|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:48:32 27-06-12 Temat postu: |
|
|
Jak dla mnie cała trójka jest wręcz urocza! Nawet Liam ze swoją lekką niezdarnością, z świetnym humorem jak widać, a Brandon to już całkowicie, podoba mi się jego obojętność i tajemniczość wobec Av. I sama już jestem ciekawa roli Blake'a, zwłaszcza że panowie chyba za sobą nie przepadają. |
|
Powrót do góry |
|
|
Ninnare Debiutant
Dołączył: 08 Cze 2012 Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:33:23 01-07-12 Temat postu: |
|
|
Eillen dziekuje za cenne wskazowki! Niestety nie mam polskiej przegladarki i nie podkresla mi bledow, a jestem z natury roztrzepana i ich nie widze
Ayleen milo mi, ze spodobal Ci sie Brandon. To tez moja ulubiona postac, wiec wciskam go do kazdego odcinka. Nastepny pojawi sie moze jutro... Ostatnio musze byc prawie codziennie w pracy i chociaz mam juz 10 odcinkow do przodu, to nie mam czasu ich przepisac
Zapowiem, ze juz niedlugo, pojawi sie calkowicie nowa postac (Sean Farris) I oczywiscie obiecany Blake, za ktorym faktycznie Brandon nie przepada... ^^ |
|
Powrót do góry |
|
|
Ninnare Debiutant
Dołączył: 08 Cze 2012 Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:49:40 03-07-12 Temat postu: |
|
|
Odcinek piąty:
- Masz dla mnie jakieś wskazówki?- zapytała Avery szykując się do walki. Były to przygotowania raczej psychiczne niż fizyczne, bo cieżko okładać się z przyjacielem. Wtedy w kuchni to było coś zupełnie innego. Wówczas nad sobą nie panowała, teraz było już inaczej. Dwójka stała nadal obok Brandona, który zajety był wyładowywaniem sie na worku treningowym. Blondyn zrobił zamyślona minę. Nie chciał podpowiadać przeciwnikowi, ale z drugiej strony miał nie pomóc przyjaciołce? Niech zna jego dobroć.
- Radzę ci... wykorzystać swoją szybkość - rzucił na odczepnego, po czym posłał jej szczeniacki uśmieszek.
- Szybkość mówisz... - powtórzyła Avery, patrząc na niego podejrzanie.
- Każdy z nas jest w czymś lepszy, to coś jak wrodzone umiejętności. Z tego co zauważyłem ty jesteś szybsza, Brandon silniejszy, a ja mam świetnego,
- Farta - dokończył za niego Hale, kierując swoją pięść w worek i uśmiechając sie cwaniacko. Liam spojrzał na niego spod byka i posyłając Av spojrzenie typu "nie słuchaj go" dokończył:
- Cela, jestem zręczniejszy - uśmiechnął sie dumnie, na co Brandon przewrócił teatralnie oczami i mruknął coś pod nosem, nabijając sie z kumpla. Za pomocą zębów odwiązał owinięte wokół jego dłoni bandaże i dał tym samym znak, że na dzisiaj zakończył już trening.
- To kiedy zaczynacie, bo aż chcę to zobaczyć? - uśmiechnał się porozumiewawczo do dziewczyny, po czym cała trójka ruszyła w kierunku tzw areny. Co prawda z arena czy ringiem, nie miała ona wiele wspólnego, ale takie spełniała zadanie. Było to po prostu miejsce po drugiej stronie hangaru z porozkładanymi materacami. Jakby one miały pomoc rozpędzonym łowcom... Liam i Avery stanęli naprzeciwko siebie. Blondyn machnał reką, dając jej tym samym sygnał, żeby zaatakowała. Jednak to ostatecznie on wykonał pierwszy krok i rzucił się w kierunku dziewczyny. Prestonowa się zwinnie uchyliła, a Liam wylądował na podłodze. Uderzył pieścią w materac i szybko sie pozbierał, próbując znów zaatakować. Walka byla dość wyrównana, a nawet można się pokusić o stwierdzenie, że to chłopak górował. Jednak za każdym razem kiedy szala zwycięstwa przechylała się na jego korzyść, Brandon stojący obok pomagał Av. Bacznie obserwował pojedynek i podpowiadał dziewczynie, mówiąc "z prawej" czy "uchyl sie". Czerpał satysfakcjeę, kiedy Liam gromił go wzrokiem za każdą udzieloną wskazowkę. Hale robił wtedy minę niewiniatką i podśmiechiwał sie pod nosem. Kiedy blondyn po raz kolejny padł na ziemię, za plecami Hale'a rozległy sie oklaski. Głowy całej trójki natychmiast sie odwrociły, a oczy utkwiły w postaci, która pojawiła sie w ich siedzibie. Avery poczuła chłód, zupełnie jak feralnego dnia w kuchni. Na widok bruneta o szyderczym usmieszku, aż się wzdrygneła. Demon. Dziewczyna stała jak zahipnotyzowana, dlaczego nie atakują?
- Brawo... niezła ta wasza mała... - rzucił brunet, obdarzając ją badawczym spojrzeniem. Bez obaw meżczyzna zbliżył się do nich, pokazując swoje czarne jak smoła tęczówki. A wiec tak wygladały demony? Jak ludzie? Ale co robił, ten czarny dym w jej domu? Avery przełknęła głośno ślinę, aż Liam złapał ją za rekę i szepnął:
- Spokojnie, on jest tak jakby po naszej stronie - miał zamiar uspokoić przyjaciółkę, ale nie do końca mu to wyszło, bo przecież co to znaczy "tak jakby"?
- Czego chcesz Blake?- warknął Brandon, nie spuszczając z niego oka. Na jego zwykle kamiennej i zimnej twarzy pojawił się znak wściekłości. Pulsująca żyła na czole i zaciśnięte mocno usta bardzo go zdradzały. Za to demon wygladał na nadzwyczaj zrelaksowanego, a nawet rozbawionego całą sytuacją.
- A czego mógłbym chcieć?- usłyszał w odpowiedzi Hale, co jeszcze bardziej wyprowadziło go z równowagi. Nie lubił gierek i odpowiadania pytaniem na pytanie.
- Może powęszyć, a później zdać relacje swoim, żeby wrócić do łask? Brzmi nieźle, nie?- rzucił Brandon. Już na kilometr można bylo wyczuć, że ta dwójka się nie lubi. Zresztą to logiczne. Demon i łowca, po prostu nie mogą się kumplować. Avery jednak cały czas chodziły po głowie słowa Liama. Jak demon mogł być po ich stronie?
- Masz dla nas jakieś informacje? - odezwał sie nagle Devon, który akurat wrócił do siedziby. Jego ton był znacznie łagodniejszy niz atak Brandona. Jednak obyło sie bez dodatkowych uprzejmości.
