Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prawo córki (El Derecho de Hija) - odcinek 41
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:15:25 31-08-10    Temat postu:

16 ODCINEK

Kilka dni później.

Komisariat policji.

Śledztwo całkowicie pochłonęło Davida Mendeza. Jeszcze nigdy nie był on tak bardzo zaangażowany w swoją pracę. Teraz jednak pragnął rozwikłać zagadkę śmierci Mariano Salazara i nic innego nie liczyło się dla niego. Zaniedbał przy tym matkę i Kamilę, a własny dom służył mu jedynie do spania kiedy wracał do niego późno po północy. Teraz przeglądał kopię listy wierzycieli którą otrzymał od firmy Salazara. Bardzo interesowały go również informacje na temat najbliższej rodziny ofiary, a także jego znajomych, przyjaciół i wspólników. To była niezwykle żmudna robota, ale jakże istotna. Nie musiał robić tego sam, bo jego ekipa pracowała na wysokich obrotach. Jednak Gonzalo Fernandez był myślami gdzie indziej i na zupełnie innej sprawie zależało mu teraz najbardziej. W końcu znalazł sposobność aby porozmawiać w cztery oczy ze swoim przyjacielem.

- Ta firma dążyła do kompletnej ruiny zadłużając się w taki sposób. Aż dziwne, że ktoś tak doświadczony w tej branży jak Salazar mógł do tego dopuścić. A może to Alberto Mandela do tego doprowadził? Muszę porozmawiać z tym człowiekiem. Zbyt mało o nim wiem i nie podoba mi się ani trochę. Tacy wielcy przyjaciele czasem bywają zdradliwi – westchnął Mendez.
- Można? Mam nadzieję, że teraz znajdziesz dla mnie chwilę – stwierdził Gonzalo wchodząc do jego biura.
- Dla ciebie zawsze przyjacielu. Pewnie masz mnie za szalonego szefa, ale musimy zrobić wszystko aby wyjaśnić tą sprawę. Dlatego wygląda to tak jak wygląda – odparł David.
- Doskonale cię rozumiem, ale będę musiał prosić cię o chwilowe zwolnienie z obowiązków.
- O czym ty mówisz? Oszalałeś?
- Daj mi to wyjaśnić. Potrzebuje dwóch, trzech tygodni przerwy, a potem wrócę do tej sprawy. Mam teraz co innego na głowie. Nawet nie miałem kiedy ci o tym powiedzieć. Chodzi o moją siostrę.
- O Carlę? Odnalazła się?
- Dzwoniła do mnie kilka dni temu. Powiedziała żebym jej nie szukał, bo nikt jej nie porwał i jest szczęśliwa w Europie. Kłamała… Nienawidzi Europy… Czuję, że ktoś ją przetrzymuje i dlatego kazał zadzwonić do mnie aby mnie zmylić. Ona jest bliżej niż sądzę i jestem tego pewien. Dlatego muszę odnowić śledztwo i potrzebuję twojej zgody. Sam się tym zajmę.
- Wiesz ile znaczy dla mnie twoja siostra. Zawsze traktowałem ją jak swoją siostrę której nigdy nie miałem. Masz moją zgodę. Pomógłbym ci, ale teraz nie mogę. Jesteś na tyle dobry, że odnajdziesz ją bez mojej pomocy. Dam ci wsparcie. Trzymam za ciebie kciuki. Najważniejsze, że Carla żyje. Teraz trzeba ją odnaleźć.
- Ale to nie będzie proste. Nadal nic nie mamy…
- Przeszukaj raz jeszcze każdy klub gdzie śmierdzi narkotykami i prostytucją. Odśwież sobie w głowie listę wrogów jakich możesz mieć, a my gliny mamy ich bez liku. Zresztą wiesz co robić. Nie będę cię uczył tego co umiesz – uśmiechnął się David poklepując kolegę po plecach.
- Jeśli ją odnajdę to znów odżyję. Na razie mam nadzieję, którą powoli już traciłem. Nic innego nie potrzebuję do szczęścia niż mieć ukochaną siostrę ponownie u swojego boku – odparł Gonzalo.

Rezydencja Alberto Mandeli.

Alberto Mandela cieszył się, że jego syn opuścił to mieszkanie, bo od dawna miał już go serdecznie dość. Planował też na dniach zwolnić go z firmy, ale i to nie mogło być ostatnią karą dla tego zarozumiałego i bezczelnego nieroba jakim zdaniem Alberta był właśnie Jorge. Upewnił się o tym po tajemniczej rozmowie z Estefanią. Umówił się więc na spotkanie ze swoimi dobrze znanymi wspólnikami, których oczekiwał w swojej posiadłości. W osłupienie wprawił go widok dwóch mężczyzn przebranych w dziwaczne stroje.

- Firma telekomunikacyjna się kłania. Może skorzysta pan z naszej nowej usługi? – uśmiechnął się Nicolas zdejmując z siebie firmowe ubranie i ściągając z głowy czapeczkę z daszkiem.
- Witamy i zapewniamy, że nie zawiedzie się pan na naszej ofercie – dodał Andres, który zrobił dokładnie to samo co jego przyjaciel.
- Jesteście szurnięci – westchnął Alberto, który nie miał ochoty na żartów.
- Jesteśmy przewidujący. Nie to co pan… Przecież mogli pana śledzić. Niech pan nie będzie taki pewny siebie, bo gliny mogą mieć na pana oko… i na pana znajomych również. A nas stróże prawa mogą już znać – zauważył Moncada.
- Ostrożności nigdy za wiele. Poza tym wiem, że sprawę zabójstwa Mariano Salazara prowadzi David Mendez. Znam tego człowieka. Jest ambitny i doskonały w tym co robi. Nie można go lekceważyć. Trzeba zachowań ostrożność – wtrącił Delgado.
- Co z was takie tchórze? Trzęsiecie się jak galarety! Nikt mnie nie śledzi, bo dobrze sprawdziłem teren. Ale nieważne… Zmieńmy temat. Dostaliście ode mnie swoje pieniądze za dobrze wykonaną robotę, ale po kilku dniach odpoczynku czas na kolejną.
- Kogo teraz trzeba zabić? Wie pan doskonale, że mamy to we krwi – kpił Nicolas.
- Nikogo. Muszę ostrożnie wykonywać swoje kolejne kroki. Trzeba jednak skopać tyłek pewnej osobie. Niech to będzie dla niego nauczka na przyszłość.
- O kogo chodzi? Zajmę się tym osobiście albo wyślę najlepszych ludzi i będzie pozamiatane.
- Wyślij swoich ludzi. Wy jesteście przeznaczeni do wyższych celów. Ten idiota nie będzie żadnym problemem. Połamcie mu solidnie kości, ale nie zabijcie.
- Kim jest ten idiota?
- To mój syn Jorge. Znacie go. Trzeba nauczyć go pokory, bo niestety nie ma tego pojęcia w swoim dziesięciowyrazowym słowniku.
- Przekazać mu coś od pana?
- Owszem. Niech twoi ludzie powiedzą mu, że ma sam zarobić na swoje życie, bo w innym wypadku popłynie ściekami. Tyle właściwie wystarczy – uśmiechnął się Alberto.
- Jest aż tak niepokorny? – zapytał Andres.
- Żebyś wiedział. Wysysa od swojej rodziny każdy grosz, a jest nikim! Mam go dość, ale w końcu to mój syn, więc nic więcej nie mogę mu zrobić. Nie jestem przecież mordercą…
- Właśnie – śmiał się Nicolas. Ale on będzie wiedział, że to pańska sprawka… Może na pana donieść.
- Nie zrobi tego, bo jest zwykłym tchórzem. Zrozumie swoją lekcję. Możecie już iść… Chociaż nie… Niech powiedzą mu jeszcze jedno zdanie.
- Jakie?
- Żeby na przyszłość szanował swoich rodziców, bo jako martwemu nie przyda się już żadna jałmużna…

Tymczasem…

Angela wybrała się na spacer aby odreagować po ostatnich jakże traumatycznych przeżyciach i dniach pełnych bólu i cierpienia. W tym tygodniu czekało ją ważne spotkanie w firmie i odczytanie testamentu ojca. Pozostawał więc niepokój co będzie dalej. Trzeba było zająć się sobą i swoim bratem, bo pomoc wujka nie będzie przecież trwała wiecznie. Do tego dochodziła sprawa śledztwa oraz interesy, a do nich dziewczyna nie miała teraz głowy. Wiedziała jednak, że to wszystko czeka na nią i wcześniej czy później będzie musiała stawić czoło problemom. Nie sądziła, że nawet teraz czyha na nią niebezpieczeństwo gdy przechadzała się po jednej z dzielnic Miami wracając z zakupów. Pewien mężczyzna obserwował ją przez dłuższy czas siedząc w zaparkowanym w pobliżu samochodzie.

- Piękna jak zawsze… Od dawna marzyłem aby cię spotkać. I ta okazja nadarzyła się nawet szybciej niż sądziłem. Ja cię zobaczę, ale ty mnie jeszcze nie. Jest na to za wcześnie, dlatego odpowiednio się do tego spotkania przygotowałem – uśmiechnął się mężczyzna zakładając na siebie kominiarkę.

Wysiadł następnie z samochodu i przyśpieszył kroku korzystając z okazji gdy dziewczyna znalazła się sama w jednej z uliczek. Nikt nie mógł mu przeszkodzić w tym co zamierzał. Zaatakował ją od tyłu, a jego ręka z całej siły zatkała jej usta.

- Znów się spotykamy Angelo. Ciekawe czy mnie jeszcze pamiętasz, bo ja o tobie nie zapomnę nigdy – szyderczo uśmiechnął się mężczyzna, a ostrze jego noża zabłysło tuż przy gardle przerażonej dziewczyny…

Klub „Dzika kotka”.

Jose Luis zupełnie inaczej niż jego siostra reagował po śmierci swojego ojca. Podczas gdy Angela była gotowa aby stawiać czoło problemom, jej brat popadał w kolejne i pogrążał się nawet nie widząc jak bardzo. Zabrał Lorenę do klubu aby jej zaimponować, ale tak naprawdę chciał się jedynie upić. Nie obchodziła go ani firma ani studia. Nienawidził ojca za jego pijaństwo, ale sam podążał tą samą ścieżką.

- Nie za wcześnie na picie? – zapytał go barman.
- A co cię to obchodzi? Mam tyle lat, że mogę pić kiedy mi się podoba. Nalej mnie i mojej partnerce whisky – powiedział poirytowany Jose Luis.
- To porządny lokal. Nie sądziłam kochanie, że mnie kiedyś tu zabierzesz – stwierdziła zaciekawiona Lorena.
- Doczekałaś się. Po ojcu odziedziczę zapewne jedynie długi, ale jeszcze stać mnie na kobietę i alkohol.
- Mając tak oddaną i kochającą dziewczynę jak ja na pewno zapomnisz o tym cierpieniu. Ukoję twoje serduszko. Zobaczysz. Ale nie tylko alkohol może ci w tym pomóc. Słyszałam, że w tym klubie można rozerwać się też w inny sposób i przy innych używkach.
- O czym ty mówisz? – zdziwił się Jose Luis.
- Sprzedajecie tu dragi, co nie? – spytała barmana prosto z mostu Lorena.
- Ja nic nie wiem i nie znam cię dziewczyno, więc niczego się nie dowiesz.
- Daj spokój Rodrigo. Nowym też trzeba dać czasem szansę. A co cię interesuje złotko? – wtrącił się do rozmowy barczysty mężczyzna, który od pewnego czasu przysłuchiwał się ich rozmowie.
- A co masz do zaoferowania?
- Na początek to – wyjął z kieszeni kilka pastylek zawiniętych w foliowej torebce.
- Daj spokój Lorena. Nie wiemy co to za towar, a poza tym my przecież nie…
- Wyluzujesz się i dobrze ci to zrobi kochanie. Biorę to na siebie…
- To będzie kosztować, a nie wiem czy macie na tyle forsy. Jesteście tu nowi, a nowym nie ufamy.
- Sam mówiłeś, że trzeba zrobić wyjątek…
- Łapiesz mnie za słówka, ale niech ci będzie. Ten kowboj nie jest zbyt śmiały i inaczej cię nie przeleci. Bierzecie czy nie? Zaraz się rozmyślę.
- Bierzemy – powiedział stanowczo Jose Luis popijając swojego drinka.
- Już jesteś mój idioto – uśmiechnęła się Lorena…

Tymczasem…

Jorge zrealizował czek jaki dostał od Estefanii. Wystarczyło mu to aby pomieszkać kilka dni w hotelu, ale zamierzał teraz rozglądnąć się za jakimś przytulnym mieszkankiem. Był nawet zadowolony, że uwolnił się od ojca i przechytrzył kobietę, którą mógł swobodnie szantażować. Mylił się jednak jeśli sądził, że wygrał z nimi potyczkę. Nawet nie wiedział jak bardzo.

- Jorge Mandela? – zapytał go pewien mężczyzna gdy ten wychodził z hotelu i zamierzał wsiąść do swojego samochodu.
- Tak, a o co chodzi? – odparł zaskoczony chłopak.
- O twój charakterek. Jesteś podobno nadęty jak bufon i bezczelny. Wkurzasz pewnych ludzi.
- A co tobie do tego?
- Mnie nic, ale komuś dla kogo pracuję nie spodobała się twoja pycha.
- Zjeżdżaj koleś!

Jorge chciał otworzyć drzwi swojego auta, ale silna ręka mężczyzny uniemożliwiła mu to. Przerażony chłopak zauważył nagle, że ma do czynienia nie tylko z nim, ale z kilkoma innymi rosłymi napastnikami, którzy otoczyli go dookoła.

- I co teraz? Jakie to uczucie byś zwierzyną? – uśmiechnął się szef bandy, a po chwili jego ludzie uniemożliwili mu ucieczkę i zaczęli bić go z całej siły po twarzy i kopać gdy już upadł na ziemię. A on nie miał zielonego pojęcia co może go jeszcze czekać…

Tymczasem…

W tym samym czasie taki sam strach który miał w oczach Jorge, towarzyszył też Angeli. Ona również czuła się bezbronna mimo że atakował ją zaledwie jeden napastnik. Nie poznała go, bo nie widziała jego twarzy, ale jego głos brzmiał znajomo.

- Kim jesteś? – spytała przerażona Angela.
- Jestem twoim znanym koszmarem z przeszłości, a teraz będę koszmarem z teraźniejszości – kpił mężczyzna wciąż dusząc dziewczynę.

Mimo wszystko Angela nie straciła zimnej krwi. Nagle niespodziewanie kopnęła napastnika w krocze, a ten zwinął się z bólu gubiąc przy okazji nóż, który trzymał w ręce. Nie zamierzał jednak zrezygnować i pobiegł za dziewczyną. Po chwili dogonił ją i znów się na nią rzucił.

- Niezły numer Angelo. Jesteś odważna, ale już mi nie uciekniesz ślicznotko! Nigdy więcej!
- Puść ją draniu! – krzyknął nagle pewien mężczyzna mierząc do napastnika z broni.

Napastnik szybko pchnął Angelę w jego kierunku, a sam uciekł do swojego samochodu i odjechał z piskiem opon. Gdy nie miał przy sobie broni, nie czuł się już tak bezpiecznie i jedyne o czym myślał to o ucieczce. Dziewczyna wpadła wprost w ramiona swojego wybawiciela omal go nie przewracając.

- Lubi się pani pakować w kłopoty – westchnął David.
- Dziękuję za pomoc, ale sama bym sobie poradziła – odparła Angela.
- Nie wątpię…
- Proszę ze mnie nie kpić!
- Nie kpię, ale odwiozę panią do domu, bo jeszcze kolejny rabuś panią napadnie. Nie zawsze będę w pobliżu aby panią uratować. Zresztą i tak się do pani wybierałem, bo musimy porozmawiać.
- Ma pan podobne poczucie humoru co ja, ale proszę mi uwierzyć, że przed chwilą nie było mi do śmiechu. Jedźmy już. Jestem chyba na pana skazana, bo czuję, że pan mnie śledzi..
- A ja na panią, bo prowadzę śledztwo i muszę panią widywać. Jesteśmy więc na siebie skazani czy pani tego chce czy nie.
- Na to wygląda mój ty aniele stróżu – uśmiechnęła się Angela, którą ta sytuacja zaczynała już bawić. Powoli nabierała jednak do policjanta zaufania, bo czuła się w jego towarzystwie bezpieczna, choć tak naprawdę jeszcze pięć minut wcześniej mogła zginąć.
- Coś mi mówi, że to nie był przypadkowy napad… Kolejna sprawa do wyjaśnienia. Im dalej w las tym więcej drzew – zastanawiał się David, po czym wsiadł do swojego samochodu i oboje odjechali w kierunku rezydencji Salazarów…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:02:19 02-09-10    Temat postu:

Bardzo ciekawe zachowanie komisarza na komisariacie.
Widać tutaj ,że ogromnie pochłonęła go praca i zrobi wszystko ,żeby rozszyfrować każdy nowy trop.
Przyjaciel zdecydował się z nim na rozmowę.
Gonzalo zwierzył się swojemu przyjacielowi o problemach ze swoją siostrą i tym telefonie od niej.
Sam czuje ,że to nie tak i ona napewno nie jest w żadnej
Europie.
Mendez teraz będzie bacznie przyglądał się Alberto bo ten człowiek wzbudza ogromne zainteresowanie i trzeba na nim skupić uwagę po tych wszystkich
wydarzeniach blisko rodziny Salazar a przede wszystkim po zabójstwie Mariano.

Jorge to faktycznie taki nierób i ma pusto w głowie ,ale jego ojciec to morderca i karierowicz. Jorge i tak jest o wiele lepszy od ojca
ale ma też swoje czarne strony charakteru. Nicolas i firma telekomunikacyjna ! To dobre jakie przebrania ,żeby tylko wkurzyć Alberto
oni naprawdę są jacyś szurnięci ale sprytni i bardzo rozważni bo wiedzą ,że teraz są na celowniku. Alberto przegina wysyłając swoich psów
na własnego syna! Przecież to jego dziecko mimo tego ,że jest takie ale niech stary sam najpierw spojrzy na siebie a potem na swojego potomka!

Dobrze ,że Angela powoli wraca do normalności i przynajmniej się stara to robić. Ten spacer dobrze jej zrobił!
Ten mężczyzna z auta to jakiś świr :O ZAATAKOWAŁ biedną Angelę ! i to na ulicy nikt nie mógł jej pomóc bo wykorzystał
okazję ! Ciekawa jestem kim on jest!

Jestem zaskoczona właśnie teraz kim może być ten mężczyzna i musze czekać do następnego odcinka żeby się o tym dowiedzieć.
Akcja zaczyna się rozkręcać coraz bardziej a prosta droga zawijać !

Lorena stara się pomóc Jose ale on jest dla niej za zbytnio wredny i opryskliwy a od rozmowy z nią woli alkohol.
Lorena zwariowała! jak może swojemu facetowi oferować dragi ,żeby się wyluzował na początki myślałam ,że się o niego martwi a tu..

Jorge myślał ,że może teraz robić co chce i korzystać z życia. No to młody debilek się trochę pomylił.
JESTEM OGROMNIE CIEKAWA CO GO JESZCZE CZEKA! Jaką niespodziankę dostanie od swojego tatusia.

Angela potrafiła się sama obronić i to w jakim zjawiskowym stylu !
DAVID PRZYSZEDŁ NA RATUNEK!! JEJ aż sobie wyobraziłam jak to mogło pięknie wyglądać jak mierzył do tego kretyna co chciał skrzywdzić biedną
Angelę.

Cudne powiedzenie ,którego wcześniej nie znałam :Im dalej w las tym więcej drzew )
Taka prawda i więcej zawikłań w tej rodzinie !

GENIALNY ODCINEK !


Ostatnio zmieniony przez Jullye dnia 14:05:59 02-09-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:05:09 02-09-10    Temat postu:

Bardzo ciekawe zachowanie komisarza na komisariacie.
Widać tutaj ,że ogromnie pochłonęła go praca i zrobi wszystko ,żeby rozszyfrować każdy nowy trop.
Przyjaciel zdecydował się z nim na rozmowę.
Gonzalo zwierzył się swojemu przyjacielowi o problemach ze swoją siostrą i tym telefonie od niej.
Sam czuje ,że to nie tak i ona napewno nie jest w żadnej
Europie.
Mendez teraz będzie bacznie przyglądał się Alberto bo ten człowiek wzbudza ogromne zainteresowanie i trzeba na nim skupić uwagę po tych wszystkich
wydarzeniach blisko rodziny Salazar a przede wszystkim po zabójstwie Mariano.

Jorge to faktycznie taki nierób i ma pusto w głowie ,ale jego ojciec to morderca i karierowicz. Jorge i tak jest o wiele lepszy od ojca
ale ma też swoje czarne strony charakteru. Nicolas i firma telekomunikacyjna ! To dobre jakie przebrania ,żeby tylko wkurzyć Alberto
oni naprawdę są jacyś szurnięci ale sprytni i bardzo rozważni bo wiedzą ,że teraz są na celowniku. Alberto przegina wysyłając swoich psów
na własnego syna! Przecież to jego dziecko mimo tego ,że jest takie ale niech stary sam najpierw spojrzy na siebie a potem na swojego potomka!

Dobrze ,że Angela powoli wraca do normalności i przynajmniej się stara to robić. Ten spacer dobrze jej zrobił!
Ten mężczyzna z auta to jakiś świr :O ZAATAKOWAŁ biedną Angelę ! i to na ulicy nikt nie mógł jej pomóc bo wykorzystał
okazję ! Ciekawa jestem kim on jest!

Jestem zaskoczona właśnie teraz kim może być ten mężczyzna i musze czekać do następnego odcinka żeby się o tym dowiedzieć.
Akcja zaczyna się rozkręcać coraz bardziej a prosta droga zawijać !

Lorena stara się pomóc Jose ale on jest dla niej za zbytnio wredny i opryskliwy a od rozmowy z nią woli alkohol.
Lorena zwariowała! jak może swojemu facetowi oferować dragi ,żeby się wyluzował na początki myślałam ,że się o niego martwi a tu..

Jorge myślał ,że może teraz robić co chce i korzystać z życia. No to młody debilek się trochę pomylił.
JESTEM OGROMNIE CIEKAWA CO GO JESZCZE CZEKA! Jaką niespodziankę dostanie od swojego tatusia.

Angela potrafiła się sama obronić i to w jakim zjawiskowym stylu !
DAVID PRZYSZEDŁ NA RATUNEK!! JEJ aż sobie wyobraziłam jak to mogło pięknie wyglądać jak mierzył do tego kretyna co chciał skrzywdzić biedną
Angelę.

Cudne powiedzenie ,którego wcześniej nie znałam :Im dalej w las tym więcej drzew )
Taka prawda i więcej zawikłań w tej rodzinie !

GENIALNY ODCINEK !
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:09:58 03-09-10    Temat postu:

Super odcinek
Davida całkowicie pochłonęło śledztwo. Widać, że jest bardzo obowiązkowy i poważnie traktuje swoje obowiązki. Jego upór może doprowadzić do najszybszego wyjaśnienie i rozwiązania zagadki śmierci Mariana. On się nie podda.
Cytat:
- Firma telekomunikacyjna się kłania. Może skorzysta pan z naszej nowej usługi? – uśmiechnął się Nicolas zdejmując z siebie firmowe ubranie i ściągając z głowy czapeczkę z daszkiem.
- Witamy i zapewniamy, że nie zawiedzie się pan na naszej ofercie – dodał Andres, który zrobił dokładnie to samo co jego przyjaciel.

Rozwalił mnie ten tekst. Wspólnicy Alberta zawsze w gotowości. Każe on im zająć się jego synem. Co z niego za ojciec, żeby nasyłać jakichś zbirów.
Jose Luis stacza się tak samo jak jego ojciec, najpierw alkohol teraz narkotyki. Czy Angela ma mało problemów, co za gówniarz. A wszystko przez głupią Lorenę, która leci na jego kasę.
Angeli grozi niebezpieczeństwo. Jakiś typek ją napadł, domyślał się kto nim jest, ale nie ujawnię. Chciał ją zabić. Na szczęście pojawił się David niczym rycerz na białym koniu i wybawił damę ze szpon złego smoka, ale niestety smok zwiał. Tak bywa. David jednak nie wierzy, że nie był to przypadkowy napad. On wszystko wykryje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 15:29:28 06-09-10    Temat postu:

17 ODCINEK

Miami.

Rezydencja rodziny Salazarów.

David odwiózł Angelę na miejsce. Od jakiegoś czasu rezydencja Salazarów stała się jego drugim domem, bo tego wymagało od niego prowadzone śledztwo, ale nie tylko dlatego tak często się tam pojawiał. Coraz bardziej przekonywał się do pięknej dziewczyny, ale z jakże trudnym charakterem. Niektóre jej cechy, które wydawały się wadami, w oczach policjanta stawały się zaletami, czyli upór i ambicja w dążeniu do celu. Przede wszystkim jednak Angela nie dawała sobie w kaszę dmuchać, była odważna i twarda i to właśnie nie uszło uwadze Mendeza. Jednak i w jej oczach policjant zaczął zyskiwać coraz większe zaufanie. Zawsze był tam gdzie trzeba, już nie po raz pierwszy uratował ją w trudnej sytuacji. Wierzyła, że jest odpowiednim człowiekiem, który może wyjaśnić okoliczności śmierci jej ojca i dojść do prawdy. Oczekiwała od niego tylko tej jednej rzeczy, ale sama nie miała pojęcia, że w rzeczywistości obchodzi on ją bardziej niż sądzi.

- Dziękuję raz jeszcze za wszystko. Chyba potrzebuję ochroniarza na stałe, bo ciągle mam jakieś problemy. Jak pan widzi mieszkam w tym pałacu sama z bratem i nie czuję się tu dobrze. Wolałabym żyć w jakiejś norze, ale mając przynajmniej rodziców u boku. Wtedy byłabym spokojna i nic więcej nie potrzebowałabym do szczęścia. Niestety jest jak jest i muszę przyzwyczaić się do tego, że co było już nie wróci. Rozpoczynam nowy rozdział w moim życiu, ale jeszcze wiele przede mną. Mam dla kogo żyć i co robić. Jest wiele spraw do rozwiązania. Tylko daje mi siłę aby myśleć, że to wszystko ma jeszcze jakiś sens – stwierdziła Angela.
- Życie jest nieprzewidywalne, ale każde zdarzenie czemuś służy. Po śmierci mojego ojca czułem się tak samo jak pani. Uważałem, że mój świat runął do góry nogami. Jego również zamordowano w okrutny sposób. Mówią, że czas leczy rany… To jest tylko półprawda. Do dziś z trudem wspominam tamte chwile, ale doszedłem do siebie. Znalazłem ukojenie w pracy. Moje życie nie jest zwariowane, jest po prostu normalne. Żyję z dnia na dzień. Proszę mi wybaczyć ten monolog. Co to panią obchodzi… Pewnie panią zanudzam, a przecież nie w tej sprawie przyszedłem – odparł David.
- Nie zanudza mnie pan. Czasem warto wsłuchać się w drugiego człowieka i poznać jego wnętrze. Teraz rozumiem, że i pan nie miał łatwo. Współczuję tego co pan przeszedł, ale na pewno jest pan świetnym policjantem. Odnalazł pan sens w życiu i to jest najważniejsze. Byłam nietaktowna atakując pana kiedyś… Nie miałam pojęcia, że pan również przeszedł to co ja… Byłam taka małostkowa.
- Skąd miała pani o tym wiedzieć? Zostawmy to. Chciałem porozmawiać z panią o Alberto Mandeli. Czy pani mu ufa?
- Trudne pytanie. Znam go wiele lat. Był najlepszym przyjacielem mojego ojca, zawsze wydawał się mi się miły i sympatyczny…
- To mogą być pozory. Porozmawiam z tym człowiekiem. Musi mi wiele wytłumaczyć i wyjaśnić.
- Nie bardzo rozumiem. Co ma pan do Alberta?
- To jeszcze nic potwierdzonego, ale dowie się pani o tym pierwsza. Muszę już iść, bo znów się zasiedziałem. Niech pani na siebie uważa, bo nie zawsze będę w pobliżu.
- Będę uważała, bo nie mogę pana zawieść panie komisarzu.

Angela uśmiechnęła się i podała mu dłoń. David przez dobrą chwilę patrzył w jej błyszczące oczy aż ona speszona po chwili spuściła je.

- Nie chcę pana wyganiać, ale miał pan już iść…
- Dokładnie tak. Powiedzmy, że coś mnie przez chwilę rozproszyło…
- Bardzo pan dowcipny, ale niech pan wraca do pracy. Na kobiety będzie się pan patrzył później. Na pewno narzeczona czeka w domu…
- Do zobaczenia. Poinformuję panią osobiście co nowego będzie działo się w śledztwie. A i jeszcze jedno… Nie mam narzeczonej – skwitował krótko David opuszczając mieszkanie.

Angela uśmiechała się do siebie przez chwilę, a potem ktoś znów zadzwonił do jej drzwi.

- Czego pan roztargniony komisarz tym razem zapomniał? – zapytała otwierając je.
- Roztargniony pan komisarz? Jaka poufałość… Wiedziałam, że ciągnie cię do tego przystojniaka – śmiała się Viviana.
- Daj spokój. Wybij go sobie z głowy i nie żartuj w ten sposób…
- Ja sobie go wybiję, ale nie wiem czy ty zrobisz to samo Angelo…
Angela spojrzała wymownym wzrokiem na przyjaciółkę, a potem znów się roześmiała.

- Napij się ze mną kawy, to może przejdą ci te głupie myśli. Nie uwierzysz co mi się dziś przytrafiło. Zostałam napadnięta i gdyby nie pomoc Davida być może byśmy teraz już nie rozmawiali…

Tymczasem…

Zdenerwowany Felipe wszedł do swojego mieszkania trzaskając z hukiem drzwiami tak jakby wchodził do obory. Był wściekły i poirytowany, bo jego jakże prosty plan kompletnie nie wypalił. Rzucił swoją kominiarkę na tapczan i w momencie trzęsącymi się rękami nalał sobie szklankę whisky.

- Tyle lat czekałem aby znów cię dotknąć i zrobić z tobą to na co miałem zawsze ochotę. Było blisko dopóki nie pojawił się ten przeklęty idiota udający bohatera! Nic się nie zmieniłaś Angelo. Jesteś jak jadowite zwierzę które trzeba oswoić i wytresować. Już ja bym cię ujarzmił… Tym razem ci się udało, ale obiecuję, że tak nie będzie zawsze. Kiedyś o mały włos nie zaciągnąłem cię do ołtarza. Teraz wyznaczyłem sobie inny cel. Zemsta jest słodka. Teraz to ja cię porzucę, ale najpierw wezmę to czego nie zdążyłaś mi dać tamtym razem, a przy okazji do mojej kieszeni wpadnie trochę grosza. Twoje zdrowie ślicznotko! – mężczyzna szybko opróżnił szklankę gdy w mieszkaniu pojawiła się Lorena.

- Znowu pijesz do lustra? Tylko tyle potrafisz – rzuciła na przywitanie dziewczyna.
- Dzisiaj prawie miałem Angelę Salazar, ale mi się wymknęła – odparł Felipe.
- Czyli jak zwykle klapa. U mnie było nieco inaczej. Nauczyłam Jose Luisa pić i ćpać.
- Co ty nie powiesz? Przespał się z tobą w końcu?
- Nie dałby rady. Nie jest przyzwyczajony do dragów. Gdyby wziął tyle ile ja na co dzień, to umarłby na miejscu. Wrócił do domu taksówką. W takim stanie nie był w stanie się ze mną kochać.
- I po co to robisz? Chcesz jego pieniędzy, a robiąc z niego narkomana, pijaka i ćpuna nic nie zyskasz. Pamiętam go jak był jeszcze dzieckiem. Zawsze wydawał mi się skończonym kretynem. Nie wiem czy kiedykolwiek zabawi się z tobą na poważnie. Zresztą od seksu masz mnie…
- Ale nie dzisiaj. Padam z nóg… I nic się nie martw. Wiem co robię. Niedługo Jose Luis będzie mógł liczyć tylko na mnie, a wtedy będzie mój. Cały mój – powiedziała rozbawiona Lorena…

Szpital.

Otworzył oczy i szybko zamknął je z powrotem gdy poraziło go światło bijące z pomieszczenia w którym się znajdował. Po chwili przyzwyczaił się już do tego widoku. Zauważył, że leżał w szpitalnym łóżku, a nad nim stał lekarz z zatroskaną miną.

- Już myślałem, że przeszedłem do tego ponoć lepszego świata – westchnął Jorge i chciał się poruszać, ale nie był w stanie. Bolało go wszystko, nawet głowę miał obandażowaną.
- Szczerze powiedziawszy niewiele brakowało aby się pan tam znalazł. Został pan pobity i ma pan wiele urazów i złamań, przede wszystkim złamane żebra. Na szczęście urazy głowy nie są tak wielkie, więc pana życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale mógł pan zostać nawet inwalidą. Ma pan wielkie szczęście – odparł lekarz.
- Przeklęte bandziory…
- Znalazł pana jakiś przechodzień i zawiadomił pogotowie. Gdyby tego nie zrobił to pół godziny później mógłby pan już nie żyć…
- Kiedy stąd wyjdę?
- Niech pan nie żartuję. Musi pan tu poleżeć co najmniej trzy lub cztery tygodnie. Nieprędko stanie pan na nogi.
- Nie mam czasu na leżenie w łóżku! Muszę wstać i…

Jorge nie zdążył dokończyć. Ból był zbyt wielki. Każdy najdrobniejszy ruch powodował olbrzymi grymas na jego twarzy. O chodzeniu i wstaniu z łóżka nie było mowy.

- Wiem, że potrzebuje pan czasu, ale musi pan to przyjąć jak mężczyzna. Nie obejdzie się bez kilkutygodniowego pobytu tutaj i rehabilitacji…
- A niech to! Oboje mnie załatwili. Wiem kogo to sprawka. Niech sądzą, że ze mną wygrali. Upadłem na kolana, ale z nich powstanę. Nie wiedzą do czego jestem zdolny i jakie asy mam jeszcze w rękawie – pomyślał Jorge…

Klub „Dzika kotka”.

Nicolas z wielką lubością podglądał trenującą przed kolejnym występem Carlę. Już za kilka minut miała znów zafascynować swoimi ruchami i ciałem każdego zasiadającego w klubie faceta. Mężczyźnie podobało się, że pobiła się ona z Samantą i stawiła jej czoła. Znów dzięki temu pokazała, że jest twarda i niczego się nie boi, a takie kobiety Moncada uwielbiał. Zajrzał do garderoby i w swoim stylu przeszkodził tancerkom w ich ostatnich minutach treningu.

- Znów będziesz gwiazdą wieczoru ślicznotko – uśmiechnął się Nicolas.
- Czego pan ode mnie chce? Chyba muszę dobrze wypaść, więc proszę dać mi spokój! – odparła buńczucznie Carla.
- Już ci dam spokój, ale chcę ci tylko podziękować za to jak broniłaś mnie przed Samantą. Wiesz… ona jest jak zwierzę, zachowuje się bardzo nieodpowiedzialnie. Nie martw się o nią. Nie będzie nam przeszkadzać. Gdy twoje serce i dusza znów mnie zapragną, przybiegnę do ciebie natychmiast złotko…
- Pan chyba oszalał! Nigdy nie zapragnę takiego bydlaka jak pan! Może ona pana kocha, ale nie ja. Ona jest chora!
- Z miłości… Wiem, bo miłość to choroba. Nigdy jej nie doświadczyłem, a chciałbym choć raz na nią zachorować. To tak jak z ospą czy świnką. Raz a dobrze… Ja jednak mam zwykle tylko przeziębienie, czyli pożądanie i przyjemność. Na ciebie mam zaś pozytywne uczulenie i gdy cię widzę wcale nie czuję się gorzej…
- Pan bredzi. Nigdy panu nie ulegnę!
- Obie mnie kochacie… Przyznaj się, że chcesz mnie mieć w swoim łóżku, a udajesz taką nietykalną. Kiedyś jednak wezmę cię… choćby siłą, ale to zrobię. Pokusa jest naprawdę wielka!

Ich dyskusję przerwało pojawienie się jednego z goryli pracujących w klub. Był on bardzo zdenerwowany i ledwo łapał oddech.

- Szefie! Gliny tu węszą! Chyba szukają Carli!
- Jeszcze tego mi brakowało! Spróbujcie ich zagadać, ale bez bijatyk! A ty idziesz ze mną złotko! Nikt nie może cię tu zobaczyć! Wyjdziemy sobie na świeże powietrze. Jeśli to twój braciszek to zapewniam cię, że skrócę go o głowę!

Nicolas złapał dziewczynę za rękę i szybkim krokiem wyszli do innego pomieszczenia.

- Oby to był mój brat – pomyślała w duchu Carla nie bojąc się, że Nicolas może jej coś zrobić.

Miała rację. Gonzalo i jego ludzie przeczesali wszystkie większe kluby w mieście. W końcu przyszedł czas na „Dziką kotkę”.

- Oto moje zezwolenie… A więc nie ma szefa? Tak się teraz pilnuje interesu? Zaraz się przekonamy czy rzeczywiście go nie ma. Przeszukajcie każdy kąt w tym miejscu! Czuję, że jesteśmy blisko. Nie ruszę się stąd bez mojej siostry! Każdy kąt! Dokładnie i nie śpieszcie się! Mamy czas. Możemy dziś tu długo zabawić – uśmiechnął się Gonzalo…

Firma rodziny Salazarów.

Alberto był zadowolony, że ludzie Nicolasowi dali porządny wycisk jego synowi. Teraz był pewien, że ten tchórz nie podniesie już więcej głowy przeciwko własnemu ojcu. Jednak nie wszystko szło dobrze. Sekretarka zawiadomiła go, że David Mendez chce z nim porozmawiać.

- Wpuść go – powiedział niechętnie Mandela myśląc o co jeszcze może temu gliniarzowi chodzić.

David wszedł po chwili i uścisnął dłoń Alberta, który starał się go przywitać w przyjacielskim tonie.

- Co pana do mnie sprowadza komisarzu? – zapytał z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
- Pańska przeszłość panie Alberto Mandela – odparł bez cienia emocji na twarzy Mendez.
- Nie bardzo rozumiem…
- Nie będę owijał w bawełnę, bo nie jestem z takich. Powiem krótko, a pan będzie ze mną współpracował, bo przecież tak samo jak i ja pragnie pan sprawiedliwości i dojścia do prawdy w sprawie śmierci Mariano Salazara.
- Oczywiście, że tak…
- Był pan najlepszym przyjacielem zmarłego i jego rodziny.
- Mariano był dla mnie jak brat, ale dalej nie rozumiem o co panu chodzi. O jakiej mojej przeszłości chce pan rozmawiać?
- Przyjaciele tak nie postępują…
- Może pan mówić jaśniej?
- Mariano Salazar przez lata zatrudniał w swojej firmie uczciwych ludzi. Nikt z jego pracowników nie miał nic za uszami, a nawet jeśli ktoś był nieuczciwy to wylatywał z pracy. Więc to co odkryłem jest tym bardziej kuriozalne. Sprawdzał wszystkich, a nie sprawdził pana.
- Do czego pan zmierza? Co to za insynuacje?
- Zanim zaczął pan tu pracować był pan zwykłym robolem w innej firmie. Później sporo pan awansował u Salazara. Teraz jest pan wiceprezesem, a pewnie marzy pan aby zostać ten jeden szczebelek wyżej, prawda?
- Miał pan nie owijać w bawełnę, a robi to pan… Nie wiem czemu ma służyć oskarżanie mnie?
- To nie jest oskarżanie, lecz fakty. Wyrzucono pana z poprzedniej firmy za kradzież. Były też oskarżenia o defraudację sporej sumy pieniędzy. Wpłacił pan kaucję i zatuszowano sprawę. Czyżby to Mariano Salazar panu wtedy pomógł i wyciągnął z problemów? A może o niczym nie wiedział? Najlepiej jest przecież wymazać te fakty ze swojego życiorysu, prawda panie Mandela? On panu pomógł, a pan go…
- Okradł, wykorzystał, zakpił z niego, a może zabił? Nie, nie… O nic mnie pan nie oskarży. Byłem jego lojalnym przyjacielem. W porządku… odrobił pan lekcję. Miałem swoje słabości, jak każdy człowiek, ale je przezwyciężyłem. We dwóch z Marianem wprowadziliśmy ta firmę na wyżyny…
- Doprawdy? A ostatni kryzys?
- Co pan o tym wie? Jest pan inteligentny i działa z zaskoczenia, ale ja nie mam nic do ukrycia. Przyznaję się do swoich grzeszków z przeszłości, ale to nie czyni ze mnie winnego śmierci mojego przyjaciela. Jeśli tyle ma mi pan do powiedzenia to tam są drzwi…
- Odkrywa się pan…
- Ja po prostu jestem niewinny. Niech pan szuka winnych gdzie indziej.
- Już wychodzę, ale powiem panu na koniec jedno. Nie spodobał mi się pan i pańska postawa. Będę miał pana na oku. I zapewniam, że jeśli stoi pan za śmiercią Mariano Salazara to wrócę tu i skończą się żarty. Wtedy będę pana wrogim i trafi pan za kratki. Mogę to panu przysiąc – zakończył David.
- Już jesteś moim wrogiem przeklęty glino! Skąd dowiedziałeś się o mojej przeszłości? Jesteś twardym graczem, ale zrobiłeś dziś błąd, bo już nie tacy jak ty próbowali stawić mi czoła. Rozdepczę cię jak karalucha – pomyślał z zasępioną miną Alberto...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:39:27 06-09-10    Temat postu:

Super odcinek
Dobrze, że Angela ma takiego Anioła Stróża w postaci Davida. facet zawsze wie, kiedy się zjawić. Oni coraz bardziej są sobą zafascynowani. Miłość wisi w powietrzu.
Dobrze, że Jorge nie umarł. Jest mocno pobity i spędzi kilka tygodni w szpitalu. Będzie mógł obmyślić zemstę.
Felipe i Lorena, co za ludzie Felipe chce jeszcze dopaść Angelę, a Lorena ma ochotę na jej brata. Rodzeństwo jest w tarapatach.
Akcja w klubie super. Carla jest niegrzeczną dziewczynką, bardzo niegrzeczną. Inna na pewno dostałaby w pysk, że tak się odzywa do szefa.
Cytat:
- Z miłości… Wiem, bo miłość to choroba. Nigdy jej nie doświadczyłem, a chciałbym choć raz na nią zachorować. To tak jak z ospą czy świnką. Raz a dobrze… Ja jednak mam zwykle tylko przeziębienie, czyli pożądanie i przyjemność. Na ciebie mam zaś pozytywne uczulenie i gdy cię widzę wcale nie czuję się gorzej…

Świetny tekst. Lubię tego faceta i koniec. Zawsze mnie rozbawi. Ich rozmowę przerwało wtargniecie goryla, gliny są w klubie i go przeszukują. Nico zabrał dziewczynę i na pewno się ukryje, że gliny ich nie znajdą. Mam jednak nadzieje, że w końcu odnajdą Carlę.
Rozmowa Alberta i Davida bardzo ciekawa. Jednak twierdzę, że policjant nie powinien odkrywać wszystkich kart, tylko dyskretnie go obserwować. A tak ma wroga, który nie cofnie się przed niczym.


Ostatnio zmieniony przez Willa dnia 15:44:27 10-09-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 20:40:28 09-09-10    Temat postu:

Komentarz do odcinków: 15, 16 i 17.



Przyzwoicie i ciekawie, specjalnie, ale czas bym wreszcie wydusił to, co duszę w sobie od jakiegoś czasu - wątek Carli mnie irytuje, nie widzę w nim większego sensu, chyba że taki, aby coś poprzeciągać i wcisnąć jakiś bar do całej tej historii. A oto kilka rzeczy, na które zwróciłem szczególną uwagę i które mi się spodobały:

1) Roberto nie jest otłumanionym Marianem i będzie toczył prawdziwą wojnę z Albertem - gdy spotykają się dwa chłopy o silnych charakterach, to może być bardzo interesująco.

2) Podejrzewałem, że Estefania i Alberto, czyli czołowe ciemne charaktery się spotkają, ale nie sądziłem, że oni się znają i są ze sobą połączeni w pewien złowrogi sposób, to dobrze.

3) Angela z nożem przy gardle to typ akcji, którą lubię, bo niby taka najprostsza, a emocjonująca, no i nóż przy gardle budzi grozę, ciekawe kto chce 'odnowić z nią znajomość'.

4) Księżniczce zaatakowanej przez smoka przybywa na ratunek rycerz, czyli kolejne zbliżenie się do siebie głównych bohaterów i kolejne, które następuje w dramatycznych sytuacjach - aż się boję [i cieszę] na myśl co może się wydarzyć na ich ewentualnym ślubie, skoro mają takie szczęście.

5) Relacje między Albertem i jego synem są wprost powalające - uwielbiam ich sceny i te sarkazmy, którymiu się obrzucają.



Powodzenia w dalszym tworzeniu, pozdrawiam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:28:36 10-09-10    Temat postu:

Angela zaczęła ufać Mendezowi a ten stał się coraz częstszym gościem w rezydencji Salazarów. Już widzę ,że coś z tego będzie. Angela to dziewczyna z charakterem i nigdy się nie poddaje! Osiąga postawione cele i jest bardzo odważna. Piękna rozmowa między Angelą i Davidem  Ona nie chce go zawieść a on zaczął jej się już powoli zwierzać ze swoich problemów. Na pewno narzeczona czeka w domu  i sobie poszedł bo miał już iść…. Oczy Angeli wtedy musiały wyglądać naprawdę cudownie z ogromnym blaskiem. Rozmowa między przyjaciółkami i wścibskość Viviany mnie powaliła. Ona zawsze musi dodać swoje 3 grosze do każdego wydarzenia w którym uczestniczy jej przyjaciółka. Niech Mendez się teraz weźmie porządnie za przesłuchiwanie Alberto.

Mężczyzna który napadł na Angelę to Felipe i coś ich łączyło w przeszłości. Teraz on pragnie na biednej dziewczynie zemsty  kretyn chory! Ale jak myśli ,że jego plany się powiodą to się grubo myli. Już widzę jak wącha pieniędzy i ma w łóżku Angelę.Jeszcze Lorena trzyma z tym idiotą Felipe. Chciała nauczyć Jose Luisa ćpać i kładzie rękę na jego pieniądze myśli ,że jak go uwiedzie to jej świat się zmieni.

Jorge odnalazł się w szpitalu po tym jak dostał po ryju od współpracowników tatusia Ciekawe co teraz zrobi jak mówi ,że ma asy w rękawie i wie kto to zrobił. Czyżby planował jakąś małą zemstę na swoim własnym rodzonym ojcu 

Wreszcie brat Carli odnalazł swoją siostrę w klubie po przeszukaniu takiej ilości nocnych lokali. Nicolas jest za bardzo pewny siebie i z tą Carlą i Samanthą jak myśli ,że one dwie go kochają i pragną ponad wszystko może Samantha bo jest w nim ślepo zakochana mimo ,że to taki frajer i gardzi nimi wszystkimi! Robi tylko to na co ma ochotę.

Rozmowa Mendeza i Alberto zdecydowanie na tak! Swoją drogą jestem ogromnie ciekawa kiedy Alberto wreszcie odpowie za to co robi. Może jego syn zgłosi się na policję i oskarzy swojego ojca o pobicie ale szczerze w to wątpię


Ostatnio zmieniony przez Jullye dnia 16:31:50 10-09-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:21:39 10-09-10    Temat postu:

18 ODCINEK

Miami.

Rezydencja rodziny Salazarów.

Viviana z przerażeniem wysłuchała całej opowieści przyjaciółki związanej z dzisiejszym napadem. Przerywała jej zresztą co chwilę, bo nie mogła uwierzyć w to co słyszy i chciała poznać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół tego zdarzenia. Angela powoli starała się zapomnieć o tym co się stało, ale głos napastnika wydawał jej się znajomy. Nie dawał jej spokoju.

- Kto to mógł być? Mówisz, że to ktoś kogo poznałaś w przeszłości. Masz jakieś podejrzenia? – spytała Viviana.
- Skądże… To był po prostu zboczeniec i tyle. Poradziłabym sobie sama, ale napędził mi stracha. Dobrze, że zjawił się David – odparła Angela.
- Znowu mówimy o tym rycerzu w lśniącej zbroi. Jestem pewna, że to nie przypadek. Znam się na tym. To po prostu przeznaczenie. On jest ci pisany!
- Możesz nie zaczynać. Już setny raz to słyszę! Nie chcę słuchać o tym facecie, bo nic nas nie łączy. Zrozumiałaś?
- Ale sama o nim wspominasz… Wiem, że po tym co zrobił ci Felipe jesteś ostrożna i traktujesz facetów ozięble, ale…

Na dźwięk tego imienia Angela aż poderwała się z kanapy. W jednej chwili przypomniała sobie człowieka przez którego wiele wycierpiała, a jednocześnie w jej myślach znów zadudnił głos napastnika. Dziewczyna aż zbladła z wrażenia.

- Co ci jest? – Ivana spojrzała na nią wymownie.
- To mógł być on! On wrócił! To Felipe mnie dziś zaatakował!
- Uspokój się, bo zaczynasz wariować. To niemożliwe…

W tym momencie do mieszkania z trudem, ale o własnych siłach wszedł Jose Luis. Był kompletnie pijany, a w jego głowie szumiało. Narkotyki zrobiły swoje. Właśnie w takim stanie wrócił z nocnej balangi w towarzystwie Loreny.

- Przepraszam was, ale muszę się położyć – wybełkotał na wstępie.
- Gdzie byłeś i z kim? Co robiłeś? Odpowiadaj! – krzyknęła zdenerwowana Angela.

Jej brat nie zamierzał jej jednak odpowiedzieć. Poszedł do swojego pokoju aby tam się zdrzemnąć i odpocząć.

- Daj mu spokój. Niech wytrzeźwieje. Jutro opowie ci co zaszło – zauważyła Viviana.
- Same problemy… To się chyba nigdy nie skończy. Jose Luis bywa nieodpowiedzialny, ale nie sądziłam, że aż do takiego stopnia. Czasem czułam, że on nienawidził własnego ojca, a podąża jego ścieżką. Pijaństwo, nocne wypady, dziewczyny. Co jeszcze mnie z nim czeka?
- Musi dorosnąć. Daj mu czas…
- Teraz wszyscy musimy dorosnąć, a on w szczególności. Inaczej nie poradzimy sobie po śmierci ojca. Ja chcę być dla niego podporą, ale on musi zrobić to samo dla mnie. Nie będę dla niego jednocześnie matką, ojcem i siostrą. Nie dam rady – westchnęła Angela przytulając się do swojej przyjaciółki.

Komisariat policji.

Esteban Torres nie był zadowolony z najnowszych wieści dotyczących śledztwa. Nie tego się spodziewał. Ta sprawa była dla niego bardzo ważna, nie mógł zawieść swojego przyjaciela Roberto, ale póki co do rozwiązania zagadki było jeszcze bardzo daleko. Grupa Davida nie miała na razie nic szczególnego. Gdy Mendez opowiadał mu o postępach, Esteban tylko kiwał z niedowierzaniem głową.

- I to wszystko? Mam ci przyklasnąć? Usuwasz ze swojej grupy Gonzala, najlepszego twojego człowieka aby wrócił do innego śledztwa? To jakiś żart? A poza tym oskarżasz niejakiego Alberto Mandelę nie mając na niego żadnych dowodów! Nie działasz racjonalnie! To, że ktoś ukradł kiedyś cukierki w sklepie nie znaczy, że jest mordercą! Myślałeś, że postraszysz go pokazując, że znasz jego przeszłość? To niczego nie dowodzi. On może grać nieczysto, ale daleko tu do morderstwa. Zagrałeś z nim w otwarte karty, a to bardzo wpływowy człowiek. Uważaj na niego. Z twojego ataku na niego może przyjść więcej szkody niż pożytku. To on może ciebie przechytrzyć, a nie ty jego – oznajmił Esteban.
- Szef dobrze wie, że nie boję się takich nadzianych forsą facetów. Co on mi może zrobić? Absolutnie nic. Poza tym ja dążę do prawdy. Dlaczego zakładasz, że Mandela nie maczał w tym palców?
- Może i maczał, ale za wcześnie na stawianie zarzutów gdy nie masz ku temu dowodów. Być może pozbyłby się wspólnika z zazdrości i chęci władzy, ale nie zrobiłby tego sam. Na pewno kogoś wynajął. Nie jest głupi. Ten tajemniczy świadek który nam zniknął widział wtedy trzy osoby znęcające się nad Salazarem. Pomyśl o tym. Poszukaj tego świadka zamiast prowadzić śledztwo chaotycznie. Nie tego cię uczyłem. Działasz pod wpływem emocji, ale zupełnie nie wiem dlaczego tak się dzieje. A może i wiem…
- Sprawdzam każdego, a Mandela wydał mi się podejrzany…
- To za mało David. Chcę dowodów! Tak to bawią się chłopcy w piaskownicy! Chcesz mieć przeciwko sobie media? Rozpęta się piekło jeśli Mandela i jego firma wytoczą ci proces! Znajdź winnego za pomocą dowodów, a nie dlatego, że coś ci się wydaje… Zrozumiałeś?
- Tak szefie, ale myślałem, że mam wolną rękę. Mogłeś od razu powiedzieć co ci się w mojej pracy nie podoba…
- Skoro chcesz to ci powiem. Nie podoba mi się to jak spoufalasz się z córką ofiary. Zamiast nią zajmij się śledztwem. Daję ci kilka dni. Przekonaj mnie, że coś masz, bo w innym wypadku zawieszę cię i sam się tym zajmę. A chyba tego nie chcesz – zakończył zdenerwowany Esteban…
- Do diabła! O co mu chodzi… Jeszcze nigdy nie widziałem go tak zdenerwowanego – zamyślił się David…

Szpital.

Jorge przez jakiś czas był nawet rozbawiony gdy młode i ładne pielęgniarki kręciły się przy jego łóżku. Nie było to co prawda zbyt wygodne miejsce, ale z drugiej strony nie miał nic innego do roboty. I tak nie posiadał już ani mieszkania ani pracy, a w takim stanie nie mógł się nawet ruszyć. Pogodził się, że musi tu jeszcze trochę pobyć i przede wszystkim cieszył się, że w ogóle żyje. Nagle jednak zobaczył przed sobą twarz swojego ojca. Miał nadzieję, że już nigdy więcej go nie zobaczy, ale niestety właśnie w tym momencie owe marzenie pękło niczym bańka mydlana.

- Co oni ci zrobili synu? – powiedział po chwili milczenia Alberta nie kryjąc fałszywych łez.
- To co widzisz. Pobili mnie. Nie wiem jednak co ty tu robisz – odparł zaciskając zęby Jorge. Dobrze wiedział, że wizyta ojca to jeden wielki teatr aby jeszcze bardziej go zdenerwować i poniżyć. Chłopak postanowił jednak niczego po sobie nie poznać i zagrać w grę jaką narzucił mu ojciec.
- Nawet nie wiesz jak się przeraziłem gdy się o tym dowiedziałem. Natychmiast tu przyjechałem… W takiej chwili nie liczą się nasze spory i zwady. To odchodzi na dalszy plan. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie. Znów przygarnę cię do domu i będzie jak dawniej. Wybacz mi, że tak postąpiłem. To było takie lekkomyślne, ale z drugiej strony skąd mogłem przewidzieć, że…
- Że mnie pobiją?
- Właśnie…
- I tak muszę tu zostać kilka tygodni, ale dziękuję za troskę tato. Jesteś wyjątkowo miły.
- Masz silne obrażenia. Nie martw się o pieniądze. Opłacę twoje leczenie.
A swoją drogą jak źli potrafią być ludzie? Za co cię pobili? Jak śmiali podnieść rękę na mojego syna! Zabiłbym ich własnymi rękami gdybym napotkał ich na swojej drodze!
- Pobili mnie, bo tak chcieli. Podobno miałem dostać jakąś nauczkę i chyba ją dostałem. To wszystko moja wina. Nie byłem dobrym synem, a gdy chciałem się usamodzielnić to te bandziory sprowadziły mnie na ziemię.
- Nie mów już o tym. Zawiadomiłeś policję? Poznałbyś sprawców?
- Słabo ich pamiętam. Nie mieszajmy w to policji. Napadli mnie, bo chcieli forsy. Ja jestem silny i wyjdę z tego. Nawet nie wiesz jak cieszy mnie to, że mogę na ciebie liczyć. W końcu rozmawiamy jak ojciec z synem…
- Skoro tak chcesz… Ale oni muszą ponieść karę! Tak tego nie zostawię…
- Co ty nie powiesz… Musiałbyś ukarać sam siebie przeklęty draniu! Uknułeś to razem z Estefanią. Uwierz w to, że jestem ślepy i nie wierzę w twoją winę. Przekonaj się, że wygrałeś ze mną i położyłeś mnie na łopatki. Nie wiesz jednak, że wiem o tobie i Estefanii więcej niż sądzisz. Coś w tym jest, że rodziców się nie wybiera. Teraz dotarło to do mnie bardziej niż kiedykolwiek. Wiem, że to ty kazałeś zabić Mariano Salazara i byłeś przy jego śmierci. Kiedyś ci to udowodnię i pogrążę – pomyślał Jorge udając jednocześnie, że cieszy się ze słów swojego ojca.
- W co ty grasz chłopcze? Masz mnie za debila? Nie jesteś ode mnie sprytniejszy i nigdy nie byłeś. Dobrze wiesz, że dostałeś ode mnie nauczkę, ale nic się nie nauczyłeś. Przekonasz się, że mogę nawet zabić aby osiągnąć swój cel. Uważaj, bo nie będzie więcej ostrzeżeń – uśmiechnął się Alberto…

Klub „Dzika kotka”.

Nicolas popchnął Carlę w kierunku tylnego wyjścia. Był pewien, że i tym razem spokojnie poradzi sobie z natrętnymi glinami. Grożące mu niebezpieczeństwo pobudzało go do działania. Uwielbiał ryzyko, ale przede wszystkim nie zamierzał oddać dziewczyny w ręce jej brata. Była piękna i za bardzo mu się podobała. Poza tym adrenalina robiła swoje.

- Właź do mojego samochodu! Uciekniemy daleko stąd. Wreszcie wyrwiesz się trochę z tego klubu – uśmiechnął się Nicolas.
- Nie uda ci się draniu! Tym razem przegrasz! – krzyknęła Carla próbując wyrwać się z jego uścisku, ale była na to zbyt słaba.
- Naucz się, że ja nigdy nie przegrywam!
- Doprawdy? – zapytał jakże znajomy dla Moncady głos.

Jakież było zdziwienie Nicolasa gdy zauważył on stojącego kilka metrów dalej Gonzala, który mierzył do niego z broni.

- Zaskoczony? Wiele razy tropiłem to miejsce i znam tu każdy kąt i każde wyjście - powiedział policjant.
- Kogo ja tu widzę? Gonzalo Fernandez… Znam cię – kpił sobie Nicolas.
- A ja ciebie Moncada! Puść moją siostrę draniu! W końcu ją odnalazłem. Nie sądziłem jednak, że będzie w łapach takiej kanalii jak ty!
- Wiedziałem, że mnie kiedyś odszukasz. Nigdy nie straciłam nadziei! – uśmiechnęła się Carla.

Policjanci otoczyli Nicolasa z dwóch stron. On zrobił jednak coś zupełnie nieoczekiwanego. Bez cienia emocji na twarzy puścił Carlę i popchnął ją w kierunku jej brata. Nawet nie próbował uciekać. Stał w miejscu i nic nie mówił ku zaskoczeniu Gonzala i jego ludzi.

- Aresztujcie go! – krzyknął Gonzalo, a jego ludzie po chwili zakłuli Nicolasa w kajdanki.
- Nie macie prawa mi tego robić! Nie groziłem jej bronią, nie porwałem jej. Pracowała tu, bo chciała zarobić i być z dala od ciebie. Jest pełnoletnia. O co chcesz mnie oskarżyć? Zupełnie tego nie rozumiem – dziwił się Moncada.
- To nieprawda! Skrzywdziłeś mnie draniu i zapłacisz za to! – odezwała się Carla.
- Ależ co ty mówisz? Tak mi się odwdzięczasz za pracę i dach nad głową?
- Zabierzcie go stąd! Już ja sobie z nim pogadam na komisariacie! – rozkazał Fernandez…

Policjanci zabrali Nicolasa, a Gonzalo patrzył przez chwilę na swoją ukochaną siostrę. Nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Ona również nie była zbyt wylewna. Po prostu padli sobie w ramiona. To był najwłaściwszy odruch w tej jakże radosnej dla rodzeństwa sytuacji…

Na drugi dzień.

Komisariat policji.

David wiedział, że w słowach Estebana jest wiele racji i być może postąpił pochopnie i lekkomyślnie, ale nie zamierzał rezygnować ze swojej linii prowadzenia śledztwa, w którym główną rolę odgrywał Alberto Mandela.

- Dowody… Wszyscy zobaczycie, że je znajdę. Mnie nigdy nie myli intuicja – westchnął Mendez.

Nie mógł jednak popracować w spokoju. W jego biurze pojawił się niespodziewany gość. Była to Camila, czyli ostatnia osoba którą chciał on teraz widzieć.

- Co tu robisz? – spytał ze zniechęceniem na twarzy.
- Skoro Mahomet nie przyszedł do góry, to góra przyszła do Mahometa - odparła Camila, która znów próbowała uwieść ukochanego i nie zważała na to gdzie to robi.
- Mam dużo pracy. Wieczorem porozmawiamy, obiecuję ci to. Teraz wyjdź jednak i daj mi spokój.
- Jesteś zdenerwowany i zestresowany. Potrzebujesz nieco relaksu i odpoczynku, a tylko ja mogę ci go zapewnić.

Camila zauważyła kątem oka, że ktoś zbliża się do drzwi. Poznała tę osobę. Momentalnie nie zważając już na nic zbliżyła się do Davida i zaczęła go namiętnie całować.

- Przepraszam, ale myślałam, że to komisariat policji, a nie burdel. Chyba wam w czymś przeszkadzam – powiedziała zniesmaczona tym widokiem Angela…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:07:24 10-09-10    Temat postu:

Hahahahahahaha, ależ mnie rozbawiła końcówka Czyli zaczyna się - główny trójkąt w akcji: ona [Angela], on [David] i tak zwana komplikacja [Camila] - interesujący początek.

Cytat:
Camila zauważyła kątem oka, że ktoś zbliża się do drzwi. Poznała tę osobę. Momentalnie nie zważając już na nic zbliżyła się do Davida i zaczęła go namiętnie całować.

- Przepraszam, ale myślałam, że to komisariat policji, a nie burdel. Chyba wam w czymś przeszkadzam – powiedziała zniesmaczona tym widokiem Angela…


Ale nie tylko ostatnia scena była przednia. Scena Jorge i Alberta ociekająca najczystszą obłudą dostarczyła wiele emocji i uśmiechu na twarzy. Ojczulek i synalek chcą się wzajemnie powykańczać, a żeby było ciekawiej teraz udają dla siebie miłych, to jak sobie słodzą a w myślach siebie obrażają, jest nawet lepsze niż ich kłótnie.

Pochwalę jeszcze za dwóch bohaterów. Podoba mi się Angela, bo kobieta zna życie, nie jest nawiwna i słodka, lecz uczuciowa ale jednocześnie twarda. Podoba mi się też David, jest kreowany na superbohatera, bardzo lubię gliniarzy, którzy nie boją się skorumpowanych przestępców [to tak jak na przykłąd bardzo lubię prawników pewnych siebie, którzy pottafią wywalczyć to, o co walczą].

Poziom rośnie - i niech rośnie sobie dalej. Pozdrawiam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:01:46 12-09-10    Temat postu:

Super odcinek
Angela domyśliła się, że to Felipe mógł ją napaść. Oby tak się nie stało, a jeżeli jednak to na pewno wyjdzie z tego bez szwanku.
Esteban miał troszkę racji. David nie powinien nikogo oskarżać bez dowodów, na podstawie marnych poszlak. Jedyne co mnie zastanowiło to ten wybuch szefa. Hmm. Czyżby facet miał coś za uszami. Wszystko możliwe.
Podobała mi się scenka w szpitalu. Co za obłuda. Uśmiałam się. Ojciec i kochany synek chcą się nawzajem wykończyć.
Myślałam, że jednak Nico ucieknie z Carlą, a jednak nie. Dał się złapać. Jak znać życie, to jeszcze się facet wywinie. I bardzo dobrze. Bo ja nie chcę mojego ulubieńca widzieć za kratkami. Przynajmniej na razie.
Scenka ostatnia super i końcówka jeszcze lepsza.
Cytat:
- Przepraszam, ale myślałam, że to komisariat policji, a nie burdel. Chyba wam w czymś przeszkadzam – powiedziała zniesmaczona tym widokiem Angela…

Rozwaliłeś mnie tym tekstem. To teraz tak jak podejrzewam Angela zawiedzie się na Davidzie. Przecież on powiedział, że nie ma narzeczonej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:01:57 15-09-10    Temat postu:

Esteban za bardzo czepia się Davida i jest o wszystko czepliwy. David miał prawo przesłuchiwać Alberto i przyjrzeć się bliżej tego potworowi bo na kilometr widać ,że on coś kręci i ma jakieś swoje grzeszki na koncie. Nie rozumiem zaślepienia Estebana. Wydawał się dobrym policjantem i z doświadczeniem a teraz odwala takie szopki Davidowi i jeszcze ten tekst ,że David się spoufala z córką ofiary! Skąd ten stary wyciąga takie informacje jak na niczym ich nigdy nie przyłapał.

Rozmowa Viviany i Angeli bardzo interesująca. Dobrze ,że przyjaciółka wspomniała o tym chorym Felipe z przed lat. Dzięki temu Angela poznała głos napastnika i doszła do wniosku,że osobą ,która na nia napadła mógł być ten cholerny świr z przeszłości i powrócił ,żeby się na niej mścić. Angela musi być teraz bardzo uważna bo David nie zawsze będzie w stanie przyjść jej z pomocą. Swoją drogą to Viviana ma rację co do tego,że David jest pisany Angeli i coś w tym jest no bo taka prawda. W życiu wszystko składa się z losów i przeznaczenia Dodatkowo jeszcze brat Angeli przyszedł w takim stanie do domu Dziewczyna ma teraz na głowie same problemy ach jest w sytuacji po prostu nie do pozazdroszczenia.

Nicolasa aresztowali chociaż na pierwszy rzut oka to sam popchnął Carlę do Gonzala i nic jej nie zrobił wielkiego. Nie tknął ją swoją ręką no tylko uwięził w tym klubie. Z góry wiem ,że brat Carli zrobi wszystko aby Nicolas odpowiedział za te chamstwo ,które wyrządził jego siostrze. Bardzo emocjonująca scena i podnosząca ciśnienie we krwi:) Na prawdę!

Alberto to drań! Jak on mógł przyjść do szpitala do swojego syna po tym wszystkim! Na pewno przyszedł zobaczyć czy jego kolesie się dobrze spisali i odpowiednio wykonali robotę ,którą im powierzył. Jego syn jednak taki durny nie jest i od razu powiedział ,że to on za tym stoi! Alberto nawet nie udawał i odpowiedział ,że należała mu się nauczka to ją dostał ale będzie jeszcze bardziej surowszy! bo jest w stanie nawet zabić.

Końcowa scena też dosyć ostra. Angela widać ,że jest bardzo zła Ta scena zrobiła na niej nie złe wrażenie czyżby była już zazdrosna? David mógł by być chociaż odrobinę bardziej stanowczy wobec tej chorej swojej narzeczonej przesada ,żeby ta już nachodziła go w pracy i to w dodatku na posterunku. Esteban powinien ją doprowadzić do porządku i porządnie ochrzanić z dołu do góry! TAK SIĘ NIE ROBI. STANOWCZO NIE NIE NIE!

Teraz przyszła pora na moją jakże szczerą pochwałę i uznanie. Nie czytałam jeszcze takich odcinków ,które by mnie aż tak bardzo zainspirowały i zachęciły do dalszego czytania. Ostatnio wchodząc do tego tematu dostaję sporą dawkę emocji:) To jest bardzo dobrze napisane! Ważne ,że jest stanowczy przekaz a każdy następny odcinek okazuje się wielką niespodzianką i posiada nowe zwroty akcji
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 14:55:31 21-09-10    Temat postu:

19 ODCINEK

Miami.

Komisariat policji.

David dość szybko wyrwał się z objęć Camili, ale wiedział, że zrobił to zbyt późno. Zauważył w oczach Angeli gniew i zażenowanie i sam czuł się podobnie. Nie miał pojęcia jak zareagować i wytłumaczyć się z tego, że ma dziewczynę, której przecież wcale nie kochał. Wytłumaczyć to obcej kobiecie, która jednak przestawała być dla niego obca i coraz bardziej mu się podobała. Całe zamieszanie było tylko na rękę Camili, która szybko je wykorzystała.

- Dzień dobry pani. Tak to już jest gdy zakochani nie mogą bez siebie żyć. Proszę nam wybaczyć. Ja już sobie idę i zostawiam Davida samego. W końcu to rzeczywiście są jego godziny pracy. Pozwoli pani, że się przedstawię. Jestem Camila Rendon – narzeczona i przyszła żona komisarza Mendeza – uśmiechnęła się dziewczyna nie spuszczając Angeli z oka.
- Rozumiem. Przyszłam po prostu nie w porę – odparła Angela.
- Już was zostawiam. Do zobaczenia kochanie…

Camila raz jeszcze pocałowała ukochanego i rozkoszowała się chwilą, bo zauważyła jak bardzo poruszyło to nie tylko Davida, ale właśnie kobietę która do niego przyszła. Po chwili wyszła i zostawiła ich samych.

- Policjanci też kłamią, ale niczego innego nie spodziewam się po facetach. Wszyscy są taki sami. A zresztą co mnie to obchodzi. Kłamał pan tylko po to aby się przypodobać – stwierdziła Angela z trudem ukrywając swoją irytację.
- To nie tak… Camila to…
- Nie obchodzi mnie czy jest pana dziewczyną, narzeczoną, żoną czy kochanką. Przyszłam tu porozmawiać o śledztwie, chciałam zapytać się czego dowiedział się pan o Alberto Mandeli i o tym kto mnie napadł. Domyślam się kto mógł to zrobić. Nie zajmę panu dużo czasu. Proszę sprawdzić niejakiego Felipe Castro. Na pewno ma bogatą policyjną kartotekę. To on mnie napadł i chciał zabić. Byłabym wdzięczna gdyby w wolnej chwili zechciał pan to sprawdzić. To tyle z mojej strony…
- Niech pani zaczeka i da mi dojść do słowa – wtrącił David, ale jego wersja wydarzeń w ogóle jej nie interesowała.
- Nie mam już czasu. W razie czego wie pan gdzie mnie szukać. A i jeszcze jedno. Proszę mi wybaczyć uwagę, ale nie mogę się powstrzymać. Współczuję tak łatwej i tandetnej dziewczyny u boku. Owinęła sobie pana wokół palca. Biedny komisarz… Widocznie jest dobra w łóżku skoro pan z nią jest. Chociaż z drugiej strony chyba nie jest tak świetna skoro musi pan kłamać, że jest biednym samotnikiem. Doprawdy boleję nad tym faktem… Żegnam…
- Jest pani zazdrosna o Camilę?
- Jest zazdrosna? Nie mam ani powodów do zazdrości ani o kogo. Zamiast zadawać głupie pytania niech pan popracuje nad śledztwem. Chyba, że i to zadanie jest ponad pańskie siły…

Angela szybkim krokiem wyszła z gabinetu Davida i zdenerwowana wsiadła do swojego samochodu.

- Co za kretyn! – powiedziała do siebie i nacisnęła pedał gazu.

Mendez obserwował ją przez okno swojego gabinetu. Zastanawiał się czy dobrze zareagował. W pewnym momencie chciał ją powstrzymać i za nią pobiec, ale zrezygnował.

- Nie wiem czy dobrze zrobiłem… Ona obraża mnie, ale z drugiej strony zdenerwowała się widokiem Camili. Jednak jest zazdrosna – uśmiechnął się David.

Zamierzał wrócić do swojej pracy gdy do środka weszła kolejna młoda dziewczyna.

- Witam pana Mendeza – powiedziała z radością na twarzy długowłosa brunetka.
- Carla… Wiedziałem, że kiedyś twój brat cię odnajdzie – odparł David przytulając do siebie dziewczynę.
- Już wiesz?
- Wiem, ale nawet nie miałem czasu z wami porozmawiać. Cieszę się, że tu wpadłaś. Co z człowiekiem który cię przetrzymywał?
- Gonzalo się nim zajmuje. Oby zapłacił za to co mi zrobił…

Tymczasem…

W innym pomieszczeniu na komisariacie policji Gonzalo Fernandez starał się przycisnąć Nicolasa Moncadę. Nie było to łatwe zadanie, bo szef „Dzikiej kotki” nie bez powodu tak łatwo dał się aresztować. Zdawał sobie sprawę, że to policjant musi udowodnić mu jakiekolwiek przestępstwo. Czuł się pewny siebie i nie dał po sobie poznać, że boi się aresztu. Cała ta sytuacja bawiła go.

- Od kilkunastu minut milczysz… Nie chcesz odpowiadać na moje pytania. Zobaczymy co zrobisz w sądzie. Moja siostra zezna i będziesz skończony. Więzienia już na ciebie czeka. Dalej jest ci do śmiechu? – powiedział zdenerwowany Gonzalo.
- Tak, dalej jest mi do śmiechu – odparł Nicolas śmiejąc się rozmówcy w twarz.
- Myślisz, że jesteś twardy… Złagodniejesz… Nawet nie wiesz co na ciebie mamy.
- Blefujesz glino, bo gdybyś coś na mnie miał to nie byłbyś taki zdenerwowany. Powiem ci jak wygląda sytuacja. Twoja ukochana siostrzyczka nie została porwana. Pewnego dnia przyszła do mojego klubu szukać pracy. Stwierdziła, że ma dość chorej sytuacji jaką przechodzi w domu. Ja jako dobry samarytanin zgodziłem się pomóc biedaczce. Zauważyłem, że ma talent i może go w pełni wykorzystać. Nie tknąłem jej, zresztą możecie sprawdzić czy została zgwałcona i takie tam… Z tego co wiem to ma więcej niż 18 lat i nikt jej do tego nie przymuszał. Poza tym taniec na rurze to nie przestępstwo. W co drugim klubie w Miami takie rzeczy są na porządku dziennym i są dozwolone. A gdy mnie z nią złapaliście to nie miałem przy sobie broni. A więc nawet jej nie groziłem? Nic na mnie nie macie.
- Ona twierdzi co innego…
- Jej słowo przeciwko mojemu. Macie jakichś świadków? Możecie przepytać wszystkich ludzi z mojego klubu. Każdy potwierdzi moją wersję wydarzeń. Nie miałem pojęcia, że jest poszukiwana, bo zaginęła.
- Ty draniu! Nie ujdzie ci to na sucho!
- Tylko mnie nie bij, bo powiem swojemu adwokatowi, że funkcjonariusz przekracza swoje prawa i atakuje bezbronnego mężczyzny.
- A narkotyki? Znajdziemy je…
- A co to takiego? Brzydzę się nimi. Sto razy sprawdzaliście mój klub i za każdym razem nie znaleźliście niczego. Mogę jedynie dostać grzywnę za niepotwierdzone zeznania twojej strony jakoby to znęcałem się nad nią. Dziwne, że tak mi się odwdzięcza. Na nic nie macie dowodów, a więc mój adwokat wpłaci kaucję, na którą mnie przecież stać i więcej się nie zobaczymy…
- Odpowiesz za to…
- Wiem, wiem, ale najpierw znajdź dowody, bo robisz się nudny. To wszystko? A może masz jeszcze jakieś pytania? Jeśli nie, to ja mam jedno. Dostanę tu kawę z mlekiem i hamburgera z frytkami?

Gonzalo z trudem powstrzymał się przed nerwową reakcją i wyszedł trzaskając drzwiami. Czuł się bezsilny, bo wiedział, że zeznania Carli to za mało aby go przymknąć. Nie ma innych dowód ani świadków, a jego siostrze faktycznie nie została wyrządzona fizyczna krzywda.

- Kiedyś przestaniesz się ze mnie śmiać Moncada! Znajdę na ciebie sposób!

Nicolas ziewał tylko z nudów i pomachał do szklanej szyby jaką miał naprzeciw siebie. Wiedział, że nadal jest obserwowany.

- Co za życie… Żeby zostawać aresztowanym za niewinność? A gdzie tu prawa człowieka? Nawet nie dostałem nic do jedzenia. Przetrzymam tą niesprawiedliwość z godnością, bo uczciwy człowiek nie ma nic na sumienia, nieprawdaż? – zapytał pilnującego go policjanta…

Rezydencja Mendezów.

Estefania o mało co nie padła na zawał gdy zobaczyła w drzwiach swojego mieszkania Alberto Mandelę. Na całe szczęście nie było w domu jej syna, więc mogła z nim porozmawiać, chociaż wolałaby w innym miejscu i w innym czasie.

- Teraz już rozumiem, że to u was rodzinne odwiedzać mnie w mojej rezydencji. Nie rozumiecie jak jest to niebezpieczne dla obu stron – westchnęła zrezygnowana kobieta.
- Twój syn jest teraz w pracy i szuka na mnie dowodów – odparł zdenerwowany Alberto.
- Który syn?
- Możesz choć raz w życiu być poważna i nie kpić sobie ze mnie? Ten gliniarz który nie ma połamanych nóg…
- Mówisz o Davidzie… No cóż skoro coś nabroiłeś to on szuka na ciebie dowodów. To jego praca. Nie mów, że zabiłeś Mariano Salazara… Byłbyś na tyle głupi żeby to zrobić? Zawsze miałam cię za idiotę, ale nie sądziłam że popełnisz taki błąd. Mój syn jest ambitny i w końcu dowie się, że za tym stoisz.
- Już ci mówiłem, że nie mam z tym nic wspólnego, ale on mnie naciska, grzebie w przeszłości… A jeśli znajdzie coś co nas łączy, to ty stracisz na tym bardziej…
- Sugerujesz, że dowie się o naszym romansie sprzed lat? Niby jak? To było tylko przygoda gdy przebywałam zagranicą i ani mój mąż ani David który był wtedy dzieckiem nie mieli o niczym pojęcia…
- Twój pobyt przeciągnął się o dziewięć miesięcy, a przygoda naznaczyła nas na całe życie.
- Mogłam usunąć ciążę. Co za problem?
- Nie zrobiłaś tego. Ciekawe dlaczego?
- Bo taki miałam kaprys. Chciałam zobaczyć jak to jest urodzić dziecko…
- Przecież już jedno wcześniej urodziłaś – zdziwił się Mandela.
- No tak, ale jak to jest urodzić dziecko kochankowi. Podobałeś mi się wtedy, nie przeczę, ale byłeś jeszcze dzieckiem bez grosza przy duszy. Ja oddałam ci bachora, a ty wróciłeś z nim do kraju. Dostałeś za to sporo pieniędzy i tak zaczęła się twoja kariera. Teraz jednak żałuję, bo nie wiem jak twój syn dowiedział się kto jest jego matką. Robi to co ty, czyli nachodzi mnie i szantażuje, ale wiesz, że ja też mam władzę. Uważaj lepiej na mnie…
- Jorge dostał już nauczkę i nie będzie więcej podnosił czoła. Właśnie przez wzgląd na dawne czasy zrób coś ze swoim drugim synalkiem. Uwierz, że on może zaszkodzić nam obu jeśli jego ambicja sięgnie poziomu Mount Everestu.
- Dobrze Alberto. Jak zwykle ci pomogę, ale to mój znak rozpoznawczy jako dobrej katoliczki. Mój syn tam nie rządzi. Ma swoich przełożonych. Przestanie cię nękać, ale ty dopilnuj w zamian aby Jorge już więcej nie narobił mi kłopotów.
- Tak będzie. Dziś mam ważne spotkanie w firmie. Dzielimy się łupami po Salazarze. Zgadnij kto weźmie lwią część tortu?
- Jego morderca…
- Idę, bo z tobą nie pogada – westchnął Alberto opuszczając rezydencję kobiety.
- Przeklęta przeszłość… Co prawda mija i nie ma do niej powrotu, ale sprawia, że nasza teraźniejszość i przyszłość jest nią naznaczona. Ile tych tajemnic i mrocznych sekretów… Boże doradź mi którą drogą mam podążać? Moje serce zawsze jest otwarte aby cię wysłuchać – Estefania wzniosła ręce w geście modlitwy i tak trwała przez dobrą chwilę nad wiszącym na ścianie krzyżem…

Jakiś czas później.

Firmy rodziny Salazar.

Na specjalnym zebraniu zarządu pojawili się Alberto, Angela, Jose Luis, Viviana oraz kilku ważnych pełnomocników i doradców, ale bez prawa głosu w radzie nadzorczej. Nie było Jorge, który wciąż przebywał w szpitalu. Na tym spotkaniu Mandela miał przedstawić zmiany jakie nastąpią w firmie po śmierci Mariana. Jako że zmarły nie zostawił testamentu, w grę wchodziły inne ważne dokumenty jakie miał w posiadaniu wiceprezes. Dzieci Mariano Salazara czekało prawdziwe trzęsienie ziemi.

- Sytuacja jest trudna. Nigdy nie sądziłem, że spotkamy się w takiej sytuacji kiedy będę musiał z bólem serca zastąpić mojego przyjaciela Mariana po jego przedwczesnej, okrutnej i bezsensownej śmierci. Jak przyznała Viviana mój przyjaciel nie zostawił testamentu. Nic dziwnego, bo zapewne nie sądził, że umrze tak przedwcześnie. Zostawił jednak inne dokumenty i polecenia. Jak wiecie jego dzieci Angela i Jose Luis mieli od dawna przejąć rodzinny interes. Jednak nie od razu… Oto dokumenty jakie dwa tygodnie przed śmiercią pokazał mi Mariano, a które przeleżały w jego biurku – powiedział Alberto, który przekazał je Vivianie, Angeli i Jose Luisowi. Po chwili na twarzach zebranych pojawiła się konsternacja.
- To jakiś żart? Nic mi o tym nie wiadomo – zdziwiła się Jose Luis.
- Najwyraźniej żart, ale mój ojciec lubił żartować – dodał obojętny na rozwój sytuacji Jose Luis.
- Pierwszy raz widzę to na oczy. Don Mariano nigdy mi tego nie pokazał – zdziwiła się Viviana.
- Przez pierwszy rok w razie rezygnacji lub śmierci Mariana to ja jako wiceprezes przejmuję stery w firmie. Po roku oddaję władzę Angeli, a ona dzieli się z nią ze swoim bratem za kilka lat gdy skończy on studia. Co w tym takiego dziwnego? W gruncie rzeczy już teraz ja i Angela sterujemy firmą. Macie do mnie jakieś zastrzeżenia? To decyzja Mariana. Gdybym jej nie uszanował, to splamiłbym jego ostatnią wolę. Jestem w szoku i jestem mu wdzięczny, że obdarzył mnie aż takim zaufaniem, ale z pokorą przyjmuję na siebie ten wielkiej wagi obowiązek. A wy powinniście zrobić to samo – zauważył Mandela.
- To są kpiny. Przecież jesteś wiceprezesem, a to jest rodzinna firma. Po śmierci ojca ja ją przejmuję. Mam ku temu kompetencje. Ten dokument można podważyć! – denerwowała się Angela.
- Niby jak? Chcesz sprzeciwić się woli własnego ojca? Po roku będziesz prezesem. Aż tak jesteś żądna władzy? Przecież nie ukradnę wam rodzinnej firmy… Przez lata wiernie pomagałem twojemu ojcu. Nie zrobię nic przeciwko wam…
- Robisz to Alberto… To niepotrzebne zamieszanie – stwierdziła Viviana. A pakiety akcji?
- Twój ojciec scedował na mnie swoje 45%. Oto dokument który to potwierdza. Angela ma 30%, Viviana 10%, a Jose Luis ma 15%. Tutaj jest impas, bo nikt mnie ma większości. Oczywiście możecie połączyć swoje akcje, ale dopiero wtedy gdy spełnicie warunki postawione wam przez Mariana. Możecie ze mną walczyć. Ja z wami nie zamierzam. Ja tylko spełniam wolę waszego ojca. Nie mam władzy. Jestem prezesem firmy, ale i tak potrzebuję waszej zgody przy każdej decyzji, więc po co to nerwy?
- Sprytnie to wymyśliłeś, ale nie uda ci się to! – Angela wybiegła z biura trzaskając drzwiami.
- Te dokumenty trzeba przeanalizować. Wybacz jej reakcję. Uspokoję ją – powiedziała Viviana.

Alberto tylko wzruszył bezradnie ramionami. Doskonale grał swoją rolę ofiary, która z przymusu i chcąc nie chcąc musi przejąć firmę.

- A ty co o tym sądzisz? Też uważasz, że was okradam? – zwrócił się w kierunku Jose Luisa.
- Nic mnie to nie obchodzi. I tak odziedziczyłeś po moim ojcu długi, więc możesz sobie rządzić w firmie z długami – odparł chłopak.
- I tu się mylisz. Ty jesteś kluczem w tej sprawie głupi smarkaczu! Przejmując twoje akcje stanę się absolutnym władcą tej firmy. Już niedługo cię kupię. Za pieniądze można wszystko – pomyślał Mandela…

Jakiś czas później…

Roberto Salazar jak co dzień spędzał swój kolejny dzień ćwicząc ze swoimi uczniami sztuki walki. Nie wiedział nawet co działo się w firmie jego brat i że Alberto Mandela już rozpoczął otwartą wojnę z jego rodziną. Nagle zauważył, że do sali w której odbywały się zajęcia przyjechała Angela. Dziewczyna sporo myślała zanim zdecydowała przyjechać się w to miejsce. Zabójstwa ojca i całe to śledztwo w tej sprawie przestało się jej podobać. Zniechęciła się zachowaniem Davida Mendeza, a teraz pojawił się problem w firmie, która przechodziła w ręce Alberta. Doszła do pewnych wniosków i podjęła decyzję. Jej pierwszym krokiem w realizacji swojego planu i misji były odwiedziny wujka.

- Co ty tu robisz? Jeszcze nigdy nie widziałem cię w tym miejscu – zdziwił się Roberto.
- Zapewniam cię, że widzisz mnie tu po raz pierwszy, ale na pewno nie po raz ostatni – odparła Angela lekko się uśmiechając.
- Nie bardzo rozumiem co masz na myśli.
- Mam do ciebie olbrzymią prośbę i chcę żebyś ją spełnił bez gadania. Obiecaj mi, że tak czy inaczej spełnisz ją i zrobisz to czego od ciebie wymagam…
- Dalej nic nie rozumiem. Powiedz lepiej o co ci chodzi. Nie mogę zgodzić się w ciemno.
- Obiecaj…
- W porządku. Spełnię każde życzenie swojej ukochanej bratanicy, chociaż boję się co ci chodzi po głowie. Zawsze byłaś szalona…
- W tym masz rację. To ci się nie spodoba, ale obiecałeś, więc mówię o co chodzi. Chcę żebyś nauczył mnie walczyć.
- Co takiego?
- Zrób ze mnie jedną ze swoich uczennic.
- Chyba żartujesz? Chcesz żebym cię podszkolił walczyć? Mogę nauczyć cię paru chwytów, ale tu przecież uczą się przyszli policjanci i policjantki, a ty jesteś…
- Nic mnie to nie obchodzi. Ja nie chcę być policjantką. Możemy trenować u ciebie w domu dziesięć razy więcej niż oni. Będę do twojej dyspozycji kiedy zechcesz, ale naucz mnie strzelać i walczyć. Nie mogę więcej liczyć już na innych. Sama będę swoim obrońcą. Sama poradzę sobie w każdej sytuacji. Sama się zemszczę – dopowiedziała cicho Angela. To jak będzie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:23:29 21-09-10    Temat postu:

Bardzo przyzwoity i żywy odcinek.

Pierwsza scena z Angelą, która przyszła do Davida i zastała go z Camilą osta, ale mogła być ostrzejsza. Przyznam szczerze, że po zarąbistym zakończeniu ostatniego odcinka sądziłem, że będzie o wiel bardziej sarkastycznie, a było tylko ostro, bez większych fajerwerków.

Druga scena z Nicolasem uświadomiła mnie w tym, że choć wątek Dzikiej Kotki nie jest moim ulubionym , to gość ma powalające teksty i sposób bycia.

Trzecia scena z Estefanią i Albertem to Lupita Ferrer w swoim żywiole, czyli podła, obłudna i ironiczna, jednak jej dawna przygoda nie pozostała jej dłużna, słodko sobie dogryzali.

Czwarta scena z Angelą, Albertem i spółką, to trochę pokazanie drapieżności Angeli oraz ukazanie sprytu Alberta, który niby ma 45%, ale wszystko tak ustawił, że wkrótce ta liczba zamieni się w 60%.

Piąta scena nas powala, kiedy Angela postanawia zostać 'maszyną do zabijania' pod kierownictwem Roberta - moje stwierdzenie może przesadzone, ale wątek pasuje idealnie do fabuły.

Pozdrawiam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:35:10 21-09-10    Temat postu:

Super odcinek
Camila jest niezła. Od razu powiedziała Angeli, że jest narzeczoną Davida i planują ślub. Chłopak próbował się jakoś wytłumaczyć, ale Angela nie dała dojść mu do słowa. Interesowało ją tylko śledztwo, ale w głębi duszy zawiodła się na Davidzie. Okłamał ją, jak inni mężczyźni. Powiedziała swoje podejrzenia odnośnie człowieka, który ją napadł. Oby już więcej jej nie skrzywdził. Ale coś przeczuwam, że Felipe nie powiedział, jeszcze ostatniego słowa.
Wiedziałam, że nic nie mają na Nica. Ale załatwił Gonzala. Słowo przeciw słowu. Specjalnie dał się złapać, cwaniaczek. A tą prośbą o kawę i hamburgera to mnie rozwalił.
Rozmowa Alberta z Estefanią interesująca. Dowiadujemy się o ich przeszłości. Byli kochankami i Jorge jest ich synem. Co za baba! Żeby porzucić własne dziecko i dać na wychowanie kochankowi. To już gruba przesada!! I ona jeszcze śmie się uważać za gorliwą katoliczką. Czysta kpina!!
Alberto już wprowadza w życie swój plan przejęcia firmy. Śmiem wątpić, że Mariano zostawił mu jakieś dokumenty, upoważniające do kierowania firmą. Na pewno je sfałszował. Angela wzburzona wybiegła, a Jose Luisa niewiele to interesuje, a to na pewno wykorzysta Alberto. Obawiam się, że może to mu się udać.
Robi się coraz ciekawiej. Angela chce, żeby Roberto nauczył ją walczyć i strzelać, żeby mogła sama się obronić i zemścić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9, 10, 11  Następny
Strona 5 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin