|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Val Idol
Dołączył: 14 Maj 2008 Posty: 1852 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 15:05:26 05-07-10 Temat postu: |
|
|
Nie wiem co znaczy, że moje komentarze są specyficzne, pozostaje mi mieć nadzieję, że są specyficzne na plus a nie na minus, bo z pewnością nie zamierzam ich zmieniać. Nie zamierzam w komentarzach: streszczać odcinka, pisać bez sensu, albo słodzić autorowi, lecz skrytykowawać pozytywnie lub negatywnie, bo chyba na tym polega prawdziwy komentarz prawdziwego czytelnika.
Pierwsza scena i już czytelnik się rozczarowuje, nie mam zielonego pojęcia co kierowało autorem, by poprowadzić tę scenę tak a nie inaczej. Wszystko ok merytorycznie, ale widzę, że startujemy z przeciąganiem, a mamy dopiero 3 odcinek. Myślę, że Angela i David mogli się choć trochę przejechać ze sobą, a nie przerwać najlepszą do tej pory scenę w całej historii przybyciem Viviany i zepsucioem jej.
Bardzo udana druga scena z udziałem Camilii i Andresa. Powiew namiętności, pasji, złośliwości i było naprawdę gorąco, choć szkoda, że zdecydowano się przerwać serwując jedynie lekko pikantny opis.
Na koniec chcę przyznać, że w przeciwieństwie do twojego poprzedniego serialu, W labiryncie kłamstw, który spodobał mi się natychmiat, tutaj jak na razie zbytnio nie porwała mnie fabuła i jej przebieg [możliwe i licze na to, bo w końcu się rozkręcamy, że się to jeszcze zmieni], ale jest klimat, co jest bardzo istotne, bo klimat to jakby taki klej, który spaja wszystko ze sobą.
Pozdrawiam. |
|
Powrót do góry |
|
|
Renzo Arcymistrz
Dołączył: 10 Kwi 2007 Posty: 27852 Przeczytał: 65 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 12:34:01 06-07-10 Temat postu: |
|
|
Do trzech razy sztuka, co Grzesiu?
Plakat promujący i entrada wspaniałe! Obsada - mogłem się domysleć, że Karina i Jorge prędzej czy później pojawią się w którymś z Twoich dzieł jako para głównych bohaterów Miguel Varoni jako główny villan, oj zapowiadają się upalne odcinki Jako polewa boska Andreita... Po opisie jej postaci czuję w kostkach, że będzie z niej niezła suczka ^^ Gato jako niegrzeczny gangster? Ismael jako kochanek Camili... Lupita Ferrer w roli matki Jorge + opis jej postaci... oj Grzesiu, Grzesiu... 8)
Daniel Lugo jako dobry i szlachetny wujaszek Kariny.. i mogę tak zachwycać się każdą postacią
Wiesz kogo na daremno szukam w obsadzie, może znajdziesz jakąś dłuższą epizodyczną rolę dla mojej
wspaniałej piękności? Z resztą chyba nie tylko mojej... ^^
Odcinek pierwszy...
Miami - wspaniała lokalizacja historii Angeli, Davida i całej reszty bohaterów. Pierwsza scena rozgrywa się na cmentarzu, gdzie Angela wraz z młodszym bratem oddają się zadumie i wspomnieniom o matce, która przegrała z paskudną chorobą walkę o życie w gronie kochającej rodziny. Na łożu śmierci prosiła dzieci, by wspierały się wzajemnie, pomagały ojcu i sobie wzajemnie.
Czując, że Mariano pogrąża się coraz bardziej, Angela postanawia wraz z Jose Luisem pomóc ojcu się podnieść.
Na drugiej fali odbieramy wspomnianego wcześniej Mariano, który w towarzystwie wspólnika i przyjaciela musieli stawić czoła wścibskim dziennikarzom, mającym setki pytań odnośnie kryzysu jaki uderzył w ich firmę. Salazar z całkowitą pewnością i przekonaniem ogłosił, że przetrwają kryzys. Czy aby na pewno? Alberto wykorzystał moment słabości wspólnika i namówił go na wycieczkę do kasyna.
Kolejna scena to zorganizowana akcja policyjna z udziałem jednego z najlepszych policjantów w mieście - Davidem Mendezem. Jak się okazuje, ścigany bandyta jest zabójcą jego ukochanej. Może Estefania maczała w tym tragicznym zdarzeniu swoje piękne łapki?
Jest więc okazja, by pomścić śmierć dziewczyny. Nic nie powstrzyma go przed wymierzeniem kary zbrodniarzowi, nawet jego szef - Esteban. Wykorzystując zamieszanie z policją, Camacho ucieka, co jednak nie umyka uwadze Davida, który rusza za nim w pościg, co oczywiście kończy się śmiercią bandyty.
Powracamy do Mariano i Alberto, którzy dotarli do miejsca rozpusty jakim jest kasyno. Drinki, kolorowe automaty. Mandela sprytnie naciąga wspólnika do trwonienia majątku. Z jednej strony udaje dobrego przyjaciela, na którego Mariano może liczyć w każdej chwili i potrzebie, z drugiej z zimną krwią wbija mu nóż w plecy. Okazuje się, że atak dziennikarzy przed siedzibą firmy został wcześniej zaplanowany przez Alberto, notabene wspólnika Mariano i jednego z udziałowców.
Dziennikarze mają przypisać winę za bankructwo firmy Salazarowi, a Mandela ma zostać bohaterem, który z powrotem wyniesie ją na szczyty. Cóż za hipokryta z tego Alberto, gdyby Mariano wiedział jaką szują jest jego wierny wspólnik... |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 11:44:12 07-07-10 Temat postu: |
|
|
4 ODCINEK
Rezydencja rodziny Salazar.
Angela była wyraźnie zmieszana i zaskoczona pytaniem ze strony swojej najlepszej przyjaciółki, która zawsze musiała wiedzieć wszystko i to w najdrobniejszych szczegółach. Viviana była dla niej jak siostra, ale czasami naciskała na nią zbyt mocno. Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Nie zaczynaj drążyć tego tematu. Naprawdę nie ma o czym mówić. To był przechodzień, który chciał mi pomóc gdy samochód odmówił mi posłuszeństwa – oznajmiła Angela.
- Tylko tyle? Na pewno? – spytała Viviana.
- Przedstawił się, ale i tak zapomniałam jak ma na imię. Chciał mnie zawieść motorem do domu gdy się pojawiłaś. To wszystko. Nie mam nic więcej do ukrycia.
- Cała ty. Jesteś szalona ufając nieznajomym…
- A co miałam zrobić? Nie wzięłam ze sobą komórki, więc czekałam aż ktoś mi pomoże. I pojawił się właśnie David…
- A więc to jednak David? Przed chwilą mówiłaś, że nawet nie znasz jego imienia…
- Daj mi spokój Viviana! Mam dość problemów, więc nie rozmawiajmy o bzdurach. Teraz muszę się zająć swoją rodziną. Tylko to się dla mnie liczy. A tego mężczyzny już nigdy więcej nie spotkam. Dobrze wiesz, że nie w głowie mi kolejne przyjaźnie. Wiele przeszłam z Felipe, który mnie skrzywdził i porzucił. Może jestem zwariowana, czasem robię głupstwa i popełniam błędy, ale uwierz mi, że już nigdy się nie zaangażuję w żaden związek. Żadnych facetów! Rozumiesz? A przyjaciół też będę dobierała bardzo ostrożnie.
- Przecież nic nie mówiłam, że ty i ten facet…
- I bardzo dobrze. Jestem zmęczona. Pójdę się położyć. Jutro porozmawiam z ojcem. Wygarnę mu wszystko i mam nadzieję, że dojdziemy do jakiegoś porozumienia. W innym wypadku zadzwonię do wujka Roberta. Tylko on może mu pomóc i ma na niego dobry wpływ. W końcu to jego brat.
- Jutro będzie nowy dzień. Jestem pewna, że don Mariano przezwycięży ten kryzys.
- Dziękuję Vivi. Co ja bym bez ciebie zrobiła – uśmiechnęła się Angela…
Rezydencja Alberto Mandeli.
Alberto siedział wygodnie w swoim fotelu w salonie i popijał whisky. Czekał na swojego gościa aby omówić z nim pewne sprawy. Wpatrywał się przy tym w telewizor, ale nie oglądał emitowanego tam programu. Jego myśli wybiegały daleko stąd. Zauważył to młody mężczyzna, który szybkim krokiem zszedł na dół po schodach i znalazł się w tym samym pomieszczeniu.
- O czym tak myślisz ojcze? Pewnie o firmie Salazara, co? – spytał jego syn Jorge.
- Nie bądź bezczelny. Powiedz lepiej dokąd idziesz o tej porze. Pewnie na dziwki? Kiedy ty się w końcu ożenisz i przestaniesz przynosić mi wstydu? – odparł poirytowany Alberto.
- Jestem jaki jestem, ale z pewnością nie gorszy od ciebie. Mam już swoje lata i mogę robić co chcę. Nie tobie decydować o moim życiu!
- W porządku, ale skoro chcesz być taki samodzielny, to znajdź sobie mieszkanie. Masz już ponad trzydzieści lat, a nic nie robisz ze swoim życiem.
- Pracuję w tej samej firmie co ty. To mało?
- W każdej chwili mogę cię stamtąd wyrzucić. Ciesz się, że toleruję to, że wpadasz tam dwa razy na tydzień.
- Widzę, że czujesz się już tam prezesem. Dla przypomnienia o ile się nie mylę rządzi tam Mariano Salazar. Ty jesteś jedynie jego wspólnikiem i zastępcą.
- Wkrótce to się zmieni…
- Skąd ta pewność? Chcesz go wrobić w jakąś aferę? Słyszałem o problemach Salazara. Tobie jest to na rękę. Znam twoje metody. Nie cofniesz się przed niczym. Byłbyś gotów go nawet zabić dla władzy i wyższego stanowiska.
- Zamilcz idioto! Jak śmiesz!
- Ta rodzina sporo już przeszła. Pamiętaj, że byłeś nikim gdy don Mariano wyciągnął cię z ulicy, pomógł ci wyjść na ludzi i zaproponował pracę w swojej firmie. Oni traktują cię jak członka rodziny, a ty… Myślę, że chcesz wbić im nóż w plecy.
- To nie myśl tak dużo, bo nie najlepiej ci to wychodzi. Znalazł się wielki obrońca Salazarów. Już wiem dlaczego tak mówisz… Chodzi ci o Angelę… Ta ślicznotka zawróciła ci w głowie, ale wiedz, że ona nigdy na takiego idiotę i nieroba nie spojrzy – śmiał się Alberto.
- To dobra dziewczyna i jesteśmy przyjaciółmi. Jeszcze zobaczymy co z tego wyniknie…
- To nie byłoby takie głupie… Gdyby robiła problemy – zamyślił się Alberto.
- Idę, bo mam dość twoich kpin!
Zdenerwowany Jorge wyszedł trzaskając drzwiami. Po drodze rozminął się z Nicolasem, który spojrzał na niego z zaciekawieniem. Uśmiechnął się pod nosem i wszedł do środka.
- Zapomniałeś prezerwatywy? – zapytał Alberto myśląc, że to jego syn wrócił i czegoś zapomniał.
- Nigdy o tym nie zapominam. Inaczej nie stać byłoby mnie na alimenty i musiałbym sprzedać dzieło swojego szefa – uśmiechnął się Nicolas.
- Aaa to ty… Czekałem na ciebie.
- Pomylił mnie pan ze swoim synem. A swoją drogą nieźle go pan traktuje…
- Nie twój interes. Posłuchaj mnie uważnie Moncada. Mam do ciebie poważny interes. Myślę, że domyślasz się o co chodzi.
- Kogoś trzeba kupić? Wie pan, że mam spore kontakty i znajomości.
A może chce pan nową dostawę?
- Daj spokój. Chodzi o coś znacznie poważniejszego. Ufam ci i wiem, że ty i twoi chłopcy jesteście idealni do tej roboty.
- Nie bardzo rozumiem…
- Chodzi o mojego wspólnika Mariano Salazara. Oto jego zdjęcie. Trzeba go…
- Zabić?
- Ależ skąd. Nie tak szybko. To człowiek przegrany, ale on jeszcze tego nie wie. Obawiam się, że będzie chciał za wszelką cenę ratować swoją firmę, a co za tym idzie wchodzić mi w paradę. A jak wiesz tego absolutnie nie lubię i nie toleruję.
- A więc chodzi o to aby go nieco postraszyć?
- Zgadłeś Moncada. Daję ci wolną rękę. Nie musisz go krzywdzić. W dobitny sposób pokaż mu co może stracić jeśli będzie się upierał.
- Ma rodzinę?
- Dwójkę dzieci – złowrogo uśmiechnął się Alberto.
- Myślimy o tym samym. Ma pan to jak w banku – powiedział Nicolas…
Tymczasem…
Camila i Andres leżeli całkowicie nadzy w jego sypialni, która przypominała teraz krajobraz po bitwie. Ubrania kochanków były całkowicie porozrzucane po kątach, a pościel była zupełnie skotłowana. Jednak tak było zawsze gdy ta dwójka się ze sobą spotykała. Nie łączyła ich żadna miłość, ale pasja i namiętność. Taki układ pasował obojgu. Nie zamierzali niczego w tym względzie zmieniać.
- Jesteś niesamowita. Gdybym był starszy, to chyba umarłbym na zawał z tej rozkoszy – ironicznie uśmiechnął się Andres.
- Ciesz się póki możesz kochanie, bo kiedyś twoje ciało może mi się znudzić, a wtedy będziesz biedny – odparła Camila.
- Nigdy do tego nie dojdzie, a wiesz czemu? Bo bardziej od mojego ciała lubisz zapach moich pieniędzy.
- Sugerujesz, że jestem…
- Dziwką? No co ty kochanie… Tak tylko powiedziałem…
- Jesteś kretynem Andres! Psujesz nawet taka chwilę! Nic tu po mnie!
