|
Telenowele Forum Telenowel
|
,,ZABIJ MNIE JESLI POTRAFISZ "(+18) Roz 5 Seria III
Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 Następny
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
P@Tk@ Idol
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 1744 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:37:00 26-02-11 Temat postu: |
|
|
no no zaszalałaś z tymi odcinkami
dziękuje bardzo
czekam na więcej
Sonia popełniła błąd mówiąa Diego prawde
mam nadzieję że Diego i Marco przeżyli |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:24:26 26-02-11 Temat postu: |
|
|
ROZDZIAŁ 19
Cisza która panowała w sali szpitalnej dobijała go. Przez tą cholerną ciszę jego głowa pękała od natłoku myśli. Czuł ,że jak zaraz czegoś nie zrobi to zwariuje. Nie wiedział co bardziej go boli. Strata Natalii czy śmierć przyjaciela. Siedział teraz sam i analizował wydarzenia z poprzedniego wieczoru. W swoim życiu dość dużo już przeżył ale to co się wydarzyło wczoraj przeszło nawet i jego. Po zakończonej strzelaninie policja wyprowadziła kilku ludzi Oskara. A wśród rannych których zabrała karetka był Marco ,Any i on sam. Reszta nie żyła. Fazzi , Franki i Borys zmarli na miejscu. Kilkoro ludzi jego ojca też oberwało. ale nie znał ich więc nawet nie wie jak się nazywają.Chcieli z nim pogadać ale on nie miał ochoty widzieć nikogo. Jak tylko lekarze go opatrzyli i zawieźli do sali kazał wynosić się wszystkim. Siedział i modlił się o Uckera niestety jego modlitwy po raz kolejny nie zostały wysłuchane. Marco zmarł na stole operacyjnym. Any zaś właśnie walczyła o życie.Jego ukochana zniknęła on sam był ranny w ramię i nogę. A Kike i Skorpion osoby które uważał za przyjaciół okazali się zdrajcami.Zawsze myślał ,że największym szczęściarzem pod słońcem.Miał oboje kochających się rodziców którzy zawsze o niego dbali. Mógł spokojnie iść na studia i spełniać swoje marzenia. Niestety jeden wieczór zamienił jego cudowne życie w koszmar. Który trwa do dziś. Zastanawiał się co jeszcze go czeka? Czego jeszcze się dowie? Ile jeszcze będzie musiał znieść i czy mu się uda ?Już teraz miał dość. Odebrano mu rodzinę, wolność a teraz jeszcze miłość i przyjaciół. Miał okazję odzyskać ojca ale miał w sobie za dużo żalu i bólu dlatego nawet nie chciał z nim rozmawiać gdy ten przyszedł do niego do sali. Wygonił go i kazał zniknąć z jego życia to samo zrobił ze Skorpionem i Kike. Przez co znowu był sam.Zupełnie sam.Siedział ze spuszczoną głową a po jego policzkach płynęły łzy. Nagle ktoś zapukał i po chwili do sali weszła Katia. Bez słowa z zapłakanymi oczami podeszła i go przytuliła. Nie wiedzieć czemu ona jako jedyna była mu teraz najbliższa. Być może dlatego ,że tak samo jak on cierpiała po stracie Marco. Objął ją i oboje zaczęli płakać.Kilka minut później Katia odezwała się pierwsza;
- Poncho przysięgam ci dorwę tego skur.wiela i zabije !
- Nie ruda... oboje go dorwiemy ! Zapłaci mi za śmierć matki , Uckera i za Natalii. Przysięgam na własne życie! - po tych słowach ponownie ja przytulił.
**********************
Kike siedział przy Any jego głowa spoczywała na łóżko.Był zmęczony ale bał się zasnąć wciąż nasłuchiwał czy oddycha. Niby stan zagrożenia życia minął ale i tak się bał. Nie mógł sobie darować ,że zasłoniła go własnym ciałem. Otrzymując tym samym kulkę prosto w plecy. Ile by dał by teraz to on tu leżał zamiast niej. Niestety los nie szczędził go ostatnio. Najpierw mu ją odebrał pojawieniem się jej przeklętego męża a teraz to. Co prawda żyła ale wciąż była nieprzytomna co nie rokowało za dobrze.Obiecał sobie ,że jeśli Any z tego wyjdzie już nigdy ale to nigdy jej nie zostawi. Choć by niewiadome co się działo on jej nie opuści. Ale nie tylko zdrowie any go dręczyło jak też fakt ,że Poncho nie chciał go znać. Oraz nagłe zniknięcie Seleny. Pojechała z Any ale już nie wróciła co nie tylko dla niego ale i Cesara było dziwne. Obaj zastanawiali się gdzie ona może być. I tylko jedno przyszło im do głowy. ,,Że porwał ja Oskar a raczej jego ludzie".
***********************
Siedziała na parapecie wpatrzona i przez okno spoglądała na niebo. Łzy spływały jej po policzkach. Jej duszę i serce rozdzierał przerażający ból. Nie mogła pojąć jak ludzie który kochała i niby dobrze znała mogli tak ją zawieść. Jak ojciec którego zawsze uważała za wzór mógł tak ją oszukać. Kłamać tyle lat. A ukochany... ten za którego niegdyś oddała by życie. Jak on mógł zabić jej matkę? Jak mógł postąpić tak okrutnie.Otoczyli ją sami kłamcy i mordercy i oszuści. W tej chwili nienawidziła ich obu.Nie wiedziała tylko którego bardziej. Czy tego który kłamał przez tyle lat jej życia czy tego który dopuścił się zbrodni na jej matce. Wiedziała jedno jej życie całkowicie się rozpadło i straciło sens. Dla niej to był już koniec. Straciła miłość , zaufanie do ojca i wolność. Tak wolność bo odkąd ojciec zabrał ją z Meksyku siedziała sama w pokoju w nie wiadomym miejscu i obcym domu. Bez przyjaciółek , bez jakiegokolwiek wsparcia.Owszem jej ,,tatuś" chciał ją pocieszyć ale kazała mu spadać. Nie chciała z nim rozmawiać , znać go a tym bardziej przytulać się do niego.Nie ufała mu już i brzydziła się go. Takie same odczucia miała w stosunku do Poncha.Jednak po mimo swoich uczuć które diametralnie się zmieniły zastanawiała się ,,Czy on żyje ? Gdzie go postrzeliła? i czy teraz też o niej myśli tak samo jak ona o nim?". Miała już dość kłębiących się myśli w jej głowie.Poszła wziąć prysznic w nadziej ,że woda zmyje choć trochę bólu jaki czuła. Rozebrała się w czasie gdy do wanny nalewała się woda.Usiadła do wanny i próbowała się odprężyć. Niestety myśli powróciła. Wspomnienia pocałunków jak i strzelaniny. Zerwała się nagle i sięgnęła do szafeczki łazienkowej. Wyjęła z niej żyletkę.Ponownie siadła w wannie i już po chwili po zaledwie jednym pociągnięciu woda zrobiła się czerwona. Krew z jej nadgarstka płynęła do wanny a ona położyła się na całą jej długość i czekała na upragniony koniec.
****************************
- Kur.wa jak to nie wiesz gdzie oni są ? Mam to w d***e masz ich natychmiast odnaleźć jasne ? - krzyczał dobrze zbudowany elegancki mężczyzna po 40 stce.
- Jasne szefie! A co z tym drugim podobno wrócił do Meksyku ? - zapytał jeden z ludzi Serano.
- Cesar ... Cesar hym jego na razie zostawcie to Oskar jest mi potrzebny.
-Jasne !
Gdy jego ludzie wyszli siadł w swoim skórzanym fotelu i spojrzał na zdjęcie swojej żony. Od razu zacisnął pięści na myśl ,że przez Silve jego żona zginęła w pożarze. A także za to ,że zajął jego teren.Nie zamierzał mu darować. Chciał by cierpiał jak i on kiedyś cierpiał. Wiedział ,że i Cesar ma wiele powodów na to by zgładzić Oskara i mógł w sumie zawrzeć z nim układ by łatwiej było im dorwać tego przeklętego Silvę. Ale wolał sam wymierzyć sprawiedliwość i odzyskać swoje terytorium. Musiał go jednak znaleźć bo jego tym razem nawalili i pozwolili mu zbiec. ,,Ale dorwę cię! A jak nie ciebie to twoją córeczkę a wtedy i ty przyjdziesz do mnie. I zapłacisz mi za wszystko!" mówił do siebie Ignacio. Bo tak miał na imię drugi wróg Oskara Silvy. Czy na świecie był ktoś kto nie chciał w tej chwili dorwać ojca Natalii ? Oj nie chyba nie było takiej osoby. Mimo wszystko jemu nadal wszystko uchodziło płazem. Czy to dlatego ,że był tak sprytny? Czy może do tej pory miał szczęścia? Nikt tego nie wie ale jedno jest pewno sprawiedliwość i tak w końcu zwycięży. Oby tylko w czasie jej wymierzania ie zginęło zbyt dużo osób.
*******************************
Dwa Dni Później.
Selena siedziała przy łóżku Natalii. Dzięki Bogu dziewczyna żyła. Gdy by nie ona pewnie teraz chowała by swoją córkę. Tak córkę... wiedziała ,że Natii jest jej dzieckiem. Zapytacie skąd ... od kogo ? Sprawa jest prosta Diego uświadomił ją w tym gdy byli w drodze do rezydencji. Teraz chyba już wiecie czemu była razem z Oskarem a nie w Meksyku obok Cesara. Pojechała do kryjówki Silvy bo tylko ona wiedziała gdzie jest. I tylko ona w obecnej chwili była jeszcze poza podejrzeniami Oskara. Jednak plan który przygotowała uległ zmianie z powodu córki która targnęła się na swoje życie. Miała zamiar wyczekać momentu i zawiadomić Cesara gdzie są i za jego pomocą wyrwać Natii z rąk jej podłego męża. Jednak teraz nie mogła tego zrobić. Jej córka była zbyt słaba by pakować ją w niebezpieczeństwo związane z ucieczką. Poza tym miała jej do przekazania dwie nowiny które zapewne wstrząsną nią ponownie. O tym ,że jest jej matką zamierzała jednak się wstrzymać. Chciała by córka najpierw nabrała do niej zaufania. Bo inaczej mogła tylko zniweczyć jej plan. Ale o dziecku musiała powiedzieć jej już teraz. Wiedziała ,że to będzie dla niej kolejny cios jednak miała prawo wiedzieć. Była 12.00 kiedy Natalii się obudziła. Spojrzała ledwo otwartymi oczami na Sonię i cichutkim głosem przepełnionym bólem zapytała;
- Co ty tu robisz?
- Siedzę przy tobie. Jak się czujesz? - zapytała spokojnym i łagodnym tonem.
Zachowanie Soni zdziwiło Natii. Jednak odpowiedziała na pytanie.
- Źle... wszystko mnie boli. I nie wiem co bardziej dusza czy ciało.
- Wiem co się stało i przykro mi. Ale uwierz z czasem wszystkie rany się zagoją a ty staniesz się silniejsza.
- Dlaczego to robisz ... dlaczego jesteś miła?
- Posłuchaj wiem ,że mnie nie lubisz. I ,że nasze relacje nie były najlepsze od początku. Jednak jestem kobieta tak samo jak ty i wiele w swoim życiu przeszłam. Rozumiem więc twoje cierpienie i ból. I dlatego czy tego chcesz czy nie zostanę przy tobie. Jak chcesz mogę się w ogóle nie odzywać... jednak nie wygonisz mnie stąd. Jasne?
- Nie wiem czemu ale nie chcę byś wychodziła. Dziwne prawda?
- Być może. Ale po tym co za chwilę ci powiem będę ci potrzebna więc przyzwyczaj się do tego. - powiedziała poważnym tonem a w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Nie strasz mnie. Zresztą po tym co do tej pory widziałam i usłyszałam już nic gorszego stać się nie może. - powiedziała. - A więc o co chodzi? - zapytała po chwili.
Sonia wstała uchyliła delikatnie drzwi szepnęła coś do osoby stojącej za drzwiami i wróciła do Natii. Wzięła ją za rękę.I kiedy do pokoju wszedł lekarz powiedziała;
- Natalii bardzo mi przykro ale... straciłaś dziecko. - po tych słowach Soni popłynęły łzy.
Natii patrzyła na nią przez chwilę oniemiała. By chwilę potem zapytać ;
- Dziecko ... jakie dziecko ? Przecież ja ...
- Przykro mi ... ale byłaś w ciąży. Ósmy tydzień ... jednak straciłaś je.
- Ale... jak to ? Nie... nie Sonia to nie możliwe! To nieprawda! To nieprawda... ja nie byłam w ciąży ! Nie mogłam ...nie mogłam być i nie wiedzieć ! nie mogłam go stracić! - krzyczała coraz to głośniej rzucając się zrozpaczona na łóżku. Sonia natychmiast wzięła ja w ramiona i z całej siły przytuliła do serca. Głaszcząc jej blond włosy kołysała ją i mówiła;
- Płacz... płacz aż ci ulży. Płacz byś potem wstała silniejsza.
Powtarzała to i sama płakała z córką patrząc na jej cierpienie. Teraz jeszcze bardziej nienawidziła swojego byłego męża. Nie mogła pojąć jak jednemu człowiekowi udało się wyrządzić krzywdę naraz tylu osobom. To nie mieściło się w jej głowie.Najbardziej nie mogła zrozumieć jak mógł narazić na cierpienie własne dziecko które niczemu nie zawiniło. ,,Ale zemści się ... zemści jak tylko przyjdzie na to czas! A przyjdzie już nie długo"
****************************************
Poncho siedział na tarasie i patrzył na Katię która była pogrążona w myślach. Wiedział co zaprząta jej głowę. Śmierć Uckera. Choć wydawała się twarda to ona najbardziej przeżyła jego stratę. W czasie pogrzebu gdy ludzie z zakładu pogrzebowego wkładali trumnę do dołu rzuciła się z płaczem i błagała by otworzono ją. Chciała po raz ostatni zobaczyć ukochanego. Jednak dla jej dobra nikt nie wyraził na to zgody. On sam wolał zachować w pamięci widok przyjaciela jako uśmiechniętego i żywego. Na pogrzebie byli wszyscy którzy tego dnia przeżyli.Z wyjątkami którymi była Any leżąca w szpitalu i Natalii która zniknęła czy też Selena. Diego przypuszczał gdzie może być jednak czekał aż ona pierwsza się z nim skontaktuje. Choć bardzo chciał wiedzieć co się dzieje z jego ukochaną to jednak by nie zdemaskować Seleny wolał pierwszy do niej nie dzwonić. Tak naprawdę nie był pewny czy Silva nie połapał się już kim jest Sonia. Obiecał sobie zaczekać kilka dni na jej odzew. Jeśli po kilku dniach nie otrzyma od nie żadnej wiadomości sam ruszy na poszukiwanie jej i Oskara. Musiał jednak najpierw sam stanąć na nogi. Ze zranioną ręką i nogą nie bardzo mógł by jej pomóc a jedynie zaszkodzić. A tego nie chciał. Tak samo jak nie chciał prosić o pomoc ojca. W tej chwili jedyną osobą której ufał była Katia. Ona jedyna podzielała jego ból , stratę i przygarnęła go wiedząc ,że nie ma dokąd iść. Owszem mógł skorzystać z hotelu ale wiedział ,że dla dobra rudej której stan psychiczny pozostawał wiele do życzenia będzie lepiej gdy z nią zamieszka. Martwił się o nią i Any która tak samo jak Marco nie słusznie zarobiła kulkę. Swoją drogą jej odwaga a może miłość jaką darzyła Kike zadziwiła go.Zasłonić ukochanego własnym ciałem było aktem odwagi albo i głupoty.dla niego jednak był to wyraz miłości.Miłości której w tej chwili zazdrościł Enrique. Bo jego ukochana nie tylko nie stanęła w jego obranie a sama strzeliła do niego. To zabolało najbardziej. Jej zwątpienie nie rana tylko brak zaufania. Mimo to martwił się o nią i chciał odebrać Oskarowi by ustrzec ją przed kolejnym cierpieniem ze strony tego bezdusznego człowieka.Wiedział ,ze po tym wszystkim już nigdy nie będą razem. Bo rany które sobie zadali były zbyt głębokie by kiedykolwiek się zagoiły. Ale dopóki ją kochał miał zamiar chronić ją bez względu na to czy będzie tego chciała czy nie.
***************************
Any leżała na łóżku. Jej twarz była blada i zmęczona. Patrzyła na drzwi i zastanawiała się czy wczoraj widząc Kike przy swoim łóżko śniła czy jednak było prawdą to ,że tu był. Siedział obok niej i trzymał ją za rękę. I nagle drzwi do sali się otworzyły już chciała się uśmiechnąć myśląc ,że to Kike ale gdy zobaczyła Colina posmutniała jeszcze bardziej.
- Witaj żono! - powiedział udając zatroskanego.
- Wynoś się idioto! - chciała krzyknąć ale ból w plecach jej to uniemożliwił i tylko udało się jej wypowiedzieć słowa ale bez przekonania.
Ten jednak zignorował jej słowa i usiadł na łóżko.
- I widzisz po co zadajesz się z szujami? Gdy byś była ze mną nie doszło by do tego.
- Powiedziałam wyjdź nie chcę cię słuchać !
- Nie wyjdę jesteś moją żoną i mam prawo tu być. A teraz bądź grzeczna i daj buzi mężowi. - powiedział nachylając się nad nią by ją pocałować.
Chciała go odepchnąć ale zabrakło jej sił i tylko syknęła. Colin przycisnął swoje usta do jej. Zaczęła go szarpać by dał jej spokój a łzy leciały jej po policzkach z powodu bólu. Nagle zobaczyła jak ktoś odciąga od niej Colina. Spojrzała i zobaczyła Kike który w tym momencie trzymał jej ,,męża" za fraki i patrząc mu w oczy powiedział srogo.
- Wyjdź bo inaczej będziesz za chwilę sam tu leżał!
- Puszczaj ! - powiedział Colin wyrywając się.- To moja żona i mam prawo tu być!
- Posłuchaj głupku mam w głęboko w d***e twoje prawa! Wypier.dalaj stąd nim stracę cierpliwość!
Mimo słów Enrique , Colin wciąż stał w miejscu. Cierpliwość Kike się wyczerpała złapał go za kark ścisnął najmocniej jak potrafił i wyprowadził na korytarz.
- Powiedziałem wypier.dalaj ! Jeśli nie rozumiesz to sam cię wyniosę!
- Dobra koleś spoko! Już wychodzę. - powiedział Colin masując obolały kark.Enrique stał i patrzył jak Colin odchodzi. Dopiero kiedy się upewnił ,że ten wyszedł wrócił do sali. Podszedł do jej łóżka i wziął za rękę.
- Boli cię ? - zapytał z nie kłamana troską.
- Już nie. A co ty tu robisz? - zapytała udając zaskoczenie choć tak naprawdę marzyła by go zobaczyć.
-Powiedz mi dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego naraziłaś swoje życie?
- Kike to był odruch. A poza tym dobrze wiesz ,że zależy mi na tobie.
- Obiecaj mi ,że ostatni raz postąpiłaś tak nie rozważnie. Obiecaj ! Ty nawet nie wiesz co ja bym zrobił gdybyś... gdybyś...
- Gdybym nie przeżyła ? Ale przeżyłam i będę z tobą szczera jeśli było by trzeba zrobiła bym to jeszcze raz. Bo cię kocham.
- Any ... ty mój aniele ja ciebie też kocham. I przepraszam za swoje zachowanie.Wybaczysz mi ? Proszę wybacz !
- Przestań... nie przepraszaj rozumiem dlaczego się tak zachowałeś. To ja powinnam przeprosić za to ,że nie powiedziałam ci prawdy od razu.
Uśmiechnął się i delikatnie pogłaskał ją po policzku.
- Kocham cię i już nigdy prze nigdy cię nie zostawię.
- No ja myślę bo inaczej skopie ci ten seksowny tyłek.
- Stoi!
Powiedział uśmiechając się do niej i patrząc w jej cudowne czekoladowe oczy. Choć ostatnie dwa dni były koszmarem to w tej chwili był szczęśliwy jak jeszcze nigdy.Patrzyła na niego po czym uderzyła go lekko w ramie.
- Ej za co to ? - zapytał zaskoczony.
- Może byś mnie wreszcie pocałował !
Nie musiała powtarzać dwa razy.Zrobił to z przyjemnością. Zatopił swoje wargi w jej słodkich ustach. Ona odwzajemniła pocałunek z ochotą. Kiedy już nacieszyli się sobą przyszła najgorsza chwila. Musiał poinformować ją o zniknięciu Natii a także o śmierci Uckera. Nie przyjęła tego najlepiej ale gdy się już uspokoiła zasnęła a on obok niej. |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:10:48 26-02-11 Temat postu: |
|
|
ROZDZIAŁ 20
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Ubrana w dres zeszła na dół chciała zaczerpnąć świeżego powietrza tym bardziej ,że wieczór był piękny i ciepły.Jak tylko wyszła na zewnątrz poczuła lekki podmuch wiatru. Wciągnęła do środka płuc powietrze i odetchnęła. Ruszyła ścieżką prowadzącą do ogrodu. Był mniejszy niż ten w rezydencji jednak zapach kwiatów ją uspokajał. Szła między krzewami róż i co drugą wąchała. Nagle ktoś złapał ją w tali a druga ręką zatkał buzię. Próbowała się wyrwać i zacząć krzyczeć ale ten ktoś był silniejszy.Szamotała się i szamotała nie wiedząc co za chwile ją czeka i kim jest dana osoba. Dopiero kiedy znaleźli się w garażu ów napastnik ją puścił. Spojrzała na niego i zaniemówiła.
- Cześć ! - powiedział uśmiechając się do niej.
Jak tylko pierwszy szok minął zapytała;
- Co ty tu robisz? Jak tu wszedłeś ?
- Nie ważne ...ważne jest to co mam ci do powiedzenia.
- Ja nie chce tego słuchać ! Mam dość ... słyszysz dość !
- Natalii to ważne... proszę wysłuchaj mnie a potem zrobisz z tym co ze chcesz ok?
Spojrzała w jego oczy i nie potrafiła odmówić więc tylko skinęła głową ,że może mówić.
Usiedli na masce samochodu i mężczyzna zaczął mówić. Słuchała historii którą już po części znała.Chciałam mu już nawet przerwać. Bo po co słuchać dwa razy tego samego. Jednak nim otworzyła usta usłyszała;
- Twój ojciec to największy mafioza w kraju a ja jestem... byłem jednym z jego ludzi.
Nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać. Po raz kolejny dowiaduje się ,że nie tylko w sprawie matki była oszukiwana ale też innych spraw dotyczących ojca. A żeby tego było mało to jeszcze dochodził do tego Diego. Teraz już miała naprawdę dość! Sądziła ,że po utracie dziecka wszystkie złe wiadomości za nią.A tym czasem okazało się ,że to był dopiero początek. Z ledwością wysłuchała go do końca.I jak tylko skończył kazała mu się wynosić. Spojrzał ze smutkiem w jej zielone zaszklone od łez oczy i wyszedł. Utrata dziecka wstrząsnęła nią bardzo. Wylała miliony a nawet miliardy łez. A i tak jej dusza oraz serce krwawiło. Jednak podniosła się.I postanowiła walczyć.Po kolejnych rewelacjach zrozumiała,że musi walczyć.I wymierzyć sprawiedliwość tym którzy ją zawiedli. Wcześniej oni rozdawali karty. Oni dyktowali warunki i mówili jak ma żyć... co jest dla niej dobre a co nie!Teraz to ona rozda karty i zagra nimi w swoim kasynie. Kasynie śmierci!Miała dość kłamstw, fałszu. Dość łez i rozdartego serca. Postanowiła raz na zawsze skończyć to co zaczęli inni.Chciała by każdy...każdy przez kogo uroniła choć jedną łzę zginą. Ojciec,Diego i inni. Dziś jeszcze uda grzeczną kochaną córeczkę.A jutro pokaże każdemu na co ją stać. Niech zobaczą ,że z nią się nie zadziera.
**************************************
Ten tydzień dał czas każdemu na refleksję przemyślenia.Po wielu rozmyślaniach i dla dobra sprawy. Chwilowo zawiesił białą flagę dla Kike i Skorpiona. Ale tylko dla nich. Z ojcem wciąż nie chciał rozmawiać. Nie zamierzał nawet prosić go o pomoc w schwytaniu Silvy.Sonia dała mu już namiary na ich miejsce pobytu.Udał się tam na przeszpiegi. Musiał zobaczyć ilu ludzi ma Oskar i jak bardzo posesja jest chroniona. Jak na sprytnego mafiozo tym razem się nie wykazał bo Poncho bez problemu wszedł na teren od tyłu.Obszedł dom na około mijając ochroniarzy niezauważony. Potem wszedł do ogrodu i wtedy jego oczom ukazała się ona. Stała przez chwilę spoglądając w niebo po czym ruszyła w stronę kwiatów.Zastanawiał się czy ma podejść czy też lepiej by go nie widziała. W końcu podjął decyzję którą uważał za słuszną.Dwie godziny później siedział w motelu i omawiał z Kike i Skorpionem jutrzejszy atak.Chciał jak najszybciej dorwać Silvę i zabić. Pomścić śmierć Marco, matki i odebranie ukochanej. Robił to nie tylko dla siebie. Ale i dla niej. Choć teraz go nienawidziła ,uważała za mordercę , strzelała do niego to on i tak ją kochał. I chciał uwolnić z łap ojca. Ojca który zamiast dbać o jej dobro sam wpędził ją w piekło.Ale on to zmieni ... uwolni ją i pozwoli iść swoją drogą. Choć tak naprawdę marzył by została z nim na zawsze.Wiedział jednak ,że to niemożliwe. I musiał się z tym pogodzić.
*********************************
Miała tak samo jak oni wziąć udział w akcji ale po śmierci Marco tak bardzo się załamała ,że nie była wstanie nawet wstać z łóżka. Gdyby nie Diego pewnie wcale by się z niego nie ruszała. Ale to on codziennie mobilizował ją do dalszego życia. By całkiem nie oszaleć robiła to o co prosił. Wstawała , jadła, wychodziła z nim do ogrodu lub na taras i próbowała dalej żyć. Jednak na akcję nie nadawała się. Wiedział o tym nie tylko Poncho ale i sam komisarz dlatego odsunął ja od tej sprawy. Teraz nawet gdyby chciała nie mogła by i tak brać w niej udziału.Pocieszał ją fakt ,że Diego w jej imieniu wymierzy sprawiedliwość temu bydlakowi. Jak tylko chłopcy przygotowali plan schwytania Oskara pojechali w miejsce jego pobytu. Ona zaś przeniosła się do Any która wciąż potrzebowała pomocy po postrzale. Katia wiedziała ,że nie tylko dlatego chłopcy ją oto poprosili. Oni nie chcieli by i ona została w tym czasie sama. Mimo ludzi i przyjaciół którzy ją otaczali i tak czuła się samotna. Bo osoby której najbardziej jej brakowało już nie było. Nie mogła pogodzić się z tym ,że Ucker już nigdy jej nie przytuli... nie pocałuje... nie obejmie. Tęskniła za nim...za jego pocałunkami... słodkim uśmiechem i czekoladowymi oczami które zawsze patrzyły na nią z taką miłością.
*******************************
Wszystko było już gotowe Cesar powiadomiony, Diego też. Jedynie co zostało Selenie do zrobienia to spakowanie walizek swojej i Natalii.Bardzo chciała zabić Silvę ale jeszcze bardziej zależało jej na bezpieczeństwie córki. I tylko dlatego poszła na plan Poncha i zgodziła się wywieść Natii jak najdalej od miejsca w którym miała rozegrać się ostateczna bitwa.Już jutro ona i córka będą daleko a jej przeklęty mąż zapłaci za wszystkie zło jakiego się dopuścił względem jej i innych niewinnych osób. A potem wszyscy będą mogli spokojnie wyjaśnić sobie wszystkie nieporozumienia i zacząć żyć nowym życiem.
**********************************
Siedział wygodnie w fotelu z uśmiechem na twarzy i palił cygaro. Jakie miał powody do zadowolenia? A miał. Uzyskał część tego co zamierzał. Córkę odseparował od syna swojego największego wroga. Co więcej zrobił wszystko by nawzajem się znienawidzili i udało mu się. Do tego jeszcze zwabił Cesara do Meksyku dzięki czemu będzie mógł go teraz zabić.Miał już plan czekał tylko na ich ruch. Sądzili ,że złapali go w pułapkę bo znają jego miejsce pobytu. Nawet nie wiedzieli ,że sami w nią wpadną jak tylko wejdą na jego teren.Był zbyt sprytny by dać złapać się takim śmieciom. Za dużą władzę miał by dać się pokonać. Kto jak kto ale nie on. Nie Oskar Silva wielki mafiozo który trzęsie całym krajem od 25 lat.
**************************************
Była już spakowana. Samochód czekał za bramą na tyłach domu. Została jej jeszcze tylko jedna rzecz do zrobienia. I będzie mogła spokojnie odjechać w nieznane by zacząć wszystko od nowa. Wzięła torbę i wyszła po cichu z domu zaniosła ją do samochodu i wróciła. Rozejrzała się po pokoju raz jeszcze czy czegoś nie zapomniała. Gdy się upewniła ,że zabrała wszystko wzięła do ręki broń. Pistolet który wczoraj wykradła ojcu z sejfu. Schowała go za pasek w spodniach i już miała opuścić pokój kiedy nagle usłyszała strzały dochodzące z dworu. Wybiegła na taras ale tak by nikt jej nie zauważył i rozejrzała się. Na dole stał Diego, Kike , Skorpion i kilku innych ludzi. Brakowało tylko Marco.Nie miała jednak teraz czasu zastanawiać się gdzie on jest i czemu nie ma go wśród nich. Plan który sobie ułożyła trochę uległ zmianie. Dlatego musiała szybko wymyślić coś na poczekaniu.W czasie gdy ona zastanawiała się nad nowym planem chowając się za kwiatami które stały na tarasie jej ojciec wraz z ludźmi wybiegli z domu. Teraz wszyscy stali na przeciw siebie i każdy mierzył do kogoś ze spluwy. Diego do ojca i na odwrót, Kike do tego po prawej stronie a Skorpion do tego po lewej stronie ojca. A ludzie po stronie Poncha mierzyli do pozostałych ludzi Oskara. Na chwilę zapomniała o swoim planie i zaczęła przyglądać się na bieg wydarzeń.Który sekundę potem diametralnie się zmienił. Teraz i ludzie Diego celowali w jego stronę. Diego rozejrzała się nie rozumiejąc czemu nagle jego ludzie celują na niego a nie na Oskara. Po chwili jednak usłyszał wyjaśnienia z ust ojca.
- Myślałeś ,że jesteś sprytny ? Błąd!Jeszcze nie trawił się taki co by mnie pokonał. Nawet twój ojciec ... były mafiozo nie dał mi rady! A myślałeś ,ze taki szczeniak jak ty da! Kolejny błąd! Widzisz Diego ja nigdy nie przegrywam... nigdy!
-Zdrajcy!A ty nigdy nie mów nigdy skur.wielu!Bo ja cię zabiję nawet gdyby to było ostatnie co zrobię!
- Proszę bardzo strzelaj! Tylko najpierw spójrz na prawo. - powiedział i skinął głowa w dane miejsce.
Poncho powoli odwrócił głowę i zobaczył Selenę i ojca którzy teraz stali związani a do ich skroni była przystawiona broń.
- I jak wciąż chcesz mnie zabić? - zapytał śmiejąc się po chwili szyderczo.
- Diego zabij go... zabij! - krzyknął Cesar
- Milcz! - krzyknął Silva i strzelił w kolano Cesarowi
Potem spojrzał na Poncha i zapytał ponownie;
- No więc jak zabijesz mnie ... tym samym skazując wszystkich tu obecnych na śmierć czy się poddasz?
- Jeśli się poddam to i tak nas pozabijasz! - krzyknął wściekły.
- W sumie masz rację ... negocjacje są zbyteczne. - powiedział podszedł bliżej Diego.
Natalii patrzyła na całą akcję i nie wiedziała co ma zrobić.,, Wkroczyć i przerwać im tą wojnę? Czy zabij ich dwóch dla świętego spokoju?A może uciec i pozostawić tą sprawę im samym?" po krótkim namyśle podjęła decyzję i cichaczem wymknęła się z tarasu. Zeszła na dół i tylnymi drzwiami wyszła do ogrodu a stamtąd udała się do samochodu. ,,A nich się zabijają obaj nie są warci czegokolwiek" pomyślała.Tym czasem panowie z odległości już tylko 5 centymetrów mierzyli w swoje głowy.
- No to twardzielu na trzy cztery naciskamy spust... zobaczymy który jest szybszy! - powiedział Silva.
- Pożegnaj się! - powiedział Diego.
- Ja nie muszę ale ty tak! - odparł. Po czym wydał rozkaz jednemu z ludzi.- Nelson licz do czterech!
- Jasne szefie!
- No to zaczynamy! - powiedział pewny wygranej
- Raz! - zaczął liczyć Nelson.
Diego zaczął powoli naciskać spust to samo Oskar
- Dwa!
Patrzyli sobie w oczy a wszyscy inni na nich.
- Trzy! - liczył dalej
- Diego strzelaj! - krzyknął nagle Skorpion
- Czter...- chciał powiedzieć Nelson.
Ale w tym momencie padł strzał.A po nim kolejny i kolejny. A kiedy wreszcie zapanowała cisza.Diego spojrzała na Silvę który teraz klęczał u jego stóp a z jego wargi po woli sączyła się krew. Niestety to nie on strzelił. A skoro nie on to kto?Kto strzelił w plecy Oskarowi?Nie mogli to tez być jego ludzie bo Kike i Skorpion wciąż stali przy nim. ,,Więc kto?" zastanawiał się przez chwilę.Po czym spojrzała w oczy Silvy i powiedział;
- I co ...nigdy nie przegrywasz?Błąd! Właśnie przegrałeś!- powiedział i oddał strzał prosto w jego skroń.Oskar padł na ziemię.A ludzie którzy jeszcze chwilę temu byli gotowi zabić Poncha i jego śmietankę opuścili broń.To był koniec. Ich szef nie żył. A więc nie musieli już nikogo zabijać. Bo do tej pory robili to tylko ze strachu lub braku pieniędzy. Widząc martwego Oskara nie czuli już strachu bo nie było przed kim. A pieniądze które zarabiali u niego mogli teraz zarobić pracując. Jednak najpierw musieli odsiedzieć swoje. Bo nagle policja wkroczyła na teren i zaczęli aresztować każdego kto należał do ludzi Silvy.Kike pomagał swoim kolegom w aresztowaniu a Skorpion zajął się Cesarem. Natomiast Selena i Diego pobiegli na górę po Natalii. Wpadli do pokoju z nadzieją ,że tam właśnie jest.Pokój jednak był pusty.Zaczęli więc przeszukiwać cały teren ale na marne.Nie było jej. Ani jej ani jej ubrań. Po godzinnym poszukiwaniu usiadł w końcu zrezygnowany na ławce przed domem.,,Gdzie jesteś Natalii?Dlaczego uciekłaś?Dlaczego?"pytał sam siebie. Ale odpowiadała mu tylko cisza. Kiedy zrozumiał ,że to już koniec.Że odeszła nie dając szansy na wytłumaczenie po jego policzku potoczyła się łza.
********************************
PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ
Nareszcie była wolna. Wolna jak ptak i mogła robić co chce. Teraz ona była panią swojego losu.Ona rozdawała karty i ona rządziła. By wreszcie spełnić swoje marzenia porzuciła dotychczasowe życie i zaczęła od nowa.Czy żałowała? Nie! Bo nie było czego?Przecież jej ojciec...jej autorytet okazał się mafiozo i oszustem. Jej ukochany mordercą i kolejnym kłamcą w jej życiu.Nie potrzebowała ich tak jak i nie potrzebowała miłości. No właśnie miłość!,,Czy ona w ogóle istnieje?" zastanawiała się wiele razy. Kiedyś była pewna ,że tak. Teraz wiedziała ,że nie ma czegoś takiego jak miłość. To słowo całkowicie zniknęło ze słownika jej życia. Nawet jeśli kiedyś kochała teraz już nie kocha. I nigdy nie pokocha. Nie pozwoli sobie kolejny raz ani na uczucie ani na kłamstwa czy też by ktoś kierował jej życiem.Ona sama nim kieruje i teraz ona zabije każdego. Kto ze chce zburzyć jej to nad czym pracowała przez ostatnie sześć miesięcy.Teraz ona miała władzę i pieniądze. Gromadę ludzi na skinienie palca którzy gotowi byli oddać za nią życie. Jaką kobieta stała się po tym wszystkim? Silną, bezwzględna , bez odrobiny współczucia.Chłodna i opanowana. Tak mówili o niej ci co znali ją odkąd pojawiła się w Hiszpanii.
********************************
Siedział w ogrodzie na ławce po jego twarzy było widać ,że o czymś myśli. Katia wiedziała o czym a raczej o kim w tej chwili myśli jej mąż. Podeszła po cichu i usiadła obok.Nic nie mówiąc wzięła go za rękę.Pod wpływem dotyku jej ciepłej ręki spojrzała na nią i delikatnie się uśmiechnął.
- Zastanawiasz się gdzie ona teraz jest? - zapytała.
- Tak. Wiem Katia nie powinienem ale...
- Ciii... nie tłumacz się. Przecież dobrze wiem ,że wciąż ją kochasz.
- To nie tak ja tylko...
- Diego... proszę mnie nie oszukasz. Wiem ,że kochasz ją tak samo jak ja wciąż kocham Marco. I... - chciała powiedzieć coś jeszcze ale nie zdążyła bo w tym momencie podbiegła Any i rzuciła się jej na szyję.
- Cześć! - powiedziała szczęśliwa.
- Cześć! A gdzie twój ukochany? - zapytała widząc ,że przyjaciółka przyszła sama.
- Zaraz przyjdzie zamyka samochód.
- Aha. No dobra mów z czego się tak cieszysz?
- Kochana od dziś jestem wolna! Wolna! Rozumiesz wolna!
- Czarna mów jaśniej bo nie kapuje.
- No rany boskie kobieto jak mówię ,że jestem wolna to znaczy ,że w końcu dostałam ten cholerny rozwód!
- Zalewasz? - zapytała z niedowierzaniem.
- Nie!
-Aaaa ! Jak się cieszę gratuluję! - powiedziała ściskając przyjaciółkę.
- Widzę ,że już się pochwaliła. - powiedział Kike podchodząc do nich.
- No jasne a na co miałam czekać?
- Jak to na co? Na mnie! - powiedział udając obrażonego.
- Dobra skoro wpadłaś tu z taką nowiną to nie pozostaje nam nic innego jak to oblać. - nagle odezwał się Poncho.
- No ba! - powiedział Kike.
- To ja idę po szampana i kieliszki ! - powiedział i zniknął po chwili.
Jak tylko znalazł się w kuchni wziął co potrzebne i już miał wyjść kiedy nagle usłyszał;
- Cześć! Możemy pogadać?
Odwrócił się i szampan oraz kieliszki wypadły mu z rąk roztrzaskując się na malutkie kawałki na podłodze.
- Co ty tu robisz? - zapytał osoby stojącej przy framudze drzwi.
A więc tak to już koniec! Oczywiście serii pierwszej! Jeśli chcecie dowiedzieć się ;
1. Jak dalej potoczyło się życie Natalii i czym się teraz zajmuje?
2. Kto zabił Oskara?
3. Kto zaskoczył Diego w kuchni ?
4. Czy Natalii i Diego kiedykolwiek się jeszcze spotkają?
5. Co stało się z Seleną i Cesarem ?
6. I wiele innych rzeczy?
Czytajcie seriię drugą którą wstawię jak tylko zrobię nowy opis do obsady i dodam nowe postacie.
A teraz dziękuję wam wszystkim którzy czytali to opoko. I dedykuje je wam wszystkim:) |
|
Powrót do góry |
|
|
P@Tk@ Idol
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 1744 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:58:58 26-02-11 Temat postu: |
|
|
miałam nadzieję że Marco przeżyje
Sonia okazała się matka Natali szkoda że jej tego nie zdążyła powiedzieć
Katia i Poncho się pobrali cóż to jest bez sensu skoro on kocha Natali i ona o tym dobrze wiedziała
dzeięku że mogłam to opko czytać
czekam na 2 serię |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:04:58 27-02-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
- Jej niegdyś spokojne i nawet szczęśliwe życie w ciągu kilku miesięcy zamieniło się w koszmar. Wszyscy których kochała i którym ufała zawiedli ją. Zaczynając od ojca po ukochanego. Sądziła ,że jakoś to zniesie, da radę ! Ale kiedy straciła dziecko. Powiedziała dość! I postanowiła wymierzyć sprawiedliwość tym przez których wylała morze łez. Niegdyś znana jako Natalii Silva. Dziś jest Anahi Portillia. Od dwóch lat mieszka w Hiszpanii ze swoim mężem Rafaelem.Stała się zimna i bezwzględna. Pozbawiona uczuć i współczucia. Każdy kto spróbuje zburzyć jej dobrze poukładany świat zginie! Kiedyś to jej mówiono co ma robić teraz to ona rozdaje karty! Czy dawna miłość ponownie roztopi jej serce? A może kolejne ich spotkanie zakończy się rozlewem krwi?
- Jego koszmar zaczął się w dniu powrotu do Meksyku.Posadzony o zabicie matki trafił do więzienia a stamtąd za sprawą intrygi trawił do mafii. Nienawidził tej pracy do czasu dopóki nie poznał Natalii. To ona pozwoliła mu uwierzyć w miłość i okazała mu jej więcej niż ktokolwiek. Zakochany do szaleństwa gotowy był oddać za nią życie. Niestety ich miłość z góry została spisana na niepowodzenie.Przez masę intryg ich drogi rozchodzą się. Ona znika a on bierze za żonę jej najlepszą przyjaciółkę. Zakładają firmę która przynosi ogromne zyski i wielką władze.Zasady których nauczył się będą w więzieniu ponownie włącza w swoje życie. Nie chce by po raz kolejny ktoś go zranił. Ale czy aby na pewno jest na tyle silny by znowu nie wpaść w sidła kobiety którą kochał ponad życie? Czy da radę stawić jej czoło gdy wypowie mu wojnę?
- Kobieta waleczna nie bojąca się niczego po śmierci ukochanego zmienia swoje życie o 360 stopni. Staje się cicha i zamknięta w sobie. Porzuca pracę w policji dla zwykłej roboty papierkowej w firmie którą założyła wraz ze swoim mężem Diego. Pobrali się z rozsądku. Czy będzie walczyła gdy na horyzoncie pojawi się Natalii?A mężczyzna który pojawi się w jej życiu ponownie przewróci jej życie do góry nogami jak niegdyś zrobił to Marco?
- Tylko ona z nich trzech może powiedzieć ,że jest naprawdę szczęśliwa. Mężczyzna którego pokochała wciąż jest z nią i w obecnej chwili planują ślub. Ale czy ich szczęścia już nic lub nikt nie zakłóci?
- Tak to Kike ten sam który kiedyś kobiety miał na jedną noc teraz idzie do ołtarza z wielką chęcią. Wciąż jest gliniarzem tyle tylko ,że teraz to on wydaje rozkazy.Poza pracą w policji pomaga swojej ukochanej w prowadzeniu domu mody.Czy zawsze będzie jej wierny?
[link widoczny dla zalogowanych] - Mówią na niego Dante. Tylko nie liczni znają jego prawdziwe imię.Od dzieciństwa musiał walczyć o wszystko.Choć jest ktoś kto uważa inaczej. Czy zostawi obecną partnerkę dla cichej i zamkniętej w sobie Katii?Czy Katia w ogóle otworzy dla niego swoje serce?
POSTACIE DRUGOPLANOWE
[link widoczny dla zalogowanych] - Jego największy wróg nie żyje. Powinien być szczęśliwy. Jednak do szczęścia brakuje mu przebaczenia syna który do dnia dzisiejszego nie chce go znać.Jego jedyną podporą i rodziną jest w tej chwili Selena.Czy z jej pomocą syn w końcu mu wybaczy?
[link widoczny dla zalogowanych]- Jej były mąż tyran i morderca nie żyje. Pragnęła tego od dnia w który zmarnował jej życie. I choć powinna być szczęśliwa to nie potrafi. Bo jak tylko odzyskała córkę którą uważała za zmarłą. Ponownie ją straciła. Szuka jej po dzień dzisiejszy. Czy ją znajdzie? Jeśli tak to czy córka przyjmie ją z otwartymi ramionami?
[link widoczny dla zalogowanych] - Niegdyś wróg Oskara Silvy. Teraz po jego śmierci czyha na życie jego córki. Czym mu się naraziła? A może z reguły chce zabić ostatnią osobę z rodu Silva?
A wiec jest nowy opis postaci wiem beznadziejny. No ale jakoś ostatnio lepiej nie umiem:) Jeśli chodzi o postać ze znakiem zapytania to jeszcze nie wiem kto to będzie i dlatego wstawiłam taką właśnie fotkę.Zapowiadam tez ,że to nie koniec obsady. Reszta dojdzie z czasem. Postaram się też by i w drugiej serii nie zabrakło emocji:)Może wstawię nie długo coś w formie zapowiedzi filmowej ale nie obiecuję Dziękuję za uwagę
|
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:06:02 27-02-11 Temat postu: |
|
|
- MARTIN - facet na którego napadła Katia w centrum handlowym. Kim jest ? I czy ma jakikolwiek związek ze zmarłym Marco ? Tego dowiecie się z czasem.
- FABIAN najlepszy kumpel Martina. Jest prywatnym detektywem i byłym glina. |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:07:19 27-02-11 Temat postu: |
|
|
- GABI - była dziewczyna Poncho. Była z nim za nim poszedł siedzieć. Teraz ich drogi ponownie się spotykają. Czy Diego wróci do niej by raz na zawsze zapomnieć o Natii?
-GINA - piękna, zdolna i twarda kobieta. Zawsze zdobywa to co chce. Pracuje w policji. Tak się składa,że Kike wpadł jej w oko. Czy jej czar zadziała także na niego ? A może Any zdąży przejrzeć jej zamiary?
- SANI - delikatna i wrażliwa. Jest romantyczką. Jej pojawienie na pewno nie ucieszy Martina. Bo dziewczyna za dużo wie na temat zajścia po którym Marco został wygnany z własnego domu.Czy będzie chciał ją uciszyć by o dawnym zajściu nie dowiedziała się Katia?
A więc tak moje drogie zauważyłam,że część męska obsady przeważa dlatego też wprowadziłam trochę kobiet. By nie było za nudno.
Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia 9:11:37 27-02-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:13:13 27-02-11 Temat postu: |
|
|
ROZDZIAŁ 1 (cześć II)
HISZPANIA
Siedziała za wielkim mahoniowym biurkiem w jednym ze swoich kasyn i przeglądała papiery. Nie lubiła tej części pracy no ale nie miała dziś wyboru.Jej mąż był w delegacji a księgowa jak na złość się rozchorowała. A nikomu poza nią i własnym mężem nie powierzy obliczanie dochodów. Ines i Rafael to były jedyne osoby którym ufała bezgranicznie. Już jej się dwoiło i troiło od tych cyfr w oczach.Już chciała cisnąć papierami o podłogę ale nagle ktoś zapukał;
- Proszę ! - krzyknęła w stronę drzwi.
Kilka sekund później przed jej biurkiem stał Alfredo.
- Dzień dobry szefowo. - powiedział kłaniając się przed nią.
- Dla kogo dobry to dobry! Na pewno nie dla mnie! Ale mniejsza z tym co cię do mnie sprowadza tak rano ? - zapytała patrząc na monitor komputera na który była godz. 6.30.
- Chodzi o ten teren w Acapulco. Wiem ,że miałem go załatwić ale ktoś mnie ubiegł. - powiedział i szybko zacisnął powieki wiedząc co zaraz nastąpi.
- Jak to cię kur.wa ubiegł! - krzyknęła nie wierząc ,że straciła taką szansę.
- No jakiś biznesmen z Meksyku kupił już ten teren za większa kwotę niż my proponowaliśmy.
- Tylko mi nie mów ,że to ten sam co sprzątnął mi z przed nosa teren w Niemczech.
- Niestety ale to ten sam. - powiedział cichutko.
- No jasna cholera! - krzyknęła jeszcze głośniej.
I po chwili dodała.
-Powiedz za co ja ci kur.wa płace? Bo o ile mnie pamięć nie myli to za dobrze wykonana pracę tak ?!!! - zapytała podchodząc bliżej swojego pracownika.
- Tak szefowo. - odparł zaciskając ręce na krawacie ze strachu.
- To dlaczego idioto jeden! Straciłam kolejny teren co?! - zapytała ściskają jego brodę w swojej dłoni i wbijając paznokcie by poczuł ból.
- Bo...bo...bo on dał lepszą cenę. - wydukał w końcu. A z jego czoła powoli skapywały krople potu.
- Ty kretynie ! W tej chwili zawołaj mi tu Jose ... ale już! - wydała rozkaz i puściła go.
- Tak jest! - powiedział i oddalił się jak najszybciej.
Wściekła jak nic złapała za telefon i wykręciła numer do męża. Po kilku sygnałach odebrał.
- Co jest ? - zapytał wiedząc już ,że dobrych wiadomości dla niego nie ma.Skąd to wiedział? Bo tylko wtedy wykonywała do niego telefon.
- Ten skur.wiel z Meksyku znowu sprzątnął nam teren z przed nosa! Tym razem mu tego nie daruję! - krzyczała do słuchawki.
- Jak chcesz to ja to załatwię. - powiedział spokojnie.
- O nie! Sama to załatwię!
- Ale powiedziałaś ,że już nigdy nie pojedziesz do Meksyku.
- Bo nie pojadę. Ale znam inne sposoby na to by udupić tego śmiecia !
- Dobra rób jak uważasz. A co z tym terenem w Miami ? - zapytał przypominając sobie o ostatniej ofercie która złożyli na zakup terenu.
- Jutro jest licytacja i tym razem sama się na nią wybiorę. Dobra kończę bo właśnie wszedł Jose. - powiedziała i się rozłączyła.
- Szefowa wzywała? - zapytał dla pewności.
- Tak. Posłuchaj jutro lecę do Miami nie pozwolę zabrać sobie kolejnego terenu. A ty masz jeszcze dziś dowiedzieć się kto kupił dwa tamte ok?
- Jasne.
- No to na co jeszcze czekasz spier.dalaj do pracy!
Jak tylko blondyn się oddalił. Usiadła ponownie za biurkiem i postukując paznokciami o blat zastanawiała się jak wykończyć przeciwnika jakim był owy biznesmen. Do tej pory nie miała problemów z kupnem. Dopóki owy pan od hoteli nie zaczął zagarniać jej ofert z przed nosa. Z każdą straconą ofertą coraz bardziej się jej narażał. Nie lubiła jak ktoś wchodził jej w paradę. A ten facet robił to nagminnie. Miała tego dość. Choć nigdy tego nie robiła bo miała od tego ludzi. To tym razem miała zamiar sama pofatygować się na licytacje. I stanąć twarzą w twarz z jej znienawidzonym przeciwnikiem. A jeśli jeszcze bardziej z nią zadrze usunie go. W sposób z jakiego korzystał niegdyś jej ojciec. Gdy ktoś przeszkadzał mu w robieniu interesów. Czy była by do tego zdolna? O tak! Teraz tak.
Jako Natalii była słaba. Za bardzo ufała ludziom którym nie powinna. Wierzyła we wszystko co jej powiedziano.Można było nią manipulować. Ale to się skończyło. Teraz jako Anahi Portillia była silną , bezwzględna kobieta o swoich zasadach.I tylko wybrańcy mogli liczyć na jej zaufanie.A było to naprawdę nie wielkie grono osób.Życie jakie kiedyś wiodła było tylko złudzeniem które stworzył jej ojciec. Ojciec przez którego wylała morze łez.To on zamienił jej życie w piekło. To kim teraz jest zawdzięcza jemu.Ale nie tylko on był winny jej zmianie.Kolejną osoba przez którą się zmieniła był Diego. Kiedyś ukochany za którego gotowa była oddać życie. Teraz sama chętnie odebrała by mu życie.Czy wciąż go kochała? Nie! Teraz go jedynie nienawidziła. Tam tego wieczoru gdy uciekła z Meksyku chciała go zabić. Nawet naciskała już spust. Gdyby nie jego cholery anioł stróż. I jej przeklęte serce wciąż mocno bijące na jego widok. Zabiła by go już wtedy.Ale nie mogła ... nie potrafiła. Co więcej gdy stanęła przed wyborem życie ojca a życie Diego. Wybrała ukochanego. Czemu to zrobiła? Przecież był mordercą. Owszem był. Ale jej tatuś okazał się dużo gorszy. Zabił nie jedną a kilkanaście osób dla własnego biznesu,władzy i dla zabawy. Poza tym tu chodziło też o nią. Gdyby Oskar pozostał przy życiu ona sama miała by je zmarnowane. I to właśnie dlatego wybór był taki prosty. Zapytacie teraz pewnie czemu sama teraz jest taka wobec innych? Utrata dziecka zabolała ją tak bardzo ,że z czasem stała się zimna. Pozbawiona uczuć i wszelkiego współczucia. Zaczęła nowe życie a wraz z nim ustaliła nowe zasady. Na początek zmieniła imię i nazwisko. Potem jak tylko kupiła małe mieszkanko i stanęła na nogi pod względem psychicznym. Założyła swoje pierwsze kasyno.To zapoczątkowało jej karierę w biznesie. Ale jako samotna kobieta w tym biznesie była źle postrzegana. Dlatego tak łatwo przystała na propozycję Rafaela i dla dobra spółki wzięli ślub. Ślub który tak naprawdę był fałszywy. Wiedzieli o tym jednak tylko oni. Dzięki temu zdobyła większy szacunek i klientelę oraz pozycje. A,że najczęściej obracała się w towarzystwie mężczyzn musiała stać się twarda i bezwzględna jak oni. By tym razem nikt nie mógł jej pokonać. Dochodziła 12.00 gdy skończyła wreszcie obliczenia. Miała dość więc szybko wzięła torebkę i telefon po czym ruszyła do wyjścia. Wydała jeszcze kilka rozkazów swoim pracownikom i jak tylko wyszła wsiadła do swojego [link widoczny dla zalogowanych].W domu wzięła szybka kąpiel potem zjadła obiad i zaczęła się pakować.Gdy skończyła dochodziła 16.00. Postanowiła wiec udać się do drugiego [link widoczny dla zalogowanych]. Jak tylko tam dokonała sprawdzenia czy wszystko funkcjonuje jak najlepiej wróciła do domu i od razu udała się do łóżka.
[size=large]******************************[/size]
MEKSYK
- Diego możemy pogadać? - zapytał Cezar jeszcze raz.
- Ile kur.wa razy jeszcze mam ci powtarzać,że nie chcę cię widzieć na oczy!I nie nazywaj mnie Diego.Diego który był twoim synem umarł w dniu kiedy zwiałeś.Teraz jestem Alfonso albo Poncho do cholery! - powiedział ze wściekłością w oczach.
- Ku.rwa czemu ty jesteś taki uparty? Ile jeszcze zamierzasz mnie karać co ? Może od razu mnie zabij! - rzekł rozkładając ręce.
- A wiesz co ... to jest dobry pomysł. Przynajmniej pozbył bym się twojej mordy raz na zawsze ! - odparł bardzo poważnym tonem.
- Jeśli to ma ci pomóc to proszę zastrzel mnie. - powiedział podając mu swój własny pistolet.
Spojrzał na niego zimnym wzrokiem i trzymając w reku butelkę szampana oraz kieliszki rzekł.
- Wyjdź za nim zmienię zdanie! - i wyszedł mijając go w przejściu. Cezar obejrzał się za synem. Chciał go zatrzymać ale na widok przyjaciół siedzących w ogrodzie odpuścił. Bo wiedział ,że jeszcze nie raz wróci.Nie spocznie dopóki syn mu nie wybaczy. Może i miał powody by mieć żal.Ale powinien też zrozumieć ,że wtedy jego znikniecie było najlepszym wyborem jaki dokonał.Tym czasem Poncho wrócił do ogrodu i siadł na swoje poprzednie miejsce. Rozdał kieliszki po czym otworzył szampana.Nalał każdemu po trochu.
- No to może teraz jakiś toast! - powiedział unosząc do góry swój kieliszek.
- A wiec ja będę pierwszy. Wznoszę toast za moją ukochaną Any i jej rozwód. - powiedział Kike po czym pocałował ją w usta.Jak tylko zakończyli swój namiętny pocałunek stuknęli się kieliszkami z resztą i upili po łyczku. Kolejny toast wznieśli za nowo zakupiony teren. A kiedy pomysły na toasty się wyczerpały Katia wstała i powiedziała;
- Zostawiam was na chwile idę sprawdzić czy mały śpi.
- O to ja idę z tobą ! - krzyknęła podekscytowana Any.
Wzięła przyjaciółkę i razem ruszyły do domu. Jak tylko znalazły się w pokoju małego niańka wyszła a Any wzięła [link widoczny dla zalogowanych] na ręce.
- Cześć Santi mój mały szkrabie. - powiedziała całując go w czoło.
- Any nie mów do niego zdrobniale on ma na imię Santiago. - powiedziała jak najbardziej poważnie.
- Ja pierniczę aleś ty się zasadnicza zrobiła. - rzuciła z delikatną pretensją w głosie.
- Dobra ty już nie zaczynaj. - powiedziała Katia spoglądając gniewnie na przyjaciółkę.
Katia doskonale zdawała sobie sprawę ,że od śmierci Marco zmieniła się całkowicie. Ale nie potrafiła pogodzić się z jego odejściem Zniosła to naprawdę ciężko.Gdyby nie Poncho, Any i Kike chyba nigdy nie wyszła by z depresji. I tak się dziwiła ,że przez jej stan donosiła ciąże. Choć jej większość spędziła w szpitalu. To była bardzo szczęśliwa gdy się dowiedziała ,że zostanie matką.Ta wiadomość w sumie postawiła ją na nogi. Ale i zobowiązała do zmian. To dla syna zrezygnowała z pracy z policji i zajęła się papierkowa robota w firmie Poncha.Kiedy mały się urodził a firma zaczęła przynosić coraz większe dochody.Chcieli zacząć od razu z grubej rury i otworzyć(co)najmniej trzy hotele. Ale bank osobom indywidualnym nie udzielał tak dużych pożyczek. Mogli pożyczyć gotówkę od ojca Diego jednak ze względu na ich stosunki. On nawet nie chciał słyszeć o tym. I wtedy jedna z pracownic podsunęła jej pomysł. Co prawda nadciągający prawo. Ale za serce jakie okazał jej Poncho chciała mu się odwdzięczyć. I dlatego opowiedziała mu o owym rozwiązaniu.Rzecz jasna ten pomysł wcale nie przypadł mu do gustu. Po dłuższym namyśle jednak się zgodził. I tak oto stali się małżeństwem na niby. Skorpion załatwił im lewy akt ślubu dzięki czemu jako małżeństwo wzięli pożyczkę. Otworzyli biznes i już po roku mogli spłacić bank w całości. teraz tylko w środowisku biznesowym uchodzili za małżeństwo. Ale przyjaciele tacy jak Kike czy Any dobrze wiedzieli ,że nim nie są.Jedyne co ich łączyło to była przyjaźń,wspólne mieszkanie i hotele. Nic więcej. W czasie gdy panie bawiły się z małym panowie rozmawiali o interesach.
- Jak chcesz to pojadę jutro z tobą do Miami. - zaproponował Enrique
- Nie trzeba to tylko dwa dni. Wolę byś został tu i miał oko na Katię i małego. To ,że Silva nie żyje nie oznacza ,że zło nie czyha. - odparł Poncho.
- To fakt. A nie boisz się ,że tym razem nie kupisz tego terenu?
- Ja zawsze wygrywam. Poza tym zawsze konkuruje na końcu z ta sama babka. Interesantów jest wielu ale tylko ja i ona dajemy największe stawki. Tyle,że to baba. I jak widać jest skąpa lub nierozgarnięta.
- Czemu tak uważasz. - zapytał lekko uśmiechając się z podsumowania owej rywalki.
- No stary! Gdyby tak nie było. Nie dała by sobie sprzątnąć 10 działek z przed nosa. - odpowiedział pewny swego.
- No tak kobitki to kobitki.Udają kobiety interesu. Ale tak naprawdę nie mają o tym zielonego pojęcia. - powiedział Kike. Jednak chwilę potem pożałował swoich słów jak tylko usłyszał głos ukochanej.
- No to teraz masz przechlapane po całości! - powiedziała mierząc go srogim wzrokiem i tupiąc butem o trawę.Kike natychmiast zerwał się z miejsca i podszedł do niej ostrożnie pytając ;
- Kochanie co masz na myśli?
- A to ,że śpisz dziś w budzie razem z psami. Kochanie! - powiedział kąśliwie.
Poncho zaczął się śmiać. Wiedział ,że Any nie żartuje i jest gotowa naprawdę zostawić go na noc na dworze.
- Jak chcesz to pożyczę ci śpiwór byś nie zmarzł. - powiedział coraz bardziej śmiejąc się z widoku miny kumpla.
- Poncho przestań. Bo wyglądasz jak Hugo w dolinie paproci. - powiedziała by go zgasić ponieważ i na niego była zła.
- Ej a mi to się za co obrywa co ? - zapytał tym razem poważnie.
- Nie strugaj głupka słyszałam i twoją wypowiedź. - odparła wystawiając mu język.
- Jaką ? - zapytała Katia podchodząc z małym.
- Nie ważne ! - szybko odezwał się Kike.
- No kochanie pochwal się jakie masz zdanie na temat ,,kobitek"! - powiedziała unosząc znacząco brew. Enrique zaczął się jąkać gdy nagle zadzwonił telefon. Cała czwórka rozejrzała się zastanawiając czyja to komórka dzwoni.
- To moja! - nagle krzyknął się Poncho po czym odebrał.
- Szefie w Vegas wystawiają na sprzedaż hotel połączony z kasynem mam złożyć ofertę kupna? - zapytał głos po drugiej stronie aparatu.
- Nie pytaj się głupio tylko składaj ! - krzyknął
- Ale cena jest ogromna. Bo to już postawiony hotel nie teren. - wyjaśnił
- Archi czy uważasz mnie za głupka? - zapytał srogo.
- Nie szefie. - odpowiedział głośno przełykając ślinę.
- No to nie pieprz głupot! Tylko idź złożyć ofertę. I daj znać kiedy rozstrzygnięcie przetargu.
-Dobrze. - odparł rozłączając się.
[size=large]********************************[/size]
FLORYDA
Siedział w pokoju hotelowym z drinkiem w ręku i po raz kolejny zastanawiał się nad swoim życiem. Czy był szczęśliwy ? Czy pozycja która osiągnął była szczytem jego marzeń. A kobieta z która żył ? Czy długo jeszcze z nią wytrzyma? Czemu w ogóle jej pomógł ? Owszem była piękna. Ale to nie uroda skłoniła go do pomocy. Raczej jej strach przed nowym jutrem. I to ,że była w tej chwili sama. Bez przyjaciół i rodziny. Nie pomyślał jednak w tym wszystkim o sobie. Całe życie musiał o coś walczyć lub być na czyjeś posyłki. Gardzono nim i pomiatano. Nienawidził tego. Tylko jeden epizod w jego życiu sprawił ,że był szczęśliwy. Ale i on się zakończył. Najgorsze,że z jego winy. Teraz żałował ,że tak postąpił ale na to by cofnąć czas było za późno. Za dużo się wydarzyło. Poza tym Anahi wciąż go potrzebowała. Choć udawała twardą on wiedział ,że jest inaczej. Że kobieta silna i bezwzględna to jedynie maska. Jego niby żony.Ale w tak okrutnym świecie jak ten kto teraz nie udawał.Chyba nie było takiej osoby. Która mogła by szczerze powiedzieć ,, jestem szczęśliwa/wy i dumna/ny ze swojego życia". No przynajmniej on nie znał takiej osoby. Zawsze zazdrościł tym którzy mieli władzę i pieniądze a przede wszystkim rodzinę i przyjaciół. On tyle szczęścia nigdy nie miał. Rodziców nie miał od urodzenia bo go porzucili. Przyjaciół stracił. I nawet nie jest pewny czy kiedykolwiek byli oni nimi naprawdę. A władza i pieniądze? Kiedyś nie posiadał tego wcale teraz to ma.A i tak nie jest szczęśliwy. Bo brakuje mu w tym wszystkim najważniejszego. Miłości! Jego rozmyślania przerwało puknie do drzwi. Wstał i leniwym krokiem poszedł je otworzyć.
- Witam! Przyniosłem obiad zamówiony przez pana. - powiedział hotelowy służący.
- A tak. Proszę wejść i postawić to tam! - wskazał ręka na stolik.
Chłopak posłusznie spełnił rozkaz i po dostaniu napiwku wyszedł. On zaś wziął się za spożywanie posiłku.
[size=large]*****************************[/size]
MIAMI ( następnego dnia)
Właśnie skończył podpisywać umowę kupna nowo nabytego terenu. Wziął od adwokata papiery i schował do walizki. Po czym uścisnął jego dłoń.I z uśmiechem na twarzy jeszcze raz podziękował za szybkie sporządzenie umowy. Potem podał rękę na pożegnanie byłemu właścicielowi terenu na i opuścił gabinet. Jak tylko to zrobił zadzwonił do Kati.
- Cześć! Mamy kolejny teren jak tylko wrócę świętujemy. - powiedział radosny.
- Świetnie. Ciekawe co na to ta babka której po raz kolejny zgarnąłeś teren sprzed nosa. - rzuciła mimo chodem.
- Nie wiem ale mam to gdzieś. Zresztą by wygrać licytację trzeba na niej być. A tym razem nie pojawił się ani żaden jej przedstawiciel.Ani nawet ona. - powiedział kpiąco z postawy rywalki.
- Żartujesz? - zapytała niedowierzająco.
- Nie poważnie. Może doszła do wniosku ,że nigdy mnie nie przebije w cenach i odpuściła.
- Możliwe.Dobra kończę bo małego muszę nakarmić przed pójściem do firmy. A ty dokończ załatwianie spraw i wracaj to zrobimy imprezę.
- Ok.Ucałuj malucha. Pa.
- Pa.
Zakończył połączenie i schował komórkę do kieszeni marynarki.Po czym ruszył do wynajętego samochodu. Nawet w obcym mieście musiał mieć auto które mógłby sam prowadzić. To ,że zyskał władze i pieniądze nie oznaczało ,że ma żyć jak pan i kazać się wozić. Wolał sam jeździć.Z władzy korzystał tylko wtedy gdy musiał lub bardzo mu na czymś zależało. I innych przypadkach jej nie nadużywał. W swoje życie wprowadził dużo zmian oraz przywrócił stare zasady. Ale nie zamierzał stać się nigdy taki jak Oskar lub jego nieszczęsny ojciec.Który uważał się za świętoszka.A tak naprawdę był prawie taki sam jak Silva.Tamtego wieczoru kiedy Oskar chciał zabić jego ojca i Selene.Był gotowy nawet oddać za niego życie. Chociaż już wtedy miał do niego żal za opuszczenie go w najcięższych chwilach. To jednak chciał nastawić za niego głowę. Ale potem gdy dowiedział się całej prawdy o Cesarze. Pożałował tego że nie pozwolił go zabić. Ojciec którego miał za wzór uczciwości i moralności.Tak naprawdę okazał się zwykłym zakłamanym śmieciem.Identycznym jak Silva. Też zabijał ludzi dla władzy i pieniędzy.Do tego zdradzał jego matkę. Niby tak zależało mu na rodzinie.A to on sam naraził ją na piekło które przeszła.I tego wybaczyć mu nie potrafił. Nawet nie zamierzał. W czasie gdy on jechał do hotelu Anahi wpadła jak burza do gabinetu adwokata.
-Dzień dobry przepraszam za spóźnienie. Ale dziś mam cholernego pecha. Samolot się opóźnił a potem niestety stałam w korku. - powiedziała jednym tchem.
Adwokat spojrzał na nią z poważną miną i po chwili powiedział;
- Dzień dobry pani Portillia. Rozumiem i współczuję. Tym bardziej ,że licytacja się już zakończyła i jak zwykle pani przegrała. - przy ostatnim zdaniu uniósł znacząco brew.Co bardzo ją rozzłościło.Bo nie lubiła przegrywać a tym bardziej nie lubiła gdy ktoś z niej kpił.A ten gość najwyraźniej teraz to robił.
- Cholera jasna! - krzyknęła wściekła i rzuciła torebką o biurko.
- Przykro mi. - powiedział udając współczucie.
- Tak już widzę jak jest panu przykro! - powiedział oburzona i złapała torebkę po czym szybko opuściła biuro.
Wsiadła do pierwszej lepszej taksówki i kazała się zawieść do hotelu. W drodze przeklinała w myślach jej rywala. ,,Niech cię szlag krawaciarzu! Jak cię dorwę to mokra plama z ciebie zostanie. Nie wiesz komu wszedłeś w drogę!". Gdy taksówka się zatrzymała zapłaciła i nie czekając na reszty wysiadła udając się do środka [link widoczny dla zalogowanych].Jedyne o czym teraz marzyła to prysznic.Do biurowca w którym odbywała się licytacja.Wbiegła jak szalona i by zdążyć jeszcze przelicytować swojego X rywala.Zamiast poczekać na windę wbiegła po schodach na 5 piętro. Zrobiła to po raz pierwszy.I za razem po raz ostatni. Widząc jak teraz jest spocona. Kilka minut później była już w swoim penthousie. Szybko zdjęła z siebie czarną satynowa bluzkę i krótką obcisłą spódnice w tym samym kolorze i poszła do łazienki. Tam zrzuciła bieliznę i szpilki po czym weszła pod prysznic.Odkręciła kran i jak tylko weszła pod strumień wody. Zaczęła krzyczeć wybiegając z niego wściekła jak osa.Woda zamiast być gorąca była wręcz lodowata. Owinęła się szybko w ręcznik i zakręciła kran. Ociekająca wodą w dość krótkim ręczniku usiadła na łóżku i zadzwoniła do recepcji. Jak tylko recepcjonistka podniosła słuchawkę powiedziała;
- W tej chwili chcę widzieć się z właścicielem hotelu! - krzyknęła do słuchawki.
- A w czym problem proszę pani? - zapytała grzecznie pracownica.
- Proszę nie zdawać pytań tylko przysłać mi tu natychmiast właściciela tego hotelu ! - ze zdenerwowania zaczęła stukać paznokciami w blat szafki nocnej.
- Chyba kierownika? Bo właściciel bywa tu rzadko i w tej chwili nie wiem czy jest. - rzekła spokojnie.
- Nie obchodzi mnie to rozumie pani! Ja chcę rozmawiać z właścicielem a nie jakimś głupim kierownikiem! - krzyczała coraz bardziej wściekła
- Tłumaczę pani ,że ... - nie dokończyła bo Anahi jej przerwała.
- Posłuchaj no ... jak nie ściągniesz tu zaraz właściciela! To zejdę tam do ciebie! I wytargam cię za te rude kudły byś zaczęła lepiej słyszeć! Jasne? - zagroziła biednej dziewczynie.
Przestraszona recepcjonistka przełknęła ślinę i odpowiedziała po chwili;
- Dobrze sprawdzę czy jest właściciel i poproszę by zajrzał do pani.
- Czekam 5 minut potem schodzę na dół jak go nie będzie! Rozumiemy się? - zapytała dla pewności czy dobrze ją zrozumiano.
- Oczywiście pani Portillia. - rzekła ale po drugiej stronie było już tylko słychać sygnał przerwanego połączenia. Natalii rzuciła słuchawką z całej siły i sięgnęła do torebki. Rzadko paliła ale gdy była u kresu wybuchu.Tak jak teraz sięgała po papierosa. Wyjęła z niej jednego i podpaliła po czym poszła na taras. By słońce osuszyło jej jeszcze mokre ciało a jednocześnie je ogrzało. Nie mogła pojąć jak w tak ekskluzywnym hotelu.Może nie być ciepłej wody. Usiadła na leżaku i paląc fajka delektowała się promieniami słońca czekając na owego właściciela. ,,Już ja ci powiem kilka słów o zarządzaniu w tym twoim przybytku luksusu!" pomyślała. Nie minęło nawet 5 minut jak usłyszała pukanie.Widać miała szczęście i właściciel zagościł w swoim dorobku. Zgasiła papierosa i zapominając ,że ma tylko na sobie ręcznik poszła otworzyć drzwi. Miała zamiar od razu nawciskać panu do którego należał owy hotel.Ale kiedy otworzyła drzwi słowa ugrzęzły jej w gardle. Po drugiej stronie stał nie kto inny jak Diego. Miała wrażenie ,że zaczyna brakować jej tchu. Serce nie wiedzieć czy ze zdenerwowania.Czy na jego widok.Zaczęło bić kilkakrotnie razy szybciej. Stała wpatrzona w jego oczy.Wciąż były przyciągające jak magnez.Powoli zaczynała wpadać w panikę. Z powodu swojej bezsilnej reakcji na jego widok. Wiedziała ,że musi jak najszybciej przywołać się do porządku. ,,Tylko jak?" zapytała samą siebie w myślach. Skoro człowiek którego nie chciała widzieć już nigdy.Stał teraz przed nią. Nagle przypomniała sobie wszystkie krzywdy jakiej jej wyrządził i opanowanie przyszło w tempie błyskawicy.
- Co ty tu do cholery robisz? - zapytała najzimniejszym tonem na jaki potrafiła się w tej chwili zdobyć.
- Wzywałaś właściciela czyż nie? - zapytał takim samym głosem jak ona.
- I ty nim niby jesteś? - zapytała kpiąco wskazując na niego palcem.
Skinął głowa w odpowiedzi.
- No to teraz wszystko jasne! - powiedziała z wyższością.
- Co jest jasne? - zapytał nie rozumiejąc.
- Dlaczego ten burdel się sypie! Jak ktoś z taka przeszłością... mógłby poprowadzić dobrze jakikolwiek interes. - powiedział podkreślając przy tym ,,przeszłością" by mu dopiec.
Jej słowa go zabolały. I tak jak wcześniej ucieszył się na jej widok.Tak teraz żałował ,że ją spotkał.By nie dać jednak tego po sobie poznać.Też ruszył do ataku.
- Ja przynajmniej nie uciekłem jak tchórz. I powiedz mi co tu się niby sypie? Pani mądralińska! - zapytał wchodząc do środka pokoju. Tym samym ją popychając do wnętrza. Zdenerwowało ją to i podniosła głos mówiąc.
- W twoim cholernym hotelu nie ma ciepłej wody ! To jest niedopuszczalne zważywszy na to ile ma gwiazdek. - skwitowała krótko.
- Chcesz mi powiedzieć ,że zakłóciłaś ,,mój" spokój. Tylko dlatego ,że nie masz ciepłej wody? - zapytał niedowierzająco ,że mogła to zrobić powodu takiego absurdu.
- Mam w d***e twój spokój złociutki! W tej chwili! Masz sprawić by była ciepła woda! - krzyknęła dźgając go paznokciem w klatkę piersiową.
- O głupoto bądź pozdrowiona! - powiedział unosząc ręce do góry.I zaczął się śmiać.
To jeszcze bardziej ja wkurzyło.I zdenerwowana złapała go za koszulę. Delikatnie unosząc się na palcach. Zapytała bardzo poważnie patrząc mu prosto w oczy.
- Co cię tak kur.wa bawi pacanie?
- Ty. - odparł nie przestając się śmiać.
-Posłuchaj no idioto ! Zamiast się szczerzyć jak stara hiena która uciekła z cyrku! Weź się lepiej natychmiast za ten prysznic. Bo za chwilę stracę cierpliwość a wtedy ... - nie dał jej skończyć.
Bo miał już dość tej głupiej zabawy.A tym bardziej jej gróźb. Złapał ją za nadgarstki.Tym samym odrywając jej zaciśnięte dłonie na jego koszuli i powiedział;
- Posłuchaj no szanowna encyklopedio inteligencji! Po pierwsze nie rozkazuj mi! Bo już nie jestem twoim ochroniarzem! Po drugie mi nie groź! Nie z takimi wygrywałem. I po trzecie gdybyś była tak mądra i spostrzegawcza. Zauważyła byś ,że w łazience jest kartka informująca o braku wody z powodu naprawy. Ty jednak nigdy nie byłaś za błyskotliwa.I dlatego masz co chciałaś! - dodał na koniec i puścił jej ręce.
Wtedy ona z dość sporego zamachu wymierzyła mu bardzo siarczysty policzek. Był tak mocny ,że jego głowa na chwilę odwróciła się w prawą stronę.Zapiekło i mimowolnie złapał się za policzek.
- Nie będzie mnie obrażał jakiś kryminalista udający bogacza ! Przejebałeś sobie Diego i drogo mi za to zapłacisz! - kontynuowała swoje groźby pod jego adresem.
Spojrzał na nią teraz już porządnie wściekły. Po czym ponownie przyciągnął ja do siebie tym razem za talię. Teraz znajdowała się tak blisko ,że bez problemu mógł ją pocałować.Lub zrobić coś więcej. Na przykład zrzucić z niej ten krótki ręcznik.Ta bliskość się jej nie spodobała.I przeraziła jednocześnie.Dlatego chciała jak najszybciej wyswobodzić się z jego uścisku.Zaczęła go więc odpychać. Wtedy on złapał jej drobne dłonie. Zarzucił za tył jej pleców na wysokości tali. I ścisnął tak by nie mogła ich wyrwać.
- Puszczaj idioto! - krzyknęła szarpiąc się.
- Zamknij się! Jeśli tego nie zrobisz pożałujesz!- ostrzegł.
- Co ty nie powiesz! Ciekawe jak? Zabijesz mnie tak samo jak moją matkę? - krzyknęła mu prawie do ucha kpiąc z jego słów.
Nie wytrzymał popchnął ją w stronę ściany.Przycisnął tak mocno ,że aż syknęła z bólu gdy jej dłonie uderzyły o betonową powierzchnię.Nie przejął się tym. Sam jeszcze docisnął ją swoim ciałem do ściany. By miała jeszcze mniejsze pole do popisu.Wsadził jednał nogę między jej uda. Nie był to jednak rozsądny krok. Bo już po chwili czuł gorąco bijące z jej pochwy na swoim udzie.Nawet dzielący go materiał nie potrafił oddzielić tego żaru.Do tego doszło jej prawie nagie ciało.Które teraz ocierało się o jego tors. Jej piersi lekko uniesione do góry. Z powodu trzymanych rąk z tyłu pleców. Przylegały do jego klatki piersiowej.Pieszcząc jego tors.Jej oddech natychmiast stał się szybszy.Gdy poczuła jego umięśnioną klatę przez materiał koszuli.Serce biło jej tak mocno ,że czuł to na własnej skórze.On sam oddychał w tej chwili szybko i niemiarowo. A serce o mało nie wyskoczyło mu z piersi.A podniecenie które zaczęło rosnąć pod wpływem jej rozgrzanego ciała.Stawało się coraz silniejsze.Jednak by jeszcze bardziej podkręcić atmosferę.Przystawił wargi do jej ucha i powiedział;
- Kochanie ty drżysz. Czyżby pociągali cię mordercy?
Jego seksowny głosy i ciepły oddech sprawił ,że na jej skórze pojawiła się gęsia skórka.A drżenie stało się jeszcze silniejsze. Czuł że wywołał w niej podniecenie. Dzięki któremu maska twardej kobitki spadła. Niczym stuletnia tapeta ze ściany.Sam był nie wiele mniej podniecony niż ona. I choć ciężko mu to przychodziło. Starał się być opanowany. Przynajmniej do czasu dopóki nie da jej nauczki.
- Więc jak to jest pociągają cię mordercy czy nie? - zapytał ponownie i przeciągnął czubkiem języka po jej uchu. Była tak sparaliżowana ,że nie dała rady nic powiedzieć. Jedyne co przyszło jej do głowy w tej chwili.To odwrócenie twarzy w druga stronę. By nie miał dostępu do jej ucha.Bez namysłu zrobiła to co podpowiedział jej rozum. Tym samym pogrążyła samą siebie. Bo jego twarz była tak blisko ,że zamiast ją minąć. Natrafiła na jego usta i przez przypadek go musnęła.[link widoczny dla zalogowanych] kusząco w jej oczy i kiedy dostrzegł to czego chciał. Uśmiechnął się pod nosem i powiedział;
- Widzisz nazywasz mnie mordercą.A mimo to była byś gotowa się ze mną przespać.
- Wcale nie! - krzyknęła nagle. I znowu zaczęła się szamotać by wydostać się z jego uścisku.
- Przestań walczyć bo i tak nie dasz mi rady. I nie zapominaj ,że masz na sobie ręcznik. Który w każdej chwili może spaść.A wtedy nie wiem czy się pohamuje złotko. - powiedział chcąc jeszcze bardziej ją rozzłościć.
- Tylko mnie tkniesz to... - chciała znowu zacząć swoje groźby.
- To co ? Zabijesz mnie? Nie sądzę ... bo choć już raz próbowałaś nie wyszło. Nie potrafisz utrzymać broni.Tym bardziej nie jesteś wstanie strzelić.
- Oj żebyś się nie zdziwił ! - krzyknęła mu w twarz.
- Zresztą by mnie zabić. Musisz najpierw pokonać swoja największa słabość. - powiedział już całkiem spokojnie wiedząc ,że ma nad nią przewagę.
-Jakichkolwiek słabości pozbyłam się już dawno. Dlatego teraz na pewno nie zadrżała by mi ręka by cię zabić! - odparła stanowczo.
- Nie kochanie. Jednej nie pozbyłaś się na pewno. - odparł z całkowita pewnością swoich słów.
- Niby jakiej? - zapytała ciekawa co takiego wymyślił.
- Słabości do mnie. - wyszeptał jej do ucha. Zaraz potem uwolnił ją i wyszedł z pokoju.Zrobił to tak szybko ,że wazon którym próbowała w niego cisnąć. Roztrzaskał się z hukiem o drzwi.
DEDYKACJA DLA CIEBIE P@Tk@ I TWOJEJ SIOSTRY ZA WYTRWAŁOŚĆ I ZA TO ZE TO CZYTACIE DZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERCA
Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia 9:17:28 27-02-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
okularnica14 Debiutant
Dołączył: 26 Sty 2011 Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:43:58 27-02-11 Temat postu: |
|
|
Masz niesamowitą wyobraźnię Dziewczyno trzeba przyznać... Końcowa scena..ach ten dreszczyk emocji...
Ostatnio zmieniony przez okularnica14 dnia 13:44:32 27-02-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
P@Tk@ Idol
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 1744 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 9:12:18 28-02-11 Temat postu: |
|
|
dziekujemy za dedykację
odcinek świetny nie sądziłam że tak szybko się spotkają
jednak ich miłość jest śilniejsza niż urazy tylko dlaczego on jej nie powiedział że nie zabił jej matki i jej matka żyje
Dziecko Kati to oczywiście synek Uckera przyjamniej zostawił po sobie dowód miłości
czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 7:04:07 01-03-11 Temat postu: |
|
|
ROZDZIAŁ 2 (część II)
[link widoczny dla zalogowanych]
W poprzednim rozdziale
- Nie kochanie. Jednej nie pozbyłaś się na pewno. - odparł z całkowita pewnością swoich słów.
- Niby jakiej? - zapytała ciekawa co takiego wymyślił.
- Słabości do mnie. - wyszeptał jej do ucha. Zaraz potem uwolnił ją i wyszedł z pokoju.Zrobił to tak szybko ,że wazon którym próbowała w niego cisnąć. Roztrzaskał się z hukiem o drzwi.
***************************
MIAMI (ciąg dalszy)
Jak tylko wyszedł ciskała czy popadnie klnąc pod nosem.,,Pieprzony Diego! Że też kur.wa z tylu hoteli na świecie akurat ten musi należeć do niego!I ja w dodatku tu musiałam się zatrzymać!". Była tak wściekła i jednocześnie rozpalona czując jeszcze jego zapach na swojej skórze.Teraz nawet zimna woda jej nie przeszkadzała.Wzięła więc szybki prysznic. Po czym ubrała błękitną zwiewną sukienkę na cienkich ramiączkach. Która była nie tylko krótka ale też z dość sporym dekoltem. W słońcu mieniła się z powodu kolorowych cekinów w kształcie różyczek. Do tego nałożyła błękitne szpilki i jak tylko zrobiła makijaż i doprowadziła włosy do porządku zjechała na dół. Od razu ruszyła do recepcji. Za kontuarem tym razem nie było rudej recepcjonistki a młody chłopak.
- Słucham panią w czym mogę pomóc? - zapytał wyszczerzając białe równe zęby w uśmiechu.
- Czy właściciel nadal jest w hotelu? - zapytała zła.
- Tak. W tej chwili właśnie odpoczywa u siebie w gabinecie.
- A gdzie ten gabinet?
- Przykro mi ale szef kazał teraz sobie nie przeszkadzać.
Miała to gdzieś. Dlatego załapała chłopaka za krawat i przyciągnęła do siebie po czym groźnym tonem powiedziała;
- Mam to gdzieś! Jest mi potrzebny i to już! Zrozumiałeś blondasie?
Przełknął ślinę i po cichu powiedział;
- Pójdzie pani do lewego skrzydła i na samym końcu tego bordowego korytarza znajduje się gabinet szefa. Tyko błagam niech pani mu nie mówi ,że ja wskazałem jego miejsce pobytu.
Puściła go natychmiast i ruszyła we wskazanym kierunku. Tym czasem Poncho próbował dojść do siebie. Fakt ,że wciąż ją kochał był z jednym z powodów tego ,że teraz był tak zdenerwowany i poruszony. Stał przy oknie i wpatrywał się na plaże. Przed oczami miał jej pół nagie ciało. Co zamiast go uspokoić jeszcze bardziej go denerwowało. Podniecenie zamiast ustać wciąż rosło.Na wspomnienie scenki w pokoju. Tak bardzo pragnął ją pocałować.Ale wiedział iż wtedy by przepadł. Dlatego z całych sił które nie wiadomo skąd wziął.Powstrzymał się. Była tak zamyślony,że nawet nie usłyszał jak ktoś wchodzi do jego gabinetu. Dopiero kiedy poczuł na swojej skroni lufę od gnata i usłyszał ;
- Co teraz też jesteś pewny ,że mam do ciebie słabość ?I ,że cię nie zabiję? - wyszeptała mu do ucha.
Oprzytomniał i z całą pewnością odwrócił się w jej stronę. Wziął rękę w której trzymała broń.I przystawił sobie prosto do serca. Jego oczy były skierowane prosto w jej oczy. Cisza jaka panowała w biurze pozwoliła usłyszeć bicie serc ich obojga. Po chwili krzyknął jej prosto w twarz;
- No strzelaj do cholery!
Nawet nie drgnęła. Tylko stała dalej i wpatrywała się w te jego magnetyzujące oczy. Wraz z jej ręką przycisnął jeszcze bardziej broń do swojej piersi i zapytał tym razem spokojniej;
- Strzelasz czy mam ci pomóc?
Nie mogła okazać mu słabości dlatego szybkim i zdecydowanym ruchem podniosła broń i przystawiła mu do czoła.
- Dostaniesz tam gdzie dostał mój ojciec.Od ciebie!A także moja matka!
- Ok. A więc strzelaj. - powiedział rozkładając ręce całkowicie na luzie.
Zaczęła naciskać spust. I nagle wycofała się.Opuściła rękę wraz z bronią. Chciała powiedzieć ,,Że wygrał" ale nie zdążyła. Bo przyciągnął ją do siebie z całej siły i wpił się w jej usta z taką zachłannością jakby robił to pierwszy raz.Zaczęła się rzucać. Nie chciałam by ja całował bo wiedziała,że dla niej skończy się to źle. Jego silna dłoń opierająca się na jej plecach przycisnęła ją do siebie jeszcze bardziej. Jego język penetrował jej usta w poszukiwaniu jej języka.Wciąż starała się wyswobodzić.Nie chcąc dać mu satysfakcji i przewagi nad nią.Nagle jego druga dłoń znalazła się na jej udzie i zaczęła przesuwać się w górę. Przez całe jej ciało przeszedł dobrze znany jej dreszcz. Gorące i słodkie usta wciąż napierały.Nie miała już siły walczyć.A może tak naprawdę nie chciała już walczyć. I dlatego poddała się odwzajemniając pocałunek. Z taka samą zachłannością z jaką całował ją on.Podniecenie rosło w nich coraz bardziej.,,Boże co ja robię?" pomyślała nagle i oderwała się od niego resztkami sił.
- Nie! - krzyknęła.
Spojrzał na nią a potem na biurko. Chwilę potem zawartość z biurka znalazła się na podłodze. Spojrzała zszokowana na niego a on przyciągnął ją ponownie do siebie i położył na biurko mówiąc;
- Za późno! Będziesz moja bo dobrze wiem ,że tego chcesz tak samo jak ja. - wyszeptał jej do ucha.
I zaczął całować jej szyję ramiona i dekolt.
- Wcale,że nie chcę. - powiedziała mało przekonywując. Próbując wyswobodzić się z pod niego.
- Nie? - zapytał nie przestając całować jej szyi i zsuwając z niej powoli sukienkę.
- Nie.
Powiedziała prawie szeptem gdy czubkiem języka dotknął jej nagiego sutka.
- To powstrzymaj mnie. - powiedział przygryzając go tym razem.
- Diego proszę... - powiedziała jeszcze ciszej niż poprzednio.
- Jeśli tego nie chcesz ... powiedz bym przestał.
Powiedział wsuwając dłoń pod jej sukienkę i zrywając z niej koronkowe białe majteczki.
- Przestań ... pro...
Nie dokończyła bo w tym momencie poczuła jego palec wsuwający się w jej mokrą szczelinę rozkoszy. Jej ciało natychmiast wygięło się w łuk.
- Głośniej Natalii...powiedz to głośniej. Bym uwierzył,że tego nie chcesz.
Mówił nie przestając penetrować w jej wnętrzu. Jednocześnie całując jej nabrzmiałe,twarde i sterczące różowe sutki.Podniecenie w jakie w niej wywołał coraz bardziej odbierało jej mowę i zdolność myślenia.Jego silne ciało przylegające do niej.Oraz jego nabrzmiała męskość ocierająca się o wnętrze jej uda jeszcze bardziej ją zachęcała. Gorące usta pieszczące jej stęsknione ciało odbierały resztki sił.Wciąż jednak próbowała powiedzieć coś choć fala jej spełnienia była już bliska to zdążyła wymruczeć;
- Prze...
Po czym pod wpływem rozkoszy jaka ją zalała zaczęła się wić pod nim. Jej uda jeszcze bardziej zacisnęły się na jego biodrach a piersi pod wpływem wygiętych pleców uniosły się delikatnie do góry.W tej chwili pragnął ją posiąść. Ale chciał by i ona tego chciała. Był pewny,że ona też tego chce.Jednak pragnął to usłyszeć.Chciał by go błagała.To miała być taka rekompensata z jej strony.Za to jak go traktowała.Nagle zaprzestał pieszczot.I opierając się teraz rękoma o blat biurka.Patrzył na nią bez słowa. Spojrzała zdezorientowana nie wiedząc co się dzieje.,,Dlaczego przestał? Czemu nie pozwolił jej skończyć?" zastanawiała się. Zrozumiała wszystko gdy spojrzała w jego oczy. Pełne triumfu.Ogarnęła ją wściekłość. Ale zamiast mu przyłożyć przyciągnęła go do siebie za szyję. I ze złością w głosie powiedziała;
- Skończ co zacząłeś!
I teraz ona całowała jego szyję ściągając z niego marynarkę i koszulę. Sięgając potem do jego paska i rozporka. Jak tylko jego spodnie opadły złapała ja za nadgarstki i przycisnął do blatu mówiąc;
- Poproś.
- Co takiego?!!! Chyba cię pojebało!!! - krzyknęła.
- Poproś ... inaczej koniec zabawy.
,,O nie! Tak nisko jeszcze nie upadła by go prosić." pomyślała. I już chciała powiedzieć ,,By się wypchał." ale on znowu zaczął całować jej piersi.Zalewając ją ponownie falą podniecenia. I chcąc nie chcąc nagle powiedziała;
- Proszę...
Wystarczyło. Puścił jej dłonie. Szybkim ruchem zsunął bokserki i przyciągnął ją za biodra na kant biurka po czym wszedł w nią zdecydowanym ruchem.Jęknęła wyginając się. Wciąż trzymając ja za biodra suwał nią to w górę to w dół patrząc jak jego członek co chwila pojawia się i znika w jej ciasnej wilgotnej dziurce. Jej jęki stawały się coraz głośniejsze.Uniosła się delikatnie na łokciach po czym złapała go za kark i przyciągnęła go do siebie. Chcąc poczuć jego gorące, spragnione i umięśnione ciało. Te dwa lata zrobiły swoje. Teraz był jeszcze bardziej napakowany niż wcześniej. Co podniecało ją jeszcze bardziej. Zaczęła błądzić dłońmi po jego napiętych muskułach przez to,że jego ręce teraz opierały się na biurku.Jej sterczące sutki ocierały się o jego umięśnioną klatę wywołując w niej i w nim drżenie.Jego ruchy stawały się coraz to szybsze. Rozkosz która powoli zalewała jej ciało na nowo. Stawała się coraz silniejsza.Wbiła więc swoje długie paznokcie w jego plecy.I zaczęła zjeżdżać nimi w dół.Jego głowa wygięła się delikatnie do tyłu.Tym gestem sprawiła,że pożądał jej jeszcze bardziej. Zanurzył swą twarz w jej krągłych piersiach.Pieszcząc jej językiem i miętosząc jedną dłonią. Przyspieszył jeszcze bardziej. Żadne z nich już nie panowało ani nad sobą. Ani nad szybko bijącym sercem czy tez przyspieszonym oddechem. Jej smukłe ,idealne aksamitne ciało. Wiło się pod nim coraz bardziej i bardziej. Jej pochwa.Zaciskała się na jego członku i rozluźniała na przemian. Pod wpływem ruchów które wykonywał.W powietrzu czuć było namiętność i pożądanie jakie ich ogarnęło.Chwile przed tym jak oboje osiągnęli orgazm. Diego spojrzał głęboko w jej oczy i powiedział;
- Kocham cię Natalii.
Nie odpowiedziała tylko przyciągnęła go do siebie zamykając mu usta pocałunkiem.By już po chwili wić się z rozkoszy.Która teraz w całości zalała jej ciało.Przyjemność i wyznanie jakie usłyszała. Sprawiły,że po jej policzkach potoczyły się łzy.By je ukryć spuściła głowę za biurko. A kiedy skończyli podniosła się szybko ocierając łzy. W czasie gdy on zakładał dolną część garderoby.Po otarciu łez nasunęła na siebie sukienkę. I zaczęła szukać koronkowych majteczek. W tym czasie on założył koszulę i jak tylko ja zapiął. Podniósł stringi które leżały przy oknie i zapytał;
- Tego szukasz?
Odwróciła się i patrząc na jego uśmiechnięta twarz powiedziała ze złością.
- Tak ! Oddawaj! - po czym wyrwała mu je z ręki.
- Proszę. Tylko wątpię by dało się je jeszcze założyć. - powiedział puszczając do nie oczko.
Jego uśmieszki odebrała jako triumf nad tym,że udało mu się po raz kolejny. Udowodnić iż ma słabość do niego. By jednak nie dać mu tej satysfakcji i szybko zgasić jego głupi uśmiech z twarzy powiedziała;
- Powiedziałeś ,że jestem słaba. A tak naprawdę to ty okazałeś się słabiutki i malutki. - powiedziała pokazując palcami jak bardzo malutki się okazał.
- Co masz na myśli? To,że nie potrafiłem opanować się widząc twoje ciało pragnące mojego?
- Nie mój drogi. Nie to.
- A więc? - zapytał unosząc brwi.
- Widzisz może i ci uległam. Ale dla mnie był to tylko czysty seks! Przepełniony zwykłym pociągiem fizycznym. Dla ciebie! Zaś było to coś więcej.
- Skąd te wnioski ?
- Nie wiesz? - zapytała z cwanym uśmiechem na twarzy.
Pokręcił przecząco głową. Udając,że nie wie o co chodzi.Choć tak naprawdę czuł do czego zmierza.
- A więc zacytuję ,,Kocham cię Natalii". Boże jakie to było żałosne! Gdyby nie orgazm pewnie padała bym ze śmiechu. - powiedziała kpiąco.
Po czym uśmiechnęła się tak samo triumfalnie jak on jeszcze kilka sekund temu.Zabolały go jej słowa. Choć wiedział doskonale iż robi to by poczuł się zraniony. To jednak jej słowa i triumf sprawiały mu ból. Znowu przyodziała maskę twardej i niezłomnej kobiety.Być może rany na jej duszy były tak głębokie. Iż potrzebowała udawać kogoś kim nie jest.Może to przynosiło jej jakieś ukojenie.Dlatego też nie odezwał się.Tylko stał i pozwalał jej.Na to by z niego kpiła oraz go raniła. Jeśli tylko to miało przynieść jej choć odrobinę ukojenia. On był gotowy się poświecić.I słuchał dalej jej kpiących wywodów.
- Tym wyznaniem pokazałeś,że żaden z ciebie macho! Tylko zwykły bezbronny chłopczyk. I żebyś się czasem nie łudził Diego powiem ci co ja czuje do ciebie. Czuję nienawiść, pogardę i gniew! Tylko tyle ... nic więcej. Jasne?
- Skończyłaś ? - zapytał ze spokojem i opanowaniem choć tak naprawdę w nim wrzało. A ból rozdzierał jego serce.
Nie mógł pojąć skąd w niej tyle nienawiści , pogardy i gniewu.,,Czy to wszystko tylko z powodu tych bredni których naopowiadał jej Oskar przed śmiercią? Czy może jeszcze się coś za tym kryło? Jeśli tak to co?" zastanawiał się. Gdyby tylko wiedział,że mu odpowie zapytał by.Jednak nie sądził by chciała mu odpowiedzieć.Dlatego tylko rzucił ;
- Więc wyjdź z mojego gabinetu bo mam dużo pracy!
- Zabolało? Oj biedaku tak mi przykro. No ale cóż takie jest życie! - rzuciła na odchodne i ruszyła w stronę drzwi.Po chwili jednak przystanęła i powiedziała;
- A jeszcze jedno!
- Co tym razem? Łóżko ci się rozpadło w pokoju ? - zapytał teraz kpiąco.
- Nie! Choć nie zdziwiło by mnie to znając cie...
- Do rzeczy !
- Ok. Nie wiem czy masz kontakt z Any i Katią oraz innymi.Ale jeśli tak to nie mów im ,że mnie widziałeś. Ja dla nich umarłam tak samo jak dla ciebie.
Po tych słowach opuściła gabinet. To był ostatni raz jak się widzieli w Miami.
************************
MEKSYK (kilka dni później)
Katia stała i z zaciekawieniem patrzyła na Poncha który od powrotu z Meksyku wciąż chodził podminowany. Nie było dnia by nie ochrzaniał pracowników. Przyczepił się nawet do ogrodnika za zostawienie kosiarki przy schodach. Zrobił to jednak bezpodstawnie ponieważ to on sam ją tam zostawił po naprawie.Próbowała z nim rozmawiać by dowiedzieć się o co chodzi.Ale zbywał ją błahymi wymówkami. Nie nalegała. Jednak kiedy przy omawianiu spraw związanymi z nowym hotelem który ma powstać w Miami krzyknął na nią. Nie wytrzymała. I też się na niego wydarła mówiąc;
- Co się kur.wa z tobą dzieje ostatnio? Krzyczysz, wyżywasz się na wszystkich z nikim nie chcesz rozmawiać! Co się do cholery dzieje? A może powinnam zapytać...co takiego stało się w Miami ?Bo odkąd z stamtąd wróciłeś jesteś taki !
- Nic się nie stało. - skłamał.
- Pieprzysz ! Mów natychmiast co się tam stało ? - krzyknęła podnosząc się z fotela.
- Katia proszę daj mi spokój dobra. - powiedział już spokojniej.
- Nie! - krzyknęła zła.
- Posłuchaj... przepraszam ,że się uniosłem. Obiecuje iż to się więcej nie powtórzy. Tylko proszę nie pytaj mnie o Miami ok?
Gdy oto prosił dostrzegła w jego oczach ból.Teraz tym bardziej chciała dowiedzieć się o co chodzi by mu pomóc. Ale wiedziała,że nie uda się jej zmusić go do zwierzeń. Dlatego odpuściła.
- Ok. Tylko... zachowuj się racjonalnie. - ostrzegła.
- Przysięgam. - rzekł dotykając jedną ręką serca a drugą unosząc w górę.
- Dobra wracajmy do pracy. - powiedziała siadając na miejsce.
Nagle zadzwonił telefon. Poncho podniósł słuchawkę.
- Słucham ? - zapytał.
- Szefie to ja Archi. Jest problem z tym hotelem w Vegas.
- Jak kur.wa znowu problem? - krzyknął po czym zobaczył gniewne spojrzenie Katii.
- Ten gość chce go sprzedać.Jednak każdą cześć oddzielnie.
- Jak to oddzielnie? - zapytał nic nie rozumiejąc.
- No po prostu hotel oddzielnie a kasyno oddzielnie.
- Ale dlaczego?
- Bo chce by hotel miał innego właściciela niż kasyno.
- A skąd takie wymogi ? Wyjaśnił to chociaż? - zapytał wciąż nie rozumiejąc postępowania osoby sprzedającej.
- Tak. Powiedział ,że chce by działalność pozostała nie naruszona. I z obawy iż jeden właściciel może to zmienić.Sprzeda to dwóm różnym osobom.
- To głupota ! Przecież mogę podpisać klauzulę ,że nie zrobię tam innych zmian. Poza remontem w środku. - krzyknął wściekły z takiego obrotu sprawy.Tym razem Ruda nie zareagowała bo wyczuła iż chodzi o coś ważnego.
- To co mam robić szefie? Składać propozycję kupna czy nie? - zapytał niepewnie.
Zapanowała cisza. Po chwili namysłu powiedział;
- Składaj! Wykoszę potem jakoś drugiego interesanta. - stwierdził z całą pewnością.
I jak tylko odłożył słuchawkę wrócił do dalszych planów nowego hotelu. Opowiadając Katii przy okazji o wymaganiach sprzedawcy.
[size=large]************************ [/size]
HISZPANIA (ten sam dzień)
Anahi siedziała właśnie przy basenie na leżaku próbując się opalić. Gdy nagle zadzwonił telefon. Nie zadowolona zdjęła okulary słoneczne z nosa i sięgnęła po komórkę.Widząc wcześniej na wyświetlaczu kto dzwoni od razu powiedziała;
- Co znowu spieprzyłeś Alfi? - zapytała wściekła.
- Nic ... to znaczy ... szefowo jest problem. - wydukał po ciężkich jąkaniach.
- Ja się kur.wa zabiję ! Że też zatrudniłam takiego imbecyla jak ty!Co to za problem? Mów i nie marnuj mojego cennego czasu! -krzyknęła do słuchawki tak głośno,że Alfredo drgnął.
Jak tylko powiedział jej o owym problemie związanym z kasynem w Vegas. Zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej.
-Czy tego gościa do reszty pojebało? Nie mam zamiaru dzielić się z kimś do ch.uja pana!
- To wiec jak szefowo mam wycofać ofertę tak?
- Ani się waż idioto!
- No ale...
- Milcz! Nie wycofuj jej ... ja załatwię i tego starucha!I tego nowego właściciela tak ,że ich aż z butów powyrywa!
- Dobrze szefowo. - powiedział i po pożegnaniu się rozłączył.
Cisnęła telefonem na tak ,że wylądował w basenie.
- No rzesz kur.wa! - zaklęła pod nosem.
Wstała z leżaka i ruszyła do domu.Jak tylko przekroczyła próg zaczęła krzyczeć na cały głos;
- Rafael! Rafi! - krzyczała wzywając ,,męża".
Ten jednak pochłonięty pracą nie słyszał. Dopiero gdy wkroczyła z impetem do jego gabinetu mówiąc;
- Dante do cholery ogłuchłeś?
Uniósł głowę z nad papierów i poważnym tonem zapytał;
- Co tym razem spieprzył ?
- On nic!
- A kto ?
- Ten cholerny właściciel ! Wiesz co on sobie kur.wa umyślił ?
- Nie ale liczę ,że mi powiesz.
- Ten cholerny staruch postanowił swą działalność podzielić i sprzedać dwóm różnym osobom!
- No i co z tego ? Przecież tobie głównie zależy na kasynie.Jakiś hotelik ci nie potrzebny.
Jego spokój i słowa doprowadziły ja do furii. Walnęła ręką w biurko.
- Dante czy ty nie rozumiesz? Ja nie zamierzam się z nikim dzielić! Znasz mnie kur.wa już trochę i chyba powinieneś o tym wiedzieć.
- Dobra już. Uspokój się. Siadaj i mów co w takim razie postanowiłaś.
- Kupię to kasyno. A potem swoimi sposobami zniechęcę tego drugiego właściciela. I sam odda mi drugą połowę.
- A jakie to będą sposoby?
- Jeśli będzie trzeba to nawet bardzo drastyczne!
- Aha. W razie czego możesz na mnie liczyć.
- To właśnie chciałam usłyszeć. A teraz przepraszam pójdę się ubrać przed obiadem.
- Anahi!
- Tak?
- Powiedz mi co zaszło w Miami?
- Nic. A co ?
- Bo opanowana i twarda kobieta która stąd wyjechała. Po powrocie znowu była przez jakiś czas zagubioną dziewczynką której pomogłem. Więc pytam co się tam stało ?
- Nic! A moje zachowanie wynikało ze zmęczenia.
Wiedział ,że kłamie nie nalegał jednak. By nie pogarszać sytuacji. Jak tylko zobaczyła iż odpuścił wyszła z gabinetu i udała się do sypialni. Zdjęła z siebie kostium i poszła pod prysznic. Zamknęła oczy delektując się ciepłem wody. Spływającej po jej ciele. Nagle przypomniała sobie zajście w gabinecie Diego. Do dziś nie mogła wybaczyć sobie tego,że dała się tak podejść.Żałowała iż w ogóle tam poszła. Oszczędziła by sobie poniżenia, wstydu i bólu.Oraz tęsknoty. Po tym zajściu uświadomiła sobie ,że ani na chwilę nie przestała go kochać. Co więcej teraz jeszcze bardziej za nim tęskniła. Jednak strata dziecka nie pozwalała jej na wybaczenie mu. Uważała,że tak samo jak jej ojciec.Tak i on odpowiadali za to co ją spotkało.Gdyby jej nie oszukali, nie zdradzili nie zrobiła by wtedy tego co zrobiła. I teraz jej maluch by żył. A ona była by najszczęśliwszą kobieta pod słońcem.Piekące łzy pod powiekami zaczęły spływać jej po policzkach mieszając się z wodą.Wszystkie tłumione emocje nagle wybuchły. Upadła na dno brodziku i płakała. Krzycząc i uderzając pięścią w jego powierzchnię.
- Diego ty draniu! Ty cholerny draniu ! Dlaczego nie mogę pozbyć się ciebie z mojego serca? Dlaczego ? Dlaczego ?
Ale odpowiadał jej tylko szum wody. Gdy już przestała płakać umyła się szybko. Potem ubrała w krótkie spodenki koloru zielonego i białą bluzeczkę na ramiączka po czym zeszła na dół.Spojrzała jeszcze raz w lustro które wisiało w holu. I kiedy zobaczyła,że jej wzrok znowu jej zimny i bez wyrazu a jej twarz pokazuje jedynie wyższość.Z wysoko podniesioną głowa weszła do jadalni.
**********************
WŁOCHY
Ignacio stał przy oknie i wściekły krzyczał na kogoś do słuchawki.
- Ch.uj mnie to obchodzi ,że zniknęła! Masz ją znaleźć i to szybko jasne?!
- Ale szefie ... - chciał powiedzieć detektyw którego wynajął.
- Żadne ale... chcę jak najszybciej mieć przed sobą ta dziwkę Silvę!Ma mi zapłacić za śmierć mojego syna ! - powiedział spoglądając na zdjęcie stojące na biurku.
-Szefie ale gdzie jej szukać? Minęły dwa lata a po niej ani śladu. - zapytał delikatnie by nie wzbudzić w szefie większego gniewu.
- Nie moja w tym głowa! To tobie płacę za odnalezienie tej suki!Daję ci jeszcze miesiąc potem cię załatwię! - krzyczał zaciągając się coraz cygarem.
I się rozłączył. Położył telefon na parapecie i usiadł w fotelu. Wziął do reki fotografię syna i powiedział;
- Przysięgam ci synu... iż pomszczę twoją śmierć!Zabije tę sukę i zakopię jej ciało pod swoim domem na pamiątkę.
**************************
MEKSYK (następnego dnia)
Katia razem z Any spacerowały wzdłuż centrum handlowego w poszukiwaniu sukienek.Potrzebowały ich na otwarcie nowego domu mody. Który czarna miała zamiar otworzyć w ta sobotę. Nagle Any dostrzegła buty które doskonale by pasowały do jej sukni ślubnej.Suknia jeszcze szyła się we Włoszech. Ale Any już wiedziała jak będzie wyglądać. I te buty na pewno idealnie będą pasowały. Katia widząc oczarowanie w jej oczach powiedziała;
- Idź i kup je.
- Nie wejdziesz ze mną? - zapytała zdziwiona.
- Nie ja w tym czasie wejdę tam obejrzeć sukienki. - powiedziała wskazując na sklep z naprzeciwka butiku.
- Ok. - rzuciła i weszła do środka.
Przyjaciółka zaś ruszyła w stronę sklepu z butami. Gdy tak mijała wystawy nagle z naprzeciwka zobaczyła faceta.Miał na sobie okulary i i lekki zarost.Ale mimo to rozpoznała go.To był on.[link widoczny dla zalogowanych]!Jej Marco ! Bez większego zastanowienia rzuciła mu się na szyję i ze szczęścia zaczęła go całować.
- Marco kochany ty żyjesz! Ja wiedziałam... wiedziałam! - mówiła nie przestając go całować.
Zaskoczony i jednocześnie przerażony mężczyzna na początku stał jak słup. Ale kiedy chciała wepchać mu język do gardła natychmiast doszedł do siebie.Złapał ja za nadgarstki i zapytał;
- Czy pani uciekła z jakiegoś wariatkowa do cholery ?
Patrzył na nią chłodnym i wściekłym wzrokiem.
- Kochanie to ja Katia! Nie poznajesz mnie?
- Kur.wa co za baba! Kobieto opamiętaj się ja cię nie znam! - krzyknął jej prosto w twarz.
Teraz to ona się wkurzyła. Wyrwała swoje dłonie i złapała go za kurtkę która miał na sobie.
- Przestań strugać wariata i udawać ,że mnie nie znasz! Twoją twarz poznam zawsze i wszędzie nawet ze stu kilometrów! - powiedziała wściekła.
- Ty głupia poj**ana suko ! Jak mówię,że cię nie znam to nie znam!A teraz spier.dalaj bo działasz mi na nerwy i zaraz przestanę liczyć się z tym iż jesteś kobietą!
Już miała mu przyłożyć gdy nagle sobie coś przypomniała.I powiedziała tym razem łagodnym tonem.
- A pokazał by mi pan tors ?Proszę. To dla mnie naprawdę bardzo ważne.
Wiedziała iż facet uzna ją za jeszcze bardziej szurniętą. Ale musiała się przekonać czy do na pewno nie Ucker. Jeśli ten gość mówił prawdę po postrzale nie będzie ani śladu.Jednak jeśli kłamał to jako Marco będzie miał ślad po kuli którą dostał od Oskara. Spojrzał i już miał powiedzieć jej parę mocnych słów.Jednak jej wzrok podziałał na niego jakoś tak dziwnie ,ze w końcu podniósł koszulkę do góry i powiedział;
- Proszę ! Zadowolona?
W jej oczach natychmiast pojawiły się łzy. ,,To nie Marco. Ten facet to nie Marco." pomyślała widząc,że nie ma śladu po bliźnie. Ze wstydu i rozpaczy schowała twarz w dłoniach i usiadła na podłodze teraz już zanosząc się płaczem. Mężczyzna który jeszcze przed chwilą był gotowy ja zabić by tylko dała mu spokój klęknął koło niej i zapytał;
- Dobrze się pani czuje?
- Tak. I przepraszam... ja ... ja po prostu myślałam...
- Już dobrze. Nic się nie stało. Mnie też zdarzają się pomyłki.
Chciał objąć ją ramieniem i pocieszyć.Ale w tym momencie podbiegła do nich Any.
- Matko ruda co się stało... czemu ty płaczesz? - zapytała po czy gniewnie spojrzała na mężczyznę.
- Co jej zrobiłeś głupi kutasie? - nagle wypaliła w stronę gościa.
- Ja? - zapytał zdziwiony.Zdejmując okulary z twarzy.
- Ty ... - chciał posłać mu już kolejną wiązkę ale słowa stanęły w jej gardle.
Zerwał się na równe nogi i powiedział;
- O nie ... idę stąd kolejnego napadu nie zniosę.
Ale kiedy ruszył Any chciała złapać go za rękę bo tak samo jak Kati była pewna iż to Ucker.Tyle ,ze ruda była szybsza i złapała ją.
- Zostaw! To nie on.
- Ale...
- Nie on. Sprawdziłam. - powiedziała ze smutkiem i zażenowaniem w głosie. Czarna przytuliła przyjaciółkę i patrzyła na odchodzącego mężczyznę. Ona też dała by sobie uciąć rękę ,że to Marco. No ale skoro ruda mówiła ,że to nie on to musiała przyjąć to do wiadomości.Zakupów jednak nie dokończyły ze względu na Katię. W drodze do domu ustaliły iż całe to zajście zachowają dla siebie. Jak tylko weszły do domu ruda natychmiast pobiegła do pokoju synka wzięła go w ramiona i tuląc powiedziała;
- Choć nie ma cię już w śród nas.To cząstka ciebie zawsze jest ze mną. Bo żyjesz w moim sercu i naszym synu. - po czym ucałowała syna w policzek.
*****************
DOM ANY I KIKE
Czarna leżała na kanapie i pstrykała pilotem latając po kanałach. Jednak jej wzrok był skierowany na [link widoczny dla zalogowanych] które stało nad telewizorem. Zastanawiała się jak to możliwe ,że ona jedna jest teraz tylko szczęśliwa. Wszystkie trzy zawsze marzyły o miłości choć tak naprawdę każda próbowała to ukryć. A najbardziej Katia. A teraz gdy zginął Ucker nawet nie ukrywała bólu jaki zasiał się w niej. Nie potrafiła już być twarda jak kiedyś. A Natalii ? Kolejna jej przyjaciółka.Zaginęła. Nie zostawiając po sobie śladu. Nie napisała nawet listu na pożegnanie.Tyle lat się przyjaźniły... tyle razem przeżyły. A ona tak po prostu je opuściła. Być może miała powód a nawet kilka.I była gotowa ją zrozumieć. Jednak martwiła się o nią bo nawet nie wiedziała czy blondi w ogóle żyje. I to ja tak najbardziej zasmucało. Jej rozmyślania nagle przerwał Kike który wrócił z pracy.
- Cześć Aniołku! - powiedział podchodząc i całując ją w usta.
Dopiero po chwili zorientował się ,że ona płacze.
- Kochanie co się stało ? - zapytał zatroskany.
- Smutno mi. - powiedziała przytulając się do niego.
- To widzę... ale dlaczego ?
- Myślałam o dziewczynach. O tym jakie spotkało ich nieszczęście.
- No tak. I znając ciebie masz wyrzuty sumienia ,że ty jesteś szczęśliwa kiedy one mają takie problemy.
Powiedział patrząc jej w oczy. Zamrugała powiekami i smutną minką powiedziała;
- Tak.
- Kochanie ja też ubolewam nad tym ,że Marco nie żyje.A Ponczowi życie nie ułożyło się tak jak chciał.Ale dobrze wiesz ,że to nie od nas zależało. To Bóg kieruje naszymi drogami.
- Masz rację. Ale mimo wszystko...
- Tak wiem... mimo wszystko ty nadal będziesz się tym gryzła.Tylko wiesz co ?
- Co ?
- Tak się skład ,że ja tu jestem i nie pozwolę ci na to.
- Ciekawe jak ?
Nie usłyszała już odpowiedzi bo po chwili znalazła się w jego ramionach które teraz niosły ją wprost do sypialni.
- Wiesz co nie sądzę by seks miał zagłuszyć moje wyrzuty sumienia. - powiedziała nagle.
- A kto mówi o seksie? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Nie będziemy uprawiać seksu ? - zapytała zdziwiona.
- Nie... to znaczy zależy.
- Zależy od czego ?
- Od tego czy poprawi ci się humor po kąpieli ze mną.
- Mhy brzmi interesująco.
- Ja zawsze mam interesujące pomysły nie wiedziałaś ?
Powiedział z triumfem na twarzy i pocałował ją. |
|
Powrót do góry |
|
|
CamilaDarien Wstawiony
Dołączył: 15 Lut 2011 Posty: 4094 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:30:40 01-03-11 Temat postu: |
|
|
Świetny odcinek!!! Najbardziej podobała mi się końcówka: Ana i Kike!!! Naprawdę interesujący pomysł!!! Czekam na new! Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
P@Tk@ Idol
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 1744 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:31:54 01-03-11 Temat postu: |
|
|
Świetny odcinek
Siego i Anachi oni się kochają i z miłościa nie wygrają
biedna Katia to musiał być ogromny szok zobaczyć osobę identyczną jak jej ukochany
Any i Kike szczęśliwi mam nadziję że przy najmniej oni narzie tak pozostaną
czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:10:13 03-03-11 Temat postu: |
|
|
ROZDZIAŁ 3
MEKSYK (sobota)
Biegała w tej i z powrotem wydając polecenia. Za trzy godziny miała otworzyć swój kolejny [link widoczny dla zalogowanych] mody. Wszystko było już prawie gotowe teraz tylko poprawki i mogła uciekać do domu by się przebrać. Bo zaraz po otwarciu miał być bankiet. Jak tylko sprawdziła czy wszystko jest zrobione tak jak kazała wsiadła do samochodu i ruszyła do siebie. Jak tylko zajechała od razu poszła pod prysznic. Wykąpała się zrobiła makijaż i fryzurę i spojrzała na zegarek. Miała jeszcze godzinę. Zmartwił ją jednak fakt ,ze Kike który miał być z nią na otwarciu jeszcze nawet nie wrócił do domu. A też musiał się przebrać. Sięgnęła więc po telefon i wykręciła jego numer. Jak tylko odebrał zapytała;
- Kochany no gdzie ty jesteś?Ja już prawie gotowa a ciebie nie ma.
- Aniołku przepraszam ale nie będę mógł z tobą tam iść wpadło mi coś ważnego.
- Enrique powiedz lepiej ,że to żart !
- Przykro mi aniołku ale to nie żart ja...
- Ty mi tu nie aniołkuj teraz! - krzyknęła zła do słuchawki.
- Przepraszam ja wiem...
- Zamknij się i posłuchaj ! Ja się nie zjawisz choć na bankiecie to obiecuję ci,że śpisz na schodach przed domem !
- Dobrze postaram się wyrobić.
- Albo wiesz co ... idź do diabła Kike! - powiedziała i rzuciła słuchawka.
Wściekła usiadła na kanapie i próbowała powstrzymać łzy.Ten dzień był dla niej taki ważny a on nie mógł z nią iść.I tak już była cała w nerwach a on zamiast iść z nią tam i ją wesprzeć zdołował ją jeszcze bardziej.Przed płaczem powstrzymał ja jednak dzwonek do drzwi. Otworzyła je i zobaczyła Katię.
- Hej ! A co ty taka zdołowana? - zapytała widząc minę przyjaciółki.
- Kike mnie wystawił. - powiedziała smutnym głosem.
- To witaj w klubie kochana ... bo Poncho mnie też.
- Ale jak to ?
- Zadzwonił Archi ,że podpalili nam hotel w San Antonio i musiał tam pojechać.Tak więc zdana jesteś dziś na mnie.
- Że co ? Podpalili wam hotel i ty mówisz o tym tak spokojnie?
- Any życie jest za krótkie by przejmować się takimi rzeczami. Był hotel i nie ma ale będzie kolejny.
- Ciekawe czy Poncho przyjął to tak spokojnie jak ty?
Milczenie przyjaciółki wystarczyło. Czarna wiedziała,że ktoś za to beknie.Jednak teraz nie było czasu rozważać nad tym musiały szybko się ubierać i jechać na otwarcie.Pobiegły na górę i zaczęły zakładać sukienki. ([link widoczny dla zalogowanych] , [link widoczny dla zalogowanych]) Gdy były już gotowe obie spojrzały na siebie. I prawie równocześnie krzyknęły;
- Ale laska z ciebie ! - po czym zaczęły się śmiać.
15 minut później były już na miejscu. W czasie gdy Any witała gości Katia chodziła i się rozglądała. Właśnie oglądała suknie które Any zamówiła z Mediolanu gdy za swoich pleców usłyszała;
- Pięknie pani wygląda. - szepnął jej wprost do ucha.
Odwróciła się po woli i o mało nie zemdlała na widok [link widoczny dla zalogowanych] z centrum handlowego. Tym bardziej ,że teraz jeszcze bardziej przypominał jej Uckera. Bo zarost który miał wtedy nagle zniknął. A w miejscu skórzanej kurtki pojawiła się czarna koszula.Do tego białe spodnie i pantofle. Jednak jej uwagę najbardziej przykuły jego oczy i uśmiech. Były tak samo identyczne jak cała reszta. Jedynie co się nie zgadzało to brak blizny i trochę grubszy głos.Patrzyła na niego w osłupieniu. Nie wiedząc jak ma się zachować. Zastanawiała się ,,czy powinna nawiązać rozmowę czy też uciekać po ostatnim cyrku jaki urządziła".W końcu uznała iż lepiej ja zejdzie mu z oczu.
- Dziękuję... a teraz przepraszam przyjaciółka mnie potrzebuje. - rzuciła i ruszyła w stronę Any. Mężczyzna jednak ja złapał za nadgarstek i powiedział;
- Mam nadzieję,że się jeszcze zobaczymy. - po czym puścił jej oczko i wtopił się w tłum.
Spanikowana podbiegła do czarnej złapała ją za rękę i pociągnęła do łazienki.
- Ja pier.dolę Ruda co cię opętało ? Czemu mnie tu zaciągnęłaś?
- Bo... bo ... bo tam...
Any stała i patrzyła jak przyjaciółka nieudolnie próbuje jej coś powiedzieć. W końcu wzięła ja za ramiona lekko potrząsnęła i powiedział;
- No wyduś to wreszcie !
- Tam jest Ucker !
Czarnowłosa spojrzała na Katię przestraszona.
- O matko ty już tracisz rozum ! Nie Katia tak być nie może ja jutro ... to znaczy w poniedziałek zapisuje cię do psychoanalityka.
- Any przestań ja nie żartuje tam naprawdę jest ...
- Katia słonko ja wiem jak ty go kochałaś i jak ciężko ci jest pogodzić się z jego śmiercią ale...
- Kur.wa czarna ! Posłuchaj ... tam jest ten gość z centrum handlowego.
Nagle przyjaciółka zamilkła nic już nie pojmując w końcu po chwili zastanowienia powiedziała;
- No ale przed chwila powiedziałaś ze tam jest Marco.
- O rany koguta! Z nerwów się przejęzyczyłam.
- Aha. Ok no ale skoro to nie Marco to skąd ta panika?
- Cholera no a jak mam się zachowywać jak on łezka w łezkę przypomina mi Marco. Ma te same rysy twarzy,te same oczy,usta no i w ogóle wszystko! Jak go widzę mam ochotę ponownie się na niego rzucić.
- No to skoro tak na ciebie działa to się z nim zaprzyjaźnij.
- Co masz na myśli ?
- Ruda minęło dwa lata chyba czas byś pokochała na nowo. Sam los ci to nawet podpowiada zsyłając na twoja drogę kopię Uckera.
Dyskusja trwała by pewnie dalej gdyby do łazienki nie weszła jedna z pracownic i nie powiedziała;
- Szefowo goście pytają o panią.
- Ivy już idę. - powiedziała do niskiej brunetki. -A ty przemyśl to co powiedziała i idź się bawić. Żałobę czas porzucić kochana.
Dodała na koniec i trzymając za rękę przyjaciółkę ponownie wyciągnęła ja do gości. Przedstawiła kilku osobom po czy dostrzegła owego mężczyznę z centrum. Postanowiła działać i zaciągnęła Rudą a jak tylko koło niego stanęły powiedziała;
-Witam w moich skromnych progach. Jestem Any a pan? Bo chyba jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać. - powiedziała wyciągając do niego dłoń.
- Martin Delgado miło mi poznać tak uroczą damę. - powiedział całują ja w ręke.
- A to jest moja przyjaciółka Katia. - powiedziała wskazując na zahipnotyzowana koleżankę.
Martin nie czekając na gest ze strony czerwonowłosej wziął jej dłoń i ucałował tak samo jak jej Czarną.
- A ciebie śliczna tym bardziej jest miło poznać.
Katia wymusiła uśmiech po czym zabrała rękę. Any widzą ,ze przyjaciółka wciąż czuje się nieswojo zaczęła rozmawiać z gościem i na koniec zaprosiła go na bankiet. Prosząc jednocześnie by towarzyszył jej koleżance.Gdyby wzrok zabijał Czarna była by w tej chwili martwa po spojrzeniu jakie rzuciła jej Katia. No ale klamka zapadła i Ruda zgodziła się spędzić ten wieczór u boku ,,kopi". Miała dziwne odczucia względem niego. Z jednej strony chciała poznać go lepiej bo był taki podobny do jej ukochanego. A z drugiej strony trochę jej to przeszkadzało. By zagłuszyć myśli i uczucia zaczęła pić.Martin by jego partnerka za szybko się nie wstawiła zaprosił ja do tańca. Jak tylko wziął ja w ramiona poczuła dziwny dreszcz. Jego oczy ją hipnotyzowały tak bardzo,że zaczęła drżeć a jego zapach działał na nią pobudzająco.,,A może to był alkohol?"zastanawiała się. Który teraz dawał o sobie znać.Nie była pewna jednak chciała by ta chwila trwała wiecznie. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej ,że teraz ich ciała ocierały się o siebie.Poczuła jak jej oddech przyspiesza i robi się jej gorąco. I nagle z jej ust wyrwały się słowa;
- Chodźmy stąd.
Od razu spełnił jej życzenie i bez pożegnania opuścili bankiet.Wsiedli do jego samochodu a kiedy odjechali zapytał;
- Do mnie czy do ciebie ?
- Do ciebie.
Po tych słowach nacisnął pedał gazu i po kilku minutach zleźli się przed jego [link widoczny dla zalogowanych].Wysiadł z niego i otworzył jej drzwi. Kiedy podał jej rękę by zaprowadzić do środka zawahała się. Wyczuł to i powiedział;
- Jak chcesz wrócimy na bankiet.
Zastanowiła się chwilę i nagle zarzuciła mu ręce na szyję wpijając swoje usta w jego wargi.Odwzajemnił pocałunek przyciągając ją do siebie.Uniósł lekko nad ziemię obejmując ja w tali i ruszył w kierunku drzwi wejściowych.Tam postawiła ją na schodach i szybko otworzył drzwi.Ponownie złapał ją za rękę i wciągnął do środka.Jak tylko drzwi się zamknęły przyparł ja do nich i zaczął zachłannie ale namiętnie całować jej szyję.Rozpiął górną część jej sukienki która opadła na jej biodra ukazując jej krągłe piersi. Od razu złapał jedną w swa silną dłoń i zaczął miętosić. Katia zanurzyła rękę w jego włosach i delektowała się pieszczotami jakimi karmił jej piersi.Być może robiła głupstwo ale w tej chwili miała to gdzieś. Od śmierci Uckera nie zrobiła nic szalonego.,,Czas najwyższy to zmienić." pomyślała i dała ponieść się chwili.Podniecenie jakie w niej urosło obudziło w niej kocicę którą była kiedyś złapała go nagle za koszulę i zerwała z niego. Guziki natychmiast zaczęły spadać na drewniana podłogę w jego holu.Spojrzała na nią z deka zaskoczony.Już w centrum pokazała mu iż jest szalona no ale takiego temperamentu się po niej nie spodziewał.On jednak lubił takie ostre laski.Dlatego tez pozwolił przejąc jej inicjatywę choć trudno było mu się powstrzymać widząc jej cudne smukłe i krągłe gdzie trzeba ciało.Jak tylko pozbyła się jego koszuli popchnęła go w stronę salonu.W drodze zrzucając z siebie sukienkę.Kiedy zobaczył ją w samych stringach oszalał i chciał znowu zacząć działać ale pchnęła go na sofę i usiadła na nim okrakiem. Nie pozwalając się dotykać dopóki mu sama nie pozwoli.Uszanował jej rozkaz wtedy ona zwinnym ruchem rozpięła mu pasek i rozporek po czym wyciągnęła jego nabrzmiałego od podniecenie członka i zaczęła się nim bawić.Poruszając rękę to w dół to w górę.Ruda widząc ogromne podniecenie w jego oczach. Zdjęła ostatnią cześć ze swej garderoby i zanurzyła jego twardy przyrząd w swojej wilgotnej norce. Jęknęła i wygięła się do tyłu czując jego olbrzymiego gospodarza w swoim wnętrzu. Przymknęła oczy i zaczęła unosić się na nim w dół i w górę. On zaś uniósł się delikatnie i zaczął językiem pieścić jej twarde sterczące od podniecenia sutki.To wywołało jeszcze większą falę podniecenia dlatego tez przyspieszyła. Teraz ujeżdżała go jak jakiegoś młodego ogiera.Jęcząc coraz głośniej i głośniej. Jej długie czerwone włosy opadały na jego twarz zasłaniając mu cały widok. Ułożył się więc z powrotem by móc podziwiać jej piękne ciało. Złapał ją za biodra i teraz on decydował o ruchach. Nie protestowała bo dzięki temu jej łechtaczka zaczęła ocierać się o jego skórę. A to przyspieszyło jej orgazm. Zaraz potem jak tylko zobaczył jej wijące się ciało na nim on zaczął szczytować.W końcu zmęczona opadła na niego.Nie minęła minuta jak zorientował się,że jego partnerka śpi. Delikatnie zsunął ją z siebie.A kiedy uporał się ze spodniami, zaniósł ja do sypialni. Przykrył kołdrą i po wypiciu drinka położył się koło niej.
[size=large]******************[/size]
SAN ANTONIO
Jak tylko dostał telefon ,ze jego hotel się pali dostał furii. Wsiadł w swój prywatny helikopter i poleciał na miejsce. Od tamtejszej policji dowiedział się iż po wstępnych oględzinach stwierdzono podpalenia.,,Jednak to jeszcze nic pewnego" powiedział gliniarz na koniec.Widok doszczętnie spalonego dorobku wkurzył go jeszcze bardziej.Szybko załatwił sprawę z ubezpieczycielem i pojechał do drugiego hotelu. Stamtąd zadzwonił do [link widoczny dla zalogowanych].
- Arch zbierz kilku ludzi i jutro z samego rana widzę was w San Antonio jasne? - krzyczał wściekły.
- Tak szefie ! A ilu wziąć? - zapytał Arch.
- Weź [link widoczny dla zalogowanych] i [link widoczny dla zalogowanych].Ja jeszcze zadzwonię do Kike i Skorpiona ! Pamiętaj 6.00 rano widzę was w gotowości !
- Oczywiście.
Po tym jak Arch się rozłączył Diego zadzwonił do Kike.
- Stary potrzebuję pomocy. - powiedział nie ukrywając złości.
- Dobra co jest grane? - przeszedł od razu do rzeczy Kike.
- Poleć mi jakiegoś dobrego detektywa i analityka.
- A po cholerę? - zapytał zdziwiony.
- Jakiś skur.wiel podpalili mi hotel muszę wiedzieć kto i dlaczego ? I jak możesz zabierz się jutro z moimi ludźmi do San Antonio.
- Ok.
Gdy już obdzwonił wszystkich których potrzebował. Zadzwonił do Kati by zapytać jak było na bankiecie. Niestety nie odbierała. Pomyślał więc ,ze albo dobrze się bawi albo już śpi bo uciekła z imprezy. Sam też był już zmęczony po ciężkim dniu wziął tylko szybki prysznic i wskoczył do łóżka. W tym czasie Any będą biegała jak szalona po całym domu mody i szukała przyjaciółki.Której jak na złość nigdzie nie było. W końcu zmęczona usiadła na krześle. Wyjęła telefon i już po raz 10 tego wieczoru próbowała się do niej dodzwonić.Ale ta nie odbierała nadal.Nagle przypomniała sobie kto może wiedzieć gdzie podziała się jej przyjaciółka. Wzięła torebkę i ruszyła do wyjścia. Ochroniarz który stał na zewnątrz spojrzała na nią i powiedział;
- Dobranoc pani. - powiedział kłaniając się przed nią.
- Edi nie widziałeś czasem mojej przyjaciółki ? - zapytała z nadzieję.
- Widziałem ... wyszła jakieś dwie godziny temu z jakimś gościem.
- A jak on wyglądał ?
- Czarna koszula , białe spodnie i ...
- Dobra już wiem! Dzięki. A i pozamykaj wszystko dokładnie oraz pogaś światła ok ? - rzekła na koniec rzucając mu uśmiech.
- Dobrze proszę pani.
Gdy zajechała do domu Kike już na nią czekał.Na jej widok od razu wstał z sofy i chciał ją ucałować ale go odepchnęła i poszła na górę.
- No to teraz czas na przeprosiny! - powiedział do siebie wbiegając za nią na górę.
Jak tylko pojawił się w sypialni rzuciła w niego kocem i ostrym tonem powiedział;
-Wynocha na dół!
- Any kochanie ....
- Powiedziałam wynocha to wynocha!
- No ale skar...
- Ty napakowany głąbie nie rozumiesz co mówię do ciebie ? Śpisz dziś na dole i bez dyskusji ! I ciesz się ,że nie na schodach...
Powiedziała na odchodne znikając w łazience. Dobrze wiedział ,ze nie będzie mu łatwo ja przeprosić.Ale nie zamierzał tak rezygnować. Fakt zawalił najważniejszy wieczór w jej życiu.No ale nie zrobił tego celowo. Był komisarzem i czasem musiał zostać w pracy. Szczególnie gdy tego dnia na jego komisariat trafiał taki bandyta ja Sanchez.Ale czarnulka tego nie rozumiała.Dla niej najlepiej by było gdyby zmienił fach.Ciągłe nastawianie karku przez Enrique wkurzało ją. I głównie dlatego się wściekała.,,Ale on już postara się by mu wybaczyła." pomyślał i usiadł na łóżku czekając aż wyjdzie z łazienki. 20 min później pojawiła się owinięta jedynie w ręcznik. Spojrzała na niego nadal zła i zapytała;
- Ty jeszcze tu ?
Wstał podszedł do niej i objął ją od tyłu.
- Kochanie przepraszam wiem,że nawaliłem. Możesz zrobić mi co chcesz tylko nie gniewaj się już.I nie wyrzucaj mnie na dół. Dobrze wiesz ,że bez ciebie nie zasnę.
- Wiem i dlatego cię wyganiam.
- Kotek proszę. - powiedział odgarniając kosmyk jej czarnych włosów i całując w szyję.
- Powiedziałam nie. - odparła tylko tym razem łagodniej.
Czując,że miękkie przeniósł pocałunki na jej kark a potem plecy. Zadrżała. I z rezygnacją w głosie w końcu powiedziała;
- No dobra wybaczam.
- Grzeczna dziewczynka. - powiedział całując ją w usta i zrzucając z niej ręcznik.
- Nie mów do mnie dziewczynka bo zaraz zmienię zdanie. - ostrzegła go.
- Dobrze już nie będę kochanie. - powiedział biorąc ją na ręce i niosąc na łóżko.Kiedy oni oddawali się przyjemności jaką jest seks. Poncho wiercił się w swoim łóżku nie mogąc zasnąć.Był zmęczony ale blond piękność która wciąż siedziała w jego głowie i sercu nie dawała mu spać.Wspomnienia na okrągło wracały do jego głowy. Ich pierwsze spotkanie, pocałunki , noce spędzone razem.Tak bardzo mu tego brakowało,tak bardzo tęsknił.Był gotowy zapomnieć o wszystkim byle by znowu z nim była.By mógł ją tulić , całować, pieścić. Niestety fakt, miłość jaką on żywił Natalii była jednak nie odwzajemniona. Bo ona choć kiedyś go kochała teraz czuła do niego jedynie nienawiść. Która ogromnie go bolała.Te słowa które wypowiadała w jego gabinecie zapadły mu głęboko w pamięci. Może i miała słabość do niego ale tylko z powodu pożądania i niczego więcej.Wcześniej nie chciał uwierzyć w te słowa.Ale po głębszym przemyśleniu doszedł do wniosku iż mogła mówić prawdę. Którą tak cholernie trudno było mu przyjąć do wiadomości.Zły,że nie może zasnąć wstał i spojrzał na zegarek dochodziła 4.00.Ubrał się i zjechał na dół do baru hotelowego.Tam zamówił kawę i usiadł przy stoliku razem z najświeższą gazetą. 15 min później wsiadł w samochód i pojechał na miejsce spalonego hotelu poszukać jakiś śladów na własną rękę.Chodził po zgliszczach i szukał koło 5.30 zadzwonił telefon. Wyją chusteczkę z kieszeni i jak tylko wytarł ręce odebrał.
- No gdzie jesteś my w hotelu. - powiedział Kike.
- Ja szukam śladów.
- Ok już tam jedziemy.
- Masz analityka ?
- Mam i detektywa też wziąłem.
- Ok czekam na was.
Jak już cała grupa była w komplecie powiedział;
- Macie szukać śladów wraz z analitykiem. - tu zwrócił się do Paulo i Normanda.
- Ty Kike ,Skorpion dowiedzcie się kto się tu kręcił kilka godzin przed podpaleniem.
- A pan niech dowie się kto razem ze mną wciąż startuje w przetargach. - zwrócił się na koniec do detektywa.
Jak tylko ludzie ruszyli do pracy on sam wrócił do poszukiwań. Zakończyli je późnym popołudniem z marnym skutkiem.Ale Kike i Skorpion zdobyli nagranie z kamer sklepu który mieścił się obok hotelu.I tylko to nie popsuło mu do końca humoru.Tym bardziej iż na taśmie dokładnie było widać twarze podpalaczy. Teraz zostało ich tylko znaleźć i dowiedzieć się dla kogo pracują.
[size=large]***********************[/size]
HISZPANIA (niedziela)
Ledwo wstała z łóżka a już jej komórka dzwoniła.Przeciągnęła się i dopiero wtedy sięgnęła po telefon.
- Słucham ? - zapytała
- Szefowo zadanie wykonane. - powiedział Jose
- Doskonale. Teraz zobaczymy co zrobi ten idiota od hotelików. A tak na marginesie wiesz już kto to jest ? - zapytała z nadzieję iż uzyska potrzebne informacje.
- Jeszcze nie szefowo.
- Jak to możliwe ? Przecież ten prawniczy na chyba wie kto podpisuje umowy ! - tym razem już krzyknęła do słuchawki.
- No tak ... ale nie mogłem go złapać bo wyjechał na urlop. A ten drugi co będzie przy podpisaniu umowy w Vegas mówi,że jeszcze nie zna nazwisk kupców.
- Kur.wa [link widoczny dla zalogowanych] czy ty nie rozumiesz,że ja muszę to wiedzieć przed podpisaniem tej umowy ! A podpisanie ma odbyć się we wtorek.
- Wiem szefowo i obiecuję to załatwić.
- Oby bo inaczej odstrzelę ci te jaja! - krzyknęła rzucając słuchawką.
Założyła szlafrok i już miała wejść do łazienki kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziała i po chwili zobaczyła głowę Dante.
- Mogę wejść ? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Tak co się stało?
- No właśnie nie wiem ty mi powiedz.
- Nie rozumiem.
- Słyszałem krzyki a więc na pewno coś cię wkurzyło.
- A żebyś wiedział ... ten palant Jose nadal nie dowiedział się nic o tym gościu co kupuje tereny by postawić te swoje durne hotele.
- Aha.
- Wiesz co Rafael czasem ten twój spokój mnie powala. I odnoszę wrażenie iż masz gdzieś nasz wspólny interes...przypominam wspólny !
- Anahi ! Umówiliśmy się ... ty zajmujesz się tym.A ja ochroną.
- Dobra nie ważne nie chcę się kłócić.A i dzięki.
- Za co ?
- Za hotelik który poszedł z dymem.
- Nie ma za co. Ale tak szczerze to uważam ,ze tylko rozzłościsz tego gościa.
- I oto chodzi. - powiedziała z triumfem.
Odwzajemnił uśmiech i wyszedł. Ona zaś wskoczyła pod prysznic. Godzinę później zeszła na dół na śniadanie. Zjadła i pojechała do kasyna. Usiadła za biurkiem i zaczęła przeglądać poranną gazetę. Na pierwszej stronie zobaczyła zdjęcie Any obok wielkiego domu mody. Na co dzień starała się nie myśleć o dawniejszym życiu. Chciała o nim zapomnieć a dokładnie o wszystkim co było z nim związane. Dlatego wyrzekła się nawet przyjaciółek. Owszem one nie zawiniły w niczym ale przypominały by jej o Diego o którym i tak nie mogła zapomnieć. Jeszcze to spotkanie w Miami. Rozdrapały jej lekko podgojone rany a teraz one znowu krwawiły. Dla zachowania pozoru jednak udawała twardzielkę. Nie chciała by Dante znowu się o nią martwił. On sam miał swoje problemy. Po co miał jeszcze zawracać sobie głowę jej rozterkami. Ale mimo wszystko bardzo tęskniła za dziewczynami tak samo jak i za Diego.Wtedy w biurze chciała nacisnąć spust. By samej sobie udowodnić ,że nic do niego nie czuje już poza nienawiścią. I choć ręka jej nie zadrżała trzymając broń przy jego głowie czy tez sercu.To w środku wszystko latało w niej jak galareta. Patrząc w jego oczy. Przypomniała sobie natychmiast wszystkie miłe chwile. Patrzyła na nią z taką miłością jak kiedyś. I to właśnie dlatego opuściła broń. A potem gdy powiedział jej ,że ją kocha o mało nie zrobiła tego samego.Chciała ale z całych sił powstrzymała się od tego. Jednak nad łzami nie potrafiła już zapanować to było silniejsze od niej. ,,Czy kiedyś o nim zapomni?" to pytanie zadawała sobie każdego dnia. I zawsze słyszała w swojej głowie tą samą odpowiedź. ,,Nie...nie zapomni bo za bardzo go kocha." Drgnęła nagle na dźwięk telefonu.Podniosła słuchawkę;
- Słucham Anahi Portillia przy telefonie.
- Dzień dobry nazywam się [link widoczny dla zalogowanych] i chciałem potwierdzić pani przybycie do Vegas na podpisanie umowy.
- Rozumiem ,że wygrałam przetarg na kasyno ?
- Tak.
- A mogę zapytać kto jest nabywcą hotelu ?
- Przykro mi ale nie mogę tego pani zdradzić dowie się pani wszystkiego na miejscu.
- A czemu robi pan z tego taką tajemnicę? - zapytała wkurzona.
- To jest polecenie byłego właściciela.
- No nic trudno skoro pan nie może to ok. I tak proszę zapisać iż się zjawię.
[size=large]*****************[/size]
DOM MARTINA
Uniosła głowę z nad poduszki i poczuła ogromny ból w skroniach. Wiedziała ,że picie szampana w tak dużych ilościach nie wyjdzie jej na dobre no ale stało się teraz trzeba było tylko jakoś poradzić sobie z kacem. Powoli usiadła na łóżko i rozejrzała się po pokoju w którym była. Po krótkich oględzinach jednego była pewna,,to nie była jej sypialnia". Ale jak się tu znalazła i z kim ?No z tym było już gorzej bo nic nie pamiętała. Okryta prześcieradłem wstała w poszukiwaniu swojej garderoby.Której jak na złość nigdzie nie widziała.Jednak na brzegu łóżka a raczej łoża leżał czarny szlafrok szybko narzuciła go na siebie i wyszła z sypialni. Zeszła schodami na dół i poszła za zapachem kawy wprost do kuchni. A tam... znowu doznała szoku! Pół nagi [link widoczny dla zalogowanych] Uckera chodził po kuchni i szykował śniadanie pogwizdując sobie przy tym. Chciała się wycofać ale on akurat wtedy się odwrócił i powiedział;
- Cześć kocico! Siadaj śniadanie gotowe. - i posłał jej uśmiech.
Czuła się głupio. To ,że przypominał wyglądem jej ukochanego nie uprawniało jej do pójścia z nim do łóżka. Ale przez głupi alkohol zrobiła ta głupotę i jak się okazuje spędziła z nim noc. ,,Tylko co teraz ? Miała udawać ,że jest ok ? A może powinna go opieprzyć za to,że wykorzysta jej stan." zastanawiała się.I nagle przypomniała sobie słowa Any ,,Czas zrzucić żałobę i na nowo się zakochać". I wtedy podjęła decyzję. Usiadła z zamiarem bliższego poznania owej kopi Marco. Jak tylko podał jej kawę i porcję jajecznicy zapytał;
- Czemu wtedy myślałaś ,że jestem kimś innym ?
Dla niej to był dość bolesny temat jednak z jakiegoś nieodgadnionego powodu poczuła ,że chce mu o tym powiedzieć. Zresztą należały mu się te wyjaśnienia za napaść jaką na niego zrobiła. Upiła więc łyk kawy i zaczęła mu opowiadać. O tym jak poznała Marco i jak go straciła.A na koniec zapytała;
- Czy ty nie byłeś z nim spokrewniony ? No wiesz nie miałeś czasem brata bliźniaka ?
Już chciał odpowiedzieć gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Przeprosił ją i poszedł otworzyć. Do środka wszedł Fabian. Na widok Katii zrobił dość dziwną minę jak dla niej.No ale przywitał się grzecznie. Jak tylko to zrobił ona poszła się ubrać by w końcu wrócić do domu. A w tym czasie Fabian naskoczył na Martina.
- Co ona tu robi? - krzykną nie zadowolony z widoku Rudej.
Martin uśmiechną się cwaniacko i powiedział;
- A jak myślisz?
- Nie no kur.wa pojebało cię ? Bzykasz pannę własnego brata!
- Fabian spokojnie ... przypominam ci ,że Marco nie żyje a więc ona nie jest już jego panną. - powiedział kładąc rękę na ramieniu przyjaciela.
- Ale dlaczego ona... czemu nie inna laska przecież nie brak ich w Meksyku.
- A dlaczego by nie ? Jest śliczna i do tego bardzo namiętna a ja kocham takie kocice.
- No właśnie kocice! Ty chcesz ją tylko bzyknąć kilka razy a potem się zmyjesz a ona znowu będzie cierpiała.
- Wkur.wiasz mnie wiesz! Jesteś moim kumplem a zawsze stajesz po stronie tego głąba Marco nawet po jego śmierci.
- Dobrze wiesz ,że obaj byliście moimi przyjaciółmi. I nie staję w jego obronie.Bo jak sam powiedziałeś jego już nie ma. Ale staję w obronie Bogu ducha winnej dziewczynie którą masz zamiar wykorzystać.
Martin otworzył już buzię by mu odpowiedzieć ale w tym momencie w kuchni pojawiła się ubrana Katia.
- Ja zmykam. Dzięki za wczorajszy wieczór. Cześć ! - powiedziała i ruszyła do drzwi.
Po chwili jednak Martin złapał ja za rękę i powiedział;
- Hej a ty dokąd tak bez pożegnania !
- No przecież się pożegnałam.
- Nie sądzę. - powiedział i przyciągnął ją do siebie [link widoczny dla zalogowanych].
A kiedy ją puścił zapytał;
- To kiedy spotkamy się ponownie ?
- To zależy już od ciebie. Mój numer zostawiłam ci na szafce nocnej. Pa. - powiedział puszczając mu oczko i wyszła.
Zadowolony wrócił do przyjaciela.
- No i z czego ty się cieszysz ? Że namieszałeś jej w głowie.
- Powiedz czemu ty od razu z góry zakładasz ,że ja ja puszcze kantem co ?
- Bo znam cię i wiem ,że w rodzinie Castro tylko Marco był tym porządnym.
- Tak jasne i dlatego wstąpił do mafii!
- Dobrze wiesz dlaczego się tam znalazł przez ciebie !Gdyby nie ty i twoje mach...
- Milcz ! I posłuchaj ... tylko dlatego ,że jesteś moim kumplem nie obije ci gęby! Ale od teraz zabraniam ci mówić o moim pieprzonym świętoszkowatym bracie i o tym co się wtedy stało!
[size=large]***********************[/size]
WTOREK
Niedziela i poniedziałek Anahi minął już bez większych przygód. Jednak humor jej nie dopisywał z powodu tego iż Jose nadal nie miał dla niej informacji na temat gościa od hoteli. I w dodatku dziś miało odbyć się podpisanie umów w Vegas do którego przyleciała już wczoraj wieczorem. Na wszelki wypadek by czasem znowu nie spóźnić się na spotkanie. Chciała w końcu stanąć oko ze swoim rywalem. Spotkanie miało odbyć się o 12.00 więc do tego czasu postanowiła trochę pozwiedzać miasto.By nie nudzić się w pokoju hotelowym. Tym czasem Diego siedział w swoim pokoju i jadł śniadanie. Jemu humor też dziś nie dopisywał . A właściwie od czasu spalonego hotelu mu nie dopisywał.Nie dość ,że stracił jedna z inwestycji to jeszcze dwóch pracowników Bogu ducha winnych. To na dodatek nadal nie odnaleźli ani podpalaczy ani nie wie wciąż nic o swojej konkurentce z którą będzie miał okazję dziś się zobaczyć na podpisaniu umowy. O ile po raz kolejny ona się nie spóźni. Czas do spotkanie wlókł się mu strasznie no ale w końcu nastała godzina na którą oboje tak długo czekali. W biurze Fernandeza jak zwykle pierwszy pojawił się Poncho. Po przywitaniu mecenas poprosił go by usiadł i zaczekał na drugiego nabywcę a on w tym czasie pójdzie po umowy.Diego jednak nie miał ochoty siadać oparł się więc o ścianę i czekał. Tym czasem prawie spóźniona już Anahi biegła co sił w nogach po korytarzu wprost do gabinetu mecenasa. Bieganie w szpilkach nie ułatwiało jej zadania jednak w końcu dotarła na miejsce. Jak tylko otworzyła drzwi doznała szoku. Na wprost niej stał [link widoczny dla zalogowanych] oparty o ścianę z założonymi na piersi rękoma.I uśmiechał się cwaniacko lustrując [link widoczny dla zalogowanych] od góry do dołu.To był największy koszmar jej życia jaki właśnie przeżyła na jego widok. Spodziewała się ujrzeć raczej jakiegoś starca lub gościa około 50 ale na pewno nie jego. Serce biło jej jak szalone. Nogi uginały się jak z waty, oddech stał się nierównomierny. A najgorsze,że w tej chwili w tym momencie wróciły wspomnienia ich pierwszego spotkania. I to wszystko za sprawą jednej koszuli. Koszuli która miał na sobie teraz i tamtego dnia.Wyglądał tak samo bosko i przystojnie jak wtedy. Brakowało tylko tarasu i jej w stringach i krótkiej sportowej koszulce. Nie wiedziała co ma robić ,,wejść czy wyjść ?". Jakiekolwiek słowa ugrzęzły jej w gardle. I nagle odezwał się on;
- No... no kogo widzą moje oczy. Niezłomna i twarda panna Natalii Silva! - w jego głosie było słychać kpiny.
- Co ty tu robisz morderco ? - zapytała ze złością w głosie.
Miał dość tego,że wciąż go tak nazywa chociaż on nie był winny. I gów*o go w tej chwili obchodziło czy ona mu wierzy czy nie. szybkim krokiem podszedł do niej wciągnął ją do środka i zamknął drzwi. Do których po chwili ją przyparł i powiedział ;
-Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj ! Mówiłem ci już,że nie zabiłem twojej matki. I jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz.To pogadamy inaczej! Zrozumiałaś?
Jego bliskość,oczy i zapach łaskoczący jej nozdrza przyprawiał ją o drżenie i zawrót głowy. Jednak tym razem nie zamierzała dać się zdominować.I chociaż ciężko jej to przyszło odepchnęła go mówiąc;
- Będę nazywała cię jak mi się spodoba! I nie groź mi bo się ciebie nie boję! Zabiłeś ją tak samo jak wiele innych osób!
Niestety jej błędem było to iż wciąż miała do niego słabość. Do tego dochodziła jego siła której miał więcej niż ona. I to ,że dziś akurat miał kiepski dzień a wtedy stawał się bestią. Wściekły złapał ją za ramiona i powiedział;
- Powtarzam po raz kolejny... ja jej nie zabiłem! Przypominam ci też,że wielokrotnie próbowałem powiedzieć ci o swojej przeszłości. Ale ty nie chciałaś słuchać.Więc przestań do cholery mnie tak nazywać i robić mi wyrzuty!
- Ja nie chciałam słuchać ? Niby kiedy ?
- Nie pamiętasz ? A więc zacytuję ci jedne ze słów które kiedyś usłyszałem od ciebie. ,,Nie obchodzi mnie ani to kim jesteś i jaką masz za sobą przeszłość… bo od kiedy zobaczyłam cię pierwszy raz. Pokochałam cię i kocham tak bardzo ,że jestem gotowa zaryzykować wszystko dla ciebie." To dokładnie powiedziałaś w dniu balu powitalnego który urządził ci twój ojciec.A potem się kochaliśmy nie pamiętasz? - zapytał na koniec.
Na wspomnienie tam tego wieczoru i nocy zrobiło się jej gorąco.A kiedy cytował jej słowa łzy zaczęły cisnąc się jej do oczu. Doskonale pamiętała. Ich [link widoczny dla zalogowanych] , [link widoczny dla zalogowanych] a potem noc po której zasnęli w swoich ramionach szczęśliwi.Pamiętała też ich rozmowę zaraz po tym jak tylko skończyli tańczyć a on uciekł od niej.Podeszła wtedy do niego i zapytał;
- Powiedz mi dlaczego ?
- Dlaczego co ?
- Dlaczego boisz się mnie pokochać ? Nati jesteś wspaniałą dziewczyną … to co powiedziałem wcześniej… wiesz dobrze ,że było w złości ale zrozum nie mogę z tobą być… kochać cię.
- No ale nie rozumiem…
- Bo ja… bo ty nie wiesz o mnie wszystkiego… nie znasz mnie i wiem ,ze kiedy pewnego poznasz prawdę o mnie i o mojej przeszłości nie spodoba ci się ona dlatego… proszę cię zapomnij o mnie i poszukaj kogoś wartego ciebie. Bo ja nie jestem ciebie wart..
Tak właśnie wyglądała wtedy ich rozmowa.On rzeczywiście ją ostrzegał i próbował powiedzieć jej o swojej przeszłości. I to wiele razy. Nawet w dniu rocznicy śmierci jej matki kiedy to spędzili cudowny dzień na mieście. Chciał powiedzieć o sobie ale ona wtedy tez nie chciała tego słuchać. A teraz robiła mi bezpodstawne wyrzuty. Miał rację nie powinna. Zastanawiała się co teraz powinna zrobić lub powiedzieć kiedy on odezwał się pierwszy widząc jej zamyślenie.
- Jeśli chcesz mogę ci to wszystko przypomnieć. Tylko sceneria jest trochę inna.Tu nie ma łóżka a stół.Tak jak wtedy w moim biurze.- szepnął jej do ucha na koniec.
Na wspomnienie sytuacji w jego gabinecie od razu się opamiętała. Choć jeszcze chwilę przed jego słowami miała ochotę przeprosić go i pocałować. Wybaczając wszystko.Szybko go odepchnęła i powiedziała;
- Nie trzeba! Pamiętam wszystko doskonale. Fakt ostrzegałeś mnie moją głupota było to,że cię nie posłuchałam.Ale nie zamierzam cię przepraszać jeśli na to liczysz.Bo to nie zmienia faktu,że zamordowałeś mi matkę! A tego nie wybaczę ci nigdy ! - krzyknęła mu na koniec w twarz.
- Nie musisz ... bo wiem ,że jej nie zabiłem.Co więcej ona żyje i ma się dobrze. - rzekł z uśmiechem na twarzy.
- Co takiego ?Jak to żyje ? - zapytała zdziwiona nie wierząc w to co usłyszała.
- Normalnie ... żyje. I szuka ciebie ... co więcej ja wiem kto nią jest. - zatriumfował czując,że to ją zainteresuje.
Podeszła do niego złapała go za krawat i powiedziała ze łzami w [link widoczny dla zalogowanych];
- Mów natychmiast kto jest moją matką? |
|
Powrót do góry |
|
|
P@Tk@ Idol
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 1744 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:51:42 07-03-11 Temat postu: |
|
|
świetny odcinek
przepraszam że nie komentowałam
no to ię porobiło Katia w łóżku z bratem Marco
Anahi i Poncho komu oni chcą udowodnić że sięnie kochają chyba samym sobie ale mam nadzieję że w końcu zrozumieją że nie mogą bez siebie żyć
czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|