Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Nothing (else) matters - odc. 8
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:49:36 10-11-12    Temat postu:

Melduję się, że jestem
No to zgodnie z obietnicą poznaliśmy Corrinne
W tym Las Vegas to naprawdę się działo i sądząc po tym jak na siebie działają z Willem to kiedy książę ją odnajdzie śmiem domniemywać, że będzie się nieźle działo
A dziewczyna? Hm......jak dla mnie na razie za mało, żeby cokolwiek o niej powiedzieć, więcej niż to, że jest szalona i trochę beztroska. Ale jej siostra w postaci całkowitego przeciwieństwa może też nieźle namieszać. Ciekawa jestem dalszego ciągu i przedw wszystkim pierwszego spotkania Willa i Corrie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dull
Generał
Generał


Dołączył: 14 Wrz 2010
Posty: 8468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:35:18 11-11-12    Temat postu:

Tak jak myślałam panną młodą okazała się Corinne. Trzyma się to wszystko kupy
W Las Vegas było bardzo ciekawie. Widać, że Will i Corinne poszli na całość... Szkoda tylko, że mimo iż wzięli ślub, to tak naprawdę się nie znają... Teraz zapewne czas na poszukiwania... Ach, nie mogę doczekać się ich pierwszego spotkania!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:49:32 18-11-12    Temat postu:

Odcinek 5.


Kobieta, siedząca za antycznym biurkiem w równie antycznym fotelu, westchnęła ciężko. Absolutnie nie wyglądała na swój wiek, co więcej, sprawiała wrażenie tryskającej zdrowiem i może dlatego wieść o tym, że zamierza abdykować na rzecz swojego starszego wnuka, wywołała w mediach takie poruszenie. Nie miała wprawdzie pojęcia jak ów sensacyjny news przedostał się do prasy, jednak przez cały długi okres jej rządów, zdążyła się nauczyć, że pałacowe ściany mają bardzo wyczulony słuch. Zresztą o wiele ważniejsze od przeprowadzania dochodzenia na temat tego, kto zdradził jej plany światu zewnętrznemu, było w tym momencie ściągnięcie do pałacu przyszłego następcy tronu, choć jego ojciec i brat w ogóle nie byli tym pomysłem zachwyceni. Kochała ich równie mocno jak Willa, ale jej syn był życiową fajtłapą i zupełnie nie nadawał się na króla, a młodszy wnuk… było w nim coś, co ją przerażało, a czego na chwilę obecną nie potrafiła zdefiniować.
– Dlaczego tak uparłaś się, by sprowadzić tu Willa? – spytał, nonszalancko opierając się biodrami o starą komodę i wsuwając dłonie w kieszenie swoich eleganckich spodni, utkwił w niej spojrzenie swoich ciemnych oczu.
Kobieta odchrząknęła znacząco i zgromiła go spojrzeniem. Młody mężczyzna od razu wyprostował się i wyciągnął dłonie z kieszeni, uśmiechając się przepraszająco, ale nieszczerze.
– Julien ma rację – wtrącił szpakowaty mężczyzna, zajmujący miejsce po przeciwnej stronie biurka, przy którym siedziała. – Skoro Will chce wieść życie zwykłego prostaka, to nie powinniśmy go zmuszać, by wrócił.
– Andrew Charlesie Michaelu! Upadłeś na głowę czy to już pierwsze objawy demencji starczej? – spytała, spoglądając na syna ze zdumieniem. – Przecież uzgodniliśmy my, że to Will...
– Owszem, mamo, ale to było zanim mój syn uciekł bez słowa! – fuknął mężczyzna, gwałtownie podnosząc się z fotela. Anne Margarette doskonale zdawała sobie sprawę, że Andrew ciągle nie mógł przeboleć, że jego syn postąpił w taki, jego zdaniem skrajnie nieodpowiedzialny, sposób, czego nie omieszkał podkreślać przy każdej nadarzającej okazji. Także teraz. – To było bardzo nieodpowiedzialne – dodał już spokojnie. – Zachował się jak rozkapryszony gówniarz.
Anne westchnęła, splatając dłonie w koszyczek i oparłszy je o blat biurka, pochyliła się w stronę syna.
– Will bardzo przeżył śmierć matki – zaczęła cicho. – To wrażliwy chłopak, a ty dobiłeś go jeszcze swoim romansem z tą… – urwała, szukając w myślach stosownego określenia na kochankę swojego syna, a w końcu machnęła ręką, jakby odganiała muchę i przewróciła oczami z irytacją.
– Więc to moja wina?
– Tato – Julien podszedł do ojca i położył mu dłoń na ramieniu w uspokajającym geście. – Wszyscy to przeżyliśmy śmierć mamy, a twój związek z Gwen po prostu ujrzał światło dzienne w najmniej odpowiednim momencie.
Andrew spojrzał na syna i jego zacięty wyraz twarzy natychmiast złagodniał. Anne, widząc to, przygryzła od środka policzek. Nie ulegało wątpliwości, że to właśnie Julien od zawsze był ulubieńcem swojego ojca, jego oczkiem w głowie. Jeśli więc Andrew nie mógł mieć tronu dla siebie, logicznym było, że zrobi wszystko, by zasiadł na nim jego młodszy syn. Anne jednak nie zamierzała ustępować.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko i poklepał syna po dłoni, by zaraz potem ponownie przenieść wzrok na swoją matkę.
– Will nie zasłużył na to, by objąć tron – powiedział półgłosem. – Uciekł jak zbieg bez słowa wyjaśnienia i przez te wszystkie lata nie odezwał się ani słowem, nie interesował się co się tu dzieje, a my jak idioci kryliśmy go przez cały ten czas.
– I jeśli będzie trzeba, będziemy go kryć nadal – odparła kobieta stanowczo. – Postanowiłam i nie zmienię zdania, a póki co, to ja tu jeszcze rządzę.
Andrew mruknął coś pod nosem i wstał ze swojego fotela wyraźnie zirytowany.
– Więc po co ta narada, skoro i tak o wszystkim decydujesz sama, mamo?
– Decyduję sama, bo wy jesteście głusi na wszystkie argumenty. W ogóle nie przyjmujecie ich do wiadomości, a Willa skreśliliście już dawno i nawet nie dopuszczacie do siebie myśli, by wysłuchać co mam nam do powiedzenia.
– Nie będziemy tak rozmawiać. Nie pozwolę…
– Świetnie! Więc chyba powinniście już iść – zasugerowała tonem nieznoszącym sprzeciwu, posyłając im groźne spojrzenie. – Miłego dnia! – dodała, gdy Andrew i Julien stali już w drzwiach, ale żaden z nich nawet nie odwrócił się. – Hieny – prychnęła kobieta, kiedy drzwi zamknęły się z trzaskiem. Andrew nienawidził Willa, bo za bardzo przypominał mu jego tragicznie zmarłą żonę, którą uwielbiały tłumy, a Julien… Julien był po prostu zły. Do szpiku kości.

– Ślub w Las Vegas? – James nerwowo przeczesał włosy palcami, z niedowierzaniem zerkając na siedzącego w fotelu Willa. – Ty nie żartujesz.
Will uśmiechnął się blado i sięgnął do kieszeni spodni, po czym rzucił przyjacielowi obrączkę.
– Tylko tyle mi po niej zostało – oznajmił, podnosząc się z fotela.
Wayne zagwizdał z wrażenia. Fala złości, jaką wzbudziło w nim ujawnienie prawdziwej tożsamości jego przyjaciela, odpłynęła dość szybko. Nie każdy przecież mógł pod swoim dachem gościć księcia i zostać jego przyjacielem, prawda?
– Niezłe z ciebie ziółko, księciuniu – zaśmiał się, klepiąc Willa pokrzepująco po ramieniu. – Ale babunia chyba nie będzie zachwycona, hę?
– Na pewno będzie się na mnie złościć znacznie dłużej niż ty – odgryzł się Conway, siląc się na uśmiech, choć wcale nie było mu do śmiechu. – A nie wybaczy mi nigdy, jeśli dowie się o wszystkim z prasy, albo gdy moja żona jakimś cudem zjawi się u niej na prywatnej audiencji i wyjawi jej prawdę.
– Sugeruję więc, żeby twój przemądrzały giermek uruchomił swoje kontakty i spróbował ją znaleźć, zanim znajdzie ją ktoś inny, albo zanim ona sama się znajdzie.
James odchrząknął znacząco, posyłając Wayne’owi mordercze spojrzenie.
– Nie jestem giermkiem – zaprotestował. – Jestem agentem królewskich służb…
– Jak zwał, tak zwał – przerwał mu Wayne, podchodząc do szafki z alkoholami. – Wszystko i tak sprowadza się do wazeliny i włażenia przełożonemu do d**y bez mydła – dokończył, wychylając bursztynowy płyn ze swojej szklanki.
James zacisnął nerwowo szczęki i odwrócił się w stronę Willa.
– Zrób coś ze swoim nadwornym błaznem, bo jak słowo daję, oberwie kiedyś, jak się nie zamknie – mruknął konspiracyjnym szeptem, wykonując przy tym ręką gest podcinania gardła.
– Słyszałem – mruknął Wayne. – Ale przez wzgląd na mojego przyjaciela, udam, że nie. Willy, a czy ty masz jakichś wrogów? – spytał, stając między nim a Jamesem, obejmując przy tym obu ramieniem. – Bo tak się zastanawiam czy jest ktoś, komu mogłoby zależeć na tym, żeby ci zaszkodzić. – Wayne zrobił krótką pauzę, by to, co zamierzał powiedzieć za chwilę, uderzyło w nich z ogromną mocą. – Pomyśl, poznajesz pannę, która po kilku dniach, no dobra, nocach, zaciąga cię przed ołtarz, a potem znika z aktem małżeństwa. Moim zdaniem to wszystko zostało ukartowane przez kogoś, kto bardzo chce się ciebie pozbyć.
Conway spojrzał na Jamesa, marszcząc czoło. Kiedy zobaczył jego minę, wiedział, że myśli dokładnie o tym samym. W głowie mu się jednak nie mieściło, by tak urocza dziewczyna, okazała się jednocześnie aż tak wyrachowana. No i czy jego brat i ojciec naprawdę byli gotowi posunąć się do czegoś takiego, byle tylko zamknąć mu drogę do tronu?
– To co robimy? – przerwał ciszę Wayne, stając przed mężczyznami i zacierając ręce, jakby szykował się do otwarcia wymarzonego prezentu. – Jedziemy szukać kopciuszka czy jedziemy do złego księcia, by wycisnąć z niego prawdę i zdemaskować go przed królową?
James westchnął ciężko, przewracając oczami. Gdyby wszystko było takie proste, jak to się wydawało nadwornemu błaznowi Willa, świat byłby piękniejszy. Ale to nie była bajka rodem z Disneya, tylko prawdziwe życie, a on musiał zrobić wszystko by ocalić tyłek i dobre imię następcy tronu. Wiedział, że to nie będzie łatwe, ale kiedy poczuł na sobie ciepłe spojrzenie ciemnych oczu Ashley, która przysłuchiwała się wszystkiemu w skupieniu, uwierzył, że wszystko skończy się dobrze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunshine
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 25793
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:36:37 19-11-12    Temat postu:

Przemądrzały giermek, no nie! Tylko Wayne mógł coś takiego wymyślić!
W ogóle teksty Wayne'a są nie do przebicia. I to ciągłe bycie na rauszu
James też jest mocny. Ciekawi mnie czy znajdą Corinne i jak źle będą do niej do tej pory nastawieni. Eh... Biedna dziewczyna.
Julien rzeczywiście nie ma szans na tron dopóki jego kochana, rozsądna babunia jest na tym świecie. Widać, ze dobrze mu z oczu nie patrzy, skoro tak niechętnie Anne myśli o tym, że mógłby on przejąc władzę. O Andrew nawet nie wspomnę, zdrażnił mnie tylko ta faworyzacją młodszego syna.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madoka
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2010
Posty: 30699
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:24:29 21-11-12    Temat postu:

Ahahaha, przemądrzały giermek i nadworny błazen Przyznam bez bicia, że jestem zachwycona relacją na linii James-Wayne. Mężczyźni są bowiem tak wyraziści, a zarazem tak złowrogo do siebie nastawieni, że z czystą przyjemnością śledzę ich kolejne utarczki słowne I choć sympatia do Wayne'a zrodziła się już po pierwszym odcinku, to teraz James również wysuwa mi się na prowadzenie. Szczególnie, że coraz bardziej intryguje mnie jego znajomość z Ashley - co ich łączyło? Czy było to coś poważniejszego, czy tylko przelotny romans? A może to "coś" nadal trwa, choć oboje próbują temu zaprzeczać?? Na plus zaliczam także fantastycznie silną i pewną siebie kobietę, jaką jest Anne Margarette - która wie, czego chce i nie ulega wpływom innych.
Jeżeli zaś mowa o wcześniejszym odcinku - to, albo mi się wydaje, albo obie siostry Finley związały się z braćmi Conwey. Corinne wyszła bowiem za mąż za Willa, a Carleen jest (chyba) kochanką Juliana O samej głównej bohaterce wiemy zaś niewiele - ale chyba wystarczająco, by sądzić, że Will wrył się w jej pamięć na zawsze
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:03:15 24-11-12    Temat postu:

Jestem i ja ! Trochę spóźniona, ale jak to się mówi, lepiej późno niż wcale
W każdym razie, pewnie się powtórzę uwielbiam Wayna! Facet jest po prostu bezkonkurencyjny a jego teksty są jeszcze lepsze uśmiałam się jak czytałam tą wymianę zdań. Tym bardziej, że James nie jest wcale gorszy. Też potrafi powiedzieć co myśli i wcale się za bardzo tym nie przejmując. Mam nadzieję, że odnajdą Cori szybko, bo już się nie mogę doczekać jak będzie wyglądało ich spotkanie. Z drugiej strony trochę żal mi tej dziewczyny, bo obawiam się, że wszyscy będą wobec niej bardzo uprzedzeni
Ale muszę powiedzieć, że mam kolejną ulubienicę ! Babcia Anne jest również świetna i coś mi się wydaje, że w tym królewskim pałacu i świecie ona jedna będzie po stronie Willa. Jak widać książę, wcale nie będzie miał łatwo z ojcem i bratem, którzy są do niego źle ustosunkowani. Zastanawiam się, też czy przypadkiem Corinne nie znajdzie z czasem sojuszniczki w postaci babcia - królowej. No ale na to chyba za wcześnie.
Czekam w takim razie na kolejny odcinek i oczywiście w wolnej chwili zapraszam do siebie :*
Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:23:58 24-11-12    Temat postu:

Dzięki dziewczyny :*
Cieszę się, że postać Wayne'a tak mi się udała. Postaram się nie zepsuć Waszego ulubieńca ;D
Next być może jutro, ale niczego nie obiecuję na 100%.
Buziaki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:24:46 25-11-12    Temat postu:

Odcinek 6.

Wayne, leniwie się przeciągając wszedł do kuchni, kierując się wprost do lodówki. Suszyło go, a dodatkowo dzień zapowiadał się upalnie. Jeśli Will i jego giermek zdecydują, że akurat tego dnia muszą ruszyć na poszukiwanie księżniczki, to z pewnością nie będzie im towarzyszył.
Kiedy potknął się o jakiś materiał leżący przy kuchennym blacie, przeklął pod nosem.
– Co to, do cholery? – spytał sam siebie, przyglądając się badawczo bordowemu szlafrokowi, ale gdy kilkanaście centymetrów dalej, tuż przy lodówce, zobaczył męski podkoszulek, wszystko stało się jasne. – Ja mu pokażę! – mamrotał, wchodząc po schodach. – Będzie mi się tu panoszył jakiś pseudogiermek i jeszcze do tego uwodził moją niewinną córeczkę! Nie pozwolę na to!
– Na co? – spytał Will, który właśnie schodził na dół, starając się stłumić ziewnięcie.
– Na to! – fuknął wściekle Wayne, wciskając mu w tors szlafrok i podkoszulek. Conway w pierwszej chwili zmarszczył brwi, zastanawiając się, co przyjaciel ma na myśli, ale męski podkoszulek w parze z damskim szlafrokiem zestawione ze wściekła miną Wayne’a mówiły same za siebie.
– Wayne, co ty chcesz zrobić?
– Rozwalić mu ten lalusiowaty łeb! A przynajmniej oszpecić na tyle, by żadna dziewczyna nigdy już nie zechciała na niego spojrzeć. Zejdź mi z drogi, bo za chwilę przestaniemy być przyjaciółmi – warknął, starając się wyminąć Willa na wąskich schodach, ale ten trzymał się twardo, skutecznie uniemożliwiając przyjacielowi przejście. – Will, bo zaraz stracę cierpliwość.
– Powinieneś się uspokoić – zasugerował, popychając go lekko w dół schodów, ale Wayne nie dawał za wygarną.
– Przestań chrzanić! – warknął, znów napierając do przodu. – To nie twoją córkę obmacuje teraz ten lalusiowaty goguś – jęknął rozżalony, widząc, że Will nie ma najmniejszego zamiaru go przepuścić. – No i co cię tak bawi? – spytał oburzony, gdy Conway roześmiał się w głos.
– To, jak szybko włączył ci się instynkt ojcowski, albo raczej syndrom zazdrosnego tatuśka.
– Ty naprawdę chcesz oberwać – stwierdził Wayne. – Jeszcze słowo, a nie ręczę za siebie!
– Uderzysz przyszłego króla? – zaśmiał się Will.
– Teraz to przyszłego króla, a jeszcze niedawno byłeś zagubionym chłopaczkiem, który nie miał się gdzie podziać. Chcesz być królem kiedy ci wygodnie? To tak nie działa, Will. Albo bierzesz wszystko, albo nic.
Conway spoważniał momentalnie. Wayne może i się wygłupiał, ale miał sporo racji, a on musiał podjąć decyzję, od której będzie zależało jego dalsze życie.
– Czemu rozmawiacie tak głośno? – spytała Ashley, schodząc na dół. – Umarłego byście obudzili.
– Temu! – fuknął Wayne i wyrwawszy Willowi szlafrok z ręki, rzucił nim w córkę.
–Musiałam go zostawić wieczorem w kuchni. Było strasznie gorąco – powiedziała beztrosko. – Ale rozumiem, że chodzi ci o to, że mam nie rozrzucać po domu swoich rzeczy, tak?
– A to?! – warknął, rzucając w nią podkoszulkiem. – Lubisz się przebierać za facetów czy to może jakiś rodzaj fetyszu?
– O! Mój podkoszulek! – usłyszeli głos Jamesa, który właśnie wszedł do domu frontowymi drzwiami, w krótkich spodenkach i przepoconym t–shircie. – Gdzie był?
– Tam, gdzie go zostawiłeś – odburknął Wayne.
– Przebierałem się chyba w kuchni… – zamyślił się na chwilę. – Nieważne, grunt, że się znalazł, bo bardzo go lubię. Idę pod prysznic. Nie masz nic przeciwko, prawda Wayne?
– Do diabła z wami!...

