|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3497 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:17:53 28-06-20 Temat postu: |
|
|
Rozdział dziesiąty
Był słoneczny chociaż mroźny dzień kiedy Simon zaparkował auto przed starą kamienicą w której mieszkała Laura. Wyłączył silnik i przez chwilę wpatrywał się w stary budynek rozważając czy rozmowa z szatynką ma jakiś sens? Wczoraj spojrzenie, które mu posłała kiedy go mijała było lodowate. Spoglądała na niego tak jak patrzy się na natrętnego komara tuż przed zabiciem, ale skąd do jasnej cholery mógł wiedzieć?!
Tak wiedział, że Lucy ma siostrę bliźniaczkę o imieniu Laura i mogło mu się obić o uszy, że jest prawnikiem, ale nie skojarzył jednego z drugim. Dopiero rano kiedy podnosił jej torebkę z podłogi i przypadkiem trafił na jej prawo jazdy. I wtedy poczuł się jakby ktoś zdzielił go patelnią po głowie i wrzucił do króliczej nory. Siedząc nago na kanapie obiecał sobie, że zrobi jej śniadanie i grzecznie zamówi jej taksówkę do domu. Plan wziął w łeb kiedy zeszła na dół owinięta w jego kołdrę. Ta drobna kobietka nie zdawała sobie sprawy jak seksowna i piękna jest. I ostanie czego chciał to żeby dowiedziała się w taki sposób kim jest, ale cholerna Lucy nie odbierała telefonu! A on na głowie miał Grace. Westchnął wszystko poszło nie tak jak powinno a on wychodząc z auta z torebką bajgli w dłoni. Nie chciał jednak zakończyć tej znajomości. Nie w taki sposób. Korzystając z okazji iż ktoś wychodził z budynku wszedł do środka i udał się wprost na górę. Zatrzymał się pod drzwiami Laury i nacisnął dzwonek. Otworzyła mu po chwili ubrana w puchaty szlafrok z ręcznikiem na głowie.
— Co ty tu robisz? — zapytała go.
— Przyniosłem bajgle — odparł ściągając z nosa okulary.
— A o adres zapytałeś Lucy?
— Nie jestem samobójcą — odpowiedział jej uśmiechając się kącikiem ust. — Sprawdziłem w wydziale komunikacji.
— Proszę, proszę ktoś tutaj nadużywa swojej władzy — mruknęła — Czego chcesz?
— Porozmawiać — odpowiedział szczerze — i przeprosić. Powinienem był ci powiedzieć , że pracuje z twoją siostrą i planowałem, ale
— Ale co?
— Pomyślimy — udał że się zastanawia — weszłaś pod prysznic i zaczęłaś sunąć rękoma w dół mojego ciała
—Przestań! — krzyknęła rumieniąc się
—I wypadło mi z głowy i nie planowałem przedstawiać ci się w ten sposób, ale Lucy nie odbierała telefonu a ja musiałem odeskortować siostrę i tak jakoś wyszło.
Laura prychnęła.
—Mam bajgle — pomachał jej torebką przed nosem. — Jeszcze ciepłe — chwyciła ją w dłonie —to znaczy, że mogę wejść?
—Masz pięć minut — odpowiedziała wpuszczając go do środka i szybkim krokiem udała sie do sypialni. — Nie mogę się spóźnić.
— Na spotkanie z moim ojcem ¾ dodał bezceremonialnie idąc za nią do jej pokoju. Laura ściągnęła ręcznik z głowy przerzucając go niedbale przez oparcie krzesła. — Co włożysz?
—Znasz się na modzie damskiej? — zapytała go kpiącym tonem.
— Jestem stylistą Grace —odpowiedział jej. — Wiem co jest modne.
— Ona ma sześć lat — odparowała wyciągając czerwoną sukienkę.
— Nie radzę —odezwał się. Laura odwróciła do tyłu głowę posyłając mu zirytowane spojrzenie. — Ojciec nie lubi czerwonego — odpowiedział i podszedł do szafy. Zaczął przersuwać wieszaki. Laura stanęła na palcach i uderzyła go w rękę.
— Auć —syknął rozbawiony jej zachowaniem. Wyciągnął wieszak i obejrzał go uważnie.
—Nie włożę jej — odpowiedziała kiedy wręczył jej wieszak i nucąc pod nosem zaczął oglądać jej bluzki.
— Dlaczego nie? — zapytał ją —Jest śliczna i ta bluzka — podał jej kolejny wieszak. — Przymierz i sama oceń jaki mam fantastyczny gust, tylko włóż pończochy. Zamierzasz przyjąć posadę? — zapytał ją obserwując jak otwiera szufladę w komodzie. — Starszy wspólnik to całkiem niezła fucha.
— Skąd wiesz co mi proponuje?
—Zapytałem go — odpowiedział szczerze. Tamta rozmowa była delikatnie mówiąc niezręczna, ale Laura nie musiała o tym wiedzieć. — Nie chcesz dla niego pracować bo jest Evansem? — zapytał ją wprost. — Mój ojciec nie jest złym człowiekiem Lauro —zapewnił ją.
—Mówisz to bo jesteś jego synem — odparła ściągając spódnicę z wieszaka.
— Mówi to facet, który przez lata demonizował swojego ojca —westchnął zamierzając do drzwi. — Ubierz się, a ja zaparzę kawę.
I teraz było jej głupio dlatego ociągała się z wyjściem z sypialni. Wzięła głęboki oddech i weszła do kuchni. Simon postawił przed nią kubek kawy.
—Idealnie —skomentował. — Wyglądasz ślicznie.
—Ten jeden raz uznam, że trafiłeś w dziesiątkę —odpowiedziała mu i upiła łyk napoju. — Nauczyłeś się tego wszystkiego będąc stylistą siostry?
— Nie, moja macocha jest projektantką mody i czasem pomaga mi się ubrać na ważne okazje, a już na pewno wybiera cichy mojemu ojcu— upił łyk kawy. — Kontakt na pewno ułatwia nam fakt iż znamy się z ogólniaka.
Laura popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
—Twój ojciec ożenił się z twoją rówieśniczką?
— Nie, była dwie klasy niżej — parsknął śmiechem. — Na początku było niezręcznie —zaczął —, ale dzięki niej zacząłem rozmawiać z ojcem. Byłem jego drużbą —westchnął odstawiając kubek kawy — Dernn to nazwisko panieńskie mojej mamy zmieniłem je mając osiemnaście lat. Byłem wściekły i w żałobie a złość wyładowałem na ojcu. Po jedenastym września uznałem, że dorzucę do bagażu zmartwień wojnę. Lata zajęło nam pogodzenie się. Najpierw do akcji wkroczyła Cornelia , a później urodziła się Grace.— telefon sprawił że urwał. Wyciągnął go z kieszeni. — To twoja siostra — poinformował ją — to może kolacja? — zapytał ją. Zaskoczona patrzyła na niego. — Przyjadę po ciebie o dwudziestej?
— Chętnie — wydusiła
—Co tam partnerko? — zapytał i mrugnął do jej siostry. — Gdzie jestem? Nie uwierzyłabyś gdybym ci powiedział. Ok już jadę —rozłączył się. — Muszę jechać to do wieczora
— za nim Laura zdążyła cokolwiek odpowiedzieć pocałował ją szybko w usta i wyszedł.
***
Charles Evans westchnął głośno zwracając na siebie uwagę dwudziestomiesięcznego chłopczyka bawiącego się klockami na podłodze. Maluch podniósł do góry główkę i popatrzył na niego przenikliwie wielkimi niebieskimi oczami. Podniósł się z podłogi i przyczłapał do bruneta zaciskając drobne paluszki na kolorowym klocku, który mu podał. Brunet wziął zabawkę i zaczął obracać nią w palcach. Dziecko posłało mu szeroki uśmiech pokazując uroczą szparę między zębami.
Rano ze snu wyrwał go telefon od brata. Scott Evans zadzwonił z pytaniem czy nie zająłby się bratankiem przez kilka godzin? Brat bowiem zwolnił kolejną nianię, trzecią, albo czwartą w ciągu ostatnich trzech miesięcy i potrzebował kogoś do opieki nad najmłodszą latoroślą – Chrisem. Chłopczyk miał jeszcze dwie starsze siostry, które planował na kilka dni podrzucić ojcu. Były ferie. Charles był sam na sam z Chrisem i zastanawiał się jak jego brat to robi?
Scott Evans samotnie wychowywał trójkę dzieci; prawie pięcioletnie bliźniaczki; Vicky i Lizzie i dwudziestomiesięcznego Christophera. Ich mama Eliza zmarła dwadzieścia miesięcy temu, a brat został sam z trójką maluchów. I świetnie sobie radził. To przynajmniej mu się wydwało. Brunet westchnął po raz kolejny. I on miał mieć takiego malucha. Oczywiście jego dziecko i Charlotte najpierw będzie noworodkiem, ale pewnego dnia będzie przynosiło rodzicom klocki i uśmiechało się psotnie. Klucz przekręcany w zamku wyrwał go z zadumy i za nim zdążył chwycić bratanka malec pobiegł do drzwi wejściowych.
—Cześć maluchu — głos brata rozległ się w pomieszczeniu.
— Przepraszam nie zdążyłem go złapać — usprawiedliwił się Charles obserwując jak Scott odwiesza kurtkę do szafy, a syn kręci się wokół jego nóg.
— Nic się nie stało, zaniesiesz zakupy do kuchni? —zapytał młodszego brata jednocześnie otwierając drzwi od łazienki.
—Jasne — podniósł siatki z podłogi. — Odwiozłeś dziewczynki do taty? zapytał brata kiedy wszedł do kuchni z synkiem na rękach.
—Tak — odpowiedział brat jedną ręką sięgając do torby. Ze środka wyciągnął papierowa torebkę. Christophera posadził w krzesełku do karmienia, a z torebki wyciągnął pączka na którego widok maluch zapiszczał i wyciągnął obie rączki po słodki smakołyk.
—Co się stało z nianią? —zapytał — Myślałem, ze ta zostanie na dłużej.
—Może i by została gdyby dziś rano nie wlazła mi pod prysznic — odpowiedział. Charles popatrzył na brata i parsknął śmiechem.
—Tak to bardzo zabawne — mruknął gładząc synka po włosach. — Kazałem jej się pakować. Czy ja naprawdę wymagam tak wiele? — zapytał go.
— Może zatrudnij kogoś starszego niż 21+ Sześćdziesięciolatka nie będzie dobierać się do twoich spodni.
— Sześćdziesięciolatka za nim nie nadąży — skomentował wkładając produkty do lodówki. —Może naprawdę mam zbyt wysokie wymagania?
—A może potrzebujesz żony, a nie niani? —zasugerował brat. Scott popatrzył na niego. — Tak tylko mówię.
— Raz miałem żonę — powiedział spoglądając na czubek głowy syna — i drugi raz nie będę się w to pakował.
—Jeśli musisz iść do pracy zostanę z małym do wieczora. Poczytam mu książkę czy coś.
— Książkę? —zapytał go Scott zamykając lodówkę. — On woli oglądać obrazki, niż wpatrywać się w literki.
— To obaj będziemy oglądać obrazki. Masz pewnie jakieś śledztwo do ogarnięcia.
—Nie jedno — odpowiedział mu ramieniem opierając się o lodówkę. — O co chodzi?
— O nic
— Tak nagle masz ochotę oglądać obrazki i zmieniać pieluchy?
— To mój chrześniak —odpowiedział mu. — Chcę spędzić z nim trochę czasu. To wszystko — brew Scotta uniosła się do góry. —Boże jak ja nienawidzę prawników —popatrzył na brata.— Będę miał dziecko.
W kuchni zapanowała cisza. Christopher siedzący w foteliku popatrzył na wujka i powiedział:
— De de — uśmiechając się od ucha do ucha. Buzię miał upaćkaną w cukrze pudrze.
—Dziecko? — powtórzył za bratem Scott. —Zrobiłeś dziecko jakieś pielęgniarce ?
— Skąd pomysł, że pielęgniarce?
Brat wzruszył ramionami.
—Ojciec wie? — zapytał jednocześnie siadając przy krzesełku Christophera. Podał mu butelkę z piciem.
—Nie, pierwszy raz powiedziałem to głośno — usiadł na krześle obok. —Jest w jedenastym tygodniu —palcami przeczesał czarne włosy. — Charlotte Rhodes.
— Co Charlotte Rhodes? —zapytał wycierając synkowi buźkę i rączki. Wyciągnął malca z krzesełka i obserwował jak biegnie w kierunku zabawek.
—To ona jest matką — doprecyzował, a Scott gwałtownie się odwrócił.
— Jest mężatką.
—Wiem, nie planowałem tego. Nie planowałem nawet z nią sypiać, ale kiedy przyszła w Święto dziękczynienia. Jej mąż to dupek.
—Ciekawy sposób na pocieszenie — mruknął podnosząc się z krzesła i zmierzając do salonu. Christopher siedział otoczony przez kolorowe klocki. Scott usiadł obok niego. — Co zamierzacie?
— My?
— Tak, wy — westchnął. —Decyzję w sprawie dziecka powinniście podjąć wspólnie.
—Charlotte je urodzi —wydusił — później się zobaczy.
—Musisz wiedzieć czy chcesz być częścią życia dziecka już teraz.
—A ty tego wszystkiego chciałeś? — zapytał brata i natychmiast tego pożałował. Ich sytuacja była diametralnie różna.
— Dziewczynki były planowane cóż przynajmniej jedna z nich. Chris nie — uśmiechnął się lekko w kierunku układającego klocki dziecka. — Musisz wiedzieć czego chcesz, bo t decyzja zostanie z tobą do końca życia.
— Brzmisz jak ojciec — skomentował jego uwagę jednocześnie przyznając bratu rację.
— Jestem ojcem i dzieci wywracają świat do góry nogami, ale koniec końców nadają mu sens.
— Co mam zrobić?
— Nie podejmę tej decyzji z ciebie braciszku — spojrzał na niego przez ramię, — ale przemyśl ją dobrze bo jeśli najpierw powiesz jej że przy niej będziesz a później ją zostawisz to wiedz jedno — wstał —osobiście skopię twój tyłek — uśmiechnął się kącikiem ust— i chcętnie skorzystam z propozycji. Tylko będziesz musiał zmienić mu pieluchę.
— Pieluchę?
— Tak, nosi jeszcze pampersy. Wszystko jest w mojej sypialni i koło pierwszej możesz spróbować go uśpić.
— Jak?
— Zasypia z tetrową pieluchą w samochodziki i pandą w swoim starym nosidełku samochodowym — tłumaczył zakładać płaszcz. — Zupę dla niego masz w lodówce wystarczy odgrzać. Jak nie będzie padać możesz go zabrać na spacer, ale bez spacerówki bo w niej nie chcę siedzieć. I szybko biega więc będziesz musiał uważać aby nie wybiegł na ulicę. Ubrania są tutaj w szafie. Dzwoń w razie potrzeby.
— Jasne, co może pójść nie tak? — zapytał brata — On jest tylko dzieckiem.
Scott idąc do salonu, aby pożegnać się z synkiem odwrócił do tyłu głowę i uśmiechnął się znacząco. W przypadku opieki nad dzieckiem w jednej chwili wszystko może pójść nie tak.
***
Sekretarka zaprosiła ją do sali konferencyjnej i poprosiła, aby chwilę zaczekała gdyż pan Evans się spóźni. Ręce opuściła wzdłuż tułowia mimowolnie podchodząc do okna za którym rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok. Krajobraz widziany z sześćdziesiątego piątego piętra robił oszałamiające wrażenie. Jak i cała kancelaria. Kancelaria Evans&Gunn po fuzji zajmowała obecnie trzy piętra; sześćdziesiąte piąte, czwarte i trzecie. Poszczególne piętra zajmowały się poszczególnymi dziedzinami prawa. Obecnie była to największa i najlepsza kancelaria prawnicza w Bostonie i w stanie. Znajdowała się w czołówce kancelarii w Stanach, miała trzy filie; w Nowym Jorku , Waszyngtonie i Seattle.
Oferta Evansa leżała na przeszklonym blacie stołu w sali konferencyjnej numer jeden. Laura zerknęła w jej kierunku i przegryzła policzek od środka. Starszy wspólnik był jednym z jej wielkich marzeń, był to krok bliżej do nazwiska na ścianie. Pozycja ta niosła za sobą szereg przywilejów, ale i także masę nowych obowiązków. Według treści nowej umowy Laura nie tylko dostałby stanowisko starszego wspólnika, ale także przejęłaby kierownictwo nad jednym z kluczowych działów firmy; prawo korporacyjne. Szatynka westchnęła. Oferta Evansa była więcej niż kusząca.
— Dzień dobry — usłyszała za swoimi plecami. Odwróciła do tyłu głowę. — Przepraszam, że musiałaś czekać — zaczął jednocześnie podchodząc do niej i witając się uściskiem dłoni. —Sprawy rodzinne zatrzymały mnie dłużej w domu — wyjaśnił powód swojego spóźnienia. — Napijesz się czegoś? — zapytał podchodząc do postawionego na końcu sali bufetu.
—Nie dziękuje —odpowiedziała obserwując jak nalewa sobie kawy.
—Panie Evans — do pomieszczenia weszła wysoka rudowłosa kobieta. — Gdzie położyć dokumenty? —zapytała go.
— Zostaw dla mnie jedynie informacje ogólne , a resztę daj do gabinetu zachodniego.
—Oczywiście — rudowłosa wyszła na chwilę na zewnątrz i po chwili wróciła z niebieskimi teczkami z nazwą kancelarii położyła je na stole i wyszła. Laura obserwowała jak na wózkach do przewożenia dokumentów pracownicy przewożą dokumentacje jak sądziła dotyczącą spraw z pięciu rozłożonych teczek.
— Zachodni gabinet należał do starszego wspólnika, który opuścił nas wraz z fuzją —zaczął podnosząc na nią wzrok. Laura usiadła na przeciwko niego — i będzie twój jeśli zgodzisz się przyjąć zaproponowane przez nas stanowisko. A to jego klienci, którzy rozważają zmianę kancelarii — przesunął jedna po drugiej teczki w kierunku Laury. — Znajdź sposób , aby ich zatrzymać, a zachodni gabinet jest twój. Dodam jeszcze, iż prawnikiem, który chcę ich nam podebrać jest mecenas Ortega — podniosła na niego zaskoczony wzrok. —Decyzja należy do ciebie — wstał. — Wszelkie pytania kieruj do Glorii do środka weszła pulchna czarnoskóra kobieta — Do widzenia Lauro.
Szatynka podniosła wzrok na kobietę i wstała z krzesła. Zaczęła zbierać teczki.
— Na polecenia pana Evansa wybrałam kilku asystentów do pomocy przy sprawach — zaczęła wciągając z jej rąk teczki — Dowiedziałam się także, kilku interesujących spraw o mecenasie Ortedze. Na przykład wiem — zaczęła wysuwając się do przodu i kierując Laurę do gabinetu — kogo wybrał jako pierwszego i gdzie będzie jadł z nim obiad. Zapraszam — otworzyła przed nią drzwi do gabinetu zachodniego gdzie pięciu znajdujących się w środku prawników na jej widok wyprostowało się.
— Dzień dobry — powiedzieli chóralnie niczym uczniowie w szkole.
— Godzina 13 30, u Sammiego a celem jest Marschall Clothes — powiedziała wręczając jej samoprzylepną karteczkę. — Będę przy swoim biurku gdybym była potrzebna odpowiedziała i wcisnęła jednemu z młodych prawników teczki. —Powodzenia.
Spoglądali na nią wyczekująco.
— To kto ma akta Marschall Clothes? — zapytała podejmując rękawicę rzuconą przez Evansa. Zostanie czy nie dokopanie Ortedze sprawi jej mnóstwo satysfakcji. |
|
Powrót do góry |
|
|
Matthias_96 Mocno wstawiony
Dołączył: 21 Wrz 2016 Posty: 5708 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kutno Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 18:49:35 16-07-20 Temat postu: |
|
|
Hej .
Nareszcie wracam powoli do żywych. Musiałem zrezygnować z forum
i innych przyjemności, bo wczoraj miałem obronę, a praca sama
by się nie napisała, i głowa by też sama nie przyjęła rzeczy do egzaminu .
Postaram się nadrobić wszystko, bo jestem bardzo ciekaw, co się wydarzyło . |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3497 Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:53:33 19-07-20 Temat postu: |
|
|
Hej witam ponowie w moich skromnych progach. Gratuluje obrony pracy i ze swojej strony życzę miłej lektury. |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5853 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:07:33 08-08-20 Temat postu: |
|
|
Wybacz, że dopiero teraz komentuję, jakoś uciekł mi najnowszy odcinek, nie wiem jak to się stało.
Simon fajnie się zachował, mimo wszystko nie planował tego. Z drugiej strony myślę, że Laura dobrze zrobi jeśli powie siostrze co zaszło między nią a partnerem Lucy.
Charles już zaczyna myśleć poważnie o byciu ojcem. Jestem ciekawa jak ta sprawa się rozwiąże, bo przecież Charlotte rzeczywiście ma męża. Scott rozbawił mnie uwagą, że matką dziecka jest jakas pielęgniarka. Czyżby Charles tak rzadko gdzieś wychodził, by mógł poznać kogoś poza szpitalem? Pewnie tak
Evans na pewno nie przypadkowo powiedział Laurze o Ortedze, dzięki temu ma teraz kopa to pracy i coś czuję, że jeszcze jej się spodoba praca dla "wroga"
Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 16:10:34 08-08-20, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|