![Forum Telenowele Strona Główna](http://i.imgur.com/w41c7gf.png) |
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Santiago Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 08 Wrz 2010 Posty: 1895 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 13:12:26 10-12-11 Temat postu: |
|
|
contigo nie mogę Cię nigdzie złapać
Wejdź w swój temat w dziale "więcej o nas"
Co do telki to przeoczyłem ją, ale zaczynam czytać i skomentują, gdy tylko nadrobię odcinki ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_winkle.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
madoka Arcymistrz
![Arcymistrz Arcymistrz](https://i.imgur.com/2KLV6gU.gif)
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30702 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:36:59 10-12-11 Temat postu: |
|
|
Jestem i ja - na wstępie muszę jednak powiedzieć, że masz fenomenalny wizerunek Any w podpisie - ta kobieta jest tak piękna, że dosłownie dech człowiekowi w piersi zapiera
Wracając jednak do odcinka to mnie oczywiście najbardziej zainteresował wątek od pojawienia się Rity. Jej osoba jest miotana tak skrajnie różnymi emocjami, że czasami naprawdę ciężko ją zrozumieć. Z jednej strony pragnie szczęścia przyjaciółki,a z drugiej neguje większość podejmowanych przez nią decyzji - wszystko to po to, by Laura nie musiała cofać się już do przykrej przeszłości, która do teraz w niewysłowiony sposób sprawia jej ból. I w tym miejscu muszę przyznać, że intryguje mnie nienawiść Rity do Rafaela i po części do Adolfa - co takiego stało się w przeszłości, że darzy ich tak widoczną niechęcią?? Czy możliwym jest, by ów nieodwzajemnioną miłością Rafy była właśnie Salgado?? W Twoim opowiadaniu wszystko jest możliwe, więc i taką opcję biorę pod uwagę. Za najpiękniejszą scenę uważam jednak łzy Rity, które przedstawiły ją od tej ludzkiej, wrażliwej strony - pokazując, że za maską pewności i perfekcyjności kryje się kobieta, która kocha i pragnie być kochaną...
Cieszy mnie także ta minimalna poprawa stanu zdrowia Rafaela, spowodowana zapewne wizytą Laury. Mam nadzieję, że jego osoba wyjdzie jeszcze na prostą, za sprawą przyjaciół, na których zawsze mógł i może liczyć
Pozdrawiam;* |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
levyrroni Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 05 Cze 2011 Posty: 1530 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Pomorskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:15:51 10-12-11 Temat postu: |
|
|
Max to ideał
Myślałam ,że będzie zły ,że bedzie się jej wypytwal a on nie !
Zrozumiał ją :)Mam nadzieje ,że Laura i Clara się polubią
Laura nie ma instyktu macierzyńskiego ?Może to się zmieni?
Rafaelowi pomogła wizyta Laury !
A Rita jest nieczuła nie obchodzą ją uczucia innych !
Chociaż ostatnia scena mnie totalnie zaskoczyła !
Czyżby Rita była niespełnioną miłośćia Rałaela?
Bardzo się cieszę ,że odcinek był długi
Czekam na next ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_smile.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Contigo Detonator
![Detonator Detonator](https://i.imgur.com/X5BWM1f.gif)
Dołączył: 10 Paź 2011 Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:18:17 10-12-11 Temat postu: |
|
|
A więc słowem wyjaśnienia ... co do powodów Rafaelowej ucieczki z miasta i jego wpadnięciu w alkoholizm - przyczyn jest dużo i są one złożone. Rzeczywiście, powodem była nie tylko śmierć Espernazy (powiedziałabym raczej, że wydarzyło się to w najgorszym z możliwych momentów), a niespełniona miłość. Ale osoby, którą ją obdarzył jak na razie wam nie wydam, nie mogę wyprzedzać faktów.
Co się tyczy sprawy nienawiści Rity w kierunku Rafaela... to też jest o wiele bardziej złożone, niż może się wydawać. Wkrótce postaram się wszystko wam wyjaśnić, ale jak na razie mogę rzec tylko, że jej nienawiść spowodowana jest raczej postawą Laury, aniżeli samym Rafaelem.
A jeśli chodzi o końcówkę, to chciałam przez nią pokazać po raz pierwszy, że pod tą twardą powłoką w Ricie tkwi... cóż, coś tkwi, ale jeszcze wam o tym nie powiem. Chcę po prostu podkreślić, że nie jest ona aż taką bestią na jaką się kreuje, a okoliczności i przeszłość sprawiły, że stała się taka, a nie inna. Na pewno nie spodziewacie się, co też wkrótce zacznie wychodzić na jaw )
Moniczko, prawda, że ta fotka jest śliczna? Ana jest przepiękna, na każdym zdjęciu mnie olśniewa <3
Alejandro, w porządku, bardzo cieszę się z kolejnego czytelnika Już wchodzę na mój temat i odpowiadam na twoje pytanie. |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
madoka Arcymistrz
![Arcymistrz Arcymistrz](https://i.imgur.com/2KLV6gU.gif)
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30702 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:28:07 10-12-11 Temat postu: |
|
|
Tak, tak, taaak! Ana wygląda naprawdę zjawiskowo - gdy tylko ujrzałam to zdjęcie, wiedziałam, że tak szybko nie oderwę od niego oczu. A ów wizerunek jeszcze bardziej uświadamia mi, jak bardzo cenię sobie Ritę ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_biggrin.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Aneta:) King kong
![King kong King kong](https://i.imgur.com/98N64ut.gif)
Dołączył: 02 Cze 2006 Posty: 2457 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 13:50:26 11-12-11 Temat postu: |
|
|
Przepraszam, że dopiero teraz komentuje ale ja wiecznie nie mam na nic czasu...
Zakochałam się w Maxie!!! To ideał...
mam nadzieje, że Laura i Clara się polubią
I znowu Rita... Widać, że Laura nie ma już do nie siły i dobrze jej powiedziała!
Fajnie też rozwija się wątek Rafaela... Czyżby to Rita była kobietą, którą pokochał?
czekam na kolejny odcinek ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_smile.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Santiago Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 08 Wrz 2010 Posty: 1895 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 14:43:50 11-12-11 Temat postu: |
|
|
Jestem dopiero przy czwartym odcinku, a już mnie zaintrygowałaś
Nie wiem jak można kreować postać, tak, żeby znać ją coraz mniej - chodzi mi tu o Laurę i Ritę
Im więcej o nich czytam, tym mniej je znam
Jutro postaram się przeczytać więcej odcinków ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_smile.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Contigo Detonator
![Detonator Detonator](https://i.imgur.com/X5BWM1f.gif)
Dołączył: 10 Paź 2011 Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:55:35 11-12-11 Temat postu: |
|
|
Ooo, nie wiedziałam, że ktoś to dostrzeże. Staram się kreować moje postacie (zwłaszcza tą dwójkę, na nich bardzo się skupiam) w taki sposób, żeby cały czas zaskakiwały. A zaskoczą, jeszcze nie raz. To taki proces, czytałam, że to świetny sposób, by wkręcić czytelnika. ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_biggrin.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Santiago Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 08 Wrz 2010 Posty: 1895 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 15:40:22 11-12-11 Temat postu: |
|
|
Contigo napisał: | Ooo, nie wiedziałam, że ktoś to dostrzeże. Staram się kreować moje postacie (zwłaszcza tą dwójkę, na nich bardzo się skupiam) w taki sposób, żeby cały czas zaskakiwały. A zaskoczą, jeszcze nie raz. To taki proces, czytałam, że to świetny sposób, by wkręcić czytelnika. ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_biggrin.gif) |
Mnie wkręciłaś
Cieszę się, że nie położyłaś od razu kart na stół i już wiem jaki kto jest...
Powoli staram się zrozumieć tą dwójkę i coraz gorzej mi to wychodzi, ale nadejdzie czas, że je poznam na wylot ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_razz.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Contigo Detonator
![Detonator Detonator](https://i.imgur.com/X5BWM1f.gif)
Dołączył: 10 Paź 2011 Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:30:15 13-12-11 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 22
Max rozglądnął się pobieżnie po gabinecie. Zza uchylonego okna dochodziły go odgłosy głośnego miasta tętniącego życiem – w całkowitym przeciwieństwie do niego. Pochylił się nad stosem papierów i kartkował je bez najmniejszej uwagi. Jego koncentracja równała się zeru i nic nie mógł na to poradzić, taka była prawda. Ostatni tydzień tak gwałtownie go przytłoczył, że bolało go nawet myślenie. Był piątkowy ranek, dochodziła dziesiąta, miał więc przed sobą cały dzień pracy. Zważywszy na to, że od poniedziałku nie miał możliwości poświęcić Laurze nawet chwili, czuł się tak przygnębiony, jak gdyby jego nastrój już nigdy miał się nie zmienić. Co ona teraz robiła, czy miała mu za złe brak czasu, czy nadal zamartwiała się rzeczą, o której dotąd nie miał pojęcia, ponieważ mu nie zaufała...? Gdy teraz wracał myślami w przeszłość, wówczas, gdy jeszcze jej nie znał, i zdawał sobie sprawę jak bardzo zajęty był wówczas pracą oraz z faktu, że akceptował to w pełni – miał wrażenie, że to nie był on, że myślał o obcym człowieku.
-... Szefie, mam projekty, o które pan prosił. – Maria przekroczyła próg gabinetu z naręczem kartek i ułożyła je na biurku, tuż przed nim. Mężczyzna wypuścił powietrze ze świstem, odchylając się do tyłu na czarnym, skórzanym fotelu.
- Nie miałem pojęcia, że będzie tego tak wiele. – westchnął przeciągle i zmierzwił dłonią włosy w geście roztargnienia, chwytając jeden z projektów. – Trudno, będę musiał zostać dłużej i to wszystko posprawdzać...
W myślach już żałował, że poprosił Marię, by przyniosła je tak wcześnie. Gdyby poprosili o nie w poniedziałek, klienci oczekiwaliby ich dzień później, a w takim wypadku musiał odesłać je już jutro. Jednocześnie jego plany na ten wieczór stanęły w gruzach. Ponownie.
- Zaparzyłam kawy, może choć to poprawi panu humor.
Dopiero teraz dostrzegł, że w ręce dzierżyła kubek z aromatyczną kawą.
- Jesteś prawdziwym aniołem, dziękuję. – przechwycił napój i upił jego spory łyk. – Usiądź tutaj, muszę cię o coś zapytać. – wskazał miejsce naprzeciw siebie.
Kobieta usiadła niepewnie, przygryzając delikatnie wargę. Oczywiście, już wiedziała o co zostanie spytana. Miała ochotę wymyślić jakąś wymówkę, wykręcić się pracą, ale nie dostrzegała w tym głębszego sensu.
- Musisz ze mną porozmawiać o Laurze. – kontynuował, nie czekając na zgodę z jej strony. – Nie mam zamiaru wypytywać cię o jej sekrety, choć z pewnością masz w nie wgląd, ale dowiem się o nich w swoim czasie. Powiedz mi po prostu, jak ona się teraz czuje. Gdy rozmawiałem z nią po raz ostatni, nie licząc telefonów, była bardzo zmęczona. Jesteś sprawdzonym źródłem, dlatego pytam właśnie ciebie. Boję się o nią, mam pewne podejrzenia, oczywiście nie sprawdzone... Gdyby powiedziała mi prawdę...
- Ona cię teraz potrzebuje Max, musisz przy niej być. – przerwała mu wpół zdania. Przeczesała ręką włosy. – To bardzo ważne, by czuła twoje oparcie. Laura jest taką osobą... która potrzebuje bardzo dużo opieki, choć się do tego nie przyznaje, jest jak zranione dziecko w ciele kobiety, musisz postępować z nią delikatnie i stopniowo, ponieważ ona oczekuje jednocześnie wiele dystansu, własnej, nienaruszonej przestrzeni. Rozumiesz? Daj jej wolną rękę i po prostu zaufaj...
Max nie odzywał się przez dłuższą chwilę, głęboko zamyślony. Ona miała rację, właśnie taka była Laura. Widocznie bardzo dobrze ją znała, choć nie dawała tego po sobie poznać.
- „Zaufać”, łatwo ci mówić, nie jesteś człowiekiem, który szaleje na jej punkcie! – krzyknął, mimowolnie uderzając pięścią w twardy stół. - To ona powinna zaufać mi, ja nie zamierzam stawiać jej pod ścianą, drążyć temat, ale... Ona jest dla mnie wszystkim. Całym moim światem. Gdyby nie ona, nie narodziłbym się na nowo... – sam dziwił się sobie, że jest w stanie tak zwierzać się tej kobiecie. Budziła jego zaufanie, była bardzo łagodna, ciepła.
- Pomyśl, przecież ją znasz! Ona cię kocha, ale to nie jest z jej strony kwestia zaufania. Ona taka właśnie jest, najpierw próbuje sama poskładać w całość i uporządkować swoją rzeczywistość, a znacznie później wpuszcza do niej kogoś ze swojego otoczenia. Daj jej czas.
Max czuł w sobie rosnącą irytację. Mądrość Marii i jej rozsądek były dla niego teraz czymś nieznośnym, gdy dostrzegał, że sam nie jest w stanie obiektywnie ocenić sytuacji.
- Dobrze już, dobrze. Mam pewien plan względem Laury i oczekuję, że przedstawisz mi swoją opinię jako moja mądra sekretarka, tym samym przyjaciółka mojej kobiety.
- A dlaczego nie spytasz samej Laury? – Maria uniosła brwi ku górze. Dziwnie czuła się z faktem, że dowie się o czymś przed Laurą, zwłaszcza, że sekret miała dzielić z własnym szefem.
- Wstępnie zdam się na ciebie, więc posłuchaj mnie uważnie. – nachylił się w jej stronę i upiwszy jeszcze jeden łyk kawy, przemówił. – Chcę zabrać Laurę do mojego domu w Acapulco, musimy się stąd wyrwać, odetchnąć, pobyć ze sobą. Nie wyobrażam sobie kolejnego takiego tygodnia, chcę ją mieć już przy sobie. Co o tym sądzisz? Zgodzi się?
- Oh... tak, tak, na pewno będzie zachwycona! – ton głosu Marii nawet jej samej wydał się zbyt entuzjastyczny, dlatego spuściła mimowolnie wzrok. Wcale nie była taka pewna swoich słów, zważając na sytuację, w której teraz znajdowała się Caballero.
- Jesteś pewna? – Maximiliano uniósł jedną brew. Jej głos nie brzmiał zbyt przekonująco.
-... Wiesz co? Najlepiej będzie jeśli sami sobie na ten temat porozmawiacie, ja muszę pracować, dlatego... – zerwała się z fotela i już kierowała się w stronę drzwi, gdy usłyszała za sobą głos Maxa.
- Zaczekaj, nie tak szy...
