|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
CamilaDarien Wstawiony
Dołączył: 15 Lut 2011 Posty: 4094 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:56:22 06-05-12 Temat postu: |
|
|
ROZDZIAŁ 10
O k***a! Anahi wpadła w obłęd czy jak?! Mierzy z broni do Chrisa?! Czy ona zwariowała?! Można było się w sumie tego spodziewać, po tym co zrobił jej Poncho!
No nie! I jeszcze ten skurwiel to zobaczył i teraz on chce ją zabić!
No to było w dechę! Wróciła Dulce i początkowo chciała odepchnąć Uckera, ale gdy on zaczął ją całować, nie mogła mu się oprzeć i znowu się kochali...
Ech... Czy ja ja kiedyś zrozumiem?! Na dodatek później on chciał znowu ją posiąść, ale ona się wkurwiła i do niego wymierzyła z pistoletu, po czym nacisnęła spust... Ciekawe czy magazynek był pusty tak jak wtedy, gdy Poncho dał jej gnata, by sobie w łeb strzeliła?! Hehe!
Na szczęście Lenie nic się nie stało!
A co Will kombinuje?! Po co chce z nią wyjechać i o jakie informacje im chodzi?!
ROZDZIAŁ 11
O k***a! Ona naprawdę do niego strzeliła! Nauczysz mnie?! Hehe!
Ooo... To Will powstrzymał Poncha przed zabiciem Any! Brawo chłopie!
Dulce musi teraz przeżywać koszmar. Jej ukochany mógł zginąć z jej własnej ręki i ona teraz ma wyrzuty sumienia z tego powodu, bo mimo wszystko, mimo że jest skurwielem ona go kocha...
A ten k***a znowu zamach na Any odpierdala?! Tego Poncha do reszty pogięło!
PS. Resztę skomam później, bo już muszę uciekać skarbie. |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:57:20 06-05-12 Temat postu: |
|
|
Rozdział 14
Na dźwięk jego głosu, upuściła teczkę i wolno odwróciła się w jego stronę. Zawartość, jaką trzymała w dłoniach rozsypała się pod jej nogami. Nie wiedziała czy powinna to zbierać czy zacząć modlić się do Boga o ocalenie. Widok twarzy blondyna jak i wycelowany w nią pistolet wskazywał na to, że jeśli szybko czegoś nie wymyśli zginie. Patrzyła na niego w osłupieniu i ze strachem w oczach. On miał broń, ona zaś nie posiadała nic, czym mogłaby się obronić. Jedyny sposób na ocalenie była modlitwa lub dobre wytłumaczenie. Teraz jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Zniecierpliwiony przybliżył się w jej kierunku, złapał za ramię zapytał;
-Pytałem czy ciekawa lektura?! – Wysyczał przystawiając jej gnata pod brodę.
- Nie …nie wiem. – Wydukała z ledwością czując jak miażdży jej podbródek lufą.
- Kłamiesz! – Syknął zaciskając mocniej dłoń na jej przedramieniu.
- Naprawdę nie wiem, nie zdążyłam nic przeczytać. – Powiedziała ze łzami w oczach.
-, Czemu w takim razie grzebałaś w moich rzeczach?!!! – Krzyknął prosto w jej twarz, tak głośno, że aż jego mięśnie natychmiast się napięły.
- Chciałam … chciałam sprawdzić czy mogę ci ufać. - Rzekła w końcu po chwili namysłu.
- I do jakich doszłaś wniosków? – Zapytał poluzowując uścisk.
- Trzymasz giwerę przy mojej twarzy, więc jak myślisz? – Zapytała tym razem ona z wyrazem złości na twarzy.
- Grzebałaś w mojej walizce, czytałaś coś, czego nie powinnaś, a więc to ja mam prawo myśleć, że nie powinienem ci ufać. – Powiedział opuszczając broń i puszczając ją.
- Ja jestem tylko kobietą, twoją podwładną, z którą w każdej chwili możesz zrobić, co ze chcesz! – Krzyknęła wściekła. – Nie mam broni tak jak ty! Siedzę w tym interesie już tyle czasu i nikt nigdy nie był dla mnie tak miły jak ty, więc co k***a mogłam sobie pomyśleć jak nie to, że chcesz mnie zabić! – Krzyknęła zalewając się łzami. – I jeśli masz zamiar to zrobić to zrób, a nie bawisz się w jakieś pieprzone podchody! – Krzyknęła rozkładając ręce w geście poddania się.
- Siadaj!!! – Wrzasnął mając dość tej sceny. – Siadaj i słuchaj. – Powtórzył wskazując pistoletem na łóżko.
Jego ton złagodniał przy ostatnich słowach, czyli jej gra się powiodła. Usiadła wolno nie spuszczając z niego wzroku. William po chwili odłożył spluwę na nocną szafkę, po czym klęknął koło niej.
- Nie zamierzam cię zabić, gdybym chciał to zrobić nie wysilałbym się na wyjazd tylko zastrzelił cię już w Meksyku. Jesteśmy tu, bo chcę wypocząć, ty też musisz to zrobić, uznałem, więc, że będziesz najlepszym kompanem do takiej podróży. Jeśli chodzi o broń to dobrze wiesz, że zawsze ją noszę bez względu na okoliczności. Użyłem jej, bo nienawidzę, gdy ktoś grzebie mi w rzeczach, a ty to robiłaś. – Wyjaśnił patrząc na nią badając jej reakcję.
-, Bo chciałam … - zaczęła, ale wszedł jej w słowo.
- Tak wiem, ale mimo wszystko nie powinnaś i nigdy więcej tego nie rób. – Rzekł podnosząc się do pionu.
-, Czyli ta teczka nie dotyczy mnie? – Zapytała podnosząc na niego wzrok.
- Nie i liczę, że naprawdę tego nie czytałaś, gdyż lepiej dla ciebie było by nie wiedzieć o niektórych sprawach. – Wyjaśnił zarzucając na siebie śnieżnobiałą koszulę.
- Nie czytałam. Przysięgam! – Powiedziała unosząc dłoń do góry.
- To w takim razie skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy daj mi dwie minuty i możemy iść w końcu coś zjeść. – Rzekł zapinając guziki.
- Jasne. – Odpowiedziała podnosząc się do góry. – Czekam na ciebie w jadali. – Powiedziała opuszczając pokój.
Jak tylko drzwi się za nią zamknęły odetchnęła z ulgą? Gra aktorska, jaką odstawiła powiodła się. Na myśl o tym na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Tym czasem on ubrał się we wcześniej przygotowane ubranie, pozbierał porozwalane dokumenty i schował ponownie do walizki. Chwilę później siedział już z nią przy stole w spokoju jedząc posiłek. Czy po tym, co się dziś stało ufał jej? Czy uwierzył, że tylko chciała go sprawdzić? Nie! Atak furii jak i łzy nie przekonały go, ale by rozpracować przeciwnika udał, że jest tak głupi i naiwny i łyknął jej bajeczkę. Pytanie tylko gdzie ta cała gra ich zaprowadzić?
****************
Sądził, że już niczym go nie zadziwi ani nie zaskoczy. A tym czasem zrobiła to ponownie. Sama będąc w nie najlepszym stanie, strzeliła do napastnika, zrobiła to tak szybko, że on sam przez chwilę był zszokowany, ale dzięki jej szybkiej reakcji żył. Miał wbite kawałki szkła w plecy, ale żył i to dzięki kobiecie, która sam skrzywdził. Był tym tak zaskoczony, że machną ręką na niezgadzające mu się elementy układanki. Tak jak; niby obłąkana, a była na tyle zdolna umysłowo by sięgnąć po broń za paskiem jego spodni i wycelować prosto w twarz zabójcy. Co więcej teraz właśnie pochylała się nad jego rannymi plecami i specjalnymi szczypcami próbowała wyciągnąć odłamki szkieł? Jak tylko przyniosła apteczkę i bez pukania weszła do jego pokoju? Chciał odmówić pomocy z jej strony i więcej jej zawdzięczał tym bardziej czuł się nieswojo. A jeszcze bardziej nie rozumiał jej postępowania. Powinna chcieć jego śmierci, a tym czasem ratowała mu dupę. Nigdy nie rozumiał kobiet i nawet nie zamierzał. Mimo wszystko wypadałoby podziękować tyle, że taki gest nie leżał w jego naturze. Siedział, więc spokojnie i czekał aż skończy go opatrywać. Zawsze pragnęła zostać lekarzem, nim zapisała się na studia znajomy jej ojca dał jej trochę praktyki. Stąd wiedziała tak dużo o ranach, chorobach i tym podobne. Obroniła go, bo nie chciała sama zginąć, a ranami zajęła się tylko, dlatego, żeby wzbudzić w nim zaufanie, co do jej osoby i zaskarbić sobie kolejny plus. Tam na trawniku w chwili, kiedy chciał ją przytulić wyczuła, że brunet siłą woli mięknie, chociaż sam się przed tym broni. Niestety teraz obawiała się, że mężczyzna połapie się, iż udaje obłąkaną i ze chce ponowie ją skrzywdzić. Starała się jednak jakoś opanować drżenie rąk by jak najlepiej wykonać zabieg wyciągania odłamków. Po pół godziny oględziny zostały zakończone. Zaczęła, więc zbierać, papierki po gazie oraz inne przybory, których używała. On w tym czasie wstał i założył na siebie niebieską koszulę. Jak tylko sprzątnęła bez słowa ruszyła do drzwi? Wtedy złapał ją za nadgarstek. Ze strachu upuściła wszystkie trzymane rzeczy. Natychmiast puścił ją i szybko stanął naprzeciw tak by jej oczy zwrócone były na niego.
- Daj mi chwilę, chcę ci coś powiedzieć. – Rzekł trzymając się od niej na tyle daleko by poczuła się w miarę bezpiecznie.
Skinieniem głowy dała znak, że się zgadza go wysłuchać.
- Wyjaśnisz mi, dlaczego to zrobiłaś? – Zapytał zakładając ręce na klatkę piersiową.
Milczała. Bez względu na to czy się kapną czy nie ona nadal udawała niedostępną. Sądziła, że wtedy da jej spokój, myliła się to, co zrobił zaskoczyło ją samą. Objął ją delikatnie w tali i podniósł podbródek, po czym spokojnym jak nigdy tonem zapytał;
-, Czemu uratowałaś mi życie, odpowiedz.
Strach przy takiej bliskości nabrał tempa, całe jej ciało zaczęło drżeć jak by stała nago na zimnym i mroźnym powietrzu. Mimowolnie łzy w jej oczach pojawiły się natychmiast i nawet gdyby chciała odpowiedzieć na jego pytanie to i tak teraz nie dałaby rady. Dziwniejsze jednak było to, że po mimo krzywdy, jaką jej wyrządził on wciąż na nią bardzo silnie działał. Jego zielono –piwne patrzące teraz w głąb jej niebieskich źrenic hipnotyzowały ją, zapach jego perfum oraz umięśnione ciało przyciągało ją. To było chore i dziwne, ale prawdziwe. Czyżby kochała go i jednocześnie nienawidziła, czy takie coś w ogóle było możliwe? Nie wiem, ale kiedy niespodziewanie delikatnie musnął jej usta raz a potem drugi przez chwilę stała jak posąg z kamienia. Po trzecim jednak muśnięciu rozchyliła mimowolnie wargi i pozwoliła wtargnąć w jej malinowe usta. Tym razem pocałunek był inny. Zamiast zachłanności, brutalności była delikatność i czułość.
***************
Na wieść, że jej brat jest tylko ranny ulżyło jej. Chciała nawet iść sprawdzić jak się czuje, ale kiedy usłyszała, że nie jest sam tylko z blondynką odpuściła. Poszła do swojego pokoju, wzięła prysznic i chwilę później wskoczyła do łóżka. Zasnęła tak szybko jak małe dziecko, bo bardzo męczącym dniu. Koło trzeciej nad ranem jednak zadzwoniła jej komórka. Z ledwością uniosła powieki i jak najszybciej odebrała nie spoglądając nawet na ekran wyświetlacza.
- Przepraszam skarbie, że dzwonię o tak później porze, ale nie mogę spać i tęsknię za tobą. – Usłyszała cichy głos swojego ukochanego.
Zdziwiona przetarła oczy, spojrzała na zegarek. 3.00 Rano, czy on zwariował?! Pomyślała. Czując, że rozmowa zapowiada się na dłuższą usiadła opierając się o oparcie łóżka. Wciąż było dla niej dziwne jego zachowanie. Był miły, taki czuły czuła się z tym źle. Nie przywykła do takiego zachowania, poza tym wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju jeszcze bardziej po tym jak go oszukała. Nie powinna mówić, że jest jego dziewczyną gdyż to nie było prawdą. Bała się, że to nie wyjdzie jej na dobre i dlatego postanowiła odkręcić owe kłamstwo i to jak najszybciej. Kiedy skończył opowiadać, jaki miał sen, wzięła głęboki oddech i powiedziała?
- Luca przepraszam, ale ja cię oszukałam.
Zapadła chwila milczenia. Skorzystała z tego i wydusiła resztę swojej wypowiedzi.
- Ja nie jestem twoją dziewczyną, nigdy nią nie byłam. – Powiedziała zagryzając ze strachu dolną wargę.
- Ty żartujesz prawda? – Zapytał po chwili.
- Nie Chris, nie żartuję. – Odpowiedziała czując jak jej serce zaczyna coraz bardziej przyspieszać.
- A więc kim byłaś dla mnie. – Zapytał takim tonem jakby to była sprawa życia i śmierci.
- Twoją kochanką, tylko tyle dla ciebie znaczyłam. – Powiedziała czując jak po policzku spływa jej łza.
-, Czyli mnie oszukałaś? – Zapytał tonem pełnym złości.
- Tak. – Odpowiedziała próbując powstrzymać łzy by nie rozpłakać się mu do słuchawki na dobre. – Oszukałam, ale zrobiłam to, bo… - zaczęła tłumaczyć ze strachu przed jego dalszą reakcją, nie skończyła jednak gdyż usłyszała dźwięk przerwanego połączenia.
To dobiło ją jeszcze bardziej, jej serce ponownie pękło na pół. Powstrzymywany płacz zamienił się w szloch. Wiedziała, że teraz jej koszmar zacznie się od nowa z tą różnicą, iż teraz będzie tylko i wyłącznie jego wrogiem.
***************
Przy świetle księżyca oraz rozpalonym ognisku siedzieli popijając najdroższe wino. Czcili sukces, jakiego się dziś dopuścili. Atak na dom Herrerów było dla Vinca ogromnym sukcesem. Mało ważne, że on też stracił kilu ludzi, przygotował ich na to a oni się zgodzili, więc teraz nie zamierzał mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Tym niespodziewanym napadem udowodnił brunetowi, ale przede wszystkim sobie, że teraz jest silniejszy od własnego przeciwnika. Nie dość, że bez kłopotu jego ludzie weszli na teren Alfonsa to, spalili przy tym dwa domki, zastrzelili dziesięciu ludzi. Co więcej jeden z jego podwładnych w tym czasie spokojnie siedział sobie z jego siostra w kawiarni i pił kawę próbując odwrócić jej uwagę? Nie skrzywdzili Dulce, dlatego gdyż wciąż była im potrzebna. To taka nieświadoma wtyka była dla nich. Damian zaskarbił sobie jej zaufanie na wakacjach w Acapulco, dzięki czemu dowiedział się troszkę o życiu swojego wroga. A dziewczyna nawet nie wiedziała, że sprzedała własną rodzinę człowiekowi Guzmana. Poncha chociaż mieli okazję zastrzelić to nie zrobili tego. I nie chodziło tu nawet oto, że blondynka była szybsza. Bo nawet Guffa człowiek w kominiarce, który wpadł przez okno nie miał rozkazu go zabijać, a jedynie porządnie uszkodzić. Nie zdążył, bo dziewczyna leżąca pod brunetem załatwiła go, tym samym wzbudzając ciekawość z Massimo. Zapragnął mieć ją przy swoim boku. Nie wiedział czy laska znaczy coś dla Hectora, ale mimo wszystko miał zamiar odebrać mu absolutnie wszystko. Bez względu na to czy jest to coś ważne na Poncha czy też nie. Zadowolony z siebie i swojego zespołu wstał i głośno powiedział;
- Toast za dobrze wykonaną robotę i za ciebie Damianie, iż omotałeś sobie tą rudą sukę wokoło palca. – Rzekł wznosząc kieliszek do góry i śmiejąc się szyderczo.
Ja owinę sobie blondyneczkę. Pomyślał upijając łyk mocnego trunku.
Czy wyznanie prawdy przez Dulce było dobrym posunięciem?
Co skłoniło Poncha do tak miłego zachowanie, a może to tylko gra by zapłaciła za swoje oszustwo, które odkrył?
I czy gra, w która grają William i Matei nie zakończy się czasem tragicznie dla któregoś z nich?
Rozdział 15
Po tym jak zasnęła dopiero nad ranem, obudziła się o 12.00 w południe. Zdziwiona, że nikt do tej pory nie zwlókł jej z łóżka, przetarła jeszcze zaspane oczy i spojrzała na zegarek chcąc się upewnić, iż widzi dobrze. Zegar wskazywał taką godzinę jak przed sekundą, gdy na niego zerknęła. Podniosła się, więc i poczłapała do łazienki zabierając pod drodze świeżą bieliznę. Szybki i chłodny prysznic natychmiast postawił ją na nogi. Wyszła z kabiny i narzucając na siebie biały puchowy szlafrok opuściła łazienkę. Zakręcając ręcznik na głowie nie zauważyła nawet, że nie jest sama. Dopiero, kiedy zarzuciła ręcznik za siebie jej oczy natrafiły na jego wzrok. Przestraszona na widok broni, którą trzymał cofnęła się o krok do tyłu.
-, Co ty tu robisz? – Zapytała trzymając się szafki by nie upaść z powodu drżących kolan.
Siedział w fotelu, trzymając w prawej dłoni pistolet. Jego oczy teraz obserwowały gnata, którego obracał. Nie wiedząc, czego ma się spodziewać, szybko złapała wazon stojący na blacie. To było złe posunięcie, gdyż natychmiast wycelował w jej stronę.
- Odłóż to. – Rzekł spokojnym i opanowanym tonem.
Zbita z tropu spojrzała na niego ze zdziwieniem, co więcej posłusznie zrobiła, co kazał.
-, Choć tu. – Powiedział przywołując ją dłonią.
- Chris przestań bawić się ze mną w te gierki, jeśli chcesz mnie zabić to zrób to, a nie…
- Podejdź do mnie! – Rzekł głośniej ignorując jej wypowiedź i wchodząc w jej słowa.
Na chwiejących nogach zaczęła wolno poruszać się w jego kierunku. Nie wiedziała, co zamierzał, jak w ogóle się tu znalazł i chociaż wciąż był ranny bała się go. Co z tego, że nic nie pamięta? Co z tego, że ma obecnie mniej siły niż ona? Od zawsze był tyranem i to za pewne pozostało mu we krwi. Oszukała go! Teraz na bank szukał zemsty. Stojąc już nieopodal fotela, na którym siedział zapytała;
-, Co teraz, strzelisz mi prosto w oczy?
- Choć! – Rzekł cicho i z lekkim uśmiechem na twarzy wyciągając dłoń.
Zawahała się, ale po chwili podała mu rękę, wtedy on pociągnął ją w swoją stronę na tyle mocno by usiadła mu wprost na kolana.
- Ciii… - powiedział widząc jak otwiera usta by zaprotestować. – Nic ci nie zrobię, chcę tylko wiedzieć jak to między nami było. – Rzekł spoglądając z uwaga w jej czekoladowe oczy.
Jego spokój, opanowanie, łagodność wprowadzała ją w zamieszanie. Strach nadal w niej tkwił, była pewna, że nie jest szczery tyle, że jego oczy wyrażały coś innego. Widziała w nich coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegała. To było dziwne, a zarazem miłe. Wciąż jednak nie rozumiała, co takiego chce wiedzieć skoro wczoraj powiedziała mu już wszystko. No prawie …wszystko. Wzięła, więc głęboki oddech, po czym wypuściła z wolna powietrze.
- Luca wczoraj powiedziałam ci już, co nas łączyło. – Rzekła po chwili.
- Nieprawda! – Zaprzeczył szybko. - Coś ukrywasz i chcę wiedzieć, co. – Powiedział a raczej rozkazał.
- Nic nie ukrywam! – Powiedziała zdenerwowana próbując wstać. – Byłam twoją dziwką, zwykłą kochanką, którą rżnąłeś, gdy tylko miałeś na to ochotę i tyle! - Powiedziała unikając jego wzroku, gdyż czuła jak łzy napływają jej do oczu. – A teraz puść mnie proszę i pozwól odejść, wszytko, co miałam powiedzieć, powiedziała. – Rzekła spoglądając w okno i modląc się by spełnił jej prośbę nim na dobre się rozpłacze.
- Spójrz na mnie. - Poprosił.
- Nie i błagam daj mi już spokój ja… - zaczęła starając się zapanować nad drżącym głosem.
- Spójrz mi w oczy. - Rzekł łapiąc ręką jej podbródek i odwracając głowę w swoją stronę.
Ich spojrzenia się spotkały, ból, jaki dostrzegł na jej twarzy dotarł też do niego. Łzy, które teraz spływały po bladych policzkach raniły go jak szpady.
- Nie czuję się na siłach, by klęknąć przed tobą, ale gdybym mógł zrobiłbym to i poprosił o wybaczenie. Nie rozumiem jak mogłem nie doceniać wcześniej takiej kobiety jak ty, ale przysięgam ci z ręką na sercu oraz daję ci swój honor, że od dziś będzie inaczej. – Powiedział ocierając kciukiem łzy z jej policzków.
Spojrzała na niego nie zrozumiałym wzrokiem, pełnym jeszcze świeżych łez.
- To znaczy? – Zapytała nie pewna tego czy dobrze pojmuje jego słowa.
-, Jeśli pozwolisz chcę byśmy zaczęli od nowa, postaram się zasłużyć na ciebie i twoją miłość. Zgadzasz się? – Zapytał na koniec biorąc jej drobną twarzyczkę w swoje dłonie.
**************
Pocałunek nie trwał zbyt długo. Na jej szczęście dobrze się stało, że im przerwano, skorzystała wtedy z okazji i uciekła do swojej sypialni. Bała się, że kiedy załatwi swoje sprawy przyjdzie do niej. Przyjdzie i znowu ją skrzywdzi tak jak jeszcze kilka dni temu. Ten strach nie pozwolił jej zasnąć, brak snu był jednak jeszcze gorszy niż czuwanie. Wtedy siedząc w zupełnej ciemności, myślała tylko o nim. O krzywdzie, jakiej doznała z jego strony, o tym jak ją pociągał nim pokazał swoje prawdziwe oblicze oraz o tym, co wydarzyło się nim wtargnął jeden z ochroniarzy. Co by było gdyby nie wszedł? Czy brunet posunąłby się dalej czy i tym razem nie zdołałaby się obronić? Na myśl, że tak łatwo mu uległa, choć wyrządził jej niewybaczalną krzywdę. Zacisnęła pięści. Miała się mścić, a tym czasem swatała się z wrogiem. Powinna go zabić, a nie oddawać pocałunki. Nie ważne, że był czuły czy delikatny. To nie miało znaczenia, bo z jego strony to pewnie była kolejna gra! Przez całą noc, myśli kłębiły się w jej głowie przepychając się jedna przez drugą. I choć powieki opadały, głowa bolała to blondynka twardo siedziała skulona w rogu łóżka i wpatrywała się w drzwi. Kiedy nadszedł świt odetchnęła z ulgą, że jakoś przetrwała tę noc? O 9.00 Przyniesiono jej śniadanie do pokoju od czasu incydentu jadła tylko tu. Gdy ochrona wyszła, wypiła sok i poszła pod prysznic chcąc się orzeźwić i doprowadzić do stanu używalności. Potem ubrała się w dżinsy i zwiewną błękitną bluzkę na ramiączka. Koło 10.30 Weszła do jej pokoju niska blondynka i bez słowa zaczęła pakować jej rzeczy. Już chciała zapytać, po co to wszystko, kiedy zaraz za nią wszedł brunet.
- Spakowana? - Zapytał spoglądając na blondyneczkę, która uwijała się jak w ukropie.
- Tak szefie. – Odpowiedziała szybko zasuwając torbę.
- Świetnie, a teraz wyjdź! – Rozkazał wskazując na drzwi.
Myśl o pozostaniu z nim sam na sam wywołała u niej strach. Zaczęła drżeć, serce łomotało jej jak szalone. Gdyby nie siedziała, pewnie teraz upadła by na ziemię nie mając siły utrzymać się na nogach. Kiedy się zbliżył, cofnęła się do tyłu? Zignorował to i usiadł obok niej.
- To, co było wczoraj, nigdy więcej się nie powtórzy. – Rzekł patrząc w podłogę. – Nie odbieraj też tego jak podziękowanie za uratowanie życia. – Dodał po chwili, następnie wstał odwrócił się do niej placami i ruszając ku drzwi rzekł na odchodne.
- Zaraz ktoś cię stąd zabierze, więc bądź gotowa.
Tak decyzja, którą podjął była najlepsza. By ponownie nie dał się ponieść jakimkolwiek emocjom uznał, że najlepiej jak odsunie ją od siebie. Nie chciał przy kolejnej okazji spotkania z nią znowu okazać, choć odrobinę słabości czy jakiegokolwiek uczucia. Była tu krótko a już zdążyła przewrócić jego świat do góry nogami. Przy niej stawał się kimś innym niż był. Z obawy, co jeszcze może takiego zrobić z nim ta dziewczyna wolał wysłać ją jak najdalej stąd. To nie leżało w jego naturze by się troszczyć o kogoś, komuś dziękować czy też czuć litość lub coś więcej. I dopóki był jeszcze na to czas musiał się jej pozbyć. Nie wiedziała, o co chodzi? Czemu nagle kazał ja spakować? Gdzie w ogóle miał zamiar ją wysłać? W tej chwili jej strach ustąpił a na jego miejsce pojawił się gniew. Wściekła zapominając o swoim rzekomym stanie, wybiegła za nim. Słysząc jak otwierają się drzwi, przystaną na stopniach i odwrócił się jej stronę.
-, Dokąd to? – Zapytał opierając się o poręcz.
- Przestraszyłeś się i dlatego teraz masz zamiar się mnie pozbyć, prawda? – Zapytała improwizując nieświadoma tego, że trafiła w sedno sprawy.
- Niby, czego? – Zapytał udając, że nie rozumie, o czym mówi.
- Przestraszyłeś się tego, że możesz kogoś pokochać. – Wypaliła bez namysłu.
Jego oczy zwęziły się, a twarz natychmiast przybrała wyraz gniewu.
- Wracaj do sypialni! – Rozkazał wchodząc ponownie na górę.
Strach powrócił, ale nie cofnęła się. Zrobiła to dopiero, kiedy postawił nogę na ostatnim stopniu.
- Boisz się, że pokochasz mnie i wtedy ta cała obudowa twardziela spadnie, a ci, którzy się ciebie lękają przestaną to robić. – Rzekła z odwagą i pewnością swoich słów. – Boisz się, że pokochasz, a ja cię wtedy opuszczę i zostaniesz sam. Tego się boisz, prawda? – Zapytała jeszcze pewniej widząc, że ma rację, co świadczyło o jego zaciśniętych pięściach i uciekającym wzroku.
Na maska wściekły, złapał ją za przedramiona i pchnął na ścianę przyciskając całym ciałem.
-, Czego ty chcesz hym…? Czego oczekujesz do cholery, że przyznam ci rację?! – Krzyczał potrząsając nią przy każdym wypowiedzianym zdaniu. – Igrasz ze mną odkąd się tu zjawiłaś, chcesz bym ponownie cię skrzywdził?! Tego chcesz?!!! – Wrzasnął prosto w jej twarz.
- Chcę tylko byś mnie kochał, nic więcej. - Rzekła sama nie myśląc o tym, o co właśnie prosi.
Po tych słowach puścił ją jak oparzony i bez jakiegokolwiek słówka ruszył tam gdzie wybierał się wcześniej, czyli na dół do swojego gabinetu. Nie doszedł dobrze do pierwszego stopnia jak zawrócił napięcie, przyciągnął ją do siebie łapiąc za kark i wbił się zachłannie w jej usta. Chciałby poczuła ból, by przestraszyła się go tak jak tamtego wieczora. Pragnąłby jej nienawiść do niego wzrosła ze zdwojoną siłą. Sam się pogrążał owym zachowaniem z obawy przed tym, czego od niego żąda. Lecz kiedy tknął jej warg tych ciepłych, delikatnych, słodkich jak miód, kiedy poczuł jak zadrżała z lęku przed nim. Coś w nim pękło, znowu! I po raz kolejny stał się delikatny. Jego dłoń plątała się w jej złocistych włosach a druga przyciągnęła do siebie obejmując talię. Jego język pieścił jej podniebienie, pożądanie, które w nim rosło raziło jego samego. Ale nie mógł przestać, nie potrafił i nie chciał jej puścić. Opierała się, przez chwilę, lecz potem sama zatraciła się jakże cudownym i namiętnym tańcu ich języków. Serca biły im jakby w jednakowym rytmie, oddechy stały się szybsze niż powinny. Cholerny sukinsyn! Zaklęła w myślach. Skrzywdził ją, wziął siłą, pozbawił godności, ale mimo wszystko, kiedy się zbliżał jej strach nabierał siły, ale też uczucie tak mocno skrywane, to, które chciała wyrwać ze swojej piersi odzywało się mimo jej wszelkich protestów. Nienawidziła go, ale i kochała. Bała się go, a jednocześnie jego siła, męskość i seksowne zniewalające ciało, jego groźne a zarazem tajemnicze oczy przyciągały ją. Był jak demon. Na jego widok każdy uciekał wzrokiem ze strachu, ale jego tajemniczość wzbudzała ciekawość. Poczuł, że znowu się gubi, pozwala sobie na zbyt wiele. Przestraszony swoją bezsilnością i brakiem kontroli odsunął się od niej.
- Nie żądaj czegoś, co cię zgubi, taka mała rada na przyszłość. – Rzekł z lekka zachrypniętym głosem próbując zapanować nad oddechem i szybko łomoczącym sercem.
Zszedł dwa stopnie niżej i już nie odwracając się do niej plecami dodał;
- Zostając tu sama się zabijasz, dlatego lepiej odejdź. – Rzekł niby obojętnie, a jednak z bólem w głosie.
***************
Resztę wieczoru, w którym ją przyłapał na grzebaniu w jego rzeczach spędzili naprawdę miło jak na ową atmosferę. Następnego dnia zaś znikł jej zostawiając jedynie kartkę na stoliku obok śniadania. Skorzystała z okazji i przetrząsnęła jego sypialnię, niestety dokumenty, które wczoraj widziała zniknęły. Wyjaśnienie było tylko jedno zabrał je ze sobą i poszedł załatwić jakieś sprawy biznesowe a akta w niej będące były pewnie jakąś umową. Przed jego powrotem zdążyła dokładnie obejrzeć dom. Po czym spoczęła przy basenie z książką w dłoni, którą zabrała ze sobą. Nie słyszała nawet, kiedy wszedł, ale lekki podmuch wiatru przywołał do niej zapach jego wody kolońskiej. Był tak intensywny jak by stał obok niej. Zamknęła oczy wchłaniając ową woń, od razu w jej głowie pojawiły się obrazy, których się w ogóle niespodziewana. Stał naprzeciw niej jedynie w dżinsach. Jego stopy były bose jak i górna część ciała. Widok muskularnej świetnie wyrzeźbionej postury zaparło jej dech w piersiach. Gdy się pochylił, natychmiast go zapragnęła. Czując jak prawdziwa fala gorąca ogarnia jej ciało wyrwała się brutalnie z letargu potrząsając głową jak by coś wczepiło się w jej włosy.
- Dobrze się czujesz? – Usłyszała nagle za swoimi plecami.
- Ta…tak dobrze tylko przysnęłam i coś mi się złego przyśniło, dlatego się tak zerwałam – skłamała spoglądając na niego z dołu zza lewego ramienia.
- Nie nudziłaś? – Zapytał obok na drugim leżaku.
- Troszeczkę. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Dziś wieczorem zapraszam cię na kolację, ale najpierw udamy się w miasto by trochę pozwiedzać. – Rzekł upijając łyk whisky. – Zgadzasz się? – Zapytał opierając łokcie na kolanach i spoglądając w jej czekoladowe oczy.
- Oczywiście. – Odpowiedziała uśmiechem na twarzy.
Po tej krótkiej wymianie zdań, zapadła niezręczna cisza. Oboje wpatrywali się w swoje źrenice. Chociaż jego wzrok był łagodny ona czuła wewnętrzny niepokój. On zaś zapatrzony próbował sobie przypomnieć, gdzie i u kogo widział podobną barwę oczu. Owszem wiele osób na świcie miał czekoladowe źrenice. Ale w jej spojrzeniu chodziło o coś więcej niż tonację. Ten blask, spokój, ciepło już kiedyś gdzieś widział. Skupił całą swoją uwagę na tym by przypomnieć sobie o danej osobie, ale wtedy jej głos wyrwał go z zamyślenia.
- Idę się przebrać i możemy jechać. – Rzekła wstając z pełną gracją i wdziękiem z fotela.
- Jasne, tylko skoczę po koszulę i buty. – Odpowiedział wypijać ostatni łyk trunku i podnosząc się z miejsca.
Po kilku minutach byli już w drodze. Była pewna, że znowu zapadnie milczenie, tym czasem on zaczął jej opowiadać o tym, dokąd zamierza ją zabrać. I tak wywiązała się niezobowiązująca i miła rozmowa. Bywały chwile, że czuła się przy nim niezręcznie, czasem też bała się go. Ale w takich sytuacjach jak ta, czuła się wyluzowana i jak by znała go od zawsze. To był pierwsze mężczyzna, przy którym czuła coś takiego. Chciała trzymać się od niego jak najdalej, ale jakaś nieznana jej siła przyciągała go do niego. Igrała z ogniem, ale musiała dla dobra sprawy. Cały dzień do godziny zwiedzali miasto, zahaczając o centra handlowe. Nakupił jej ubrań oraz biżuterii, choć w ogóle oto nie prosiła. Zaznaczył jednak od razu z góry, że to nie akt przekupstwa. Chciał jedynie by z owej podróży zachowała jakieś pamiątki. Czy była to prawda? W tym akurat czynie był szczery. Chcąc jeszcze odetchnąć przed kolacją, wrócili do domu. W czasie, kiedy on brał prysznic, ona pochowała nowe nabytki i też poszła się orzeźwić. Dokładnie o 20.00 Wkroczyli do restauracji. Zamówiony stolik już czekał, zadbał oto by brunetka zajęła miejsce, a sam przeprosił ją na chwilę i poszedł przywitać się z dawnym znajomym, którego dostrzegł w tłumie. W między czasie kelner przyniósł kartę dań oraz win. Wiedząc, że ma jego zezwolenie zamówiła posiłek oraz trunek. Nagle ktoś szarpną ją za przedramię, podciągnął do góry i bez pytania wyciągnął na korytarz obok szatni. Była tak zaskoczona, że nie zdążyła nawet zareagować jak już stała twarzą w twarz z gościem z windy. Z tym samym, który ją zgwałcił. W jego oczach był gniew, a twarz przybrała srogi wyraz. Wyrwała się z jego uścisku chcąc uciec ponownie na salę jadalną. Był szybszy, pochwycił ją i zaczął ciągnąć w głąb korytarza. Szarpała się, strach jednak zminimalizował jej siły. Nie zostało jej nic innego jak krzyczeć, niestety przejrzał ją i szybko przyciągnął do siebie zatykając jej dłonią usta.
- Milcz suko! – Wysyczał przez zaciśnięte żeby do jej ucha.
Już miał ją wciągnąć do schowka na narzędzia sanitarne jak usłyszał za sobą gniewny i ostrzegawczy to głosu.
- Puść ją!!! – Warknął wściekły.
Oboje automatycznie odwrócili się w jego stronę, a ich oczy padły na jego twarz. Stał jakieś trzydzieści kroków od nich. Trzymał ręce w kieszeni. Mężczyzna trzymający dziewczynę, na widok rywala szybko ją puścił. Nie zastawiając się ani chwili podbiegła do niego i od ruchowo wtuliła się w jego ramiona. Czując jak przylega do jego ciała cała drżąca wyjął dłonie i przygarną do siebie mocniej chcąc by zrozumiała, że jest już bezpieczna.
- Nigdy więcej nie dotykaj mojej kobiety, nawet na sto metrów się do niej nie zbliżaj, jasne?! – Warknął w stronę oprycha.
Tamten za strachu pokiwał głową. William wziął brunetkę za rękę i wrócili do sali. Gdy tylko usiedli zapytał;
- Skąd go znasz? Przepraszam głupie pytanie… za pewne z naszej agencji. – Skwitował poprawiając gafę.
- T…tak. – Wyjąkała na myśl o tym, w jaki sposób go poznała.
-, Czemu się go boisz, skrzywdził cię? – Zapytał nie mając nawet zielonego pojęcia o tamtym zajściu.
Nie wiedziała czy powinna mu o tym mówić, ale już nie chciała i nie potrafiła dusić tego w sobie. Wzięła kilka głębszych oddechów i jak już troszkę się uspokoiła zaczęła opowiadać mu ową historię. Kiedy skończyła, podał jej chusteczkę by mogła otrzeć spływające łzy po jej policzkach? Myślała, że choć trochę go to poruszy, ale zawiodła się. Na jego twarzy nie było grama współczucia, ni litości. Tak naprawdę nic nie wyrażała, nawet wzrok miał pusty. Głupia! Coś ty sobie myślała, że po lituje się nad dziwką?! Skarciła siebie w myślach. Wtedy on bez słowa wstał.
- Zaczekaj tu! – Rozkazał, po czym zniknął.
Czy Dulce da szansę Uckerowi czy on na serio ma zanik pamięci ?
Czy Anahi wyjedzie i jeśli tak to dokąd Poncho chce ją wysłać ?
Dokąd poszedł William czy wyznanie mu prawy przez May było dobrym posunięciem ?
Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia 23:25:27 06-05-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
CamilaDarien Wstawiony
Dołączył: 15 Lut 2011 Posty: 4094 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:16:08 09-05-12 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 12
No Poncho mnie zaskoczył! Pozytywnie!
Nie zabił Any, tylko się obok niej położył. Chłopak chyba zaczyna mięknąć.
Nie wierzę! Will zabił jakąś kobietę?! W dodatku ukochaną?! W sumie zrobił to dla jej dobra, żeby nie cierpiała. Ale on pewnie bardzo to przeżył! Widać, że nie jest zadowolony z życia, jakie prowadzi. To wszystko przez jego ojca! Mam nadzieję, że uda mu się kiedyś z tego wyplątać i że będzie z Mai.
OMG!!! Chris stracił pamięć czy udaje?! Jaki jest teraz miły dla Dul!
OMG!!! Kolejny szok! Nie spodziewałam się tego, że Any udaje!
No i Dul okłamała Chrisa, że jest jego dziewczyną! Ciekawe co on zrobi dla odzyska pamięć?!
ODCINEK 13
Zszokowana Any spojrzała na zwłoki.
Omg! Czy on na prawdę nie żyje?!
Will i Mai...
Najlepsze jak on brał prysznic, a ona mu rzeczy przeszukiwała! Hehe!
- Ciekawa lektura?!
No i Dul spotkała Damiana. Jak tylko przeczytałam:
- No to, co może na jakąś kawę skoczymy? – Zapytał próbując jak najdłużej odwlec jej powrót do domu.
Wiedziałam, że on musi mieć coś wspólnego z tym zamachem na Poncha!
ODCINEK 14
Hehe! Relacje między Leną a Marcosem są dość dziwne. Raz milczą, potem świetnie się dogadują, a później mierzą do siebie z broni! Haha!
Ja za nimi nie nadążam!
Poncho żyje! Mimo że to skurwiel cieszę się, że przeżył!
Any go uratowała i jeszcze się nim opiekuje.
Ciekawe do czego zmierza ten jej plan?!
Delikatny i czuły pocałunek?! Czy to ten sam Alfonso co na początku?!
Dul wyznała Uckerowi, że go oszukała i nie jest jego dziewczyną tylko jego kochanką!
Co on teraz zrobi?!
Hah! Wiedziała, że Damian to ch*j i ma coś wspólnego z tym zamachem!
Oj, Dulce uważaj na niego!
ODCINEK 15
-, Jeśli pozwolisz chcę byśmy zaczęli od nowa, postaram się zasłużyć na ciebie i twoją miłość. Zgadzasz się?
Omg! Ta utrata pamięci tak go zmieniła?! Ciekawe czy Dul się zgodzi być jego dziewczyną?!
Haha! Any trafiła w dziesiątkę! Miała rację, że Poncho się boi zakochać.
Czy ja dobrze rozumiem, że on ją właśnie wypuścił na wolność?
Mai spotkała tego sukinsyna, który ją zgwałcił w windzie!
Dobrze, że w porę zjawił się Will!
Mam nadzieję, że on na końcu poszedł go zabić... Bo jeśli nie, to ja to zrobię!
Czekam na nexta skarbie Buziaki |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:31:03 09-05-12 Temat postu: |
|
|
Rozdział 16
Słuchał jej z uwagą i skupieniem. Z każdym słowem gniew narastał w nim tak mocno, iż myślał, że zaraz wybuchnie. Jej krzywda poruszyła go do głębi. Nie okazał tego gdyż nie mógł a może i nie chciałby za dużo sobie wyobraziła. Miał zdobyć jej zaufanie a potem wyciągnąć potrzebne informacje, ale nie zakochiwać się w niej. Tylko czy na to nie było zbyt późno? Bez ustanku o niej myślał, marzył i każda łza, którą uroniła przyprawiała go o ból taki jak by sam cierpiał jakieś katusze. Pragnął ją chronić, opiekować się nią tak po prostu. Nie ufał jej zbytnio, ale nie potrafił zaprzeczyć nawet przed samym sobą, że tak kobieta mu się podoba. Słysząc o zbrodni, jakiej ośmielił się dopuścić ich klient, postanowił ją pomścić. Odnalezienie go było prostsze niż myślał. Mężczyzna, którego przegonił wrócił do restauracji i w szatni próbował poderwać recepcjonistkę. Podszedł do niego i złapał za kołnierz marynarki. Wyciągnął go tak szybko, że tamten nawet nie zdążył otworzyć ust. Dopiero na zewnątrz przestraszony zapytał;
- Ej, o co chodzi?! Przecież obiecałem nie ruszać już twojej dziwki. – Rzekł próbując się wyszarpnąć.
William zignorował jego słowa i wciąż trzymając za ubranie wciągną w ciemną uliczkę prowadzącą do parku. Jak tylko tam dotarli, zatrzymał się, wyciągnął broń i patrząc z pogardą oraz gniewem w oczy rywala strzelił mu prosto w oczy?
- Tknąłeś nie właściwą kobietę, żadnej już nie tkniesz sku*wysynu! – Wysyczał pochylając się nad jego martwym ciałem.
Po czym schował broń i wrócił jakby nigdy nic do restauracji. Spokojna już brunetka, niepewnie zapytała.
- Czy możemy wrócić do domu?
- Sądzę, że tak chyba byłoby najlepiej. – Odpowiedział wstając od stołu.
W drodze do domu, jedna rzecz nie dawała jej spokoju, a właściwie dwie, ale o tą drugą bała się pytać, więc zadała pytanie tylko na to, na co najmniej się wścieknie.
-, Dlaczego powiedziałeś mu, że jestem twoją kobietą skoro to nie prawda?
- By więcej cię nie napastował. – Rzekł krótko.
- W zawodzie, w którym pracuje wiesz, że to niemożliwe. Prędzej czy później znowu by mnie wynajął. – Powiedziała nie rozumiejąc związku.
- Mylisz się Lena. Wiedząc, że jesteś moją kobietą klient nie ma prawa cię wynająć. Wtedy należysz do mnie i tylko do mnie.
-, Czyli nie była bym wtedy dziwką i nie mus…
- Była byś moją kobietą, ja miałbym tylko prawo do tego by cię zabierać na przyjęcia, sypiać z tobą, bić cię a nawet zabić. – Wyjaśnił szczerze i bez ogródek.
- Żaden facet nie ma takiego prawa! – Krzyknęła oburzona.
Na te słowa zaśmiał się cynicznie.
- My mamy bośmy sami je ustalili, nie zapominaj, kim jestem May. – Rzekł zatrzymując samochód już pod domem.
- Tak mafiozo! – Prychnęła zapominając się, że igra z ogniem.
Była tak oburzona, że zapomniała o strachu i lęku oraz jego pozycji. Krew w niej wrzała na myśl ile kobiet zginęło z ich rąk nie wspominając o mężczyznach. Rasę męską mogła jeszcze przełknąć, bo nie jeden z nich skrzywdził ją, ale płeć damską nie. Jak tylko wysiadł z samochodu i podszedł do niej i razem z nią wejść do domu zmierzyła go wściekłym wzrokiem?
- Dzięki za otwarcie oczu, teraz widzę, że z ciebie takie samo zwierzę jak z twojego brata! – Krzyknęła mu prosto w twarz ruszając do przodu szybszym krokiem.
- Nie przeginaj! – Ostrzegł.
- Nie strasz, mam to gdzieś! Po tym, co usłyszałam już mi wszystko jedno czy będę żyła czy nie! Więc jak chcesz to mnie zabij, za moje zuchwalstwo! - Wrzasnęła mu prosto w twarz jak tylko staną na werandzie.
Nie rozumiał, co ją opętało. Powiedział jej prawdę gdyż nie chciał kłamać, poza tym nie sądził, że to ją tak poruszy skoro od dawna w tym tkwiła. Lecz im dłużej krzyczała tym bardziej zaczynał się denerwować, choć starał się być cierpliwy i łagodny to jednak jego stopień cierpliwość kończył się. Tu nie tyle chodziło o nią, ale wciąż był podenerwowany tym, co mu opowiedziała w restauracji. By nie wybuchnąć, wziął głęboki oddech i wszedł za nią do środka. Brunetka była jednak za bardzo wściekła by na tym poprzestać.
- Myślałam, że jesteś inny, ale myliłam się sukinsyn z ciebie! Wielki nadęty cyniczny sku*wiel, który na chwilę przyodział maskę dobrego chłopczyka! – Krzyczała jak opętana rzucając w niego, czym popadnie.
Idąc w jej kierunku robił uniki jednocześnie starając się ją uspokoić. Na marne! I gdyby nie to, że skończyły się jej rzeczy łatwe do rzucenia pewnie w końcu by go czymś trawiła. Lena widząc, że nie ma się już, czym bronić rzuciła się do ucieczki wprost do swojej sypialni. Czemu uciekała? Brak broni, oraz jego srogi wyraz twarzy zmusił ją do tego. Wbiegła jak szalona i już chciała zatrzasnąć drzwi, kiedy poczuła blokadę. To był Will, trzymający drzwi nogą i dłonią tak silną, iż szybko je puściła. Nim dobiegła do otwartych drzwi balkonowych złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Uspokój się do jasnej cholery i wyjaśnij mi, o co dokładnie ci się rozchodzi?! – Krzyknął potrząsając ją.
Teraz dopiero dotarło, jaki popełniła błąd, przez swoją gorycz i chęć zemsty poniosło ją i o mało a zniweczyłaby swój plan. Nie wiedząc jak uniknąć pytania, na które musiałby skłamać niewiele myśląc pocałowała go.
***********
Próbował skupić się na słowach bruneta, ale myśląc o tym jak Marisa go odrzuciła nie potrafił. Wciąż myślał o tym jak sprawić by dała mu jeszcze jedną szansę. Znał zbyt mało szczegółów by poczuć rany, jakie jej zadał. A bez tego nie wiedział, co począć by mu ponownie zaufała. Wściekał się na brak wspomnień, czasem widział jakieś obrazy, ale one były zbyt blade by coś z nich wyczytać. Dulce nie chciała opowiedzieć mu z dokładnością o wszystkim. Bała się, albo ktoś jej tego zakazał. Tak czy owak on musiał poznać prawdę.
- Ku*wa czy ty mnie słuchasz?! – Wrzasnął Alfonso uderzając z całej siły w blat biurka.
Hector! Właśnie on mógł mu pomóc! Pomyślał zaraz po tym jak dotarł do niego dźwięk głosu przyjaciela.
- Słucham. – Skłamał. Spoglądając na niego.
- Gdybyś słuchał to byś nie miał teraz takiej dziwnej miny. – Prychnął zły.
- Poncho mogę o coś zapytać? – Powiedział poprawiając się na krześle.
- Zapytasz, o co ze chcesz, ale teraz masz wysłuchać tego, co ja mam do powiedzenia. – Rzekł wychodząc zza biurka. – Te sku*wiel wrócił i robi nam najazdy, trzeba wziąć się do kupy i zacząć działaś. Wysłałem dziewczyny do innych burdeli, została tylko Dulce, Anahi i Maite. Leną zajmuje się Marcos, blondynkę zaraz Gregorio wywiezie do burdelu w Nowym Jorku, zostanie jedynie Ruda, my i nasi ludzie. Przeniesiemy się do mniejszej posiadłości by mieć wszystko na oku. Magazyny zabezpieczone…
- Zaraz, poczekaj. – Rzekł Chris wchodząc mu w słowo. – Jaki skurwiel? Jakie najazdy, dziewczyny, magazyny, jaki burdel? – Zapytał nic nie rozumiejąc.
- To wyjaśnię ci potem, a teraz masz jak najszybciej dojść do siebie i mi pomóc! – Rozkazał.
- Jak skoro nie wiem, o co biega? Stary ja nawet nie mam pojęcia, czym się zajmujemy? Poza tym z twojego, sprawozdania „ wynika, że sam radzisz sobie świetnie. – Rzekł poprawiając się na kanapie.
- Mózg ci wyżarło, ale jaja chyba zachowałeś, więc nie pie*dol i nie marnuj czasu na głupie pytania tylko bierz się do roboty! – Warknął wściekły.
- Czyli co?! – Zapytał zdezorientowany.
- Vincent Massimo Guzman nasz wróg, chce nas wygryźć z interesu, ty i ja musimy temu zapobiec. – Rzekł, po czym sięgnął ręką do szuflady biurka.
Wyją z niej żółtą teczkę i rzucił mu pod nos.
- Masz jego akta.A tu teczka, która uświadomi ci, czym się zajmujemy. O resztę popytaj ludzi lub swoją pannę. – Burknął siadając za biurkiem
Ucker wziął dokumenty i wolno podniósł się do pionu. Syknął czując ból w klatce, ale zaraz go zignorował. Ledwo się poruszał, rany nie były zagojone, a miał już wykonywać jakieś zadania. To było chore, ale patrząc na twarz bruneta wiedział, że nie ma sensu dalej z nim dyskutować. Widać nawet ból nie mógł im przeszkodzić w pracy. Nie pytając już o nic więcej wyszedł i skierował się do swojej sypialni, którą wcześniej wskazała mu czerwono włosa. Leżąc już wygodnie na łóżku zaczął przeglądać to, co dostał. Widok akt Guzmana jakoś nie zrobiły na nim wrażenia. Bardziej zszokowały go akta tego, czym się zajmują. Nie wiedział jak wpadł w to bagno, ale teraz nie zamierzał w tym uczestniczyć. Sprzedawanie tak pięknych i niewinnych dziewczyn, handlowanie bronią było dla niego czymś okropnym. Zacisnął pięści na myśl o tym, że przed wypadkiem sam to robił. Miał gdzieś czy to się komuś spodoba czy nie, ale nie zamierzał dalej być tym, kim był Poncho. Teraz też dotarło do niego, czemu Marisa tak bardzo nim gardziła i czemu się tak go bała. Wstał, podniósł papiery i ponownie zszedł do gabinetu.
- Masz! – Warknął. – Ja się wypisuję z tego. – Rzekł poważnym i stanowczym tonem.
Brunet podniósł wzrok na kolegę i śmiejąc się mu w twarz rzekł;
- Nie ma mowy, jesteś w tym i tak pozostanie. Bo jak nie to zabiję twoją kruszynkę. – Rzekł wskazując palcem na zdjęcie Dul.
***************
Dzisiejszy dzień znowu okazał się pechowy. Najpierw z równowagi wytrąciła go Anahi swoimi słowami. Jak mogła go prosić oto by ją kochał? Skrzywdził ją, a ona mimo to lgnęła do niego. Zadziwiała go za każdym razem, gdy tylko miał z nią kontakt. Zaskakiwało go jej zachowanie, raz odważna, raz krucha jak porcelana. I w każdej z tych postaci cholernie mu się podobała. Stąd tak silnie na niego działała, wiedział o tym. Chciał się jej pozbyć by zatrzymać w sobie to, co po woli wydzierało się z jego wnętrza, coś, co dawno temu pochował głęboko na dnie duszy. Uczucia. Te je ukrył, do przetrwania w tym okrutnym świecie pozostawił tylko te najmocniejsze, najsilniejsze. Nienawiść, pogardę, odwagę i honor. Resztę przygniótł tak by nie mogła wyjść na zewnątrz. Tyle lat cierpień, tyle strat, jakie przeżył wyparły z niego to, co najlepsze zamieniając w zło. Z tym żyło mu się lepiej, ale teraz pojawiła się ona. Ktoś, kto bez większego wysiłku wyciągał z niego małymi krokami te słabe uczucia okaleczające duszę, gdy zostaną zranione. Nie chciał tego i dlatego postanowił wywieźć ja jak najdalej stąd. Chciał zapomnieć i nadal żyć po swojemu. Tyle, ze los zaczął też się mu przeciwstawiać. Kiedy miała już wyjechać, zemdlała? Wezwany lekarz oznajmił, że jest zbyt słaba na podróże i musi zostać przynajmniej kilka dni. Kolejne doby w jej towarzystwie, jak uniknąć spotkania? Zastanawiał się. Nie mógł, nie dało rady. Musiał ją znosić czy chciał czy nie. Postanowił unikać jej na tyle na ile się da. I emocje trzymać na wodzy, miał silną wolę, więc mógł zacisnąć zęby i nie dać się im ponieść. I tak też postanowił zrobić. Jak tylko się uspokoił i oswoił z myślą, że da radę takiej drobnej kobietce jak Any wkurzyła się na Lucasa? Ucker ktoś, kto służył u jego boku wiele lat, teraz raptem zamienił się w świętoszka? Dla bruneta nie miało znaczenia, że chłopak stracił pamięć i inaczej teraz postrzega to, co dla niego było oczywiste. I by go zatrzymać posunął się do groźby. Wiedział, że to podziała gdyż zdążył się zorientować, że Dulce teraz jest oczkiem w głowie kumpla. A, że chłopak nie miał świadomości, iż czerwonowłosą i Poncha łączą więzy krwi skorzystał z tego. Choć groźby spełnić nie zamierzał. Chris uległ i teraz właśnie Hezi wprowadzał go na nowo w jego stary świat omijając pewne rzeczy, które kazał mu Alfonso. Tym czasem on sam zajął się wydawaniem rozkazów swoim nowym ludziom. Potem poszedł za dom do ogrodu chciał rozjaśnić umysł przechadzając się w deszczu, który kilka minut temu spadł. Wdychając świeże powietrze, szedł ze spuszczoną głową myśląc o swoim przeciwniku. Nagle całkiem zapatrzony w ziemię wpadł na kogoś. A raczej ten ktoś wpadł w jego ramiona, które przez zderzenie mechanicznie pochwyciły napastnika. Uniósł głowę i dostrzegł błękit oczu wpatrzonych w niego. Serce załomotało jak szalone. Wycofał się puszczając ją natychmiast.
- Trzy godziny temu zemdlałaś, a teraz latasz w deszcz po ogrodzie, odjebało ci?! – Wysyczał wściekły.
- Poczułam się lepiej, więc wyszłam się przejść, nie moja wina, że spadł deszcz. – Odcięła się.
- Dość szybko do siebie dochodzisz! – Stwierdził z kpiną w głosie.
- Omdlenie to nie powód do …
- Nie mówię o tym. – Skwitował krótko wchodząc jej w słowo.
No i wpadła! Jednak pokapował się, że jej owe obłąkanie było udawane. Wiedziała, że przez tą akcję na korytarzu, której sama do tej pory nie pojęła zapłaci wysoką cenę. Strach ogarnął jej ciało na myśl, że znowu ją skrzywdzi. Cofnęła się. To chyba jednak było chore, bała się go, pamiętała o krzywdach, ale igrała z nim. Nienawidziła, a jednocześnie prosiłaby ją kochał. No, kto normalny robi takie coś? Zastanawiała się. Uważał, ze udaje, ale sama blondynka zaczynała wątpić w swój zdrowy umysł. Może jednak stała się wariatką, z podwójną twarzą. Bo jak wyjaśnić, że rozum i część jej ciała napawana była strachem na jego widok. A serce i druga połowa pragnęła go i wręcz rwała się do niego. Tylko ludzie chorzy na rozdwojenie jaźni mogli się tak zachowywać. Chora czy nie teraz by go nie rozjuszyć musiała działać ostrożnie.
- Czułam się wtedy źle, chyba miałam do tego prawo? – Zapytała starając się zachować spokój. – Wziąłeś, co nie twoje, więc miałam skakać z radości? – Zapytała cały czas stawiając krok po kroku do tyłu, widząc, ze on kieruje się w jej stronę.
- Nie, ty po prostu masz mnie za idiotę! – Rzekł wściekły. - Sądziłaś, że to łyknę i wtedy będziesz mogła wejść mi na głowę, ale przejrzałem cię! – Syknął stawiając coraz to większe kroki.
-, Co chcesz zrobić?! – Zapytała przestraszona.
- Dowiesz się ja cię dorwę. – Rzekł ruszając za nią w pogoń.
- Nie! Błagam nie! – Krzyknęła zrywając się do ucieczki.
Zbyt słaba i wolna nie zdążyła uciec przed jego dłońmi. Pochwycił ją za ramię a kiedy chciała się wyrwać, upadła na mokrą trawę, a on razem z nią. Złapał za nadgarstki i przygniótł do ziemi nad jej głową siadając jednocześnie okrakiem na nagich udach dziewczyny.
- Poncho, jeśli masz zamiar zrobić ze mną to, co wtedy, lepiej od razu mnie zabij. – Powiedziała przez łzy z takim bólem w głosie, że poczuł jak przez jego ciało przechodzą dziwne dreszcze.
- Jesteś pewna, że chcesz tego? – Zapytał z poważną miną i chłodem w głosie.
- Tak, śmierć jest lepsza niż branie mnie jak zwierzynę. Lepsza od twojego odtrącenia, pogardy, braku szacunku i uczucia, jakim ja obdarzyła cię dawno temu. – Odpowiedziała czując jak po jej policzkach spływają łzy.
-, O czym ty do cholery mówisz?! – Zapytał nachylając się nad nią.
- Pokochałam cię, wtedy wydawałeś się ideałem, teraz znam twoją prawdziwą twarz a i tak nie umiem wydrzeć tej miłości z mojej piersi. Nie potrafię przestać cię kochać po, mimo, że mnie upokorzyłeś i skrzywdziłeś w najgorszy możliwy sposób. Kocham cię, ale jeśli mam znosić coś takiego z twojej strony, lepiej od razu mnie zabij. – Mówiła łamiącym się głosem. - Wiem, że potrafisz. – Dodała spoglądając w jego zimne oczy.
Nie widział jej łez mieszających się z kroplami deszczu, ale wiedział, że płacze. Jej głos, drżenie ciała zdradzało, rozpacz jak i strach. Przemoczona do suchej nitki leżała bezbronnie pod jego muskularnym ciałem i czekała. Koszulka, którą miała na sobie była cienka, przemoczony materiał prześwitywał ukazując jej koronkową bieliznę. Ten widok wywołał w nim pożądanie. Dostrzegła to w jego oczach.
- Błagam cię okaż, choć raz w życiu odrobinę człowieczeństwa i skróć moje cierpienie. – Rzekła chcąc by w końcu wyciągnął broń i strzelił. – Potrafisz to, więc czemu do cholery się wahasz?! – Krzyknęła zniecierpliwiona.
- Masz rację potrafię. – Rzekł puszczając jej nadgarstki.
Zamknęła powieki, myśląc, że sięga po broń. Chciała końca, ale nie musiała patrzeć, od kogo dostaje ostateczny cios. Myśl, że zaraz skończy się jej udręka przyniosła ukojenie i spokój. Od zawsze była odważna i harda oraz trudna do okiełznania, ale nie sądziła, że nawet śmierci przestanie się bać. Czekała i czekała, lecz ona nie nadeszła. Gdyż Alfonso zaraz po tym jak uwolnił ją z uścisku, wstał i wziął ją na ręce. Zaskoczona szybko otworzyła oczy. Nie mogąc nic wyczytać z jego kamiennej twarz zapytała;
-, Co robisz?! – W głosie znowu pojawił się strach.
Zignorował jej pytanie i ruszył do przodu. Jego silne dłonie mocno podtrzymywały ją za plecy i nogi. Przyspieszył kroku z obawy, że dziewczyna ze chce się wyrwać.
- Gdzie mnie niesiesz?! – Zapytała zdezorientowana. – Prosiłam o śmierć, czemu nie zrobiłeś tego, co najlepiej ci wychodzi?! – Krzyknęła wprost do jego ucha, chcąc wywołać jakąkolwiek reakcję.
Nawet nie drgnął, wszedł do środka domu od razu kierując się do jej sypialni.
- Do cholery mówię do ciebie! – Wrzasnęła wyprowadzona z równowagi.
Niewzruszony szybko przeminął schody z lekkością otworzył drzwi do pokoju i wtargnął do ich wnętrza. Dopiero tam postawił ją na ziemię.
- Odpowiesz mi?! – Zapytała popychając go.
- Zabijanie, gdy ktoś oto prosi nie sprawia mi przyjemności. – Rzekł spoglądając na nią ostrzegawczym wzrokiem. – A teraz zdejmij te mokre ciuchy i przebierz się w coś suchego. – Powiedział podając jej szlafrok wzięty z łóżka.
W tym momencie zaczęła się zastanawiać czy czasem nie śni. Nie zabił jej, wniósł na rękach do domu, kazał się przebrać. Takie zachowanie nie pasowało do niego, więc albo spała a to się jej śni albo chciałby się rozebrała, a kiedy to zrobi on ponownie posiądzie ją bez jej zgody. To ostatnie przemyślenie wydawało się jej najbardziej trafne.
-, Po co skoro zaraz to ze mnie zedrzesz by wziąć, co nie twoje! – Krzyknęła cofając się do drzwi.
- Jesteś cholernie wku*wiając wiesz! – Skwitował ruszając w jej kierunku.
Przestraszona oparła się o ścianę ciężko dysząc. Stanął przy niej, już chciała przycisnąć do siebie szlafrok, ale wyrwał go jej. Rzucił na podłogę obok swojej nogi. Nim wykonała ruch by uciec, złapał za dół jej koszulki i pociągnął do góry, ściągając przez głowę blondynki. Odruchowo zakryła piersi rękoma krzyżując je. Zacisnęła powieki z obawy przed najgorszym i wtedy poczuła delikatność i ciepło na swoim ciele. To był szlafrok, który on sam na nią zarzucił. Spojrzała zdziwiona, oczami wielkimi jak pięć złotych.
- Idę do łazienki po ręcznik, masz czas by zdjąć tą mokrą bieliznę. – Rzekł zrzucając z siebie także mokrą koszulkę.
Jak tylko znikną z pola widzenia, zrobiła to, o czym mówił brunet? Nim wrócił miała już suche majtki na sobie i stanik oraz puchowy szlafrok i siedziała na łóżku. Drgnęła na dźwięk jego głosu pogrążona w rozmyślaniach nad jego obecnym zachowaniem.
- Trzymaj. – Rzekł podając jej frotowy ręcznik.
Wzięła go bez słowa i zaczęła osuszać włosy, on tym czasem staną naprzeciw niej w rogu łoża i wycierał siebie.
- Mam gdzieś jak to odbierzesz i co sobie pomyślisz, ale posłuchaj mnie uważnie raz a dobrze. – Rzekł w końcu kucając by wymusić kontakt wzrokowy bez zbliżania się do niej. – To twoja ostania szansa na odejście stąd, daje ci ją i lepiej ja przyjmij dopóki mam powiedzmy dobry humor. Bo kiedy obudzi się we mnie bestia, nie zmienisz tego ani ty, ani nikt. Nie zmienię się i dlatego nie żądaj ode mnie tego, czego nie potrafię ci dać i niechęcę. Więc odejdź stad jak najszybciej, przynajmniej sobie ułatwisz życie. - Rzekł podnosząc się do pionu.
- A co z zaleceniem lekarza? – Zapytała wciąż oszołomiona jego spokojem i zachowaniem.
- Masz tydzień, potem nie chcę cię tu widzieć, inaczej nie oczekuj ode mnie dobrego zachowania. – Rzekł podnosząc swoją koszulkę.
-, Dokąd mam iść? – Zapytała uświadamiając sobie, że tak istotne pytanie powinna zadać już na początku.
-, Dokąd chcesz. – Odpowiedział dławiąc się ciężką gulą, która nagle ścisnęła go za gardło.
**************
Tyle razy już go dotykała, ale gdy jej usta zetknęły się z jego wargami pożałowała, iż pozwoliła sobie na tak intymny kontakt. Czysty niezobowiązujący seks był mniej niebezpieczny niż ten pocałunek. Złamała swoje zasady tym samym nieświadomie też jego. Wycofała się na tyle szybko ile zdołała. Niestety dreszcz przyjemności zdążył napełnić jej ciało pożądaniem. Zaskoczony całą sytuacją puścił jej nadgarstki. Spojrzała w jego oczy, widząc w nich takie samo pożądanie, jakie sama czuła obecnie, zamiast przeprosić jak planowała wcześniej zarzuciła mu ręce na szyję i ponownie wpiła się w jego usta. Dosłownie miażdżąc je namiętnością, jaka ją napełniła. Strach przed męskimi dłońmi błądzącymi po jej ciele minął. To, co działo się po między nimi od początku było dziwne i niezrozumiałe to i tak ten człowiek przyciągał ją do siebie czy tego chciała czy nie. Oszołomiony rozchylił wargi poddając się pocałunkowi. Jej delikatne, słodkie usta sprawiły, że zapomniał o obietnicach, jakie złożył dawno temu. Jego serce biło jak szalone czując jak jej ciało ociera się o niego pragnąć jak największej bliskości. Łamała zasady dane sobie i swojej rodzinie, ale miała to gdzieś. Namiętny pocałunek, jakim ją obdarzy sprawił, że zapomniała o wszystkim. Zapach jej ciała, słodycz płynąca z jej usta coraz bardziej go pochłaniała. Zatracał się, jego mięśnie napinały się pod wpływem podniecenia. Wiedział, że jak się nie opanuje popełni błąd. Błąd, przez który jedno z nich straci życie. Myśl o tym wystarczyła, zdenerwował się i łapiąc za ramiona przygniótł do ściany przerywając tym samym pocałunek. Patrząc w jej czekoladowe oczy, z wielkim trudem odzyskał głos.
-, Co ty wyprawiasz? – Zapytał ciężko oddychając, gdyż serce wciąż biło jak szalone, a pożądanie paliło jego wnętrze.
Zamiast strachu na widok jego reakcji poczuła jeszcze większą chęć posiadania go. Spojrzała na niego kokieteryjnie i zaczęła rozpinać guziki u jego koszuli jednocześnie liżąc czubkiem języka jego szyję, zataczając na niej różne szlaczki. Nikt od bardzo dawna nie podarował mu takiej przyjemności jak ta. Ostatni raz w taki sposób pieściła go kobieta, którą kochał. Tym bardziej pokusa skorzystania była większa, ale nie mógł narażać siebie czy jej. Chciał się odsunąć, ale złapała go za pasek u spodni i przyciągnęła do siebie.
-, Czemu uciekasz skoro też mnie pragniesz? – Zapytała między jednym a drugim muśnięciem na jego klatce piersiowej. – Czy nie chcesz mnie, bo jestem dziwką? – Pytała w czasie mocowania się z paskiem.
Jej delikatne niczym muśnięcie skrzydeł motyla pieszczoty na jego torsie doprowadzały go z każdą sekundą do szału. Jej delikatne dłonie błądzące początkowo po jego plecach, spowodowały gęsią skórę na całym ciele, drżał pod każdym dotykiem, jaki kierowała w jego stronę. Nie chciał pozwolić by posunęli się za daleko, ale zatracony nie potrafił się od niej uwolnić.
- Przestań. - Wysapał ledwo łapiąc oddech. – Popełniasz głupstwo. – Mówił, choć sam chętnie przyjmował jej pocałunki i rozpinał suwak z tyłu jej długiej czerwonej sukni.
Słowa przeczyły temu, co robił, niby chciał ją powstrzymać, ale jednocześnie sam popadał w to coraz głębiej. Jej delikatność a zarazem kokieteria, jaką prowadziła doprowadzała go do szału. Krew szybciej pulsowała mu w żyłach, nagrzewając się do niebezpiecznej temperatury, przyjemne dreszcze przechodzące przez całe ciało uderzały mu do głowy. Coraz mocniej i mocniej. Kiedy opadła jej suknie i poczuł jej gładką jedwabistą, gorącą skórę na swojej klatce piersiowej oszalał? To był ostatni dzwonek, ostatnia szansa by to przerwać. Już chciał to zrobić, ale gdy ujęła w dłoń jego twardego od pożądania penisa, jedyne, co zdołał zrobić to cichutko jęknąć. Wiedząc, że już jest jej, wyszeptała mu do ucha cichu z nutą namiętności w głosie;
- Kochaj mnie…
Te słowa obudziły w nim wszystko to, co pragnął schować na wieki. Zaszumiało mu w głowie, mięśnie jeszcze bardziej się napięły. Jego wargi przyssały się łapczywie do jej ust, a gdy nasycił się słodkością warg, zaczął zsuwać się coraz niżej. Wilgotny język łączony z gorącym oddechem, sprawiał, iż drżała i wiła się jak szalona szczególnie, gdy dotarł do jej nabrzmiałych piersi i zaczął drażnić jej sterczące sutki. Raz zębami raz językiem. Z rozkoszy wbijała mu paznokcie w jego szerokie i silne ramiona. Gdy wyszukał dłonią jej wspaniałego trójkącika, koronkowe majteczki natychmiast podzieliły los ich garderoby. Będąc już całkiem naga czekała na każdy jego ruch z napięciem. Była wręcz pewna, że teraz posiądzie ją jak najszybciej, on tym czasem zsunął się po niżej piersi i delektował się smakiem z jej każdej części ciała. Schodząc coraz niżej i niżej dotarł w końcu tam gdzie pragnął. Klęknął, uniósł jej prawą nogę i zarzucił na jeden ze swoich braków, po czym wtargnął językiem do jej słodkiej komnaty. Piorunujący prąd o miłej aurze przeszedł przez jej całe ciało, wygięła się w łuk bardziej przypierając głową do drzwi i ramionami. Jej ręce zacisnęły się w jego jasnych włosach, biodra mimowolnie wypięły się do przodu, wtedy złapał ją za pośladki by nie mogła mu uciec czując obezwładniająca ją extazę. Napływająca rozkosz, wywoływała coraz bardziej głośne jęki jego partnerki, co jego samego doprowadzało do jeszcze większego podniecenia. Jak tylko poczuł pierwszą kroplę soku zaprzestał działań? Zamroczona spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem, obawiała się, że zostawi ją taką rozgrzaną. Marcos podniósł się do góry, ujął twarz w swoje silne dłonie i pocałował przygniatając całym ciałem do ściany drzwi. Z ochotą odwzajemniła pocałunek, nie chcąc by mu ostygła, złapał znowu jej pośladki i uniósł do góry sadzając na swoich biodrach. Oplotła go szybko nogami, zarzucając ręce na szyję, wtuliła twarz w jego włosy, przylegając całą sobą do niego. Zsunął ją lekko w dół, po czym wszedł w nią jednym zdecydowanym pchnięciem, pamiętając o delikatności. Jęknęła mu cichutko do ucha, zastygła na chwilę. Gdy polizała jego płatek ucha zaczął wolno poruszać się w jej wnętrzu z każdym ruchem przyspieszając tempo. Choć jego pchnięcia były zdecydowane to na tyle delikatne był doznała samej przyjemności. Krople potu spływały po nich, ciała ocierały się jedno o drugie, namiętność płynęła tak silnie, że aż czuć było ją w powietrzu. Z każdą sekundą byli coraz bliżej bram nieba, a gdy tam dotarli świat zawirował w ich głowach. I choć może popełnili błąd, złamali zasady to w tej chwili żadne z nich nie żałowało. Co więcej przełamali w ten sposób mur, który między sobą starali się budować?
*****************
Z rozmowy z Dulce wynikało, że nic dla niego nigdy nie znaczyła, ale kiedy usłyszał o tym, że brunet ją zabije jego serce o mało nie oszalało. Nie wiedział czy żywił do niej jakieś uczucia, chociaż traktował ją tak podle, ale czuł, że coś silnego ich łączy. Poza tym była taka piękna i dobra. O czym przekonał się w ciągu tej doby leżąc w szpitalu. Dlatego gdy przez telefon usłyszał tą straszliwą prawdę, musiał natychmiast spotkać się z nią. Chciał znać szczegóły, by wiedzieć jak bardzo ją skrzywdził i naprawić to. Rozmowa w pokoju uświadomiła mu, że dziewczyna jest naprawdę warta zachodu i jakim był idiotą odrzucając ją wcześniej. Prośba o wybaczenie nie przyniosła teraz skutku. Mimo to nadal chciał walczyć i pokazał, że się zmienił. Tylko jak skoro Hector zmusił go do pozostania w tym jakże brutalnym zawodzie o ile można go było tak nazywać. Zastanawiał się, kim w tym przypadku jest Marisa? Ofiara czy może należy do nich i robi podobne okrutne rzeczy? Nie, ona nie mogła być taka! Odgonił od razu od siebie te myśli. Trzymając się za obolałą klatkę, zszedł na dół by napić się czegoś. W kuchni panował półmrok, szybko poszukał kontaktu i zaraz potem zabłysło światło. Drgnął widząc ją siedząca po ciemku ze spuszczoną głową nad stołem.
- Ekhym.. – Odkaszlnąłby zwróciła na niego uwagę.
Lecz nie zrobiła tego. Wolno podszedł do niej, odsunął sąsiednie krzesło i usiadł obok. Odgarną kosmyki jej włosów do tyłu by dostrzec twarz czerwonowłosej. Drgnęła i szybko spojrzała na niego. Po jej policzkach spływał łzy, odwróciła, więc ponownie ją w drugą stronę chcąc je otrzeć.
- Nie zostaw i tak już je widziałem. – Rzekł zatrzymując ją za nadgarstek.
- Daj mi spokój do jasnej cholery! – Warknęła wyrywając się. – Weź, po co przyszedłeś i wypad! – Krzyknęła wskazując na wyjście.
- Nie póki nie powiesz, czemu jesteś w taki stanie. – Odpowiedział łapiąc głębszy oddech po tym jak poczuł uścisk w sercu.
- Ku*wa! – Krzyknęła podrywając się do góry. – Odczep się, przestań być taki miły, nie udawaj Cuks! Nie musisz grać, uwierz ja przywykłam do tego, że mieszkam wśród bydlaków patrzących na ciebie jak na ścierwo! – Wrzasnęła prosto mu w twarz.
- Dość! – Krzyknął uderzając pięścią w stół. – Choć tu! – Rzekł łapiąc ją tym razem mocno za rękę i przyciągając do siebie.
Gdy tylko upadła tyłkiem na jego kolana, przytulił ją do siebie z całej siły, na jaką było go stać.
- Puść! – Krzyknęła próbując się wyswobodzić.
- Nie ma mowy maleńka do póki nie wyrzucisz tego z siebie. – Odpowiedział zaciskając uścisk.
Może gdyby się w sobie zebrała tak mocno, uciekłaby, ale zbyt dużo emocji i ciężkich uczuć, które ją przygniatały miała w sobie. Odpuściła, więc, wtuliła się i pozwoliła płynąć łzom. Głaskał ją po włosach, kołysząc na kolanach, płakała sama do końca nie znając powodu. Bo to, ze jej życie było bagnem wiedziała od dawna i nie raz z tego powodu roniła łzy. Teraz czuła smutek i gniew z innego powodu. Czując jego zapach, dotyk zrozumiała, nad czym tak rozpacza. On, mężczyzna, który ją zranił, a teraz udawał anioła był powodem takiego stanu. Nie dała mu szansy, gdyż mu nie ufała. Nie wierzyła ani w słowa, ani w amnezję. Za dużo bólu spotkało ją z jego strony i chociaż serce rwało się do niego za każdym razem ona już nie chciała ryzykować. A jednak to robiła. Pozwalała się tulić i pocieszać, nic w tym złego póki nie spojrzała w jego czekoladowe oczy. Hipnotyzujące, takie czułe i spokojne pełne bólu, ale i blasku. Była głupia i naiwna zakochując się w nim, ale stało się, a teraz musiała z tym walczyć. Niestety nie przychodziło jej to z łatwością, wiele kosztowała ją odmowa mu wtedy w pokoju. A jeszcze więcej z obecnej sytuacji, kiedy to wpatrywał się w nią gładząc dłonią jej policzek by otrzeć schnące już łzy. Serce kołatało jej, z szaleństwa i miłości do niego. Usta pragnęły pocałunku, ciało potrzebowało pieszczot. Czuła się jak uzależniona. Wyczuł, że go potrzebuje, pragnie, wysunął głowę do góry i delikatnie musnął jej wargi. Ta delikatna pieszczota wywołała dziwne łaskotanie w żołądku i miły dreszcz przechodzący przez jej plecy. Jeszcze jeden taki numer i odpłynie. Pomyślała. I już chciała wstać, kiedy ostro syknął z bólu. Natychmiast złapał się za miejsce z zaczęła sączyć się krew. Jej wzrok padł na koszulę i brunatną ciecz. Przestraszona zerwała się na równe nogi.
- Chyba … je… jeden ze szwów pęk. – Wysyczał zaciskając szczękę z bólu.
Szybko się opamiętała i wróciła myślami do równowagi. Złapała go pod ramię i kazała wstać. Z ledwością podniósł się i idąc z jej pomocą ruszył ku sypialni.
- Po cholerę jasną wypisywałeś się ze szpitala! – Zapytała wściekła i z lekka przestraszona.
- Może to …. Nie było zbyt mądre, ale musiałem. – Rzekł z ledwością grymasząc się z bólu.
- Wcale nie! – Skwitowała krótko.
- Musiałem … nie chciałem cię stracić moja piękna. – Odpowiedział dysząc coraz mocniej z powodu utraty krwi i sił.
- Przecież i tak straciłeś, więc było tam wrócić. – Rzekła niby obojętnie, choć serce zabiło mocniej po tych słowach.
- Wiem, … ale i tak będę o ciebie walczył. – Powiedział ostatkiem sił nim opadł nieprzytomny na łóżka, do którego właśnie dotarł za jej pomocą.
************
Czemu zgodził się na jej odejście?Dlaczego dziś był taki łagodny? Czemu czuł się dziwnie na myśl o tym, że odejdzie jak tylko poczuje się lepiej, skoro sam jej na to pozwolił? Wściekał się, czuł piekący ból w sercu, wielki ciężar na duszy. Gardło pragnęło krzyczeć ze złości, ale nie mogło ściskane z niewiadomych przyczyn. Miotał się jak wściekły byk. Sam nie wiedział, na kogo bardziej był zły na siebie czy na nią? Zacisnął pięści tak mocno aż kości zbielały, szczęka wręcz bolała go od uścisku, jaki na niej wywołał. Walczył ze sobą i z tym, co wydzierało się siłą z jego serca i duszy. Przez ułamek sekundy chciał pobiec na górę i dowołać się wszystkie słowa, wziąć ją w ramiona i zasmakować jej ust. Anahi tym czasem siedziała skulona w fotelu. Zamiast radości z uzyskanej wolności, czuła smutek. Kiedyś za te słowa oddałaby wszystko. Niestety teraz, kiedy czuła, że on topnieje chciała zostać by dokonać zemsty? A może wcale nie, dlatego? Może sama oszukiwała siebie i swoje serce? Rozum walczył z sercem za każdym razem, gdy pojawiał się na horyzoncie. Jak na razie wygrywało to drugie, ja o tym wiem i wy też? Nawet ona to wie, ale udaje, że jest inaczej. Wmawia sobie, że zemsta za krzywdy jest na piedestale w jej głowie. Jak długo uda się im obojgu oszukiwać siebie? Do czego ich to doprowadzi? Nie wiem. On zaś nie zamierzał mimo to poddać się jej urokowi i uczuciu, jakie chciała z niego wykrzesać. Ona zaś już planowała jak dobrze i skutecznie wykorzystać ten tydzień by nim zawładnąć. Żeby na niego wpadać nie musiała się wysilać od czasu gwałtu, mieszkała z nim pod jednym dachem, mogła go spotkać w każdej chwili i w każdej części domu. Wcześniej udawało mu się jej uniknąć, ale teraz nie zamierzała do tego dopuścić. Stanie się jego cieniem, jeśli będzie trzeba. By jakoś ochłonąć, opanować emocje wzburzone w nim. Nalał sobie mocnego trunku i rozsiadł się wygonie na kanapie w swoim gabinecie. Był pewny, że tego wieczora może liczyć na spokój. Mylił się. Po piątej szklance koniaku, ktoś zapukał do drzwi.
- Nie ma mnie!!! – Warknął nie pytając nawet o powód zakłócania mu relaksu.
Pukanie rozległo się, więc po raz drugi. Milczał. Lecz ktoś nie odpuszczał.
-, Czego ku*wa?! – Zapytał wściekły.
Wtedy drzwi się otworzyły i stanęła w nich ona. Uśmiechnął się cwaniacko, lekko wstawiony.
- Rozsądkiem to ty chyba nie grzeszy, co? – Zapytał z kpiną w głosie. – Więc dam ci dobrą radę nim znowu zapędzisz się za daleko, a ja wpadnę w furię. – Rzekł odstawiając szklankę na stolik, który stał przy sofie. – Wyjdź i unikaj mnie jak ognia dopóki się nie wyniesiesz. – Rzekł wstając na równe nogi i kierując się w jej stronę. Widząc jego stan upojenia od razu powinna brać nogi za pas. Nie zrobiła tego jednak, gdyż niechcący się potknął i wpadł na nią zarzucając rękę na jej szyję. Mechanicznie objęła go w pasie i przestraszonym wzrokiem spojrzała mu w twarz.
- Boisz się, boisz prawda? – Zapytał podtrzymując jej podbródek.
- Skoro wiesz to, po co pytasz? – Rzekła cichutko jak myszka.
- Nie rozumiem cię Any … boisz się mnie, ale łazisz za mną jak cień, dlaczego? – Zapytał przesuwając kciukiem po jej dolnej wardze.
- Mieszkam tu i z przypadku się widujemy. – Odpowiedziała przełykając ślinę ze strachu.
- A teraz, teraz to nie jest przypadek. – Powiedział wpatrując się w błękit jej oczu.
- Przyszłam, bo… bo chciałam pogadać o czymś ważnym. – Powiedziała uważnie dobierając słowa.
- Ciii – rzekł z uśmiechem na twarzy dotykając palcem jej ust. – Nic nie mów, tylko słuchaj. – Powiedział nastawiając ucho i przykładając jej dłoń do swojego serca.
Słuchała, ale sama nie wiedziała, czego. Więc po chwili odważyła się zapytać;
-, Czego mam słuchać Poncho?
Spojrzał znowu w jej oczy, uśmiechnął się i pogładził jej policzek.
- Słuchaj jak głośno bije moje serce, gdy jesteś w pobliżu.
Rozdział 17
Siedząc koło łóżka wpatrywała się w jego bladą, ale spokojną twarz. Za cholerę nie powinna tu być po tym jak ją skrzywdził, ale teraz zbytnio targana wyrzutami sumienia nie potrafiła go zostawić. Cierpiał z bólu, potrzebował opieki i wsparcia, jej serce nie pozwalało go za nic w świecie zostawić. Gdyby, choć trochę przypominała Poncha zamiast mięknącego serducha miałby twardą dupę i każdemu potrafiłaby się przeciwstawić. Może taka właśnie powinna się stać? Zimna, bezuczuciowa, bez grama litości dla innych, ale nie potrafiła po mimo, ze płynęła w niej ta sama krew. Serce, zguba każdej kobiety, szczególnie zakochanej. Wracając do rannego, do szpitala nie wrócił gdyż sam się na to nie zgodził. Lekarz nie mając wyboru, założył mu nowe szwy i kazał leżeć w łóżku. Teraz spał, bo lekach usypiających, a ona czuwała w razie gdyby jej potrzebował. Była zagubiona, sama nie wiedziała, co ma myśleć. Były chwile, kiedy wierzyła w tą jego utratę pamięci i chciała też wierzyć w przemianę. Wręcz pragnęła wtedy dać mu kolejną szansę. Bywały jednak też chwile zwątpienia, wtedy była pewna, że tylko udawał, iż nie pamięta o niczym. Nie ufała mi i już raczej nie zaufa, dlatego postanowiła o nim zapomnieć. Teraz mu pomoże, ale kiedy stanie na nogi zostawi go jak dawniej. Damian, może nie był wymarzonym księciem, ale przy nim czuła się bezpiecznie i jak kobieta, a nie ścierwo. Wiedziała, że mężczyzna ma ochotę na coś więcej niż tylko przyjaźń, ale nie odważy się jej tego powiedzieć. Tak, więc postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Chciała jak najszybciej związać się z kimś nowym by zapomnieć o Uckerze.
*************
To nie miało tak wyglądać! Mieli sobie zaufać i wyciągnąć informacje od siebie nie angażując się przy tym. Tym czasem stało się inaczej. Uczucia, namiętność wzięły górę nad resztą. Powinny pojawić się wyrzuty sumienia, albo wściekłość na zaistniałą sytuację, ale nic takiego się nie stało. Leżeli swobodnie na wielkim łożu, ona wtulona w jego umięśnione ramiona wsłuchiwała się w bicie jego serca. Blondyn wpatrzony w jej twarzyczkę głaskał jej delikatne włosy. Kiedy uprawiali seks był namiętny, czasem brutalny, ale i czuły? Dlatego teraz czuła się bezpiecznie, ufał mu. On też jej zaufał, była zbyt delikatna, ponętna, seksowna w czasie seksu wychodziła z niej nawet kocica. Ale mimo wszystko drzemał w niej anioł. Kilka pocałunków, pieszczot wystarczyłoby tych dwoje się do siebie przekonało, ale czy czasem błędnie nie oceniając sytuacji? A może właśnie w ten sposób rodzi się między nimi wielka miłość. Tak wielka, że nawet czyjaś śmierć nie będzie potrafiła ich rozdzielić? Albo i zdarzy się tak, że miłość, która się narodzi szybko zgaśnie na wieść o tak podłym czynie, którego dopuściło się jedno z nich. Tak czy owak teraz cieszyli się z tego, że są razem nawet gdyby miało to trwać chwilę. Plany jednak pozostawały planami i żadne nie zamierzało z nich rezygnować gdyż były bardzo ważne i znaczące w ich dalszym życiu. Oboje byli pewni, że teraz dużo łatwiej będzie się im dowiedzieć o życiu tego drugiego. Przerywając ciszę odezwała się pierwsza, to była wspaniała okazja do tego by go przesłuchać.
-, Dlaczego każdy z was boi się uczuć, czemu jesteście tacy? – Zapytała starając się dobrze dobierać słowa.
Westchnął tak głośno jak by mówienie o tym przynosiło mu ogromny ból. I pewnie tak było, ale opowiadając o tym starał się nie okazywać emocji.
- Każdy z nas ma inne powody, ale wszystkie one zaczęły się od naszego ojca. – Odpowiedział tak szybko jakby chciał wypluć jakąś truciznę z ust.
-, Jakie są twoje powody tkwienia w tym i uciekania przed uczuciami? – Zapytała unosząc się na łokciu i spoglądając w jego oczy.
- Ojciec wychował nas rygorystycznie, nawet nie wiesz jak bardzo. Wpajano nam od małego zasady, które nawet, jeśli nie są prawdziwe i moralne my musieliśmy przestrzegać. Za nieposłuszeństwo bardzo srogo nas karał. Złożyliśmy też przysięgę i musimy jej dotrzymać, jeśli ja lub Poncho ją złamiemy ten drugi ma prawo zabić grzesznika.
- Przecież to chore! – Krzyknęła oburzona podciągając się do góry. – Czemu nadal siedzicie w tym, przecież on nie żyje?!
- Jesteśmy honorowi, dla nas honor i duma to coś bardzo ważnego i cennego. Ojciec zawsze mówił, że w świecie zła przeżyje tylko ten, co sam jest zły. Robił wszystko byśmy tacy się stali i oto skutki.
- Marcos mówisz mi to wszystko, ale ja patrzę na ciebie i wcale nie czuję byś taki był. Może w domu przy wszystkich jesteś zimny i groźny, ale tu…
- Dziś dałem się ponieść emocjom i nie powiem, że żałuję, bo bym skłamał, ale oboje dobrze wiem, że lekko nie będzie. I nie uważaj mnie za kogoś dobrego tylko, dlatego, że różnię się od Hectora, uwierz ja też mam grzeszki na sumieniu. Gdybyś je znała już dawno uciekłabyś z moich objęć.
Ostatnie słowa dały jej do myślenia, chciała jeszcze zapytać, czemu tak bardzo nienawidzą kobiet i postępują wobec nich okrutnie, ale widać ta rozmowa przestała podobać się blondynowi, bo wstał z łóżka.
- Idę pod prysznic. – Rzucił krótko unikając jej wzroku.
Zmęczona wtuliła się w poduszkę i poszła spać nie czekając nawet na jego powrót.
*****************
Ponoć słowa wypowiadane po pijanemu są prawdziwe. Tym bardziej, że samo bicie serca to potwierdzało. Nie miała się jednak, z czego cieszyć wiedząc, że następnego dnia brunet wyprze się tej chwilowej słabości. Spojrzała jedynie w jego oczy próbując wyczytać to, czego najbardziej się obawiała, czy ma zamiar ponownie zrobić jej krzywdę”. Miłe słowa nie oznaczały, że nad sobą zapanuje, ostatnim razem będąc pijany dopuścił się niegodziwego czynu. Czemu teraz miałoby być inaczej? By jednak do tego nie doszło szybko cofnęła rękę.
-, Choć zaprowadzę cię do pokoju, jesteś pij… to znaczy potrzebujesz snu. – Rzekła cicho spuszczając głowę by jego oczy wreszcie przestały ją hipnotyzować.
- Jesteś pewna, że chcesz iść do mojej sypialni? – Zapytał unosząc znacząco do góry brew.
Wciąż stał uwieszony na jej szyi, nawet gdyby próbowała uciec nie udałoby się to jej. Jednak na zadane pytanie serce znowu przyspieszyło a w żołądku poczuła bolesny skurcz. Ciało ponownie zaczęło drżeć. Wyczuł to. Wtulił twarz w jej miękkie włosy, wziął głęboki wdech chcąc poczuć jej zapach. Przełknęła ślinę i zacisnęła oczy modląc się o uwolnienie. Wtedy usłyszała jego cichy, a zarazem seksowny głos.
- Skrzywdziłem cię, ale to był pierwszy i ostatni raz.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego z niedowierzaniem w oczach. Czy mogła mu wierzyć, czy w ogóle powinna? Zastanawiała się. Może mówił tak tylko by ją zmylić. Miała totalny mętlik w głowie, serce pragnęłoby okazało się to prawdą. Rozum zaś mówił, że to tylko kolejna gra z jego strony. Uświadomiona, że już zawsze będzie go podejrzewała o zło, zrozumiała, że jej odejście będzie najlepszym, co zrobi. Wcześniejsze wahania poszły w nie pamięć teraz decyzja, którą podjęła była ostateczna. Za siedem dni odejdzie z tego domu, zapomni o nim i koszmarze, jaki zdążyła tu przeżyć. Wróci do rodziny i postara się na nowo ułożyć sobie życie. Nie będzie to łatwe, ale wiedziała jak silna jest i była pewna, że się jej uda.
- Nie cofniesz czasu i nawet dając mi wolność nie sprawisz, że zapomnę o tym, co zrobiłeś. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Ale masz rację, odejście będzie najlepszą rzeczą, jaką zrobię dla siebie i nawet dla ciebie. – Rzekła otwierając drzwi. – A teraz, choć, musisz się przespać.
Niestety zamiast jej posłuchać, zrobił całkiem coś odwrotnego. Puścił ją.
- Idź sama, ja się jeszcze napiję. – Powiedział to takim tonem, że sprzeciwienie się nie miało sensu gdyż mogłoby się to dla niej skończyć.
Odwróciła się, więc i opuściła gabinet zamykając za sobą starannie drzwi. Alfonso zamiast wrócić na kanapę, wziął do ręki szklankę chcąc ją napełnić, ale złość i smutek, który go ogarnął po jej słowach sprawił, że z całej siły cisnął szkłem o ścianę.
- Ogarnij się Herrera!!! – Krzyknął na głos jak by to miało pomóc mu w zachowaniu obezwładniającego go uczucia do dziewczyny.
************
Chcąc wzbudzić jeszcze większą wściekłość w swoich przeciwnikach postanowił zmienić taktykę. Doskonale znał Poncha i wiedział ja facet jest niebezpieczny, ale i rozsądny. Zapraszając go na przyjęcie ryzykował utratę życia, ale wiedząc, iż brunet ma rozum uznał to za najlepsze posunięcie. Gdy Hector zawita na jego przyjęciu będzie mógł pokazać mu jak silny stał się i on. A jednocześnie zachowa życie, gdyż żadem mafiozo nie jest głupcem i na oczach glin nie będzie wymierzał sprawiedliwości. Był to jednak dobry powód by przeciwnicy mogli obeznać się w sytuacji. I on zamierzał dać i sobie taką szansę i wrogowi. Poza tym bardzo zależało mu na zbliżeniu się do blondynki, a tylko w taki sposób była szansa, że ją pozna. Zadowolony z siebie zakleił kopertę i podał jednemu ze swoich ludzi.
- Dostarcz to jutro do nich. – Rozkazał.
Barczysty szatyn wziął, co trzeba i wyszedł. Tym czasem Vincent zapalił cygaro i spojrzał na monitor komputera, na którego pulpicie widniała fotografia blondynki.
- Nie długo będziesz moja piękna. – Rzekł do siebie i zaśmiał się w głos.
*************
Patrząc na fotografię sióstr z całej siły zaciskał szczękę, która mocno chodziła mu z nerwów. Po części wiedział, kto stoi za morderstwem jednej z nich. Herrera! Oni wymordowali jego rodzinę, rozpieprzyli całe szczęście, w jakim się wychowywał. Matka z ojcem zmarli na miejscu. Siostry zostały uprowadzone, na szczęście odnalazł je dwa miesiące później w domu dziecka. Był pewny, że chociaż siostry ocaleją po tym jak trafiły do domu dziecka, ale mylił się. Karen po ukończeniu osiemnastu lat wpadła w ich sidła zapłaciła za to życiem. Teraz w ich rękach była Lena, jego najsłodsza malutka siostrzyczka siedziała w puszczy lwa. Z informacji, które posiadał wiedział, że też przechodzi tam piekło. Niestety na razie nie mógł jej wyrwać z ich szponów gdyż byli zbyt silni. Nawet nie wiedział jak wygląda, bo ostatni raz widział ją jak miała 3 latka. Był wtedy zbyt młody i słaby by zabrać je stamtąd i ochronić. Z tego właśnie powodu dołączył do Guzmanów. Oni byli największymi wrogami tych, których chciał dopaść. Oni też posiadali siłę, która mu w tym pomoże. Niestety Vincent nie mógł wiedzieć, że służy mu tylko dla własnych korzyści.
- Basti! – Usłyszał głos Davida. – Szef cię woła. – Powiedział, po czym zniknął w drzwiach domu.
Wstał, schował do kieszeni dżinsów zdjęcie i ruszył w kierunku willi zatrzaskując samochód.
***********
David najmłodszy z grupy Massima. Ten, kto wiele lat temu zwątpił, że zrobi z niego twardziela popełnił błąd. Jest młody, cichy i wydaje się być nie groźny, ale to jest mylne wrażenie. Ci, którzy staną mu na drodze zginął z jego ręki a on nawet nie mrugnie okiem. Zabrano mu nie tylko dzieciństwo, ale też kogoś, kto był jego ostoją. Dzięki niemu czuł się akceptowany, silny i kochany. Gdyby nie brat, który nie raz nastawił za niego głowę jego los byłby marny. Stracił go jednak i teraz pragnął jedynie zemsty na tym, który się do tego przyczynił. Dzięki Massimo jego zemsta była do spełnienia. Miał jednak zbyt mało informacji by zacząć działaś. Do tej pory mieszkali gdzie indziej, a on nie był zbytnio dopuszczany do wszystkich spraw, które prowadził Guzman. Powrót we własne strony dawały mu szansę na rozwinięcie informacji. Gdy już je zdobędzie pomści wszystko to, co spotkało go ze strony Felixa Herrery.
*************
Trzy dni później
Tyle czasu ślęczała przy jego łóżku. Zabawiał go rozmowami, grali w karty lub w monopol byle by tylko czas jakoś upłyną im oboje w czasie jego rekonwalescencji. Nie chciała poruszać jakiś drażliwych tematów, a tym bardziej unikała rozmów o ich dawnym związku. Dla niej ten rozdział był już zamknięty. On chyba też to wyczuł, bo nawet ani razu nie wspomniał o niczym, co mogłoby ją wkurzyć lub przestraszyć. Te trzy doby, choć pokazały jej nową twarz Chrisa to i tak nie zamierzała dawać mu szansy. Dla niej potwór zawsze będzie potworem. Owszem bardzo ciężko było mu się oprzeć jego czekoladowe oczy wręcz ją hipnotyzowały, zniewalający uśmiech poruszał jej serce. Jakakolwiek bliskość przyprawiał ją o zawrót głowy i szybsze bicie serca. Starała się nad tym panować, ale na marne. Robiła jednak wszystko by nie zauważył. Czwartego dnia jak zawsze z rana wkroczyła do jego sypialni ze śniadaniem w dłoniach. Nie zastała go tam jednak. Wściekła i zarazem zmartwiona postawiła tacę z posiłkiem i wyszła z pokoju w poszukiwaniu chorego. Nagle wyszedł z gabinetu bruneta, jego mina mówiła o tym, iż nie był zadowolony. Wyglądał na bardzo wściekłego, sama nie wiedziała czy ma do niego podejść z obawy przed reakcją. Zastanowiła się chwilę i postanowiła cofnąć na górę. Dostrzegł ją jednak.
- Dzień dobry. – Usłyszała za sobą stawiając nogę na pierwszym stopniu.
Jej serce na chwilę zamarło, a potem zaczęło bić jak szalone. Ton jego głosy był spokojny i opanowany do tego słodki. Tak słodki, że poczuła miłe dreszcze przechodzące przez jej ciało. Skoro samym głosem potrafił sprawić na niej takie wrażenie to jak nie drżeć, gdy się do niej zbliża. Odwróciła się i słodko uśmiechnęła odpowiadając powitaniem.
-, Dlaczego wstałeś? – Zapytała z lekkim wyrzutem w głosie.
Była pewna, że zrobił to, bo Poncho kazał, ale się myliła. Gdyż szatyn uśmiechnął się do niej.
- Znudziło mi się leżenie. – Odparł wzruszając ramionami. – Poza tym jest zbyt piękna pogoda by gnić w łóżku. – Dodał opierając się o poręcz schodów i wpatrując się w jej oczy.
Zdziwiona jego wesołością oraz słowami spojrzała na niego nieufnie.
- Chcesz mnie wkurzyć? – Zapytała myśląc, że próbuje ją sprawdzić.
- Ależ skąd, chcę tylko wykorzystać ten dzień w towarzystwie pięknej kobiety. – Odparł biorąc jej dłoń w swoją rękę.
- Tyś chyba oszalał! – Krzyknęła wyrywając dłoń. – Po pierwsze miałeś leżeć by znowu nie doszło do tego, co ostatnio. Po drugie nie mam ochoty na wycieczki, tym bardziej z Tobą, a po trzecie szef by się nie zgodził. – Wyjaśniła posyłając mu piorunujące spojrzenie.
- Laleczką z porcelany nie jestem i nic mi się nie stanie jak podniosę dupę wcześniej z wyra niż mi kazano. A co do wycieczki to niestety nie masz wyjścia jak tylko jechać ze mną gdyż sam Poncho dał nam zadanie specjalne. – Odpowiedział posyłając jej jeden z tych słodkich a zarazem triumfujących uśmiechów.
Fakt okłamał ją, ale dla odrobiny czasu sam na sam musiał zaryzykować. Przez okres, kiedy się nim opiekowała czuł, że jej serce topnieje. Twardo starała się to ukryć, ale nie udało się. On jednak udawał, że nic nie widzi. Także z każdym dniem był coraz bardziej nią zachwycony. Uroda to jedno, ale jej wnętrze biło na głowę nie jedną urodziwą kobietę. Jak nie spróbować takiej kobiecie skraść serca, co prawda tego nie musiał robić, bo wiedział już, że kocha go od dawna? Jednak zawalił, więc teraz musiał to nadrobić. Chciał też by dziewczyna, choć na chwilę wyrwała się z tego piekła. On sam się tu dusił od czasu, kiedy dowiedział się, czym się zajmują i bardziej poznał swojego kumpla, którego uważał za tak samego spokojnego człowieka jak on. Niestety dla niej musiał zostać, chronić ją a także sprawić by mu wybaczyła. Źle było kłamać, ale skoro kłamstwo było w dobrej wierze to, czemu nie. Wściekła i zaskoczona ruszyła na górę.
- Hej, a ty, dokąd? – Zapytał widząc jak wbiega schodek po schodku.
- Idę się przebrać, chyba w dresach nie pojadę nie sądzisz? – Zapytała lekko naburmuszona.
- Dla mnie możesz i nago. – Wyrwało mi się.
- Chciałbyś degeneracie! – Fuknęła i znikła w drzwiach swojej sypialni.
- Uckermann trzymaj jęzor na wodzy, bo inaczej zamiast ją odzyskać bardziej się pogrążysz. – Skarcił sam siebie.
Po czym uśmiechnął się pod nosem i ruszył do auta by tam zaczekać na swoją piękność. Kiedy zeszła oniemiał? Jeśli chciałby mu zabrakło tchu z wrażenia to udało jej się to doskonale. Żółta obcisła sukienka bez ramiączek.Trzymając się jedynie na jędrnych piersiach opinała jej doskonałe ciało. Ze względu, że była dość krótka ukazywała piękne, zgrabne i ślicznie opalone nogi. Które dzięki butom na dość wysokim obcasie wydłużały je? Rozpuszczone i lekko pofalowane włosy opadały na smukłe ramiona. Delikatny makijaż rozświetlał jej twarz i choć wyglądała na smutną to i tak dodawał jej blasku. W tej chwili pragnął zatonąć w jej ramionach na zawsze. Opamiętał się jednak przed jakimś głupim wybrykiem. Jak tylko podeszła do samochodu otworzył jej drzwi by mogła wsiąść? Zapach jej perfum sprawił, że pożądanie wzrosło. Przełkną ślinę i poprawił krawat mając wrażenie, że go uwiera. By opanować umysł i ciało, wziął kilka głębokich oddechów i dopiero wtedy wsiadł do auta.
- Rany jak ty się guzdrzesz! – Burknęła zakładając ręce na piersi z miną obrażonej księżniczki.
- Wybacz słońce mnie oślepiło. – Skłamał.
- Jasne, a mi rybka z akwarium uciekła! – Zadrwiła z jego głupiej wymówki.
Puścił mimo uszu jej ton i zachowanie. Uśmiechnął się tylko i bez słowa ruszył.
************
Od chwili, kiedy wylądowali w łóżku ich stosunki zaczęły iść coraz dalej. Spędzali miło czas na rozmowach, pływaniu, zwiedzaniu. Każdego dnia odkrywali siebie po kawałku. Nie do końca wciąż byli szczerzy ze sobą. Opowiadali o sobie tylko tyle ile sami uważali za słuszne. Były rzeczy, które za bardzo bolały by o nich mówić. I tylko te ukryli przed sobą. Uczuci, które nimi zawładnęło z dnia na dzień rosło coraz bardziej. Mieli też czas na to by przygotować się na najgorsze. Powrót do domu oznaczał kłopoty. Poncho wiedząc, że jego brat związał się z Leną na pewno nie będzie zadowolony gdyż nadal uważa dziewczynę za szpiega. Blondyn zaś, choć wcześniej miał, co do tego wątpliwości teraz był pewny, iż kobieta jest czysta. Ale to nie był jedyny powód, dla którego związek Willa nie spodoba się Alfonso. Do tej pory zarabiali na dziewczynie fortunę, teraz będąc kobietą Marcosa nie będzie mogła pracować. Jedyne usługi, jakie będzie świadczyła będą dotyczyły tylko blondyna. William był jednak gotów ponieść każdą konsekwencję byle by tylko zatrzymać ją przy sobie. A ona? Czy jej uczucia były tak samo silne? Chciała zemsty za siostrę, pragnęła tego od chwili, kiedy dowiedziała się o tym, że Karen wpadła w ręce nie odpowiednich ludzi i została zabita. Była tak bardzo tym wstrząśnięta, że przysięgła zapłacić każdą cenę, aby tylko dorwać tych, którzy to zrobili. Nie zważając na nic zatrudniła się u Herrery. Od życzliwych ludzi wiedziała, że pakuje się w bagno, ale nie sądziła, że aż takie. Niestety przekroczenie bramy ich rezydencji oznaczało początek zemsty a także jej piekła. To, co tu przeżyła jeszcze bardziej wzmogło jej nienawiść. Pojawienie się Marcosa w jej życiu namieszało jej w głowie, szczególnie w ostatnich dniach. Wciąż nie chciała odstąpić od swoich planów, ale nie chciała też stracić jego. Bo chcąc nie chcąc zaufała mu i pokochała mimo krótkiego czasu, jaki ze sobą spędzili. Nie była pewna czy on odwzajemnia ów uczucie, ale czuła, że w jakimś stopniu jest dla niego ważna. Teraz musiała się tylko zastanowić czy jest wyjście na tyle dobre by ich związek nie ucierpiał przez jej zemstę? Doskonale wiedziała, że nie. Tak, więc gdy nadejdzie sąd ostateczny będzie musiała wybrać mężczyzna jej życia czy pomszczenie siostry?
**************
Jej wisielczy humor spowodowany jego obecnością troszkę popsuł mu plany. Miał zamiar zabrać ją nad piękny wodospad by tam spokojnie z nią porozmawiać oraz się odprężyć. Niestety jej groźne nastawienie uniemożliwiło mu to. Dlatego też jego plany na dzisiejszy dzień musiały diametralnie się zmienić. Nie żeby miał coś, przeciwko, ale tam gdzie obecnie ją zabierał raczej sami nie będą. To był jednak jedyny sposób by czerwono włosa wyładowała się jakoś fizycznie. Poza tym marzyła o tym by nauczyć się salsy i samby tak, więc randka, jako nauka tańca w ich przypadku było jak dar od Boga. Pytanie tylko czy aby na pewno dziewczynie takie coś się spodoba. Bo co innego jest marzyć, a co innego tego doświadczyć i to wtedy, gdy się nie jest na to gotowym. Cuks bez względu na zakończenie już cieszył się na myśl o tych kilku godzinach w jej towarzystwie. Kiedy podjechał pod klub tańca spojrzała na niego tak zimnym wzrokiem, że gdyby było można to by już go zamroziła? Udał jednak, że tego nie widzi, wysiadł i otworzył przed nią drzwi.
-, Co tu robimy? – Zapytała z wyrzutem.
- Idziemy potańczyć. – Odparł ze spokojem w głosie.
- Że co?! - Krzyknęła wybałuszając oczy.
- Oj przestań gadać tylko, choć! – Rzekł łapiąc ją za rękę.
Nim się zorientowała i zdążyła go trzasnąć torebką po głowie znaleźli się już w środku. Na widok przystojnego Hiszpana zapanowała nad sobą i posłusznie stanęła obok czekoladowo okiego.
- Dzień dobry, czym mogę służyć? – Zapytał przystojniak podchodząc do nich.
- Ja i moja dziew… to znaczy koleżanka pragniemy nauczyć się salsy i samby. – Odpowiedział Chris uprzejmie.
-, Czyli chcąc państwo zapisać się na nasze zajęcia? – Zapytał Armando.
- Nie! – Krzyknęła Marisa.
- Tak. – Odpowiedział Luca szczerząc się do niej. – Proszę nie słuchać mojej znajomej gdyż ona dziś ma zły nastrój i uważa, że to strata czasu, choć tak naprawdę o tym marzy. – Odpowiedział patrząc tym razem cały czas na nauczyciela tańca.
- W takim razie proszę za mną do recepcji tam wpłacą państwo czesne i wybiorą sobie terminy, w których będą przychodzić. Potem pokaże gdzie jest szatnia. – Powiedział Hiszpan.
- Masz trzy sekundy na to byśmy stąd wyszli inaczej pozbawię cię możliwości posiadania dzieci. – Wysyczała mu wprost do ucha, kiedy szli za nauczycielem.
- Ślicznie ci z tą złością na twarzy. – Szepnął jej w ucho i posłał jeden z tych swoich słodkich uśmiechów.
Skapitulowała czując jego ciepły oddech na swojej szyi. Ciarki, które przeszły jej po plecach odebrały jej mowę pod wpływem podniecenia, jakie poczuła. Fakt jego pomysł bardzo się jej podobał, ale nie chciała tego okazać by nie dać mu możliwości triumfowania, że znowu jest górą. Jak tylko formalności zostały załatwione ruszyli do szatni? Zadowolona, że nie posiadają strojów na taką okazję usiadła na ławce i z cwaniackim uśmiechem rzekła;
- I co pajacyku, będziemy tańczyć nago?
- Ależ skąd księżniczko, zatańczymy w tym, w czym jesteśmy. – Odparł siadając obok niej.
Miała ochotę wrzeszczeć wniebogłosy, ten jego spokój i opanowanie doprowadzało ją do szału. Co prawda powinna się cieszyć, że przestał być agresywny i w ogóle taki jak wcześniej? Ale takie zachowanie z jego strony jeszcze bardziej przyciągało ją do niego i sumienie gryzło ją coraz to bardziej. Stąd tyle złości w niej było. Zamyślona nie zauważyła jak wziął ją za rękę dopiero, kiedy poderwał ją do góry ocknęła się.
- Lekcja tańca zaczęta.- Rzekł ciągnąc ją w stronę sali gdzie grała już odpowiednia muzyka.
Czy niespodzianka Chrisa pomoże mu w przekonaniu do siebie Dul ?
Jak długo jeszcze Poncho będzie walczył ze swoimi uczuciami ?
Czy Williamowi i Lenie uda się razem wrócić do domu ? |
|
Powrót do góry |
|
|
CamilaDarien Wstawiony
Dołączył: 15 Lut 2011 Posty: 4094 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:31:18 23-06-12 Temat postu: |
|
|
Czekam na next
Ostatnio zmieniony przez CamilaDarien dnia 17:45:54 23-06-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
VANESSA* Idol
Dołączył: 26 Kwi 2007 Posty: 1013 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:32:13 09-10-12 Temat postu: |
|
|
i ja |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:27:19 09-10-12 Temat postu: |
|
|
Rozdział 18
Z triumfującym uśmiechem na twarzy wsiadła do samochodu swojego partnera od tańca. Jego mina nie była tak samo zadowolona jak jej gdyż cholernie bolały go stopy i wszystkie inne mięśnie. No, ale skoro sam zaciągnął ja na ten kurs tańca nie mógł mieć teraz do nikogo pretensji oto, że czuł się jakby przejechał po nim walec. Nim wszedł do środka auta zmusił się do uśmiechu. Dulce jednak wiedziała, że Chris wcale nie czuje się cudnie po tym jak deptała mu po nogach swoimi dziesięciocentymetrowymi szpilkami. To była jej zemsta za to, że perfidnie ją oszukał oraz za wcześniejsze jego grzeszki. Początkowo miała opory czy powinna dać mu taką właśnie nauczkę, ale skoro był na tyle silny by wstać z łóżka mimo zakazów lekarza to, czemu nie. Nie bał się o pęknięcie szwów, więc czemu miałby sobie darować podeptanie jego stóp. Była pewna, że teraz mężczyźnie odechce się pajacowania oraz dalszych lekcji. Niestety myliła się. Odczytał jej zamiary zniechęcenia go do siebie i tym bardziej postanowił nadal walczyć o jej względy. I zamiast prosto do domu zabrał ją na obiad, a potem na spacer po ulicach Meksyku. Nogi bolały go strasznie miał wrażenie, że mu spuchły. Ale ani razu nie dał po sobie poznać jak bardzo cierpi. Marisa jednak miała dość już tej całej zabawy i kiedy zaproponował jej kolację w restauracji, którą właśnie mijali przystanęła. Odwróciła się do niego i stojąc twarzą w twarz.
- Dość! – Krzyknęła prawie na całe gardło. – Wygrałeś, jeśli chciałeś mnie zamęczyć na śmierć prawie ci się to udało! – Rzekła oburzona. – Jestem tak padnięta, że sama nie wiem jak się nazywam, więc błagam cię zlituj się nade mną i wróćmy już do domu. – Powiedziała składając obie dłonie jak do modlitwy.
Uśmiechną się chytrze, wziął głęboki oddech, po czym spokojnie rzekł;
- Na dzisiejszy dzień miałem inne plany, ale twój wisielczy humor je zmienił. Mieliśmy posiedzieć przy wodospadzie, cieszyć się ciszą, śpiewem ptaków oraz szumu wody. Chęć rozszarpania mnie na strzępy z twojej strony sprawiła, że zabrałem cię na tańce byś opanowała swoją wrogość, a skoro nie pomogło dopiąłem do tego całą resztę. Widać opłaciło się. – Powiedział na koniec teraz on triumfując.
- Ty arogancji, podły pajacu! – Krzyknęła rzucając się na niego z pięściami. – Sadziłeś, że zamęczenie mnie na śmierć odwlecze twój zgon?! – Zapytał okładając go torebką, kiedy łagodnie odtrącił jej małe piąstki. - O nie kochaniutki! Teraz tym bardziej pragnę zedrzeć z ciebie skórę! – Krzyknęła chcąc złapać go za szyję by udusić na miejscu.
Miał sekundę na zastanowienie się, co zrobić. Uciekać? Bronić się? Czy postarać się ją powstrzymać? Ostatnia opcja wydała się najsłuszniejsza aczkolwiek dość ryzykowna. Nim jej dłonie dotknęły jego gardła złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie wpijając się w usta. Zapanowała cisza i spokój, a wściekłość, która w niej panowała natychmiast się ulotniła jak cały świat, który przez chwilę zawirował w jej głowie.
************
Jeszcze cztery dni i blondynka na zawsze zniknie z jego życia. Powinien się cieszyć, ale jakoś nie potrafił. Starał się nie myśleć o niej tylko skupić na obowiązkach tyle, że to też nie bardzo mu szło. Wściekał się przez to cholernie, co odbijało się na wszystkich dookoła. Od niej jednak trzymał się z dala od scenki w gabinecie. Jej bliskość sprawiał, że topniał odkrył to właśnie tamtego dnia. Słowa, które padły z jego ust były prawdziwe, ale nie miały ujrzeć światła dziennego. A tym bardziej Anahi nie powinna ich słyszeć. Zawalił! I dlatego starała się to naprawić unikając jej pokoju jak ognia. A i ona chyba nie miała ochoty na spotkanie, bo ani razu na siebie nie wpadli przez te 72 godziny. Dziś jednak nie miał wyjścia i musiał ponownie mieć ją u swojego boku na przyjęciu u Guzmana. Kiedy dostał zaproszenie gotowy był rozerwać na strzępy każdego, kto był w pobliżu? Nawet teraz spoglądając na kopertę dostawał białej gorączki. Najchętniej wszedłby tam i strzelił temu idiocie między oczy. Tylko honor tak naprawdę go od tego powstrzymywał. W mafii panowały zasady. I czy chciał czy nie musiał je przestrzegać. Tym bardziej, jeśli ustanowił je ktoś taki jak jego ojciec. Nie miało znaczenia, że nie żył. Dostając zaproszenie trzeba je przyjąć w tym czasie ani jeden ani drugi nie może tknąć rywala ani jego ludzi. Mogą obeznać się w teranie i sile przeciwnika, ale wszelaka walka jest zabroniona. Wiedział, że Massimo to szuja i może się posunąć do takiej zagrywki. I tak naprawdę nie martwiło go spotkanie z wrogiem, lecz widok jego gęby od razu sprawiał, że brunetowi zbierało się na wymioty. A gdy czegoś tak bardzo nienawidził od razu chciał zgładzić. Tym razem będzie musiał się powstrzymać i to go doprowadzało do wściekłości. W południe, kiedy jeden z jego ludzi zaniósł jej suknię i kazał się jej przygotować na dzisiejszy wieczór tylko czekał aż wpadnie z pretensjami. Sądził, że kategorycznie odmówi, ale nic takiego się nie stało. Na dół nie zeszła aż do wieczora. Punk 20.00 Stanęła na schodach gotowa na przyjęcie. Stał tyłem zniecierpliwiony czekaniem, ale gdy usłyszał jej ciepły spokojny głos.
- Jestem gotowa.
Odwrócił się natychmiast i zaniemówił. Doskonale wiedział, że w sukience, którą jej wybrał będzie wyglądała jak należy. Ale to, co zobaczył przyszły jego najśmielsze oczekiwania. Odsłonięte ramiona i nogi przyciągały uwagę aż nadto. Jej opalona skóra lśniła nie powtarzalnym blaskiem. Włosy spięta do góry ukazywały smukłą szyję i cudowne rysy twarzy. Usta pomalowane na wściekłą czerwień same prosiły o zapoznanie się z ich smakiem. Smakiem, który znał i którego w tej chwili pożądał jak nic. Jej jędrne piersi opięte w suknię wydawała się większe niż w istocie. Wzbudziła w nim taki ogień, że miał ochotę rzucić wszystko i porwać ją w swoje ramiona. Zapanowanie przyszło mu z trudem, kiedy serce biło jak szalone, w gardle panowała Sahara, w żołądku panował dziwny chaos zamiast mdłości pojawiło się łaskotanie. Jego nogi odmówiły posłuszeństwa gdyż drżały jak cała reszta jego ciała. Nie rozumiał na jotę, co się z nim dzieje, ale wiedział, że nic normalnego. Jasna cholera Hector weź się w garść! Powtarzał sobie w myślach chcąc podejść bliżej schodów. Na nic były jego słowa gdyż ciało jak i serce odmówiły posłuszeństwa. Klął pod nosem tak cicho, że tylko on słyszał. Ale wyraz jego twarzy powiedział jej zbyt dużo. Mimo to udała, że nic się nie stało. Spokojnie zeszła na dół, stanęła naprzeciw niego. Pochyliła się lekko i chcąc całkiem go pogrążyć szepnęła;
- Idziemy czy wrosłeś w ten parkiet?
Wiedziała, że nie powinna z nim igrać. Ale pokusa była tym razem silniejsza wiedząc, że praktycznie padł przed nią na kolana. To też dodało jej odwagi. Jej szept oraz zapach jej perfum omamił go całkowicie, bez słowa podał jej ramię i poprowadził na zewnątrz. Po raz pierwszy w swoim życiu otworzył drzwi przed kobietą nie tylko od domu, ale też od auta. Wsiadła i w podziękowaniu posłała mu słodki uśmiech. Chwilę potem siedział już za kierownicą.
*************
Każdy dzień coraz bardziej uzmysławiał im o silnym uczuciu, które ich połączyło. Za dwa dni muszą wrócić z tej okazji William przygotował dla niej niespodziankę. Wynajął dość spory kawałek plaży na ten wieczór. Służba, którą zatrudnił przygotowała dla nich kolację. Naokoło stolika stały pochodnie dodające blasku. Kilka metrów dalej leżał piękny satynowy materiał posypany płatkami róż. Wokoło niego blask dawały świece. Była zaskoczona, nie sądziła, że jej mężczyzna potrafi być takim romantykiem. Tak naprawdę nim nie był, ale ona wyzwalał w nim coś, co sprawiało, że ciągle chciał widzieć uśmiech na jej twarzy. W swoim życiu zbyt dużo wycierpiała i choć z jej pamięci nie wymaże przeszłości to pragnął podarować jej, chociaż kilka nowy cudownych wspomnień. Po zjedzonym posiłku poprosił ją do tańca. Wtuleni w siebie cieszyli się obecną chwilą pragnąc zatrzymać ją na zawsze. Nie sądzili, że zaraz potem będą musieli walczyć o swój związek. Noc pełna gwiazd, szum fal, miła i romantyczna atmosfera sprawiła, że po raz kolejny kochali się ze sobą. Tym razem było inaczej. Poza namiętnością i pożądaniem pojawiły się czułe pieszczony i słowa pieczętujące ich miłość.
************
Stał po środku sali z kieliszkiem szampana w dłoni i obserwował każdego przybywającego gościa. Tak naprawdę tylko dwie osoby tego wieczora liczyły się dla niego. Alfonso Herrera i jego towarzyszka. Każda inna osoba była tylko dodatkiem do przedstawienia, jakie urządził. Stał udając, że z zaciekawieniem słucha nowego komisarza policji, a tym czasem rozmyślał o kobiecie, która miała pomóc mu w unicestwieniu wroga oraz rozpalić jego życie erotyczne. Kilka minut po dwudziestej ujrzał jej piękne oblicze. Tak bardzo zwróciła na siebie jego uwagę, że zapomniał nawet o jej partnerze. Dopiero, kiedy oczekiwana dwójka podeszła do niego odkaszlnąłby przywrócić sobie głos i odpowiedni ton.
- Witam! – Rzekł spoglądając na nich. – Jestem Vincent Massimo Guzman.- Dodał całując dłoń Annie.
- Daruj sobie udawane grzeczności sukinsynu! – Wysyczał Poncho na widok owego gestu.
Blondynka puściła ową uwagę mimo uszu.
- Miło mi pana poznać panie Guzman. – Odpowiedziała grzecznie posyłając mu czarujący uśmiech.
- Vinc … mów mi Vinc. – Odparł odwzajemniając uśmiech.
- Idę stad nim komuś rzygnę na koszulę. – Rzekł brunet jadowitym głosem spoglądając zimnym wzrokiem na rywala.
Jak tylko się oddalił Massimo postarał się oto by dokładnie oczarować blondynkę i w jak najlepszy i najszybszy sposób zdobyć jej zaufanie? Dziewczyna nie znała powodu, dla którego Alfonso tak zachował się w stosunku do gospodarza przyjęcia. Co więcej uznała, że Guzman potrafi być czarujący i godny zaufania? Był przystojny, może nie aż tak bardzo jak Hector, ale miał coś w sobie takiego, że dość szybko złapała z nim kontakt. Nie traktował jej jak towaru czy jakieś głupiej dziewuchy. Czuła się przy nim jak dama. Dlatego bez kłopotu dała zaprosić mi się do tańca oraz towarzyszyła mu przez większość przyjęcia. Brunet stał w rogu Sali i obserwował ich przez cały czas pijąc trzeciego z rzędu drinka. Kiedy jego towarzyszka paradowała z jego wrogiem od jednego gościa do drugiego zaciskał tylko zęby? Gdy tańczyli czuł jak złość rozsadza go od środka, ale hamował się przed zrobieniem głupstwa z powodu zbyt wielkiej ilości gliniarzy. A także nie chciałby dziewczyna czasem nie wyobraziła sobie za dużo, gdy by ją wyrwał z objęć Vincenta. Widać wróg postanowił skłonić go do wybuchu. Po raz kolejny wyszedł na parkiet z Any. Tym razem piosenka była dość wolna i bardzo intymna. Mężczyzna objął w tali dziewczynę jedną dłonią, drugą zaś położył na jej pół nagie plecy. Wtuliła głowę w jego silne ramię i przymknęła oczy wczuwając się w melodię by móc swobodnie płynąć po parkiecie. Widząc jak ręce jego rywala wędrują po ciele dziewczyny, wściekł się. Zazdrość była silniejsza niż jakiekolwiek inne instynkty. Postawił kieliszek na stoliku obok i ruszył w ich kierunku. Jego serce o dusza przeżywały piekło widząc swoją Any w ramionach innego. Musiał to przerwać i to natychmiast nawet za cenę życia lub odsiadki. Dość szybko znalazł się w pobliżu owej pary. W pierwszej chwili miał ochotę zetrzeć go w proch a i jej dać lekcję dobrego wychowania. Ale kiedy stanął obok nich i zobaczył wyraz jej oczu, taki ciepły i zadowolony. Wziął głęboki oddech i po chwili rzekł;
- Odbijany! – Po czym wziął dziewczynę w swoje ramiona posyłając złowrogie spojrzenie Massimo.
Nienawidził tańczyć a tym bardziej nie powinien tego robić z nią. Za wiele uczuć w nim wzbudzałaby nadal ryzykować. W tej chwili nie miał wyjścia skoro już trzymał ją w ramionach na terenie wroga musiał zatańczyć do końca. Objął ja w tali i przyciągnął do siebie, zadrżała a jej serce przyspieszyło tysiąc razy szybciej. Strach dał o sobie znać, mimo to uśmiechnęła się do niego, po czym wtuliła głowę w ramię by, choć trochę ukryć to, co czuła obecnej chwili. Ciepło jej delikatnego ciała, zapach wywołał takie samo szybkie bicie serca u bruneta jak u blondynki. Zamknął oczy chcąc opanować emocje, które buzowały w nim już od chwili zobaczenia jej na schodach. Lecz w jego głowie pojawiły się obrazy obściskującego Guzmana. Otworzył je szybko, wziął dłoń dziewczyny i skierował się stronę wyjścia.
- Idziemy! – Rozkazał ciągnąc ja za sobą.
-, Ale dlaczego czy zrobiłam coś nie tak? – Zapytała przestraszona chcąc uwolnić się z uścisku.
- Zawróciłaś mi w głowie to wystarczy. – Wparował, kiedy doszli do drzwi.
- Zwariowałeś, o czym ty mówisz i błagam puść mnie to boli! – Rzekła błagalnym tonem czując łzy napływające do oczu.
Poluzował uścisk i odwrócił się w jej stronę w chwili, kiedy znaleźli się na zewnątrz przyciągnął ją do siebie. Jedną ręka objął w tali z tyłu podtrzymując nadgarstek, drugą zaś wsunął w jej miękkie włosy i wpił się w jej usta. Zaskoczona rozchyliła wargi by przyjąć pocałunek. Był wściekły wiedziała o tym, nie była tylko pewna, na kogo? Na siebie, na nią czy na gościa, którego tak nienawidził. Bała się tej jego furii gdyż wiedziała, do czego jest zdolny, ale gdy jego usta zetknęły się z jej, strach o dziwo znikł za sprawą czułości, jaką włożył w pocałunek.
*************
Stali po środku chodnika zatraceni w pocałunku. Nie miała siły ani ochoty go odepchnąć. Powinna, ale to jak ją całował zawsze była jej słabością. On cały był słabością, której nie umiała nie ulec. Cholera jasna, czemu miłość tak zniewala człowieka?! Pytała sama siebie w myślach. Lucas czuł jak topnieje w jego ramionach z sekundy na sekundę. Czuł jednak, że Dulce nie puści mu tego występku płazem. Mimo to w tej chwili nie zamierzał się tym przejmować. Pragnął jej ust słodkich jak miód i czerwonych jak dojrzała malina. Jak widać dziewczyna nie miała nic przeciwko? Być może pocałunek trwałby bez końca, ale nagle jeden z przechodniów wpadł na nich niechcący. Oderwali się od siebie jak oparzeni. Chris zmierzył gościa piorunującym wzrokiem, ten zaś szybko wybąkał przeprosiny i zniknął. W tym czasie czerwono włosa wsiadła do samochodu. Wzięła kilka głębszych oddechów by uspokoić zbyt szybki oddech. Gdy i on znalazł się już w aucie spojrzeli jeszcze raz na siebie. Chcąc by nie wyobrażał sobie zbyt wiele zebrała się w sobie i stanowczo powiedziała;
- Dziękuję za dzisiejszy dzień był mimo wszystko bardzo miły, ale nie myśl, że między nami coś się zmieni. Ty i ja to zamknięty rozdział, jasne?! – Zapytała na koniec pytająco unosząc brwi do góry.
Była nieugięta, lecz on był uparty nie wiedział czy miał tak od zawsze. Ale w tej sprawie i tak nie zamierzał popuścić bez względu na ilość protestów czy zakazów, jakie mu postawi. Nie chciał jednak zakończyć tego dnia sprzeczką, więc, kiwną głową na znak zgody. Zapalił silnik i ruszył w stronę domu. Przyznał jej rację powinna się cieszyć, ale czuła ból rozrywający jej serce. Odwróciła głowę w stronę szyby by ukryć łzy, które zebrały się w jej oczach. Kochała go i doskonale o tym wiedziała, tak samo o tym, iż szybko nie wyrzuci go ze swojego życia. Ale nie ufała mu, zawiódł ją i skrzywdził. To były wystarczające powody by zmusić siebie do pokochania kogoś innego. Tylko czy takie coś jest w ogóle możliwe?
***************
Rankiem
Jeszcze tylko doba dzieliła ich od powrotu do rzeczywistości. Najchętniej przedłużyłby ich pobyt tutaj, ale wiedział, że Poncho nie tylko by się wściekł, ale też nabrałby podejrzeń. Poza tym Guzman zaczynał się szarogęsić, więc musieli mieć się na baczności tym bardziej, że Ucker z deka ich osłabił utratą pamięci. Owszem brunet zadbał oto by Lucas dowiedział się jak najwięcej, ale niestety zaczął się buntować. Z diabła, jakim był stał się nagle świętoszkowaty. Hector obawiał się czy jego nagle dobre serce nie zaprzepaści ich planów. William natomiast uznał, że lepiej dla samego Chrisa by się wycofał tak jak tego chciał. Gdyby zależało to od niego puściłby go wolno. Niestety Poncho już postarał się oto by Uckermann został im nadal wierny. Obaj jednak wiedzieli, że będą musieli mieć go na oku by nie popełnił jakiegoś błędu. Tak, więc pozostało mu niewiele czasu by nacieszyć się swoją ukochaną. Wstał, więc z samego rana i zeszedł na dół by przygotować śniadanie. Zamierzał ten ostatni dzień wypełnić każdą chwilą z nią. Już planował w głowie, dokąd dziś ją zabierze, kiedy jego rozmyślania przerwał dźwięk komórki. Odebrał i widząc na wyświetlaczu, kim jest osoba dzwoniąc od razu przeszedł do pytania;
- Stało się coś? – Zapytał Marco czując, że coś jest na rzeczy.
Alfonso nigdy nie dzwonił, jeśli to nie było nic pilnego lub poważnego. Tak, więc sprawa musiała być pilna.
- Masz zabić tą zdradziecką sukę i wracać jak najszybciej! – Rozkazał wściekły.
W tej chwili jego serce zamarło. Rozkaz, który dostał był czymś, czego najbardziej się obawiał. |
|
Powrót do góry |
|
|
Angelica. Debiutant
Dołączył: 10 Paź 2012 Posty: 23 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hiszpania Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:07:20 13-10-12 Temat postu: |
|
|
Kiedy pojawi się tutaj nowy rozdział? |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:56:36 13-10-12 Temat postu: |
|
|
Rozdział 19
Już od dawna podejrzewał Lenę, ale teraz Massimo upewnił go w jego racji. William już nie musiał prowadzić śledztwa ani mydlić brunetce oczu. W tej chwili wystarczyło pociągnąć za spust i po sprawie. Poncho doskonale wiedział, że brat go nie zawiedzie. Kiedy ojciec opowiadał mu o Marcosie nim sprowadził go do domu brunet sądził, iż z brata to ciepłe kluchy? Dopiero zabicie Karen uzmysłowiło Hectorowi, że blondyn jest tak samo bez względy jak każdy, kto miał za ojca Felixa Herrerę. No może jedyną osobą, która się w niego nie wdała była Dulce tyle, że tu nie było, co się dziwić, bo to kobieta. Ale i ona ostatnio pokazała, że ma jaja strzelając do własnego kochanka (czyt. Ucker). No i był jeszcze młody ostatni z rodu Herrera. Niestety nie mogli go już liczyć za członka rodziny gdyż ojciec kazał go zabić za brak posłuszeństwa. Najgorsze było to, że tylko Poncho widział jego śmierć. Tylko on miał okazję go poznać i pokochać, a potem cierpieć po jego stracie. Śmierć młodego przelała czar goryczy, po której Alfonso stał się człowiekiem bez grama litości i jakichkolwiek dobrych uczuć. Gdyby jego brat żył teraz i on byłby najprawdopodobniej innym człowiekiem. Nie uciekałby przed miłością ani do Anahi czy też Marisy, która zasługiwała na lepsze zachowanie z jego strony. No właśnie Annie kobieta, która przez pojawienie się zawładnęła całym jego światem. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek ktoś będzie potrafił stopić lód w jego sercu. Był pewny, że uczucia zakopał tak bardzo mocno i głęboko, iż nikomu nie uda się więcej ich wydostać. Walczył ze sobą i to za całych sił, ale bez względu na to jak bardzo się bronił i tak przegrał. Ta drobna delikatna kobieta z duszą anioła, ale i diabełka rozkochała go w sobie. Do tej pory oszukiwał sam siebie, że jest inaczej, ale zazdrość, jaka nim zawładnęła na przyjęciu u Guzmana uświadomiła mu, iż kocha ją czy tego chce czy nie. I gdyby nie to, że blondynka po raz kolejny zemdlała odesłałby ją do domu jeszcze tego samego dnia. A tak wylądowała w szpitalu. Miał jej tam nie zawozić, ale doskonale wiedział, że omdlenie nie zdarzył się jej po raz pierwszy. Tak, więc wolałby lekarze zajęli się tym razem nią bardziej dokładnie niż lekarz, który dla nich pracował. Po kilku badaniach doktor poprosił o pozostawienie jej na obserwacji na przynajmniej jedną dobę. Brunetowi nie bardzo się to uśmiechało, lecz nie miał wyboru i przystosowała się do zaleceń. Nie chciał jednak by Anahi wywinęła mu jakiś numer lub by dopadł ją ktoś z ludzi Vinca i zostawił pod jej drzwiami dwóch swoich goryli. Na wieczór mają wypisać dziewczynę i przywieźć do domu. Tym czasem on zajął się porządkowaniem spraw.
************
Wracał do domu jak zdjęty z krzyża. Na jego twarzy zamiast uśmiechu teraz malowała się rozpacz. Jeszcze kilka godzin temu trzymał ją w swoich ramionach, mógł tulić ją do siebie nieustannie, całować, pieścić a teraz? Teraz był sam z nowymi wyrzutami sumienia. Sumienie jeszcze nie ostygło po Karen a już zmagało się z Leną. Wciąż nie rozumiał, czemu tak nagle dostał rozkaz zabicia jej, ale skoro go dostał musiał spełnić. Serce biło mu jak szalone, łzy pojawiły się w oczach na myśl o tym, czego musiał się dopuścić. Nie wiedział jak tym razem poradzi sobie z utratą ukochanej czy w ogóle sobie z tym poradzi. Niestety teraz nie mógł się nad tym zastanawiać. Jak najszybciej musiał dojść do siebie by brunet nie zorientował się jak bardzo jego rozkaz zniszczył mu życie.
*************
Jak tylko samochód stanął przed domem wybiegła z niego jak poparzona i czym prędzej zamknęła się w swojej sypialni. Diagnoza lekarza zdruzgotała ją całkowicie. Zniosłaby wszystko, ale nie to. Ciąża była ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnęła, gdyby dziecko zostało poczęte z miłości pewnie skakałaby z radości. Ale zrodziło się z gwałtu a jego ojciec nie tylko jej nie kochał, lecz kazał odejść i to jak najszybciej. Jedyne, co w tej chwili przychodziło jej do głowy to pozbycie się dziecka dopóki było ono jeszcze tylko zarodkiem. Co prawda to i tak było już życie bez względu na to czy jako ziarenko czy jako bobas, ale było już częścią jej i bruneta? Mimo to doskonale wiedziała, iż nie może go urodzić. Chciała zostać lekarzem i całkowicie sprzeciwiała się aborcjom jednak w jej przypadku było to najlepsze wyjście z sytuacji. Sama jednak nie będzie potrafiła znaleźć kogoś, kto się tym zajmie tak szybko i anonimowo by Alfonso o niczym nie wiedział. Musiała poszukać pomocy. Tu mogła jedynie liczyć na Lenę, ale dziewczyny w tej chwili nie było i poza nią jedyną kobietą nadal mieszkającą w domu była Dulce. Niestety obie panie nie pałały do siebie sympatią. Poza tym Anahi nie do końca była pewna czy może jej ufać, wiedziała, że czerwono włosa tak samo jak ona nie ma tu lekko. Stąd uznała, że może wspólny ból jednak sprawi, iż dziewczyna jej pomoże. Nie zastanawiając się dłużej, otarła łzy i poszła poszukać Marisy modląc się w duszy by dziewczyna jej nie przegnała i dała szansę wysłuchania.
************
Właśnie miał opuścić gabinet, kiedy do środka wszedł blondyn. Spojrzał na niego, po czym z powrotem siadł za biurko.
- Szybko wróciłeś. – Rzekł rozkładając się w fotelu.
- A co miałem tam robić sam? – Zapytał z ironią w głosie. – Poza tym sam kazałeś mi wracać, a teraz …
- Załatwiłeś sprawę? – Zapytał nagle nie dając mu skończyć zdania.
- Pytasz czy ją zabiłem? Tak Hector, zabiłem! Wypełniłem polecenie, ale teraz oczekuję wyjaśnień, czemu tak nagle? Co takiego się dowiedziałeś, skoro to ja miałem się tym zająć? – Zapytał nie próbując nawet ukrywać złości, jaka w nim kipiała.
- Nie myśl, że w ciebie wątpiłem i na lewo sam zacząłem ją sprawdzać. – Wyjaśnił od razu czując, że właśnie to William ma mu za złe. – Dowiedziałem się o jej szpiegostwie całkiem przypadkiem, a wiesz, od kogo? – Zaprał wlepiając w niego bacznie wzrok.
-, Od kogo?
- Vincenta Massimo Guzmana. – Odparł spokojnie. – Tak to właśnie ten sukinsyn wskazał palcem szpiega, którego na nas nasłał. – Rzekł uderzając pięścią w blat biurka.
Marcos nic nie odpowiedział i już o nic nie pytał. Jednak nie bardzo pasowała mu ta historia, nie żeby Poncho kłamał. Lecz dziwił go fakt, że Guzman sam wydał własnego szpiega. Zrobił to albo, dlatego, iż dziewczyna mu podpadła i chciał się jej pozbyć nie plamiąc sobie rąk. Albo chodziło mu o zdenerwowanie Alfonsa i udowodnienie mu, że ma większą władzę niż on. Bez względu na jego zamiary w tej chwili to William miał ochotę rozszarpać go na strzępy i dać wilkom na pożarcie.
************
Nie lubiły się i zbyt dużo nie oczekiwała od Dul, ale dziewczyna ją zaskoczyła. Nie tylko wysłuchała blondynki, ale też pocieszyła i obiecała pomóc. Początkowo, co prawda protestowała jednak po dłuższej rozmowie sama uznała, iż usunięcie ciąży będzie najlepszą decyzją. Marisa, jako jedyna miała więcej swobody niż wszystkie inne dziewczyny. Dlaczego? Tego, Anahi nie wiedziała i w sumie miała to gdzieś. Teraz liczyło się szybkie pozbycie ciąży. Czerwono włosa obiecała jutro pojechać w miasto i poszukać ginekologa, który zajmie się ową sprawą. Później obie miały obmyślić plan jak wyciągnąć Annie na zabieg. Do tego czasu blondynka musiała znaleźć siłę by przygotować się na koszmar, który ją czekał. Jedyna rzecz, jaka przynosiła jej tu spokój był mini wodospad po środku ogrodu. Usiadła na małym schodku i wsłuchiwała się w szum wody. Zamknęła oczy i słuchała. Słońce parzyło.Lecz lekki wiaterek sprawiał, że nie było zbyt duszno jak na taki skwar. Zamyślona nie usłyszała kroków i dlatego na dźwięk jego głosu drygnęła.
- Lepiej się czujesz? – Zapytał siadając obok niej.
- A od kiedy cię to interesuje! – Fuknęła wściekła podrywając się do góry.
- Pytam z grzeczności. – Odparł zanurzając dłoń w chłodnej wodzi spadającej w dół.
- No jasne, że nie z troski! – Burknęła ironicznie. – A grzeczny to ty też raczej nie bywasz, więc daruj sobie i gadaj po cholerę tu przylazłeś? – Zapytała odwracając się do niego plecami.
-, Co powiedział lekarz? – Zapytał wprost widząc, że nie da rady inaczej.
- To, co ostatnio tamten, zwykłe osłabienie i tyle! – Odparła jak gdyby nigdy nic. – Jeśli sprawdzasz, kiedy będę mogła się wynieść z twojego cholernego życia to mogę to zrobić już dziś! – Krzyknęła odwracając się w jego stronę. – Daj mi tylko moje zarobione pieniądze i już mnie nie ma. – Powiedziała pochylając się nad jego twarzą tak by mógł dostrzec jej piorunujące spojrzenie.
- I dokąd pójdziesz, co? – Zapytał niby obojętnie.
- Wrócę do domu. Do swojego rodzinnego domu, a jeśli tam mnie nie ze chcą pójdę do Guzmana on na pewno mnie przygarnie. – Wypaliła bez namysłu by tylko dał jej wreszcie święty spokój.
No i otworzyła tym samym puszkę Pandory. Chciała tylko spokoju, nie sądziła, że te słowa podziałają na niego jak płachta na byka. Była pewna, że z deka się wkurzy, ale sądziła, iż wtedy odejdzie i da jej spokojnie przygotować się psychicznie do zabiegu. Tym czasem on zacisnął dłonie tak mocno aż usłyszała strzelające kostki jego palców. Podniósł się do pozycji stojącej, spojrzał w jej oczy gniewnym spojrzeniem, który gdyby mogło to by zabiło.
- Tak bardzo spodobał ci się ten skurwiel?!!! – Wysyczał przez zaciśniętą szczękę.
- To ty masz z nim problem, nie ja! Wczoraj był miły i sympatyczny, czego nie mogę powiedzieć o tobie! – Warknęła zła.
- Pytałem czy ten skurwiel ci się podoba?!!! – Wrzasnął łapiąc ją za przedramię.
- Puść do cholery to boli! – Rzekła szarpiąc dłonią by ją puścił.
- Odpowiedz! – Zażądał przytrzymując ja w stalowym uścisku.
- Tak podoba! – Skłamał chcąc mu tym razem dopiec, choć nie do końca wiedziała, co brunet czuje.- Czy to *** jakaś zbrodnia?! – Zapytała wściekła jak nigdy.
- W takim razie proszę bardzo, choć spakujesz się, dam ci kasę i będę nawet tak miły, że sam cię do niego zawiozę. – Odparł puszczając mimo uszu jej pytanie.
Tego nie planowała! W sumie to nic nie planowała, po prostu była wściekła z powodu ciąży i potrzebowała się na kimś wyżyć. A na kim innym najlepiej to zrobić jak nie na winowajcy jej obecnego stanu. Tyle, że niekontrolowane słowa wpędziły ją w jeszcze gorsze bagno. W drodze do willi myślała jak odwrócić jego uwagę lub załagodzić to, co przed chwilą się stało. Nie było go zbyt dużo gdyż brunet dość szybko przemierzał alejki prowadzące do wejścia domu ciągnąć ja za sobą przytrzymując w nadgarstku. Może nie powinna. Na pewno nie powinna tego robić, ale tylko tak mogła go zatrzymać.
- Poncho! – Krzyknęła tak głośno i rozpaczliwie, że szybko odwrócił się w jej stronę.
To był dosłownie ułamek sekundy jak spojrzał w jej błękitne źrenice gdyż zaraz potem zamknął swoje oczy czując na ustach jej słodkie wargi. Przylgnęła do niego zarzucając mu ręce na szyję i wpiła się w jego wargi z taką namiętnością, iż nie potrafił się oprzeć. Przygarnął ja do siebie obejmując w tali i całkiem poddał się pocałunkowi . Cała złość jak w nim szalała zaczęła opadać. Ta dziewczyna była jego zgubą. Tylko ona potrafiła sprawić, że topniał jak nic. Umiała go wkurzyć tak bardzo, iż przestawała nad sobą panować a jednocześnie umiała rozkruszyć lód zalegający naokoło jego serca. Nie wiedział jak to robi, ale bez względu na sposób, jakiego używała była skuteczna. Anahi była zszokowana swoją postawą. No może i próbowała ocalić tyłek wybrnąć z kłopotu, w który sama się wpędziła. Ale całując Hectora wcale nie zmniejszyła swoich problemów tylko jeszcze bardziej je pogłębiała. Przecież teraz dała mu powód do tego by myślał, iż na niego leci. A w takim przypadku była podatna na to, że Poncho ze chce zakończyć ten moment na czymś więcej niż tylko pocałunku. Na myśl o tym zaczęła drżeć. Jej serce nabrało niesamowitego tępa. Lecz czy to był jedyny powód, dla którego jej ciało tak zareagowało? Czy aby na pewno kolana jej miękły ze strachu, a serce o mało nie wyskoczyło z piersi, kiedy tak delikatnie, zmysłowo i namiętnie się całowali? Nie wiedziała a już na pewno nie spodziewała się słów, które padły z jego ust po skończonym pocałunku.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa. – Wychrypiał jak tylko oderwała od niego usta. – Sprawiasz, że chcę zatrzymać cię na całą wieczność, chociaż wiem, że nie mam do tego prawa. – Dodała opierając swoje czoło o jej wpatrzony w jej niebiańskie oczy.
- Czy mam rozumieć, że chcesz żebym została? – Zapytała drżącym głosem dość niepewnie
Rozdział 20
Po skończonym posiłku ruszył do swojego pokoju. Za dwie godziny miał spotkanie biznesowe więc do tego czasu miał zamiar jakoś zebrać się do kupy. Imał się każdego zajęcia by tylko nie dać po sobie poznać jak jest mu ciężko bez Maite. Robił wszystko by o niej nie myśleć lecz serce jak i głowa , a szczególnie sumienie nie dawało mu spokoju. Dobrze wiedział ,że będzie mu ciężko bez niej. Ale nie sądził ,że aż tak bardzo będzie mu jej brakować. Zdruzgotany usiadł na łóżku ze szklanką brandy. Nie zdążył jednak zanurzyć ust w szklance jak do jego pokoju ktoś zapukał. Po czym drzwi się uchyliły i ujrzał w nich czerwonowłosą.
- Możemy pogadać ? - zapytała niepewnie.
Kiedy skinął głową , weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Usiadła obok niego.
- Gdzie jest Lena ? - zapytała spoglądając na niego.
- Wyjechała. - odparł najspokojniej jak się dało.
- No wiem , pojechaliście razem. Dlaczego więc teraz ty jesteś a jej nie ma ? - zapytała zaciekawiona.
- Wróciłem bo obowiązki wzywają. - rzekł beznamiętnie upijając łyk i uciekając ze wzrokiem.
- To w takim razie gdzie jest ona i z kim ją zostawiłeś ? - drążyła dalej nie uzyskawszy konkretnej odpowiedzi.
- Została tam sama. - powiedział wstając i podchodząc do okna by ukryć jak trudno jest mu o niej rozmawiać.
- Ale jak to , dlaczego ? - zapytała nadal nic nie rozumiejąc.
- Nic się nie stało , po prostu już dla nas nie pracuje i tyle ! - krzyknął chcąc jak najszybciej zakończyć ten temat.
Siedziała przez chwilę w milczeniu analizując jego słowa. Doskonale wiedziała ,że dziewczynom nie można tak po prostu stąd odejść. Jedynym sposobem ucieczki od tego piekła było samobójstwo lub śmierć z ich ręki. A więc May albo popełniła samobójstwo tym razem ze skutkiem lub ktoś pomógł jej zejść z tego świata. Gdy tylko ta okrutna prawda do niej dotarła wstała. Podeszła do niego i ze strachem w głosie zapytała;
- Czy ona się zabiła ?
- Nie ! - odpowiedział dość szybko odwracając się w jej stronę.
- A więc to znaczy ,że ty... że ty... o Boże William błagam powiedz mi ,ze tego nie zrobiłeś ! - krzyknęła spanikowana łapiąc go za koszulę. - Proszę powiedz mi ,że ty tego nie zrobiłeś ...że nie mogłeś. Błagam powiedz mi ,że nie jesteś tak okrutny jak Poncho ... powiedz ,że ona żyje ,a ty masz czyste sumienie. - błagała z nadzieją w głosie choć łzy i tak spływały jej po policzku czując ,iż się nie myli.
Widząc jej ból , strach i przerażenie pragnął zapewnić ją ,iż jej przyjaciółka żyje i ma się dobrze. Niestety nie mógł tego zrobić. Nie był jednak wstanie wypowiedzieć tych okropnych słów uświadamiających ją o jej śmierci dlatego też milczał.I właśnie milczenie powiedziało za niego to czego sam nie potrafił z siebie wykrztusić. Załamana , zrozpaczona i zawiedziona rzuciła się na niego z pięściami.
- Ty cholerny sukinsynu , jak mogłeś ?!!! Podły draniu nie miałeś prawa , nie miałeś !!! - krzyczała bijąc go na oślep w klatkę piersiową z całej swojej siły. - Ty podły skurwielu zabrałeś mi ją ... ty nawet nie wiesz ile ona dla mnie znaczyła ! - krzyknęła mu prosto w twarz patrząc gniewnymi zapłakanymi oczami.- Ufałam ci ... ufałam bo myślałam ,że ty jako jedyny jesteś coś wart ! Wierzyłam ,że jesteś inny i nie potrafisz skrzywdzić kobiety. - mówiła patrząc mu prosto w oczy.
Jej słowa jak i rozpacz raniły go , jednak stał jak głaz i za wszelką cenę starał się zachować jak przystało na twardziela. Łzy które jemu samemu cisnęły się do oczu , powstrzymał z siłą jaką posiadał w sobie.
- A żebyś zdechł ty podła szujo ! Ty bezuczuciowy sku*wysynu niech cię piekło pochłonie jak najszybciej ! - krzyczała nie mogąc się opanować.
W tej chwili nie liczyło się to ,iż Marcos może ją skrzywdzić słysząc tak obraźliwe słowa. Jej rozpacz i i strata przyjaciółki była tak bolesna ,że miała gdzieś co się z nią stanie po takim zachowaniu. O dziwo on tylko stał i bez słowa pozwalał jej na wszystko. Nie mając już siły na krzyki i okładanie go pięściami , wtuliła się jego pierś płacząc jak małe dziecko.
- Dlaczego ... cholera powiedz mi dlaczego to zrobiłeś ? - zapytała między jednym spazmem a drugim.
- Musiałem. - rzekł cicho przyciskając ją do swojej piersi tak mocno by poczuła , iż mówi prawdę tym samym pozwalając w końcu spłynąć łzom które tak silnie starał się pohamować.
************
Chociaż całym sobą pragnął ją zatrzymać. To jednak z całych sił walczył by tego nie zrobić , gdyż znał siebie aż za dobrze. Doskonale wiedział , że nawet gdyby pozwolił sobie poddać się tej miłości to i tak przez jego trudny i wybuchowy charakter pewnego dnia znów ją zrani. Niekoniecznie świadomi ,ale jednak. I choćby po to by ją chronić przed samym sobą musiał kazać jej odejść. Jego milczenie trwało stanowczo za długo więc powtórzyła pytanie chcąc mieć jasność co do tego czy ma się wynieść czy nie. Spojrzał jeszcze raz w błękit jej oczu chcąc zapamiętać je na zawsze. Chwilę później zostawił ją na środku ogrodu i odszedł w kierunku domu. To wystarczyło by zrozumiała ,że w jego życiu nie ma miejsca dla niej. Niestety zamiast ulgi z uzyskanej wolności poczuła smutek. A także gniew ,że znowu poniosła klęskę. W sumie nie powinna mieć do siebie pretensji ,że z nim przegrała. Przecież on zawsze wygrywał bez względu na to czy chodziło o życie , interesy czy też miłość. Nie chciał poddać się temu uczuciu , postanowił nie ulec jej urokowi i odniósł sukces jak zawsze. Tak przynajmniej myślała ona opuszczając jego dom. Nie wiedziała ,że on z miłości do niej dał jej wolność by chronić ją przed samym sobą. Nie ufał nikomu z natury ,ale sobie nie ufał najbardziej na świecie. W chwili kiedy przekraczała bramę stał w oknie i ze smutkiem patrzyła jak odchodzi. W gardle czuł uścisk ,a w sercu potężny ból. Był moment kiedy chciał za nią pobiec ,ale nie złamał się i został. Mając nadzieję ,że tam daleko czeka ją lepsze życie. Coś czego on nie mógł jej zapewnić. W tej chwili tylko on wiedział jak wiele kosztowała go ta decyzja. Jednak był jej to winien po tym jak okrutnie i bestialsko ją potraktował tamtej nocy. Noc która dziś zatruwała mu sumienie , a serce walczyło z bólem ,że tak potwornie i nie wybaczalnie ją skrzywdził. Wiedział ,że kara którą sobie wymierzył jest sprawiedliwa. Pozwolić odejść kobiecie którą się bezgranicznie pokochało nawet wbrew samemu sobie było gorszym piekłem niż śmierć. Jednak gdyby ze chciała w taki sposób wymierzyć mu karę za poniżenie i bestialskie potraktowanie. On sam jeszcze wręczył by jej broń do ręki.
************
Leżała skulona na łóżku pogrążona w rozpaczy. Chciała przestać ,ale nie potrafiła ból był zbyt silny by tak po prostu wstać i udawać ,że nic się nie stało. W jednej chwili straciła nie tylko przyjaciółkę ,ale też jedynego mężczyznę któremu jako tako ufała w tym domu. On jeden okazał jej najwięcej serca , to z nim zawsze gdy nikt nie widział mogła swobodnie rozmawiać. Gdy było jej źle lub smutno szła do niego wiedząc ,że przygarnie ją w swoje ramiona i pocieszy. Tylko przy niej pokazywał swoją prawdziwą twarz. I za to tak bardzo go lubiła i podziwiała. W towarzystwie Poncha i innych zachowywali jak zwykle pozory. On udawał chłodnego , obojętnego i bez serca , ona zaś zwykłą podwładną dokładnie spełniającą każdy jego rozkaz. Kiedy po raz pierwszy pojawił się w ich domu od razu wyczuła iż połączy ich silna więź. I nie myliła się , dlatego potem gdy wyjechał na kilka lat tęskniła za nim cholernie. Gdy wrócił cieszyła się jak małe dziecko i choć tego nie okazała ze względu na niechcianą publiczność to z wyrazu jej oczu on doskonale o tym wiedział. Dlatego teraz tak bardzo bolała ją to co zrobił. Nie wspominając ile cierpienia przysporzył zabierając jej ukochaną przyjaciółkę. Po mimo grubych drzwi jej płacz dało się słyszeć na korytarzu , być może dlatego po chwili usłyszała pukanie do drzwi. Uniosła się lekko na dłoniach i spojrzała w ich kierunku. Nie wiedziała kto za nimi stoi ,ale nie zamierzała nikogo zapraszać do środka. Niestety ten ktoś postanowił sam wydać sobie pozwolenie i już po chwili ujrzała w nich twarz Chrisa. Chociaż i on był jednym z tych co ją zawiedli to jednak teraz potrzebowała kogoś. Więc jak tylko wszedł do środka i zamkną za sobą drzwi zeskoczyła z łózka i w pośpiechu rzuciła mu się w ramiona , po raz kolejny rozklejając się. Nie pytając o nic przygarnął ja do siebie i mocno przytulił pozwalając by się wypłakała.Serce mu się krajało widząc jak jego ukochana cierpi miał ochotę rozszarpać każdego kto za tym stoi. Na razie jednak nic nie mógł zrobić dopóki ona sama nie ze chce powiedzieć mu o co chodzi. W takiej sytuacji pozostała mu na razie rola pocieszyciela.Nie spodziewał się jednak takiego obrotu sprawy jaka zaszła chwilę później. Zrozpaczona czerwonowłosa chcąc choć na chwilę zapomnieć o tragedii jak ją spotkała nagle pocałowała mężczyznę którego od dawna próbowała wykreślić ze swojego życia. Zaskoczony chłopak odwzajemnił pocałunek bez żadnych oporów. I nie było by w tym nic złego gdyby nie fakt ,że zaraz poczuł jak dziewczyna wyciąga jego koszulę ze spodni i wsuwa ręce pod nią delikatnie głaszcząc jego plecy. Jej pocałunek z sekundy na sekundę stawał się coraz to głębszy i namiętny. Chris czuł do czego to zmierza i nie żeby mu się to nie podobało ,ale nie chciał wykorzystać sytuacji tylko po to by Dul wróciła do niego. Odsunął ją więc od siebie lekko i spoglądając w jej czekoladowe oczy rzekł;
- Dulce to nie jest dobry pomysł.
Teraz to ona spojrzała na niego zdziwiona. Czego jak czego ,ale odmowy z jego strony się nie spodziewała.
- Przecież to lubisz. - szepnęła przygryzając płatek jego ucha.
- Tak...nie...to znaczy nie wiem ! - powiedział dość nerwowo czując jak zaczyna tracić nad swoim ciałem kontrolę. - Proszę cię przestań.- wyszeptał kiedy zaczęła rozpinać jego koszulę jednocześnie błądząc językiem po szyi.
- Nie chcę być dziś sama. - odparła nim wpiła się ponownie w jego usta. - Chcę tę noc spędzić z tobą ... pragnę cię ...potrzebuję... - mówiła między pocałunkami wciąż walcząc z guzikami przy jego granatowej koszuli.
Zapanowanie nad sobą przy takiej kobiecie jak ona było naprawdę trudnym zadaniem ,ale dla jej dobra z całej siły wezbrał się w sobie i przerwał ową grę. Odepchnął ją od siebie , lekko ,ale stanowczo.
- Posłuchaj nie zrozum mnie źle , nie to ,że mnie nie pociągasz czy coś. Ale uważam ,że taki sposób radzenia sobie z problemami nie jest dobry. W tej chwili jesteś zrozpaczona i nie do końca wiesz co robisz gdyż działasz pod wpływem chwili. A ja nie chcę z tego skorzystać ponieważ za bardzo cię szanuję , poza tym następnego dnia nie wybaczyłaś byś tego ani mi ani sobie. - mówił doprowadzając swoja garderobę do porządku.
- Ha ha dobre sobie ! - zaśmiała się kpiąco. - Ty ... ty mi ku*wa mówisz o szacunku ?! - rzekła z kipnął i ironią w głosie piorunując go morderczym wzrokiem. - Ty który pierwszy potraktowałeś mnie jak dziwkę i szmatę ?! - krzyknęła oburzona.
- Dul jeśli to ma ci pomóc to wyładuj się na mnie za to co zrobiłem ,choć sam nie wiem co gdyż nie pamiętam. I wyładuj się za wszystko inne ,ale jak i tak nadal uważam ,że to lepszy sposób niż seks bez zastanowienia. - powiedział spoglądając na nią z troską w oczach.
- Aaaaaaaa !!! - wydarła się nagle. -Wynoś się !!! Wynoś ! - krzyknęła popychając go w stronę drzwi. - Mam cię dość ... słyszysz dość tej twojej cholernej dobroci ! Gdybym jeszcze chociaż wiedziała czy jest prawdziwa , ale nie wiem i dlatego wynocha ! - krzyknęła wskazując na drzwi.
Zabolały go jej słowa ,ale z drugiej strony rozumiał czemu się tak zachowuje. Nie chcąc jej dalej denerwować odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia tak jak sobie tego życzyła.
- Czasem chciałabym byś była taki jak dawniej przynajmniej łatwiej było by mi cię nienawidzić ! - krzyknęła wciąż naładowana złością. - Tamten Cuks by mnie przeleciał i nie martwił się tym co będzie jutro ,ale nie ty ! Ty wolisz zgrywać rycerza , a może poza pamięcią straciłeś też jaja i dlatego się tak migasz ?! - mówiła chcąc go sprowokować oraz wypróbować jego cierpliwość jak i rzekomo nowy charakter.
Przystaną i nie odwracając się w jej stronę rzekł;
- Myśl co chcesz , masz do tego prawo.
- No jasne ,mam też prawo iść i poprosić by ktoś inny mnie zerżnął skoro ty nie chcesz ! - wypaliła bez namysłu.
To przelało kielich goryczy by się w nim wystarczająco zagotowało.Cały spokój , opanowanie szlag trafił po tym jednym bezmyślnym zdaniu. Wściekły odwrócił się i podszedł do niej tak szybko ,że ona sama nawet nie wiedziała co się dzieje. Dopiero kiedy poczuła jak jego silne dłonie łapią jej twarz , zrozumiała,że przegięła.
- Chcesz się rżnąć tak ?! - zapytał ze złością idąc w stronę łóżka. - Mam cię tak po prostu bzyknąć byś poczuła się lepiej ? - zapytał potrząsając jej głową. - Tego właśnie chcesz Dul ... pytam czy tego właśnie chcesz ?! - krzyczał coraz bardziej zaciskając dłonie na jej karku.
Strach nie pozwolił jej na odpowiedź , łzy natychmiast pojawiły się w jej oczach. Nim cokolwiek zdążyła zrobić by jakoś się obronić poczuła pod swoimi plecami pościel. Kiedy nią na nie rzucił nawet nie poczuła , nie wiedziała czy zrobił to lekko czy tak szybko ,ale strach coraz bardziej w niej rósł szczególnie kiedy unieruchomił jej ręce ściskając w nadgarstkach. Następnie siadł na nią okrakiem i jak tylko jej oczy trawiły na jego wzrok , przemówił ponownie.
- Przepraszam ,że tak cię przed chwilą potraktowałem ,ale nie dałaś mi wyboru. - powiedział już dość spokojnym tonem. - A teraz posłuchaj mnie uważnie , nie wiem jaki byłem kiedyś liczę jednak ,że nadejdzie dzień kiedy sobie o tym przypomnę. I jeśli na serio okaże się ,że byłem takim sku*wielem , przysięgam ,że sam siebie zastrzelę. - rzekł całkiem poważnie. - W tej chwili jednak proszę cię byś się uspokoiła , nie zrobię ci krzywdy , nie prześpię się też z tobą. Jeśli chcesz zostanę z tobą całą noc ,ale na moich zasadach , jasne ? - zapytał na koniec puszczając jej nadgarstki.
Z całej tej paniki nadal nie była w stanie nic powiedzieć , więc skinęła tylko głową. Wtedy zszedł z niej i usiadł obok. Zaraz i ona podniosła się do pozycji siedzącej.
- To jak mam wyjść czy zostać ? - zapytał patrząc na swoje buty gdyż nie był wstanie patrzeć w jej oczy kiedy ponownie pośle go w diabły.
Odczekała chwilę by uspokoić skołatane nerwy i kiedy odzyskała już głos , uniosła jedno jego ramie i wcisnęła się pod nie wtulając w jego klatkę piersiową.
- Zostań. - szepnęła cicho.
Odetchnął z ulgą i przytulił ją jeszcze mocniej do siebie , opierając brodę na jej głowie rzekł ;
- Grzeczna dziewczynka. Wiedziałem ,że się dogadamy. - po czym ucałował ją w czubek głowy.
- Zuchwalec ! - burknęła dzióbiąc go w paznokciem w bok.
- Prowokatorka. - rzekł łaskocząc ją pod pachą.
- Rycerzyk. - pisnęła wyślizgując się z jego uścisku i okładając go poduszką która się jej nawinęła pod rękę.
I tak oto zaczęła się wojna na poduszki dzięki której całe napięcie jak i smutki prysły jak bańka mydlana.
************
Całą drogę do domu starała się ,myśleć jak to będzie kiedy po wielu miesiącach nieobecności zobaczą ją rodzice. To co sobie wyobraziła okazało się marzeniem w porównaniu z rzeczywistością. Tego co ją spotkało na miejscu w ogóle się nie spodziewała. Zamiast radości i łez na jej widok ujrzała na twarzy ojca złość ,a u matki litość. Dopóki nie przekroczyła progu domu nie bardzo rozumiała ich zachowanie ,ale jak tylko drzwi zamknęły się za nią kolejny koszmar rozegrał się w jej życiu.
- Po co wróciłaś ?! - zapytał srogim i niezadowolonym tonem.
- Tato no ,ale jak to nie cieszysz się ,że mnie widzisz ? - zapytała zaskoczona.
- Cieszył bym się gdybyś nie splamiła swojego honoru. - zagrzmiał.
- O czym ty mówisz ? - zapytała nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli.
- O tym ,że moja córka zamiast lekarzem została dziwką ! - krzyknął uderzając pięścią w stół.
- Tato to nie tak ,ja ...
- Nie próbuj wciskać mi tu bajeczek ! - krzyknął wymierzając w jej stronę palcem by zamilkła. - Widziałem cię na tej stronie internetowej , rany Boskie Anahi jak mogłaś upaść tak nisko ?! - zapytał wciąż nie wierząc ,że to się dzieje.
- Ale tato...
- Żadne ,ale ! W tym domu nie ma już dla ciebie miejsca ! - rzekł dobitnie.
- Mam rozumieć ,że mnie wyrzucasz ? Mnie ,swoją córkę. - zapytała ze łzami w oczach.
- Ja nie mam już córki. A ty nie masz już rodziny.
Po tych okrutnych słowach łzy spłynęły jej po policzku , matka zaś zaczęła lamentować i błagać swojego męża o rozsądek jednak on był nie ubłagany. Any widząc ,że ojciec zdania nie zmieni wręczyła większą część zarobionych pieniędzy rodzicielce , ucałowała ją i wyszła. To był dla niej cios , była pewna ,że to właśnie w rodzinnym domu uda się jej zacząć wszystko od początku i zapomnieć o tym czego doświadczyła w rezydencji bruneta. Tym czasem los po raz kolejny okrutnie ją potraktował. Liczyła jeszcze na przyjaciół oraz dalszą rodzinę ,ale i oni odwrócili się od niej plecami. Całkowicie zdruzgotana nie mając wyjścia , wynajęła pokój w najtańszym motelu który teraz miał być jej domem przynajmniej do czasu kiedy nie znajdzie jakieś pracy. Za nim jednak zacznie jej szukać musiała pozbyć się czegoś co w tej chwili tylko pogorszyło by jej sytuację. Dziecka. Tej małej istotki którą chętnie by zatrzymała gdyby tylko miała na to warunki. Z dala od toksycznego ojca była gotowa wychować go na dobrego człowieka , bo gdyby Poncho miał uczestniczyć w wychowaniu swojego potomka pewnie stał by się taki jak on ,a tego nie chciała. Choć ten dzień dostarczył jej i tak już dużo przykrości , rozpakowała się i zaraz potem pojechała do klinki ginekologicznej w której była pewna , iż pozbędzie się dziecka bez przeszkód za dość słoną opłatą.
************
Następnego dnia z samego rana zerwał wszystkich z łóżka i wezwał do salonu na naradę. Wróg cały czas ich obserwował i czekał na jakiekolwiek potknięcie. Alfonso nie mógł dopuścić do jakiegokolwiek ataku. Poza tym postanowił wprowadzić wiele zmian które teraz były im potrzebne. Jego nastrój nie był najlepszy tak więc nikt nawet słowem nie starał się sprzeciwić i każdy posłusznie zszedł na dół do salonu. Pozajmowali miejsca i nastawili uszy czekając na rozkazy.
- Skoro są już wszyscy przedstawię wam mój nowy plan. Od dziś wprowadzam zmiany i nie obchodzi mnie czy to się komuś spodoba czy nie , jasne ?! - zapytał rozglądając się po wszystkich twarzach.
- Tak jest szefie. - potwierdził każdy z osobna.
- Chris i Dulce zajmiecie się przeprowadzką , zmniejszyła się ilość osób zamieszkałych tu tak więc nie ma sensu zajmować tak wielkiego domu , poza tym lepiej nam będzie mieć wszystko na oku. - rzekł spoglądając na wtuloną w siebie dwójkę. - Ty Will zajmiesz się sprzedażą dziewcząt które posłałem do innych burdeli , od dziś ten interes zostaje zamknięty. Zamiast tego zainwestujemy tylko w broń i narkotyki to jest bardziej opłacalne a jeszcze bardziej bezpieczne. - powiedział spoglądając w stronę siostry.
Co miała przez to na myśli ? Nic innego jak uczucia , narkotyki można nabyć potem sprzedać za dużo większą kwotę i nie było ryzyka zakochania się. Jak widać z kobietami takie sytuacje się zdarzają choć jeszcze do nie dawna był przekonany ,że jemu akurat to nie grozi. Ale stało się dlatego teraz miał zamiar wejść w coś bardziej bezpiecznego. Skoro Anahi zniknęła z jego życia uznał ,że jedną kobieta będącą pod jego pieczą będzie Marisa i nikt więcej. Wczoraj przebolał stratę blondynki dziś nadszedł dzień kiedy ponownie staną na czele jako ten stary Poncho.
- Kilku z was pojedzie po kokę którą załatwiłem i załaduje do magazynów. Czterech ma obserwować Guzmana i jego bandę chcę znać każdy jego ruch. Pięciu z was , potem powiem którzy , pojedzie po kasę do naszych zadłużonych klientów. Czy są jakieś pytania ? - zapytał choć każdy doskonale wiedział ,że nikt ich nie ma bo jego rozkazy są jasne jak słońce.
- Nie szefie.
- W takim razie do roboty chłopaki. - rzekł ruszając do gabinetu.
Po tych słowach każdy zajął się tym co mu zlecono. Nie minął jednak kwadrans jak w pokoju pojawiła się trójka tych co jednak mieli pytania. Pierwsze padło z ust Willa.
- Wyjaśnisz nam co jest grane tak naprawdę , dlaczego przerzucamy się z dziewczyn na narkotyki ? - zapytał blondyn czując ,że z tą zmianą wiąże się coś więcej.
- Dlaczego zmieniamy miejsce zamieszkania ? Przecież ten dom jest twoim ulubionym. - rzekła czerwonowłosa. - I gdzie jest do cholery Anahi ? - zapytała Dulce widząc jak brat milczy mierząc każdego z nich zabójczym wzrokiem. - Czy ją też kazałeś sprzątnąć jak Lenę ? - zapytała nie mogąc już dłużej znieść jego zimnego opanowanego i wrogiego spojrzenia.
- Jeszcze słowo i ciebie sprzątnę ! - warknął wściekły. - A co do was panowie ,jeśli się wam nie podobają zmiany wasz problem. Ja nie zamierzam niczego wyjaśniać. - rzekł stanowczo. - A teraz wypie*dalać bo chcę zostać sam ! - wysyczał siadając w fotelu. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|