- Informacje... to chyba brzmi jeszcze lepiej niż twoja dorobiona teoria, nie Hale? - demon posłał mu połowiczny uśmieszek. Brandon początkowo nie zareagował. Wbijał tylko w niego pełne wrogości spojrzenie, po czym odwrocił się i odszedł. Kiedy przechodził obok kolumny, wyładował na niej swoj gniew i wymierzył w nią pieścią. Zrobił to z taką silą, że na jej powierzchni pojawiły sie pęknięcia. Blake gwizdnął pod nosem, wyraźnie zadowolony, że udało mu sie wyprowadzić z równowagi stoika, jakim niewątpliwie był Brandon. Kiedy demon stracił zainteresowanie odchodzącym łowcą, zwrócil się do Devona.
- Joshua wrócił do miasta - przekazał informacje i ulokował swoje spojrzenie w Avery.
- To już wiemy Sherlocku - odezwał się nagle Liam, za co spotkało go tylko pogardliwe spojrzenie Blake'a.
- Liam ma racje... Avery miała z nim do czynienia - stwierdził Devon z zamyśloną miną. Dziewczyna się wydawała zaskoczona, bo nawet nie wiedziala o tym "drobnym" szczególe.
- Avery...- powtórzył demon i pomknął z w jej strone niczym wiatr. Nagle zmaterializował się tuż przed nią, stając z nią oko w oko. Dzieliło ich jakieś 15 cm, dlatego Av cofnęła się o krok. Blake uśmiechnął się triumfalnie.
- Oszczędził cię... ciekawe...
***
- Nadal nie kumam... - powiedziła Avery, grzebiąc łyżeczką w musli. Jadła je non stop od trzech dni, więc miała go serdecznie dosyć. Oparła głowę na recę i wbiła wzrok w przyjaciela, siedzącego naprzeciwko. - Dlaczego akurat demon musi być waszym informatorem? - dodała, kontynuując zabawę swoim śniadanio-obiado-kolacją.
- Albo to albo poszedłby spać z rybkami - wzruszył ramieniem Liam.
- I dlatego zaczął współpracować dla wrogów? To chore - rzuciła i skupiła się ponownie na misce. Przyjaciel uśmiechnął sie do niej jak do małej dziewczynki i odpowiedział:
- Wiesz... myśle, że demony nie kierują się zbytnio honorem... To zdradliwe szumowiny, nawet Brandon im nie ufa - napełnił sobie ponownie miskę płatkami, na co Avery nie mogła patrzeć. Jemu to naprawdę smakowało! Dla niej to była jakaś bezsmakowa papka, ktora z dnia na dzień stawała się jeszcze gorsza. Będzie musiała sie zająć asortymentem kuchni, w końcu nikt nie robi lepszych zakupów niż Avery.
- Nie dziwie się... źle mu patrzy z oczu - rzuciła dziewczyna z zaciętą miną, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie. Na sama myśl dostawała gęsiej skórki.
- Nie o oczy tutaj chodzi... - zaczał, dolewając sobie mleka - Blake kiedyś coś zrobił, a Brandona bierze cholera, że nie może się zemścić... Póki Blake dla nas pracuje, nie możemy go tknąć. Może demony same się kapną i zrobią z nim porzadęk, w co szczerze wątpie... - dodał, wzbudzając jednocześnie ciekawość Av. Wywnioskowała z tego tyle, że napięta sytuacja musi mieć jakieś głębsze korzenie.
- Dlaczego watpisz? - zapytała.
- Powiedzmy, że demony nie należą do zbytnio rozgarniętych... - rzucił Liam i puścił jej oczko, na co dziewczyna się roześmiała. Zbyt wielu demonów w swoim życiu nie widziała, ale wierzyła przyjacielowi na słowo.
- Wiesz co zrobił takiego Blake? - zapytała, siląc się na obojętny ton, chociaż w rzeczywistści zżerała ją ciekawość. Zawsze myślała, ze nie lubią się, bo po prostu jeden to łowca a drugi to demon. Skoro to nie było jedyną przyczyną, Av musiała dowiedzieć się o co chodzi!
- Podobno... chcesz jeszcze? - zmienił nagle temat Liam, podsuwając jej płatki. Blondynka zmarszczyła nos, ale szybko zorientowała się, skąd taka reakcja. W progu kuchni stanął Brandon uśmiechając sie do nich tajemniczo.
- Jak wy możecie to jeść? - rzucił, patrząc ze współczuciem na Av, której musli wręcz rosło w misce. Dziewczyna zauważyła, że ten chowa coś za plecami. Natychmiast wyciągnęła szyje, żeby się przyjrzeć, ale Brandon był szybszy i żeby dziewczyna nie złamała sobie karku postawił pakunek na stole. Szara torba z logiem Burger Kinga wywołała na twarzy Av uśmiech od ucha do ucha. Brandon z kolei usmiechnął się dumnie jakby prezentował im świeżo upolowanego jelenia, a nie żarcie z fastfooda.
- Jesteś kochany!- pisnęła dziewczyna, wyciagając rece w strone torby. Dorwała pierwszego lepszego hamburgera i wgryzła się w niego jak rasowy drapieżca. Po raz pierwszy tak jej smakowało! Zazwyczaj nie lubiła śmieciowego żarcia, ale dzisiaj było idealne. Widząc pałaszujacą Av, Liam też nabrał ochoty na hamburgera. Wyciagnął rekę, ale ubiegl go Brandon z krótkim "e...e...e".
- Ty jedz ten swój whiskas... - rzucił z cwanym uśmieszkiem, ale widząc obrażoną minę kumpla szybko dodał - Żartowalem przecież - uśmiechnął się i podsunął mu jedzenie pod nos. Liam natychmiast porwał jednego, jakby się bał, że Brandon zmieni zdanie. Po chwili i Hale dorwał się do swojej zdobyczy, nagle uniósł głowę i przestał przeżuwać.
- Słyszycie to? - zapytał, po czym Avery zerwała się z miejsca.
- Telefon! - krzyknęła pospiesznie, szukając swojej nokii. Po chwili podniosła ją triumfalnie i nacisnęła zieloną sluchawkę.
- Ruby! - blondynka już dawno nie była tak zadowolona. Praktycznie nigdy nie rozstawała się przyjaciółką, nigdy też nie miała przed nią tyle tajemnic. Nie czuła się z tym najlepiej, ale nie miała innego wyjścia. Według Ruby, Av byla teraz u babci Betty w Seattle, według mamy pod namiotami. Jeszcze trochę i bedzie musiała zapisywać, te wszytskie swoje kłamstwa.
- Hej... - zabrzmiał niewyraźny głos w słuchawce. Jednak za nim Avery zdążyła zapytać co sie stało, Ruby zastrzeliła ją trafnym pytaniem.
- Właśnie dzwoniła do mnie twoja mama i dowiedziałam się, że jestem z toba na polu biwakowym, wiesz coś o tym? - Prestonowa poczuła się jakby ktoś uderzył jąą czymś twardym w głowę. Rzeczywistość ją w końcu dopadła i to szybciej niż się tego spodziewała. Zaczynała żałować, że sprzedała swoim bliskim dwie różne wersje. - Moja mama do ciebie dzwoniła? - to było jedyne pytanie, jakie zdołała z siebie wykrztusić po chwili milczenia.
- Tak, bo ty nie raczysz odbierać - mruknęła z wyrzutem Ruby. Faktycznie, w ostatnim czasie byla tak zajęta szkoleniem, ze nie zwaracała sobie głowy takimi przyziemnymi sprawami jak telefon.
- Co jej powiedziałaś? - zapytała niepewnie Av, spodziewając się najgorszego.
- Że świetnie się bawimy, a twój telefon nie ma zasięgu... Av, zawsze sobie wszystko mówiłyśmy, a od tej imprezy nad jeziorem... Masz jakieś kłopoty? - zapytała przyjaciółka, wyraźnie zmartwionym tonem. Av wróciła do chłopaków i usiadła na krześle, uciszając przy okazji Liama, który koniecznie chciał wiedzieć kto dzwoni.
- Nic z tych rzeczy... po prostu powiedziałam mamie, ze jedziesz ze mna, żeby się nie martwiła - wymysliła na poczekaniu Av, przygryzając wargę.
- Czyli jesteś tam sama?
- Skąd! Z... nowymi znajomymi - rzuciła Prostonowa, usmiechając sie do Brandona.
- Z nowymi znajomymi? Coś kręcisz - odpowiedziała czujnie Ruby. Cieżko jej było wyciągnąć przyjaciółkę z domu, a teraz pojechała pod namioty z nowymi znajomymi? Ta sprawa śmierdziała na kilometr. Zresztą nie musiala jej zaraz oszukiwać, że jedzie do Seattle.
- To Ruby? - wypalił nagle Liam, po czym Av zasłoniła szybko telefon dłonią. Jej mina nie przepowiadała mu długiego życia, bo miała zamiar go udusić. Pozostawała nadzieja, że przyjaciołka tego nie słyszała. Tia.. nie słyszała.
- To Liam?- zapytała zaskoczona.
- Nie, nie... telewizor! Wiesz pogadamy później, ok? - po czym pospiesznie się rozłączyła i rzuciła telefon na stół.
- Zwariowałes!? Przecież jesteś z harcerzami w lesie, a nie ze mną w namiocie!- krzyknęła blondynka. Liam byl czasami tak beznadziejny, ze az sie w glowie nie mieściło. Zawsze miał za długi język i przez to popadali w kłopoty. Ciekawe jak teraz wytłumaczą to, że znaleźli się w tym samym miejscu o tym samym czasie.
- Zadzwonię do niej! - rzucił Liam, wyciagając telefon z kieszeni.
- Nie! - wyrwała mu komórke Av - Daj mi pomyśleć...- mruknęła.
- Nie chce was dołowac, ale...- zaczął Brandon i pewnie gdyby nie powaga sytuacji, to by sie roześmiał, ale postanowił sie pohamować - ... telewizor pod namiotem? - Liam i Avery spojrzeli na siebie i w tym samym momencie rzucili:
- Cholera... |
|
Powrót do góry |
|
|
Ninnare Debiutant
Dołączył: 08 Cze 2012 Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:13:37 12-07-12 Temat postu: |
|
|
Odcinek szósty:
Z końca siedziby łowców dochodziły odgłosy strzałów. To wywołało zainteresowanie Devona, który już od dłuższego czasu, siedząc wygodnie w gabinecie im sie przysłuchiwał. Był pewien, że to Avery, więc postanowił sprawdzić jej postępy. Ruszył swój szanowny tylłek i już po chwili pojawił się za plecami blondynki. Stanął oczywiście w bezpiecznej odleglości, drapiąc się po brodzie i bacznie obserwując. Dziewczyna wyglądała już na bardziej pewną siebie. W dłoni trzymała srebrnego colta należącego do jej ojca, z którego już miała nawet okazję strzelać. Nie powinna jednak tego zaliczyć do udanych debiutów, bo o mały włos nie trafiła przyjaciela. Teraz była już oswojona z bronią. Z zacietą miną próbowała trafić dziesiątkę, ale w najlepszym razie udawało jej się drasnąć szóstke, co strasznie ją denerwowało.
- Kurde... - mruknęła, gdy spudłowała po raz setny. Załadowała nowy magazynek i wymierzyła przed siebie.
- Uspokój rekę i nie frustruj się... i tak idzie ci lepiej niż innym... - odezwał się nagle Wallace i wskazał podbródkiem grupkę nowych, których Liam powalał po kolei na ziemię. Avery uśmiechnęła się widząc ten obrazek, po czym spojrzała na Devona.
- Długo znał pan... znałes mojego ojca? - poprawiła się, przypominając sobie, że wolał gdy mówi się mu po imieniu. Stwierdził, że hasło "pan" dodaje jakieś 20 lat, a on nadal czuje się jak osiemnastka. Swoją drogą, ciekawy z niego szef skoro miał takie luźne podejście do siebie. Szkoda, że do pracy nie podchodził równie swobodnie.
- Prawie trzydzieści lat... sama oceń czy to dlugo - uśmiechnął się Devon i wyciagnął rekę po jej pistolet. Av posłusznie mu go oddała, po czym dowódca uśmiechnął się pod nosem i przejechał palcem po wygrawerowanym napisie. Nagle wymierzył w tarczę i trzykrotnie strzelił. Zawsze celnie.
- Piekny... - zaczął rozmarzonym tonem, oddając broń dziewczynie - ma teraz godnego, nowego właściciela - dodał i puścił jej oczko. Avery przygryzła wargę i widać było zmieszanie na jej twarzy.
- Ja jeszcze... - zaczęła, ale wszedł jej w słowo dowódca.
- Tak wiem, jeszcze sie zastanawiasz, ale pamiętaj, że łatwiej byłoby nam wszystkim chronić i ciebie i twoją matkę, gdybyś była jednym z nas... - odpowiedział Devon spokojnym tonem. Rozumiał wahania dziewczyny, dlatego postanowił dać jej trochę czasu. Po za tym im dłużej będzie w siedzibie, tym dłużej jest bezpieczna. A w końcu to obiecał kiedyś Johnowi i chciał dotrzymać danego słowa.
- Pamiętam, ale... nie jestem pewna, czy się nadaję... - mruknęła Avery, spoglądając na tarczę i porównując swoje trafienia z dziesiątkami Devona.
- Czy sie nadajesz? - zapytał retorycznie i roześmiał się - Jesteś jednym z lepszych żółtodziobów jakich tutaj widziałem! - dodał rozbawiony. W jego ustach słowo "żółtodziobów" nawet nie zabrzmiało obraźliwie. Mimo to Av nie poczuła się nagle lepiej, nadal była przekonana, że to nie jej bajka. Wallace natychmiast to zauważył, więc postanowił dodać coś jeszcze. - Nie każdy jest od razu mistrzem... spójrz na Liama, jest łowcą od ponad roku, ale dopiero teraz powierzyłbym mu swoje życie, Brandona znam od siedmiu lat i po pierwszych treningach też chciał się poddać... Wtedy pod swoje skrzydła wziął go twój ojciec i dzięki niemu, mamy teraz świetnego łowcę... Nawet nie chcesz wiedzieć co ja wyrabiałem na początku mojej przygody z demonami...- roześmial sie ponownie Devon z rozmarzoną miną. Sadząc po jego wyglądzie jego początki były już dawno temu, nic dziwnego, że odnosił się do nich z pewnym sentymentem. Av słuchała go w skupieniu i milczeniu, jedynie co jakiś czas kąciki jej ust drgały w lekkim uśmiechu.
- Wierz mi, żaden z nas nie urodził się od razu łowcą, wszystko zawdzięczamy ciężkiej pracy - rzucił na zakończenie wbijając ciepły wzrok w Av. Dziewczyna wygladała na zamyśloną i nieobecną duchem, dlatego Devon odwrócił głowę i spojrzał na walecznego Liama, któremu radochę sprawiał fakt, że pokładał nowych z hukiem na ziemię.
- Jesteście przyjaciółmi, tak? - zapytał, po czym Av sie "obudziła" i kiwnęła pośpiesznie głową.
- Tak, od dziecka praktycznie - powiedziała, również obserwując Liama. - Śmieszne, nigdy bym nie pomyslała, że pan Colby jest łowcą?- kiwnęła lekko głową z niedowierzaniem. Przed oczami miała ojca Liama, niepozornego informatyka z okularami na nosie, który wiecznie sie gdzieś spieszył. Jeśli to był jakiś kamuflaż dla morderczego łowcy, to świetnie mu sie udał.
- Ojciec Liama nie jest łowcą... - rzucił Devon, nadal bacznie się mu przygladając.
- Nie? Myslałam, że to dziedziczne - odpowiedziała zaskoczona Av. Devon spojrzał na nią z taką miną jakby za dużo powiedział.
- Przepraszam, obowiązki wzywają - powiedział nagle, po czym rzucił dziewczynie lekki uśmieszek i ruszył w stronę gabinetu. Avery wzruszyła ramieniem i ponownie wycelowała w tarczę.
- Nie każdy jest od razu mistrzem... - powtórzyła, by jakoś podtrzymać się na duchu i strzelila. Jakie było jej zdziwienie, gdy trafiła w samą dziesiatkę.
***
Minął tydzień odkąd Av wraz z chłopakami przybyła do siedziby. Chociaż dla niej to wszystko było nowe i interesujące, im wyraźnie się nudziło. Liam, co prawda miał rozrywkę w postaci dwóch żółtodziobów, którym dawał wycisk na treningach, ale i to nie wystarczało na dłuższą metę. Podobnie zmęczony siedzeniem w bazie był Brandon, który albo obkładał worek, rzucał do kosza, albo wymykał się do Burger Kinga, gdzie dojazd zajmował mu pół dnia. Któregoś wieczoru po tym jak nowi już byli klinicznie wyczerpani po zajęciach z Liamem, ich najwiekszy koszmar rozsiadł się na krześle w kuchni. Położył nogi na stół i zajął się przeglądaniem starych dzienników, jakie znalazł w siedzibie. Należały do dawnych łowców, a niektóre z nich miały po kilkaset lat. Nie rozumiał połowy z nich, dlatego wybierał sobie tylko takie z XX i XXI wieku, co było już bardziej przyswajalne. Sporo już się dowiedział z zapisków jakie zostawili potomnym niektórzy łowcy-poeci, choć z poezją często nie miało to zbyt wiele wspólnego. Po kilku godzinach czytania, przetarł ręką oczy i zamknął jeden z dzienników. Siegnął po miske z popcornem, a kiedy znudziło mu się jedzenie, zaczął celować do kosza. Zajęty swoją nową zabawą nawet nie zwrócił uwagi na kręcącego się po kuchni Brandona. Dopiero, gdy ten przeleciał mu przed nosem i przez niego spudłował, Liam odezwał się:
- Co się tak wiercisz, co? - zmarszczył brwi, jakby Brandon przerwał mu nagle najważniejszą rozgrywkę NBA.
- Szukam czegoś... - mruknął na odczepnego Hale otwierając każda szafkę po kolei. Colby w odpowiedzi przewrócił teatralnie oczami.
- Wiem, że mnie nie doceniasz, ale to akurat zauważyłem... czego szukasz? - zapytał mlodszy kolega, odsuwając od siebie miskę z popcornem i przeciagając sie na krześle. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę dziesiątą. O tej porze zrobił się głodny, czy co?
- Niczego - bąknął Brandon, przeszukując szufladę.
- Powiedz, może bedę wiedział i przestaniesz sie kręcić jak wolny elektron - rzucił Liam znudzonym tonem.
- Kluczyków od samochodu - odpowiedział Brandon, nie przerywając swoich poszukiwań. Obszedł już całą siedzibę, została mu tylko kuchnia. Liam natychmiast sie ożywił, sciągnął nogi ze stołu i wbił w kumpla zainteresowane spojrzenie.
- A gdzie jedziesz? - zapytał automatycznie, z podejrzliwym uśmieszkiem.
- Wiedziałem... - mruknął Brandon, kiwając lekko głowa. Chciał wszystko po cichu załatwic, co nie jest takie proste, bo Liam natychmiast rozpoczyna swój wywiad środowiskowy.
- Tak się składa, że wiem gdzie są... - zaczął Colby ogladając swoje paznokcie i zerkając co jakiś czas na kumpla. Silił się na obojętny ton, co jednak nie bardzo mu wyszło.
- Mów! - zarządził Brandon, odwracając się w jego stronę.
- Nic za darmo - zaczął z cwanym uśmieszkiem Liam - Gdzie jedziesz? - ponowił pytanie. Brandon zacisnął usta i miał ochotę młodemu przywalić, ale wątpił czy wtedy dostanie od niego te cholerne kluczyki. Westchnął ciężko i rzucił:
- Do portu, dostałem cynk... pasuje? - po jego minie widać bylo, że jest zdenerwowany i dość mu spieszno. Przewrócił oczami, widząc jak Liam się namyśla, czy to co powiedział kumpel zaspokoiło jego ciekawość.
- A Devon o tym wie? - zapytał mrużąc podejrzliwie oczy.
- Oczywiście!
- Kłamiesz!
- Dobra, nie wie i się nie dowie o ile mu nie wygadasz... - Hale zgromił go wzrokiem, nie miał teraz czasu na negocjacje.
- Jadę z tobą! - zadyrygował Liam, wstając z krzesła.
- Zapomnij! - obruszył się Brandon i naciskając go na ramię, wręcz posadził go z powrotem na miejsce.
- Hej, a wam co znowu odbija? - w kuchni rozległ sie kobiecy głos należący do Av. Roześmiała się widząc ich speszoną reakcję. Zupełnie jakby zobaczyli ducha. Stanęła w progu i spojrzała na nich wyczekująco, była ciekawa o co znów się pokłócili.
- Brandon dostał cyn - urwał Liam, bo Hale mu zaslonił usta. Na niewiele się to zdało, bo dziewczyna natychmiast ich rozgryzła. Knuli bez niej? NIeładnie!
- Ja też chcę jechać! - wypaliła podekscytowana, podchodząc do nich. Brandon puścił Liama i zrobił epickiego "palm face'a".
- Pięknie... po prostu świetnie... - mruknął sam do siebie z pełną ironią, czego najwyraźniej nie wyczuł Colby..
- O widzisz, spodobał mu się ten pomysł - powiedział wesoło Liam.
- Nie! Nigdzie nie jedziecie, a ty już na pewno! - rzucił automatycznie i wskazał na Av. Dziewczyna zrobiła oburzoną minę i skrzyżowała rece na piersi.
- Co ty się tak na mnie uwziąłeś?! - mruknęła niezadowolona i usiadła na krzesle. Nie lubiła być traktowana jak mała dziewczynka, której wszystkiego sie zabrania. Skoro ma się czegoś nauczyć powinna powinna brać udział w zajęciach praktycznych. Brandon westchnął czując, że kończą mu się argumenty i siły do walki z nimi.
- To niebezpieczne i zostajecie tutaj, koniec dyskusji! Gdzie te klucze? - uciął, zwracając sie do Liama.
- Jeśli nas nie zabierzesz...
- To co? - warknął Brandon, chwytając Liama za koszulkę i posyłając mu wrogie spojrzenie. Jedną z rzeczy, których szczerze nienawidził był szantaż. Zresztą nie miał teraz czasu na głupią gadkę z dzieciakami żądnymi przygód.
- To Devon sie dowie - powiedział usmiechnięty Liam, niewzruszony tym, ze Brandon gniótł mu t-shirt.
- Jeśli to zrobisz, to ci nogi z d**y powyrywam - wycedził Brandon. Sytuacja zrobiła sie nieprzyjemna, dlatego Av wkroczyła do akcji. Rozdzieliła tych dwóch kogucików i trzymając rekę na torsie każdego z nich pilnowala, by znów jeden na drugiego nie naskoczył.
- Będziemy siedzieć w samochodzie, zero przeszkadzania, obiecuję... - powiedziała. Liam spojrzał na nią jak na idiotkę. Po co mają jechać, skoro będą siedzieć w aucie?. Av posłała mu porozumiewawcze spojrzenie, a Hale, który tego nie zauważył westchnął cieżko. Wygladało na to, że nie miał innego wyjścia. Kiwnął głową i wyraźnie chciał dodac jeszcze jakiś warunek, ale zagluszył go Liam przeciągłym:
- Jeeest! - Colby rzucił się w kierunku swojej kurtki, skąd wyciagnął klucze. Po chwili poleciały one w strone Brandona, który jakby nie wierzył w to co widzi.
- Ktoś ci pozwolił ruszać mój samochód? - zapytał, a jego anielska cierpliwość juz dawno miała status zdeaktywowanej.
- Daj spokój tylko pożyczyłem - mruknął Liam, zakladając kurtkę.
- Jeśli znajdę chociażby jedną ryskę... - zagroził Hale, unosząc palec wskazujący.
- Tak, tak... to mi nogi z d**y ten tego... rusz się, bo się spóźnimy, grzebiesz się jak baba - rzucil Liam, podajac Av jej bluze i znikajac za drzwiami kuchni.
- Widzę, że chcesz biec obok samochodu... - mruknął Brandon, wychodząc za nim w towarzystwie Avery.
Po kwadransie jazdy byli już w porcie. Brandon zatrzymał auto na jakimś zarośniętym parkingu i rozejrzał się. Liam natychmiast otworzył drzwi z zamiarem przeprowadzenia szybkiej akcji, ale czujna ręka Brandona wciagnęła go z powrotem do auta.
- Jaka była umowa? - zapytał niezadowolony. Widząc Liama, udającego, że nie wie o co chodzi, postanowił odswieżyć mu pamięć - Zostajecie tutaj, a w razie kłopotów spieprzacie, zrozumiano? - rzucił i nie czekając na odpowiedź opuścił swojego Chevroleta. Kierował się w stronę opuszczonego budynku, by już po chwili zniknąć im z oczu.
- Niedoczekanie twoje...- rzucił Liam, kiedy tylko za Bradnonem zamknęły sie drzwi. Ponownie chciał wysiąść, ale tym razem zereagowała Prestonowa.
- Siadaj - zawrócila go dziewczyna, przesiadając się z tylnego siedzenia na miejsce kierowcy.
- Przecież nie będę siedział na parkingu jak jakiś muł... - burknął Colby, krzyżując sobie rece na piersi.
- Nie możemy za nim od razu pójść, a co jeśli się zawróci? Już nas nigdy nigdzie nie weźmie... za chwile wkroczymy... - stwierdziła Av tonem rasowego agenta FBI, gapiąc się w miejsce, gdzie ostatni raz mignął jej Brandon. Poczuła dziwne ukłucie, coś jakby strach? Sama przed soba jednak nie chciała przyznać, że boi się o tego nadętego dupka. Cierpliwość nie była mocną stroną Liama, dlatego z kwaśną miną siedział i bawił się gałką od radia.
- Niedokonczyłes mi wtedy tej historii o Brandonie i Blake'u... - zaczeła Av, wbijając w niego wyczekujace spojrzenie. Teraz mielli świetną okazję, by dokończyć tamtą rozmowę. Liam uniosł głowe czując na sobie jej wzrok i ze zdziwiona mina wypalił:
- Co?
- Liam! Historia? Blake? Brandon? - mówiła szybko, wymachując rękoma.
- A to... Brandon podejrzewa, że Blake zabił jego dziewczynę - powiedzial niewzruszony Liam, wracając do zabawy radiem. Av pokreciła szybko głowa, mając nadzieję, że się przesłyszała.
- Co?
- No...
- Liam! Ale jak? Kiedy? To dlaczego dla nas pracuje?- w głowie dziewczyny zaszumiało od nadmiaru pytań. Nagle Brandon stał się dla niej jeszcze wiekszą oazą spokoju. Gdyby to ona staneła oko w oko z mordercą jej ojca, to pewnie któreś z nich nie wyszłoby z tego cało. Colby widząc, że bedzie musiał opowiedziec wszystko od początku oparł sie wygodnie i spojrzał na przyjaciółke z niewyraźną miną. On chciał tutaj działać, a nie opowiadać jakieś stare farmazony. Zresztą nawet nie wiadomo, czy prawdziwe.
- To było stosunkowo niedawno, krótko przed moim przybyciem. Nie mogłem rozgryźć Brandona, więc trochę popytałem... Jego dziewczyna Emma, też była łowcą, podobno razem stanowili świetny duet. W tym czasie mieliśmy małe problemy z demonami na północy, dlatego twój ojciec, który był wtedy dowódcą...
- Zaraz, zaraz, mój tata był dowódcą? - przerwała mu Av ze zdziwioną miną.
- Nie przerywaj... - mruknął Liam, na co Av wykonała gest zamykania buzi na kłódkę - No i twój tata wyslał paru naszych na czele z Brandonem, żeby pomogli tamtejszym miejscowym łowcom. Kiedy my byliśmy osłabieni liczebnie w Noville rozpętało się prawdziwe piekło, pewnie pamietasz ten pożar w szpitalu, to sprzedały media, w rzeczywistości tam rozegrała sie prawdziwa bitwa... Twój ojciec zarządził odwrót, ale niektórzy byli uparci i Emmy nie udało się uratować...
- To straszne! - pisnęła Avery.
- Kiedy Brandon wrócił z północy był wściekły na twojego ojca. Czuł, że gdyby nie wyjazd ocaliłby dziewczyne i paru kumpli... pewnie dlatego niechętnie o nim wspomina. Twój ojciec po tym wszytskim zrzekł się dowódctwa i przekazał pałeczkę Devonowi... - zakonczył Liam.
- Ale gdzie tutaj jest Blake? - zapytała trafnie Av.
- Blake już wtedy pracował dla nas i wszędzie węszył, był też wtedy w szpitalu... Brandon miał świadka na to, że to akurat on zabił, szefostwo jednak wszystko zatuszowało, bo nadal chcieli mieć demona jako szpiega i Hale został z tym sam - mruknął Liam.
- A ten świadek nic nie może zrobić? - zapytała dziewczyna, wyraźnie przejmując się tą historią.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie żyje... To był twój ojciec Av... |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:07:54 15-07-12 Temat postu: |
|
|
Pojęcia nie mam, jak to się stało, że przegapiłam dwa "odcinki" ale już nadrobiłam i zdziwiłam się bardzo, że tylko tyle, tak szybko mi to minęło
Historia robi się coraz ciekawsza, odkrywają się jakieś tajemnice, ale w ich miejsce zaraz pojawiają się nowe, co bardzo mi pasuje I nie wiem czy już mówiłam, jeśli nie, to mówię, a jeśli tak, to powtarzam - uwielbiam tę Twoją gromadkę! Zawsze ciężko mi szło pisanie scen zbiorowych, a u Ciebie to jest takie płynne i plastyczne, że aż zazdroszczę! |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:03:47 30-08-12 Temat postu: |
|
|
Dziewczyno, gdzieś Ty się podziała?! Wracaj tu natychmiast z nowymi odcinkami.
Nawet nie wiesz jak szybko przeczytałam te dwa odcinki i zrobiło mi się smutno, że to już koniec. Uwielbiam to Twoje opowiadanie i tą małą gromadkę. Uwielbiam Brandona! Człowiek zagadka, który nic o sobie nie mówi i uważa, że zawsze sam sobie poradzi. Gdyby nie Liam i jego niewyparzony język nadal nic byśmy nie wiedzieli o Brandonie.
Wróć! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:15:58 21-09-12 Temat postu: |
|
|
No właśnie... gdzie Ty się nam podziałaś? Wracaj szybko! Najlepiej z nowymi odcinkami |
|
Powrót do góry |
|
|
Vein Debiutant
Dołączył: 15 Wrz 2012 Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:35:23 24-09-12 Temat postu: |
|
|
Och, nawet nie wiesz jak żałuję, że nie było mnie tu wcześniej. Na pewno wiernie komentowałabym każdy z odcinków. A tak swoją drogą, dziwię się, że tak mało osób komentuje, bo opowiadanie jest rewelacyjne! Uwielbiam tego typu teksty, nasycone akcją, tajemnicami, humorem. Świetnie przedstawiłaś odmienne charaktery całej gromadki. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zdecydujesz się na powrót i będziesz kontynuować, bo zakochałam się w tej historii. Wszystkie rozdziały pochłonęłam od razu i chciałabym wiedzieć co będzie dalej..
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:30:24 03-11-12 Temat postu: |
|
|
Gdzie Ty się podziewasz Ninnare? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:32:07 03-11-12 Temat postu: |
|
|
No właśnie. Takie cudo zaczynać i tak nas w niepewności trzymać. To niewybaczalne! |
|
Powrót do góry |
|
|
Ninnare Debiutant
Dołączył: 08 Cze 2012 Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:00:22 17-11-12 Temat postu: |
|
|
Jeeestem, żyję, ale czasu mało Walą mi kolokwium po kolokwium, że czasami ciężko się pozbierać. Obiecuję, że tak ich nie zostawię i wkrótce się tutaj coś pojawi ^^ |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:32:44 17-11-12 Temat postu: |
|
|
Ucz się, ucz... jak to mawiali A tak poważnie - ja będę czekać na ciąg dalszy do oporu i myślę, że nie tylko ja ^^ |
|
Powrót do góry |
|
|
Ninnare Debiutant
Dołączył: 08 Cze 2012 Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:31:26 18-11-12 Temat postu: |
|
|
Trochę wyszłam z wprawy, ale kolejny odcinek gotowy. Mam nadzieję, że wam się spodoba i wsiąkniecie w tę historię
W tym odcinku pojawia się nowy bohater, którego zadaniem jest trochę namieszać
Odcinek siódmy:
Ciemny parking i dwójka milcząca w samochodzie od dobrych 10 minut. Romantycznie? Raczej przerażająco zważywszy na fakt, że nie wiedzieli co się dzieje 30 metrów dalej. Po strasznej opowieści, która trochę rozjaśniła dziewczynie obraz Brandona, jakoś ode chciało jej się dalej rozmawiać. Teraz oboje skupili wzrok na opuszczonym budynku przed nimi. Było za cicho…
- Za długo nic się nie dzieje… może już jest martwy?- mruknął siląc się na poważną minę Liam i zerknął ukradkiem na skupioną Avery. Ta zgromiła go wzrokiem, po czym trzepnęła go w ramię.
- Przestań, nawet tak nie mów! – wzdrygnęła się na samą myśl, że mogłoby się stać Hale’owi.
- Idę tam- stwierdził bojowo Liam i ostrożnie otworzył drzwi, wystawiając jednocześnie nogę. W tym samym momencie rozległ się huk i przeraźliwy jęk, który z pewnością nie należał do żadnego człowieka. Colby jak oparzony cofnął nogę i z impetem trzasnął drzwiami, aż blondynka podskoczyła na miejscu, wbijając wielkie oczy w budynek. Wiele by dała, żeby coś dojrzeć w tych ciemnościach. Jedyne na co ją było teraz stać to zduszenie swojego krzyku i przygryzienie pięści.
-Ok, czas na plan B… - mruknął Liam, zamieniając się z Av miejscem i zajmując pozycję kierowcy.
- To my mamy jakiś plan B?- zdziwiła się blondynka patrząc to na przyjaciela, to na przestrzeń przed sobą.
- Tak, spieprzamy! Sam powiedział, że w razie czego mamy się ewakuować…- rzucił jakby na swoje usprawiedliwienie, przymierzając się do odpalenia samochodu. Avery nie wierzyła w to co słyszy. Czyżby ten człowiek, którego zna od dziecka faktycznie był takim cykorem? Pokręciła pospiesznie głową i odpowiedziała patetycznie:
- Nie możemy go tak zostawić! Właściwie to od kiedy się tak go słuchasz, co? Włącz światła!- zadyrygowała, na co Liam z westchnieniem włączył reflektory. Oprócz tego, że budynek wydał się mniej straszny, to nic im to nie dało. Oboje zmrużyli oczy próbując coś dostrzec, ale wszystko wyglądało normalnie.
- Co dalej generale?- zapytał Colby kręcąc się na miejscu, nadal trzymając ręce na kluczyku w stacyjce, tak dla bezpieczeństwa. W tym samym momencie, kiedy Av chciała powiedzieć „nie mam pojęcia”, ktoś ruszył samochodem. Auto zakołysało się, a po chwili przesunęło się o jakieś dobre 3 metry. Liam i Avery zachowali się jak łowcy z krwi i kości… Tia… zaczęli się drzeć w niebogłosy. Padli sobie w ramiona i nie mogąc zapanować nad emocjami po prostu krzyczeli. Nagle na maskę samochodu wskoczyła jakaś postać. Kobieta o krwistoczerwonych oczach i pazurach, które prawie wbijały się w metal. Widząc przerażoną dwójkę roześmiała się złośliwie i zamachnęła się by wybić przednią szybę. Liam okazał się szybszy i wystrzelał w nią pół magazynku. Po przedniej szybie nie było już czego zbierać, ale jak na kogoś z 6 kulami w ciele demon był nadzwyczaj żwawy. W akcie złości i z pomocą kolegów pchnął auto, które szybko zatrzymało się na dachu. W tym samym momencie rozległy się strzały, a zdezorientowany demon zniknął z pola widzenia.
- Gazu!- rzucił pospiesznie Liam i zaczynając wyczołgiwać się z auta. Podał dłoń Av i otrzepał się z resztek szkła. Ruszyli w stronę budynku, strzelając co jakiś czas, by zgubić wrogów. Po chwili ktoś pociągnął Avery za ramię, ale na szczęście był to tylko Brandon. Razem z dwójką wparował do jak się okazało nieczynnego portu łowieckiego. Wszędzie unosił się straszny odór ryb, od którego na samą myśl powinno się robić niedobrze. Brandon zabarykadował drzwi jakąś starą siekierą, natomiast Av i Liam padli na podłogę by złapać oddech. Po chwili usiedli się opierając o ścianę, ale nie mieli siły nic powiedzieć.
- Wiedziałem, że z wami będą same problemy – rzucił bez cienia zmęczenia w głosie Brandon, chociaż pewnie sporo się zdążył nabiegać. Oparł się o drzwi i załadował magazynek, przy okazji zerkając na blondynkę. Szybko jednak odwrócił wzrok i skupił się na zadaniu jakie miał przed sobą.
- Jakie… problemy? My… przyszliśmy ze wsparciem!- obruszył się Liam, czując, że nadal brakuje mu tchu. Avery tylko się roześmiała, czując jak adrenalina powoli ją opuszcza. Teraz była już tylko podekscytowana. W końcu to jej pierwsza prawdziwa akcja! Co prawda mogłaby się już skończyć, jednak obraz Brandona ładującego broń, raczej tego nie zwiastował. Dziewczyna wyciągnęła srebrnego colta, którego ukryła za pasem, ale jej drżące ręce nie pozwalały go jej jeszcze używać. Nagle zza innych drzwi wyskoczył brunet celując w nich bronią, jednak gdy tylko ich zauważył odskoczył i przeklął:
-K*rwa mać! Mam was wszystkich porozwalać?! Miałeś być z drugiej strony! – wrzasnął wkurzony mężczyzna, opuszczając broń i oddychając głęboko. Nie spodziewał się ich w tym rejonie, więc nic dziwnego, że skoczyło mu ciśnienie.
- Musiałem się nich wrócić… - mruknął Brandon ruszając przed siebie. Liam natychmiast się pozbierał i rzucił urażony.
- Świetnie dalibyśmy sobie radę sami, prawda Avery?- odwrócił się w stronę blondynki, która również niepewnie podniosła się i spojrzała blado na całą trójkę.
- Na pewno… - rzuciła mało przekonująco, co wywołało uśmiech na twarzy Brandona i ich nowego towarzysza, który przykuł jej uwagę. Postawny facet około 23 lat, z szczeniackim uśmieszkiem i dość niewygórowanym słownictwem. Był taki podobny do…
- James?- wypaliła, a jej oczy zrobiły się jakby większe. Czy jej życie nie jest już wystarczająco pogmatwane, żeby teraz na jej drodze musiał jeszcze stanąć były chłopak? Z jednej strony to wszystko to dawna historia, z drugiej niewiele potrzeba, żeby stare i wydawałoby się zagojone rany znów dały o sobie znać. Nie to wszystko to jakiś kiepski film… Chłopak, którego widocznie również zatkało chciał coś powiedzieć, ale jak zwykle w takich momentach do głosu doszedł Liam.
- Serio wy się znacie? Nie no Av, ty to sobie potrafisz dobrać znajomych… Swoją drogą czy ty przypadkiem James nie jesteś zawieszony?- Liam roześmiał się i spojrzał podejrzliwie na kumpla, ale ten nic nie odpowiedział. Coś było w tym, że jej świta jest pokręcona. Ostatnio odkryła, że połowa jej znajomych ma jakieś powiązania ze zgrają demonów, co chyba do normalności nie należy. Brandon stał z boku i przyglądał się im badawczo. Wyczuł coś niedobrego w minie Av, ale uznał to za zwyczajny szok. Wiedział, że było jeszcze za wcześnie na wtajemniczenie jej, ale z Liamem nie sposób było wygrać. Teraz liczyło się dla niego tylko jedno: ulokować w bezpiecznym miejscu dziewczynę i rozprawić się z demonami. Bułka z masłem.
- Stary zabierz ją stąd, ja z młodym zwabię ich do magazynu- rzucił odbezpieczając broń i skinął głową na Liama, który z przerażeniem w oczach powlókł za nim nogami. Avery stała jak zahipnotyzowana i pewnie nawet nie usłyszała słów Hale’a. Akurat w momencie kiedy Brandon przestawał jej być taki obojętny, a i ze strony chłopaka nie biło już takim chłodem na horyzoncie musiała pojawić się durna wakacyjna miłość? Ugh… życie to ma poczucie humoru. James również stał chwilę w milczeniu, ale w końcu pociągnął ją za rękę i ruszył w głąb pustego korytarzu. Twardo szedł przed siebie nasłuchując co jakiś czas.
- Nawet się nie odezwiesz?- rzuciła od niechcenia Avery, gdy ten po raz kolejny zatrzymał się przed zakrętem. Chłopak westchnął.
- A co mam ci powiedzieć? – rzucił wychylając się i sprawdzając, czy teren jest czysty. Kiedy uznał, że mogą spokojnie przejść ruszył dalej i tak błądzili po porcie od kwadransu. Avery potrząsnęła z niedowierzaniem głową. Raczej nie takiej odpowiedzi się spodziewała, w zasadzie w ogóle się go nie spodziewała.
- Przepraszam…
- Co? – odpowiedziała automatycznie, zatrzymując się. Dobre posunięcie, ale nie na tyle, żeby teraz jej zmiękło serce. To co teraz czuła do tego kolesia to tylko wrogość, pewnych rzeczy się nie zapomina. James odwrócił się i spojrzał w jej podejrzliwe oczy.
- Przepraszam, już chyba teraz wiesz dlaczego się usunąłem… Nie chciałem cię wplątać w tą całą akcję z demonami, ale widzę, że już za późno… - podrapał się po potylicy, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Avery parsknęła śmiechem.
- Ty wierzysz, że to wszystko twoja wina?- nie mogła się pohamować i roześmiała się melodyjnie. James spojrzał na nią jak na kogoś o niezdrowych zmysłach i zmrużył oczy. Kiedy tylko blondynka złapała oddech i uspokoiła śmiech, uśmiechnęła się do niego od ucha do ucha.
- To, że tutaj jestem nie ma żadnego związku z tobą, więc sobie nie pochlebiaj… Skoro już mamy razem pracować uznajmy to za zło konieczne, ale nie wchodźmy sobie w drogę… - powiedziała i wyplątała swoją dłoń z jego uścisku. Wydawało jej się, że postawienie sprawy jasno, jest dla nich jedynym dobrym wyjściem, po za tym nie była już tą samą naiwną dziewczyną jaką poznał rok temu.
- Stanowcza… - rzucił James z połowicznym uśmieszkiem, któremu widocznie spodobał się taki przebieg spraw. Wyraźnie poczuł ulgę, że nie on ją w to wszystko wplątał, chociaż nadal nęciło go pytanie co ona tutaj właściwie robi. Z jego twarzy przestał schodzić szczeniacki uśmieszek, który zawsze podkreślał jego pewność siebie. Musiało jednak być w nim coś, co pozwoliło mu się stać najlepszym przyjacielem Brandona. W końcu Hale nie ufa każdemu. Av poczuła w sobie napływ odwagi, ponownie wyciągnęła broń i spojrzała na ręce, które automatycznie przestały się trząść.
- Wydaje mi się, że powinniśmy zawrócić- rzuciła i obejrzała się za siebie. James zrobił to samo i kiwnął lekko głową.
- Racja, znudziło mi się to chodzenie w kółko…
***
-Słyszałeś to? – rzucił spanikowany Liam przyspieszając kroku, by być bliżej Brandona. Ten tylko przewrócił teatralnie oczami.
- Przestań się bać własnego cienia…- skwitował Brandon idąc śmiało naprzód. Po chwili zatrzymał się przed drzwiami od magazynu i nacisnął na klamkę. Zamknięte. Rozejrzał się za jakimś kluczem, czy chociażby czymś do podważenia zamka, ale nic pomocnego nie znajdowało się w zasięgu jego wzroku. Postawił więc na klasyczną metodę i wymierzył im siarczystego kopniaka. Drzwi natychmiast się poddały i otworzyły na oścież. W tym samym momencie z wnętrza magazynu wyfrunęło kilka nietoperzy, które swoim trzepotem skrzydeł narobiły niezłego hałasu. Oboje odskoczyli i zakryli głowę rękoma, ale już po chwili Brandon zaśmiał się krótko, widząc miotającego się Liama.
- Przestań tańczyć i chodź mi tu pomóż – rzucił wyciągając z jakąś linę z szafki na narzędzia.
- Zabiłem go?!- zapytał Liam nadal się wzdrygając i podbiegając do Brandona, który zdążył już wejść do magazynu. Ten spojrzał na niego z politowaniem i rzucił:
- Nie wiem czy zabiłeś, ale rozbawiłeś na pewno… Trzymaj – podał mu linę i wyszedł na korytarz, wracając po chwili z wielkim kanistrem. Liam stał zdezorientowany patrząc jak Brandon rozlewa dookoła benzynę i gwiżdże pod nosem.
- Nie żebym ci przeszkadzał, ale… co ty tak właściwie robisz?- zapytał Colby marszcząc nos, bo nie przepadał za zapachem jaki zaczął się unosić w pomieszczeniu.
- W skrócie to ratuje nam wszystkim tyłki… Namocz linę i rozłóż ją wzdłuż korytarza, ja zaraz wrócę – po czym bez słów wyjaśnień zniknął za drzwiami. Liam posłusznie położył nasiąkniętą benzyną linę i ruszył na poszukiwania kumpla, w celu dalszych wskazówek. Po chwili usłyszał znajomy dźwięk skrzydeł, więc bez namysłu wpadł do pomieszczenia skąd dochodziły odgłosy. Tym razem nie był to nietoperz, a zmierzający w jego stronę demon. Colby pospiesznie wykonał akcję „odwrót” i co chwilę odwracając się biegł na oślep przez labirynt korytarzy aż wbiegł do wielkiej hali, gdzie widział już w oddali Brandona, walczącego z kobietą „od maski samochodowej”.
- To ona jeszcze żyje?! – wypalił Liam i w tym samym czasie został czymś ugodzony w ramię. Nie miał szans na ucieczkę, więc zaczął się bronić. Chwycił za pas i zorientował się, że musiał zgubić swój pistolet. W akcie paniki złapał jakąś metalową rurę i zaczął nią obkładać demona. Za każdym razem, gdy trafił, a istota wydała się z siebie jęk, Liam śmiał się i z dziecięcą radością rzucał:
- I co? Podoba ci się?! – za którymś jednak razem rura wymsknęła mu się z ręki. Demon uśmiechnął się do niego szyderczo, na co Liamowi pozostało tylko czekać na ostateczny cios. W dobrym momencie do hali wpadli James i Avery, którzy powalili napastnika. Niestety już po chwili do pomieszczenia napłynęła piątka nowych demonów o niezliczonej ilości energii. James skinął do Av, żeby przedostała się na drugą stronę hali i pomogła Brandonowi. Była drobna i szybko się poruszała, więc nawet nie zwróciła na siebie uwagi innych, gdy pojawiła się obok Hale’a. Chłopak jednak szybko się zorientował i wybałuszył oczy. Między jednym uderzeniem a drugim zdążył warknąć:
- Wracaj do Jamesa!- w tym momencie powalił kolejnego demona. Dopiero po chwili zauważył, że jego wierny przyjaciel także zabawiał się w hali. Teraz był naprawdę zły, co widać było w jego znacznie brutalniejszych ruchach. I jak to teraz kogoś o coś prosić, jak każdy robi to co chce?
- Pomogę ci!- rzuciła Av trafiając demona centralnie w głowę. Uśmiechnęła się pod nosem, ale już po chwili poczuła ostry ból w nodze. Niby było to tylko zadrapanie, ale bolało jak cholera Brandon szybko zauważył ciemną plamę krwi na jej dżinsach. Pospiesznie złapał ją w pasie i odpychając od siebie wrogów kierował się w stronę Jamesa i Liama wojujących pod głównym wejściem.
- Szybko, do magazynu! Spalimy je wszystkie! |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|