***

Kiedy zeszła na dół, zastała go w kuchni. Ubrany tylko w bokserki i jasny podkoszulek na ramiączkach, opierał się biodrami i szafkę i wpatrując się jakiś punkt za oknem, popijał sok pomarańczowy. Przez chwilę wpatrywała się w jego idealnie wyrzeźbione ciało, przywołując w pamięci chwile, kiedy sunęła po nim niecierpliwymi palcami, całowała bez opamiętania i czuła na swojej skórze. Westchnęła cicho, ściągając tym na siebie jego wzrok.
– Ashley – szepnął.
Było ciemno i nie widziała dokładnie jego twarzy, ale wiedziała, że się uśmiecha, a jego oczach igrają psotne chochliki. Nie zapalając światła, podeszła do niego i stając na wprost niego, zabrała jego szklankę z sokiem i upiła łyk, tak jak robiła to już wiele razy.
James przekrzywił lekko głowę i spojrzał na nią zaciekawiony, czekając co powie, ale ona milczała, wpatrując się w jego twarz. Nie sądził, że spotka ją jeszcze kiedykolwiek, ale kiedy zobaczył ją w drzwiach domu, w którym miał mieszkać Will, poczuł w sercu dziwne ukłucie. W mig uświadomił sobie, że nie zniósłby, gdyby okazało się, że jest jego dziewczyną, albo co gorsza, narzeczoną. Nie przypuszczał jednak wtedy, że sprawy relacji Willa z kobietami są o wiele bardziej skomplikowane.
Omiótł wzrokiem jej sylwetkę. Mokre włosy opadały jej na ramiona, a na skórze, której zapach, smak i fakturę wciąż pamiętał zbyt dobrze, w bladym świetle księżyca, wciąż lśniły drobne kropelki wody.
– Nic nie powiesz? – spytała w końcu. James wzruszył ramionami, jakby od niechcenia, a jego wzrok mimowolnie powędrował w stronę jej dekoltu.
– A co mam ci powiedzieć?
– Choćby to, co planujesz.
– Znaleźć żonę Willa.
– Tego akurat się domyśliłam – stwierdziła, po czym pospiesznie poprawiła kusy szlafrok, który niefortunnie zawiązany, zsunął się z jej lewego ramienia.
– Naprawdę cię to interesuje? – zagadnął, zmniejszając dzieląc ich odległość. Ashley cofnęła się odruchowo, ale wtedy jej biodra napotkały przeszkodę w postaci blatu kuchennej wyspy. – Dlaczego uciekłaś z akademii? – spytał zmysłowym półgłosem, opierając dłonie o blat, po obu stronach jej bioder. – Żeby mieszkać z tym pajacem?
– Żeby uciec od ciebie.
– Nie wierzysz w przeznaczenie?
– Zapomniałeś, że nie jestem romantyczką, która cierpliwie wyczekuje swojego księcia? Wolę mieć swój los we własnych rękach.
– Chwilowo jest w moich – zauważył trafnie, pieszcząc oddechem wrażliwą skórę jej szyi. Ashley odruchowo odchyliła głowę do tyłu i wygięła ciało w łuk, dając mu lepszy dostęp. – Ucieczka z królewskiej akademii, to jak dezercja z wojska – szepnął w jej włosy.
– Uwodzenie podległych sobie uczennic, to też nie jest czyn godny pochwały. Zwłaszcza dla agenta z nienaganną opinią – wychrypiała mu do ucha.
James uśmiechnął się kpiąco, słysząc te słowa. Nie miał ochoty się z nią dłużej droczyć, dlatego bez słowa rozpoczął ustami wędrówkę po jej ciele, jednocześnie mocując się z wiązaniem szlafroku. Kiedy w końcu udało mu się rozwiązać supeł, chwycił ją za pośladki i uniósł do góry, sadzając na blacie, a sam bezceremonialnie wcisnął się między jej rozchylone uda, zsuwając jedwabny materiał szlafroku z jej ramion.
Ashley wzdrygnęła się lekko, czując wędrujące po jej skórze jego chłodne wargi, ale nie zamierzała protestować, a kiedy jego dłoń zaczęła się miarowo poruszać między jej udami, jęknęła cicho, wbijając paznokcie w jego kark. Tęskniła z nim, za jego dotykiem i bliskością i wiedziała, że choćby niewiadomo jak z tym walczyła, przegra. Nie była zadowolona, gdy nagle oderwał się od niej, zaprzestając pieszczot. Widział to i bawiła go jej naburmuszona mina. Pragnął jej jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a mimo to z ociąganiem pozbył się swojego podkoszulka, rzucając go w kąt, a potem jeszcze przez chwilę stał tak w zupełnym bezruchu, roziskrzonym wzrokiem wpatrując się w jej nagie ciało, gotowe, by go przyjąć.
Kiedy wsunęła dłoń za gumkę od jego bokserek i zdecydowanym ruchem przyciągnęła go do siebie, zaśmiał się niemal w głos i ująwszy jej twarz w swoje dłonie, wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek.
– Nie tutaj – mruknęła, oplatając jego biodra swoimi udami. – Wayne gotów cię zabić, jeśli…
– Zaryzykuję – przerwał jej rozbawiony na samą wzmiankę o nadwornym błaźnie i jego potencjalnej reakcji na to, co zobaczyłby, gdyby w tej chwili coś przygnało go do kuchni. – Albo jednak nie – stwierdził po chwili ze śmiertelnie poważną miną, chwytając ją za biodra i zsuwając z kuchennego blatu. – Lepiej chodźmy na górę…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunshine
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 25793
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:34:55 25-11-12    Temat postu:

