|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:30:12 03-10-16 Temat postu: |
|
|
Przecudny odcinek. Lia kochana, dobrze, że zabrała Christiana w te świąteczne dni. Sam na pewno by się załamał, zresztą ona chyba też. A tak oboje mogą się przynajmniej wspierać. I zaskoczyło mnie to, że Lia zaprezentowała mu swoje dzieło, które tak wiele o niej zdradza. I końcówka też mega to malowanie wspólne i słowa Lii tak dające nadzieję i motywujące. Myślę, że tego właśnie Christian potrzebował. Co tu dużo mówić, odcinek doskonały w każdym calu, jak zawsze |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:26:30 03-10-16 Temat postu: |
|
|
Oj, Monia, bo nam się w głowach poprzewraca od tych pochwał Dziękujemy za dobre słowo, dobra kobieto :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:36:18 09-10-16 Temat postu: |
|
|
______Trzymając w dłoniach stertę, zapakowanych w ozdobny papier i przewiązanych kolorowymi wstęgami, pudełek różnej wielkości, ostrożnie zeszła ze schodów i kontrolnie zerknęła w stronę jadalni, skąd do jej uszu dobiegały fragmenty ożywionych rozmów i radosny śmiech najbliższych jej ludzi, zgromadzonych teraz przy świątecznym stole. Uśmiechnęła się do siebie na ten widok i korzystając z tego, że nadal pozostała przez nich niezauważona, bezszelestnie przeszła przez salon i przykucnęła przed wysoką choinką rozświetlającą pomieszczenie milionem jasno migoczących światełek, po czym starannie ułożyła przygotowane prezenty tuż obok tych, które udało się sprytnie przemycić Diego i babci, zanim jeszcze wszyscy zasiedli do kolacji.
______Odruchowo poprawiła kilka wstęg i dosunęła prezenty bliżej siebie, mając cichą nadzieję, że również tym razem okażą się trafione i sprawią radość najbliższym, a przede wszystkim dzieciakom, które przez cały rok niecierpliwie odliczają czas do wigilijnego wieczoru, a potem z podekscytowaniem wyczekują momentu, kiedy w końcu rodzice pozwolą im zajrzeć pod choinkę.
______Uśmiechnęła się z sentymentem i sięgając jeszcze między kartony po leżącą tam czerwoną bombkę, która jakimś cudem znalazła się pod drzewkiem z powrotem zawiesiła ją na jednej z najniższych iglastych gałązek. Ostatni raz przesunęła wzrokiem po kolorowych pakunkach i zadowolona z końcowego efektu, powoli się wyprostowała i zupełnie odruchowo rozejrzała się jeszcze po przystrojonym czerwono-zielonymi ozdobami salonie, w którym z każdego kąta biła tak dobrze jej znana prawdziwie domowa atmosfera, jaką chciałaby zachować w pamięci już na zawsze.
______Odkąd sięgała pamięcią uwielbiała spędzać Boże Narodzenie w Valle de Sombras, bo tylko będąc tutaj, z całą rodziną i uczestnicząc we wszystkich przygotowaniach, czuła prawdziwą magię tego okresu w roku, które ludzie uważają za najpiękniejszy. To w tym miasteczku, otoczona najbliższymi czuła się jak w domu i mogła nawet śmiało zaryzykować stwierdzenie, że to tutaj było jej miejsce na ziemi, a nie w stolicy, w której praktycznie spędziła większość swojego życia. Kochała ten dom i kochała rodzinę, żałowała tylko, że nie może się już dzielić tym szczęściem z osobą, która była dla niej zawsze najważniejsza i której bardzo jej brakowało, niezależnie od tego ile czasu upłynęło od dnia, gdy Go utraciła.
______Zamrugała energicznie powiekami, czując jak do oczu wbrew jej woli napływają łzy na bolesne wspomnienia, z którymi przez ostatnie dwa lata, wszelkimi znanymi jej sposobami, starała się dzielnie walczyć, a kiedy jej wzrok mimowolnie padł na kamienny kominek i stojącą tam fotografię w dużej, czarnej ramce z przepasanym czarną wstęgą rogiem, bez zastanowienia podeszła bliżej. Chwyciła ramkę w drżące dłonie, ani na moment nie odrywając zaszklonego spojrzenia od roześmianej twarzy ciemnowłosego mężczyzny uśmiechającego się do niej ze zdjęcia i czując jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa, bezwładnie oparła się plecami o ścianę obok kominka. Delikatnie przesunęła opuszkami palców po szkle, jakby bała się, że mogłaby niechcący zniszczyć fotografię i przełknęła z trudem ogromną gulę, która uformowała jej się w gardle, utrudniając oddychanie. Gdy wzrok stał się nieostry od wzbierających łez, a wszystko stało się tylko jedną wielką zamazaną plamą, przytuliła zdjęcie do piersi i przymknęła powieki, starając się uspokoić niespokojnie serce i opanować towarzyszące mu ukłucie bólu niemal nie do zniesienia. Oddałaby wszystko co miała byleby cofnąć czas; znów móc wtulić się w silne, opiekuńcze ramiona, spojrzeć w błyszczące ciepło, zielone tęczówki i zobaczyć uśmiech, który zawsze rozpromieniał jej pochmurny dzień…
______Przełożyła ściętą jajecznicę z patelni na talerz i postawiła na stole zaraz obok tostów i innych smakołyków, jakie przygotowała na śniadanie. Uśmiechnęła się do siebie, zadowolona z efektu i sięgnęła po elektryczny czajnik, by wrzątkiem zalać kawę. Wyciągnęła z szuflady małą łyżeczkę, posłodziła kawę tak jak robiła to zawsze, a potem zamieszała energicznie i jednocześnie wychylając się zza blatu, rzuciła przelotne spojrzenie w stronę łazienki.
______- Tato! Śniadanie ci wystygnie! – krzyknęła ze śmiechem i kręcąc głową z rozbawieniem, ustawiła kubek z kawą na stole, po czym zabrała się za zmywanie zawartości zlewu, akurat w tym samym momencie, w którym w pomieszczeniu pojawił się ciemnowłosy mężczyzna.
______- Jestem, skarbie – uśmiechnął się szeroko tym swoim prawdziwie zaraźliwym uśmiechem, a potem ujął jej twarz w obie dłonie i pocałował z czułością w czoło. – Co ja bym bez ciebie zrobił? – westchnął, spoglądając na zastawiony stół i kręcąc głową z niedowierzaniem, trącił czubek jej nosa palcem wskazującym.
______- Zapewne chodziłbyś głodny – odparła Sol, mrugając do niego z rozbawieniem, gdy zajmując swoje stałe miejsce przy stole, znów spojrzał na jej rozpromienioną twarz.
______- A ty nie zjesz ze mną? – zapytał i sięgając po swój ulubiony kubek teraz wypełniony aromatycznym napojem, ponownie spojrzał na Sol z nadzieją w identycznych jak jej własne, zielonych oczach.
______- Muszę zmykać na zajęcia, bo się spóźnię. – odparła, uśmiechając się do niego ze skruchą. - Poza tym już jadłam – dodała, odstawiając patelnię do dolnej szafki i sięgnęła po kuchenną ściereczkę by wytrzeć dłonie.
______- Myślałem, że kiedy wrócę z trasy spędzimy ze sobą więcej czasu – westchnął ciężko i wykrzywiając usta w cierpkim uśmiechu, ponad ramieniem posłał jej smutne, ale mimo wszystko błyszczące ciepło spojrzenie.
______Sol przekrzywiła lekko głowę na ramię i uśmiechając się łagodnie, bez zastanowienia stanęła za ojcem, objęła go za szyję szczupłymi ramionami i przycisnęła policzek do jego policzka pokrytego ciemnym, odrobinę przyprószonym już siwizną zarostem.
______- Postaram się wrócić dzisiaj wcześniej do domu – obiecała tuląc go do siebie mocno, kiedy silną i przyjemnie ciepłą dłonią delikatnie pogłaskał jej przedramię. – Po zajęciach, mam jeszcze lekcje w świetlicy dla dzieciaków, ale spróbuję urwać się wcześniej i pójdziemy coś zjeść. Co ty na to?
______- Na taki układ mogę pójść – odparł, wyraźnie się rozchmurzając, a Sol uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi i spontanicznie pocałowała ojca w policzek, a potem odsunęła się powoli i sięgnęła do stojącego na stole koszyka po jabłko. – Muszę po prostu przywyknąć, że moja ptaszyna wylatuje pomału z gniazda – westchnął ciężko i uśmiechając się niewyraźnie, spojrzał na córkę smutnymi, zielonymi tęczówkami.
______- Tak szybko się mnie nie pozbędziesz, staruszku – oznajmiła z rozbawieniem, wcelowując w ojca palec wskazujący, a gdy parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową, jakby nadal nie ogarniał umysłem tego, że czas tak szybko leci, dodała: - Co będziesz dzisiaj robił?
______- Skoro ty wybywasz z domu, to podjadę do studia i zobaczę jak sobie tam radzą – powiedział, sięgając po jednego tosta, a potem chwycił okrągły nóż i posmarował masłem kromkę. – Podobno zgłosił się jakiś nowy zespół i chciałbym ich posłuchać – wyjaśnił, odgryzając kawałek chrupkiego pieczywa.
______- A nie chcesz odpocząć po trasie? – zapytała Sol i chwytając swoją torbę wiszącą na oparciu krzesła, rozejrzała się po kuchni w poszukiwaniu swojego telefonu.
______- Przecież wiesz, że nie usiedzę na miejscu. Strasznie nie lubię bezczynności, skarbie – odparł, nonszalancko wzruszając ramionami, po czym wsunął do ust widelec z jajecznicą.
______- Wiem, tato – przytaknęła ze śmiechem i nim zdążyła się rozmyślić, sięgnęła do torby po gruby i dość już sfatygowany notes. - Może w międzyczasie znajdziesz czas i zerkniesz, hm?- zapytała, zagryzając dolną wargę i podała ojcu luźno wetkniętą między strony, w większości zapisaną kartkę. Chwycił ją między palce i marszcząc delikatnie czoło, odstawił trzymany w dłoni kubek z powrotem na stół.
______- Co to?
______- Nowa piosenka. Napisałam ją, kiedy byłeś w trasie, ale chciałabym poznać twoje zdanie – odparła i uśmiechając się nieśmiało, odruchowo wsunęła pasmo włosów za ucho.
______- Jasne. Z przyjemnością na to spojrzę, chociaż mogę się założyć, że jest świetna – powiedział z wesołym uśmiechem, jaki w jednej chwili rozświetlił jego twarz, po czym spojrzał na córkę błyszczącymi ciepło, zielonymi oczami.
______- Fajnie. Dobrze, zmykam już, bo się naprawdę spóźnię. Zadzwonię do ciebie popołudniu. Kocham cię, tatku – rzuciła i pochylając się lekko, pocałowała ojca w czubek głowy.
______- Ja ciebie też, Mari ….
______Tęskniła. Potwornie jej brakowało obecności ojca w jej życiu; jego zaraźliwego śmiechu, ciepłego błysku w oku, pasji z jaką żył, wielu godzin spędzonych wspólnie z gitarami na kolanach i przede wszystkim tej partnerskiej relacji, jaka ich łączyła, a której zawsze zazdrościli jej rówieśnicy. Byli z ojcem do siebie tak bardzo podobni, nie tylko fizycznie, ale duchowo, że czasem się zastanawiała jak to w ogóle możliwe. Zupełnie jakby byli ulepieni z tej samej gliny. Troszczyli się o siebie nawzajem, wspierali się i rozumieli bez słów. Ojciec był po prostu jej bratnią duszą w każdej dziedzinie życia, najlepszym przyjacielem i jedynym rodzicem, jakiego miała, który niezależnie od wszystkiego zawsze stał u jej boku. Wiedziała, że kochał ją najmocniej na świecie i robił wszystko, co mógł by wychować ją na silną kobietę, która będzie potrafiła poradzić sobie w życiu i nigdy się nie podda, a ona nawet nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że kiedyś nadejdzie dzień, kiedy jego może zabraknąć. Los jednak zakręcił kołem fortuny i okrutnie bez ostrzeżenia wyrwał jej z rąk to, co było dla niej najcenniejsze. Najwspanialszego ojca pod słońcem, a wraz z nim cząstkę jej samej, której nigdy nie odzyska i której już chyba nie chciała odzyskać.
Pokręciła głową z niedowierzaniem, a kiedy długo powstrzymywane łzy jednak popłynęły po jej policzkach, otarła je szybko wierzchem dłoni i ostatni raz spojrzała na zdjęcie ojca. Musnęła wargami opuszki dwóch palców, a potem przyłożyła je do fotografii, zastygając tak w bezruchu na nieskończenie długą chwilę.
______- Tęsknię, tato … - szepnęła ledwie słyszalnie i siąkając cicho nosem, w końcu odstawiła ramkę z powrotem na miejsce, przez moment jeszcze wpatrując się w uśmiechniętą twarz Mariano Ramireza, jakby bała się, że jeśli odwróci wzrok, zdjęcie zniknie, a tylko takie ujęcia jak to pozwalały jej nie zapomnieć rysów jego twarzy i pielęgnować w głowie wciąż żywy obraz kogoś, z kogo odejściem mimo upływu czasu nie potrafiła się pogodzić.
______- Promyczku … - usłyszała za plecami zatroskany głos Leo, który skutecznie wyrwał ją z odrętwienia, więc przymknęła na moment powieki i wysilając się na swobodny uśmiech, odwróciła się powoli w jego stronę. – Wszystko w porządku?
______- Tak. Podrzucałam prezenty i nie chciałam, żeby dzieciaki mnie przydybały – wyjaśniła, starając się by jej głos brzmiał, choć odrobinę beztrosko, ale kiedy Leo nie odpowiedział tylko bez słowa wciąż świdrował ją tym swoim niezmordowanym spojrzeniem, jakby usiłował zajrzeć w głąb jej duszy i dowiedzieć się tego, czego wolałaby nie pokazywać światu, odwróciła głowę i odchrząknęła cicho.
______Leo zmrużył lekko oczy i na krótki moment powędrował wzrokiem w stronę kominka i stojącego na nim zdjęcia, a dostrzegając niewątpliwe podobieństwo uśmiechniętego, ciemnowłosego mężczyzny z fotografii do stojącej przed nim dziewczyny, szybko domyślił się co w święta wprawiło Sol w tak wisielczy nastrój. Wsunął dłoń do kieszeni ciemnych, eleganckich spodni i podszedł do niej ostrożnie, natychmiast ściągając na siebie zaszklone spojrzenie ślicznych zielonych oczu. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, a potem bez słowa objął silną dłonią jej głowę i pochylając się odrobinę, musnął chłodnymi wargami jej czoło.
______Marisol uśmiechnęła się lekko i z trudem panując nad rosnącą na nowo w przełyku kulą, zagryzła dolną wargę, starając się mimo wszystko znów nie rozpłakać. Tym jednym gestem Leo zrobił i powiedział więcej niż mógłby przypuszczać, a Sol po raz kolejny przekonała się, że choć znali się krótko młody Sanchez po prostu rozumiał ją bez słów. To właśnie dlatego tak szybko znalazł sobie miejsce w jej świecie i wypełnił tęczą te zakamarki jej duszy, które były szare i brzydkie, jednocześnie bez skrępowania zajmując naczelne miejsce w jej sercu i nawet gdyby bardzo chciała nie mogła mieć mu tego za złe, bo stał się dla niej prawdziwym przyjacielem.
______- Uśmiechnij się – poprosił cicho, po czym odsunął się tak by bez problemu móc spojrzeć jej w oczy i wierzchem dłoni czule starł ślady łez z jej policzka. – Chyba w końcu doczekaliśmy się pierwszej gwiazdki – dodał, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie ku górze, gdy ponad jej ramieniem zerknął w stronę okna. Marisol powędrowała za jego spojrzeniem i dostrzegając na ciemnym niebie jeden wyraźnie migoczący jasny punkcik, uśmiechnęła się do siebie i pokręciła głową z niedowierzaniem.
______Zanim jednak zdążyła się odezwać, w salonie pojawiła się mała [link widoczny dla zalogowanych] i trzymając się pod boki, wodziła czujnym spojrzeniem od Leo do Marisol, jakby za wszelką cenę próbowała rozgryźć co tu się wyprawia.
______- Co wy tu robicie? – spytała, podejrzliwie mrużąc oczy.
______- Machaliśmy Świętemu Mikołajowi – odpowiedział bez zastanowienia Leo, siląc się na śmiertelnie poważny ton, choć z trudem powstrzymywał się przed roześmianiem. Sol oparła czoło o jego ramię i ukrywając twarz w jego koszuli zaczęła cicho chichotać, wystawiając jego opanowanie na jeszcze cięższą próbę.
______- Nikt nie może zobaczyć Świętego Mikołaja – powiedziała Sofia i unosząc wymownie jedną brew, wpatrywała się w Leo w taki sposób jakby siłą samego spojrzenia chciała ocenić, czy mówi prawdę czy jednak ściemnia.
______- No my też nie do końca mieliśmy to szczęście – wyjaśnił swobodnie, a Sol za jego plecami zaczęła drżeć już ze śmiechu, boleśnie zagryzając przy tym dolną wargę. – Zdążyłem tylko zauważyć, jak starszy pan w czerwonym kubraczku przemykał ogrodem i wyciągał z brody okruszki po tych smacznych ciasteczkach, które mu zostawiłaś przed kolacją – wyjaśnił, ruchem głowy wskazując na pusty talerzyk stojący na niskim stoliku przed kanapą.
______- A widziałeś renifery? – spytała Sofia, kontynuując swoje przesłuchanie.
______- Oczywiście! Rudolf nawet zaświecił nam na „do widzenia” czerwonym nosem – powiedział konspiracyjnym szeptem, jakby zdradzał Sofii jakiś wielki sekret. ______Dziewczynka zmrużyła czujnie oczy, przez chwilę odważnie siłując się z Leo na spojrzenia, sprawiając przy tym wrażenie kogoś kto zawzięcie stara się prześwietlić drugą osobę i poznać jej niecne zamiary. W końcu przygryzła policzek od środka, przechyliła całe ciało w prawą stronę i wspierając ciężar na jednej nodze, zajrzała za plecy Sancheza, a kiedy dostrzegła stertę prezentów pozostawionych pod choinką, jej oczy momentalnie zrobiły się wielkie jak spodki i rozbłysły niczym flara dymna.
______- O kurcze! – krzyknęła i nie czekając ani chwili, ile sił w nogach pognała z powrotem do jadalni. – Oscar! Oscar!
______- Renifer Rudolf? – zagadnęła Marisol z rozbawieniem, ściągając na siebie ciemne spojrzenie Leo, który tylko nonszalancko wzruszył ramionami.
______- To pierwsze, co mi przyszło do głowy, ale chyba zadziałało – stwierdził z zadowoleniem i wyszczerzył się jak dziecko. – Tym bardziej, że Sofia jest jak żywy wykrywacz kłamstw. Jeszcze kilka lat i prześwietli każdego ściemniacza zanim ten zdąży otworzyć usta by się odezwać.
______- To chyba akurat dostała w genach po Ramirezach – zaśmiała się Sol, zaglądając Leo w oczy, w których w zależności od okoliczności obok całej gamy najróżniejszych uczuć zawsze odbijała się przede wszystkim prawda i to było coś czym w pierwszej kolejności utorował sobie drogę do jej świata, nawet jeśli nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Uśmiechnęła się do niego promiennie, a potem zupełnie spontanicznie wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. – Dziękuję ci, że jesteś, Gumisiu – szepnęła, a Leo w odpowiedzi jedynie mrugnął do niej przyjaźnie, objął ją ramieniem za szyję i pocałował w skroń.
______Zanim którekolwiek z nich zdążyło ponownie się odezwać do salonu jak tornado wpadła Sofia, a zaraz za nią roześmiany [link widoczny dla zalogowanych], [link widoczny dla zalogowanych], której w zaawansowanej ciąży poruszanie się przychodziło z coraz większym trudem, Diego niosący talerzyki, [link widoczny dla zalogowanych] z paterą pełną ciasta i Ignacio niosący w dłoniach tacę z filiżankami herbaty. Wszyscy roześmiani, spokojni i radośni, a to był chyba najpiękniejszy obrazek, jakiego częścią Sol miała szczęście być i z całego serca pragnęła by tak już było zawsze; by ten dom i jej życie zawsze wypełniali najbliżsi jej ludzie, choć dzisiaj do kompletu brakowało jej tylko jeszcze Lii i Chrisa. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że tych dwoje ma do przejścia własną, niełatwą drogę i potrzebowali przede wszystkim czasu. Miała jedynie cichą nadzieję, że naprawdę dobrze go wykorzystają.
______- Możemy odpakować prezenty? Możemy, możemy!? – zapytała Sofia, wyrywając ją z rozmyślań i składając dłonie jak do modlitwy, maślanymi oczami wpatrywała się w Diego. – Proszę! Proszę! Proszę!
______- Możecie, ale najpierw musimy wyznaczyć kogoś, kto w tym roku spełni się w roli zastępcy Świętego Mikołaja – odparł z rozbawieniem, wodząc po zgromadzonych błyszczącym ciepło wzrokiem.
______- Myślę, że Leo jest odpowiednią osobą. W końcu to on miał szczęście widzieć dzisiejszego wieczora Pana Brodatego, więc wygląda na to, że został odgórnie mianowany tegorocznym zastępcą – odezwała się Sol, ukradkiem zerkając na roześmianego Sancheza. – Nie ma co z tym walczyć – dodała i wzruszając swobodnie ramionami, mrugnęła do niego porozumiewawczo.
______- Nawet nie zamierzam – odparł, szczerząc się od ucha do ucha jak małe dziecko. – Zobaczmy w takim razie, co my tu mamy …
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 22:37:26 09-10-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:36:42 10-10-16 Temat postu: |
|
|
I już? Koniec? Ledwo zdążyłam się ucieszyć, że przeczytam sobie nowy odcinek, to już było jego koniec, buuu...
Fajnie się czyta o takich Świętach w rodzinnej atmosferze, gdzie czuć ducha beztroski, pomimo otaczających wkoło problemów. I chyba już to mówiłam, ale bardzo lubię scenki Leo i Sol. Są tak naładowane pozytywnymi emocjami, że po prostu nie da się nie uśmiechnąć czytając je dziękuję za to i za to, że tworzycie tak piękne rzeczy, które są w stanie poprawić nastrój szarości dnia codziennego
I oczywiście czekam na ciąg dalszy, najlepiej z Lią i Christianem, ewentualnię z Laurą |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:09:25 22-10-16 Temat postu: |
|
|
______Zatrzymał się przed bramą cmentarza i zazgrzytał nerwowo zębami, robiąc głęboki wdech. Powinien był to zrobić dawno temu, ale ciągle odkładał to na później, jakby podświadomie wciąż liczył, że to wszystko to tylko jakaś koszmarna pomyłka i któregoś dnia roześmiana Kylie znów stanie w progu ich mieszkania. Choć od tamtego feralnego wypadku minęły już ponad trzy lata, nie potrafił się wyzbyć poczucia winy i na nowo otworzyć serca na uczucie. Próbował wiele razy, może zbyt wiele, a może z nieodpowiednimi kobietami, ale zawsze kończyło się tak samo – co najwyżej na kilku spotkaniach, w czasie których nie tracił czasu na rozmowy.
______– Za grzecznych chłopców się wychodzi, a skurwieli się kocha – powiedziała cicho, a on uśmiechnął się lekko, opuszkiem palca, nieprzerwanie od kilku minut, kreśląc jakieś wyimaginowane wzory na jej nagich plecach.
______– Do której kategorii ja się zaliczam? – zapytał, pochylając się nad nią i umyślnie zahaczając ustami o płatek jej ucha.
______Kylie zachichotała cicho, wzruszając nieznacznie ramionami i przygryzając swojego kciuka, kiedy przesunął nosem po jej łopatce.
______– Jeszcze nie wiem, panie Suarez – odparła, a on uśmiechnął się z ustami tuż przy jej skórze, wycałowując sobie ścieżkę do jej szyi. – Być może jest pan niespotykaną mieszanką jednego i drugiego – stwierdziła, odwracając się zgrabnie na plecy i ujmując w dłoń jego policzek.
______Przymknął na chwilę powieki, całując wewnętrzną stronę jej dłoni i mocniej wtulając w nią twarz. Kiedy spojrzał na nią ponownie, jego oczy błyszczały pożądaniem.
______– A pani woli grzecznych chłopców czy skurwieli? – zapytał, uśmiechając się łobuzersko i nieznośnie powoli przesuwając wierzchem dłoni po jej żebrach, by w końcu zacisnąć ją delikatnie na jej piersi.
______– Zaskocz mnie – odparła cicho, spoglądając mu w oczy z wyzwaniem.
______Uśmiechnął się tajemniczo i przesunął kciukiem po jej policzku, rozognionym wzrokiem wpatrując się w jej oczy.
______– Zaskoczyć… – wyszeptał, jakby się nad czymś zastanawiał, przesuwając kciuk na jej dolną wargę i wtulając twarz w zagłębienie jej szyi. Jęknęła cicho, gdy zassał boleśnie skórę, zwilżając ją następnie językiem. Przesunął nosem po jej brodzie, a po chwili jego usta sunęły już w stronę piersi, ssąc i delikatnie przygryzając niemal każdy centymetr jej gładkiego ciała. Gdy wsparł się dłonią tuż obok jej głowy i napotkał pod palcami koronkowy materiał, uśmiechnął się cwano i odsunął się od niej nieznacznie, by móc spojrzeć jej w oczy. – Nadal chce pani być zaskakiwana? – wyszeptał chrapliwym głosem, składając grzeczny pocałunek w kąciku jej ust.
______Kylie skinęła twierdząco głową, kusząco przygryzając dolną wargę, a wtedy złapał ją za nadgarstki i uniósł je nad jej głowę. Chwycił czarny, koronkowy materiał, który miał pod palcami, a którym okazał się jej własny biustonosz i związał jej ręce, przywiązując je do ramy łóżka. – I co pani na to? – spytał, bezczelnie wgapiając się w jej nagie ciało, gdy wciągnęła głośno powietrze w płuca.
______– Stanowczo za dużo czasu traci pan na gadanie – odparła, spoglądając na niego filuternie, jednocześnie starając się panować nad własnym oddechem, podczas gdy na jego usta wypełzł arogancki uśmieszek. Z rozmysłem oblizał spierzchnięte wargi, a jego sprawne dłonie i gorące usta rozpoczęły wędrówkę po jej spragnionym pieszczot ciele…
______Odetchnął kilka razy głęboko, czując, że oczy zaczynają go piec i ściskając w dłoni maleńki bukiecik konwalii, ruszył powoli wąską, asfaltową alejką. Przejmująca cisza, jaka dopadła go tuż za murem cmentarza, przerywana jedynie delikatnym szumem liści, poruszanych lekko przez wiatr i nieśmiałym, ptasim trelem, rozrywała jego serce. W myślach wciąż przeżywał wszystko od nowa – wyścig, po którym się poznali, wszystkie ich kłótnie i późniejsze gorące przeprosiny, szczeniackie wygłupy w chwilach, gdy pozwalali sobie na odrobię szaleństwa, spuszczając wszystkie hamulce, oświadczyny, a potem tamten cholerny dzień, czarnego SUV–a i jej drobne ciało, leżące bezwładnie na chodniku.
______Odruchowo przycisnął dłoń do mostka i zacisnął nerwowo szczęki, aż w policzkach pojawiły mu się pulsujące dołeczki. Nie miał pojęcia, jakim cudem udało mu się dotrzeć we właściwe miejsce. Być może prowadziła go tu jakaś nadprzyrodzona siła, bo do tej pory jedynie w myślach wiele razy odbywał tę drogę. W rzeczywistości nie był tu nigdy wcześniej, a teraz miał przed oczami niewielką płytę nagrobną, pod którą spoczywały jej prochy. Podszedł bliżej i opadł na kolana. Przesunął opuszkami palców po wyżłobionych w kamieniu literach, układających się w jej imię i nazwisko i przełknął nerwowo, gdy jego wzrok spoczął na przewiązanych białą wstęgą trzech liliach, które sądząc po ich wyglądzie, ktoś zostawił tu kilka dni temu. Przez chwilę zastanawiał się, kto mógł je tu położyć, a w końcu uśmiechnął się pod nosem jednym kącikiem ust i pokręcił głową z niedowierzaniem, układając na płycie nagrobnej jej ukochane konwalie.
______– Co znowu zrobiłam nie tak? – spytała Kylie, krzyżując dłonie na piersiach i ściągając na siebie jego błyszczące złowrogo spojrzenie. Zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową z dezaprobatą. Odwrócił się do niej plecami i oparł ramieniem o ścianę, wlepiając wzrok w jakiś mało istotny punkt za oknem. – Christian… – westchnęła. Słyszał jak podchodzi do niego, a kiedy jej szczupłe ramiona ciasno oplotły go w pasie, spiął się odruchowo. – Proszę, nie kłóćmy się – szepnęła, przylegając całą sobą do jego pleców i całując delikatnie jego nagie ramię.
______– Nie chcę się kłócić – odparł beznamiętnym tonem. – Chcę zrozumieć, ale nie pozwalasz mi na to. Kylie westchnęła z rezygnacją, opierając się czołem o jego ramię. Chwycił ją delikatnie za rękę i pociągnął tak, że znalazła się przed nim, za plecami mając okno. – Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć co cię z nim łączy? – spytał, wsuwając palec wskazujący pod jej brodę i zmuszając, by na niego spojrzała.
______– Bo nic nas nie łączy – mruknęła z irytacją, odwracając wzrok.
______– To po co się z nim ukradkiem spotykasz? – zapytał prosto z mostu. – Nie patrz tak na mnie – dodał, uśmiechając się kwaśno, gdy spojrzała na niego, zupełnie zaskoczona jego pytaniem. – Kuzynka Davida was widziała.
______– A ty od razu musiałeś sobie do tego dorobić scenariusz – naskoczyła na niego, nerwowo przeczesując gęste włosy palcami.
______– Nie musiałbym dorabiać sobie żadnego scenariusza, gdybyś nie miała przede mną jakichś cholernych tajemnic! – odparował.
______– Nie ufasz mi?
______– Nie wiem – warknął krótko, zdecydowanie ostrzej niż zamierzał. – Nie rozumiem czemu robisz jakąś tajemnicę z waszych schadzek i pieklisz się za każdym razem, gdy o niego pytam. Zupełnie jakbyś miała coś do ukrycia.
______Kylie prychnęła pod nosem z irytacją. Chwyciła swoją skórzaną kurtkę, leżącą na oparciu kanapy i skierowała się w stronę drzwi.
______– Dokąd idziesz?
______– Nie twój interes. Mam dość kłótni i wysłuchiwania nieuzasadnionych pretensji i oskarżeń pod moim adresem.
______– Nieuzasadnionych? – zaśmiał się gorzko, na krótką chwilę pochwytując jej spojrzenie. – Świetnie! Idź do niego, wypłacz się na jego ramieniu i niech jaśnie wielmożny książę Torres cię pocieszy.
______– Wal się, Chris! – fuknęła gniewnie i wyszła, trzaskając za sobą drzwiami…
______Do dziś nie miał pojęcia co łączyło tę dwójkę, ale skoro pofatygował się tu, by złożyć kwiaty na jej grobie, musiał być dla niej kimś więcej niż zwykłym kumplem, bo ci raczej nie zaprzątaliby sobie głowy wizytą na cmentarzu, nie mówiąc już o kwiatach. Bardzo chciał się dowiedzieć o nim czegoś więcej, przekonać się w końcu, po której stronie barykady stoi Jose Torres i wyjaśnić to raz na zawsze, nim Johny – świadomie czy też nie – stanie się kością niezgody pomiędzy nim, a Lią. Jak na złość jednak, wszyscy, których znał, a którzy mogliby wiedzieć cokolwiek na jego temat, nabierali wody w usta, gdy tylko słyszeli jego nazwisko.
______Odetchnął głęboko i spojrzał w niebo. Niewielkie chmury leniwie ciągnęły się nad jego głową, przywołując kolejne wspomnienia.
______– Obudź się – szepnęła mu wprost do ucha.
______– Kylie, jest środek nocy – jęknął, obracając się na bok i naciągając kołdrę na głowę.
______– Chris! – upomniała, uderzając go poduszką w ramię.
______Westchnął ciężko, odwrócił się na plecy i spojrzał prosto w jej oczy.
______– To najpiękniejsza pora dnia – powiedziała cicho, usadawiając się wygodnie na jego udach. – Czas między nocą a wschodem słońca, już nie noc, a jeszcze nie poranek. Zobacz – dodała, wstając i ciągnąc go za rękę w stronę balkonu ich mieszkania usytuowanego na przedostatnim piętrze wieżowca. – Czy to nie cudowne? – zapytała, opierając się dłońmi o barierkę i wpatrując się niebo, które powoli zaczęło zabarwiać się na czerwono.
______– Rzeczywiście – mruknął z aprobatą, wsuwając nos w jej włosy i oplatając ciasno jej ciało silnymi ramionami, gdy owinął ich rześki, poranny wietrzyk. Nigdy nie zwracał uwagi na takie rzeczy, jak barwa nieba podczas wschodów czy zachodów słońca, ale odkąd dzielił życie z Kylie, zaczął dostrzegać ile radości mogą sprawiać pozornie banalne i nieistotne rzeczy i zauważać drobiazgi, na które wcześniej zupełnie nie zwracał uwagi.
______– Szkoda, że nie mam aparatu – westchnęła.
______– Kupię ci nowy, jeśli twój bagaż się nie odnajdzie.
______– Nie o to chodzi. Takie chwile jak ta są bardzo ulotne i niepowtarzalne, a dzięki fotografii jestem w stanie zatrzymać je na zawsze… – westchnęła, gdy chmury na niebie niemal całkowicie zabarwiły się już na czerwono, zapowiadając nadejście słońca.
______– Kochanie, przed nami jeszcze mnóstwo wschodów i zachodów słońca – powiedział z pełnym przekonaniem, muskając jej nagie ramię chłodnymi wargami i odwracając ją przodem do siebie…
______Los jednak sprawił, że był to ostatni wschód słońca, jaki obserwowali razem.
______Ściągnął ciemne okulary i ukradkiem otarł samotną łzę, która tkwiła uparcie w kąciku jego oka. Sięgnął do nieśmiertelnika, który miał na szyi i zacisnął na nim palce, przełykając gulę, która ścisnęła mu gardło, utrudniając oddychanie. Tęsknił za nią. Dopóki był zajęty szukaniem Laury, nie miał czasu myśleć o tym, jak bardzo mu jej brakowało; jak rozpaczliwie potrzebował w życiu czegoś, czego mógłby się chwycić, miejsca, do którego zawsze będzie mógł wrócić, mając pewność, że ktoś będzie tam na niego czekał. Lepiej niż ktokolwiek inny zdawał sobie sprawę, że życie było zbyt kruche i ulotne, by marnować czas na rozdrapywanie ran, a jednak do tej pory nie potrafił tego tak po prostu zostawić za sobą i zacząć wszystkiego od nowa. A może po prostu brakowało mu tylko odpowiedniej motywacji?
______Westchnął ciężko i przesunął dłonią po twarzy, a kiedy poczuł na ramieniu drobne palce, przymknął powieki i na moment zatrzymał powietrze w płucach. Gdy Lia pojawiła się przy nim na Moście Seleny, dobitnie uświadomił sobie, że to właśnie ona jest jego ostoją, kotwicą i azylem. Z jednej strony dodało mu to sił i wlało w serce nadzieję, że jego życie jeszcze się ułoży, a z drugiej wpędziło w jakąś ciemną otchłań i sprowokowało beznadziejną kłótnię, w zasadzie nie wiadomo o co. Było mu wstyd. Po tym wszystkim, co zrobiła dla niego Lia, zachował się jak ostatni kretyn. Mimo to nie robiła mu wyrzutów, nie pytała o nic, nie oceniała go; po prostu była przy nim. Była jego światłem w mroku, słońcem, które rozpraszało ciemne chmury, zbierające się nad jego głową i podporą, gdy brakowało mu sił. Pragnął być dla niej tym samym. Wiedział jednak, że dopóki nie uporządkuje swojego życia i raz na zawsze nie zatrzaśnie w końcu drzwi do swojej przeszłości, nigdy nie ruszy naprzód. Nie mógł ciągle żyć wspomnieniami, które i tak z dnia na dzień stawały się coraz bardziej nieostre i blade. Musiał wziąć się w garść. Życie przecież toczyło się dalej, a Kylie… zbeształaby go na pewno, gdyby przy niej się tak nad sobą użalał.
______– Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą – wyszeptał i pociągnął lekko za nieśmiertelnik, ale nim zdążył go zerwać, poczuł jak palce Lii mocniej zaciskają się na jego ramieniu. Zamarł na moment w bezruchu, a w końcu wypuścił metalowe blaszki spomiędzy palców i zwiesił głowę, robiąc kilka głębokich wdechów. Uśmiechnął się niewyraźnie i ostatni raz, nieznośnie powoli, przesunął opuszkami palców po zimnej, kamiennej płycie, jakby w nieskończoność chciał odwlec moment ostatecznego pożegnania.
______– Walcz, Christian – powiedziała cicho Lia. – Masz dla kogo żyć i o co walczyć.
______Suarez przełknął nerwowo i przykrył jej dłoń, która wciąż spoczywała na jego ramieniu, swoją. Po chwili podniósł się powoli i spojrzał na jej śliczną twarz. Patrzyła na niego jakoś inaczej niż do tej pory, ale jej oczy mówiły mu i tak zdecydowanie więcej, niż sama gotowa była mu powiedzieć. Zupełnie odruchowo wyciągnął dłoń, zgarnął jej z twarzy jakiś zabłąkany kosmyk i uśmiechnął się blado.
______– Na wszystko w życiu jest pora – powiedziała, cały czas odważnie patrząc mu w oczy.
______– Na wszystko?
______Lia skinęła twierdząco głową.
______– Na wszystko. Nawet na to, co być może teraz wydaje ci się niemożliwe. Musisz tylko być gotowy.
______Christian na moment odwrócił wzrok, by jeszcze raz spojrzeć na nagrobną płytę i przez chwilę wpatrywał się w nią uporczywie, jakby czekał na jakiś cud i nagłe zmartwychwstanie swojej narzeczonej. Przymknął powieki, nabierając powietrza w płuca i wracając spojrzeniem do wciąż wpatrujących się w niego z niepokojem sarnich oczu Lii. Zupełnie spontanicznie wsunął szeroką dłoń pod jej włosy i pocałował w czoło, zatrzymując usta na jej skórze zdecydowanie dłużej niż to było konieczne. Potem znów zajrzał jej w oczy, jakby chciał bez pomocy słów przeprosić ją i podziękować za to, że wciąż i mimo wszystko była przy nim.
______– Wrócisz sama do domu? – zapytał, schrypniętym półgłosem.
______Lia zmarszczyła czoło i spojrzała na niego wystraszona, krzyżując przedramiona na piersiach.
______– Nie bój się – powiedział, kciukiem delikatnie gładząc wrażliwe okolice ucha i wysilając się na uśmiech, który wcale jej nie uspokoił. – Nie będę się ścigał ani robił innych głupot – zapewnił.
______Lia pokręciła głową z rezygnacją, nie odrywając spojrzenia od jego tęczówek, które odkąd przyjechała wciąż patrzyły jakoś inaczej, jakby już dawno uszło z nich życie. Zaplotła szczupłe palce na jego nadgarstku i przygryzła policzek od środka. Wiele oddałaby za to, żeby móc w tej chwili wyczytać cokolwiek z jego twarzy czy oczu albo w jakiś magiczny sposób zajrzeć w głąb jego duszy i dowiedzieć się co mu chodzi po głowie. Martwiła się, ale nie chciała go w żaden sposób ograniczać. Nie miała też prawa o nic go wypytywać, ani tym bardziej niczego mu nakazać. Był wolnym człowiekiem i mógł robić co mu się podobało, a jej pozostało tylko do znudzenia tłuc mu do głowy, że są ludzie, którym naprawdę zależy na jego szczęściu.
______– Uważaj na siebie – poprosiła cicho.
______Christian uśmiechnął się lekko i znów pocałował ją w czoło, ale tym razem był to szybki, krótki całus, ledwie muśnięcie skóry chłodnymi wargami. Nie powiedział już nic więcej. Szybkim, pewnym krokiem, nie oglądając się za siebie, ruszył w stronę bramy, a jakieś pół godziny później wchodził już do małej kawiarni. Wszedł w głąb lokalu i od razu skierował się w najodleglejszy zakamarek, ukryty za ażurowym przepierzeniem przyozdobionym bujnym bluszczem. Tak jak się spodziewał, za wielką płachtą gazety, ukrywał się tam mężczyzna po czterdzieste, o wciąż ciemnych, gęstych włosach, ubrany w swoją ulubioną szarą koszulę i o kilka tonów ciemniejszą marynarkę. Christian uśmiechnął się do siebie, dochodząc do wniosku, że [link widoczny dla zalogowanych] albo miał rewelacyjne geny, albo korzystał z pomocy medycyny kosmetycznej, albo znał jakiś inny tajemny sposób na zachowanie młodości, bo zdawał się w ogóle nie starzeć. Od ich ostatniego spotkania zmienił się o tyle, że teraz jego brodę pokrywał kilkudniowy zarost.
______– Nie mogę dłużej babrać się w tym gównie – oświadczył bez zbędnych wstępów Suarez.
______Mężczyzna spojrzał na niego znad gazety, a kąciki jego ust uniosły się w leniwym uśmiechu. Zmierzył go czujnym spojrzeniem, zachowując przy tym kamienną twarz i złożywszy gazetę na cztery, odłożył ją na blat stolika.
______– Nie możesz czy nie chcesz? – spytał, sięgając po swoją filiżankę z kawą.
______– A co za różnica? – mruknął Christian, siadając po przeciwnej stronie stolika. Pochylił się lekko do przodu i opierając przedramiona o blat, splótł dłonie w koszyczek. – Po prostu pasuję.
______– Poznałem cię już trochę – przypomniał mężczyzna. – Ty niczego nie robisz po prostu – zauważył słusznie, wpatrując się w zielone tęczówki Christiana, jakby chciał z nich wyczytać cokolwiek.
______Suarez odwrócił na chwilę głowę w bok i zazgrzytał nerwowo zębami.
______– Nie chcę skończyć jak mój ojciec – wycedził przez zęby. – Wystarczy? – zapytał, odważnie spoglądając swojemu rozmówcy w oczy. Brenner uśmiechnął się jednym kącikiem ust i upił łyk kawy ze swojej filiżanki. – Możesz postawić mnie przed sądem, wsadzić do pierdla na długie lata, mam to w d***e. Chcę z tym skończyć i, z twoją aprobatą czy bez niej, zrobię to – zakomunikował Christian, gwałtownie podnosząc się z miejsca.
______– Siadaj – powiedział stanowczym tonem Brenner i spojrzał na niego surowym wzrokiem, a Christian przez chwilę poczuł się tak, jak czuł się, stojąc jako nastolatek przed srogim obliczem ojca, gdy coś przeskrobał. – Dotrzymuję obietnic, nasz rząd również. Obiecałem ci czystą kartotekę i tak zostanie, ale nie chodzi tylko o ciebie, prawda? Stoi za tym jakaś kobieta – bardziej stwierdził niż zapytał.
______Christian westchnął, odchylił się na oparcie krzesła i ścisnął nasadę nosa palcami. Nie znosił Brennera z całej duszy przede wszystkim za to, że wiedział o nim zdecydowanie zbyt wiele, znał wszystkie jego słabe punkty, a jakby tego było mało, bez wysiłku czytał z jego twarzy, jak z otwartej książki.
______– Ktoś grozi mnie i tej kobiecie. Nie mogę jej narażać. Nie chcę żeby powtórzyła się historia z Kylie.
______– To był wypadek.
______– A jeśli nie? Może ktoś dowiedział się, że wam donoszę i chciał się mnie pozbyć? A może Kylie też była waszą wtyczką i dlatego zginęła?
______Agent Brenner pokręcił tylko przecząco głową, na co Christian prychnął pod nosem, kręcąc głową z rezygnacją.
______– Kim jest Jose Torres? – zapytał po chwili, uważnie obserwując reakcję Brennera na to pytanie, ale ten zdawał się zupełnie niewzruszony i z miną wytrawnego pokerzysty, bez słowa upił kolejny łyk aromatycznego napoju ze swojej filiżanki.
______– Dlaczego pytasz? – odpowiedział pytaniem.
______– Bo zawsze, gdy pojawia się w moim życiu, dzieje się coś złego. Najpierw kręcił się koło Kylie, a gdy ją o niego pytałem, reagowała alergicznie, a teraz kręci się koło mojej znajomej. Nie powiesz mi chyba, że to przypadek, że spotkałem go w rodzinnym mieście. Nie wierzę w przypadki.
______– Sądzisz, że to on wam grozi?
______– Chcę w końcu dowiedzieć się kim on jest.
______– To nasza największa zmora – przyznał Brenner, uśmiechając się kwaśno. – Jest na tyle sprytny, że ciągle nam się wymyka.
______Christian zmrużył powieki i przyjrzał się uważnie agentowi Brennerowi, jakby chciał z jego twarzy wyczytać, czy mówił prawdę, ale wyczytanie czegokolwiek z jego twarzy, czy oczu graniczyło z cudem.
______– Narkotyki? Handel bronią?
______Brenner zaśmiał się wesoło, jakby Christian opowiedział właśnie jakiś świetny dowcip.
______– Nie przypominam sobie, żebyśmy się zamienili rolami. To ja jestem agentem federalnym i do mnie należy zadawanie pytań – przypomniał. – Poza tym chyba nie sądzisz, że wyłożę ci tu wszystko jak na srebrnej tacy? Na zdobycie niektórych informacji, wypracowanie kontaktów z całym tym szemranym towarzystwem moi ludzie pracowali latami. Nie wolno nam teraz tego zaprzepaścić, bo całą operację szlag jasny trafi. Nie mogę ci niczego rozkazać, więc proszę, żebyś nie działał na własną rękę i zostawił tą sprawę.
______– Mam bezczynnie czekać aż gnojek w końcu nas dorwie i wsadzi mi nóż pod żebra albo kulkę w łeb?
______– Gdyby to był on, zrobiłby to już dawno i nie bawiłby się w podchody. To jest facet, który się nie czai, on działa bez ostrzeżenia.
______Christian westchnął ciężko i przesunął dłońmi po twarzy, przypominając sobie, że Torres sam powiedział mu dokładnie to samo zaledwie kilka dni temu. Jeszcze przez chwilę siłował się z agentem Brennerem na spojrzenia, a potem wstał z krzesła i skierował się do wyjścia.
______– Christian – zawołał za nim Brenner. – Zostaw w końcu całe to szambo za sobą i zadbaj o siebie i swoich bliskich. Torresa zostaw mnie – dodał, podchodząc do niego, gdy Suarez zatrzymał się i odwrócił się w jego stronę. – Powodzenia. A gdybym mógł jeszcze jakoś pomóc, wiesz gdzie mnie znaleźć.
______Christian spojrzał zaskoczony na wyciągniętą w jego stronę dłoń agenta Brennera, a potem w jego oczy.
______– Dlaczego pan to robi?
______Mężczyzna wzruszył ramionami i chyba pierwszy raz odkąd się poznali, uśmiechnął się naprawdę szczerze.
______– Chyba zdążyłem cię trochę polubić.
______Christian uśmiechnął się pod nosem i uścisnął dłoń agenta, dochodząc do wniosku, że właściwie mógłby powiedzieć to samo. Wolał jednak zostawić tę wiedzę dla siebie. Gdy tylko wyszedł z kawiarni, zabrzęczała jego komórka. Wyciągnął ją z tylnej kieszeni jeansów i zerknął na wyświetlacz. Pięć nieodebranych połączeń i jedna wiadomość tekstowa.
______„Odezwij się w końcu. Martwię się.”
______Uśmiechnął się do siebie, wybrał właściwy numer i przystawił aparat do ucha.
______– Co tam, złośnico? – rzucił beztrosko, gdy usłyszał zirytowany głos siostry. – Wszystko w porządku. Naprawdę. Jeśli nie jesteś zbyt zaabsorbowana swoim mężem, możemy się spotkać… Wiem, gdzie to jest – dodał, zerkając [link widoczny dla zalogowanych], znajdującym się na niewielkim, kwiatowym skwerku. – Właściwie to jestem przed wejściem. Idę – zakończył i pewnym krokiem wszedł do środka, kierując się od razu w stronę hotelowego baru. Rozejrzał się po przytulnym [link widoczny dla zalogowanych], od razu dostrzegając Laurę na jednym z wysokich stołków przy barze. Podszedł do niej i bez ostrzeżenia cmoknął w policzek, a potem zajął miejsce na krześle obok.
______– Powinienem spuścić ci lanie, siostrzyczko – zaczął poważnym tonem, ściągając na siebie jej zaskoczone spojrzenie. – Naprawdę tak trudno ze mną wytrzymać, że nasłałaś na mnie Lię i zwiałaś bez słowa? – spytał rozżalony, ale w jego oczach czaiło się rozbawienie.
______– Martwiłam się o ciebie i martwię nadal, ale gdybym wiedziała, że to ona przyleci, dwa razy bym się zastanowiła, zanim zadzwoniłabym do Leo – przyznała szczerze Laura, a kiedy Christian uniósł pytająco brwi, bez cienia wątpliwości w głosie dodała: – Przecież to przez nią wyjechaliśmy z Valle de Sobras. Nie zaprzeczaj.
______Christian westchnął ciężko.
______– Nie tylko przez nią – sprostował. – Ktoś otwarcie mi groził, a ja nie zniósłbym, gdyby coś ci się przeze mnie stało. Wystarczająco dużo strachu najadłem się, kiedy ktoś podrzucił mi zdjęcia twoje i El Pantery, a gdy wróciłem do Valle de Sombras nikt nie wiedział, gdzie się podziałaś. Poza tym myślałem, że się z Lią lubicie.
______Laura uśmiechnęła się gorzko i zajrzała do swojej szklanki z drinkiem. Kiedy były nastolatkami, rzeczywiście całkiem nieźle się dogadywały, potem kontakt się urwał, a teraz… Teraz Laura miała mętlik w głowie i wciąż nie mogła wyrzucić z głowy sceny z warsztatu, której była świadkiem, kiedy Lia rozmawiała z niebieskookim nieznajomym, który jej samej spędzał sen z powiek, tym bardziej, że niedługo później Christian zdecydował się na wyjazd.
______– Co pijesz? – spytał swobodnie Christian, zmieniając temat, a gdy podniosła wzrok i spojrzała na niego, uważnie wpatrywał się w jej czekoladowe, smutne tęczówki.
______– A co stawiasz? – odparła, siląc się na słaby uśmiech.
______– Sok pomarańczowy? – odpowiedział pytaniem, na co Laura parsknęła cichym śmiechem i pokręciła głową z niedowierzaniem.
______– Nie mam już trzynastu lat, Christian – upomniała. – Czas nie zatrzymał się dziesięć lat temu. Dorosłam – dodała, przenosząc spojrzenie na swoją prawie już pustą szklankę z drinkiem.
______– Wiem o tym lepiej niż ci się wydaje, Lali – westchnął Suarez i kiwnął na barmana. – Jeszcze raz to samo dla pani, a dla mnie mocna, czarna kawa, bez dodatków. Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym cofnąć czas – zwrócił się do siostry. – Nigdy nie wyjeżdżać, nie zostawiać ciebie i matki. Wszystko się tak cholernie popieprzyło – jęknął bezradnie, przymykając powieki i przesuwając dłońmi po zmęczonej twarzy. – Gdybym nie wyjechał, wiele rzeczy by się nie wydarzyło i być może oboje bylibyśmy dziś szczęśliwsi – westchnął, spoglądając na nią przepraszająco.
______Laura zaśmiała się gorzko. Dopiła swojego drinka i usiadła bokiem do baru, wspierając głowę na dłoni i wpatrując się w przystojny profil swojego brata, niemal identyczny jak profil ich ojca.
______– Masz rację – przyznała cicho, odważnie spoglądając w jego zielone tęczówki. – Nie wydarzyłoby się wiele rzeczy, ale przecież nie wszystko, co się przez ten czas działo, było złe. Gdybyś nie wyjechał, nie poznałbyś tej dziewczyny, której imię ostatnio każdej nocy powtarzałeś przez sen.
______Christian otworzył usta, by coś powiedzieć, ale w gardle stanęła mu wielka gula. Przełknął ją z trudem i odruchowo sięgnął do nieśmiertelnika, który miał wciąż zawieszony na szyi. Przez chwilę obracał go między palcami, a w końcu przymknął na moment powieki i odetchnął głęboko.
______– Ale może gdybym podjął inne decyzje, pewne rzeczy by się po prostu nie wydarzyły, a ludzie na których mi zależało… – urwał, gdy barman postawił przed nim filiżankę z aromatyczną kawą, a przed Laurą kolejnego drinka.
______– Nie zadręczaj się, Christian, proszę. To i tak już niczego nie zmieni – powiedziała cicho, ściągając na siebie jego spojrzenie. – Oboje popełniliśmy mnóstwo błędów, podjęliśmy szereg niewłaściwych decyzji, żadne z nas nie może zmienić przeszłości, ale przyszłość wciąż mamy w swoich rękach. Nie zmarnujmy tego – poprosiła, sięgając po jego dłoń i nakrywając ją swoją. – Straciliśmy już wystarczająco dużo czasu, Christian. Nikt nie odda nam tych wszystkich lat. Mamy tylko siebie i musimy trzymać się razem – powiedziała łamiącym głosem, nie odrywając wzroku od jego zielonych tęczówek. – Nie chcę cię znowu stracić, w żaden sposób. Nie zniosę tego, rozumiesz?
______Christian uśmiechnął się kwaśno jednym kącikiem ust i bez słowa przygarnął ją do siebie. Wsunął dłoń pod jej jasne włosy i chwyciwszy za kark, delikatnie pogładził kciukiem wrażliwą skórę tuż przy uchu.
______– Lali… – szepnął w jej włosy. – Przepraszam, za wszystko.
______– Nie przepraszaj i nie rób głupot – odparła, odsuwając się od niego i wysilając się na uśmiech, otarła wierzchem dłoni mokre policzki. – Mam nadzieję, że Lia przemówiła ci do rozumu i nie będziesz się ścigał ani robił żadnych innych głupot.
______– To się jeszcze okaże – zaśmiał się, a Laura w odpowiedzi zgromiła go spojrzeniem i pacnęła otwartą dłonią w ramię, a potem wycelowała w niego palcem wskazującym.
______– Ani mi się waż – nakazała, a Christian uniósł dłonie w geście poddania, uśmiechając się szeroko. Po chwili opuścił dłonie, zamieszał swoją kawę i od razu upił spory łyk.
______– Jesteś szczęśliwa z tym wypacykowanym gamoniem, Rezende? – spytał, ponownie spoglądając na siostrę. Wciąż nie potrafił się przyzwyczaić do jej jasnych włosów, delikatnego, kobiecego makijażu i strojów innych niż wyciągnięte swetry i wytarte jeansy; do tego, że jego mała siostrzyczka nie była już zbuntowaną nastolatką, którą miał w pamięci, ale piękną, dorosłą kobietą.
______– Próbuję – odparła, uśmiechając się kwaśno. – Chciałabym, ale… nie wiem czy to w ogóle jeszcze możliwe – dodała, mieszając słomką w swojej szklance i skupiając wzrok na wirujących w środku kostkach lodu. – Chcesz zapytać o El Panterę? – spytała, wyczuwając na sobie świdrujące spojrzenie brata.
______– Tylko jeśli sama chcesz o tym mówić.
______– Właściwie, to nie ma o czym – bąknęła, wzruszając ramionami i obejmując dłońmi szklankę ze swoim drinkiem. – Zostałam sama, chciałam czuć się kochana i bezpieczna, a Estaban wydawał mi się idealnym księciem z bajki. Zakochałam się, a raczej zauroczyłam i chociaż dosyć szybko zrozumiałam, że to raczej mroczny rycerz niż książę z bajki, to ciągle w tym tkwiłam. Chyba zwyczajnie bałam się być sama. Potem pojawił się Mauricio i wyciągnął mnie z tego bagna, a teraz jestem tu – zakończyła, siląc się na beztroski ton.
______– I wciąż nie wiesz czy jesteś na właściwej drodze – bardziej stwierdził niż zapytał.
______Laura uśmiechnęła się pod nosem i leniwie zamieszała słomką w swoim drinku.
______– Chciałabym, żeby to była właściwa droga, żeby wszystko wreszcie zaczęło się układać tak, jak powinno, ale mam coraz więcej wątpliwości.
______– Jest ktoś inny? – spytał Christian, ściągając na siebie spojrzenie siostry.
______Laura roześmiała się i pokręciła głową z niedowierzaniem, bo mimo tych wszystkich lat rozłąki, jej brat wciąż potrafił czytać z jej twarzy, jak z otwartej książki.
______– Jest to zbyt dużo powiedziane – wyznała cicho.
______– One–night stand? – zapytał Christian, unosząc brwi pod samą linię włosów, a Laura przewróciła oczami i uśmiechnęła się tylko pod nosem. – Chryste, Lali…
______– Powtarzam, że nie mam już trzynastu lat, braciszku – przypomniała, spoglądając na niego wymownie. – Poza tym chyba nie chcesz mi powiedzieć, że kobietom nie wypada…
______– Bo nie wypada! Poza tym wciąż jesteś moją siostrą i nie możesz mi zabronić martwić się o ciebie. A tak w ogóle, to gdzie twój mąż? Może trzeba obić mu gębę dla przypomnienia, że taka dziewczyna nie powinna siedzieć sama przy barze, hm?
______Laura parsknęła cichym śmiechem, spoglądając w zielone tęczówki brata, które chyba pierwszy raz odkąd przyjechali do San Antonio, błyszczały beztrosko i radośnie.
______– Nikomu nie musisz obijać gęby, sama mogę to zrobić, jeśli zajdzie taka potrzeba. Poza tym, pamiętaj proszę, że jesteś moim bratem, a nie ojcem, chociaż sama już nie wiem co gorsze – dodała, udając, że się zastanawia. – W sumie charakterek masz po tacie, więc chyba na jedno wychodzi.
______– Pytałem poważnie. Jeśli masz tu siedzieć sama, to lepiej wróć ze mną do mieszkania.
______– Mauricio ma jakieś biznesowe spotkanie – odparła krótko.
______– W święta?
______Laura westchnęła ciężko, wzruszając obojętnie ramionami, jakby w ogóle nie interesowało jej gdzie jest i co robi jej mąż ani o której do niej wróci. Upiła łyk swojego drinka i ponownie spojrzała na Christiana.
______– Właśnie – powiedziała, wycelowując w niego palcem wskazującym dłoni, w której trzymała szklankę. – Lia zadzwoniła do mnie. Chciała zorganizować jakiś świąteczny obiad, ale nie była pewna co ty na to. Poza tym nie wiedziałam czy będziesz miał ochotę na towarzystwo mojego męża.
______Christian wzruszył ramionami, wysilając się na uśmiech.
______– Jakoś przeboleję jego obecność przy świątecznym stole – stwierdził. – W końcu wybrałaś go sobie na towarzysza życia więc, póki co, należy do rodziny. Przyjdźcie oboje. Dobrze mi zrobi towarzystwo. A przy okazji – dodał, spoglądając wprost w czekoladowe tęczówki siostry. – Wiem, że święta to nie jest nasz ulubiony czas, ale mam coś dla ciebie – powiedział, przesuwając po ladzie w jej stronę niewielkie, zamszowe pudełeczko.
______– Co to?
______– Otwórz.
______Laura wyciągnęła dłoń po pudełeczko i otworzyła je drżącymi dłońmi, a kiedy jej oczom ukazał się [link widoczny dla zalogowanych], poczuła jak coś ścisnęło ją za gardło, odbierając oddech i zdolność wyartykułowania choćby jednego sensownego zdania.
______– Jest taka sama… – wydukała, unosząc zaszklone spojrzenie na brata.
______– Jak ta, którą dostałaś od ojca na ostatnie święta – dokończył za nią, uśmiechając się jednym kącikiem ust. Święta w Meksyku nigdy nie były białe, a Laura jako dziecko niczego nie pragnęła bardziej niż śniegu, więc ojciec co roku na święta kupował jej inny, kryształowy płatek śniegu, powtarzając, że taki będzie pięknie mienił się w promieniach słońca i przynajmniej się nie rozpuści. – Pamiętam jak rozpaczałaś, gdy ją zgubiłaś, więc kiedy ją zobaczyłem na wystawie, nie mogłem się powstrzymać.
______– Dziękuję – powiedziała i obejmując go za szyję, wycisnęła na jego policzku całusa, a potem przytuliła go mocno i zacisnąwszy dłonie w pięści na materiale jego kurtki na plecach, siąknęła cicho nosem.
______Christian wsunął nos w jej pachnące kokosem i wanilią włosy i uspokajająco pogładził ją po plecach.
______– Nie rycz, głupia – powiedział cicho, delikatnie odsuwając ją od siebie, ale tylko na tyle, by móc zajrzeć jej w oczy. – Po prostu dołóż ten drobiazg do swojej kolekcji i nie zgub go tym razem – dodał, delikatnie ocierając wierzchem dłoni jej policzki.
______– Moja kolekcja kryształowych płatków śniegu została w naszym mieszkaniu w Valle de Sombras – westchnęła z rezygnacją.
______– Więc chyba będziemy musieli się tam udać, siostrzyczko – odparł, trącając ją zaczepnie placem wskazującym w czubek nosa…
_____________________________________________________________* * *
______Zaciągnął się po raz kolejny papierosem trzymanym między kciukiem, a palcem wskazującym i nadal przytrzymując telefon przy uchu, uważnie wsłuchiwał się w słowa swojego rozmówcy wypowiadane surowym, pewnym siebie głosem. Zmrużył oczy i wypuszczając z ust strużkę siwego dymu, zgasił niedopałek w wysokiej, srebrnej popielnicy stojącej przed wejściem do hotelu, w którym razem z Vivi wynajmowali pokoje, a potem zdecydowanym krokiem wszedł do przestronnego foyer.
______– Rozumiem, Szefie – rzucił do słuchawki i mijając stanowisko concierge’a uprzejmie skinął głową szpakowatemu, na oko około pięćdziesięcioletniemu, mężczyźnie, który powitał go serdecznym uśmiechem. – Chcesz znać moje zdanie? – spytał rzeczowym tonem i odruchowo przesunął palcem wskazującym wzdłuż dolnej wargi. – Nie. Dla mnie ten plan jest dziurawy jak metalowe sitko, a oni bladego pojęcia nie mają o robieniu jakichkolwiek interesów. Jak dalej to będzie tak wyglądać umoczymy masę kasy w czymś co spłynie szambem przy najbliższym deszczu, przy okazji topiąc ostatnie miesiące naszej ciężkiej pracy – warknął ostro, ale na tyle cicho, by przechodzący obok niego hotelowi goście nie mogli zrozumieć jego słów. Przesunął bystrym spojrzeniem po eleganckim foyer, a jego wzrok zatrzymał się na nadchodzących z naprzeciwka dwóch chichoczących do siebie młodych kobietach, od których na kilometr wiało burżuazyjnymi rodzicami. Ubrane były w krótkie sukienki odsłaniające idealne smukłe nogi i obie bez skrępowania taksowały go wygłodniałym spojrzeniem, jasno sugerującym intencje, ale Jose na ten widok tylko uśmiechnął się do siebie kpiąco jednym kącikiem ust. – A jak ci się wydaje? Kontrahenci nie wiadomo skąd, towar niepewnej jakości i jeszcze bardziej podejrzanego pochodzenia. To wszystko śmierdzi mi na kilometr, jeszcze brakuje, żeby zaczął działać na śliskim gruncie i uprawiać prywatę na nieswoim terenie – mruknął i w typowo samczy sposób zmierzył zgrabną sylwetkę ognistego rudzielca gorącym spojrzeniem, po chwili wpatrując się lodowato niebieskimi tęczówkami prosto w jej podkreślone mocnym makijażem oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego zalotnie i przesuwając powoli palcem wzdłuż dolnej wargi, ostentacyjnie wysunęła język, zwilżając muśniętą na krwistą czerwień dolną wargę. Nie trzeba było być geniuszem by zorientować się na co liczy rudzielec, tym bardziej, że idąca u jej boku brunetka wyglądała na równie chętną nawet, jeśli przyjdzie jej się dzielić. Obrócił między palcami srebrną zapalniczkę, którą nieświadomie trzymał w dłoni już od kilku minut i uśmiechnął się bezczelnie pod nosem, kiedy rudowłosa piękność przechodząc obok, celowo otarła się o jego ramię własnym. – Tak, wiem – rzucił krótko i odruchowo zerknął za oddalającymi się dziewczynami, dobitnie wręcz świadomy tego, że zbyt dawno nie miał kobiety. Zacisnął zęby z rozdrażnieniem, bo był tylko facetem, a posucha nigdy mu nie służyła, zwłaszcza, kiedy tak jak teraz powinien całą swoją uwagę skupić na robocie. Potarł w zamyśleniu brodę i instynktownie zerknął w stronę wind akurat w tym samym momencie, w którym drzwi jednej z nich zamykały mu się niemal przed samym nosem.
______– Tego akurat będę się musiał dowiedzieć na miejscu. Chcą się spotkać i przedstawić plan – powiedział, w ostatniej chwili przytrzymując dłonią zasuwające się drzwi. Gdy ponownie się rozsunęły, wśliznął się do środka, a jego błyszczące spojrzenie niemal natychmiast napotkało na swojej drodze wpatrujące się w niego czujnie czekoladowe tęczówki nikogo innego, jak Laury Suarez swobodnie opierającej się o jedną ze ścian windy. Uśmiechnął się do siebie i nie odrywając od niej oczu nawet na moment, zrobił krok naprzód i celowo naruszając przy tym jej przestrzeń osobistą, wcisnął na panelu guzik z numerem piętra, na którym znajdował się jego pokój.
______Kiedy Laura instynktownie zatrzymała powietrze w płucach i wyprostowała się gwałtownie, mocniej wciskając plecy w ścianę windy, jakby za wszelką cenę usiłowała na nowo stworzyć między nimi dystans, a potem bezwiednie przygryzła dolną wargę, wzrok Jose momentalnie uciekł w tamtą stronę. Zmrużył oczy i z pełną premedytacją powoli oblizał usta, wyglądając przy tym na kogoś o nieposkromionym apetycie na smakowity deser, który został mu właśnie postawiony przed samym nosem.
______– Tak. Jeszcze przed nowym rokiem – mruknął głębokim, lekko zachrypniętym głosem i jak gdyby nigdy nic wycofał się powoli, po chwili nonszalancko opierając się plecami o ścianę windy po przeciwnej stronie. – Taki właśnie mam zamiar. Odezwę się, jak tylko poznam konkrety – rzucił Torres rzeczowym tonem i wysłuchawszy surowego pożegnania po drugiej stronie linii, rozłączył się i schował telefon do tylnej kieszeni jeansów.
______– Przepraszam! Czy mogą państwo zatrzymać windę! – zawołał ktoś z foyer, a Laura nie zastanawiając się ani chwili, natychmiast wyciągnęła dłoń i przytrzymała przycisk otwierający drzwi. Torres zaśmiał się na ten widok, mając nieodparte wrażenie, że powodem uprzejmości stojącej przed nim blondynki jest obawa przed możliwością zostania z nim w windzie sam na sam. – Dziękuję – rzucił zdyszany boy pokojowy, który wjechał właśnie do środka hotelowym wózkiem i w roztargnieniu poprawił śmieszną czapeczkę ledwie trzymającą się na tym bałaganie, jaki miał na głowie. Wcisnął na panelu guzik z odpowiednim numerkiem i nieśmiało uśmiechnął się do Laury. Następnie ukradkiem spojrzał na Torresa, a kiedy ten nie odpowiedział mu uśmiechem, wpatrując się tylko w niego beznamiętnie lodowato niebieskim wzrokiem, skulił ramiona i zaciskając długie palce na rączce od wózka z jedzeniem, wbił spojrzenie w chromowaną powierzchnię zamkniętych drzwi od windy i wyglądał przy tym tak, jakby usiłował wymodlić szybszy transport na odpowiednie piętro.
______Torres pokręcił głową z rozbawieniem i unosząc jeden kącik ust w ledwie zauważalnym słabym uśmiechu, zaczął bawić się zapalniczką, obracając ją między palcami jak monetę, a potem wsunął wolną dłoń do kieszeni jeansów i w pełni świadomy tego, że Laura wciąż mu się przygląda, niespodziewanie przeniósł na nią wzrok. Bez skrępowania prześlizgnął rozpalonym spojrzeniem po jej zgrabnej sylwetce, umyślnie zatrzymując się dłużej we wszystkich strategicznych miejscach na jej ciele, które mimo iż okryte delikatnym materiałem sięgającej połowy ud małej czarnej i tak wystawiało jego samokontrolę na ogromną próbę. Doskonale przecież pamiętał jak smakowała, jak pachniała i jaka była w dotyku ta aksamitna skóra, gdy Laura ochoczo ofiarowywała mu siebie w tamte pamiętne walentynki.
______Zmrużył oczy i nie przerywając tej niefizycznej inwazji, wciąż czujnie śledził każdy apetyczny skrawek jej cudownego ciała. Przechylił lekko głowę na bok i lustrując błyszczącym spojrzeniem jej zgrabne nogi, które z chęcią znów poczułby oplecione ciasno wokół swojego pasa, a które teraz dodatkowo wyeksponowała wysokimi szpilkami, uśmiechnął się do siebie. Potarł odruchowo kciukiem pokryty zarostem podbródek i udał się w drogę powrotną w górę jej ciała, nie pomijając przy tym ani kształtnych bioder, ani szczupłej talii, ani tym bardziej unoszących się energicznie, w rytm jej oddechu, piersi.
W końcu oparł głowę o ścianę za plecami i uśmiechając się bezczelnie, spojrzał Laurze prosto w oczy, jakby w ten sposób, bez pomocy słów chciał jej wyznać wszystkie swoje fantazje z nią w roli głównej, które w tej chwili przewijały się w jego głowie, niczym zwiastun naprawdę pikantnego filmu.
______Laura uniosła wyzywająco jedną brew, wcale nie mając zamiaru udawać płochliwej panienki, która pragnie zapaść się pod ziemię, bo jakiś facet pożera ją wzrokiem. Była cholernie świadoma własnego ciała, swojej atrakcyjności i tego jak działa na mężczyzn, a ta pewność siebie sprawiała, że była jeszcze bardziej seksowna.
______Uśmiechnęła się lekko i założyła pasmo jasnych włosów za ucho, odwracając wzrok, a potem bez skrępowania podciągnęła lekko sukienkę, odsłaniając zgrabne udo i zaczęła, jakby od niechcenia, poprawiać cielistą pończochę, skupiając się na koronkowym wykończeniu. Czując na sobie jego palące spojrzenie, kolejny raz dobitnie uświadomiła sobie, że znów chciałaby poczuć na swojej skórze jego dłonie, usta, język, czuć go głęboko w sobie, gdy jej ciałem będą wstrząsały kolejne fale rozkoszy, a w jej nozdrza bezlitośnie będzie wdzierał się jego prowokujący zapach. Bez zastanowienia wcisnęła przycisk blokujący windę. Przygryzła dolną wargę i podniosła wzrok, natychmiast napotykając na swojej drodze niebezpiecznie błyszczące spojrzenie, lodowato niebieskich tęczówek, którym na krótką chwilę przyszpilił ją w miejscu. Z rozmysłem przesunęła koniuszkiem języka wzdłuż dolnej wargi i wciąż odważnie patrząc mu w oczy, podeszła do niego leniwym, kocim krokiem, a on, nawet jeśli był zaskoczony jej zachowaniem, to nie dał po sobie tego w żaden sposób poznać. Zatrzymała się tuż przy nim, z twarzą tuż przy jego twarzy. Jego ciepły oddech przyjemnie drażnił jej kusząco rozchylone wargi, kiedy położyła dłoń na jego torsie, w miejscu, gdzie wyraźnie wyczuła wariacki rytm, w jakim biło jego serce. Spojrzała mu w oczy i przylgnęła do niego całą sobą. Gdy uśmiechnął się bezczelnie, zsunęła spojrzenie na jego szatańskie usta, a jej dłoń powędrowała do klamry jego paska i niżej, na wyraźnie twardniejącą wypukłość w jego spodniach. Warknął ostrzegawczo, a kiedy z premedytacją najpierw potarła dłonią newralgiczne miejsc, a potem delikatnie zacisnęła na nim drobne palce, w sekundę objął ją w pół i przygwoździł swoim ciałem do ściany windy. Drugą dłonią chwycił pod kolanem i założył sobie jej nogę na biodro…
______Westchnęła cicho, zwilżając wargi językiem, kiedy poczuła, że zrobiło się jej sucho w ustach. Ponownie zerknęła w jego stronę, omiatając jego wysportowaną sylwetkę gorącym spojrzeniem. Gdy jej spojrzenie dotarło do jego oczu, uśmiechnęła się do swoich cholernie nieprzyzwoitych myśli, bo naprawdę nie miałaby absolutnie nic przeciwko, gdyby sprawy potoczyły się właśnie w ten sposób. Ten facet jawnie z nią sobie pogrywał, rozbierając ją wzrokiem i – była gotowa się o to założyć – biorąc ją właśnie w myślach na wszystkie możliwe sposoby.
______Jose przesunął językiem po dolnej wardze, ani na moment nie odrywając przy tym błyszczącego spojrzenia od jej oczu, a kiedy w windzie rozległ się charakterystyczny dźwięk informujący, że dotarli do piętra, Laura oderwała plecy od ściany i posyłając Torresowi ostatnie, odważne spojrzenie, sprawnie wyminęła wysiadającego na tym samym piętrze milczącego hotelowego boya, po czym rytmicznie kołysząc biodrami ruszyła przed siebie wąskim korytarzem wyłożonym bordową wykładziną, która tłumiła stukot jej obcasów.
______Jose odprowadził ją gorącym spojrzeniem, a gdy tylko drzwi ponownie się zasunęły, by zawieść go dwa piętra wyżej, odchylił lekko głowę i przymknął powieki, starając się zebrać do kupy swoje myśli, które natychmiast musiały przestać krążyć wokół Laury i jej ciała.
______Szła korytarzem, w uszach jej dudniło i czuła, że nogi ma jak z waty. Nie miała pojęcia jak to się stało, ale pierwszy raz facet doprowadził ją do takiego stanu właściwie zupełnie nic nie robiąc. NIe wiedziała czy to samo wspomnienie tamtych Walentynek, kiedy spuściła wszystkie hamulce, czy sposób w jaki bezwstydnie mierzył ją całą typowo samczym spojrzeniem, którym zdawał się docierać w najgłębsze zakamarki jej duszy. Było w nim coś, co sprawiało, że nie potrafiła zapomnieć o tamtej jednej nocy i za każdym razem kiedy się spotykali, wszystko co się wówczas wydarzyło, wracało do niej wielką falą, sprawiając, że jej wnętrzności skręcały się w supeł, a ciało wręcz wyło za tym z tęsknoty. Nie wiedziała co to za człowiek i dokąd ją to zaprowadzi, ale podobało jej się to coraz bardziej. Jakiś czas temu, jeszcze w Valle de Sombras, dając jej papierową serwetkę z życzeniami miłego dnia, rzucił jej rękawicę, a ona, w pełni świadoma ryzyka, była gotowa ją podjąć i rozpocząć grę. Gdyby nie fakt, że w pokoju czekał na nią Mauricio, być może naprawdę nacisnęłaby przycisk blokujący windę i drugi raz w życiu, bez zastanowienia zrobiła to, na co zwyczajnie miała ochotę, nie martwiąc się o jutro. Tylko ona mogła mieć takiego pecha, żeby próbując jakoś poukładać swoje małżeństwo, w tym samym hotelu spotkać mężczyznę, z którym spędziła najbardziej gorącą i namiętna noc w życiu. Cały jej plan spędzenia świątecznego czasu w miarę beztrosko i bez większych rozterek, w jednej chwili runął, bo jej walentynkowy kochanek zbyt mocno zakorzenił się w jej umyśle, co jakiś czas przypominając o swoim istnieniu i wyciągając na światło dzienne wszystkie wątpliwości, które miała odnośnie swojego małżeństwa, a które uparcie spychała w najciemniejsze zakamarki swojej świadomości.
______Zatrzymała się przed drzwiami pokoju i zrobiła głęboki wdech, starając się oczyścić umysł i uspokoić szalejące serce. Otworzyła drzwi kartą magnetyczną, weszła cicho do środka i zamarła w bezruchu. W pokoju, a raczej apartamencie, który wynajął jej mąż, paliło się tylko boczne światło i całe mnóstwo świec. Mauricio, w ciemnych, eleganckich spodniach i białej koszuli, której rękawy miał podwinięte do łokci, stał z butelką czerwonego wina w dłoni, przy okrągłym stoliku nakrytym dla dwojga i uśmiechał się zachęcająco.
______– Wreszcie jesteś – odezwał się głębokim półgłosem, od którego momentalnie dostała gęsiej skórki. Uśmiechnęła się niewyraźnie i rzuciła swoją małą torebkę na szarą kanapę. Jeszcze sekundę temu przed oczami wciąż miała mężczyznę z windy, w nozdrzach czuła jego zapach, a umysł podsuwał jej same nieprzyzwoite wizje tego, co chciałaby z nim robić. A teraz? Teraz Mauricio, wpatrzony w nią roziskrzonym wzrokiem, ze zmysłowym uśmiechem błąkającym się na ustach, w idealnie dopasowanej koszuli, która podkreślała jego wysportowaną sylwetkę i spodniach w seksowny sposób opinających jego wąskie biodra, stał się centrum jej świata. Patrząc jak wprawnie napełnia ich kieliszki, kolejny raz złapała się na tym, że nie potrafi oderwać od niego wzroku. Poczuła, że robi się jej sucho w ustach i odruchowo zwilżyła wargi językiem.
______– Spotkałam się z Christianem – powiedziała cicho. – Najgorsze chyba już za nim – dodała, wysilając się na uśmiech.
______– Wybacz, ale nie mam ochoty rozmawiać o twoim bracie – odparł łagodnym, lekko schrypniętym głosem, podając jej kieliszek z winem. – Porozmawiajmy o nas, Kwiatuszku. Pamiętasz jak się poznaliśmy?
______Laura przymknęła powieki i zrobiła głęboki wdech. Pamiętała jak jeszcze w czasie jej związku z El Panterą, najpierw godzinami wymieniali maile, potem sms–y, a później godzinami rozmawiali przez telefon o wszystkim i o niczym. Poczuła wtedy, że znalazła bratnią duszę, kogoś kto ją zrozumie i nie będzie jej oceniał, z kim będzie czuła się bezpiecznie i dla kogo jej szczęście będzie najważniejsze. Zaczęła coraz poważniej myśleć o rozstaniu z El Panterą.
______– Pamiętam, że się spóźniłeś i jeszcze chwila, a zastałbyś pusty stolik – odparła i zanurzając usta w kieliszku, spojrzała na niego znad szkła. Pamiętała jak waliło jej serce, gdy czekała na niego w kawiarni, a on się spóźniał; jak w myślach wyzywała go od najgorszych i co najmniej milion razy posłała do diabła. Miała już się zbierać, gdy poszedł do niej od tyłu, delikatnie objął ją silnym ramieniem i podał jedną czerwoną różę, szepcząc w jej włosy przeprosiny za spóźnienie. Był naprawdę czarujący i adorował ją na każdym kroku, ale pomyślała wtedy, że El Pantera też na początku taki był, a potem pokazał swoje prawdziwe oblicze, które z dnia na dzień zdawało się być coraz gorsze. Szybko jednak okazało się, że Mauricio to zupełnie inny człowiek, którego z El Panterą łączyło jedynie to, że kiedyś miał okazję być jego adwokatem.
______– A ja pamiętam, że długo wtedy rozmawialiśmy i wcale nie mieliśmy ochoty się rozstawać – cichy głos Mauricia wyrwał ją z rozmyślań.
______Laura uśmiechnęła się lekko i zupełnie odruchowo wyciągnęła dłoń, sięgając do jego policzka.
______– Nie chcę cię zwodzić i oszukiwać – powiedziała cicho, spoglądając mu w oczy. Z jednej strony nie chciała stracić przyjaciela, którego wciąż w nim miała, a z drugiej, jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, by jak najszybciej zakończyła tę farsę, jaką było jej małżeństwo.
______– Po prostu pozwól mi być przy tobie – poprosił, zakładając jej za ucho pasmo włosów, a potem chwycił ją za kark i oparł się czołem o jej czoło. – I daj nam trochę czasu, a może niebawem wszystko się ułoży…
______Przygryzła boleśnie dolną wargę, gdy leniwie przesunął nosem po jej policzku, a potem wsunął twarz w jej włosy i delikatnie musnął chłodnymi wargami, wrażliwe miejsce tuż pod uchem.
______– Czy papierowe małżeństwo z bonusem to bardzo zły pomysł? – spytała, bo w tej chwili nie myślała już o niczym innym, jak o tym, by rozładować wreszcie napięcie, jakie towarzyszyło jej od wyjścia z windy.
______– A czy jesteś pewna, że wówczas to nadal będzie papierowe małżeństwo? – zagadnął, spoglądając jej w oczy i z trudem powstrzymując cisnący się na usta uśmiech.
______Laura zmarszczyła czoło i przygryzła dolną wargę, przez chwilę przyglądając mu się bez słowa.
______– W tej chwili jestem pewna tylko tego, że potrzebuję… – urwała, wyciągając mu kieliszek z dłoni i razem ze swoim odstawiła go na niski stolik.
______– Czego potrzebujesz? – zapytał, wsuwając dłonie w kieszenie eleganckich spodni, jakby wcale nie miał ochoty jej objąć i przycisnąć jej ciała do swojego.
______– Poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji – odparła, podchodząc do niego i przesuwając opuszkami palców wzdłuż zapięcia koszuli. – I tego cholernego bonusa – dodała, spoglądając na niego filuternie spod wachlarza ciemnych rzęs, kiedy wciąż stał zupełnie niewzruszony jej zabiegami.
______– Nie chcę cię wykorzystywać.
______– A jeśli to ja chcę wykorzystać ciebie?
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 16:10:46 22-10-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:36:54 23-10-16 Temat postu: |
|
|
O rety... Ileż emocji w jednym odcinku. Aż nie wiem od czego zacząć
Bardzo dobrze, że Christian w końcu chce skończyć z przeszłością, która do tej pory dręczyła go na wszelkie możliwe sposoby. Na całe szczęście ma przy sobie Lię, która zawsze go wspiera.
Nie do końca chyba rozumiem za to te jego konszachty z Brennerem. Czyli te wszystkie jego nielegalne działania były na potrzeby śledztwa? Czy coś mi się miesza?
No i na koniec Laura. Ta dziewczyna mnie naprawdę zadziwia. Ja rozumiem, że na punkcie Jose można oszaleć, ale żeby aż tak? I potem jeszcze na dodatek biednego Mauricia chce wykorzystać skomplikowane są te jej sprawy sercowe. Sama już nie wie, czego chce. Ale ja na jej miejscu postawiłabym na Mauricia. Z Jose przeżyła tylko jedną, szaloną noc i choćby nie wiem, jak wspaniała była, to jej mąż jest jej prawdziwym oparciem i to na niego może zawsze i we wszystkim liczyć. Nie wspominając już o tym, że jest nieziemsko przystojny |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:51:56 23-10-16 Temat postu: |
|
|
Monia, fajnie Cię widzieć również tutaj
To, że Chris chce skończyć z przeszłością to jedno, ale czy przeszłość mu tak łatwo odpuści, to inna para kaloszy
Hmm... powiem tak - początkowo Christian chciał na własną rękę dopaść ludzi odpowiedzialnych za śmierć ojca, ale potem po aresztowaniu (kiedy siedział w celi obok Toressa) zgodził się pójść z wymiarem sprawiedliwości na układ i został ich wtyczką w tym szemranym światku.
Haha... coś czuję, że panna Suarez napsuje Ci jeszcze trochę krwi, bo w mężu najwyraźniej czegoś jej brakuje, skoro jej myśli zaprząta Torres |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:15:57 23-10-16 Temat postu: |
|
|
Dzięki za wyjaśnienie
Myślę, że problem z Mauriciem jest taki, że nie jest Jose Torresem on ją po prostu tak oczarował, rozbudził w niej coś, co po prostu nie daje i nie pozwala o sobie zapomnieć. I trochę ją rozumiem. No ale nie może tak bezczelnie wykorzystywać Mauricia, który by jej nieba wręcz przychylił. To jego w tym układzie najbardziej mi szkoda. W ogóle to ja myślę tak - z Jose jest to tylko czysta namiętność i pożądanie, potęgowane tą całą jego tajemniczością, ale z nim nie ma szans na miłość. Za to Mauricio jak najbardziej jest dobrym kandydatem na partnera na całe życie. I mam nadzieję, że Laura doceni to zanim będzie za późno.
Ostatnio zmieniony przez moniadip91 dnia 19:16:35 23-10-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:28:07 23-10-16 Temat postu: |
|
|
Haha... Monia jesteś pewna? |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:39:56 23-10-16 Temat postu: |
|
|
Byłam, dopóki nie napisałaś tego komentarza teraz ogarnęły mnie wątpliwości, bo znając Was pewnie za chwilę okaże się, że nie mam racji |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:42:22 23-10-16 Temat postu: |
|
|
Myślę, że problem z Mauriciem jest taki, że nie jest Jose Torresem otóż to
Historia jest dość długa i ma wiele zakrętów, więc nie wiadomo jak to wszystko się skończy i czy wszystko teraz jest takie jak się wydaje |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:45:10 23-10-16 Temat postu: |
|
|
Czyli nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na ciąg dalszy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:45:47 23-10-16 Temat postu: |
|
|
Monia, i taki właśnie był cel mojego komentarza I tak jak napisała Aga - historia jest długa i ma wiele zakrętów, ciemnych uliczek i ślepych zaułków, więc naprawdę wszystko może się zdarzyć, a pewnym nie można być niczego |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:07:42 23-10-16 Temat postu: |
|
|
W takim razie cel został osiągnięty mam nadzieję, że tych ciemnych i zawiłych zaułków wcale nie będzie aż tak dużo, bo szkoda mi powoli tych naszych kochanych bohaterów |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:32:48 24-10-16 Temat postu: |
|
|
Haha... przykro mi, Monia, ale tych ciemnych i zawiłych zaułków mamy cały gąszcz, istny labirynt wręcz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|