koszmar dla niej był to najpiękniejszy sen i nawet to spadanie jej nie przeraziło zdziwiła się. Patrzyła przez maleńkie okienko na gwiaździste niebo było piękne nigdy wcześniej go takiego nie widziała, odrazu przypomniał jej się tato, gdy miała sześć lat tata rozbił namiot w ogródku ich domu, kiedy zrobiło się ciemno wyciągnął swój śpiwór na zewnątrz wzioł ją ze sobą, położyła się koło niego i mocno wtuliła, patzryli na gwiazdy, wtedy był to dlaniej siudmy cud świata śmiali się, tata opowiadał jej o wszechświecie, gwiazdach i planetach. Widziała spadająca gwiazdę tata powiedzia jej, że ma pomyśleć życzenie a ono na pewno się spełni. Po policzku spłyneła jej jedna łza, odrazu ją ztarła - już się nie spełni tatusiu - wyszeptała.
Wkońcu samolot wylądował, była bardzo zmęczona miał ochote rzucić się na łóżko i wiedziała, że odrazu zaśnie. Odebrała bagaż gdy była tuż przy wyjściu. Podszedł do niej młody mężczyzna, przygldał się jej od dłuższego czasu.
- Madeleine prawda - powiedział bardzo męskim głosem.
- Tak, a my się znamy? - przyglądała mu się z zainteresowaniem, był bardzo przystojny, ciemne włosy postawione na żel, pociągające spojżenie a do tego te jego niezwykłe niebieskie oczy. Dobrze zbudowany ubrany w jeansy i czarną koszule wyglądał bosko.
- Nie poznajesz mnie, no tak nie widziałaś mnie, ale rozmawialiśmy przez telefon Juan Pablo Cortez.
- Rzeczywiście teraz twoj głos wydaje mi się znajomy - wyciągneła ręke aby się przywitać - miło mi cię wkońcu poznać osobiście co ty tu robisz.
- Poproszono mnie, żebym cię odebrał z lotniska, to twój bagaż - wskazał na trzy walizki leżące na wózku, skineła twierdząco głową a on podszedł i zaczoł go pchać - choć zawioze cię do ambasady zamieszkasz tam przez jakiś czas bo wynikły drobne problemy z twoim zakwaterowaniem.
- Co się stał - zdziwiła się będę mieszkać w ambasadzie czy napewno dobrze go zrozumiałam - zastanawiała się.
- Wiesz, tak dokładnie to nie wiem - stanął - to mój samochód - zaczął wkładać walizki do bagażnika.
- Odstawie wózek - zaproponowała i już po chwili wróciła, usiadła na miejscu obok kierowcy.
Samochód ruszył ciemnymi ulicami Mexico. Juan był bardzo miły pytał jak mineła jej podroż, czy była już kiedyś w Mexico city, co chciałaby zwiedzić, co słyszała o mieście i czy wie czym się będzie zajmowała i takie tam. Odpowiadała na wszystkie jego pytania sama też zadawała mnóstwo pytań odnośnie miasta i pracy, przez co podróż mineła im bardzo szybko. Juan Pablo wzioł dwie walizki a ona trzecią protestował, że nie powinna, to nie wypada a on nie pozwoli, żeby kobieta w jego towarzystwie nosiła walizki, ale się uparła, że sama weźmie, żeby nie musiał już tu wracać wkońcu jest już bardzo poźno zaprowadził ją do jej pokoju. Postawił walizki koło łóżka pokazał łazienkę powiedział dobranoc i wyszedł. Ona rozejżała się po pokoju był dość duży koło okna stało łóżko spokojnie mogły na nim spać dwie osoby pomyślała, naprzeciwko były dzwi do łazienki weszła do środka kaflki byłu koloru piaskowego w narożniku stała wanna, a obok szklany zlew na wieszaku wisiały reczniki, wzieła kompiel ubrała sie w bawełnianą błękitną koszule nocną do kolan na cienkich ramiączkach i wskoczyła na łóżko nie myliła się było miękie i wygodne gdy tylko przyłożyła głowe do poduszki zasneła jak mała dziewczynka.
Alex właśnie mył zęby owinięty tylko w recznik na biodrach.
- Chyba wpadłem niewpore.
- Chyba będę musiał zabrać ci moje klucze Rodrigo.
- Moge ci je dać dorobiłem sobie pare kąpletów tak na wszelki wypadek - zaśmiał się, Alexa spojrzał na niego z poważną miną, nie miał ochoty na żarty kumpla.
- Możesz się ztąd zmywać, chciałbym dokończyć w spokoju - powiedział stanowczo.
- Jak sobie życzysz - powiedział z ironią - idę zrobić sobie kawy też chcesz?