OoO to mnie zdziwko chapnęło... Ashley i nadworny giermek się znają? I to jak znają... Dogłębnie można rzec
Wayne ma spóźniony instynkt ojcowski Jeszcze niedawno marudził na złośliwy los, że mu podstawił pod nos bezczelną córeczkę, a tu proszę... Wiesz, że jak do tej pory jest najbardziej wyrazistą postacią?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:38:18 25-11-12    Temat postu:

Wiem, ale u mnie chyba już tak jest, że zawsze ktoś teoretycznie drugoplanowy niespodziewanie wysuwa się na pierwszy plan. Zresztą chyba zostałabym udoszona i poćwiartowana, gdyby teraz nagle Wayne się zmienił, albo gdyby gdzieś zaginął w akcji i zniknął z opowiadania, nie? No, więc musisz to jakoś przebolec
dzięki :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunshine
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 25793
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:54:45 25-11-12    Temat postu:

Ani myślę traktować tego jako ból Wiesz, że uwielbiam Deppa i wiesz, że Wayne jest moim najukochańszym. Zresztą zawsze wolę tych skomplikowanych Tzn alkohol i wieczny kac oraz uszczypliwe teksty są jak najbardziej korzystne
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:03:17 25-11-12    Temat postu:

No, to mówisz i masz Wayne nie zniknie i nie zmieni się - możesz spać spokojnie, aczkolwiek teraz czas już na poszukiwania księżniczki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:42:19 04-12-12    Temat postu:

Jestem i tutaj
Coś mi świtało, że Aschley i James mogą się znać. Te ich ukradkowe spojrzenia itp. A tu proszę jak najbardziej się znają i to jak mniemam dość dokładnie i dogłębnie i to jeszcze z akademii królewskiej. tego to bym się akurat nie spodziewała
Hehe.....czyli coś jednak było na rzeczy tej nocy gdyby tylko Wayne znał prawdę.... rozerwał by córkę i Jamesa na drobne kawałki, a do tego wszystkiego dostał jeszcze zawału :p
W każdym razie ja go oczywiście uwielbiam, co nie zmienia faktu, że brak mi było w odcinku samego Willa no i tej jego panny młodej. Niech no oni ją szybko znajdą bo wtedy dopiero zacznie się dziać
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:42:39 26-12-12    Temat postu:

Odcinek 7.

Leniwie przewróciła się na bok, ale zamiast ciepłego, idealnie wyrzeźbionego ciała, w które miała ochotę się wtulić, napotkała tylko zimną pościel przesiąkniętą jego zapachem. Uniosła się na łokciach i rozejrzała po pokoju. Jego koszula wisiała na ramie łóżka tak, jak ją tam porzucił minionego wieczora w ferworze zrywania odzieży z ich obojga. Przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu, bo to, że wciąż tam wisiała oznaczało, że tym razem nie zniknął przed świtem, jak to miał w zwyczaju. Niestety, nie oznaczało to jednak niczego więcej.
Westchnęła cicho i sięgnęła po bladoniebieski materiał, okrywając nim swoje ciało, po czym ostrożnie uchyliła drzwi sypialni. Przystanęła w progu, opierając się ramieniem o futrynę i powoli zapinając środkowe guziki jego koszuli. Nie zauważył jej. Stał przy kuchence elektrycznej, w jednej dłoni trzymał kubek z gorącą kawą, a drugą mieszał drewnianą łyżką w patelni. Kosmyki ciemnobrązowych włosów niesfornie opadały mu na czoło, a pociągła twarz, pokryta kilkudniowym zarostem, pierwszy raz odkąd go poznała, miała naprawdę pogodny wyraz.
Kiedy przemaszerował w stronę zlewu, by wstawić do niego pusty kubek, przygryzła policzek od środka. Widok jego nagiego torsu w promieniach porannego słońca, a do tego naprawdę zgrabnych pośladków opasanych ciasno białym, frotowym ręcznikiem, sprawiły, że przez jej ciało przetoczyła się fala gorąca.
– Dzień dobry – powiedziała cicho, uśmiechając się promiennie. Spojrzał na nią przez ramię, zakręcił kran i odstawiwszy kubek na suszarkę, odwrócił się przodem do niej, wycierając dłonie w ścierkę. Pożądliwym wzorkiem zmierzył jej idealną sylwetkę, której walory skutecznie zamaskowała jego własna koszula i uśmiechnął się szeroko, opierając się biodrami o krawędź zlewu.
– Gdybym wiedział, że wstaniesz, zrobiłbym więcej jajecznicy.
– Gdybym wiedziała, że nie znikniesz o brzasku, wstałabym wcześniej – odparła, po czym usiadła na wysokim krześle przy wyspie i zabrała z podstawka kromkę bułki, smarując ją masłem.
– Masz do mnie o coś żal? – spytał, podchodząc do niej z drugiej strony wyspy, a kiedy podniosła na niego wzrok, wsparł się o blat i pochylił lekko w jej stronę. – Nigdy niczego ci nie obiecywałem.
– Mam dość naszych ukradkowych schadzek – mruknęła obrażona. – Spotykamy się jak zbiedzy, co chwila wynajmujesz inne mieszkanie a mnie traktujesz jak maszynkę do zaspokajania swoich potrzeb, najczęściej seksualnych.
– Kiedy wczoraj zadzwoniłem do ciebie nie oponowałaś i nie zastanawiałaś się zbyt długo – przypomniał, uśmiechając się bezczelnie. – Powinnaś docenić…
– Może jeszcze mam ci paść do stóp i dziękować, że w ogóle raczyłeś się mną zainteresować?! – oburzyła się, nie pozwalając mu dokończyć.
– Nie złość się, piękna – poprosił łagodnie, zaczepnie trącając ją palcem wskazującym w nos. – Nie chcesz chyba zniweczyć naszych starań? Kiedy moja babka dowie się o Willu…
– Nie podoba mi się, że wmieszaliśmy w to moją siostrę – powiedziała poważnie, odkładając kawałek bułki na talerz i spoglądając mu prosto w oczy. Patrzył na nią skupiony, nerwowo zaciskając szczęki. I znów wydał jej się zimny i wyrachowany.
– Nie, Carleen Finley. Nie wmieszaliśmy w to twojej siostry. Sama postąpiła nierozważnie, podobnie jak mój brat. Nie robimy nic złego – mówił z pełnym przekonaniem, odgarniając pasmo jej gęstych, falowanych włosów za ucho i zbliżając twarz do jej twarzy. – Wykorzystujemy tylko sytuację, jaką daje nam los – szepnął tuż przy jej ustach, kciukiem gładząc policzek.
– Julien… – mruknęła niezadowolona.
Chciała go odepchnąć i wyswobodzić się z jego objęć. Coraz mniej podobał jej się tej plan, zwłaszcza, gdy widziała swoją siostrę, tępo gapiącą się w obrączkę, która wciąż tkwiła na jej serdecznym palcu, zupełnie jakby książę William, następca tronu, naprawdę był miłością jej życia.
– Julien – powiedziała stanowczo, chwytając go za nadgarstki i odsuwając się do tyłu, nim jego usta spoczęły na jej wargach. – A jaką ja właściwie mam gwarancję, że nie poślesz mnie do diabła, gdy dostaniesz to, czego chcesz? Skoro to skandal, że twój brat ożenił się z moją siostrą, to twój ślub ze mną też będzie skandalem, prawda?
Mężczyzna westchnął ciężko i świdrując ją swoim przenikliwym spojrzeniem, powoli zaczął rozpinać guziki koszuli, którą miała na sobie.
– Pocałunki nie kłamią, Carly – szepnął jej we włosy, pieszcząc oddechem wrażliwą skórę tuż przy uchu. – Kiedy przejmę tron, to ja będę stanowił prawo. Zresztą – dodał, powoli zsuwając bladoniebieski materiał z jej ramion – nie porównuj przygodnej znajomości i szybkiego ślubu w Vegas do tego, co jest między nami…

* * *
Corinne od piętnastu minut wycierała tą samą szklankę. Nie potrafiła wyrzucić z głowy wspomnień z Vegas. Kiedy tylko przymykała powieki, przed oczami pojawiał jej się obraz uroczego nieznajomego, który bardzo szybko stał się jej mężem.
– Corie, co z tobą? – gruby, zachrypnięty głos właściciela lokalu wyrwał ją z rozmyślań. – Odkąd wróciłaś z Vegas ciągle bujasz w obłokach. Nigdy więcej nie wyślę cię już na żadne szkolenia barmanów, jeśli natychmiast nie wrócisz do nas na ziemię.
– Przepraszam, Sam – odparła, uśmiechając się uroczo. – Już biorę się pracy.
– No ja myślę. Za godzinę otwieramy, a prawie nic jeszcze nie jest gotowe.
– Zdążymy – zapewniła. Mężczyzna uśmiechnął się i grożąc jej palcem jak małej dziewczynce, zniknął na zapleczu. Corinne zebrała włosy i związała je niedbale na czubku głowy, po czym chwyciła ściereczkę i ruszyła ściągać krzesła i przecierać stoliki. Kiedy była w loży, przy czarnych, skórzanych kanapach, między donicami ze sztucznymi kwiatkami zobaczyła jakieś kolorowe pisemko.
– Faceci – mruknęła, schylając się, by je podnieść, będąc przekonaną, że to pismo z gatunku dla mężczyzn. Miało zdartą okładkę, część kartek była potargana i miała pozadzierane rogi. Nadawało się tylko do śmieci, ale coś kazało jej przejrzeć je przed wyrzuceniem do czarnego worka. Już na pierwszy rzut oka zorientowała się, że to jednak jakaś babska gazeta, a gdy przerzuciła pobieżnie kilka stron, zamarła.
– To niemożliwe – wyszeptała, opadając na kanapę. Kiedy jej oddech uspokoił się, a serce zaczęło normalnie bić, ponownie zerknęła na zdjęcie w kółeczku w dole strony, a potem na nagłówek artykuliku: „Gdzie jest książę?”. Obok był krótki tekst o planach miłościwie panującej królowej dotyczących zrzeczenia się tronu na rzecz starszego wnuka i informacja o tym, że książę od czasu śmierci swojej matki i wyjazdu na studia nie był widywany publicznie i nie przebywał w pałacu a być może nawet w ojczyźnie.
– Wilhelm Andrew Charles Conwey–Sinclair – wyszeptała, opuszkami palców dotykając fotografii księcia sprzed kilku lat. – Jesteś księżniczką Corinne Finley. Księżniczką. Księżna Corinne Alexandra Conwey–Sinclair – powtórzyła głośniej, by sprawdzić jak brzmią te słowa wypowiadane na głos, po czym zerknęła na swoją obrączkę i roześmiała się histerycznie. Los w końcu się do niej uśmiechnął. Wreszcie skończą się problemy finansowe jej i jej siostry. Musi tylko odnaleźć męża, rozkochać go w sobie i przekonać, że będzie idealną żoną i królową. Nic prostszego, prawda?
– Corie, dobrze się czujesz? – spytał zdezorientowany zachowaniem swojej najlepszej barmanki Sam.
– Wspaniale! – odparła, wieszając mu się na szyję. Sam niepewnie odsunął ją od siebie i przyjrzał się jej badawczo. Ten nagły wybuch euforii był dość dziwny, zwłaszcza, jeśli dotyczył Corinne, która była raczej cichą i zamkniętą w sobie osóbką.
– Musisz zwolnić mnie do domu, mam coś do załatwienia.
– Oszalałaś? Mam w pół godziny znaleźć zastępstwo za ciebie? Chyba jesteś niepoważna! Zresztą, co jest ważniejszego…
– Muszę dostać się na audiencję u królowej.
– Dziecko! – Sam chwycił ją za ramiona i spojrzał na nią zatroskany. – Oszalałaś. Vegas przewróciło ci w głowie.
– Nie, Sam. Vegas zmieniło moje życie – odparła, kierując się do wyjścia.
– Corie, wracaj tu natychmiast! Nie zgodziłem się, słyszysz? Corie…!


Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 23:53:22 26-12-12, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:47:09 26-12-12    Temat postu:

dubel...

Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 23:52:05 26-12-12, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin