![Forum Telenowele Strona Główna](http://i.imgur.com/w41c7gf.png) |
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Shelly Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 20 Gru 2011 Posty: 1681 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:20:01 12-01-12 Temat postu: |
|
|
Jak już koleżanki wcześniej wspomniały, rodzina jest najważniejsza, na pierwszym miejscu, podczas takich sytuacji reszta odchodzi na margines, ale my nie mamy ci tego za złe, my też mam zasady że rodzina jest na pierwszym miejscu i je podtrzymujemy, całe szczęście że nie stało się nic poważniejszego, życzę zdrowia tobie i twojej siostrze. A tak na marginesie, cieszę się że niedługo odcinek, strasznie teskniłam za tym opowiadaniem . Pozdrawiam . |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Contigo Detonator
![Detonator Detonator](https://i.imgur.com/X5BWM1f.gif)
Dołączył: 10 Paź 2011 Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:26:52 13-01-12 Temat postu: |
|
|
Kochane, ogromnie dziękuję wam za te słowa wsparcia, bardzo wiele one dla mnie znaczą i ogromnie podnoszą na duchu <3 Tym samym dałam z siebie wszystko i raczę was kolejnym odcinkiem najszybciej jak tylko byłam w stanie. Niestety, nie wszystko poszło po mojej myśli i nie wyrobiłam się z czytaniem ;/ Obiecuje wam wszystko nadrobić dziś i przez resztę weekandu oraz dziękuję jeszcze raz za wszystkie komentarze :**
ODCINEK 28
"Zakochani nad morzem"
Zakochani przechodzą patrząc sobie w oczy.
Opaleni, chudzi, wysocy
Popołudnie jest złote. Lecz dla nich jest czarne
od marzeń o nocy.
Idą prędko, poważni bez przyczyny.
Uciekają od ludzi, od hotelowych gości.
Tam, daleko, gdzie o miłości szumi ocean siny,
usiądą przy sobie jak posążki z gliny.
Powrócili. Zagubili się w tłumie.
Każdy się do nich uśmiecha, lecz nikt do nich mówić nie umie."
Ciemność wypełniała pokój, wypełniały go również ich dzikie i miarowe oddechy połączone ze sobą w pełnym emocji rytmie; rytmie ich serc – pragnących własnej miłości jak niczego innego.
- Chodź tu. Chodź bliżej... chodź do mnie...
Max szepnął niemal bezgłośnie, przejechawszy dłonią po jej kształtnym udzie, kierując się w stronę jej kobiecości. Nie torowała mu drogi, przeciwnie, dotyk ten budził w niej coraz to nowsze uczucia, wszystkie niezaspokojone dotąd pragnienia, nieczyste myśli, ogromną ekstazę i wewnętrzną dzikość. Laura zacisnęła palce na jego umięśnionych plecach, przysuwając się w jego kierunku najbliżej jak tylko była w stanie – wszystko, by stać się nim – tym, co w życiu najbardziej kochała. Mężczyzna ustami gorączkowo zmagał jej szyję, jak gdyby nigdy już miał jej nie dotknąć, jakby czas im się kończył, jakby godziny ich szczęścia były już policzone. Jego niewiarygodnie męski zapach wypełniał jej nozdrza, wypełniał ją całą, zatapiała się w nim. Po chwili już umierała z rozkoszy, z którą nic i nikt nie mógł się równać, gdy jego męskość rozpierała ją i rozpalała od środka. Zakręciło się jej w głowie, świat zaczął pulsować i drgać przed jej oczyma. Czas zniknął, zniknęły wszystkie problemy. Zniknęła wizja przyszłości, ich „małżeńskiej przyszłości”, tak przerażająca z nieznanych jej przyczyn, zniknęła rodzina Maxa, jego urocza córka, która była równocześnie córką jego żony, Alicii, która była i pozostanie pierwszą w jego życiu - była matką jego dziecka i jego żoną, a Laurze wcale nie śpieszyło się, by to zmieniać. Zniknęła matka Maxa, siostra i ojciec, wszyscy z wyższych sfer, tak różni od niej. Zniknęli jej najbliżsi – Rafael, Alberto, Maria i ... Rita. Rita, tak kochana, tak niepoznana, tak oddalona, osoba, dzięki której poznała Maxa, która pokazała jej jak znów stać się sobą, która nauczyła ją żyć impulsami, bez wyglądania w przeszłość czy przyszłość. Zniknęli wszyscy. Teraz był tylko on – nieporównywalny do niczego smak jego skóry, dotyk ciała, magnetyzm jego oczu, hipnotyzujący dźwięk jego głosu, którym szeptał do niej, zatopiony w boskiej ekstazie. I jego męskość, czułość, namiętność, siła i wyrozumiałość, mimo wszystkich wad, które co dzień w sobie odkrywała. Kochał ją. I ona nie mogła kochać już bardziej.
***
- Zadzwoniłaś do niego, tak jak ci kazałam? – Elizabeth zmierzyła ją surowym wzrokiem, przyglądając się jej z końca ogromnego, dębowego stołu stojącego w ich jadalni, jednocześnie spokojnie i z nieproporcjonalną do sytuacji uwagą, przeżuwając posiłek. Angelica wypuściła powietrze ze świstem. Jej okropna „królewska wyniosłość” irytowała ją do głębi. Przed tym, gdy Max poznał i zakochał się w Laurze, wcale nie było to tak uwydatnione.
- Jak mogłabym uczynić inaczej? – spojrzała na nią z cynizmem. – Tak, dzwoniłam. Nie odbierał. Widocznie ma bardziej interesujące zajęcia i wcale mu się nie dziwię, Laura to przepiękna i bardzo charakterna kobieta, od zawsze takie właśnie sobie wybierał...
- ... Musisz to robić? Jesteś bezczelna, znów chcesz wyprowadzić mnie z równowagi?
- Zapamiętaj sobie, mamo... – Angelica odrzuciła niesforne kosmyki z twarzy. -... że ja nie spełnię twoich oczekiwań. Nie sprzeciwię się bratu, nie ingeruję w jego wybory. Człowiek uczy się na błędach. On już raz się pomylił, gdy zaczął spotykać się z Alicią. Kto by wtedy pomyślał, że będzie tak obrzydliwie łasa na jego pieniądze...
- Przestań, Angelico! Nie oczerniaj jej, ona ciężko pracuje na to, by czuć się nowoczesną i spełnioną kobietą sukcesu, nie to co ta utrzymanka... Myślisz, że ona „zakochała się” w moim synu bez żadnego powodu? Dobrze wiedziała co robi, jestem tego pewna, szukała mężczyzny przy którym mogłaby ustawić się do końca życia, nie wybierała pierwszego lepszego, a to, że "przypadkiem, przy okazji" rozbije rodzinę, nie miało dla niej znaczenia ... A on jest tak naiwny, że uwierzył w jej bezinteresowność... Ale ja do tego nie dopuszczę, o nie. Nie pozwolę, by wykorzystała naszą rodzinę do tego, aby się wzbogacić... Dzisiaj wakacje w Acapulco, a jutro złapie go na dzieciaka, żeby do końca życia płacił jej na nieślubne dziecko, bękarta..
- Zastanów się o czym ty w ogóle mówisz! – ton głosu Angelici podniósł się gwałtownie, wstała od stołu, odsuwając krzesło z impetem. – A Alicia to co niby zrobiła, hmm? Właśnie to, o czym mówisz, a ty nieustępliwie pozostajesz ślepa... Przypomnieć ci, jak było naprawdę? Max był młody, a Alicia piękna i nie tak zmanierowana, jak dzisiaj. Zakochał się w niej, ale mieli zbyt mało czasu, by się poznać, by ona chciała wtargnąć do tej rodziny, dostać nazwisko, najlepiej jeszcze udziały w firmie i ustatkować się do końca życia, nawet kosztem niewinnej istoty, jaką okazała się być nasza Clara, która była jedynie przepustką, potraktowała ją jak przedmiot... Nie tak było, mamo?
Kobieta w odpowiedzi zacisnęła usta w wąską linię, jakby z braku dostatecznych argumentów.
- Nie masz powodów, by tak krytycznie ją oceniać...
- A ty masz powód, by deptać każdego człowieka, który nie pasuje do twojego schematu?! Nie potrafisz zaufać własnemu synowi? Jesteś egoistką, myślisz tylko o sobie. On ma prawo, by być szczęśliwy, a ja będę mu kibicować i pomagać, by osiągnął szczęście na które tak zasłużył.
- Doprawdy? – Elizabeth również powstała i szybkim krokiem ruszyła w stronę córki, po czym ścisnęła ją boleśnie za nadgarstek. Angelica nie dała się jednak rozproszyć i nie spuszczała z niej buntowniczego spojrzenia. – Więc wyobraź sobie, że wcale nie potrzebuję twojej pomocy. Dopilnuję, by Alicia wróciła do stolicy jak najszybciej i wraz ze mną przeszkodziła temu, by mój syn, a jej mąż, doszczętnie zniszczył swoje życie przez jakąś kochankę...
- Chcesz powiedzieć... – Angelica nie wierzyła własnym uszom. Nie mogła uwierzyć, że te słowa wypowiedziała jej własna matka. - ... że dopuścisz się nawet takiej niegodziwości, by zniszczyć jego marzenia i miłość... wplączesz w to wszystko Alicię?! Przecież ona wcale nie chce do niego wracać, to jest jej na rękę, wie, że ma w tobie sojusznika i pieprzy się z byle kim w tym swoim Miami, stwarzając pozory wiernej, lecz zapracowanej żony... Ma gdzieś tę rodzinę, swojego męża i nawet Clarę! Zauważyłaś, że odkąd wyjechała nie zadzwoniła ani razu, by spytać się o córkę, nie mówiąc już o reszcie rodziny?! Jak ty możesz jej wierzyć...
- Dla syna zrobię wszystko. A Alicia już zgodziła się wrócić i odłożyć karierę na później ... na moich warunkach.
***
Dzień później
Maria różem smagnęła policzki, jednocześnie energicznie prezesując włosy szczotką, pamiątką po prababce. Śpieszyło się jej jak nigdy, chociaż mimo poniedziałkowego poranka, wcale nie do Art Fernandez. Szła do mieszkania Alberta, którego wypisano wczorajszego wieczora, jak zresztą zakładano. Prawda była jednak taka, że na samą myśl o tym spotkaniu czuła przyjemne łaskotanie w podbrzuszu – uczucie dziwne, jednak jakże przyjemne... Czuła również, jakby na plecach wyrastały jej małe skrzydełka, na których najchętniej już pomknęła by w jego stronę. W końcu miała poznać również Rafaela, o którym tak wiele się nasłuchała... Ogromnie mu współczuła, wiedząc przez co teraz przechodził i miała zamiar zastąpić Laurę jak najlepiej tylko potrafiła, by najszybciej jak to było możliwe powrócił do zdrowia. Wzięła głęboki wdech, przyglądając się swojemu odbiciu w korytarzowym lustrze. Pobieżnie rozglądnęła się po korytarzu. W rogu, pod ścianą, stała nadal spora walizka należąca do Laury. Nie wrócili po nią, a od momentu jej wyjazdu mieszkanie zatopiło się w niewiarygodnej ciszy. Laura... jej przyjaciółka – sądziła, że może ją już tak nazywać – dalej pozostawała dla niej zagadką. Być może mogłoby się wydawać, iż najbardziej tajemniczą osobą pod słońcem był nie kto inny jak Rita Salgado, jednakże przeszłość Laury, jej trauma w dzieciństwie, fakt, iż przez wiele lat dziecięcych praktycznie żyła we własnym świecie, nie będąc w stanie sklecić jednego zdania, była dla niej więcej niż zastanawiająca. Laura wciąż nie wiedziała kim naprawdę jest. I zdawało jej się, że wcale nie dąży do tego, by czegoś się o sobie dowiedzieć. Tak, Laura nie akceptowała powracania do przeszłości, była dla niej zbyt bolesna, podobnie miało się podejście Rity. Teraz Laura była ukochaną jego szefa i pomijając wszystkie początkowe uprzedzenia Marii co do tego związku, co do jego charakteru, co do braku stałości w ich stosunkach i faktu, iż Laura bez żadnego „ale” godziła się na bycie kochanką – teraz nadal nie mogła zgodzić się z myślą, że ich związek jest możliwy i trwały.
Jej rozmyślania przerwał cichy pomruk wydobywający się zza drzwi prowadzących do sypialni Rity. Współlokatorka budziła się. Świetnie, powiedziała do siebie w myślach, ruszając w stronę jej pokoju, musiała jeszcze o czymś z nią pomówić...
Gdy drzwi rozwarły się z impetem, zastygła bez ruchu. Ach, jak mogła zapomnieć, Rita była z mężczyzną! Mężczyzna, z którym poprzedniego wieczoru kłóciła się jak chyba nigdy dotąd z nikim. Gdy Maria wróciła ze szpitala, dosłyszała krzyki i wyzwiska. Od razu zrezygnowała z ingerowania w ich prywatne sprawy, bowiem wszystko to, co miało związek z Ritą, ostatnio było dla niej dość drażliwym tematem. Na samą myśl kpiącego wyrazu twarzy tej kobiety, ze złości skręcało ją od wewnątrz. Teraz, gdy dostrzegła ich śpiących, leżących nagich na podłodze, nie, wcale nie na łóżku, lecz na podłodze, chciała szybko odwrócić się na pięcie i opuścić pokój, lecz coś zwróciło jej uwagę. Ten mężczyzna, jakże przystojna, charakterystyczna twarz... nie, nigdy by jej nie zapomniała. Czarne loki opadające w dzikim i naturalnym geście na oczy, oliwkowa karnacja... On był mężczyzną, który odwiedził ich mieszkanie w dzień, w którym świętowały jej pierwszą posadę z prawdziwego zdarzenia – posadę w firmie Maxa! Tej nocy człowiek ten spytał o Laurę... Laurę, nie Ritę. A później wyszedł, jak gdyby nigdy nic. Zamrugała powiekami. To było więcej niż dziwne... Zaintrygowała ją również inna rzecz. Mianowicie fakt, że wczoraj wieczorem owa para żarła się niczym pies z kotem, a teraz leżeli wtuleni w siebie, z jakąś nieznaną jej miłością, uwielbieniem, harmonią i spokojem wymalowanymi na twarzy. Byli tacy naturalni, łagodni, całkowicie inni, niż zdawali się być w rzeczywistości. Zdawali się... ale czy byli? Właśnie. Maria w tym momencie zrozumiała, że życie Rity było jednym, wielkim teatrem, w którym odgrywała rolę diabolicznej protagonistki, a w istocie nikt na całym świecie nie wiedział, kim była.
***
Gorące słońce wczesnego popołudnia ogrzewało ich ciała, przyprawiając o radość wszystkie zmysły. Maximiliano niemal połykał ją wzrokiem, gdy z najpiękniejszym uśmiechem na świecie – uśmiechem satysfakcji i spełnienia – spacerowała po piaskach gorącej plaży, wystawiając twarz do słońca. Nie potrzebowali słońca, by ciepło zaglądnęło do ich serc. Miłość wypełniała każdą komórkę ich ciał i oboje zrozumieli w swoich duszach, że nigdy nikogo nie kochali w podobnym stopniu. Tańczyli w wodzie niczym szaleńcy, śmiejąc się do siebie i nie zważając na zmarszczone z irytacji czoła turystów, których non stop ochlapywali kroplami orzeźwiającej, chłodnej wody. Max uniósł Laurę w ramiona, kręcąc się z nią wokół osi, jej ciemne włosy tańczyły mu przed oczami. Świat mógłby się w tej chwili zatrzymać już na wieki, tego pragnęli najbardziej.
- Ach, jestem szalona, słyszysz?!! – wykrzykiwała nader głośno, mimo, że wszystko doskonale słyszał. Odpowiedział jej śmiechem i wpił się w jej usta, które nie pozostawały dłużne jego pieszczotom. – Szalona z cholernej miłości... jakie to proste i głupie... głupie i zarazem piękne!
- Tak, może to i głupie, ale w takim razie chcę już pozostać głupcem! Wiesz, że dzisiaj rano i w nocy byłaś wręcz niebywała i wspaniała? Mówiłem ci to już?
- Tak, mówiłeś co najmniej dwadzieścia razy... – parsknęła śmiechem, ześlizgując się z jego objęć i uciekając w stronę plaży, chwytając ją za dłoń. – Ale możesz mi to powtarzać jeszcze setkę razy, komplementy nigdy mnie nie nudzą...
Gdy fale opadły i woda sięgała im do kostek, roześmiani i szczęśliwi rzucili się w sobie w ramiona – Laura jednakże wbrew pozorom wcale nie z pokojowymi zamiarami. Z trudem powaliła go plecami na miękki piasek i natychmiast oplotła go ramionami wokół ciała, kładąc się na jego torsie. Max zjechał dłońmi na jej talię i uniósł delikatnie jej podbródek; zasłuchali się w swoich oddechach, tak do siebie podobnych, jakby dla siebie stworzonych, jednocześnie patrząc sobie w oczy z miłością i fascynacją.
- Co zrobimy, gdy skończy się tydzień i będziemy musieć wrócić do Meksyku? Myślałaś już o tym? – spytał, gdy ułożyła policzek na jego umięśnionym torsie, słuchając intensywnego bicia jego serca, a nawet w tym biciu była w stanie teraz się zakochać. Mężczyzna dłońmi czule głaskał ją po policzku i długich, mokrych włosach.
Laura wzięła głęboki wdech. Przyszłość. Cholerna przyszłość. Nienawidziła wychodzić w nią myślami, budziło to w niej nieopisany lęk – lęk przed nieznanym. Chciała trwać tu i teraz.
- Gdy wrócimy, poszukam pracy w stolicy, zbyt długo już jestem bierna, wariuję z tego braku zajęć. Odnajdę się w moim życiu. Chcę znów fotografować. To moja pasja, kocham to nad życie. I zajmę się Rafaelem, zrobię wszystko, by wrócił do zdrowia, zarówno psychicznego jak i fizycznego.
- W takim razie ja też ci coś obiecam.
- Nienawidzę obietnic, nie zawsze można je spełnić.
- Wiem o tym doskonale, ale muszę to zrobić. Gdy wrócimy do stolicy nic się nie skończy, zacznie się coś nowego, kochanie, piękniejszego. Uporządkuje swoje życie, nasze sprawy. Odkąd cię poznałem... już zawsze będziesz pierwsza w moim życiu, jednak oficjalnie to Alicia... - sam nie wiedział co powiedzieć, wzruszył jedynie ramionami. - Moja matka prawdę mówiąc wie już o tobie od jakiegoś czasu, wcześniej nie chciałem ci tego mówić, miałaś zbyt wiele problemów... ona nie akceptuje moich wyborów, ale mam to gdzieś, to nieistotne. Ty jesteś istotna. I wkrótce chcę, byś była już tylko moja, bez względu na opinię i zdania wszystkich wokół.
- Do czego zmierzasz? – kobieta przerwała tonem ostrym niczym brzytwa, który tak różnił się od jej wcześniejszego tonu głosu, jak gdyby nagle miał do czynienia z całkiem inną kobietą. Laura zacisnęła pełne usta, nie spuszczając z niego wzroku. Max uniósł brwi ku górze. A więc znów zareagowała tak na jakąkolwiek wzmiankę o domniemanym ślubie, który kiedyś miał nastąpić. Powoli, aczkolwiek stanowczo Laura wymknęła się z jego ramion, opadając po jego prawej stronie na piasek, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Zmierzam do tego, czego jak sądzę oboje pragniemy - zniwelować wszystkie przeszkody, zostać razem już na zawsze, ułożyć sobie życie z tobą, stworzyć rodzinę. Ja, ty i moja córka... chciałbym, żeby była „naszą córką”. I pragnę, by nasza miłość zaowocowała kiedyś tym, co najpiękniejsze... dzieckiem.
Laura ni stąd ni zowąd zerwała się z ziemi i biegiem ruszyła w nieznanym nawet sobie kierunku. Przebiegała między ludźmi, ciemniało jej przed oczami, nogi odmawiały posłuszeństwa. Nagle w jej głowie ukazała się pewna scena, której miejsca i czasu nie mogła rozszyfrować, której dotąd nie znała, a która była gdzieś w niej, głęboko ukryta, jak gdyby skrywana i pulsująca przeraźliwym bólem – postacie o zaszyfrowanych, nieznanych twarzach, pełni nienawiści, połączeni piekielnym węzłem małżeńskim, który przerodził ich miłość w nienawiść, który stał się węzłem, pętlą na szyi, która z każdym ruchem zaciskała się na niej silniej. Ograniczała wolność. Wolność, której potrzebowała niczym tlenu, wolność, bez której nie potrafiła funkcjonować.
***
- Usiądź i wypij z nami herbatę.
Maria uśmiechnęła się pokrzepiająco do Rafaela, który właśnie golił swój już nie zarost, a brodę, której dorobił się podczas swojej wielodniowej kuracji odwykowej, w całości spędzonej w łóżku.
- Piłem kawę, ale dziękuję mimo wszystko.
Alberto patrzył na niego z podziwem i niedowierzaniem. Nigdy by nie powiedział, że skutki powrotu do stolicy będą aż tak zadowalające, ale owszem – właśnie stał przed nim jego przyjaciel, taki, jakiego go sobie zapamiętał z przed czasów uzależnienia. Może i był teraz nieco chudszy i bledszy, ale w jego ciemnych oczach tkwił jakiś zapał i upór, których miał w sobie w końcu całe pokłady. Gdy wrócił ze szpitala poprzedniego wieczoru, z Rafaela przed 24 godzinami niewiele pozostało – teraz znów przypominał siebie, jak gdyby pozostawiony sam ze sobą zrozumiał, że musi walczyć. Ciemnowłosy mężczyzna opłukał twarz pod kranem i wytarł ją ręcznikiem, który przyniosła ze sobą Maria, podobnie jak wiele innych jakże przydatnych i potrzebnych w tak trudnych chwilach rzeczy.
- Rafaelu, możesz mi powiedzieć, jak się czujesz? – Alberto uniósł filiżankę herbaty do ust, nie mogąc przestać się uśmiechać. Dawno nie czuł się tak dobrze. Miał przed sobą tomik poezji, odwiedziła ich Maria, której samo spojrzenie sprawiało, że coś drgało mu w sercu z radości, obdarowała nie tylko potrzebnymi drobiazgami, ale również przepięknym uśmiechem, a teraz jego przyjaciel postanowił wyjść z domu, stanąć na nogi. Rozglądnął się po pomieszczeniu, które służyło im za połączenie salonu, jadalni, kuchni i przedpokoju zarazem. Maria, wbrew jego karcącym uwagom, wysprzątała wszystko na błysk, tłumacząc się, że jest mu winna o wiele więcej za uratowanie życia. Teraz jednak i myśli mu się rozjaśniły i jak widać humor poprawił.
- Bez obaw. – Rafael uniósł brew ku górze, kręcąc głową na boki. – Czuję się znakomicie. Myślę, że poradzicie sobie beze mnie, nie jestem tutaj niezbędny. Cholera, możesz mi powiedzieć, gdzie położyłeś moją Bellę? – rozglądnął się wokół siebie, pocierając podbródek z namysłem. Miał oczywiście na myśli swoją gitarę akustyczną, pierwszą, którą dostał w życiu, pamiątkę po Esperanzie.
- Na szafie.
- Której szafie?
- Mamy tu tylko jedną. – Alberto spojrzał na niego ze śmiechem, wzruszając ramionami w kierunku Marii, na co kobieta odpowiedziała mu radosnym uśmiechem. Rafael bez problemu ściągnął gitarę z szafy i pogłaskał ją z największą delikatnością i czułością, jak gdyby miał do czynienia z najpiękniejszą damą.
- Potrafisz grać? – Maria spojrzała na niego z zainteresowaniem, ruszając w jego stronę, by z bliska przyglądnąć się instrumentowi.
- Tak, jestem muzykiem. – Rafa skinął głową, nie odrywając spojrzenia od ukochanej gitary. – Ale ta staruszka nie była strojona od dobrych kilku lat i nie zagra ci nic zwalającego z nóg, wybacz. – wcale nie oczekiwał od niej wybaczenia, chwycił Bellę w dłonie i ponownie odwrócił się w stronę Alberta. – Gdzie jest Laura? Chciałbym, żeby ze mną była. Chciałem pójść z nią na ulice, jak dawniej i pośpiewać coś razem, myślę, że byłaby zadowolona z poprawy... mojego stanu.
Alberto przygryzł wargę i przymknął powieki. Więc Laura była jego muzą, jego motywacją do tego, by walczyć z uzależnieniem. A teraz każdy nieodpowiedni gest, czy słowo mogło okazać się nietrafne i niszczące wszystko, co dotąd osiągnęli.
- Laura wyjechała do Acapulco, by odpocząć, ostatnio miała bardzo trudny okres, nie możemy się jej dziwić. – dał wyraźny nacisk na „nie możemy”, w końcu tak wiele jej zawdzięczali...
Rafael przewiercał go spojrzeniem na wylot, znał go zbyt dobrze, by tamten mógł coś przed nim ukryć, w końcu był jego bratem – rodzonym czy nie – oni byli braćmi, a Laura ich najmłodszą siostrą.
- Sama? - zmierzył go wszystkowiedzącym, pewnym wzrokiem.
Alberto zawahał się przez chwilę, jednak jego słowa ucięło głośne pukanie do drzwi. Rafael odwrócił się tam z niechęcią i otworzył drzwi na oścież. Jego oczom ukazała się kobieta o charakterystycznych rysach twarzy, błyszczących, jasnych oczach i kręconych, złocistych włosach, które tańczyły wokół jej twarzy. Mężczyzna utkwił w niej zdziwione spojrzenie, a z ust wyrwało mu się ciche "A ty kim jesteś?"
***
Upadła na piasek, twarz ukrywając w dłoniach. Świat kręcił się dookoła niej. Myśli wyczerpały ją, czuła się tak, jak gdyby przebiegła kilka kilometrów. Kto wie, może i przebiegła wzdłuż brzegu, a nie zdawała sobie z tego sprawy... Nie mogła upchnąć wszystkich tych faktów w swojej głowie, nie mogła pojąć tego co się między nimi działo. Co się z nią działo, za każdym razem, gdy usłyszała słowo „małżeństwo”, czy „dzieci”, tak jakby za każdym razem, gdy dobiegły one do jej uszu, traciła cząstkę siebie i swojej młodości, wolności... Poczuła silne szarpnięcie ku górze, które postawiło ją na nogi. Max odwrócił ją w swoją stronę, jednocześnie przytrzymując mocno w ramionach.
- Kim ja dla ciebie jestem, hmm? Twierdzisz, że mnie kochasz, a wolisz, bym tkwił w papierowym małżeństwie. Może liczysz na to, że spotkasz jeszcze kogoś innego, nie jesteś pewna swoich uczuć...
Ni stąd ni zowąd wymierzyła mu ostry, zamaszysty policzek, który był wyrazem jej frustracji i bólu. Nie wiedziała, co robi, myśli przelatywały przez jej głowę z szybkością światła. Mężczyzna przyłożył dłoń do miejsca, na którym wylądowała jej dłoń i spojrzał na nią, mrużąc powieki.
- Masz mi coś do zarzucenia?! – Laura zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głów, zaciskając usta. – Nic nie możesz mi zarzucić!
- Masz fobię, słyszysz? Fobie należy leczyć, bo mogą przerodzić się w rysy na twojej psychice. Ja robię wszystko, byś poczuła się kobietą pierwszą w moim życiu, byś wiedziała, że jesteś dla mnie najwspanialsza na świecie, ale ciebie to nie obchodzi, jesteś obojętna na moje starania! Kocham cię, chcę rozwieźć się dla ciebie z żoną i chcę ożenić się z tobą, czy to takie trudne do zrozumienia?! Dlaczego tego nie chcesz?!
Widziała, że nie panował nad sobą, a w jego oczach paliły się płomienie złości. W niej wybuch dopiero się zbliżał, czuła jak pulsuje w jej żyłach, z każdą sekundą coraz mocniej.
- Więc nie bierz rozwodu.
- Słucham?! – nie dowierzał własnym uszom.
- Słyszałeś! Zostaw to tak jak jest, mi wystarczy, że mnie kochasz. Nie możesz zrozumieć, że instytucja małżeństwa nie ma dla mnie żadnej wartości, a wartością jest miłość! Ja nie chcę być twoją żoną, chcę być twoją miłością. Małżeństwo to zniewolenie, a miłość to uwolnienie od wszelkich zasad, dobrowolne obdarzenie wolnością! Nie chcę urodzić ci dziecka i być matką dla twojej córki, bo matką być nie potrafię, nikt nie pokazał mi jak...
- Boże... – Maximiliano wzniósł oczy ku niebu, po czym zacisnął dłonie na jej ramionach i potrząsnął nią stanowczo, odczuwając jak krew gotuje się w nim. – Przecież to właśnie jest twoja fobia! Nie chcesz za mnie wyjść, bo sądzisz, że to coś zmieni, a to mylne przeświadczenie.
- Jeśli to nic nie zmieni, to po co chcesz się żenić? Ty masz już żonę, a ja być nią nie potrafię! – spojrzała na niego z buntem w oczach, wyrywając się z jego uścisku. – Nie dotykaj mnie, jasne?
Max odsunął się do tyłu. Nigdy nie widziała, by tak na nią patrzył. Jakby się pomylił, jakby dokonał złego wyboru, jakby stwierdził, że jednak ona nie jest dla niego. Jej serce przełamało się na pół.
- Co ty ode mnie oczekujesz, do cholery?! – głos uwiązł jej w gardle, czuła jak łzy napływają do oczu i ciekną po jej policzkach. - Czego ode mnie chcesz?! Ja nawet nie wiem kim jestem, nie mam nikogo, kto mógłby mi powiedzieć dlaczego jestem taka, a nie inna!! Przez lata byłam niemową i nie wiem dlaczego, nie wiem dlaczego w mojej kieszeni znajdowało się tylko imię i nazwisko, nie wiem dlaczego mnie nie chcieli, nie wiem dlaczego boję się związania i pozbawienia wolności, nie wiem!!!
Cisza zaległa na plaży, jej głos echem odbijał się od fal oceanu. Max utkwił w niej swoje złote oczy, nasłuchując tej ciszy, w której tak naprawdę tkwił krzyk ich rozdzieranych dusz. Potarł oczy, czując jak cierpi od samego przyglądania się jej cierpieniu. Po chwili padli sobie w ramiona, tak wytęsknieni – wystarczyła bowiem ta chwila, by ich ciała zaczęły pałać do siebie niewyobrażalną tęsknotą. Wiedzieli, że byli dla siebie stworzeni.
- Przepraszam... nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, pieprzony ze mnie egoista, który myśli, że wszystko jest takie proste...
Czuł banalność wypowiadanych przez siebie słów, ale nie to było istotne. Płakała, płakała głośno – chyba nigdy nie słyszał, by tak płakała. Odsunął ją od siebie na kilka centymetrów, po czym ustami zaczął scałowywać jej łzy padające jak grochy, które opadały prosto na dno jego serca.
- Moja królewno... moja najukochańsza, nie płacz, błagam cię... Ustami otrę twoje łzy, słyszysz? Spiję je z twoich ust, byś nigdy już przeze mnie nie cierpiała... Przepraszam za ten ból, przepraszam cię, chcę go wziąć na siebie...
- Kochaj mnie. - utkwiła w nim swoje ciemne, duże oczy, gdy jego usta smagały ją po twarzy, ścierając kolejne łzy. - Kochaj mnie najmocniej na świecie i naucz moje serce swojej miłości, żebym potrafiła tak kochać i dała ci to, czego oczekujesz, bo szczęśliwa potrafię być tylko wówczas, gdy ty jesteś szczęśliwy... |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Shelly Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 20 Gru 2011 Posty: 1681 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:03:12 13-01-12 Temat postu: |
|
|
Cudownie że dodałaś odcinek, jest wspaniały, w niektórych momentach myślałam że się rozkleję, że nie będę potrafiła zapanować nad swoją dzielną stroną, która nigdy już nie uroni ani jednej łzy. Zacznijmy może od tych mniej wyczerpujących dla mnie tematów, a więc o Rafaelu, Otworzył się w końcu przed światem, przyjmuje do siebie nowe twarze i wychodzi, w końcu wychodzi po to by zaczerpnąć powietrza, posłuchać gwaru ulicy, śpiewu ptaków, znów żyje pełnią życia, szczęściem, taka jego odmiana bardzo ale to bardzo mi się podoba, i chyba się w nim zakochałam, ale żarty odłóżmy tym czasem na bok. Przyjął dobrze Marie, w takim razie mam na dzieje że równie dobrze przyjmie Angelicę, która już zawitała do progów ich skromnego, nawet bardzo skromnego domu, w którym jest tylko jedna półka, tak zapamiętuje nawet najmniejsze szczegóły, no to życzę mu teraz udanego nastrajania Belli, widać że gra na gitarze jest jego ulubioną, a przede wszystkim tej, którą dostał od jednej ze swoich najbardziej lubianych osób, widać że była dla niego, Alberta jak I Laury, niezbędną do zycia osobą, odgrywała w nim jakąś ważniejszą rolę. Hahaha, Maria przyłapała Ritę i Manuela, dziwiła się ona że jest on teraz z nią, na podłodze.. razem, a poprzednim razem jak był to pytał się o Laurę, może odkryje kiedyś to że było to na zlecenie Maximiliana, aaah pamiętam to, jak ją zawzięcie szukał. A teraz przejdźmy do najbardziej istotnej dla mnie traumy, czyli Laury oraz Maximiliana, własnie przy ich osstatnim wątku poryczałam się- nie że aż tak, ale prawie, to było mega, nieźle przekazałaś ich uczucia i w ogóle, widać że mimo wszystko przyciąga ich jakaś silna moc, więź.. uczucie, chemia <3 Ja tam nawet rozumie Laurę, spędza z Maxem miłe chwile które na pewno zapadną w jej myślach na zawsze, aczkolwiek myśli że wychodząc za niego, ta cała bajka zamieni się w istne piekło, piekło na ziemi, które sprawi że dwie osoby odsuną się od siebie na tyle, że będą dla siebie największymi wrogami, Max zrozumiał w końcu wszystko, to że miała powody do zmartwień, a dziewczyna która zawsze trzymała wszelkie informacje o sobie i w ogóle o wszystkim, otworzyła się przed nim na tyle, by powiedzieć mu czemu nie chce ślubu i dzieci, mam nadzieje że Max szybko zdoła ją przekonać do tego by zmieniła zdanie, zdrowo i dobrze myślała o założeniu wspólnej rodziny i zaadoptowaniu małej Clary, oczywiście wchodzi w to miłość do dziecka jako swojego, miło jest patrzeć na to, że mimo iż dziecko nie jest partnera czy partnerki drugiej osoby, kocha się je jako swoje, a dziecko odważa się odwzajemnić uczucie do tej osoby, wiedząc że jest miła, dobra i uczciwa, wie że nie skrzywdzi ani dziecka ani ojca, a tym bardziej że jej miłość do niego jest wieczna i nieograniczona. Scenka pierwsza twojego opowiadania jest niesamowita, widać że uczysz się nadal i pokazuje to twoje postępy, łatwo było sobie tą scenę wyobrazić, cudownie po prostu, nie wiem co mogłabym więcej powiedzieć. Arr, nie lubię tej matki Maximiliana i Angelici, to taka wredna zołza, mam nadzieje że jego żona nic nie zrobi, a jej winy wyjdą na jaw a tej podłej suce aż wstyd będzie. No to tak, mam nadzieje że next pojawi się szybko, przepraszam cię że się tak rozpisałam, to chyba najdłuższy komentarz który dodałam w życiu, na jakiekolwiek forum czy też nk, to wielka granica na prawdę i nie mogę tego porównać z drobnymi wypowiedziami, mam nadzieje że gdy Laura wróci więcej czasu poświęci Rafaelowi, bo się dowiedziałam że to ona jest jego opoką, oparciem i muzą.<3 Tak więc mam nadzieje że jej bliskość pomoże mu jeszcze bardziej, i już tak na prawdę będzie cały i zdrowy. Zakończę tę długą wypowiedź ciepłymi pozdrowieniami, nadzieją że już niedługo zobaczymy nexta no i tym, powtórzę się jak w poprzednim komentarzem, powrotu do zdrowia tobie i siostrze.;* |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Shelly Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 20 Gru 2011 Posty: 1681 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:03:51 13-01-12 Temat postu: |
|
|
Cudownie że dodałaś odcinek, jest wspaniały, w niektórych momentach myślałam że się rozkleję, że nie będę potrafiła zapanować nad swoją dzielną stroną, która nigdy już nie uroni ani jednej łzy. Zacznijmy może od tych mniej wyczerpujących dla mnie tematów, a więc o Rafaelu, Otworzył się w końcu przed światem, przyjmuje do siebie nowe twarze i wychodzi, w końcu wychodzi po to by zaczerpnąć powietrza, posłuchać gwaru ulicy, śpiewu ptaków, znów żyje pełnią życia, szczęściem, taka jego odmiana bardzo ale to bardzo mi się podoba, i chyba się w nim zakochałam, ale żarty odłóżmy tym czasem na bok. Przyjął dobrze Marie, w takim razie mam na dzieje że równie dobrze przyjmie Angelicę, która już zawitała do progów ich skromnego, nawet bardzo skromnego domu, w którym jest tylko jedna półka, tak zapamiętuje nawet najmniejsze szczegóły, no to życzę mu teraz udanego nastrajania Belli, widać że gra na gitarze jest jego ulubioną, a przede wszystkim tej, którą dostał od jednej ze swoich najbardziej lubianych osób, widać że była dla niego, Alberta jak I Laury, niezbędną do zycia osobą, odgrywała w nim jakąś ważniejszą rolę. Hahaha, Maria przyłapała Ritę i Manuela, dziwiła się ona że jest on teraz z nią, na podłodze.. razem, a poprzednim razem jak był to pytał się o Laurę, może odkryje kiedyś to że było to na zlecenie Maximiliana, aaah pamiętam to, jak ją zawzięcie szukał. A teraz przejdźmy do najbardziej istotnej dla mnie traumy, czyli Laury oraz Maximiliana, własnie przy ich osstatnim wątku poryczałam się- nie że aż tak, ale prawie, to było mega, nieźle przekazałaś ich uczucia i w ogóle, widać że mimo wszystko przyciąga ich jakaś silna moc, więź.. uczucie, chemia <3 Ja tam nawet rozumie Laurę, spędza z Maxem miłe chwile które na pewno zapadną w jej myślach na zawsze, aczkolwiek myśli że wychodząc za niego, ta cała bajka zamieni się w istne piekło, piekło na ziemi, które sprawi że dwie osoby odsuną się od siebie na tyle, że będą dla siebie największymi wrogami, Max zrozumiał w końcu wszystko, to że miała powody do zmartwień, a dziewczyna która zawsze trzymała wszelkie informacje o sobie i w ogóle o wszystkim, otworzyła się przed nim na tyle, by powiedzieć mu czemu nie chce ślubu i dzieci, mam nadzieje że Max szybko zdoła ją przekonać do tego by zmieniła zdanie, zdrowo i dobrze myślała o założeniu wspólnej rodziny i zaadoptowaniu małej Clary, oczywiście wchodzi w to miłość do dziecka jako swojego, miło jest patrzeć na to, że mimo iż dziecko nie jest partnera czy partnerki drugiej osoby, kocha się je jako swoje, a dziecko odważa się odwzajemnić uczucie do tej osoby, wiedząc że jest miła, dobra i uczciwa, wie że nie skrzywdzi ani dziecka ani ojca, a tym bardziej że jej miłość do niego jest wieczna i nieograniczona. Scenka pierwsza twojego opowiadania jest niesamowita, widać że uczysz się nadal i pokazuje to twoje postępy, łatwo było sobie tą scenę wyobrazić, cudownie po prostu, nie wiem co mogłabym więcej powiedzieć. Arr, nie lubię tej matki Maximiliana i Angelici, to taka wredna zołza, mam nadzieje że jego żona nic nie zrobi, a jej winy wyjdą na jaw a tej podłej suce aż wstyd będzie. No to tak, mam nadzieje że next pojawi się szybko, przepraszam cię że się tak rozpisałam, to chyba najdłuższy komentarz który dodałam w życiu, na jakiekolwiek forum czy też nk, to wielka granica na prawdę i nie mogę tego porównać z drobnymi wypowiedziami, mam nadzieje że gdy Laura wróci więcej czasu poświęci Rafaelowi, bo się dowiedziałam że to ona jest jego opoką, oparciem i muzą.<3 Tak więc mam nadzieje że jej bliskość pomoże mu jeszcze bardziej, i już tak na prawdę będzie cały i zdrowy. Zakończę tę długą wypowiedź ciepłymi pozdrowieniami, nadzieją że już niedługo zobaczymy nexta no i tym, powtórzę się jak w poprzednim komentarzem, powrotu do zdrowia tobie i siostrze.;* ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_biggrin.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
levyrroni Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 05 Cze 2011 Posty: 1530 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Pomorskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:44:50 13-01-12 Temat postu: |
|
|
Laura i Max spedzają cudowne niezapomiane chwile
Widać ,że bardzo się kochają !
Ale jak Max wspomiał o małżenstwie wszystko się zmieiło dobrze ,zę Laura mu wszystko powiedziała !
Matka Maxa to okropna kobieta nie lubie jej!
Niech się zajmie własnym życiem !
A nie miesza w życie syna !I jeszcze trzyma z synową !
W dodatku chcę ją ścągnoć do Meksyku !
Wtedy to dopiero będzie piekło !
Maria przyłapała Rite i Manuela i przypomiała sobie ,że gdzieś go już widziała !
Ciekawe co z tego wynikie?
Bardzo polubiłam postać Angeliki
Mam 2 pytania i mam nadzieje ,że możesz mi na ne odpowiedzieć
Czy długo jeszcze potrwa zanim Laura przekona się do dzieci i ślubu ?
Czy matka Maxa zmieni natawienie do Laury?
Ostatnio zmieniony przez levyrroni dnia 22:51:51 13-01-12, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
miki152 King kong
![King kong King kong](https://i.imgur.com/98N64ut.gif)
Dołączył: 27 Lis 2010 Posty: 2872 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:51:25 13-01-12 Temat postu: |
|
|
Jej normalnie zabrakło mi słów
Opowiadanie wspaniałe. Zresztą jak każde inne.
Laura i Max tak w sobie zakochani. Widać , że tworzą jedność. I to jak oboje bardzo się kochają. Wspaniale ukazujesz ich uczucia.
A tak po za tym to Max ma wiele cierpliwości, na prawdę oszalał z miłości do Laury i jak widać jest w stanie zrobić dla niej wszystko.
O jego matce nie wspomnę bo mnie denerwuje.. Ale za to jego siostra jest niczym anioł.
Czekam na next :* |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Contigo Detonator
![Detonator Detonator](https://i.imgur.com/X5BWM1f.gif)
Dołączył: 10 Paź 2011 Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:45:54 13-01-12 Temat postu: |
|
|
Ponownie dziękuję za piękne komentarze, jesteście na prawdę kochane i to ja was uwielbiam <33 Dziękuję też za życzenia powrotu do zdrowia dla mojej siostry, przed chwilą dowiedziałam się, że nic już trwale nie zagraża jej zdrowiu i wszystko zmierza w najlepszym kierunku, ogromne buziaki za te słowa otuchy, teraz mój humor poprawił się już całkowicie :***
Karolinko, dziękuję ci za ten potężny komentarz! Miałabym się gniewać, że tak się rozpisałaś?! No co ty, uwielbiam właśnie takie najbardziej, chcę dzielić się z moimi czytelnikami wszystkimi ich wrażeniami związanymi z moim opowiadaniem ;** Jestem wręcz wniebowzięta, że tak bardzo podoba ci się to co piszę, bo bez was to pisanie nie miałoby najmniejszego sensu, co jest wręcz oczywiste Jak dla mnie zawsze możesz się tak rozpisywać, kochana Ajajaj, spodobał ci się Rafael? Oj, on jeszcze wiele namiesza, choć nic na to teraz nie wskazuje - to w duszy niewyobrażalnie dobry człowiek, wrażliwiec, i ta wrażliwość często będzie go gubić ;] Co się tyczy Laury, to jest ona na prawdę zamkniętą w sobie osobą, przeszłość odbiła na niej swoje piętno, a Max, jego cierpliwość, stałość i wyrozumiałość jest dla niej swego rodzaju ostoją, w jego ramionach czuje się bezpieczna. Mam nadzieję, że twój entuzjazm już nigdy nie będzie słabł, bo twoje słowa to miód na moje serce <33
levyrroni, już z przyjemnością odpowiadam na twoje pytania. Zanim Laura przekona się do ślubu minie sporo czasu, to mogę ci zagwarantować. Alicia dodatkowo skomplikuje im życie, jednakże jeśli chodzi o dzieci, to z czasem jej podejście będzie się zmieniać, będzie dojrzewać, chociaż w głębi duszy ciągle pozostanie tą samą Laurą, niepokorną i nie lubiącą dostosowywać swojego życia do panujących zasad. Jeśli więc chodzi o dzieci, to Clara już w najbliższym czasie zagrzeje miejsce w jej sercu i mimo początkowej niechęci do niej, bardzo mocno ją pokocha, choć to nie stanie się od razu, a z czasem.
Matka Maxa również nieprędko zmieni swoje postępowanie, ale w dalekich odcinkach wszystko odwróci się do góry nogami i stosunki Elizabeth i Laury zmienią się wręcz nie do poznania. Jak na razie nie chcę więcej wyjawiać ;]
miki, dziękuję za piękne słowa, staram się opisywać wszystko najlepiej jak tylko potrafię i cieszę się, że w twoich oczach mi się to udaje ;][/b] |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
majka623 Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 05 Lip 2011 Posty: 1056 Przeczytał: 10 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: woj.śląskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 3:39:30 14-01-12 Temat postu: |
|
|
Jak zawsze jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu i nie wiem jak to robisz, że jak zaczynam czytać to nie chcę skończyć
Rozpływam się przy scenach Laury i Maxa i nieważne czy oni się kłócą, kochają, śmieją, płaczą to zawsze im towarzyszy ta nieopisana magia, którą uwielbiam . Zastanawiający jest ten paniczny strach Laury przed małżeństwem i ta scena, która pojawiła się w jej głowie, czyżby tak Laura wyobrażała sobie przyszłość jej i Maxa po ślubie? Dobrze, że Laura wszystko z siebie wyrzuciła a Max jak zawsze wyrozumiały. Uwielbiam jak po takich kłótniach oni wpadają sobie w ramiona, to ich przyciąganie jest nieziemskie .
Elizabeth coraz bardziej mnie irytuje. Jeczcze jestem w stanie zrozumieć jej stosunek do Laury, bo jej przecież nie zna i dla niej ona jest tylko kochanką Maxa, ale to, że tak zaciekle broni Alicii no tego pojąć nie mogę. Trzeba by być ślepym, żeby nie zauważyć, że ona Maxa i co gorsze Clarę ma w głębokim poważaniu. Czekam na dzień, w którym Elizabeth przejrzy na oczy, choć to pewnie odległa przyszłość. Teraz jeszcze sprowadzi Alicię do Meksyku i obie będą spiskować przeciwko Maxowi i Laurze.
Ogromnie mnie cieszy poprawa stanu zdrowia Rafaela, nareszcie powrócił do świata żywych. Mam nadzieję, że po poznaniu Angelici nabierze jeszcze większej chęci do życia
To już nie tajemnica, że z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek Pozdrawiam. |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Shelly Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 20 Gru 2011 Posty: 1681 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:58:16 14-01-12 Temat postu: |
|
|
No widzisz, czasem dodawanie długich, konstruktywnych rozdziałów ma swoje plusy. Ale z miłą chęcią będę się rozpisywała, skoro ma zachęcić cię to do dobrej pracy i do czego? no do dalszego pisania opowiadania;) Jestem zaszczycona, hehe ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_winkle.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
madoka Arcymistrz
![Arcymistrz Arcymistrz](https://i.imgur.com/2KLV6gU.gif)
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30702 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:23:43 14-01-12 Temat postu: |
|
|
Końcówka odcinka naprawdę poetycka i taka...hmm, chwytająca za serducho. Z ulgą przyznaję, że te sprzeczki pomiędzy Laurą, a Maxem dodają pikanterii ich związkowi, który bez nich byłby z całą stanowoczością za słodki. Mnie jednak z tego odcinka zafascynowała najbardziej ostra wymiana zdań Angelicki z Elizabeth - niby łączą je więzy krwi, ale osobowości i charaktery stanowią diametralnie różne bieguny. Niczym niebo i ziemia. Podoba mi się pewność siebie, zdecydowanie i cięty języczek dziewczyny, która nie boi się mówić tego, co czuje i co leży jej na serduchu. Cieszę się, że potrafi przeciwstawić się władczej matce i jej chorym pomysłom na życie. Sama zaś opcja, jak wpadła do mieszkania Rafy i Alberta, intrygująca - bo mniemam, że to właśnie ona stawiła się w celu sprawowania opieki nad tym pierwszym. Ciekawe, jak rozwiną się ich dalsze relacje. Czy Rafael da innej kobiecie możliwość zbliżenia się do siebie?? Czy będzie może żył złudnymi nadziejami względem Laury, która jest dla niego nieosiągalna. Bo chcąc, nie chcąc jej serce należy już do Maxa.
P.S. Taaak długi odcinek, a żadej wzmianki o Ricie i Manuelu
Kochana doczytałam o wypadku, w którym brałaś udział. Mam nadzieję, że Twoja siostra dojdzie do siebie, a obie zaznacie wewnętrznego spokoju po tak traumatycznym przeżyciu. Buźka;* |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Kaśka3001 Komandos
![Komandos Komandos](https://i.imgur.com/sAQLHGY.gif)
Dołączył: 13 Lis 2010 Posty: 621 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:15:42 14-01-12 Temat postu: |
|
|
Rozdział rewelacyjny
Szczerze mówiąc to uwielbiam kiedy Max i Laura się kłócą. Wychodzi im to genialnie. W ich kłótniach są zawarte wszystkie uczucia jakie mogą towarzyszyć. Po każdej kłótni trzeba się też pogodzić i to również uwielbiam:) Laura boi się małżeństwa bo myśli, że straci wolność. Jej zachowanie bardo mnie zastanawia. Dlaczego boi się zamknięcia.? To chyba ma związek z jej dzieciństwem. Mam nadzieję, że w następnych odcinkach to wyjaśnisz.
Strasznie denerwuje mnie matka Maxa! Myśli,że jest królową czy co ? Oby polubiła Laurę.
Czekam na następny ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_smile.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Aneta:) King kong
![King kong King kong](https://i.imgur.com/98N64ut.gif)
Dołączył: 02 Cze 2006 Posty: 2457 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 12:25:02 15-01-12 Temat postu: |
|
|
Ale długi odcinek... z wielką przyjemnością się go czytało
Miłość Maxa i Laury jest po prostu magiczna, aż im zazdroszczę a to, że się kłócą jest powiedzmy "zdrowe" dla ich związku. Mogą sobie wyjaśnić pewne sprawy a potem pogodzić :* a to lubię najbardziej
A co do matki Maxa to czekam na dzień, kiedy zobaczy jaka z niej suka i przekona się do Laury i ja przeprosi
Kiedy kolejny odcinek? |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
natalka0125 Mocno wstawiony
![Mocno wstawiony Mocno wstawiony](https://i.imgur.com/b9T6Ygg.gif)
Dołączył: 25 Sie 2011 Posty: 6324 Przeczytał: 36 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:08:49 15-01-12 Temat postu: |
|
|
Rodział kolejny boski Maria i Laura szcześlwi czekam na next |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Contigo Detonator
![Detonator Detonator](https://i.imgur.com/X5BWM1f.gif)
Dołączył: 10 Paź 2011 Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:55:28 17-01-12 Temat postu: |
|
|
Jestem świadoma tego, że w dalszym ciągu mam u części z was potężne zaległości, jednak ostatnio nie mogę na niczym się skupić i ten odcinek pisałam niemal na śpiąco (możliwe są więc liczne błędy), dlatego wybaczcie mi i okażcie cierpliwość, postaram się przeczytać i skomentować wszystko jak najszybciej. ;**
ODCINEK 29
Rafael zmierzył powłóczystym spojrzeniem kobietę, która właśnie pojawiła się w progu jego mieszkania. Złote loki w artystycznym nieładzie opadały na jej oczy, odrzuciła je więc szybkim ruchem. Twarz miała wyjątkową i charakterystyczną, nieprzeciętną, niezaprzeczalnie piękną, a jasne oczy błyszczały jej, gdy uśmiechała się do niego lekko i swobodnie. Mężczyzna potarł podbródek unosząc brwi w pytającym geście, jednocześnie spoglądając na przyjaciół, którzy zasiedli przy stole stojącym kilka metrów od drzwi. Maria wychyliwszy się lekko, by dostrzec ową postać, natychmiast mimowolnie przygryzła wargę. W myślach przypomniała sobie sytuację sprzed kilku dni, gdy to siostra jej szefa zaproponowała pomóc im w opiece nad Rafaelem. Alberto drgnął instynktownie, odwracając wzrok od tomiku poezji. Taki obrót spraw nie wróżył nic dobrego – Rafa nie potrzebował już bezpośredniej pomocy, gdyż stanął na nogi i odzyskał pełną świadomość, a więc jego irytacja pojawieniem się obcej osoby w tym mieszkaniu, która do tego miałaby się nim zaopiekować, jakby sam nie był się w stanie sobą zająć, zdecydowanie sięgnąć miała maksimum – nienawidził bowiem zwracać jakąkolwiek uwagę na własne problemy, ignorował je, rozważał samotnie, w sercu.
- Angelica Fernandez, bardzo mi miło. – złotowłosa wyciągnęła smukłą dłoń w stronę Rafaela, który utkwiwszy w niej zdezorientowany wzrok, wziął głęboki wdech. – A ty jesteś zapewne Rafael Rios... Wiesz kim jestem?
- Nie. – odparł krótko, nadal lustrując ją bacznym spojrzeniem, coraz bardziej zaintrygowany i podirytowany jednocześnie. – Nie wydaje mi się.
- Tak myślałam. Jestem siostrą Maxa Fernandeza, mężczyzny twojej przyjaciółki, Laury. Kilka dni temu wyjechali na krótkie wakacje i obiecałam im doglądać was czasem, zwłaszcza że ten człowiek, który wybawił z opresji Marię Lozadę, naszą sekretarkę, nieco się poturbował. – kobieta uśmiechnęła się spontanicznie, wzruszając ramionami. – I oto jestem, by sprawdzić czy czegoś wam potrzeba.
Rafael zamarł w bezruchu. Nie minęły minuty, odkąd spotkał ową Angelicę, a już miał ochotę zatrzasnąć jej drzwi przed nosem. Zacisnął ukryte ręce w kieszeniach poszarpanych dżinsów w pięści, próbując się uspokoić i odrzucić niechciane myśli. Angelica spoglądała na niego z entuzjazmem, choć widocznie czekała na jakąś odpowiedź z jego strony. Mężczyzna spojrzał na dwójkę kryjącą się w czeluściach mieszkania. Maria zsunęła się z krzesła, jak gdyby instynktownie wywnioskowała, że musi na własną rękę ratować sytuację. Alberto ruszył za nią, mimowolnie chwytając kobietę za ramię.
- Mario, nie wiedziałam, że tu... wszyscy jesteście. – Angelica z serdecznym uśmiechem ucałowała Lozadę w policzek, po czym oficjalnie przedstawiła się Vargasowi. – Przyszłam... nie w porę? – spytała, dyskretnie spoglądnąwszy na zaciśnięte usta Rafaela.
- Nie, jasne, że nie, wejdź... – Maria zaprzeczyła natychmiast, odwzajemniając uśmiech i popychając ją delikatnie, by weszła do środka. Angelica zdawała się jej być najmilszą istotą w firmie Art Fernandez, w ogromnym przeciwieństwie do jej matki i w jej towarzystwie trudno było powstrzymać uśmiech. – Napijesz się z nami herbaty? – podbiegła do niewielkiego czajniczka i podstawiła go pod kran.
- Tak, chętnie...
- Co znaczy „doglądać”? – Rafael odezwał się ni stąd ni zowąd, utkwiwszy w niej pytające spojrzenie, które bynajmniej wcale nie wróżyło nic dobrego. Zmarszczył brwi. – Kto zlecił ci „doglądanie” dorosłego, pełnego sił witalnych mężczyzny? Twój brat? Jak widzisz nie potrzebuje żadnego doglądania, więc możesz już wyjść. Pamiętaj, by zamknąć za sobą drzwi, w tym domu jest już wystarczająco chłodno.
Angelica utkwiła w nim zaskoczone spojrzenie, jednak natychmiast przywołała się do pionu. Alberto zacisnął dłoń na ramieniu przyjaciela, który zdawał się nawet tego nie dostrzegać, obdarzył go więc spojrzeniem w stylu „nie rób nic, czego będziesz potem żałować”. Rafael ponownie to zignorował.
- Spokojnie... – Angelica utkwiła w nim spojrzenie, którego w rzeczywistości w ogóle się nie spodziewał. Było tak ciepłe, jak gdyby pełne zrozumienia... Nie, ona nie mogła go zrozumieć. Była uroczą panienką z dobrego domu, nie mającą bladego pojęcia o prawdziwym życiu, familia Fernandezów była jedną z tych najbardziej liczących się w Meksyku. Jednakże... gdy tak patrzyła na niego, czuł, jakby w sercu rozlewało mu się przyjemne ciepło, którego nie odczuł już od tak dawna... Pokręcił stanowczo głową, odrzucając uciążliwe myśli i emocje.
- Wybacz za moją zuchwałość, ale to nie miejsce dla ciebie, droga Angelico Fernandez. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. – rozglądnął się przeciągle po pomieszczeniu z wymownym spojrzeniem. – Wracaj więc tam, gdzie powinnaś teraz być. To na pewno nie tutaj.
- ... My chyba musimy już wyjść, prawda Mario? – wypalił Alberto, spoglądając na nią znacząco, dając do zrozumienia, że to nie ich sprawa. Kobieta wzięła głęboki wdech. Zostawić ich samych? Obawiała się, że może dojść do prawdziwej burzy, jeżeli temu odpowiednio nie zapobiegną.
- Nie. – Angelica pokręciła stanowczo głową, rzuciwszy tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Jeżeli ktoś stąd wyjdzie, to będę to ja, nie musicie udawać, że gdzieś wam śpieszno. Widocznie to nie moje miejsce. – obdarzyła Rafaela krótkim, chłodnym spojrzeniem i ruszyła szybkim krokiem w stronę drzwi, a obcasy jej wysokich, skórzanych kozaków uderzały miarowo o drewnianą podłogę.
***
Dzień później...
Delikatne, poranne promienie słońca zaglądały do wnętrza sypialni, ogrzewając wszystko wokół. Ranek. Mieli za sobą kolejny emocjonujący dzień i noc, kolejne pieszczoty, kolejne boskie doznania, których nie była w stanie wyrazić słowami, na samą myśl o tym wszystkim serce mocniej biło w jej piersi. W tej chwili Laura najdobitniej odczuwała, że jej życie jest wręcz naiwnie piękne, idealne mimo swych wad, tak jak ich związek, bo tak naprawdę wady kształtują piękno. Uśmiechnęła się do swoich myśli, uchylając powieki i przebiegając zaspanym spojrzeniem po pomieszczeniu. Światło przyjemnie raziło ją w oczy, rozbudzając każdy z jej zmysłów, ale najmocniej uderzającym w jej zmysły bodźcem był on. Teraz, gdy spał nurzany w promieniach słońca, zdawał się być jej jeszcze piękniejszy, wręcz niebywały, boski; uśmiechał się delikatnie przez sen. Lekka kołdra sięgała mu do pasa, jego ciepła ręka oplatała ją w talii.
- Dzień dobry, kochanie. – szepnęła bezgłośnie, a jej twarz rozpromieniła się w uśmiechu. Dłonią wolno przesunęła po jego umięśnionym, wspaniałym ciele, kierując nią w stronę jego ust, które następnie najdelikatniej jak potrafiła, ujęła swoimi wargami. Nie miała serca, by go budzić, jeszcze nie teraz. Wtuliła się w jego ciepłe ramiona, a on, jak gdyby poczuł to przez sen, zbliżył się do niej i mocniej utulił ją do siebie, układając policzek na jej ramieniu. Wzięła głęboki wdech, spoglądając w otworzone do połowy okno balkonowe, skąd ciepłe powietrze smagało jej twarz. Uśmiechnęła się mimowolnie. Rozpierała ją najpiękniejsza radość - radość, której nie zaznała jeszcze dotąd w swoim skomplikowanym życiu – budziła się przy własnym mężczyźnie, który kochał ją i z miłości oddałby za nią życie. Nie musiał obiecywać jej, że właśnie tak by postąpił, ona wiedziała. I bez mrugnięcia powieką zrobiłaby to samo. Jak dla nikogo innego.
-
Laura wspinała się po schodach, w rękach niosąc dwa kubki pysznej, parującej kawy. Być może nie było to tak wykwintnie podane, jak miał w zwyczaju zadawalać ją Max, ale tego typu rozwiązania nie były w jej stylu, a w ową kawę dla ukochanego włożyła cały swój zapał i serce, gdyż była ona pierwszą w życiu, którą miała okazję go uraczyć, a było to bądź co bądź wyjątkowo przyjemne. Ponownie wemknęła się do sypialni, która tym razem cała rozświetliła się w słońcu i z uśmiechem na twarzy przemierzyła ją, kierując się w stronę nadal śpiącego mężczyzny. Na jego twarzy widniał poranny zarost, który podkreślał jego wydatne kości policzkowe. Postawiła kawę na niskiej szafce przy łóżku i z kocią gracją wspięła się na nie, by następnie ułożyć się na ciele Maxa, opatuliwszy go swoimi zgrabnymi nogami.
- Wstawaj, śpiochu. – szepnęła zmysłowym tonem, przygryzając płatek jego ucha. Mężczyzna poruszył się, ciągle jeszcze nierozbudzony. Chwyciła w dłonie jeden z kubków i przystawiła go tak, aby aromatyczna para rozbudziła zmysły Maximiliana. Skutecznie. Mężczyzna wyciągnął swoje ciało i uchylił powieki, a na jej widok na jego twarzy natychmiast wystąpił uśmiech. Ciemne loki opadały na jego tors, a błyszczące spojrzenie oczu utwierdziło go w przekonaniu, iż budzi się w raju. Miała na sobie jedynie różową, koronkową bieliznę, którą osobiście wybrał dla niej w jednym z butików poprzedniego wieczoru. Jej wspaniała, kobieca sylwetka doprowadzała go do szaleństwa, prezentowała się zjawiskowo, a on nie mógł powstrzymać się przed tym, by nie pożerać jej wzrokiem.
- Czyżbym obudził się w niebie? – powiedział, układając się w najwygodniejszej pozycji i uśmiechając ciepło, pełen zdumiewającej satysfakcji. – Widzę anioły. – nachylił się w jej stronę i dłonią smagając jej jedwabiste włosy, pocałował ją na przywitanie, miękko i czule.
- Twój anioł przyniósł ci kawę do łóżka, by nieco cię rozbudzić. Gdy śpisz jesteś cudowny, ale wolę cię w tym wydaniu. – złożyła pocałunek na jego ustach, kosztując ich wspaniałego smaku, po czym z uśmiechem włożyła gorący kubek w jego dłonie. Była z siebie zadowolona, ogromną radość przynosiło jej teraz dawanie czegoś z siebie, dla niego. Czuła się tak po raz pierwszy w życiu – zamiast czerpać, chciała ofiarować. I to dawało jej ogromną satysfakcję, nieporównywalną do niczego innego.
- Ty już wystarczająco i skutecznie mnie rozbudzasz... – parsknął śmiechem. W istocie, w tym wypadku był na straconej pozycji. - ... i mimo, że kawa jest doprawdy wspaniała, ja wolę wpić się w ciebie. – szepnął, w mgnieniu oka odstawiając kubek i z łatwością przesunął ją do siebie. Leżała więc na jego torsie, ich nogi splatały się ze sobą, kołdrę zrzucili ze swoich ciał. Max oplótł ją dłońmi, smagając jej miękką skórę, nosem wodząc po jej pachnącym ramieniu, by owy zapach wypełnił każdą z jego komórek.
- Dzwoniłam do Marii. – powiedziała, dłonią gładząc jego wspaniale umięśnioną klatkę piersiową, która wręcz zapierała dech w piersiach. – Powiedziała, że Rafael wstał z łóżka i wyszedł grać na ulicę. To dobry znak, nawet nie wiesz jak dobry... kiedyś powiedział mi, że gra tylko wówczas, gdy jest pewien, iż godzien jest słuchać czegoś tak idealnego, jak muzyka. Mówił, że muzyka budzi w nim ducha walki. Ona jest jego życiem. A teraz... Rafael walczy o siebie.
Max mimowolnie uśmiechnął się z przekąsem. Rafael, Alberto, Alberto, Rafael - i tak w kółko. Mimo swoich najszczerszych chęci, nie potrafił powstrzymać zazdrości, która wzbierała w nim za każdym razem, gdy słyszał któreś z tych imion.
- ... Ale? – uniósł brwi. Dobrze znał ten niepewny ton.
- Ale głos Marii był niepewny, ma coś do ukrycia. Nienawidzę „nie wiedzieć”, gdy coś dotyczy najbliższych mi osób. I mam do ciebie... pewną prośbę.
- Mów. – powiedział, unosząc ku górze jej podbródek, ażeby spojrzała mu prosto w oczy.
- Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie, ale chciałabym wrócić już do stolicy. Wypoczęłam jak nigdy, wiele zrozumiałam, wiele sobie wyjaśniliśmy. Chcę wrócić i zacząć coś nowego, pamiętasz? Coś piękniejszego.
Maximiliano utkwił w niej głębokie spojrzenie, mimowolnie zaciskając usta. Wiedział, że kiedyś będą musieć wrócić, ale nie myślał, że nastąpi to tak szybko. Westchnął przeciągle. Najgorsze było jednak to, iż znał Laurę na tyle, by zdawać sobie sprawę z faktu, iż sęk tkwi w jej obawie o przyjaciół, zwłaszcza Rafaela, którego stan poprawiał się i pogarszał z dnia na dzień. Rozumiał, czym się kierowała, ale nieuzasadniona zazdrość paliła go w sercu.
- Dobrze. Dobrze, wrócimy, jeśli naprawdę tego chcesz... – chwycił ją za ramiona i bez trudu przeniósł pod siebie, układając na miękkich poduszkach. – Ale daj mi siebie jeszcze na chwilę, pozwól mi się nacieszyć twoim pięknem...
Kobieta obdarzyła go najpiękniejszym uśmiechem, który opadł na dno jego duszy niczym płatek pachnącej róży. Ona była jego różą, jego największym skarbem, jego Julią, jego ukochaną. Nie potrafił panować nad własnymi emocjami, gdy była obok, był całkowicie bezbronny. Pragnącym wzrokiem wodził po jej pięknym ciele, zatrzymując go na dłużej na wspaniałym, krągłym i zachwycającym biuście.
- Nie potrafię sobie ciebie odmówić. – szepnęła zmysłowo, rozpalając go od wewnątrz z coraz większą siłą. – Chodź, pokażę ci pewne miejsce, które czeka na ciebie od dłuższego czasu i umiera z tęsknoty... Spodoba ci się, jestem pewna...
Nie miał żadnej wątpliwości.
***
- Postaw ją tutaj, Mario.
Paulo obrzucił młodą kobietę wymownym, głębokim spojrzeniem. Była niezbyt wysoka, szczupła, o ładnych, kobiecych kształtach i uroczej, nawet dziecięcej twarzy. Zmierzała przez gabinet z poranną kawą, której zrobienie jej zlecił. Kawa była jednak jedynie pretekstem, by ujrzeć w pełnej okazałości nową sekretarkę swojego syna, którego właśnie zastępował. Rosita Flores, jego wcześniejsza sekretarka, niezbyt inteligentna, lecz seksowna i młoda... jedyną rzeczą, która powstrzymywała ją od wydania prawdy o ich romansach jego żonie i dzieciom, była zapewniona przez niego nienaruszalność w firmie (choć żadnej pracy obecnie tutaj nie wykonywała) oraz stale wypłacane przez niego „drobne dopłaty”. Ta oto kobieta wydawała być się w porównaniu do niej wcielonym aniołem, zarówno z ubioru, jak i z delikatnego, niewyzywającego sposobu zachowania.
- Powiedz mi, Mario... ile masz lat?
Kobieta uniosła brew ku górze, zdziwiona pytaniem, które padło z ust ojca jego szefa.
- Dwadzieścia trzy. Jestem tuż po studiach. – powiedziała z ciepłym uśmiechem, kładąc przed nim kawę. W powietrzu wyczuła zapach drogiej wody kolońskiej, człowiek ten miał pooraną zmarszczkami twarz, głęboki głos i nadnaturalnie błyszczące oczy.
- Wspaniale, widzę, że mojemu synowi trafiła się... cudowna sekretarka. – jego wzrok przewędrował po jej kobiecych kształtach. Cóż, była nawet młodsza od jego córki... – Coś mi się jednak tutaj nie zgadza... – wstał z fotela obitego czarną skórą i ruszył nieśpiesznym, miarowym krokiem w jej kierunku. Instynktownie odsunęła się o kilka centymetrów.
- Słucham?
- ... Powiedz mi, droga Mario Lozado... czy ty przypadkiem nie powinnaś być teraz z dala od tej firmy? Maximiliano dał ci tygodniowy urlop, co właściwie nieco mnie zaintrygowało, bo wiesz... Mój syn właśnie na tydzień wyjechał ze swoją kochanką do Acapulco. Pytanie tylko... co więc tutaj robisz?
Zielone oczy Marii stały się idealnie okrągłe. Tego się nie spodziewała, zdecydowanie. Zacisnęła dłonie w pięści, próbując rozładować napięcie. Stała na krawędzi. Miała dbać o własne sprawy i wyprzeć się oszczerstw, by nie robić sobie kłopotów, czy chronić Laurę?
- To chyba jakaś pomyłka, ja nie wiem o czym pan mówi... Wróciłam do pracy, bo moje kłopoty prywatnie już się skończyły, a tutaj jestem potrzebna. - wycofała się o krok, jednak na nadgarstku natychmiast poczuła zaciskającą się dłoń Paula. Zamrugała miarowo powiekami, czując jak złość i poirytowanie przepełnia ją od środka. Szarpnęła rękę. Nie była w stanie wyzwolić się z jego uścisku. – Proszę mnie natychmiast puścić. – utkwiła w nim złowrogie spojrzenie.
- Spokojnie, kochanie... – powiedział cicho, rozglądając się uważnie wokół siebie. – Chcę tylko porozmawiać, nie mam złych intencji... Wiem, mnie też zaskoczył sam fakt, że ktoś taki jak mój syn dopuściłby się takiej niegodziwości, on i kochanka... Cóż, zawsze był tak porządny, rozumiesz co mam na myśli... A więc, jeżeli ty jesteś tutaj, a ciebie typowałem na jego kochankę, nie wierzyłem, że będzie na tyle sprytny, by szukać gdzieś dalej... to z kim jest teraz? Choć prawdę mówiąc... ty również wyglądasz mi na nazbyt cnotliwą, chyba nie satysfakcjonowałaby cię pozycja kochanki. Chociaż... – wierzch dłoni przyłożył do jej miękkiego policzka, który natychmiast pokrył się palącym rumieńcem. Uśmiechnął się do siebie z zadowoleniem, utkwiwszy w niej swoje baczne oczy. Była naprawdę ładna, nawet więcej, była nieprzeciętnie urodziwa, wyjątkowo dziewczęca i naturalna...
- Żegnam. – Maria po kilku sekundach, pełna złości, rzuciła się w stronę drzwi, będąc pewną, że to jej ostatnia rozmowa z owym niewyżytym, starym napaleńcem.
-
- Frma Art Fernandez, główny sekretariat prezesa Maximiliana Fernandez. – uniosła słuchawkę telefonu firmowego, gdy pęk kartek rozsypał się po podłodze sekretariatu. Wypuściła powietrze ze świstem, schylając się po nie. W jej wnętrzu nadal toczyła się walka, miała największą ochotę wrócić do gabinetu tymczasowego zastępcy prezesa, założyciela Art Fernandez, i wymierzyć mu siarczysty policzek za jego zuchwałe, pewne spojrzenie, którym ją kokietował. Wzdrygnęła się na samą myśl. – Czy mogę w czymś pomóc?
- Oo tak, pragnę o coś spytać. – kobiecy głos, który odezwał się w telefonie był jakby znajomy, lecz teraz była zbyt wzburzona, by nad czymkolwiek głębiej się zastanawiać. – Jestem klientką pana Maximiliana, wykonuje on prywatny projekt mojego domu. Dowiedziałam się, że wyjechał i chciałabym dowiedzieć się kiedy wróci, by dokończyć moje zamówienie. Może mi pani udzielić takiej informacji?
- Proszę podać mi numer projektu, sprawdzę jego obecny stan i dowiem się, czy któryś z naszych wykwalifikowanych projektantów nie mógłby...
- Nie, stanowczo chcę by został on w całości wykonany przez prezesa Fernandeza. Czy jego wyjazd ma charakter służbowy?
- Nie, prywatny. – Maria myślami wciąż tkwiła w owym gabinecie, roztrząsając na czynniki pierwsze nieprzyjemną rozmowę z ojcem szefa, nie mogła skupić się ani na rozmowie, ani na dokumentach, które stosami rozsypywały się wokół niej. – Pan Max wyjechał do Acapulco ze swoją ukochaną.
Głos urwał się w słuchawce bez uprzedniej zapowiedzi, pozostawiając za sobą jedynie ciche brzęki. Maria zastygła nieruchomo, powoli odkładając słuchawkę. Intuicyjnie już odczuwała, że jej chwilowe zdezorientowanie, to tragiczna zapowiedź następnych wydarzeń.
***
Duszący dym papierosowy wypełniał całą sypialnie Rity, gdy Manuel przechadzał się po niej wolnym krokiem, zaciągając się głęboko papierosem. Na ciemnoczerwonych ścianach pokoju wisiały liczne obrazy bez podpisu artysty, który je wykonał. Nie sposób było nie zwrócić na nie uwagi. Jeden przedstawiał płomienie i ludzi o zamazanych, nieznanych twarzach, którzy wpadali w nie z impetem – ten miał swoje centralne miejsce i był największy ze wszystkich. Inne ukazywały nagie kobiety i mężczyzn o rozczochranych, potarganych włosach, jeszcze inne niekiedy nawet akty seksualne, a wszystko wypełniały dwie dominujące barwy – czerwień i czerń. Czerwień na ustach kobiet, czerń we włosach mężczyzn. I na owym centralnym obrazie, gdy zbliżył się ku niemu, dostrzegł małą, pozłacaną literę R., która mówiła mu więcej niż słowa...
- Łapy precz, nikt nie pozwolił ci tego dotykać. – jej głos uderzył w niego z impetem, gdy palcem wskazującym wodził po olejnej fakturze obrazu. Odwrócił wzrok. Rita miała na sobie jego pomiętą, czarną koszulę rozpiętą niemal do połowy i wyjątkowo za duże, poszarpane, dżinsowe szorty, a w ustach ściskała własnego papierosa. Była zjawiskiem, nie człowiekiem.
- Ty to namalowałaś? – uniósł ciemną brew, wskazując obraz przedstawiający, jak sądził, piekło. Wśród postaci spadających w czeluście gorącej pieczary dostrzegł nawet kobietę o wyjątkowo długich, hebanowych lokach, która upadała swobodnie, jakby przygotowana na swój los, wręcz z niego zadowolona...
- Nie twoja, pieprzona sprawa. – warknęła, gdy stanęła tuż obok, dmuchnąwszy mu dymem w twarz, jednak to nie zrobiło na nim oczekiwanego przez nią wrażenia. – Wynoś się, zaczynasz mnie męczyć. Te kilka dni w twoim towarzystwie zdecydowanie obniżyły mój poziom siły życiowej, jesteś cholerną pijawką. – odepchnęła go silnie i lekceważąco od ściany przy której stał i zrzuciła z jednej z półek jego spodnie na podłogę.
Manuel spojrzał na nią z niekrytym ironicznym rozbawieniem, kręcąc głową przecząco.
- Okłamujesz się. To nie takie łatwe, jak z początku sądziłaś. Potrafisz oszukać każdego, ale nie mnie. Jestem twoim ukochanym wyjątkiem. – brutalnym ruchem szarpnął kołnierz czarnej koszuli, którą miała na sobie i przysunął Ritę do siebie na naganną odległość. Teraz wyraźnie słyszał głośne i ciężkie bicie serca w jej piersi. – Dlatego właśnie uwielbiasz mnie do takiego stopnia i nienawidzisz jednocześnie...
Rita spojrzała na niego z buntem, gdy zaciskał ją w żelaznym uścisku swoich silnych ramion, nie dając możliwości zaczerpnięcia najmniejszego oddechu. Na jej twarzy ukazał się kpiący, tajemniczy uśmiech. Skupiła wzrok na widoku za oknem, zamyślona, chcąc w ten sposób okazać mu swoją obojętność i zupełny brak zainteresowania jego osobą. Manuel zacisnął palce na jej podbródku, zmuszając ją, by ich identycznie ciemne oczy spotkały się ze sobą. Chciał, by patrzyła mu w oczy, gdy będzie odpowiadać na jego pytania.
- Pozbywasz się mnie, bo wkrótce wraca Laura... – nie oczekiwał odpowiedzi, mówił wolno, dłonią gładząc jej policzek. – Chcesz mieć mieszkanie tylko dla siebie i dla niej... na pewno będzie interesująco, nawet zastanawiam się, czy się nie dołączyć...
- Tak. – patrzyła na niego dziko i śmiało. Chciała uderzyć w jego najczulszy punkt, dobrze go znała, znała nawet jego myśli, teraz ukrywał obawę pod pozą pewności siebie. – Laura jest fascynująca, o wiele ciekawsza niż ty. Wiesz... ty nigdy nie będziesz w stanie w pełni mnie usatysfakcjonować, ponieważ... jesteś mężczyzną. I jesteś przegrany, stoisz na straconej pozycji. Jakże mi przykro z tego powodu...
Z siłą odepchnął ją od siebie i odwrócił się od niej plecami, by nie dostrzegła wyrazu jego twarzy. Zacisnął mocno powieki. Jakże gorzki był smak uczucia, iż jakkolwiek by się nie starał, i w pełni nie może jej zadowolić, wygrać... Musiał uciekać się do innych metod. Nikt nie znał jej tak, jak on.
- To ty przegrałaś. Przypomnieć ci, dlaczego? Opowiadałaś mi o tym. Pewnego dnia pokierowałaś się impulsem, by przywrócić do życia swoją ukochaną Lauritę... i rzuciłaś ją w ramiona Maximiliano Fernandeza, będąc pewną, że postępujesz idealnie. Ale pomyliłaś się. Teraz Laura się zakochała, weźmie ślub i założy rodzinę, a ty z własnej woli utraciłaś ją raz na zawsze...
Nagle przeszył go ostry ból w kroczu, gdy jej kolano wbiło się z impetem w jego najczulsze miejsce. Skulił się z palącego, pulsującego bólu, jednak żadne słowo nie wydostało się z jego ust.
- Zapamiętaj sobie, kochanie... – spojrzała na niego z góry z uśmiechem pełnym samozadowolenia. - ... że Rita Salgado nigdy się nie myli. I nie utraciłam Laury, ona nigdy mnie nie opuści. A ty nadal nie masz najmniejszego pojęcia o choćby jednej czwartej moich prawdziwych intencji...
Manuel wyprostował się z niesamowitą szybkością i chwycił ją wpół, przyparłszy do ściany, po czym złożył na jej pełnych, czerwonych ustach namiętny pocałunek. Zacisnął dłoń na jej krągłych pośladkach, napierając na nią swoim ciałem.
- Opowiedz mi... Mów, co planujesz... Jak chcesz ją przy sobie zatrzymać, chcę poznać twoje plany...?
- Dobrze... – szepnęła teatralnie do jego ucha, parodiując jego głos. – Musisz wynieść się stąd jak najszybciej, by zrobić miejsce pewnym dwóm panom, mój drogi.
- Jakim „dwóm panom”? – warknął, instynktownie mocniej zaciskając dłoń na jej pośladku.
- Rafael Rios i Alberto Vargas, zacni przyjaciele mojej Laury.
- Jesteś chora psychicznie. – mężczyzna parsknął jej prosto w twarz cynicznym śmiechem. – Wczoraj powtarzałaś, że ich nienawidzisz. Czy nie to wykrzykiwałaś?
- Naprawdę jesteś tak głupi, czy tylko udajesz? – prychnęła lodowatym tonem, klepnąwszy go w policzek pokryty kilkudniowym zarostem. – Zacznij myśleć, do cholery. Upiekę kilka pieczeni na jednym ogniu. W ten sposób Laura zostanie tutaj, będzie opiekować się swoimi przyjaciółmi, ja będę miała wgląd w ich sprawy, a Max... z zazdrości usunie ich skutecznie z jej życia. Fernandez to mniejsze zło. Oni już dawno powinni odejść do przeszłości. Czasem ogromnie żałuję, że i im w tym należycie nie pomogłam...
***
Laura utkwiła spojrzenie w widokach za szybą samochodu. Nawet nie wiedziała, że tak bardzo kocha swoje miasto i wystarczy cztery dni, by zatęsknić za nim, za jego zapachem, bowiem Meksyk pachniał jej wolnością i nieograniczonymi niczym perspektywami, a to ceniła ponad wszystko. Maximiliano wyjął klucze ze stacyjki i zatrzymał samochód. Pozłacany, ogromny napis na jednym z największych budynków w mieście głosił, iż znaleźli się tuż przed Art Fernandez. Uśmiechnęła się do siebie mimowolnie, gdy oczom jej wyobraźni ukazały się wspomnienia z początków ich znajomości, niczym krótkie filmy, scenki, słowa, gesty. Pamiętała pierwsze spotkanie, pamiętała bieg i taniec w deszczu, gdy to napełniona nieznaną jej dotąd tęsknotą w ciągu godzin pracy wyciągnęła go z firmy.
- Przypominasz sobie, jak na tym parkingu spotkaliśmy się po raz pierwszy?
Max spojrzał na nią ze śmiechem, rozpinając kilka guzików swojej błękitnej koszuli. Nachylił się w jej stronę i dłonią przejechał po jej włosach, jednocześnie odpinając jej pas, by przysunąć ją do siebie jak najbliżej.
- Oo tak, roztrzaskałaś wtedy mój samochód, trudno byłoby mi zapomnieć. – zaśmiał się cicho, oddychając zapachem jej perfum, który unosił się w powietrzu. Chwycił jej podbródek i pogładził go delikatnie, rozkoszując się blaskiem jej ciemnych oczu, które kochał jak nic na świecie.
- Prawda jest taka, że to nie ja, a Rita roztrzaskała ten samochód swoim gigantycznym obcasem. – odparła, kciukiem dotykając jego ust. Ust, które były tylko jej, a to dawało jej wręcz potężną satysfakcję.
- Rita... – mężczyzna zamyślił się, biorąc głęboki wdech. Tyle razy zbierał się w sobie, by poruszyć z Laurą temat tej kobiety, jak dla niego wyjątkowo istotny, jednak nigdy nie potrafił się przemóc, zawsze coś im przeszkadzało. Poza tym dobrze już znał odpowiedź Laury: „Rita jest, jaka jest, nie zmienisz jej”. - ... Kto by pomyślał, że to właśnie Rita sprawi, że się spotkamy, może gdyby nie ona... nigdy by do tego nie doszło?
Kobieta spuściła wzrok. Za każdym razem, gdy tylko o niej pomyślała, czuła coś na kształt silnego uderzenia prosto w brzuch. Rita nokautowała swoją osobowością, swoim „ja”, nawet ją, silną i zawziętą.
- Dlaczego się tutaj zatrzymałeś? Chętnie wróciłabym już do domu, jestem zmęczona... – przymknęła powieki i ułożyła głowę na jego ramieniu, przypominając sobie, że przez wszystkie poprzednie noce razem wzięte przespała najwięcej 5 godzin. Nie to było im w końcu na myśli...
- Chciałbym na chwilę zaglądnąć do firmy, przez moją nieobecność wiele spraw mogło się trochę skomplikować... Jeśli chcesz, zostań tutaj i prześpij się na chwilę, postaram się wrócić jak najszybciej. – ucałował ją w czoło.
- Nie... – zaprzeczyła natychmiast. – Pójdę z tobą, w firmie jest Maria... Mimo urlopu, który jej wypisałeś, postanowiła jednak tutaj wrócić, uznała, że jest potrzebna. Pracoholiczka... – prychnęła z cichym śmiechem i zatrzasnęła od zewnątrz drzwi volvo.
- Dobrze. – uśmiechnął się do niej blado. Sam czuł na sobie wyraźne oznaki zmęczenia, zwłaszcza nieprzerwana droga z Acapulco do Meksyku wyjątkowo go przemęczyła, najchętniej położyłby się teraz w wygodnym łóżku, obok Laury i zasnął niczym dziecko. Objął ją w talii i podtrzymując nieustannie silnym ramieniem, poprowadził w kierunku wejścia do firmy.
[...]
Maximiliano uniósł z zainteresowaniem ze swojego biurka kartkę z napisem „PILNE!” Dostrzegł znane mu już, okrągłe pismo Marii. Jego zmęczony umysł działał niesprawnie i litery rozmazywały mu się przed oczyma. „Max! Jedna z klientek, której wykonujesz projekt, dzwoniła i zachowywała się wyjątkowo tajemniczo, pytała o powód twojej nieobecności, a później rozłączyła się bez uprzedzenia. Uważaj na siebie, mam złe przeczucia. Maria”.
Pokręcił głową z niedowierzaniem. „Uważaj na siebie”, „pytała o powód nieobecności”...? Co to niby miało znaczyć? Drzwi uchyliły się cicho i do środka wślizgnęła się Laura, delikatnie stąpając w jego kierunku.
- Chodź tutaj. Chodź do mnie, kochanie. – powiedział, uśmiechając się do niej z wręcz ojcowską miłością. Przekręcił się na fotelu w jej stronę, natychmiast rozłożył ramiona pochwycił ją w nie, by usiadła mu na kolanach. Zrobiła to z kocią gracją i radosnym uśmiechem i wtuliła się w niego tak, jak uwielbiała robić to Clara. Uśmiechnął się mimowolnie, na myśl o swoim dziecku. Musiał jak najszybciej ją zobaczyć, na pewno bardzo się za nim stęskniła...
- Marii nigdzie nie ma, może jednak nie jest aż taką pracoholiczką i wróciła do domu... – schowała twarz w wgłębieniu jego szyi, oddychając pobudzającym jej zmysły zapachem jego perfum. – Trudno, i tak prawdę mówiąc spędzanie czasu w twoich ramionach jest o wiele ciekawsze niż rozmowy z kimkolwiek...– szepnęła mu do ucha, gdy ze śmiechem przytulił ją do siebie, obdarowując kolejną dawką ciepła swoich rąk. – Dziękuję ci za ten wyjazd. Dziękuję ci za te dni i noce. Dziękuję, że mnie do niego zmusiłeś. – wpiła się w jego usta, które tylko czekały, by przypomnieć sobie na nowo ich słodki smak.
- Kocham cię. Kocham cię nad życie, wiesz? – Max szepnął cicho z uśmiechem do jej ucha, jedną dłonią wodząc po jej udzie, drugą po policzku. Miała na sobie sięgającą kolan sukienkę w morskim kolorze - takim samym odcieniu, jak jego koszula. – Każdy centymetr twojego ciała i duszy rozpala mnie do czerwoności...
Drzwi otworzyły się ponownie z łoskotem, skutecznie wyrywając ich z błogiego zamyślenia. Oboje natychmiast odwrócili spojrzenia w stronę, z której wydobył się owy dźwięk. Max zamarł w bezruchu. Wysoka, piękna kobieta o kręconych, jasnobrązowych włosach o złotych refleksach i przeszywającym spojrzeniu dużych oczu patrzyła na nich bez cienia zdezorientowania, pewnie i z wyższością, którą znał tak dobrze, a o której jednak mimo wszystko najbardziej w świecie chciał teraz zapomnieć. Laura poczuła intensywną suchość w ustach, a tysiące myśli uderzyło do jej głowy. Wystarczyło jedno spojrzenie, by być pewnym wszystkiego, bez słowa wyjaśnienia z ust kogokolwiek. Nagle, mimo woli, parsknęła ironicznym śmiechem, który rozniósł się po gabinecie. Max spojrzał na nią z zaskoczeniem i niekrytą obawą w oczach. W głowie kręciło mu się od nadmiaru emocji.
- Ty... – Alicia Fernandez zmierzyła ich złowrogim spojrzeniem, wewnątrz wręcz kipiała ze złości. - To ty, głupia dziwko, zaczaiłaś się na mojego męża... na moją własność. Dlaczego znów stajesz mi na drodze, Caballero...?!
Ostatnio zmieniony przez Contigo dnia 22:26:34 17-01-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
miki152 King kong
![King kong King kong](https://i.imgur.com/98N64ut.gif)
Dołączył: 27 Lis 2010 Posty: 2872 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:02:47 18-01-12 Temat postu: |
|
|
O kurde i pojawiła sie Alicia..
Max pewnie będzie zdziwiony, że dziewczyny się znają.
Coś czuję, że Alicia nieźle namiesza..
Co do scenek Laury i Maxa to po prostu brakuje mi słów żeby je opisać. Są one takie piękne ! Po prostu idealne.
Czekam na next. ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_winkle.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|