- Miałeś się zmyć, a nie rozgaszczać w moim mieszkaniu.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz musimy pogadać - wyszedł z łazienki i ruszył w strone kuchni zaprzyć kawe sobie i przyjacielowi. Nie miał z tym najmniejszego problemu często zdarzało mu się, że sam się obsługiwał. Alex skńczył mycie zębów uał sie do garderoby założył białą koszule i granatowy ganitur, dobrzez zkrojony, podkreslający jego sylwetke. Marynarke wziął w ręke rzycił na kanape w salonie i ruszył do kuchni, na stole stały dwie kawy a Rodrigo wykładał croissanty na tależe, wiedział że jak nie przyjdzie z śniadaniem to na pewno nie znajdzie nic oprócz światła w lodówce.
Alex wziął filiżankę z kawą i oparł się o blat kuchenny - Możesz już zacząć swoje kazanie - zaczął, wiedział po co przyszedł Rodrigo i że nie ma co się wykręcać bo ta rozmowa i tak go nie ominie - chce to mieć jak najszybciej za sobą.
- Nie mam najmniejszego zamiaru tego robić bo i tak mnie nie posłuchasz a ja nie będę produkował się na darmo, mam za to propozycje.
- Słucham - spytał zdziwiony spodziewał się raczej długiego wywodu na temat wczorajszego dnia.
- Pójdziesz na to przyjęcie razem ze mną już rozmawiałem z twoim ojcem i się zgodził - zaproponował pewnie i wypił kawę do końca odstawiając filiżankę do zlewu.
- Po co to zrobiłeś, nie mam zamiaru tam iść - nie sprawi ojcu satysfakcji o nie tym razem - pomyslał.
- Tu nie chodzi o to który z was jest mocniejszy i o udowadnianie tego. Wiem, że masz do niego żal o to co się stało, ale to nadal twój ojciec chyba już wystarczająco mu za to dopiekłeś, a tą beznadziejną zawiścią niszczysz sobie życie to nie ma sęsu.
- Wiem, ale nie umiem inaczej zawsze jak go widze coś wemnie pęka i mam ochote mu dogryźć - napił się kawy.
- Zrobisz jak zechcesz, ale zastanów się, nad tym.
Alex wipił kawe do końca zjedli croissanty i udali się do firmy, czuł że czeka go kolejny długo i cięzki dzień. Nie potrafił pracować, poprostu nie umiał się na niczym skupić, głowe zaprzątały mu myśli na temat przyjęcia, ojca, tego co powiedział mu Rodrigo i snu który go męczył od dawna. Jedyne czego chcia to, oby ten dzień skończył się jak najszybciej. |
|
Powrót do góry |
|
|
Szeherezada Generał
Dołączył: 12 Kwi 2008 Posty: 8888 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z miejsca, którego nikt nie zna... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:33:54 12-08-09 Temat postu: |
|
|
OBSADA
Madeleine Alejandra Domingez
Ma 19 lat właśnie dostała się na filologie romanską, ma talent do języków i lubi się ich uczyć, ambitna, ma temperamen i głowe pełną zwariowanych pomysłów, ale w głębi duszy marzy o prawdziwej miłości mimo, iż się do tego nie przyznaje. Bardzo przeżyła śmierć ojca i odczuwa tęsknote za nim do tej pory.
Alexsander Luis Mendiola
Ma 24 lata pracuje w firmie ojca na satnowisku derektora, ma żal do ojca o to, że przez niego rozpadła się ich rodzina, przesał wierzyć w miłość, traktuje kobiety przedmiotowo i wszystkie uważa za puste lale stworzone tylko do jednego, tęskini za bratem i brakuje mu matki.
Cristina Alvares
Ma 25 lat, asystentka prezesa i właściciela Macedonia Mendioli, jej współlokatorką i przyjaciółką zostanie Madeleine, miła i sympatyczna, ale jak ktoś się jej naraźi potrafi pokazać pazurki, podkochuje się w ..... to później.
Rodrigo Mendez Lopez
Ma 26 lat, pracuje w wytworni Macedonia Mendioli, przyjaciel Alexa są dla siebie jak bracia, razem chodzą na podryw i uwielbiaja się bawić, stąpa twardo po ziemi, zasadniczy i rzadko chodzący na kompromisy.
Juan Pablo Cortez
Ma 24 lata, syn ambasadora franci, zaprzyjaźni się z Madeleine, uczciwy, szczery i sympatyczny, nie przepada za Alexem. Madeleine traktuje jak młodszą siostre i nie pozwoli nikomu jej skrzywdzić.
Macedonio Mendiola
Ojciec Alexsandra, twardy, bezwzględny bizmesmen, próbuję naprawić relecje z synem, kiedyś popełnił błąd przezco rozpadła się jego rodzina.
Marguerite Domingez
Mama Madeleine, po stracie męża przeprowadziła się z córką do Londynu, francuska z pochodzenia, kocha córke i chce dla niej jak najlepiej.
Alejandro Domingez
Ojciec Madeleine, mimo iż nie żyje będzie o nim pare razy mowa.
Charles le Brun (czyt.ly brę)
Dziadek Madeleine, zwariowany staruszek kocha swioją wnuczke i każdego kto próbowałby ją skrzywadzic gotów rozstrzelać z swojej wiatrówki.
Ostatnio zmieniony przez Szeherezada dnia 15:40:23 27-11-09, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Szeherezada Generał
Dołączył: 12 Kwi 2008 Posty: 8888 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z miejsca, którego nikt nie zna... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:41:47 12-08-09 Temat postu: |
|
|
4
Pierwszego dnia w Mexico City Madeleine, wstała dopiero w południe na stoliku koło łóżka stała taca ze śniadankiem, sok pomarańczowy, kawa, bułeczki i dżem, wzieła łyżeczke i posmakowała malinowy jej ulubiony. Była tak głodna, że zjadła wszystko i wypiła sok w tępie błyskawicznym. Zauważyła karteczke
"Masz dzisiaj wolne jak będziesz gotowa zejdz nadu będę na ciebie czekać"
Poranna odświażająca toaleta i właśnie trzeba się ubrać, ale w co wzieła największą walizke i zaczeła rozpakowywć chowając przy okazji rzeczy do szafy po ciężkiej harówce założyła czerwony obcisły top, spodniczke jensową, baletki. Wyszła z pokoju zaczęła się rozgladać po korytarzu na którym wisiało pełno obrazów a co jakiś kawałek stał postument z jakąś wazą albo rzeźbe, jak w jakimś muzeum, zeszła po schodach. Juan Pablo czekał na nia. Postanowił pokazać jej miasto najpierw zabrał ją do centrum Mad uparła się, że chce wejść do centrum handlowego, Juan się zgodził pod warunkiem, że tylko na chwile i to był jego bład, co oznaczyło, że spędzili tam trzy godziny, chodządz po wszystkich butikach. Za to, że wytzymał zaprosiła go na obiad, pozwalając wybrać lokal. Wkońcu nieznała żadnego odpowiedniego miejsca.
- Obiad był pyszny to gdzie teraz mnie zabierasz - spytała uradowana.
- A masz jakieś szczególne życzenia, tylko żadnych sklepów więcej - spojżał na nią błagalnie.
- Ej dlaczego było fajnie.
- Tak dla ciebie bo co chwile coś przymierzałaś i wykupiłaś pół galerii.
- Nie marudz, tylko prowadz.
Juan Pablo zabrał ją w pare miejsc Mad chciał iść do klubu, ale on się nie zgodził twierdząc, że po dobranoce powinna iść spać.
Crystina wróciła do swojego gabeniciku, zajrzała czy szef jest u siebie i zabrała się za zaległą prace. Była tak pochłonięta pracą, że nawet nie zauważyła jak ktoś wszedł.
- Nie przeszkadzam - odezwał sie mężczyzna, stojący w dzwiach.
- Ty nigdy mi nie przeszkadzasz Rodrigo - usmiechneła się -co cię domnie sprowadza Alexsa nie ma u szefa.
- Wiem wyszedł a ja nie do niego tylko do ciebie - wszedł do środka zamykając dźwi za sobą.
- Do mnie - zdziwiła się.
- Chciałem pogada, ale może nie tu - rozejrzał się po pokoju - ściany maja uszy w tej firmie a niechce, żeby Alex się dowiedział.
- Nie moge się z tąd ruszyć czekam na ważny fax ale możemy tu pogadać Macedonio jest na lanczu i nie prędko wróci a tu i tak nikt nas nie podsłucha.
Rodrigo usiadł na kanapie przeznaczonej dla gości prosząc aby usiadła koło niego. Crystina wstała od biurka i usuadła obok niego.
- O czym chcesz ze mną porozmawiać - spytała.
- Chodzi o Alexa martwie się o niego ostatnio dziwnie sie zachowuje, zamknął się w sobie nie chce z nikim rozmawiać ani się spotykać.
- Chodzić z tobą na podryw - wtrąciła się.
- Nie o to chodzi martwie się o niego, może coś wiesz.
- Myślisz, że ja podsłuchuje rozmowy swojego szefa z jego synem - spojrzała na niego wymownie - bo chyba o to ci chodzi.
- Odrazu podsłuchujesz, może usłyszałaś coś niechcący.
- Nic jest tak jak zawsze - zaczął dzwonić telefon.
- To ja nie będę ci przeszkadzać jak byś się czegoś dowiedziała to daj znać.
- Jasne - odebrała telefon - Dzień dobry pani Dafne... nie niema go.... tak przekaże, że pani dzwoniła... dowidzenia. Asystentka wróciła do swojej pracy, musiała się skoncentrować na pracy a nie było to łatwe po rozmowie z Rodrigo i co takiego Dafne chce od Macedonia nie dzwoniła do firmy odkąd wyjechała więc może coś się stało.
Nadszedł wyczekiwany przez wszystkich dzień przyjęcia w ambasadzie, wszyscy kończyli przygotowywania do przyjęcia, uwijali się jak w ukropie, trzeba wszystko dopracować w najmniejszym szczegule. Juan Pablo powiedział Madeleine, że ma się przygotować bo zostanie tłumaczem kilku ważnych gości z zagranicy. Tak się przejeła, że w łazięce na przygotowaniach zeszło jej 5 godzin, ale było warto bo efekt był powalający. Mama nadzieje, że nie przesadziłam.
Punkt 19: 00 Madeleine zeszła do sali balowej gdzie miało się odbyć przyjęcie, była spięta i zdenerwowana Nawet przed maturą tak się nie bałam, cholerka w co ja się wpakowałam wdech, wydech, wdech, wydech, uspokuj się poradzisz sobie będzie dobrze. Przecież jestes Madeleine Alechandra le Brun Domingez.
- Jak się czujesz.
Nagle ktoś wyrwał ją z rozmyslań, Madeleine aż podskoczyła ze strachu.
- Nie rób tego nigdy więcej - mówiła próbując się uspokoić - przestraszyłeś mnie.
- Co masz na sumieniu, że tak się przestraszyłaś.
- Jeszcze nic, ale zaraz będę miała twojś śmierć Juanie Pablo.
- Nie denerwuj się tak, nie chciałem cię wystraszyć, poradzisz sobie, pięknie wyglądasz - złapał ją za ręke - niech ci się przyjże - i okręcił ją wokół własnej osi - tak wyglądasz nieźle.
- Nieżle wyglądam bosko szykowałam się - powiedziała pewniw z nutą złości.
- Pięć godzin - doknczył za nią.
- Właśnie, pójde na dwór się przejść musze się odprężyć i rozluźnić.
- Tylko nie spóżnij się goście zaczną przychodzic o 20:00 - mówi do niej jak już wychodziła.
Poszła do ogrodu był przystrojony w lampiony specjalnie z okazji uroczystości, a fontana stojąca po środku specjalnie oświetlono, wszystko wyglądało przepięknie. Spacerowała dróżkami po między krzekami najróżniejszych kwiatów, rozmyślając o tatcie, mamie i dziadkach, o tym co się wydaży w trakcie przyjęcia, czy sobie poradzi z tym wszystkim. Była tak zamyślona, że nawet nie zoriętowała się, że wyszła z ogrodu spacerując niedaleko ambasady. Po dłuższej chwili ockneła się i zauważyła, że opuściła ogród spojrzała na zegarek było za pięć dwudziesta Juan mnie zabije jeśli się spóźnie, zaczeła biec po między uliczkami, na skróty przez ulice byle tylko się nie spóźnić.
- Aaaaaa - nie zauważyła nad jeżdżającego samochodu który w ostatniej chwili wyhamował - Jak jeździsz idioto kto dał ci prawojazdy! - zaczeła krzyczeć.
- Jak łaźisz idiotko - krzyknął prawie jednocześnie kierowca.
- Naucz się jeździć buraku - podeszła i kopneła zderzak samochodu.
- Co robisz kretynko - wysiadł z wozu i podszedł do niej spoglądając na zderzak.
- To na co zasłużyłeś imbecylu - odgryzła się.
- Suchaj wiewióro nie mam czasu się z tobą użerać zjeżdzaj mi stąd.
- Ty padalcu - ani się obejrzał a ona rzuciła się na niego z pięściam i zaczeła go okładać, chwicił ją w końcu za nadgarstki - w tym momęcie poczuł jakby delikatne spięcie, a serce jakby miało mu zaraz wyskoczyć z pierśi trwało to dosłownie sekunde - przyciagnął ją do siebie patrząc w oczy- zamarła dziwny chłud przeszył jej ciało, jakby w żyłach zamiast krwi zaczął płynąć lód na momęt.
- Puszczaj mnie nie nauczyli cię jak traktować kobiete - patrzyła w jego oczy.
- Kobiety i owszem, ale nie wariatki - nawet nie mrugnął.
- Puszczaj to boli - w dalszym ciągu patrzyli sobie w oczy.
- Nie mam zamiaru - uśmiechnął się bezczelnie.
- Nie - powiedziała pewniw - zobaczymy - to już powiedziała ściszontm głosem ledwie dosłyszalnym.
- Aaaałłłłaaaa- wbiła mu szpilkę w stope, opierając cały ciężar ciała na tej nodze, puskotkowało puścił jej ręce, szybko odskoczyła od niego - nastepnym razem oberwiesz wyżej i postaram się żeby bardziej bolało - mówiąc to cofała się. Trzymał się za bolącą stope, wysyczał - pożałujesz - ale Madeleine zaczeła już dawno uciekać przedsiebie.
Mudl się żebym cię więcej nie spotkał bo marny twój żywot, wsiadł do ałta i odjechał.
Madeleine wbiegła do ambasady, rozglądając się i szukając Juana Pablo, wkońcu go znalazła i podeszła do niego próbując normalnie oddychać.
- Gdzieś ty była - widać było, że jest zły wkoncu się spóźniła.
- Przepraszam, wypadły mi nieprzewidziane okoliczności - próbowała sie tłumaczyć.
- Dobra pogadamy poźniej a teraz zajmiemy się gośćmi.
Juan zaczął przedstawiać ją rożnym osobistością, bizmesmenom, polityką, w całym swoim życiu nie poznała tyle osób co tego jednego wieczoru. Mineły dopiero dwie godziny a ona już padała i miała dosyć.
- Matko w życiu się nie spodziewałam, że to taka harówka.
- Ostrzegałem, najgorszy jest pierwszy raz potem można przywyknąć, choć do mojego ojca chciał z tobą porozmawiać. Udali się do Nicolas Cortez stojącego z dwoma mężczyznami.
- Witam - przywitał się Juan Pablo z ojcem i dwoma mężczyznami - To Madeleine le Brun - przywitała się z nimi, jeden był właścicielem rancza, a drugi współwłaścicielem firmy komputerowej, odeszli zostawiając ich samych.
- Jak ci się podoba przyjęcie - zwrócił się ambasador do Madeleine.
- Strasznie dużo gości i jeszcze więcej obowiązków.
Usmiechnął się - rozumiem że jestes zmęczona.
- Tak to strasznie meczące poznałam chyba wszystkich gości.
- Nie wszystkich zapewniam cię, musze iść czas na przemowe a teraz możesz troche odpocząć - pożegnał się i podszedł do sceny na której znajdowała się orkirstra.
- Ide się czegoś napić bo zaraz uschne - zwrociła się do chłopaka, on skinoł glową a ona udała się do baru po coś orzeźwiającego. |
|
Powrót do góry |
|
|
Anahi Giovanna Aktywista
Dołączył: 13 Kwi 2008 Posty: 384 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:52:56 24-08-09 Temat postu: |
|
|
Świetna telka właśnie przeczytałam
Dziadek Madeleine chciał jej pomóc a ona taka wredna jeszcze,
nie obchodziło jej to, że dziadziuś mógł stracić cenną butelke wina
Alex ma za złe ojcu rozpad rodziny no ale każdy w życiu popełnia błędy (on nie lepszy porzucając kobiety)
Ojczulek niech nie będzie taki oschły i okaże troche miłości synowi ...
Ciekawi mnie bardzo co ich łączy ze sobą (czyt. Madeleine i Alexa)
Te same sny i oni w rolach głównych...
Ale co może oznaczać spad w odchłań Madeleine ? ;>
Alex co taki oschły dla Rodriga ?
Ten mu chce pomóc a Alex jeszcze go wyrzuca z domu <z>
Aj ci faceci i kto ich zrozumie !?
No i długo oczekiwany przeze mnie moment czyli pierwsze spotkanie (może bardziej by pasowało "starcie") M&A
No i nic innego jak tylko czekać na newik
Więc czekam mam nadzieje, że nie długo.
Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Dulcia14 Motywator
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 295 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:01:20 24-08-09 Temat postu: |
|
|
świetna telka przeczytałam wszystko czekaM NA KOLEJNE ODCINKI |
|
Powrót do góry |
|
|
Szeherezada Generał
Dołączył: 12 Kwi 2008 Posty: 8888 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z miejsca, którego nikt nie zna... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:16:03 29-09-09 Temat postu: |
|
|
5
Przemowa ambasadora Nicolasa Corteza była straszliwie długa i nudna, najpierw dziękował gością za przybycie wymieniając chyba połowe przybyłych gości, gdy wkońcu skończył, zaczął opowiadać o powstaniu placówki w Mexico City i jak się tu znalazł, na koniec jeszcze raz dziękował wszystkim gością za przybycie.
- Jeśli zaraz nie skończy to chyba osobiście mu to przerwe.
- Nie denerwuj się Alex, baw się niezły towar można tu znaleźć.
- Wracam do domu Rodrigo, niech tylko skończy tą mowe pogrzebową.
- To nie słuchaj tylko zajmij się czymś bardziej interesującym - wskazał na sexowną brunetke stojącą niedaleko.
Alex nic nie odpowiedział upił tylko drinka.
- Najpierw się spóźniasz, nie mówiąc nawet dlaczego, chodzisz z skwaszoną miną, krytykujesz wszystko i wszystkich, Alex co się z tobą dzieje zachowujesz się ostatnio jak smarkacz.
- Jesli ci to przeszkadza to możesz sobie isć, ja cie tu siłą nie ciągnołem - spojrzał na kumpla.
- Mam dość jak zaczniesz zachowywać się jak dawniej to pogadamy, przemyśl sobie to - i zostawił go samego podchodząc do wskazanej wcześniej brunetki.
Przemowa w końcu dobiegła końca Alex zaczął szukać ambasadora, pożgna się z nim przeprosi w imieni ojca, że ten nie przyszedł i wróci do domu. Miał już dość, od początku nie miał zamiaru tu przychodzić i tak jest tu wystarczająco za długo. Gdzie on się podział czyżby ktoś już go zlinczował za tą "kródką" przemowe, o jest tam, podszedł do niego zupełnie nie zwracając uwagi na gości z którymi rozmawiał.
- Dobry wieczór - przywitał się.
- Alex witaj mój chłopcze, nie widziałem nigdzie Macedonia.
- Tata przeprasza, ale nie mógł przyjść interesy, sam pan rozumie.
- Szkoda, wielka szkoda pamietasz mojego syna Juan Pabla.
- Tak - Alex wyciągnął dłoń by się przywitać - Witaj - nie miał ochoty wciągać się w rozmowe z Juanem zresztą nie przepadał za nim.
- Dobry wieczór - powitał go chłodno mężczyzna.
- A to jest - zaczoł ambasador, spojżał w kierunku Juana - gdzie podziała się Madeleine - skierował pytanie do syna.
- Musiała isć do łazienki - powiedział ściszonym głosem.
- Co słychac u Macedonia - ambasador zwrócił sie do Alexa.
- Nie nażeka interesy idą dobrze - wolał się nie rozwijać chciał jak najszybciej wyjść z tego nudnego przyjęcia.
- A co u Dafne, nadal w Szwajcarii.
- Tak, u niej też wszystko wporządku jesli pan pozwoli - nie skończył bo ambasador się wtrącił.
- Znalazła się nasza zguba Alex pozwól, że ci przedstawie to jest Madeleine Le Brum Domingez wnuczka mojego przyjaciela, nawiasem mówiąc produkuje najlepsze wino jakie kiedy kolwiek piłem - Alex zdębiał na jej widok - to nie możliwe ta ruda małpa tutaj teraz mnie popamięta będzie żałować, że się urodziła, jednak ten dzień nie będzie taki zły, skończy się lepiej niż przypuszczałem - ambasador ciągnął dalej - Medeleine moje dziecko - wziął ją za ręke i pociągnął bliżej Alexa tak, że teraz stała naprzeciwko zdębiałego chłopaka - to Alexsander Mendilola syn mojego przyjaciela i bizmesmena - Gdyby wzrok mógł zabijać to właśnie ktoś został by martwy - jeszcze ci mało chcesz oberwac idioto napewno zaraz ci poprawie pożałujesz, że na mnie wpadłeś, musze tylko coś wymyślić
Jedyne na co było ją stać to wyciągnięcie ręki i wybełkotanie - Dobry wieczór.
Alexs ledwo chwycił jej dłoń patrząc w oczy odwzajemnił się tym samym - Dobry wieczór.
- Co wy tacy oficjalni - stwierdził Nicolas - na przełamanie pierwszych lodów może zatańczyli byście.
- Co? - powiedzieli równocześnie.
- To znaczy - zaczeła Madeleine - bardzo chetnie bym zatańczyła, ale obiecałam taniec Juanowi.
- Z moim synem zatańczysz później, zresztą on nie lubi tańczyć.
- Wie pan ile go musiałam namawiać - zaczeła kombinować - jak teraz nie zatańczymy to już pewnie nie uda mi się go namówić - spojżał na Juan Pabla szukając w nim wsparcia.
- Zgadzam się - odezwał sie wkońcu Alex - ona pewnie poprostu nie umie tańczyć - zwrócił się bardziej do ambasadora niź samej zainteresowanej.
- Jestem świetną tancerką, poprostu nie tańcze z byle kim, nie chce żeby ktoś podeptał moje delikatne stopy. - spojżała wymownie na niego.
- Delikatne powiedasz, chyba jek miałaś 5 lat bo teraz napewno nie - uśmiechnął się podstępnie.
- Uspokujcie się dzieci, niewarto się sprzeczać - wtrącił się Nicolas.
- Przepraszm panie ambasadoże, ale to on zaczął i to pewnie on nie ma pojęcia jak się tańczy.
- Zamiast się sprzeczać zatańczcie to się przekonamy- stwierdził Juan
- Masz racje synu - spojzał na Madeleine i Alexa - właśnie kończy się piosenka zapraszam na parkiet.
Oboje się skrzywili nie mieli ochoty na swoje towarzystwo a co dopiero na wspólny taniec. Alex wiedział, że nie ma co nie uda mu się wykręcić z tego, ale pokaże jej kto tu jest górą. Zrobił krok do przodu i wyciągnąl ręke
- Więc jak zatańczysz - uśmiwchął się znacząco.
- Tak - ledwo przeszło jej to przez gardło - poradze sobie - odwrociła się i poszła w strone parkietu, on nie mając wyjścia udał się za nią, zatrzymała się i obróciła w jego strone patrzył się na nią. [link widoczny dla zalogowanych] Przy fortepianie pianista zaczął grać kolejny utwór, Alex delikatnie ujął jej prawą dłoń.
- Trzymaj raczki przysobie bo stracisz to co ci obiecałam - wyszeptała sama nie wiedziała jakim cudem.
- Gdybym nie musiał nawet kijem bym cię nietknął -ona nic nieodpowiedziała.
Zrobiła krok do przodu kładąc wolna dłoń na jego ramieniu, on przyciągnął ją bliżej siebie, obejmując w pasie. Powoli zaczeli tańczyć, patrząc się sobie głęboko w oczy, żadne nie spuszczało wzroku z drugiego jak by się bało, że to drugie coś kombinuje i wolało go pilnować.
Ten zapach znam go skądś, ale z kąd - zastanawiał się Alex im dłużej patrzył się w jej oczy tym bardziej czuł się jakby płonął od środka wyłowywała w nim takie uczucia jakich jeszcze nigdy przedtem nie czuł, nie to nie możliwe opanuj się ona nie może ci się podobać to wariatka mimo iż ma tak delikatne dłonie i co z tego jak jest stuknięta. Madeleine czuła, że z każdym krokiem coraz trudniej złapać jej oddech, jak taki idiota może mieć takie boskie oczy otrząśnij się to zwykły burak który nie wie jak traktować kobiety, przystojny burak, odbija mi wariuje, jak to coś może mi się podobać i czemu serce mi tak wali jak by miało zaraz wyskoczyć. Byli tak zajeci tańcem i patrzeniem sobie głęboko w oczy, że nawet nie zauważyli, że powoli wszystkie tańczące pary przestają tańczyć. Zostawiając ich samych na parkiecie i przyglądając się tej dwujce z zainteresowaniem, wyglądali tak jakby czas się zatrzymał i nic wiecej dlanich nie istniało, jak by byli w sobie bezgranicznie zakochani.
Zaraz zwariuje jej usta są takie sam nie wiem, jestem ciekawy jak smakują napewno są bardzo słotkie i delikatne nie z jej charakterkiem napewno nie, są drapieżne i dzikie. Nie mógł się powstrzymać przyciagnął ją bliżej siebie. Poczuł ją blisko siebie nie wytrztmał uśmiechnął się a ona obdarowała go tym samym, ma śliczny uśmiech i owiele lepiej wygląda kiedy milczy. Poczuła jak przez jej ciało przechodzi przyjemny dreszcz, mam nadzieje, że tego nie poczuł nie to nie możliwe wydaje ci się, nie spuszczała wzroku z jego oczu można się w nich utopic bez pamięci, mimowolnie spojżała na usta, on się uśmiecha czy mi się tylko wydaje, nie to nie możliwe ma taki grymas twarzy tak na pewno. Ocknij się kobieto zacznij myśleć zrób coś nie możesz z nim tak poprostu tańczyć.
Nawet nie zaóważyli kiedy piosenka się skończyła gdy tylko Madeleine to zrozumiała, wyrwała się z obięc i odskoczyła od niego, spojżała jeszcze raz w te cudne czekoladowe oczy odwrociła się i uciekła bez słowa. Zostawiajac Alexa samego na środku parkietu stał jak zaczarowany wpatrując się w to miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała jak by tam jeszcze była. Zacisną pięści i odszedł zastanawiajac się nadtym co się właściwie stało, ale nie potrafił nic sobie sęsownie poukładać. Jedyne co mógł teraz zrobić to iść się napic czegoś mocniejszego.
- Podwujną tequile prosze - zwrócił się do barmana - wypił jednym chałstem - jeszcze raz to samo prosze.
- Nieprzesadzasz Alex.
- Nie chciałeś zemną gadać, więc po co przyszedłeś - nawet nie spojżał na przyjaciela.
- No nie mów, że nie wiesz co to miało znaczyć.
- A niby co?
- Przestań zadawać głupie pytania tylko odpowiadaj, taniac z tą dziewczyną.
- No i co z tym.
- Jak to co, ty chyba naprawde jesteś ślepy, nie widziałeś jak wszyscy się na was gapili, nie wspominając o tym jak wy wygladaliście ze sobą razem - patrzył na kumpla ze zdziwioną miną.
- Masz bujną fantazje, jeszcze raz to samo - zwrocił się ponownie do barmana - możesz mnie zostawić samego.
- Dobra jak sobie chcesz, ale żebyś mnie potem nie szukał.
- Nie mam zamiaru - wypił drinka i zamówił kolejnego.
- Nie, uspokuj się - probowała złapać odech i zebrać myśli, ręce miała oparte na umywalce z kranu leciała woda, głowe miała opuszczoną patrząc się w wode jak by była czymś niezwykłym. Nie potrafiła zebrać myśli, nie mając pojecia co się z nią dzieje.
- Madeleine co sie stało.
Podniosła głowe spojżała w lustro, a po tem na osobę stojaca w dzwiach - nie powinieneś tu wchodzić to damska toaleta.
- I co z tego, co się dzieje - spytał troskliwie Juan.
- Nie ma pojęcia, to przez ten taniec z tym - nie skończyła nie miała siły wypowiedzieć więcej słów czuła jak łzy napływają jej do oczu, nie chciała pozwolić im się uwolnić. Juan Pablo potrzedł do niej i obioł.
- Ej księżniczko nie przejmuj sie tak, nie ma sęsu.
- Własnie o to chodzi, wiem że to palant i nie powinnam się nim przejmować, ale nie wiem dlaczego nie moge tego zrobic.
- Powinnaś się napić czegoś mocniejszego to ci lepiej zrobi.
- Dobrze - uśmiechneła się co dla Juan Pabla oznaczało, że już jej lepiej wyszedł, wzieła głęboki oddech i udała się do barku - Juan ma racje napije się i mi przejdzie.
- Dobry wieczór poprosze coś mocnego- zwróciła się do barmana.
- O to panienka pije coś mocniejszego niż mleczko - Madeleine odwróciła się w stron osoby która pozwoliła sobie na ta uwagę.
- A co to pana obchodzi, zajmij sie lepiej sobą.
- Jak zawsze kąsliwa - Alex wstał i podszedł do niej uśmiechając się szyderczo.
- Zrob mi przysługę i sprawdz czy nie ma cie w zoo.
- Tobie nie ma mowy, ale sama możesz iść to sprawdzić.
- Zastanawiam się jakim cudem cie tu wpuścili, wydawało mi się, że zwierzętą wstęp wzbroniony, a tu taki pawian, może uciekłeś z cyrku, znasz jekieś fajne sztuczki.
- Skoro nie wpuszczają zwierzat to co ty tu robisz.
- Podziwiam pawiana, który się domnie przyczepił.
- Wystarczy, że spojżysz w lusterko nie musiałaś aż tu przychodzić - nie mineła nawet sekunda jak Madeleine chwyciła pierwsze co jej wpadło w ręce zawartość kieliszka wypełnionego czerwonym winem wylądowała na twarzy i koszuli Alexsa.
- Myślisz że to dobry numer do cyrku, nazwe go pływajaca małpa.
- Pożałujesz tego
- Mam ciekawsze zajęcia niż oglądanie mokrego idioty pa - odwruciła się i pomachała przed odejściem.
Wiem beznadziejna końcówka, ale jak pisałam ten odcinek na nic innego nie było mnie stać.
Dziękuje za miłe komętarze nie spodziewałam się, że to jeszcze ktoś czyta.
Ostatnio zmieniony przez Szeherezada dnia 18:24:26 07-11-09, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Courtney Detonator
Dołączył: 13 Sie 2009 Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Ck Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:32:15 30-09-09 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam.
Bardzo mi się podoba. Vondy w roli głównej. Świetnie!
Już czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
I zemstę Alexa.
Dodaj dzisiaj rozdział |
|
Powrót do góry |
|
|
Szeherezada Generał
Dołączył: 12 Kwi 2008 Posty: 8888 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z miejsca, którego nikt nie zna... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:02:30 30-09-09 Temat postu: |
|
|
Dzisiaj nie da rady, mam mały młyn w domu a musze go jeszcze poprawic i skończyc bedzie w piątek no chyba ze zdazy się cud to dam wcześniej. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|