Drzwi gabinetu otworzyły się przed nimi na oścież. Stała w nich kobieta średniego wzrostu, którego dodawały jej klasyczne, czarne szpilki i dostojna „mała czarna”. Miała dość wyniosłe spojrzenie, jednakże nie sprawiała wrażenia osoby niesympatycznej, co było dość zaskakujące i kontrastowe.
- Mario, zastanawiałam się właśnie ile mam czekać pod drzwiami gabinetu mojego własnego syna, w mojej własnej firmie, ponieważ sekretarki nie ma na swoim miejscu.
Maria zmieszała się wyraźnie, natychmiast rzucając w jej stronę przeprosinami.
- Mamo, doskonale wiesz, że możesz tutaj wchodzić bez uprzedzenia i kiedy chcesz. – Max podszedł do kobiety, cmoknął ją krótko w policzek i pomógł zdjąć jej płaszcz. Maria pożegnała się szybko i wyparowała z pomieszczenia w tempie ekspresowym. – Słucham więc, co masz mi do przekazania.
- Więc nie mogę wpaść już z wizytą, ot tak...? – spytała z wyraźnym wyrzutem, gdy odsunął jej krzesło naprzeciw siebie, po czym spojrzał na nią wymownie. – Dobrze więc, od razu przejdę do sedna sprawy. Chcę dowiedzieć się o twoich poczynaniach w kierunku naprawy twojego małżeństwa. Chcę wiedzieć, co zrobiłeś by uratować swoją rodzinę i najistotniejsze – czy zakończyłeś już przelotną znajomość z tą... kochanką.
***
Laura przebiegła spojrzeniem po ciemnym pomieszczeniu. Zasłony wciąż były zaciągnięte. W zasadzie przyzwyczaiła już swoje oczy do ciemności, nie miała z tym problemu. Cały tydzień, który w zasadzie bez przerw spędziła w tym mieszkaniu, zahartował ją specyficznie. Zrobiła, co w jej mocy, by doprowadzić te pomieszczenia do minimalnie ludzkiego stanu, wysprzątała, wietrzyła, wszędzie porozstawiała świeczki, które za zadanie miały zastępować oświetlenie. Teraz Rafael zasnął, a ona siedziała w niezmąconej ciszy, przyglądając się nieokreślonemu punktowi. W jej myśli, chcąc nie chcąc, wdarła się twarz Rity. Rita. Jej Rita. Od sytuacji, która miała miejsce tydzień temu, słowa, które w jej stronę wypowiadała ograniczyły się do minimum, uciekała z domu w niewyjaśnione miejsca. W jej oczach Laura dostrzegała wstyd – a wstyd w oczach Rity Salgado był zjawiskiem więcej niż tylko „nadzwyczajnym”. Wstydziła się łez, do których dopuściła się w ich towarzystwie. Rita nigdy nie płakała.
- Mogę wejść...? – zza uchylonych drzwi sypialni Rafaela doszedł ją głos Alberto. Nie czekał na odpowiedź i wemknął się do środka.
Laura odwróciła wzrok. Coś w jej wnętrzu sprawiało, że nie mogła patrzeć mu w oczy. Inaczej sprawa miała się w stosunku do Rafaela, ponieważ odczuwała wyraźnie, że jej potrzebuje, że jest na nią zdany. Przed Albertem odczuwała swego rodzaju powściągliwość.
- Ten tydzień wiele zmienił, jeśli chodzi o zdrowie Rafy. – powiedział cicho, bezbarwnym tonem. To skrępowanie, które czuli obydwoje, męczyło ich ogromnie. Przybliżył się trochę w jej stronę, chwycił świeczkę stojącą na szafeczce i zapalił grot. – To wszystko twoja zasługa, gdyby nie ty... Wtedy liczyły się każde godziny. Dzisiaj widoczna jest wyraźna poprawa psychiczna, to ogromnie ważne, ale aby dowiedzieć się o stanie jego wątroby, musimy przekonać go do udania się do lekarza. To nie będzie proste.
Laura utkwiła spojrzenie w śpiącym Rafaelu. Zdawał się być teraz spokojniejszy, jak gdyby jego wnętrze zaznało wytchnienia.
- Jeszcze nie teraz. Jeśli zrazimy go takimi wczesnymi propozycjami, później będzie już tylko trudniej. Nie jest jeszcze na to gotowy.
- Masz rację. – przytaknął natychmiast. – On potrzebuje teraz spokoju.
Nie odpowiedziała. Odrzuciła ciemne włosy na plecy i oparła się o ścianę, odchylając głowę do tyłu. Nagle poczuła, że czyjaś ręka zamyka w swojej jej rękę. Spojrzała na Alberta. Był tuż-tuż, dłońmi zagrzewał jej dłonie. Spuściła głowę na jego ramię. Mimo wszelkich blokad, które odczuwała podczas rozmów z Vargasem, kochała go ponad wszystko. Był jej bratem. Braterska miłość była tak niewiarygodnie silna...
- Jesteś taka zmęczona... Powinnaś pójść już do domu, damy sobie sami radę. Masz... własne życie. Musisz wreszcie odpocząć.
- Nie. – odparła natychmiast, stanowczo kręcąc głową. – Jeżeli mam coś dla kogoś zrobić, to będziecie to wy. Dotąd wszystko robiłam tylko dla siebie, nikt mnie tak na dobrą sprawę głębiej nie obchodził, nie interesował. Żyłam sama. Jeżeli mam to zmienić, to tylko dla was, bo wy naprawdę mnie potrzebujecie.
Alberto umilkł. Wszelkie kontrargumenty nagle wypłynęły z jego głowy. Nie chciał się jej sprzeciwiać, zwłaszcza, gdy widział w jakim stanie była, ale nie miał zamiaru milczeć na ten temat.
- Jeżeli nie obudzi się w ciągu kolejnych minut, to zrobi to dopiero późnym wieczorem. A ty pójdziesz i zajmiesz się sobą, odetchniesz. To miejsce nie należy do tych sprzyjających odpoczynkowi. I nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu.
***
Maximiliano odwrócił się przez ramię, by spojrzeć matce w oczy. Wyraz jego twarzy był jednoznaczny – w tym momencie każde negatywne słowo na temat Laury miało okazać się fatalne w skutkach.
- Jeżeli przyszłaś robić mi wymówki i wyzywać mnie od „niemoralnych” i „nieodpowiedzialnych”, to daruj sobie i wyjdź, póki nie wyprowadziłaś mnie z równowagi.
- Przypominam ci, że jestem twoją matką! – zagrzmiała, ostrzegawczym i podniesionym tonem.
- Wyobraź sobie, że wiem. – powiedział, zaciskając wargi i nie spuszczając wzroku z kobiety. – Jednak ty powoli przestajesz zachowywać się względem mnie jak matka.
- Ostrzegam cię po raz ostatni! – rzuciła, ruszając ku niemu szybkim krokiem. – Masz mi w tej chwili powiedzieć, kiedy zamierzasz zachowywać się jak dorosły człowiek, w innym wypadku...
-... No co? – przerwał jej wpół zdania, unosząc brwi ku górze w charakterystycznym dla siebie geście. – Słucham, jak mnie ukarzesz? Jak ukarzesz mnie za to, że nareszcie jestem szczęśliwy, czuje się wolny, choć pierwszy raz od dłuższego czasu jestem w prawdziwym związku? No proszę, mów! Poprosisz ojca, by odebrał mi firmę, zamkniesz mnie w domu, bym nie mógł się z nią widywać?! Chyba nieco się pogubiłaś, ponieważ ja nie mam już dziesięciu lat...
-... Więc czego ode mnie oczekujesz?! – Elizabeth wybuchnęła, czuć było w powietrzu, że oboje są na granicy wytrzymania. - Żebym zaakceptowała twoją nieszanującą się kochankę, bym przygarnęła ją do naszego domu i pozwoliła jej wychowywać swoją wnuczkę?! Przecież ona jest nikim, nie ma do ciebie żadnych praw, to zwykła...
Wystarczyło jeszcze jedno słowo, a irytacja rosnąca stale w Maxie sięgnęłaby zenitu, jednak nagle z impetem otworzyły się ogromne drzwi wejściowe, a do środka jak burza wpadła Angelica. W jej jasnych lokach można było dostrzec lśniące kropelki porannego, ciepłego deszczu, jak gdyby właśnie przybiegła tutaj wprost z ich domu.
- Przyszłam tak szybko, jak mogłam. – posłała bratu porozumiewawcze spojrzenie, jednak w tej chwili złość skierowana do matki zamroczyła mu umysł. Gdy przeszła koło niego szepnęła tylko „Byłam w firmie, całe szczęście Maria to pojętna dziewczyna, dzięki niej nie dojdzie tutaj do tornada” i pomimo ponurej atmosfery panującej w gabinecie, puściła mu oko i uśmiechnęła się spontanicznie.
- O nie, teraz jeszcze ty będziesz próbować przekonywać mnie, że wszystko jest w porządku, oczywiście! – Elizabeth wzniosła oczy ku niebu i syknęła cicho pod nosem.
- Mamo... – Angelica ujęła dłonie kobiety. – Spokojnie, nikt tutaj nie musi się bezpodstawnie denerwować. – spojrzała znacząco na Maxa, co miało oznaczać, że jej słowa tyczą się także jego. – Ta sytuacja jest nowa i niecodzienna, ale zastanów się – Alicii tutaj nie ma, nie ma jej przy dziecku, to obrzydliwa i zadufana w sobie snobka, od początku ci powtarzałam...
- Chcesz mi powiedzieć, że wszystko jest w porządku, że nic takiego się nie dzieje?! Ja nie mogę nawet o niej słuchać, ona w ogóle nie powinna pojawić się w życiu mojego syna...
- ... Zrozum, że już minęły te czasy, gdy to ty wybierałaś mi znajomych, do cholery! – mężczyzna uderzył otwartą dłonią w kredens stojący nieopodal. – Dlaczego nie jesteś w stanie pojąć, że moje małżeństwo z Alicią to przeszłość, ja kocham...
- Oo nie, nie! Nawet nie wypowiadaj tego słowa, rozumiesz? „Kocham”, to znaczy „szanuję”! Jak może mówić o miłości człowiek, który zauroczył się kobietą, która nawet samej siebie nie szanuje?
- Jeszcze jedno słowo, a nie ręczę za to, co powiem...
- Max... – Angelica chwyciła go mocno za ramię i obrzuciła negującym spojrzeniem. Doskonale wiedziała, co chodzi mu po głowie i wiedziała, że nie może do tego dopuścić. – Uspokójcie się, to do niczego nie prowadzi, w nerwach mówi się różne rzeczy. Mamo... – spojrzała wymownie na kobietę. – Maximiliano to dorosły mężczyzna i jeśli twierdzi, że jest zakochany, to nam pozostaje mu tylko zaufać, zaakceptować to. Zwłaszcza, że jego związek z Alicią już nie istnieje.
- Zaakceptować? – Elizabeth prychnęła niczym rozjuszona kotka. – Nigdy, słyszycie? Ja nigdy nie zaakceptuję tego, co się tutaj wyrabia. Nie mam pojęcia kim jest ta kobieta, którą nawet kobietą nie powinno się nazywać, i mam zamiar nigdy jej nie poznać.
Max odwrócił się na pięcie i zacisnął pięści, by rozładować napięcie. To koniec. Jeżeli ona nie chciała kompromisu, to on nie miał zamiar iść jej na rękę. W żadnym znaczeniu tego słowa.
- Koniec tej farsy. Dosyć, rozumiesz? – ruszył w stronę wieszaka, na którym wisiał jego płaszcz i wyjął z niego telefon, szybkim ruchem wybierając numer. – Na nic moje słowa. – uniósł telefon do ucha i czekał w ciszy, aż odezwał się w nim dobrze znany, kobiecy głos. Głos, który automatycznie stał się balsamem na jego zszargane nerwy. – Kochanie? Musimy się spotkać. Tak, teraz, natychmiast. Bądź w kawiarence... tak, w tej. Do zobaczenia... Dziękuję.
Max natychmiast ubrał na siebie czarny płaszcz, nie posławszy uprzednio najmniejszego spojrzenia żadnej z kobiet. Podszedł do Angelici, ucałował ją w policzek, szepcząc ciche „Dziękuję” i ruszył w stronę wyjścia.
- A ty gdzie się niby wybierasz? – rzuciła bezpretensjonalnie Elizabeth. – Masz pracę, jesteś właścicielem firmy, nie możesz ot tak wychodzić sobie, o której chcesz...
- W tej chwili jestem przede wszystkim zakochanym człowiekiem, ale ty nie możesz mieć o tym pojęcia. Żegnam. – powiedział zimnym tonem i szybkim krokiem opuścił Art Fernandez.
***
Kawiarnia wydawała jej się teraz miejscem przyjemniejszym, aniżeli cokolwiek na świecie. Było tutaj jasno, przestronnie, a w powietrzu unosił się piękny zapach. Laura wyglądnęła przez okno z oczekiwaniem wymalowanym na twarzy. Co też mógł teraz, w środku dnia, chcieć od niej Max? Zastanawiające, zwłaszcza, że cały ten tydzień spędzili osobno. Ile razy zastanawiała się, czy przypadkiem nie próbował w ten sposób przekazać jej, iż ma za złe, że nie wyznała mu swojej tajemnicy? Maria oczywiście w takich momentach zapewniała ją, że spowodowane jest to natłokiem pracy, który panował w firmie. Postanowiła przyjąć taki stan rzeczy. W zasadzie opiekując się stale Rafaelem nie miała czasu, by zastanowić się nad tym głębiej.
- Jestem. – męski głos tuż za nią wybudził ją z rozmyślań. Poczuła ciepłe ręce na swoich ramionach, następnie gorące usta na swojej szyi. Zamknęła oczy, rozkoszując się tym idealnym zapachem, który teraz poznałaby nawet na końcu świata. Nigdy nie pomyślała, że będzie aż tak ckliwa, zawsze była stanowcza, ale i beztroska, pozbawiona przywiązania, czy czegokolwiek na ten kształt. Czy zmieniła się w ciągu ostatnich miesięcy? Max usiadł przed nią, ułożył zaciśnięte dłonie na stole. Jego spojrzenie błądziło po niej, jak gdyby nie mogło się skupić na jej oczach.
- Mów, co się stało. – powiedziała, przysuwając się do niego i ręką nasuwając jego twarz w ten sposób, by spojrzał jej w oczy.
- Nawet... – zaczął ni stąd ni zowąd, pocierając nerwowo podbródek. Nie mógł pozbierać myśli. Nie, nie powinien mówić jej o matce, zdecydowanie, ostatnią rzeczą, którą chciał teraz zrobić, to dołożyć jej powodów do zmartwień. Przechylił się w jej stronę najbliżej, na ile pozwalały warunki i stół blokujący im dostęp do siebie. Uchwycił jej podbródek palcami i dość stanowczo przesunął w swoją stronę. - ... Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo za tobą tęskniłem.
Laura obdarzyła go zaintrygowanym spojrzeniem, a jej ciemne oczy zapaliły się od rosnącej ekscytacji. Jego obecność była tak magiczna, tak niesamowita...
- Doprawdy? Jestem usatysfakcjonowana takim obrotem sprawy. Krótkie rozstania czasem są potrzebne.
-... Ponieważ powroty są tak pożądane? – uniósł brew ku górze, przyglądając się jej z zainteresowaniem.
- Dokładnie tak. – przytaknęła i z ogromną zapalczywością wpiła się w jego usta, które natychmiast ujęły jej, tak pulsujące potrzebą bliskości, tak wytęsknione. Nie zważali na obecność ludzi wokół siebie, jakież to miało teraz znaczenie, gdy wreszcie byli razem? Co mogło być ważniejsze? Krawędzie stolika bezlitośnie wżynały im się między żebra, ale nie zważali na to najmniejszej uwagi. Max włożył dłoń w jej włosy i przysunął ją do siebie bliżej, chciał tej pięknej bliskości. Byli sobie potrzebni, najbardziej na świecie.
- Chcę poznać cię z moją rodziną. – wyszeptał. Poczuł, jak wyrywa się z jego objęć i odsuwa do tyłu z szybkością światła. Spojrzał na nią, wyraźnie zdezorientowany. – Coś nie tak?
- Nie.
- Co „nie”?
- Nie poznasz mnie ze swoją rodziną, Max.
Ostatnio zmieniony przez Contigo dnia 23:18:05 13-12-11, w całości zmieniany 4 razy |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
madoka Arcymistrz
![Arcymistrz Arcymistrz](https://i.imgur.com/2KLV6gU.gif)
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30702 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:01:07 14-12-11 Temat postu: |
|
|
Omg! Max chyba naprawdę zwariował! Rozumiem, miłość miłością, ale żeby po awanturze z matką decydować się na tak drastyczyny krok - w postaci chęci zapoznania Laury z rodziną?? W żaden możliwy sposób nie brzmi to racjonalnie! Tym bardziej, że wątpię, by Elizabeth zmieniła zdanie po jednym, krótkim spotkaniu z kochanką swojego syna. Nie dziwię się zatem Lauerze, że odmówiła. Stanięcie twarzą w twarz z matką ukochanego, byłoby zapewne dla obu z kobiet niezwykle niezręczne. Szczególnie, że na dobrą sprawę Max nadal jest mężem Alicii - nawet jeśli tylko na papierku.
Najlepszą sceną w moim mniemaniu, jak już zapewne się domyślasz, było jednak wtargnięcie Angelicki do gabinetu brata. Uwielbiam jej bohaterkę - jej spontaniczność, naturalność i taką radość, która uwalnia się przy każdej jej scenie. Cieszy mnie, że chociaż ona spróbowała zażegnać konflikt między bratem, a matką. I tak swoją drogą, mam nadzieję, że sparujesz ją z jakimś równie fantastycznym facetem.
Pozdrawiam i czekam z utęsknieniem na jakiś wątek z Manuelem ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_syda.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
miki152 King kong
![King kong King kong](https://i.imgur.com/98N64ut.gif)
Dołączył: 27 Lis 2010 Posty: 2872 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:13:17 14-12-11 Temat postu: |
|
|
Wiem, że pewnie to już mówiłam ale powiem po raz kolejny ! Uwielbiam czytać te twoje opowiadania !
Odcinek jak zawsze ciekawy. Max nie skupia się na pracy tylko myśli cały czas o Laurze. I ta rozmowa z Marią..
Hym.. Angelica to wiedziała kiedy się pojawić w gabinecie Maxa. Lubię tą dziewczynę zwłaszcza, że trzyma stronę brata
No i reakcja Laury na to jak Max powiedział jej, że chce poznać ją ze swoją rodziną. Nie dziwie się , że się nie zgodziła. Uważam, że Max powinien najpierw rozwieść się z żoną a potem proponować jej coś takiego.
Czekam z niecierpliwością na następny odcinek ;* |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
majka623 Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 05 Lip 2011 Posty: 1056 Przeczytał: 10 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: woj.śląskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:41:37 15-12-11 Temat postu: |
|
|
Ale mieliśmy kłótnie pomiędzy Maxem i jego matką! W sumie to rozumiem ich oboje. Max broni ukochanej, a Elizabeth jak każda normalna matka nie tak łatwo przyjmnie do wiadomości, że jej syn spotyka się z inną kobietą, będąc jeszcze mężem Alicii. Na to potrzeba czasu.
Takiej siostry jaką jest Angelica to można tylko pozazdrościć. Gdyby nie wtargnęła do gabinetu, to kto wie co by się tam dalej działo. Ciekawi mnie co chciał powiedzieć Max w momencie kiedy mu przerwała siostra. Ona się domyśliła co mu chodzi po głowie i dlatego go powstrzymała.
No Max to mógł Laurze lepiej zaproponować ten wyjazd do Acapulco, choć pewnie i tak by się nie zgodziła z uwagi na Rafaela a on wyskoczył z chęcią zapoznania jej z jego rodziną. Zbyt pochopna i przedwczesna decyzja.
Sylwia mam nadzieję, że nie będziemy musieli zbyt długo czekać na kolejny odcinek, bo ja jak zawsze czekam z niecierpliwością ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_wink.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Aneta:) King kong
![King kong King kong](https://i.imgur.com/98N64ut.gif)
Dołączył: 02 Cze 2006 Posty: 2457 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 14:51:34 16-12-11 Temat postu: |
|
|
Kłótnia między matką a Maxem była ostra! Nie wiem czy Max dobrze robi przedstawiając Laurę rodzinie... to chyba nie odpowiednia pora...
Kiedy kolejny odcinek? |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Contigo Detonator
![Detonator Detonator](https://i.imgur.com/X5BWM1f.gif)
Dołączył: 10 Paź 2011 Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:57:16 18-12-11 Temat postu: |
|
|
ODCINEK 23
Maximiliano zastygł w jednej pozycji. Wyraz twarzy Laury był nieodgadniony, pozbawiony emocji. Wzruszyła bezwiednie ramionami i skrzyżowała ręce na piersi, odchylając się na krześle do tyłu. Jej wzrok błądził gdzieś, jak gdyby Max był ostatnią osobą, na której chciała się teraz skupić. Mężczyzna zmarszczył nerwowo brwi. Być może propozycja ta nie była ani przemyślana, ani na miejscu, lecz miał w tym pewny cel, jego zachowanie nie było bezpodstawne. Oparł łokcie o stół i rękami potarł intensywnie skronie. Chciał, by Laura nie czuła się odrzucona, nie czuła się mniej ważna, aniżeli Alicia, co dla niego było oczywiście absurdalnym stwierdzeniem, ale ona mogła tak się poczuć, tak sądził. Chciał, by zrozumiała, że jest dla niego najważniejsza.
- Posłuchaj mnie... – zaczął. – Dlaczego niby mieliby cię oficjalnie nie poznać? To kiedyś się stanie, prędzej czy później, nie chcę robić im niespodzianek. – w tym momencie ostatnią rzeczą, na którą by się zdobył, byłoby wyjawienie jej, iż niemal cała jego rodzina wie już o jej obecności w jego życiu, w przypadku matki bynajmniej nie z jego ust. – Nie mam zamiaru się z tobą ukrywać, nie chcę traktować cię w ten sposób, to krzywdzące. Już niedługo rozwiodę się z Alicią, a wówczas...
-... Nie kończ. – przerwała mu, przymykając powieki. Czuła na sobie jego zdziwione spojrzenie, świdrował ją nim. Nie mogła go znieść.
Nagle, jak grom z jasnego nieba, spadła na nią pewna myśl, zbiór myśli. Ogarnął ją ogromny i wszechobecny niepokój, którego przyczyny trudno jej było się doszukać. Spuściła głowę, przyglądając się swoim dłoniom. Wizje ich wspólnej przyszłości, biała suknia, może dzieci... Nie, nie, nie. Ponownie zamknęła oczy, by odrzucić od siebie te obrazy. Kiedyś już to czuła, znała już te poczucie utraty życiowej równowagi. Myśl, że mogłaby wyjść za mąż, utracić wolność i własną przestrzeń była dla niej nieznośna, niewyobrażalna. Była przecież wolnym ptakiem.
- Lauro? – jego ręce zamknęły w sobie jej ręce i zagrzewały ją intensywnymi ruchami. – Dobrze się czujesz?
- Oczywiście. – wyrwała dłonie z uścisku i przyprowadziła się do porządku, potrząsnąwszy głową na boki. – Jak to sobie wyobrażasz, hmm? To irracjonalny pomysł, skąd coś takiego w ogóle przyszło ci do głowy?
Max westchnął głęboko i zmierzwił włosy dłonią.
- Dlaczego tego nie chcesz? Przecież nie znasz mojej rodziny, nie możesz przewidzieć jej reakcji.
- Owszem, mogę. – odparła dość chłodno, zwilżając usta. – Zastanówmy się, co może pomyśleć o mnie... na przykład twoja matka. Przedstawisz mnie jej i powiesz „To moja ukochana”. I co z tego? Ona i tak będzie myśleć o mnie już zawsze jak o „tej drugiej”, nawet jeśli udawać będzie przed tobą, że tak nie jest. W oczach twojej rodziny mogę być jedynie niemajętną, niepracującą, prowincjonalną dziewczyną, która zakochała się w bogatym człowieku, nie ma żadnych wartości moralnych i nie przeszkadza jej status małżeński swojego faceta. Zobaczą we mnie tylko to, co widać. Nikt nie zagląda głębiej, w duszę, bo to trudne. Nie będą chcieli dowiedzieć się, do jakiego stopnia nieistotny jest dla mnie fakt samego małżeństwa, że nie ma ono dla mnie żadnej wartości. Dla nich już zawsze pozostanę jedynie kochanką...
- Nie prawda. – przerwał jej monolog, spoglądając na nią posępnie. – Nie dowiesz się, co o tobie myślą, do póki ich nie poznasz.
- Powiedziałam: Nie. – odpowiedziała stanowczo i pokręciła głową na boki. – Tak brzmi moja odpowiedź. Nie, nie mam ochoty poznawać twojej rodziny, jeśli o to ci chodzi.
Gęsta cisza nastała w powietrzu. Milczeli. Laura zaskakująco długo wpatrywała się w grupę przyjaciół, która siedziała przy stole obok, byle tylko nie spojrzeć w jego złotobrązowe oczy. Max nie odwracał od niej spojrzenia ani na sekundę. Nie mógł wytrzymać ani sekundy dłużej, cisza zżerała go od środka.
- Nie rób tego, dlaczego mnie tak męczysz?! – warknął pod nosem, chwytając za jej policzek i przekręcając go w swoją stronę. Nie chciała ustąpić, ale po kilku następnych próbach w końcu ich oczy spotkały się ze sobą. – Nie mogę znieść, gdy patrzysz na mnie w ten sposób.
- Nikt nie karze ci nic znosić. – odparła, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że nic go tutaj nie trzyma. W jego oczach zawrzało, widziała to wyraźnie. Chwycił jej podbródek i przysunął do siebie tak, że dzieliły ich zaledwie milimetry.
- Może to nie miejsce i czas, ale posłuchaj mnie uważnie. – szepnął cicho, patrząc jak buntowniczo spogląda w jego tęczówki. W każdej chwili zdawała mu się być zjawiskowa i nieopisana, nawet teraz, gdy zdawał się być na nią wściekły. – W następnym tygodniu wyjeżdżamy, zabieram cię do Acapulco. Nie chcę słyszeć nawet słowa sprzeciwu. Ja, ty i piękne, białe plaże. Jeżeli nie chcesz poznać mojej rodziny, ja nie zgadzam się, byśmy kolejny tydzień spędzili osobno, słyszysz?
Tego się nie spodziewała, oo nie, na pewno nie w tej chwili. Rozmyślała gorączkowo. Nie, nie mogła tego zrobić, nawet jeśli nawet słowami nie była w stanie mu przekazać jak bardzo tego chciała. Nie, zdecydowanie. Teraz potrzebował jej Rafael. Teraz on był najważniejszy. Nie ona, czy Max. Musiała ocalić życie.
- Ani mi się śni.
- Słucham?! – był na granicy nerwowego wytrzymania, widziała do dokładnie. I chcąc nie chcąc musiała przyznać, że nawet teraz wydawał się jej być zaskakująco seksowny, taki wyprowadzony z równowagi, zakochany w niej z całej duszy.
- Słyszałeś. Mam teraz inne sprawy na głowie.
- Inne sprawy. – powtórzył po niej, przyglądając się jej badawczo. Z jego oczy ciskały błyskawice. – Jakie „inne sprawy”, do cholery jasnej?! Czy nie wyraziłem się dosadnie? Powiedziałem : wyjeżdżamy.
Całą Laurą wstrząsnęła jakaś niewyjaśniona żądza. Nie rozumiała emocji, które teraz nią kierowały.
- Jeśli chcesz wakacji, to wyjedź sobie z mamą, dobrze? Będziesz miał okazję, by powiedzieć jej o swojej kochance. – wstała i z dzikim spojrzeniem ruszyła w stronę wyjścia z kawiarni, zostawiając go za sobą; zdumionego i pełnego irytacji. Mężczyzna natychmiast wstał z miejsca i w sekundę znalazł się przy jej boku, mocno zaciskając dłoń na jej nadgarstku, tym samym odwracając ją w swoją stronę. Wpadła w jego ramiona, ale natychmiast odsunęła się do tyłu, przyglądając mu się buntowniczo.
- Odwiozę cię do domu. – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Jego stan wywołał u Laury coś na kształt ogromnego zadowolenia z samej siebie. Spojrzała na niego, unosząc jedną brew ku górze i wypaliła jedynie „Nie fatyguj się”, po czym wyparowała z kawiarni.
***
Niewysoki murek oddzielający starą, nieużywaną fabrykę od biednej kamienicy posłużył jej jako miejsce, w którym po raz pierwszy od dłuższego czasu naprawdę mogła pomyśleć. Położyła się na nim wzdłuż i wzrokiem śledziła chmury pełznące po obrzydliwo-niebieskiej przestrzeni. Niebo. Czy kiedyś tam trafi? Nie, oczywiście, że nie, zbyt wiele miała już na sumieniu. Nigdy nie miała ambicji, by się o to starać, nigdy nie była wierząca, mimo, iż Meksyk zewsząd przytłaczał swoich mieszkańców ogromnymi katedrami i kościołami. Niebo nie było dla niej. Piekło zdawało się być o wiele ciekawsze. Było jak ona, do szpiku kości przesączona nienawiścią. U ustami ściskała papierosa, którego co jakiś czas pociągała siarczyście i wypuszczała dym na świat. Jej długie, hebanowe włosy rozsypały się w artystycznym geście wokół jej twarzy, spływając kaskadą po murku.
- Ty...? – czyjś pełny kpiny głos wybudził ją z zamyślenia. Kto jak kto, ale ona na kpinie i cynizmie znała się jak nikt inny na świecie. Gdyby było inaczej, nie miałaby na nazwisko Salgado. Wyssała to z mlekiem matki. W głosie, który właśnie usłyszała, kpina była wymuszona. Nie otworzyła oczu. Poznałaby go na końcu świata.
- Ach, chyba wypadło mi z głowy, że właśnie tutaj mieszkasz... – jej śmiech rozniósł się i echem odbijał od poszczególnych rzeczy. Było tutaj cicho, inaczej, aniżeli w centrum Meksyku, jak gdyby dwa światy stykały się ze sobą, ale nigdy na siebie nie nachodziły. Oni byli takimi „dwoma światami”.
Manuel jedną dłonią chwycił ją za skrawek ubrania, drugą za ramię i bez trudności podniósł do góry, niczym szmacianą lalkę. Jego czarne oczy przeszywały ją na wskroś, ale nie byłaby sobą, gdyby spuściła wzrok. Delektowała się jego spojrzeniem.
- Jesteś bardzo przewidywalna. Chciałabyś udawać przed całym światem, że od nikogo nie jesteś zależna, ale w moim przypadku nie potrafisz się opanować. Nawet ty, pani i mistrzyni kontroli nad samą sobą. Ile cię tutaj nie było, niech się zastanowię... – jego teatralny ton przyprawiał ją o mdłości. -... jeden dzień, nie mylę się? Jesteś ode mnie uzależniona, nie potrafisz do mnie nie wracać, pożądasz mnie...
Dłoń wplótł w jej włosy i chwytając za kark, przysunął ją jeszcze bliżej, ustawiając do pozycji stojącej.
- Masz bardzo zakłamany obraz mnie, kochanie, jak wszyscy wokół zresztą. Nikt nic o mnie nie wie, nikt nie ma o mnie żadnego pojęcia. Jestem perfekcyjna i nigdy nie uzależniam się od drugiego człowieka, zrozumiano? – utkwiła w nim oczy, powoli ujęła jego usta własnymi, na sekundę, nie więcej. Gdy odczuła, że jest wystarczająco nieskoncentrowany, wysunęła się z prędkością światła z jego żelaznych, umięśnionych ramion i odwróciła się na pięcie, po raz kolejny zaciągając się papierosem.
- Przejrzałem cię, doskonale o tym wiesz i dlatego tak się mnie boisz. –włożył dłonie w kieszenie czarnych spodni. Jego strój dzisiaj również nie zmienił się zanadto, jego garderoba nie zawierała żadnych jasnych ubrań. – Przyznałaś się już Laurze? Jestem tego bardzo ciekawy. Zdobyłabyś się na to? Nie, chyba nie, jesteś zbyt słaba. Bardzo ciekaw jestem jej reakcji, kiedy dowie się, że twoja miłość skierowana w jej kierunku nie jest tak do końca bezinteresowna, nie tak, jak by się jej wydawało...
- Zamknij się. – Rita prychnęła pod nosem, podchodząc w jego kierunku miarowym krokiem. – Jesteś na wyjątkowo złym tropie, kochanie, wcale nie jest tak, jak myślisz. Sądzisz, że jesteś już blisko, by mnie pojąć, a dzielą cię całe mile świetlne. Chcesz wiedzieć, kim jest Laura? Laura to moja własność. Jest ode mnie uzależniona, mogę za nią myśleć, robić i czuć. Laura, przy mnie taka drobna, ale jednocześnie nie głupia, jak ta cnotka, Maria, tylko mająca własne zdanie, siłę. Jest do mnie bardzo podobna. A ty... myślisz, że twoja wiedza na ten temat ma jakiekolwiek znaczenie, ale tak naprawdę jest wprost przeciwnie. Jesteś przy mnie nikim, choć bardzo chciałbyś, żeby było inaczej... – jej przeszywający śmiech zakradł się do jego serca i przeciął je na wskroś. Nawet nie wiedział, dlaczego słowa te tak bardzo nim wstrząsnęły. Rita doskonale wiedziała, jak manipulować i krzywdzić, była w tym mistrzynią. On również ruszył w jej stronę wolnym krokiem, po czym mocno i brutalnie zacisnął dłonie na jej talii. Z jej ciemnych oczu biła dzikość, czarne włosy przysłaniały jej twarz.
- Widzę coś w twoich oczach. Kogo chcesz skrzywdzić tym razem, wyznaj mi... – jego zmysłowy i namiętny głos działał na nią w taki sposób, że chciała za to skrytykować samą siebie. To było wręcz niedopuszczalne. – Jesteśmy do siebie podobni. Ja również nie zważam na ludzkie uczucia, nie interesują mnie, jestem „obok reszty świata”. Powiedz więc, kogo pragniesz zniszczyć... – jego silne ręce zacisnęły się boleśnie i szczelnie na jej podbródku. Ból ten sprawiał niewymowną rozkosz. Zaciągnęła się papierosem głęboko w płuca, po czym chuchnęła dymem prosto w jego twarz i wyrzuciła peta za siebie. Jej cyniczny uśmiech, który po chwili przerodził się w śmiech, był dla niego jak cios w policzek, ale nie miał zamiaru się do tego przed nią przyznawać. Był przecież silniejszy, był niezwyciężony. To on był królem sytuacji, nie ona. Wysunęła się z jego uścisku i szepnęła tylko „Dobrze mnie znasz, kochanie”, oddalając się od niego i w chodzie odpalając kolejnego papierosa.
***
Wzrok Marii podążył po obskurnym mieszkaniu, w którym właśnie się znalazła. Nie było tutaj dzwonka, a pukanie do drzwi nie przynosiło żadnych skutków, więc weszła bez zapowiedzi, będąc pewna, że wewnątrz na pewno ktoś jest obecny. Ciemność i kurz okrywały pojedyncze przedmioty i nieliczne, odrapane meble. Na przedramieniu trzymała koszyk, który przykryty był czerwoną ściereczką.
- Jest tu kto? – jej kobiecy głos rozniósł się, odbijając echem od pustych ścian. Ciszę w korytarzu przecięły szybkie kroki. Drzwi, prawdopodobnie prowadzące do jedynej sypialni w tym mieszkaniu, otworzyły się na oścież. Stanął w nich wysoki, dobrze zbudowany szatyn o jasnych, bystrych oczach. Zwilżyła nerwowo wargi. Czy ją pamiętał? Odsunęła brązowy kosmyk za ucho, zastanawiając się intensywnie w jaki sposób zacząć rozmowę. Nie musiała, jego głos rozległ się w pomieszczeniu.
- To ty. Witaj. Sądziłem, że to Laura i miałem zamiar siłą ją stąd wyrzucić. – podszedł powoli w jej kierunku, a przez jego twarz przeszedł cień uśmiechu.
- Jestem współlokatorką Laury. – odpowiedziała mu bladym uśmiechem.
- Tak, pamiętam. – skinął głową, gdy stali twarzą w twarz. – Otworzyłaś mi drzwi, gdy po raz pierwszy... Jak ci na imię? – przerwał sam sobie, unosząc jedną brew ku górze w geście zainteresowania.
- Maria. Maria Lozada. – wyciągnęła szczupłą dłoń w jego kierunku, poprawiając koszyk na ramieniu. Mężczyzna uścisnął jej rękę i prześledził ją wzrokiem z góry na dół. Miała na sobie biały, zapinany sweterek i średniej długości, kwiecistą spódniczkę oraz buty na dość wysokich obcasach. Jasnobrązowe, proste włosy nieustannie odrzucała na plecy.
- Alberto Vargas. – odpowiedział, sądząc, że to w zupełności wystarczy, z pewnością wiedziała już, kim był, choć prawdę mówiąc znając Laurę i jej wewnętrzną skrytość mógł spodziewać się wszystkiego.
- Przyniosłam wam coś. – uśmiechnęła się, wskazując mu koszyk, a zrobiła to tak radośnie, jak gdyby służenie i czynienie dobrych uczynków nieznanym ludziom było sensem jej życia. Nie był w stanie pohamować uśmiechu. - Wyskoczyłam na godzinkę z pracy i pomyślałam, że na pewno będziecie czegoś potrzebować, więc zrobiłam małe zakupy. Nic specjalnego, najpotrzebniejsze rzeczy, chleb, bułki, mleko, makaron... – wręczyła mu koszyk, a gdy stał tak z zdezorientowanym wyrazem twarzy i przyglądał się jak mało nie pęka ze szczęścia, i jemu nastrój poprawił się w sekundę, jak gdyby rzeczywistość i wszystkie problemy, które czyhały na niego za rogiem, zniknęły. Zacisnął dłoń na rączce koszyka, nie spuszczając z niej wzroku.
- Nie musiałaś tego robić...
- Ale chciałam. – odparła natychmiast, obdarowując go kolejnym uśmiechem. – Nie ma sprawy, to dla mnie czysta przyjemność, cieszę się, że mogę pomóc.
Przez twarz Alberta przemknęło zdziwienie, natychmiast zastąpione krótkim uśmiechem.
- Dziękuję w takim razie, za mnie i mojego przyjaciela. – postawił artykuły spożywcze na szafce i gdy odwrócił na nią spojrzenie, już kierowała się do drzwi.
- Mówiłam, nie ma sprawy. Mam nadzieję, że okazałam się pomocna. Smacznego. – na do widzenia uśmiechnęła się po raz ostatni i ulotniła z mieszkania, zostawiając go samego, pełnego takiego zdumienia, którego słowami nie potrafił odpowiednio wyrazić.
***
Litery rozmazywały mu się przed oczyma, gdy śledził przebieg budowy najnowszego apartamentu w centrum Meksyku. Nic, ale to nic na świecie, nie było w stanie odwrócić teraz jego uwagi od wspomnień z emocjonalnego poranka i wbrew pozorom wcale nie było to dla niego ani przyjemne, ani tym bardziej korzystne.
- Cholera!- trzasnął ręką w stół i odrzucił od siebie pęk kartek, które rozsypały się wokół niego w nieładzie, gdy po raz kolejny w ciągu tej minuty oczom jego wyobraźni ukazała się Laura wypowiadająca zdanie „Ani mi się śni, mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. – Ale co, k***a mać, może być ważniejsze niż my, ja i ona, nasz związek!?
Jego słowom odpowiedziała jedynie cisza, która szczelnie wypełniała gabinet. Gdy tylko na myśl nasunęło mu się, by zamęczyć Marię kolejnymi pytaniami, w jego głowie usłyszał jej głos mówiący „Musisz jej zaufać, Max, musisz teraz przy niej być, ona cię potrzebuje...”
Chciał być. Chciał przy niej być, chciał z nią wyjechać, chciał udowodnić jej, że nie jest dla niego „jedynie kochanką”, jak twierdziła jego matka, więc miał zamiar przedstawić ją rodzinie. Wszystko na nic. Skąd miał czerpać tyle sił, żeby to wszystko znosić?! Przecież zrobił już wszystko, co w jego mocy, żeby Laura zaufała mu całkowicie i wyjawiła swoją tajemnicę...
- Dlaczego nie możesz mi powiedzieć...? – krzyknął, czując jak nieuchronnie narasta w nim irytacja. Tym razem jednak nie odpowiedziała mu cisza, a charakterystyczny głos należący do jeszcze bardziej charakterystycznej kobiety.
- Ja ci powiem.
Do jego gabinetu wparowała Rita Salgado, równie pewnym krokiem i z równie cynicznym wyrazem twarzy, jaki dostrzegł u niej, gdy widzieli się po raz ostatni, dłuższy czas temu. Oparła się o jego biurko i nachyliła w jego stronę, powtarzając „Ja ci powiem”.
- Kto cię tutaj wpuścił? – Max zjechał ją wzrokiem od stóp do głów. Oparł się o skórzany fotel i potarł dłonią policzek pokryty delikatnym zarostem. – Maria? Nie sądzę, uprzedziłaby mnie. Ja pracuję, prywatnie rozmawiam po godzinach. – wymownym spojrzeniem dał jej znak, że nie jest tu mile widziana. Zamrugała z udawanym zastanowieniem, potrząsając długimi i gęstymi rzęsami.
- Coś takiego... Sądzę, że jednak będziesz chciał usłyszeć, do mam ci do powiedzenia. – posłała mu ironiczny uśmiech i odrzuciła włosy na lewe ramię. W duchu dziękowała, że Maria gdzieś zniknęła, co zresztą nie było do niej podobne. Rositę Flores z łatwością przechytrzyła, z Marią mogłoby okazać się trudniej.
- Zastanawiasz mnie. – mężczyzna przyglądnął się jej uważnie, gdy świdrowała go pewnym spojrzeniem. – Twoje zachowanie wcale mi się nie podoba. Grasz przyjaciółkę Laury, ale masz w tym jakiś cel. Tylko jaki...? Nie, wcale nie jesteś bezinteresowna. Co ukrywasz?
Rita zaśmiała się cicho, chwiejąc się zdawkowo, chowając twarz w dłoniach.
- Zastanów się więc, czy chcesz usłyszeć, co mam ci do powiedzenia, bo jeśli nie, to męcz się nadal, to tylko twój wybór, czekaj, aż Laura sama ci się przyzna...
-... Dlaczego to robisz? – przerwał jej natychmiast, wstając z miejsca, by stanąć tuż obok niej. Oparł się o biurko, marszcząc czoło. – Co takiego chcesz osiągnąć?
- Szczęście Laury, kochanie. – Rita odparła bez wahania. – Tylko i wyłącznie. Zależy mi na szczerości w waszym związku, to postawa, czyż nie? A teraz wybieraj, jeśli i dla ciebie liczy się wasze szczęście... Prawda jest na wyciągnięcie ręki.
Max rozglądnął się na boki, czując w sobie narastające zniecierpliwienie i bezsilność.
- Mów, tylko szybko. – zniecierpliwienie wygrało definitywnie. Był tylko człowiekiem. Człowiekiem, który nie był w stanie czekać ani sekundę dłużej.
Twarz Rity przepełniła się zadowoleniem z siebie. Więc po raz kolejny osiągnęła to, czego chciała. Zawsze osiągała.
- Cztery lata temu Laura miała jeszcze rodzinę. Albo może... „przyszywaną rodzinę”. Dwóch mężczyzn, którzy robili za jej braci i przyszywaną matkę, podstarzałą dziwaczkę. „Matka” została zabita, „bracia” uciekli i zostawili ją samą sobie, a teraz wrócili i czegoś od niej chcą, oczekują. Od jakiegoś czasu właściwie nie wychodzi z ich mieszkania, sypia tam. Podejrzane, nie sądzisz? Podejrzane jest również to, że mi i Marii nie bała się o tym powiedzieć, tobie, kochanie, natomiast... owszem.
Ostatnio zmieniony przez Contigo dnia 22:43:45 18-12-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|