|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:01:30 15-10-11 Temat postu: |
|
|
Super odcinek po dłuższej nieobecności.
Scena z Davidem i więźniami super. Na szczęście wywinął się od śmierci. Ciekawe na jak długo. Wyrok na niego podpisany. Będą na niego polować. Znalazł się w nieciekawej sytuacji.
Angela przekonała się, że Estefania nie chce pomóc synowi. Poznała się na niej. Jeszcze dała jej popalić. Estefcia znalazła godnego siebie przeciwnika. Angela ma kolejnego wroga.
Niestety David został skazany na 15 lat więzienia. Przekupiono świadków. Nic nie pomogły zeznania Angeli y JL.
Jorge chce pogrążyć ojca. Dzięki pomocy kolegi będzie podsłuchiwał ojca. Ciekawe co z tego wyjdzie?
No i w końcu Nico dowiedział się że Sara i Angela to jedna i ta sama osoba. Na szczęście dziewczyna w porę uciekła z klubu. Na pewno Nico teraz zechce zemsty. Oszukany mężczyzna potrafi być mściwy. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 0:31:18 16-11-11 Temat postu: |
|
|
40 ODCINEK
Klub „Dzika kotka”.
Angela miała nosa żeby ulotnić się z „Dzikiej kotki” zanim rozpocznie się prawdziwe piekło. Wiedziała, że lada chwila Andres może ją sypnąć, a wtedy jej godziny są policzone. Zdenerwowana wybiegła z klubu, ale nie miała pojęcia dokąd uciekać. Nagle jednak usłyszała donośny dźwięk klaksonu. Spojrzała przed siebie i zobaczyła samochód swojego wujka. Odetchnęła z ulgą. Wsiadła do środka. Nie zdążyła powiedzieć ani słowa. Roberto Salazar zrozumiał co jest grane.
- Skąd wiedziałaś, że będę miała kłopoty? – spytała Angela.
- Znam cię nie od dziś – odparł Roberto dodając gazu.
Tymczasem Nicolas i Andres wraz z ochroniarzami wybiegli z „Dzikiej kotki” i zauważyli odjeżdżający z piskiem opon samochód. Nie dali za wygraną.
- Nie uciekniesz mi moja ptaszynko. Nie tym razem! – Nicolas zacisnął zęby z wściekłości. Wraz z Andresem wskoczyli do luksusowego mercedesa z przyciemnianymi szybami. Kierowca, goryl Moncady również nie potrzebował żadnego rozkazu. Ruszył w pościg.
- Pamiętaj, że nie obowiązują cię teraz żadne przepisy drogowe – stwierdził Nicolas, a jego kierowca przytaknął mu ze spokojem.
- Myślisz, że ją dorwiemy? – spytał nieśmiało Andres.
- Matias lubi szybką jazdę. Ścigał się w rajdach samochodowych. Myślisz, że Sara Rey jest w stanie mu uciec?
- Angela Salazar, nie Sara Rey – poprawił wspólnika Delgado.
- Może się nazywać nawet Angelina Jolie, nic mnie to nie obchodzi. Nie pozwól jej uciec, ale pamiętaj, że chcę ją mieć żywą!
- Załatwione szefie – odparł Matias.
- Ona siedzi po stronie pasażera, a więc nie jest sama. Ciekawe kim jest jej wspólnik? – zastanawiał się Andres.
- Nikt sobie nie będzie pogrywał z Nicolasem Moncadą, a już tym bardziej żadna kobieta! Serce pęka i dusza boli, ale rozum podpowiada jedno. Nie ma dla ciebie ratunku kochanie – westchnął Nicolas…
Tymczasem…
Jorge Mandela dyskretnie otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia. Zapalił światło i usiadł przy biurku odpalając laptopa. Po kilku chwilach zabrał się do pracy. Specjalny program wyświetlił mu dzisiejsze rozmowy swojego ojca.
- I znowu ten sam numer. Nie wytrzymasz dnia bez telefonu do burdelu… Gorące dziwki to jedyne co ci pozostało stary capie. Szkoda tego nawet odsłuchiwać – westchnął Jorge.
Wydawało się, że znów nic z tego. Alberto jak na złość nie zamierzał wpaść w pułapkę zastawioną przez swojego syna. Nagle jednak Jorge zauważył najnowszą rozmowę. Z zupełnie innego numeru i przeprowadzoną zaledwie kwadrans wcześniej. Zapisał ją i włączył aby odsłuchać.
- Miałeś do mnie nie dzwonić na ten numer Alberto. Naszą sprawę załatwiliśmy przecież końca. Im mniej kontaktu, tym lepiej. Czego chcesz?
- Spokojnie Esteban. Wszystko gra. Mendez nie ma już szans się odwołać. Wygraliśmy. Świadkowie nie zmienią nigdy zdania, bo dzięki mnie do końca życia mogą się pławić w forsie. Gdyby coś poszło nie tak, to zostaną eksmitowani za granicę lub… sam wiesz gdzie.
- Po co ty mi to mówisz? Przecież ja to wszystko wiem. Tracę czas na rozmowę z tobą…
- Zaczekaj! Jest jeszcze jedna istotna kwestia. Ten Mendez na pewno się nie podda. A jeśli zechce uciec?
- To niemożliwe.
- Znasz naczelnika tego więzienia?
- Co nieco o nim słyszałem. Nie da się go kupić, ale to sumienny i oddany swojej pracy człowiek. Prawdziwy profesjonalista.
- Każdego da się kupić.
- Nie jego.
- I mówisz to tak spokojnie? Jeżeli on jest taki dobry jak go określiłeś, to jeśli uwierzy w niewinność Mendeza, to może…
- Dla niego każdy winny jest winny. A poza tym z tego więzienia nie da się uciec. To placówka o zaostrzonym rygorze. Nawet mrówka stamtąd nie ucieknie. David Mendez prędzej kopnie w kalendarz aniżeli wyjdzie na wolność.
- Pomóżmy mu w tym.
- Ale ty jesteś niecierpliwy. Mam jednak dla ciebie dobrą wiadomość. Nasz człowiek ponowi swój atak na dniach. Zemsta i osobiste porachunki to silny bodziec aby pokonać przeciwnika. Tym razem się uda. Wtedy przestaniesz do mnie dzwonić.
- Trzymam cię za słowo stróżu prawa. Do usłyszenia Esteban.
- Prawo jest po to aby je łamać Alberto…
Jorge był zdumiony treścią rozmowy, którą właśnie usłyszał. Zrozumiał, że działalność przestępcza jego ojca sięga bardzo daleko.
- Zaskoczyłeś mnie tato… Esteban Torres! To na pewno on! Ceniony komendant policji! A to drań! Razem z moim ojcem wrobili Davida w morderstwo, zamienili proces w prawdziwą farsę i teraz chcą go zabić! Tym razem nie ujdzie ci płazem! Nie dojdzie do kolejnego morderstwa. Nie mogę pójść z tym materiałem na policję. Co robić?
- Zemsta i osobiste porachunki to silny bodziec aby pokonać przeciwnika – te słowa ciągle dudniły w głowie młodego Mandeli.
- Już wiem! – uśmiechnął się radośnie, po czym skopiował interesującą go rozmowę na swój dysk przenośny i w okamgnieniu opuścił swoją nową pracownię…
Tymczasem…
Jose Luis przejeżdżał właśnie motorem po mieście. Rozmyślał o swojej siostrze i o zmianach jakie nadejdą w jego życiu. Obiecał sobie, że już nigdy nie sięgnie po narkotyki i że nikt nie zepsuje jego relacji z Angelą. Gdziekolwiek będą mieszkać, zawsze będą trzymać się razem. Nie oznaczało to jednak, że chłopak wymaże ze swojej pamięci tak bolesne chwile z przeszłości. Myśl, że Alberto Mandela wciąż nad nimi góruje nie dawała mu spokoju. Obiecał sobie, że kiedyś dokończy i tę sprawę. Teraz przejeżdzał niedaleko „Dzikiej kotki”.
- Już nigdy nie wrócę do tego cholernego miejsca. Mam nadzieję, że moja siostra również – mruknął, po czym pomknął dalej. Zatrzymał się na chwilę w jakimś barze aby coś przegryźć, po czym miał zamiar wrócić do domu. Gdy wychodził z lokalu aby wsiąść na motor, poczuł delikatne dotknięcie kobiecej ręki na swoim ciele.
- Nie wierzę, że się znów spotykamy – stwierdziła z rozbrajającym uśmiechem na ustach seksowna rudowłosa dziewczyna.
- Camila? Co ty tu robisz?
- To samo co i ty. Byłam coś zjeść w tej dziurze. Obserwowałam cię… Aż dziwne, że mnie nie zauważyłeś.
- Widocznie nie zauważyłem, a jedzenie jest tu całkiem dobre. Nie wiem czemu narzekasz. Wybacz, ale śpieszę się…
- A coś ty taki spięty? Masz problemy rodzinne? A może nie masz już gorsza przy duszy Jose Luisie Salazar? – spytała z naciskiem na to ostatnie słowo Camila.
- Nie twoja sprawa. Nigdy nie mówiłaś do mnie po nazwisku. O co ci chodzi?
- O trochę relaksu i zabawy. Podrzucisz mnie do siebie? Podam ci adres przystojniaku. Chyba nie pozwolisz żebym wracała autobusem…
- Nie wiem czy to dobry pomysł…
Camila widząc niepewność chłopaka, zareagowała błyskawicznie. Rzuciła się na niego z namiętnymi pocałunkami, które on po chwili odwzajemnił. Te kilka sekund sprawiło, że Jose Luis znów był pod urokiem seksownej kobiety.
- A ja uważam, że to dobry pomysł – szyderczo uśmiechnęła się Camila.
Jose Luis również się uśmiechnął i zgodził na jej propozycję. Starsza kobieta podniecała go od pierwszego spotkania. Ich ponowne zetknięcie się tylko pogłębiło to uczucie. Po chwili oboje odjechali w tylko sobie znanym kierunku. Dla młodego Salazara zdawał się to być kolejny krok w niewłaściwą stronę…
Więzienie.
David miał szczęście w nieszczęściu, że naczelnik więzienia nie był wobec niego tak bezwzględny jak się sam spodziewał. Po finalizacji procesu dostał nawet pojedynczą celę, więc miał wiele czasu na rozmyślanie z dala od nieprzyjemnych sąsiadów. Jednak niebezpieczeństwo ataku ze strony Leona Camacha i jego ludzi wciąż było bardzo prawdopodobne. Zostali oni rozdzieleni, nie byli w ogóle dopuszczani do siebie nawet w czasie spacerniaków i przez kilka dni panował względny spokój. Jednak policjant wiedział, że to cisza przed burzą. Jego problemy były ogromne, ale wciąż martwił się o Angelę. Ostatnio nie odwiedzała go. Nie dbał o swoje bezpieczeństwo tak bardzo jak o bezpieczeństwo ukochanej osoby. Wiedział jednak, że musi przetrwać. Właśnie dla niej, bo ona potrzebuje go teraz najbardziej.
- Na jej życie z pewnością te dranie również czyhają. Nie mogę tu siedzieć! Muszę być na wolności aby jej pomóc. Do diabła z tym wszystkim! – David z trudem panował nad swoimi nerwami, a przecież tylko chłodna kalkulacja mogła okazać się jego wybawieniem. Z rozmyślania o swojej patowej sytuacji wyrwał go głos strażnika, który zakomunikował mu, że ma gościa. Udał się więc do sali widzeń. Zdziwił się na widok mężczyzny, który zechciał się z nim spotkać. Była to jedna z ostatnich osób jakich spodziewałby się w tym miejscu.
- Co ty tutaj robisz? – nie mógł uwierzyć Mendez.
- Jestem tu po to aby ci pomóc – odparł Jorge Mandela.
- Żarty sobie stroisz? Chcesz mi dokopać pojawiając się tutaj? Jeśli tak, to nie chcę z tobą gadać. Szkoda mojego czasu…
- Zaczekaj! Mam nadzieję, że tu nie podsłuchują naszych rozmów?
- Nie. Możesz mówić bez obaw.
- Dysponuję nagraniem obciążającym mojego ojca. Spiskował przeciwko tobie z Estebanem Torresem, twoim przełożonym!
- Domyślałem się…
- Wrobili cię w morderstwo. Nie wiem ilu ludzi jest w to zamieszanych, ale mam dowód w postaci ich rozmowy telefonicznej, że kupili świadków, ustawili proces, a teraz wynajęli jakiegoś człowieka, którego mają w tym więzieniu aby cię zabił.
- Domyślam się kto to taki. Ale jednego nie rozumiem. Dlaczego mam ci wierzyć? Dlaczego chcesz mi pomóc? Z jakiej racji? Chcesz się zemścić na ojcu?
- To też, ale nie tylko. Ty wyciągnąłeś rękę do mnie i chciałeś mi pomóc. Teraz ja próbuję odwdzięczyć się tobie.
- Skończ z tymi bajkami. Musi być inny powód. A więc jaki?
Jorge pomyślał przez chwilę i w końcu zdecydował się, że nadszedł czas aby całkowicie odkryć karty.
- Pomagam ci, bo jesteś moim przyrodnim bratem! – stwierdził wpędzając Mendeza w osłupienie…
Tymczasem…
Roberto i Angela pędzili jak szaleni aby uciec przed goniącym ich pościgiem, ale zamiast się oddalać, to z każdym kilometrem coraz bardziej tracili dystans do Nicolasa Moncady i jego ludzi.
- Wujku czy ty wiesz co robisz? Narażasz nie tylko moje, ale i swoje życie! Oni nas zabiją! Nie musisz dla mnie umierać! – krzyczała zdenerwowana Angela, która po raz pierwszy straciła nad sobą panowanie.
- Myślisz, że tacy kretyni pokonają takiego rutynowanego gliniarza jak ja? – uśmiechnął się Roberto.
- Przepraszam wujku, ale nie rozumiem dlaczego jest ci tak do śmiechu. Widzę ich już w lusterku. Zaraz nas dogonią, a ja mam wrażenie, że ciebie to bawi! Poza tym dlaczego wyjechałeś z miasta i jedziesz bocznymi, nie oznakowanymi drogami? Łatwiej byłoby ich zgubić w ulicznym korku.
- Pytanie czy ja chcę ich zgubić Angelo.
- Słucham? Dobrze się czujesz? W co ty grasz?
- Spójrz na tylne siedzenie.
Angela spełniła polecenie wujka. To co zobaczyła przeraziło ją.
- Czyś ty zwariował? Po co ci w samochodzie tyle…
- Przezorny zawsze ubezpieczony – przerwał jej Roberto. Na stare lata być może trochę ponosi mnie fantazja, ale uwierz mi, że to będzie dobra zabawa. Jeśli ci gorąco to zdejmij ubranie. Gotowa?
- Wiem co chcesz zrobić, ale to jak gra w niebezpieczną ruletkę.
- Postaw dziś na czerwony kolor. Będzie go dziś dużo.
- Powariowałeś do reszty! Igrasz z losem!
- Nie. To los igra ze mną!
Tymczasem Nicolas i Andres nie mogli zrozumieć dlaczego Sara/Angela i jej towarzysz uciekają tak dziwną trasą. Wciąż jednak byli tuż za nimi.
- Ta kobieta ma niezłego kierowcę. Albo to szaleniec albo geniusz. Jeżdżę od lat w wyścigach samochodowych, ale takiego czegoś jeszcze nie widziałem. On jedzie po śmierć! – zauważył małomówny kierowca Matias.
- Skończyła mi się cierpliwość! Zacznij do nich strzelać Andres, bo inaczej nigdy ich nie dogonimy. Rozwal im opony. Chcę ich mieć żywych! Natychmiast! – wściekał się Nicolas.
- Nie wziąłem broni – odparł Andres.
- Ty idioto! Nigdy nie mogę na ciebie liczyć. Sam to załatwię!
- Niech szef zaczeka! To nie ma sensu. Przecież ta droga jest nieprzejezdna! Przed nimi urwisko. Nie chcę nic mówić, ale powinniśmy się zatrzymać, bo inaczej za niecały kilometr…
Słowa Matiasa przeraziły Moncadę, ale przede wszystkim wstrząsnęły nim.
- Zatrzymaj się - powiedział już spokojnym, ale stonowanym głosem.
Zatrzymali się i przerwali pościg. Kilkanaście sekund później na własne oczy zobaczyli jak samochód uciekinierów z olbrzymią prędkością spada w głąb przepaści. Olbrzymi huk oraz wydobywający się dym dopełniają jedynie tragicznego obrazu zniszczenia. Zniszczony samochód stanął w płomieniach. Nicolas obserwował to zdarzenie blady jak ściana. Nie cieszył się, bo nie miał z czego. Był wręcz załamany. Jego kompan momentalnie to zauważył.
- Ty ją naprawdę kochałeś, ale to już koniec. Wybrała inną drogę – podsumował Andres… |
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:13:19 23-11-11 Temat postu: |
|
|
Wreszcie kolejny odcinek. Akcja naprawdę super.
Jorge posiada nagranie z rozmowy ojca z Estebanem. Powiedział o tym Davidowi. Zdradził też powód dlaczego mu pomaga. Jest jego przyrodnim bratem. To się David nieźle zdziwił. Spodziewał się usłyszeć wszystko, ale na pewno nie to.
Wydawało się, że JL wyszedł na prostą. Pogodził się z siostrą, postanowił skończyć z dragami. Na nieszczęście na jego drodze znowu pojawiła się Camila. Wykorzystała swój urok i obawiam się, że znowu może go owinąć wokół palca. Obym się myliła.
Najlepsza ostatnia scenka. Super pościg. Roberto jest naprawdę szalony. Co on wymyślił. I co mieli w samochodzie. Bo w to, że zginęli w płomieniach nie uwierzę. To dla zmyłki, aby uśpić wrogów.
Czekam na kolejny odcinek. |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 22:22:17 29-12-11 Temat postu: |
|
|
41 ODCINEK
Miami.
Boczna droga, na której doszło do wypadku została całkowicie zablokowana przez policję. Mundurowi skrzętnie pracowali przy wraku samochodu znajdującego się na samym dnie urwiska. Kręcili z niedowierzaniem głową na ten makabryczny widok. Zbierali każdy ślad, badali wszystko co mogli, ale nie mieli zbyt wesołych min. Na miejscu zdarzenia pracowała też grupa techników. Nadzorujący akcją policjant nie miał jednak wątpliwości.
- Ludzie nie mają wyobraźni. Ten zakręt śmierci niejednego pozbawił już życia – wzruszył ramionami mężczyzna.
- To prawda. Ta droga powinna być raz na zawsze zamknięta – odparł policjant robiący zdjęcia pozostałościom samochodu.
- Co macie? – zwrócił się w kierunku techników.
- Sam pan widzi, że niewiele się zachowało. Nie możemy wykluczyć samobójstwa, ale najprawdopodobniej kierowca stracił panowanie nad samochodem. Auto jest doszczętnie spalone. Nie mamy ciał, ale wcale mnie nie dziwi, że nic nie zostało. Jest tu mnóstwo krwi i strzępy rozszarpanych ubrania. Najprawdopodobniej zginęły dwie osoby. Makabryczny wypadek.
- A udział osób trzecich?
- Na ten moment nic nie możemy wykluczyć.
- A świadkowie?
- Żadnych. To totalne odludzie. Nikt o zdrowych zmysłach nie ściga się tą drogą. Ludzie wolą żyć aniżeli igrać ze śmiercią, która czyha na nich w tym ślepym zaułku.
- Tablica rejestracyjna?
- O dziwo mamy ją. Moment wybuchu rozrzucił ją kilkaset metrów dalej. Sprawdzimy to kogo należał samochód.
- Chociaż tyle.
- Cóż, siła wybuchu spowodowała, że zginęli w ułamku sekundy. Obyśmy mogli poznać tożsamość ofiar lub ofiary.
- Szefie mamy! Dzwonił kolega, który wyszukał numer tablicy rejestracyjnej. Samochód należał do Roberto Salazara.
- Tego Roberto Salazara? Mój Boże… To przecież były policjant! Jeżeli on siedział za kierownicą to sprawa zaczyna się komplikować. Obawiam się, że trzeba będzie ją skierować do komisarza Torresa. On znał Salazara i na pewno się tym zainteresuje. To sprawa dla wydziału zabójstw, a nie dla takich jak my. Zaczynam powątpiewać w zwykły wypadek – zastanawiał się inspektor…
Więzienie.
David był zaszokowany rewelacjami Mandeli. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że łączą go z Jorge więzi krwi. Wiedział, że rozmawiał z krętaczem, cwaniakiem i kłamcą, ale z drugiej strony nie wymyśliłby tego bez powodu. Po co miałby kłamać w tak głupi sposób?
- Przyrodnim bratem? To jakiś żart? Nic mnie z tobą nie łączy! – oburzył się Mendez.
- Moim ojcem jest Alberto, ale moją matką jest twoja matka, Estefania Mendez – odpadł przekonującym tonem Jorge.
- Nie wierzę ci. To jakiś absurd!
- Znasz swoją matkę. To dewotka. Jej wiara i chrześcijaństwo jest jednak na pokaz. Mówi, że w życiu kieruje się dziesięcioma przykazaniami, a tak naprawdę złamała już je wszystkie. Bez wyjątku.
- Nie obrażaj mojej matki. Nikogo nie zabiła.
- Tego nie wiem. Z pewnością jednak dopuściła się zdrady. Jestem od ciebie młodszy, więc łatwo skojarzyć. Estefania oszukała twojego ojca. Zdradziła go z moim ojcem podczas jednego z wyjazdów. Podobno nie było jej w Miami ponad rok, więc wróciła już po ciąży. Ty miałeś wtedy kilka lat. Znam tą historię z opowieści ojca…
- Faktycznie było tak raz… Wyjechała na dłuższy czas z powodu pracy gdy byłem mały – głośno myślał David.
- A więc widzisz. Dobrze zapłaciła mojemu ojcu aby miał mnie przy sobie cały czas. Za pieniądze pozbyła się mnie. Ojciec i ja mieliśmy milczeć, a prawda o jej drugim synu nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego – kontynuował Mandela.
- Niesłychane – załamał ręce David.
- Wiem, że mój ojciec i Estefania wciąż utrzymują kontakt. Są niebezpieczni i zdolni do wszystkiego. Chcę ci pomóc. Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem. Mój ojciec zabrnął już za daleko. Musimy go powstrzymać. Co mam zrobić z tym nagraniem? Nie mogę zanieść go na policję, bo Esteban Torres z pewnością zamiótłby sprawę pod dywan. On trzyma z moim ojcem.
- Oddaj nagranie mojemu przyjacielowi z policji Gonzalo Fernandezowi lub Lucianie Vargas. Zrób kopię. Oni będą wiedzieli co dalej z tym zrobić. Powiedz im żeby skontaktowali się z Roberto Salazarem, wujkiem Angeli Salazar. Ufam tej trójce. Wiem, że mnie nie zawiodą. W żadnym wypadku nie mogą dowiedzieć się o tym ani Torres ani Marcos Romero, jego podwładny. Czuję, że oni też siedzą w tym szambie po uszy.
- Tak zrobię.
- Posłuchaj Jorge. Zaufałem ci, bo wiem jaka jest moja matka i twoje słowa choć niewiarygodne, to wiem, że mogą być prawdziwe. Nie zawiedź mnie. Jeżeli to jakaś gra, to wiesz, że prędzej czy później tego pożałujesz.
- To nie gra. Chcę się zemścić na ojcu, ale pragnę również zmienić swoje życie. Mam teraz nową dziewczynę, dzięki której inaczej patrzę na świat. No i mam również przyrodniego brata.
- Idź już i bądź ostrożny. Nie przychodź tu zbyt często, bo mogą coś wyczuć. Poza tym ściany mają uszy. Wpadnij jedynie w razie wyższej konieczności. Jak stąd wyjdę, a wierzę, że stanie się to już niedługo, odwdzięczę ci się. Sprawiedliwości stanie się zadość. I jeszcze jedno. Dowiedz się także co u Angeli. Ona również może być w niebezpieczeństwie.
- Nie ma sprawy. Mój ojciec na pewno jej nie skrzywdzi. Wybacz, że musiałeś dowiedzieć się gorzkiej prawdy o swojej matce. Estefania Mendez ma wiele na sumieniu. Uwierz mi. Wiem, że Romain Mendez zginął w dziwnych okolicznościach. Z pewnością próbowałeś wyjaśnić jego śmierć, ale weź pod uwagę rolę swojej matki w całym zdarzeniu. Nie chcę nic insynuować, ale…
- To nie miejsce na rozmowę o śmierci mojego ojca. Dziękuję za wszystko, ale naprawdę idź już.
- Do zobaczenia – powiedział Jorge.
- Mam nadzieję, że ten chłopak mówi prawdę. W głębi serca czuję, że po raz pierwszy był ze mną szczery. Moja matka to diabeł wcielony. Zajmę się nią później. Czyżbym rzeczywiście miał przyrodniego brata. Doprawdy zabawne – uśmiechnął się po chwili zastanowienia Mendez…
Klub „Dzika kotka”.
Pokój Nicolasa Moncady wyglądał jak jedno wielkie pobojowisko. Na jego biurku stało kilka opróżnionych już butelek whisky. Na podłodze leżał wielki obraz przedstawiający muzę szefa „Dzikiej kotki”, czyli Sarę Rey. Jeszcze niedawno wisiał on niemalże jak eksponat na ścianie, pielęgnowany niczym najdroższe dzieło sztuki. Teraz leżał poszarpany, a obok kobiecej postaci narysowane było przekreślone krzyżykiem serce. Tuż obok obrazu siedział Nicolas, mając w ręku kolejną szklankę whisky. Co chwila spoglądał na to zniszczone działo i w pewnym momencie nie wytrzymał. Gorzko zapłakał.
- Dlaczego mi to zrobiłaś? Nieważne, że mnie oszukałaś. Nieważne, że mnie nie kochałaś. Nieważne, że złamałaś mi serce, chociaż to również jest bardzo bolesne. Ale dlaczego zginęłaś? Tego ci nie daruję nigdy! – mówił wciąż poruszony ostatnimi wydarzeniami Nicolas. W tak beznadziejnym stanie znalazł go Andres Delgado.
- Coś ty narobił – złapał się za głowę wspólnik Moncady widząc w jakim stanie jest jego przyjaciel.
- Mówiłem żeby nikt mi nie przeszkadzał. Nie mam nastroju na gości ani na żadne rozmowy!
- Nie możesz tak tego przeżywać. Ona zginęła, a była zdrajczynią. Sam mówisz zawsze, że zdrajcy zawsze kończą w piekle…
- Jej wybaczyłbym wszystko! Czy mówili coś w telewizji o tym wypadku? O może oni przeżyli? Dlaczego nie sprawdziliśmy dokładnie miejsca zdarzenia? A może potrzebowali pomocy? A może należało ich uratować?
- Przestań bredzić Nicolasie. Z nich nic nie zostało. Co najwyżej popiół.
- Nie rozumiesz Andres, że ja ją kochałem? Mówię, że miłość góry przenosi. Zrozumiałbym zdradę i po ludzku wybaczyłbym. Teraz nawet tego nie mogę zrobić.
- Widzę, że nic tu po mnie – machnął ręka Andres.
- Gdybyś tylko żyła kobieto dwojga imion. Gdybyś tylko
żyła… Wszystko potoczyłoby inaczej… – westchnął Nicolas popijając whisky i spoglądając raz jeszcze spode łba na przepiękny portret Sary Rey, a raczej Angeli Salazar…
Jakiś czas później…
Uroda i seksapil Camili to było zbyt wiele na Jose Luisa. Starsza dziewczyna podobała mu się i podniecała go na tyle, że nie wytrzymał i poszedł z nią do łóżka w jej mieszkaniu. Rudowłosa i seksowna panna Rendon doskonale wiedziała, że chłopak jest bratem Angeli Salazar. Podobał jej się, ale zrobiła to przede wszystkim dlatego aby zemścić się na jego siostrze. Nie dość, że Angela oszukała Nicolasa i Andresa, podając się za niejaką Sarę Rey, to jeszcze podrywała Davida! To była kropla przepełniająca kielich. Roznegliżowana Camila patrzyła z zaciekaniem na swoją nową zdobycz. Jose Luis leżał obok niej i właśnie się przebudził.
- Która godzina? Muszę wracać do swojego mieszkania – stwierdził chłopak.
- Nigdzie nie pójdziesz. Chyba nie powiesz, że ci się nie podobało? Jak możesz mnie teraz zostawić? Chyba nie należysz do tych mężczyzn, którzy zrobią swoje, wykorzystają kobietę, a później uciekną jak gdyby nigdy nic – udawała oburzenie Camila.
- Ależ skądże. To było wspaniałe. Nie żałuję tego co się stało. Jednak jest już późno i sądzę, że…
- Daj spokój. Możemy to jeszcze wielokrotnie powtórzyć.
Camila nie dała chłopakowi dojść do głosu. Rzuciła się na niego z pocałunkami i znów wylądowali pod kołdrą. Ich igraszki przerwał jednak komunikat dobiegający z włączonego w sypialni telewizora. Były to wiadomości z ostatniej chwili.
- Dwie godziny temu doszło do tragicznego w skutkach wypadku na tzw. „drodze śmierci”. Samochód osobowy wypadł z urwiska i po chwili eksplodował. Najprawdopodobniej zginęły, bo wciąż nie odnaleziono ciał, jedna lub dwie osoby. Prowadzącym samochód mógł być Roberto Salazar, do którego należało auto. Policja wciąż bada przyczyny wypadku. Będziemy informować państwa na bieżąco o tym tragicznym w skutkach wydarzeniu…
- To niemożliwe! Mówią o moim wujku! A jeżeli on jechał wraz z Angelą. Muszę natychmiast do nich zadzwonić! – poderwał się Jose Luis, który nie miał pojęcia, że dla jego kochanki ta wiadomość była prawdziwym miodem na serce…
Tymczasem…
- Nie zabijaj mnie! – krzyczała przerażona Marcela widząc jak jej rywalka celuje do niej z broni.
- Miej odrobinę honoru prostaczko! Przecież mnie znasz i wiesz, że ja nie boję się pociągnąć za spust. Taki sam wzrok jak ty miał mój mąż wiele lat temu zanim go zabiłam… Tak, tak! Twój kochanek, a mój ukochany Romain zginął z mojej ręki. Nikt nigdy nie poznał prawdy oprócz ciebie! Ale ty i tak zabierzesz ją do grobu! Jesteś taką samą ofiarą losu jak on. Poroniłam i wydawało się, że to koniec mojego małżeństwa, bo przecież tylko dziecko łączyło mnie początkowo z Romainem. Jednak na całe szczęście ty również byłaś z nim w ciąży. Urodziłaś, ale nigdy nie zobaczyłaś swojego dziecka. Pielęgniarka wmówiła ci, że poroniłaś, a dziecko trafiło do mnie. Uratowałam dzięki temu swój związek z Romainem, a on szybko o tobie zapomniał. Z dzieckiem mogłaś coś znaczyć, ale bez dziecka byłaś już nikim.
- Ty podła łajdaczko! Mój syn żyje! Ukradłaś mi dziecko!
- Żegnaj Marcelo!
W kobietę wstąpiły jednak nowe siły i rzuciła się jak lwica w kierunku Estefanii nie zważając już nic. Kobiety szamotały się przez chwilę, po czym padł strzał. Obie upadły na podłogę…
Marcela obudziła się z koszmarnego snu. Po chwili zrozumiała jednak, że ten syn mógł być przecież rzeczywistością.
- Mój Boże… A jeśli David Mendez jest moim synem? Jeśli to prawda? – przeraziła się Marcela. Uczucie przerażenia szybko jednak przemieniło się w uczucie nadziei, a może nawet nieśmiałej radości… |
|
Powrót do góry |
|
|
Greg20 Mistrz
Dołączył: 07 Paź 2007 Posty: 10278 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 15:21:01 26-02-12 Temat postu: |
|
|
42 ODCINEK
Kilka dni później.
Dzięki sile telewizji o tajemniczym wypadku wiedzieli już wszyscy. Mimo nie znalezienia żadnych ciał na miejscu tragedii powątpiewano, że ktokolwiek mógł przeżyć. Do mediów przeciekła informacja, że samochód należał do Roberto Salazara, a więc to on był jedną z ofiar, ale prawdopodobnie nie jedyną. Wobec niemożności skontaktowania się z Angelą Salazar uznano, że tego feralnego dnia musiała ona jechać wraz ze swoim wujkiem. Jose Luis był załamany. Nie mógł uwierzyć, że znów stracił najbliższe osoby ze swojej rodziny. Znów jedynym wyjściem były dla niego narkotyki. To powodowało, że zapominał o problemach. Tymczasem policja wciąż badała sprawę wypadku oraz ewentualnego udziału osób trzecich. Dla Alberto Mandeli i Estebana Torresa informacja o śmierci Angeli i jej wujka była kolejną okazją do wzniesienia toastu. Wszystko szło ich myśli. Jedynie dla Nicolasa to zwycięstwo było trudne do przełknięcia. Ciągle myślał o swojej ukochanej. W tym samym czasie wciąż nieświadomy niczego David Mendez siedział w więzieniu, ale jego przyjaciele z policji robili wszystko aby mu pomóc.
Więzienie.
Gonzalo Fernandez i Luciana Vargas odwiedzili Davida, ale nie mieli dobrych humorów. Co prawda Jorge Mandela zgodnie z obietnicą dostarczył im nagranie kompromitujące Alberto Mandela i komisarza Estebana Torresa, ale cóż mogła znaczyć nawet perspektywa kolejnego procesu i odzyskania wolności przez Mendela wobec tej bolesnej informacji, którą przyjaciele musieli mu teraz przekazać.
- Witajcie. Długo musiałem na was czekać. Czy Jorge Mandela odwiedził was? – spytał David.
- Tak. Przesłuchaliśmy to nagranie. Torres to niezły skurwiel. Nie sądziłem, że jest w zmowie z Mandelą. Razem nieźle cię załatwili, ale teraz to my mamy asa w rękawie. Przedstawimy to w sądzie i wyjdziesz na wolność! Jeszcze dziś oddamy ten dowód do dyspozycji prokuratury – stwierdził Gonzalo.
- Zróbcie kopię. Niektórzy będą przeczuleni żeby to odzyskać. Poza tym prokurator i sędzia również mogą być na usługach Mandeli. Sprawdźcie to dokładnie.
- O nic się nie martw. Oczyścimy cię z zarzutów. Zobaczysz – wtrąciła bez przekonania Luciana.
- Co się dzieje? Przecież to radosna nowina, a wy jesteście jacyś przygaszeni. Czy ja o czymś nie wiem? – zapytał zdziwiony Mendez.
- Musisz się o czymś dowiedzieć. Nie chciałbym aby zrobił to któryś z tutejszych więźniów będących na usługi Mandeli. Nie wiem jak to powiedzieć… Chodzi o Angelę…
- I jej wujka – dodała Luciana…
- Co z nimi? Nie mów, że Mandela coś im zrobił?
- Mieli wypadek samochodowy. Nie znaleziono ciał, ale wszyscy sądzą, że zginęli na miejscu. Doszło do potężnej eksplozji po tym jak wypadli z urwiska. Nie wiadomo czy ktoś im w tym nie pomógł. Przykro mi – westchnął Gonzalo.
- To jakiś żart! Nie mogli zginąć! Tylko nie oni! Dlaczego ja tu siedzę gdy oni potrzebowali pomocy? Powiedz, że jest jakaś szansa, że jednak żyją! Skoro nie znaleźli ciał to może. Nie wierzę w wypadek! Roberto Salazar to doskonały glina. Nie mogli go tak po prostu zepchnąć z urwiska. Nie wierzę! Angela musi żyć!
David miotał się jak zranione zwierzę w klatce. Jego nerwowe zachowanie wzbudziło reakcję strażników.
- Uspokój się. Postaramy się jak najszybciej załatwić ci kolejną rozprawę. Wyjdziesz stąd i dowiesz się co się stało z Angelą. Nie panikuj. Może nie wszystko jeszcze stracone.
- Mówisz tak żeby mnie pocieszyć, ale ja wiem, że jej nie obroniłem! Co ze mnie za glina! Najpierw dałem się podejść jak dziecko Mandeli i Torresowi, a teraz nic nie mogłem zrobić kiedy Angela potrzebowała mojej pomocy. Oni mi ją zabili!
- Nie pękaj. Jesteś twardy i niejedno w życiu przeszedłeś. Wyjdziesz stąd już wkrótce. Wytrzymaj.
- Już raz nie upilnowałem swojej kobiety. Nie sądziłem, że po raz drugi będę bezradny. Wtedy mogłem coś zrobić. Teraz nic…
Gonzalo i Luciana pożegnali się z Davidem, ale tak jak przewidywali ta informacja zbiła go z nóg. A teraz znów pozostał z tym bólem sam, bez możliwości wyjścia i poznania prawdy i w miejscu, w którym niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku… Wychodzących z budynku więzienia policjantów obserwował z daleka ze swojego samochodu ktoś jeszcze.
- Muszę poinformować o wszystkim szefa. Odwiedzili Mendeza, więc na pewno coś kombinują. Ciekaw jestem co takiego – zastanawiał się Marcos Romero…
Tymczasem…
Marcela Vargas czekała w kawiarni na spóźniającego się gościa. Była zdenerwowana, ale wiedziała, że robi dobrze. Nie może czekać w nieskończoność. Nadszedł czas aby sprawdzić czy sen nie jest rzeczywistością i zrobić pierwszy krok aby zbliżyć się do prawdy. Spojrzała na zegarek. Było pięć minut przed czasem. A więc to ona była za wcześnie. W końcu jednak doczekała się. Jej nerwowe rozglądanie się na prawo i lewo dostrzegł trzydziestokilkuletni mężczyzna, który właśnie wszedł do lokalu. Uśmiechnął się na jej widok i przysiadł do stolika.
- Pani Marcela Vargas? – zapytał.
- Tak, to ja. Skąd pan wiedział? Tu jest pełno ludzi – odparła kobieta.
- Owszem, ale tylko pani siedzi tu sama i kogoś wyczekuje. Odgadłem, że to o mnie chodzi. Jestem Julian Morande. Oficjalnie dziennikarz śledczy, nieoficjalnie detektyw. To ze mną chciała pani rozmawiać. Zapewne nieoficjalnie.
- Tak. Miło mi poznać. To bardzo dyskretna sprawa. Mam nadzieję, że nikt nie będzie nam przeszkadzał.
- Proszę się o nic nie martwić. Co prawda mamy weekend, ale ci ludzie dookoła są tak zajęci sobą, że nic innego ich nie obchodzi. Ale do rzeczy. Przez telefon była pani bardzo lakoniczna. W czym mogę pani pomóc?
- To długa historia. Postaram się opowiedzieć ją w skrócie. Przed laty urodziłam dziecko. Dowiedziałam się jednak, że urodziło się martwe. Przez lata nie mogłam się z tym pogodzić pomimo, że podobno czas leczy rany. Teraz zaszły nowe okoliczności i uważam, że urodziłam wtedy zdrowe dziecko, ale zostało ono mi odebrane i sprzedane. Dziś może mieć już ponad trzydzieści lat i być nawet bliżej niż sądzę.
- To ciekawa historia, ale takich spraw otrzymuję setki. To nie będzie proste. Potrzebuję więcej szczegółów. Ma pani jakieś podejrzenia?
- Nie tak dawno temu do więzienia trafiła akuszerka, niejaka Margarita Bermundez, którą oskarżano o handel dziećmi. Dorobiła się na tym majątku. Głośna sprawa…
- Tak, pamiętam. Zginęła w dziwnych okolicznościach w więzieniu.
- Zgadza się. Przypuszczam, że za dużo wiedziała. Ta kobieta odebrała mój poród. Doskonale ją pamiętam. Jestem pewna, że oddała komuś bogatemu moje dziecko…
- Rozumiem, ale dalej nie mamy żadnych dowodów. Tylko kilka takich spraw jej udowodniono, nie wszystkie. Komu miałaby to dziecko oddać?
- Estefanii Mendez. Bogatej i wpływowej kobiecie. Wiem, że Estefania odwiedziła Margaritę na niedługo przed jej śmiercią. Może jej groziła? Albo wynajęła kogoś aby ją uciszyć na wieki?
- Widzę, że zamieniliśmy się rolami. To pani bawi się w detektywa i policjanta zarazem. Kojarzę Davida Mendeza. To policjant, który trafił niedawno do więzienia za zabójstwo.
- Jestem pewna, że niesłusznie…
- Mniejsza o to. Czy on jest synem tejże Estefanii Mendez?
- Tak, ale…
- Ale pani sądzi, że to pani syn. Nie mylę się?
- Tak.
- Dlaczego podejrzewa pani Estefanię Mendez? Porachunki osobiste?
- Zgadł pan. Sądzę, że to istna diablica, która ma wiele za uszami. Poszło o mężczyznę.
- Jak zawsze – dowcipkował Julian.
- Ona w tym samym czasie co ja zaszła w ciążę i z tym samym mężczyzną. W podobnym czasie mogła też rodzić.
- Więc może David Mendez rzeczywiście jest jej synem.
- Może, ale jeszcze raz podkreślam w tym samym czasie…
- Sugeruje pani, że to ona poroniła lub urodziła martwe dziecko i aby zachować przy sobie tego mężczyznę odebrała pani dziecko? Wszakże DNA to samo, więc… To naprawdę szalone. Brzmi jak teoria spiskowa.
- Ale może być prawdą.
- W porządku. Zainteresowała mnie pani. Sprawdzę tą Estefanię Mendez, jej przeszłość i kontakty. To nie będzie proste, ale postaram się pani pomóc. Może się jednak okazać, że pani dziecko naprawdę zmarło tuż po porodzie, a wtedy już nic nie da się zrobić, a ja zatrzymam pieniądze za fatygę.
- O jakiej kwocie mówimy?
- Innym razem o pieniądzach. Dopiero zaczynamy naszą współpracę. Dam pani znać jak czegoś się dowiem.
- Dziękuję za spotkanie i do usłyszenia.
- Wariatka, ale mówi to z przekonaniem. Czasem jednak w szaleństwie jest metoda – uśmiechnął się Julian…
Rezydencja Alberto Mandeli.
Jakież było zdziwienie gospodarza gdy tuż przed zasiadaniem do obiadu to jego domu wpadł nieproszony gość. Był pobudzony i zdenerwowany.
- Nie nauczono cię pukać chłystku? Czego chcesz? Nie zapraszałem cię na obiad. Widzę, że znów jesteś naćpany – powiedział Alberto.
- Nie twój interes czy piję czy ćpam. Przyszedłem żeby powiedzieć ci jedną rzecz. Jeżeli maczałeś palce w śmiertelnym wypadku mojej siostry i wujka, to taki chłystek i ćpun jak ja wyślę cię prosto do piekła! – krzyknął rozwścieczony Jose Luis.
- Już się boję. Cały się trzęsę – śmiał się Mandela.
- To nie żarty. Przekonasz się do czego jestem zdolny.
- Daj mi spokój idioto! Przykro mi z powodu twojej siostry i wujka, ale wypadki chodzą po ludziach. Dołączyli do twoich rodziców. Są teraz wszyscy razem w niebie, a przygrywa im orszak niebieski. Powinieneś się cieszyć, bo księża zawsze mówią, że to drugie życie to nie koniec, lecz początek, że jest to życie szczęśliwsze, że nie ma już cierpienia itd. Bla bla bla. Ja nie mam z tym nic wspólnego, więc trafiłeś pod zły adres. A teraz żegnam.
- Jeszcze mnie popamiętasz!
- Co za kretyn. Już dawno powinienem go sprzątnąć. Swoją drogą ciekawe kto zabił Angelę i jej wujka. Może to robota Nicolasa Moncady? – zastanawiał się Alberto.
Tymczasem Jose Luis wybiegł z mieszkania. Przez chwilę dochodził do siebie. Wyciągnął z kieszeni wizytówkę ośrodka walczącego z uzależnieniami.
- Może to jest właściwe miejsce dokąd powinienem się teraz udać? Jestem w końcu to winny Angeli – pomyślał Jose Luis…
Klub „Dzika kotka”.
- Nicolasie Moncada czy ślubujesz Angeli Salazar miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuścisz jej aż do śmierci? – spytał ksiądz.
- Ślubuję – odparł dumny Nicolas.
- A Ty Angelo Salazar czy ślubujesz Nicolasowi Moncadzie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuścisz go aż do śmierci?
- Nigdy! Nie wyjdę za mąż za człowieka który zabił mi ojca! Nienawidzę tego bydlaka! – Angela szybko wybiegła z kościoła zostawiając gości oraz przede wszystkim pana młodego pogrążonego w szoku i niedowierzaniu.
- Ale ja cię kocham! Wracaj natychmiast! Do diabła jak mogłaś mi to zrobić!
Nicolas obudził się z koszmarnego snu. Leżał w łóżku z Samanthą, ale nawet kochając się z nią ciągle myślał o Sarze, czyli Angeli.
- Co się stało? Miałeś jakiś koszmar? – spytała Samantha.
- Tak. Śniło mi się, że moja muza rzuciła mnie przed ołtarzem. Braliśmy ślub, było tak pięknie, a ona…
- A ty znowu to samo. Po pierwsze ten sen to prawda, bo ona cię nie chce. A po drugie ona nie żyje. Jak możesz dalej do niej wzdychać skoro oszukała cię, chciała się zemścić i na dodatek nie ma jej wśród żywych?
- Czasem miłość zza grobu jest silniejsza niż ta tutaj na tym ziemskim łez padole.
- Mam tego dość! Idę się przejść! Jesteś nienormalny i niereformowalny! Po każdym bym się spodziewała takich wariacji, ale nie po tobie!
- Zostań!
- Nie!
Wzburzona Samantha opuściła „Dziką kotkę”. Nicolas wciąż myślał o tym przedziwnym śnie.
- Ma rację, że mnie nienawidziła. W końcu zabiłem jej ojca. Szkoda, że nie poznałem jej w innych okolicznościach. Może byłbym innym człowiekiem i byłbym po prostu szczęśliwszy? Na co mi władza i pieniądze skoro mam przy sobie tanią podróbkę jak Samantha, a mógłbym mieć taką muzę jak Sara? Dlaczego musiałaś zginąć? Dlaczego wybrałaś taki los Saro Rey vel Angelo Salazar? Dlaczego? – załamał ręce Nicolas…
Komisariat policji.
Marcos Romero poinformował Estebana Torresa o tym co widział przed więzieniem. Szef nie był tym zachwycony.
- A niech to! Oni spiskują przeciwko mnie. Na pewno będą chcieli uwolnić tego bydlaka z więzienia! A to nie jedyny mój problem. Wiem, że spiskują przeciwko mnie. Chcą wysłać mnie na emeryturę, bo nie znalazłem zabójcy Mariano Salazara. Nie znalazłem tego seryjnego mordercy, który gwałci i zabija kobiety. Wreszcie uważają, że niesłusznie posłałem Mendeza za kratki – denerwował się Esteban.
- Ja jestem po pana stronie – zauważył Marcos.
- I słusznie. Obawiam się jednak, że moi podwładni zbuntują się przeciwko mnie. Musimy pracować na podwójnych obrotach, bo jeśli nie będzie efektów, to obaj możemy stracić pracę. Dla mnie to pestka, bo i tak czeka mnie emerytura, ale co będzie z tobą? Trzymaj się mnie, a może nie zginiesz.
- Mam jeszcze jedną wiadomość, która może pana zaskoczyć. Przed chwilą przyszła informacja z laboratorium. Chodzi o wypadek Roberto Salazara i jego bratanicy Angeli.
- Zbadaliśmy krew z miejsca wypadku. To nie jest ludzka krew.
- Co takiego?
- To krew należąca do świń! Zdaje pan sobie sprawę co to może oznaczać? Oni sobie z nas zakpili! Przeżyli wypadek i wciąż żyją!
Jakiś czas później.
Samantha nadal spacerowała. Chodziła bez celu, bo miała już dość bycia zabawką w rękach Nicolasa Moncady. Nie chciała wracać do „Dzikiej kotki”. Pozbyła się co prawda największej rywalki, ale on dalej to ją kochał, a Samantha była dla niego zwykłą szmatą, dziwką, która zadowoli go raz na czas, ale nie wzbudzi w jego sercu żadnych emocji. Tak było, jest i będzie i nigdy się nie zmieni.
- Będę na każdy jego rozkaz, na każde zawołanie i nie otrzymam w zamian ani odrobiny miłości. Ale tak było odkąd się urodziłam. Zero czułości, zero miłości, zero normalności – myślała Samantha.
Nagle usłyszała za sobą szybki krok. Poczuła, że ktoś ją śledzi i za nią idzie. Przyśpieszyła, ale ktoś za nią zrobił to samo. W końcu stanęła. Obróciła się i spojrzała mu w oczy. Poczuła przerażenie. Tyle przecież słyszała o mordercy grasującym po mieście i polującym na samotne kobiety.
- To ty! – krzyknęła nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
- Tak, to ja. Uwielbiam jak kobiety osiągają to apogeum strachu zanim je zabijam. Dlaczego zostałaś dziwką? Mogłaś się przecież zmienić. Miałaś wolną rękę. Miałaś czas, a ty zmarnowałaś swoje życie…
- Nie zabijaj mnie!
- Już za późno!
Błysk noża, ułamek sekundy i mocne szarpnięcie. Tajemniczy osobnik znów dopiął celu. Wbił sztylet wprost w tętnicę szyjną kobiety. Bluzgnęła krwią.
- Dzisiaj bez gwałtu, bo ja szukam przecież nowych, a nie starych wrażeń. Jakoś nie mogę patrzeć jak umierasz. Do zobaczenia kiedyś tam w piekle – powiedział mężczyzna zostawiając Samanthę w kałuży krwi…
Tymczasem…
Młoda kobieta w sali ćwiczeń uderzała z całych sił w treningowy worek. Robiła to przez kilkanaście minut. W końcu przerwała sobie i napiła się wody. Gdy odpoczywała zszedł do niej po schodach mężczyzna.
- Wystarczy na dziś. Niedługo i mnie pokonasz, a wtedy nie będę ci już potrzebny – zażartował mężczyzna.
- Ty zawsze będziesz mi potrzebny. Jesteśmy gotowi aby wrócić i wywołać prawdziwą burzę? – spytała kobieta.
- Na dniach. Czeka nas jeszcze kilka rozmów aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Policja i media muszą stanąć na wysokości zadania. Wyjeżdżaliśmy niemal bezbronni. Wrócimy podwójnie silni.
- Martwię się tylko, że mój brat sądzi, że zginęliśmy.
- Już niedługo wszyscy poznają prawdę. Tylko kilka dni mogliśmy to ukryć. W dzisiejszych czasach coraz trudniej o plan doskonały. Można powiedzieć, że nam jednak się udało. Sporo ryzykowaliśmy tym wyskokiem z rozpędzonego samochodu. Jesteśmy jednak twardzi. Okupiliśmy to kilkoma siniakami, ale takie emocje i wrażenia tylk wzmacniają człowieka, nieprawdaż?
- Daj spokój. Niewiele brakowało a rzeczywiście zginęlibyśmy przez ten wyskok. Ach te twoje pomysły… Albo dostalibyśmy kulkę w łeb od Nicolasa i Andresa.
- A co do Jose Luisa to jeśli spełni swoją obietnicę i pójdzie się leczyć, to w nagrodę otrzyma rodzinę z powrotem. Wszystko zależy teraz od niego którą drogę wybierze.
- Masz rację. Oby wszystko się udało. Najwyższy czas rozprawić się z wrogami. Mordercy ojca jeszcze nas popamiętają.
- I nie tylko to. Jest jeszcze ktoś kto bardzo cię teraz potrzebuje. Najlepiej żywą. I nie chodzi mi wcale o Jose Luisa – dowcipkował Roberto.
- Wiem o tym. Jestem kobietą już o nie jednej, lecz o dwóch misjach.
I obie muszą zostać spełnione. Co do joty – uśmiechnęła się do wujka Angela…
W rolę Juliana Morande - dziennikarza śledczego/detektywa wciela się David Chocarro.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Willa King kong
Dołączył: 26 Sty 2008 Posty: 2313 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:03:14 30-03-12 Temat postu: |
|
|
Super odcinek
Media trąbią o wypadku Roberta i Angeli. Wszyscy myślą, że zginęli. Alberto świętuje. Przyszedł do niego Jose Luis. Zaczął go o to obwiniać. A on jak zwykle niewinny. Co za szuja. Mam nadzieję, że zapłaci za wszystko. Pocieszające jest to, że JL wreszcie się opamiętał i postanowił iść na odwyk.
Gonzalo i Luciana odwiedzili Davida. Obiecali, że go stąd wyciągną i powiedzieli o wypadku. O tym, że Angela i Roberto prawdopodobnie zginęli. Żal mi go. Myśli, że znowu stracił kobietę, którą kocha.
Nico jak zwykle wymiata. Cierpi po stracie Angeli. Nie może się pogodzić z jej śmiercią. Sam miła już dość. Zostawiła go i to był jej błąd. Została dopadnięta przez seryjnego mordercę. Wynika, że się wcześniej znali.
Marcos i Esteban otrzymali wyniki z laboratorium. Już wiedzą, że to świńska krew. Angela i Roberto żyją. To dla nich szok.
Tymczasem Angela i Roberto przygotowują się do swojej misji. Wrócą silniejszy niż dotychczas. Będzie się działo. Już nie mogę się doczekać. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|