Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prawo córki (El Derecho de Hija) - odcinek 41
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:20:12 26-11-10    Temat postu:

Kurcze, robi się coraz ciekawiej. Ale u Ciebie to nic nowego.
Angela zwierzyła się Vivianie, że całowała się z Davidem. Już miłość kwitnie. Bardzo się z tego cieszę. Ale myślę, że na ich drodze będzie dużo przeszkód.
Angela jest naprawdę szalona. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Uczy się sztuk walki a jeszcze teraz taniec na rurze. Ale jej koleżanka nie ma takich usług w swojej ofercie. I co teraz?
Alberto cały czas myśli o anonimie. Nico zna jego syna bardziej niż on. Podejrzewa Jorge, a nasz Albertito to wyklucza. Uważa go za tchórza i nieudacznika. Jeszcze się przekona na co stać ukochanego syneczka.
David także nie może zapomnieć o Angeli. Uśmiecha się do siebie w pracy. Przyuważyła to Luciana. Od razu wywnioskowała, że myśli o kobiecie. Ale mężczyzna nie chciał się zwierzać. Mają ważniejsze sprawy na głowie. Morderstwo Mariana. Jakiś świadek widział zaparkowany w pobliżu samochód. To był Jorge. Oj będzie miał chłopak na głowie policję. Nie dadzą mu spokoju. Myślenie dało efekty: Jorge albo jest świadkiem, albo kogoś kryje albo jest mordercą. Jedno jest natomiast pewne, nie zechce on współpracować z glinami i nie wsypie ojca. Ma przecież własny plan zemsty.
No i bomba na koniec. Alberto i ten gówniarz, bo nie można go przecież inaczej nazwać, sfinalizowali umowę sprzedaży akcji. Angela zawsze wie, kiedy wpadać. Nie mogła się wcześniej zjawić. Może udałoby się jeszcze temu zapobiec. A tak... Oni są już skończeni. Była zszokowana. Na pewno rozpęta się prawdziwa burza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:24:09 26-11-10    Temat postu:

ODCINEK 24

Rozmowa Camili i Jose Luisa zaczęła się na prawdę ciekawa skloro wygląda na dzieciaka to jakim prawem nalewają mu alkohol! ja tego nie rozumiem :O w żadnym wypadku każdy może przecież powiedzieć ,że ma 20 lat i basta

bardzo pięknie wprowadzono tu opis uczuć co do Angeli i Davida ! jestem zdecydowanie na tak :O ona może w końcu przestanie być taka oschła i już przestała co było widoczne podczas długiego i namiętnego pocałunku. Moim zdaniem nie powinna jednak policzkować Mendeza bo on nic jej takiego nie zrobił tylko dał chwilę przyjemności namiętnie wkładając swój język między jej podniebienie! Wreszcie zwróciła się do niego na ty to też wielki sukces bo jak wiemy ona taka skromna i zawsze poszanowana :O wszystkich by szanowała i wie jak się zachowywać w niektórych sytuacjach a tu było zdecydowanie widać ,że straciła głowę dla tej jednej chwili! dla tego jednego pocałunku :O przepływu ogromnej namiętności między dwojgiem kochających się ludzi !

Co do Samanthy i całego Nicolasa to śmieszność i żałosność :O szef mafii pragnie się zakochać :O Nicolas już bardziej żałosny nie może być ;/ ma wszystko seks , Samanthe i pieniądze a marzy o jakiś przypływie uczuć no k***a !!! gangsterzy nie mają , nie mieli i nigdy nie będą mieli serc ;/ widać ,że Carla mu się spodobała

Carlita teraz widzi szanse u Mendeza i myśli ,że ten ją kocha ! to trochę się pomyliła bo Angela wyrwała jej faceta a ten wpadł ostro i nawet Gonzalo o tym nie wie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 19:38:57 30-11-10    Temat postu:

26 ODCINEK

Firma rodziny Salazar.

Angela nie mogła uwierzyć, że to wszystko co właśnie widzi dzieje się naprawdę. Trafiła akurat na najlepszy moment tej farsy jaką było przekazanie akcji firmy Alberto przez Jose Luisa. Mandela ucieszył się na jej widok. Czuł olbrzymią satysfakcję, że córka Salazara widzi moment jego największego triumfu. Upokorzył ją na jej oczach i zaszokował wszystkich. Stał się panem sytuacji mając w ręku 60% udziałów. Nie potrafił skontrolować już nawet swojego perfidnego uśmiechu. Z kolei Jose Luis na widok siostry zamarł i przestraszył się, tak jakby to co zrobił było wielką tajemnicą. Angela dowiedziałaby się o tym prędzej czy później, ale to stało się zbyt szybko. Chłopak zapomniał przez chwilę o walizce z wielkimi pieniędzmi jakie dostał od Mandeli. Gniew w oczach siostry sparaliżował go.

- Ja tylko chciałem… - Jose Luis próbował coś powiedzieć, ale nie był w stanie sklecić choćby jednego zdania aby wytłumaczyć to co zrobił.
- Nie jesteś godzien nosić nazwiska Salazar! – krzyknęła rozwścieczona Angela po czym podeszła do swojego brata i trzy razy spoliczkowała go na oczach wszystkich obecnych.
- Co ty wyprawiasz? Oszalałaś? Bijesz mnie na oczach ludzi?
- Tylko na to zasługujesz podły zdrajco! Zaprzedałeś duszę diabłu dla forsy… Jakie to żałosne. Udław się tą kasą, ale już nigdy nie przekroczysz progu naszego domu! Nie jesteś już moim bratem! Umarłeś tak samo jak mama i tato! Tyle mam nic do powiedzenia!
- Angelo uspokój się. Twój brat działał z myślą o firmie. Pragnie jej dobra jak my wszyscy – Mandela starał się uspokoić dziewczynę i nerwową atmosferę, ale tylko ją podgrzał.
- A ty Alberto okazałaś się zwykłym draniem, który dla kariery i władzy gotów jest zrobić wszystko. Oszukałeś mojego ojca... Teraz pewnie przewraca się w grobie na widok tego co tu się dzieje! Zdradził go wspólnik i syn!
- Ja nie oszukałem nikogo. Wypełniam tylko jego testament. Chcę wydobyć tą firmę z ruiny i nie zrobię tego nie mając większości. Jose Luis oferował mi swoją pomoc, więc miałem jej nie przyjąć?
- Tak. Dobrze wiesz, że to ja i on powinniśmy prowadzić ten biznes, bo to rodzinny interes.
- Rodzinny, ale on jeszcze studiuje, a ciebie nie widziałem w firmie od dawna. Kto inny ma więc nią tymczasowo zarządzać jak nie ja? Wiceprezes i oddany współpracownik twojego ojca?
- Tymczasowo? Masz w ręku całkowitą władzę i nigdy jej nie oddasz. Nie rozśmieszaj mnie. Czasem myślę, że…
- Że co?
- Że nie masz zahamowań. Mógłbyś nawet zabić mojego ojca byleby tylko przejąć firmę i zdobyć władzę…
- To oszczerstwo! Zważaj na słowa, bo zapomnę, że jesteś córką mojego przyjaciela…
- A ja już dawno zapomniałam, że kiedyś byłeś dla mnie jak członek rodziny. O dobrych manierach też zapomniałam – uśmiechnęła się Angela, po czym z całej siły uderzyła Alberta w twarz, w taki sposób, że upadł on na ziemię uderzając się jeszcze o stół.
- Przeklęta suka! – mruknął pod nosem Alberto obcierając krew jaka ciekła mu z wargi.
- To jeszcze nie koniec! Zdradzili mnie wszyscy, ale ja umiem walczyć o swoje! Zapamiętajcie to sobie!

Angela spojrzała wymownie na Alberta i Jose Luisa, po czym nerwowo wybiegła z pomieszczenia, a za nią ruszyła Viviana aby spokojnie z nią porozmawiać.

- Skąd ona nauczyła się tak bić? – pytał sam siebie zdziwiony Alberto. Na co się gapicie? Koniec przedstawienia na dziś! Nic się nie stało! Pracujemy dalej!
- Znokautowała pana bardziej niż mnie – dowcipkował Jose Luis, który po pierwszym szoku znów cieszył się z perspektywy klawego życia i wielkich pieniędzy.
- Dobiliśmy targu, więc daj mi spokój. Chyba nie wierzysz w to co ona o mnie opowiada?
- Nic mnie to nie obchodzi. Może pan zrobić z tą firmą co chce, ale jeśli zabił pan mojego ojca to…
- Przecież to chory wymysł twojej siostry…
- Nigdy nic nie wiadomo – uśmiechnął się Jose Luis, który również opuścił po chwili budynek firmy.
- Co za idiota… Jego siostra jest jednak jeszcze gorsza. Zepsuła moment mojego największego triumfu! Ją powinienem zabić pierwszą w kolejności – pomyślał poirytowany Alberto…

Tymczasem…

Estefania zaparkowała swój samochód w wyznaczonym miejscu. Jechała tu przez czterdzieści minut, ale w końcu dotarła pod dobrze znany jej adres. Było to całkowite odludzie, stara rudera w środku lasu. Nieprzyjemne miejsce i otoczenie, ale nie miała wyjścia. Po raz kolejny musiała tu przybyć. Była to dla niej rutyna, ale strach pozostał za każdym razem gdy miała przekroczyć drzwi tej nory, bo inaczej nie można było tego nazwać. Upewniła się jeszcze, że nikt ją nie śledzi, po czym weszła do środka. Rozglądnęła się wokół i zapaliło światło. Ujrzała męską postać ubraną w czarny płaszcz, siedzącą wygodnie na krześle i wpatrująca się w nią uważnie.

- Jesteś Estefanio. Cenię u ciebie punktualność. Lata nauki zrobiły swoje – uśmiechnął się mężczyzna.
- Czego chcesz? – spytała wprost przestraszona kobieta.
- Tego co zawsze. Na ogół jesteś dostojną kobieta, która udaje ideał, a w rzeczywistości jest diabłem wcielonym. Zwykle rozkazujesz ludziom, ale tylko ja potrafię sprawić, że jesteś mi całkowicie uległa.
- Sam też przybierasz inną maskę, więc o co ci chodzi? Jesteś potworem!
- Mocne słowo… Ja wobec ciebie nie mam długu wdzięczności, ale ty wobec mnie masz…
- Spłacam go przez lata, a tobie ciągle mało… Wiele upokorzeń… Wiele nocy spędzonych z tobą w tych chlewie. Perwersja to twoja specjalność? Wyuzdane gierki… Nie znudziłam ci się? Mam sześćdziesiąt lat. Jest tyle kobiet pięknych i młodych… Jesteś ode mnie sporo młodszy…
- Nie znudziłaś mi się, bo masz w sobie to coś czego nie ma nawet miss świata. Ale do rzeczy. Rozbieraj się!
- Nie zrobię tego!
- Na pewno? Wiesz kim jestem i jakie mam wpływy. Co ludzie powiedzą gdy dowiedzą się, że zdradziłaś męża podczas zagranicznego wyjazdu i urodziłaś dziecko z nieprawego łoża? Co powiedzą, że owocem tego chorego związku z Alberto Mandelą jest niejaki Jorge Mandela? Co powiedzą na fakt, że oddałaś go ojcu swojego dziecka i zapłaciłaś mu aby tylko zniknął z twojego życia? Ustawiłaś go w branży, ale on nie zniknął.
- Przestań!
- A co powiedzą ludzie gdy dowiedzą się, że ceniona kobieta sukcesu, nieskazitelna Estefania Mendez wychowuje syna, dobrego gliniarza, który tak naprawdę…
- Zamknij się! Mam dość twoich słów! Zamilcz!
- I najważniejsza sprawa, która przykrywa wszystkie inne! Jesteś morderczynią Estefanio. Zabiłaś swojego męża Romaina!
- Zamilcz! Też maczałeś w tym palce obłudniki! Jesteś chory na głowę!
- Ja pomogłem ci tylko poćwiartować jego zwłoki, a potem nakazałem zadzwonić na policję abyś wyszła na ofiarę. I z biegiem czasu udało się. Nikt cię nie podejrzewa, ale to nie zmienia faktu, że to ty go zastrzeliłaś – wzruszył bezradnie ramionami mężczyzna.
- Bo dowiedział się o tobie i o wielu innych sprawkach! – krzyknęła Estefania, ale jeszcze nigdy nie czuła się tak bezradna jak teraz.
- Dość tej histerii, bo tracimy czas. Zrób to w czym jesteś dobra od wielu lat. Rozbierz się i daj mi trochę miłości – uśmiechnął się osobnik w kapturze…

Szpital.

Jorge mógł w końcu opuścić szpital, ale nie wiedział dokąd się udać. Jego ojciec był pokojowy nastawiony, ale mężczyzna wiedział, że to tylko perfidna gra. Alberto i Estefania to nie rodzice, lecz najwięksi wrogowie jakich kiedykolwiek miał. Postanowił więc udać się na jakiś czas do hotelu i tam przemyśleć kolejne kroki w swoim planie zemsty. Chciał także znów zbliżyć się do Angeli, ale nie było to takie proste. W drzwiach szpitalnego pokoju spotkał on Davida Mendeza i dwójkę jego ludzi. Wizyta komisarza nie była mu na rękę.

- Już pana wypuścili? – spytał komisarz.
- Jak pan widzi. Jestem zdrów jak ryba – odparł Jorge.
- Skoro tak to zanim pan wróci do domu pojedzie pan ze mną na komisariat.
- Ale czy to konieczne? Przecież już rozmawialiśmy i nie mam nic więcej do dodania.
- Boli pana jeszcze trochę to ramię?
- Tak, ale co to ma do rzeczy?
- Jeżeli będzie pan nadal sobie ze mnie kpił, to zapewniam, że za chwilę zaboli pana jeszcze bardziej!
- Co takiego?
- To co słyszysz Mandela!

David nie wytrzymał i szarpnął swojego rozmówce za rękę, a ten aż krzyknął i wygiął się z bólu.

- Co pan wyprawia! To jest napaść!
- Jaki ojciec taki syn. Od początku mam z wami problem. Odpowiesz mi na komisariacie na kilka pytań. Przestań zgrywać cwaniaczka i zacznij współpracować!
- Współpracuję…
- Kogo chronisz? Ojca? A może siebie samego? Co widziałeś tamtego dnia gdy zabito Mariano Salazara? Byłeś tam i wiem o tym. Mamy twoje numery rejestracyjne. Nie wyprzesz się tego! Zabiłeś go! Odpowiadaj! – David zasypał Jorge gradem pytań.
- Nic nie wiem! Nic nie zrobiłem!
- Wyśpiewasz prawdę gołąbeczku! Zabierzcie go stąd, ale nie zróbcie mu krzywdy, bo martwy nic nam nie powie – zwrócił się do Gonzala i Marcosa…

Klub „Dzika kotka”.

Nicolas osobiście zamierzał przyjrzeć się nowym kandydatkom na tancerki i wybrać tą jedyną która miałaby zostać największą gwiazdą klubu. Wspólnie z Andresem i Samantą obserwował próbki możliwości coraz do nowych dziewczyn. Wszystkie było piękne, ale żadna nie wzbudziła zachwytu Moncady.

- Wyłączcie muzykę! Mam dość! Piękna, ale pusta! Już ósma z rzędu która mnie nie zachwyciła – żalił się Nicolas.
- Według mnie to już dwudziesta czwarta, a nie ósma, która dzisiaj nie zdobyła twojego serca – kpił Andres.
- Ruszają się jak mucha w smole… Nie mają tego czegoś… Ja chcę żeby nowa gwiazda zdobyła klientów, ale przede wszystkim mnie. Na dziś jestem rozczarowany. To jakaś żenada! Carla była sto razy lepsza od tych tancerek o ile można je tak nazwać. Niech się wynoszą! Nie zdobędą tu pracy ruszając tyłkiem jak słonie!
- Jesteś przemęczony kotku. Muszę w inny dzień uda ci się kogoś wybrać – pocieszała go Samantha.
- Daj mi spokój! Pragnę zobaczyć na tej scenie dziewczynę piękną, seksowną, utalentowaną, ale przede wszystkim taką która miałaby duszę… wnętrze. Rozumiecie mnie, prawda?
- Z choinki się urwałeś chyba. W tym miejscu nie znajdziesz takiej osoby – ironizował Andres.
- Ale z ciebie pesymista. Tobie wystarczy byle tandeta i już mały wyskakuje ci ze spodni. Tak nie można…
- A tobie nie wyskakuje? Przecież codziennie masz inną laskę…
- Ale to rutyna, zmęczyła mnie. Ja bym chciał żeby wszystko zagrało…
- Jesteście zbereźni – zaśmiała się Samantha.
- Co masz na myśli? – zdziwił się Andres.
- Żeby chciał wyskoczyć to raz, ale jest też coś ważniejszego. Musi zabić mi przy tym serce. Wtedy wszystko wskoczy na odpowiednie miejsce. Póki co moje serce jest zimne jak lód, ale to się zmieni, zobaczycie. Rozumiecie mnie, prawda?
- Nie! – odpowiedzieli niemalże chórem Andres i Samantha…

Tymczasem…

Luciana Vargas miała dziś wolne od pracy. Jednak nie spędziła tego czasu w domu, ponieważ pokłóciła się ze swoją matką. Znów poszło o przeszłość, do której nie miała prawa wstępu. Nie wiedziała nawet dlaczego. Przecież chciała pomóc Marceli, ale nawet tego nie mogła dla niej zrobić. Kochała matkę, ale czasami nie rozumiała jej dziwnego zachowania. Czuła się intruzem w swoim własnym życiu. Postanowiła więc zapomnieć o problemach i zrelaksować się w jednym z barów. Zamówiła whisky mimo że prawie nigdy nie piła alkoholu. Postanowiła, że dzisiaj wszystko będzie inne niż zawsze. Ciągłe życie z matką i trudna praca powodowały, że nie było czasu na chłopaka czy trochę rozrywki. Przynajmniej teraz miała chwilę aby to zmienić. Nagle przysiadł się do niej dużo starszy mężczyzna, tryskający humorem, radosny i opijający jakiś swój sukces.

- Dziś jest mój dzień! Ja zapłacę za to co pani zamówiła. Porozmawiajmy i świętujmy razem. Chyba tak piękna kobieta jak pani nie odmówi mi tej przyjemności? Nie dzisiaj, prawda? – uśmiechnął się zadowolony Alberto Mandela…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
enemiga
Cool
Cool


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:40:44 01-12-10    Temat postu:

Bardzo fajny odcinek panie Grzegorzu! To, że porządnie napisany to wiadomo, bo tak jest zawsze, ale dzisiaj akcja zapierała dech w piersiach. Jeden z najlepszych odcinków, niewątpliwie.

Reakcja Angeli była spodziewana i nie było najmniejszych wątpliwości co do tego, że wykorzysta zdobytą u wuja wiedzę. O ile dla brata miała odrobinę litości, to Mandeli nieźle rozkwasiła gębę! Znokautowała go bez cienia wątpliwości. Oboje niejako ją oszukali, braciszek sprzedał akcje temu bandycie bez uzgodnienia czegokolwiek z siostrą. Ale nadejdzie czas, że przyjdzie koza do woza i wtedy popamięta. Oby tylko nie było wtedy za późno, bo jak Alberto zacznie się panoszyć, to będzie niezbyt ciekawie. Liczę na to, że Angela znajdzie jakieś rozwiązanie z Vivianą.

Poraz kolejny pojawiła się pewna tajemnicza postać w kapturze. Estefania rzuca małe sygnały co do tego, kto to może być, ale jednoznacznie wciąż trudno stwierdzić. Mam swój typ, który na razie zachowam wyłącznie dla siebie, ale pewnie już niedługo napiszę, czy miałam rację. Rozmowa tych dwojga była świetnie poprowadzona. Co ten mężczyzna widzi w tej kobiecie... No i przy okazji widać, że tajemniczy mężczyzna wie praktycznie wszystko o Estefanii.

David bada najnowsze odkrycia Luciany. A że Jorge wyszedł ze szpitala, policjant złożył mu miłą wizytę. Nie obeszło się bez motywacji w postaci bólu fizycznego. Cóż, ciekawe jak chłopak teraz wyjdzie z opresji. David pokrzyżował mu teraz trochę plany, bo przecież Jorge chciał sam mścić się na szanownym tatusiu. A może będzie chciał nawiązać współpracę z policją? Ciekawa jestem.

W klubie „Dzikiej Kotki” trwa casting na nowe tancereczki. Żadna nie wpadła w oko Nicolasowi. Wybredny typ. Rozmowa z Andresem i Samanthą wymiata. Świetna, z ironią, z dozą erotyzmu. To się chwali. Cóż, towarzysze Nicolasa niezbyt go rozumieją. Zadowala ich jak widać bylejakość, Nicolas potrzebuje czegoś więcej. Czy to znajdzie?

I na koniec trochę groteskowa jak dla mnie scena, spotkanie Luciany i Alberta. Niech no ten zacznie po pijaku coś gadać, a Luciana wykorzysta to przeciw niemu. Przecież Mandela nie wie, czym zajmuje się Luciana. Oby się tylko przedwcześnie nie wydała.

Pozostaje czekać na kolejny odcinek, znając pana, jeszcze lepszy niż ten.

Pozdrawiam cieplutko.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:46:21 02-12-10    Temat postu:

Rekację Angeli można było przewidzieć. Ale nie aż do tego stopnia. Ona jest niewątpliwą wariatką. Najpierw spoliczkowała brata, za to, że sprzedał akcje. I dobrze tak gówniarzowi. Należało mu się. Jeszcze wyrzuciła go z domu. Młody był zszokowany, ale potem wcale się tym nie przejął. Przecież ma kasę. Alberto nieźle się zdziwił jak dziewczyna go znokautowała. To miał być jego triumf, a nie porażka. Niezłą polewkę musiały mieć osoby tam zgromadzone.

Estefania spotkała się z tajemniczym mężczyzną w kapturze. Boi się go. I mężczyzna wie o niej wszystko i ma ją w garści. Nieźle. Ciekawe co on w niej widzi, że zaprasza ją do swojego łóżka. Podejrzewam kto jest tym zakapturzonym osobnikiem, ale na razie zostawię to dla siebie.

Casting na tancerki super. Nico jak zwykle sypał tekstami jak z rękawa. Nie zadowala się byle czym. Chce poczuć to coś. Cały Nico. Andres i Sami go nie rozumieją.

Jorge myślał, że jak wyjdzie ze szpitala zaszyje się w jakimś hotelu aby obmyśleć kolejne kroki. A tu niespodzianka! David go zaskoczył. Nie patyczkował się z nim i od razu zabrał go na komisariat. Ciekawe jak chłopak wybrnie.

Alberto opijał swój sukces. Był w tak dobrym humorze, że postawił drinka Lucianie. Ciekawe co z tego wyniknie. Chyba raczej nic dobrego.


Ostatnio zmieniony przez Willa dnia 22:57:22 02-12-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:22:48 11-12-10    Temat postu:

27 ODCINEK

Komisariat policji.

David Mendez nie zamierzał patyczkować się z Jorge Mandelą i od razu po przywiezieniu go na komisariat rozpoczął on przesłuchanie w specjalnym do tego ciemnym pomieszczeniu. Obaj usiedli na krzesłach i dzielił ich niewielki stolik. Policjant był wściekły, a warunki niezbyt sprzyjające, więc Jorge był porządnie zdenerwowany. Nie wiedział co się stanie i co ma odpowiedzieć aby nie wpaść w jeszcze większe kłopoty.

- Czy ty wiesz po co tu jesteś? – spytał go David.
- Nie mam pojęcia. Składałem już zeznania – odparł Jorge.
- Nie trać ani swojego ani mojego czasu! Sporo już o tobie wiem. Dziwkarz i nierób, który dla forsy zrobi wszystko. Ambicji w tobie brak, więc chciałeś inaczej zdobyć pozycję w firmie Salazara. Liczyłeś, że po jego śmierci awansujesz przy pomocy swojego ojca? Zabiłeś go sam, a może razem z ojcem? Nic mnie już nie zdziwi, bo obaj jesteście degeneratami! A może na zlecenie? Odpowiadaj!
- Nikogo nie zabiłem! To jakiś obłęd!
- Wiem, że byłeś niedaleko miejsca zbrodni. Widziano tam zaparkowany twój samochód. Trzech mężczyzn zabiło Mariano Salazara. To byłeś ty i dwójka twoich kumpli! Zacznij współpracować, a lepiej na tym wyjdziesz!
- Byłem tam, ale nie zabiłem Salazara! Przysięgam! Widziałem co się stało, ale bałem się zareagować!
- Wreszcie zaczynasz mówić. To mi się podoba. Czy to ty byłeś tym świadkiem który zadzwonił na policję i opisał to co widział, a później się ulotnił?
- Tak, to ja. Rozmawiałem chyba z pana szefem. Przyjął mój opis wydarzeń. Możecie to sprawdzić. To był mój głos. To byłem ja!
- Sprawdzimy, ale dlaczego nie skontaktowałeś się z nami ponownie? W co ty grasz?
- Bałem się… Sytuacja mnie przerosła. Chciałem ratować Salazara, więc zadzwoniłem po gliny. To był impuls. Nic nie mogłem zrobić…
- Co widziałeś?
- Trzech mężczyzn go torturowało i zabiło. Zapamiętałem dwie twarze. Mogę podać ich rysopis. Wydawało mi się, że to jakieś gnojki z nocnego klubu. To musiała być robota na zlecenie.
- Sporo wiesz o takich sprawach. Może powinieneś poprowadzić śledztwo?
- Niech pan nie kpi. Mówię to co wiem. Ja nie mam z tym morderstwem nic wspólnego!
- A twój ojciec?
- Też nie. Nie jest aniołkiem, ale nie jest też mordercą. Nie wynająłby nikogo do takiej zbrodni. Być może zabito Salazara z powodu jego długów, naprawdę nie wiem…
- Twoja historia nawet trzyma się kupy. Zaraz podeślę tu kogoś kto narysuje portret pamięciowy tej dwójki zabójców. Postaraj się. Wciąż jednak będę miał cię na oku. Na razie jesteś głównym podejrzanym, dopóki nie sprawdzimy wszystkich szczegółów z tamtego dnia.
- Ja podejrzany? Przecież mówię prawdę!
- Wszyscy przestępcy zawsze mówią prawdę. Postaraj się przekonać mnie, że jesteś niewinny. Daję ci szansę…
- Nie mówcie nikomu, że jestem świadkiem! Grozi mi wielkie niebezpieczeństwo! Nie zabiłem go! Jestem niewinny! Ja wam pomogę, ale wy pomóżcie mi! Uwierzcie mi!

Mendez nie zareagował na te słowa. Wyszedł do sali obok gdzie przez szklaną szybę mógł podglądać zachowanie podejrzanego. Jorge wciąż łapał się za głowę nie mogąc uwierzyć, że jest podejrzanym o zabójstwo Mariano Salazara. On doskonale wiedział przez kogo tu siedzi i kto jest zabójcą. Przez własnego ojca, którego przed chwilą uchronił od odpowiedzialności. Kłamanie, mataczenie albo powiedzenie jedynie półprawdy oznaczało dla niego kolejne kłopoty. On jednak nie miał wyjścia. Za nic w świecie nie zamierzał wydać ojca, bo miał dla niego swoje własne plany. Tymczasem David naradzał się z Gonzalezem i Marcosem.

- Co o nim sądzicie? – spytał swoich ludzi.
- Nie zabił Salazara. Tak szybko nie wydałby wspólników o ile to on byłby tym trzecim. To tchórz, który nie ma jaj aby kogoś zabić. Zgrywa twardziela, ale nim nie jest. Moim zdaniem był tym świadkiem, a potem przestraszył się tego co widział i zaszył pod ziemię – zauważył Gonzalo.
- Zgadzam się z tym. Denerwuje się, bo go podejrzewamy, ale to nie on – dodał Marcos.
- Też tak sądzę, ale zatrzymamy go na 24 godziny. Ciekawe dlaczego tak chroni swojego ojca skoro nie żyją ze sobą w zgodzie? Jeśli obaj panowie Mandela nie mają z tym nic wspólnego to trzeba dotrzeć do tych ludzi których on podobno spotykał w barach. Zobaczymy co narysuje. Jedno jest pewne. Jorge Mandela jest kluczem w tej sprawie. Dzięki niemu dowiemy się kto za tym wszystkim stoi i poznamy morderców – oznajmił David…

Tymczasem…

Alberto Mandela doskonale bawił się w towarzystwie Luciany. Od dawna nie był z kobietą i zaniedbał swoje życie intymne. Kochał tylko jedną. Była to Victoria Salazar. Po jej śmierci Mandela często odwiedzał burdele, ale wciąż stwarzał pozory i od lat znano go jako szanowanego biznesmena. Co prawda jego skłonności do hazardu nieraz wypływały na światło dzienne, ale potrafił on owinąć sobie wokół palca najbardziej znanych dziennikarzy, bo przecież pieniądze robiły swoje. Teraz Alberto triumfował i chciał się zabawić. Młoda i śliczna dziewczyna zaintrygowała go. Bardzo mu się spodobała i nie zamierzał przepuścić okazji aby bliżej ją poznać. Postawił jej kilka drinków i swobodnie rozmawiali podając sobie jedynie swoje imiona.

- Ja już ci opowiedziałem o swojej niespełnionej miłości i o swoim dzisiejszym sukcesie. Raz na wozie, raz pod wozem… Tymczasem ty ciągle milczysz. Znam jedynie twoje imię. Co robi tak piękna kobieta? – spytał nieco podchmielony Alberto.
- Piję z przystojnym facetem – odparła śmiało Luciana.
- To wiem kochana, ale co robisz na co dzień?
- Również praca papierkowa, nic specjalnego, ale nie narzekam. Nie chcę rozmawiać o pracy. Jesteśmy tu po to aby się rozerwać i zabawić, nieprawdaż?
- Masz rację. Może zatańczymy? Ale ostrzegam, że wieki tego nie robiłem…
- Ja również, ale nie zaszkodzi sobie przypomnieć.

Alberto spodobał się Lucianie, ale ona nie chciała zdradzić mu swojej pracy aby go nie przestraszyć. Wiele szemranych typów kręci się w takich barach, a policjantki nie są tu mile widziane. Mimo to mężczyzna intrygował ją. Niestety nie wiedziała kim jest i nie skojarzyła, że David podejrzewa go o zabójstwo Salazara. W trakcie spokojnego tańca Alberto spojrzał dziewczynie głęboko w oczy i zamierzał pocałować, ale Luciana w porę zareagowała i uniemożliwiła pocałunek.

- Jeszcze będzie na to czas. Poznajmy się lepiej – zaproponowała.
- Masz rację. To przez ten alkohol i nastrój chwili. Nie psujmy tego i poznajmy się lepiej.
- Dziękuję ci. Rzadko spotyka się takich szarmanckich mężczyzn jak ty.
- Twarda sztuka, ale będzie moja. Zbyt długo byłem sam. Dzisiaj jeszcze ci odpuszczę, ale nie uciekniesz ode mnie ślicznotko – pomyślał Alberto uśmiechając się do dziewczyny.

Oboje nie mieli pojęcia na kogo natrafili, a z takiego połączenia nie mogło wyjść nic dobrego…

Rezydencja rodziny Salazar.

Angela zgodnie z obietnicą wyrzuciła Jose Luisa z rezydencji. Nie zmieniła swojej decyzji, bo chłopak tylko na to zasłużył plamiąc imię rodziny Salazar i zdradzając ją wchodząc w konszachty z Alberto Mandelą. Viviana próbowała go bronić, ale Angela była nieprzejednana.

- To twój brat. On jest totalnie zagubiony. Jeszcze można go uratować. Któż zrobi to lepiej jak nie ty? – argumentowała Viviana.
- Zrozum mnie… Wiem, że Jose Luis to mój brat i jedyna rodzina. Uwierz mi, że serce mi się kraje, że musiałam to zrobić, ale nie miałam wyjścia. On wybrał prostą drogę. Sprzedał się Mandeli za sporą gotówkę. Rzucił studia, a będzie miał gdzie mieszkać. Nie chcę go widzieć na oczy! Niech żyje jak chce. Życie go rozliczy!
- Uważaj na to co mówisz! Wiesz, że lubi alkohol i narkotyki. Szybko straci forsę i popadnie w ruinę. Będziesz musiała wyciągnąć do niego rękę…
- I zrobię to, ale poczekam aż dostanie porządną nauczkę. Niech zobaczy na własnej skórze jak upada się na sam dół. Teraz zgrywa cwaniaka, bo ma pieniądze, ale niedługo…
- Źle mu życzysz? Co z tobą?
- Życzę mu jak najlepiej, ale wyjdzie na prostą dopiero jak się sparzy.
- A jeśli będzie za późno? Twój ojciec nie zdążył się zmienić. Nie zdążyłaś mu pomóc…
- Nie martw się. Nie zostawię go na pastwę losu. Będę go miała na oko i poproszę o pomoc wujka Roberta. Nic więcej nie mogę dla niego teraz zrobić. Jest dorosły, choć tylko na papierze…
- A co z firmą? Mandela ją zrujnuje…
- Nie mam do tego głowy. Niech rządzi. Sprawiedliwość i tak go dopadnie.
- Nie zamierzasz z nim walczyć?
- Ty będziesz to robiła w moim imieniu. Patrz mu na ręce i nie daj się pomiatać. Ja teraz mam coś innego do zrobienia. To mi trochę zajmie.
- O czym ty mówisz?
- O sprawiedliwości. Będzie jeszcze o mnie głośno, zapewniam cię – uśmiechnęła się Angela, ale jej przyjaciółka nie miała zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi…

Miesiąc później.

Przez ten czas policja miała już portrety pamięciowe dwójki z trójki morderców Mariano Salazara, ale nie były one na tyle dokładne aby namierzyć sprawców. David i jego ludzie wciąż mieli na oku Jorge, który zdawał sobie z tego sprawę i na jakiś czas zaniechał swojej zemsty na ojcu. Znów u niego mieszkał i odzyskał pracę w firmie, ale oboje traktowali siebie z dystansem. Alberto za radą Nicolasa i Andresa przypatrywał się synowi czy aby przypadkiem to nie on stał za owym anonimem. Większość czasu spędzał jednak na randkach z Lucianą oraz w firmie gdzie rozkoszował się władzą i wydawaniem poleceń, a jedyną przeszkodą była dla niego Viviana, którą traktował jako zło konieczne i z największą pogardą, ale nie zwolnił jej z racji jej dużych zdolności jako prawnik firmy. Viviana zajęła niejako miejsce Angeli, która zrezygnowała z pracy koncentrując się na swojej zemście. Dzięki pomocy i zrozumieniu Evy z dnia na dzień i z tygodnia na tydzień tańczyła coraz lepiej. Swoje zrobiły także zajęcia z wujkiem Roberto odbywające się trzy razy w tygodniu. Tylko jemu Angela zdradziła swój ryzykowny plan. On niechętnie, ale zgodził się na to obiecując jej, że nikomu o tym nie powie, nawet Davidowi oraz że pójdzie z nią na pierwsze spotkanie. Dziewczyna widziała się z Mendezem jeszcze kilka razy, ale traktowała go obojętnie mimo że już wtedy podczas ich pocałunku poczuła coś pięknego i niezapomnianego. Teraz jednak najważniejsza była zemsta. Dzięki śledztwu komisarza i wyznaniu Jorge Angela pojęła, że przynajmniej jednym ze sprawców mógł być Nicolas Moncada, narkotykowy diler i szef „Dzikiej kotki”. Niestety nie było na niego żadnych dowodów. Jorge nie miał pewności i nie chciał wsadzić do więzienia niewinnego człowieka, a przesłuchania Nicolasa niczego nie dały. Śmiał się policjantom w twarz i twierdził, że nie znał żadnego Mariano Salazara. Ta bezradność policji tylko napędzała Angelę do działania na własną rękę. Chciała poznać Moncadę. W „Dzikiej kotce” po wielu wysiłkach zatrudniono w końcu nową gwiazdę, która jednak absolutnie nie zachwyciła szefa. W najbliższym czasie zamierzał ją zwolnić. Estefania wciąż spotykała się z tajemniczym mężczyzną, który miał ją w garści. Camila miała już dość życia u boku Andresa i skontaktowała się z Jose Luisem. Wiadomość, że chłopak ma przy sobie duże pieniądze podziałała na nią jak płachta na byka. Z każdym dniem tracił on jednak pokaźne sumy gotówki, a wpadł on w oko nie tylko Camili, lecz również Nicolasowi i Andresowi, którzy z rozkazu Alberta mieli z nim zrobić porządek. Niebezpieczeństwo groziło nie tylko jemu, ale również i jego siostrze. Nie było jednak odwrotu. Charakter oraz ambitny i szalony plan Angeli wziął górę…

Klub „Dzika kotka”.

Nicolas wyszedł z siebie na wieść, że Paula, nowa gwiazda klubu już trzeci raz w tym tygodniu spóźniła się na swój trening. Tego było już dla niego za wiele.

- Jesteś zwolniona i nie ma dyskusji! Przekroczyłaś wszelkie pokłady mojej cierpliwości! Wynoś się! – krzyknął tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- I bardzo dobrze, bo mam dość traktowania mnie jak szmatę! – odparła dziewczyna, po czym wybiegła ze sceny.
- I znowu nie mamy motoru napędowego naszego klubu – westchnął Andres.
- Ona nigdy by nim nie była. Wybrałem ją dla świętego spokoju, ale nie podobała mi się. Znów trzeba będzie rozpocząć łowy – stwierdził Moncada.
- Nie wiem czy tak szybko znajdziemy kogoś na jej miejsce – oznajmiła Samantha, który zmartwiła się wyrzuceniem Pauli, bo przynajmniej w niej nie widziała rywalki w walce o serce Nicolasa.
- Znajdziemy. Mam dość na dzisiaj. Wychodzę! – powiedział zdenerwowany Nicolas.
- Przepraszam bardzo. Czy u państwa wciąż jeszcze odbywa się casting na nową tancerkę? – zapytała nagle piękna dziewczyna uroczo się przy tym uśmiechając.

Nicolas odwrócił się aby zobaczyć z kim ma do czynienia. Zmierzył dziewczynę wzrokiem i przez chwilę stał nieruchomo nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego słowa.

- Wielkie nieba – szepnął Nicolas na widok Angeli Salazar…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:57:16 12-12-10    Temat postu:

Tak myślałam, że Jorge nie sypnie ojca. Przecież ma się na nim zemścić. Dzięki portretowi pamięciowemu przesłuchali Nica. Ale jak się można było spodziewać, on śmiał się im w twarz.
Jose Luis ma to na co zasłużył. Angela wyrzuciła go z domu, jednak będzie miała na niego oko. Chce, żeby dostał nauczkę. Nie wiem, czy to taki dobry pomysł. Chłopakowi grozi niebezpieczeństwo. Nico i Andres będą go wciągać w narkotyki. Jeszcze ta Camila się napatoczyła. Oj będzie miał się za swoje.
Angela realizuje swój plan. Nikogo w niego nie wtajemniczyła oprócz Roberta. Davidowi nic nie powie.
Super była ostatnia scenka. Wyrzucenie Pauli było humorystyczne. Ale najlepsze było na koniec. Angela przyszła zapytać się o pracę. Od razu wpadła Nicowi w oko. Coś mi się wydaje, że ona będzie tą dziewczyną, na widok której Nico poczuje motylki w brzuchu i nie tylko
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:23:43 27-12-10    Temat postu:

28 ODCINEK

Klub „Dzika kotka”.

Angela długo czekała na swoją szansę. Musiała jakoś opanować nerwy związane z poznaniem Nicolasa Moncady i postarać się przypaść szefowi klubu do gustu. Tylko pewność siebie i opanowanie strachu miało jej w tym pomóc. Siedzący kilka metrów dalej przy stoliku Roberto uśmiechnął się od ucha do ucha widząc minę Moncady kiedy zobaczył on jego bratanicę. Już wiedział, że będzie dobrze, chociaż cała ta sytuacja i obcowanie Angeli z taką kanalią z pewnością nie było niczym dobrym. Teraz jednak najważniejsze było aby ich wspólny plan powiódł się.

- W czym mogę pomóc tak pięknej kobiecie? – uśmiechnął się Nicolas, który wciąż nie potrafił spuścić z Angeli wzroku. Jego głupkowatą minę i maślane oczy zauważyli Samantha i Andres. To niezbyt im się spodobało.
- Ja w sprawie pracy jako tancerka. Nie wiem czy to jeszcze aktualne – powiedziała nieśmiało Angela.
- Dzisiaj już nie sprawdzamy nowych kandydatek – wtrąciła Samantha, ale jej zdanie najmniej się w tej chwili liczyło.
- Oczywiście, że sprawdzamy. Wciąż szukamy gwiazdy, która zrewolucjonizuje „Dziką kotkę”. Każdy ma szansę. Proszę mi wybaczyć, bo wychodzę na gbura. Jestem Nicolas Moncada.
- Sara Rey. Bardzo mi miło – odpowiedziała zmieszana Angela ściskając dłoń właściciela klubu.
- Cóż za piękne imię. Sara, Sarita… A nazwisko prawdziwie królewskie. Coś czuję, że będzie pani królową tego klubu. W końcu nazwisko do czegoś zobowiązuje – dowcipkował Nicolas.
- Co on bredzi? Jeszcze dla żadnej nie był taki miły. Wpadła mu w oko… W sumie się nie dziwię, bo jest na co popatrzeć – powiedział równie zachwycony Andres.
- Nawet mnie nie denerwuj. Mnie się ona wcale nie podoba – szepnęła Samantha.
- Nie jesteś lesbijką to nic nie wiesz. Zresztą tobie nie podoba się żadna, która wpadnie w oko Nicolasowi. Nie jesteś obiektywna – żartował Delgado.
- Nie kpij. Jeszcze nie widziałem Nicolasa tak podekscytowanego. To wróży kłopoty. Mam nadzieję, że nie sprawdzi się w tańcu i wyjdzie stąd równie szybko jak się pojawiła…
- Niech pani powie o sobie coś więcej. Im więcej wiem o moich potencjalnych tancerkach tym lepiej dla mnie i dla klubu. Proszę śmiało. Tutaj panuje prawdziwie rodzinna atmosfera – kontynuował rozmowę Nicolas, który żadnej z poprzednich dziewczyn nie pytał o takie szczegóły. Angela była jednak przygotowana na wszystko.
- Już pan wie jak się nazywam. A oto moje referencje.

Nicolas przejrzał dokumenty które podała mu Angela. Był pełen uznania wobec tego co tam zobaczył.

- Piękna i zdolna. Skończyła pani szkołę tańca, czyli umie pani wszystko. Może przejdźmy na ty. Przecież oboje jesteśmy młodzi. To nam zdecydowanie ułatwi wzajemne relacje. Nicolas jestem. Nie musisz do mnie mówić szefie. Mów po prostu po imieniu lub zdrobniale, pieszczotliwie Nico. Pozwalam – powiedział oczarowany Moncada.
- Porąbało go! Co on wygaduje! Przecież nikt tak do niego nie mówi – zdziwiła się Samantha.
- Czyżby Sara poruszyła nie tylko dolne części jego ciała, ale i serce? – dopytywał się Andres.
- Nie dobijaj mnie, ok?

Tymczasem Angela nie wiedziała co powiedzieć. Spodziewała się, że spotka chama i prostaka, który będzie ją poniżał i znieważał, a poznała niezwykle ciepłego, życzliwego człowieka z wielkim poczuciem humoru. Zdawała sobie sprawę, że to może być jego poza, więc wciąż uważała aby nie popełnić żadnego błędu.

- Nawet mnie pan jeszcze nie zatrudnił. Nie mogę tak mówić do pana. Pan jest szefem tego klubu, a ja zwykłą tancerką starającą się o pracę. To nie jest zbyt taktowne. Za mało się znamy panie Moncada.
- Teraz jej dowali. Pierwszy błąd tancereczko – kpiła Samantha, ale nie wiedziała jak bardzo się myli.
- Ma pani rację. Przepraszam jeśli panią uraziłem. Zanim podejmę decyzję poproszę jednak o próbkę swoich możliwości. Scena jest tylko pani.
- Da mi pan chwilkę na przygotowanie się? Przebiorę się i zaraz pokażę na co mnie stać.
- Oczywiście. Tam jest garderoba. Za dwie minuty czekam na panią… Sara Rey… Może to ona będzie moją królową? – pomyślał Nicolas.
- Dasz radę Angelo. Potrafisz owinąć sobie wokół palca nawet najgorszą świnię – pomyślał Roberto obserwujący to zdarzenie przy swoim stoliku.

Po krótkiej chwili Angela była już przebrana i gotowa do próbnego występu. Sporo nauczyła się dzięki Evie, ale nigdy nie występowała przed jakąkolwiek publicznością. Teraz była obserwowana przez kilka osób. Znów musiała opanować nerwy i strach. Pierwsze wrażenie było niezłe, ale teraz potrzebowała znacznie więcej niż gry aktorskiej. Musiała po prostu zatańczyć najlepiej jak potrafi. Włączono muzykę i zgaszono światła. Scena należała już tylko do niej. Na szczęście dla niej udało jej się umiejętnie i sprawnie wkomponować w muzykę. Jej szybkie i kocie ruchy wywołały aplauz u obecnych na sali mężczyzn. Swoim tańcem mogła uwieść niejednego z nich. I tak też zrobiła. W pewnym momencie musiała to zrobić, chociaż w normalnych okolicznościach nigdy by tego nie zrobiła. Podeszła do siedzącego na krześle Moncady i zatańczyła tuż przy nim. On mógł dotknąć jej bioder, a swój wzrok zatrzymał tuż przy jej piersiach. Po chwili Angela znów mu uciekła i wróciła na scenę. Te kilkanaście sekund kosztowało ją wiele, ale podołała. Nicolas był oczarowany i wodził wzrokiem za jej ruchami. Nie mógł za nimi nadążyć. Nic nie mówił, tylko patrzył.

- Widzisz Nicolasa? On zwariował. Jeszcze na nikogo tak się nie gapił! Nawet na tą głupią Carlę! – denerwowała się Samatha.
- Cicho bądź i nie przeszkadzaj mi w podziwianiu tego Bożego dzieła – powiedział Andres, który również patrzył na tańczącą Angelę i nic innego nie było dla niego w tej chwili ważne.
- Ty też? Ech ci pieprznięcie faceci!
- Tak, ja też, ale bądź cicho…

Trzyminutowy występ Angeli w końcu zakończył się gdy skończyła się muzyka. Ona ukłoniła się w kierunku Moncady z nadzieją, że jej odważny występ spodobał mu się.

- To próbka moich możliwości. Jeśli chce pan więcej to musi mnie pan zatrudnić – powiedziała Angela sama dodając sobie nieco pewności siebie.
- Oczywiście, że zatrudnię. Jesteś dla mnie najlepszą z możliwych tancerek. Prawdziwą dziką kotką i to pokazałaś przed chwilą. Bądź moją gwiazdą i królową tego klubu Saro. Witaj na pokładzie – uśmiechnął się Nicolas…

Komisariat policji.

David Mendez zdawał sobie sprawę, że ma niewiele dowodów, nawet poszlak aby udowodnić winę albo Alberto Mandeli albo jego synowi, ale czuł, że jest naprawdę blisko rozwikłania całej zagadki.

- Być może Alberto Mandela zatrudnił Moncadę lub jego ludzi i razem załatwili wtedy Salazara? Często bywał w tym klubie i mógł mieć tam znajomości. Co tam jednak robił Jorge? Śledził ojca? Młody Mandela nie jest zdolny do zabójstwa. To cwaniaczek, ale nie ta liga. Zaraz, zaraz… A może on boi się o swoje życie i dlatego nie powiedział mi całej prawdy? Może widział ojca i tamtych typów na miejscu zbrodni? A teraz nie chce ryzykować bojąc się z jego strony zemsty? To miałoby sens i wyjaśniałoby dlaczego tak mataczył – zastanawiał się komisarz.

- Nad czym tak myślisz? – wtrąciła uśmiechnięta od ucha do ucha Luciana, która weszła do jego biura.
- Nad rozwikłaniem zagadki morderstwa Mariano Salazara. A ty co taka szczęśliwa? Zakochałaś się?
- Może tak, a może nie…
- Opowiadaj kto jest tym szczęściarzem…
- Może innym razem. Na razie to luźna znajomość. Lepiej nie zapeszać.
- Jak chcesz, ale widzę, że ten ktoś spowodował, że masz uśmiech na twarzy. A to mi się bardzo podoba.

Luciana nagle zbladła i jej uśmiech zniknął z twarzy gdy zobaczyła w papierach Davida zdjęcie Alberto Mandeli.

- Przecież to jest… - powiedziała zdenerwowanym tonem z trudem łapiąc powietrze.
- Alberto Mandela, przecież wiesz. Wciąż go podejrzewam, że to on stał za tym zabójstwem. Co ci jest Luciano? Źle się czujesz?
- Nie, wszystko w porządku. Muszę tylko wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. Za chwilę wrócę.
- Dziwne… Czemu tak alergicznie zareagowała na widok zdjęcia Mandeli? Nic z tego nie rozumiem – zdziwił się David.
- Co się stało Lucianie? Wybiegła stąd jak porażona prądem – stwierdził równie zaskoczony Gonzalo, który przyszedł do Mendeza z nowymi wiadomościami.
- Źle się poczuła. Przejdzie jej. Masz coś dla mnie?
- Owszem. Nasi ludzie śledzą Jorge Mandelę i w końcu coś mamy. Chyba popełnił pierwszy błąd.
- Co zrobił?
- Spotkał się w jakiejś spelunie z ludźmi od mokrej roboty. Wiesz pobicia, wymuszenia, kradzieże. Wielokrotnie karani, ale nigdy za zabójstwo. Zapłaci im za jakąś robótkę. Ciekawe co go z nimi łączy?
- Jorge Mandela coś knuje. Pytanie tylko co….
- Może chce kogoś pobić? Widać, że znajomości z półświatkiem przestępczym nie są mu obce.
- Dzięki Gonzalo. Nie spuszczajcie go z oka. Mam pewne podejrzenia co knujesz… Sam zostałeś niedawno pobity i mścisz się na kimś kto ci to zrobił. Jeśli zaatakujesz osobę o której myślę, to będę wiedział kogo kryjesz, na kim chcesz się osobiście zemścić i kto zabił Mariano Salazara. Znów możesz mi pomóc i znów jesteś kluczem do rozwiązania zagadki. Niezły z ciebie gagatek Jorge – uśmiechnął się Mendez…

Tymczasem…

Alberto Mandela wracał właśnie z firmy do swojego mieszkania po kolejnym dniu w pracy. Przed swoją rezydencją spotkał kilku podejrzanych typków. Jednym z nich był Felipe Castro, mężczyzna dobrze znany Angeli. Pięciu ludzi otoczyło go z dwóch stron i zbliżało w jego stronę w całkowitym milczeniu. Alberto wiedział czego chcą, ale było już za późno aby uciekać.

- Czego chcecie? Pieniędzy? Proszę bardzo. Ile chcecie? – zapytał ich Alberto.
- Chcemy twojej głowy idioto! – krzyknął Felipe.
- Ja cię skądś znam! Już cię gdzieś widziałem!
- Możliwe, ale dość tej pogawędki. Załatwcie go!

Banda Felipe rzuciła się na Alberta z pięściami. On usiłował się bronić, ale nie miał szans. Po kilku ciosach padł na ziemię. Mężczyźni pobili go i skopali, ale nie pokiereszowali go tak bardzo jak chciał ich zleceniodawca. Felipe doskonale znał Mandelę i wiedział co z niego za człowiek. Jego syn nie poznał go gdy ze sobą rozmawiali i nie miał pojęcia, że zlecił robotę byłemu facetowi Angeli. Jednak Alberto skądś go kojarzył.

- Przywrócę ci pamięć Alberto. Jestem Felipe, były chłopak Angeli Salazar, czyli córki człowieka, którego kazałeś zabić. Darujemy ci życie jeśli zapłacisz nam więcej niż zapłacił nam twój syn aby cię pobić – mężczyzna szyderczo szepnął te słowa do ucha leżącemu na ziemi Albertowi.
- Jorge kazał wam mnie pobić?
- Dobrze dedukujesz. Powinieneś być nam wdzięczny za tę informację. Masz tu chusteczki, bo krwawisz. Nic tu po nas! Dostał już swoją nauczkę. Spadamy! – krzyknął Felipe, po czym on i jego ludzie zostawili pobitego Alberta na chodniku przy jego własnej rezydencji…

Jakiś czas później.

Lorena Beltran wracała z kolejnej nocnej imprezy. Tym razem nie było w jej towarzystwie Jose Luisa. Wkurzało ją, że chłopak zaczął ją odtrącać i wolał zabawę z innymi, starszymi i dojrzalszymi kobietami. Nic jednak nie mogła w tej sprawie zrobić. Czuła, że zaczyna go tracić, a co za tym idzie traci również dojście do pieniędzy Salazarów. Próbowała więc podrywać innych nadzianych facetów. Niezbyt jej się to udawała. Dlatego wracała zrezygnowana. Mogła liczyć jedynie na Felipe, który od czasu do czasu sypnie jej groszem w zamian za seks. Była już blisko jego mieszkania gdy nagle poczuła za sobą jakieś kroki. Przyśpieszyła, ale ktoś idący za nią również przyspieszył. Zaczęła biec, ale osoba ją śledząca pobiegła za nią. Przy jednej z ciemnych uliczek dziewczyna obróciła się i zobaczyła, że jakaś zakapturzona postać rzuciła się na nią i powaliła na ziemię. Mężczyzna silnym ruchem ręki zakrył jej usta i nie mogła nawet wołać o pomoc. Zdarł z niej ubranie i zaczął gwałcić. Bezradna Lorena nie mogła nic zrobić. Czuła obrzydzenie gdy napastnik zadawał jej ból i wykonywał perwersyjne ruchy. Po kilku minutach było po wszystkim.

- Dlaczego mi to zrobiłeś? Kim jesteś? – spytała zlękniona i zapłakana Lorena.
- Mam dość obcowania ze starymi kobietami i chciałem spróbować z taką młodą dziwką jak ty – odparł tajemniczo mężczyzna.
- Zrobiłeś co chciałeś. Daj mi spokój i pozwól mi odejść.
- Pozwolę. Odejdziesz, ale prosto do piekła!

Mężczyzna wyciągnął nóż i zadał jej kilka śmiertelnych ciosów. Rozejrzał się czy nikt go nie widzi i spokojnie opuścił miejsce zbrodni…

Klub „Dzika kotka”.

Nicolas sfinalizował umowę z Angelą/Sarą i jej „menedżerem” Robertem. Dziewczyna z miejsca stała się nową gwiazdą klubu. Zyskała aprobatę szefa, a to liczyło się teraz najbardziej. Roberto wyszedł i czekał na Angelę na zewnątrz. Moncada chciał jeszcze zamienić z nią kilka słów.

- Czyli mogę od jutra zacząć szefie? – spytała Angela.
- Oczywiście Saro. Widzimy się z samego rana. Będę czekał – odparł uśmiechnięty Nicolas.
- Naprawdę dziękuję za wszystko. Pewnie jest pan zdziwiony dlaczego ktoś z takimi referencjami chce pracować jako tancerka erotyczna w takim klubie jak „Dzika kotka”? Odpowiem panu. Od zawsze uwielbiałam tańczyć, lubię pokazywać swoje ciało i swoje wdzięki, bo dlaczego mam się wstydzić czymś czym obdarzyła mnie natura, nieprawdaż?
- Ależ oczywiście. Trzeba korzystać z darów, które dał nam Bóg.
- Oczywiście ja szanuję siebie. Proszę nie pomyśleć, że jestem… no wie pan… Co to, to nie. Ja po prostu lubię tańczyć przed publicznością i kocham to. A ten klub jak najbardziej mi odpowiada.
- Nigdy bym o pani źle nie pomyślał. Pani jest piękna i wie jak się zachować. Ja również nie zatrudniłbym nigdy kobiety która myślałaby jedynie o seksie. To obrażałoby moje uczucia. Ja szukam w kobiecie piękna, dobra, patrzę na charakter, zachowanie i uczucia. Seks jest tylko jednym elementem tej układanki, ale wcale nie najważniejszym.
- Ale z pana dżentelmen. Rzadko kiedy spotyka się jeszcze takich mężczyzn.
- I takie kobiety jak pani. Chętnie zjadłbym z panią kolację. Wiem, że to brzmi jak narzucanie się, bo ledwo się znamy… Sama to pani powiedziała, ale skoro tak dobrze nam się rozmawia... Lepiej kuć żelazo póki gorące. To nam ułatwi współpracę. Niech się pani zastanowi i nie odrzuca mojej propozycji.
- Jutro dam panu odpowiedź. Jestem onieśmielona.
- Nie zatrzymuję pani więcej. Do jutra. Będę czekał.
- Przeklęty kłamca! Nie myśli o seksie? Gapi się na mnie w taki sposób jak ten cały komisarz. Zjadłby mnie na śniadanie, ale nie dam mu się. Co robić? Będę musiała zgodzić się na tą kolację. Oby trzymał ręce przy sobie. Muszę podołać i nie mogę tego zepsuć – pomyślała Angela.
- Przepiękna, seksowna, trochę nieśmiała, trochę dzika. Chyba znalazłem
w niej w końcu lekarstwo na reaktywację mojego serca. Dzisiaj zabiło i podskoczyło mi aż do gardła. To znak od Boga. Sara Rey będzie moją królową. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Będzie moja i tylko moja! – uśmiechnął się Nicolas…


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 23:02:03 27-12-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:33:20 27-12-10    Temat postu:

A oto Angela tańcząca dziś przed Nicolasem

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:00:20 28-12-10    Temat postu:

Super odcinek
Plan Angeli całkowicie się powiódł. Oczarowała Nicolasa sobą. Nie wiem jak on spokojnie usiedział na miejscu podczas jej występu. Rozbierał ją wzrokiem co natychmiast zauważyła Samanta. Nie spodobało jej się to. Jeszcze Andres działał jej na nerwy swymi docinkami, ale widać, że i jemu nowa tancerka się spodobała. Nieźle. Nico ma rywala. Ale Nicolas był dzisiaj szarmancki, miły, sympatyczny. No, no. Można powiedzieć, że prawdziwy amant z niego. Angela dobrze wie, co Nicowi chodzi po głowie. Nie jest taka głupia. Ciekawe jak się przed nim obroni, przed jego miłością. Bo jestem pewna, że on się w niej zakocha na zabój. To dziewczyna która poruszy jego serce.
David powoli odkrywa prawdę. Wydedukował, że Jorge chroni mordercę - swojego ojca. Musi jedynie znaleźć na niego dowody. Luciana jak zobaczyła, zdjęcie Alberta zbladła. Ciekawe jak dalej rozwinie się ten wątek. Policjantka - morderca, bardzo ciekawe.
Alberto został pobity. I dobrze mu tak, na nieszczęście Felipe wszystko mu powiedział. Chciał chłopaczek jeszcze coś ugrać. Nie wie na co się porywa.
Lorena zapłaciła bardzo wysoką karę za swoje intrygi. Została zgwałcona, a potem zabita. Mam pewne podejrzenia co do oprawcy, ale na razie zostawię dla siebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:48:16 18-01-11    Temat postu:

29 ODCINEK

Jakiś czas później.

Przypadkowy przechodzień odnalazł zmasakrowane ciało młodej kobiety. Szybko zawiadomił policję, która zabezpieczyła miejsce zbrodni. Sprawą zajął się oczywiście wydział zabójstw, więc David Mendez i jego ludzie mieli kolejną zagadkę do rozwiązania pomimo że jeszcze nie rozwiązali poprzedniej.

- Biedna dziewczyna. Nigdzie nie można już być bezpiecznym – westchnął David spoglądając na zwłoki wokół których pracowali już technicy.
- Co macie do tej pory? – spytał Esteban, który również przyjechał na miejsce zbrodni.
- To Lorena Beltran sądząc po jej dokumentach. Dziewczyna została zaskoczona gdy skądś wracała. Ta uliczka to niebezpieczne miejsce. Najprawdopodobniej została zgwałcona, a następnie zabita kilkoma ciosami. Narzędzie zbrodni to coś ostrego, na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nóż. Wygląda na morderstwo na tle seksualnym – odparł jeden z techników.
- A godzina zgonu? – spytał Mendez.
- Jeszcze to dokładnie sprawdzimy, ale myślę, że nie później niż dwie godziny temu – stwierdził policyjny patolog. I jeszcze jedno. Po ciosach widać, że to robota profesjonalisty. Precyzyjny aż do bólu. Być może to seryjny morderca. Praktycznie nie zostawił śladów, wiec działał w rękawiczkach i z głową. Najpierw ją zgwałcił, a potem zabił.
- A świadkowie?
- Żadnych… Jakiś pijaczek, który znalazł ciało mówi, że nic podejrzanego nie widział…
- Kilkanaście lat temu gdy byłem jeszcze szczylem, miasto terroryzował seryjny morderca, który mordował młode kobiety nożem w równie okrutny sposób. Nigdy go nie złapano. Potem słuch o nim zaginął. Teraz to raczej pojedyncza ofiara szaleńca, ale nigdy nic nie wiadomo. Poza tym każda śmierć i każde morderstwo jest okrutne, a zwłaszcza takie. Jakie bydlaki są zdolne do czegoś tak perwersyjnego i okrutnego? – zastanawiał się David.
- Pamiętam tamtego seryjnego. Żałuję, że nigdy go nie złapaliśmy. Teraz już na pewno nie żyje. Minęło tyle lat – stwierdził Esteban.
- Cóż… trzeba będzie popracować i nad tą sprawą.
- Nic z tego. Od czegoś jestem tu szefem. Ja się zajmę śmiercią tej dziewczyny. Bardzo mnie to poruszyło. Ty musisz doprowadzić do końca sprawę morderstwa Salazara. To jest teraz dla ciebie priorytetem..
- Ale…
- To rozkaz przełożonego. Wiem, że żałujesz tej dziewczyny, ale ja się tym zajmę. Z pewnością odnajdę bydlaka, który to zrobił.
- Niech będzie jak szef każe. Czy rodzina wie już o jej śmierci?
- Zlokalizowaliśmy jej mieszkanie. Zaraz tam pojedziemy – wtrącił Gonzalo.
- Pracujcie dalej. Jak najszybciej chcę mieć na biurku dokładny raport z sekcji zwłok – powiedział ostrym tonem Esteban.
- Pojadę do siebie. Jestem zmęczony, a muszę jeszcze popracować nad sprawą Salazara – oznajmił David.
- Mam nadzieję, że ruszyłeś z tym do przodu, bo póki co stoimy w miejscu…
- Już niedługo prawda wyjdzie na jaw, a szef pierwszy się o tym dowie…

Rezydencja rodziny Salazar.

Angela chciała położyć się wcześnie spać, bo jutro czekał ją trudny dzień i starcie z Nicolasem. Mimo że była bojowo nastawiona do swojej misji i swojego zadania, to jednak zaczęły targać ją wątpliwości i zwątpienie. Nigdy nie umówiłaby się na kolację z byle kim, a już zwłaszcza z typem spod ciemnej gwiazdy i osobą, która być może zabiła jej ojca. Musiała doskonale udawać i kontrolować się, choć wcale nie było to łatwe. To salonowe zachowanie Moncady również bardzo ją zaskoczyło. Bała się, że będzie on chciał ją osaczyć. Mimo wszystko nie zamierzała się poddać. Nie było już odwrotu i należało działać. Cena była wysoka, a ryzyko wielkie, ale kto nie ryzykuje ten przegrywa. Dziewczyna wciąż nie mogła usnąć. Intensywnie myślała… także o pewnej osobie, która przestawała być dla niej obojętna. Myślała, że brak kontaktu przez kilka dni czy tygodni ułatwi sprawę, a ona zapomni… Tym razem jednak tak się nie stało. Przystojny policjant wciąż był obecny w jej myślach.

- Teraz już za późno. On może mi pomóc, ale nie zrozumie w co się już wpakowałam – pomyślała Angela, a jej rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Odebrała połączenie z niepewnością i delikatnym uśmiechem na ustach jednocześnie. To był on.

- Musiałem zadzwonić. Przepraszam za porę. Pewnie już śpisz – odezwał się David.
- Nie śpię. Jestem tylko zaskoczona – odparła dziewczyna.
- Tym, że nie zamierzam odpuścić? Potrafię walczyć o swoje szczęście…
- Nie mów tak… Milczałam, bo to wydawało mi się właściwe. Poza tym nie będzie mnie teraz w mieście. Muszę odpocząć i wyjechać. Nie kontaktuj się ze mną. Chyba, że w sprawie śledztwa…
- Kłamiesz. Nigdzie nie zamierzasz wyjeżdżać. Dlaczego mi to robisz? Czego się boisz?
- Ja jestem skomplikowaną kobietą i nie trać na mnie czasu. Nie kłamię. Tak będzie dla nas lepiej. Połączyła nas wspólna sprawa i nic więcej. Jesteś wspaniałym facetem i dobrym gliną. Moim aniołem stróżem. Wiele razy mi już pomogłeś. Wybacz, że ja nie potrafię się nawet odwdzięczyć…
- Możesz… Wystarczy chcieć wyjść szczęściu naprzeciw.
- Nic z tego nie będzie. Już ci mówiłam, że…
- Nie będę cię napierał, ale poczekam ile będzie trzeba. Nie zrezygnuję i wiedz o tym.
- Nie jestem…
- Odpowiednią kobietą dla mnie? Już to słyszałem. Nie zmienię zdania. Sam decyduję o swoim życiu.
- Ja również nie zmienię. Przykro mi...
- Zaczekaj!

Angela rozłączyła się, ale jej twarz wyraźnie posmutniała. To co zrobiła Davidowi najbardziej zabolało ją samą. Zupełnie co innego dyktował jej rozum, a co innego serce.

- Nie chcę go skrzywdzić, bo czuję, że mi na nim zależy… Nie wiem czy dobrze robię… Musze być twarda i nie pozwolić sobie na błędy. Najważniejsze jest wypełnienie planu. Pomszczę śmierć ojca, a później niech się dzieje co chce. Jednocześnie wiem, że krzywdzę Davida… Boże pomóż mi jakość wyjść z tej całej sytuacji – zastanawiała się Angela wpatrując się w wielki portret swoich rodziców, który wisiał na ścianie. Tymczasem poirytowany David szybko wymknął się z mieszkania, co nie uszło uwadze jego matki, która słyszała także jego rozmowę z Angelą.

- Czyżby mój syn znalazł sobie nową kobietę? Sądząc po jego zachowaniu tym razem on chce, a ona ma go w nosie. Jakież to życie jest niesprawiedliwie... Widzisz to Boże i nie grzmisz? Pozwól aby David w końcu znalazł odpowiednią dla siebie niewiastę – pomyślała Estefania…

Na drugi dzień.

Rezydencja Alberto Mandeli.

Jorge spędził poprzednią noc w jednym z nocnych klubów. Brakowało mu rozrywkowego trybu życia w czasie gdy przebywał w szpitalu, więc postanowił się rozerwać. Gdy wrócił nad ranem z imprezy, miał nadzieję, że nie zastanie swojego ojca. Jakież było jego zdziwienie gdy zobaczył go jedynie lekko poturbowanego.

- Witaj synu – uśmiechnął się Alberto.
- Co ci się stało tato? Ktoś cię pobił? – udawał zdziwienie Jorge.
- Ugryzł mnie komar. Do wesela się zagoi.
- Nie kpij. Poważnie pytam. Masz podbite lewe oko i ledwo chodzisz. Ktoś cię napadł?
- A coś ty taki ciekawski? Napadli mnie, ale jak widzisz nic wielkiego mi się nie stało. Nawet nie zgłosiłem tego na policję.
- Ale dlaczego? Tego nie można lekceważyć. Dlaczego cię pobili? Czego chcieli? Włamać się? Okraść? Gdzie to się stało?
- Przed rezydencją. Jak widzisz nigdzie nie można być już bezpiecznym. Chyba ktoś im zlecił ta robotę…
- Niesłychane… Mnie tak samo urządzili. Może ktoś się na nas mści? To doprawdy niebezpieczne…

Alberto spojrzał na syna wzrokiem, który mógłby zabić. Następnie opróżnił szklankę whisky którą trzymał w ręku i podszedł do niego szeroko się uśmiechając.

- Życie nas uczy żeby być twardym, nie? – spytał Alberto, po czym z całej siły uderzył Jorge w brzuch, a ten aż jęknął z bólu, bo przecież nie tak dawno był jeszcze w tym miejscu operowany.
- Co ty wyprawiasz? – krzyknął Jorge, ale jego ojciec uderzył go jeszcze raz z pięści i powalił na ziemię.
- Zawsze byłeś nieudacznikiem. Nawet wynająłeś ludzi, którzy schrzanili robotę. Jeden z nich powiedział mi, że to twoja sprawka. Za pieniądze można wszystko. Mogę zapłacić im dwa razy tyle i znów to ty będziesz pokiereszowany…
- Znów? Czyli przyznajesz się, że kazałeś mnie pobić?
- Ależ skąd. Wypadki chodzą po ludziach… Dlaczego chciałeś podnieść rękę na własnego ojca? Odpowiadaj!
- Jeszcze zobaczymy kto wygra. Każesz mnie teraz zabić?
- Nie zrobię krzywdy swojemu synowi. Możesz błądzić, ale wciąż jesteś moim synem. Ile chcesz? Zapłacę ci, ale zniknij z mojego życia. Wyjedź z miasta! Nie chcę cię więcej widzieć!
- Twoje niedoczekanie! Powiem ci draniu co wiem! To ty kazałeś zabić Mariano Salazara! Wynająłeś Nicolasa Moncadę i Andresa Delgado i razem załatwiliście go… Byłem tam i widziałem wszystko! Wahałem się co zrobić, ale policja musi dowiedzieć się o twojej zbrodni!

Alberto słuchał tego wszystkiego i był w szoku, ale po chwili znów powrócił do ofensywy. Pokiwał głowa z uznaniem i bił mu brawo.

- Brawo synu! Zapewne to ty wysyłałeś mi te anonimy. Piękny plan. Skoro jesteś świadkiem i masz dowody, to zadzwoń na policję. Z pewnością mnie zamkną. Wydaj własnego ojca. Śmiało! Sumienie ci na to nie pozwoli. Ale skoro jesteś taki uczciwy i honorowy to powiedz, że zleciłeś moje pobicie. Pójdziemy siedzieć razem. Będzie nam razem raźniej.
- Mówisz o sumieniu, a sam go nie masz… Żebyś wiedział, że to zrobię. Nie boję się ciebie. Jeśli spadnie mi włos z głowy, odpowiednie fakty trafią na policję… Nie możesz mnie tknąć! Ani ty ani twoi ludzie! Jesteś skończony!
- Masz rację. Nie mogę cię tknąć. Wydaj mnie więc policji skoro wg ciebie jestem mordercą…
- Tak właśnie zrobię…

Jorge wyciągnął swoją komórkę i zamierzał zadzwonić, ale coś go powstrzymało. Zdziwił się, że jego ojciec nic nie robi aby mu w tym przeszkodzić. Nie uderzył go, nie znieważył, nie sięgnął po broń. Nie zrobił nic agresywnego. Po prostu stał i przyglądał się jego poczynaniom.

- Nie dzwonisz? – spytał Alberto. Czego się tak przestraszyłeś? Ja jestem niewinny. Boli mnie tylko, że mój własny syn chce mnie wydać.
- Wzruszające, ale mnie to wcale nie rusza. Dzwonię…
- Zaczekaj. Mówisz, że nic ci nie mogę zrobić. To prawda. Zastanówmy się jednak nad tym głębiej… Jak już mówiłem wypadki chodzą po ludziach. Co powiesz na to aby córka nieodżałowanego Mariano Salazara dołączyła do niego?
- O co ci chodzi?
- Powiem to raz i nie zamierzam powtarzać. Jeśli teraz zadzwonisz na policję, twoja ukochana zginie. Z tego co wiem nie jest ci ona obojętna. To jak będzie? Przemyślałeś sprawę synu? – uśmiechnął się Alberto…

Klub „Dzika kotka”.

Angela pojawiła się w „Dzikiej kotce” w pierwszym dniu swojej pracy. Wieczorem była umówiona z Nicolasem, ale nikt o tym nie wiedział. Póki co miała zapoznać się ze wszystkimi współpracownikami i dokładnie poznać miejsce, w którym będzie tańczyć. Nicolasa i Andresa nie było, ale zostawili oni to zadanie Samanthcie, która tylko czekała na taką okazję. Obie panie spotkały się same w jednym z pomieszczeń w klubie.

- Witaj Saro. Pamiętasz mnie z wczoraj. Jestem Samantha Lopez. Nicolas powiedział mi abym pokazała ci każdy zakątek tego miejsca. W końcu będziesz naszą nową gwiazdą – dziewczyna z trudem zdobyła się na uśmiech, bo już od pierwszego z nią kontaktu widziała w niej rywalkę.
- Witam. Bardzo mi miło – Angela podała jej rękę aby się z nią przywitać, ale nagle stało się coś nieoczekiwanego. Samantha wyciągnęła nożyczki, które leżały na stole i za ich pomocą pogroziła dziewczynie przystawiając je do jej szyi.
- Co ty robisz? Spokojnie…
- Posłuchaj mnie uważnie. Widzę jak patrzysz na Nicolasa. Pożerasz go wzrokiem. On jest kobieciarzem, ale należy tylko do mnie, rozumiesz? Jesteś jedną z tych, którym chodzi tylko o seks. Nie zaciągniesz do łóżka… Zapomnij o tym gwiazdeczko. Jeśli zobaczę, że będziesz z nim kręciła, zabiję cię! – Samantha nie wyglądała na taką która żartuje.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale zrozumiałam. Nicolas jest twój. Nie zbliżę się do niego… Nie jestem taka za jaką mnie masz. Interesuje mnie tylko praca…
- Oby tak było. Cieszę się, że się zrozumiałyśmy – perfidnie uśmiechnęła się Samantha odkładając z powrotem nożyczki.
- Mogę jeszcze coś dodać? – spytała nieśmiało Angela.
- Co takiego?
- To!

Angela z całej siły uderzyła Samantę w twarz, która wpadła z wielkim hukiem na stół i przewróciła się.

- Żebym ja cię przypadkiem nie zabiła mała dziwko! Nikt mnie tu nie będzie ustawiał.
- Szalona bestia! – krzyknęła Samantha, która wstała i zamierzała oddać rywalce, ale lekcje u wujka Roberta sporo Angeli dały. Uchyliła się przed ciosem i złapała ją za włosy.
- Odczep się ode mnie, bo naprawdę pożałujesz!

Nagle w pomieszczeniu pojawił się Nicolas. Aż zamarł z wrażenia widząc co tu się wydarzyło.

- Szefie przepraszam za to wszystko, ale mieliśmy z Samanthą małe nieporozumienie – tłumaczyła się Angela.
- To moja wina Saro. Znam ją i niepotrzebnie pozwoliłem jej oprowadzić cię po „Dzikiej kotce”. Zapewne Samantha dokuczała ci i robiła przykrości. Ona bije się z wszystkimi. Taki ma charakter. Nie martw się i nie przejmuj się nią. Nigdy nie zrozumie, że nie będzie taką gwiazdą jaką możesz być w tym klubie tylko ty. Wyjdź na zewnątrz. Zaraz z tobą porozmawiam.

Sara uśmiechnęła się do Nicolasa i spełniła jego polecenie. Moncada został sam na sam z poturbowaną Samantha.

- Jeszcze jej bronisz? Uderzyła mnie i to dwa razy! To wariatka! – krzyknęła Samantha.
- Umie ci oddać, a więc jeszcze bardziej ją lubię. To naprawdę dzika kotka. Ach co za kobieta! – rozmarzył się Nicolas.
- To tandeciara… Jak mogła ci się spodobać.
- To mój ideał. Pozbieraj się i popatrz w lustro. Wyglądasz jakby przejechał cię czołg.
- Jesteś podły…
- Dla ciebie dla tak, ale dla Sary nie. Zapomniałem ci coś powiedzieć. Dzisiaj idę z nią na kolację. Będę grzeczny, to może mnie nie pobije jak ciebie. I jeszcze jedno. Zawsze zaskakuję cię jak dostajesz lanie. Najpierw od Carli, teraz od Sary. Może zacznij trenować boks? Poza seksem niewiele umiesz. Spójrz na Sarę. Ta kobieta potrafi wszystko. Ciekawe czym jeszcze zaskoczy mnie dzisiaj – uśmiechnął się Nicolas wychodząc z pomieszczenia.
- Ta suka jeszcze tego pożałuję! Nie dopnie swego! Nikt nie będzie mną pomiatał! Nicolas jest tylko mój! – wściekała się Samantha…

Tymczasem…

Felipe dowiedział się o śmierci Loreny. Ta wiadomość bardzo go poruszyła. Mimo że jej nie kochał, lecz jedynie dobrze spędzał z nią czas, to jednak jej brutalna śmierć wstrząsnęła nawet nim. Zastanawiał się kto mógł ją zabić i dlaczego. Nagle do głowy wpadła mu pewna myśl.

- A może to… Z pewnością się mylę… To nie może być on…

Zdenerwowany Felipe zaczął chodzić w kółko po swoim pokoju i intensywnie myślał. Przypomniał sobie wczorajsze pobicie Alberto Mandeli i słowa jakie mu powiedział. Doszedł do wniosku, że ten człowiek mógł w odwecie zabić lub kazać zabić jego dziewczynę.

- Być może przeszarżowałem w swoim sprycie i inteligencji… Ale nie, to przecież niemożliwe. To stało się zbyt szybko aby Mandela mógł skojarzyć pewne fakty i zechcieć wziąć odwet… Jednak jeśli to on za tym stoi, to przysięgam, że jeszcze raz mu dokopię. Tym razem jednak się nie podniesie.– pomyślał Felipe…

Kilka godzin później.

Najlepsza restauracja w mieście o tej porze zwykle pękała w szwach. Tym razem jednak jedna z sal była zupełnie pusta. Przy każdym stoliku paliły się świece i leżały kwiaty. Główny stolik był już doskonale przykryty i przyszykowany na przybycie gości. Sztućce, talerze i kieliszki do wina. Z rogu sali dobiegała lekko przyciszona muzyka. Zdenerwowany Nicolas Moncada patrzył na zegarek i czekał. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Jednak zwykle pewny siebie mężczyzna tym razem obawiał się, że wystawi go kobieta. To była do niego zupełnie niepodobne.

- Być może zbyt wcześnie zaproponowałem jej kolację… Zwykle mi nie odmawiały ze strachu, ale ona wydaje się być inna. I właśnie dlatego kręci mnie bardziej niż te wszystkie nudziary – pomyślał Nicolas gdy nagle zauważył, że na sali pojawiła się Angela. Wyglądała przepięknie w czerwonej sukni i uśmiechała się w stronę swojego towarzysza.

- Mój Boże… Zobaczyłem anioła i wciąż żyję – powiedział sam do siebie Nicolas.
- Jestem nieco speszona. Wybacz mi. Ta cała sala jest tylko dla nas? – spytała nieśmiało Angela.

Nicolas podszedł do niej, wziął ją za rękę i zaprowadził do stolika. Odsłonił jej krzesło aby mogła swobodnie usiąść. Wzorcowo wypełniał rolę dżentelmena. Nie miał pojęcia, że Sara/Angela równie wzorcowo wypełnia swoją rolę.

- Tak Saro. Ta sala jest dla nas. Tylko ty i ja… Wyglądasz przepięknie. Dziś jest nasz wieczór i nikt nam w tym nie przeszkodzi – uśmiechnął się Nicolas, a Angela z trudem przełknęła ślinę wciąż robiąc dobrą minę do złej gry. Bez wątpienia czekało ją teraz niezwykle trudne zadanie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:00:05 18-01-11    Temat postu:

Super odcinek

Odnaleziono ciało Loreny. David chciał się tym zająć, ale Esteban mu zabronił. Sam doprowadzi sprawę do końca. Policja podejrzewa, że to sprawka seryjnego zabójcy, który przed laty zabijał a teraz powrócił. Esteban zapowiedział, że go znajdzie. Hmm. Mam pewne podejrzenia, już prawie jestem pewna kto stoi za morderstwem. To na pewno ta sama osoba, która się spotyka z Estefanią.

Davidowi coraz bardziej zależy na Angeli, a ona trzyma go na dystans. Nie chce krzywdzić. Ale ona bardziej go krzywdzi nie dając szansy szczęściu. Chociaż w jej sytuacji życie uczuciowe powinno zaczekać.

Świetna scenka z Sami i Angelą. Sam groziła nowej tancerce, żeby trzymała się od Nica z daleka. Angela też jest dobra. Dała jej w twarz, lekcje się na coś przydały. Walczące kobiety zawsze wywołują u mnie uśmiech. Nico ich tak zastał. Bardzo mu się podoba jeśli kobiety się o niego biją. Stanął w obronie Angeli. Ona coraz bardziej mu się podoba, co wkurza Sami. Oj będą jeszcze problemy z Sam. Te jego uwagi w stosunku do dziewczyny super.

Jorge i Alberto. Jaka wzorowa rodzinka Ironia i obłuda mile widziana. Ale w końcu obaj odkryli karty. Wiedzą, że jeden drugiego kazał pobić. Jorge chciał wydać ojca policji, ale się wahał. Alberto to szuja. Zagroził, że jeżeli piśnie słówko to Angeli się coś stanie. No to klops. Teraz Jorge na pewno go nie wyda.

Angeli nie bardzo się podoba wspólna kolacja, ale musi grać swoją rolę. Robi się coraz ciekawiej. Widać, że Nico całkowicie oszalał na jej punkcie. To już po chłopie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 21:41:32 01-02-11    Temat postu:

30 ODCINEK

Rezydencja Alberto Mandeli.

Jorge zdawał sobie sprawę, że cały jego niemalże perfekcyjnie stworzony plan legł w gruzach w jednej chwili. A to za sprawą jego ojca. Nie docenił go. Nie sądził, że jest do tego zdolny, ale skoro potrafił zlecić morderstwo, to nie ma przed nim już przecież żadnych zahamowań. W najważniejszym momencie Alberto okazał się sprytniejszy i bardziej przebiegły. Wiedział jak podejść syna. Wobec tego mężczyzna był zupełnie bezradny.

- Już od kilku godzin milczysz. Bardzo sposępniałeś synu. Nalej mi drinka. Sobie też możesz. Jak wypijemy to nam dobrze zrobi – uśmiechnął się Alberto siedząc przy biurku i triumfalnie spoglądając na syna. Jorge po chwili zrobił to co zaproponował mu ojciec.
- Ten się śmieje kto się śmieje ostatni – mruknął pod nosem, ale ojciec usłyszał jego słowa.
- Nie radzę ci mnie denerwować. Już dość mam przez ciebie kłopotów. Nigdy nie będziesz ode mnie lepszy. Kombinowałeś nieźle, ale ciebie zawsze gubiły kobiety. Tym razem jest podobnie. Kochasz Angelę, a ona nawet na ciebie nie spojrzy. Czy warto tak się męczyć?
- Warto…
- Przez kobiety rozpadały się wielkie imperia. Coś w tym jest, ale naprawdę cię nie rozumiem… Chociaż dla mnie to dobrze, że trwasz przy tej kretynce. Dzięki temu będziesz grzeczny i posłuszny, a ja nie zrobię ci krzywdy. Będziesz mógł też dalej tu mieszkać.
- Nie mów tak o Angeli…
- Bo co mi zrobisz jełopie? Kazałeś mnie pobić! Ciesz się, że cię nie wydam, choć powinienem to zrobić.

Dzwonek do drzwi przerwał ich rozmowę. Obaj byli mocno zdziwieni widząc kto ich odwiedził.

- Jak dobrze, że widzę was razem. Rodzinka jak z obrazka. Co się panu stało panie Mandela? – spytał David Mendez.
- Nie pański interes – odparł naburmuszony Alberto.
- Muszę sobie z wami uciąć pogawędkę. Zapewniam, że mamy o czym rozmawiać, więc przygotujcie się…

Tymczasem…

Nicolas jeszcze nigdy nie zachowywał się tak salonowo przy żadnej kobiecie. Jednak to się właśnie zmieniło Angela/Sara wpadła mu w oko na poważnie, bo sam był bardzo zdenerwowany czy uda mu się dobrze przy niej wypaść. A znał ją przecież zaledwie jeden dzień. Z kolei dla Angeli ten wieczór był istnym piekłem. Wiedziała, że musi przetrwać aby dalej móc zrealizować swój plan. Jednak cena jaką mogła za to zapłacić przerażała ją samą. Póki co wszystko przebiegało zgodnie z planem. Szarmancki Nicolas obsypywał ją komplementami i pożerał wzrokiem. Ona robiła dobrą minę do złej gry, uśmiechała się i udawała, że bawi się w najlepsze. Jednocześnie bała się, że prawdziwa twarz Nicolasa wkrótce się ujawni…

- Jestem onieśmielona. Już trochę tu przebywamy, ale wciąż nie wiem co się dzieje. To magiczne miejsce. Przepyszne jedzenie, muzyka, atmosfera i przede wszystkim ty… Nie sądziłam, że jeszcze rodzą się na tym świecie tak fantastyczni mężczyźni – uśmiechnęła się Angela.
- Czyli jacy? Mogłabyś sprecyzować? – podchwycił temat Nicolas.
- Szarmanccy, inteligentni, prawdziwi dżentelmeni. Dobrze zrobiłam wybierając pracę u ciebie. To był strzał w dziesiątkę.
- Żebyś wiedziała. Od początku wiedziałem, że możesz być gwiazdą mojego klubu. Jesteś piękna i seksowna. Potwierdziłaś to w tańcu, równie dobrze mi się z tobą rozmawia, ale to nie wszystko. Wiesz co spodobało mi się w tobie najbardziej?
- Nie mam zielonego pojęcia.
- To, że jesteś twarda i dzika. Potrafiłaś przeciwstawić się Samanthcie. Rzadko która to potrafiła. Bardzo dobrze, że nie dasz sobie w kaszę dmuchać. W życiu natrafiamy na wiele przeciwności losu i jakoś musimy sobie z nimi radzić.
- To prawda. Nigdy nie wiesz z kim przyjdzie ci się zmierzyć i w jakich okolicznościach – westchnęła Angela.
- Dolać ci jeszcze wina?
- Na razie wystarczy. Dziękuję.
- To może zatańczymy? Lubię taką muzykę. Nastrojowa, romantyczna… Od razu uprzedzam, że nie jestem w tym tak dobry jak ty, ale może dam radę. To przecież będzie wolny taniec.
- Jestem pewna, że dasz sobie radę znakomicie.
- A więc parkiet jest nasz – uśmiechnął się Nicolas.

Nicolas i Angela tańczyli przy romantycznych klimatach. Mężczyzna wciąż trzymał ręce przy sobie, ale Angela zdawała sobie sprawę, że im dłużej ten wieczór będzie trwał, tym gorzej dla niej. Musiała być przygotowana na wszystko.

- Mówiłam, że dobrze sobie poradzisz – powiedziała nieśmiało Angela.
- Jedyne czego chcę to móc uczynić cię szczęśliwą – odparł Nicolas całując dziewczynę delikatnie w policzek.
- Zaczyna się – pomyślała Angela, ale nie dała po sobie poznać jak bardzo jest zdenerwowana. Delikatnie się uśmiechnęła, po czym postanowiła jednak jakoś zareagować aby zahamować zapędy Nicolasa.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Nie, skądże. Tylko… po prostu… sam wiesz… Za mało się jeszcze znamy. Ja nie jestem pierwszą lepszą. Może wróćmy do stolika, nie sądzisz?

Taka reakcja Angeli zdumiała Nicolasa, bo przecież był jak na siebie bardzo łagodny. Przeklnął w duchu, ale nie zamierzał się poddawać.

- Przepraszam Saro… To moja wina. Ja nie chciałem abyś odniosła wrażenie, że zależy mi na… Nie jestem taki. Ja nie traktuję kobiet przedmiotowo. Traktuję je jak królowe, a na tobie mi naprawdę zależy. Wiem, że znamy się krótko, ale mamy czas. Będziemy się teraz często widywać. Wszystko jest możliwe – kajał się Moncada.
- Niczego nie wykluczam Nicolasie. Po prostu to nasza pierwsza randka i ja jestem szanującą się kobietą. W przeszłości ktoś mnie bardzo skrzywdził. Nie chciałabym powtórki z rozrywki…
- Gdybym dorwał tego skurwiela to bym mu nogi z d**y powyrywał! – krzyknął Nicolas uderzając w stół tak, że jego kieliszek wina spadł na ziemię i potłukł się w drobny mak. To była pierwsza oznaka nerwowości ze strony Moncady. Nie uszło to uwadze Angeli.
- Teraz już wiem z kim tak naprawdę mam do czynienia – pomyślała dziewczyna.
- Wybacz mi. Poniosło mnie. Ja taki nie jestem… Po prostu zaskoczyło mnie, że jakiś bydlak mógł skrzywdzić taką kobietę jak ty…
- Nic nie szkodzi. Każdemu się zdarza. Może kiedyś opowiem ci całą historię. Teraz jednak źle się poczułam. Odwieziesz mnie do domu?
- Co takiego?
- To co słyszysz. Mogę wziąć taksówkę…
- Skądże znowu. Naturalnie, że cię podwiozę. Gdzie dokładnie mieszkasz?
- Na drugim końcu miasta. Dam sobie radę – powiedziała Angela, która wedle planu „mieszkała” teraz u swojego wujka.
- Ja cię odwiozę. Nie daj się prosić… Nie rozumiem dlaczego tak szybko chcesz jechać do domu? Nasza kolacja trwa w najlepsze. Nawet nie wiesz ile atrakcji jeszcze dla ciebie przygotowałem.
- Wybacz mi Nicolasie, ale kobieta zmienną jest. Atrakcje zachowamy na raz następny. Jesteś taki kochany. To wszystko moja wina… Te wspomnienia z przeszłości. Jedźmy już… Jutro widzimy się w pracy.

Angela odetchnęła z ulgą. Pod byle jakim pretekstem udało jej się wykręcić od kolejnych „atrakcji”. Nicolas był jednak zdumiony.

- Co ja takiego powiedziałem? Piękna, seksowna, dzika, ale potrafi być też niesamowicie wrażliwa… Oparła się moim wdziękom! Niesamowite co za kobieta! Tak szybko jednak nie zrezygnuję. Następnym razem zajdziemy kilka szczebelków wyżej. Mój mały przyjacielu poczekasz jeszcze na swoją szansę. Przy Sarze ożyjesz, tak samo jak ożyło moje serce – pomyślał Moncada wychodząc wraz z Angelą z restauracji…

Rezydencja Alberto Mandeli.

David był teraz najmniej spodziewanym gościem zarówno dla Alberta jak i dla jego syna. Jego wizyta oznaczała kolejne kłopoty.

- Co pana do nas sprowadza? – uśmiechnął się Alberto opanowując pierwszy szok.
- To co zwykle, czyli sprawa zabójstwa pańskiego przyjaciela, ale nie tylko. Powiem wprost. Oboje jesteście siebie warci. Rodzinka z piekła rodem! Jaki ojciec taki syn, nieprawdaż? Aż boje się pomyśleć jaka była twoja matka Jorge – wypalił Mendez.
- Słucham? Jest pan wyjątkowo bezczelny! Co to w ogóle za słowa? Jak pan śmie! – denerwował się Alberto.
- Nic z tego nie rozumiem – wtrącił zaskoczony Jorge.
- Zaraz wszystko pojmiecie. Pan kazał pobić swojego syna i wynajął ludzi aby to zrobili aby nauczyć go pokory. Nie darzy go pan ojcowską miłością, więc to nie stanowiło dla pana żadnego problemu. Teraz sytuacja się odwróciła. To Jorge kazał pana pobić w akcie zemsty. Dobrze wiedział, że to pańska sprawka. Nawet nie zaprzeczajcie. Widzę doskonale pańskie obrażenia, a ciebie moi ludzie w towarzystwie szemranych typów, których opłaciłeś aby pobili ojca. Mógłbym wsadzić do więzienia was obu, ale to dla was zbyt mała kara. Szczególnie dla pana Alberto Mandela, bo pańskiego syna mogę jeszcze zrozumieć…
- Opowiada pan bajki komisarzu. Nie ma pan żadnych dowodów, że to ja kazałem pobić syna. A co do Jorge to cóż… zbłądził. Nie on pierwszy i nie ostatni. Czasami tak się dzieje. Wybaczam mu i nie wniosę oskarżenia. To wszystko?
- Jest pan wyjątkowo zabawny, ale dorwę pana! Źle robisz Jorge, że milczysz. Masz okazję pogrążyć swojego ojca. Wiem, że widziałeś go wtedy wraz z dwoma innymi typami. On też tam był. Po co go kryjesz? To oni we trójkę zabili Mariano Salazara! Jedno twoje zeznanie, a twój zwyrodniały ojciec trafi do więzienia. Nie bądź tchórzem!
- Mój ojciec nikogo nie zabił. Nie zamierzam kłamać – odparł Jorge.
- Czym cię zaszantażował? Powiedz! – krzyknął David łapiąc mężczyznę za ubranie.
- Niczym. To nie on!
- Niech się pan stąd wynosi! Mam pana po dziurki w nosie! Wciąż pan mnie tylko oskarża, a nie ma żadnych dowodów! Nikogo nie zabiłem! Mariano był moim przyjacielem!
- Miałeś swoją szansę Jorge… Zobaczycie, że wsadzę was obu do więzienia. Prawda wyjdzie na jaw! Jeden zapłaci za tchórzostwo i krycie ojca, a drugi za morderstwo! Już niedługo!

Wściekły David wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Jorge i Alberto stali jak wryci.

- Masz szczęście, że nie zacząłeś gadać. Teraz już wiem, że uratowałeś swoje życie. Czasami potrafisz kłamać równie dobrze jak ja – poklepał go po plecach Alberto.
- Pętla zaciska się na twojej szyi. Ten komisarz jest bliski odkrycia prawdy. Jeszcze trochę i skończysz w więzieniu – odparł Jorge.
- Martw się o siebie, a nie o mnie. Jeszcze zobaczymy kto gdzie skończy. Mam po dziurki w nosie tego Davida Mendeza! Trzeba będzie podjąć radykalne kroki.

Alberto zamknął się w swoim biurze, a Jorge przeklinał w duchu z bezsilności i z całej tej chorej sytuacji w jakiej się znalazł. Mógł pogrążyć ojca w jednej chwili, ale przegrał walkę z samym sobą...

Tymczasem zdenerwowany, ale jednocześnie jeszcze bardziej pewny swojej teorii David wsiadł na swój motor i zamierzał odjechać z rezydencji Mandeli. Nagle zobaczył przed sobą zaparkowany samochód. Wysiadł z niego dobrze znany komisarzowi mężczyzna.

- Nie do wiary! Jaki ten świat mały – wypalił David patrząc osobnikowi prosto w oczy.
- Żebyś wiedział David… To znaczy panie komisarzu Mendez – odparł szyderczo Andres Delgado…

Tymczasem…

Mężczyzna w czarnym kapturze spokojnie wszedł do swojego mieszkania. Nalał sobie szklankę whisky i usiadł na kanapie. Po jakimś czasie swoje kroki skierował do drugiego pokoju. Tam przesunął jedną z szafek i jego oczom ukazała się cała ściana zdjęć. Z jednej strony przyklejone był wycinki z gazet, a z drugiej zdjęcia młodych kobiet, które były przekreślone czarnym krzyżykiem. Mężczyzna wziął do ręki flamastra, który leżał na stole obok i postawił krzyżyk również przy zdjęciu młodziutkiej blondynki. Była to Lorena Beltran. Uśmiechnął się szeroko.

- Polowanie znów rozpoczęte – powiedział sam do siebie z rozbrajającą szczerością.

Nagle zaniepokoiły go jakieś kroki. Zorientował się, że nie zamknął drzwi do mieszkania. Ktoś zdążył wejść do środka. Osobnik przestraszył się, ale było już za późno na reakcję.

- Gdzie jesteś? Znów się przede mną schowałeś? – spytała jakaś kobieta.

Poznał jej głos. Wiedział kto go odwiedził. Szybko zasunął szafkę i znalazł się w drugim pokoju. Tam spotkał swojego gościa.

- Byłem w łazience i nie słyszałem jak weszłaś – powiedział po chwili namysłu.
- Co z tobą? Nigdy nie widziałam cię w takim stanie. Zawsze taki władczy i pewny siebie, a teraz stoisz jak kłoda. Przywitaj się ze mną jak należy – ironizowała Estefania…

Tymczasem…

Nicolas odwiózł Angelę na miejsce. Dziewczyna wskazała mężczyźnie dom, w którym rzekomo mieszka. Oczywiście skłamała, bo nawet do mieszkania Roberta było stąd jeszcze trzy minuty drogi piechotą. Siedzieli jeszcze przez chwilę w samochodzie. Nagle odezwała się komórka Moncady. To Alberto Mandela. Angela zauważyła kto do niego dzwoni. Miała więc dowód, że mężczyźni się znają.

- Alberto Mandela? Kto to jest? Dobrze, że to nie żadna kobieta, bo byłabym zazdrosna – uśmiechnęła się Angela.
- To nikt ważny. Wspólnik, który może poczekać – odparł Nicolas odrzucając połączenie.
- A może to ważna sprawa? Trzeba było odebrać.
- Oddzwonię do wspólnika później. Teraz to ty jesteś dla mnie najważniejsza.

Nicolas usiłował pocałować Angelę w usta, ale ona oparła się i sama pocałowała mężczyznę w policzek.

- Już na mnie czas. Dziękuję za wszystko. Za kolację i podwiezienie. Jesteś naprawdę uroczy.
- Cała przyjemność po mojej stronie Saro...

Angela wysiadła z samochodu i poczekała aż Nicolas odjedzie. Gdy tak się stało, odetchnęła z ulgą i mogła spokojnie udać się do mieszkania Roberta. Nagle jednak zauważyła jak za jej plecami zbliża się do niej pędzący z dużą prędkością samochód. Odwróciła się i w ułamku sekundy zdołała odskoczyć w bok.

- Cóż to za wariat! – krzyknęła dysząc jeszcze ze strachu. Niewiele brakowało a zginęłaby na miejscu. Samochód zakręcił z piskiem opon i odjechał z powrotem. Angela nie zauważyła kto siedział za kierownicą.

Tymczasem osoba, która o mały włos nie zabiła przed chwilą Angeli, zdjęła swój kaptur.

- Jeszcze nie czas na to. Nie jestem przecież morderczynią. Ona jeszcze mnie popamięta. Najważniejsze, że nie zaciągnęła Nicolasa do łóżka, bo tego bym nie zniosła – powiedziała Samantha uspokajając się i zmniejszając nieco prędkość…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:10:17 01-02-11    Temat postu:

Nasz Nico coś dzisiaj był bardzo szarmancki i spokojny przy Angeli. Chciał oczywiście czegoś więcej, ale dziewczyna mu na to nie pozwoliła. Dobre były te jego teksty o tym, że nie traktuje kobiet jak zabawki. Uśmiałam się. Przez chwilę się odkrył, gdy stuknął w stół. Angela wie z kim ma do czynienia. Nie dała się mu pocałować. Ciekawe jak długo jeszcze Nico będzie taki miły, romantyczny. On przecież zawsze na ostro z kobietami postępuje. Ale może przy Angeli troszkę zmięknie. Sam to wariatka, chciała zabić Angelę. Na szczęście jej się nie udało. Ale na pewno coś ona jeszcze wymyśli.
Jaka miła atmosfera między ojcem i synem Odwiedził ich David. Powiedział co podejrzewa i Alberto na pewno coś wykombinuje, bo czuje jak się pętla zaciska. Policjant prędzej czy później odkryje prawdę. David spotkał Andresa, ciekawe co on tam robił? Podejrzewam, że nic dobrego nie wyniknie z tego spotkania.
Nasz morderca o mało co nie został przyłapany przez Estefanią. To jakiś chory człowiek. Powrócił do gry. Ten wątek może się całkowicie fajnie rozwinąć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:49:52 24-02-11    Temat postu:

31 ODCINEK

Miami.

Angela odetchnęła z ulgą, ale jednocześnie wciąż była zdumiona i przerażona tym co mogło się przed chwilą wydarzyć. Ktoś ewidentnie i celowo próbował ją przejechać. Zdezorientowaną zastał ją wujek, który wyszedł jej naprzeciw.

- Co się stało? Czy ten drań próbował ci coś zrobić? – wystraszył się Roberto.
- To nie on. To ktoś inny. Przed chwilą o mało nie zostałam przejechana przez rozpędzony samochód. Ktoś działał z premedytacją! Jestem tego pewna! – odparła Angela.
- To mi się nie podoba. Jesteś pewna, że to nie Moncada?
- To nie on. Wciąż był szarmancki, ale powoli pokazuje swoją prawdziwą twarz. Stopniowo go rozgryzę.
- Dobierał się do ciebie?
- Usiłował pocałować, ale nie dałam się. Nie wiem co będzie dalej, bo przecież nie będę mogła opierać mu się w nieskończoność. W końcu się zdenerwuje i…
- Coś wymyślimy. Najważniejsze, że cię nie poznał i nasz plan wciąż działa. Musisz być jednak bardzo ostrożna. I pamiętaj, że nie możesz zmieniać swojej fryzury. Angela Salazar pojawia się na pierwszych stronach gazet oraz w telewizyjnych wiadomościach. Nie mogę cię skojarzyć. Jeżeli ktoś z klientów baru cię rozpozna, cały plan weźmie w łeb i twoje życie będzie w niebezpieczeństwie.
- Wiem co robię wujku. Jestem Sara Rey i nic innego mnie teraz nie obchodzi. Bardziej niż Moncadą przejmuje się tym kto chciał mnie przejechać. Mam nadzieję, że nikt mnie nie śledził.
- Chodźmy do domu. Teraz przecież tu mieszkasz. Nicolas Moncada może kazać się sprawdzić, a jego ludzie mogą mieć cię na oku. Przez co najmniej kilka dni musisz być szalenie ostrożna.
- Będę… Zapomniałabym o najważniejszym wujku!
- Co takiego?
- Do Nicolasa dzwonił dziś ktoś w interesach. Zauważyłam kto wyświetlił się w jego komórce. Nie zgadniesz z kim Moncada utrzymuje kontakty!
- Mów.
- Dzwonił do niego Alberto Mandela! Nicolas odrzucił połączenie i powiedział, że oddzwoni do niego później. Ponoć załatwiają jakieś wspólne interesy. Wiesz co to może oznaczać? Że Nicolas i Alberto…
- Mnie to mówisz? Mandela to drań. Nie zdziwiłbym się gdyby wynajął Moncadę lub jego ludzi aby zabić twojego ojca. Jesteśmy blisko rozwiązania całej zagadki. Należy powiadomić o tym Davida – stwierdził Roberto.
- To nie jest najlepszy pomysł. Dowiedziałby się co robię i byłby wściekły. To pogorszyłoby nasze stosunki – skrzywiła się Angela.
- Chyba sobie kpisz. Wasze stosunki są chłodne i to tylko i wyłącznie przez twój upór. Ja ci w tym pomagam, ale też cię krzywdę. Przede wszystkim jednak ranisz jego. Jestem pewien, że on cię kocha.
- Kocha? David Mendez? Daj spokój wujku… Co ty wygadujesz? Nic nie wiesz. Skąd w ogóle sugestia, że mnie z nim coś łączy?
- Znam życie skarbie i swoje wiem. Widziałem jak on na ciebie patrzy, a ty na niego. Ale mniejsza o to. Dlaczego chcesz się narażać i działać sama? On jest policjantem. Stopniowo dopadnie Mandelę i Moncadę. Po co się w to mieszasz?
- Już postanowiłam i nie męcz mnie więcej. Marzę aby się wykąpać i dobrze wyspać. Jutro czeka mnie kolejny dzień w „Dzikiej kotce”. Z pewnością nie ominą mnie kolejne niezapomniane wrażenia – westchnęła Angela…
- Uparta dziewczyna, ale ja też wiem co mam robić – uśmiechnął się pod nosem Roberto…

Tymczasem…

Tajemniczy mężczyzna zdziwił się wizytą Estefanii w jego domu. Jak dotąd spotykali się tylko wtedy gdy on miał taką zachciankę albo zmusił kobietę do spotkania jakimś szantażem. Rzadko kiedy przychodziła ona do niego sama z siebie. Tym razem było inaczej, co zaskoczyło mężczyznę.

- Co z tobą? Jestem taka uduchowiona po wizycie w kościele i postanowiłam zrobić jakiś dobry uczynek jak radził ksiądz w swoim kazaniu. Przyjechałam więc odwiedzić swojego wieloletniego wspólnika i kochanka, a ty nawet się ze mną nie przywitasz? – spytała Estefania z ironią w głosie.
- Nie jestem dziś w nastroju. Poza tym wiesz, że nie mam w sobie tyle wiary co ty. Nie chodzę do kościoła, ale przynajmniej nie jestem taki
zakłamany – odparł mężczyzna.
- Jesteś zakłamany, bo przecież oszukujesz wszystkich. Nikt nie wie kim tak naprawdę jesteś kotku…
- Akurat stwarzanie pozorów to twoja domena. Udajesz gorliwą katoliczkę, a masz krew na rękach. Gdybym przed laty razem z tobą nie pozbył się tego kretyna twojego męża to…
- Zostawmy stare sprawy. Jesteś zdenerwowany. Należy ci się trochę luzu i relaksu. Ja ci to mogę dać. Twoja praca kiedyś cię wykończy…
- Co ty wiesz o mojej pracy…
- Oj dużo o niej wiem. Więcej niż sądzisz. Jestem już do tego przyzwyczajona.

Mężczyzna zdziwił się słowami kobiety, ale zignorował tą zaczepkę. Pocałował kobietę w usta i nalał sobie oraz jej drinka.

- Masz rację. Napijmy się i zrelaksujmy. Jak ty dobrze mnie znasz – uśmiechnął się w kierunku kobiety.
- Możesz mi się jeszcze przydać kretynie. Zaspokoję cię jak zawsze, a później zniszczę. Przez lata miałeś mnie w garści, ale wszystko ma swój koniec – pomyślała Estefania opróżniając w jednej chwili swój trunek.
- Zapraszam do mojej sypialni. Zaraz do ciebie przyjdę i się zabawimy…

Zadowolona Estefania udała się do sypialni, a mężczyzna wciąż popijał swojego drinka.

- Nie ma to jak urozmaicać sobie życie erotyczne. Najpierw młodziutka gąska, a teraz stara foka – westchnął tajemniczy osobnik…

Tymczasem…

David z niedowierzaniem patrzył w oczy człowieka, którego znał przecież doskonale. Mendez i Andres Delgado wychowywali się w sąsiedztwie. Obaj pochodzili z dobrych rodzin, ale kiedy David od wczesnego dzieciństwa marzył o zostaniu policjantem, o tyle Andres nigdy nie podzielał jego wizji. Zawsze wolał stać po stronie zła. Przyjaźnili się, ale była to niezwykle szorstka przyjaźń. Z czasem ich drogi zupełnie rozeszły się. Komisarz wiedział, że Delgado osiągnąwszy wiek pełnoletni trafił do ulicznego gangu, który zajmował się napadami, kradzieżami i rozbojami. Lądował nawet na krótko w więzieniu. Nie zraziło go to wcale, bo był to był dopiero początek jego „kariery” przestępczej. Teraz David przypuszczał, że jego dawny przyjaciel zajął się handlem narkotykami i wiedział o tym ze swoich policyjnych źródeł, ale nie miał na to wystarczających dowodów. Nie wiedział z kim dokładnie współpracuje. Andres zrobił się zresztą ostrożniejszy i dobrze się maskował. Dzięki nawiązaniu współpracy z Nicolasem Moncadą jeszcze nigdy nie wpadł Jednak Mendez doskonale wiedział z kim ma do czynienia i że tacy jak Delgado nigdy się nie zmieniają.

- Co robisz tuż przed rezydencją Alberto Mandeli? Swój ciągnie do swego, nieprawdaż? – spytał David.
- Nie rozumiem o co panu komisarzowi chodzi. To już zwykły obywatel nie może w tym kraju udać się na przejażdżkę? Chcesz mnie za to
aresztować? – śmiał się Andres.
- Nie kpij idioto. Jechałeś do Alberto Mandeli. Znacie się. Ile odpala ci za handel narkotykami? Co cię z nim łączy?
- To przesłuchanie? Daj mi spokój gliniarzu! Nic ci do tego co tu robię. Nie znam żadnego Alberto Mandeli. Przepuść mnie!
- Nie znasz go, a zaparkowałaś przed jego rezydencją. Jesteś kompletnym idiotą! Zawsze taki byłeś. Nigdy nie wiedziałeś co jest dobre, a co złe.
- Odczep się ode mnie! Zatrzymałem się, bo zobaczyłem dawnego kompana i chciałem się z nim przywitać. Niestety mam dość słuchania tych obelg. Odjeżdżam stąd!

Andres chciał wsiąść z powrotem do swojego samochodu, ale David złapał go za rękę.

- Odkryję co cię z nim łączy i co kombinujesz. Będę cię miał na oku. Wiem, że dalej jesteś niegrzecznym chłopcem. Nie zszedłeś na dobrą drogę, więc twoje miejsce jest w więzieniu.
- Puść mnie! Nic na mnie nie masz! Zmieniłem się i jestem teraz porządnym obywatelem. Skończyłem z dawnym życiem. Pozwól mi normalnie żyć!

David puścił mężczyznę. Andres z chęcią uderzyłby policjanta, ale powstrzymał się i opanował. Zagryzł zęby i wsiadł do samochodu.

- Mam nadzieję, że nie masz nic wspólnego z zabójstwem Mariano Salazara, bo inaczej marny twój los – rzucił na koniec Mendez.
- Nie wiem o czym mówisz człowieku. Pozdrów swoja dziewczynę Camilę, o ile jeszcze jesteście razem – odgryzł się Andres naciskając pedał gazu.
David był zaskoczony tymi słowami, ale zbytnio się tym nie zmartwił, bo już dawno nie był z Camilą. Interesowała go teraz tylko jedna kobieta oraz prowadzone śledztwo.

- Brakujące kawałki tej układanki zaczynają się odnajdywać. Winni tej zbrodni zapłacą za swój czyn prędzej niż sądzą – pomyślał David…

Na drugi dzień.

W jednej z lepszych kawiarni w mieście spotkali się Alberto, Nicolas i Andres. Mandela zwołał to pilne spotkanie, bo sprawy zaczynały się niebezpiecznie wymykać spod kontroli. Należało jak najszybciej zacząć działać i pozbyć się kolejnych problemów jakie stały na ich drodze.

- Mam nadzieję, że ani mnie ani was nikt nie śledził – mruknął zdenerwowany Alberto.
- Spokojna głowa. Przecież jesteśmy profesjonalistami, a pan wciąż nas traktuje jak dzieci. Nie mamy za sobą żadnego ogona – uśmiechnął się Nicolas.
- Nie byłbym tego taki pewien. Wczoraj spotkałem komisarza Mendeza tuż przed pana rezydencją. Nie mogłem pana odwiedzić i porozmawiać, ale on zaczyna podejrzewać, że nas coś łączy – wtrącił Andres.
- Niesłychane! Akurat musiał cię spotkać! Był wczoraj u mnie i nawet nie ukrywa, że mnie podejrzewa. Mam go po dziurki w nosie! Zalazł mi już wystarczająco za skórę! Jego intensywne śledztwo robi nam sporo kłopotów. Trzeba z nim skończyć.
- Spokojnie panie Mandela. A co z pana synem? Podobno kazał pana pobić i znów się stawia? – spytał Moncada.
- Będzie milczał jak grób, bo skutecznie go zaszantażowałem. Zagroziłem, że skrzywdzę kobietę którą on kocha i poskutkowało. Nie oznacza to jednak, że mu daruję. Nigdy nie wybaczę mu, że podniósł rękę na własnego ojca. Zajmiecie się nim w stosownym czasie. Póki co największym wrzodem na moim tyłku jest komisarzem. Trzeba z nim skończyć i to szybko!
- Za dużo tych spraw. Mieliśmy wciągnąć tego gówniarza Jose Luisa Salazara w narkotyki – stwierdził Andres.
- A co mnie teraz obchodzi ten młody ćpun? To jest tylko płotek. Mówię, że należy skończyć z Davidem Mendezem!
- Dobrze, ale nie możemy go tak po prostu zabić – oznajmił Nicolas.
- Wiem. Dlatego mam pewien plan. Jak zwykle to ja muszę za was myśleć. I wcale nie musimy go zabijać, bo jego śmierć byłaby bardzo podejrzana. Bylibyśmy pierwszymi podejrzanymi jeśli on powiedział o wszystkim swoim pracownikom. Wystarczy żeby trafił za kratki.
- Pan żartuje? Jak chce pan tego gliniarza wsadzić za kratki?
- Wystarczy kupić kilka osób w policji i prokuraturze, ale przede wszystkim znaleźć kozła ofiarnego całej sytuacji. Musi być trup i zbrodnia, a winnym ma być pan komisarz. Rozumiecie?
- Staramy się, ale pan buja w obłokach – powiedział zdziwiony Andres.
- Nie bujam. Znów wszystko pomysły wpadają mi do głowy przez kobietę. Angela Salazar, córka Mariana i siostra Jose Luisa zawróciła w głowie nie tylko Jorge, ale jeszcze jednemu facetowi, z którym mam na pieńku. Ten ostatni był szefem bandy która mnie niedawno pobiła. Jednocześnie kiedyś skrzywdził on Angelę i wciąż ją napastuje, a ona go nie chce. Musicie go odnaleźć i utwierdzić w przekonaniu, że pomożecie mu ją zdobyć. Zaaranżujemy pewną sytuacją, a Mendez będzie zdolny do wszystkiego aby tylko obronić Angelę przed tym świrem. Posunie się nawet do zabójstwa, a wtedy nic go już nie uchroni przed więzieniem – uśmiechnął się Alberto.
- Świetny plan. Niech pan poda nazwisko tego człowieka. Już my się tym zajmiemy. Wszystko dla dobra sprawy. Ten kretyn zapłaci nam za
wszystko – dodał rozradowany Andres.
- Ciekawe jak wygląda ta Angela Salazar. Nigdy jej nie widziałem. Musi być piękną kobietą – zacierał ręce Nicolas. Ale dlaczego komisarz ma ją ratować? Też się w niej zakochał?
- Tego nie wiem - wzruszył ramionami Mandela. Sądzę, że jednak nie będzie chciał dopuścić do śmierci kolejnego członka rodziny Salazar.
- Ty już masz swoją muzę Sarę Nicolasie. Daj innym nacieszyć się kobietami. Ja widziałem Angelę tylko raz w telewizji. To było migawkowe ujęcie. Naprawdę przepiękna kobieta – wtrącił Delgado…
- Skoro tak mówisz… Ale masz rację, że dla mnie liczy się tylko Sara – odparł Moncada
- Skończcie z tymi kobietami. Najważniejsze aby nasz plan wypalił. A nazwisko naszego kozła ofiarnego to niejaki Felipe Castro. Jak już wiecie każdy kto sobie ze mną pogrywa, prędzej czy później za to zapłaci – stwierdził Alberto.
- Ale to jeszcze nie wystarczy. Musi pan mieć swojego człowieka w policji
i to na potężnym stanowisku. Nikt nie uwierzy w winę Mendeza. On ma tam niezwykle ugruntowaną pozycję – zauważył Nicolas.
- Oj nie znasz mnie przyjacielu. Może kiedyś jeszcze zrozumiesz, że ja mogę wszystko – uciął dyskusję Mandela uśmiechając się od ucha do ucha…

Jakiś czas później.

Klub „Dzika Kotka”.

Angela przyjechała do klubu kilka godzin przed swoim kolejnym występem. Odetchnęła z ulgą, że nie było jeszcze ani Nicolasa ani Andresa, ale na swojej drodze napotkała Samanthę. Wiedziała, że starcie z tą zazdrosną kobietą nie wróży jej nic dobrego. Usiłowała ją ominąć, ale nie udało się.

- Nie jesteś przezroczysta Saro. Naprawdę nie masz w sobie żadnych manier? A może pokazujesz jej tylko przy Nicolasie? – drwiła Samantha.
- Nie twój interes. Zachowuję się tak jak trzeba. Adekwatnie do ludzi z którymi rozmawiam. Przy tobie nie muszę podnosić poziomu rozmowy – odparła Angela.
- Pożałujesz tego, że kpisz sobie ze mnie!
- Nie bądź śmieszna. Znów mi grozisz? Ostatnim razem zarobiłaś w zęby. Myślałam, że masz dość. Ale mogę zafundować ci drugą rundę…
- Nie chcę się bić, ale nie mam wyjścia kiedy w grę wchodzi walka o ukochanego faceta. A ty chcesz mi odebrać Nicolasa…
- Nikogo nie chcę ci odebrać. Daj mi spokój…
- Jasne… A wczoraj to z kim spędziłaś wieczór? Z kim byłaś na kolacji? Z jego duchem?
- Skąd wiesz o kolacji?
- Po prostu wiem.
- Nie będę ci nic tłumaczyła. Zejdź mi z drogi.
- Halo Samantha! Moja ulubiona dziewczynka! – odezwał się bełkotliwym głosem jakiś mężczyzna, najwyraźniej pijany klient. Angela nie widziała go, gdyż stała do niego plecami, ale jego głos wydał jej się bardzo znajomy.
- Kto go wpuścił o tej porze? Jeszcze zamknięte! Wynoś się! – wściekała się Samantha.
- Zapłacę ci podwójnie, ale daj mi odrobinę rozkoszy. Tylko ty umiesz to robić, jak nikt inny! Potrzebuję tego aby ukoić swój ból!
- Wynoś się stąd! Jeszcze nie czas na to!
- A może twoja koleżanka mnie obsłuży? Przedstaw mi ją Samantho. Potrzebuję odrobinę miłości i czułości. Mam pieniądze i mogę ci je pokazać! Pokaż się i przedstaw koleżanko. Zobaczymy czy gra z tobą jest warta świeczki…
- Mój Boże… To Felipe – powiedziała do siebie przerażona Angela obracając się i rozpoznając chwiejącego się na nogach mężczyznę…


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 13:41:06 26-02-11, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Następny
Strona 9 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin