|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:32:09 17-04-11 Temat postu: |
|
|
Seth z pewnością jest odważny, ale czy wyjdzie mu to na dobre? |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:22:13 10-05-11 Temat postu: |
|
|
Nowa postać:
[link widoczny dla zalogowanych]
Justine Waddell jako Madeline Rosseau(2450l.)- ciotka Setha, a tak naprawdę anielica o imieniu Denira. Wysłana przez Boga, by namówić Setha do powrotu. Zawiera z nim układ- jeśli będzie udawała jego ciotkę, on wysłucha wyjaśnień Boga na temat Racheli.
[link widoczny dla zalogowanych]
"Czasem nawet Bóg musi wybrać mniejsze zło."- Denira.
Na długiej przerwie Rita spotkała się z Sylvią na stołówce. Od razu opowiedziała jej o tym, co zdarzyło się na hiszpańskim.
- Ten nowy postawił się Rodriguezowi?- powiedziała z niedowierzaniem Sylvia.- I na dodatek jest taki skromny. Jejku, gdyby nie moje beznadziejne uczucie do Johnathana, to zakochałabym się w tym chłopaku.- stwierdziła po chwili.
- Tak, coś w nim jest, bez wątpienia. Chociaż pewnie gdyby nie ta akcja, nie zwróciłabym na niego większej uwagi.- odrzekła Rita.
- Jasne...- Sylvia wzniosła oczy ku niebu.- Od razu wpadł Ci w oko. I nie zaprzeczaj.- zaznaczyła, widząc, że przyjaciółka chce jej przerwać.- Przecież widziałam, jak na niego patrzyłaś na godzinie z wychowawcą.- dokończyła.
- Jejku, raz czy dwa razy na niego zerknęłam. To nic nie znaczy.- broniła się Rita.
- Raz czy dwa? Zerkałaś co pięć minut.- odrzekła Sylvia.- Poza tym po lekcji byłaś taka zamyślona...- dodała z uśmiechem.
- Bo wydawało mi się, że gdzieś już go widziałam.- przypomniała jej Rita.- No, nie powiem, że ten chłopak jest brzydki, i jego czyn nie wywarł na mnie ogromnego wrażenia, ale to nie znaczy, że od razu się w nim zakochałam.- powiedziała powoli.
- No dobrze.- poddała się Sylvia.- Ale wpadł Ci w oko, prawda?- dodała.
- Tak.- westchnęła Rita.- Po rozmowie z nim mogę rzec, że nawet go lubię.- odrzekła z uśmiechem, po czym obie zajęły się swoim drugim śniadaniem.
Seth wrócił po lekcjach do domu, gdzie czekała już na niego jego "ciotka" Madeline, a właściwie Denira, anielica wysłana od Boga, by zawracała mu głowę.
- No więc nadeszła pora, abyś mnie wysłuchał, tak jak obiecałeś.- odezwała się, kiedy usiedli w salonie, racząc się swoim anielskim posiłkiem- specjalnym napojem.
- Tak, wiem. Zamieniam się w słuch.- odrzekł Seth, lekko krzywiąc się po wypiciu napoju.
- Gdybyś wrócił do nieba, nie musiałbyś tego pić...- zaczęła Denira, widząc jego reakcję.
- Przejdź do sedna sprawy.- przerwał jej Seth.- Podobno wyjaśnisz mi, czemu Bóg śmiał rozporządzać duszą Racheli.- powiedział, po czym spojrzał na nią wyczekująco.
- Nasz Ojciec nie miał innego wyboru, uwierz mi.- odrzekła ona ze stoickim spokojem znosząc jego podejście do Boga.- Nie znasz bardzo istotnego szczegółu tej sprawy.- ciągnęła. Na te słowa Seth zmarszczył brwi, skupiając się w pełni na słowach swej rozmówczyni.
- Rachela została trafiona przez strzałę upadłego anioła. Prosto w serce.- wyjawiła Denira, obserwując, jak zmienia się wyraz twarzy Setha. Wyraźnie było widać, że zaczyna żałować swojego błędnego oskarżenia.- Sam dobrze wiesz, co to znaczy. Umarłaby, gdyby Bóg nie połączył jej z Ritą. Rachela, aby oszukać moc trucizny ze strzały upadłego, musiała złączyć się z duszą śmiertelniczki.- ciągnęła dalej.- Ludzi nie da się zabić taką strzałą, więc musisz przyznać, iż Bóg postąpił rozsądnie.- zakończyła.
- Tak, zaiste...- odparł Seth, lekko zamyślony.- Wrócę więc do nieba jak syn marnotrawny, ale wezmę ze sobą Rachelę.- dodał szczerze skruszony, spoglądając na Denirę.
- Chcesz ją obudzić, tak?- odezwała się ona.- I tu daję Ci ostrzeżenie. Nie wolno zbudzić Racheli przed dniem zaćmienia słońca, które odbędzie się za trzy tygodnie.- poinformowała.
- Nie mogę tak długo czekać.- sprzeciwił się Seth.
- Jeśli Rachela opuści ciało Rity przed zaćmieniem, ta dziewczyna umrze. Nie wolno Ci jej zabić tylko dlatego, że nie możesz poczekać paręnaście dni więcej.- odrzekła Denira karcąco.- Nie myśl tylko o sobie. Wytrzymałeś bez Racheli 7 lat, więc trzy tygodnie nie powinny być problemem.- mówiła.- Przez ten pobyt na ziemi zaczynasz się zachowywać jak ludzie. Jak anioł może być takim egoistą?- spytała z niedowierzaniem.
- Przepraszam. Może faktycznie za długo już tu siedzę.- odrzekł Seth, udając się do swojego pokoju.
Po lekcjach Rita popędziła na trening. Kapitanka drużyny cheerleaderek przygotowała nowy układ na nadchodzące zawody w cheerleadingu. Na boisku obok trenowała jak zwykle drużyna koszykówki. Rita co jakiś czas spoglądała na Johnathana. Musiała przyznać, że naprawdę świetnie grał, a jego ruchy, dobrze zbudowane ciało i czarujący uśmiech naprawdę przyciągały wzrok.
Na treningu Rita dała z siebie wszystko. Opłaciło się, ponieważ pod koniec podeszła do niej kapitanka.
- Świetnie sobie radzisz, Spencer. Obyś tak samo wypadła na zawodach.- powiedziała, lekko klepiąc Ritę z uznaniem po ramieniu.
Kiedy Rita się przebrała i wyszła z szatni, natknęła się na Johnathana.
- Cześć. Mogę Cię odprowadzić?- spytał.
- Pewnie.- odrzekła Rita, ruszając korytarzem.
- Słuchaj... Wybrałabyś się ze mną do kina w ten weekend?- zaproponował Johnathan, spoglądając na nią.
- Wiesz, raczej będę zajęta...- odrzekła Rita.
- Rozumiem... Umawiasz się z tym nowym, tak? Jak mu tam było... Seth?- powiedział wyraźnie niezadowolony.
- A nawet jeśli, to co? To nie Twój interes... Ty umawiasz się z Sylvią, i nikt nie ma do Ciebie pretensji.- oburzyła się Rita, wybiegając z sali.
Johnathan przystanął kompletnie zaskoczony.
- Ona myśli, że ja chodzę z Sylvią?- powiedział sam do siebie. Zerwał się biegiem, chcąc zatrzymać Ritę, ale nie zdążył. Jej samochodu nie było już na parkingu.
Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 18:31:43 10-05-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:55:04 20-05-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
"Obowiązkiem każdego mężczyzny jest walczyć o swoją ukochaną."- Seth
Następnego dnia, po lekcjach, Rita szukała Setha na korytarzu, ale nie mogła go znaleźć. Dopiero kiedy wyszła z głównego budynku, dostrzegła go, opartego o pobliski murek.
- Witaj, Rito.- przywitał ją, kiedy podeszła.- Gotowa na korepetycje z hiszpańskiego?- spytał, uśmiechając się lekko.
- Cześć Seth. Pewnie, że jestem gotowa.- odrzekła ona, odwzajemniając uśmiech.
Potem oboje udali się do biblioteki i zajęli miejsce w obszernej czytelni. O tej porze nie było w niej nikogo prócz jednego chłopaka, który wpatrzony był w monitor komputera. Seth wyjął książki i niemal od razu przeszedł do lekcji. Najpierw kazał Ricie przekształcić parę zdań na czas przeszły, a potem sprawdził, poprawiając błędy i wyjaśniając jej wszystko.
- Rozumiesz już?- spytał.
- Tak, rozumiem. Nie miałam pojęcia, że to takie proste.- odrzekła Rita z uśmiechem.- Tłumaczysz wszystko o wiele lepiej niż pan Rodriguez, no i bardziej nadajesz się na nauczyciela.- pochwaliła go.
- Może więc powinienem postarać się o posadę?- spytał rozbawiony.- Dziękuję, miło mi, że tak myślisz.- spoważniał, spoglądając w jej oczy, jakby czegoś w nich szukając, ale po chwili jego wzrok powędrował na bok.- No i jako nauczyciel cieszę się, że mogłem Ci to wyjaśnić.- dodał, wskazując na zdania zapisane na kartce. Na chwilę zapadło milczenie.
- Seth, mam pytanie.- odezwała się po chwili Rita.
- Zamieniam się w słuch.- odrzekł on, spoglądając na nią wyraźnie zaintrygowany.
- Nie pomyśl sobie niewiadomo czego, jestem po prostu ciekawa.- zaznaczyła, po czym zagryzła lekko dolną wargę.- Czy masz dziewczynę?- spytała po chwili.
- Nie, nie mam.- odrzekł, wzdychając lekko. Jego wzrok stał się jakby nieobecny, a twarz posmutniała.
- Chyba nie powinnam była pytać.- powiedziała Rita, spoglądając na niego.
- To nie Twoja wina.- uśmiechnął się blado.- Na dziś wystarczy nauki.- dodał, chowając książkę i kartki. Potem oboje wstali i wyszli z biblioteki, ruszając w stronę parkingu.
- Rito, mam pytanie.- odezwał się Seth, kiedy stanęli przy jej samochodzie.
- Tak?- spojrzała na niego pytająco.
- Czy chciałabyś wybrać się ze mną gdzieś w weekend?- spytał.
- Pewnie.- odrzekła mile zaskoczona Rita.
- W takim razie podaj mi swój adres, to wpadnę po Ciebie.- powiedział Seth.
Szybko wypisała adres na kartce i podała mu.
- Proszę. Wpadnij tak koło 14.- dodała z uśmiechem.- Może Cię podwieźć?- zaproponowała.
- Nie trzeba, mam motocykl.- wskazał na sporego, czarnego Harleya, stojącego niedaleko.
- To jest Twój motocykl?- powiedziała zaskoczona.
- Tak.- odrzekł Seth z uśmiechem.- Będziesz chciała się na nim przejechać w weekend, czy mam pożyczyć od cioci samochód?- spytał.
- Wolę motor. Dawno na czymś takim nie jeździłam.- odrzekła Rita.
- Twoi rodzice nie będą mieć nic przeciwko?- zapytał ponownie Seth.
- Raczej nie, są dosyć liberalni. Z resztą rzadko gdzieś wychodzę w weekendy, więc należy mi się trochę luzu.- odpowiedziała Rita.- Poza tym powiedziałam im o tym, co zrobiłeś na hiszpańskim. Byli pod wrażeniem.- dodała.
- W takim razie nie zatrzymuję Cię dłużej. Do zobaczenia.- pożegnał się Seth, posyłając jej uśmiech, po czym ruszył w stronę swojego motocyklu.
- Do zobaczenia.- odrzekła Rita, patrząc na niego, jak odpala maszynę i wyjeżdża na ulicę. Potem sama wsiadła do swego samochodu i odjechała.
Seth po drodze zatrzymał się w barze szybkiej obsługi. Potrzebował wody, by rozcieńczyć nieco napój, który musiał pić, będąc tak długo na ziemi. Tak jak myślał, po dolaniu wody jego smak był bardziej znośny.
Tak się złożyło, że w tym samym barze był Johnathan z kumplami.
- Ty, to chyba jest ten nowy, Seth Rosseau.- zauważył Dan, jeden z kolegów.
- Tak, to on.- burknął Johnathan, spoglądając na Setha spode łba.
- Jak chcesz, możemy mu spuścić łomot.- zaproponował Ethan, drugi z kolegów, szczerząc się na samą myśl.
- Nie trzeba.- odrzekł Johnathan stanowczym tonem.- Chcę z nim pogadać w cztery oczy.- dodał.
Kiedy Seth już się posilił, zapłacił za wodę i wyszedł. Na parkingu natknął się na jakiegoś wysokiego, barczystego blondyna, którego kojarzył jako zawodnika szkolnej drużyny koszykówki.
- Ty jesteś Seth Rosseau, tak?- spytał chłopak.
- Tak. A ty?- odrzekł on, opierając się nonszalancko o swój motocykl.
- Jestem Johnathan McKellan.- przedstawił się blondyn, spoglądając na Setha spode łba.
- Aha, szkolna gwiazda koszykówki. Jak mogłem nie skojarzyć.- odrzekł, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.- A ta banda mięśniaków, która gapi się na nas przez okno, to Twoi kumple, tak?- zaśmiał się cicho.
- Tak, ale nie mam zamiaru ich na Ciebie nasyłać. Chcę pogadać.- odrzekł Johnathan, wyraźnie poirytowany jego zachowaniem.
- Do rzeczy.- powiedział krótko Seth.
- Czy ty chodzisz z Ritą?- spytał, spoglądając na niego.
- Czyli chodzi o zazdrość.- uśmiechnął się on.- Nie, nie chodzę, ale jeśli by tego chciała, to nie miałbym nic przeciwko.- dodał po chwili.
- Ach tak...- odrzekł Johnathan, zaciskając dłonie w pięści.- Uprzedzam Cię, jeśli ją skrzywdzisz...- zaczął.
- Nigdy bym jej nie skrzywdził.- syknął Seth, głęboko dotknięty.
- Nieważne... Pamiętaj, że ja będę o nią walczył tak długo, dopóki nie przekonam się, że jest szczęśliwa.- powiedział Johnathan, i odszedł.
Seth stał na parkingu jakiś czas.
- Nie masz ze mną szans, McKellan. Dopóki w jej ciele jest Rachela, Rita należy do mnie.- powiedział, po czym odpalił motocykl i odjechał.
Rita podekscytowana opowiedziała rodzicom o spotkaniu z Sethem. Pani Spencer z zadowoleniem przyjęła wiadomość, że jej córka wreszcie umówiła się na randkę. Jedynie pomysł z motocyklem lekko przeraził zarówno ją, jak i pana Spencera, ale Ricie udało się ich przekonać.
Kiedy Rita siedziała w pokoju, wparowała do niego Madeline.
- Idziesz na randkę, tak?- spytała, sadowiąc się obok siostry na łóżku.
- Chyba tak.- wzruszyła ramionami Rita.
- Zaprosił Cię ten chłopak, który postawił się Twojemu nauczycielowi od hiszpańskiego, tak?- powiedziała z uśmiechem.
- Tak, Seth Rosseau.- odrzekła Rita.- Jest miły, przystojny, świetnie się ubiera i naprawdę niezły z niego nauczyciel.- dodała z uśmiechem.
- Ty szczęściaro.- Madeline wstała.- Powodzenia.- rzuciła, wychodząc z pokoju. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:16:44 02-06-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
"Pierwsza randka to jedno z najpiękniejszych zdarzeń w naszym życiu."- Rita
Kiedy nadeszła niedziela, Rita od samego rana wybierała ciuchy, fryzurę i makijaż. Chciała wyglądać jak najkorzystniej, i jednocześnie wybrać taki strój, który nie zawadzałby jej w jeździe na motorze. W końcu zdecydowała się na najzwyklejsze, proste dzinsy, zwiewną tunikę w kolorze fioletowym i czarne, płaskie buty. Włosy zostawiła rozpuszczone. Jej makijaż składał się na lekko podkreślone rzęsy, powieki i usta.
Rita była niezwykle podekscytowana, w końcu pierwszy raz wybierała się na randkę. Madeline dała jej parę rad, jako że miała w tym większe doświadczenie. Z pewnością będą one przydatne. Dzięki pomocy młodszej siostry Rita czuła się pewniej.
Około godziny 14 Seth podjechał pod dom Spencerów. Za dnia miał co prawda mniej uroku, niż nocą, ale ogólnie był śliczny. Przypominał XV-wieczne angielskie dworki, które widywał, bywając wówczas na ziemi. Jako sługa Boży pocieszał, chronił, nawracał, ukazywał się wybranym, by przekazać im słowa Ojca. Seth zsiadł z motoru i spojrzał w niebo. Wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo tęsknił za Królestwem Niebieskim, za innymi aniołami, za Bogiem.
Westchnął, odganiając wspomnienia, po czym podszedł do drzwi i zapukał. Po krótkim czasie otworzyły się one i stanęła w nich niska dziewczyna o kręconych blond włosach.
- Ty pewnie jesteś Seth?- zagadnęła, lustrując go uważnie wzrokiem.- Ja jestem Madeline, młodsza siostra Rity.- przedstawiła się, wpuszczając go do środka.
- W takim razie miło mi poznać mademoisele Madeline.- odrzekł Seth z wyraźnym francuskim akcentem, kłaniając lekko.
Dziewczyna zarumieniła się lekko, posyłając mu słodki, promienny uśmiech.
- Chodź do salonu, tam poznasz mamę, i poczekasz na Ritę.- poprowadziła go do salonu.- Taty niestety nie ma, wyjechał na jakieś sympozjum. Jeszcze nadarzy się okazja, żebyś go poznał.- trajkotała wesoło.- Ja pójdę po Ritę.- rzuciła, wbiegając na schody. Seth został w salonie z panią Spencer.
- Pani jest zapewne matką Rity...- zwrócił się do niej.- Seth Rosseau.- skłonił się lekko.
- Ruth Spencer.- odrzekła ona, uśmiechając się promiennie. Seth pomyślał, że z pewnością to po niej Madeline odziedziczyła swój śliczny uśmiech.
- Widzę, że Rita nie przesadzała, mówiąc iż jesteś czarującym chłopakiem.- zagadnęła Ruth, kiedy usiedli na kanapie.- Mógłbyś powiedzieć coś więcej o swojej rodzinie? Pochodzisz z Francji, tak?- spytała.
- Tak, tam się urodziłem. Kiedy miałem 5 lat, mój ojciec zginął w katastrofie samolotu.- zaczął opowiadać wcześniej ustaloną z Denirą wersję.- Matka nie radziła sobie sama, przeszła załamanie nerwowe. Sąd odebrał mnie matce, która dobrowolnie oddała mnie w opiekę szwagierce. Ciotka mieszkała w USA, więc przyjechała do Francji i zabrała mnie do siebie, do Nowego Jorku. Miałem wtedy 8 lat. Rok temu dowiedziałem się, że moja matka jest umierająca, więc wróciłem z ciotką do Francji. Po śmierci matki musieliśmy dopełnić wielu formalności, również związanych ze spadkiem. Zeszło nam tak cały rok, straciłem rok szkoły, dlatego po powrocie zmieniłem ją.- zakończył.
- Ach, współczuję Ci. Dobrze, że masz jeszcze ciotkę.- powiedziała pani Spencer z lekkim smutkiem.
- Tak...- westchnął Seth.- Mam prośbę. Kiedy moja ciocia dowiedziała się, że spotkam panią, poprosiła, bym zdobył autograf. Ona uwielbia pani powieści.- dodał, wyjmując z kieszeni skórzanego płaszcza egzemplarz jednej z książek Ruth Spencer i długopis.- To jest jej ulubiona.- położył wszystko na stole.
- Niezmiernie mi miło.- odrzekła ona, otwierając książkę i składając swój autograf na pierwszej stronie, tuż pod tytułem.- Najbardziej lubi "Noc namiętności"?- spytała, spoglądając na okładkę.- To tak jak ja.- dodała z uśmiechem.
- Naprawdę?- Seth odwzajemnił uśmiech, chowając książkę i długopis.
- Tak.- potwierdziła Ruth.- Powinnam się spotkać z Twoją ciotką.- zaproponowała.
- Byłaby wniebowzięta.- zapewnił on.
Wtedy w salonie pojawiła się Rita.
- Widzę, że spodobałeś się mamie.- stwierdziła z uśmiechem.
- Tak, skarbie, i jestem pewna, że oddaję Cię w dobre ręce.- odrzekła pani Spencer, wstając.- Idę przygotować obiad. Jedź ostrożnie i przywieź ją do domu przed 20, dobrze?- zwróciła się do Setha.
- Ależ oczywiście.- wstał, kłaniając się jej.
Ruth posłała mu uśmiech i udała się do kuchni.
- Ślicznie wyglądasz.- powiedział Seth, spoglądając na Ritę z uśmiechem.
- Dzięki.- odrzekła, rumieniąc się lekko.
- A więc, czy jesteś gotowa na najbardziej szalony dzień w swoim życiu?- spytał, podając jej swe ramię.
- Oczywiście.- powiedziała Rita, chwytając jego rękę. Nie uszło to również jej uwagi, jak wspaniale Seth prezentował się w długim, skórzanym płaszczu, czarnych dzinsach, szarej, staromodnej koszuli i wysokich butach z grubą podeszwą. Na jego szyi, jak zawsze, wisiał ten sam tajemniczy medalion.
Kiedy wsiadali na motor, Rita postanowiła zapytać o niego.
- Zawsze nosisz ten medalik. Jest dla Ciebie ważny, prawda?- zagadnęła, ubierając na głowę kask.
- Tak, to pamiątka... po mamie.- skłamał, ściskając medalion w dłoni.
- Ach, wiem. Słyszałam Twoją rozmowę z mamą. To smutne...- odrzekła Rita.
- Nie mówmy dziś o smutnych rzeczach.- Seth ujął jej twarz w dłonie, uśmiechając się lekko.- Ten dzień ma być szczęśliwym wspomnieniem, prawda?- dodał.
- Masz rację. Jedźmy.- uśmiechnęła się szeroko.
Kiedy Seth usadowił się na motorze, objęła go mocno w pasie. Wtedy on odpalił silnik i ruszyli.
Swoją randkę zaczęli od spaceru po centrum miasta. Seth pokazał Ricie wiele ciekawych miejsc, o istnieniu których ona nie miała nawet pojęcia. Byli w salonie gier, miejskim parku, klubie, potem poszli do kina i restauracji. Około godziny 18 pojechali za miasto, gdzie wdrapali się na wzgórze, z którego roznosił się cudny widok na miasto.
- Nie boisz się, że ktoś ukradnie Ci motocykl?- spytała żartobliwie Rita, spoglądając na maszynę pozostawioną na dole.
- Mało kto tędy chodzi, więc się nie boję.- odrzekł, przyciągając ją do siebie.- Popatrz lepiej tam.- wskazał na rozciągającą się przed nimi panoramę miasta.
- Boże, cóż wspaniały widok.- zachwyciła się Rita, spoglądając w dal.- Widać stąd nawet naszą szkołę.- dodała, podchodząc dalej. Nie zauważyła nawet, że niebezpiecznie zbliżyła się do stromego zbocza wzgórza. Parę kamieni osunęło jej się spod nóg. Dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy spadła z klifu. Jednak tym razem poczuła, że łapią ją czyjeś silne ręce i odciągają od przepaści. To był Seth.
- Rita, chcesz się zabić?- spytał z lekkim wyrzutem, ale jego twarz szybko się rozpogodziła.- Powinnaś bardziej uważać, bo inaczej dostanę zawału, martwiąc się o Ciebie.- powiedział weselszym tonem.
- Przepraszam... Masz niezły refleks, skoro udało Ci się mnie złapać.- odrzekła Rita, nie mogąc oderwać wzroku od twarzy Setha. Czuła się cudownie, kiedy tak trzymał ją w ramionach. Nagle zapragnęła czegoś więcej. Zbliżyła swoje usta do jego, oplatając ręce wokół jego szyi.
- Rito...- szepnął, wypuszczając ją delikatnie z objęć i sadzając na trawie. Dobrze wiedział, co chciała zrobić, nawet nie musiał czytać w jej myślach. Chciał tego, ale nie mógł. Coś tak intymnego jak pocałunek mogło zbudzić Rachelę.
- Robi się późno, powinienem odwieźć Cię do domu.- powiedział, odsuwając się od niej.
- Tak, masz rację.- odrzekła Rita, wyraźnie zawiedziona.
Seth wstał, podając jej swoją dłoń. Złapała się go, również podnosząc. Potem oboje, w milczeniu, zeszli powoli po łagodnej ścianie wzgórza. Motocykl nadal stał na poboczu drogi.
- Widzisz, mówiłem że nikt go nie ukradnie.- odezwał się wesoło Seth, by przerwać niezręczną ciszę.
- Masz szczęście.- powiedziała cicho Rita, zakładając kask.
- Rito...- ujął jej twarz w dłonie, po czym westchnął, widząc smutną minę dziewczyny.- Jeśli chodzi o tamto... To nie tak, że nie chciałem Cię pocałować... Poprostu...- urwał, zaciskając na chwilę powieki.- Jeszcze nie czas na to.- wyjaśnił, głaskając ją po policzku.
- Rozumiem.- uśmiechnęła się blado.- Przep...- zaczęła.
- Nie.- położył jej swój palec na ustach, tym samym przerywając.- Nie masz za co przepraszać.- dodał, po czym delikatnie musnął usta Rity swoimi.
Kiedy poczuła ten subtelny pocałunek, jej ciało przeszył dreszcz.
- Ruszajmy.- odrzekł, wsiadając na motocykl. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:21:34 08-06-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
"Bólu, który czujesz, kiedy widzisz ukochaną z innym, nie można porównać nawet z najgłębszą, najboleśniejszą raną."- Johnathan
Następnego dnia, w szkole, Rita i Seth spędzali razem czas niemal na każdej przerwie. Johnathan obserwował ich z oddali, zaciskając pięści.
- Stary, powinieneś darować sobie tą dziewczynę.- zagadnął go jeden z kolegów.
- Nie mogę jej sobie darować.- powiedział, uderzając pięścią w drzwi szafki, którą właśnie zamknął.
- Ty naprawdę masz na jej punkcie kręćka. Nie poznaję Cię.- odrzekł kolega, odchodząc w stronę klasy.
Rita zmartwiła się, kiedy Sylvia nie przyszła do szkoły. Miała złe przeczucia, w końcu jej przyjaciółka nigdy nie chorowała i codziennie chodziła do szkoły. Dostawała nawet nagrody za stuprocentową frekfencję. Więc czemu dziś nie przyszła?
Pod koniec lekcji z wychowawcą, podeszła do biurka, przy którym siedział pan Bouldiere.
- Proszę pana, czy mogę o coś spytać?- zwróciła się do niego nieśmiało Rita.
- Ależ proszę, panno Spencer.- odrzekł z uśmiechem nauczyciel.
- Czy wie pan, czemu Sylvia nie przyszła dziś do szkoły?- spytała.
- Cóż, jej matka dzwoniła i powiedziała, że Sylvia źle się czuje.- powiedział pan Bouldiere.
- Jest chora? Czy to coś poważnego?- przestraszyła się Rita.
- Ma podobno lekką depresję.- westchnął wychowawca.
- W takim razie muszę ją odwiedzić.- postanowiła.- Dowidzenia.- wybiegła z sali.
Po skończonych zajęciach Rita zadzwoniła do mamy, informując że odwiedzi Sylvię, więc wróci później. Potem pojechała w stronę dzielnicy, w której mieszkała jej przyjaciółka.
Po szkole, w drodze do domu, Seth zatrzymał się w tym samym barze, co zwykle. Zamówił wodę i rozcieńczył ją swój napój.
- Paskudztwo.- powiedział, pijąc.- Nawet po rozcieńczeniu czuć ten okropny smak.- westchnął.
Pożywił, zapłacił i wyszedł. Kierował się właśnie w stronę swojego motocyklu, kiedy na drodze stanął mu Johnathan.
- Cóż za deja-vu.- zaśmiał się Seth, spoglądając na niego.
- Zostaw Ritę w spokoju.- wysyczał on, wyraźnie pijanym głosem.
- Nie powinieneś pić. Alkohol jest szkodliwy. Jesteś taki młody, a chcesz już zniszczyć sobie zdrowie?- spytał Seth.
- Nie zmieniaj tematu!- krzyknął Johnathan.- Mówiłem, że masz...- zaczął.
- Nie zostawię Rity, dopóki sama nie będzie tego chciała.- przerwał mu.- Z resztą jesteś pijany, więc nasza rozmowa nie ma sensu.- stwierdził po chwili.- Pogadamy, jak wytrzeźwiejesz.- dodał Seth, minął go i podszedł do swojego motocyklu.
Rozjuszony jego słowami Johnathan rzucił się ku niemu, złapał za skórzaną kurtkę i rzucił z całej siły o pobliską ścianę.
- Jeszcze z Tobą nie skończyłem, Rosseau.- wysyczał wściekle, po czym kopnął parę razy w brzuch.
- Nie powinieneś był tego robić...- powiedział cicho Seth, wstając powoli. Kiedy podniósł głowę, Johnathan zobaczył, jak jego oczy z czarnych robią się białe. Zza pleców wyrosły mu dwa ogromne skrzydła o szarawym odcieniu.
- Co do...- wyjąkał, cofając się do tyłu.
- Nigdy więcej tego nie rób, bo to się źle dla Ciebie skończy.- zwrócił się do niego złowrogim tonem Seth.
Johnathan przerażony oparł się o przeciwległą ścianę. Kim był ten chłopak? Czy faktycznie za dużo wypił i miał halucynacje?
- Kim Ty jesteś?- spytał.
- Nikim.- odrzekł Seth chłodno. Usłyszał, że ktoś się zbliża, więc schował skrzydła. Potem zbliżył się do Johnathana i położył mu dłoń na czole.
- Teraz zaśniesz, a kiedy się obudzisz, nie będziesz nic pamiętał.- szepnął, wymazując mu wspomnienia. Potem Seth wyjął z kieszeni jego kurtki telefon i napisał sms-a do jednego z kumpli Johnathana, by go podrzucił do domu.
Zostawił go w barze, wyjaśniając kelnerce, że ktoś wkrótce po niego podjedzie, po czym wsiadł na motocykl i odjechał.
Rita zaparkowała przed domem Sylvii, podeszła do drzwi i z lekkim wahaniem zapukała. Ostatni raz była tutaj rok temu.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich mama Sylvii, niska, filigranowa blondynka o bladej cerze, bardzo podobna z twarzy do córki.
- Rita, cóż za miła niespodzianka.- przywitała ją promiennym uśmiechem.
- Dzień dobry.- odrzekła ona.- Przyniosłam Sylvii notatki z lekcji. No i chciałabym zobaczyć, jak się czuje.- dodała.
- Wchodź.- zaprosiła ją do środka.- Martwię się o nią. Myślę, że rozmowa z Tobą jej pomoże.- dodała, prowadząc Ritę do pokoju córki.- Chcesz może coś do picia?- spytała.
- Nie, dziękuję.- odmówiła, wchodząc.
Sylvia leżała na łóżku, wpatrzona w okno. Jej twarz była bledsza niż zwykle. Nie zareagowała w ogóle na czyjąś obecność.
- To ja, Rita... Przyniosłam Ci notatki z lekcji...- odezwała się, kładąc swoją torbę na podłodze i delikatnie siadając na brzegu łóżka.
Sylvia spojrzała na przyjaciółkę nieprzytomnym wzrokiem.
- Czy ja jestem beznadziejna?- spytała łamiącym się głosem.
- Co?- zdziwiła się Rita.- Kto Ci nagadał takich bzdur? Oczywiście, że nie jesteś beznadziejna.- objęła ją ramieniem.
- W takim razie dlaczego on mnie nie chce?- zaniosła się szlochem Sylvia, tuląc do przyjaciółki.
- Mówisz o Johnathanie? Przecież on... Cię lubi.- powiedziała z trudem.- Czy to przez niego? Co on Ci powiedział?- spytała, ujmując twarz Sylvii w dłonie, zmuszając do spojrzenia w oczy.
- Johnathan przyszedł do mnie w niedzielę wieczorem i powiedział, żebym nie łudziła się, że kiedyś będziemy razem... Bo on kocha kogoś innego.- odrzekła Sylvia i wybuchła płaczem.
Rita przytuliła ją mocno. Postanowiła, że poważnie porozmawia z Johnathanem. Tym razem przesadził.
Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 17:28:02 08-06-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:55:17 26-06-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
"Zawsze musimy ponosić konsekwencje swoich czynów."- Rita
Seth wrócił do domu, kompletnie wykończony. Miał wrażenie, że długo nie pociągnie na tym obrzydliwym napoju. Rozpuszczony w wodzie nie smakował co prawda tak źle, ale nie dawał zbyt wiele niezbędnej energii. Położył się na kanapie w salonie, przymykając oczy.
- Mówiłam, żebyś tego nie rozcieńczał.- Denira nagle zmaterializowała się naprzeciwko niego, siedząc w fotelu.
- Ale inaczej nie da się tego pić.- odrzekł, marszcząc brwi.
Denira westchnęła, zakładając nogę na nogę.
- Nie wiem, jakim cudem przeżyłeś tu siedem lat bez napoju.- westchnęła.
- Oszczędzałem moc. Właściwie zacząłem jej używać, od kiedy uratowałem Ritę po upadku z klifu.- wyjaśnił Seth, spoglądając w sufit.
- No tak, to wszystko tłumaczy. Bez używania mocy mogłeś odżywiać się jak człowiek.- odrzekła.- Ale kiedy przyleciałam tu, wyglądałeś okropnie. Tak jakbyś miał zaraz umrzeć. Dobrze, że miałam napój przy sobie.- wspomniała ze zmartwieniem w oczach.
- Być może zużyłem zbyt dużo mocy, chroniąc Ritę potem...- podniósł się powoli, siadając na kanapie.
- Tak... Niewidzialność, wymazywanie wspomnień, uzdrawianie, latanie, otwieranie zamków w drzwiach i oknach siłą umysłu, a potem jeszcze te czarne róże...- wyliczyła Denira.- Nie być może, ale na pewno zużyłeś zbyt dużo mocy.- podsumowała z lekkim uśmiechem.
- Dobra, zmieńmy temat.- burknął z niezadowoleniem Seth.- Jak było na spotkaniu z panią Spencer?- spytał.
- Cóż, muszę przyznać, że to bardzo miła kobieta. A jej książki są naprawdę niezłe.- odrzekła Denira.
- Czytałaś je wszystkie?- uniósł lekko brwi ku górze.
- Tak, wczoraj wieczorem. Wierz mi, jak się ma tyle lat co ja, to czytanie ciekawej książki trwa od paru sekund do góra dwóch, trzech minut, w zależności od ilości kartek.- zaśmiała się lekko.
- Tak, wiem.- wstał powoli, kierując się ku schodom prowadzącym na piętro.- Pójdę się położyć.- rzucił na odchodnym.
Denira westchnęła, wygodniej sadowiąc się w fotelu.
- Cóż Ty w nim widzisz, Rachelo?- spytała rozbawiona.- No i kto chciał zabić Ciebie, zwykłego anioła pocieszyciela? Nie rozumiem tego...- spoważniała, opierając głowę na ramieniu.
Następnego dnia, tuż po lekcjach, Rita udała się na salę gimnastyczną, gdzie trenowała drużyna koszykarzy.
- Hej, my nie mamy dziś treningu...- zatrzymała ją koleżanka z zajęć cheerleadingu.
- Wiem.- odrzekła chłodno.
- To po co idziesz na salę gimnastyczną?- spytała zdziwiona dziewczyna.
- Muszę porządnie ochrzanić Johnathana McKellana.- wyjaśniła Rita.
- Co on Ci zrobił?- koleżanka spojrzała na nią lekko przestraszona.
- Nie mi. To przez niego Sylvia nie przyszła do szkoły.- uspokoiła ją.
- A to drań. Dobra, nie zatrzymuję Cię w takim razie. Daj mu popalić.- powiedziała zachęcająco dziewczyna, po czym pobiegła na parking, do swoich kumpeli.
Rita odetchnęła i popchnęła drzwi prowadzące do sali gimnastycznej. Zdecydowanym krokiem przemierzyła korytarz, zatrzymując się przy wejściu na boisko do kosza.
- Panna Spencer z drużyny cheerleaderek, jak mniemam?- zagadnął ją trener koszykarzy, pan Ferguson.- Nie macie dziś chyba treningu...- dodał.
- Wiem, przyszłam pogadać z Johnathanem McKellanem.- odrzekła Rita.
- Czyżby coś przeskrobał?- nauczyciel uniósł lekko brwi ku górze.- Dobrze, zawołam go zaraz.- zgodził się, po czym podszedł do boiska, gwizdkiem przerywając grę.- McKellan, masz gościa.- zwrócił się do Johnathana, wskazując na Ritę, stojącą u wejścia na salę. Spojrzał na nią zaskoczony, ale również uradowany. Ruszył w jej stronę powolnym krokiem.
- Tylko niech to nie trwa zbyt długo.- ostrzegł oboje pan Ferguson, po czym rozpoczął wraz z resztą ćwiczenia.
- Chodź. Mamy do pogadania.- Rita pociągnęła chłopaka za sobą na korytarz, nie mogąc znieść głupkowatych uśmieszków jego kumpli z drużyny.
- O co chodzi?- spytał Johnathan, kiedy stanęli przy szatniach.
- Wiesz, że przez Ciebie Sylvia nie przyszła do szkoły?- zwróciła się do niego z wyrzutem.- Byłam u niej wczoraj. Całkiem się załamała, i to przez Ciebie, kretynie!- krzyknęła oskarżycielskim tonem.
- Skąd miałem wiedzieć, że ona tak zareaguje? Chciałem być z nią szczery.- odparł jej atak.
- Chciałeś być szczery? No to gratuluję.- prychnęła.
- A co miałem zrobić? Oszukiwać ją?- spytał, nieomalże tracąc kontrolę nad nerwami.
- Mogłeś być delikatniejszy.- odrzekła chłodno Rita.- Poza tym po co jej wspomniałeś, że kochasz kogoś innego?- spytała oskarżycielskim tonem.
- Ja...- zaczął, ale nie wiedział, co powiedzieć.
- Tak jak myślałam, nie różnisz się od tej reszty dupków, z którymi grasz w drużynie.- podsumowała.- Nie wiem, co taka wspaniała dziewczyna jak Sylvia w Tobie widziała.- ruszyła ku drzwiom.- I jeszcze jedno.- zatrzymała się w pół drogi, odwracając do niego.- Jeśli ona popadnie przez Ciebie w głęboką depresję i zrobi coś głupiego, obiecuję że osobiście skręcę Ci kark.- powiedziała, po czym wybiegła na zewnątrz.
Johnathan stał jak wmurowany w podłogę. Właśnie stracił dziewczynę, którą tak mocno kochał. Chciał zrobić wszystko, by była szczęśliwa, a tylko sprawiał jej ból. Nie zasługiwał na Ritę.
Przeklął pod nosem i wrócił na trening.
Ruth siedziała w kuchni, przeglądając kolorowy magazyn dla kobiet, kiedy wrócił George.
- Witaj kochanie.- zwrócił się czule do żony, całując ją w policzek.
- Witaj. Jesteś może głodny?- spytała Ruth, wstając od stołu, gotowa ruszyć w stronę kuchenki, i nałożyć mężowi sporą porcję kurczaka z ryżem.
- Dziękuję, ale jadłem na mieście. Może później.- odrzekł George z uśmiechem.- Gdzie dzieci?- spytał po chwili, opierając się o blat stołu.
- Madeline już zjadła i odrabia lekcje w pokoju, a Rita dzwoniła, że się spóźni, bo znowu chce odwiedzić Sylvię.- powiedziała Ruth, podchodząc do niego.
- No tak, Rita wspominała wczoraj o swojej przyjaciółce... Dziś na lunchu spotkałem ojca Sylvii. Był wyraźnie zmartwiony.- westchnął George.- Podobno ona ma depresję przez jakiegoś chłopaka.- dodał, tuląc żonę.
- Powiedziała mu?- spytała Ruth.
- Nie, ale Steven mówi, że w niedzielę przyszedł do nich jakiś jej kolega. Po rozmowie z nim Sylvia zaczęła płakać i zamknęła się w pokoju.- wyjaśnił.
- Biedna dziewczyna. Pewnie przeżyła zawód miłosny... A ona na dodatek jest taka wrażliwa.- westchnęła.- Myślę, że Rita jej pomoże. Nasza córeczka jest silna. Tyle przeszła, a nie wpadła w depresję.- dodała, wtulając się w ramię męża.
- Tak, z pewnością.- uśmiechnął się George.
Rita zapukała do drzwi, które tak jak wczoraj, otworzyła matka Sylvii.
- Proszę, wejdź. Ona znowu zamknęła się w pokoju. Płacze.- powiedziała, prowadząc ją na piętro.
- Sylvia, to ja.- Rita zastukała lekko.
Drzwi niemal natychmiast się otworzyły. Ledwie poznała swoją przyjaciółkę.
Weszła do pokoju, który był w takim samym nieładzie.
- Nie, Sylvia, nie możesz się tak zachowywać.- położyła dłonie na jej ramionach.- Nie pozwolę, byś przez tego idiotę spędziła resztę życia w tym pokoju, rozumiesz?- spojrzała przyjaciółce w oczy.
- Ale ja nie mogę wyjść. Nie potrafiłabym znieść jego obecności.- szlochała Sylvia.
- Posłuchaj mnie.- odrzekła stanowczo Rita.- Rozmawiałam dziś z nim. Jeśli spróbuje się do Ciebie zbliżyć, to go własnoręcznie uduszę. Ty też musisz mu pokazać, że poradzisz sobie bez niego.- mówiła, nie spuszczając z niej wzroku.- Straciłam rodziców, byłam w domu dziecka, ale nie załamałam się, i w końcu spotkało mnie szczęście, bo zaadoptowali mnie wspaniali rodzice. Tak samo Ty nie możesz się załamać. Zasługujesz na kogoś lepszego, niż on. Taki dupek nie wart jest Twoich łez.- dodała.
- Rita...- Sylvia spojrzała na nią z powątpiewaniem.
- Pamiętasz, jakie miałaś marzenia? Chciałaś zostać naukowcem, wynaleźć lek na AIDS i inne nieuleczalne choroby...- spoglądała na nią niemal błagalnie Rita.- Johnathan nie ma prawa zniszczyć Twoich marzeń.- w jej oczach pojawiły się łzy.
Przez chwilę trwało milczenie.
- Wiesz co? Masz rację.- odezwała się nagle Sylvia.- Nie płacz, Rita.- otarła jej łzy opuszkiem palca.- Wrócę do szkoły, pokażę mu, że jestem silna i wcale go nie potrzebuję. Spełnię swoje marzenia. Miałaś rację od samego początku, mówiąc że napakowani kolesie są dupkami.- dodała, uśmiechając się blado.
- No, i to mi się podoba.- pochwaliła ją Rita, nie ukrywając radości.- Przyjadę jutro po Ciebie, tak w razie czego.- powiedziała z uśmiechem.
- Dobra, w takim razie będę czekać. A teraz wybacz, ale muszę ogarnąć ten bałagan.- odrzekła Sylvia, rozglądając się po pokoju.
- Może zostanę jeszcze chwilę i Ci pomogę?- zaproponowała Rita.
- Już mi wystarczająco pomogłaś. Lepiej wracaj do domu, bo zaraz zrobi się ciemno. Rodzice będą się o Ciebie martwić.- powiedziała ona.
- No dobrze. W takim razie do jutra!- pożegnała się z nią, po czym wyszła z pokoju przyjaciółki. Na schodach spotkała matkę Sylvii.
- Ach, wiedziałam, że jej pomożesz.- uściskała Ritę.
- To nic takiego. Po prostu nie mogłam patrzeć, jak zadręcza się z powodu jakiegoś kretyna.- odrzekła z uśmiechem.- Dowidzenia pani.- dodała i zeszła na dół, a potem na podwórko, gdzie wsiadła do samochodu i odjechała. |
|
Powrót do góry |
|
|
Tajemnicza Debiutant
Dołączył: 01 Kwi 2011 Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:30:48 18-07-11 Temat postu: |
|
|
ZAPRASZAM NA KOLEJNY ODCINEK... BYŁABYM WDZIĘCZNA ZA JAKIŚ KOMENTARZ
[link widoczny dla zalogowanych]
"Czy można umrzeć, jeśli jest się nieśmiertelnym?"- Seth
Seth leżał spokojnie w łóżku, wpatrzony w sufit, kiedy nagle wyczuł w pokoju czyjąś obecność. Podniósł się lekko, nasłuchując.
- Denira?- zawołał, rozglądając się dookoła. Jednak pokój wydawał się pusty. Kiedy z powrotem opadł na poduszkę, rozległ się dźwięczny, kobiecy śmiech. Tym razem wstał. Zaczął chodzić po pokoju, przeglądając każdy kąt. Nagle przed jego oczami zaczęły pojawiać się makabryczne obrazy- Rachela trafiona strzałą, Bóg pochylony nad jej ciałem z pełnym tryumfu uśmiechem... Złapał się za głowę i zaczął gwałtownie nią potrząsać. Teraz był pewien, że to jakiś Upadły się z nim zabawia. Oni byli mistrzami w manipulacji umysłem, a ich iluzje należały do tych o najsilniejszym wpływie.
- Przestań się ze mną bawić!- krzyknął w powietrze.- Ujawnij się!- dodał wyzywającym tonem.
Odpowiedział mu ten sam śmiech.
- Jesteś taki osłabiony...- odezwał się nagle wysoki, sopranowy głos.- Dołącz do nas i nie męcz się dłużej... I tak nie zdołasz jej obudzić...- dodał głos, po czym uczucie obecności intruza zniknęło. Usiadł na łóżku, kompletnie wyczerpany. Wyjął z szafki butelkę napoju i wypił całą jednym haustem, zaciskając powieki. Starał się nie myśleć o jego okropnym smaku.
Co do jednego, ów Upadły miał rację- Seth miał coraz mniej sił. Nie potrafił obronić swego umysłu nawet przed słabą iluzją. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że może nie dożyć dnia zaćmienia. Nie ważne, ile napoju by wypił. Był na ziemi stanowczo za długo.
- Obudzę Rachelę... Choćbym miał to zrobić resztkami sił.- powiedział stanowczym tonem, ciskając pustą butelką o przeciwległą ścianę.
Następnego dnia Rita pojawiła się przed domem Sylvii punktualnie o godzinie 7.30. Zajęcia zaczynały się dziś o 8, więc miały pół godziny na dojazd. Sylvia mieszkała blisko szkoły i zawsze szła do niej piechotą, lub jechała na rowerze. Zajmowało jej to 5-10 minut. Samochodem dojechały w 7 minut, głównie przez korki.
Kiedy obie szły korytarzem, dołączył do nich Seth, i, ze względu na Sylvię i jej problemy, bardzo dyskretnie dał Ricie buziaka w policzek.
- Cześć, Seth.- przywitała się nieśmiało Sylvia, spoglądając na niego lekko zaskoczona jego dzisiejszym wyglądem. Miał na sobie elegancki, czarny frak, wyszywany złotą nicią, do którego doczepiona była czerwona róża. Spod fraka wystawała staromodna koszula i prześliczny wisiorek. Spodnie miał obcisłe, skórzane, i oczywiście glany. Nic dziwnego, że zwracał na siebie uwagę każdej mijanej na korytarzu osoby.
- Wiem, dziwnie wyglądam.- zaśmiał się Seth, widząc minę Sylvii.
- Cóż, trochę tak, ale podoba mi się Twój strój. Jak z epoki wiktoriańskiej.- odrzekła ona z uśmiechem.
- Mi się to strasznie podoba. Orginalne.- dodała Rita, wtulając się w ramię chłopaka.- Gdyby nie te glany, to wyglądałbyś jak książę z romansu.- zaśmiała się cicho.
- Dzięki.- odrzekł, odprowadzając je do sali, gdzie miały się odbyć pierwsze zajęcia.
Pod koniec zajęć Rita i Sylvia wyszły na parking. Seth stał tam już, oparty o swój motocykl.
- Chciałbym pomóc Sylvii i poprawić jej humor, więc zapraszam Was do mojego ulubionego baru.- ogłosił, kiedy obie podeszły do niego.
- Świetny pomysł.- odrzekła Rita, spoglądając na przyjaciółkę.
- Cóż, chyba nie mam wyboru.- zgodziła się Sylvia, rozkładając bezradnie ręce, posyłając obojgu uśmiech.
- No to wskakujcie do samochodu i jedźcie za mną.- powiedział Seth, siadając na swój motor. Nagle na chodniku niedaleko pojawiła się grupka koszykarzy, z Johnathanem na czele. Spojrzał on na Setha ze złością, przenosząc wzrok kolejno na Ritę, która również zgromiła go wzrokiem. Kiedy jego oczy powędrowały ku Sylvii, napotkał jej chłodne oczy, pełne nienawiści. Czym prędzej skierował głowę w stronę sali gimnastycznej,gdzie po chwili wszedł, wraz z resztą drużyny.
- Dupek.- odezwała się Rita, wsiadając do samochodu. Sylvia usiadła obok niej, na przednim siedzeniu.
- Dałaś mu wczoraj popalić, co?- spytała z uśmiechem.
- No pewnie.- odrzekła Rita, odpalając samochód, po czym pojechała za motorem Setha.
Po treningu Johnathan pojechał do klubu, w którym pracował jego starszy brat, Keith.
- Postawisz mi piwo na koszt firmy?- zapytał z nadzieją.
- W sumie nie powinienem, bo nie masz jeszcze 21 lat, ale zrobię dla Ciebie wyjątek.- odrzekł Keith, nalewając mu do szklanki złocisty płyn.
Johnathan wypił piwo bardzo szybko, postawił szklankę na ladzie baru, i spojrzał bratu prosto w oczy.
- Nalej mi jeszcze.- poprosił, przysuwając szklankę bliżej niego.
- Jedno Ci wystarczy.- odrzekł stanowczo Keith, odsuwając od siebie pustą szklankę.
- Keith, na miłość boską! Nie zgrywaj dobrego, starszego brata...- warknął Johnathan.
- A jak mam się zachować? W końcu jestem Twoim starszym bratem. Dzieli nas 7 lat różnicy.- odrzekł on ze spokojem.- Nie pozwolę Ci się upić.- dodał surowym tonem.
- Jesteś takim samym sk***ysynem, jak ojciec.- burknął Johnathan, zsiadając ze stołka i wychodząc z klubu. Kiedy szedł ulicą, wszedł na jego zaplecze, do szatni pracowników. Znalazł tam kurtkę brata. Wyjął mu z kieszeni portfel, wraz z pieniędzmi i dokumentami. Potem udał się do pobliskiego baru. Dzięki dokumentom brata barman sprzedał mu alkohol. Jedyne, o czym teraz marzył, to upić się i choć na chwilę zapomnieć, jak bardzo cierpi. Zapomnieć o Ricie.
Wypad do baru okazał się naprawdę dobrym pomysłem. Sylvia spotkała tam kolegę z kółka chemicznego, Natsuno, który był japończykiem. Po krótkiej rozmowie opuścili razem bar, by wybrać się do planetarium. Rita i Seth zostali więc sami przy stoliku.
- Mam nadzieję, że Sylvia będzie się dobrze bawiła z Natsuno, no i zapomni o tym kretynie, Johnathanie.- odezwała się Rita, popijąc sok pomarańczowy.
- Ja też.- powiedział Seth z uśmiechem, po czym utkwił wzrok gdzieś poza Ritą.- A propo kretyna...- dodał, marszcząc brwi.- Przy barze siedzi upity Johnathan i kłóci się z barmanem.- wskazał w tamtą stronę. Rita odwróciła się, trafiając akurat na moment, jak ochrona wyrzuca chłopaka z lokalu.
- Chyba powinniśmy mu pomóc.- zaproponował Seth, wstając z miejsca.
- Zwariowałeś? Zapomniałeś już, co zrobił Sylvii?- napadła na niego oburzona Rita.
- Słuchaj, ja też nie pałam do niego sympatią, ale w tym przypadku powinniśmy się przełamać.- odrzekł.- On nie dojdzie sam do domu w takim stanie. Nie chcę go mieć potem na sumieniu, jeśli wpadnie pod samochód.- dodał stanowczo, płacąc kelnerce, po czym ruszył w stronę wyjścia.
- Masz rację.- zgodziła się ona, po czym poszła razem z nim.
Kiedy Seth podszedł do Johnathana, proponując mu podwiezienie do domu, najpierw został przez niego zwymyślany,a potem upity chłopak rzucił się na niego z pięściami.
- Przestań natychmiast!- krzyknęła do napastnika Rita, ale została przez niego brutalnie odepchnięta. Upadła na betonowy parking i syknęła z bólu.
Setha ogarnął gniew. Jego oczy pociemniały, a twarz nabrała surowego wyrazu. Używając dosłownie resztek swoich ponadnaturalnych zdolności, przewrócił chłopaka na ziemię, skrępował mu ręce i intensywnie spojrzał w oczy.
- Uspokój się do cholery!-wykrzyczał mu prosto w twarz. Czuł, jak jego gniew emanuje z niego. Wpatrywał się w oczy Johnathana z nienawiścią, aż przestał się szarpać. Nagle chłopak zamrugał dwukrotnie oczami i stracił przytomność.
- Seth, co mu się stało?- spytała przerażona Rita, podchodząc do nich, lekko utykając na lewą nogę. Od razu zadzwoniła po karetkę.
- Nie wiem, ja go tylko unieruchomiłem, nic więcej.- odrzekł on, spoglądając na Johnathana ze strachem.
Okłamał Ritę. Wiedział, że to z jego winy ten chłopak stracił przytomność. Najgorsze było to, że mógł nawet umrzeć. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:11:18 12-08-11 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
"Upadkowi anioła trzeba zawsze usilnie zapobiegać."- Denira
Seth wstał, zostawiając Johnathana leżącego na ziemi. Potem ruszył w stronę swojego motocykla. Musiał czym prędzej spotkać się z Denirą.
- Gdzie Ty się wybierasz?- spytała Rita, łapiąc go za dłoń.
- Muszę jechać do domu. Źle się czuję po tej bójce. Położę się.- odrzekł, wsiadając na motor.
- Skoro tak, to powinieneś poczekać tu na karetkę pogotowia. Musi Cię zbadać lekarz. W takim stanie nie możesz jechać.- powiedziała zmartwiona Rita.- Faktycznie jesteś poobijany.- dodała, spoglądając na jego twarz.
- Nie potrzebuję lekarza. I nie martw się, trafię bezpiecznie do domu.- uspokoił ją Seth, po czym odpalił motor i ruszył przed siebie.
Całą drogę myślał o tym, co się stało na parkingu przed barem. Kiedy Johnathan stracił przytomność, przypomniał sobie słowa archanioła Ezehiela, który wtajemniczał go w świat Upadłych, by przestrzec przed upadkiem.
"Kiedy anioł jest zbyt słaby, łatwo może upaść. Jeśli wtedy ogarnie go gniew, nienawiść lub inne złe emocje, może im ulec. Wtedy one spowodują jego powolny upadek. Pierwszym symptomem jest tzw. Wzrok Śmierci. Anioł, spoglądając w oczy śmiertelnika, sprowadza na niego śpiączkę, która zawsze kończy się śmiercią. A jak wiesz, jeśli anioł zabije niewinnego człowieka, dołączy do grona Upadłych..."
Te słowa rozbrzmiewały teraz w jego uszach jak wyrok. Seth nie chciał być Upadłym, dlatego koniecznie musiał poprosić o pomoc Denirę.
Zatrzymując się przed swoim domem, zeskoczył z motocykla, popędził ku drzwiom i zaczął walić w nie z całej siły, modląc się, by Denira była w domu.
- Co się stało?- spytała, otwierając drzwi, patrząc na niego przerażonym wzrokiem. Wpuściła go czym prędzej do środka.
- Musisz mi pomóc. Niedługo, z mojej winy, może umrzeć człowiek.- odrzekł, siadając na kanapie w salonie.
Denira zaniemówiła, słysząc te słowa, bowiem dobrze wiedziała, co to oznacza.
- Chyba byłabym w stanie Ci pomóc.- odezwała się po chwili Denira, spoglądając na Setha.
Kiedy przybyło pogotowie, Rita opowiedziała dokładnie przebieg zdarzenia. Sanitariusze zabrali również i ją na obserwację, jako że jej kostka była niepokojąco opuchnięta. W szpitalu, po zbadaniu przez lekarza, okazało się, że to tylko stłuczenie.
- Na szczęście nie skręciła sobie pani kostki.- powiedział z uśmiechem lekarz.
- To dobrze.- ucieszyła się Rita.- A co z Johnathanem?- spytała.
- Zapewne to zatrucie alkoholowe. Zrobiliśmy mu płukanie żołądka, za jakąś godzinkę pewnie się obudzi.- odrzekł lekarz.- Proszę oszczędzać kostkę.- dodał.
- Oczywiście. Dziękuję bardzo.- Rita wstała z kozetki i powoli, kuśtykając, wyszła na korytarz. Od razu zadzwoniła do Setha. Martwiła się, czy czasem nie zrobił sobie krzywdy. Przecież mógł mieć wstrząśnienie mózgu!
Seth nie odbierał, przez co strach Rity pogłębił się znacznie. Ruszyła korytarzem. Po drodze zachaczyła o salę, na której leżał Johnathan. Był w nim jego ojciec, matka, starszy brat, a nawet babcia. Lekarz, który zajmował się Johnathanem był znajomym jego ojca, więc szybko zawiadomił go o wypadku syna. Rita minęła salę, ale zatrzymał ją odgłos kłótni. Rozpoznała głosy Keitha, brata Johnathana,i jego ojca.
- Jak mogłeś mu pozwolić wyjść w takim stanie? Mogłeś się domyślić, że pójdzie się upić! No i jak Ty pilnujesz swoich dokumentów! Będąc w pracy powinieneś trzymać kurtkę w szafce!- wyrzucał starszemu synowi pan McKellan.
- Tak, oczywiście. Teraz wszystko to moja wina!- odpłacił mu Keith.- A przez kogo się tak zachowuje? Przez Ciebie! Nienawidzi Cię i chce Ci zrobić na złość!- dodał.
- Na miłość boską, nie kłóćcie się, błagam... A co, jeśli Johnathan Was słyszy?- odezwała się babcia. Jej córka, pani McKellan, siedziała przy łóżku syna, płacząc.
Pan McKellan chciał coś powiedzieć, ale napotkawszy srogie spojrzenie teściowej, zrezygnował.
Keith nie wytrzymał i ruszył w kierunku drzwi. Rita odsunęła się dalej, by nie przyłapał jej na podsłuchiwaniu. Brat Johnathana minął ją na korytarzu, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.
- Boże, Johnathan musi mieć naprawdę ciężko...- powiedziała do siebie Rita, ruszając w stronę wyjścia ze szpitala. Postanowiła, że pojedzie do domu Setha, by sprawdzić, czy dotarł do niego. Telefonicznie uprzedziła więc matkę, że wróci jeszcze później.
Seth opowiedział Denirze o zaistniałej sytuacji bardzo szczegółowo. Ona natychmiast zaoferowała swą pomoc.
- Mam na tyle mocy, by odwrócić ten proces. Niestety sporo jej do tego zużyję, ale najważniejsze, żebyś nie stał się Upadłym.- powiedziała, po czym szybko udała się do szpitala.
Seth czuł, jak powoli ogarnia go mrok. Jedynie myśli o Racheli spowalniały ten proces. Wiedział, że dopóki zostało w nim choć trochę miłości, nie upadnie.
Stojąc przed lustrem rozwinął swe ogromne skrzydła, przyglądając się im z przestrachem. Pióra stawały się coraz ciemniejsze. Ból w całym ciele sygnalizował, że jego przemiana wchodzi w drugą fazę. Poszedł do lodówki, wyjął napój i zaczął go zachłannie pić, nie zważając na smak. Na dosłownie chwilkę zyskał siłę na walkę z przemianą. Jego organizm odrzucił napój. Zwymiotował wszystko, po czym osunął się na podłogę, opierając plecami o kuchenną szafkę. Czuł się kompletnie bezsilny wobec siły, która ciągnęła go w mrok.
- Deniro, w Tobie cała nadzieja...- szepnął, przymykając oczy. W kuchni, tak jak wcześniej w swoim pokoju, wyczuł czyjąś obecność. Chwilę potem rozległ się ten sam kobiecy śmiech.
- Poddaj się... Ona i tak nie zdąrzy uratować tego chłopaka. Teraz należysz do nas...- odezwał się głos, taki sam jak poprzednio.
- Zostawcie mnie, błagam...- jęknął, potrząsając głową. Z jego oczu popłynęły łzy.- Nie mogę stać się Upadłym, bo stracę Rachelę na zawsze...- powiedział błagalnie.
- Znowu ona!- odrzekł wściekle głos. Po chwili wszystkie talerze na suszarce pękły i potłukły w drobny mak.- Wybij ją sobie z głowy, słyszysz? Nie zdołasz jej przebudzić, głupcze...- odezwał się ponownie głos. Potem okno kuchenne otwarło się nagle na oścież i tajemniczy, niewidzialny intruz zniknął.
Denira nie musiała długo szukać szpitala, w którym leżał Johnathan. Osobę umierającą od śpiączki sprowadzonej przez anioła wyczuwała z odległości setek kilometrów. Szła długo korytarzem, a kiedy dotarła do odpowiedniej sali, wślizgnęła się do niej niespostrzeżenie, dzięki niewidzialności. W pomieszczeniu nie było nikogo innego, prócz leżącego na łóżku chłopaka, więc Denira ujawniła się, pochylając nad nim. Z tego, co słyszała, idąc korytarzem, niedługo miał się odbyć obchód, więc musiała się pośpieszyć. Położyła mu na czole swą dłoń, przekazując swoją siłę, a zabierając czar Setha.
- Mocą nadaną mi przez Trójcę Świętą, zabieram od Ciebie ten sen śmiertelny. Niech Twa dusza pozostanie w ciele.- wypowiedziała stosowną formułę, przymykając oczy. I udało jej się- poczuła, jak śmiertelny czar opuszcza ciało chłopaka.
Kiedy życiu Johnathana nic już nie zagrażało, Denira ponownie stała się niewidzialna i wyszła na korytarz. Chociaż zużyła wiele mocy na zdejmowanie zaklęcia z chłopaka, to była w stanie utrzymać niewidzialność, aż do najbliższej toalety. Tam posiedziała jakiś czas, odpoczywając, po czym wyszła ze szpitala.
Nagle wszystkie objawy ustąpiły. Seth poczuł, jak wszystkie złe moce w jednej chwili opuściły jego ciało. Potem całkiem odzyskał siły, a jego skrzydła stały się śnieżnobiałe.
-"Dzięki Bogu zdąrzyłaś, Deniro..."- pomyślał, podnosząc się na równe nogi i chowając skrzydła. Wtem usłyszał dzwonek.
Kiedy otworzył, u progu ujrzał Ritę.
- Witaj...- odrzekła nieśmiało.- Przyjechałam, żeby upewnić się, czy trafiłeś do domu. Johnathan Cię trochę pobił i bałam się, że masz wstrząśnienie mózgu albo coś...- urwała, przyglądając mu się uważnie.
- Byłem trochę obolały, to wszystko. Odpocząłem i teraz czuję się dobrze.- odrzekł Seth, posyłając jej uśmiech jako potwierdzenie swych słów.
- W takim razie bardzo się cieszę. Kamień spadł mi z serca.- odwzajemniła uśmiech Rita.
- A z Tobą wszystko w porządku?- spytał z troską.
- Tak, tak. Poobijałam się tylko.- potwierdziła.
- Widziałaś Johnathana? Co z nim?- pytał dalej.
- Cóż, lekarz mówił, że to zapewne zatrucie alkoholowe, więc zrobili mu płukanie żołądka.- odpowiedziała Rita, po czym nagle przytuliła się do niego.- Dziękuję, że mnie broniłeś, mój rycerzu...- szepnęła mu do ucha.
- Do usług, księżniczko.- odrzekł Seth, delikatnie obejmując ją ramionami. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 2:50:47 15-08-11 Temat postu: |
|
|
"Kłamstwa są drogą do nikąd, ale mimo to nadal nią kroczymy."- Seth
Parę dni później, po szkole...
Rita wróciła do domu, prowadząc ze sobą gościa- Setha. Od progu przywitał ich pan Spencer, uściskując serdecznie dłoń chłopaka.
- Witaj młody człowieku. Seth Rosseau, jak mniemam?- zapytał George.
- Tak.- odrzekł on z lekkim uśmiechem.- Pan zapewne jest ojcem Rity. Cieszę się niezmiernie, że wreszcie mogę pana poznać.- dodał grzecznie.
- Moja żona miała rację. Doprawdy dobry z Ciebie chłopak.- powiedział pan Spencer.
- Tato, pójdę z Sethem do mojego pokoju. Pouczymy się na sprawdzian z chemii.- odezwała się Rita, spoglądając na ojca.
- Dobrze, w takim razie nie przeszkadzam.- odrzekł George, kierując się w stronę salonu.- Wpadnę do Was za jakieś pół godzinki, żeby sprawdzić, czy czegoś Wam nie potrzeba i jak idzie nauka.- dodał, siadając na kanapie, z pilotem w ręku.
- Dobrze, tato.- powiedziała Rita, ciągnąc Setha za sobą po schodach, na piętro.- Widzisz, taki z niego szeryf.- zaśmiała się, kiedy byli na górze.
- Cóż, troszczy się o swoją śliczną córkę.- odrzekł Seth z uśmiechem.- A gdzie Twoja młodsza siostra?- spytał.
- Pewnie poszła na randkę. Była na dziś umówiona. Czemu pytasz?- spytała, spoglądając na niego.
- Wiesz, tak tu cicho...- uśmiechnął się lekko.
- Ach, no tak. Ona jest taka żywa i głośna.- zaśmiała się Rita, wprowadzając go do swego pokoju.- Oto mój azyl.- wskazała na przytulne wnętrze. Seth rozglądał się uważnie. Za dnia ten pokój wyglądał o wiele piękniej. Promienie słońca przebijały się przez cienką firankę, rozświetlając każdy szczegół.
- Ślicznie się tu urządziłaś.- stwierdził, posyłając jej uśmiech.
- Dzięki.- odrzekła Rita, siadając na łóżku.- Siadaj, i zabierajmy się do nauki.- dodała, wskazując na miejsce obok siebie.
Seth usiadł obok niej, wyjął swoje książki i zeszyty, po czym Rita uczyniła to samo. Najpierw otworzyła swój zeszyt, pokazując mu, czego nie rozumie.
- Masz w tej notatce jakiś błąd.- stwierdził on, po czym otworzył swój zeszyt i prześledził dokładnie tekst.- No tak, przekręciłaś jedno zdanie, i całkiem zmienił się jego sens.- dodał, dając jej do porównania oba zeszyty.
Rita przyjrzała się uważnie i faktycznie zauważyła swój błąd, natychmiast go korygując. Jej uwagę zwróciło jednak coś jeszcze- pismo Setha. Widziała je pierwszy raz, od kiedy się poznali, a wydawało jej się znajome.
- Poprawiłam i od razu to zdanie nabrało sensu.- odezwała się, nadal trzymając zeszyt Setha, próbując sobie przypomnieć, skąd zna ten charakter pisma.
- Czy coś się stało?- spytał on, spoglądając z niepokojem na jej zamyśloną twarz.
- Twoje pismo...- odrzekła Rita, po czym otwarła szufladę i wyjęła z niej liściki, jakie dostała od tajemniczego "Anioła Stróża". Seth przeraził się, rozpoznając karteczki, które jej podrzucał. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że Rita skojarzyła ten sam charakter pisma w zeszycie i na liścikach.
- Możesz mi do cholery wyjaśnić, co to ma znaczyć?- zwróciła się do niego gniewnie.
- Ja...- zaczął, ale nie miał pojęcia, co powiedzieć.
- Seth, czy to Ty byłeś tym Aniołem Stróżem?- spytała wprost.
- Tak, to ja.- odrzekł zrezygnowany. Wiedział, że zaprzeczanie nic by nie dało.
- Jakim cudem wchodziłeś do mojego pokoju, nie włączając alarmu?- pytała dalej Rita, wyraźnie zdenerwowana.
- Pewnie uznasz mnie za wariata, ale...- westchnął Seth.- Mam dar telekinezy. Dzięki niemu mogę poruszać zamkami i otwierać je.- skłamał na poczekaniu. Nie mógł ujawnić się teraz, tuż przed zaćmieniem.
- Skąd wziąłeś czarne róże?- spytała ponownie.
- Kupiłem w sklepie. Wyglądają jak prawdziwe, ale są sztuczne.- odrzekł.
- Kiedy podtrzymałeś mnie na treningu, nikt Cię nie widział. Niewidzialność to też Twój dar?- spytała po raz kolejny. Jego słowa wydawały jej się absurdalne, ale wyjaśniały wszystko.
- Tak, dokładnie.- potwierdził, potakując.- Wiem, że trudno Ci w to uwierzyć, więc to zademonstruję.- dodał, po czym wstał i stanął na środku pokoju. Po chwili jakby rozpłynął się w powietrzu. Rita wstała, rozglądając się po pokoju. Seth tak nagle pojawił się przy niej, że aż podskoczyła.
- Nie do wiary.- powiedziała, kompletnie zaskoczona.
- To jeszcze nie wszystko. Chodź.- złapał ją delikatnie za dłoń i zbliżyli się do okna. Było zamknięte, a Seth bez problemu, nie używając wcale rąk, otworzył je.
- Ty mówisz prawdę.- odezwała się zaskoczona Rita.- I na dodatek uratowałeś mi życie.- dodała z uśmiechem.
- Nigdy bym Cię nie okłamał.- odrzekł Seth.- Od tego dnia, kiedy znalazłem Cię na klifach, zakochałem się w Tobie. Pojechałem do Nowego Jorku i zapisałem do tej samej szkoły. Musiałem Cię poznać.- dodał, łajając się w myślach za każde kolejne kłamstwo. Nie mógł jednak powiedzieć jej prawdy. Nie wiadomo, jakby zareagowała, a on nie mógł ryzykować. W końcu już jutro miało być zaćmienie.
- Seth... Czuję się jak w jakimś filmie.- wyrwał go z zamyślenia rozanielony głos Rity.
- Cóż, trochę tak to wygląda.- zaśmiał się Seth.- Czy chciałabyś wybrać się ze mną na to wzgórze za miastem?- spytał po chwili.
- Na to, na którym byliśmy podczas pierwszej randki?- zapytała. Kiedy kiwnął twierdząco głową, uśmiechnęła się szeroko.- Pewnie, że tak. Tam było cudownie.- odrzekła.
Seth uśmiechnął się lekko, niedługo bowiem miał się spotkać z Rachelą. Nareszcie.
Denira siedziała w salonie na kanapie, oglądając program w telewizji i popijając napój. Była jeszcze wyczerpana po tym, jak zdejmowała zaklęcie Setha. Nagle telewizor zgasł. Denira wyczuła czyjąś wyraźną obecność. Jakaś siła nieomal przewróciła butelkę z napojem, ale na szczęście złapała ją, nim całkiem się przechyliła.
- Jak na osłabioną anielicę, jesteś szybka.- odezwał się kobiecy, drwiący głos.
- Czego odemnie chcesz, upadły aniele?- spytała gniewnie Denira.
- Jak to czego? Przez Ciebie Seth wymigał się od upadku... Muszę Cię za to odpowiednio ukarać.- odrzekł głos, po czym zaśmiał się złowrogo.
Denira chwyciła za woreczek, który miała zawsze przywiązany u pasa, otworzyła go i wysypala garść zawartego w nim prochu Archanioła, dookoła siebie.
- Prochy Archanioła?- rozległ się przerażony głos. Potem dało się słyszeć krzyk, aż w końcu obecność intruza zniknęła. Denira zaczęła zabezpieczać prochami najpierw piętro, a potem parter, wysypując je pod oknami i drzwiami.
Wkrótce do domu wrócił Seth. Zaskoczony patrzył na to, co robi jego współlokatorka.
- No co?- spytała, widząc jego minę.- Nasz dom nawiedzają upadłe anioły, więc muszę rozsypać prochy Archanioła. Tylko to je odstraszy.- wyjaśniła.- To pewnie przez ten Twój niedoszły upadek... Mszczą się.- dodała.
- Wiesz, one były tu już wcześniej.- odrzekł Seth.- Rankiem, przed spotkaniem tamtego chłopaka, coś było w moim pokoju. Potem ten sam kobiecy głos dręczył mnie w czasie przemiany.- dodał po chwili.
- Kobiecy głos? Wygląda na to, że dręczy nas jeden i ten sam upadły anioł, a raczej anielica.- stwierdziła Denira, na chwilę zaprzestając rozsypywania prochu.- Widzisz, ja osłabłam, z kolei Ty odzyskałeś siły.- dodała z uśmiechem.
- Czuję się jak nowo narodzony.- potwierdził, odwzajemniając uśmiech.
- Używałeś dzisiaj mocy?- spytała nagle Denira, spoglądając na niego.
- Tak... Musiałem wmówić Ricie, że posiadam dar telekinezy i niewidzialności.- odrzekł Seth.
- Czemu?- zdziwiła się ona, chowając swój woreczek z prochem.
- Cóż, Rita chciała porównać nasze notatki z lekcji chemii, bo w swojej miała jakiś błąd. No i skojarzyła moje pismo z pismem tajemniczego Anioła Stróża, który podrzucał jej liściki i czarne róże.- wyjaśnił.
- Ach, no tak.- westchnęła Denira.- Już jutro będzie zaćmienie, prawda?- zagadnęła, siadając na kanapie.
- Tak, nareszcie.- odrzekł Seth, siadając naprzeciwko niej, w fotelu.- Umówiłem się z Ritą, że pójdziemy jutro na to wzgórze za miastem. Tam będę mógł spokojnie zbudzić Rachelę.- dodał z uśmiechem.- Może powinnaś już wrócić do Królestwa?- zaproponował.
- Nie, nie... Wrócę z Tobą i Rachelą. Muszę przypilnować, aby wszystko poszło sprawnie.- odrzekła Denira, posyłając mu uśmiech.
Johnathan siedział w swoim pokoju, bezmyślnie przerzucając kanały w telewizorze. Stokrotnie wolałby być teraz z kumplami w barze, ale niestety rodzice zabronili mu wychodzić. Ojciec postawił mu ultimatum- albo ma siedzieć w domu, albo wyślą go na odwyk. Wybrał dom.
- Od czasu do czasu człowiek napije się piwa, i od razu jest alkoholikiem.- burknął, wyłączył telewizor i rzucił pilota na ziemię. Poprawił poduszki pod głową i skierował wzrok w stronę okna. Chodnikiem szła para zakochanych. Trzymali się za rękę, idąc w stronę miasta. Na chwilę przystanęli, całując się, po czym ruszyli dalej.
Johnathan westchnął, wspominając swoje zachowanie. Był pewny, że Rita nie będzie chciała go znać po tym, jak napadł na nią i Setha. Dawno powinien dać sobie z nią spokój. Skoro ona pokochała innego, to on nie miał prawa niszczyć jej szczęścia.
-"Tak bardzo chciałbym o Tobie zapomnieć, Rito."- pomyślał.-"Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda"-
Przewrócił się na bok, przymykając oczy. Obraz Rity nadal miał przed oczami.
Rita przygotowywała się do snu, zmywając subtelny makijaż ze swojej twarzy, kiedy do jej pokoju wparowała Madeline.
- Przyszłam powiedzieć Ci dobranoc, no i pogadać.- powiedziała, siadając na łóżku.
- No to słucham.- odrzekła Rita, siadając obok niej.
- Czy to prawda, że Seth zabiera Cię jutro na to wzgórze za miastem?- spytała Mad, niezwykle podekscytowana.
- Tak, to prawda.- potwierdziła, uśmiechając się lekko do siostry.
- Myślisz, że kiedy tam będziecie, to on Cię wreszcie pocałuje jak należy?- zagadnęła ona, unosząc lekko brwi ku górze.
- Cóż, mam cichą nadzieję, że tak będzie.- odrzekła Rita.- Wiesz, chodzimy ze sobą już prawie miesiąc...- westchnęła.
- Nie martw się...- powiedziała Madeline, posyłając siostrze uśmiech.- Może on jest po prostu staromodny? Wiesz, najpierw zaleca się do panny jakiś czas, a potem dopiero pozwala sobie na skradzenie jej całusa?- dodała.
- Mad, dziwny ubiór Setha nie znaczy, że jest staromodny...- zaprzeczyła Rita, marszcząc czoło.
- Nie o to mi chodzi przecież!- oburzyła się.- Widziałam wiele filmów kostiumowych i faceci tam tak robili...- wyjaśniła.
Rita wybuchnęła śmiechem.
- Czy ja powiedziałam coś śmiesznego?- spytała zdziwiona Madeline. Jednak siostra jej nie odpowiedziała, śmiejąc się dalej. Ona, nie mogąc się powstrzymać, zawtórowała jej swoim dźwięcznym, melodyjnym śmiechem.
Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 20:59:51 15-08-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:51:26 15-08-11 Temat postu: |
|
|
Nowe postacie:
Rachelle Lefevre jako Rachela(1240l.)- anielica, ukochana Setha.
Bryce Dallas Howard jako Sitha(1090l.)- Upadła Anielica
"Wbrew pozorom ludzie nie są słabymi istotami. Wielu z nich ma w sobie większą siłę niż niejeden nieśmiertelny."- Rachela
Nareszcie nadszedł dzień zaćmienia. Była to sobota, więc Seth od razu zabrał Ritę na wzgórze za miastem.
- Wiesz, dziś koło południa, czyli za jakieś piętnaście minut, będzie zaćmienie słońca.- odezwał się, gdy byli już oboje na szczycie, spoglądając na cudowną panoramę miasta.
- Serio? I dlatego mnie tu przyprowadziłeś?- spytała podekscytowana Rita.
- Tak.- odrzekł Seth szczerze, w końcu taka była prawda.
- Ach, to wspaniale! Nigdy nie widziałam zaćmienia słońca.- ucieszyła się, rzucając mu na szyję.
Seth objął ją w pasie i obrócił parę razy dookoła. Żadnymi słowami nie mógłby wyrazić swej ogromnej radości. Już niedługo miał obudzić Rachelę i pozostać z nią na wieki.
Koło południa Denira wybrała się do urzędu, by załatwić tam jedną z przyziemnych spraw, które chcąc nie chcąc dotykały anioły, które zbyt długo przebywały na ziemi. Od rana towarzyszył jej dziwny niepokój, więc wzięła ze sobą prochy Archanioła. Gdyby nie musiała, wcale nie ruszałaby się z domu. Obsypany wszędzie prochem, był najbezpieczniejszym miejscem. Niestety, nie mogła zignorować urzędowego wezwania.
Wsiadła do auta, obsypując je prochem, po czym przypięła sobie pełną sakiewkę do paska od spodni. Potem ruszyła, i wyjechała na ulicę, nie wiedząc, że w ślad za nią rusza Upadły.
Tak jak powiedział Seth, w południe nastąpiło zaćmienie słońca. Rita przyglądała się temu zjawisku z ciekawością małego dziecka, siedząc na trawie.
- To cudowne. Przez parę minut, w środku dnia, ziemia spowija się w ciemnościach.- odezwała się, kierując swój wzrok na siedzącego obok Setha.
- Tak, to prawda.- odrzekł on, po czym delikatnie ujął jej twarz w swoje dłonie.- Rito, jesteś dla mnie tak niezwykła i piękna jak to zaćmienie.- dodał, przybliżając twarz do jej twarzy. W końcu ich usta złączyły się w delikatnym, acz namiętnym, pocałunku.
Serce Rity drgnęło. Poczuła się doprawdy cudownie. Czekała na ten moment bardzo długo, i podejrzewała, że będzie to wspaniałe przeżycie, ale czegoś tak niesamowitego się nie spodziewała. W końcu zaczęła totalnie odpływać, tak jakby zapadała w głęboki sen. Miała zamknięte oczy, ale wyraźnie widziała przepiękną kobietę o rudych, kręconych włosach, która otoczona była wręcz oślepiającą poświatą. Przebudzała się, powoli otwierając oczy. Potem nagle ten obraz zniknął i pozostała ciemność.
Denira, zmęczona czekaniem w kolejce i niemiłym zachowaniem urzędniczki, udała się do łazienki, by nieco ochłonąć. Przemyła twarz zimną wodą, odetchnąwszy z ulgą.
- Męczysz się na ziemi, prawda?- usłyszała za plecami znajomy, kobiecy głos. W lustrze nie dostrzegła nikogo, ale kiedy się odwróciła, przed oczami stanęła jej wysoka, szczupła kobieta, podobna do Racheli, miała jednak krótsze i bardziej rude włosy, a w jej twarzy zamiast niewinności i dobroci widać było nienawiść i zło.
- Ty jesteś tą Upadłą, która najpierw dręczyła Setha, a potem mnie...- odezwała się Denira, spoglądając swej przeciwniczce prosto w oczy.
- Ach, jakaś Ty spostrzegawcza.- odrzekła tamta z sarkazmem.- Powiem więcej. Mam na imię Sitha, jestem młodszą, niedocenianą i pomijaną siostrą wspaniałej, pełnej dobroci Racheli.- mówiła z wyraźnym żalem.- No i oczywiście to ja tak pięknie ją urządziłam. Miała zdechnąć, ale niestety Bóg zdążył ją uratować.- dodała pogardliwie.
- A więc to prawda, że siostra Racheli stała się Upadłą...- powiedziała Denira ze współczuciem w oczach.- Najpierw chciałaś zabić siostrę, a teraz mnie, tak?- zgadła.
- Otóż to. Gdyby nie Ty, Seth stałby się taki jak ja.- odrzekła Sitha.- Od samego początku chodziło mi tylko o niego.- wyjaśniła, podchodząc do Deniry.
- Zaatakowałaś Rachelę, bo myślałaś, że po jej śmierci Seth załamie się i stanie Upadłym?- odrzekła ona, ściskając w dłoni sakiewkę pełną prochów Archanioła. Już chciała zaczerpnąć garść,ale Sitha ubiegła ją, wyrywając sakwę i wyrzucając przez otwarte okno.
- Niegrzecznie tak traktować gościa.- uśmiechnęła się złowrogo.- Muszę Cię porządnie ukarać.- dodała, wyjmując zza pasa swoją kuszę, pełną zatrutych strzał, idealnych do zabijania aniołów. Denira od razu zauważyła, że to te same strzały, jakich użyto wobec Racheli.
Jednym uderzeniem Sitha osłabiła swoją ofiarę, po czym podniosła z pomocą telekinezy i zawiesiła na ścianie, do której potem, za ręce i nogi, przybiła swoimi zatrutymi strzałami. Tak zostawiła ją, opuszczając łazienkę.
Denira czuła, jak powoli zbliża się śmierć.
- "Oby tylko Sethowi udało się zbudzić Rachelę."- pomyślała, po czym straciła przytomność.
W miarę, jak Rita traciła przytomność, Seth coraz wyraźniej czuł obecność Racheli. W końcu jego ukochana uwolniła się całkiem, pojawiając przed nim taką, jaką ją zapamiętał- miała te same, kręcone włosy, o rudym odcieniu, przechodzącym w blond. Ubrana była w białą zwiewną sukienkę, a z jej twarzy biła nieskończona dobroć. Kiedy go ujrzała, uśmiechnęła się promiennie.
- Seth, nareszcie...- powiedziała, rzucając się mu na szyję. Po chwili odsunęła się, ujmując w swą drobną dłoń medalion, który miał na łańcuszku.- Nadal go masz?- spytała z uśmiechem.
- Jakże mógłbym go zdjąć...- odrzekł Seth, dotykając jej twarzy, ramion i talii, jakby chcąc się upewnić, że jest prawdziwa.
- Musimy ją zabrać do domu.- powiedziała Rachela, spoglądając na Ritę, leżącą bezwładnie na trawie.
- Tak, masz rację. No i trzeba wymazać z pamięci wszystkich mnie i Denirę.- dodał Seth.
- Wystarczy cofnąć czas do momentu, nim zjawiłeś się w mieście. W końcu warto dać szansę na lepsze decyzje, chociażby Johnathanowi, nie uważasz?- zaproponowała Rachela. Seth przytaknął jej, po czym oboje polecieli wraz z nieprzytomną Ritą do jej domu. Przez okno dostali się do sypialni dziewczyny i położyli ją na łóżku.
- Niech czas ludzki się cofnie dwa miesiące wstecz...- Rachela wypowiedziała odpowiednią formułę, a Seth powtórzył za nią, trzymając jej dłonie w swoich. Wkrótce na dworze rozpętała się wichura, która niedługo potem ucichła.
- Teraz musimy iść po Denirę i wracać do Królestwa.- odezwał się Seth, po czym odleciał wraz z Rachelą.
Sitha nie miała zamiaru próżnować. Uznała, że skoro Seth jej nie chce, to odbierze mu wszystkie bliskie osoby, a potem zabije jego. Następnym celem, po Denirze, była Rita. Leżała właśnie w swoim pokoiku nieprzytomna, sama i bezbronna.
- Skoro tak lubisz czarne róże, to przez nie zginiesz.- szepnęła, kładąc na szafce nocnej tenże kwiat, dołączając do niego nawet liścik podpisany "Twój Anioł Stróż". Z wyglądu kwiat ten niewiele różnił się od róż Setha, jednak ukłucie się w jego kolec oznaczało powolną śmierć, a dusza takiej osoby trafiała do Piekła. Była to bowiem Piekielna Róża.
Sitha wyszła na dach przez okno, rozwinęła swe czarne jak smoła skrzydła i odleciała, zanosząc się tryumfalnym śmiechem.
Rita obudziła się po południu i powoli podniosła na łóżku. Kiedy rozejrzała się po pokoju, na szafce nocnej dostrzegła czarną różę. Znajdujący się przy niej liścik podpisany był "Twój Anioł Stróż."
Przestraszyła się, chociaż miała deja vu- tak jakby kiedyś dostała coś takiego. Ujęła delikatnie różę, przyglądając jej się uważnie. Jak na złość ukłuła się w palec o jeden z kolców. Po jakichś paru sekundach zaczęła mieć zawroty głowy. Upadła na poduszkę, wypuszczając różę na podłogę. Powoli odpływała w niebyt. |
|
Powrót do góry |
|
|
namida1991 King kong
Dołączył: 14 Paź 2009 Posty: 2837 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Gdańska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:18:58 17-08-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 20
"Zawsze trzeba zrobić wszystko, by ochronić bliskie sobie osoby."- Seth
Nie odnalazłwszy Deniry w domu, Seth i Rachela zaczęli jej szukać. Dzięki świetlistej łunie, jaka spowijała ciało anioła, mogli określić, gdzie się znajdowała. Najbardziej martwili się, że owa łuna słabła, a to mogło znaczyć jedno- albo była bardzo osłabiona, albo umierała.
W końcu odnaleźli ją w łazience, w urzędzie miasta. Widok, jaki ujrzeli, przeraził ich.
- Boże, Deniro...- mówił Seth, wyjmując z jej rąk i nóg strzały, zdejmując ją ze ściany.
- Udało Ci się... Bogu dzięki...- odezwała się do niego słabo Denira, spoglądając na Rachelę. Ta odpowiedziała jej uśmiechem i natychmiast zaczęła opatrywać rany po strzałach.
- Powiedz, co tu się stało? Kto Ci to zrobił?- spytał Seth, podtrzymując Denirę na ramieniu.
- To była... Sitha...- wydusiła z siebie z trudem.
- Moja młodsza siostra?- zmartwiła się Rachela.- Boże, to okropne, co się z nią stało. Najpierw chciała zabić mnie, a teraz Denirę.- dodała.
- To ona trafiła Cię strzałą? Twoja siostra?- oburzył się Seth, kierując swój wzrok na Rachelę.
- Tak.- potwierdziła.- Zawsze była o mnie zazdrosna... W końcu zbuntowała się i dołączyła do Upadłych.- wyjaśniła, spoglądając na Setha.- Zazdrościła mi również Ciebie... Myślała, że jeśli ja umrę, Ty załamiesz się i staniesz jednym z nich. Na dodatek to Sitha spowodowała wypadek Rity i jej rodziców. To był jej test na to, czy Upadli przyjmą ją do siebie.- dodała.
- Ona... Teraz mści się na Secie... Zabije wszystkie bliskie mu osoby...- odezwała się resztkami sił Denira.
- Boże, Rita...- uprzytomnił sobie Seth.
- Musimy zabrać Cię do Królestwa.- zwróciła się do Deniry Rachela.
- Nie, dla mnie i tak już za późno. Kiedy przybyliście, było już za późno. Ratujcie Ritę.- odmówiła.- To moja wina. Powinnam posłuchać Setha i wrócić wcześniej do Królestwa. Byłam zbyt osłabiona... Idźcie już.- rozkazała im.
- Deniro...- w oczach Racheli pojawiły się łzy.
Ona jedynie uśmiechnęła się blado. Potem jej ciało rozpłynęło się w powietrzu, a łuna powędrowała ku niebu. Seth i Rachela opuścili łazienkę, po drodze zabierając sakiewkę Deniry z prochem Archanioła, który Sitha wyrzuciła za okno. Potem czym prędzej udali się do domu rodziny Spencer.
Tak jak się spodziewali, Rita leżała na łóżku nieprzytomna, a obok, na podłodze, znajdowała się zatruta Piekielna Róża.
- Nie, ona nie może umrzeć. Żyję dzięki niej, więc nie pozwolę jej pójść do Piekła.- szlochała Rachela.- Wejdę z powrotem do ciała Rity i uleczę ją.- zdecydowała.
- Nie ma takiej potrzeby. Wystarczy zabić Upadłego, który podarował śmiertelnikowi zatruty kwiat.- odrzekł Seth spokojnie.
- Myślisz, że uda Ci się to? Boję się o Ciebie... Ona jest silna.- powiedziała zmartwiona Rachela.
- Musi mi się udać. W razie czego poproszę o pomoc z Królestwa. Ty uśpij miasto, i opiekuj się Ritą.- uspokajał ją Seth.- Mam jakieś półtorej godziny. W razie gdybym nie dotarł na czas, zrób to, co chciałaś, wejdź w nią. Jakoś wytrzymam kolejne paręnaście lat bez Ciebie.- dodał, tuląc ją do siebie.
- Oby to nie było konieczne.- odrzekła Rachela, po czym pocałowała go namiętnie.- Kocham Cię.- szepnęła mu do ucha.
- Kocham Cię...- odrzekł on, po czym wyszedł przez okno i odleciał.
Sitha spoglądała ze wzgórza na uśpione przez Rachelę miasto. Wiedziała dobrze, że Seth przybędzie, by ją zabić. Ona jednak była pewna swej wygranej. W świecie Upadłych uważano ją za jedną z najpotężniejszych anielic. Rodzice Sithy nigdy nie dostrzegali w niej takiego potencjału. To jej starsza siostra, Rachela, była zawsze najlepsza. Teraz wreszcie czuła, że jest potężna, a rodzice się mylili. Duma i przede wszystkim próżność zawładnęły nią całkiem, nie pozwalając jej na uwzględnienie jakiejkolwiek porażki.
W końcu przybył Seth. Przyprowadził ze sobą parę innych aniołów z Królestwa.
- Nareszcie spotykamy się twarzą w twarz.- przywitał ją szorstkim tonem.
- Tak, nareszcie.- zgodziła się.- Najwyższy czas na Twoją śmierć.- dodała z uśmiechem.
Niemal natychmiast rozgorzała zacięta walka. Druhowie Setha szybko obrócili się w proch. Kiedy na arenie został on wraz z Sithą, zaczął się bać, że nie da rady. Cały czas słyszał telepatyczne prośby Racheli, by na siebie uważał i się śpieszył. Kiedy Sitha powaliła go na ziemię, unieruchamiając żelaznym uściskiem, do śmierci Rity pozostało jakieś pięć minut.
- Masz coś do powiedzenia przed śmiercią?- spytała z uśmiechem pełnym tryumfu.
Seth przypomniał sobie o sakiewce Deniry, więc wyjął ją z kieszeni i rozwiązał.
- Ostatnie słowo? Prochy Archanioła.- odrzekł, wysypując całą zawartość woreczka na Sithę. Ta zaczęła krzyczeć wniebogłosy, a jej skóra zaczęła płonąć. Seth podniósł z trawy sztylet, który wytrąciła mu wcześniej Sitha i wbił go prosto w jej serce, przez co cała rozsypała się w proch.
Odetchnął jednak dopiero, słysząc w głowie przekazane telepatycznie słowa Racheli: "Udało się, trucizna przestała działać."
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Dwa tygodnie później...
Rita wracała z treningu cheerleaderek bardzo zmęczona. Niedbale wrzuciła swój plecak na tylne siedzienie samochodu. Już miała wsiadać, kiedy zaczepił ją Johnathan McKellan.
- Cześć, Rita.- przywitał się, posyłając jej uśmiech.
- Cześć.- odpowiedziała, odwzajemniając mu się również uśmiechem.
- Wiesz, chciałbym spytać, czy nie wybrałabyś się ze mną do kina w ten weekend?- zaproponował.
- Tak? A co z Sylvią?- spytała Rita.
- Cóż, olała mnie. Chodzi z jakimś japończykiem.- odrzekł Johnathan.
- Ach, no tak. Z Natsuno.- powiedziała, zastanawiając się nad jego propozycją.
- No więc jak z tym kinem?- spytał ponownie.
- Właściwie to czemu nie.- zgodziła się Rita.
- W takim razie podjadę po Ciebie w sobotę koło 16.- odrzekł Johnathan, cały w skowronkach.
- Dobrze. Do zobaczenia.- pożegnała się z nim Rita, wsiadając do samochodu. On natomiast pognał z powrotem na trening.
Ruszyła powoli na ulicę. W pewnym momencie ujrzała na siedzeniu obok czarną różę. Zatrzymała się tuż przed zjazdem, i wzięła kwiat do ręki, ponownie odczuwając deja vu. Dopiero kiedy usłyszała za sobą klakson samochodu, który stał za nią, położyła różę z powrotem na siedzeniu i ruszyła na ulicę.
Stali oboje, niewidzialni, niedaleko szkolnego parkingu. Rachela spojrzała na Setha z lekkim uśmiechem.
- Skoro ona nie może sobie o nas przypomnieć, to nie powinieneś podrzucać jej tej róży.- powiedziała.
- To tylko kwiat. Nic się jej nie przypomni. Chciałem po prostu, by miała po mnie jakąś pamiątkę.- odrzekł Seth.- Skoro mam być jej aniołem stróżem...- dodał z uśmiechem.
- Co? Zgłosiłeś się na jej anioła stróża? Czy to nie lekka przesada?- zdziwiła się Rachela.
- Tak, zgłosiłem się, i otrzymałem zgodę. Czyżbyś była zazdrosna?- odpowiedział, uśmiechając się łobuzersko.
- Ależ skąd...- zaprzeczyła.
- A propo... Ty chyba też przesadziłaś, swatając Natsuno z Sylvią.- zagadnął Seth.
- Ja chciałam ich tylko uszczęśliwić. W końcu przecież i tak byliby razem, bo są sobie przeznaczeni. Po co więc Sylvia miałaby marnować czas na beznadziejną miłość do Johnathana?- wyjaśniła Rachela.- Zresztą powiem Ci, że ja zostałam aniołem stróżem Sylvii.- dodała.
- Serio?- spytał zaskoczony Seth.
- Serio.- potwierdziła ona z uśmiechem.
- A to dopiero Ojczulek sobie zrobił kawał.- zaśmiał się on.
Rachela zawtórowała mu, po czym oboje wzlecieli ku niebu, trzymając się za ręce.
K O N I E C |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|