Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prawo córki (El Derecho de Hija) - odcinek 41
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:49:36 02-08-10    Temat postu:

wspaniały odcinek.alberto może triumfować ale to taki beznadziejny pies że mam nadzieję że sam szybko zdechnie w samotności. Kocham scenę z angela jak ta wpadła w silne ramiona davida bez głębszego zastanawiania sie.to było takie słodkie i urocze.swoją drogą to bardzo ciekawy tekst z szczekającym psem ale ja słyszałam wersję z krową.estebanowi nie przypadło za miłe zadanie o poinformowaníu o śmierci mariana. Angela przegięła policzkując brata. Mimo wszystko nie powinna tego robić.karla jest bardzo ciężką zawodniczką dla nicolasa ale na takie warto czekać i patrzyć kiedy popełnią jakiś błąd
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 12:11:33 03-08-10    Temat postu:

Przełomowy odcinek. Alberto sprzątnął Mariana i napawa się chwilą radości, z tym, że jego własny robi, robi za jego wyrzuty sumienia - uwielbiam ich rozmowy:

Cytat:
- Czego chcesz? Nie widzisz, że nie potrzebuję cię do niczego nieudaczniku? Daj mi spokój!
- Co świętujesz? Masz taką minę jakbyś kogoś zabił. Czasem mnie przerażasz…


Roberto to bystry chłop i wiedział, że stanie się to, co się stało, podoba mi się ta psotać. No i najważniejsze w dzisiejszym odcinku, czyli kolejne spotkanie Angeli z Davidem, które podobało mi się z kilku względów:

1. Para głównych bohateów choć jakby coś do siebie poczuła, to udają dla siebie niedostępnych, nie pokazują, ze są sobą oczarowani - nie ma to jak pogranicze miłości i nienawiści.

2. Para głównych bohaterów to gość prowadzący śledztwo w sprawie zbrodni jej ojca - dość nowatorskie.

3. Para głównych bohaterów spotykała się w nieszczęściu i na nim będzie budowała swoje szczęscie.

Tak szczerze, to bardzo interesujący odcinek i co ważne, na poziomie. Niestety Prawo córki powiela schematy z Telemundowskiego El rostro de Analia oraz twojego W labiryncie kłamstw. Oczywiście da się zauważyć, że to zupełnie inna historia, ale mimo to, wciąż jakby stoi ona w cieniu tych dwóch historii - i mam świadomość, że bardzo cięzko będzie jej z tego cienia wyjść.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:09:42 04-08-10    Temat postu:

David będzie musiał teraz czuwać i być blisko Angeli bo ona tego będzie potrzebowała. Moim zdaniem nie ma nic złego w budowaniu szczęścia na nieszczęściu. Czasem coś złego musi się zakończyć aby coś mogło narodzić się od nowa: w tym przypadku będzie to miłość Angeli i Davida. Faktycznie ciekawe jest to ,że David będzie prowadził śledztwo w sprawie śmierci ojca Angeli. Mam nadzieję,że Ci co to zrobili zapłacą za wszystkie nieszczęścia. Teraz będą bardzo cięzkie i smutne odcinki Nie mogę zgodzić się z opinią podobności do ERDA. Na razie nie ma tu mowy o różnych akcjach dilerskich a poza tym w ERDA oprócz klubu z prostytutkami były inne motywy. Tutaj takich nie widzę. Może jedynie to Klub dzika kotka,która może mieć faktycznie coś wspólnego. Jednak tu nie ma Ricarda Montany i jego Analiji. Chyba,że któraś z pracownic Nicolasa da mu popalić np. odrzucona Samantha
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 21:43:57 09-08-10    Temat postu:

13 ODCINEK

Miami.

Długi i ciemny korytarz prowadzący do kostnicy idealnie pasował tego dnia do paskudnej pogody i równie przygnębiającego nastroju kilku osób, które najbardziej przeżywały tą niebywałą tragedię. Przed głównymi drzwiami Angela, Jose Luis, Viviana i David spotkali Roberto Salazara i Estebana Torresa. Roberto był teraz ich jedyną rodziną, dlatego jak mógł starać się ich pocieszyć i ulżyć w cierpieniu. Słowa były tu zbędne. Angela przytuliła się do wujka i po raz kolejny nie wytrzymała zanosząc się płaczem. Policjanci nie reagowali nie chcąc zakłócać tej jakże trudnej chwili w rodzinie Salazarów. Po chwili dziewczyna pozbierała się i była gotowa aby wejść do środka i zidentyfikować ciało swojego ojca. Roberto przytulił również Jose Luisa i poklepał go po plecach. Cała ta scena odbywała się w kompletnym milczeniu, bo cóż można powiedzieć w takiej chwili? Dopiero po jakimś czasie Salazar zwrócił się do stojącego kilka metrów dalej Mendeza.

- Pan poinformował ich o tragedii i tu przywiózł? Dziękuję za wszystko – powiedział Roberto podając mu rękę.
- To moja praca. Rozumiem jakie było to dla Angeli i Jose Luisa bolesne, ale nie byli sami gdy im to powiedziałem. Mogą na mnie liczyć. Wiem, że słowa mało tu teraz znaczą… To wielka tragedia, ale moja rola wcale się nie kończy. Odnajdę winnych, a oni staną przed sądem – odparł Mendez.
- Wierzę ci chłopcze, ale to nie czas na taką rozmowę. Musimy tam wejść. To nie jest zwykła identyfikacja, lecz osobiste pożegnanie się z moim bratem. Dlatego wejdziemy tam w trójkę. Jesteś gotowa?
- Tak wujku. Chodźmy i miejmy już to za sobą – stwierdziła Angela.

Jose Luis również pokiwał głową na znak, że jest gotowy. Cała trójka wraz z pracującym tam lekarzem weszła do środka. Widok był przerażający. Kilkanaście zawiniętych białą płachtą ciał leżało na łóżkach w niewielkiej od siebie odległości. Obok płachty przyczepiona była kartka z imieniem i nazwiskiem zmarłego oraz numerem. Lekarz wskazał im łóżko przy którym leżało ciało Mariano Salazara. Spojrzał na obecnych, a oni przytaknęli mu, że może zdjąć już płachtę. Ciało było w dobrym stanie, a twarz pogodna i zupełnie niezniszczona. Zabiły go bowiem strzały w jego klatkę piersiową. Jose Luis odwrócił się nie mogąc na to patrzeć ani sekundy dłużej. Miał trudny charakter i często kłócił się z ojcem, ale w takich chwilach jego wrażliwość wzięła górę. Cierpiał na swój sposób. Roberto spojrzał na brata. Zamknięte powieki sygnalizowały, że on po prostu śpi. Niestety śmierć zawładnęła nim całkowicie. Bezsensowna śmierć, którą zadało mu kilku morderców. I teraz jedynym celem i sensem tej tragedii było odnalezienie sprawców. Wiedział to Roberto i wiedziała o tym Angela.

- Miałaś problemy i nie pomogłem ci. Już nic nie można dla ciebie zrobić, ale można oczyścić twoje imię oraz odnaleźć i ukarać tych którzy ci to zrobili. Przysięgam ci, że dojdę do prawdy – pomyślał Salazar.

W tym samym czasie Angela dotknęła ręką twarzy ojca i pocałowała go w czoło. Te kilka chwil wystarczyło jej w zupełności. Nie czuła się na siłach aby siedzieć tu dłużej, ale już nie płakała. Doszła do siebie po pierwszym szoku.

- Nie chciałbyś widzieć teraz naszego cierpienia tato. I na pewno go nie zobaczysz stamtąd gdzie teraz przebywasz. Zawsze będziemy cię kochać – powiedziała Angela.

Roberto objął ją raz jeszcze i dał znak lekarzowi aby z powrotem przykrył ciało płachtą.

- Nie powinnaś tego oglądać… Obiecuje ci, że znajdę tych drani i dosięgnie ich sprawiedliwość – szepnął jej do ucha Roberto.
- Nie wujku. Nie narażaj się, bo tylko ciebie mamy. Zrobi to ktoś inny – odparła tajemniczo Angela.
- Masz na myśli Davida Mendeza?

Angela nic jednak nie odpowiedziała. Ona miała już w głowie swój plan, z którym nie zamierzała dzielić się z nikim. Ani z bratem ani z Davidem ani nawet z wujkiem.

- Chodźmy już…
- Jutro odbierzemy ciało, a za dwa lub trzy dni odbędzie się pogrzeb. Zajmę się załatwieniem formalności – oznajmił Roberto.
- Dziękujemy ci. Ani ja ani Angela nie mamy do tego głowy. Jesteśmy wstrząśnięci – zauważył Jose Luis.