- Camila… Nie histeryzuj…
- Jeszcze zatęsknisz idioto!
Camila nie żartowała. Wiedziała, że Andres ma rację, ale udawała urażoną. Ubrała się i szybko wyszła z mieszkania. Mężczyzna tylko złapał się za głowę i westchnął głęboko.
- Wróci gdy będzie potrzebowała pomocy. Szkoda, że tym razem zabawiła tak krótko. Jestem jednak pewien, że jej policjant nawet o niej nie myśli i nie podejrzewa co ona wyprawia…
Rezydencja Mendezów.
Hernan Camacho mierzył do Davida z broni z odległości zaledwie kilku metrów. Udało mu się zaciągnąć go w pułapkę. Spotkali się w lesie. Przestępca osiągnął swój cel. Mendez wielokrotnie zagrażał jego nielegalnym interesom, a teraz stał przed nim sam na sam i zupełnie bezbronny.
- Nadeszła chwila mojego zwycięstwa. Szkoda, że nie ma z tobą Leticii. Twoja dziewczyna wyła z rozkoszy gdy ją posiadłem. Była naprawdę dobra w te klocki – kpił Hernan.
- Zamilcz! Zastrzel mnie, ale zostaw ją w spokoju! Dość już przez ciebie wycierpiała gnido!
- Masz rację. Teraz czas na ciebie! Giń przeklęty glino!
Herman wystrzelił, ale w tym samym momencie na linii strzału pojawiła się Leticia. Kula, która miała trafić Davida dosięgła właśnie ją. Dziewczyna upadła na ziemię i słabła coraz bardziej. Na miejscu pojawiła się policja, a zaskoczony Camacho rzucił się do ucieczki.
- Kochanie… nie umrzesz… oddychaj głęboko. Nie poddawaj się. Zaraz przyjedzie pomoc. – mówił do rannej dziewczyny David.
- To dobrze, że trafiło na mnie. Nie zasługiwałam na ciebie, ale teraz wiem, że zrobiłam dla ciebie przynajmniej jedną dobrą rzecz. Ty musisz żyć i być silny. Jestem pewna, że go dopadniesz. Miej mnie w swoim sercu.
- Nie mów tak… Nic ci nie będzie.
- Zakochałeś się w niewłaściwej dziewczynie, ale wiem, że znajdziesz kiedyś swoją drugą połówkę. Będzie to ktoś znacznie lepszy niż ja…
- Nie wygaduj głupstw…
- Pamiętaj o tym co ci mówiłem. Kocham cię…
Leticia zmarła na rękach ukochanego. Mężczyzna nie zapłakał, lecz patrzył wymownie w stronę nieba, a na jego twarzy malował się nieopisany gniew…
David obudził się z koszmarnego snu. Dawno już nie miewał snów związanych ze swoją zmarłą dziewczyną. Teraz jednak przeszłość powróciła, a przecież nie powinna wracać. Dzisiaj dopełnił swojej zemsty. Zlikwidował Hernana Camacho. Mimo to nie odczuł ani ulgi ani radości. Myślał chwilę o Leticii, o jej młodym życiu, o wspólnych planach, które przekreślił okrutny los. Potem jednak dość nieoczekiwanie przypomniał sobie scenę sprzed kilku godzin kiedy to o mały włos nie potrącił motorem młodej brunetki, której później chciał pomóc. Wspomnienia spowodowały lekki uśmiech na jego twarzy.
- O czym ja myślę? Chyba za dużo dziś wypiłem z Gonzalem. Jutro czeka mnie kolejny ciężki dzień – pomyślał i położył się z powrotem do łóżka…
Na drugi dzień.
Rezydencja rodziny Salazar.
Jose Luis wyszedł wcześnie rano na zajęcia jakie miał tego dnia na uczelni. Śniadanie było więc doskonałą okazją aby Angela mogła swobodnie porozmawiać ze swoim ojcem. Mariano doszedł już do siebie po alkoholowej libacji, ale wciąż nie czuł się najlepiej.
- Nareszcie jesteś. Czeka na ciebie śniadanie. Napij się gorącej kawy. To cię postawi na nogi – powiedziała z surową miną Angela.
- Jesteś zbyt miła. To podejrzane. Pewnie czeka mnie kazanie od mojej wyrozumiałej córuni – westchnął Mariano.
- Owszem. Nic cię nie uratuje i dobrze o tym wiesz. Zachowałeś się jak ostatni kretyn! Już nie chodzi mi o to gdzie byłeś, z kim się zadawałeś i co dokładnie robiłeś. Jesteś dorosły i masz prawo robić co chcesz. Jednak jestem twoją córką, która się martwi i ma prawo wiedzieć co się z tobą dzieje. Tymczasem ty nie odbierałeś telefonów, a wczoraj była trzecia rocznica śmierci mamy. Zapomniałeś o niej…
- Mój Boże – posmutniał Mariano, który dopiero teraz zrozumiał jak kardynalny popełnił błąd.
- Co się z tobą dzieje tato? Nie poznaję cię…
- Wszystko ci wyjaśnię córciu. Ja…
- Nic nie mów. Dowiedź nie słowami, lecz czynami, że warto ci jeszcze zaufać. Pokaż wszystkim, że potrafisz wyjść z dołka i być dawnym Mariano Salazarem, przed którym wszyscy mieli olbrzymi respekt i szacunek. Zrób to!
- Tak będzie. Obiecuję ci, że ostatni raz widziałaś mnie wczoraj w takim stanie. Dzisiaj pojadę na cmentarz do Victorii. Następnie pojadę do firmy i będę o nią walczył. Nie stracę dorobku swojego życia! Zwołam konferencję prasową i opowiem o swojej wizji i nowych planach. Wszystko się ułoży i będzie jak dawniej.
- Obyś wytrwał w tej woli. Musisz być silny, ale na razie jesteś słaby.
- Angela… Dlaczego nie chcesz uwierzyć we własnego ojca?
- Pragnę wierzyć, ale boję się… O ciebie i o naszą rodzinę. Straciłam już matkę i nie chcę stracić też ojca…
- Nie stracisz mnie. Od dziś wszystko będzie zupełnie inne. Daj mi jeszcze pół godzinki. Dojdę do siebie i pojedziemy do twojej mamy na cmentarz…
- Już tyle razy to słyszałam… Boże daj nam siły. Pomóż mu i tej rodzinie. Potrzebujemy wsparcia bardziej niż kiedykolwiek – pomyślała Angela… |
|
Powrót do góry |
|
|
Val Idol
Dołączył: 14 Maj 2008 Posty: 1852 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 12:26:09 07-07-10 Temat postu: |
|
|
Miło było czytać ten odcinek, bo na chwilę obecną okazał on się najlepszy i w końcu znalazłem więcej pozytywów, niż negatywów. Jak widać, miałem intuicję stałego czytelnika, ze autor się rozkręci - ale nie przesadzajmy, liczę i wiem, że będzie jeszcze lepiej. Klimat, o któym już wspominałem, jest coraz lepszy i on najbardziej podtrzymuje tę historię.
Pierwsza scena to rozmowa dwóch słodkich idiotek, a jeśli nimi nie są, to odniosłem o nich takie wrażenie. Infantylne wmawianie Angeli przez Vivianę, że coś poczuła do Davida i jeszcze infantylniejsze zaprzeczanie, że tak nie jest. Scena jak z typowo meksykańskiego badziewia.
Druga scena najlepsza dzięki ciętym tekstom, które ci wyszły. Relacje między Albertem a jego synem są wręcz zarąbiste i już chcę czytać jak najwięcej scen z ich wspólnym udziałem.
Trzecia scena to dokończenie ostrej sceny z poprzednego odcinka. Zrobiłeś nam wstęp i zakończenie, a całe rozwinięcie wątku ich igraszek pozostało gdzieś za kulisami. A szkoda, bo reklamujesz serial bodajże jako horror/thriller/serial erotyczny, więc taka scena, może niezbyt szczegółowa, ale ogólna, mogłaby się pojawić. Tak czy inaczej, Camila i Andres są siebie warci i zapewne zatrują życie Angeli i Davidowi.
Czwarta scena to retrospekcja. I nie chodzi już o to, że lubię retrospekcje, ale one wiele wyjaśniają. Bardzo pasuje ten wątek ze śmeircią ukochanej i chęcią pomszczenia jej do historii, zaś sama scena opisana realistycznie. Ale dlaczego znów powiało mi El rostro de Analia.
Pozdrawiam. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 12:01:22 09-07-10 Temat postu: |
|
|
5 ODCINEK
Rezydencja Mendezów.
David od wielu miesięcy był już przyzwyczajony do wczesnego wstawania. Tej nocy nie spał jednak dobrze. Postanowił zjeść śniadanie w towarzystwie swojej matki, a następnie trochę pobiegać aby nabrać sił i energii przed kolejnym ciężkim dniem w pracy. Tym razem Estefania nie zamierzała mu jednak popuścił i prędzej czy później musiało dojść do poważnej rozmowy przy stole.
- Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz? – spytała bez ogródek Estefania.
- Nie bardzo rozumiem o czym mówisz – odparł zdziwiony David.
- Wczoraj zachowałeś się jak zwyczajny prostak! Wiesz, że nie toleruję takiego zachowania w swoim domu! Jak mogłeś potraktować tak mnie i Camilę? Potraktowałeś nas jak powietrze. Do mnie nie masz szacunku od dawna, ale miej szacunek do swojej dziewczyny, która jest w tobie zakochana po uszy i świata poza tobą nie widzi.
- Daj spokój mamo. Camila to dobra dziewczyna, ale właściwie to nic nas nie łączy…
- Co ty wygadujesz? Ona jest dla ciebie doskonałą partią i jestem pewna, że wkrótce weźmiecie ślub.
- Nic z tych rzeczy! Ja nie nadaję się do stałych związków i nie będzie żadnego ślubu! Domagasz się szacunku, więc szanuj mnie. Mam już trzydzieści pięć lat i sam będę decydował o swoim życiu.
- Jesteś żałosny! Tak samo jak twój ojciec. Nie zajdziesz daleko tak samo jak i on nie zaszedł. On był człowiekiem słabym i przegranym. Gdyby nie ja, do dziś żylibyśmy w nędzy! A tak możesz mieszkać w tej rezydencji, mieć pieniądze i cieszyć się życiem. Ty jednak wolałeś zostać nędznym gliną i zarabiać grosze. Na dodatek nie zamierzasz się ustatkować… Nie o takim synu marzyłam.
- Dość mamo! Wystarczy! Nie obrażaj mojego ojca! Był człowiekiem uczciwym i to było dla mnie najważniejsze.
- I co mu było z tej uczciwości? Jak skończył?
- Został zamordowany i do dziś nie wiemy dlaczego. Zawsze będzie mi go brakowało. Nie chcę jednak do tego wracać. Dajmy spokój tej rozmowie! Odechciało mi się jeść!
Estefania wzruszyła tylko ramionami. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Kobieta surowym wzrokiem zmierzyła jedną ze swoich służących, która stała obok, zamyśliła się przez chwilę i nie usłyszała tego dźwięku.
- Na co się gapisz? Otwieraj te drzwi! – krzyknęła Estefania nie kryjąc wściekłości.
- Już otwieram – odpowiedziała z przerażeniem służąca.
Po chwili wróciła z powrotem w towarzystwie uśmiechniętej od ucha do ucha Camili.
- Witaj kochanie. Jak dobrze, że cię zastałam – rzuciła na powitanie Camila.
- Jak dobrze, że jesteś. Mój syn nie mógł się ciebie doczekać – odparła z ironią w głosie Estefania.
- Miło cię widzieć – oznajmił zmieszany David.
Camila pocałowała ukochanego w policzek, a ten z trudem wydawał z siebie jakiekolwiek uprzejmości.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał policjant.
- Miłość kochanie – odparła Camila nie mogąc oderwać od niego wzroku.
- Nie będę wam przeszkadzała gołąbeczki. Pójdę do kościoła i pomodlę się do Boga aby zwrócił co po niektórym rozum – powiedziała Estefania.
- Ja też muszę wyjść. Muszę jeszcze pobiegać, a potem jadę do pracy.
- Doskonale się składa. Poćwiczymy razem… Jesteśmy przecież tak zgranym duetem. Przy okazji porozmawiamy sobie na spokojnie – nalegała Camila.
- W porządku. Jestem ci winien kilka słów wyjaśnień za wczoraj. Niech tak będzie.
- Jest taka piękna pogoda, więc będziecie mogli rozmawiać o swoim związku i planach na przyszłość. To takie romantyczne – westchnęła Estefania.
- Bardzo romantyczne… Temu królewiczowi zechciało się biegać. Co za cyrk… Przez co ja muszę przechodzić? – zastanawiała się Camila.
- Chodźmy już! – powiedział David biorąc dziewczynę za rękę. Miał on już dość głupiego gadania matki i wolał wyjść na świeże powietrze. Tyle tylko, że teraz musiał znosić obecność Camili, którą co prawda lubił, ale nigdy nie czuł, że to właśnie z tą kobietą chce spędzić resztę swojego życia…
Firma rodziny Salazar.
Angela zawiozła swojego ojca na cmentarz i towarzyszyła mu tam przez chwilę. Później jednak zgodnie z jego wolą zostawiła go samego. Mariano chciał zostać sam na sam z żoną, a jego córka uznała, że to dobry znak. Wierzyła, że ojciec może się zmienić i znów stanąć na nogi. Pojechała do firmy. Tam porządkowała papiery i miała pomóc w zorganizowaniu szybkiej konferencji prasowej podczas której Mariano miał odpowiedzieć na wszystkie, nawet te najtrudniejsze pytania i opowiedzieć o nowej wizji swojej firmy. Atmosfera była nerwowa, kręciło się tu wiele osób. Do biura Angeli wszedł w pewnym momencie Jorge Mandela, który również tu pracował, głównie dzięki wstawiennictwu Alberta. Radził jednak sobie całkiem przyzwoicie mimo że jego ojciec uważał go za nieroba i nieudacznika.
- Miło cię widzieć Jorge – uśmiechnęła się Angela.
- Mnie ciebie również. Pewnie myślisz, że skoro jestem synem wiceprezesa, to olewam sobie swoje obowiązki i nic tu nie robię. Mylisz się moja droga – odparł Jorge.
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Wiem sporo o twojej pracy i rzetelnie wypełniasz swoje obowiązki. To mnie bardzo cieszy. Niestety mamy teraz olbrzymie kłopoty i nie wiem czy ktokolwiek może nam pomóc…
- Na pewno nie mój ojciec… Jemu chyba jest na rękę aby ta firma upadła…
- Co ty w ogóle mówisz? Twój ojciec jako jedyny zachowuje zimną krew. Niestety o moim nie można tego powiedzieć. Jest teraz w poważnym dołku. Nie angażował się w sprawy firmy i już dawno bylibyśmy na dnie gdyby nie pomoc don Alberta. Twoja również…
- Don Mariano ma kłopoty, ale wyjdzie z nich. Zawsze go ceniłem. Mam nadzieję, że dzisiaj zaskoczy dziennikarzy odważnym wystąpieniem, a co ważniejsze znajdzie pomysł aby wydobyć firmę z kłopotów.
- Oby tak było. Czekam jeszcze na Vivianę. Ona zna doskonale sprawy firmy od tej prawniczej strony. Wesprze ojca podczas tej konferencji…
- Nie zamartwiaj się tak. Nie mogę patrzeć na twoje piękne oczy gdy są one takie smutne jak w tej chwili – Jorge zmierzył Angelę wzrokiem, który mógłby powalić z nóg niejedną dziewczynę. Następnie delikatnie dotknął jej dłoni. Ona jednak szybko odsunęła swoją i popatrzyła na niego surowym wzrokiem.
- Jesteś świetnym przyjacielem, ale dobrze wiesz, że…
- Że nic z tego? Nigdy nie mów nigdy królowa. Życie potrafi być takie zaskakujące...
- Ach to twoje poczucie humoru. Poprawiasz mi humor – uśmiechnęła się Angela.
- Bądź cierpliwy… Kiedyś dopniesz swego. Dla takiej kobiety warto próbować – pomyślał Jorge…
Tymczasem…
Jose Luis miał właśnie godzinną przerwę w swoich zajęciach. Spojrzał na zegarek tak jakby wyczekiwał jakiegoś spotkania. Uznał, że już czas. Rozglądnął się najpierw uważnie po korytarzu czy nikt go nie obserwuje. Kiedy zorientował się, że w pobliżu nie ma nikogo, skierował swoje kroki w kierunku damskiej toalety. Szybko otworzył drzwi i po chwili znalazł się w środku. Z lekkim uśmiechem na twarzy skwitował to co tam zobaczył. Kilkanaście metrów od niego stała oparta o ścianę piękna, blondo włosa dziewczyna o zgrabnych nogach i świetnej figurze. Czekała niego w wyzywającej pozie.
- Ile mam czekać skarbie? Spóźniłeś się dwie minuty – stwierdziła ironicznie się uśmiechając.
- Czego chcesz Lorena? To nie jest właściwe miejsce. Wiesz, że nie mam czasu na to – usiłował się tłumaczyć Jose Luis, ale na dziewczynie nie zrobiło to żadnego wrażenia.
- Nie masz czasu na zabawę? Nie udawaj idioty. Wiem, że ci się podobam, a ty podobasz się mnie. Masz trochę czasu wolnego. Sprawdziłam to w twoim grafiku. To miejsce jest doskonałe i nikt nie będzie nam przeszkadzał…
- Posłuchaj… Nie możemy…
Lorena miała już dość wysłuchiwania wątpliwości chłopaka. Wzięła sprawy w swoje ręce. Podeszła do niego i zaczęła rozpinać mu koszulę, a jej ręka szybko powędrowała do jego spodni. Dziewczyna zdążyła już zrzucić z siebie połowę tego co miała na sobie i jednocześnie rozbierała kompletnie zaskoczonego chłopaka.
- Co ty wyprawiasz?
- To o czym marzyłeś już od dawna…
Zaczęli się namiętnie całować niesieni porywem chwili, ale Jose Luis zdołał się w końcu opamiętać i wyrwać z objęć dziewczyny.
- Nic z tego nie będzie. Nie teraz i nie tutaj – powiedział odpychając dziewczynę i z powrotem się ubierając. Wybiegł z toalety jak oparzony, a Lorena kiwała tylko przecząco głową.
- Pieprzony prawiczek. Boi się, ale nauczę go seksu. Podobasz mi się i prędzej czy później będziesz mój. Już niedługo całkowicie stracisz dla mnie głowę, a wtedy będziesz mi jadł z ręki – uśmiechnęła się Lorena…
Klub „Dzika kotka”.
W godzinach przedpołudniowych klub był dla gości zamknięty. Jednak pracujące tam dziewczyny nie miały ani chwili wytchnienia. To właśnie wtedy odbywały one swoje próby przed wieczornymi występami. Nicolas Moncada często doglądał i sprawdzał czy rzeczywiście dają one z siebie wszystko. Bardzo zależało mu na pozyskaniu jak największej ilości klientów, którzy byliby zadowoleni z pracy tańczących gwiazd, bo to one były największą atrakcją w tym klubie. Samantha z nieukrywaną złością patrzyła jak jej szef i zarazem ukochany mężczyzna omija jej pokój szerokim łukiem. Moncada odwiedził bowiem zupełnie inną dziewczynę. Była to piękna brunetka, która żyła pełną życia dopóki nie spotkała na swojej drodze Nicolasa. Jego ludzie złowili dla niego prawdziwy brylant. Dziewczyna wpadła mu w oko i stała się już od dłuższego czasu jedną z jego niewolnic.
- Minął czas bezowocnego siedzenia tutaj. Dzisiaj wystąpisz tu po raz pierwszy w nowej roli – perfidnie uśmiechnął się Nicolas.
- O czym pan mówi? Trzymacie mnie tu jak w zamknięciu już od kilku miesięcy! Jestem na pańskie rozkazy i muszę robić te wszystkie obrzydliwe rzeczy kiedy tylko najdzie pana na to ochota. Co jeszcze mam robić?
- Nie pyskuj Carla! Dzięki mnie będziesz sławna i bogata. Siedziałaś w ukryciu, bo musiałem zaczekać jakiś czas. Twój brat poruszył niego i ziemię aby cię znaleźć, ale najwyraźniej zrezygnował, bo nie ma najmniejszego pojęcia gdzie jesteś i kto cię uprowadził. Dlatego uznałem, że pokażesz się dziś szerszej publiczności tańcząc na rurze…
- Nie zrobię tego!
Wyraźny sprzeciw dziewczyny nie spodobał się Moncadzie, który uderzył ją pięścią w twarz aż ta upadła z krzykiem na podłogę.
- U mnie nie ma sprzeciwu. Wiem o twoim bracie Gonzalo Fernandezie wszystko. Mogę go nawet zabić jeśli tylko zechcę to zrobić.
- Nie rób tego! Zatańczę i zrobię wszystko co będzie trzeba, ale niech mu pan nie robi krzywdy!
- Wreszcie się rozumiemy. Taką potulną jak baranek mam cię widzieć zawsze. Wtedy piękniejesz. Dzisiaj do klubu zawita mój najlepszy kumpel. Masz przede mną, przed nim i przed wszystkimi gośćmi pokazać wszystko to co potrafisz najlepiej robić. Oczekuję przeróżnych sztuczek. Pokaż swój wdzięk i zgrabne ciała. Masz rozpalić każdego mężczyznę który na ciebie spojrzy. Ale dość tych gadek. Zabieraj się do roboty! Masz być gotowa na wieczór!
Nicolas trzasnął drzwiami pozostawiając Carlę samotną i pogrążoną we łzach.
- Jak długo to jeszcze potrwa? Dlaczego Gonzalo i David jeszcze mnie nie znaleźli? Czyżby nie wpadli na żaden trop? A może już o mnie zapomnieli? – załamała się dziewczyna…
Cmentarz.
Mariano kończył właśnie modlitwę na grobie swojej żony. Obiecał jej, że doprowadzi się do porządku, zawalczy o swoją firmę, ale przede wszystkim zawalczy o swoją rodzinę, bo przecież o tą rodzinną solidarność i jedność apelowała przed śmiercią Victoria. Na Salazara czekał już Alberto, który popędzał go ze względu na czekającą ich konferencję prasową.
- Wiesz przyjacielu… Moja żona dała mi dziś dużo sił do walki. Teraz wiem, że uda mi się nad wszystkim zapanować. Głęboko w to wierzę – powiedział pełen optymizmu Mariano.
- Na pewno ci się uda. Dziennikarze już czekają na nas w firmie. Znów będą zadawać niewygodne pytania. Wiesz co im odpowiedzieć? – spytał Alberto.
- Wiem. Jestem na to przygotowany. Nie dam się im zaskoczyć.
- Nie masz pojęcia co cię jeszcze czeka idioto. Najgorsze dopiero przed tobą. Za swoje wojowanie zapłacisz najwyższą cenę – pomyślał Mandela…
Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 12:24:32 09-07-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Val Idol
Dołączył: 14 Maj 2008 Posty: 1852 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 20:55:28 09-07-10 Temat postu: |
|
|
Zanim przejdę do komentowania 5go odcinka, chcę objechać za pewną rzecz, o któej do tej poty zapominałem. Chodzi o opisy bohaterów, które pojawiły się już przed premierą. Jakże tego nienawidzę. To tak jakby autor robił z czytelników debili, którzy bez tych opiów nie doszliby sami kto jest kim, nie wspominając już o tym, że to potężna i niepotrzebna dawka spoilerów. A skoro twórca wychodzi z założenia: 'Nie chcesz, to tego nie czytaj', to jaki jest sens zamieszczania tego. Co gorsze, widzę, że jest to dość modny zabieg, bo stosują go prawie wszyscy w swoiuch dziełach, a szkoda.
Nie mogę przekonać się do Estefanii w wykonaniu Lupity Ferrer [podtrzymuję cały czas to, o czym kiedyś wspominałem]. Dziś było już lepiej, bo jej sarkazm z gołąbeczkami i modlitwą był udany, jednak do perfekcji tej postaci w wykonaniu tej aktorki brakuje wiele. I jeszcze jedna sprawa, Lupita Ferrer nie krzyczy, ona z wyniosłością mówi donośnym głosem, więc zdziwiło mnie, że dziś jej bohaterka niby krzyczała.
Wstyd mi zwrócić uwagę na jedną rzecz, ale chyba czas najwyższy, abym to zrobił. Nie popełniasz błędów i wielka chwała ci za to, ale jeden interpunkcyjny powtarza się notorycznie, w dzisiejszym odcinku nawet klilka razy. Gdy coś się pisze, a na koniec dodaje się osobę, to przed napisaniem tej osoby stawia się przecinek. I tak na przykład zamiast: 'Nie masz pojęcia co cię jeszcze czeka idioto', należałoby: 'Nie masz pojęcia co cię jeszcze czeka, idioto'.
Wstyd mi zwrócić uwagę na jedną rzecz, ale chyba czas najwyższy, abym to zrobił. Nie popełniasz błędów, ale jeden interpunkcyjny powtarza się notorycznie, w dzisiejszym odcinku nawet klilka razy. Gdy coś się pisze, a na koniec dodaje się osobę, to przed napisaniem tej osoby stawia się przecinek. I tak na przykład zamiast: 'Nie masz pojęcia co cię jeszcze czeka idioto', należałoby: 'Nie masz pojęcia co cię jeszcze czeka, idioto'.
Na koniec muszę w negatywny sposób ocenić jedną ze scen. Chciałbym ocenić ją pozytywnie, doszukiwałem się nawet czegoś fajnego, ale nic, co mogłoby uratować scenę przed moją krytyką nie znalazłem. Chodzi o scenę Loreny i Jose Luisa. Ona prawie go zgwałciła, lecz on pozostał nieugięty - wszystko ok, fajny zamysł, ale cała scena była baaardzo płytka, żadnego napięcia, żadnego ognia i tylko jeden ostry tekst na zakończenie [tekst z pieprzonym prawiczkiem]. Niestety jak na serial mający uchodzić za niby kontrowersyjny i pikantny, to stanowczo za mało.
Bojąc się reakcji Grega [trudno, najwidoczniej szczerość to nie tylko moje błogosławieństwo, ale też czasem przekleństwo], uciekam stąd jak najszybciej i pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony przez Val dnia 21:00:18 09-07-10, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Jullye Prokonsul
Dołączył: 06 Gru 2007 Posty: 3407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Miami Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:50:21 09-07-10 Temat postu: |
|
|
Każdy odcinek jest strasznie pasjonujący. Angela nareszcie spotkała faceta, którego mam nadzieję pokocha ze wzajemnością. Ona tyle przeszła w swoim życiu Alberto to wstrętny człowiek i nie ma szacunku do nikogo. Sceny z Camilą i jej kochankiem znakomite Chciałabym więcej wspólnych momentów Davida i Angeli Ta para bohaterów jestem pewna ze nie raz zaskoczy. Ogromnie podoba mi się styl pisania, bo odbiega od amatorskiego i jest na wysokim poziomie Dialogi doskonale dobrane do postaci
Szkoda tylko, że Vivi przerwała im takie momenty podczas spotkania. David okazał się prawdziwym facetem oferując Angeli swoją pomoc.
Akcje w klubie też są godne wspomnienia Sposób opisania takiego miejsca i atmosfery w nim panującej. Czytając odcinki mam wrażenie, że wchodzę w życie bohaterów
Każda scena jest opisana w bardzo dokładny i ciekawy sposób Nie czytałam jeszcze coś takiego poruszającego |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 0:31:54 11-07-10 Temat postu: |
|
|
6 ODCINEK
Jakiś czas później.
Firma rodziny Salazar.
Wszystko było już zapięte na ostatni guzik. Ta konferencja prasowa z udziałem Mariano Salazara miała być ostatnią deską ratunku zarówno dla niego jak i dla jego firmy. Liczył on, że zdoła wszystko dziennikarzom wyjaśnić. Miał nadzieję, że odbije się od dna i nie tylko odeprze ciążące na jego firmie zarzuty, ale także przedstawi swoją wizję na kolejne lata jej działalności. Mężczyzna zbierał siły na ten trudny krok. Wspierała go Angela oraz Alberto, Viviana i Jorge. Prezes nie był więc osamotniony w tej jakże trudnej sytuacji. Od dziś wszystko miało wrócić do normy.
- Zaprosiłem tu państwa z prostego powodu. Pragnę dziś wygłosić oświadczenie, które wyjaśni wiele spraw związanych z rodzinną firmą Salazar. Ostatnimi czasy pojawiają się przeróżne plotki i spekulacje dotyczące rzekomych olbrzymich problemów finansowych firmy. Jestem tu dla państwo po to aby zdementować te podłe oszczerstwa i powiedzieć jaka jest prawda. Wraz z moją ukochaną żoną Victorią założyliśmy tą firmę dwadzieścia lat temu. Przez lata dzięki ambicji i ciężkiej pracy poszerzaliśmy firmę, udoskonalaliśmy ją, otwieraliśmy się na nowe współprace. Nie było łatwo. W tym interesie zawsze jest trudno. Bywały kryzysy, ale udawało się je przezwyciężać. Tym razem również firma przechodzi kryzys. Chcę jednak uspokoić państwa, że plotki o bankrucie są mocno przesadzone. Po moim trupie ktoś tą firmę odkupi! Po moim trupie ktoś ją zburzy i zniszczy! Rodzina i pracownicy są ze mną w tych trudnych chwilach. Przetrwamy, bo inaczej nie nazywam się Mariano Salazar! Problemy finansowe z naszymi wspólnikami zostały już w znacznej części uregulowane. Nie ma więc żadnego powodu aby firma splajtowała. Wysiłek wszystkich ludzi, którzy tu pracują nie może pójść na marne. O sytuacji finansowej firmy więcej powie państwu adwokat mojej rodziny i mój pełnomocnik Viviana Robles. Zanim oddam jej głos pragnę powiedzieć wam dziennikarzom jedno: nie warto próbować szkalować ludzi i szukać sensacji tam gdzie jej nie ma. Mam nadzieję, że wasze zaangażowanie w tą sprawę wynika jedynie z troski. A skoro tak to mówię otwarcie: ten okręt wciąż płynie i będzie płynął kolejne dwadzieścia lat! – zakończył Mariano…
Jego wystąpienie zakończyło się gromkimi brawami. Mężczyzna szybko opuścił salę konferencyjną i widać było, że wcale nie czuje się tak pewnie jak przed chwilą kiedy to przemawiał radosny i pełny wiary. Zauważyła to Angela, która dobrze znała ojca. Na jej twarzy malowało się zdenerwowanie. Alberto był spokojny i jedyne co robił to uśmiechał się w stronę dziennikarzy. Głos zabrała wtedy Viviana.
- Proszę się nie denerwować. Pan prezes ma niedługo kolejne spotkanie, ale będą państwo mogli zadawać pytania zarówno mnie jak i wiceprezesowi Mandeli. Najpierw jednak zgodnie z obietnicą omówię pokrótce sytuację finansową firmy – zaczęła Viviana…
Kilka minut później gdzieś w kącie sali znudzony Alberto wyjął swoją komórkę i przez chwilę coś na niej pisał.
- Dalej się stawia. Zrób to co trzeba…
Mandela wysłał smsa, po czym dołączył do Viviany i z uśmiechem na ustach zaczął odpowiadać na pierwsze pytania żądnych sensacji dziennikarzy…
Tymczasem…
Camila i David wybrali się na dłuższy spacer, ale każdy z nich przygotowywał się na zupełnie inną rozmowę. Mendez najchętniej chciałby delikatnie wyperswadować dziewczynie jakąkolwiek wizją przyszłości dla ich związku. Z kolei Camila była gotowa na wszystko aby zatrzymać przy sobie przystojnego policjanta i zachować szansę na zdobycie fortuny jego matki.
- Posłuchaj mnie Camilo… Jesteś przepiękną kobietą. Naprawdę każdy facet byłby szczęśliwy będąc na moim miejscu i mając u boku tak śliczną istotę. Zrozum jednak, że ja – wahał się David…
- Nie jesteś zdecydowany na poważny związek? Już to słyszałem wiele razy. Wiem, że kiedyś straciłeś dziewczynę i trudno ci kogoś pokochać na nowo… Rozumiem także, że masz bardzo niebezpieczną pracę. To nie stanowi jednak dla mnie żadnego problemu. Kocham cię i zapewniam, że pokonany wszelkie trudności. Tylko daj mi szansę i nie odtrącaj mnie. Przekonasz się, że uda nam się stworzyć coś trwałego. Wspólnymi siłami damy radę – uśmiechnęła się Camila.
- Nie jestem pewien co do ciebie czuję. Bardzo cię lubię. Wiem też, że masz wsparcie mojej matki. To dużo dla mnie znaczy, ale… ja cię nie kocham. To chyba nie jest miłość.
- Jesteś zagubiony, ale wiedz, że będę przy tobie zawsze. Zrobię dla ciebie wszystko…
- Potrzebujemy czasu… Może chwilowa rozłąka spowoduje jakąś zmianę? Odpocznijmy od siebie, a za jakiś czas los znów nas postawi na drodze albo może…
- Albo może się rozstaniemy? To chcesz powiedzieć?
- Camila… Nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej…
- Nie utrudniam ci niczego! Ja ci to zaraz ułatwię! Pokażę ci co to znaczy miłość!
Camila rzuciła się na ukochanego z namiętnymi pocałunkami nie zważając na to, że wokół kręci się sporo gapiów. Po kilku sekundach David wyrwał się jednak z jej objęć.
- Tak niczego nie załatwisz. Wybacz mi, ale muszę już iść. Dziś mam ważne spotkanie w pracy. Później porozmawiamy – powiedział David odchodząc szybkim krokiem i zostawiając zdesperowaną dziewczynę pogrążoną w myślach.
- Czemu tylko z nim idzie mi tak opornie? To ciężki orzech do zgryzienia, ale jeszcze będzie mi jadł z ręki. Jestem tego pewna! – pomyślała Camila…
Klub „Dzika kotka”.
Na wieczorne występy najpiękniejszych i najbardziej utalentowanych dziewczyn, cały klub wypełniał się po brzegi. Nicolas był zachwycony, bo interes szedł pełną parą i przynosił olbrzymie zyski. Ludzie tylko czekali na największą atrakcję jaką miał być taniec na rurze głównej gwiazdy wieczoru. Co kilka dni ową gwiazdą była inna z nowych „zdobyczy” Moncady. Tym razem występować miała Carla, która od kilku miesięcy była do tej swojej życiowej próby skrzętnie przygotowywana. Mimo że czuła obrzydzenie wobec tego co musi zrobić, nie miała innego wyjścia. Bała się Nicolasa i wiedziała, że z tym mężczyzną nie ma żartów. Życie jej brata było dla niej w tej chwili najważniejsze. O swoim cierpieniu starała się teraz nie myśleć.
- Za pięć minut twój występ! Pośpiesz się! Nie spieprz sprawy, bo wiesz co cię czeka gdy Nicolas jest wściekły. Daj z siebie wszystko! – przekonywała ją jej trenerka.
- Tak zrobię Amanda. Zatańczę najlepiej jak potrafię – powiedziała nieśmiało Carla.
Gdy Carla przygotowywała się poza sceną, Nicolas samodzielnie zajmował się witaniem coraz to nowszych gości. W pewnym momencie uśmiechnął się od ucha do ucha widząc przed sobą jakże znajomą twarz.
- Witaj przyjacielu! Nareszcie wpadłeś odwiedzić swojego wspólnika. Myślałem, że już o mnie zapomniałeś Andres – powiedział Moncada podając dłoń mężczyźnie, który właśnie pojawił się w klubie.
- Nigdy nie zapominam o starych znajomych. Zapraszałeś mnie i mówiłeś, że doczekam się dzisiaj bombowej niespodzianki. Mam nadzieję, że to prawda? – spytał Andres.
- A tobie tylko jedno w głowie… Doczekasz się. Wiem jak lubisz dotykać i obmacywać moje dziewczynki. Masz na to pozwolenie i ciesz się, bo nie wszyscy mogą dostąpić tej przyjemności. Dzisiaj występ kolejnej mojej gwiazdy. Jest piękna i seksowna. Założę się, że ci się spodoba. Nie wiem czy zdołasz zatrzymać swojego fiuta w spodniach. A ręce to na pewno ci się spocą. Jednak u mnie nie musisz się kontrolować – śmiał się Nicolas.
- Przestań tak mówić. Ja się zawsze kontroluję…
- To tak jak ja. Zawsze, czyli nigdy.
- Już niedługo przekonasz się, że to co mówię jest prawdą. Póki co napij się drinka. Najlepsze dopiero przed nami. Bawmy się i korzystajmy z tego co mamy. Niech piękne kobiety umilą nam wieczór.
- Masz rację Nicolas. Dziś chcę tylko upajać się alkoholem, muzyką i towarzystwem twoich dziewczynek. Zwłaszcza, że taka jedna mnie odtrąciła…
- Nie pękaj przyjacielu! Zapewniam cię, że żadna z moich dziewczyn cię dziś nie odtrąci. One cię zadowolą do tego stopnia, że będziesz tu przychodził codziennie. Założymy się o kolejną dostawę, że tak będzie? Jeśli będziesz zawiedziony, dostajesz 51% zysków. Co ty na to?
- Umowa stoi – uśmiechnął się Andres…
Ich rozmowie wciąż towarzyszyła głośna muzyka i towarzystwo pięknych kobiet. A gwóźdź programu był dopiero przed nimi…
Komisariat policji.
David przyjechał właśnie na komisariat aby uczestniczyć w spotkaniu zwołanym przez jego szefa. Obecni byli najważniejsi policjanci, którzy uczestniczą w grupie operacyjnej należącej do wydziału zabójstw, czyli m.in. przyjaciel Mendeza Gonzalo Fernandez, a także Marcos Romero i jedyna kobieta w tym gronie, czyli Luciana Vargas. Spotkaniu przewodniczył ich przełożony, czyli Esteban Torres. Nikt nie miał pojęcia czego ma dotyczyć ta niespodziewana narada, choć plotki i spekulacje miały oczywiście miejsce.
- Zapewne zastanawiacie się dlaczego was wezwałem skoro zamknęliśmy już sprawę Hernana Camacho. Otóż uznałem, że potrzebujemy w naszym wydziale pewnej zmiany. Mówię tu o zmianie pokoleniowej – stwierdził Esteban.
- Chyba nie ma pan zamiaru przejść na emeryturę? Proszę sobie z nas nie żartować – wtrącił nagle Gonzalo.
- Chcielibyście, ale nic z tego. Jeszcze się ze mną pomęczycie. Wciąż będę waszym szefem, ale moja rola ograniczy się do nadzorowania. Potrzebujecie nowego lidera. Dlatego postanowiłem, że od dziś jedyną i idealną wręcz osobę, która może objąć stanowiska szefa wydziału zabójstw w tym mieście jesteś ty Davidzie…
- Pan żartuje? Ja szefem? – zdziwił się Mendez.
- Czy ja kiedykolwiek żartuję? Najwyższy czas abyś zasiadł za sterami tego okrętu. Jesteś odpowiednią osobą i wiem, że podołasz. Trudno o lepszego gliniarza niż ty. Myślę, że wszyscy się ze mną zgodzicie, prawda?
- Oczywiście. Jedyna kobieta w tym gronie również popiera komisarza Mendeza – uśmiechnęła się Luciana.
- Skoro taka jest pana wola, to nie mamy tu nic do gadania. Pozostaje nam to zaakceptować – wycedził przez zęby Marcos, który nie krył zażenowania takim obrotem sprawy. Nigdy bowiem nie lubił Davida i czuł do niego niechęć, nie wiadomo do końca z jakiego powodu.
- Gratuluję przyjacielu. Zasłużyłeś na to jak mało kto! – poklepał Davida po plecach Gonzalo.
- A czy ja się zgodziłem? – zapytał sam siebie zmieszany David.
- A czy masz inne wyjście? – odparł pytaniem na pytanie Esteban.
Po chwili wszyscy obecni na komisariacie wybuchli gromkim śmiechem…
Rezydencja rodziny Salazar.
Mariano kończył właśnie jeść kolację w towarzystwie Angeli i Jose Luisa. Jego dzisiejsze wystąpienie w firmie było udane, zebrał sporo oklasków, a co najważniejsze media również przedstawiły to w pozytywnym świetle.
- Mam nadzieję, że to początek powrotu do normalności – stwierdził Mariano.
- Dałeś radę i jestem z ciebie dumna. Mama również byłaby z ciebie dumna gdyby to widziała – uśmiechnęła się Angela.
- A ja będę dumny kiedy wreszcie staniesz na nogi. Kiedy przestaniesz pić, uprawiać hazard i spotykać się z dziwkami. To mnie obchodzi znacznie bardziej niż ratowanie własnego tyłka i honoru naszej formy! – wtrącił zdenerwowany Jose Luis.
- Uspokój się! Nie tym tonem – Angela starała się go uspokoić.
- Nie jestem już dzieckiem i mówię to co myślę. Czekam aż zmienisz się rzeczywiście, a nie tylko dlatego żeby zyskać poklask mediów. Odechciało mi się jeść!
- Synu!
Jose Luis opuścił jadalnię. Także i Mariano miał już dość. Zachowanie syna bardzo go zaniepokoiło.
- On ma rację. Ja dopiero próbuję zmienić swoje życie. Uwierz mi jednak, że na efekty trzeba będzie poczekać. Nie dam rady tak po prostu z dnia na dzień…
- Wiem o tym tato i nie martw się. Jestem z tobą i rozumiem cię. Jose Luis tez zrozumie.
- A niech mnie… Zostawiłem swoją komórkę w samochodzie. Zaraz wrócę…
Mariano wyszedł z mieszkania. Udał się w kierunku auta, ale oniemiał na widok tego co tam zobaczył. Opony były całkowicie poprzebijane, a na masce znalazł dużej wielkości kartkę. Przeczytał to co było tam napisane...
- Chcesz ratować swoją firmę? Pomyśl lepiej aby uratować swoje życie i życie swoich najbliższych. My nie żartujemy. Zrezygnuj póki jeszcze możesz. Następnym razem nie będzie już żadnego ostrzeżenia |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:06:03 11-07-10 Temat postu: |
|
|
Wreszcie nadrobiłam odcinki. Troszkę mi to zajęło ale mam nadzieje, że mi wybaczysz.
Odc.3
Między Davidem i Angelą iskrzy ewidentnie. Mogłoby być tak pięknie, gdyby nie pojawienie się
Viviany. Po jakiego grzyba ona się tam zjawiła. Ale mam nadzieje, że niedługo znowu się spotkają.
Camili zależy tylko na kasie a na czym by więcej. Odwiedziła swojego kochanka Andresa. Świetna scenka, szkoda, że była urwana.
Nicolas jest naprawdę draniem, traktuje kobiety instrumentalnie. Jakoś ciężko jest mi sobie wyobrazić Gata w tej roli. Może później się przekonam. Będzie to chyba jeden z czołowych czarnych charakterów w tej telce, obok Alberta i Estefanii.
David nie może zapomnieć o Angeli. Jego przyjaciel Gonzalo to zauważył, ale ten oczywiście zaprzeczył. Bardzo ciekawy jest wątek z Carlą, siostrą Gonzalo. David uważa, że została porwana bo nie uciekła z domu. Mam pewne podejrzenia, ale nie będę na razie o nich wspominać.
Odc. 4
Viviana próbowała wydusić z Angeli kim jest ten mężczyzna z którym przyjaciółka chciała pojechać do domu. W końcu jej się udało. Angela nie chce się zakochać, ale jak to zwykle bywa nie wytrwa w tym postanowieniu.
Alberto jest naprawdę okropny. Nie znoszę go. Traktuje swojego syna jak śmiecia. Zapomniałeś prezerwatywy? – zapytał Alberto myśląc, że to jego syn wrócił i czegoś zapomniał. - Nigdy o tym nie zapominam. Inaczej nie stać byłoby mnie na alimenty i musiałbym sprzedać dzieło swojego szefa – uśmiechnął się Nicolas. Świetny tekst. Uśmiałam się. Ciekawe co kombinuje Alberto. Zatrudnił do tej roboty Nica. Nie podoba mi się to.
Jak wiesz bardzo podobają mi się retrospekcje. Ta też była świetna, wyobraziłam sobie sytuację. David bardzo kochał Leticię. Wiele wycierpiał, oby teraz połączyła go miłość z Angelą. Zasłużył na
szczęście.
Angela jest zła na ojca. Znowu zawiódł, zapomniał o rocznicy śmierci. Mariano obiecuje, że się zmieni, ale Angela już nie może mu ufać tak jak dawniej. Tyle razy obiecywał i nic nie wyszło z jego obietnic.
Odc.5
Estefania jest prawdziwą zołzą. Nie znoszę jej. Kieruje życiem swojego syna. Chce żeby się ożenił z Camilą. Uważa ją za dobrą partię. David powinien jej się w końcu postawić. To jego życie, jest już dorosły i ma prawo sam o sobie decydować. Ja na jego miejscu wyprowadziłabym się z
domu, zwariować można z taką matką.
Moje podejrzenia okazały się słuszne. Carla wpadła w łapy Nica. Nie chce ona pracować w jego klubie, ale nie ma wyjścia. Ten bandzior grozi, że zabije jej brata. Dziewczyna jest więc w patowej sytuacji. Samanta jest o nią zazdrosna. Na pewno zechce pozbyć się rywalki, tak przeczuwam.
Zobaczymy czy intuicja mnie nie zawiedzie.
Zbliża się konferencja prasowa. Mariano jest zdecydowany walczyć o firmę. Albertowi nie podoba się to, on jeszcze coś wykombinuje aby pogrążyć wspólnika.
Odc.6
Mariano znakomicie wypadł na konferencji prasowej. Mówił rzeczowo i rozsądnie. Chyba przekonał dziennikarzy, posypały się brawa. Jednak mam wątpliwości temu entuzjazmowi wśród prasy. Czyżby Alberto to wszystko ustawił, żeby zmylić wspólnika? Ten drań jest gotowy na wszystko.
Camila jest gotowa na wszystko. David musi być jej. Jednak on poprosił o przerwę. Zachował się w porządku, powiedział, że jej nie kocha. Ona zachowała się jak wariatka. Na oczach ludzi zaczęła go całować, na szczęście on ją odtrącił. Camila nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Jest pewna, że w końcu uda jej się usidlić chłopaka.
W klubie Nica wielkie przygotowania. Przyszedł nawet wspólnik, Andres. Podobał mi się ostry i cięty język. Nie wiem czy zdołasz zatrzymać swojego fiuta w spodniach. A ręce to na pewno ci się spocą. Świetny tekst. Coś mi się wydaje, że Carla wpadnie w oko Andresowi.
David został szefem wydziały zabójstw. Wszyscy się cieszą poza Marcosem.Ciekawe za co tak nienawidzi Davida. Może to jakaś sprawa z przeszłości, kobieta??
Ktoś zostawił na samochodzie Mariana ostrzeżenie. Domyślam się, że za tym stoi Alberto i Nico, który mu pomaga. Ciekawe co zrobi Mariano?
Ostatnio zmieniony przez Willa dnia 20:32:17 11-07-10, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 11:43:57 13-07-10 Temat postu: |
|
|
7 ODCINEK
Miami.
W specjalnie przystosowanej sali gimnastycznej ciężko trenowało kilkunastu mężczyzn i kilka kobiet. Najpierw przez kilkanaście minut biegali, następnie pokonywali przeszkody, ćwiczyli z treningowym workiem i strzelali do celu. W końcu przyszedł czas na przećwiczenia sztuk walki. Trenującym przyglądał się z boku sześćdziesięcioletni mężczyzna, który nadzorował ich ciężki trening. Pod jego okiem ci ludzie mieli kiedyś zostać policjantami. Przejście przez jego szkołę oznaczało, że w przyszłości będą znakomitymi stróżami prawa. Tym surowym trenerem był Roberto Salazar, brat Mariana, od kilka lat emerytowany policjant. Nie wytrzymał jednak długo bez tej życiowej adrenaliny i postanowił trenować kolejnych młodych adeptów, którzy mieli pójść w jego ślady. Nie nudził się, bo praca w policji była całym jego życiem. Sam wciąż był w dobrej formie i kondycji, a jako pasjonat i mistrz sztuk walki nadawał się do tej roli jak nikt inny.
- Żwawiej panowie! Praca w policji to nie tylko pistolet i strzelanie do wroga! Trzeba też umieć się bronić! Kto pierwszy stanie dziś ze mną do walki. Przed wami prawdziwy sprawdzian! Nie bądźcie tchórzami! Może ty Pablo? – spytał Salazar.
Młody mężczyzna pokiwał głową i zgodził się na propozycję Roberta. Po chwili jednak padł na ziemię pod wpływem jednej z technicznych sztuczek Salazara.
- Jestem stary, ale wciąż mam w sobie technikę. Zapomniałeś o nogach. Ręce poszły do przodu, a nogi zostały. Nie siła tu decyduje, a właśnie technika. Kto następny spróbuje pokonać mistrza?
Nagle Roberto zauważył, że na sali pojawił się jego brat. Zdziwiony przerwał więc trening.
- Zaraz do was wrócę. Ćwiczcie dalej…
- Witaj Roberto - powiedział Mariano podając bratu dłoń.
- Nie wierzę w to co widzę. Co tu robisz o tej porze?
- Wybacz, że przeszkadzam ci w pracy, ale nie będę owijał w bawełnę. Mam problemy.
- Co się dzieje?
- Ktoś mi groził. Mnie i moim dzieciom. Nie chcę tego zgłaszać na policję. Uznałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie skonsultowanie tego z tobą. Jako były gliniarz będziesz wiedział co robić.
- Widzę, że to poważna sprawa. Za pół godziny kończę trening. Porozmawiamy na spokojnie w pobliskiej kawiarni. Co ty na to?
- W porządku. Jestem totalnie zagubiony i tylko ty możesz mi w tej chwili pomóc.
- Od tego ma się własnego brata. Szkoda, że przypominasz sobie o mnie tylko wtedy gdy masz kłopoty – uśmiechnął się Roberto poklepując Mariana po plecach…
Rezydencja Mendezów.
David był zaskoczony, ale jednocześnie zadowolony z awansu. Teraz został szefem wydziału zabójstw. Było to intrygująca, ale jakże niebezpieczna i ryzykowna misja. Po świętowaniu z przyjaciółmi z pracy wrócił on do rezydencji gdzie mimo późnej pory czekała na niego matka.
- Jeszcze nie śpisz? – zdziwił się David.
- Wiesz, że jestem w takim wieku, że już nawet spokojnie zasnąć nie można. Gdzie byłeś? Mam nadzieję, że z Camilą? – spytała Estefania.
- Nie. Byłem w pracy. Jak zawsze… Ale tobie się to przecież nie podoba.
- Znasz moje zdanie i nie będę się powtarzać…
- Teraz jednak nie jestem już zwykłym gliną, lecz szefem swojego wydziału. Awansowałem i co ty na to mamusiu? Ryzykowna praca, ale za to większa płaca… Co prawda daleko mi do twoich zarobków, ale przynajmniej robię to co kocham i sam na to sobie zapracowałem…
- Do czego pijesz David?
- Dorobiłaś się fortuny dzięki mojemu ojcu i taka jest prawda!
- Milcz! – Estefania uderzyła syna w twarz. Jak śmiesz mówić tak do własnej matki!
- Dlaczego pozwoliłaś żeby umorzono śledztwo w sprawie zabójstwa mojego ojca? Zawsze marzyłem, że jak zostanę policjantem to wrócę do tej sprawy. Winni muszą zostać ukarani!
- Co ty opowiadasz? Minęło aż piętnaście lat od tego zdarzenia. Dobrze wiesz ile musiałam przejść. Jednak policja działała opieszale i nie znalazła tego kto strzelał do twojego ojca. Ciągle wracają do mnie koszmary z tamtego dnia. Musimy jednak pogodzić się z tym, że już nigdzie nie dowiemy się jaka była prawda i kto zamordował Romaina.
- Wybacz mi. Nie chciałem tego powiedzieć. Zareagowałem zbyt nerwowo. Wiem, że to nie były dla ciebie łatwe chwile. Pójdę się położyć i tobie radzę to samo. Dobrej nocy – powiedział David zostawiając matkę samą.
- Własny syn uważa, że dorobiłam się na śmierci męża… Widzisz to Boże i nie grzmisz? Taka zatwardziała katoliczka jak ja nie skrzywdziłaby nawet muchy. Oświeć Davida i spraw żeby zaczął traktować poważnie Camilę. Może przy niej wyjdzie na ludzi – westchnęła Estefania…
Klub „Dzika kotka”.
Nicolas rozmawiał właśnie przez telefon z Alberto Mandelą na temat ich wspólnych interesów.
- Dostałem potwierdzenie od moich ludzi, że wykonali robotę. Uszkodzili samochód Salazara i zostawili mu pewną wiadomość. Myślę, że posłucha i zmądrzeje – śmiał się Nicolas.
- Świetnie. Nie wiem jednak czy to poskutkuje, bo Mariano to twardy typ. Może sobie nic z tego nie robić – odparł Alberto.
- To wtedy jestem gotowy na radykalniejsze metody. Proszę się nie martwić. Pana wspólnik nie będzie się stawiał. Ostatecznie wie, że możemy skrzywdzić też jego rodzinę.
- Będę obserwował Mariana i w razie czego zadzwonię.
- Bez obaw. Jak będzie trzeba ja i moi ludzie posuniemy się do działań po których ten człowiek nie będzie już nawet wiedział jak się nazywa.
- I dlatego lubię prowadzić z tobą interesy Moncada. Nie zawiedź mnie,
a będziesz pławił się w jeszcze większym luksusie niż obecnie. Do usłyszenia.
Nicolas zakończył rozmowę z Albertem, po czym udał się do Andresa, który zajmował honorowe miejsce w pierwszym rzędzie oczekując na występ wieczornej gwiazdy. Wkrótce Carla pojawiła się na scenie. Jej uroda, wdzięk i taniec sprawiły na wszystkich ogromne wrażenie. Nicolas i jego wspólnik również piali z zachwytu. Obaj marzyli aby mieć ją w swoim łóżku.
- Prawdziwa piękność. Skąd tu ją wytrzasnąłeś? – piał z zachwytu Andres obdarowując tańczącą na rurze dziewczynę sporo ilością banknotów.
- Ukradłem ją. Zobaczyłem ją na ulicy i nie popuściłem jej. Znasz mnie. Wiesz, że jak jakaś spódnica mi się spodoba, to nie ma dla niej żadnego ratunku – śmiał się Nicolas.
- Miała pecha…
- Chyba szczęście. Gdzie tyle zarobi jak nie u mnie? Powiem ci szczerze, że nie doceniałem jej, ale to co teraz wyprawia powoduje, że mam zboczone myśli. Obiecałem ci jednak ją, więc nie martw się. Dzisiaj ty i twój przyjaciel będziecie uradowani. Można powiedzieć: wal śmiało przyjacielu i trafiaj!
- Jesteśmy naprawdę zbereźny Nicolas – westchnął zniesmaczony Delgado.
- Do dzieła przyjacielu. Zaraz szepnę dziewczynom żeby przygotowały dla ciebie i dla Carli specjalną komnatę. Wsadzisz jej kasę gdzie tylko zechcesz.
- Myślałem, że ty chcesz być pierwszy…
- A myślisz, że nie byłem? Żartuję Andres! Wyluzuj przyjacielu! Czasem jesteś taki drętwy…
- Ja już nie wiem kiedy ty żartujesz a kiedy nie…
- Ja mam każdą i nie narzekam na brak powodzenia. Spójrz na Samanthę. Ta dzi**a wlazłaby mi do d**y gdyby tylko mogła. Jest dobra w łóżku, ale to wszystko. Wciąż czekam na kobietę, która zawróci mi w głowie na tyle aby się zakochać.
- Ty i miłość? Nie rozśmieszaj mnie…
- Nie bądź taki zdziwiony. Tyle razy opowiadałeś mi o tej swojej Camili.
- Ona nie traktuje mnie poważnie. Dzieje się tak przez jednego kretyna, który całe życie staje mi na drodze. Zapewniam cię jednak, że to się kiedyś zmieni.
- Uspokój się, wypij jeszcze jednego drinka i przygotuj, bo czeka na ciebie gwiazda wieczoru.
- Masz rację. Jestem zwarty i gotowy! – uśmiechnął się Andres.
Nicolas szepnął Amandzie, trenerce tancerek aby Carla była gotowa spełnić łóżkowe igraszki swojego przyjaciela. Ta przekazała wiadomość zaskoczonej dziewczyny.
- Mój Boże… Tylko nie to. Nienawidzę Moncady i jego zboczonych przyjaciół. Prędzej umrę niż mu się oddam – pomyślała Carla spoglądając na swojego dzisiejszego klienta…
Rezydencja Mendezów.
Estefania wciąż nie mogła zasnąć. Słowa syna zrobiły na niej wrażenie. Była zbulwersowana jego zachowaniem, ale nie mogła o nich zapomnieć.
- Twój ojciec był skończonym idiotą. Zginął tak jak na to zasłużył. Miał pieniądze i tylko to mnie w nim interesowało. Po co wracać do przeszłości? Jak mogłam dopuścić do tego żeby David został gliniarzem? Jeszcze tego brakowało aby wrócił do tamtych wydarzeń – pomyślała Estefania.
W tej chwili jak bumerang wróciły do niej chwile sprzed kilkunastu lat kiedy to doszło do burzliwej awantury między nią a mężem.
- Oszukałaś mnie Estefanio! Nie miałem pojęcia, że twoja przeszłość jest taka, a nie inna. Ostrzegano mnie, ale nie słuchałem rad swoich najlepszych przyjaciół. Zawsze cię broniłem, a ty okazałaś się zwykłą szmatą! Chodziło ci tylko o moje pieniądze. A ja przepisałem ci firmę, zapewniłem fortunę i dogodne życie. Zakpiłaś ze mnie i na dodatek masz kochanka. Ale dość tego! Jeszcze dziś wyniesiesz się z tego domu! David i wszyscy dowiedzą się co z ciebie za ziółko! – krzyczał jak opętany Romain.
- Jak chcesz… Przykre, że we mnie nie wierzysz – odparła Estefania, który udała się do swojej szafki aby spakować ubrania. Jednak zamiast tego kobieta ubrała po cichu gumowe rękawiczki i wyjęła stamtąd pistolet. Odwróciła się następnie w kierunku zupełnie nieświadomego męża.
- Co ty wyprawiasz? To jakiś żart?
- Ty się stąd dzisiaj wyniesiesz, nie ja! Mam cię dość kretynie! Do zobaczenia w piekle!
Estefania wystrzeliła i jej kula trafiła prosto w czoło przerażonego mężczyzny. Romain Mendez zginął na miejscu. Kobieta śmiała się przez dobrą chwilę, a następnie pozbyła się pistoletu i zawiadomiła policję.
Estefania wróciła do teraźniejszości. Doskonale pamiętała tamten dzień i nie wstydziła się swojego czynu.
- Zbrodnia doskonała… Nikt mnie nigdy nie podejrzewał, bo jak stwierdziła policja takiej roboty mógł dokonać tylko profesjonalista, a ja też byłam przecież wtedy ofiarą – powiedziała z ironią w głosie Estefania…
Firma rodziny Salazar.
Angela wróciła do firmy aby popracować dłużej niż zwykle. Zdawała sobie sprawę, że musi to zrobić, bo tego wymaga od niej obecna sytuacja. Musi dać z siebie wszystko i pomóc ojca w przezwyciężeniu kryzysu i uratowaniu tego interesu. Wydawało jej się, że jest w firmie sama. Myliła się. Po chwili do jej biura wszedł Jorge Mandela.
- Co ty tu jeszcze wyprawiasz księżniczko? – zdziwił się mężczyzna.
- To samo mogłabym ciebie spytać. Ostatnio naprawdę mnie zadziwiasz. Pracujesz godzinami i pomagasz mojej rodzinie. Już ci za to dziękowałam. Za dużo komplementów od ciebie to niezdrowo – uśmiechnęła się Angela.
- Wiesz dla kogo to robię. Dla pewnej kobiety, która mnie fascynuje, podnieca i o której nie mogę przestać myśleć.
- Ciekawe kto to taki… Masz jednak porządną motywację aby pracować tak solidnie. Chciałabym poznać tą kobietę i jej pogratulować takiego mężczyzny u swojego boju.
- Jesteś niemożliwa… Uwielbiam jednak to twoje poczucie humoru. Wiesz dobrze, że to o ciebie mi chodzi. Co ja na to poradzę, że jestem w tobie zakochany po uszy? Powiedz mi co mam z tobą zrobić?
- Nic Jorge. Zupełnie nic… Wiesz jak cię lubię, ale pamiętasz co przeszłam z Felipe. Kochałam go, a on zostawił mnie dla innej i uciekł. Po prostu uciekł jak ostatni tchórz. Dlatego powiedziałam sobie: nigdy więcej żadnych mężczyzn w moim życiu. Rozumiesz?
- Ja jestem inny. Przecież wiesz…
- Żadnej spódniczce nie przepuścisz. Ja cię naprawdę bardzo lubię, ale nie rób sobie nadziei. Nie będziesz ze mną szczęśliwy. Jestem zimna, wyrachowana i nie mam w sobie wystarczającej miłości dla nas dwojga.
- Jesteś nieodgadniona… Ale będę dalej walczył o twoje serce…
- Nieustępliwy… Taki sam jak twój ojciec. Wybacz, ale muszę dokończyć to co mam jeszcze do zrobienia.
- Zostaw te papiery. Zapomnij o tym i wyluzuj się. Mówisz co innego, a myślisz co innego. Zobaczysz, że nam się uda. Musisz tylko spróbować…
Jorge podszedł coraz bliżej zaskoczonej Angeli i zamierzał ją pocałować gdy nagle ktoś trzeci pojawił się w jej biurze.
- Czy ja wam w czymś nie przeszkadzam? – spytała Viviana… |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 14:41:08 15-07-10 Temat postu: |
|
|
8 ODCINEK
Firma rodziny Salazar.
Angela szybko odsunęła się od mężczyzny, który usiłował ją pocałować i uśmiechnęła się do swojej przyjaciółki. Jorge również miał rozbawioną minę, bo wiedział, że po raz kolejny nie udało mu się osiągnąć wyznaczonego celu.
- Nie przeszkadzasz w niczym. Co ty tu robisz? – spytała przerywając chwilę milczenia Angela.
- To samo co ty, czyli pracuję mimo tej późnej pory – odparła Viviana patrząc na przyjaciółkę srogim wzrokiem.
- Masz niezłe wyczucie czasu pani mecenas. Już idę i zostawiam was samych. Papużki-nierozłączki – westchnął Jorge.
Po wyjściu mężczyzny Viviana usiadła naprzeciwko Angeli i kiwała tylko z niedowierzaniem głową.
- O co ci chodzi? Przecież wiesz jaki mam z nim problem. Nigdy nie ustąpi – powiedziała naburmuszona Angela.
- Jesteś bezlitosna dla mężczyzn. Podoba ci się, że on tak na ciebie leci, a z drugiej strony nie kochasz go i nigdy nie dasz mu szansy.
- On wie, że do niczego między nami nie może dojść. Lubię go, ale to wszystko. Po tym co przeszłam z Felipe nie chcę mieć na swojej drodze żadnych mężczyzn. Byłam zakochana po uszy, a on zostawił mnie dla innej na niedługo przed ślubem. Znasz tą historię i wiesz, że już nigdy nie zaangażuję się poważnie w żaden związek.
- Na pewno? Znam cię i po tobie można się spodziewać wszystkiego. Jak tej niedoszłej przejażdżki na motorze z tym przystojniakiem…
- Mówisz o tamtym wariacie który o mało mnie nie przejechał? Mam go w nosie. Nic o nim nie wiem. Przypadkowe spotkanie…
- Ale tak właśnie rodzą się przeróżne historie miłosne…
- Jesteś zabawna Viviana. Sama znajdź sobie faceta, który cię dowartościuje i zaspokoi, bo ciągle tylko gadasz te swoje niezbyt mądre teorie i żyjesz życiem innych.
- Zależy mi na twoim szczęściu i to wszystko wynika z życzliwości.
- Wiem, ale pozwól, że ja sama sobie nim pokieruję – stwierdziła Angela…
Tymczasem…
Mariano opowiedział bratu całą historią związaną z kryzysem firmy i z pogróżkami. Nie miał pojęcia kto chce mu zaszkodzić i dlaczego. Nie chciał jednak nagłaśniać sprawy z obawy o swoją rodzinę. Potrzebował rady co robić dalej i jak się teraz zachować. Roberto słuchał z uwagą i siedział zamyślony nie bardzo wiedząc co ma odpowiedzieć. W pewnej chwili jednak rozmowa zeszła na temat Alberta Mandeli. Brat Mariana nigdy nie miał zaufania do tego człowieka i po raz kolejny podzielił się swoimi wątpliwościami.
- Znów ten twój wspólnik… On ci rujnuje życie, a ty tego nie widzisz – stwierdził Roberto.
- O ci znowu chodzi? Nigdy go nie lubiłeś – odparł zdenerwowany Mariano.
- Zobacz w jaki sposób Alberto Mandela wszedł do twojego życia. Zapoznała was Victoria wiele lat temu. On był nikim, a wy wyciągnęliście do niego rękę. Jakim cudem nie mając kompetencji, nie mając studiów ani wykształcenia stał się on tak ważnym pracownikiem waszej firmy? Pozwoliłeś mu na zbyt wiele. Potem przyszły problemy w twoim małżeństwie z Victorią. Patrząc z boku widzi się czasem więcej… A ja widziałem, że on się koło niej kręcił. Był w niej zakochany po uszy. Wszyscy to widzieli poza tobą… Omamił cię tą przyjaźnią, która działała tylko w jedną stronę. On zarabiał na tej przyjaźni. Teraz ma pieniądze i pozycję, a ty jesteś zrujnowany. Po śmierci twojej żony czuję, że on ma do ciebie jakieś pretensje… Zaniedbałeś Victorię i wiesz, że to prawda… Nie zrób tego samego błędu i nie zaniedbaj swoich dzieci i firmy. Obudź się z tego koszmaru! Twoim problemem jest Alberto Mandela!
- Przesadzasz. On mi pomaga! Nie działa przeciwko mnie. Ramię w ramie walczymy z kryzysem w naszej firmie…
- Otwórz oczy Mariano! Sporo w życiu przeszedłem i sporo wiem jako emerytowany glina. Obserwowałem tego człowieka, a twoja opowieść tylko domyka pewną klamrę. Mandela nienawidzi cię i szuka zemsty za przedwczesną śmierć Victorii, a to była przecież choroba… Ambicja i żądza władzy kierują nim w bardzo niebezpieczny sposób. Przez kogo zacząłeś pić? Kto zaprowadził cię do nocnych klubów? Kto doprowadził do tego, że jesteś hazardzistą? Na Boga! On chce przejąć twoją firmę!
Mariano zamilknął z wrażenia. Wiedział, że słowa brata mają sens…
Klub „Dzika kotka”.
Występ Carli był naprawdę znakomity. Mimo że jak na pierwszy raz nie trwał on zbyt długo, to jednak dziewczyna zebrała sporo oklasków od żądnych wrażeń pijanych klientów lokalu. Jednak ona nie chciała tu występować. Nie chciała przebywać w tym miejscu. Marzyła o wydostaniu się z tego piekła i uściskaniu swojego ukochanego brata. Tymczasem wiwatujący mężczyźni, wkładający jej pieniądze w najbardziej intymne części ciała sprawiali, że czuła obrzydzenie. Nie miała jednak wyjścia. Musiała zatańczyć, ale to był dopiero początek jej męki. Teraz czekała zamknięta w jednym z pokojów na swojego specjalnego gościa. Andres wypił jeszcze kilka drinków i w końcu przyszedł po swoją zdobycz, którą
w prezencie ofiarował mu Nicolas. Mężczyzna uśmiechnął się na widok leżącej na łóżku Carli. Dziewczyna była przestraszona, ale wydawała mu się jeszcze piękniejsza niż podczas tańca. Tam wszyscy mogli ją oglądać,
a teraz ona czekała tu tylko na niego.
- Witaj ślicznotko. Nie bój się. To nie będzie bolało. Na pewno robiłaś tu już gorsze rzeczy – uśmiechnął się szyderczo Andres.
- Nic nie wiesz co robiłam! Daj mi spokój! – krzyknęła zdenerwowana Carla.
- I po co te nerwy? Skoro przetrwałaś z Nicolasem, to nic gorszego cię już nie czeka. Zapewniam cię, że będę delikatny. Umrzesz z rozkoszy. Zadowoliłaś mnie tańcząc. Teraz zamienimy się rolami. Ja zadowolę ciebie…
- Nie rób tego! Nie chcę!
- Posłuchaj mnie Carla czy jak ci tam… Znam mojego wspólnika i wiem, że nic nie dzieje się z przypadku. Trafiłaś tu z łapanki, bo wpadłaś mu w oko. On ma nosa do kobiet… Wiem też, że nie marzyłaś o takiej pracy i znalazłaś się tu nie z własnej woli. Niestety masz pecha, więc lepiej rób co masz robić i nie protestuj, bo będzie dla ciebie jeszcze gorzej.
- Ty i Nicolas zakładzie się który z wam zaliczy więcej panienek? To ohydne! Nie weźmiesz mnie siłą! Wyjdź stąd! Jeśli chcesz to powiem mu jutro, że byłeś wspaniały w łóżku, ale nie rób mi krzywdy!
- Teraz to mnie rozbawiłaś – śmiał się Andres.
- Czym?
- Jesteś śliczna i bezczelna. Takie kobiety mnie pociągają. Koniec tej gadaniny. Rozbieraj się i pokaż co potrafisz w łóżku! Na co czekasz?!
Carla nie zamierzała spełnić rozkazu coraz bardziej poirytowanego mężczyzny. Andres postanowił sam wziąć sprawy w swoje ręce. Zamierzał rzucić się na dziewczynę i posiąść ją jak najszybciej, ale nagle nadmiar alkoholu który wypił wcześniej sprawił, że kręciło mu się w głowie i nie czuł nóg. Przed sobą widział Carlę w trzech wersjach.
- Która to ta już rozebrana? – wybełkotał sam do siebie.
Chwiejnym krokiem podszedł w jej kierunku i chciał ją złapać, ale na szybko się odsunęła i uciekła szybkim krokiem w kierunku okna. Tymczasem Andres nie miał już siły ją gonić. Upadł na wznak na łóżko i szybko zasnął. Carla odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że tym razem jej się udało, ale tak nie będzie zawsze.
- I tak by ci nie stanął w takim stanie… Co za idiota! – mruknęła patrząc na chrapiącego mężczyznę.
Na drugi dzień.
Rezydencja Mendezów.
Estefania rozmawiała z kimś przez telefon. Była najwyraźniej rozbawiona słowami swojego rozmówcy, ale znała go nie od dziś i wiedziała czego może się po nim spodziewać.
- A ty znowu swoje… Już ci mówiłam, że zawsze możesz na mnie liczyć – uśmiechnęła się Estefania widząc, że nagle w mieszkaniu pojawił się jej syn, który przysłuchiwał się rozmowie.
- Naprawdę? To kiedy dostanę moją miesięczną premię? – zapytał głos w słuchawce.
- Dostaniesz jak zawsze. W imię wyższych, szczytnych celów...
- Jakich celów? O czym ty do diabła mówisz?
- Ja staram się być dobrą chrześcijanką i zawsze pomagam póki mogę…
- Co ty bredzisz?
- Niech moja pomoc sprawi aby innym żyło się lepiej. Spotkamy się i przekażę tą jakże okrągłą sumkę osobiście.
- Zawsze mówiłaś, że to zbyt ryzykowne!
- To jesteśmy umówieni. Z Bogiem!
Estefania rozłączyła się, westchnęła głęboko i spojrzała wymownie w kierunku Davida.
- Z kim rozmawiałaś? – zapytał zdziwiony syn.
- Z księdzem Genaro. Znowu zbiera datki na jakąś charytatywną imprezę. Kto jak nie ja może mu pomóc? Jestem jego najwierniejszą parafianką, a czasem myślę, że jemu zależy tylko na pieniądzach zamiast na ludziach – odparła Estefania…
- A tobie zależy na ludziach? Nie rozśmieszaj mnie…
- Czemu Bóg ci rozum odebrał i tak odzywasz się do własnej matki?
- Jadę do pracy. I lepiej nie módl się za mnie żebym dojechał szczęśliwie i nie miał wypadku, bo twoja modlitwa przyniosłaby odwrotny skutek od zamierzonego. Miłego dnia mamusiu – ironicznie uśmiechnął się David.
- Niech on mi zejdzie z oczu… Ciągle jakieś problemy. Chyba zmierzę sobie ciśnienie. Ta pogoda i niepotrzebne nerwy tylko pogarszają moje
zdrowie – westchnęła Estefania…
Tymczasem…
Jose Luis kończył właśnie swoje dzisiejsze zajęcia na uczelni. Na korytarzu spotkał dwójkę znajomych. Była to ładna brunetka Julietta Garcia i jego najlepszy kumpel Franco Jimenez.
- Już lecisz stary? Co ci tak śpieszno? – zapytał Franco.
- Nie twój interes – odburknął naburmuszony Jose Luis.
- Daj mu spokój. Nie zdał ostatniego egzaminu i nie jest w najlepszym humorze – zauważyła Julietta.
- A tobie co do tego? Siedzisz we mnie i wiesz jak się czuję i o czym myślę?
- Nie siedzę w tobie. Jednak zapomniałeś o mojej pomocy. Przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć. Mieliśmy się razem uczyć do tego egzaminu. Przed nami kolejny. Jeśli go zawalisz, to mogę wyrzucić cię z tych studiów. I co wtedy zrobisz? Chcesz zawieść siebie i swoją rodzinę, która tak bardzo na ciebie liczy?
- Julietta… Daj mi spokój. Widocznie wolałem uczyć się sam. Doceniam twoją pomoc, ale mam teraz inne sprawy na głowie. A teraz wybaczcie, ale muszę już iść.
Jose Luis odszedł kilka kroków i zauważył idącą w jego kierunku Lorenę. Pocałował ją w policzek, wziął za rękę i razem wyszli z budynku uczelni obserwowani przez znajomych.
- Wiem, że się w nim podkochujesz, ale jak widzisz on ma teraz inne priorytety. Woli taką tandeciarę jak Lorena – stwierdził Franco.
- Daj mi spokój. Lepiej już nic nie mów – machnęła ręką Julietta…
Firma rodziny Salazar.
Alberto był zdenerwowany rozmawiając przez telefon z Nicolasem. Najwyraźniej ich plan nie wypalił, bo Mariano od rana siedział w firmie, samodzielnie rozmawiał z kontrahentami, analizował sytuację, prowadził interesy. Nie przestraszył się groźbami i robił swoje. To dla Mandeli było już zbyt wiele.
- Nawet ze mną nie porozmawiał, a panoszy się jak jakiś król! On nie jest takim tchórzem na jakiego wygląda! – krzyczał Alberto nie zważając na to, że ktoś może go usłyszeć.
- Niech się pan uspokoi. Jedno pana polecenie i usunę go z tego
świata. Może pan na mnie liczyć. Skończymy z nim – odparł Nicolas.
- Tak byłoby najlepiej. Jeszcze się do ciebie odezwę. Muszę ochłonąć…
Alberto odłożył słuchawkę i wpatrywał się przez chwilę w sufit jakby tam było coś ciekawego do oglądania. Jego milczenie przerwało pojawienie się Mariana.
- Witaj przyjacielu – z trudem uśmiechnął się Mandela.
- Musimy poważnie porozmawiać Alberto – odparł Mariano.
- O firmie? Nie martw się. Widzę, że jest lepiej. Wspólnymi siłami uratujemy ją i pokierujemy na właściwe tory…
- Nie jestem tego taki pewien. Masz wysokie ambicje Alberto i dla nich jesteś gotów zrobić wszystko, prawda?
- Nie bardzo rozumiem o czym mówisz…
- Zagrajmy w otwarte karty. Chcesz być szefem tej firmy? To ty wysłałeś mi ostrzeżenie abym zrezygnował z walki? Słyszałem przed chwilą twoją rozmowę! Z kim rozmawiałeś i z kim chcesz skończyć? Może ze mną? O co tu do diabła chodzi Alberto!? – spytał zdenerwowany Mariano… |
|
Powrót do góry |
|
|
Jullye Prokonsul
Dołączył: 06 Gru 2007 Posty: 3407 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Miami Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:02:08 17-07-10 Temat postu: |
|
|
jestem podjarana 8 odcinkiem !!!!!!! uwielbiam ten odcinek ;D jest najlepszy ze wszystkich dotychczasowych !!! wreszcie cała akcja idzie na przód i jest ta ciągła niepewność co będzie dalej Uwielbiam ryzyko więc na kolejne odcinki będę czekała niecierpliwie Doskonale opisana akcja z formą i jej upadkiem ;D gangsterzy próbujący przejąć interes swoimi gierkami i zastraszaniem. Innych rzeczy nie chce komentować. Może lepiej powstrzymam się od komentarza |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:50:53 17-07-10 Temat postu: |
|
|
Na plus zasługuje zdecydowanie poprowadzenie akcji. Powoli Alberto zaczyna swoją gierkę. Myśli, że przestraszy Mariana. Jak się myli. Na szczęście Salazar ma trochę oliwy w głowie i przemyślał wszystko co mu powiedział brat. Czyli nie jest takim naiwniakiem do kwadratu. Słyszał całą rozmowę Alberta. Zapytał wprost, czy to on stoi za tymi pogróżkami i czy chce przejąć firmę. Ciekawe co za bajeczkę wymyśli.
Nico chce się zakochać. Myślałam, że pęknę ze śmiechu. Co na to Samantha. Chyba wydrapałaby rywalce oczy. Jak zwykle świetne teksty. Mimo, że to zdecydowany czarny charakter to lubię go. Jego teksty zwalają z nóg.
Andres się upił i na szczęście nie zabawił się z Carlą. Dziewczyna miała szczęście, ale obawiam się, że nie zawsze tak będzie.
Viviana ma dość dziwny zwyczaj pojawiania się w najmniej odpowiednim momencie. Najpierw na drodze, gdy Angela spotkała Davida, a teraz kiedy Jorge chciał ją pocałować. Ale ma refleks, trzeba przyznać. Zachowuje się troszkę jak matka w stosunku do niej a nie jak przyjaciółka. Matkuje jej. Ale Angela sama doskonale sobie poradzi.
I nadszedł czas na minus. Według mnie niepotrzebnie zostało ujawnione, że to Estefania zabiła swojego męża. Zdecydowanie na to za wcześnie. To taka mała uwaga. |
|
Powrót do góry |
|
|
Val Idol
Dołączył: 14 Maj 2008 Posty: 1852 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 15:21:25 20-07-10 Temat postu: |
|
|
Przechodzę do komentowania 6go i 7go odcinka. Poprzez to, że mieliśmy opisy bohaterów przed premierą, tak naprawdę nic nas nie zadziwia, wszystko już nam pdoano na tacy jakbysmy byli niedorozwinięci.
Konferencja prasowa ... To nie jest złośliwe z mojej strony, daję słowo, ale była ona bardzo płytka. Zero napięcia, wszystko takie monotonne. Nie wiem dlaczego inni bohaterowie tak się zachwycali wystąpieniem Mariana, który nic specjalnego sobą i swoim przemówieniem nie zaprezentował. Jeśli chodzi o Alberta, to jest to zwykła gnida, czyli bohater, którego niby powinniśmy uwielbiać, ale pomimo, że działa podstępnie, to jednocześnie zbyt przewidywalnie, bez żadnego szaleństwa. Podobała mi się natomiast postawa Jose Luisa wobec ojca, który mam wrażenie, że myśli podobnie do mnie i zauważył, iż w tym wszystkim jest wiele słów, ale czynów z tego prawdopodobnie nie będzie.
Klub Dzika Kotka, tańce w nim i wszystkie postaci z nim powiązane są żywcem zerżnięte z El rostro de Analia. Nie podoba mi się to, bo co innego do czegoś nawiązać, na czymś się wzorować, a co innego tworzyć niewiele różniącą się kopię. Zapewne Greg i tak się z tym nie zgodzi, ale to już jego sprawa, wyrażam tylko swoją opinię.
Pojawiła się jednak jedna interesująca rzecz. W końcu jest jakaś porządna tajemnica i to wokół postaci Estefanii. I co?! Szlag mnie trafił, gdy ta tajemnica nagle objawiła się czytelnikowi w retrospekcji. No chłopie, trochę tajemniczości zarzuć.
Co do tego, że Lupita Ferrer nie powinna grać Estefanii lub powinna grać, ale ta postać powinna być wtedy lepsza, zdania nie zmieniam. Mimo wszystko cieszę się, że coś się tutaj rusza i mam nadzieję, że zmierza ku lepszemu. Dziś z pewnością zmierzało - i oby tak dalej, bo w końcu doszło do jakiś rękoczynów i w końcu ujrzeliśmy jak żelazną kobietą jest ta bohaterka, skoro z zimną krwią popełniła zbrodnię.
Bardzo żałuję, Greg, że gdy komentowałem pozytywnie wszystko było ok, a gdy znajduję negatywy, to wmawiasz mi, że to nie komentarz, ale urojenia. Tak czy inaczej, to nie jest twoja pierwsza historia i wiem, że stać cię na więcej. Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony przez Val dnia 15:25:11 20-07-10, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 21:04:08 20-07-10 Temat postu: |
|
|
9 ODCINEK
Firma rodziny Salazar.
Przez dobrą chwilę Alberto stał jak wryty i nie wiedział co odpowiedzieć będąc w szalonym ogniu pytań ze strony swojego wspólnika. Nie tego się przecież spodziewał. Sądził, że wszystko jest pod kontrolą, a tu nagle przegrany i zupełnie nieszkodliwy jego zdaniem Mariano Salazar zaczął się stawiać, formułować jakieś zarzuty i go oskarżać. Ta reakcja uświadomiła Mandeli, że żarty się skończyły i czas zacząć działać.
- Czy ty siebie słyszysz? Co ty do diabła wygadujesz? Znowu piłeś? – spytał Alberto starając się obrócić te oskarżenia w żart.
- Nie obrażaj mnie, lecz odpowiedz mi na moje pytania – odparł bez cienia emocji na twarzy Mariano.
- Znamy się od lat i jesteś moim przyjacielem, a przyjaciół się nie krzywdzi. Wybacz, ale to co mówisz jest śmieszne. Aż szkoda mi to komentować. Pomagam ci aby nasza firma znowu stanęła na nogi. Jak więc mógłbym chcieć ci zaszkodzić?
Mariano nie słuchał swojego rozmówcy, lecz swój wzrok skierował w zupełnie innym kierunku. Na biurku wspólnika leżał potężny plik kartek. Były to zwykle różnego rodzaju umowy, zaświadczenia, faktury i pełnomocnictwa. Salazar w mgnieniu oka wziął ją do ręki i pośpiesznie przeglądał. Alberto nie miał zbyt tęgiej miny i próbował mu w tym przeszkodzić.
- Co ty wyprawiasz? Oszalałeś już całkowicie?
- Mój Boże… Ty chcesz mnie okraść! – krzyknął Mariano wczytując się w jeden z dokumentów.
- Uspokój się przyjacielu… To tylko…
- Ty bydlaku! Gdzie ja miałem oczy… Mieli rację ci którzy mówili mi jakim jesteś człowiekiem… Podłym hipokrytą. To umowa z naszymi akcjonariuszami aby zdobyć potrzebne ci 51% udziałów! Chcesz mnie wykończyć? Ubezwłasnowolnić? Zabić? W jaki sposób chcesz przejąć moją firmę draniu? Odpowiedz!
- Jestem wiceprezesem, ale ty tu rządzisz. To jest tylko…
- Umiem czytać i widzę co to jest! Ty łajdaku!
Mariano pchnął Alberta i dorwał się do jego szafki w celu przeszukania kolejnych dokumentów.
- Zobaczmy jakie jeszcze niespodzianki mi przygotowałeś! – krzyknął nie zważając już nic.
Jednak znalazł tam zupełnie inną niespodziankę niż się spodziewał. Zauważył zdjęcie na którym widoczny był Alberto z jego żoną Victorią uśmiechniętych i czule obejmujących się.
- To już szczyt wszystkiego! A więc to również prawda! Ty i moja żona… Jesteś nikczemnikiem!
- Wszystko ci wyjaśnię… To tylko zdjęcie… Przecież wiesz, że byliśmy z Victorią bliskimi przyjaciółmi… To ona nas ze sobą zapoznała.
- Milcz! Kochałeś moją kobietę, a mnie chcesz zniszczyć! Teraz już rozumiem te wszystkie wizyty w knajpach… Alkohol, dziwki, hazard… Celowo to robiłeś aby mnie zrujnować. Nie zdziwiłbym się gdybyś to ty nagłośnił w mediach mój rzekomy upadek, a teraz chciał mnie pozbawić wszystkiego aby rządzić w firmie samemu! To ty mi groziłeś! Mnie i mojej rodzinie! Twoje miejsce jest w więzieniu!
- Nie masz na mnie żadnych dowodów!
- Na razie wystarczą mi te papiery draniu! Jeszcze się policzymy!
Zdenerwowany Mariano spojrzał jeszcze oskarżycielskim wzrokiem na Mandelę i w pośpiechu opuścił gabinet. Następnie wyciągnął komórkę zadzwonił do Viviany.
- Witaj. Mam ważną sprawę. Jesteś w domu? – zapytał.
- Tak, a coś się stało? Masz jakiś dziwny głos? – odparła Viviana.
- Musimy pogadać. Będę u ciebie za pół godziny.
Alberto również nie tracił czasu. Wiedział, że nie może pozwolić aby Mariano opuścił firmę i z kimkolwiek podzielił się swoimi rewelacjami, które go obciążały. Spojrzał jeszcze przez okno czy Salazar nie wyszedł z budynku. Nadszedł czas aby rozwiązać tą sprawę do końca. Szybko zadzwonił do Nicolasa.
- Sprawy wymknęły się spod kontroli. Już czas – powiedział Alberto…
Tymczasem…
Andres Delgado wyleczył już swojego wczorajszego kaca, ale był wściekły, że nie zdołał posiąść tak pięknej kobiety jak Carla. Przez alkohol i brak kontroli nad sobą zmarnował wielką okazję. Kobieta go ośmieszyła. Do tej pory nigdy mu się to nie zdarzyło. Dlatego nie mówił nikomu o swojej „niemocy”, ale Nicolas który go odwiedził i widział jego nieciekawą minę, szybko pojął o co chodzi. Kpił sobie ze wspólnika i z całej tej kuriozalnej sytuacji. Ich rozmowę przerwał właśnie telefon od Alberta Mandeli.
- Niech pan się uspokoi i spróbuje go jakoś zatrzymać. Umówimy się w konkretnym miejscu i załatwimy sprawę – stwierdził Nicolas.
- Wyślij mi swoich ludzi do pomocy! Są mi potrzebni i to natychmiast! On nie może zacząć mówić! Nie może się z nikim spotkać! – krzyczał do słuchawki Alberto.
- Nie dam rady w tak krótkim czasie. Sam się tym zajmę. Niech pan postara się go zatrzymać! Albo niech pan z nim pojedzie w jakieś ustronne miejsce, np. tam gdzie ostatnio się spotykaliśmy w interesach.
- Zrobię co w mojej mocy, ale musisz pomóc mi go sprzątnąć. Teraz nie mamy już wyjścia…
Mandela rozłączył się. Nicolas nie był tym wszystkim zachwycony. On lubił planować wszystkie swoje zbrodnie w najdrobniejszych szczegółach.
A tymczasem musiał działać na szybko.
- Wczoraj ci się nie poszczęściło, ale dzisiaj mam dla ciebie innego rodzaju zabawę. Weź broń i chodź ze mną. To ci dobrze zrobi – uśmiechnął się Moncada.
- O czym ty mówisz? – zdziwił się Andres.
- Nie gadaj tyle i bierz gnata! Odreagujesz wczorajsze niepowodzenie. Skończymy z życiem jednego nieudacznika.
- Zwariowałeś? Jestem twoim wspólnikiem od narkotyków, robimy różne nielegalne interesy, ale przecież nie jestem zabójcą!
- Jesteś… Każdy z nas ma instynkt zabójcy. Ja mam go od urodzenia. Ty odkryjesz go w sobie właśnie dzisiaj. Idziemy!
- Dlaczego nie zrobią tego twoi chłopcy?
- Bo to dla mnie priorytet. A poza tym moimi ludzie przejmują teraz towar. Obiecałem komuś, że to załatwię, a ty jesteś tu po to aby mi w tym pomóc!
Mieszkanie Viviany.
Viviana zaniepokoiła się telefonem od Mariana. Wiedziała po jego głosie, że coś jest nie tak. Miała złe przeczucia i chciała jak najszybciej z nim porozmawiać i dowiedzieć się co ma on jej do przekazania. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, ale zamiast Salazara prawniczka ujrzała w nich Angelę.
- Witaj przyjaciółko. Wybacz, że wpadłam z nieplanowaną wizytą, ale chciałam się z tobą spotkać i przeprosić za wczoraj. Byłem chłodna i obcesowa, a przecież wiem, że ty zawsze chcesz mojego dobra i szczęścia – powiedziała na wstępie Angela, ale jej przyjaciółka w ogóle nie zareagowała na te słowa.
- To już nieistotne – odparła po chwili Viviana.
- Jak to nieistotne? Jesteś na mnie obrażona? Czemu masz taką minę?
- To ty miałaś rację, że wchodzę z butami w twoje życie, ale taka już jestem. Martwię się o ciebie, ale tym razem chodzi o twojego ojca.
- Co z nim? Powiedz mi!
- Dzwonił do mnie kilka minut temu. Niedługo powinien tu być. Był bardzo zdenerwowany i miał do mnie jakąś ważną sprawę do omówienia. Chyba chodzi o firmę, ale mam dziwne przeczucia.
- Nie ty jedna… Ja dziś od samego rana nie jestem sobą. Nie mogę zebrać myśli, dziwnie się czuję. Niepokoję się u niego. Zostanę tu z tobą i zaczekamy na niego. Jestem jego córką i pragnę wiedzieć co go trapi i z jakim kolejnym problemem się zmaga…
Mieszkanie Roberto Salazara.
Roberto codziennie dbał o swoją dobrą kondycję fizyczną. Oprócz treningów z ludźmi, którzy mieli w przyszłości zostać policjantami, sam sporo biegał i uprawiał przeróżne sporty. Nie nudził się więc na swojej emeryturze. Teraz jednak odpoczywał po prysznicu i zamierzał coś zjeść gdy ktoś zadzwonił do jego drzwi. Tam ujrzał młodego mężczyznę, który wydawał mu się znajomy, ale sam nie wiedział skąd.
- Pan Roberto Salazar? – zapytał mężczyzna.
- Tak, to ja. A pan? Proszę wybaczyć, ale czy my się znamy?
- Zaraz panu wszystko wytłumaczę. Jestem David Mendez. Pracuję w policji w wydziale zabójstw. Muszę z panem o czymś porozmawiać. Można?
- Proszę wejść. Teraz pana kojarzę. Słyszałem o panu wiele ciepłych słów od Estebana Torresa, czyli jak mniemam pańskiego szefa.
- Zgadza się.
- Pamiętam, że gdy ja byłem już doświadczonym gliną, to on dopiero przychodził do pracy. Dobry glina. Pracowaliśmy przy wielu sprawach. Ale powiedz co cię do mnie sprowadza?
- Wiem kim pan jest i jak wiele dobrego zrobił pan gdy był pan policjantem. Mam do pana olbrzymi szacunek. Chciałem jednak zapytać o pewną sprawę z przeszłości.
- Pytaj. Mam nadzieję, że będę mógł ci jakoś pomóc.
- Chodzi o sprawę zabójstwa z 1995 roku. Od tego czasu minęło już piętnaście lat…
- Mów dalej o co chodzi…
- Ofiarą tej niewyjaśnionej do dziś zbrodni był mój ojciec Romain Mendez. Wtedy byłem gówniarzem, ale dziś chcę poznać akta tej sprawy…
- Ale dlaczego zwracasz się z tym do mnie? Niech Esteban ci pomoże.
- On tego nie zrobi, bo wiele razy powtarzał, że traktuję sprawę zbyt emocjonalnie. Wierzę, że pan mi pomoże. Wiem, że prowadził pan śledztwo, które zostało umorzone. Jak to możliwe, że przez tyle lat nie złapano zabójcy mojego ojca?
- To była trudna sprawa, ale ja nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Naprawdę nie mogę niczego ujawniać. Taki zawód i ty to doskonale rozumiesz, bo sam jesteś gliną.
- Nie chcę pana naciskać, ale wie pan dobrze, że to dla mnie bardzo ważne. Marzę o tym aby dorwać drania, który zabił mojego ojca.
- Wiem. Jesteś ambitnym gliną i takich lubię. Nie możesz jednak działać pod wpływem chwili i emocji. Zajmij się swoją pracą. Masz teraz dużo na głowie. Esteban chwalił się, że jesteś od niedawna szefem wydziału zabójstw…
- Dlatego mogę teraz prowadzić nowe sprawy i wracać do starych…
- Owszem, ale tamta sprawa nie jest teraz najważniejsza. Nie martw się. Odezwę się do ciebie i dojdziemy do prawdy. Ja też wciąż nie mogę sobie darować, że wtedy nie wyjaśniłem tego morderstwa do końca.
- Dziękuję panie Salazar. Swoją drogą dość znane nazwisko Niedawno spotkałem dziewczynę o takim samym nazwisku… Angela Salazar. To pańska rodzina? – uśmiechnął się David.
- Jeśli spotkałeś wtedy piękną i młodą brunetkę o takim właśnie nazwisku to faktycznie jest to moja rodzina, a konkretnie bratanica – odparł Roberto…
Tymczasem…
Mariano musiał przez chwilę ochłonąć i pobyć w samotności. Nie chciał z nikim rozmawiać. Rozmyślał o słowach Alberta i o tych wszystkich okropnych rzeczach, które właśnie odkrył. Następnie wyszedł z gmachu firmy i wsiadł do samochodu. Wiedział, że Viviana może mu pomóc w pokonaniu wspólnika. Nie zdążył jednak odpalić silnika gdy pojawił się Alberto.
- Nie odjeżdżaj. Daj mi wszystko wyjaśnić. Pojadę z tobą gdzie tylko chcesz, ale porozmawiajmy! – przekonywał go Mandela.
- Nie chcę z tobą rozmawiać bydlaku i zejdź mi z oczu! – ripostował Salazar.
- Daj mi szansę na jedną rozmowę! Odpowiem na wszystkie twoje pytania. Przysięgam!
Alberto doskonale wcielał się w swoją rolę. Tylko taką postawą mógł chwilowo zjednać Mariana. Ten w końcu machnął ręką i zgodził się na jego propozycję. Mandela wszedł do jego samochodu i razem odjechali z parkingu firmy.
- Dokąd jedziemy? – spytał po chwili milczenia Alberto.
- Do Viviany. Wytłumaczysz wszystko nie tylko mnie, ale i jej. Ona jest prawnikiem i dokładnie wyjaśni ci co cię czeka draniu! – krzyknął zdenerwowany Mariano.
- Dobrze, powiem ci całą prawdę. Nienawidzę cię z całego serca, bo ukradłeś mi moją kobietę, a później pozwoliłeś jej umrzeć!
- Co ty bredzisz?
- Taka prawda… Myślałeś, że pieniądze to wszystko, ale widziałem jak ją traktowałeś. Cierpiała przez ciebie… Gdyby wybrała wtedy mnie…
- Nie wiesz co mówisz Alberto!
- Wiem i dlatego chcę cię zniszczyć. Masz rację… Wprowadziłem cię w pijaństwo, hazard i dziwki i udało mi się to, bo jesteś słaby i przegrany… Totalny nieudacznik. Będę szefem w twojej firmie, a ciebie zabiję!
Alberto nie żartował. Wyciągnął pistolet i przystawił go prosto do skroni Mariana.
- A teraz wybierzemy się na długą przejażdżkę – powiedział Mandela… |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|