|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
paris20000 Komandos
Dołączył: 24 Maj 2011 Posty: 763 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: z forum Willa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:18:08 12-09-11 Temat postu: |
|
|
fajna fabuła
Ostatnio zmieniony przez paris20000 dnia 22:58:55 12-09-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
CamilaDarien Wstawiony
Dołączył: 15 Lut 2011 Posty: 4094 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:12:25 13-09-11 Temat postu: |
|
|
Świetny odcinek!
Erin i Puno - za****ste! Najpierw nie chciała mu wybaczyć, a potem seks z nim uprawiała!
I w końcu Acapulco:
Karen i Pablo - boska jest ta ostatnia scena!
Kiedy nowy odcinek????????? |
|
Powrót do góry |
|
|
CamilaDarien Wstawiony
Dołączył: 15 Lut 2011 Posty: 4094 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:05:32 23-10-11 Temat postu: |
|
|
Kiedy będzie nowy odcinek??? |
|
Powrót do góry |
|
|
CamilaDarien Wstawiony
Dołączył: 15 Lut 2011 Posty: 4094 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Cieszyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:49:26 05-12-11 Temat postu: |
|
|
Zamierzasz w ogóle kontynuować to opowiadanie???
Bo ja chciałabym poznać zakończenie, jeśli takowe będzie |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:57:16 05-12-11 Temat postu: |
|
|
No więc na wstępie przepraszam za tak długą nieobecność. Rzadko tu bywam. Opowiadanie jak najbardziej będzie kontynuowane Jeszcze raz przepraszam za to ,iż musieliście tak długo czekać. Miłego czytania
ROZDZIAŁ 12
,,Każda chwila z Tobą..."
Stał wściekły i bez słowa patrzył w okno. Carmen chwilę przyglądała się nic nie mówiąc,ale ta cisza coraz bardziej ją wkurzała.Trzęsąc się z nerwów w końcu podeszła bliżej męża i szarpnęła go za rękaw.
- Jorge powiesz coś wreszcie,no chyba nie zamierzasz tak tego zostawić ?!!! - zapytała wściekła.
Odwrócił się w jej stronę i zmierzył zimnym i srogim wzrokiem.Poprawił marynarkę i ruszył w stronę drzwi,będąc już przy framudze bez oglądania się za siebie powiedział;
- Pakuj ją,zakupię bilet i wyślę ludzi by ją znaleźli.Jak tylko ją przyprowadzą ,wiesz co masz robić! - rzekł na koniec i opuścił salon.
Uśmiechnęła się pod nosem,a gdy mąż wyszedł zadowolona powiedziała sama do siebie;
- Karen córeczko,twoje dni w tym domu są policzone.Wreszcie odetchnę spokojnie mając cię z głowy nie chciany bękarcie! - dodała na koniec i zaśmiała się szyderczo.
O tak,Carmen nienawidziła córki.Wiadomość o ciąży, o mało nie wpędziła jej w depresję.I gdyby nie fakt,że Jorge dzięki dziecku zostanie przy niej na zawsze, usunęła by ciążę bez wahania.Urodziła ją ,tylko dlatego,że on bardzo pragnął dziecka,dodatkowo zapewniła sobie bogate i dostatnie życie.Do tej pory znosiła jej wybryki,zaciskała zęby i godziła się na wszystko co tylko córeczka sobie zażyczyła.Blondynka dostawała głównie wszystko to czego chciała,za sprawą ojca.Owszem on też był surowy,wymagający,ale wystarczył jeden jej uśmiech czy też maślane oczy i ojciec miękł zgadzając się na wszystko.Teraz jednak dziewczyna sama narobiła sobie bigosu, zadając się z Cyganem.Jorge mógł znosić jej taniec,zamiłowanie do śpiewu,wagary które czasem się jej zdarzyły.Jednak tego,że córka ugania się za chuliganem o pięć lat od niej starszym, nie potrafił darować.Dla niego była to jak hańba.Był prezydentem miasta,poważanym człowiekiem,wciąż pod obserwacją mediów i nie mógł pozwolić sobie na takie wybryki.I choć bardzo ją kochał, to tym razem nie zamierzał jej wybaczyć.Wysłanie jej do Europy, wydało mi się najlepszym rozwiązaniem, by odciągnąć ją od tego bandyty.Sam nie potrafił tego zrobić,dlatego też zlecił to żonie.Musiał najpierw odszukać ją.Tym czasem owa para, o jakiej mowa,bawiła się w najlepsze w Acapulco.Mieli pobyć tam tydzień ,jednak żadne z nich nie mogło sobie na to pozwolić.Blondynka musiała wrócić do szkoły,inaczej kara jaka ją czekała,mogła by być jeszcze gorsza,zaś Pablo musiał wrócić ze względu na gang Zigiego który na pewno planował już zemstę. O tak ,oni nigdy nie odpuszczali,teraz też nie zamierzali.Cygan dobrze znał swoich przeciwników doskonale wiedział,że trzeba na nich uważać.Ufał swoim ludziom i wiedział na co ich stać,jednak mimo wszystko wolał być na miejscu.Bo gdyby komuś, stała się krzywda,on nigdy by sobie tego nie wybaczył.Bywał szorstki,chamski,czasem bezwzględny,ale głownie dla tych których nie znał lub którym nie ufał.Wobec przyjaciół,był jednak całkiem innym człowiekiem.Martwił się o nich i wpieniał się kiedy komuś działa się krzywda.I choć nie okazywał tego,to tak właśnie było.Ten kto go dobrze znał,dobrze wiedział,że tak naprawdę chłopak ma złote serce,jednak to życie sprawiło,iż nie umiał otwarcie okazywać uczuć.Nie potrafił powiedzieć kocham cię,martwię się o ciebie,bo bał się.Bał się tego,że kiedy okażę choć trochę prawdziwego serca,znowu zostanie odrzucony.Dlatego choć czuł,ukrywał to.To,że kradł,handlował koką ,bronią i innym świństwem, też nie było jego wyborem.By przeżyć w tym świecie,w tej dzielnicy musiał to robić.To ulica, nauczyła go takiego życia bez względu na to, czy chciał tego czy nie.Wracając do naszej parki.Rano jak tylko wstali zjedli śniadanie na tarasie,potem ponownie poszli na plażę,by popływać.Bo dwu godzinnej kąpieli w morzu,postanowili się poopalać.Po obiedzie,poszli zwiedzać miasto.Cały czas trzymali się za ręce,śmiali się co chwile tulili do siebie czy też całowali.I choć każde z nich,pochodziło z dwóch różnych światów,to tematów do rozmów im nie brakowało.
- No więc mówisz,że chciałeś być pilotem ? - zapytała blondynka spoglądając na chłopaka obejmującego ja w tali podczas spaceru po mieście.
- Yhym... - mruknął potakując głową.
- Wciąż chcesz ,czy już nie ? - zapytała wtulając się w niego bardziej.
- Teraz skarbie, moją miłością są motory.I nie zamieniłbym tego,na nic. - odparł całując ją w czoło.
- To tak jak ja,nie zamieniłabym na nic tańca i śpiewu. - odpowiedziała natychmiast się rozpromieniając.
- Kochasz to, tylko dlaczego?Co w tym jest takie cudowne? - zapytał z ciekawości,bo sam nie pojmował,jak taniec czy śpiewanie może przynosić radość.
- Nie wiem czy słowa, wyrażą to co czuję kiedy tańczę lub śpiewam,ale postaram ci się to wytłumaczyć.No więc ,gdy jestem smutna czy też zła potrzebuję zrzucić negatywne emocje.Tym bardziej ,gdy wydaje mi się ,że nikt mnie nie rozumie.Idę wtedy na salę i tańczę z każdym krokiem,mój smutek czy też złość ustępuje.Podobnie, jest ze śpiewem,tylko tam, wyrażam uczucia głosem.Przez taniec i śpiew nie tylko to możesz okazać,można też pokazać swoją radość czy wyrazić też miłość.Rozumiesz ? - zapytała spoglądając na bruneta.
- Próbuję,ale chyba nie bardzo mi...
- Ok,no więc może inaczej.Co czujesz wsiadając na motor ? - zapytała wchodząc mu w słowa i wypuszczając się z jego objęć.
- Co czuję ?Hym... siadając na niego mam wrażenie,że tylko on mnie rozumie,wiem to głupie ,ale tak jest.Kiedy na im jadę ,przyspieszając coraz bardziej moja złość czy smutek uciekają gdzieś w nieznane.Czuję się szczęśliwy i wolny.Czasem mam ochotę ,nigdy z niego nie zsiadać. - powiedział wkładając ręce do kieszeni spodenek.
- No widzisz,to teraz pomyśl,że ja się tak czuję tańcząc czy też śpiewając. - powiedziała zerkając na niego.
- Ok,już teraz kapuję. Mam jednak jeszcze jedno pytanie. - rzekł na koniec stając przed nią trasując jej tym samym dalszą drogę.
- No ,słucham ? - zapytała spoglądając w jego zielono-brązowe oczy.
- Czemu ja nigdy, nie widziałem jak tańczysz,lub śpiewasz ? - zapytał obejmując ją w tali.
- Hym...chyba dlatego,że nie było okazji,a poza tym nie sądziłam,że byś chciał. - skwitowała krótko zarzucając mu ręce na szyję.
- Jasne że chcę, szczególnie w twoim wykonaniu. - rzekł całując ją w usta.
- Dobra ,zatańczę.Ale,pod jednym warunkiem. - powiedziała poważnie.
- Yyyy...jakim ? - zapytał mrużąc oczy.
- Ty ,zatańczysz ze mną ! - odpowiedziała szczerząc się do niego.
- O nie !Nie ma mowy,nie znam się na tym,jeszcze zrobił bym ci krzywdę i...
- Pablo no... - rzekła tupiąc nogą jak mała dziewczynka.
- Nie Karen!Zapomnij ! - powiedział stanowczo widząc jej błagalne spojrzenie.
- Nie to nie! - powiedziała udając naburmuszoną.
Wyślizgnęła się z jego objęcia i ruszyła przed siebie.Widząc,że jest już blisko domku,zaczęła biec.Brunet myśląc,iż ją uraził ruszył za nią,przed samymi drzwiami złapał ją w tali i przyciągnął do siebie.
- Czemu się fochasz ? Ja już jestem za stary, na takie gierki. - rzekł próbując jakoś jej przetłumaczyć jej swoją niechęć do owego pomysłu.
- Stary ?!No,szkoda!Bo skoro do tańca, się nie nadajesz twierdząc,że jesteś za stary to w te klocki,no wiesz ...też pewnie już...jesteś do niczego. - powiedziała cwaniacko i prowokująco się uśmiechając.
- Podpuszczasz mnie ? - zapytał marszcząc brwi.
- Ja?!Nie,no gdzież bym śmiała! - rzekła szczerząc się do niego.
- To dobrze,bo już chciałem...
- Co chciałeś kociaku ? - zapytała zarzucając mu ręce na szyję coraz bardziej kokietując.
- Dość,sama tego chciałaś. - powiedział łapiąc ją za pośladki i zarzucając sobie na biodra.
Szybko oplotła go nogami wokoło bioder,a gdy doszli do drzwi podała mu klucze,ciągle kokieteryjnie się uśmiechając.Wiedziała już, co zamierza zrobić i choć nie do końca przekonana,czy tego chce nie przerywała tej gry.Pablo otworzył dość zwinie i szybko drzwi, po czym wszedł do środka przytrzymując, nadal wisząca na nim blondynkę. Jednym kopnięciem nogi,zatrzasną wrota.Rzucił klucze na pobliski stolik i ruszył do sypialni.
- Wiesz, co cię teraz czeka, księżniczko ? - zapytał poruszając zawadiacko brwiami.
- Tak,cudowna kąpiel w gęstej pianie. - rzekła udając,iż nie wie o co mu chodzi.
Puścił to mimo uszu,wszedł do środka i od razu wraz z nią położył się na łóżko,zakrywając ją tym samym swoim ciałem.Za nim zdążyła zaprotestować wpił się zachłannie w jej usta.To wystarczyło, by wsunęła swoją dłoń w jego gęste czarne włosy i poddała się całkowicie pocałunkowi.Pożądanie, z jakim ją całował, stawało się coraz bardziej intensywne i namiętne.Jego błądzące dłonie,po jej rozgrzanym od słońca i pocałunków ciele,przyprawiały ją o drżenie.Każdy jego napięty mięsień jak i pieszczota wzbudzała w niej coraz to większe pożądanie.Sama zaczęła pieścić jego umięśnione plecy ,przesuwając paznokciami to w dół to w górę. Czuła,jak jego członek staje się coraz twardszy,ocierając się o jej nagie udo.Zrzuciła z niego jak najszybciej koszulkę ,przerywając tym samym pocałunek.Jak tylko garderoba,spadła na podłogę, po woli zmierzyła wzrokiem jego tors.Jego napięte mięśnie ,idealnie wyrzeźbione i płaski brzuch.Wyglądała tak cudownie,nieziemsko seksownie,że choć wciąż bała się tego pierwszego razu to,nie była wstanie oprzeć się mu. Przyciągnęła go nagle za szyję ,powtórnie oddając się,pocałunkom. Odwzajemnił,po czym zsunął się na sam koniec łóżka ,przyciągnął za biodra blondynkę na jego brzeg i zaczął koniuszkiem języka pieścić wnętrze jej uda ,jadąc coraz wyżej ,aż do pachwiny.Gdy tam dotarł,zadrżała jeszcze bardziej ,a z jej ust wydobył się cichy jęk.
- Ohhh...
Chcą,ułatwić sobie dostęp do jej ciała, ściągnął z niej przewiewną sukienkę,pozostawiając jedynie w skąpych stringach i staniku.Rzucił ją niedbale w kąt,wróciwszy do wcześniejszego zajęcia,kierując się ku górze.Jej ciało pachniało olejkiem kokosowym,było rozpalone,a kiedy się wyginała,jęcząc pod wpływem pieszczot,pragnął coraz bardziej ją posiąść.Jednak ze względu na jej wiek oraz to,że to był jej pierwszy raz ,a ona nie była jakąś tam dziwką tylko jego dziewczyną ,bez której nie potrafił wyobrazić sobie już życia,pragnął by ta chwila była dla niej wyjątkowa.Nawet gdyby,sam miał wybuchnąć z pożądania to nie chciał niczego przyspieszać.Całował więc po woli ,każdy centymetr jej ciała zbliżając się do stanika ,pod którym kryły się jej jędrne piersi. I wtedy rozdzwoniła się komórka blondynki,zajęci sobą olali całkowicie dźwięk telefonu.Ale kiedy po raz piąty z rzędu, aparat wciąż dzwonił ,niechętnie przerwali pieszczoty i Karen sięgnęła po telefon. W czasie gdy ona,rozmawiała,brunet strasznie rozjuszony udał się do łazienki.Wszedł do kabiny prysznicowej ,w drodze ściągając z siebie spodenki, wraz z bokserkami i odkręcając zimną wodę próbował nie tylko opanować złość,ale też ostudzić pożądanie, które się w nim nagromadziło.Jego prysznic jednak nie potrwał zbyt długo,bo zaraz do środka, wtargnęła zdenerwowana blondynka. Spojrzała na jej przerażoną twarz i błyszczące oczy zaszklone łzami i zapytał;
- Skarbie, coś się stało?Czemu...
- Pablo musimy stąd wiać,mój ojciec tu jedzie ze swoimi ludźmi jak...jak nas tu znajdą zabiją cie! - wykrzyczała na koniec,a łzy które do tej pory powstrzymywała spłynęły po jej policzkach.
Nie zastanawiając się długo,owinął się ręcznikiem i wyszedł z kabiny.Przyciągnął ją do siebie i przytulił.
- Aniołku nie płacz,nie boje się,jednak nie chcę by tobie coś się stało,tak więc idź spakuj się ,a ja tym czasem się ubiorę.Ok ? - zapytał ocierając jej łzy.
- Yhym... - powiedziała potakując głową.
Po chwili oboje opuścili łazienkę,ona zajęła się pakowaniem,a on szybko wskoczył w świeże ciuchy. Szybko pozamykali okna,ogarnęli sypialnię i wychodząc zamknęli drzwi.Zaraz potem, wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę.Ujechała kilka kilometrów,ale widząc,że ukochana wciąż drży,przystaną.Odwrócił się w jej stronę.
- Skarbie...jeśli każde spotkanie ze mną,ma cię tyle kosztować.To może lepiej by było...gdybyśmy...przestali się spotykać. - wykrztusił z ledwością z siebie ostatnie słowa.
- Nie Pablo!Nie zostawiaj mnie,nie teraz.Nie teraz kiedy...kiedy każda chwila z Tobą to moje ukojenie. - powiedziała spoglądając błagalnym spojrzeniem.Tym czasem Mariana,po odłożeniu słuchawki,odwróciła się by przejść do kuchni i wtedy dostrzegła blondyna.Jego mina mówiła wszystko,był zły,a nawet wściekły.Brunetka uśmiechnęła się do niego i podchodząc coraz bliżej powiedziała;
- Kochanie ...
- Jak mogłaś ? No jak do cholery, mogłaś dać jej klucze ? Od dwóch dni wiesz,że jej szukają!I co,nie dość ,iż nie pisnęłaś słowa o tym gdzie jest!to jeszcze sama pomagasz jej w ucieczce,a potem każesz uciekać,przed własnym ojcem!Mariana czyś ty postradała zmysły ?!!! - zapytał silnie wzburzony.
- Miguel to nie tak,ja tylko...
- Wiesz co Mari,myślałem,że po mimo młodego wieku masz więcej rozumu,zawsze wydawałaś mi się dojrzalsza ,mądrzejsza.Odpowiedzialna,ale to czego dowiedziałem się przed chwilą. Upewniło mnie, że ty wciąż jesteś głupiutką nastolatką! - rzekł ruszając do kuchni.
- Co to ma znaczyć, do cholery?! - zapytała zła idąc za nim w ślad.
- Nic!Poza faktem,iż zastanawiam się, czy nasz związek ma dalszy sens. - odpowiedział odwracając się w jej stronę.
- Czyli zrywasz ze mną ? - zapytała wlepiając w niego spojrzenie. |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:22:15 21-12-11 Temat postu: |
|
|
Rozdział 13
,,Powrót do domu"
Zanosząc się płaczem szła ulicami nie zawracając na nikogo uwagi. Wciąż nie mogła uwierzyć, że za pomoc przyjaciółce zapłaciła tak wysoką cenę. Nie rozumiała jak Miguel mógł w ciągu kilku minut przekreślić ich związek. Do tej pory była pewna, że zna swojego ukochanego na wylot, jednak teraz uświadomiła sobie, że tak naprawdę nie zna go wcale. Sądziła, że tak jak dla niej tak i dla niego liczy się szczera miłość i przyjaźń. Widać on patrzyła na to inaczej niż ona. Z jednej strony była zła na niego, że wystarczył jeden błąd a on ją tak ukarał. Z drugiej zaś uważała, iż zerwanie to słuszna decyzja skoro każde z nich patrzyło na świat inaczej niż to drugie. Mimo wszystko nie umiała powstrzymać płynących łez, a także przeszywającego ją na wskroś bólu w klatce piersiowej. Opuszczając jego dom, który do nie dawna jeszcze był ich domem przez krótką chwilę miała nadzieję, że za nią wybiegnie. Zatrzyma i powie, że to był żart, ale nie zrobił tego. Nie zatrzymał jej! Czy żałowała, że tak wielką cenę zapłaciła za pomoc Karen? Nie, może i nie chciała rozstawać się z blondasem, ale też nie zamierzała opuścić przyjaciółki w tak trudnej sytuacji, w jakiej blondynka teraz była. Prawdą był, że sama nie akceptowała związku Karen i Cygana i nie chodziło tu o brak kasy czy tez pozycji społecznej. Nie ufała mu, bo wiele o nim słyszała. Kobieciarz, który laski ma tylko na jeden numerek, gangster handlujący prochami i bronią. Tak wiedziała o tym, bo sprawdziła go. Nie powiedziała o tym przyjaciółce by jej nie ranić, ale postanowiła mieć go na oku i urwać mu jaja w razie gdyby kiedyś przyszło mu do głowy skrzywdzić Karen. Traktowała ją jak rodzoną siostrę, poza tym wiedziała, że żyjcie jej kumpeli nie jest proste i dlatego wolała się narazić niż zostawić ją samą. Nie sądziła, że przez to straci ukochanego, ale skoro on sam uważał jej postępek za karygodny. Nie miała wyjścia jak pogodzić się z jego stratą. Będąc już pod drzwiami własnego domu, otarła łzy. Trzymając w ręku jedynie torebkę, nacisnęła dzwonek. Chwilę później stała już w holu ogromnej willi jej rodziców. Matka jakby wiedziała o jej przybyciu, bo od razu wzięła ją w objęcia. Wyściskała i zaraz potem zaprowadziła do jej byłej sypialni.
- Od twojej wyprowadzki nic tu nie zmienialiśmy z ojcem, ale jeśli chcesz to zmień tu wszystko, co chcesz. – Powiedziała rodzicielka.
- Nie ma na razie takiej potrzeby. – Odparła Mariana rozglądając się uważnie po całym pokoju.
- I nie martw się, jestem pewna, że … - zaczęła Alicia
- Mamo, ja nie chcę o tym rozmawiać. – Skwitowała krótko wchodząc rodzicielce w słowo.
- W takim razie idę na dół, gdybyś czegoś…
- Tak wiem, zawołam ciebie albo służbę. – Rzekła ponownie urywając wypowiedź matki.
Ta widząc, iż córka chce zostać sama szybko opuściła pomieszczenie. Mari usiadła na wielkim łożu z baldachimem wyściełanym satynową w kolorze białym. Wzięła kilka głębszych oddechów i zadzwoniła do Karen. Ta zaś po trzech próbach połączenia w końcu raczyła odebrać.
- Gdzie jesteś?! – Zapytała szybko Mariana nie tracąc czasu.
- Za jakieś piętnaście minut powinnam być w domu. – Odpowiedziała blondynka spoglądając w stronę bruneta.
- W domu?! Czyś ty zwariowała?!!! – Zapytała zdenerwowana brunetka podrywając się do pozycji pionowej.
-, Czemu, przecież sama mówiłaś …
- Karen, cholera jasna! – Krzyknęła wściekła. – Mówiłam, że twój ojciec cię szuka, ale nie kazałam wracać ci do domu! – Rzekła oburzona i jednocześnie przestraszona.
- No to, co ja mam robić? – Zapytała nic nie rozumiejąc.
****************
Wściekła chodziła po całym salonie od jednego kąta do drugiego. Mijały godziny, a męża jak nie było tak nie ma. Karen też nadal nie było w domu, tylko spakowane walizki stały w holu i czekały na nią. Carmen nie mogąc już dłużej znieść tego oczekiwania chwyciła za telefon, wykręciła numer do męża. Jednak niż usłyszała dźwięk drugiego sygnału ten pojawił się w drzwiach.
- A gdzie ta smarkula?! – Zapytała widząc, iż Jorge jest sam.
- Nie wiem. – Odpowiedział rozkładając ręce w geście bezradności.
- Jak to nie wiesz?! – Zapytała wściekła.
- Pojechałem tam, ale domek był pusty. – Odpowiedział siadając na kanapie.
- I mówisz o tym tak spokojnie?! Ta gówniara szlaja się z jakimś podrzędnym typem, zbirem z pod ciemnej gwiazdy, a ty nic?!!! – Krzyknęła oburzona prosto mu w twarz.
- Carmen przestań histeryzować. To, że jej nie znalazłem nie znaczy, że mam to gdzieś. - Rzekł spokojnie podpalając sobie kubańskie cygaro. – Wydałem rozkazy ludziom, prędzej czy później sprowadzą ją do domu. Wtedy ty się zajmiesz nią, a ja tym gangsterem od siedmiu boleści! – Krzyknął zaciskając pięść tak mocno aż pobielały mu kostki.
- I świetnie, zabij go! – Powiedziała bez większych emocji nalewając sobie i mężowi drinka. – A ją wyślijmy do szkoły z klasztorem. – Rzekła podając mu szkło z brunatnym trunkiem.
Jorge jak na razie miał inne palny, co do bruneta jak i własnej córki. Jako szanowany i wypływowy człowiek nie mógł pozwolić sobie na wstyd ze strony kogokolwiek z rodziny, ale też nie mógł dopuścić się wpadek. Gdyby teraz zabił chłoptasia swojej córy dla niego samego mogłoby się to źle skończyć. Były jednak inne sposoby na to by sam Pablo zostawił Karen i jej ojciec miał zamiar w pełni to wykorzystać. Jeśli to nie poskutkuje, wtedy Cygan pożegna się z życiem. Do tej pory pobłażał blondynce, bo była jedynaczką no i ukochaną wnuczką jego matki świętej pamięci. Teraz jednak tą ucieczką zdenerwowała go i choć starał się być opanowany to w środku każda cząstka mięśnia w nim chodziła za tak wykręcony numer. Wychowywał ją inaczej i myślał, ze jego dziecko będzie rozsądne, a tym czasem dla byle chłystka z ciemną przeszłością zaczęła się stawiać i robić głupoty. O nie, nigdy, ale to nigdy nie pozwoli by jego ukochana córka związała się z kimś takim! Myślał wypijając jednym haustem koniak nalany przez żonę.
**************
Pomysł Mariany średnio mu się podobał, ale innego nie mieli tak, więc musieli zaryzykować. Odwiózł ją, więc pod dom brunetki. Jak tylko przystanęli, odwróciła się w jego stronę, spojrzała głęboko w zielone oczy?
- Nie wiem, co się stanie po powrocie do domu, ale wiem jedno. Kocham cię i nie żałuję, iż z Tobą uciekłam.- Powiedziała przeciągając delikatnie dłonią wzdłuż jego lewego policzka. - Gdybym miała zrobić to jeszcze raz, zrobiłabym… bez wahani. – Rzekła patrząc głęboko w jego oczy. - Tak, więc, nigdy więcej nie mów o rozstaniu, jasne?! – Zapytała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Nie wiedział, co ma powiedzieć. Sam też nie chciał się z nią rozstawać, ale jeśli każde ich spotkanie miało narażać ja na taki strach, łzy, nerwy i nie przyjemności to zerwanie z nią znajomości wydawało się być dobrym rozwiązaniem. Jednak jej czułe słowa jak i gest sprawił, iż nie potrafił jej porzucić. Tkwiło w nim coś tak silnego, że nie umiał już z niej zrezygnować. Przyciągnął ją, więc do siebie obejmując obiema rekami jej drobną twarzyczkę i wpił się w jej malinowe wargi. Od razu zarzuciła mu ręce na szyję z zachłannością odwzajemniając pocałunek. Zawsze, gdy ją całował czuł jak przez całe jego ciało przechodzą przyjemne ciarki, jego serce nabierało rozpędu i biło szybciej niż zazwyczaj. Ona sama miała przyspieszony oddech i motylki w brzuchu. Chociaż była młoda i niedoświadczona sprawiała, że nie pragnął nikogo tak bardzo jak jej. Pocałunki Karen miały w sobie coś magicznego, coś innego niż doświadczył do tej pory. Ta niewinność z jej strony a zarazem zadziorność pociągała go najbardziej. Czasem zastanawiał się, co tak naprawdę do niej czuje. Czy była to miłość, o której tyle razy słyszał od kumpli, czy może zwykła namiętność, którą zasugerował Puno? Teraz jednak nie było czasu na rozważanie o uczuciach. Po kilku sekundach nie mogąc złapać już oddechu oderwali się od siebie.
- Idź już, przyjaciółka na ciebie czeka. – Powiedział odwracając głowę w drugą stronę.
Takie zachowanie bruneta zaniepokoiło ją, wiedziała jednak, że nie ma czasu na wyjaśnienia. Wzięła, więc plecak i wysiadła. Pablo natychmiast ruszył z piskiem opon nie oglądając się za siebie. Pełna dziwnych przeczuć ruszyła do domu Mariany.
*******************
Godzinę Później.
Plan przyjaciółki wypalił. Rodzice początkowo nie chętnie uwierzyli w opowieść o tym jak to Karen pojechała na ślub Mariany kuzynki, ale kiedy ojciec brunetki potwierdził słowa własnej córki. Carmen i Jorge nie pozostało nic innego jak uwierzyć obu pannom. Siedząc teraz we własnej sypialni razem z Mari śmiały się jak szalone z łatwowierności rodziców blondynki.
- Uważają się za najmądrzejszych, a nawet nie zapytali, czemu ciebie nie było na tym ślubie, przecież to twoja kuzynka. – Rzekła Karen
- Fakt dziwę się, ale najważniejsze, iż uwierzyli. – Powiedziała zadowolona.
- Rany ja nie wiem jak ci się za to odwdzięczę! Dziękuję Mari, kochana jesteś. – Rzekła przytulając się do niej.
- Daj spokój nie ma, o czym mówić. – Rzekła brunetka odwzajemniając gest.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, ale wiesz, co jest późno muszę już spadać. – Powiedziała uwalniając się z uścisku i biorąc torebkę do ręki.
- Zadzwonię do ciebie jutro. – Rzekła widząc jak przyjaciółka idzie w stronę wyjścia. – I jeszcze raz dzięki! – Krzyknęła nim ta zamknęła za sobą drzwi.
Chwilę później rzuciła się na łóżko plackiem i patrząc w sufit zastanawiała się nad zachowaniem bruneta. Owszem pocałował ją, czyli można to odebrać, jako znak, że nie ma zamiaru jej porzucić. Jednak jego późniejsze zachowanie było dziwne! Czemu się odwrócił i bez słowa pożegnania kazał jej wyjść? Dlaczego nie patrzył w jej oczy i dosłownie nie odpowiedział na pytanie? Zastanawiała się. Czyżby jednak miał zamiar ją zostawić? Pytała samą siebie.
***************
Na widok Cygana cała paczka zerwała się do góry. Erin i Jack, który opuścił już szpital jednak nadal czuł się kiepsko przywitali go z przyjemnością. Niestety Puno jak i Ivan zrobili to dość chłodno.
- Działo się coś jak mnie nie było? – Zapytał podchodząc do lodówki by wziąć sobie piwo.
- Interesuje cię to w ogóle?! – Wysyczał wściekły Andre.
- A tobie, o co się kur.wa znowu rozchodzi?! – Zapytał nie rozumiejąc zachowania kumpla.
- O jajco! Zostawiłeś nas dla tej zasranej gówniary w czasie, kiedy Zigi chce przejąć nasz teren, oto się kur.wa rozchodzi!!! – Krzyknął wściekły wstając z kanapy.
- Posłuchaj Puno, po raz ostatni mówię ci byś przestał obrażać Karen! Dopóki jest moją kobietą masz ją szanować, jasne?! – Rzekł wściekły dźgając go mocno palcem w klatkę piersiową. – I nie rozumiem, czemu się tak ciskasz, Zigi to śmieć! Sama Erin by sobie z nim poradziła, a tym bardziej ty! – Powiedział dobitnie.
- Z nim samym owszem, ale nie z jego bandą! Zresztą z tobą nie ma, co gadać ta lala zrobiła ci pranie mózgu, odkąd się pojawiła masz w d***e nas, gang, interesy i całą resztę! Jak tak dalej pójdzie to znowu wylądujemy na ulicy lub cmentarzu, bo tobie zachciało się uganiać za małolatą? – Krzyknął wściekły popychając bruneta do tyłu.
Zrobił to tak mocno i z taką złością, że mężczyzna poleciał wprost na ścianę, a piwo, które właśnie pił wylało mu się na koszulkę.
- Przegiąłeś! – Wysyczał przez zaciśnięte żeby rzucając puszkę w kąt i rzucając się z łapami na Andre.
- Posłuchaj debilu! – Powiedział łapiąc go za szmaty i przygniatając do podłogi. - Nie mam nikogo w d***e, jesteście moją rodziną i zawsze tak pozostanie! Dla was wskoczę w ogień, ale nie pozwolę byś dyktował mi, co mam robić! To jest moje życie i jeśli mam ochotę latać za Karen, to będę to robił! A jeśli mówię, że mam oko na wszystko to tak jest! - Rzekł puszczając jego koszulkę.
Po czym szybko wstał, wziął kurtkę w dłoń i opuścił barak. Wściekły wsiadł na motor i ruszył w stronę domu. Zachowanie Andre coraz bardziej go wk***ało, nie rozumiał, czemu chłopakowi tak bardzo nie podoba się jego związek z blondynką. Przecież dziewczyna nic mu nie zrobiła. To nie był jednak jedyny dylemat, jaki miał Pablo. Kłopoty Karen nie dawały mu spokoju, ciągle myślał o tym czy ich związek ma sens. Ona młoda, niepełnoletnia, z dobrego domu. On pełnoletni, mieszkając w jednopokojowym mieszkanku bez pracy, szkoły i rodziny. Z dość pokaźną kartoteką policyjną oraz koką i bronią w magazynie. Już było widać, że jakaś część jego bandy nie zaakceptuje Karen nigdy za samo to, kim była, a i jej rodzina raczej szczęśliwa nie jest wiedząc, z kim spotyka się ich córka. Tyle ich różniło i tyle osób zaczynało mieć to za złe, iż sam zaczynał się zastanawiać nad sensem tego związku. Dlatego by nie kłamać nie odpowiedział tylko zamknął jej usta pocałunkiem. Wolał odwrócić jej uwagę niż obiecać coś, czego być może nie spełni. Będąc już pod kamienicą, zobaczył czarną limuzynę, chociaż było do połowy ciemno łatwo się domyślił, do kogo należy. I nie mylił się, kiedy zaraz z auta wysiadł ojciec Karen, a razem z nim trzech goryli. Chciał udać, że ich nie widzi i wejść do środka budynku jakby nigdy nic, niestety dwaj napakowani panowie stanęli mu na drodze.
- Dobra, o co kur.wa chodzi?! – Zapytał odwracając się w stronę Jorge.
- Masz zostawić moją córkę w spokoju, mówię ci to po raz ostatni! – Zagroził mężczyzna spoglądając srogo w oczy bruneta.
- A jeśli nie ze chcę to, co?! – Zapytał Cygan krzyżując ręce na klatce piersiowej z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
Rozdział 14
,,Oferta”
Było już późno, a wrażenia z całego dzisiejszego dnia dały się jej we znaki. Wstała, więc i wolnym krokiem poczłapała do łazienki by wziąć prysznic. Nie zdążyła jednak odkręcić kurka od kranu jak usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Wróciła się, więc z powrotem do pokoju by zobaczyć, kto raczył wejść bez pukania. No tak mogła się domyślić, że to matka, bo tylko ona miała zwyczaj wpadać jak do siebie.
- Miałam właśnie wziąć kąpiel. – Rzekła blondynka w nadziei, że rodzicielka wyjdzie.
- Zaraz po koncercie szkolnym, który obiecałaś dyrektorowi wyjeżdżasz do innej szkoły! – Zakomunikowała Carmen ignorując słowa córki.
-, Że co takiego?! – Krzyknęła rzucając matce pytające spojrzenie. – Jak to wyjeżdżam, ale dlaczego?! – Dodała nic nie rozumiejąc.
- Miałaś wyjechać już jutro, ale ze względu na występ szkolny wyjedziesz za trzy dni. – Wyjaśniła ze spokojem w głosie. - Czy to jest jasne dla ciebie?! – Zapytała piorunując ja spojrzeniem.
- Nie! Nie ma mowy, ja nigdzie nie jadę! – Krzyknęła wściekła i zrozpaczona jednocześnie.
- Karen, ale ja nie pytam cię o zgodę. Kupiliśmy już bilet, w nowej szkole też wiedzą o twoim przybyciu tak, więc nie masz nic do gadania. – Powiedziała wzruszając ramionami.
- Przecież tu mam szkołę, przyjaciół i rodzinę, więc dlaczego … - zaczęła, lecz Carmen szybko weszła jej w słowo.
- Posłuchaj no! – Rzekła biorąc blondynkę pod brodę tym samym wymuszając by spojrzała jej głęboko w oczy i z uwagą wysłuchała, co ma do powiedzenia. - Ani ja, ani ojciec nie jesteśmy debilami i doskonale wiemy gdzie byłaś i z kim! Przytaknęliśmy Marianie, bo jej rodzice to szanowana rodzina mając wpływy, nie chcemy wchodzić z nimi w konflikty. Jednak nie pozwolimy by robiono z nas idiotów, dlatego maleńka by odciągnąć cię od tego kryminalisty wyjedziesz do Europy i zostaniesz tam póki nie ukończysz 25 lat.
- Mamo, ale … - krzyknęła zalana łzami.
- Milcz! Bo jeszcze jedno twoje słów, a nawet nie będziesz miała okazji pożegnać się z kimkolwiek! I od dziś do szkoły jeździsz z domu w towarzystwie nie tylko szofera, ale i ochroniarza. – Powiedziała ruszając w stronę wyjścia. – A i zabieram ci komórkę, telefon w twoim pokoju też został wyłączony, a przy drzwiach stoi ochrona tak, więc nie kombinuj. – Powiedziała ostrzegawczo i czym prędzej opuściła pokój zatrzaskując za sobą drzwi.
Dla niej to był koniec. Nie mogła pojąć zachowania swoich rodziców, przecież nie zrobiła nic złego. No przynajmniej nic, co by zasługiwało na aż taką karę. Fakt brunet pochodził z troszkę innego świata niż ona, był starszy, ale kochała go, więc jakie to miało znacznie czy jest bogaty czy nie? A że miał kilka lat więcej niż ona, też nie robiło jej to różnicy. Przecież im facet starszy tym ponoć mądrzejszy i bardziej odpowiedzialny. Była załamana tym, że jej rodzina nawet nie próbowała go poznać, a z miejsca go skreśliła. Wiedziała jedno, że za nic w świecie nie może wyjechać. Utrata Pabla nie wchodziła w grę, tylko jak w wieku szesnastu lat miała wydostać się z pod szponów tak bezwzględnych rodziców? Zastanawiała się.
****************
Za ten cwaniacki uśmiech miał ochotę obić mu twarz. Postanowił jednak załatwić sprawę w sposób dość kulturalny, kiwną, więc głową w stronę jednego ze swoich ludzi. Ten wiedząc, co chce szef sięgnął do tylnej części samochodu i wyjął z niego dużą czarną walizkę, po czym podał starszemu mężczyźnie. Ten zaś położył ją na maskę samochodu.
- Tyle dostaniesz za porzucenie Karen. – Powiedział otwierając walizeczkę.
Pablo spojrzał na ogromną sumę pieniędzy znajdującą się w środku. Chociaż sam zarabiał spore sumki na sprzedaży broni czy koki to jednak tak dużej kasy jak ta jeszcze nie widział. Jorge natychmiast dostrzegł błysk w oczach chłopaka i chcąc kuć żelazo póki gorące, zamknął ją natychmiast wcisnął brunetowi w dłoń.
- Masz i zastanów się nad moją ofertą do jutra. Jeśli do 12.00 W południe nie zwrócisz jej uznam, że przyjąłeś moje warunki. – Powiedział z triumfującym uśmiechem na twarzy.
Cygan uniósł walizkę do góry, uśmiechnął się oglądając ją z każdej strony. Po czym cisnął nią w klatkę piersiową ojca Karen.
- Możesz zabrać je od razu! – Wysyczał wściekły. – Twoja córka jest ze mną i ani ty, ani żadne pieniądze tego nie zmienią! – Krzyknął mu prosto w twarz popychając do tyłu.
To jednak spotkało się z natychmiastową reakcją ze strony ludzi Jorge. Jeden z nich złapał bruneta od tyłu wykręcając mu obie dłonie, drugi zaś uderzył go z całej siły mocno w brzuch, tak, że chłopak natychmiast zgiął się w pół z bólu.
- Do środka z nim! – Rozkazał ciemnowłosy blondyn.
Mężczyźni natychmiast wciągnęli bruneta do wnętrza kamienicy, zaciągając go na górę do jego własnego domu.
- Myślisz, że jak mi obijesz gębę to zmienię zdanie?! – Krzyknął jak tylko odzyskał zdolność mówienia.
Ten jednak nie odezwał się tylko wyciągnął klucze z kieszeni kurtki, którą miał na sobie Pablo. Otworzył mieszkanie, po czym jego ludzie wepchnęli do środka Cygana.
- Siadaj śmieciu i słuchaj, co mój szef ma ci do powiedzenia! – Powiedział jeden z nich biorąc go za fraki i sadzając na krześle w kuchni.
- Wypier.dalaj z tymi łapami! – Wysyczał brunet odtrącając ręce przeciwnika.
Ten jednak szybko złapał go z powrotem i mocno przytrzymał za ramiona by chłopak nie mógł wstać. Jorge usiadł naprzeciw niego.
- Posłuchaj Cygan … - zaczął mężczyzna.
- Cygan koleś jestem dla przyjaciół, a ty jakoś nie wyglądasz mi na żadnego z nich! – Wysyczał wściekły próbując się wyrwać z objęć grubasa.
- Aleś ty pyskaty i narwany to cię kiedyś zgubi. – Rzekł uderzając chłopaka prosto w szczękę. – A teraz zamknij wreszcie swoją jadaczkę i słuchaj! – Krzyknął mu do ucha.
Pablo oblizał wargę, jak tylko poczuł spływającą po niej krew. I spojrzał wściekle na, teścia”. Ten widząc, że chłopak ma zamiar w końcu go wysłuchać, przeszedł do konkretów.
- Moja córka ma szesnaście lat, ona jeszcze nie wie, co to miłość i stały związek. Jesteś jej pierwszym facetem, dlatego uważa cię za kogoś wyjątkowego, ale kiedy się jej znudzisz …rzuci cię. Dlatego Pablo, ponowię swoją propozycję. Zostawiam ci kasę i zapominam o twoim nietaktowny zachowaniu, ty bierzesz forsę i znikasz z życia mojego dziecka. Za te papierki możesz żyć jak pan, z dużo lepszą i bardziej doświadczoną laską niż Karen. – Powiedział wstając i podsuwając mu walizkę pod nos.
Jak tylko człowiek Jorge puścił go, chłopak podniósł się do pionu? Spojrzał na walizkę, a potem na mężczyznę i jego goryli. Po krótkim zastanowieniu, uśmiechną się i patrząc prosto w oczy rywala rzekł;
- Weź forsę oraz tych dwóch i wypier.dalaj z mojego domu! Inaczej zapomnę, kim jesteś i cię zatłukę skur.Wielu! – Wysyczał po raz kolejny wciskając podarunek w klatkę piersiową mężczyzny.
- Zgrywasz cwaniaka, ok. – powiedział skinąwszy głową. - Wezmę pieniądze i wyjdę tak jak sobie tego życzysz, ale nie, dlatego że się ciebie boję. Tylko chcę patrzeć jak moja własna córka cię zniszczy zostawiając dla kogoś bardziej wartościowego. – Wysyczał kierując się w stronę drzwi. - I pamiętaj, od dziś twoje życie stanie się piekłem, już ja tego dopilnuję. – Rzekł opuszczając mieszkanie.
Wściekły wziął do ręki krzesło i z całej siły cisnął nim w drzwi. Po czym usiadł na kanapę zastanawiając się czy uczucia Karen są na tyle silne by nie sprawdziły się przepowiednie jej ojca.
****************
Popijając kolejne piwo omawiali plan, który miał pomóc odzyskać im szefa. Ivan tak samo jak Puno uważał, że blondynka źle działa na Cygana. Początkowo miał to gdzieś, sądząc, że brunet rzuci ją zaraz po zaliczeniu. Niestety tym razem sprawa wyglądała na poważną, bo po raz pierwszy ich przywódca zniknął zostawiając bandę na własnej łasce. Zapomniał, że wrogowie nie śpią i tylko czekają na atak. I chociaż byli dobrą drużyną to jednak bez Pabla mogli bez problemu przegrać tą bitwę. To brunet założył gang, nauczył ich jak być twardym i obiecał zawsze stawiać ich na pierwszym miejscu. Liczyli na niego, bo nikt poza nim nie miał tu takiego poparcia oraz wyrobionego szacunku. On był ich potęgą i siłą, dlatego też nikt nie próbował nawet zająć jego miejsca, a tym bardziej go stracić. I to jeszcze z powodu jakieś małolaty, która sama pewnie z czasem go rzuci, gdy znudzi się jej zabawa. Żaden z nich nie wierzył w szczerość uczuć dziewczyny, poza tym byli pewni, że Cygan tak naprawdę jej nie kocha tylko czeka na chwilę, kiedy zaciągnie ją do łóżka. Zamierzali mu to udowodnić i jednocześnie na wszelki wypadek jednak woleli trzymać rękę na pulsie i stąd opracowali plan rozdzielenia ów zakochanych. Wystarczyło przekonać Karen, że jej facet ją zdradza. Postanowili, więc zwabić bruneta do baru, a także blondynkę. I w momencie, kiedy ta się zjawi, podstawiona laska miała namiętnie pocałować ich szefa. Plan prosty i jak najbardziej skuteczny. Takiego zdania byli obaj panowie. Czy aby na pewno uda się im go wykonać bez żadnych kłopotów???
************
Był wściekły, nie sądził, że ktokolwiek w tym mieście ma czelność odnosić się do niego w ten sposób i do tego tak się stawiać. Najchętniej zabiłby bruneta od razu tak jak radziła mu żona. Niestety, jako prezydent miast, ważny i szanowany człowiek nie mógł narażać siebie i swojej reputacji. Stąd pomysł by przekupić chłopaka, był pewny, że taki ktoś jak Pablo z chęcią przyjmie pieniądze i jeszcze podziękuję. Tym czasem mężczyzna nie tylko odmówił, ale też pokazał, że nie boi się jego władzy, znajomości ani czegokolwiek. Być może powinien się tym martwić, jednak miał w zanadrzu coś, co na pewno pogrąży ukochanego córki przed nią samą. Na samą myśl uśmiechnął się do siebie. Po czym wyciągnął z kieszeni swoją komórkę i podał jednemu ze swoich goryli.
- Masz, pojedziesz jeszcze dziś do Rodrigo i powiesz, żeby to zmontował. Do jutra rana filmik ma być gotowy i wgrany ponownie w telefon. – Rozkazał spoglądając na niego poważnie.
Jorge był człowiekiem, który nie dość, że nigdy się nie poddaję to jeszcze zawsze dopina swego. Bez względu na to czy są to czyste czy nie czyste zagrywki. Ważne były efekty. Znał Karem i doskonale wiedział jak była wrażliwa, a także jak bardzo naiwna. I dlatego wiedział, że po obejrzeniu nagrania jego córka zmądrzeje i sama zostawi rzekomego ukochanego.
************
Następnego dnia rano.
Całą noc nie mogła spać, myśląc o zachowaniu rodziców i o tym jak uniknąć wyjazdu. Niestety miała związane ręce, matka zabrała jej telefon, przez co nie mogła skontaktować się ani z Mari ani z Pablem. Z pokoju też nie mogła wyjść gdyż ochroniarz stał pod jej drzwiami, nawet schodząc na dół po sok szedł za nią. Wściekła i zrozpaczona, usiadła na łóżku i słuchając muzyki wspominała ostatnie chwile spędzone z brunetem. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i staną w nich ojciec. Jego zadowolony wyraz twarzy obudził w niej nadzieję na to, że nie wyjedzie. Wiedziała, iż ojciec zawsze bardziej ją kochał i była pewna, że uda się jej go przekonać do tego by mogła zostać w obecnej szkole. Zeskoczyła, więc z łóżka i szybko podbiegła rzucając się mu w ramiona.
- Tato! – Krzyknęła wtulając się w niego.
- Witaj słońce. – Powiedział całując ją w policzek.
- Tato proszę przekonaj mamę by nie wysyłała mnie do Europy, proszę. – Powiedziała szybko korzystając z dobrego nastroju ojca.
- Karen o tym porozmawiamy później, teraz chcę ci coś pokazać. – Rzekł sadzając blondynkę na łożu.
Następnie wyjął z kieszeni swoją komórkę i usiadł obok dziewczyny. Poszukał odpowiedniego nagrania i nim pokazał go córce spojrzał na nią i powiedział;
- Kochanie to, co teraz zobaczysz może być dla ciebie nieprzyjemne, ale wiedz, że to dla twojego dobra. – Wyjaśnił spoglądając na nią z troską w oczach.- Obejrzyj to i wtedy porozmawiamy o twoim wyjeździe, dobrze? – Zapytał gładząc jej policzek.
- Dobrze. – Odpowiedziała biorąc aparat do ręki.
Po obejrzeniu materiału filmowego, bez słowa oddała komórkę. Wstała i podeszła do okna nawet nie spoglądając ani razu w stronę ojca.
- Kochanie dobrze się czujesz? – Zapytał podnosząc się i ruszając w jej stronę.
- Wyjdź stąd! – Rozkazała gniewnie, dusząc w sobie łzy.
- Karen słoneczko …
- Powiedziałam wyjdź, chcę zostać sama! – Tym razem krzyknęła odwracając się jego stronę i wskazując na drzwi.
- Dobrze wyjdę, a ty pomyśl czy nadal chcesz tu zostać. – Powiedział, po czym opuścił sypialnię.
Jak tylko zamknął drzwi, jej długo powstrzymywane łzy popłynęły po jej bladych policzkach. To jednak nie było najgorsze, ale ból, który trzymał ją za gardło i miażdżył potężnie jej serce. W ciągu jednej chwili jej świat runą, a osoby, które uważała za najukochańsze zawiodły ją. Ojciec, który przekupił jej ukochanego. I brunet, który przyjmując zapłatę ewidentnie pokazał, że dziewczyna nic dla niego nie znaczy. Nawet wieloletnia nienawiść i obojętność jej matki nigdy nie sprawiła jej takiego bólu, jaki zrobił to Pablo wciągu zaledwie kilku sekund. Rozerwana dusza jak i serce, sprawiały, że łzy nie przestawały lecieć, a jej cichutkie łkanie zamieniło się w spazm. Upadła na kolana i ściskając w dłoni wziętą wcześniej z łóżka poduszkę przycisnęła do piersi oddając się rozpaczy. Tu w tym domu i na tej podłodze chciała wylać wszystkie łzy, by po wyjeździe zapomnieć o nim i zacząć wszystko od nowa. W tym mieście nie było już dla niej miejsca , musiała wyjechać , by nigdy więcej nie oglądać jego twarzy. |
|
Powrót do góry |
|
|
P@Tk@ Idol
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 1744 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:56:50 25-12-11 Temat postu: |
|
|
jak można być tak okrutnym dla własnego dziecka
czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
natalka0125 Mocno wstawiony
Dołączył: 25 Sie 2011 Posty: 6301 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:03:37 25-12-11 Temat postu: |
|
|
Opowiadanie twoje jest świetna bohaterowie też tak samo czekam na next |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:50:59 27-12-11 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za komentarze |
|
Powrót do góry |
|
|
P@Tk@ Idol
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 1744 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:36:01 06-01-12 Temat postu: |
|
|
kiedy new |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:58:21 09-01-12 Temat postu: |
|
|
Rozdział 15
,,Nie istniejesz już dla mnie !"
Całą niedzielę jak i poniedziałek przesiedziała w pokoju. Powinna iść do szkoły ,ale z obawy przed spotkaniem z brunetem rodzice kazali zostać jej w domu. Przez te dwie doby nie miała kontaktu z nikim poza matką , ojcem i ochroniarzami. Telefon zabrany , wyjść nie mogła więc i spotkać się nikim też nie było jak. W sumie to nawet nie miała ochoty na wizyty kogokolwiek. Rozczarowanie jakie ją spotkało odebrało jej chęć do życia. Leżąc na łóżku ,wtulona w pluszową poduszkę koloru fioletowego płakała ,a kiedy brakło łez ,zasypiała i tak oto wyglądało jej obecne życie. Jeszcze tylko jeden dzień i opuści ten nieszczęsny dom. Jutro da ostatni koncert i potem… Żegnaj Meksyku ! Witaj Europo ! Tym czasem niczego nie świadomy brunet chodził od kuchni do pokoju wściekły jak osa. Od momentu rozstania z blondynką próbowała wielokrotnie się z nią skontaktować ,ale na marne. Telefonu nikt nie odbierał. Nie mogąc już dłużej znieść tych nerwów pojechał pod szkołę ,ale i tam nikt nie wiedział co się dzieje z Karen. W końcu pojechał do Mariany , niestety pech chciał ,że i tej nie udało mi się złapać ,a i komórka milczała. Zdesperowany poleciał nawet pod dom dziewczyny , kłopot w tym ,że zbyt duża ochrona uniemożliwiła mu dostanie się do niej. Poza tym nawet nie wiedział w którym pokoju znajduje się ukochana i czy w ogóle jest w domu. Przez całkowity brak kontaktu z nią zaczął szaleć ze wściekłości. W takim stanie nie powinien zbliżać się do nikogo ,a i inni powinni trzymać się od niego z daleka bo gotów był zabić. Jednak obowiązki czekały . Pojechał więc w południe na bazę.
- O wreszcie jaśnie PAN do nas zawitał ! – rzekł z sarkazmem Andre czyszcząc w tym czasie swój motor.
- Zostaw tego grata i wypie*dalaj zawieźć towar do Perezza ! - krzyknął brunet ignorując zaczepkę. – Erin ty policz ile jeszcze mamy towaru w magazynku , ty Jack dowiedz się co ta szuja knuje. – rzekł do pozostałych.
- A ja ?! – zapytał Ivan który został pominięty przez rozwścieczonego szefa.
- Ty pojedziesz ,ze mną ! – odparł wyciągając kasę z sejfu.
Puno już miał zamiar się odgryźć za owe potraktowanie ,ale darował sobie widząc minę czerwonowłosej.
Każdy bez sprzeciwu ruszył do swoich obowiązków. Pod koniec dnia zadowolony szatyn był pewny iż jego dawny szef wrócił. Nie znał przyczyny ,ale najmniej go to teraz obchodziło. Najważniejsze było ,że Cygan cały dzień poświęcił im i sprawom dotyczącym gangu. Z tej radości zaprosił całą bandę do baru. Brunet choć wciąż nie był w nastroju , skorzystał z zaproszenia. I już po kwadransie cała paczka siedziała w lokalu popijając piwo.
- Cygan co jest grane ? – zapytała delikatnie Erin widząc wciąż milczącego chłopaka.
- A co ma być ?! – odburknął.
- No właśnie nie wiem i dlatego pytam. – powiedziała spoglądając w jego nieobecne oczy.
- Pijesz , to pij a mnie daj spokój. – odpowiedział wpatrując się w ekran swojej komórki w oczekiwaniu na jakąkolwiek wiadomość od Karen.
Im dłużej nie miała z nią kontaktu tym bardziej dopadały go czarne myśli. Zaczynał sądzić iż ojciec dziewczyny miał rację. Rzuciła go ! Rzuciła bo uznała ,że nie warto ryzykować dla kogoś takiego jak on. Przy nim nie mogła czuć się bezpiecznie pod żadnym względem. Co więcej by go widywać musiała oszukiwać rodzinę ,znajomych i narażać siebie na różne przykrości. I chociaż zapewniała go o swoich uczuciach to jednak miał wątpliwości co do ich siły. Te wszystkie myśli coraz bardziej go dobijały , pił więc kufel za kuflem chcąc uciszyć ból w sercu i narastające pytania w jego głowie.
**********
Nie on jeden martwił się o blondynkę. Mariana która też próbowała się z nią skontaktować chodziła cała poddenerwowana. Nie mogła zajrzeć do Karen gdyż sama była poza miastem. Po rozstaniu z Miguelem potrzebowała chwili dla siebie , by przemyśleć to i owo oraz przygotować się do życia bez ukochanego. Jednak chcąc wiedzieć jak Karen się trzyma dzwoniła do niej wielokrotnie. Niestety tak samo na marne. Mając już dość tej dziwnej sytuacji , schowała dumę w kieszeń i zadzwoniła do blondyna.
- Cześć ! – rzekła chłodno. – Mam prośbę. – powiedziała nim chłopak zdążył się przywitać.
- Cześć ! – odpowiedział. – O co , chodzi ? – zapytał zdezorientowany.
- Wiem ,że nie jesteś po mojej stronie oraz ,że nie pochwalasz związku Karen i tego chłopaka ,ale czy mógłbyś pojechać do domu swojej ciotki i sprawdzić co się tam dzieje ?! – zapytała lekko przygryzając wargę. – Nie prosiłabym cię oto gdybym była w Meksyku ,ale nie ma mnie ,a Kari nawet telefonu nie odbiera co zaczyna mnie martwić ! – wyjaśniła szybko słysząc ciszę panującą po drugiej stronie.
- Dobrze sprawdzę to i dam ci znać ,ale… po powrocie spotkasz się ze mną bo musimy pogadać. – powiedział dość poważnym tonem.
- Jeśli rozmowa będzie dotyczyła czegoś innego niż naszego związku nie ma problemu. – powiedziała chłodno. – A teraz przepraszam , muszę kończyć gdyż ciotka mnie woła. – skłamała naciskając czerwoną słuchawkę.
Rozmowa z nim przywołała wspomnienia , przez co łzy potoczyły się jej po policzku. Od czasu rozstania starała się być twarda , przez telefon też udawała ,że stosunki między nimi na nią nie wpłynęły. Prawda jednak była inna. Jej serce krwawiło , dusza wciąż rwała się do niego. Tęskniła za pocałunkami , rozmowami i każą chwilą z nim spędzoną. Pogrążona w myślach przestraszyła się na dźwięk telefonu. Otarła szybko łzy i odebrała.
- Słucham ? – powiedziała do słuchawki starając się by jej głos brzmiał jak najbardziej naturalnie.
- Mari oni ją jutro wywożą do Europy. – powiedział blondyn sam jeszcze zaskoczony tym co usłyszał.
- Jak to , dlaczego ?! – zapytała zszokowana.
- Nie wiem bo Jorge nic więcej nie chciał mi powiedzieć , ale mam dziwne przeczucia ,że tam stało się coś złego. – rzekł zdenerwowany.
- Wiedziałam , czułam to ! – krzyknęła do słuchawki.
- Co zamierzasz zrobić ?! – zapytał nagle.
- Dziękuję ci za pomoc i przepraszam ,ale nie powiem ci o swoich planach z powodów wiadomych. – powiedziała ponownie się rozłączając.
*************
Przedstawienie szkolne miało odbyć się o godzinie 10.00 dwie godziny później będzie już w samolocie do Francji. O ile dobrze zrozumiała słowa ojca. Nie chętnie wstała z łóżka o 7.00. Wzięła gorącą kąpiel , po której lekko się ożywiła. Ubrała się w elegancki strój i zeszła na dól , by zjeść śniadanie w towarzystwie rodziców. Co prawda na to też nie miała ochoty ,ale tym razem zmuszono ją do tego. Nie mając siły na kłótnie i słuchanie ich wywodów posłuchała się , jednak posiłku nawet nie tknęła do tego akurat zmusić jej nie mogli. Oboje widzieli w jakim stanie jest ich córka ,ale nawet się tym nie przejęli. Uznali ,że owy kaprys miłosny z czasem minie jak grypa. Po skończonym jedzeniu , gotowi już do drogi całą rodziną pojechali pod szkołę. Państwo Portilla zajęli miejsca siedzące na Sali w której miał odbyć się pokaz zaś blondynka poszła za kulisy do swojej garderoby. Dzięki ojcu miała ją tylko dla siebie , powodem była ochrona która przez calutki czas towarzyszyła dziewczynie. Miała już tego dość , ale niestety nic nie mogła na to poradzić. Ochoty na koncert też nie miała , bo jak śpiewać skoro serce płacze , a piosenka ma być wesoła. Modliła się więc , by jak najszybciej przez to przejść i uciec stąd jak najdalej. Czas wlekł się niemiłosiernie. Każda minuta przypominała godzinę , siedziała skulona na kanapie nie dbając o wygląd stroju. Gość który ją pilnował usiadł naprzeciw niej i czytał jakiś dziwny magazyn. Punk 11.00 ktoś zapukał do drzwi.
-Karen już czas ! – powiedziała Pani Gomez (organizatorka przedstawień szkolnych).
Skinęła głową na znak iż zrozumiała , po czym wstała poprawiła sukienkę i wyszła biorąc do ręki swój mikrofon. Stojąc już na scenie , wzięła głęboki oddech i rozejrzała się po Sali. Widok roześmianych osób i brak przyjaciół (Mariany ) przywołał na jej twarzy jeszcze większy smutek. Musiała jednak szybko wziąć się w garść. Policzyła w myślach do dziesięciu i zaczęła śpiewać , po mimo ,że łzy cisnęły się jej do oczu powstrzymywała je z całej siły. Nie przyszło jej to łatwo ,ale dała radę. Zaśpiewała ! Po oklaskach jakie dostała , zeszła ze sceny ruszając w stronę garderoby. Zdziwił ją fakt braku goryla ,ale nie przejęła się tym ,a wręcz ucieszyła. Chwila wolności się przyda ,by wreszcie pozwolić popłynąć nazbieranym się łzom. Weszła do środka zatrzaskując za sobą drzwi , nim jednak doszła do kanapy , usłyszała jak ktoś zamyka je na klucz będący w środku zamka. Odwróciła się przestraszona i zamarła. Na jego widok po chwili ogarnęła ją niekontrolowana złość. I nim powiedział cokolwiek zaczęła krzyczeć.
- Wyjdź stad ! – rozkazała wskazując na drzwi i ocierając szubko spływające łzy.
- Martwiłem się.– powiedział chcąc do niej podejść.
- Daruj sobie te kłamstwa , dobra ! – powiedziała wściekła podchodząc w jego stronę.
- Karen co ty mówisz ?! – zapytał marszcząc brwi z zaskoczenia.
- To co słyszysz , nie wierzę w twoją troskę i dziwi mnie fakt ,że miałeś czelność przyjść tu po tym wszystkim ! – krzyknęła dźgając go paznokciem w klatkę piersiową. – Skoro jednak już tu jesteś , to powiem ci coś Pablo ! Jesteś idiotą jeśli myślisz ,że możesz drwić z szesnastolatki , jeśli chciałeś kasy albo seksu , trzeba było od razu tak powiedzieć ! – mówiła wbijając mu coraz głębiej paznokieć w tors.
To co mówiła było dla niego nie tylko zaskoczeniem ,ale i szokiem. Co więcej nie rozumiał o co chodzi ? Skąd nagle takie nastawienie i wrogość z jej strony.
- Czy tobie już całkiem odbiło ?! – zapytał łapiąc ją za nadgarstki. – O co ci do cholery jasnej chodzi ?! – zapytał lekko nią potrząsając.
- Nie wiesz ?! – zapytała z ironią.
- Nie ! – krzyknął widząc jej wściekłą minę.
- Rany jaki ty jesteś bezczelny ! Cholera ,że też wcześniej nie zauważyłam jaki z ciebie palant ! – powiedziała próbując wyrwać się z jego uścisku.
- Karen moja cierpliwość się kończy albo zaraz powiesz mi czemu mnie tak obrażasz i pałasz do mnie nienawiścią albo…
- Albo co ?!!! Uderzysz mnie ?!!! – zapytała wyrywając dłonie i popychając go na drzwi. – Jeśli tak to proszę … już mi nie zależy ! – krzyknęła nastawiając policzek.
Zdekoncentrowany stał jak w amoku i patrzyła na jej coraz dziwniejsze zachowanie.
- Nie zależy mi ani na życiu ,ani na tobie ! Dla mnie już nie istniejesz Pablo ! NIE ISTNIEJESZ !!! - krzyknęła zrozpaczona. – Skoro wolałeś te cholerne pieniądze niż mnieee ! To teraz goń się i nie udawaj ,że cokolwiek dla ciebie znaczę ! – krzyknęła siadając na kanapie i chowając twarz w dłoniach.
Kiedy dziś rano Mariana wpadła do jego mieszkania i oznajmiła mu ,że rodzice Karen chcą ją wywieźć. Bez zastanowienia wyleciał z domu jakby się paliło. Wsiadł na motor i przyjechał pod samą szkołę wiedząc od brunetki o przedstawieniu które miała dać blondynka. Czekał tylko aż ukochana przestanie śpiewać ,by potem mógł ją porwać i wywieźć gdzieś daleko chcąc uchronić ją przed wyjazdem do Europy. Był pewny ,że Karen się ucieszy na jego widok ,a tym czasem było inaczej. I dopóki nie powiedziała mu o co chodzi , już zaczynał myśleć ,że tylko szuka pretekstu by się z nim rozstać. Słysząc o forsie zrozumiał wszystko. Wściekły na ojca dziewczyny zacisnął pięści i teraz jeszcze bardziej miał ochotę zagrać mu na nosie. Najpierw jednak ukląkł przy niej.
- Skarbie …
- Nie mów tak do mnie i wyjdź stąd do cholery ! – krzyknęła zrywając się na równe nogi. – Liczę do trzech ,a potem zacznę krzyczeć i zjawi się tu ochrona ! – ostrzegła mierząc go wściekłym ,zimnym i zapłakanym wzrokiem.
- Skarbie posłuchaj … - zaczął ,ale znowu nie pozwoliła mu skończyć.
- Wyjdź stąd ! Wynoś się , słyszysz !!! – krzyczała rzucając się na niego z pięściami i okładając z całej siły. – Wynoś , nienawidzę cię ! NIENAWIDZĘ… NIENAWIDZĘ… NIENAWIDZĘ !!!
Z całej siły próbował nad nią zapanować i jakoś dojść wreszcie do głosu,ale furia w jaką wpadła była zbyt silna by nie sięgnąć po ostre środki. I chociaż tego nie chciał , zmuszony to zrobić krzyknął;
- Karen, ja nie wziąłem tych cholernych pieniędzy !!!
Zapadła chwila ciszy , spojrzała na niego. Trzymał znowu jej dłonie w nadgarstkach i patrzyła na nią z bólem w oczach.
- Nie wziąłeś… - powtórzyła jak by echem. – Widziałam filmik i ty … tam brałeś …
- Kochanie przysięgam na własne życie ,że nie wziąłem tej kasy. Nie potrzebuje jej bo mam ciebie i to mi całkowicie wystarczy. – rzekł ujmując jej twarz w swoje dłonie. – Wierzysz mi ? – zapytał ścierając łzy z jej policzków. |
|
Powrót do góry |
|
|
P@Tk@ Idol
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 1744 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:36:32 10-01-12 Temat postu: |
|
|
odcinek świetny
mam nadzieję że mimo wszystko będą szczęśliwi
czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:42:30 21-01-12 Temat postu: |
|
|
Rozdział 16
,,Ucieczka”
Kolejna ucieczka nie była dobrym pomysłem ,ale jak na razie jedynym który mógł powstrzymać rodziców Karen przed wywiezieniem jej z kraju. Teraz chciała jedynie cieszyć się chwilą u jego boku. Wtulona w jego silne ramiona siedziała na schodach domku do którego ją przywiózł. W czasie ucieczki nie miała czasu na to by go przeprosić gdyż dźwięk motoru zagłuszył by każde jej słowo. Tu jednak panowała totalna cisza , więc skorzystała z okazji z nim porozmawiać. A było o czym.
- Przepraszam Pablo. – rzekła ze skruchą w głosie. – Przepraszam ,że w ciebie zwątpiłam , ale widziałam ten filmik i….
- Ciii… - szepnął cicho do jej ucha przytulając ją mocniej do siebie. – Zapomnij o tym… ja już zapomniałem. – całując ją w czubek głowy.
- Chciała bym ,ale nie potrafię. Nie mogę pojąć jak mój własny ojciec mógł mnie tak oszukać ? – powiedziała ze złością w głosie zaciskając dłonie w pięści.
- Zrobił to bo chciał nas rozdzielić , jego zdaniem ja nie jestem odpowiednim partnerem dla ciebie. – rzekł patrząc w gwiazdy. – I wiesz Karem im dłużej o tym myślę uważam ,że on ma rację. – powiedział całkiem poważnie z zadumaniem na twarzy.
- Nie no ty chyba żartujesz ?! – krzyknęła wyślizgując się z jego uścisku i wstając naprzeciw niego. – Wiesz co Pablo ja już się pogubiłam , więc może mi wreszcie wyjaśnisz czy tobie na mnie zależy czy nie ? Bo w jednej chwili mam wrażenie ,że jestem dla ciebie ważna ,a w następnej ,że jestem tylko jaką częścią gry którą prowadzisz z moim ojcem. – powiedziała ze łzami w oczach stojąc nad nim.
- Kotku ja nie prowadzę żadnej gry. I gdyby mi na tobie nie zależało nie zjawił bym się w twojej szkole tylko pozwolił bym by cię wywieźli. A skoro do tego nie dopuściłem to chyba to o czymś świadczy czyż nie ? – zapytał biorąc ją za ręce i zmuszając by kucnęła i spojrzała mu prosto w oczy.
- No tak ,ale … - zaczęła lecz nie skończyła z obawy przed jego reakcją na to co ma zamiar powiedzieć.
- Ale co ? – zapytał widząc ,iż ucięła w pół zdania.
- Mówisz ,że ci zależy ,że jestem dla ciebie ważna i takie tam , lecz jeszcze nigdy nie powiedziałeś mi ,że mnie kochasz. Dlatego … dlatego ja nie jestem do końca przekonana co do twoich uczuć. – rzekła ze smutkiem spuszczając głowę.
- Nie powiedziałem , bo tak naprawdę ja jeszcze sam do końca nie wiem czy to co nas łączy można nazwać miłością. Być może to zwykłe pożądanie , zauroczenie czy fascynacja być może i nawet wyzwanie…
- Wyzwanie ?! – zapytała zdziwiona nie rozumiejąc co ma na myśli.
- Tak wyzwanie. Chodzi oto ,że ty i ja pochodzimy z dwóch różnych światów. Ty wychowałaś się w pełnej rodzinie , twoi rodzice mają sporą władzę i sporo gotówki. Od zawsze miałaś wszystko to co najlepsze , nigdy nie musiałaś o nic walczyć no i do tego jesteś młoda , bardzo młoda. A ja ! Ja zawsze miałem pod górkę. Matka nigdy się mną nie interesowała , póki żył ojciec nie miałem powodów do narzekań po mimo ,że nie byliśmy bogaci. Ale kiedy umarł ,a ona zachowała się tak jak się zachowała moje życie stało się ciągłą walką. Wychowała mnie ulica kotek , nie zarabiam tak uczciwie jak bym chciał. Nie mam wielkiego domu i kupy forsy. Wykształcenie i dobrego wychowania jak ty. – mówił cały czas patrząc w jej cudowne lecz smutne oczy. – Uwierz mi kotku gdybym miał córkę tak piękną jak ty sam nie chciałbym by ktoś taki jak ja się do niej zbliżał.
- Czyli co , mamy się rozstać ? Tego chcesz ?! – zapytała drżącym głosem , modląc się w duszy by zaprzeczył.
- Nie. – odparł głaszcząc ją po policzku. – Ale daj nam , a szczególnie mi czas na to bym zrozumiał co do ciebie czuję. Sama zaś zastanów się czy warto dla mnie ryzykować.
Nie do końca rozumiała o co mu chodziło. Każde z nich w inny sposób pojmowało życie jak i miłość. Nie miała jednak siły na dalszą dyskusję na ten temat oraz na rozmyślanie o tym czy też o rodzinie która ją zawiodła. Pocałowała więc go w usta.
- Dobrze dam ci czas , a teraz chodźmy spać padam z nóg. – rzekła przeciągając się.
****************
Był tak wściekły ,że ani na chwilę nie dało się go uspokoić. Chodził w tej i z powrotem spoglądając co jakiś czas w okno. Carmen dolewała jeszcze oliwy do ognia ciągłymi wymówkami jaki to on pobłażliwy był wobec córki która tak ich załatwiła. Po kolejnej godzinie poszukiwań wreszcie w jego domu znaleźli się ludzie. Niestety sami , bez blondynki. To oznaczało tylko jedno ! Brunet ponownie wygrał z nim bitwę.
- Nic tego szefie … nigdzie ich nie ma. – powiedział jeden z nich.
- Cholera jasna czy moja córka i ten śmieć są jacyś niewidzialni ? – wysyczał wściekły. – Czy może z was takie barany ,że nie potraficie znaleźć nastolatki i tego idioty ? – zapytał popychając jednego z nich. – Macie ich szukać aż do skutku ! – rozkazał. – Kiedy w końcu ich znajdziecie , ją przyprowadzić do domu całą i zdrową a tego gnoja zabić na miejscu !
Zaraz potem wszyscy ludzie zniknęli mu z oczu. Tylko żona wciąż stała mierząc go wzrokiem.
- A tobie o co wciąż chodzi ? – burknął mając i jej dziś po dziurki w nosie.
- Może powinieneś kazać zabić ich oboje. – rzekła spokojnie. – Wreszcie nasze kłopoty z tą smarkulą by się skończyły. – dodała na koniec nim weszła do sypialni.
************
Zamiast już dawno spać cała banda siedziała zastanawiając się nad ponownym zniknięciem bruneta. Erin jak zwykle olewała zamartwianie się i zrzędzenie kolegów doskonale wiedząc ,że facet jest dorosły i może robić co chce tym bardziej ,że jest szefem. Niestety tego nada nie pojmował Puno. Który jak zwykle ciskał się jak opętany.
- No i niech mi ku*wa ktoś powie czy przez tą jego blond dziwkę , nie rozjebie się nasz gang ? - zapytał kierując słowa w stronę chłopaków widząc jak jego dziewczyna szybko wkłada słuchawki do uszu.
- Wiesz co Andre może my powinniśmy wybrać nowego szefa ,skoro Cygan zaczyna nawalać. – rzekł Ivan.
- To nie z Cyganem są problemy ,ale z wami ! – powiedziała nagle Kocica. – Ujebaliście się nie wiadomo czego i wciąż wyszykujecie kłopotów , zamiast tego doradzam wizytę i psychiatry ! – rzekła opuszczając budę w której siedzieli.
- Erin ma rację , Pablo może i znika często odkąd poznał tą …jak jej tam… Karen ! Ale jeśli chodzi o inne sprawy to przecież są załatwione. – rzekł Jack.
- Tak mówisz ? – zapytał zdziwiony Puno widząc ,że kolega przeszedł na stronę bruneta. – To powiedz mi czemu ty dziś pojechałeś po kokę a nie on ? No czemu ?
- Bo Cygan poleciał do tej laski. – odparł zgodnie z prawdą. – Ku*wa ,ale to nie oznacza zaraz ,że będzie tak zawsze ! – dodał po chwili widząc kpiący wzrok kolegi.
- Mylisz się Cruz , to właśnie oznacza ,że go tracimy i jak czegoś nie zrobimy to ta laska tak zamiesza mu w głowie ,że zapomni o nas i pozwoli chłopakom tego śmiecia co to od dawna na nas dybie nas zajebać. Potem odda im nasz cały interes oraz dzielnicę i tak to się skończy. – rzekł poważnie Andre.
*************
Kolejny raz pomogła Karen nastawiając swoją głowę. Dla jej szczęścia nawet chwilowego była gotowa na takie poświęcenia. Po pomocy w ucieczce miała spotkać się z Miguelem. Wiedziała jednak ,że kiedy stanie z nim oko w oko nie da rady dalej udawać twardej. I rozklej się na jego widok wiedząc ,że już nie są razem. Poszła więc do baru i pijąc kieliszek za kieliszkiem zwierzała się barmance która ją obsługiwała. Rano za pewne pożałuje tego co dziś robi. Ale w tej chwili miała to gdzieś. Całkiem zalana w trupa , z ledwością doszła do drzwi kiedy zamykali już klub. Na zewnątrz oparła się o mury baru i zaczęła szukać telefonu by zadzwonić po taxi. Po kilku minutowej walce z torebką wreszcie znalazła to czego szukała , jednak na jej nieszczęście aparat wypadł jej z rąk. Już miała się po niego schylić kiedy nagle czyjaś dłoń. Zapewne męska dłoń , gdyż kobiety raczej nie chodzą z takimi zegarkami na rękach podniósł komórkę i jej podała.
- Dzi… dziękuję. – wybełkotała nawet nie patrząc na mężczyznę.
- Może pomóc ? – zapytał widząc jej okropny stan upojenia.
Podniosła wzrok i na widok przystojnego bruneta , posłała mu uśmiech.
- Aaa..a niby w czym ? – zapytała kołysząc się raz w prawo raz w lewo.
- Dotrzeć pani do domu. – odparł uprzejmie.
- Do twojego… czy do mojego ? – zapytała wciąż z bełkotem w ustach.
Tak wódka to było coś z czego kategorycznie powinna przestać korzystać. Gdyż ten alkohol odbierał jej tok myślenia. Brunet nie odpowiedział tylko od razu otworzył przed nią drzwi do swojego auta. Zamiast uciekać , ona jak grzeczna dziewczynka wsiadła do auta. Jakiś kwadrans później wkroczyła ,rzecz jasna z jego pomocą do wielkiego domu pana J. Tylko tyle zapamiętała z jego imienia kiedy się przedstawił.
************
Rankiem kiedy je ukochany smacznie sobie spał , wzięła szybki prysznic. Zaraz zrobiła sobie kawy i jedynie w majtkach i koszulce swojego mężczyzny usiadła na schodach przed domem. Dzień był piękny i słoneczny , dom stał dość daleko od ulicy i jakichkolwiek sąsiadów więc nie było obawy ,że ktoś ujrzy jej dość skąpy strój. Zamknęła oczy i wystawiając twarz na słońce poddała się ciszy panującej wokoło dla jeszcze większego rozluźnienia. Będąc tak bardzo pogrążona we własnych myślach oraz delektowaniu się pogodą nawet nie usłyszała jak brunet usiadł za nią. Dopiero kiedy pocałował ją w szyję drgnęła otwierając oczy.
- O czym tak myślisz kotu ? – zapytał prawie mrucząc jej do ucha.
- Jeszcze mnie raz tak wystraszysz , to cię wykastruję ! – zagroziła mierząc go morderczym wzrokiem.
- Przepraszam słońce. – rzekł całując ja delikatnie w usta.
- Chcesz kawy ? – zapytała jak tylko oderwał się od jej ust.
- Jasne , chociaż wolał bym coś innego na powitanie kolejnego dnia. – wyszeptał wsuwając dłoń pod jej koszulkę.
Miłe ciarki przebiegły jej po plecach. Zadrżała czując jego jego ciepła dłoń sunie ku górze w poszukiwaniu już nabrzmiałych piersi. Jego koniuszek języka jednocześnie pieścił jej szyję zataczając różne kółka oraz wzorki. Ta chwila była tak przyjemna ,że zapomniała nawet o miejscu w którym się znajdują. Jej głowa opierała się o jego ramie ,a ciało zaczęło się wyginać kiedy ręka bruneta pochwyciła jej sterczący jej sutek wyprawiając z nim najróżniejsze rzeczy jakich jeszcze nigdy nie doświadczyła. Całe ciało zalała fala gorącego ciepła , podążanie rosło w niej z taką mocą ,że pragnęła więcej i więcej. On nie mniej podniecony rozsunął drugą dłonią jej nogi i dotykając jej uda zszedł aż do jej wilgotnej już muszelki. Czując jak jego palce zakradają się pod cienki materiał jej majteczek zrozumiała jak daleko się posuwają. Chociaż była do granic wytrzymałości rozpalona , jednak ogarnął ją strach. Czy właśnie tak powinien wyglądać jej pierwszy raz ? Czy to właśnie z nim powinna stracić dziewictwo , skoro nie dawno sam ją przed sobą ostrzegał ? Czy zależało mu na tyle na niej by po wspólnie spędzonym stosunku jej nie rzucił ? Pytania kłębiące się w jej głowie nasilały się. Szybko otworzyła oczy i łapiąc za jego nadgarstki cicho wyszeptała ;
- Pablo nie.
Gdybym powiedziała ,że się nie wkurzył. Skłamała bym. Owszem wściekł się gdyż od dawna buzowały w nim hormony, Już nie raz byli tak blisko ,ale zawsze coś lub ktoś im przeszkodził. A teraz kiedy mieli szansę doprowadzenia tego do końca , ona stchórzyła. Nie mógł mieć oto do niej pretensji , co więcej nawet rozumiał jej zachowanie. Przypuszczając jakie obawy nią miotały , ale był facetem. Facetem który do jeszcze nią dawna prowadził dość swawolne życie erotyczne. Robił to kiedy chciał i gdzie chciał. A teraz dla niej starał się wytrzymać jak najdłużej , lecz takie gierki jakie z nim prowadziła jak tylko zostawali sam na sama nie pomagały mu żyć w celibacie. Nic nie mówiąc wstał i wszedł do środka od razu kierując się w stronę łazienki by wziąć zimny prysznic. Liczył ,że to pomoże mu zapanować nad pożądaniem jakie w nim wzbudziła. Niestety nie wiele pomogła lodowata woda ,ale bynajmniej on sam w środku trochę uspokoił nerwy. Więc kiedy wyszedł z łazienki i zobaczył jak skulona siedzi na łóżku , usiadł obok i wziął ją w ramiona.
- Hej słońce co jest ? – zapytał łagodnie unosząc jej głowę za podbródek.
- Przepraszam zawaliłam ale…
- Kotek nie rozmawiajmy o tym dobrze ? Jeśli trzeba poczekam. – rzekł spokojnie puszczając do niej oczko i całując ja na koniec w czoło.
- Jesteś pewny ,że dasz radę ? – zapytała z drżącym głosem.
Zastanowił się przez chwilę po czym z całkowitą pewnością w głosie rzekł.
- Tak jestem pewny , kotek.
Choćby go to kosztowało nie wiem ile , był gotów dla niej na takie poświecenie. Na wyrzeczenia. Była warta czekania tego był pewny jak niczego innego.
*************
Trzy dni poszukiwań i nadal nic. Samym zagięciem już się nie martwili , dobrze wiedzieli ,że Karem nic nie jest. A nawet jeśli to powinna mieć pretensję tylko do siebie ,że zaufała nie temu co potrzeba, Jednak wiadomość ze szkoły do której mieli ja posłać znowu wzbudziła w nich ogromną wściekłość. Dyrektor szkoły oznajmił iż skreślił blondynkę z listy widząc jak jest nieodpowiedzialna. Ani prośby ,ani groźby czy też próba przekupstwa nie skłoniła go do zmiany decyzji. Jorge był tak rozgniewany ,że zatrudnił nowych ludzi do poszukiwania wyrodnej córki. Po pięciu dniach jednak odwołał ich kiedy to sama stanęła na progu ich domu.
***********
Tak pięć dni , cudownych dni spędzonych z brunetem napełniło ją szczęściem i odwagą. Każda chwila z nim spędzona była na wagę złota, spacery , wieczorne rozmowy na schodach o wspólnej przyszłości chociaż znali się ledwie dwa miesiące. Ciągłe wygłupy , żarty , poranne śniadania w łóżku coraz bardziej zbliżyły ich do siebie. I chociaż nadal nie powiedział ,że ją kocha. Teraz nie miało to znaczenia , bo ona czuła ,że tak jest, Czuła lecz z oddaniem się mu i tak chciała zaczekać. A skoro on nie nalegał i czekał cierpliwie jak obiecał to i ona omijała ten temat. Nie chcąc też go nakręcać zaczęła troszkę się hamować. Mimo to naprawdę te pięć dni dało jej siłę i nadzieję do walki o miłość która zdaniem jej rodziców była zakazana, Niestety takiego powitania jakie zastała w domu , nie spodziewała się nawet w najgorszych koszmarach. |
|
Powrót do góry |
|
|
P@Tk@ Idol
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 1744 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:26:14 21-01-12 Temat postu: |
|
|
odcinek świetny
a tak w ogóle po co oni wracali skoro byli szczęśliwi
czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
anetta418 Prokonsul
Dołączył: 24 Maj 2009 Posty: 3096 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Siedlce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:30:11 16-02-12 Temat postu: |
|
|
Rozdział 17
,,Surowa kara”
Do domu wkroczyła zadowolona,jej mina natychmiast zrzedła gdy zobaczyła ojca. Stał w holu ,srogo na nią patrząc,wiedziała że ma przechlapane po całości. Już uciekając z domu, zdawała sobie sprawę,iż po powrocie będzie miała przerąbane,jednak dla tych chwil z Pablo była gotowa na wszystko.Te dni spędzone z nim były tak cudowne,że teraz mogła spokojnie ponieść każda karę.Na jej widok ojciec od razu zniknął w gabinecie. Miała zamiar już iść na górę kiedy słowa matki zatrzymały ją w pół kroku.
- Karen,zapraszam do salonu. - rzekła matka
Posłusznie więc ruszyła za rodzicielką. ,,No to teraz się zacznie.Pewnie znowu będzie mi gadać,albo zarwę w twarz." pomyślała.I nie myliła się jak tylko znalazły się w salonie matka wymierzyła jej siarczysty policzek.
- Ty dziwko ! - krzyknęła po raz kolejny uderzając ją w twarz.
- Ladacznico ! Jak śmiałaś uciekać z domu ?!!! - wrzeszczała cały czas bijąc ją po twarzy.
- Już ja cię nauczę posłuszeństwa ! - rzekła łapiąc ją pod rękę i ciągnąc na górę do jej pokoju..
Zapłakana Karen ,bez słowa ruszyła za nią wiedziała ,że matka jej nie daruje i liczyła się z tym iż dostanie karę,ale w najgorszych koszmarach nie przypuszczała tego co wydarzyło się kilka minut później.Rodzicielka złapała pas i raz zarazem zaczęła okładać nim dziewczynę po plecach.Blondynka początkowo próbowała uciekać od ciosów,ale kiedy jeden z ludzi ojca wszedł i głową przycisną ją do biurka ,nie miała już jak uciekać. Zacisnęła więc dłonie na blacie tak mocno ,aż całe ręce pobielały jej z wysiłku,łzy płynęły jedna za drugą a każdy wymierzony cios,przynosił tak wielki ból i pieczenie ,że nie zdołała nie krzyczeć.
- Ałaaaaaaaaaa,mamo...ałaaaa...mamuś proszę...ałaaa...przestań...ałaaaaaaaaa!!!
- Nie ,dopóki nie obiecasz,ze już więcej nie spotkasz się z tym bandziorem,kryminalista jednym !
- Mamuś to boli...błagam cię....ałaaaaaaaa...proszę...sprawiasz mi ból....ałaaaa!!!
- I dobrze,nauczysz się posłuchu,masz go zostawić słyszysz ! Zostawić ! - krzyczała wciąż okładając ją pasem gdzie popadnie.
Chociaż ból był okropny,plecy jak i nogi okropnie ją piekły,czuła jak jej skóra pęka a z ran zaczyna sączyć się krew,nie zamierzała spełnić rozkazu matki.Płakała,ale nie poddała się ,mocno zaciskając ręce jak i szczękę starała się jak najdłużej znieść ból,jednak z trudem. Carmen biła ją jak szalona,nawet krew,łzy i błagania nie powstrzymały ją,ani nawet to,że dziewczyna w końcu z tego wszystkiego straciła przytomność. Być może,zabiła by ją gdyby nie nadejście Jorge.
- Co ty do cholery robisz ?!!!Chcesz ją zabić ?! - krzyknął wyrywając jej pasek.
- Odejdź ! - krzyknęła próbując go odepchnąć.
- Nie !Dość, skatowałaś ją wystarczająco. - powiedział wciąż osłaniając dziewczynę swoim ciałem.
- Była nie posłuszna! - skwitowała próbując dostać się do blondynki.
- Wymierzyłaś już jej karę ,a teraz wyjdź ! – rozkazał wściekły. – A ty wezwij lekarza. – dodał spoglądając na współwinnego owego zajścia.
Czego jak czego ,ale nawet on był zszokowany takim zachowaniem własnej żony. Po ich wyjściu wziął córkę na ręce w najdelikatniejszy sposób jak mógł i zaprowadził do łózka. Jak tylko położyła się na plecach usiadł obok czekając na doktora.
******************
Noc u całkiem obcego faceta do dziś dnia nie dawała jej spokoju. Jak mogła być tak głupia i nieodpowiedzialna by iść z obcym mężczyzną do jego domu ? Co więcej uprawiać z nim seks ? To przekonało ją o racji Miguela. Okazała się głupią pustą małolatą. Dopiero teraz nie dziwiła się czemu ją zostawił. Całkiem załamana swoim postępowaniem oraz ty do jakich wniosków doszła zaszyła się w swoje sypialni od czasu tej bezmyślnej nocy. Komórkę wyłączyła nie mogąc już znieść ciągłych telefonów od blondyna których i tak nie odbierała. I pewnie prędko nikt by jej nie wygnał stamtąd gdyby nie koszmarna informacja która do niej dotarła z ust jej własnej matki. W wypadek Karen jakoś nie potrafiła uwierzyć znając jej rodziców ,dlatego nie tracąc czasu doprowadziła się do porządku. I pojechała do niej jak najszybciej to co tam zastała , tylko ją upewniło w tym,iż któreś z rodziców blondynki doprowadziło ją do takiego stanu. Nie miała okazji jednak rozmawiać z nią gdyż przyjaciółka była na silnych środkach przeciwbólowych oraz uspokajających. Teraz spała. Mariana posiedziała przy niej troszkę zastanawiając się za co ją tak ukarano. Dopiero schodząc na dół zrozumiała o co ten cały raban podsłuchując rozmowę między Carmen ,a własną matką. Wściekła opuściła ich dom nawet się nie żegnając. Ledwo stanęła przy samochodzie jak czyjeś dłonie objęły ją w tali. Przestraszona odwróciła się napotykając na oczy mężczyzny którego wciąż kochała. Serce zabiło jej jak szalone.
- No wreszcie udało mi się z tobą spotkać. – rzekł.
- Posłuchaj ja nie mam czasu … spieszę się. – wydukała chcąc mu uciec.
- Cholera jasna Mari kiedy ty dasz mi szansę na wytłumaczenie ci…
- Daj spokój Miguel… nie ma czego wyjaśniać. Miałeś rację to ja jej nie miałam. Poszukaj kogoś bardziej odpowiedniego dla siebie niż ja. Życzę powodzenia , a teraz wybacz mam coś pilnego do załatwienia. – rzekła wsiadając do auta.
***************
Podwożąc ją pod dom czuł ,że coś się stanie. Chciał nawet wejść z nią do środka ,ale blondynka go powstrzymała z obawy przed reakcją ojca ,oraz tym co może zrobić. Obiecała jednak zadzwonić do niego jak tylko rozmówi się z rodzicami. Na szczęście Pablo podarował jej nową komórkę gdyż tamtą nadal trzymała matka. Niestety nie zadzwoniła ,co jeszcze bardziej napełniło go obawami. Pojawienie się brunetki w jego drzwiach zdziwiło go nie co. I choć wciąż nadal się nie lubili po mino ,że dziewczyna nie raz im pomogła to wpuścił ją do środka.
- Co jest ? - zapytał opierając się o ścianę i wskazując ręką na krzesło.
- Ja tylko na chwilę. - powiedziała cicho.
- Ok,mów o co biega. – rzekł krótko.
- Posłuchaj,nie znamy się za dobrze i raczej się nie lubimy,ale jedno chyba nas łączy. – powiedziała spoglądając na niego z powagą.
- Yhym...a niby co ? – zapytał z lekka zdziwiony.
- Dobro Karen. Kocham ją bo jest moją przyjaciółką ,jestem gotowa dla niej na wszystko.Nastawię nawet swoją głowę jeśli trzeba by ona była szczęśliwa. – tłumaczyła wolno chcąc by zrozumiał cel jej wizyty.
- Możesz jaśniej,bo nie bardzo czaję do czego zmierzasz. – powiedział z deka zniecierpliwiony.
- I choć,nie znam cię zbyt dobrze ,to z opowieści Karen wnioskuję,że bardzo ci na niej zależy. A skoro tak ,to za pewne tez chcesz jej dobra. – dodała ignorując jego zachowanie.
- W rzeczy samej, więc jeśli przyszłaś prawić mi kazania lub grozić ,że jeśli ja zranię to oberwiesz mi jaja,daruj sobie.Zależy mi na niej i nie zamierzam jej skrzywdzić,co więcej zatłukę każdego kto to zrobi. – powiedział chcąc z nadzieją ,ze na tym rozmowa się skończy.
- Nie Pablo,nie mam zamiaru prawić ci kazań czy grozić.Jestem tu ,bo chcę byś coś zrobił,nie dla mnie,a dla dobra Karen. – odparła z poważną miną.
- Jasne,co to ma być ? – zapytał siadając na drugim krześle czując już ,że zapowiada się na dłuższa pogawędkę.
- Daj jej spokój. Zostaw ją,jeśli naprawdę chcesz by była szczęśliwa. – rzekła z błaganiem w głosie.
- Tyś się z chujem na rozumy dziewczyno pozamieniała? - zapytał wściekły słysząc jej prośbę.
- Posłuchaj,jej matka dziś o mało jej nie zabiła,a to wszystko dlatego ,że spotyka się z Tobą. Zrozum,jej starzy nie akceptują waszego związku i jeśli go nie zakończysz ,ona będzie wciąż miała piekło w domu.Więc... – mówiła tak szybko ,że ledwo łapał wszystkie słowa. Jednak to co najważniejsze zrozumiał aż za dobrze.
- Jak to o mało nie zabiła ?Co ty do cholery masz na myśli ? – zapytał wstrząśnięty.
- Skatowała ją ,biła ją pasem jak głupia,aż w końcu straciła przytomność. – powiedziała ze łzami w oczach.
- Zabiję dziwkę ,jak nic zabiję ją !!! - krzyknął uderzając pięścią w stół.
- Zwariowałeś !Przecież za to wsadzą cię do paki. – zdenerwowana krzyknęła podnosząc się raptownie do góry.
- Trudno,ale nigdy więcej ta kur.wa nie podniesie na nią ręki ! – warknął wściekły stając oko w oko z brunetką.
- Tak,tylko w ten sposób stracisz też Karen. Sądzisz,że jak zabijesz jej matkę ona ci za to podziękuje? gów*o!Znienawidzi cię !Zresztą wiesz co, rób jak chcesz,ale ja na twoim miejscu teraz bym odpuściła.Poczekała,aż Karen skończy 18 lat ,a wtedy nic nie stanie wam już na przeszkodzie by być razem.Jeśli jednak wybierzesz swoją opcję ,licz się z tym,że stracisz ją na zawsze. – powiedziała zbulwersowana wychodząc i trzaskając za sobą drzwiami.
Nie minęła minuta jak wybiegł za nią.
- Czarna ,zaczekaj ! – krzyknął doganiając ją na klatce schodowej.
- Co ? – zapytała przystając i odwracając się w jego stronę.
- Masz rację,dla jej dobra zrobię to o czym mówisz,ale najpierw chcę ją zobaczyć. – powiedział stanowczo.
- Pojebało cię,niby jak ? Mówię przecież,ze ona leży w domu na silnych środkach przeciw bólowych. – warknęła by dotarły do niego jej słowa.
- Wejdę oknem,balkonem czymkolwiek tylko zaprowadź mnie do niej i odwróć uwagę jej starych na te kilka minut. – powiedział błagalnym tonem.
Wiedziała,że jeśli wpadną zapłaci za to słono,ale wiedząc jak bardzo Karen go kocha zgodziła się na to. Pojechali oboje do jej domu,Mari weszła do rezydencji pod pretekstem przeprosin, na szczęście oboje siedzieli w salonie,wypytała najpierw ich co z przyjaciółką i czy ktoś teraz przy niej jest.A potem kiedy usłyszała ,ze dziewczyna śpi i nie ma nikogo koło niej ,puściła esemesa do Pabla,że droga wolna ,a sama zaczęła przepraszać za wyjście bez pożegnania. Nie robiła tego szczerze,ale musiała jakoś ich zagadać. Tym czasem brunet pospiesznie wdrapał się po siatce na której piął się krzak róży i przez drzwi balkonowe wkradł się do pokoju dziewczyny.Było tak jak mówiła brunetka Karen spała na brzuchu ,przykryta jedynie prześcieradłem.Na jej plecach leżały opatrunki ,na nie których widać było ślady krwi. Podszedł do łóżka i delikatnie położył się koło niej,odgarnął kosmyk opadniętych włosów z jej twarzy i ucałował w policzek.Wyglądała jak mały ,niewinny aniołek kiedy spała,widok ran sprawił,że w jego oczach pojawiły się łzy. Pogłaskał ja po głowie,wpatrując się bezustannie w jej twarz.
- Przepraszam Skarbie,to przez mnie teraz tak cierpisz. Gdybym wiedział...nie dopuścił bym do tego. Oddał bym wszystko by teraz być na twoim miejscu,wszystko byś nie cierpiała.Jednak teraz już jest za późno,ale przysięgam ci na własne życie,że już nikt nigdy więcej cię nie skrzywdzi. Wiem,że to nie tak miało być, że mieliśmy być razem ,aż do śmierci.Wiem,że po tym co zrobię znienawidzisz mnie,ale przysięgam to wszystko z myślą o Tobie Słońce.Być może nie zrozumiesz tego,pomyślisz ,że mi nie zależy,ale to nie prawda.Nie prawda ,kocham cię. Muszę cie zostawić ,by już nikt nie sprawił ci bólu. - wyszeptał i na koniec delikatnie ucałował ją w usta.
Po czym wstał i ruszył w stronę drzwi balkonowych,zatrzymał się jednak w połowie drogi,zawrócił. Jeszcze raz spojrzał na nią pocałował i przed odejściem powiedział;
- Żegnaj Słonko.
Rozdział 18
,, Rany duszy czy ciała…”
Stała przed wejściem do ich domku, w którym przesiadywała cała banda i ze zmartwieniem na twarzy przyglądała się brunetowi. Czerwono włos ej było żal przyjaciela widząc jak męczy się od tygodnia po rozstaniu z blondynką. Nie ronił łez, ale wystarczyło, że zamknął się w sobie. Nie rozmawiał z nikim już tak jak kiedyś. Wydawał jedynie rozkazy, a sam w ciszy robił to, co do niego należało. Kolejną odsłoną tego jak cierpi był fakt, że warczał bez powodu na każdego, rzucał przedmiotami, kopał nawet swój ukochany motor czasem, dlatego gdy mu coś nie wyszło, a czasem tak po prostu, bo stał najbliżej niego. Ciągle chodził zamyślony, co było widać, bo jego nieobecnym wzroku oraz tego, iż nie reagował nawet mrugnięciem oka, gdy ktoś go o coś pytał. Każdy z gangu widział, co przeżywa, chociaż brunet sądził, że jest inaczej. Lecz tylko Erin nie mogła znieść jego cierpienia. Chłopcy zaś cieszyli się z powrotu szefa. Teraz, jako ktoś, kto utracił ważną osobę Cygan był bardziej niebezpieczny niż wcześniej. Wystarczyła maluteńka iskra by wybuchł z taką siłą, że mógłby pozabijać z dziesięć osób na raz. Zachowanie Andre najbardziej ją wpieniało. Kochała go i dla niej, jako facet był naprawdę aniołem, ale jako przyjaciel był do kitu. To mogła akurat przyznać z ręką na sercu. Zamiast wspierać bruneta, namawiać do walki o blondynkę on od samego początku pragnąłby się rozstali i nawet teraz, gdy owe marzenie się spełniło nie raczył ukryć swoją radość. Co więcej próbował na siłę zeswatać Pabla z kimś innym? Rzecz jasna laska miała zabawić bruneta tak jak za dawnych czasów, jeden numerek i po sprawie. Puno nawet nie liczył się z konsekwencjami, które mogą go spotkać, kiedy brunet zorientuje się, iż panienka jest podstawiona. Kiedy Erin zobaczyła długonogą blond dziewczynę idącą w stronę Cygana, który o obecnej chwili skupiał się na naprawianiu motoru Jacka wpadła w furię? Nie wiele myśląc wbiegła do środka domku i złapała Andre za górną część jego rozpinanej bluzy.
- Albo ta laska zaraz stąd zniknie nim dorwie Cygana w swoje szpony, albo ja sama pomogę Pablowi obić ci mordę kotek! – Warknęła mierząc ukochanego morderczym wzrokiem.
- Kotek spokojnie… znam go i doskonale wiem, czego potrzebuje w tej chwili nasz poraniony książę. – Rzekł spokojnie zdejmując dłonie Kocicy ze swojej bluzy. – Zobaczysz, kiedy Camila zakręci mu tyłeczkiem przed nosem szybko zapomni o tej małej. – Dodała z cwaniackim uśmiecham się na twarzy.
- Ty zapomnisz jak się nazywasz jak Cygan cię dorwie! – Burknęła siadając na kanapie. – Ja nie wiem jak możecie tak spokojnie patrzeć na jego zachowanie, nie boli was to jak on cierpi? – Zapytała posyłając wszystkim wściekłe spojrzenie.
- Rany Erin nic mu nie będzie. Po wścieka się, posmuci i z czasem zapomni. – Rzekł Ivan obojętnie.
- Nie baw się w Matkę Teresę i nie zamartwiaj się nim kochanie, to twardziel da radę. – Dodał spokojnie Puno obejmując ukochaną.
- Ciekawe czy ty dasz jak cię zostawię przez twój egoizm i arogancję? – Zapytała spoglądając na niego pytająco. – Mówię ci Andre jak się nie opanujesz kiedyś będziesz tego żałował. – Dodała widząc jak jej ukochany śmieje się uważając jej pytanie za żart.
*************
Rozstanie z Karen naprawdę nie wpłynęło na niego dobrze. Każdego dnia, kiedy się budził ze świadomością, iż nigdy więcej nie będzie mógł trzymać ją w ramionach, całować miał ochotę na zawsze pozostać w łóżku. Jednak wstawał wiedząc, że nie może zawieść swojego zespołu. Erin, Andre, Jack i Ivan odkąd znalazł się na ulicy byli jego rodziną. Do tego jedyną, jaką miał i chociaż sam przeżywał katusze nie chciałby z tego powodu stało się coś jego bandzie. Oni tak samo dużo dla niego znaczyli jak Karen. Chociaż nie był wylewny w stosunku do nich gdyż samo odtrącenie przez matkę nauczyło go skrywać uczucia to tak naprawdę kochał ich jak swoje rodzeństwo. I w tej chwili właśnie tylko dla nich wstawał codziennie z łóżka. Doskonale wiedział, że jest ich jedyną ostoją. Każde z nich miało ciężkie dzieciństwo, każde wylądowało na ulicy. Dzięki niemu znowu mieli dom i pieniądze na utrzymanie. To dzięki niemu stali się silniejsi, odważniejsi i zaczęli walczyć. Jego nauczyła tego wszystkiego ulica on zaś pomógł im wiedząc jak trudno tu przetrwać. Liczyli się z nim i szanowali, chociaż bywały dni, kiedy skakali sobie do gardeł, ale każdy doskonale wiedział, iż za tym drugim pójdą w ogień w razie potrzeby. Utrata blondynki strasznie go bolała, ale myślę, że to dla jej dobra dawała mu kolejny plus, dzięki któremu jako tako się trzymał. Fakt teraz coraz częściej wpadał w furię, rzucał, czym popadnie, krzyczał lub wcale się nie odzywał. Wiedział jednak, że z czasem ból przestanie być taki nie znośny i jego życie powróci do normy. Taką przynajmniej miał nadzieję. Imał się każdego zajęcia by jak najszybciej zapomnieć o Karen. Naprawiał motory, jeździł po towar, odbierał długi. Odremontował nawet mieszkanie oraz barak, w którym przesiadywali. Był pewny, że jego przyjaciele nie zauważą tego jak cierpi, jednak mylił się. Na widok Camila uświadomił sobie, iż doskonale widać jego podłamanie. Z jednej strony był im wdzięczy się, że próbują go jakoś wyciągnąć z dołka, ale dopadła go też wściekłość, gdy zrozumiał, w jaki sposób chcą by zapomniał o swojej ukochanej. Pewnie kiedyś chętnie by skorzystał z usług Camila, ale teraz myśl, że inna kobieta miałaby go dotykać niż Karen napawała go obrzydzeniem. I dlatego też szybko posłał do diabła nasłaną przez przyjaciół blondynkę. Miał też ochotę przygrzmocić każdemu, kto wpadł na tak cudny pomysł, ale powstrzymał się dla dobra dalszej współpracy. Nie chciał kłótni mając już i tak na głowie rozstanie z Karen, za którą ogromnie tęsknił. Cieszył go też fakt, że blondynka dość szybko dochodzi do siebie. Dzięki Marianie, z którą zawarł pakt wiedział o wszystkim, co dotyczyło Karen. Zostawił ją by nikt więcej nie mógł skrzywdzić jego ukochanej, niestety jakiś czas później on sam musiał ją skrzywdzić by zrozumiała, że życie u jego boku nigdy nie będzie dla niej bezpieczne. Ten dzień okazał się początkiem jego kolejnej klęski.
**************
Minął tydzień odkąd matka tak strasznie ją pobiła. Przez to wszystko szkoła, do której miała zostać wysłana została anulowana. Po dziś dzień nie odezwała się słowem do żadnego z rodziców. Jej milczenie niestety nie robiło wrażenia na jej matce, ojciec zaś próbował, choć trochę naprawić ich stosunki, ale na marne. Co by nie robił czy mówił Karen puszczała mimo uszu? Nie mogąc wstać leżała jak kłoda wypominając każdą chwilę u boku Pabla, co dało jej siłę na to by szybko wyzdrowieć. Dzięki Marianie, która każdego dnia dotrzymywała jej towarzystwa jakoś znosiła zaczepki oraz morały ze strony matki. I gdyby nie przyjaciółka pewnie wylałaby morze łez z tęsknoty za Cyganem, a także, dlatego, iż ukochany nie odpisywał na jej esemesy oraz nie odbierał telefonów. Mariana pomogła jej też znieść tą chłodną atmosferę panującą w domu. A teraz, kiedy Karen stała już na nogach, jej rany zagoiły się na tyle by mogła wstawać i wychodzić pierwsze kroki, jakie postanowiła zrobić wychodząc poza dom. Były skierowane do domu ukochanego. Tak bardzo za nim tęskniła, że kolejne groźby matki olała i bez słowa opuściła dom. Pewnie gdyby wiedziała, że za chwilę spotka ją kolejny koszmar zostałaby w domu nadal mając nadzieję, że Pablo ją kocha tylko nie ma czasu odebrać jej telefonów czy esemesów. Wolała żyć wmawiając sobie, że nadal jest wszystko między nimi ok niż przeżyć taki zawód jak dziś. Szczęśliwa zapukała do jego drzwi. Była pewna, że na jej widok ucieszy się i pochwyci w ramiona obsypując pocałunkami, za którymi tak bardzo tęskniła. Pukała i pukała nikt jednak nie otwierał. Zeszła, więc na dół chcąc złapać taksówkę by móc jechać do ich baraku, ale kiedy ujrzała motor ukochanego zrozumiała, że Pablo jest w domu. Wróciła, więc na górę i tym razem zaczęła pukać tyle, że o wiele głośniej. Jej mała piąstka bolała ją już od tego walenia, ale nie poddawała się. I nagle po trzy minutowej walce z drzwiami otworzyły się , ale zamiast Pabla oczom Karen ukazała się Erin. I pewnie nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że dziewczyna stała jedynie w koronkowej bieliźnie.
- Co jest lalka?! – Zapytała czerwono włosa żując gumę stojąc w lekko uchylonych drzwiach.
- Jest Pablo? – Wydukała z ledwością blondynka mierząc od dołu do góry rudą.
- Yhym…, ale zajęty. – Odparła z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
Kocica była pewna, że to wystarczy by blondynka odpuściła, myli się jednak, bo po chwili Karen dała krok w przód.
- Ja tylko na chwilę. – Powiedziała licząc, że czerwono włosa ją jednak wpuści.
Pablo stojąc kilka centymetrów od drzwi po cichu wycofał się do pokoju i w przeciągu kilki sekund rozebrał się do bokserek. Wiedział, że to, co teraz zrobi będzie bardzo bolesne nie tylko dla niego, ale przed wszystkim dla Karen jednak nie miał wyboru. Będąc jedynie w gaciach podszedł tak szybko do drzwi by blondynka nie zdążyła się wepchnąć do środka i objął Erin w pasie.
- Skarbie, kto to? – Zapytał udając, iż nie zauważył stojącej naprzeciw swojej ukochanej.
- A no ona! – Rzekła lekceważąco Kocica wskazując dłonią na blondynkę.
Zebrawszy w sobie siłę podniósł głowę z nad ramienia Erin i spojrzał w oczy Karen. Dziewczyna ze łzami w oczach patrzyła na ową dwójkę z niedowierzaniem.
- Czy ty … i ona … - mówiła z ledwością dławiąc się łzami, które zaciskały się w jej gardle i co raz bardziej przysłaniały widoczność?
- Tak Karen ja i Erin właśnie uprawialiśmy seks. – Powiedział takim tonem jak by to było normalne.
- A co z nami? – Zapytała nie mając już siły na dalsze wstrzymywanie łez, które teraz spływały po jej bladych policzkach.
- Rany Karen, ale ty naiwna! Was nigdy nie było. – Wtrąciła się Erin chcąc pomóc przejść przez to przyjacielowi czując jak ciężko przychodzi mu kłamanie.
- Ale jak to … przecież plaża i…
- Mała daj spokój, nie odstawiaj szopki. No chyba mi nie powiesz, iż uwierzyłaś mi, że coś dla mnie znaczysz? Spotykałem się z tobą dla zemsty, a także forsy. Chciałem cię też zaliczyć, lecz widząc, jaka z ciebie dziewica straciłem cierpliwość i wróciłem do swojej prawdziwej kobiety. – Rzekł całując Erin w policzek z udawaną troską i miłością.
Słuchała, a każde słowo było jak ostry, a może i tępy nóż wbity w serce. Raniona coraz bardziej w końcu nie wytrzymała i bez słowa zaczęła zbiegać po schodach zanosząc się płaczem. Widząc jej reakcję natychmiast pożałował swojego czynu i nie zważając na ubiór, a raczej jego brak chciał wybiec za nią i przyznać się do kłamstwa. Gdyby nie czerwono włosa pewnie by tak zrobił, ale jej słowa uświadomiły mu, że zrobił to, co musiał by Karen mogła być szczęśliwa z dala od niego.
- Pablo nie…, jeśli ją zatrzymasz pewnego dnia jej matka ją zabije. – Rzekła czerwono włosa z całej siły powstrzymując bruneta za ramiona przed wybiegnięciem z domu.
I tylko myśl, że blondynka może zapłacić życiem za miłość do niego powstrzymała go. Musiał jednak jakoś wyładować wściekłość, którą czuł na samego siebie i zaczął demolować całe mieszkanie rzucając, czym popadnie. Łamiąc krzesła przeklinając przy tym, co drugie słowo. Erin stała i nawet nie miała odwagi by przerwać to szaleństwo. Pozwoliłaby kolega wyładował swój ból w taki sposób, na jaki miał tylko ochotę. Kiedy już to zrobił usiadł na podłodze opierając się o ścianę w kuchni? Podeszła chcąc go pogłaskać, przytulić, jakoś pocieszyć, ale wtedy brunet nawet nie patrząc na nią kazał jej wyjść.
- Zostaw mnie Erin… chcę być sam. Zupełnie sam.
***********
Drogi pamiętniku
Jeśli ktoś kiedyś zapyta mnie, co gorsze rany na duszy czy też te, które do końca życia będą szpeciły moje plecy? Powiem, że poraniona dusza oraz serce jest największą raną gdyż tego bólu nie da się uleczyć żadnymi lekami. One nie goją się tak szybko, a czasem nie goją się wcale. Szczególnie, gdy zada je ktoś, kogo się pokochało bezgranicznie i na całe życie.
Po napisaniu tych kliku słów zamknęła zeszyt i położyła go obok telefonu od ukochanego. Ostatni raz spojrzała na jego zdjęcie, po czym wrzuciła aparat z całą zawartością do kominka. Patrząc jak plastikowa obudowa topnieje pod wpływem żaru ognia otarła ostatnią łzę przysięgając sobie, że już nigdy przez niego nie zapłacze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|