Cała trójka w dobrym stanie wyszła na korytarz. Tam wciąż czekali na nich Viviana, David i Esteban.

- Jadę z wami do rezydencji. Musimy trzymać się razem. W takich chwilach nie możecie być sami – powiedział Roberto, a Angela i Jose Luis nie mieli nic przeciwko.
- Nie zapominaj, że masz i mnie. Zawsze byłam, jestem i będę z tobą. Mogę również zostać u was na noc – zasugerowała Viviana.
- Daj spokój. I tak dużo dla nas robisz. Spotkamy się na pogrzebie – westchnęła Angela.

Dziewczyna miała już na dziś dość przeżyć. Dlatego szybka chciała opuścić to okropne miejsca jakim była ta kostnica. Spojrzała przez chwilę na stojącego obok niej Davida, po czym szybko spuściła wzrok.

- Dziękuję panu. Dobrze wykonuje pan swoją robotę.
- Wiem, że to nie czas i nie miejsce, ale będę musiał porozmawiać z panią i pani bratem. To rutynowe pytania odnośnie pani ojca – stwierdził David.
- Proszę przyjeżdżać kiedy pan zechce. W końcu chcemy tego samego, czyli sprawiedliwości.

Po tych słowach Angela, Jose Luis i Viviana opuścili budynek. Roberto zamienił jeszcze kilka słów z Estebanem i Davidem, po czym również do nich dołączył. Policjanci patrzyli na nich ze skutkiem i jednocześnie złością.

- Biedna rodzina. Zostali praktycznie sami. Ta sprawa musi zostać wyjaśniona. Dzieci Mariano Salazara i jego brat zasługują na to – zauważył Esteban.
- Ma pan rację. Nie pracuję w policji od dziś, ale poruszyła mnie ta śmierć. Zrobię wszystko co w mojej mocy aby odnaleźć winnych. Nie robię to dlatego, że to moja pierwsza sprawa. Nie robię tego z ambicji… Robię to po to aby dopomóc sprawiedliwości. Nie muszę tego zrobić, lecz po prostu chcę – odparł David.
- Jesteś poruszony… Czy tu chodzi tylko o sprawiedliwość? A może robisz to dla kogoś jeszcze?
- Co pan sugeruje? Po to zostałem policjantem aby wyjaśniać takie zagadki. Znam ból tych ludzi, bo sam straciłem ojca. Tamta sprawa nie została wyjaśniona. Oby teraz było inaczej…

Klub „Dzika kotka”.

Tym razem Samantha była szczęśliwa. Nicolas znów ją „docenił” i wylądowali w łóżku. Nawet najbardziej wyuzdany seks był jej spełnieniem marzeń. Wiedziała kim jest dla niego i jak on ją traktuje, ale zadowalała się tymi okruchami ze stołu, bo tylko tym była dla niego… przystankiem pomiędzy kolejnymi kobietami Moncady. Jednocześnie była ambitna. Nie chciała na tym poprzestać. Marzyła aby mieć go dla siebie zawsze i wszędzie. Dlatego skręcało ją gdy wiedziała, że ukochany spędza noce z innymi. Teraz był w doskonałym humorze i wybrał ją. Dziewczyna chciała aby ta chwila w jego ramionach trwała wiecznie. Realia były jednak inne.

- Było miło, ale się skończyło. Trzeba doglądnąć interesów – powiedział Nicolas zapinając koszulę.
- W środku nocy? Nie rób mi dziś tego. Błagam! – krzyknęła zrozpaczona Samantha.
- Błagałaś mnie dziś o seks i go dostałaś, bo mam dobry humor. Niestety właśnie w środku nocy załatwia się interesy. Nic na to nie poradzę. Przecież mnie znasz i wiesz jak działa ten cały mechanizm.
- Znudziłam ci się i lecisz do innej. Żadna nie będzie z tobą na stałe oprócz mnie.
- Zaraz się popłaczę. Jesteś dobra w te klocki, ale o czym my w ogóle rozmawiamy? Mnie nikt nie ma. Jeszcze żadna kobieta nie skradła mi seksu. Przecież to, że mamy wspólną przyjemność nie oznacza, że jesteśmy w jakimś związku. Wiesz o tym doskonale skarbie.
- Co cię łączy z tą Carlą? Wpadła ci w oko? Jest taka dobra w łóżku? Wątpię… A może to ona…
- Twoja zazdrość mnie poraża. Nie zakochałem się w tej małej chociaż ma niezłe ciało. Nie ma miłości Samantho. Jeżeli stanie się ten cud i zakocham się w jakiejś kobiecie, to zapewniam cię, że pierwsza się o tym dowiesz.
- To nie jest śmieszne…
- A mnie to bawi. Nie martw się. Ja podobam się kobietom, ale jeszcze żadna nie złamała mi serca. Nasz układ wciąż jest aktualny. Z kim będzie ci lepiej jak nie ze mną? A teraz wybacz, bo obowiązki wzywają. Śpij dobrze.
- Jeżeli kiedyś któraś kobieta rozkocha cię w sobie, ja owszem będę czekać, ale to będzie twoja porażka. Ty bawisz się kobietami, ale nie życzę ci sytuacji zupełnie odwrotnej kiedy to kobieta zabawi się tobą.
- To nigdy nie nastąpi. Rozumiesz? Nigdy – uśmiechnął się Nicolas…

Rezydencja Alberto Mandeli.

Alberto i Jorge wiedzieli już o śmierci Mariana. Poprzednia ich sprzeczka była niczym wobec kolejnej nieuniknionej rozmowy. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.

- Nawet nie pojedziesz do Angeli i jej brata złożyć kondolencje? Może trzeba im pomóc? – spytał Jorge.
- Nie bądź taki do przodu. Już do nich dzwoniłem i wyraziłem swój ból. Łączę się z nimi w cierpieniu. Nie mogę pchać się z butami w ich sprawy. Jutro ich odwiedzę. Dzisiaj nie wypada – odparł Alberto.
- A od kiedy jesteś taki porządny? Zawsze wchodzisz z butami w ich życie. Twoje zachowanie doprowadziło do jego śmierci!
- Zamknij się idioto! Mam dość kolejnych kłótni z tobą! Skoro tak to przeżywasz to jedź do Angeli. Podobno kochasz ją bezgranicznie… Sam nic nie zrobiłeś, a masz do mnie pretensje. Jutro pomogę im jak tylko się da…
- Nic nie robię, bo jestem w szoku. Nie zauważyłeś tego? Jego śmierć bardzo mnie poruszyła, ale tobie jest chyba na rękę? Będziesz teraz rządził w jego firmie. Nie masz za grosz godności!
- To moja wina, że ktoś go sprzątnął? Miał wielu wrogów. Był zadłużony po uszy. Najwyraźniej ktoś go załatwił, bo miał dość czekania na spłatę. Tylko ja mogę uratować firmę czy tego chcesz czy nie!
- Nie masz większości udziałów… Angela ma tyle samo co ty. Możesz sobie rządzić jako wiceprezes, ale to ona jest córką. Udziały ma też jej brat. Nie dojdziesz do władzy. Chyba, że na papierze będziesz rządził… I na co to wszystko?
- Mam cię dość Jorge! Jestem twoim ojcem, a ty mnie uważasz za mordercę czy nie wiem kogo. Opanuj się!
- Nie uważam cię za mordercę. To już ty powiedziałaś. A może jednak maczałeś w tym palce.
- Idź sprawdź czy nie ma cię w łóżku i daj mi spokój! Nie masz tu czego szukać! Albo mnie przeprosisz za te absurdalne oskarżenie albo poszukasz sobie nowego lokum! Wybieraj!
- Mam godność i nie przeproszę!
- Z firmy też cię wyrzucę!
- Jeśli będziesz miał władzę, ale wątpię czy tak się stanie.
- Zjeżdżaj!
- Powiem ci jedno. Ja okażę Angeli i jej bratu wsparcie, ale będzie ono szczere, a nie fałszywe.
- Skoro ty nie chcesz, to ja wychodzę, bo mam cię dość! A jutro ma cię tu nie być!

Alberto wyszedł z gabinetu trzaskając drzwiami. Zdenerwowany i poruszony Jorge siedział jeszcze chwilę w milczeniu.

- I co ja mam teraz zrobić? Co zrobić? – pytał sam siebie, ale nie doszukał się odpowiedzi…

Na drugi dzień.

Rezydencja Mendezów.

Estefania znów jadła śniadanie w towarzystwie Camili. Kobiecie coraz mniej podobało się jej towarzystwo, momentami miała ją już serdecznie dość. Uważała ją za dobrą partnerkę dla swojego syna, ale jednocześnie nie była ślepa i wiedziała jakie ma wady. Z lubością z niej kpiła, a docinki i uszczypliwości jakie kierowała do niej między wierszami były na porządku dziennym. Camila również wiedziała o tym, ale wciąż starała się grać doskonałą synową. Gra toczyła się bowiem o najwyższą stawkę. Tym razem temat ich rozmowy był jednak zupełnie inny. Estefania czytała właśnie w prasie informację o śmierci Mariano Salazara.

- Znałam tego człowieka. Sporo znaczył w świecie reklamy, ale ostatnimi czasy popadł w kolosalne długi. Być może to spowodowało jego śmierć – powiedział chłodno odkładając gazetę.
- Długi nie zabijają – odparła Camila.
- Nie zrozumiałaś ironii? Zabili go ludzie, ale przez długi…
- Wiem… Chyba nie ptaki go zabiły, prawda teściowo?
- Nie bądź niegrzeczna jak jesteś po moim dachem. Nie zawsze będę cię wspierać. Pamiętaj, że ja nie zdobędę za ciebie Davida. On mnie nie trawi, więc musisz poradzić sobie sama. Jeśli znów cię odrzuci, to nie kiwnę palcem aby ci pomóc. Uznam, że widocznie ma cię dość, a jego szczęście jest dla mnie najważniejsze…
- Co pani mówi? Ja go kocham…
- Jego czy moje pieniądze?
- Proszę tak nie mówić, bo się obrażę…
- Obrażaj się. Droga wolna. Znasz wyjście do drzwi…
- Wie pani, że nie jestem interesowna. Trwam przy nim z miłości…
- Właśnie… Dobre słowo… Trwasz. On ma cię jednak w głębokim poważaniu. Zmień taktykę, bo naprawdę go stracisz. Jest sporo innych kobiet którym on się podoba. W końcu zakocha się i nie będzie już miejsca dla ciebie ani w jego sercu ani w moim domu. I co wtedy zrobisz?
- Dlaczego pani mi to robi? Ja nie jestem taka…
- Przecież żartowałam. Dałaś się wkręcić Camilo… Wiem, że jesteś dobra i nie zależy ci na pieniądzach… Zmieńmy temat. Tym morderstwem Salazara zajmie się David. Będzie miał teraz dużo pracy.
- Na pewno sobie poradzi. W końcu to pani syn, a mój chłopak – uśmiechnęła się Camila, która jeszcze minutę wcześniej była blada jak ściana.
- Już dawno przejrzałam tą sukę. Jest tak samo sprytna jak ja w młodości, ale ma pecha, bo nie ma sprytniejszej ode mnie. Dam jej szansę… Nawet na złość Davidowi będę ją wspierać, ale gdy przekroczy granicę, to popamięta mnie i zobaczy kim tak naprawdę jestem – pomyślała Estefania…

Rezydencja Salazarów.

Angela i Jose Luis gościli Roberta u siebie. Byli wdzięczni za jego pomoc i wsparcie, bo bez niego byłoby im niezwykle trudno. Salazar pojechał załatwiać wszelkie formalności związane z pogrzebem brata, a Jose Luis wyszedł z domu aby choć na chwilę zapomnieć o tej całej jakże beznadziejnej sytuacji. Angela została sama z Vivianą, na którą mogła liczyć o każdej porze dnia i nocy. Starała się być silna, ale nie było jej łatwo. Wspomnienia ciągle wracały, a rana była tak świeża. Minęła dopiero jedna noc bez ojca, który już nigdy nie wróci.

- Nie wiem jak zniosę jego pogrzeb. Wszyscy mówią, że jestem silna, ale nie wiem czy sobie poradzę – westchnęła Angela.
- Pamiętaj, że nie jesteś sama. Masz brata, wujka i mnie. Wiem, że to co powiem wyda ci się śmieszne, ale będzie dobrze. Przejdziecie przez to tak samo jak przeszliście wtedy gdy zmarła twoja mama – odparła Viviana.
- Wiesz… Tak sobie pomyślałam, że jedyny pozytyw z tej śmierci jest taki, że tato jest teraz z mamą. Różnie bywało w tym ziemskim życiu, ale teraz na pewno są szczęśliwi.
- Masz rację. Na pewno tak jest…
- Niestety ojciec zostawił ze sobą mnóstwo problemów. Firma i te wszystkie długi… Jak my sobie z tym wszystkim poradzimy? Oby Alberto wyciągnął do nas pomocną dłoń.
- Rozmawiałaś z nim?
- Składał mi kondolencje wczoraj, ale nie pojawił się jeszcze. Może i lepiej… Nie chcę nikogo widzieć poza najbliższymi…

Ich rozmowę przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Viviana wstała pierwsza i otworzyła je.

- To znowu pan. Podejrzewam w jakiej sprawie – stwierdziła Viviana nie kryjąc delikatnego uśmiechu na swojej twarzy.
- Wiem, że to trudna sytuacja, ale taka jest moja praca. Im szybciej rozpocznę śledztwo, tym lepiej – odparł zakłopotany David.
- Nie musisz się pan tłumaczyć. Czekałam na pana. Porozmawiajmy o tym o czym musimy porozmawiać – wtrąciła Angela.
- To ja zrobię kawy, a wy sobie nie przeszkadzajcie. Rozpocznijcie przesłuchanie…

Viviana poszła do kuchni zostawiając Angelę i Davida samych. Usiedli obok siebie na kanapie przez chwilę milcząc. Dziewczyna wpatrywała się w sufit i nie patrzyła na swojego gościa. On w końcu przerwał jednak milczenie.

- Nie chcę żeby uznała pani, że jestem bezduszny. To zabrzmi okrutnie co powiem, ale życie toczy się dalej, a ja muszę wyjaśnić to morderstwo. Dlatego musimy porozmawiać o pani ojcu.
- Nie ma problemu. Rozumiem pańską pracą i chcę pana przeprosić za moje wczorajsze zachowanie.
- Nie bardzo rozumiem…
- Byłam dla pana niemiła, ale to przez śmierć mojego ojca. Wiem, że pan również stracił ojca i doskonale rozumie moją sytuację.
- Nie ma pani za co przepraszać. To możemy zaczynać?
- Odpowiem na wszystkie pytania. Jak na spowiedzi – uśmiechnęła się Angela.

Był to jej pierwszy uśmiech od wielu godzin. Mogła sobie pozwolić na chwilowe rozluźnienie, bo w towarzystwie Davida czuła się wyjątkowo bezpiecznie…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:29:21 10-08-10    Temat postu:

Właśnie… Dobre słowo… Trwasz. On ma cię jednak w głębokim poważaniu. Zmień taktykę, bo naprawdę go stracisz. Jest sporo innych kobiet którym on się podoba. W końcu zakocha się i nie będzie już miejsca dla ciebie ani w jego sercu ani w moim domu. I co wtedy zrobisz?

te zdanie bardzo mnie poruszyło. Camila jednak jest totalną idiotką bo trwa przy Davidzie tylko ze względu na jego pieniądze! Tak robi tylko zwykła szma*a. Szkoda ,że nie kieruje ją prawdziwa miłość. Miłość niespełniona potrafi też być piękna. Dgyby na prawdę go kochała a on by tak postępował jak teraz to by była moją ulubioną bohaterką niestety tak nie jest. Bardzo wzruszająca scena z Angelą i ze zwłokami ojca... wszyscy byli strasznie przerażeni. Takie napięcie potrafiłeś wbudować w ten odcinek. Bardzo mi się spodobało! Czytając to czułam jakbym była tam na miejscu z nimi i brałam udział w tym wszystkim. Samantha jak zawsze chciała seksu i go dostała ,ale czuję ,że ta dziewczyna za dużo podchodzi z sentymentem do tego Nicolasa. On chce od niej tylko jednego , i żadna kobieta jeszcze nie zawróciła mu dobrze w głowie. Nie wiem czego ale ta postać wydaje mi się źle wykreowana.... Typowy zimny drań wykorzystujący okazje ,że dziewczyna zrobi dla niego wszysko. Ten wątek wkurw*** mnie najbardziej i Camili też. Nie ukryję ,że oba są świetne ale troche zmian by się przydało Oczywiście wszystko jest znakomite ale w tych dwóch wątkach widzę przedmiotowe traktowanie kobiet To mi się trochę nie podoba . Nicolas jest strasznym gburem i debilem! Na razie to David okazuje się takim mini romantykiem będąc obok Angeli Fajnie ,że Davida i Angele łączy już coś! to ,że oboje nie mają swoich ojców. Myślę ,że Viviana będzie im utrudniała wszystko... przynajmniej tak czuję


Ostatnio zmieniony przez Jullye dnia 15:28:10 10-08-10, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 16:22:49 10-08-10    Temat postu:

Jullye - właśnie o to chodzi w tych wątkach. Dranie tak traktują kobiety Nie wiem co w tym dziwnego widzisz.

Przecież Viviana sprzyja im jak może


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 17:46:37 10-08-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 17:00:10 10-08-10    Temat postu:

Grzegorzu, historia jest inna, bo tutaj chodzi o zemstę, a tam chodzi o dwie kobiety z jedną twarzą, ale większość zabiegów stosowanych tutaj jest podobna, a niekiedy identyczna jak tam.

Ostatnio mieliśmy ze mną kilka miłych komentarzy, ale niestety wracamy do czepiania się.

1. Opisy:
Opisy nie wprowadzają nas jakoś specjalnie w cały zarys historii. Poza tym niezależnie od tego, czy ktoś uważa, że ważniejsze są opisy lub dialogi, powinno występować i to, i to, w odpowiedniej propocji, wiem, iż jest to rzecz trudna.

2. Dialogi:
Dialogi obfitują w zwyczajną paplaninę, dowiadujemy się z nich różnych faktów z życia bohaterów, ale nie niosą żadnego przesłania. Ciętość tekstów, co ogromnie lubię, czasem może zahaczyć o prostactwo - i choć Estafnia waliła dzisiaj bardzo fajne teksty, to był to humor bez poziomu.

Dlaczego akurat w tym odcinku przyczepiam się opisów i dailogów. Otóż w odcinkach 8, 9, 10, 11 i 12 było wiele akcji i nie zwracało się na to uwagi, natomiast przy jej braku [ok, nie czepiam się dłużyzn, już mi tłumaczyłeś, że to tasiemiec, a on ma specyficzną formę] można to zauważyć.

Na koniec tylko dorzucę coś, co być może nie jest obiektywne, hmm ... właściwie to jest subiektywna ocena, więc nie bierz jej jako krytyki, tylko jako cudze zdanie. Nie czuję Prawa córki, brakuje w niej kopa, którą posiadało W labiryncie kłamstw. W labiryncie kłamstw poleciłbym każdemu, to był niezwykle interesujący, klimatyczny i pełen akcji tytuł, Prawo córki poleciłym tylko fanom seksu, zbrodni i kryminałów. Oczywiście nie ma w tym nic strasznego, przecież każdy ma inny gust.

Pozdrawiam.

Aaa, zapomniałbym, mimo wszystko, Estafania była dzisiaj wspaniała i była bardzo lupitowoferrerowa
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 12:36:36 17-08-10    Temat postu:

14 ODCINEK

Miami.

Rezydencja Salazarów.

Zarówno dla Davida jak i Angeli nie była to łatwa sytuacja. On musiał natychmiast rozpocząć śledztwo mimo że od śmierci Mariano Salazara nie minęła nawet doba, a do pogrzebu pozostawały jeszcze dwa dni. Starał się być bardzo delikatny wypytując o wszystko jego córkę, bo zdawał sobie sprawę jak bardzo ona cierpi. Z drugiej jednak strony nie mógł czekać w nieskończoność. Taki był jego zawód, a czas grał tu dużą rolę. Zabójcy mogli być już przecież daleko stąd. Sam Mendez czuł jednak, że to nie będzie łatwa sprawa i może sporo potrwać. Natomiast dla Angeli rozmowa o ojcu była owszem trudna, ale łączył ją ten sam cel co policjanta, czyli wyjaśnienie zbrodni i ukaranie winnych. Była silna i gotowa aby rozpocząć ten jakże niełatwy etap w swoim życiu.

- Ostatni raz widziałam ojca wczoraj rano. Jak zwykle spotkaliśmy się w trójkę przy śniadaniu. Później on pojechał do firmy, a ja zostałam. Miałam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Kilka godzin później pojechałam do Viviany. Tam dowiedziałam się, że ojciec dzwonił do niej i zamierzał przyjechać za pół godziny. Był bardzo zdenerwowany. Niestety już nigdy więcej go nie zobaczyliśmy – westchnęła Angela.
- Przez telefon mówił tylko, że musimy porozmawiać o bardzo ważnej sprawie i nie jest to rozmowa na telefon. Podejrzewam, że miał jakiś problem i chodziło mu o jak najszybszą pomoc prawną, bo ja jestem adwokatem rodziny i firmy – wtrąciła Viviana.
- Rozumiem… Nie dojechał do pani, a znaleziono go martwego w zupełnie innej części miasta, właściwie na obrzeżach – zamyślił się David.
- Ma pan jakiś pomysł co mogło się stać? – dopytywała się Angel.a
- Za wcześnie by o tym mówić. Interesujący jest motyw zbrodni. Sam sporo słyszałem o problemach finansowych pani ojca. Czy miał on jakiś wrogów?
- Niech pan nie będzie bezczelny! Miał kłopoty, ale wyszedłby z tego! Zawsze stawał na nogi po każdym kryzysie!
- Ja tylko pytam… Po co te nerwy? Mógł to zrobić każdy człowiek u którego pani ojciec miał jakieś długi, więc proszę mi powiedzieć jak najwięcej. Ja nie oceniam pani ojca, ja chcę tylko dojść do prawdy.
- Dobrze już, przepraszam… Musi mnie pan tolerować taką jaką jestem.
- Czyli jaką?
- Wybuchową panie Mendez. Proszę skontaktować się z Alberto Mandelą. To wspólnik i najlepszy przyjaciel ojca. Tam znajdzie pan nazwiska, adresy… Jeśli mój ojciec stracił życie z powodu pieniędzy, to byłaby to najbardziej bezsensowna śmierć z możliwych…
- Wszystko jest do sprawdzenia. Póki co jesteśmy w martwym punkcie. Na dziś jednak wystarczy. Moi ludzie jeszcze przyjadą porozmawiać z panią i pani bratem o relacjach z ojcem. Proszę się nie obawiać. To rutynowe działanie. Im więcej wiemy, tym lepiej. Ja pojadę do firmy i spotkam się z Alberto Mandelą. Dziękuję pani za wyrozumiałość.
- A ja znów pana przepraszam za mój wybuch…
- Nie szkodzi. Wiem jak bardzo pani cierpi.
- Odprowadzę pana.

Angela i David wyszli przed rezydencję, a tam czekał już na nich tabun dziennikarzy. Oboje w momencie znaleźli się w centrum uwagi: w błysku fleszy i złapani okiem kamery.

- Żadnych komentarzy! Żadnych komentarzy! Proszę uszanować to co przeżywa teraz córka zmarłego! – krzyknął David zasłaniając Angelę przed atakiem żądnych sensacji ludzi.
- Nie musi mnie pani bronić. Sama sobie poradzę – stwierdziła dziewczyna wysuwając się przed niego.
- Jak pani się czuje? Kto mógł zabić pani ojca?
- Czuję się tak jak czuje się każda córka po stracie ukochanego ojca, czyli chyba wiecie państwo jak… Jedyne czego teraz chcę to ukarania winnych i wiem, że sprawiedliwość zatriumfuje. A i jeszcze jednego pragnę! Spokoju!
- Niech pani już wraca. Ja się nimi zajmę. Nie warto rozmawiać z tymi hienami – szepnął jej do ucha Mendez.

Angela posłuchała go i szybko oddaliła się od dziennikarzy wracając do mieszkania. David jeszcze chwilę rozmawiał z nimi, ale niczego nowego w sprawie śledztwa nie zdradził. Następnie ze spokojem wsiadł do swojego samochodu.

- Co za kobieta – westchnął tylko spoglądając jeszcze w stronę rezydencji…

Tymczasem…

Trzydziestoletni brunet rozłożył się wygodnie w fotelu, a nogi z butami położył na stole. Obok niego leżała opróżniona już puszka po piwie. Drugą trzymał w ręce, a przy okazji przeglądał jeszcze gazetę. Informacja na jednej z pierwszych stron bardzo go poruszyła.

- A więc Mariano Salazar nie żyje… Zamordowali biedaka. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i kilka – westchnął mężczyzna popijając piwo.

W tym momencie do jego mieszkania weszła o dobrych kilka lat młodsza blondynka. Widok chlewu jaki zastała niezbyt ją ucieszył.

- Miałeś posprzątać i znowu na pustym gadaniu się skończyło – powiedziała dziewczyna.
- Nie podoba mi się ten ton kochanie. To nie jest teraz istotne. Wiesz co się stało? Jak nie to zobacz to! I co ty na to Lorena?

Mężczyzna pokazał jej pierwszą stronę gazety, na której widniała informacja o śmierci Mariano Salazara.

- Też mi nowość. Przecież mówią o tym bez przerwy w radiu i telewizji.
- Tylko tyle? Nie biegniesz pocieszyć swojego kochasia? Został sierotą, więc potrzebuje twojego wsparcia i czułości. Ty też potrzebujesz jego… a właściwie jego pieniędzy!
- Z tego co wiem to jedyne co mogę mieć to jego długi, więc nie wiem czy jest sens o co się starać Felipe… Tobie nie wyszło z Angelą Salazar, mnie jej brat dosyć się podoba, ale nie będę walczyła o odziedziczenie długów. Nie on jedyny na świecie…
- Właśnie dlatego, że mi nie wyszło, to ty musisz to zrobić kochanie. Oni jeszcze wrócą do normalności, a wtedy będzie można ich oskubać. Cieszę się, że ten drań nie żyje. Byłem zwykłym mechanikiem, więc nigdy mnie nie lubił. Przestrzegał córkę przede mną. Ona mnie kochała i stanęlibyśmy przed ołtarzem gdyby…
- Gdybyś jej nie zdradził. Zawsze myślałeś spodniami zamiast głową. Przyłapała cię z kochanką i marzenie o fortunie Salazarów prysło jak bańka mydlana.
- Wtedy tak, ale teraz nadchodzi drugie rozdanie – uśmiechnął się Felipe…

Mieszkanie Andresa Delgado.

Andres miał w sobie wiele cech bawidamka, ale gdy znajdował się w ramionach Camili, zapominał o całym świecie i w danej chwili tylko ta jedna kobieta liczyła się dla niego. Wiedział doskonale, że ma ona naturę dziwki, ale nie przeszkadzało mu to. Cieszył się jak dziecko każdą pieszczotą z jej strony. Traktowała go instrumentalnie i kpiła z niego, ale on odwdzięczał się jej tym samym. Najbardziej bawiło go to, że David Mendez, czyli jego dobry znajomy z dzieciństwa nie dostał nigdy tego co on i nie dlatego, że Camila mu tego nie dała, lecz dlatego, że sam jej nie chciał. Teraz docinali sobie tak leżąc w łóżku i oglądając telewizję.

- Daj sobie z nim spokój. On zawsze znajdzie pretekst żeby cię nie bzyknąć. Może on gustuje w facetach? – śmiał się Andres.
- Nie wkurzaj mnie, bo znowu wyjdę i zostaniesz sam jak palec. Wiesz dobrze, że nie chodzi mi o niego, chociaż jest przystojny i podoba mi się, ale tak naprawdę chodzi mi o fortunę jego matki – odparła Camila.
- Sama mówisz, że stara zaczyna cię rozgryzać. Ona nie jest głupia i zanim się obejrzysz, to wylądujesz na ulicy. A jeśli ja ci nie pomogę, to twoim jedynym ratunkiem będzie praca w burdelu. Z tego możesz wyżyć. Polecę cię Nicolasowi i znajdziesz robotę, ale musisz być dla mnie grzeczna…
- Zapomnij idioto! Nie będę się tak poniżać! Nie obchodzą mnie wasze śmierdzące interesy z tamtym typem! Zobaczysz, że jeszcze pokonam tą starą hipokrytkę, wyjdą za Davida i wezmę to co moje!
- Krzyżyk na drogę…

Przerwali rozmowę gdy na ekranie telewizora pojawił się sygnał oznaczający początek wiadomości dnia. Jedną z pierwszych informacji była sprawa morderstwa Mariano Salazara, a następnie relacja sprzed jego rezydencji. Andres i Camila oniemieli gdy zobaczyli Davida i Angelę rozmawiających z dziennikarzami.

- Żadnych komentarzy! Żadnych komentarzy! Proszę uszanować to co przeżywa teraz córka zmarłego!
- Nie musi mnie pani bronić. Sama sobie poradzę!
- Jak pani się czuje? Kto mógł zabić pani ojca?
- Czuję się tak jak czuje się każda córka po stracie ukochanego ojca, czyli chyba wiecie państwo jak… Jedyne czego teraz chcę to ukarania winnych i wiem, że sprawiedliwość zatriumfuje. A i jeszcze jednego pragnę! Spokoju!

Andres miał mieszane uczucia. Właśnie dowiedział się, że David jest głównym prowadzącym sprawę zabójstwa Mariana. To była zła informacja, bo znał go doskonale i wiedział do czego jest zdolny.

- Nie mówiłaś, że twój kochaś prowadzi tak ważne sprawy – westchnął Andres.
- On mi przecież nic nie mówi o swojej pracy. Co mnie to obchodzi? – wzruszyła ramionami Camila.
- Ładna dziewczyna z tej córki zamordowanego. Szkoda, że tak krótko ją pokazali. Nie mogłem się napatrzeć.
- Tobie tylko jedno w głowie!
- Czyżbyś była zazdrosna?
- O ciebie? Przestań się śmiać! Normalna dziewczyna i tyle.
- Widziałaś jak twój ukochany bronił ją przed dziennikarzami? Zasłonił ją własną piersią. Bronił ją jak lew. Ależ to romantyczne…
- Zamilcz! Nie zdenerwujesz mnie! Co to za komentarze? Pewnie ja przesłuchiwał i tyle. Co robisz z igły widły?
- Przecież żartuję. Mówiłem ci, że on lubi chłopców – śmiał się Andres.
- Mam dość i jego i ciebie. Wyłącz ten telewizor! – krzyknęła rozwścieczona docinkami mężczyzny Camila…

Firma rodziny Salazar.

Alberto Mandela od rana chodził wściekły i obrażony na cały świat. Powinien się cieszyć z racji tego, że jego wróg zniknął z powierzchni ziemi, ale wczorajsza rozmowa z Jorge wyprowadziła go z równowagi. Zdenerwowany rządził w firmie i już zaczął pomiatać swoimi pracownikami. Chciał na siłę poczuć jak to jest być panem sytuacji. Skorzystał, że nie ma pogrążonych w żałobie dzieci Mariana i sam zajął się dyrygowaniem ekipy.

- Proszę państwa… To co nas wczoraj spotkało to olbrzymia i niepowetowana strata. Straciliśmy Mariano Salazara, czyli prezesa naszej firmy, człowieka, który budował to wszystko niemalże od zera… Ja sam straciłem najlepszego przyjaciela… Nie powinniśmy robić szumu z powodu jego śmierci, ale to był przecież wspaniały człowiek. Wydamy oświadczenie do prasy i zwołamy konferencję prasową. Chociaż tyle możemy dla niego zrobić aby godnie go upamiętnić i uczcić jego osobę. Teraz jestem całym sercem z rodziną Mariana i pojadę tam zaraz aby ich wesprzeć. Mamy jednak normalny dzień pracy. Firma musi funkcjonować, bo inaczej pójdziemy na dno. Niech każdy robi swoje jak gdyby nigdy nic się nie stało. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale Mariano chciałby abyśmy teraz nie płakali, lecz pracowali tak jak zawsze. W firmie nadejdą pewne zmiany, ale za wcześnie by o tym mówić. Dziękuję wam za wysłuchanie mnie. Za dwa dni stawimy się licznie na jego pogrzebie aby podziękować mu dla wszystko co dla nas zrobił – zakończył Alberto.

Mężczyzna wszedł do swojego gabinetu, rozsiadł się przy swoim biurku i spojrzał na wiszący nad nim portret Mariano Salazara i jego żony Victorii, zrobiony wiele lat temu.

- Już niedługo i te śmieci znikną stąd raz na zawsze – uśmiechnął się sam do siebie Mandela.

Nagle uśmiech zniknął jednak z jego twarzy gdy w jego biurze pojawił się niespodziewany gość.

- Co ty tu robisz? – zdziwił się Alberto.
- Musimy porozmawiać draniu! Cieszysz się pewnie, że teraz będziesz panem i władcą w tej firmie, ale zapewniam cię, że przedwcześnie. Twoje niedoczekanie. Mój brat cię nie znał i zapłacił za to życiem, ale ja jestem inny. Przede mną nie musisz udawać, bo ja znam prawdę! – wypalił prosto z mostu Roberto…

Rezydencja Mendezów.

Estefania również widziała w telewizji materiał o śmierci Mariano Salazara. Wiedziała, że jej syn jest ambitny i tak łatwo nie popuści. Zechce rozwiązać każdą, nawet ta najtrudniejszą sprawę.

- Niech grzęźnie dalej i bawi się w największego macza w tym kraju. Kiedyś całkowicie ugrzęźnie, a ja będę się temu przyglądać i bić brawo. Niech robi co chce, byleby nie wracał do przeszłości. A tamten Salazar obchodził mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Idę do kościoła pomodlić się aby wszystkim grzesznikom tego świata wrócił rozum – pomyślała Estefania i gdy otworzyła drzwi zobaczyła przed sobą mężczyznę, którego nie powinna zobaczyć. Przynajmniej nie tu i nie w tym miejscu.

- Oszalałeś! Ile razy mówiłam ci abyś tu nie przychodził! Mamy swoje specjalne miejsca spotkań! Wynoś się stąd! – wściekała się Estefania.
- Mam problem i musisz mi pomóc, bo kto inny to zrobi jak nie ty – odparł mężczyzna.
- Dostałeś już swoje pieniądze za ten miesiąc. Jestem zmęczona utrzymywaniem takiego nieroba. Twój ojciec pewnie ma o tobie takie samo zdanie co ja.
- To w tej chwili nieistotne. Pamiętaj, że wiem o tobie dużo i gdyby pewne fakty ujrzały światło dzienne, to utraciłabyś swoją pozycję i reputację. Estefania Mendez przestałaby być dostojną wdową, doskonałą matką, gorliwą katoliczką i organizatorką akcji charytatywnych. Dobrze wiemy, że to bzdury…
- Czego chcesz? Nie rodzę pieniędzy…
- Mój ojciec wyrzucił mnie z domu i prawdopodobnie wyrzuci też z firmy. Potrzebuję jakiegoś lokum, a to kosztuje więcej niż te marne grosze, które mi dajesz. Przecież nie zamieszkam u ciebie. Chyba, że się zgodzisz. W końcu poznam twoją rodzinkę…
- Wypiszę ci czek, ale masz zniknąć przynajmniej na kilka miesięcy. Żyj sobie swoim życiem i zapomnij, że mnie znasz…
- Jak mógłbym o tobie zapomnieć? Mogę zniknąć, ale o tobie nigdy nie zapomnę – uśmiechnął się mężczyzna…


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 13:04:28 17-08-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:00:50 17-08-10    Temat postu:

bardzo fajny odcinek ;D David ochrania Angele !! tak samo jak Dane w DEE przypomniało mi się to ,że była taka scena . Camila zazdrosna o Angele ! i dobrze bo jest bardzo czujna chociaż i tak tylko na pieniądze bo ma swojego kochasia Andres już dobrze wyczaił ,że David tak łatwo nie odpuści tej sprawy! Mają totalnego pecha ,że on wziął się za rozwiązywanie tej zagadki , której rozwiązanie na pewno ( w to nie wątpie) okaże się sukcesem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:29:16 17-08-10    Temat postu:

Biedna Angela. To straszne stracić ojca, bardzo mi jej żal. Ale na pewno nie da za wygraną. Chce sprawiedliwości i ma rację. David na pewno sobie poradzi i prędzej czy później odnajdzie morderców.
Cały Nico. Traktuje kobiety instrumentalnie. Ten typ tak ma. Mimo, że to okropny drań to go lubię. Świetne były te jego teksty do Samanthy o miłości.
Estefania nie jest taka głupia, wie czego chce Camila. Forsy. Ale Camila miała minę. Te dwie baby są siebie warte.
David broni Angelę przed dziennikarzami, ale to silna dziewczyna. Poradziła sobie z tymi hienami. I to się właśnie Davidowi w dziewczynie najbardziej podoba.
Cudna scenka z Andresem i Camilą. Te docinki mężczyzny dotyczące Davida i Angeli. Camila nie dała tego po sobie poznać, ale na pewno jest zazdrosna. Gadanina kochanka da jej do myślenia.
Ciekawe dlaczego Estefania opłaca Jorge. Co ich łączy? Nie ma bladego pojęcia. Poczekamy na dalszy rozwój akcji, może coś wpadnie do mojej tępej główki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:16:51 17-08-10    Temat postu:

Grzegorzu, pomyśl nad dedykcją jakieś sceny i dla mnie, najlepiej z Estefanią.

Po komentarzu do odcinka 13go, dzięki któremu objechano mnie bardziej niż niby ja sam objechałem ten odcinek, zastnawiam się jak skomentować odcinek 14sty i co najważniejsze czy jest sens komentować, skoro miłe komentarze są mile widziane, a krytyczne to już nie.



1. Klimat:
Jest i to jedyny element, któremu nie można na chwilę obecną nic zarzucić. Poważnie, czytam i mam wrażenie, że jestem w bardzo mrocznych dzielnicach przepełnionych przemocą, wulgarnością, seksem i ciemnymi interesami. Chwała za to, bo to w końcu historia w tych klimatach.

2. Akcja:
Tempo jest 'powalające', rozumiem, że to tasiemiec, ale od czterech odcinków nie ma z nami już Mariana, a on nie jest nawet pochowany, podczas gdy tak naprawdę nic innego się nie dzieje, by zapełnić tę lukę między śmiercią a pogrzebem.

3. Tajemniczość:
To słowo nie ma nic wspólnego z Prawem córki. Czasami się obawiam, że traktuje się mnie jak debila, bo wszystko mam podane na tacy, a jeśli już coś jest zagadkowego, to i tak za chwilę tę zagadkę mogę bez problemu rozwikłać. Przewidywalność jest pierwszym stopniem do nudy, więc jeśli mogę, to ostrzegam przed tym.



Przesdstawiam taką ogólną charakterystykę [ostatnio stylu i języka, a dziś fabuły], w związku z tym, że jesteśmy już na pewnym etapie, na którym wstepnie można ocenić dzieło. A teraz kilka szczegółów odnośnie tego co dziś w odcinku.

Angela i David zbliżają się do siebie bardzo powoli, ale może poprzez to, że są to okoliczności niezwykle bolesne, ich uczucie będzie wyjątkowo silne. Podobają mi się przez to, że nie są typową parą typu on bogaty, ona biedna. Camila i Andres to wybuchowa para, ciekawa ta ich sprzeczka na temat tego co ujrzeli w telewizji. Podobają mi się dzięki temu, iż wprowadzają wiele orzeźwienia i wredoty. Królową sarkazmu jest jednak Estafania, która przyznaję, iż rzuca coraz lepszymi tekstami - są one podłe choć humorystyczne, ale co ważne, nie tandetne jak teksty innych ciemnych charakterów - oby tak dalej. Ciekawa wydaje się postać Roberta, to nie takie ciepłe kluchy w wydaniu Mariana, może być niezwykle interesująco, zwłaszcza podczas jego spotkań z inną silną osobowością, czyli Albertem, poza tym dziś mieliśmy tego przedsmak.

Pozdrawiam.

I jeszcze jedno, miło mi się zrobiło jak ujrzałem dziś pewne powiedzenie, zwłaszcza w kontekście mojego ostatniego komenatza - Zamordowali biedaka. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i kilka - to zawsze coś, czekam na więcej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:54:57 24-08-10    Temat postu:

Dzięki za komentarz. Każdy jest mile widziany

Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 23:06:13 24-08-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:04:51 24-08-10    Temat postu:

15 ODCINEK

Firma rodziny Salazar.

Niespodziewana wizyta Roberta spowodowała całkowitą zmianę nastroju u Alberta. Gdy już myślał, że po śmierci Mariana zniknęły wszystkie jego kłopoty, na jego drodze pojawił się kolejny Salazar i był to znacznie poważniejszy przeciwnik. Mandela doskonale wiedział, że z byłym policjantem nie pójdzie mu tak łatwo, ale mimo to starał się zachować spokój i nie dać po sobie znać, że ma cokolwiek na sumieniu.

- Przede wszystkim uspokój się Roberto. Rozumiem co przeżywasz po śmierci brata, wszyscy to na swój sposób przeżywamy, ale za bardzo ponoszą cię emocje. Nie wiem o czym ty w ogóle mówisz? – wzruszył ramionami Alberto.
- O tobie i o twoich planach. Zawsze byłeś władczy, ale sprytnie to ukrywałeś. Teraz firma będzie twoja, ale nie licz, że ja i dzieci mojego brata dopuścimy abyś ją swobodnie sterował. Wiedz, że oni nie są sami i nie dadzą nabrać się na twoje gierki – odparł Roberto.
- Jakie gierki? Ja niczego nie planuję… To co mówisz jest niesprawiedliwe. Przeżywam śmierć Mariana jak śmierć własnego brata. Byliśmy nie tylko partnerami we wspólnym biznesie, ale przede wszystkim przyjaciółmi. Nigdy nie skorzystałbym w żaden sposób na takim nieszczęściu jakim była jego niespodziewana śmierć.
- To było morderstwo i dowiem się kto za tym stał. Prawda wyjdzie na jaw prędzej czy później! Jeśli maczałeś w tym palce, to marny twój los… A firmy i tak nie dostaniesz. Z tego co wiem to Angela ma tutaj większe prawa niż ty. Będę cię miał na oku. Lepiej uważaj co robisz, bo gliniarze zawsze mają swój zmysł, a ja cię znam… Mnie nie oszukasz.
- Powiedziałeś już swoje? Jeśli tak to wyjdź z mojego biura, bo mam dość słuchanie twoich inwektyw. Spotkamy się na pogrzebie Mariana.
- Myślisz, że masz władzę? Pamiętaj, że nią można się kiedyś udławić…
- Co do mnie masz? Podejrzewam, że chodzi o kobietę… Od zawsze zżerała cię zazdrość o Victorię. Też ją kochałeś, ale ona była niedostępna. Nie kochała ani mnie ani ciebie, lecz Mariana mimo że on nie traktował jej najlepiej. Jednak on był twoim bratem, a ja zapewne wrogiem, bo tak sobie ubzdurałeś. Za bardzo żyjesz przeszłością Roberto… Nie masz już pracy, zawsze byłeś samotny, teraz jesteś tylko emerytem po zawale… Jeśli chcesz rozwiązywać nowe zagadki to zostań detektywem, ale mnie nic nie udowodnisz. Jestem czysty jak łza – uśmiechnął się Mandela.
- To się jeszcze okaże. Miej się na baczności, bo ja wcale nie żartuję – odpowiedział mu Salazar.

Roberto wyszedł z jego biura trzaskając na koniec drzwiami. Alberto tylko się uśmiechnął, ale był to raczej wymuszony uśmiech.

- Nie uwzględniłem, że ta stara gnida będzie mi przeszkadzać w realizacji moich planów. Będę musiał działać ostrożnie i nieco zaczekać z przejęciem firmy dopóki sytuacja się nie ustabilizuje. Jednak ani on ani Angela ani nikt inny nie przeszkodzi mi w tym do czego dążyłem od wielu lat…

Dwa dni później.

Miami.

Komisariat policji.

Już pierwsze dwa dni śledztwa były dla grupy Davida dość wyczerpujące, a to był przecież dopiero początek jakże wyboistej drogi, która miała zaprowadzić policję do wyjaśnienia morderstwa, odnalezienia sprawców i odkrycia prawdy. Mendez i cała reszta zastanawiali się nad motywem zbrodni i przebiegiem zdarzeń tamtego feralnego dnia.

- Oto co mamy… Ostatni raz Mariano Salazara widziano w firmie godzinę przed śmiercią. Tego dnia ktoś musiał go zdenerwować i wyprowadzić z równowagi. Usiłował skontaktować się ze swoją prawniczką aby jej się w czymś poradzić. Miał się z nią spotkać w jej mieszkaniu, ale nie dotarł tam. Miejsce gdzie go przetrzymywano i gdzie odnaleźliśmy jego zwłoki jest w zupełnie odwrotnym kierunku i w innej części miasta. To morderstwo to robota profesjonalistów, ale zanim go zabili to torturowali go i bili. Porwano go nieprzypadkowo. Miał sporo długów, więc potencjalnych morderców czy zleceniodawców może być wielu. To wydaje się być proste, ale tak naprawdę niewiele wiemy – powiedział David.
- A to lista ludzi u których był zadłużony. Ta firma jest na skraju bankructwa. Spójrz ile nazwisk – wtrącił Gonzalo.
- Udowodnienie winy tym grubym rybom będzie graniczyło z cudem – stwierdził Marcos.
- Nie bądź takim pesymistą. Czeka nas dużo pracy, ale po to jesteśmy aby dojść do prawdy – uśmiechnęła się Luciana.
- Wiecie jakie to dla mnie ważne. Mariano Salazar był bratem mojego serdecznego przyjaciela, więc daję ci absolutnie wolną rękę w tym śledztwie. Zrób wszystko aby wyjaśnić tą jakże bezsensowną śmierć – oznajmił Esteban Torres.
- Tak zrobię. Nie mogę wykluczać innych motywów zbrodni, ale jestem przekonany, że tu chodziło o interesy. Komuś puściły nerwy i wyczerpała się cierpliwość… a to doprowadziło do szybkich kroków, czyli wyeliminowania Salazara – zauważył David.
- To logiczne, ale jest jeszcze jedna ewentualność. Skoro zabili go zawodowcy to raczej go nie ostrzegano. A on był zdenerwowany gdy wychodził z firmy. Być może pokłócił się z kimś na miejscu, a co za tym idzie mógł znać swojego zabójcę. Może ten ktoś pojechał z nim, a potem uprowadził? – spytał Gonzalo.
- To ma ręce i nogi. Też o tym myślałem. Mamy kilka hipotez, ale zamiast gdybać musimy wracać do pracy. Dziś jest pogrzeb Salazara, ale jutro jeszcze raz porozmawiam z Alberto Mandelą. Ten człowiek wydaje mi się jakiś dziwny. I jeszcze jedno. Chcę wiedzieć wszystko o rodzinie ofiary i o każdym pracowniku z tej firmy. Z kim śpi, kiedy idzie do kibla, jakie pali papierosy, jakich ma przyjaciół… Dosłownie wszystko. Prawda może nas wszystkich zaskoczyć dlatego wybiegnijmy jej naprzeciw…
- Masz rację szefie. Zajmiemy się tym z Gonzalem – powiedziała Luciana.
- A ja pogadam po pogrzebie z dziećmi Salazara – dodał Marcos.
- Mam do ciebie sprawę. Możemy pogadać na osobności? – spytał Davida Gonzalo, który chciał poinformować go o nowościach w sprawie swojej siostry.
- Nie ma sprawy, ale nie teraz. Śpieszę się w jedno miejsce.

Mendez wyszedł szybkim krokiem zostawiając swoich ludzi pogrążonych w czytaniu tego co już zdołali w tym śledztwie zgromadzić.

- Już się rządzi… Ciekawe gdzie mu tak śpieszno? – westchnął Marcos.
- A raczej do kogo? – uśmiechnął się Gonzalo.
- A wam co do tego? Zabierzcie się lepiej do pracy, bo nie jesteście na
targu aby plotkować – uciął dyskusję Esteban…

Cmentarz.

Mnóstwo ludzi zebrało się w miejscu wiecznego spoczynku aby pożegnać tam Mariano Salazara. Obok rodziny obecni byli tam przyjaciele zmarłego, pracownicy firmy. Każdy z nich chciał godnie go pożegnać, choć wśród żałobników znajdowali się też zdrajcy, ale o tym nikt nie miał pojęcia.

- Bóg wezwał Mariano Salazara do swojego Królestwa. Wszyscy zebrani łączymy się w bólu, ale jednocześnie ufamy i wierzymy, że od teraz zazna on szczęścia będąc w lepszym świecie gdzie nie ma już śmierci i cierpienia. Niech Pan ma go w swojej opiece. Spoczywaj w pokoju – zakończył modlitwę nad trumną ksiądz, którego doskonale znała rodzina zmarłego i który był ich przyjacielem.

Chwilę później zebrani zaczęli składać dzieciom zmarłego najszczersze kondolencja. Była to trudna chwila dla Angeli i Jose Luisa. Oboje nie spali dobrze poprzedniej nocy. Musieli sporo przeżyć aby znieść ten niewątpliwie najtrudniejszy moment pożegnania z ojcem. Na szczęście mieli oni przy sobie wujka Roberto, który czuwał nad wszystkim i zachowywał spokój. Przy Jose Luisie kręciła się Lorena, ale jej wsparcie i kondolencje było tylko po to aby pokazać się i zrobić dobre wrażenie. Tak naprawdę miała gdzieś, że jej „ukochany” został sierotą. Alberto starał się również dobrze wypaść przy Angeli i jej bracie, ale dobrze wiedział, że nie może sprowokować Roberta, więc trzymał się na dystans. Kondolencje ciągnęły się w nieskończoność, ale w końcu po pewnym czasie rodzina mogła uwolnić się od natrętów i spędzić kilka chwil przy nagrobku Mariana.

- Zapraszam za pół godziny do nas na skromny poczęstunek – powiedziała Angela do kilku swoich najważniejszych znajomych, po czym skupiła się wraz z bratem i wujkiem na modlitwie.
- Zostaliśmy sami – westchnął po chwili milczenia Jose Luis.
- Nigdy nie będziecie sami – wtrącił Roberto.
- Jesteśmy silni i poradzimy sobie. Poza tym nasz ojciec nie zniknął całkowicie. Mamy jeszcze piękne wspomnienia. Nasi rodzice są teraz razem i błogosławią nam. Wiedzą, że damy sobie radę i pomogą nam walczyć o lepsze jutro. Dziś podziękujmy tacie za wszystko co dla nas zrobił i prośmy go o to aby właściwie nam pokierował stamtąd gdzie teraz przebywa – delikatnie uśmiechnęła się Angela.

Cała trójka była przez chwilę obserwowana przez Davida, który stał przy jednym z drzew. Było mu bardzo żal przede wszystkim Angeli, ale to co czuł nie było jedynie współczuciem. On sam z trudem mógł to zdefiniować.

- Jesteś silna na zewnątrz, ale w środku cierpisz i wiem o tym. Potrzeba czasu aby twoja dusza została uleczona. Obym mógł ci jakoś pomóc. Może kiedyś uda mi się to w jakiś sposób… Obiecuję ci w tym miejscu, że odnajdę morderców twojego ojca. To nie wróci mu życie, ale może wróci ci spokój i bezpieczeństwo Angelo Salazar – pomyślał David, po czym odszedł niezauważony w milczeniu…

Klub „Dzika kotka”.

Carla jak co dzień zakończyła właśnie swoją próbę przed wieczornym występem. Ta praca nie była spełnieniem jej marzeń, ale po pewnym czasie zaczęła się przyzwyczajać. Tańczyła coraz lepiej i w końcu stało się to co nieuniknione, czyli popadnięcie w rutynę. Dziewczyna nie bała się już występów ani facetów, którzy wsadzali jej forsę w najbardziej intymne części ciała. Bała się jedynie Nicolasa i jego kumpli. Do tej pory udawało jej się unikać problemów, ale każdy dzień był wielką niewiadomą. Gdy drzwi do jej pokoju otworzyły się, zdesperowana Carla pomyślała, że wrócił Moncada aby się z nią zabawić. Tymczasem odwiedził ją zupełnie ktoś inny.

- Co ty tu robisz? – spytała zdziwiona Carla.
- Musimy porozmawiać, a jak dotąd nie miałyśmy ku temu okazji – odparła Samantha.
- Czego ode mnie chcesz? Nie lubisz mnie i nie wiem czemu, ale skoro tak, to przynajmniej nie wchodźmy sobie w drogę…
- Ja ci nie wchodziłam w drogę, ale ty mi tak. Milczałam już zbyt długo, ale to co wyprawiasz przechodzi ludzkie pojęcie!
- Co takiego wyprawiam? Tańczę tak samo jak ty. Nie odebrałam ci pracy…
- Odebrałaś mi mężczyznę!
- Co takiego?
- Nie udawaj niewiniątka! Jesteś tanią suką, która zagięła parol na Nicolasa! Myślisz, że zdobędziesz go wskakując mi kilka razy do łóżka? Dzięki temu nie będziesz więcej znaczyć… On cię potraktuje jak…
- Jak szmatę? Wiesz o tym, bo czujesz to na własnej skórze… To ty łazisz za nim jak suka, ale on ma cię gdzieś. Nie masz się jednak o co martwić. Ten szubrawiec mnie nie interesuje, więc możesz dalej żebrać o jego uczucie.
- Jesteś pyskata, ale tym razem przesadziłaś! Już ja cię nauczę szacunku!

Samantha rzuciła się z pięściami na Carlę, ale tamta nie zamierzała się poddawać. Obie złapały się za włosy i przez dobrą chwilę szamotały krzycząc na siebie obraźliwymi tekstami. W końcu upadły na łóżko i tam rozgrywały drugą rundę. Krzyki usłyszał Nicolas, który wszedł do środka i to co zastał rozbawiło go do łez.

- Puść mnie! – krzyknęła Carla.
- Nie będziesz go miała ty mała dziwko! – odparła Samantha.
- Dość tego! Na zapasy umówcie się gdzie indziej. To porządny burdel.
A swoją drogą to urocze jak dwie kobiety biją się o faceta. Ale w końcu mają o kogo, nieprawdaż drogie panie? – uśmiechnął się Nicolas…

Tymczasem…

Dwa kilometry za cmentarzem w pobliskim lesie zatrzymały się dwa samochody. Z jednego wysiadł Alberto Mandela. Rozglądnął się dookoła upewniając się czy nikt go nie śledził, po czym spojrzał na zegarek i podszedł w kierunku drugiego auta.

- Czego ode mnie chcesz? Nie mam czasu na odnawianie starych znajomości, a zwłaszcza z tobą – powiedział zdenerwowany Alberto.
- A gdzie twoje dobre maniery? Nawet się nie przywitałeś... Nie miałam wyjścia. Musiałam się z tobą spotkać aby coś wyjaśnić – odparła kobieta, która siedziała za kierownicą i nawet nie ruszyła się z miejsca.
- Właściwie to dobrze się składa. Nie wiedziałem, że twój syn to policjant. Prowadzi śledztwo dotyczące zabójstwa Mariano Salazara i dzisiaj pojawił się na cmentarzu.
- Jest gliną i widzę, że ci to nie pasuje. Czyżbyś miał coś na sumieniu?
- Żartujesz sobie? Tak tylko zapytałem z ciekawości.
- Musimy porozmawiać, ale nie o Davidzie, lecz o kimś innym. Ty już dobrze wiesz kogo mam na myśli.
- Chyba nie mówisz o…
- Właśnie o nim. Wiesz, że tak jak i ty nie cierpię problemów. Umówiliśmy się przed laty w tej sprawie i myślałem, że wszyscy dotrzymamy słowa. Zrób coś, bo jeśli to ja zadziałam pierwsza, to zapewniam, że nie będzie ci to na rękę – skwitowała krótko Estefania…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:32:46 25-08-10    Temat postu:

Samantha pobiła się z Carlą ale to wszystko było do przewidzenia sami nie pozwoli ,żeby jakaś nowa suka weszła na jej miejsce i bardzo dobrze ,że wpierd** tej małej

Alberto teraz udaje wielkiego przyjaciela rodziny a wie ,że teraz na jego spadnie majątek i zarządzanie całą firmą tylko dzieci Salazara na to nie moga pozwolić Roberto głupi nie jest i wie doskonale ,że śmierć Mariano to było zabójstwo Salazar robi błąd swojego życia ,że zaczyna zadawać się z Albertem i prowadzić z nim tak niebezpieczne rozmowy. Ten koleś chyba chce kulkę w łeb.W większości telenoweli przejawiają się bardzo ostre teksty ,które przyśpieszają jej czytanie. Podoba mi się doskonały styl pisania i rozwijanie dialogów. Są pisane takim stylem ,że ogromnie zachęcają czytelnika do dalszego czytania .Akcja w lesie pokazuje ,że wszystko jest opisane tak żywo i z ogromnym balejażem tła akcji. Alberto będzie chciał sprzatnąć Davida ! i dobrze bo nareszcie będzie akcja i pewnie znowu jakaś strzelanina mrożąca krew w żyłach. Dodatkowo na cmentarzu bardzo piękne przemówienia księdza. Nie wiem skąd biorą się w tobie takie pomysły i takie pisanie dostosowane do osób mówiących wypowiedzi ,e jak czytam to mam wrażenie jakbym widziała kawałek z naprawdę bardzo dobrej telenoweli. Wiele wątków jest takich mrocznych i tajemniczych. To jest kryminał a nie żadna powieść z Archiwum X i po Kryminalnych powinnam być do takiego czegoś przekonana a tym bardziej po DEE i jestem w całym stopniu tego. Nie mogę skupiać się na obsadzie bo ja jej nie wybierałam i muszę ją zaakceptować tak samo jak zrobiłam to w przypadku DEE.


Ostatnio zmieniony przez Jullye dnia 11:52:40 25-08-10, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:45:41 27-08-10    Temat postu:

Ekstra odcinek
Wiedziałam, że z Roberta nie jest głupi chłop i będzie węszył. Wie, że Mariana zamordowano. Podejrzewa Alberta i powiedział mu to prosto w oczy. A ten jak zwykle kłamał, że Mariano to jego najlepszy przyjaciel i go obrażają słowa Roberta. Myślałam, że umrę ze śmiechu.
David chciałby ulżyć Angeli w jej cierpieniu. Obserwował ją na cmentarzu. Kobieta bardzo mu się podoba. Jestem ciekawa ich następnego spotkania. Iskry będą lecieć.
Carla i Samantha się pobiły. Sami nie chce, aby ktoś jej odebrał Nica. Czuje, że Carla jest jej rywalką. Najlepszy w tej scence był Nico.
Cytat:
Dość tego! Na zapasy umówcie się gdzie indziej. To porządny burdel.
A swoją drogą to urocze jak dwie kobiety biją się o faceta. Ale w końcu mają o kogo, nieprawdaż drogie panie? – uśmiechnął się Nicolas…

Ekstra tekst. Nico ma bardzo wysokie mniemanie o sobie. Już się powtarzam, ale powtórzę jeszcze raz. Uwielbiam go.
Estefania i Alberto mieli do czynienia ze sobą w przeszłości. Teraz babka jest zdecydowana wyjaśnić jakiś problem. Domyślam się jaki ale na razie nie zdradzę.


Ostatnio zmieniony przez Willa dnia 21:48:58 27-08-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 9, 10, 11  Następny
Strona 4 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin