|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:29:09 26-12-15 Temat postu: Roads - Rozdział 4 - 29.03.2016 |
|
|
Pomysł już kiedyś wylądował w Przedpremierach, a ostatnio doszłam do wniosku, że chyba najwyższy czas go wstawić, skoro doszłam mniej więcej do tego jak chce to rozwinąć
______Trywialny problem powoduję ciąg zdarzeń, które nie tak łatwo zahamować. A zwykły lot samolotem zamienia się niemal w przejażdżkę górską rollercoasterem bez zapiętych pasów. Dwoje nieznanych sobie ludzi, zostaję skazanych na swoją obecność, choć ich charaktery są skrajnie różne.
Ona – bogata dziewczyna mocno starająca się udowodnić wszystkim na około, że jest warta coś więcej. Może nawet trochę za mocno.
On – chłopak z sąsiedztwa nie mający żadnych planów na przyszłość, chcący jedynie zetrzeć krzywe spojrzenia z twarzy sąsiadów.
Oni – mający różne cele i różne potrzeby. Była baletnica, kochająca matka, niewdzięczny ojciec, stary przyjaciel, narzucający się adorator, były partner, obecny szef. Wszyscy mają pewną historię do opowiedzenia. I pewną drogę do przebycia.
____________
Prolog
- Jay ta rozmowa nie ma sensu – odparła nieco zirytowanym tonem, przewracając oczami, gdy on ponownie otworzył usta, by przekonać ją o tym, że nie ma racji. Naprawdę nie mogła uwierzyć jak mogła z nim spędzić ostatni rok swojego życia. Był irytujący, napuszony i niesamowicie przekonany o swoim wewnętrznym wdzięku, co w sumie czyniło go jeszcze bardziej irytującym niż można było rzec na pierwszy rzut oka.
- Ann-Marie jak zawsze zrozumiałaś wszystko opacznie – odpowiedział spokojnym głosem, zakleszczając jej dłonie w swoich spoconych rękach i patrząc na nią z lekkim pobłażaniem.
______Policzyła w myślach do dziesięciu, odwracając wzrok w kierunku okna. Było lato. Piękny i niesamowicie parny sierpień. Ludzie się cieszyli, odpoczywali, inni pracowali i przeklinali upały raz za razem, gdy wychodzili z klimatyzowanego pomieszczenia na zewnątrz czy utknęli w zatłoczonym autobusie, w którym kierowca nie wpadł na pomysł, by tym razem jednak klimatyzację uruchomić. Ann-Marie nie należała do żadnego grona. Owszem – nienawidziła upałów i zdecydowanie wolała temperaturę, w której zwykłe ziemskie stworzenia mogą jeszcze żyć, a nie ledwie egzystować siedząc w cieniu, pijąc hektolitry wody i modląc się o deszcz. Z drugiej jednak strony nie była skazana na podróżowanie w komunikacji miejskiej, miała samochód do własnej dyspozycji, a może i nawet szofera (gdyby tylko tego zachciała). Sęk w tym, że najbardziej nieprzyjemną rzeczą, którą ja dzisiaj spotkała to właśnie wproszenie się Jay'a – jej byłego faceta, który nie zrozumiał za pierwszym razem, gdy mówiła mu, że to koniec. Za drugim, trzecim i czwartym jak widać też nie, więc sama się sobie dziwiła czemu wciąż liczy, że coś w końcu dotrze do jego przegrzanej od słońca czaszki.
- Między nami coś jest ... to to chemia. Wiesz o tym, jesteś po prostu skołowana – ciągnął dalej ku jej wzrastającej irytacji przemieszanej z kpiną wynikającą z jego słów. Święci pańscy kto w ogóle postawił go na jej drodze?! I jakim cudem wytrzymała z nim aż tyle czasu. Był to prawda luźny związek, a przynajmniej z jej strony, bo z jego jak widać, było to coś nad wyraz poważnego i chyba powinna była przygotowywać się na oświadczyny. Nie widywali się zbyt często, ostatnio wręcz okazjonalnie, raczej z jej winy niż z jego, ale tak czy inaczej nie sądziła, że wyjdzie z niego lamentująca pokraka, która nie może przyjąć wiadomości o rozstaniu.
- Jay – rzuciła wściekle, wyrywając wręcz ręce z jego uścisku – To koniec. I naprawdę wolałabym gdybyś to zrozumiał i nie nachodził mnie więcej w moim mieszkaniu – dodała, widząc, że jego wyraz twarzy nie zmienia się nawet o jotę. Znaczy – cały czas sądzi, że to tylko przejściowy kryzys, jak zdążył nazwać to już kilka razy podczas ich rozmowy, a poza tym między nimi jest to „swoiste porozumienie”, przez które nie pozwoli jej odejść – Proszę Cię, idź już – wstał powoli, z lekkim ociąganiem jakby nie chcąc nadal opuścić mieszkania swojej „bratniej duszy”, a następnie pocałował ją w czoło
- Spotkamy się niedługo
______Słysząc te słowa mocno i aż nazbyt wyraźnie, nie pierwszy już raz ogarnęła ją przemożna ochota, przyłożyć mu prosto w twarz. Po raz piąty nie zrozumiał, że go rzuciła. W tym tempie skończy jako jego maskotka do całowania, jego bratnia dusza i co tam jeszcze jej mówił, gdy usilnie próbował ją przekonać, że są sobie przeznaczeni. Trzasnęła za nim drzwiami, chcąc wyładować swoją frustrację. Boże jak ona nienawidziła ludzi.
______Skrzyżowała nogi, pałaszując już drugie w tym tygodniu opakowanie najlepszych lodów na świecie, które miało zastąpić jej obiad. Czekoladowe z kawałkami brownie i polewą karmelową – rozpływały się w ustach i były jej najlepszym sposobem na frustrację, której doświadczała dość często. Ale nie zawsze kończyło się to opróżnianiem całego litrowego opakowania, Jay wyzwalał w niej jednak te pokłady zirytowania i wściekłości, o których nawet ona sama nie miała pojęcia, a żyła ze sobą już przeszło 24 lata.
______Wbiła łyżkę stołową, wydobywając z opakowania to co najlepsze i bez zastanowienia, pakując prosto w spragnione kolejnej porcji podniebienie. Zapewne gdyby ktoś ją teraz zobaczył, pomyślałby, że leczy rany po bolesnym rozstaniu. A gdyby był to Jay zacząłby ją pocieszać i zapewne skończyłoby się na tym, że wprowadziłby się do niej. Ale o nim wolała zdecydowanie nie myśleć. Usłyszała wibracje telefonu, ale jak wszystko dzisiaj postanowiła i to także zignorować i dalej bez przeszkód zajadać się swoimi słodkościami. Wolała ograniczyć liczbę kontaktów z innymi ludźmi.
Chwilę później szczęk zamka rozbrzmiał w jej uszach.
- Widzę, że miałaś dzisiaj kolejną lodową sesję – powiedziała rozbawiona, wchodząc do środka i wpatrując się na rozłożoną na podłodze Ann-Marie z pustym opakowaniem pomiędzy udami i brudną łyżką w buzi – Znowu nie wziął tego do siebie? - spytała zatroskana, kładąc się na kanapie, chcąc choć przez chwilę odpocząć po pracy
- Nie. Nadal raczy mnie milionem romantycznych, a przy tym tandetnych frazesów. A dzisiaj nawet pocałował mnie w czoło na pożegnanie. Sue ja już naprawdę nie wiem co mam robić – jęknęła bezsilnie, odsuwając od siebie puste opakowanie i kładąc się na miękkim dywanie.
- Może powinnaś wyjechać? - rzuciła po chwili bez zastanowienia, przymykając oczy ze zmęczenia i modląc się o jakieś wakacje na Arktyce.
- Tylko gdzie?! Przecież nie mogę tak po prostu wyjechać. Zresztą nie mam zamiaru uciekać przed nim i się ukrywać tylko dlatego, że jest tak tępy, że nie rozumie kiedy mówi mu się, że to koniec – przekręciła się na brzuch, wpatrując się w balkon, na którym wreszcie pojawił się cień i rozmyślając nad pomysłem przyjaciółki
- Oh sama nie wiem. Ja oddałabym wszystko za coś zimnego, ale Tobie wystarczy nawet jakaś wioska dwieście kilometrów stąd, byleby Cię tylko nie znalazł. Wiem, że nie chcesz uciekać, ale może kiedy znikniesz i nie będziesz się z nim kontaktować, to ogarnie, że już nie chcesz mieć z nim nic wspólnego. Bo jak na razie Twoja strategia trzymania go na dystans nie za bardzo działa, skoro przychodzi kiedy chce, zabiera Ci czas, prawi monologi o waszej wielkości miłości i całuje – zauważyła trzeźwo, wstając z trudnością z kanapy i drepcząc do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś zimnego napoju.
- Masz rację – odparła bezradnie, załamując głowę i zakrywając twarz rękami.
______Czemu właśnie ją to musi spotykać. Mogłaby mieć święty spokój, gdyby nigdy go nie poznała. Zapamiętać – nie chodzić więcej na imprezy i nie dać się podrywać humanistom na piękne teksty o gwiazdach. Na swoje usprawiedliwienia miała tylko to, że była pijana. Gorzej, że w czasie w którym się z nim spotykała była jak najbardziej trzeźwa, a jakoś nadal chwytały ją te jego czułe słówka i romantyczne gesty. Musi się wreszcie do tego przyznać – była głupia i naiwna. A przede wszystkim wpakowała się w idiotyczny związek, z facetem w którego słowniku nie istniały słowa – koniec i nie. W żadnej z kombinacji.
______Podciągnęła się do pozycji siedzącej, zastanawiając się poważnie co powinna zrobić. Może jakiś inny udawany związek? Chyba mogłaby znaleźć jakiegoś dobrze zbudowanego faceta, który nie byłby specjalnie zapatrzony w siebie, by przetrząsnął lekko kości Jay'a. I może wtedy zrozumiałby, że nie chce mieć z nim nic do czynienia. Albo jak to on - uznałby, że jest do tego przymuszana i w najgorszym wypadku zawiadomił policję. Nieważne co zrobi, Jay i tak zareaguję jak to on ma w zwyczaju i postawi cały świat do góry nogami, opacznie rozumiejąc wszystko co mu powie.
______Spojrzała na wyświetlacz telefonu, ze znużeniem stwierdzając, że matka dzwoniła już do niej 3 raz w tym tygodniu. A ona naprawdę nie miała najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Kochała swoją matkę, w zasadzie jeszcze bardziej gdy była daleko, ale nie zniesie jej świergolenia o małych dziedzicach jej koleżanek, które zrobiły największą kupę w okolicy albo najbardziej majestatycznie zwymiotowały na kota.
- Stało się coś? - spytała Sue, wchodząc do salonu ze szklaną zimnej coca-coli, widząc przyjaciółkę wpatrzoną w ekran telefonu
- Chyba wpadłam na pomysł jak to wszystko rozwiązać. Jadę do domu
______Rzucił niedopałek papierosa na ziemię, przygniatając żarzący się koniuszek butem. Obiecał sobie, że skończy z tym świństwem. I pewnie dlatego nie zwykł do obiecywania czegokolwiek – a już zwłaszcza czegoś czego sam nawet nie chciał dotrzymać. W trzeciej klasie podstawówki przyrzekł sobie, że zostanie strażakiem – cóż, do tego było mu bardzo daleko.
______Odepchnął się od swojego starego mustanga, czując jak bawełniana koszulka zaczyna przylegać mu do pleców. Nienawidził upałów. Mógł ledwo oddychać, cały się pocił, a jazda jego ukochanym samochodem sprawiała udrękę. Chwilę później poczuł na skórze zbawienny wpływ biurowej klimatyzacji.
______Sęk w tym, że nie przepadał za takimi pomieszczeniami. Wszystko czyste, pięknie ułożone – wyglądało dokładnie tak jakby nie mógł nawet tego dotknąć, bo zaraz wszystko by się posypało. Sterylne cztery ściany zupełnie pozbawione wyrazu. Uśmiechnął się do recepcjonistki, podchodząc do kontuaru i oparł się o niego przedramionami w nonszalanckiej pozie
- Przyszedłem do Terre'go – oznajmił swobodnie
- Tak, oczywiście. Czeka na pana u siebie w gabinecie – odparła profesjonalnie, spuszczając głowę i zalewając się rumieńcem, gdy odchodząc, puścił do niej oczko. Lubił takie cnotliwe kobiety, które na pierwszy rzut oka wydają się nieśmiałe, a gdy prawisz im komplementy peszą się i uśmiechają jedynie kącikami ust. Ale dopiero później wychodzą z nich małe diablice.
- Dan, zostaw proszę rozmyślania o mojej nowej sekretarce – zwrócił mu z miejsca uwagę, gdy ten bezpardonowo i bez pukania wszedł do jego gabinetu, moszcząc się chwilę później na krześle naprzeciwko niego – Już wystarczająco szkód narobiłeś
- Mówisz o Stefi? - spytał niewinnym głosem, uśmiechając się do siebie samego szelmowsko
- Ooo tak, mówię o Stefi – odparł zirytowanym, parodiując przyjaciela przy wymawianiu imienia swojej już byłej sekretarki
- Wiesz nie kazałem jej odchodzić z pracy
- To mógł być właśnie powód. Nie chciałeś mieć już z nią nic wspólnego, trochę się wkurzyła – zauważył trzeźwo już weselszym tonem, rozpinając 2 górne guziki koszuli, w myślach przeklinając tego kto wymyślił garnitur, który on musiał nosić codziennie. I do którego zresztą powinien był już się przyzwyczaić – Ale przecież nie zadzwoniłem po Ciebie, żeby mówić Ci jak bardzo nie lubię, gdy podrywasz mi sekretarki
- Dlaczego więc? - pociągnął Dan, opierając się na podłokietnikach i wpatrując z lekkim oczekiwaniem w przyjaciela, rozsiadając się na krześle. Nie była to w końcu jego rozmowa kwalifikacyjna. Choć co by nie ukrywać, ciekawiło go czemu został tu wezwany.
- Mam dla Ciebie pracę
- Terry, wiesz, że nie chcę pracować gdziekolwiek w Twojej firmie. Finanse i rachunkowość nudzą mnie niepomiernie, poza tym nie mam głowy do liczb
- Daj mi najpierw skończyć. Nie chodzi o moją firmę, choć obaj dobrze wiemy, że masz zmysł do cyferek jak nikt inny, ale nie ważne. Jeden z moich przyjaciół szuka ochroniarza dla własnej córki
- Więc mam się stać niańką? - odparł kpiąco, nie bardzo wyobrażając samego siebie jako bodyguarda jakieś małej dziewczynki. Co prawda już wiele rzeczy robił w swoim nadal krótkim życiu, ale wolał być odpowiedzialny jedynie za swoje życie. Które i tak już wystarczająco spieprzył.
- Posłuchaj mnie do końca. Dziewczyna ma 17 lat i jest po prostu roztrzepaną panną bujającą w obłokach, wystarczająco snobistyczną, żebym nawet ja za nią nie przepadał. I nie chodzi o to, że ktoś się na nich czai. Po prostu nawywijała już tyle, że jej ojciec ma dość ciągłego krycia i tuszowania jej występków, więc wolałby mieć kogoś kto byłby z nią niemal cały czas i nie pozwolił na głupoty
- Więc zamiast niańką mam zostać jej przyzwoitką?! - wypalił kpiąco, zastanawiając się czy Terry aby na pewno nie postradał rozumu
- Cóż coś za coś. Potrzebujesz pieniędzy, a pracy znaleźć nie możesz. To jest Twoja szansa, poza tym będziesz z nią tylko do początku września, potem dziewczyna idzie do szkoły, więc jej wolny czas zostanie zajęty. A co najważniejsze sowicie Ci za to wynagrodzą.
- Czyli przede mną był tabun innych ochroniarzy – zauważył bystro, uśmiechając się kpiarsko
- Był. Ale powiedziałem im, że ty tak szybko nie zrezygnujesz, bo masz większą motywację, by zachować pracę. Zgadzasz się czy nie?
- Kiedy miałbym zaczynać? - odpowiedział pytaniem na pytanie, mając szczerą nadzieję, że nie pakuję się w zbyt duże bagno.
Obsada
____________
____________
1. Lawson -Roads
2. Chris Brenner - Talent
3. Kris Allen - Lost
4. Jamie Scott - Unbreakable
1. Początek na życie i nowe pomysły
2. Sprawy się komplikują
3. Różne rzeczy mają znaczenie
4. Każdy dostaje to na co zasługuję
Ostatnio zmieniony przez Stokrotka* dnia 10:19:29 29-03-16, w całości zmieniany 6 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:44:54 27-12-15 Temat postu: |
|
|
Witam
Fajnie się zapowiada Myślę sobie, że na pewno będzie się tu działo, skoro serwujesz taki początek.
Na miejscu Ann-Marie zaczęłabym się zastanawiać nad jakimś sądowym zakazem zbliżania, bo Jay chyba faktycznie nie rozumie co oznacza słowo nie No, ale - ma to też swój urok i nawet mnie bawi
Czekam na więcej! |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:29:35 30-12-15 Temat postu: |
|
|
Wstawiłaś! Wiesz, że będę czytać, obok takiego pomysłu i obsady nie można przejść obojętnie (Ryan )
Ale czekam również aż coś ruszy w Twoich pozostałych opowiadaniach, bo coś tam pusto ostatnio
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:21:08 30-12-15 Temat postu: |
|
|
Dzięki dziewczyny
Aberracja - mam nadzieję, że będzie się tu działo i że pomimo wszystko Ci się to spodoba
Madziu - uznałam, że koniec roku to dobry moment na ruszenie z czymś nowym a Ryan moim zdaniem idealnie wpasowuję się w postać Daniela
Też mam nadzieję, że coś ruszy w innych moich opowiadaniach
Postaram się niedługo wstawić kolejny rozdział! |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:26:53 06-01-16 Temat postu: |
|
|
- Początek na życie i nowe pomysły -
______Nienawidziła samolotów. I bynajmniej nie chodziło tu o strach przed lataniem. Nie miała ani choroby morskiej ani „samolotowej” - jeżeli tak to można ująć. Ona po prostu bardzo nie lubiła ludzi na lotniskach. A już zwłaszcza tymi z dziećmi. Nie żeby sama w przyszłości nie chciała zostać matka, bo chciała, jednak kiedy przekraczała próg lotniska i stykała się niemal na każdym kroku z osobami, które przecież przez kogoś zostały wychowane, traciła jakiekolwiek chęci na posiadanie swojej własnej gromadki. Całe tabuny ludzie, którzy zatrzymywali się na samym środku przejścia czy w samym wejściu na halę lotniskową to jedynie początek góry lodowej, która powodowała wzrost jej irytacji z sekundy na sekundę. A gwoździem do trumny były oczywiście wrzeszczące i płaczące niemowlaki w samolocie, które nawet na chwilę nie dawały jej zmrużyć oka. Suma summarum podróż okazywała się niezwykle wymęczająca i już na sam widok ludzi zgromadzonych w hali odlotów, pożałowała swojej decyzji.
______Kolejnym punktem, bo populacji idiotów stojących bądź co gorsza momentalnie zatrzymujących się na samym środku drogi, było przejście przez kontrolę. Ludzie, którzy w większości nie wiedzą co robić, stoją w kolejce, nie posuwając się do przodu choć powinni, mający gigantyczne plecaki, która starają się upchnąć do małych plastikowych koszyczków. Metalowe bransoletki, kolczyki, sprzączki od pasków, których zapomnieli zdjąć. Biegające w kółko dzieci, których nie są wstanie przypilnować i wiecznie powtarzający się etap z wyjmowaniem napojów z walizek.
______W tej materii kierowała się słowami George'a Clooney'a. * Był niczym jej guru. Nie ustawiać się za rodzinami z dziećmi czy tymi, którzy mają aż nadto bagażu podręcznego (i którzy w ogóle nie powinni zostać wpuszczeni na pokład samolotu). Wybierać te osoby, które są raczej samotne, skoncentrowane i przede wszystkim zorientowane – jak Azjaci.
______Jej gehenna dopiero się zaczyna. W końcu jest aktualnie parny sierpień. Ludzie wyjeżdżają z dziećmi na wakacje, chcąc cieszyć się słońcem (a nie je przeklinać) nad jeziorem, morzem czy jakąkolwiek inną wodą, która pozwoli zmierzyć się z upałem. Ona natomiast wymyśliła sobie powrót do domu. Nie żeby nie kochała swoich rodziców, bo naprawdę kochała i doceniała wszystko co dla niej zrobili. Ale po prostu o wiele lepiej dogadywała się z nimi, gdy dzieliło ich wystarczająco dużo kilometrów, by nie przyjeżdżali codziennie pod byle pretekstem. A już zwłaszcza jej kochana mamusia. Uwielbiała ją. Można było się z nią pośmiać, pogadać, poplotkować. Przy tym wszystkim jednak jej charakter był zbyt przytłaczający. Milion pytań na minutę, wieczne umartwianie, ostrzeganie i przestrzeganie. A ją to wszystko po jakiś 5 minutach zaczynało po prostu męczyć. Ojciec był o wiele przyjemniejszy w tych kwestiach. Nigdy nie musiała mu wszystkiego tłumaczyć ani się spowiadać. Zadawał jedno pytanie, uzyskiwał odpowiedź i cała reszta go nie interesowała. Ale chyba właśnie taki był podział ich obowiązków. Kobiety-matki zawsze bardziej irytowały swoim wścibstwem, które tak naprawdę było przejawem troski o swoje dzieci. Pytały, drążyły, zabraniały, karały. A ojcowie jawili się jako stado przyjaznych baranków, które są wstanie pozwolić Ci na o wiele, wiele więcej. Nie bardzo się przejmując, że masz jutro szkołę i tak naprawdę powinnaś pójść wcześnie spać. Bądź, że masz ważny egzamin z matematyki i musisz się uczyć, ale przecież wolisz wyjść gdzieś ze znajomymi niż ślęczeć nad książkami. Kochała ich i była wdzięczna za to co jej dali, ale ich relacje miały się o wiele lepiej, gdy mieszkali w dwóch różnych miastach.
______Ku swojemu zaskoczeniu przeszła przez odprawę z zadziwiająca szybkością. Chyba tylko dzięki temu, że dopiero co zostało otwarte nowe stanowisko, a ona znalazła się tam jako pierwsza. Weszła do pierwszego lepszego sklepu, zaopatrując się w butelkę wody i pociągając jeden duży łyk. Dzięki swojej zapobiegliwości oraz przyjemnemu zbiegowi okoliczności miała ponad godzinę do lotu i tak naprawdę mało rzeczy do zrobienia.
______Przewiesiła torbę przez wysuwaną rączkę walizki, czując coraz większy ciężar na ramieniu. Przechadzała się po sklepach, przyglądając produktom i wypatrując czegoś ciekawego, co mogłoby wystąpić w roli prezentu dla rodziny. Nie była skąpa, jednak podróż zorganizowała w ekspresowym tempie, kupując bilet, biorąc urlop i najzwyczajniej w świecie nie miała czasu, by kupić prezenty. Zresztą jej rodzice jak i kochana siostra mieli wszystko co tylko chcieli, nie musiała im więc kupować miastowych prezentów, nie żyli w końcu na wsi. Po niezbyt długich poszukiwaniach ojcu kupiła drogą whiskey, bo jeżeli już pił alkohol to tylko ten. Matce perfumy od Marca Jacobsa, a siostrze dość skromną pozłacaną bransoletkę, która miała nadzieję, że jej się spodoba.
______Starając się odciąć pępowinę, z zadziwiająca wyrazistością zobaczyła, że pieniądze jej rodziców na nic się zdały. Oczywiście były i świadomość tego faktu, napawała całą rodzinę pewnością i spokojem, o co w przypadku innych osób było raczej trudno. Jednak mając te 22 lata samodzielnie nie osiągnęła nic. Na Kubie 13-latki grały w reprezentacji, w Wielkiej Brytanii 19-latkowie odbywali swój pierwszy mecz w Premier League, a w Ameryce raz po raz odkrywano nowy talent. Ona natomiast nie robiła nic. Wakacje za wakacjami marnowane na dobrą zabawę i nic poza tym. A mogłaby nauczyć się jeździć konno, grać w tenisa czy brydża albo pracować nad wynalezieniem leku na AIDS. Mogła też pójść na Harvard i zostać prawnikiem, pomagać biednym i potrzebującym. Nieważne – po prostu w ten czy inni sposób wykorzystać pieniądze, których mieli nadto. A nie zrobiła nic i teraz była przeciętną osobą w tłumie, której raczej się nie poznaje.
______Z odrętwienia wyrwało głośne poruszenie wokół niej. Chwilę później z niemałym trudem dostrzegła, że stwerdessa otworzyła bramkę, a tabun niemal zdesperowanych ludzi ustawia się w długiej kolejce. Wszyscy wyglądali jakby byli w gorącej wodzie kąpani. Jedna kobieta trzymała dziecko, jednocześnie starając się je uspokoić i jakoś wyciągnąć paszporty oraz bilety z torebki – jak widać kiedy stajesz się matką Twoja zdolność do robienia kilku rzeczy naraz wchodzi na wyższy poziom. A jej mąż lub partner ciągnął wózek i ich podręczne bagaże, starając się zachować przy tym grację i finezje, jakby chodził po wybiegu. Inna pani z kolei już z niemal dorosłymi dziećmi, a na pewno samodzielnymi, stojąca zdecydowanie za blisko niej, pałaszowała jeszcze kupioną kanapkę, popijając wyciągniętą z plecaka litrową coca-colą. Gdzieś indziej jakieś dziecko oczywiście uznało, że to idealny moment na wykonanie swoich codziennych arii, zaczęło płakać na cały głos, raniąc przy tym jej bębenki i nie pozwalając skupić się na muzyce sączącej się ze słuchawek.
______To była jej jedyna odskocznia. Wyjmowała telefon, wkładała słuchawki do uszu i odgradzała się od całego zewnętrznego świata i całej chmary ludzi odpowiedzialnych za jej irytację. Nieważne co leciało – żywa, pobudzająca muzyka czy melancholijne i depresyjne nuty, to pozwalało się jej jakoś kontrolować. Nie zwracała na nich uwagi, nie interesowali jej. Sama w sobie starała się uspokoić i wyciszyć, zdając sobie doskonale sprawę, że to i tak na marne. Bo ktoś zaraz krzyknie koło jej ucha, jakieś dziecko zacznie płakać na cały głos, a jeszcze ktoś inny szturchnie ją czy wpadnie na nią i z całego jej spokoju nici. Ale tak po protu było łatwiej. Mentalnie odgradzała się od całego tłumu ludzi, a i oni widząc słuchawki w jej uszach, nie bardzo się nią interesowali.
______Wstała powoli, gdy przy kontroli paszportowej została tylko garstka ludzi. Odwróciła się za siebie, jak to miała w zwyczaju, chcąc sprawdzić czy niczego nie zostawiła. Sekundę później poczuła jak coś z szaleńczym impetem wbija się w nią. Zanim zdążyła się zorientować, straciła równowagę i ze wszystkimi bagażami, boleśnie wylądowała na białej, lśniącej posadzce.
______I choć teraz pewnie miło by było okłamać was, że wszystko zdarzyło się jak w tych filmach romantycznych, gdzie „jego silne ramiona podtrzymały ją przed upadkiem”. Sęk w tym, że wcale tego nie zrobiły. A gdy spojrzała w oczy winowajcy, wcale nie zakochała się w nim, ani tym bardziej nie przeskoczyła między nimi iskra pożądania, gdy niezgrabnie pomógł jej wstać, wysuwając w jej kierunku swoją dłoń.
______Najdroższa whiskey i perfumy od Marca Jacobsa poszły sobie razem w tango, a teraz leżały pomieszane, a w około nich szklane odłamki. I tak oto pan, którego imienia wolałaby nie znać, zakończył jej przygodę z dostarczeniem prezentów rodzinie. A jej irytacja sięgnęła apogeum.
______Na nic zdały się lata prostowania, ćwiczeń i wyrzeczeń. Podobno sport to zdrowie – ale na pewno nie ten uprawiany zawodowo. Jeden błąd, jedna pomyłka i tragedia, której nie da się cofnąć. Spojrzała w swoje odbicie w lustrze, kolejny już dzień z rzędu widząc worki pod oczami. Nie mogła spać, ledwo co jadła. A życie i tak toczyło się dalej.
______Opłukała twarz zimną wodą, starając się przywdziać godny szanowanej asystentki uśmiech. Jak nisko upadła. Włączyła głośno muzykę, chcąc rozproszyć swoje myśli. Stanęła ze szklanką pomarańczowego soku w drzwiach balkonowych chłonąc całym ciałem chłodny poranek. Spojrzała na stabilizator, usztywniający jej prawą nogę, zastanawiając się – nie po raz pierwszy – jak mogłoby wyglądać jej życie, gdyby nic się nie stało. Płonne nadzieje. Złamała nogę w trzech miejscach, nie ma dla niej powrotu. Poczuła cisnące się do oczu łzy, choć przyrzekła sobie, że nie będzie się rozklejać z tego powodu. Powinna ruszyć dalej – a przynajmniej tak mówili wszyscy jej znajomi. I rodzina. Tylko do cholery żadne z nich nie zna tego uczucia, kiedy Twój świat wywraca się do góry nogami. I choćbyś chciała, choćbyś próbowała ze wszystkich sił, nie da się tego odkręcić.
______Wsypała sobie chrupiące płatki do miski i zalała zimnym mlekiem. Dzień w dzień to samo śniadanie. Przerwa w pracy o tej samej godzinie. Powrót do domu. A ona z tego wszystkiego miała ochotę krzyczeć. Spojrzała na swoje krzywe stopy. Palce były powyginane, niektóre jeszcze posiniaczone, z odciskami i strupami. Przełknęła kolejny kęs z niemałym trudem, chcąc wreszcie przestać ciągle widzieć siebie jako baletnicę. Nigdy już nią nie będzie, choć całe jej ciało będzie o tym przypominać.
______Włożyła czarną, lekką sukienkę przed kolano, malując się w ekspresowym tempie. W końcu jak na porządną sekretarkę przystało nie może się spóźnić. Wchodząc do wielkiego biurowca, poczuły zbawienny wpływ klimatyzacji.
- Co ty tu robisz? - spytała niemiło kładąc swoją torebkę na blacie biurka, obserwując jak Ethan odrywa się od jego krawędzi i z wesołym uśmiechem podchodzi do niej
- Chyba wstałaś dzisiaj lewą nogą – odparł spokojnie
- Od jakiegoś czasu wstawię lewą nogą, prawą w końcu miałam złamaną – mruknęła szorstko, zasiadając za biurkiem, ignorując jego obecność
- Wyjdziemy dziś? - spytał po chwili, mitygując się w myślach po swojej poprzedniej gapie. Kontakt z nią – jakikolwiek – od czasu wypadku był koszmarnie trudny. I tak naprawdę nie pomagało nic. Chciał jej pomóc, dać nadzieję, pokazać radość życia. Chciał by znowu uśmiechała się do niego jak dawniej, jednak ona odsuwała się od niego jeszcze bardziej. Zamiast pracować razem z nim w szkole artystycznej, wolała tkwić za biurkiem jako asystentka u jakiegoś rekina prawniczego. A przecież ich nienawidziła.
- Ethan, naprawdę nie mam na nic ochoty. Jest gorąco, a nie chce by lało się ze mnie litry potu – odparła, nie zaszczycając go nawet przelotnym spojrzeniem
- Kiedyś uwielbiałaś – powiedział spokojnie, jakby chcąc wyrwać ją z tego kokonu, w którym się zamknęła, nie dopuszczając nikogo do siebie. Spojrzała na niego zimno, nie komentując jego słów.
- Lepiej będzie jak już pójdziesz. Mam pracę – odparła sucho, grzebiąc w jakiś dokumentach mając nadzieję, że ręce specjalnie jej się nie trzęsą. Musiała wziąć 3 głębokie oddechy, zanim pognała do toalety.
______Stał przy jej biurku, przeszukując jakiejś akta. Przeklęła w myślach, swoje słabe nerwy, przywdziewając na twarz spokój i powagę.
- Dzień dobry – przywitała się, zasiadając na swoim miejscu, porządkując jakieś teczki, byleby tylko się czymś zająć
- Dzień dobry. Martwiłem się, że się pani gdzieś zgubiła – rzekł spokojnie, wpatrując się w nią uporczywie, choć ona tylko marzyła, by powiedział co ma robić i poszedł sobie
- Byłam w toalecie, źle się poczułam – ukróciła szybko, mając nadzieję, że nie zacznie drążyć tematu. Jest tutaj, żeby pracować i jakoś zarobić na swoje utrzymanie. Szczęście, że w ogóle cokolwiek znalazła, w końcu kto chcę byłą baletnicę z unieruchomioną nogą. W zasadzie to fakt, że firma Huntley&Benson zdecydowała się ją zatrudnić, była i tak mocno zadziwiająca, skoro nie posiadała doświadczenia.
- Czy wszystko w porządku? - spytał mile, a ona po raz kolejny zdziwiła się, że największy rekin sali sądowej, zachowuję się w jej towarzystwie jak łagodny baranek. Uśmiecha się, gotowy nawet zaproponować zaparzenie jej kawy, choć należało to do jej obowiązków.
- Oczywiście – zapewniła szybko, prostując czarną spódnicę i czekając na polecenia
- Panno Roberts proszę jedynie odwołać moje spotkania popołudniowe. Mam coś do załatwienia – powiedział poważnie, zgarniając kolejne akta z jej biurka i wchodząc do swojego gabinetu.
Sue nie po raz pierwszy zapatrzyła się na niego, jak zamyka drzwi, jak przegląda papiery. Obserwując jego tajemniczy uśmiech i skupienie na twarzy. Że też musiała trafić na niego. Zupełne przeciwieństwo prawnika jakiego sobie wyobrażała.
______Sue spojrzała z trwogą na wchodzącą do pomieszczenia kobietę, trzymającą na rękach małe dziecko, które akurat ten moment wybrało sobie, by przypomnieć o swoim fantastycznym istnieniu.
- Słucham? - wydukała głośno Sue, starając przekrzyczeć płaczące dziecko
- West u siebie? - odpowiedziała kobieta pytaniem na pytanie, a gdy Sue skinęła potakująco głową, nie bacząc na jej skromne protesty, skierowała się wprost do jego gabinetu. Dziewczyna spojrzała jedynie za nią zaskoczona, kręcąc przy tym głową. Najwyżej straci pracę za niewypełnianie swoich obowiązków. Trudno. |
|
Powrót do góry |
|
|
Julita Mistrz
Dołączył: 11 Kwi 2013 Posty: 14972 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:50:04 09-01-16 Temat postu: |
|
|
Stokrotko, świetny początek. Ale muszę to napisać: oprawa graficzna GENIALNA! Jak Ty to robisz? Świetnie to wygląda. Kolory tak pozytywnie nastrajają, do tego masz takie lekkie pióro i na serio- bardzo dobrze mi się czytało Już nawet nie wspomnę o tych czary-mary czyli ruchome animacje, które zawsze u Ciebie podziwiam. |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:18:11 10-01-16 Temat postu: |
|
|
Aj Juli dziękuję Cieszę się, że podoba Ci się oprawa graficzna Lubię tworzyć dziwne cudeńka w programach komputerowych, bo w realu to gorzej niż koszmar No i najważniejsze - cieszę się, że dobrze Ci się to czytało |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:44:13 10-01-16 Temat postu: |
|
|
Dołączam się do zachwytów nad oprawą graficzną Widać, że naharowałaś się jak dziki osioł w PS
Co do opowiadania to podoba mi się postać Ann Marie, dziewczyna z krwi i kości, a nie jakaś lalunia. Dodatkowo z problemem w postaci romantycznego blondyna, który uczepił się jak rzep psiego ogona
Ostatnio zmieniony przez Sunshine dnia 21:47:04 10-01-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:11:36 14-01-16 Temat postu: |
|
|
Słoneczko :* stokrotne dziękuję dopiero dzisiaj zobaczyłam komentarz
Strasznie chciałam wypróbować coś w PS no i wyszło to wszystko |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:52:09 09-02-16 Temat postu: |
|
|
Wreszcie znalazłam czas, żeby przeczytać! Przepraszam, że dopiero teraz...
Oczywiście nie powiem Ci nic nowego - to, że piszesz świetnie już wiesz. Animacje i grafiki też są cudowne, ale to też już wiesz
Obserwacje na lotnisku trafione w dziesiątkę! Kto by pomyślał, że Geroge Clooney jest takim myślicielem? Czułam się jakbym tam była i sama wszystko obserwowała. Wnioskuję, że dziewczyną na lotnisku była Ann Marie. Wyprowadź mnie z błędu, jeśli się mylę. Już ja polubiłam
No i szlag trafił prezenty dla rodziny! Co za niefortunna sytuacja. A wydawałoby się, że to scena rodem z jakiejś komedii romantycznej. Ale wg dziewczyny nie było w tym nic romantycznego.
Rozumiem Sue i jej sytuację - na jej miejscu też nie byłabym zadowolona. W jednej chwili wszystkie jej marzenia zostały przekreślone a ona została skazana na nudną pracę za biurkiem.
Z niecierpliwością czekam na więcej! |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:47:41 09-02-16 Temat postu: |
|
|
- Sprawy się komplikują -
______Akurat tego dnia, gdy w końcu miał zamiar wziąć się do kupy i zrobić coś ze swoim życiem, wszystko musiało się zwrócić przeciwko niemu. Budzik nie zadzwonił, samochód nie chciał odpalić,a kiedy już prawie był u celu, naiwnie myśląc, że może jednak się uda i że może szczęście znowu mu dopiszę jak wielokrotnie razy wcześniej, wszystko zwaliło się jak domek z kart przy najmniejszym podmuchu wiatru. A jedyne co chciał osiągnąć to zdążyć na ten samolot i być tego dnia o umówionej godzinie w pracy, móc pokazać, że naprawdę chce się postarać.
______Zebrał się z podłogi, poprawiając plecak na ramieniu i podając dziewczynie dłoń, którą z kpiącym uśmiechem przyjęła. No cóż – przecież to nie on wyskoczyła jak Filip z Konopii taranując wszystkim drogę.
- Uważałbyś jak chodzisz – warknęła ostro, poprawiając torebkę na ramieniu i wpatrując się w istne pobojowisko, które po sobie zostawiła. Spojrzał w tym samym kierunku i już zrozumiał co takiego dziwnego poczuł na rękach, gdy się podnosił. Wytarł dłonie o tył spodni, patrząc się z lekka skonsternowanie na cały bałagan znajdujący się na środku hali lotniskowej.
- A ty z łaski swojej mogłabyś patrzeć przed siebie – odpowiedział jej równie nie mile. W końcu przyznawać się nie miał do czego. Następnym razem zamiast obracać się i patrzeć czy aby jakiś przystojniak nie mruga za nią oczami, może będzie zwracała większą uwagę na drogę, którą ma do przejścia.
- I jeszcze chcesz mi powiedzieć, że to była moja wina?! - rzuciła ostro, celując w jego klatkę piersiową palcem wskazującym – Tego mi jeszcze tylko brakowało
- A przepraszam panią księżniczkę. Trzeba było prezenciki schować do walizki, a nie chodzić z nimi po całej hali manifestując swoje bogactwo. I następnym razem po prostu patrz, gdzie idziesz – odpowiedział jej oschle, siląc się na spojrzenia, jakby sprawa zdążenia na samolotu już dawno poszła w zapomnienie. Prychnęła wściekle, trzymając torebkę blisko siebie jakby miała jej zaraz użyć.
- Następnego razu nie będzie, bo takiego zadufanego idioty jak ty już nigdy nie spotkam – wyrzuciła po chwili ciszy, kierując się w stronę wejścia.
Stanęła jak wryta przed nim, rejestrując bardzo powoli, że jest już ono zamknięte. I oto pierwszy raz w życiu spóźniła się na samolot.
- Cholera jasna – powiedziała ostro na głos, odwracając się zamaszyście w jego kierunku – To Twoja wina! Wszystko Twoja wina! - podbiegł do niej szybko, starając się przekonać stewardesę, by ich jeszcze wpuściła.
- To jest dla mnie bardzo ważny lot, ja muszę być tam dzisiaj!
- Nie mogę pana wpuścić. Samolot odleciał planowo, dokładnie 5 minut temu – odparła rzeczowo, uśmiechając się blado i odchodząc w jedynie sobie znaną stronę. Daniel zwiesił bezradnie głowę, z przykrą świadomością, że jego urok osobisty nic w tym przypadku nie pomoże. W końcu nie zawróci samolotu z trasy. Pozostaje mu tylko jedno – pojechać tam samochodem.
______Zarzucił torbę na ramię, przyjmując do siebie porażkę dzisiejszego poranka i mając nadzieję, że już nic więcej nie spotka go na drodze. A jeżeli się pospieszy to może nawet uda się dojechać na jutro rano. I jak już tam będzie to wymyśli jakąś zręczną wymówkę, która pozwoli mu zatrzymać pracę.
- Hej gdzie ty idziesz?! - krzyknęła za nim dziewczyna, przez którą cały jego plan przedstawienia się nowym pracodawcom z jak najlepszej strony (czytaj – nie spóźnić się chociaż pierwszego dnia pracy), poszedł do licha
- Cóż, skoro samolot mi uciekł to znajdę inny sposób – rzucił od niechcenia, kierując się ku wyjściu, mając nadzieję, że natrętna mucha w postaci wyfiokowanej księżniczki da mu szybko spokój
- Idę z Tobą – powiedziała poważnie, a on stanął w miejscu i odwrócił się do niej powoli
- Żartujesz prawda?! - spytał się, ściągając brwi i mrużąc podejrzliwie oczy, gdy ona poprawiała sobie torebkę na ramieniu, jednocześnie chwytając rączkę swojej walizki i podążając prosto za nim
- Bynajmniej. Przez Ciebie uciekł mi samolot, bo musiałeś wleźć na mnie jak na jakiś chodnik.
______Pokręcił głową z niedowierzaniem, dochodząc do wniosku, że jakiekolwiek spieranie z nią nie ma sensu, zapewne jest nieprzyzwyczajona do tego, by ktoś się z nią nie zgadzał. Zresztą nie miał czasu na tłumaczenie jej czemu straciła rozum i powinna udać się do lekarza, szybciej się jej pozbędzie, gdy po prostu ją zignoruję, uda się do swojego mustanga i odjedzie, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.
______Otworzył bagażnik wrzucając swoją torbę, gdy wtem zobaczył jak czarna, mała walizka ląduje obok jego torby. Przewrócił teatralnie oczami, zagryzając zęby i odwracając się do niej powoli.
- Słuchaj malutka. Nie mam czasu z Tobą dyskutować, więc zabierz z łaski swojej to cudo najnowszej techniki nazywane przez innych walizką z mojego samochodu i zostaw mnie w spokoju.
- Nie ma mowy – odparła słodziutko, jednym zwinnym ruchem, zatrzaskując bagażnik, omal nie przycinając mu palców, by w następnej chwili usiąść tak po prostu na miejscu pasażera. Zaklął szpetnie pod nosem, podchodząc do samochodu od jej strony i otwierając drzwi
- Wyłaź – rzucił ostro, spoglądając na nią wściekle z mordem w oczach, gdy tymczasem ona uśmiechała się do niego słodko
- Nie ma opcji – odrzekła prosto, chwytając drzwiczki i zatrzaskując je mocno, co niemal spowodowało wybuch jego niekontrolowanej furii.
- Jak chcesz – rzucił, gdy już zasiadł na miejscu kierowcy i odpalił silnik – Ale nigdy więcej masz nie trzaskać tymi drzwiami – dodał ostro, wyjeżdżając z parkingu. Jednak on jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
- Słuchaj dziewczynko – powiedział, gdy zdążył wyjechać z zatłoczonego parkingu, mrugając światłami by skręcić w prawo – Po prostu powiedz, gdzie mam Cię wysadzić i pożegnamy się w spokoju – dodał siląc się na swobodę, ponieważ okropnie się spieszył i nie miał czasu na wytłuszczanie jej czarno na białym czemu powinna zbierać się do siebie
- Posłuchaj chłopczyku – odparła parodiując go i zwracając twarz w jego kierunku – Jedziemy w tym samym kierunku, więc albo po prostu przestaniesz gadać o tym jak to powinnam stąd uciekać, a podróż upłynie nam w miłej atmosferze albo wprost przeciwnie. Sam zdecyduj – mruknęła na końcu, wdychając powietrze łaskawie lecące z otwartego okna
- Cudownie – rzucił kpiąco
- Czemu ten cholerny samochód nie ma klimatyzacji – rzuciła po chwili nieprzyjemnie, wachlując się otwartą dłonią, czując jak koszulka powoli przyczepia się jej do pleców
- Po pierwsze ten samochód nie jest „cholerny”, najpierw poczytaj sobie trochę o motoryzacji, a potem łaskawie wypowiadaj na głos swoje zacne, nikogo nie interesujące opinie. A po drugie, odpowiadając na Twoje niemiłe pytanie, nie ma bo to samochód a nie najnowsza nowinka techniczna, która ma wyglądać, a nie funkcjonować.
- Aleś ty wrażliwy – mruknęła pod nosem, choć Daniel i tak ją usłyszał. To będzie zdecydowanie za długa podróż.
______Przeszła przez salon przy akompaniamencie stukotu szpilek, wyczekując aż jej ukochana córka w końcu raczy odebrać telefon. Głupi głos automatycznej sekretarki wbił się jej w głowę i po raz kolejny nieprzyjemnie w niej rozbrzmiał. Odłożyła telefon na bok, decydując, że skoro 3 raz jej połączenie zostało nieodebrane, to nie ma sensu próbować dalej.
______Spojrzała na pięknie udekorowany salon, czując coraz bardziej jak w tych sterylnych, pozbawionych osobowości pomieszczeniach zaczyna się dusić. Biel, przeplatana beżem i szarościami, tak naprawdę nie wyrażała nic oprócz swojej mało zwracającej uwagi barwy.
Blichtr i bogactwo wcale nie były wyznacznikiem szczęścia, zwłaszcza jeżeli czułeś się tak samotnie, że każdego dnia w ogóle zastanawiasz się czy ktoś z Twojej rodziny zobaczy, że zniknąłeś.
______Usłyszała trzask zamykanych drzwi i bezwiednie podskoczyła w miejscu, czując jak serce na chwilę tylko przyspiesza bicie.
- Gdzie byłaś kochanie? - spytała wchodzącą do salonu Coreen, która rozsiadła się na kanapie
- Tu i tam – odparła enigmatycznie, a Teresa zwiesiła głowę bezradnie. Każda rozmowa z jej córką właśnie tak wyglądała. Nie chciała nic mówić, była tajemnicza, ucinała wszelkie próby dłuższego kontaktu, uciekając do swojego pokoju i wręcz ignorując obecność rodziców. Michael oczywiście się tym wszystkim nie interesował, bo jakby w ogóle mógł, skoro okres buntu – jak często powtarza – jest charakterystyczny dla dziewczyn w jej wieku. Problem w tym, że ona czuła podskórnie, że to wcale nie jest młodzieńczy bunt, ani chęć zwrócenia na siebie uwagi. Coreen zachowywała się nieodpowiedzialnie i nierozważnie, nie przejmując się konsekwencjami swoich głupich pomysłów, ale przy tym wszystkim nie bardzo w ogóle chcąc rozmawiać. Wielokrotne próby wyciągnięcia jej na zakupy czy do SPA kończyły się fiaskiem, bo dziewczyna wcale nie miała ochoty robić to co mówiono jej, że powinna. A ona sama nie wiedziała co ma z tym zrobić. Jedna córka już się od niej odsunęła, nie racząc nawet od czasu do czasu odebrać telefonu, a drugiej stracić już nie chciała.
______I tak o to została sama. Otoczona pieniędzmi, elegancją i blichtrem jednak żadna z tych rzeczy nie mogła jej przytulić czy pocałować na dobranoc. Mogła się przechadzać po pięknym salonie, kontemplować w idealnie utrzymywanym ogrodzie czy czytać w pełnej książek bibliotece. Co z tego skoro czuła się jak intruz. A może bardziej jak więzień. Starała się z całych sił, być dobrą matką i żoną, żegnać wszystkie większy spory, trzymać tą rodzinę razem choć było to prawie niemożliwe biorąc pod uwagę charakter jej męża, a także wdających się w niego córek. Teraz nie ma nic. Może rozkazywać służbie, jeździć do kosmetyczki, spędzać całe dni na nic nie robieniu, a tak naprawdę nie jest nikomu potrzebna.
- Michael – powiedziała cicho, widząc męża wchodzącego do salonu – Naprawdę martwię się o Ann-Marie może ty spróbujesz zadzwonić? - spytała cicho, splatając palce za plecami
- Daj jej spokój. Dziewczyna chce żyć swoim życiem, jeżeli nadal będziesz je w ten sposób zatruwała tym bardziej nie będzie chciała z Tobą rozmawiać – odparł szorstko, nawet nie zaszczycając żony spojrzeniem, kierując się w stronę swojego gabinetu. Jedynego miejsca w całym domu, w którym spędzał większość swojego czasu. W którym załatwiał wszystkie swoje sprawy i do którego czasami lepiej było nie wchodzić.
______Spojrzała za nim jedynie, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Nigdy nie przypuszczała, że będzie samą siebie tak nisko ceniła.
Madziu dziękuję za piękny komentarz! Wreszcie po tak długim czasie miałam wreszcie czas, by wstawić rozdział 2 |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:19:39 09-02-16 Temat postu: |
|
|
Ale trafiłam! Ledwo pierwszy odcinek przeczytałam, a tu już drugi - no takie coś to ja rozumiem
Daniel i Ann-Marie to mieszanka wybuchowa a ja takie mieszanki ogromnie lubię i już mam niedosyt! Dziewczyna jest taka bezpośrednia, praktycznie wpakowała się chłopakowi do samochodu wyobraziłam sobie tę scenkę.
Żal mi się zrobiło Teresy - rzeczywiście pieniądze szczęścia nie dają. Jest samotna i chciałaby, żeby ktoś zwrócił na nią uwagę a tymczasem zarówno mąż jak i córki nie są skłonni do zacieśniania rodzinnych więzi. Przykre to
I czy ja dobrze zrozumiałam? Daniel miał zacząć nową pracę jako ochroniarz rozkapryszonej nastolaty! Czyżby była nią Coreen, siostra Ann-Marie, jego towarzyszki podróży?? Ale się porobiło - będzie niezły ambaras. Nie mogę się doczekać
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:58:17 14-02-16 Temat postu: |
|
|
Bo dzięki Twojemu komentarzowi przypomniałam sobie, że dawno nic tutaj nie było
Kurczę ... na razie to chyba niczego nie powinnam zdradzać |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:58:22 22-02-16 Temat postu: |
|
|
- Różne rzeczy mają znaczenie -
______Podchwyciła płynącą z radia piosenkę, kiwając do taktu głową i nucąc cicho pod nosem. Nieznośnie sierpniowe powietrze wpadało przez uchylone okno samochodowe, a całe jej ciało zdążyło się już pokryć lepkim potem. Zerkała raz po raz na swojego niespodziewanego towarzysza podróży, który ze spiętym wyrazem twarzy w niesamowitej ciszy, jedną dłonią manewrując kierownicą, a drugą opierając o drzwiczki samochodu. To ciekawe, że uciekając od jednego niechcianego faceta, wpakowała się innemu prosto do samochodu. Facetowi, którego nawet nie znała.
______Przemknęli szybko przez autostradę, zjeżdżając na jednym z zjazdów, jadąc teraz opustoszałą drogę, której przede wszystkim towarzyszyły pola i lasy. Dziwne, że w żadnym momencie tej dziwnej podróży nie obawiała się go. Mógł być zwykłym gwałcicielem, mordercą czy złodziejem, a ona i tak wpakowała mu się prosto do samochodu, nie bacząc na konsekwencje. Uśmiechnęła się sama do siebie, zdając sobie sprawę, że pierwszy raz od dawna zrobiła coś tak głupiego. A może nawet była to najgłupsza rzecz, którą zrobiła w swoim życiu.
- Będziesz tak milczał całą drogę? - spytała, zwracając twarz w jego kierunku i patrząc się na jego profil uparcie, jakby tym chcąc zmusić go do udzielenia jej odpowiedzi.
- Tego też zamierzasz mi zabronić? - odpowiedział pytaniem na pytanie, zmieniając bieg i kurczowo wpatrując się w pustą drogę przed nimi. Zaśmiała się lekko pod nosem – był zdecydowanie gorszy niż mogłaby przypuszczać.
- Nie. Ale jak już mówiłam o wiele milej byłoby spędzić podróż, gdybyśmy traktowali się odrobinę cieplej – powiedziała przesłodzonym tonem – Ale skoro nie chcesz – sięgnęła do radia, podkręcając muzykę i śpiewając na głos
- Bardzo Cię proszę przestać skrzeczeć – powiedział znużonym głosem, przyciszając radio – Nie wszyscy w tym samochodzie chcą słuchać jak się wydzierasz – dodał kpiącym tonem, zwracając twarz na chwilę w jej kierunku i uśmiechając się zuchwale
- Uuu. Zabolało. Chyba nie masz zbyt dużego pojęcia o zarywaniu dziewczyn, ale nie martw się – odparła, klepiąc go po udzie – Jak nie będziesz się odzywał to może nawet, któraś na Ciebie poleci - pocieszyła go zjadliwie
- Zazdrosna?! - rzucił sardonicznie, sięgając ręką za swoje siedzenie i wyciągając butelkę wody, z której pociągnął potężny łyk, zakręcił i rzucił na jej nogi – Bo mi się jeszcze odwodnisz – mruknął cicho, a ona po raz kolejny uśmiechnęła się sama do siebie, zanim ugasiła swoje palące pragnienie
- Wiesz, że nawet nie powiedziałeś jak masz na imię – zauważyła po chwili ciszy, gdy niczym robot kierował samochodem, a ona nawet nie miała pojęcia gdzie się kierował. Owszem – miał jechać w tym samym kierunku co ona, ale czy czegoś nie wymyślił w międzyczasie nie miała pojęcia. Choć praktycznie nie zajmowało to jej myśli
- Może dlatego, że nie bardzo chcę byś je znała – odpowiedział stosunkowo oschle, choć w jego głosie pobrzmiewała zuchwałość, którą była wstanie wyłapać – Do szczęścia Ci to chyba niepotrzebne?
- Bynajmniej – rzuciła może trochę za szybko tym swoim z lekka ochrypłym głosem, gdy zaczynało się jej robić sucho w ustach – Ale lepiej byłoby gdybym mogła zwyzywać Cię znając Twoje imię. Oczywiście jeśli będę musiała – uzupełniła w tonie wyjaśnienia, pokazując mu uśmiech do ósemek, a on tylko pokręcił z pobłażaniem głową
- Daniel – rzucił krótko, zanim zdążyłaby się rozkręcić i podać jeszcze kolejny milion powodów, dla których powinien zdradzić jej tą iście rządową tajemnicę
- Ann-Marie – odparła, wyciągając w jego stronę dłoń, którą delikatnie ujął – A teraz skoro ten parszywy humorek już zniknął – zauważyła, ponownie szczerząc się do niego niczym pięciolatka z taką różnicą, że ona miała pełne uzębienie – Możemy podkręcić muzykę – niemal krzyknęła, chwytając pokrętło radia i pogłaśniając je na cały samochód
- Tylko proszę: bez wrzasków – przekrzyczał ją, jeszcze zanim wciągnęła się w piosenkę.
______Wzniosła oczy do nieba, choć z jej twarzy nie schodził radosny uśmiech. Kto by pomyślał, że jej chęć powrotu do domu skończy się w samochodzie z obcym facetem – już nie takim obcym – a ona będzie wydzierała się na głos w rytm piosenki. Chyba pierwszy raz od dawna poczuła się wolna, nie musiała się pilnować – nie znała go i tak naprawdę nawet nie miała zamiaru go poznawać. To miała być tylko transakcja wiązana, a może raczej on najzwyczajniej w świecie oddawał jej przysługę, którą na nim wymusiła. Tak czy inaczej – będzie to fajna przygoda, której pewnie nigdy nie zapomni i dlatego w jego obecności może sobie pozwolić na więcej. Dla niego nie jest córką TEGO Leveringa. Dla niego będzie zwykłą Arie – szaloną dziewczyną, którą potrącił na lotnisku, przez co nie zdążyli na samolot. Tą która wpakowała mu się chamsko do samochodu i która obrażając go, sprawiła, że te pochmurne spojrzenie choć na chwilę zniknęło, ustępując miejsca wesołości.
______Otaczały ich niemal pustynne klimaty, choć nie ma się co dziwić – był sierpień, temperatura codziennie sięgała 35 stopni w cieniu, a od dawna w ogóle nie padało. Nawet niewielkiej burzy. Większość roślin już dawno nie wytrzymała i po prostu uschła, zewsząd zamiast pięknej zieleni otaczała ich żółć i brąz, a słońce niemiłosiernie paliło z nieba.
______Zjechał z drogi, na chyba jedyną w zasięgu kilkudziesięciu kilometrów stację benzynową. Spojrzała na niego spod na wpółprzymkniętych powiek, obserwując jak mięśnie drgają na jego szyi.
- Idziesz? - spytał beznamiętnie, gdy pracownik stacji nalewał im benzyny
- Jasne – odparła szybko, wyciągając zmęczone ciało z samochodu i kierując się za nim w stronę małego sklepiku. Obejrzała się w około z lekkim przestrachem stwierdzając, że wszystko wygląda dokładnie tak jak na filmach, gdzie głównych bohaterów otacza jedynie pustynia.
______Weszła do sklepu mając nadzieję na zbawienny wpływ klimatyzacji. Musiała się jednak obejść smakiem. Była to stacja benzynowa na pustkowiu, w którym jedynym elementem niosącym choć trochę ulgi, był wiatrak przy kasie. Przechadzała się między półkami, coraz bardziej uświadamiając sobie, że od dawna nic nie jadła i jest potwornie głodna, a asortyment tego sklepu w tej materii wcale jej nie zadowalał.
- Wybrałaś już sobie coś? - spytał z lekka nieprzyjemnie zwracając na siebie uwagę, trzymając pod ręką całą zgrzewkę litrowej wody mineralnej. Coś o czym ona w ogóle by nie pomyślała
- Chciałam coś do jedzenia, ale ... nic tu nie ma – odparła, okręcając się i spoglądając na półki
- To stacja benzynowa nie pięciogwiazdkowa restauracja – mruknął cicho, biorąc do ręki paczkę chipsów, dorzucając jeszcze jakieś orzeszki i energetyka – Lepiej coś wybierz, bo przed nami długa droga – spojrzała na niego zaskoczona, zagryzając zęby, by w końcu pokręcić głową ze zrezygnowaniem i wybrać parę produktów.
______Stanęła za nim w kolejce do kasy, wyciągając portfel z torebki. Nie pamiętała nawet jak dawno nie jadła śmieciowego jedzenia. Sue skutecznie odzwyczaiła ją od tego typu jedzenia. Położyła swoje produkty na blacie, dorzucając w ostatniej chwili litrową butelkę soku pomarańczowego, gumę do żucia i batonik. Wyciągnęła z portfela kartę, a sprzedawczyni spojrzała się na nią ze zdziwieniem
- Tylko gotówka – odparła wyniośle, a Arie jęknęła w duchu, przewracając oczami, zerkając do portfela, w którym nie miała nawet dolara
- Ja zapłacę – rzucił Daniel, kładąc pieniądze na blacie, gdy dziewczyna patrzyła z zdezorientowaniem
- Dziękuję – powiedziała głośno tak, by mógł ją usłyszeć, gdy szli przez plac do samochodu – Oddam Ci te pieniądze – zadeklarowała. Spojrzał się na nią ponad otwartym bagażnikiem, do którego wrzucił zgrzewkę wody
- Nie ma sprawy – odparł, zajmując swoje miejsce za kierownicą. Wzniosła oczy do nieba. Czemu akurat jej musiał się trafić tak trudny przypadek kolesia?! Zastanawiała się, siadając na miejscu pasażera, przykładając głowę do szyby i nawet nie orientując się, zapadła w płytki sen.
______Swąd spalenizny dotarł do jej nozdrzy, a gwałtowne hamowanie wyrwało z letargu.
- Co się stało?! - spytała półprzytomna, przecierając powieki palcami chcąc się rozbudzić
- Nie wiem – odparł niespokojnie, wychodząc z samochodu, a ona zrobiła to samo.
Obydwoje stanęli przed maską, z której wydobywały się kłęby dymu.
- Poczekaj – rzucił nerwowo, biegnąc w stronę bagażnika i wyciągając z niego gaśnicę – Umiesz się nią posługiwać?! - spytał zapalczywie, a gdy pokręciła przecząco głową, ciągnął dalej – Dobra. Uniesiesz więc powoli maskę samochodu, ale powoli. Mogło nastąpić zwarcie i dojść do pożaru, jeżeli nastąpi kontakt z dużą ilością tlenu, może wybuchnąć. Więc powoli – uczulił ją po raz kolejny, gdy z lekka przerażona, ale już zdecydowanie przytomna, patrzyła na niego, kiwając potakująco głową – Dobra. Spróbuj – chwycił delikatnie pomiędzy palce, krawędź ciepłej stali, gdy on odbezpieczył gaśnicę i wycelował ją w stronę samochodu.
______Miał dość tych pieprzonych wakacji. Po pierwsze dlatego, że o jakimkolwiek dniu wolnym może zapomnieć, od rana do nocy pracował w tę i z powrotem. A po drugie przez te nieszczęsne upały, przez które odechciewa mu się całkowicie żyć. Wrzucił mokrą szmatkę do wiadra z wodą, krzywym spojrzeniem omiatając ten ich cudaczny samochód, który myje w tym tygodniu już chyba 3 raz. Nawet swojego cacka nie odpicowuję tak często. Nic dziwnego – trafili mu się naprawdę dziwni pracodawcy. Facet uchodzi za jednego z rekinów interesu, trzymając w swojej garści na pewno połowę „naszej” zacnej społeczności, a i pewnie z tą drugą nie ma żadnych problemów. Jego żona jest jedną z najdziwniejszych kobiet jakie spotkał. Elegancka, poważna i jak na swój wiek niesamowicie piękna (mówiąc bardziej kolokwialnie – seksowna mamuśka), a wydaję się przy tym wszystkim tak bardzo nieszczęśliwa. Ma wszystko – pieniądze, rodzinę, a snuję się po domu niczym duch. No i córeczka. Która warto zaznaczyć ma zdecydowanie nie równo pod sufitem. Na początku sam zaczął się zastanawiać, czy aby nie robi tego wszystkiego, by zwrócić na siebie uwagę rodziców. Ale ... No właśnie zawsze pozostaję to głupie „ale”, którego nie potrafi wybić sobie z głowy. I może naprawdę jest z nią coś nie tak
______Pokręcił bezsensownie głową, w końcu do jego obowiązków nie należało analizowanie stanu psychicznego jego pracodawców. Zmrużył oczy, wpatrując się w jakiś daleki punkt na drodze. To ciekawe, że trafił akurat do tak zwariowanej rodzinki. Jakby własnego życia nie miał przykładnie spieprzonego.
______Zatrzasnął przednie drzwiczki, przechodząc obok kubła z wodą, kierując się w stronę kuchennego wejścia. Był koszmarnie głodny, było południe, a on nawet nie zdążył zjeść porządnego śniadania. Wszystko przez to, że musiał się zerwać z samego rana ( godzina 7 to dla niego raczej środek nocy), by zawieść starego do jego zacnej firmy. Co go bardziej zdziwiło, że jak zwykle nie pojechał swoim wybajerowanym samochodem.
- Zjadłbym wilka z kopytami – oznajmił na wstępie, szelmowsko uśmiechając się do swojej ciotecznej babki, która niezmiennie pichciła coś w garnku – Ale i porządną kanapką nie pogardzę – dodał, szczerząc się jeszcze bardziej, siadając przy stole
- Jak zwykle miły i wygadany – z przekornym uśmiechem na ustach i wyraźną nutą radości w głosie, odpowiedziała mu, stawiając jednocześnie odpowiednią ilość kanapek
- Jesteś Królową – odparł rozleniwionym tonem, ze sporą ilością jedzenia w ustach
- Słódź mi tak dalej to może doczekać się kiedyś czegoś lepszego niż sterty kanapek na talerzu – mruknęła Juana chichocząc i mrugając do niego , po czym z wesołym uśmiechem na ustach wyszła z kuchni.
______Popatrzył za nią chwilę. Juana była ... specyficzna. Nie potrafił jej określić. Uosabiała wszystkie dobre i miłe cechy, ale ... przecież nikt nie może być aż tak słodko miły. W każdym czasami górę biorą emocje, powie coś za dużo, coś nieodpowiedniego, coś byleby tylko zranić. A ona?! Tak naprawdę nigdy nie słyszał, aby na cokolwiek narzekała. Zawsze chodziła z tym swoim słodkim uśmiechem jakby przytwierdzonym do twarzy, starając się jednocześnie zarazić swoim optymizmem całe otoczenie. Była pomocą kuchenną jego ciotki, a także robiła wszystkie te drobne sanitarne rzeczy o którą ją proszono. Oczywiście jak zawsze z szerokim uśmiechem. Ciotka specjalnie mu o niej nie opowiadała. Może nie chciała, by zdeprawował tak słodkiej, miłej i uczynnej panienki oraz by nie sprowadził jej na złą drogą.
______Uśmiechnął się krzywo do siebie, pakując w usta kolejną kanapkę. Ostatnio miał wrażenie, że jest niczym magnes na kłopoty. Gdzie by go los nie rzucił, one i tak go znajdą. Rozejrzał się w około, obojętnie oglądając idealnie białe ściany kuchni. Wolał nawet nie myśleć co może wyniknąć z jego pobytu tutaj, zwłaszcza biorąc pod uwagę to jego zamiłowanie to wtrącania się we wszystko. Za co już nie raz i nie dwa zarobił. Jak to mówią: Co nas nie zabije to zryje nam psychikę.
______Podniósł się z krzesła, otrzepując ręce z okruszków. Wyjął z lodówki litrową wodę mineralną i prosto z gwinta zaciągnął jej spory łyk. Takie gdybanie i tak mu nic nie da. Co ma być to będzie. A on i tak powinien się brać do roboty.
______Żar lejący się z nieba, uderzył w niego ze zdwojoną mocą, gdy wyszedł z klimatyzowanej kuchni wprost na 40 stopniowy upał. Zmrużył oczy, starając się przywyknąć do przeogromnej ilości światła docierającej do jego źrenic. Mokra od potu koszulka nieprzyjemnie ciążyła na prawym barku, potęgując jedynie paskudne uczucie gorąca, które odczuwał w ostatnim czasie 24 na dobę.
- Całkiem niezłe ciało – usłyszał zanim zdołał dostrzec siedzącą na masce samochodu Coreen. Uśmiechnęła się do niego filuternie, ręce opierając na rozgrzanej masce
- Nie jest Ci za gorąco? - spytał zdziwiony, wzrokiem wskazując na gorący od słońca metal na którym siedziała
- Ktoś tu rozgrzewa mnie bardziej niż to – odparła siląc się na kokieterie, zeskakując na asfalt z gracją sarny, stając przy nim i wodząc palcem wskazującym po jego nagiej klatce piersiowej – O ile wiesz o czym mówię
- Coreen! - usłyszeli obydwoje, a ona odskoczyła od niego jak oparzona, tracąc na chwilę swoją maskę obojętności, która po sekundzie z powrotem znalazła się na swoim miejscu – Co ty tu robisz?! - spytała ją matka, wodząc wzrokiem od niej do niego
- Nic – odparła niemal kpiąco, uśmiechając się na odchodnym do niego i uciekając w jedynie sobie znaną stronę. Teresa westchnęła cicho, zwieszając głowę i oddychając ciężko. Zmitygowała się szybko w myślach, przypominając sobie, że nie jest sama. Spojrzała na niego, nie mogąc ukryć smutku, który tlił się w jej oczach.
- Bardzo proszę, żebyś więcej nie wchodził w żadne utarczki słowne z moją córką – powiedziała wyraźnie, patrząc się na niego z oczekiwaniem
- Oczywiście – odparł szybko
______Spojrzała na niego, dostrzegając idealnie zarysowane mięśnie i każąc samej sobie uciekać, zanim stanie się coś czego mogłaby żałować. |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:56:30 28-02-16 Temat postu: |
|
|
Ann-Marie i Daniel Uwielbiam takie utarczki słowne, idealnie do siebie ta dwójka pasuje. Mam wrażenie, że Daniel jest typem faceta, który mógłby sprowadzić dziewczynę na ziemie, żeby już nie była taka roztrzepana
Takiej przygody to na pewno oboje prędko nie zapomną!
Coreen, w przeciwieństwie do siostry jakoś nie wzbudza mojej sympatii i chyba takie było założenie
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział!
PS. Świetny podpis Akurat dwie moje postacie z NMD
Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 17:57:05 28-02-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|