|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:19:54 18-11-16 Temat postu: |
|
|
Madziu ale przecież my z Christianem doskonale to rozumiemy
Monia przekonasz się sama czy efekt tych działań będzie na plus czy na minus ;D |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:27:16 18-11-16 Temat postu: |
|
|
Dziewczyny, zgrywam się tylko |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:04:06 19-11-16 Temat postu: |
|
|
Uff, co za ulga |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:04:33 20-11-16 Temat postu: |
|
|
MUSIC
______ Zerwała się w jednej chwili, jakby raził ją piorun i usiadła na łóżku, chwytając powietrze na tyle łapczywie, że w jednej chwili poczuła potworny ból przeszywający jej płuca. Przyłożyła zaciśniętą pięść do mostka, za wszelką cenę starając się wyrównać oddech i uspokoić tłukące w piersi serce, które waliło tak mocno i głośno, że wyraźnie słyszała wybijany przez nie rytm, jakby odbijał się echem od ścian pokoju. Dawno nie miała koszmarów związanych z matką. Swego czasu każda noc wyglądała tak jak ta dzisiejsza, później sny się skończyły, a gdy wyjechała do San Antonio przed pięcioma laty zdarzały się sporadycznie. Dzisiaj znów matka brutalnie postanowiła o sobie przypomnieć i to właśnie w Święta Bożego Narodzenia, jakby mało zwaliło się Lii na głowę w jednej chwili.
______ Zrobiła ostatni wdech i przeczesała jasne włosy palcami, a potem odrzuciła kołdrę i sięgając po leżącą na podłodze bluzę, włożyła ją sprawnie przez głowę i podeszła do okna. Otworzyła je na oścież, oparła dłonie o parapet i zwieszając głowę, zaciągnęła się głęboko świeżym porannym powietrzem. Nie wiedziała właściwie ile czasu tak stała dopóki nie poczuła jak wiatr owiewa jej policzki w tej chwili mokre od łez, których nie była w stanie dłużej w sobie dusić. Zadrżała mimowolnie i robiąc ostatni głęboki wdech, otarła wierzchem dłoni słone ślady z twarzy. Po chwili przesunęła dłońmi po długich włosach, zaplotła je na karku i złączając przed sobą łokcie, odwróciła się plecami do okna. Oparła biodra o parapet, a kiedy jej wzrok odszukał w półmroku otwartą walizkę i leżący na stercie ubrań gruby notes w twardej, granatowej okładce z przewiązanym dookoła sznurkiem, z trudem przełknęła ogromną kulę, która nagle uformowała jej się w gardle. Przez kilka nieznośnie długich chwili wpatrywała się w pamiętnik matki, w którego posiadanie weszła zanim jeszcze wyjechała do Mediolanu.
______ Weszła przez tarasowe drzwi do domu Ramirezów i wzrokiem odszukała Donę Raquel, która jak zawsze w ciągu dnia urzędowała w swoim kuchennym królestwie. Tym razem jednak nie krzątała się po kuchni wypróbowując kolejne przepisy, czy tworząc swoje własne, tylko stała nieruchomo, opierając dłonie na kuchennym blacie i wpatrywała się w okno nieobecnym wzrokiem, jakby myślami była w zupełnie innym miejscu.
______ Lia odchrząknęła cicho, wyrywając panią Ramirez z rozmyślań, po czym skrzyżowała ramiona na piersiach i powoli przeszła przez pomieszczenie. Stanęła obok Raquel i oparła się biodrami o szafki.
______ – Coś się stało? – zapytała i spięła się odruchowo, gdy pani Ramirez zajrzała jej głęboko w oczy w taki sposób, że od samego spojrzenia Lia poczuła ogarniający ją niepokój.
______ – Po naszej ostatniej rozmowie tutaj w kuchni, kiedy przyszłaś na obiad z Christianem, wciąż coś nie dawało mi spokoju i przetrząsnęłam cały dom, wywalając wszystko do góry nogami, by znaleźć pewną rzecz – powiedziała tajemniczo Raquel.
______ Lia zmarszczyła brwi nie bardzo rozumiejąc, o czym właściwie mowa, a kiedy babcia Diego przeszła przez kuchnię w kierunku kredensu, ani na moment nie oderwała od niej podejrzliwego spojrzenia.
______ – Sądzę, że powinnaś to dostać, Lia – dodała wyciągając w jej stronę dłoń, w której trzymała pękający w szwach, gruby notes z zamszową, granatową okładką, zamkniętą jak kopertę. Całość przewiązana była dookoła sznurkiem zawiązanym na froncie w kokardę.
______ – Co to jest? – zapytała Lia, chwytając w dłoń ciężki notes.
______ – To jest pamiętnik twojej matki – odparła bez ogródek.
______ Lia gwałtownie uniosła na nią wzrok szukając w jej oczach potwierdzenia słów, które zawisły między nimi niczym w próżni. Przełknęła ogromną gulę, która w jednej chwili stanęła jej w gardle i z powrotem oparła się o kuchenne szafki, wpatrując się w swoje drżące dłonie. Czuła się tak jakby dostała czymś ciężkim w głowę, w uszach szumiało, a nogi miała jak z waty, wciąż nie dowierzając własnym zmysłom i zastanawiając się, czy oby umysł nie postanowił spłatać jej jakiegoś beznadziejnego figla.
______ – Skąd… Skąd pani to ma? – zapytała z trudem wydobywając z siebie głos, bo słowa grzęzły jej w gardle, dławiąc i pozbawiając tchu. Wiedziała, że być może w tej właśnie chwili trzyma w rękach odpowiedzi na nurtujące ją od dawna pytania.
______ – Twoja babcia przed śmiercią dała mi to na przechowanie. Pilar kiedyś wyrzuciła ten pamiętnik na śmietnik, a Teresa nie wiedzieć, czemu postanowiła go jednak zachować. Być może znała swoją córkę lepiej niż nam się wydaje – przyznała Raquel uśmiechając się smutno. – Poprosiła żebym ci to oddała, kiedy nadejdzie czas i wydaje mi się, że właśnie nadszedł, Lia – powiedziała po chwili, podchodząc do niej i wsunąwszy palec wskazujący pod jej brodę, zmusiła by Lia na nią spojrzała. – Kiedy przyznałaś, że chcesz znaleźć ojca, przypomniałam sobie, że ponad dwadzieścia pięć lat temu twoja babcia dała mi to – wyjaśniła, ruchem głowy wskazując na pamiętnik, który Lia nieświadomie ściskała w dłoniach tak mocno, że aż pobielały jej kłykcie. – Być może tu są odpowiedzi, których szukasz…
______ Od tamtej pory nie znalazła w sobie dość odwagi by do niego zajrzeć. Co prawda chciała znaleźć odpowiedzi na pytania, które męczyły ją od dłuższego czasu; chciała poznać prawdę, po którą przyjechała z powrotem do Valle de Sombras, ale nigdy w życiu tak się nie bała jak wtedy, gdy siedziała w swoim pokoju w ośrodku Nacho, a przed nią leżał pamiętnik matki, skrywający wszystkie jej tajemnice. Nie była tchórzem, starała się odważnie iść przez życie i niczego nie żałować, ale zdawała sobie sprawę, że jeśli przekroczy granice i zacznie czytać ten dziennik, nic już nie będzie takie jak do tej pory. Cholernie bała się tego, co tam znajdzie. W jej pamięci matka była największym potworem, jakiego spotkała w swoim życiu. Przez kilkanaście lat codziennie pokazywała jej jak bardzo jej nienawidzi, jak bardzo żałowała, że ją urodziła, dając jej tylko cierpienie, ból i odrzucenie. A teraz Lia na wyciągnięcie ręki miała jej wspomnienia i uczucia w najczystszej postaci. Świadomość, że miałaby poznać to wszystko z własnej woli; że miałaby przywołać demony z przeszłości, przerażała ją bardziej niż cokolwiek do tej pory. Bała się, że to wszystko zwichruje ją emocjonalnie do tego stopnia, że nie będzie w stanie się pozbierać, a miała w życiu wystarczający bajzel, z którym i tak nie umiała dojść do ładu.
______ Przygryzła policzek od wewnątrz i odepchnęła się delikatnie od parapetu, po czym podeszła do swojej walizki i chwyciła gruby notes, który ciążył jej w dłoni, jakby w ten sposób chciał ją ostrzec przed tym, co jest tam zapisane. Usiadła po turecku z powrotem na łóżku i odetchnęła głęboko kilka razy, bo wciąż czuła się nieswojo trzymając w dłoni ten dziennik i nadal z tyłu głowy paliła jej się czerwona lampka, żeby się zastanowiła, czy naprawdę powinna go otwierać.
______ Drżącą dłonią rozplotła wiązanie i przełykając z trudem ślinę, ostrożnie otworzyła pamiętnik. Dało się zauważyć, że dziennik odleżał swoje przez te wszystkie lata, bo kartki były pożółkłe i lekko pozwijane, a kiedy Lia przewracała kolejne strony szeleściły jej pod palcami. Założyła pasmo włosów za ucho i przyjrzała się starannemu charakterowi pisma matki, który rzadko miała okazję widywać. Przesunęła opuszkami palców po, wetkniętych między kolejne strony, ususzonych płatkach czerwonej róży, która musiała wiele znaczyć dla Pilar, jeśli zdecydowała się zachować je na pamiątkę. Uśmiechnęła się lekko na widok wyrysowanego u dołu strony maleńkiego serduszka z inicjałami, a potem przerzuciła kartkę i chwyciła między palce podniszczoną fotografię, którą znalazła w pamiętniku jeszcze zanim wyjechała z Doliny Cieni, a której widok wciąż wywoływał u niej niedowierzanie, niezależnie od tego ile razy wpatrywała się w dwie młode twarze spoglądające na nią ze zdjęcia. I nie chodziło jedynie o to, że matka wyglądała inaczej niż Lia to zapamiętała. Owszem, kiedy zrobiono to zdjęcie miała zaledwie piętnaście lat i Lia nie potrafiła sobie przypomnieć, by kiedykolwiek widziała w jasnych oczach matki ten radosny błysk, czy chociażby jeden szczery uśmiech. Mimo wszystko jednak bardziej jej uwagę przykuwał jasnowłosy nastolatek stojący u boku Pilar i wpatrujący się w nią z charakterystycznym, łobuzerskim błyskiem w oku; nastolatek, który teraz był dojrzałym mężczyzną, a którego Lia w życiu nie podejrzewałaby o związek z kimś takim jak Pilar Blanco.
______ Otworzył przed nią drzwi prowadzące na komisariat i oboje w milczeniu wyszli przed budynek. Lia podeszła do metalowej barierki, po prawej stronie schodów, w miejscu, najbardziej oddalonym od wejścia i zaczekała aż detektyw do niej dołączy, po czym pochwytując jego wyczekujące spojrzenie, sięgnęła do tylnej kieszeni jeansów i wyciągnęła podniszczone zdjęcie, które dzisiejszego ranka znalazła w pamiętniku matki. Bez słowa podała je Pablo Diazowi, uważnie obserwując jego pokrytą zarostem twarz, gdy na widok znajomej fotografii, kąciki jego ust uniosły się w lekkim, nostalgicznym uśmiechu.
______ – Znał pan moją matkę? – zapytała, przełykając nerwowo ślinę.
______ Pablo skinął głową i wpatrując się w zdjęcie, oparł się przedramionami o metalową barierkę.
______ – Chodziliśmy razem do szkoły – odparł krótko i odruchowo obrócił zdjęcie, jakby chciał sprawdzić, czy zapisane na odwrocie słowa, nie zniknęły wraz z upływem czasu. Przesunął kciukiem po dacie i uśmiechnął się do siebie.
______ – Byliście parą? – zapytała Lia drżącym z emocji głosem i ani przez chwilę nie spuszczając wzroku ze stojącego obok niej mężczyzny, również oparła się przedramionami o metalową balustradę.
______ – Bardzo krótko – powiedział, spoglądając gdzieś przed siebie, jakby usiłował przywołać w pamięci bardzo odległe wspomnienia, które mimo upływu czasu wciąż spoczywały zakurzone na dnie jego serca. – To była typowa szczeniacka miłość, której po prostu nie dane było przetrwać, w obliczu tego, co przynosi los – dodał sentymentalnym tonem i na moment spojrzał Lii w oczy, a potem powrócił do obserwowania otoczenia. – Pilar była jedną z tych dziewczyn, w których trudno było się nie zakochać. Nie chodzi o to, że była ładna. Miała po prostu w sobie to „coś”, czego czasem brakuje ludziom. Wiedziała, czego chce w życiu, szła swoją własną, nieutartą ścieżką i nie zastanawiała się nad tym, co mówią o niej inni. Miała odwagę by stawić czoło światu i walczyć o swoje marzenia, a ja, jako dzieciak chyba jej tego zazdrościłem. W moich oczach była po prostu nieustraszona i wydawało mi się, że nie ma na tym świecie takiej rzeczy, która by ją kiedykolwiek zatrzymała. Dlatego się w niej zakochałem – przyznał, uśmiechając się do własnych myśli, a Lia odniosła wrażenie, że słucha o kimś, kogo kompletnie nie znała.
______ To nie była jej matka. To nie była ta kobieta, z którą przyszło jej żyć przez siedemnaście lat i która zrobiła z jej świata piekło, w każdy możliwy sposób.
______ Przymknęła powieki i pokręciła głową z niedowierzaniem, a potem potarła palcami czoło, starając się powstrzymać cisnące do oczu łzy. Miała tak wiele pytań, a myśli uparcie galopowały w jej głowie z prędkością światła i nawet gdyby chciała nie była w stanie zebrać ich w jakąś całość. Milczała więc uparcie i w duchu dziękowała Diazowi, że postanowił jednak kontynuować swoją opowieść, przerywając tę niezręczną ciszę, jaka zapanowała między nimi na moment.
______ – Jesteś do niej podobna – powiedział szczerze, pochwytując zdumione spojrzenie Lii.
______ – Niby, w czym? – prychnęła z kpiną, wlepiając spojrzenie w swoje splecione dłonie.
______ – Masz w oczach ten sam błysk. Pełen siły, radości z życia i ciepła. Masz w sobie pasję i odwagę, tą samą, którą miała twoja matka – odparł cicho Pablo, spoglądając prosto w jej zaszklone sarnie oczy.
______ – To, co pan mówi, detektywie, jest dla mnie tak samo abstrakcyjne jak to, że za chwilę spadnie na nas meteoryt – zakpiła, nie zaszczycając go przy tym ani jednym spojrzeniem, choć wyraźnie wyczuwała na sobie jego badawczy wzrok.
______ – Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale taką Pilar ja pamiętam – powiedział smutnym tonem.
______ Kiedy jednak Lia na niego w końcu spojrzała dostrzegła delikatną zmarszczkę na jego czole, a błękitne spojrzenie do tej pory błyszczące ciepło, stało się przygaszone.
______ – Dlaczego właściwie się rozstaliście? – zapytała w końcu i przygryzła nerwowo policzek od wewnątrz, niepewna tego czy w ogóle powinna pytać, o tak prywatną sprawę, ale Pablo uśmiechnął się gorzko i przetarł palcami oczy.
______ – To się stało ponad miesiąc po tym sylwestrze – wyjaśnił, unosząc lekko dłoń, w której wciąż trzymał fotografię. – Mieliśmy takie miejsce w parku pod wielkim dębem, gdzie lubiliśmy często przesiadywać. To były takie chwile tylko dla nas, bez obecności rodziców, nauczycieli i wszystkich tych, którzy uważali, że to co nas łączy to tylko młodzieńcze zauroczenie. Ale wtedy… – urwał na chwilę, po czym zrobił głęboki wdech i zapatrzył się na twarz blondwłosej dziewczyny na zdjęciu. – Tamtym razem Pilar była inna. Przygnębiona, nieobecna i... wyglądała tak, jakby płakała całą noc. Kiedy w końcu ją zapytałem, powiedziała, że wyjeżdża z Valle de Sombras do stolicy, bo chce poświęcić się całkowicie swoim marzeniom i zrobić karierę tancerki – powiedział łamiącym się głosem, po czym odchrząknął cicho i przełknął ogromną gulę, która stanęła mu w gardle, a Lia na dźwięk tych słów zmarszczyła czoło i spojrzała zaskoczona na Diaza.
______ – Nie miałam pojęcia, że tańczyła – powiedziała w końcu cicho, przypominając sobie wszystkie te sytuacje, kiedy niejednokrotnie matka wypominała jej, że przez to, iż ją urodziła, nie mogła spełnić swoich marzeń. Teraz rozumiała, o czym mówiła Pilar. Dopiero po tylu latach dowiedziała się, czemu matka całkowicie oddała serce i z pewnością nigdy nie była to córka.
______ Przełknęła łzy, które mimowolnie znów napłynęły jej do oczu i przeczesała długie, blond włosy palcami.
______ – Owszem i była w tym naprawdę dobra. Kiedy tańczyła nie liczyło się dla niej nic prócz parkietu i muzyki. Oddawała się temu całkowicie. Sercem, duszą i ciałem, a kiedy na nią patrzyłem wyglądała tak jakby była w innym wymiarze, kompletnie nieosiągalna – wyznał, uśmiechając się lekko do siebie i powoli uniósł wzrok, spoglądając Lii w oczy. – Miała potencjał i wielkie marzenia, grzechem byłoby to zmarnować, więc nie mogłem zabronić jej wyjechać. Po tamtej rozmowie między nami zaczęło się psuć. Kłóciliśmy się o błahostki, Pilar zaczynała mnie unikać i młodzieńcza miłość zamieniła się w koszmar, więc uznaliśmy, że kontynuowanie tego nie ma sensu. Rozstaliśmy się, a miesiąc później Pilar wyjechała i nie widziałem jej przez ponad pół roku – zakończył z żalem i zmarszczył lekko czoło, jakby powrót do przeszłości i tej części wspomnień sprawiał mu więcej bólu niż Lia mogła przypuszczać.
______ – Tylko tyle? – zapytała, a Pablo skinął głową i przesunął palcem wskazującym po dolnej wardze, jakby nad czymś się zastanawiał. Westchnął ciężko i kręcąc lekko głową, wzruszył bezradnie ramionami.
______ – Wróciła, choć rzeczywiście się tego nie spodziewałem. Nie wiem co poszło nie tak i dlaczego nie została w stolicy by realizować swoje wielkie plany, ale pamiętam, że wróciła odmieniona. To nie była ta sama dziewczyna, w której się zakochałem – odparł pełnym emocji głosem i ostatni raz zerkając na ich wspólne zdjęcie, wyciągnął dłoń i zwrócił Lii fotografię. – Skończyła szkołę, ale nasze relacje nie były nawet poprawne. Starałem się nawiązać z nią jakiś kontakt, ale bezskutecznie. Całkowicie się odcięła, a potem każde z nas poszło w swoją stronę. Poznałem moją żonę, wyjechałem z miasteczka, a gdy wróciłem po latach... – urwał i przesunął dłońmi po napiętej twarzy, milcząc przez kilka nieznośnie długich sekund. W końcu odwrócił głowę i ponad ramieniem spojrzał na Lię. – Nie poznałem jej i w życiu nie spodziewałem się, że skończy w ten sposób... – szepnął, bo nagle struny głosowe odmówiły mu posłuszeństwa.
______ – Jako narkomanka i alkoholiczka, bez faceta, bez pracy, z niechcianą córką na głowie. Faktycznie to nie jest szczyt marzeń – zadrwiła Lia, beznamiętnym tonem i zaśmiała się cierpko pod nosem. – Nie wie pan, kto jest moim ojcem, prawda? – spytała po chwili, całkowicie zmieniając temat i wyczekująco spoglądając na Pabla, który tak, jak się spodziewała pokręcił przecząco głową.
______ – Zanim jeszcze przyszłaś na świat, a właściwie rok przed twoim urodzeniem widziałem Pilar może ze dwa razy i raz faktycznie była z jakimś facetem, dość... specyficznym – przyznał, ściągając na siebie zaciekawione spojrzenie dziewczyny.
______ – Tatuaż na ramieniu, kowbojki, obcisłe jeasny i sygnet? – wyliczyła, mając w pamięci niedawną rozmowę z Nacho, który opowiedział jej, czego udało mu się dowiedzieć, całkiem przypadkiem, od właściciela kamienicy, w której mieszkała Pilar.
______ – Rzeczywiście ubierał się w takim trochę kowbojskim stylu i niewątpliwie zwracał na siebie w ten sposób uwagę, zwłaszcza w takim miasteczku jak Dolina Cieni – stwierdził, uśmiechając się lekko, po czym zmrużył oczy i w zamyśleniu potarł dłonią pokrytą zarostem brodę. – Sygnetu nie widziałem, ale tatuaż faktycznie miał na ramieniu.
______ – Pamięta pan co to było? – zapytała Lia, wpatrując się w niego z nadzieją w dużych sarnich oczach i odruchowo zwilżyła wargi językiem czując jak jej serce tłucze w piersi niczym młot.
______ – Wydaje mi się, że to było krwistoczerwone serce ze skrzydłami – powiedział, przenosząc na nią jasne spojrzenie. – Były dość sporej wielkości i kształtem przypominały skrzydła orła. Do tego całość przepasana była wstęgą z jakimś napisem, ale nie wiem jakim, bo widziałem faceta z daleka – przyznał wzruszając ramionami i przeczesał przyprószone siwizną włosy palcami.
______ – Pamięta pan coś jeszcze? Cokolwiek co może mi pomóc go znaleźć – odezwała się Lia niemal błagalnym tonem, pochwytując jego pełne determinacji i współczucia spojrzenie.
______ Widziała w jego jasnych oczach jak trybiki w jego głowie pracują na zwiększonych obrotach, gdy usiłował sobie przypomnieć jakiś szczegół, który mógłby pomóc Lii i za to była naprawdę ogromnie wdzięczna.
______ – Samochód – rzucił po chwili, która zdawała się trwać z nieskończoność, a Lia na dźwięk tych słów cała się spięła. Zmarszczyła brwi i przygryzła policzek od wewnątrz, wpatrując się w detektywa z wyczekiwaniem. – Wtedy kiedy widziałem tego faceta z Pilar, żegnali się przy jego samochodzie – przypomniał sobie, pocierając kciukiem brodę i spoglądając w jakiś mało istotny punkt przed sobą, zmrużył lekko oczy. – To był stary Ford Mustang, jak na moje oko rocznik ’60, może ’67. Czerwony, z białym dachem. Tylko tyle pamiętam – dodał wzruszając lekko ramionami i zaglądając Lii w oczy w wyraźną malującą się w błękitnych tęczówkach, skruchą.
______ – To i tak więcej niż dowiedziałam się do tej pory – stwierdziła z goryczą, wsuwając dłonie we włosy i podpierając łokcie na barierce, splotła palce na karku, przez kilka sekund tępo wpatrując się w swoje buty, jakby tam były zapisane odpowiedzi, których szukała.
______ Zaśmiała się pod nosem, bez cienia wesołości i pokręciła bezradnie głową, bo tego właściwie mogła się spodziewać, choć wciąż nawinie sądziła, że czegokolwiek się dowie. Poszukiwania ojca zdawały się być trudniejsze od rozwiązania enigmy, albo ona zbyt daleko szukała, mając rozwiązanie tuż pod nosem i nawet tego nie zauważała. Miała mętlik w głowie, a im dłużej szukała, tym tak naprawdę mniej wiedziała. Nie rozumiała jak to możliwe, że jej ojciec był jak widmo i nikt nie potrafił jej powiedzieć, kim on jest. To, że nie był mieszkańcem miasteczka wiedziała od samego początku, a przez to odnalezienie go stawało się jeszcze bardziej niewykonalne.
______ – Przykro mi, Lia.
______ – W porządku. Dziękuję, detektywie za rozmowę – odezwała się w końcu, chowając zdjęcie do tylnej kieszeni spodni, po czym uśmiechnęła się blado.
______ – Nie ma za co. Gdybyś czegoś potrzebowała… – urwał, kiedy Lia pokiwała głową i wyciągnęła do niego dłoń.
______ – Wiem. Raz jeszcze dziękuję – odparła, ściskając jego rękę, po czym wyminęła go i ruszyła w kierunku schodów. – Do widzenia – pożegnała się jeszcze, rzuciwszy przez ramię ostatni słaby uśmiech, a gdy skinął jej uprzejmie głową, odprowadzając ją wzrokiem, zbiegła po schodkach, kierując się do zaparkowanego nieopodal Kawasaki.
______ Westchnęła cicho i kręcąc głową z rezygnacją odwróciła zdjęcie, przesuwając wzrokiem po zapisanym tam zdaniu: „Chcę Cię mieć koło siebie, a nie tylko w sercu... 31 grudnia 1981r.” Tamtego dnia, gdy spotkała się z detektywem Diazem, po raz kolejny utwierdziła się w przekonaniu, że naprawdę nie znała własnej matki i właściwie nic o niej nie wiedziała. Z każdym kolejny odkrytym faktem z jej przeszłości stwierdzała, że kobieta, która ją urodziła, a Pilar Blanco z opowieści innych ludzi to dwie różne osoby. Nie wiedziała tylko, czy chce poznać drugą twarz swojej rodzicielki i czy ta wiedza cokolwiek zmieni w jej życiu. Kilka tygodniu temu chciała przeczytać ten pamiętnik z zupełnie innego powodu, który z czasem całkowicie stracił na swoim znaczeniu i przestał być priorytetem. Wtedy chciała poznać odpowiedź na jedno nurtujące ją pytanie, a w tej chwili być może powinna poznać zapisane na stronach pamiętnika życie matki, dla siebie samej. By w końcu zrozumieć, spojrzeć na wszystko, co ją do tej pory spotkało z innej perspektywy, bo dzięki temu być może będzie w stanie w końcu pogodzić się ze swoją przeszłością, a przede wszystkim raz na zawsze zamknąć w życiu rozdział pt: „Pilar Blanco”.
______ Przymknęła powieki i zagryzając boleśnie dolną wargę, przez chwilę jeszcze wpatrywała się w otwarty notes spoczywający na jej kolanach, jakby prowadziła jakąś zaciętą wewnętrzną walkę z samą sobą, aż w końcu nerwowo zamknęła dziennik i ze świstem wypuściła powietrze z płuc. Święta Bożego Narodzenia to zdecydowanie nie był odpowiedni czas na otwieranie takich ran i posypywanie ich na nowo solą, tym bardziej, że przyjechała do San Antonio dla Christiana i temu powinna poświęcić całą swoją energię. Ze swoimi problemami zmierzy się, kiedy wróci do Valle de Sombras, a w tym momencie chciała po prostu skupić się na tym, co jest tu i teraz.
______ Chociaż i to przestało już być takie proste i z każdą kolejną chwilą relacje między nią, a Christianem na nowo zaczynały się komplikować. To co wydarzyło się ostatniej nocy, w ogóle nie powinno było mieć miejsca. Nie wiedziała co nią kierowało, kiedy rzuciła się na Christiana i go pocałowała, choć zaledwie kilka sekund wcześniej wybiegła z sypialni właśnie po to by do tego nie doszło. Rezultat był taki, że znów wypowiadała wojnę swojemu sercu, do którego, mimo wzniesionych dookoła wysokich i grubych murów, Christian za każdym razem potrafił się dostać, skutecznie krusząc kolejne cegły. Bała się tego, do jakiego miejsca znów ich to wszystko zaprowadzi. Nie chciała przysparzać nikomu cierpienia i jeszcze bardziej komplikować i tak już zawiłej sytuacji. Ale to było trudne.
______ Westchnęła ciężko i przymykając na moment powieki, nerwowo przeczesała włosy palcami, a potem podniosła się z łóżka, wrzuciła notes z powrotem do walizki i ruszyła do łazienki, żeby przygotować się na przybycia Laury, która razem z Mauriciem miała wpaść na świąteczny obiad. I na tym powinna teraz skoncentrować swoje myśli. Chciała dołożyć wszelkich starań, by dla nich wszystkich święta stały się w końcu beztroskie, radosne i pełne ciepła. Miała głęboką nadzieję, że to się uda.
|
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:12:59 22-11-16 Temat postu: |
|
|
No i mamy kolejny odcinek, który pokazuje nam trochę, kim była matka Lii. Całkiem nowe i zaskakujące oblicze, nie tylko dla niej, ale i dla nas czytelników. Aż trudno uwierzyć, że Pilar potrafiła być czuła i romantyczna, że potrafiła kochać. I ciekawi mnie strasznie, co ja spotkało, że stała się tak nieczuła i okrutna wobec własnej córki. Mam nadzieję, że wkrótce się tego dowiemy.
Co do jej rozterek uczuciowych się już może lepiej nie wypowiem |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:56:09 30-11-16 Temat postu: |
|
|
Swój komentarz zacznę od przeprosin. Przepraszam że tak dużo czasu zajęło mi przeczytanie i skomentowanie ale ostatnio tak jakoś wyszło. Nie będę tutaj rozwodzić się nad powodami bo tak naprawde nie są one aż tak ważne żeby się z nich zwierzać i komuś zawracać nimi głowę. W końcu dotarłam
Kylie - Zawsze była jedną z tych postaci o której mimo iż znamy ją z retrospekcji myślę z nostalgią i smutkiem iż musiała zginąć. I mogę zgadywać powody jej uśmiercenia może chodziło o to aby Chrisowi dołożyć cegiełkę doświadczeń? Stracił ojca, kontakt z siostrą także mu się urwał jego mama też nie żyje (z tym ostatnim to pewna nie jestem) .
Mauricio. Pan Jezu nie pamiętam jaką miał ksywkę. Niezastąpiony? Perfekcyjny? Idealny? Ale chyba było to Skuteczny? no nie ważne jak to leciało wszystkie pasują No cóż wy wiecie że zawsze kibicowałam tej parze. Leo i Sol to dwa słoneczka tej historii. No i odcinek adekwatny do ostatnich wydarzeń w końcu nie tak dawno rzeczywiście było Święto dziękczynienia.! Ależ ciepło od nich bije. A Sol i Leo mają ze sobą relacje jak brat siostrą, para najlepszych przyjaciół
Mieliście tak kiedyś czytając cokolwiek że mieliście ochotę walnąć w twarz głównemu bohaterowi i jednocześnie go ucałować. Najpierw myście sobie pocałuj go, później aż was palce świerzbią żeby dać komuś po tej przystojnej buźce a później znowu mówicie sobie no pocałuj go. Takie dwie skrajności z jednej strony jesteś wściekła jak diabli bo on zachowuje się jak się zachowuje a z drugiej chcecie go wycałować bo jest w jednym kawałku? Toja właśnie tak mam czytając o Lii i Christianie. Skrajne emocje.
A gogusia Charliego też nie lubię!
A ja zawsze żałowałam że nie mam żadnego talentu. Rysuje gorzej od pięcioletniego dziecka i cudownie jest czytać o Lii i Christianie wiecie oni są razem jak alfa i omega( jing i jang nie mam pojęcia jak to się pisze : ) ale wiecie o co mi chodzi noc i dzień. W dużej mierze chodzi mi o to że wzajemnie się równoważą, jedno bez drugiego na dłuższą metę istnieć nie może. Są w jakiś stopniu odbiciem siebie samych a jednocześnie są sprzecznościami. Wiem filozofuje ale mam nadzieje że zrozumiecie o co mi chodzi
Aż świąt mi się zachciało i dobrze że za pasem i licze że w tym roku Rudolf też zaświeci do mnie czerwonym nosem czytać o listian przy gitarowym coverze Aerosmith - Cryin bezcenne. Aż mordka sama mi się do monitora śmieje
I ja także jakoś nie potrafię wyobrazić sobie takiej Pilar. Kochającej? Miłej? Nie to po za granicami mojej wyobraźni ale to mo mnie zastanawia to co jej się stało? Co ją spotkało że zamieniła się w taką a nie inną osobę?
Kończę swój wywód który mam nadzieję że was nie zanudził |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:49:52 07-12-16 Temat postu: |
|
|
Czy można spodziewać się w niedalekiej przyszłości czegoś nowego tutaj ? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:57:59 31-12-16 Temat postu: |
|
|
cz. 1.
Valle de Sombras, sierpień–październik 2014 r.
______ Wyjechała pickup’em Ignacia, który udało jej się w końcu naprawić, parkując go przed ośrodkiem i bawiąc się kluczykami od auta Nacho, powolnym krokiem weszła do budynku, od razu kierując się do gabinetu swojego mentora. Drzwi do pomieszczenia były uchylone, więc kiedy tylko dotarła na miejsce jej uszu dobiegł dźwięk pianina. Uśmiechnęła się do siebie i zatrzymała w progu, opierając ramieniem o framugę i przez krótką chwilę przyglądając się jak Sanchez gra, jedną z tych melodii, którą tak bardzo lubiła jako dziecko i znała niemal na pamięć.
______ Kiedy zorientowała się, że utwór dobiega końca, weszła cicho do pomieszczenia i powoli podeszła bliżej przysiadając obok Ignacia. Zerknął na nią przelotnie uśmiechając się ciepło, po czym wygrał ostatnie akordy i zamknął ostrożnie wieko.
______ – Nadal lubisz z ukrycia przysłuchiwać się jak gram? – spytał głębokim głosem wyciągając dłoń i zakładając jej kosmyk włosów za ucho w ojcowskim geście. Uśmiechnęła się lekko i opuściła wzrok kryjąc się za wachlarzem gęstych rzęs.
______ – Pewne rzeczy się nie zmieniają – stwierdziła zaglądając mu w oczy i przygryzając policzek od środka podała mu kluczyki do jego samochodu, które przez cały czas ściskała w dłoni – Udało mi się naprawić pick up’a. Powinien jeździć bez problemu.
______ – Dziękuję, co ja bym bez ciebie zrobił – stwierdził Nacho ujmując ją za głowę i całując w czoło, a kiedy Lia w odpowiedzi uśmiechnęła sie niewyraźnie, zmarszczył brwi – Co się dzieje? – zagadnął szukając jej spojrzenia, ale uparcie tego unikała, skupiając całą uwagę na ściąganiu z jeansów jakiś niewidzialnych pyłków – Lia? – ponaglił delikatnie, zdecydowanie ujmując jej podbródek i zmuszając by na niego spojrzała. Westchnęła cicho i uniosła powieki patrząc mu prosto w oczy.
______ – Byłeś na cmentarzu na grobie mojej matki? – wydusiła z siebie uważnie mu się przyglądając, a kiedy pokręcił przecząco głową, przeczesała włosy palcami – Ktoś go odwiedził i nie mam pojęcia kto to był – wyjaśniła podchwytując jego zaskoczony ciemny wzrok – Zostawił jedną białą lilię i biały znicz. Przez chwilę pomyślałam… – urwała umykając spojrzeniem i wbijając go w okno, zmrużyła lekko oczy.
______ – Pomyślałaś, że to być może twój ojciec? – dokończył domyślając się co chciała powiedzieć. Przeniosła na niego sarnie spojrzenie i skinęła głową zagryzając dolną wargę.
______ – To mógł być tak naprawdę każdy, ale z drugiej strony, nie ma się co oszukiwać, matka nie miała znajomych, przyjaciół a tym bardziej żadnej innej rodziny prócz mnie – stwierdziła z goryczą, uśmiechając się cierpko. Nacho ujął jej dłoń w swoją ściągając na siebie jej pełen bólu ciemny wzrok.
______ – Rozejrzałem się trochę, choć przyznam, że przez sprawy ośrodka nie miałem na to tyle czasu ile bym chciał – przyznał smutno, posyłając jej przepraszające spojrzenie i wykrzywiając usta w lekkim grymasie – Twoja matka miała dość… – urwał zastanawiając się nad doborem odpowiedniego, neutralnego słowa.
______ – Nazwij rzeczy po imieniu, Nacho – rzuciła beznamiętnym tonem, wzruszając ramionami. – Przecież oboje dobrze wiemy jak było. Rżnęła się z każdym w tym miasteczku i nawet nie pamiętała jak się mają na imię – dodała cicho zaglądając mu w oczy. Wypuścił ze świstem powietrze i przytaknął pocierając palcami czoło.
______ – Nie tak chciałem to ująć – odezwał się po chwili, po czym odchrząknął i ścisnął lekko jej dłoń powodując, że znów na niego spojrzała – W każdym razie, całkiem przypadkiem spotkałem właściciela kamienicy, w której Pilar mieszkała najpierw z matką, a później z tobą – powiedział wyważonym tonem, a Lia napięła całe ciało na dźwięk tych słów, świdrując Sancheza bystrym spojrzeniem – Powiedział, że kiedyś widział jak twoja matka, dość ostentacyjnie żegnała się w progu z jakimś młodym mężczyzną, wyglądającym… dość nietypowo. Stwierdził, że jak dla niego facet ewidentnie należał do jednego z tych, jak on to ujął… zbuntowanych, bo chodził poobwieszany jakimiś cudami, nosił kowbojki i obcisłe jasne jeansy – wytłumaczył uśmiechając się i kręcąc głową z niedowierzaniem. Lia westchnęła i wywróciła oczami na dźwięk tych słów, po czym podciągnęła nogę zgiętą w kolanie i oparła na niej policzek. – Z jego wypowiedzi wyłapałem tylko, że ten “ktoś” miał złoty sygnet i tatuaż na ramieniu – dodał z powagą, a Lia natychmiast się ożywiła. Uniosła głowę i przygryzła policzek od wewnątrz, a w jej sarnich oczach, rozbłysła iskierka nadziei, której tak dawno Nacho w nich nie widział.
______ – Jaki tatuaż? – spytała łamiącym się głosem i niestrudzenie wpatrywała się w niego, w napięciu wyczekując odpowiedzi, która da jej jakąkolwiek wskazówkę. Ignacio przełknął ślinę i odetchnął głęboko.
______ – Właściwie to stary Uribe niewiele pamięta. Nie był nawet pewny co to było, rzucił coś o jakimś krwistoczerwonym sercu, ale żadnych szczegółów. Tak naprawdę to mogło być wszystko Lia – powiedział bezradnie zaciskając zęby i patrząc na nią z bólem w oczach, bo czuł się tak jakby ją zawiódł, choć przecież wcale tak nie było. Lia przymknęła oczy, opuściła nogę na podłogę i pochyliła się do przodu wspierając przedramiona o kolana, po czym wplotła palce we włosy wbijając tępe spojrzenie w podłoże pod stopami. Pod powiekami zapiekły ją łzy, kiedy silna i ciepła dłoń Nacho spoczęła na jej plecach, głaszcząc ją uspokajająco.
______ – Czasem zaczynam wątpić, czy szukanie ojca ma jakikolwiek sens – przyznała szczerze przymykając oczy i oddychając głęboko. – Rozmawiałam z Doną Raquel, bo miałam nadzieję, że może ona będzie w stanie dać mi jakąś wskazówkę. Powiedziała tylko, że babcia wiedziała kto jest moim ojcem, ale nigdy jej tego nie wyznała. To jakaś pieprzona enigma Nacho, a może on wcale nie jest wart tego by go szukać – szepnęła, bo głos jej się w końcu załamał. Otarła dłońmi policzki mokre od łez, które mimo powstrzymywania w końcu i tak popłynęły i siąknęła cicho nosem.
______ – Obiecałem ci, że go znajdziemy i zrobimy to Lia – odezwał się Nacho głębokim głosem przerywając ciszę jaka między nimi zapadła. Odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy z tą samą nadzieją, z która tu przyjechała jakiś czas temu. Uśmiechnął się do niej ciepło i przygarnął ją do siebie zdecydowanie, a ona pozwoliła przez chwilę by tulił ją w troskliwych, ojcowskich ramionach.
______ – A co to za przytulas? – zagadnął Leo wparowując do gabinetu ojca bez pukania, z szerokim chłopięcym uśmiechem na ustach i bukietem czerwonych róż w dłoniach. Lia uniosła pytająco brew i wyprostowała się przyglądając mu się uważnie, kiedy wstawiał bukiet do wazonu stojącego na parapecie.
______ – Jeśli mi powiesz, że to są kwiaty dla Margarity, a ty zamierzasz się oświadczyć, w życiu nie uwierzę – odezwała się Lia z rozbawieniem spoglądając na niego z psotnym błyskiem w ciemnych tęczówkach. Leo wywrócił oczami i wsunął dłonie do kieszeni jeansów.
______ – Bynajmniej, słonko. Te kwiaty są dla ciebie – poinformował szczerząc się jak dziecko i opierając biodrami o parapet tuż obok. Lia uniosła pytająco brew wodząc wzrokiem od niego do róż.
______ – Jaja sobie robisz? – spytała podnosząc się powoli i niepewnie podchodząc bliżej . Wbiła spojrzenie w kwiaty stojące na parapecie i przygryzła policzek od wewnątrz, zastanawiając się czy to oby nie pomyłka, przecież ona nigdy nie dostała kwiatów, pomijając drobne bukieciki, które ofiarowywał jej Ignacio na urodziny.
______ – O ile mi wiadomo, to nazywasz się Lia Blanco – rzucił Leo rozbawiony jej reakcją. Lia posłała mu ganiące spojrzenie i wywróciła oczami, kiedy zaczął się jawnie z niej śmiać – To zdecydowanie jest dla ciebie, bo to twoje nazwisko figuruje na bileciku – dodał wskazując ruchem głowy biały kartonik wsunięty między róże – Jeśli nie chcesz przeczytać, ja mogę to zrobić – zaproponował wyciągając dłoń, ale zdzieliła go po ręce i sama szybko chwyciła karteczkę. Leo roześmiał się wesoło i skrzyżował ręce na piersi, ponaglając ją spojrzeniem.
______ – Czyżby nasza Lia miała adoratora? – zagadnął Nacho stając obok niej i wsuwając dłonie w kieszeni ciemnych spodni posłał jej ciepły uśmiech. Lia westchnęła i pokręciła głową z niedowierzaniem, po czym przygryzła dolną wargę i otworzyła bilecik, ale w jednej chwili poczuła jak jej serce zamiera w piersi, a z twarzy odpływa cała krew. Przełknęła powoli ślinę, mrugając energicznie jakby to miało sprawić, że to co przeczytała, okaże się jedynie jej wyobraźnią. Nic takiego się jednak nie stało, a słowa wypisane czarnym tuszem, aż biły po oczach.
______ „Pewnego dnia chwycę Cię za rękę i powiem Ci co czuje. Szkoda tylko, że wtedy możemy już nie żyć”.
______ Tylko tyle, a może aż tyle, bo w sumie Lia nie miała pojecia jak ma się do tego odnieść i jak to rozumieć. Do tego wszystkiego żadnego podpisu, czy wskazówki sugerującej kto jest nadawcą tego, w jej mniemaniu, żałosnego żartu.
______ – Kto to przyniósł? – spytała wbijając ostre spojrzenie w twarz Lea, z której natychmiast zniknął szeroki uśmiech.
______ – Jakiś chłopak – wzruszył ramionami, wpatrując się w nią czujnie, kiedy po raz kolejny opuściła wzrok na liścik trzymany w dłoni. – Chciałem mu coś dać za fatygę, ale powiedział, że wszystko zostało opłacone, zostawił kwiaty i poszedł – wyjaśnił niespokojnie szukając jej spojrzenia. – Lia o co chodzi? – spytał niepewnie, ale nie odpowiedziała wciąż kurczowo ściskając bilecik w dłoni i usiłując w jakikolwiek sposób znaleźć wytłumaczenie na ten, jakże wyszukany prezent. Nacho podszedł do niej i ostrożnie wyciągnął jej bilecik z ręki, jednocześnie ściągając na siebie jej sarnie spojrzenie. Przesunął wzrokiem po treści i uniósł znacząco brwi, bez słowa podając go synowi.
______ – To raczej nie wygląda na adoratora – mruknął Leo, krzywiąc się cierpko i wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z ojcem. – Nie domyślasz się od kogo mogą być te kwiaty? – spytał, wpatrując się w nią uważnie, bystrym ciemnym spojrzeniem. Lia wbiła wzrok w stojące przed nią róże i bez zastanowienia gwałtownie chwyciła je w dłonie i wrzuciła do kosza stojącego przy biurku Nacho.
______ – Ktokolwiek to jest, ma beznadziejne żarty i mam nadzieję, że zrobił to po raz ostatni – warknęła, przeczesując włosy palcami i robiąc głęboki wdech. Ostatnie czego jej trzeba to kolejne powody do zmartwień, bo zdecydowanie miała sto innych spraw na których chciała się skupić. Prezenty od jakiegoś idioty z dwuznacznymi liścikami były na ostatniej pozycji w liście. W tej chwili przychodziła jej do głowy tylko jedna osoba, która mogła mieć taki kretyński pomysł. Alejandro Barosso uwielbiał ją dręczyć, a odkąd wróciła do Valle de Sombras nie dawał o sobie zapomnieć nawet na chwilę zawalając kolejną dawką nieprzyjemności. Jeśli chciał się na niej zemścić, nie miała zamiaru dać mu tej satysfakcji.
______ – Lia, a jeśli to nie jest żart? – odezwał się Nacho wyważonym tonem zaglądając jej w oczy. – Ten liścik jest dość sugestywny i można powiedzieć dosadny. Nie miałaś w ostatnim czasie jakichś nieprzyjemności? Nikt ci się nie naprzykrzał? – zapytał szczerze zaniepokojony, wpatrując się badawczo w jej ciemne oczy, ale szybko umknęła spojrzeniem i pokręciła niewyraźnie głową. Co właściwie miała mu powiedzieć? Wolała uniknąć rozdrapywania przeszłości i przyznania się do wstydliwego błędu. W zupełności wystarczało, że świadkiem tego był Suarez.
______ – Christian powinien się o tym dowiedzieć – powiedział Leo niemal natychmiast podchwytując gniewne spojrzenie Lii.
______ – Nie ma mowy! Mało ma zmartwień i problemów? To moja sprawa i wątpię by to było coś, czym należy się przejmować – rzuciła choć sama nie do końca była tego pewna. Leo pokręcił głową i spojrzał na nią z powątpiewaniem.
______ – A ja uważam inaczej. Nie pozwolę znów wmanewrować się w jakiś dziwne akcje z waszym udziałem. Ostatnie takie ukrywanie wszystkiego skończyło się porwaniem Christiana, a mnie zebrał się opiernicz. Tym razem nie dam z siebie zrobić kozła ofiarnego! – powiedział, siłując się z Lią na spojrzenia. Zacisnęła zęby i rzuciła w jego kierunku wściekłym spojrzeniem. Zatrzymała wzrok na bileciku, który trzymał w dłoni i ruszyła na niego by mu go wyrwać, ale okazał się szybszy. Schował rękę za plecy i pokręcił głową z dezaprobatą.
______ – Leo! – fuknęła wrogo, mierząc go błyszczącym spojrzeniem.
______ – Nie tym razem, Lia – mruknął zupełnie ignorując jej protesty i zanim zdarzyła zareagować wyszedł z gabinetu. Warknęła wściekle przesuwając dłońmi po twarzy i przymykając oczy.
______ – Leo ma rację, lepiej by Christian o wszystkim się dowiedział, nawet jeśli to nic groźnego – powiedział spokojnie, kładąc jej dłoń na ramieniu i wpatrując się w nią z troską, kiedy przeniosła na niego ciemny wzrok. Westchnęła ciężko i pokręciła głową, opadając z rezygnacją na fotel i ukrywając twarz w dłoniach.
_____________________________________________________________* * *
______ Po starciu z Laurą, które kompletnie go rozbiło i wyprowadziło z równowagi, wieczorna eskapada z Lią do Monterrey naprawdę dobrze mu zrobiła. Jednak wraz z powrotem do Valle de Sombras, wróciły też czarne myśli i wyrzuty sumienia. Wiedział, że nie będzie w stanie nawet na chwilę zmrużyć oka, więc choć było późno, to nawet nie wszedł do swojego mieszkania. Włóczył się opustoszałymi uliczkami Miasteczka Cieni, przystając na dłużej w miejscach, z którymi wiązały się jakieś miłe wspomnienia z dzieciństwa. Wiele by dał, by móc cofnąć czas, by nigdy nie zostawić rodziny i nigdy nie usłyszeć z ust Lali, że nie ma już siostry, że Laura Suarez nie żyje. Wiedział, że to jednak nie koniec, że rozmowa z Laurą była nieunikniona, ale musiał odłożyć ją w czasie do chwili, kiedy oboje ochłoną. Nie chciał kolejnej kłótni i zaogniania i tak napiętej już atmosfery.
______ Westchnął cicho i powolnym krokiem ruszył w stronę ośrodka, gdzie minionego wieczora zostawił swoje Suzuki. Gdy dotarł na miejsce, na placu nie było żywej duszy. Podszedł do swojej ukochanej maszyny, wyciągając z tylnej kieszeni spodni kluczyki. Oparł się biodrami o siedzisko i zerknął w stronę okien pokoju, który zajmowała Lia. Uśmiechnął pod nosem i pokręcił głową, wciąż nie dowierzając sobie i uczuciom, jakie ta dziewczyna w nim obudziła. Pragnął jej i to nie ulegało najmniejszym wątpliwościom, ale oprócz palącego pożądania czuł też potrzebę opiekowania się nią, chciał poznać tę Lię, która skrywała się za wystudiowaną, swobodną maską, dusząc wszystkie emocje głęboko w sobie; chciał jak najczęściej widzieć na jej twarzy uśmiech i sprawić, by ból i smutek, które dość często widział w jej sarnich oczach zniknęły na zawsze. Wiedział, że minie pewnie jeszcze sporo czasu nim Lia pozwoli dojść do głosu uczuciom. Miał wrażenie, że w tej kwestii zupełnie nie różniła się od niego, więc nie miał innego wyjścia jak tylko uzbroić się w cierpliwość i po prostu być przy niej, pozwalając, by to ona dyktowała warunki ich relacji.
______ – Christian…
______ Drgnął, gdy dobiegł go męski, łagodny głos. Pochłonięty rozmyślaniami o złotowłosym chochliku nawet nie zauważył kiedy obok niego pojawił się Nacho.
______ – Wszystko w porządku? – spytał Sanchez, przypatrując mu się badawczo.
______ Christian wzruszył ramionami i wbił tępe spojrzenie w podłoże pod swoimi stopami.
______ – Jeśli pytasz o Laurę, to nie, nic nie jest w porządku – powiedział po chwili, spoglądając wprost w ciemne oczy Ignacia. – Powiedziała mi, że nie mam już siostry, że Laura Suarez nie żyje. Poza tym jest szczęśliwą mężatką, a wybrankiem jej serca jest mecenas Rezende – dodał z goryczą. – Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi i co powinienem o tym myśleć – jęknął z rezygnacją Christian. – Czuję, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
______ – Może oceniasz go zbyt pochopnie? Może Mauricio, tak jak Laura, jest tylko narzędziem w czyichś rękach nawet nie zdając sobie z tego sprawy – zasugerował Ignacio. – Może zupełnie niepotrzebnie jesteś do niego negatywnie nastawiony?
______ Christian potarł czoło dłonią i ścisnął nasadę nosa palcami, rozważając słowa Nacho, na koniec wzruszył bezradnie ramionami i nabrał powietrza w płuca. Nacho położył mu dłoń na ramieniu i spojrzał w oczy, dając mu tym niemy znak, że będzie go wspierał we wszystkim, cokolwiek postanowi.
______ – Najważniejsze, że Laura jest cała i zdrowa – powiedział Ignacio, wpatrując się z troską w napiętą twarz swojego podopiecznego. Christian uśmiechnął się niewyraźnie na te słowa.
______ – Nie mów nikomu, że się znalazła – poprosił, chwytając swój kask, a Sanchez kiwnął głową ze zrozumieniem. – I przepraszam, że popsułem wam kolację.
______ – Leo jest formalnie moim synem, ale zawsze wszystkich was traktowałem jak własne dzieci i nic się w tej kwestii nie zmieniło, pamiętaj o tym.
______ Christian uśmiechnął się z wdzięcznością i wsiadł na swoje Suzuki. Uniósł kask, by go założyć, ale opuścił dłonie i jeszcze raz spojrzał na Sancheza.
______ – Gdy wróciliśmy z Lią z obiadu u Ramirezów był tu mężczyzna, blondyn, mniej więcej w moim wieku…
______ – Jose Torres – odparł Nacho swobodnie, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
______ – Dobrze go znasz?
______ – A czemu pytasz? – odpowiedział pytaniem Ignacio, wyraźnie zaintrygowany zachowaniem Suareza. – Christian? Powinienem się martwić?
______ – Po prostu uważaj na niego – odparł wymijająco Christian, po czym założył kask, wsunął kluczyki do stacyjki i odjechał nim Ignacio zdążył powiedzieć cokolwiek.
______ Pojechał prosto do swojego mieszkania, ale tam czekała na niego kolejna, niezbyt przyjemna niespodzianka. Drzwi nie były zamknięte na klucz, ale zupełnie to zbagatelizował, będąc przekonanym, że to sprawka Leo. Gdy jednak wszedł do środka, stanął jak wryty. Mieszkanie wyglądało jakby przeszedł przez nie tajfun, a w salonie na ścianie nad kanapą, krwistoczerwonym sprayem wymalowany był napis: Mors certa, hora incerta*.
______ Christian zaklął pod nosem i przesunął dłońmi po twarzy, a potem po włosach, zaplatając je na karku i tępym wzrokiem wpatrując się w napis. Dopiero pukanie do drzwi wyrwało go z osłupienia.
______ – Mamy problem – zaczął Leo, nie siląc się na zbędne uprzejmości. Miał do przekazania przyjacielowi dwie rzeczy i nie do końca wiedział, od której zacząć najpierw.
______ – Wybacz stary, ale jaki ty możesz mieć problem? Czy Margarita naprawdę miała orgazm czy tylko udawała?
______ – Co cię ugryzło, do cholery? Poszukaj jakiejś panny, ulżyj sobie i nie wyżywaj się na mnie – odfuknął Leo i niezrażony wszedł do mieszkania, sięgając po tajemniczy liścik. – O k***a… – wyszeptał, wytrzeszczając oczy na widok napisu na ścianie. – Kto to zrobił? – spytał, dyskretnie wsuwając liścik, jaki dostała Lia z kwiatami, z powrotem do tylnej kieszeni spodni.
______ – Sam chciałbym wiedzieć – mruknął Christian, zbierając rzeczy z podłogi, by choć odrobinę doprowadzić wszystko do ładu.
______ – Powinieneś zadzwonić na policję, bo to przestaje być śmieszne.
______ – Naprawdę sądzisz, że ten osioł, Diaz, się tym przejmie?
______ Leo westchnął, zaciskając zęby i wpatrując się w krzątającego się po mieszkaniu przyjaciela.
______ – Co jest? – spytał Suarez, wyczuwając na sobie spojrzenie kumpla.
______ – Chyba powinieneś o czymś wiedzieć. Wczoraj, gdy odwoziłem Margaritę po kolacji, powiedziała mi, że Laura, to nie Laura, tylko żona jej kuzyna, który przyjechał z testamentem swojej babki, który pozbawił Fernanda całego majątku. A ten kuzyn to…
______ – Mauricio Rezende… – wycedził przez zęby Christian. – Szlag by to! – warknął wściekle, jednym ruchem z furią zrzucając z kuchennego blatu wszystko, co na nim było. W całym pakiecie nieszczęść, jaki otrzymał od losu, brakowało mu tylko tego, by któryś z Barossów, przylepił swoje łapska do jego siostry.
______ ________
______ * śmierć pewna, godzina jej przyjścia niepewna
_____________________________________________________________ * * *
______ Do kuchni jak tajfun wparował Leo, wodząc zdezorientowanym wzrokiem od ojca do Lii i zatrzymując wzrok na niezapominajkach, stojących w wazonie na blacie kuchennym. Uderzył się otwarta dłonią w czoło i uśmiechnął się głupio, przymykając jedno oko.
______ – To już dziś jest ten szczególny dzień? – spytał jakby dopiero teraz do niego dotarło, że czas nie stoi jednak w miejscu. Lia w odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się lekko i wzruszyła nonszalancko ramionami.
______ – Wiesz co, synu… – odezwał się Ignacio strofującym tonem, kręcąc głową z dezaprobatą. – Wstydziłbyś się zapomnieć o czymś takim.
______ Leo spojrzał na Lię z miną skruszonego chłopca, który przed chwilą coś zmalował i zwieszając głowę podszedł do niej powoli.
______ – Wybacz, słonko – powiedział, unosząc niepewny wzrok. Lia parsknęła cichym śmiechem widząc tego dorosłego mężczyznę, wyglądającego w tej chwili jak mały łobuziak, korzący się przed rodzicem. W końcu Leo wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, po czym ujął jej twarz w obie dłonie i pocałował ją po bratersku w czoło. – Nie składam ci życzeń, bo wiem, że tego nie lubisz, ale może przynajmniej pozwolisz mi na urodzinowego przytulasa, co? – zagadnął, mrugając do niej z rozbawieniem. Lia wywróciła oczami i śmiejąc się cicho, rozłożyła demonstracyjnie ramiona, pozwalając by otoczył ją w pasie silnymi ramionami.
______ – Cieszę się, że jesteś tu z nami – szepnął i odsunął się od niej powoli, z wdzięcznością spoglądając w jej sarnie oczy. – Załapię się na urodzinową szarlotkę? – spytał, zgrabnie odwracając od siebie uwagę i uśmiechnął się szeroko, wyczekująco spoglądając raz na ojca, raz na Lię.
______ – Pewnie – rzuciła rozbawiona i sięgnęła do górnej szafki po kolejny talerzyk, a następnie nałożyła kawałek ciasta i podała Leo. – Teraz wiadomo, co cię przygnało do kuchni. Niezawodny węch, łakomczucha – stwierdziła, pochwytując jego urażone spojrzenie. Uśmiechnęła się jednak do niego, a Leo bez słowa wywrócił tylko oczami i pokręcił głową z rezygnacją, opierając się biodrami o szafki tuż obok niej.
______ – Dobrze, że jesteś, bo może ty coś zdziałasz, synu – wtrącił się po chwili Ignacio, a gdy Leo zmarszczył brwi i spojrzał na ojca z niemym pytaniem w oczach, ten tylko się uśmiechnął. – Usiłuję właśnie przemówić Lii do rozumu w sprawie spędzenia samotnie urodzin, na które się uparła.
______ – Żartujesz? – zapytał, kiedy udało mu się w końcu przełknąć spory kęs szarlotki i spojrzał wymownie Lii w oczy. Wzruszyła ramionami i przygryzając dolną wargę, wbiła spojrzenie w swoje tenisówki. – Dziewczyno, mowy nawet nie ma! Odwalimy ci taką imprezę, że całe Valle de Sombras będzie ci zazdrościć – stwierdził młody Sanchez szczerząc się od ucha do ucha, a Lia spojrzała na niego z powątpieniem.
______ – I rozumiem, że Ty masz zamiar zabrać się za organizację?
______ – Oczywiście! – odparł stanowczo. Odstawił talerzyk na blat za plecami i wsunął dłonie do kieszeni jeansów. – A jak trzeba będzie, to wezmę do pomocy tą wariatkę, Sol – dodał ze śmiechem, po czym uniósł znacząco brwi i posłał jej spojrzenie jasno sugerujące, że sprawa jest postanowiona i ona niewiele ma do gadania. W tej samej chwili w kuchni niespodziewanie pojawił się młody, całkiem zdezorientowany chłopak z bukietem czerwonych róż w dłoni.
______ – O co chodzi? – zagadnął Leo, bez ceregieli, wpatrując się w przybysza wyczekującym spojrzeniem. Kurier przesunął wzrokiem po całej trójce, a później odchrząknął i nerwowo spojrzał na trzymane w dłoniach papiery.
______ – Szukam pani Lii Blanco – odezwał się odczytując nazwisko z treści zamówienia i uniósł wzrok na blondynkę.
______ – To ja – powiedziała Lia i z bijącym sercem zeskoczyła z blatu, podchodząc do kuriera. Wyciągnął w jej stronę kartę do podpisania potwierdzenia odbioru, po czym wręczył jej kwiaty, pożegnał się i zniknął tak szybko jak się pojawił.
______ – Chyba nowy, bo jakiś strasznie bojaźliwy – zauważył rozbawiony Leo, kiwając głową w stronę, gdzie chwilę temu stał młody kurier. Ignacio pokręcił głową z dezaprobatą słysząc uwagę syna, po czym przeniósł ciepłe spojrzenie na Lię, która wpatrywała się w trzymany w dłoni biały kartonik.
______ – Prezent na urodziny? – zapytał, uśmiechając się serdecznie, a kiedy Lia nie odpowiedziała tylko wrzuciła bukiet do stojącego pod ścianą kosza, zdezorientowany zmarszczył brwi.
______ – Jeśli tak, to cholernie nieudany prezent! – warknęła wściekle, przesuwając dłonią po przydługiej grzywce i opierając się plecami o ścianę.
______ – Znowu to samo? – zapytał Leo, podchodząc do niej, a kiedy skinęła głową nerwowo obracając w palcach zawieszone na szyi bursztynowe serduszko, wyciągnął jej z dłoni bilecik i przeczytał jego treść, unosząc brwi niemal pod samą linię włosów. – „Miłość niespełniona to specyficzny rodzaj nienawiści. Miejmy się na baczności przed jej ofiarą – myślącym samotnikiem” – przeczytał. – Kreatywnie. To przestaje być śmieszne, Lia. – zauważył z niepokojem, szukając jej spojrzenia, kiedy uparcie wpatrywała się w okno.
______ – Powinnaś to zgłosić na policję – powiedział Nacho, który nie wiadomo, kiedy zdążył podnieść się z krzesła i podejść do podopiecznej. Ujął ją za podbródek i zmusił, aby spojrzała mu prosto w oczy. – Im wcześniej tym lepiej.
______ – I co im powiem? Przecież w tych liścikach, nikt mi otwarcie nie grozi, nie dostaje nic prócz kwiatów, naprawdę sądzicie, że ktokolwiek się tym przejmie? – zapytała wodząc wzrokiem od mentora do Leo, który zacisnął zęby i zaklął szpetnie pod nosem.
______ – W takim razie powiedz przynajmniej Christianowi – poprosił zdecydowanie, siłując się z nią na spojrzenia. Lia pokręciła energicznie głową i odepchnęła się od ściany.
______ – Nie ma mowy! Dziękuję Nacho za śniadanie, ale muszę iść do warsztatu, zobaczymy się później – rzuciła i nie czekając na reakcję, któregokolwiek z nich, pospiesznie wyszła z kuchni.
_____________________________________________________________ * * *
______ Sanchez westchnął ciężko i opuścił głowę. Przez chwilę obaj siedzieli w ciszy, pogrążeni we własnych myślach, dopóki nie dobiegło ich chrząknięcie młodego chłopaczka, stojącego u dołu schodów z niewyraźną miną i naręczem kwiatów.
______ – Prze…prze… przepraszam. Czy… czy zastałem panienkę… – urwał i sięgnął do kieszeni swoich spodni, które sprawiały wrażenie co najmniej o dwa numery za dużych, wyciągając z niej jakąś zmiętą kartkę. – Lię Blanco? – odczytał z kartki, niepewnie przenosząc spanikowane spojrzenie od Leo do Christiana i z powrotem.
______ Sanchez uśmiechnął się pod nosem i kiwnął chłopakowi głową, dając znać, że powinien wejść do środka.
______ – Zaraz, zaraz – zatrzymał go nagle, jakby sobie o czymś przypomniał i zagrodził mu drogę, gdy chłopak wszedł na schody.– Gdzie bilecik? – spytał ze śmiertelnie poważną miną, starając wypatrzeć go pośród kwiatów.
______ – Leo! – upomniał surowym tonem Christian, podnosząc się ze schodów. – Zlituj się.
______ – Są od ciebie? W takim razie… – uniósł ręce w geście poddania, uśmiechając się pod nosem i odsunął się na bok, przepuszczając wystraszonego chłopaka. – Nie znałem cię od tej strony – dodał, mrugając z rozbawieniem do Christiana. – Postarałeś się – pochwalił, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
______ – To nie są kwiaty ode mnie – wycedził Suarez przez zaciśnięte zęby, zaciskając dłonie w pięści i wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. Leo powiódł wzrokiem za jego spojrzeniem, a gdy zobaczył stojące po drugiej stronie ulicy Mitsubishi i jego kierowcę, wypuścił powietrze z ust ze świstem. – Christian… – zaczął Leo, gdy samochód odjechał z piskiem opon. – Ten gagatek i Kylie… – urwał, gdy Suarez zmroził go morderczym spojrzeniem. – Oni w jakiś sposób byli z sobą blisko – kontynuował, przełykając głośno ślinę, jakby bał się, że jeśli powie jeszcze choć słowo, zostanie momentalnie znokautowany. Christian jednak zacisnął tylko mocniej szczęki i zazgrzytał zębami.
______ – Może to właśnie on wymalował ci to arcydzieło na ścianie w salonie? – zagadnął Leo, ściągając na siebie spojrzenie przyjaciela. Christian zadumał się na chwilę, rozważając słowa przyjaciela. – Jak to było? Mors certa… mors certa… – skrzywił się i podrapał w czubek głowy, starając się sobie przypomnieć ciąg dalszy. – Trzeba przyznać, że wybrał dość oryginalny sposób przesłania groźby pozbawienia… – urwał, gdy Suarez wzrokiem dał mu znać , by natychmiast zamilkł. – Życia? – dokończył niepewnie, powoli odwracając się za siebie. – Lia, jak impreza? – wyszczerzył się, jak gdyby nigdy nic, widząc ją stojącą w drzwiach.
______ – Jakie groźby? – spytała, przyglądając się im podejrzliwie. – Christian? – zwróciła się bezpośrednio do Suareza, zupełnie ignorując Leo. – Jakie groźby pozbawienia życia? – powtórzyła, wpatrując się w jego zielone tęczówki.
______ – Takie same jak w twoich bilecikach! – fuknął zirytowany Leo. – Zawoalowane i wysublimowane. Czaicie się, dusicie wszystko w sobie i jedno zabrania mi o tym mówić drugiemu, a przecież te sprawy mogą się ze sobą łączyć!
______ – Jakie sprawy? – spytała Lia, przyglądając się im z coraz większym niepokojem.
______ – Zabiję cię kiedyś – syknął Christian, przez zaciśnięte zęby, ale Leo nie zamierzał się ugiąć. Zresztą i tak powiedział już za dużo i cokolwiek by nie zrobił, wiedział, że będzie miał przechlapane.
______ – O ile ktoś najpierw nie zabije ciebie! – odburknął. – Najpierw ten mail, który dostała Nadia, a teraz to arcydzieło na twojej ścianie w salonie i bukiet kwiatów, a w nich liścik z pogróżkami, drugi w ciągu kilku dni! Naprawdę uważacie, że to tylko głupie żarty? – spytał po czym spojrzał najpierw na osłupiałą Lię, a potem na coraz bardziej wściekłego Suareza, który minę miał taką jakby chciał go zabić samym wzrokiem. – Chyba powinniście pogadać – dodał cicho i powoli wycofał się do wnętrza ośrodka.
______ Christian i Lia przez chwilę siłowali się na spojrzenia, jakby jedno i drugie bez zadawania zbędnych pytań chciało wyczytać odpowiedzi z twarzy tego drugiego.
______ – Christian, o czym on mówił? – spytała po chwili Lia, krzyżując dłonie na piersiach i marszcząc gniewnie czoło.
______ – O to samo mogę zapytać ciebie – mruknął Suarez zdecydowanie ostrzej niż zamierzał. Nie wiedział czy bardziej wkurzyło go to, że Leo się wygadał, czy to, że mógł mieć rację co do Torresa, czy też to, że Lia ukrywała przed nim coś takiego. – O co chodzi z tymi bukietami i pogróżkami?
______ – A o co chodzi z arcydziełem na ścianie w twoim salonie? – odpowiedziała pytaniem, wpatrując się w niego uparcie, a w jej oczach widział całą gamę uczuć, od strachu, przez troskę, aż do złości, która zdawała się brać górę nad wszystkim innym. Także u niego.
______ – Miałaś zamiar mi powiedzieć? – spytał, starając się panować nad emocjami.
______ – A ty? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? I jeszcze kłamałeś, że to Leo rozwalił na ścianie słoik z konfiturą!
______ – To akurat nie było kłamstwo.
______ – Tylko delikatne minięcie się z prawdą – odfuknęła zirytowana, odwracając się tyłem do niego i przeczesując gęste włosy palcami.
______ – Chcesz rozmawiać w ten sposób? – spytał, chwytając ją za łokieć i odwracając w swoją stronę.
______ – Chcę wiedzieć dlaczego mi nic nie powiedziałeś! – wycedziła przez zęby, wyrywając mu się. Cofnęła się, tworząc między nimi dystans i odważnie spoglądając w jego płonące gniewem, zielone tęczówki. Christian przez chwilę wpatrywał się w nią bez słowa, zastanawiając się czy Lia naprawdę nie rozumie dlaczego postanowił ją od tego odciąć, czy tylko chce wyładować swoją frustrację.
______ – Bo nie widziałem powodu, dla którego miałbym ci o tym mówić – odparł w końcu, odwracając wzrok i przesuwając palcem wskazującym po dolnej wardze.
______ – Nie widziałeś powodu? – powtórzyła, wściekle mrużąc oczy i robiąc odważny krok w jego stronę. – Mam ci przypomnieć, że jeszcze całkiem niedawno siedziałeś w jakiejś pieprzonej, opuszczonej fabryce, pozostawiony tam na pewną śmierć tylko dlatego, że nikomu o niczym nie powiedziałeś?!
______ Christian zacisnął mocniej zęby, aż na policzku pojawił mu się pulsujący dołeczek i łypnął na nią gniewnie.
______ – A ja chyba nie muszę ci przypominać, że jesteś cholernie upartą babą? Gdybym ci powiedział tym bardziej nie odpuściłabyś tej sprawy, tak jak nie odpuściłaś tamtej – zauważył, siłując się z nią przez chwilę na spojrzenia. – Nie chcę, żebyś dołączyła do listy osób, które przeze mnie… – urwał, odwracając wzrok od jej błyszczącego spojrzenia i przesuwając dłonią po twarzy i włosach. Przez myśl przebiegło mu, że malunek na ścianie w jego salonie być może był dziełem któregoś z ludzi El Pantery, powstałym na jego wyraźne polecenie. I może to właśnie oni, wysyłając pogróżki również do Lii, która przecież pomogła mu uciec z tej śmierdzącej nory, chcieli mu w ten sposób dać do zrozumienia, że cały czas mają na niego oko? – Zależy mi na tym, byś była bezpieczna – dokończył po chwili, ściszając odrobinę głos i uparcie wpatrując się w jej sarnie oczy, jakby samym spojrzeniem usiłował ją przekonać do swoich racji.
______ – Sądzisz, że jeśli odsuniesz mnie od wszystkiego, przestanę się martwić? To nie działa w ten sposób! – Nie jestem głupia, więc nie traktuj mnie jak bezmyślnej blondynki, Christian! – fuknęła, piorunując go wzrokiem. – Niewiedza nie uchroni mnie przed niebezpieczeństwem.
______ Suarez zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
______ – Co cię tak bawi? – spytała ostro Lia.
______ – To, że prawisz mi kazania, a sama zachowujesz się dokładnie tak samo! – Lia prychnęła wściekle pod nosem na te słowa, pocierając palcami czoło i kręcąc głową z rezygnacją. – Gdyby nie Leo, pewnie dalej żył bym w niewiedzy, nie mając bladego pojęcia o tych przeklętych kwiatach i liścikach z pogróżkami! Lia nie możesz ukrywać takich rzeczy, tym bardziej jeśli wiesz, że ktoś wydał na mnie wyrok! – wycedził przez zęby, ściągając na siebie jej błyszczące spojrzenie.
______ – Nie uważam by te sprawy się łączyły – odparła Lia zgodnie z prawdą, krzyżując przedramiona na piersi i umykając spojrzeniem.
______ – Tego nie możesz wiedzieć – zauważył, wsuwając dłonie w kieszenie spodni i zaciskając je w pięści. – To może być każdy począwszy od Alexa, choć wydaje mi się, że przesyłanie kwiatów z zawoalowanymi groźbami na bilecikach jest zupełnie nie w jego stylu, przez tego pajaca Rossa, a skończywszy na Torresie.
______ – Co? – Lia zmarszczyła czoło.
______ – Wszystko zaczęło się mniej więcej w tym czasie, gdy Torres pojawił się w mieście – zauważył Christian, wbijając w nią przeszywające spojrzenie. – Pojawił się znikąd, bezinteresownie wpada z kawą, chociaż prawie cię nie zna i obserwuje cię z ukrycia jak jakiś psychol. – Lia pokręciła głową z niedowierzaniem na te słowa, nerwowo przeczesując włosy palcami. – Przed chwilą stąd odjechał – dokończył Christian, gdy ich spojrzenia na krótką chwilę ponownie się skrzyżowały.
______ – On by tego nie zrobił – powiedziała cicho, nawet nie patrząc przy tym na Suareza.
______ – Dlaczego? Bo mu dobrze z oczu patrzy? – fuknął Christian, łypiąc na nią gniewnie. – Nic o nim nie wiesz – zauważył.
______ – To może mnie oświecisz, bo mam nieodparte wrażenie, że coś przede mną ukrywasz! – wykrzyczała mu w twarz. – A on przynajmniej jest ze mną szczery!
______ – Jesteś tego pewna? Co tak naprawdę o nim wiesz? – spytał Christian. Lia spojrzała na niego rozżalona, a kiedy jej sarnie oczy zaszkliły się od łez, przymknął powieki i zrobił głęboki wdech.
______ – Nie uważam, żebym musiała ci się z czegokolwiek tłumaczyć – wycedziła cicho przez zęby.
______ – Więc przyjmij do wiadomości, że to działa w obie strony – mruknął Christian pod nosem, nawet na nią nie patrząc. Za każdym razem, gdy Jose Torres pojawiał się w jego życiu, nie wynikało z tego nic dobrego. Nie chciał by tak było również tym razem. – Uważaj na niego.
______ – Według ciebie każdy facet, który pojawi się w moim życiu, jest potencjalnym zagrożeniem – bardziej stwierdziła niż spytała, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Przestań zachowywać się jak zazdrosny dureń! – upomniała.
______ Christian zaśmiał się gorzko, starając się wyłowić jej spojrzenie, a gdy mu się to udało, powiedział cicho:
______ – Jestem zazdrosny i martwię się o ciebie. Nie możesz mi tego zabronić. Ale widzę, że chyba nie mamy o czym rozmawiać – dokończył, spoglądając jej w oczy, a kiedy nie zaprzeczyła, westchnął cicho i ruszył przed siebie, w stronę zaparkowanego nieopodal Suzuki.
_____________________________________________________________ * * *
______ Warknęła cicho i mocniej uderzyła w skórzany worek, starając się wyładować wciąż narastającą frustrację, wyciszyć i choć na moment wyłączyć galopujące w głowie myśli. Kiedy wyczuła na sobie czyjś intensywny wzrok, zatrzymała się w bezruchu i obejrzała przez ramię, dostrzegając w wejściu do sali nikogo innego jak Jose Torresa, opierającego się niedbale ramieniem o framugę.
______ – To jakieś twoje poronione hobby? – wypaliła bez ceregieli, rozkładając bezradnie ramiona i odwracając się przodem do niego.
______ Jose zmarszczył brwi nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi, po czym odepchnął się od ściany i powoli ruszył w jej stronę, wsuwając dłonie do kieszeni poprzecieranych jeansów.
______ – A konkretnie? – spytał spokojnym, wyważonym tonem, ani na moment nie odrywając od niej bystrego spojrzenia.
______ – Obserwowanie mnie – sprecyzowała, mrużąc podejrzliwie oczy, kiedy oparł się biodrami o parapet przy jednym z okien i roześmiał się wesoło, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Co cię tak do cholery bawi? – zapytała po chwili, piorunując go wzrokiem i robiąc odważny krok w jego stronę.
______ – Domyślam się, że to Suarez zrobił ze mnie psychola–podglądacza – bardziej stwierdził niż zapytał, spoglądając na nią z rozbawieniem.
______ – To nie jest odpowiedź na moje pytanie – zauważyła ostro, po czym skrzyżowała przedramiona na piersi, wciąż mierząc go czujnym spojrzeniem. – Skąd wiedziałeś o moich urodzinach?
______ – Od Nacho – przyznał tak po prostu. – Rozmawiałem z nim wczoraj przez telefon, poprosił mnie o spotkanie, ale z powodu twoich wczorajszych urodzin, wolał spotkać się dzisiaj – wytłumaczył, siłując się z nią przez chwilę na spojrzenia, a kiedy Lia nadal uparcie milczała wpatrując się w niego nieufnie, westchnął ciężko i zacisnął dłonie na parapecie za plecami. – Suarez widział mnie wczoraj, kiedy stałem pod ośrodkiem, bo kurier, któremu zleciłem dostarczenie bukietu kwiatów, był tak wystraszonym dzieciakiem, że nie byłem pewien, czy przekaże je właściwej osobie. A teraz nie chciałem ci po prostu przeszkadzać, ani tym bardziej cię przestraszyć.
______ – I ja mam w to uwierzyć? – zapytała, unosząc brew nawet przy tym nie mrugnąwszy.
______ – Nie masz powodu by mi nie wierzyć – odparł cicho, wpatrując się w nią w taki sposób, jakby samym spojrzeniem chciał ją utwierdzić, że mówi prawdę. – Czego ty naprawdę ode mnie chcesz? – zapytała po dłużej chwili milczenia, odważnie wytrzymując jego przenikliwy wzrok. – Niby bezinteresownie wpadasz z kawą, rozmawiasz o głupotach, wysyłasz kwiaty na urodziny. Po co to wszystko? – wyliczyła, marszcząc brwi i rozkładając bezradnie ręce.
______ – A czy w tym pieprzonym świecie zawsze wszystko musi dziać się z jakiegoś konkretnego powodu? – zapytał, posyłając jej smutne spojrzenie. – Nie mogę do ciebie przyjechać tak po prostu, żeby pogadać przy porannej kawie?
______ Lia odwróciła głowę i wzruszyła ramionami, zakładając jakiś zbłąkany kosmyk włosów za ucho.
______ – Życie nauczyło mnie, że nikt nie robi nic bezinteresownie.
______ – Nikt? – podjął, a kiedy nie odpowiedziała, westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Lia naprawdę niczego od ciebie nie chce, niczego nie oczekuję. Po prostu dobrze mi się z tobą rozmawia. Jest w tobie coś… – urwał, po czym przymknął powieki i zrobił głęboki wdech, a potem spojrzał jej głęboko w oczy i zacisnął zęby. – Coś, dzięki czemu mogę być sobą, tak jakbym znał cię całe życie. Masz w sobie jakiś spokój i siłę, dzięki którym się wyciszam i ładuję akumulatory – powiedział cicho, ani przez moment nie odrywając od niej tego roziskrzonego niebieskiego spojrzenia, w którym naprawdę odbijało się więcej, niż chciał pokazać. – Patrzysz na mnie tymi swoimi ślepiami, a ja mam wrażenie, że jesteś jedyną osobą, która potrafi przejrzeć mnie na wylot, bez względu na to jak mocno będę się starał ukryć – dokończył cicho.
Lia przygryzła policzek od środka, niestrudzenie wpatrując się w jego jasne oczy, jakby analizowała w głowie to, co właśnie usłyszała. Zawsze była ostrożna w kontaktach z ludźmi, których nie znała, ale im dłużej patrzyła w błyszczące szczerością tęczówki Jose, tym bardziej była pewna, że nie kłamie. Przecież nikt nie potrafi tak kłamać.
______ – To ma mnie uspokoić? – zapytała ledwie słyszalnie.
______ – Powiedz słowo, a przestanę przyjeżdżać. Nie zobaczysz mnie więcej, obiecuję – zapewnił, niestrudzenie się w nią wpatrując. – Lia, nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy. Nigdy. Chyba, że nieświadomie zrobiłem coś, przez co tak pomyślałaś? Zrobiłem? – zapytał, nie odrywając łagodnego spojrzenia od jej twarzy, ale ona tylko odwróciła głowę i odchrząknęła cicho. – Lia? – ponaglił, a kiedy wciąż uparcie milczała, unikając patrzenia na niego, odepchnął się od parapetu i podszedł do niej. Ostrożnie wsunął palec wskazujący pod jej brodę i uniósł ku sobie, zmuszając by na niego popatrzyła. – Co się dzieje? – zapytał, gdy już udało mu się wyłowić jej sarnie spojrzenie.
______ Lia pokręciła głową z rezygnacją i oplatając jego nadgarstek drobnymi palcami, odsunęła powoli od siebie, po czym westchnęła ciężko i przymknęła powieki.
______ Jose wsunął ręce do kieszeni spodni i cierpliwie czekał, aż w końcu coś powie, a kiedy uniosła na niego, tym razem, przestraszony wzrok, zacisnął mocniej zęby czując, że nie spodoba mu się to, co za chwilę usłyszy.
______ – Od jakiegoś czasu dostaję bukiety róż z pogróżkami. Sama już nie wiem, co mam o tym sądzić. A do tego wszystkiego Christian… – urwała, przełykając kolejne słowa, bo wciąż nie była pewna, czy powinna o czymkolwiek mu mówić. Uśmiechnęła się z goryczą i potarła czoło palcami, nerwowo zagryzając dolną wargę.
______ – Co Christian? – podjął po chwili opanowanym tonem, ściągając na siebie jej inteligentne spojrzenie, w którym dostrzegł cały wachlarz uczuć od rozdzierającego serce strachu, przez złość i bezsilność. To mu wystarczyło, by zorientował się o co chodzi, tym bardziej, że wciąż miał w pamięci swoją ostatnią rozmowę z Rayan’em i rewelacje jakie miał dla niego Sanders. – Jemu też ktoś grozi – bardziej stwierdził niż zapytał, a ona niemal natychmiast wbiła w niego zdumione i podejrzliwe spojrzenie. – Lia, w tej chwili można czytać w tobie jak w otwartej księdze, a ja nie jestem głupi – powiedział, uśmiechając się do niej uspokajająco.
______ Lia przesunęła dłońmi po twarzy i składając je jak do pacierza, przystawiła do ust i przymknęła ciężkie powieki, wciąż milcząc.
______ – Nie mam powodu, by cię krzywdzić, tak samo jak nie mam powodu by grozić Christianowi. Widzieliśmy się może ze dwa razy w życiu i obaj działamy sobie na nerwy, ale to nie jest motyw bym miał czyhać na jego życie – wyjaśnił poważnie, siłując się z nią przez chwilę na spojrzenia.
______ – Oba wasze spotkania miały miejsce podczas nielegalnych wyścigów? – zapytała, mrużąc oczy i krzyżując przedramiona na piersi.
______ Jose zaśmiał się bezczelnie, odwracając na moment wzrok, po czym przesunął palcem wskazującym po pokrytej zarostem brodzie i pokręcił głową.
______ – Jedno – odparł krótko jednak, kiedy brew Lii podjechała do góry, a oczy błysnęły z zaciekawieniem, uprzedził ją szybko nim zdążyła zadać kolejne pytanie: – Lia, to naprawdę nie ja. Sama powiedz, jaki sens ma wysyłanie do ciebie anonimowo kwiatów z groźbami i za chwilę robienie tego samego zupełnie jawnie, ściągając na siebie podejrzenia. Przecież to jest niedorzeczne – zauważył słusznie. Lia pokręciła głową i westchnęła ciężko, bez słowa siadając na stojącej pod ścianą drewnianej ławce. Ukryła twarz w dłoniach i przygryzła policzek od wewnątrz, kompletnie nie wiedząc już, co robić, ani co myśleć. Podświadomie wiedziała, że każdy z nich ma rację, a ona w tej chwili stała pośrodku i musiała podjąć jakąś decyzję, a niczego już nie była pewna.
______ – Nie wiem – szepnęła do siebie, przymykając powieki by powstrzymać cisnące się do oczy łzy bezradności. – Niczego już do jasnej cholery nie wiem. Mam dość! – warknęła wściekle, unosząc wzrok. Oparła łokcie o kolana i splotła palce obu dłoni, przystawiając jej do ust i wpatrując się prosto w lazurowe tęczówki Torresa. – Jakie sprawy łączą cię z Nacho? – zapytała w końcu stanowczym tonem, nieustępliwie przytrzymując go pociemniałym z gniewu wzrokiem, jakby chciała dać mu w ten sposób do zrozumienia, że nie zrezygnuje dopóki nie dowie się prawdy. Kiedy milczał przez kilka ciągnących się w nieskończoność sekund, a w jego oczach Lia dostrzegła wahanie, uniosła ponaglająco brew.
______ – Jeden z jego podopiecznych to mój chrześniak – wyrzucił z siebie, zaciskając zęby i umykając spojrzeniem.
______ – Słucham? – wykrztusiła Lia, wodząc zdezorientowanym wzrokiem po pustej sali. Zmarszczyła brwi i znów spojrzała na Jose, który tylko uśmiechnął się krzywo i wzruszył ramionami, siadając obok niej na ławce. – Jak to możliwe?
______ – To długa historia – rzucił swobodnie i zerknął na nią znad ramienia.
______ – Mam czas – odparła, przekrzywiając lekko głową, a błysk, który dostrzegł w jej ciemnych tęczówkach kazał mu wierzyć, że potrafi być naprawdę uparta i tym razem tak łatwo mu nie odpuści…
_____________________________________________________________ * * *
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:01:27 31-12-16 Temat postu: |
|
|
cz. 2.
_____________________________________________________________ * * *
______– Przepraszam, pani prokurator, ale przyszedł właśnie pan Barosso – zakomunikował funkcjonariusz.
______– Świetnie, poproś go tutaj. Gdy zjawi się Suarez, przyprowadź go od razu i niech dwóch policjantów będzie w pogotowiu pod drzwiami.
______Mundurowy skinął głową i zniknął, zostawiając uchylone drzwi, przez które po chwili pewnym krokiem wszedł Alejandro Barosso.
______– Witam panią prokurator – przywitał się uprzejmie, wyciągając dłoń w jej stronę. Lenny przybrała na twarz wystudiowany, zawodowy uśmiech, bez słowa uścisnęła jego dłoń i wskazała miejsce po przeciwnej stronie biurka. – Rozumiem, że zamykamy dziś sprawę napaści na moją osobę? – zagadnął Alex, uśmiechając się szeroko i lubieżnym spojrzeniem obrzucając prokurator [link widoczny dla zalogowanych].
______– Taką mam nadzieję – odparła enigmatycznie. – Nadal twierdzi pan, że Suarez napadł pana bez powodu, pobił i groził bronią.
______– Oczywiście. Podtrzymuję wszystko, co powiedziałem do tej pory. Chyba nie będzie pani dyskutować z odciskami palców na broni?
______– Nie mam najmniejszego zamiaru – odparła.
______Alex otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nim zdążył to zrobić, drzwi otworzyły się i stanął w nich mecenas Rezende ze swoim klientem.
______– Można? – zagadnął, uśmiechając się promiennie do pani prokurator.
______– Zapraszam – odparła służbowym tonem. – Czekamy właśnie na panów. Pan Barosso podtrzymuje swoje dotychczasowe zeznania – zakomunikowała. – Rozumiem, że pan również? – zwróciła się do Christiana.
______– Obiłem mu gębę, bo na to zasłużył i to jedyne do czego się przyznaję – odparł krótko, mierząc Alexa wściekłym spojrzeniem.
______– Zechcą panowie zerknąć – bardziej stwierdziła niż spytała, odwracając swojego laptopa tak, by wszyscy trzej widzieli monitor. Włączyła nagranie i skupiła się na obserwowaniu twarzy Alexa, która w jednej sekundzie zrobiła się biała jak kreda. Kiedy spojrzała na Christiana, kąciki jego ust drgnęły w lekkim uśmiechu, a w zielonych tęczówkach błysnęła satysfakcja. Mauricio zaś, oparty biodrami o metalową szafkę z dokumentami, wsunął dłoń w kieszeń eleganckich, jasnych spodni, a drugą potarł w zamyśleniu brodę pokrytą kilkudniowym zarostem. – Chce pan coś zmienić w swoich zeznaniach? – zwróciła się do Alexa, ale ten tylko zazgrzytał zębami, a dłoń, którą do tej pory trzymał swobodnie na blacie biurka, zacisnął w pięść. – Ma pan szczęście, że panna Blanco nie złożyła doniesienia, chociaż może wyszłoby to panu na dobre.
______– To jest jakaś kpina! – prychnął Alejandro, gwałtownie wstając ze swojego miejsca. – Wierzy pani tej małej dziwce i temu pajacowi? – zagadnął wzrokiem, wskazując na Christiana. – Sama się prosiła.
______– O to także? – spytała Lenny, włączając kolejne nagranie.
______– Dość! – warknął Alejandro z furią zatrzaskując wieko laptopa prokurator Brenner. – Gorzko pani tego pożałuje! – wycedził przez zęby, wcelowując w nią palcem wskazującym.
______– Pan wybaczy, ale nie robi na mnie żadnego wrażenia ani pana osoba, ani pańska pozycja w tym miasteczku. Proszę siadać – rozkazała stanowczo. – Jeszcze nie skończyliśmy – dodała i wyciągnęła spod biurka broń zapakowaną w foliowy worek. – Cieszę się, że zgadzamy się w kwestii tego, że z odciskami palców na broni nie należy dyskutować. Wie pan czyje są na tej?
______Barosso przeniósł zdumione spojrzenie z broni, na której dostrzegł dobrze mu znaną, charakterystyczną rysę, na orzechowe tęczówki prokurator Brenner, a na jego twarzy malowała się wyłącznie furia, która zdawała się narastać z każdą sekundą.
______– To moja broń, więc pewnie moje – odparł, siląc się na chłodny, opanowany ton. – Nie rozumiem do czego pani zmierza.
______– Z tej broni kilka dni temu zabito kobietę.
______– Ale to nie znaczy, że ja strzelałem! – zaoponował Alex, czując, że właśnie znalazł się pod ścianą. – Broń zaginęła mi kilka tygodni temu – wymyślił na poczekaniu.
______– Nie pogrążaj się, Alex – upomniał Mauricio łagodnym tonem, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu na widok kuzyna, który w sekundę stracił cały swój animusz, a teraz żałośnie próbował się wyłgać ze wszystkiego. – Nagrabiłeś sobie i nie pomoże ci teraz ani nazwisko, ani brudny szmal twojego ojca.
______– Mecenasie – upomniała prokurator Brenner, gromiąc go spojrzeniem, na co Rezende uniósł dłonie w geście poddania. – Skoro broń panu zaginęła, czemu pan tego nie zgłosił? – zwróciła się do Alejandra. – Może dlatego, że broń nie była zarejestrowana?
______– To nie ja strzelałem. Odciski palców niczego nie dowodzą. Ktoś mógł mieć rękawiczki.
______– Gdyby tak było, pana odciski na tej broni nie byłyby tak wyraźne. Jest pan zatrzymany panie Barosso. Na razie pod zarzutem zabójstwa, składania fałszywego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa i posiadania niezarejestrowanej broni, ale sprawa jest rozwojowa, więc nie wykluczam, że zostaną panu postawione kolejne zarzuty.
______– Pani żartuje?
______Prokurator Brenner pokręciła przecząco głową. Alejandro prychnął wściekle pod nosem, odwrócił się na pięcie i szarpnął drzwi, ale tam czekał na niego już szef miejscowej policji, Pablo Diaz, z obstawą.
______– Rączki, Alex – zaśmiał się Diaz, wyciągając zza paska kajdanki, a kiedy ten ani drgnął, zdecydowanym ruchem szarpnął go za łokieć i wykręcił ramiona do tyłu, z pełnym satysfakcji uśmiechem skuwając mu dłonie na plecach.
______– Co z panem Suarezem? – zagadnął Mauricio, odprowadzając wzrokiem Diaza i odgrażającego się Alexa.
______– Barosso nie wycofał zeznań, więc zostaje pobicie, czemu sam pan Suarez nie zaprzecza, ale biorąc pod uwagę okoliczności, możemy iść na ugodę. Czterdzieści godzin prac społecznie użytecznych, symboliczna grzywna i zapominamy o sprawie.
______Mauricio zerknął na Christiana, a kiedy ten skinął głową na zgodę, wrócił spojrzeniem do prokurator Brenner.
______– Świetnie. Współpraca za panią, to sama przyjemność – dodał, uśmiechając się szeroko i wyciągając w jej stronę dłoń nad biurkiem.
______– Z panem również, mecenasie – odparła, pierwszy raz odkąd weszli do gabinetu, uśmiechając się swobodnie i szczerze. – A pana, panie Suarez proszę, żeby na przyszłość starał się pan nie rozwiązywać problemów siłą – upomniała. Christian uśmiechnął się przepraszająco i podrapał dłonią w kark. – Przygotuję zaraz wszystkie dokumenty, podpisze je pan i mam nadzieję, że się więcej nie spotkamy, a przynajmniej nie w takich okolicznościach.
______– Pójdę zapalić – odparł, a gdy prokurator kiwnęła głową z aprobatą, opuścił jej gabinet. Wyszedł z komisariatu z pełnym satysfakcji uśmiechem na ustach. Wyglądało na to, że Alejandro Barosso wreszcie dostał to, na co zasłużył – jednoosobowy apartament w iście luksusowej rezydencji dla jemu podobnych w Apodaca.
______Pewnym krokiem podszedł do swojego Suzuki i sięgnął do kieszeni spodni po papierosy. Kiedy jednak w jego nozdrza wdarł się zapach benzyny, schował je z powrotem i stanął jak wryty, wpatrując się w swój pojazd. A raczej w przytwierdzone nożem do baku zdjęcie. Był na nim z Lią, kiedy rozmawiali przed szkołą tańca Ramireza, stojąc przy samochodzie Ignacia.
______Zerwał zdjęcie z baku i zerknął na jego spodnią stronę.
______– „Nic nie jest na zawsze. Tylko śmierć jest wieczna” – odczytał i zaklął szpetnie pod nosem, odruchowo zaciskając pięść na fotografii. Nie pamiętał, by tamtego dnia widział w pobliżu szkoły Diega kogoś postronnego, oprócz Diaza, ale zdjęcie było dobrej jakości, więc albo jego autor dysponował naprawdę dobrym, profesjonalnym sprzętem, albo było zrobione z bliższej odległości niż mogło się wydawać.
______– Szlag by to! – warknął, zaciskając szczęki i wpatrując się we wbity w bak nóż. Miał już chwycić za rękojeść, kiedy ktoś zamknął jego nadgarstek w żelaznym uścisku.
______– Zostaw – polecił Mauricio, ściągając na siebie jego gniewne spojrzenie. – To dowód, na którym być może są odciski palców.
______– Nie będę czekał aż tutejsi, pożal się boże, stróże prawa, znajdą tego głupka! – warknął Christian, wyrywając dłoń z uścisku mecenasa.
______– Co zrobisz, zakładając, że jakimś cudem go znajdziesz? Obijesz mu gębę, jak Alexowi? – zakpił Mauricio.
______Suarez zmroził go morderczym spojrzeniem, zacisnął szczęki z wściekłości i zmiął w ustach całą wiązankę przekleństw.
______– Dobra, zróbmy to po twojemu, ale jeśli myślisz, że będę siedział z założonymi rękami…
______– Nawet nie śmiałbym o to prosić – zaśmiał się Mauricio.
______– Nie pajacuj, bo tobie też mogę obić gębę.
______– Miałeś nie rozwiązywać problemów siłą – przypomniał Rezende.
______– Jeszcze niczego nie podpisałem, poza tym dla ciebie zrobię wyjątek, skoro tak ładnie prosisz.
______Rezende uniósł ręce w geście poddania, a po chwili skierował się w stronę komisariatu. Christian zaś gorączkowo myślał kto tak bardzo zawziął się na niego. Barosso? Torres? A może jeszcze ktoś inny? Ktokolwiek by to nie był, z całą pewnością była to ta sama osoba, która poprzednim razem zostawiła mu jasny komunikat na ścianie w salonie. A jeśli ta sama osoba wysyłała liściki z pogróżkami do Lii?
______Westchnął ciężko i potarł czoło palcami, jeszcze raz zerkając na zmięte zdjęcie, które wciąż kurczowo ściskał w dłoni. Nie wybaczyłby sobie, gdyby przez niego coś stało się Lii. Powinien ją uprzedzić, ale najpierw musiał odpowiedzieć na kolejną serię pytań pani prokurator, która właśnie zmierzała w jego stronę z mecenasem Rezende u boku i człapiącym za nimi podstarzałym funkcjonariuszem, który gorączkowo szukał czegoś po kieszeniach swojego munduru.
_____________________________________________________________ * * *
______ Szedł powoli w stronę ośrodka wąską żwirową drogą, z dłońmi wsuniętymi w kieszenie kurtki. Najpierw się wkurzył, że musiał zostawić Suzuki na policyjnym parkingu, ale teraz doszedł do wniosku, że spacer dobrze mu zrobił – przynajmniej zdążył nieco ochłonąć i prawie przestał już myśleć o kolejnych groźbach pod swoim adresem, starając się skupić na czekającej go rozmowie z Lią. Podświadomie czuł, że wcale nie spodoba mu się to, co miała mu do powiedzenia, tak jak nie spodobało mu się to, co zobaczył w jej oczach, gdy spotkali się przed komisariatem.
______ Słysząc za sobą auto, zjeżdżające z głównej ulicy na żwirową drogę, zszedł na pobocze i nie oglądając się za siebie szedł dalej swoim tempem. Nie zatrzymał się nawet wtedy, gdy auto wyraźnie zwolniło i zatrzymało się. Dopiero kiedy jego uszu dobiegł klakson, odwrócił się za siebie.
______ – Suarez spacerujący po Valle de Sombras! Tego jeszcze nie było – zaśmiał się Leo, wychylając głowę przez okno swojego [link widoczny dla zalogowanych]. Suarez zgromił go morderczym spojrzeniem i powolnym krokiem ruszył w stronę samochodu. – Chętnie potowarzyszyłbym ci w podziwianiu piękna otaczającej nas przyrody, ale trochę się spieszę.
______ – Ty? Dokąd niby? – zagadnął rozbawiony Christian. – Przecież ty zawsze na wszystko masz czas.
______ Leo przewrócił oczami i pokręcił głową z dezaprobatą zgrywając obrażonego.
______ – Ej! Nie powiedziałem, że cię podwiozę! – zaoponował, gdy Suarez wpakował się na miejsce pasażera.
______ – Ale nie powiedziałeś też, że tego nie zrobisz – powiedział Christian, zatrzaskując za sobą drzwi.
______ Leo westchnął ostentacyjnie i zacmokał z niezadowoleniem.
______ – Podwieź mnie do warsztatu Lii.
______ – Nie dość, że się wpraszasz, to jeszcze mam spełniać twoje zachcianki? Nie jestem twoim szoferem – zaprotestował, przekręcając kluczyk w stacyjce. – A w ogóle to gdzie masz swoje Suzuki?
______ – Na policyjnym parkingu – odparł Christian, a Leo na moment oderwał spojrzenie od drogi i wlepił je w przyjaciela niczego nie rozumiejąc. – Patrz gdzie jedziesz, bo nas zabijesz! – warknął Christian, chwytając lewą dłonią za kierownicę i korygując tor jazdy auta, które zaczęło zjeżdżać na pobocze.
______ – Mówiłem milion razy, żebyś tak nie szarżował, bo Diaz cię w końcu przydybie – odparł strofującym tonem Sanchez, wracając do obserwowania drogi i starając skupić się na prowadzeniu auta.
______ – Diaz nie ma z tym nic wspólnego – mruknął cicho Christian, wlepiając spojrzenie za boczną szybę i opierając się łokciem o drzwi, przesunął palcem wskazującym po dolnej wardze. – Ktoś przedziurawił mi bak. Nożem przybił do niego zdjęcie, na którym jestem z Lią przed szkołą Diega, a na odwrocie fotografii zostawił kolejną wiadomość.
______ – Wiadomość? – powtórzył Leo niczym echo.
______ – Nic nie jest na zawsze. Tylko śmierć jest wieczna – wyrecytował Christian. – Pieprzony sukinsyn! – warknął, dając upust emocjom i uderzając otwartą dłonią w deskę rozdzielczą.
______ – Słuchaj, a może to wszystko jakoś się ze sobą łączy? Te liściki, które dostała Lia z kwiatami, jej wypadek z udziałem czarnego Suva i te wiadomości, które tobie ktoś przesyła, w trzeba przyznać, dość oryginalny sposób.
______ – Bawi cię to? Bo mnie wcale – odburknął Suarez, ale zaraz się opamiętał. Przesunął dłonią po twarzy i zrobił głęboki wdech. – Przepraszam, Leo.
______ – Spoko, przywykłem, że zawsze obrywam rykoszetem.
______ Christian uśmiechnął się jednym kącikiem ust, ale ten uśmiech nie dotarł do jego oczu.
______ – Widziałeś te liściki, które dostała Lia? – spytał po chwili i zerknął na przyjaciela kątem oka, a ten skinął twierdząco głową. – Co w nich było?
______ – Czekaj, niech no się skupię.
______ – Byle nie za bardzo – zaśmiał się Christian.
______ – Nie zapraszałem cię do m o j e g o samochodu – przypomniał Leo. – Będę w nim robił co mi się będzie podobało.
______ – Skup się lepiej.
______ – Zdajesz sobie sprawę, że jesteś dzisiaj niezdecydowany jak baba?
______ – Leo!
______ Sanchez przewrócił oczami i kiwnął głową w stronę schowka.
______ – Otwórz go. Wydaje mi się, że tam schowałem pierwszy bilecik. Chciałem ci go pokazać od razu, ale jak zobaczyłem to arcydzieło na twojej ścianie, to z wrażenia zapomniałem po co do ciebie przyjechałem.
______ Christian pokręcił głową z dezaprobatą i przeszukał zawartość schowka.
______ – Masz tu śmietnik gorszy niż w niejednej babskiej torebce – stwierdził, z uśmiechem na ustach wyciągając ze schowka opakowanie prezerwatyw. – I widzę, że jesteś przygotowany na każdą okazję. Owocowe? – zaśmiał się i rzucił paczką w Leo. – Jaki smak preferuje Margarita?
______ – Oberwiesz – upomniał Leo i starając się zachować powagę, odrzucił paczuszkę w stronę Christiana, który w międzyczasie zdążył już znaleźć bilecik.
______ – Pewnego dnia chwycę Cię za rękę i powiem Ci co czuję. Szkoda tylko, że wtedy możemy już nie żyć – odczytał. Przymknął powieki i odchylił głowę na zagłówek, robiąc głęboki wdech. – To jakiś psychopata – stwierdził, zerkając na Leo. – A ten drugi liścik?
______ – W tym drugim było coś o niespełnionej miłości, że to rodzaj nienawiści? – odparł Leo, jakby pytał sam siebie, drapiąc się w tył głowy. – Tak… Miłość niespełniona to specyficzny rodzaj nienawiści. Miejmy się na baczności przed jej ofiarą – myślącym samotnikiem – wyrecytował dumny z siebie.
______ – Nie jestem pewien czy to się ze sobą łączy – stwierdził po chwili Christian, przerywając ciszę, jaka nagle zapanowała w samochodzie. – Chociaż może… – westchnął ciężko i przesunął dłonią po twarzy, ściskając nasadę nosa palcami. – Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia kto aż tak bardzo pragnie mojej śmierci. Podpadłem paru ludziom w Stanach, ale nie sądzę, by którykolwiek z nich zadał sobie tyle trudu, by odnaleźć mnie tutaj.
______ – Więc może to ktoś z tutejszych?
______ – Leo, nie było mnie tu dziesięć lat, a odkąd wróciłem, to chyba jedynie Alexowi nadepnąłem na odcisk, ale jego mamy z głowy na jakiś czas.
______ – Jak to?
______ – Został aresztowany pod zarzutem zabójstwa.
______ – I dopiero teraz sprzedajesz mi takiego newsa? – oburzył się Leo.
______ – Dobrze wiedzieć, że ten dupek interesuje cię bardziej niż fakt, że ktoś chce zabić twojego najlepszego kumpla.
______ – Nie przeceniaj się, Chris – zaśmiał się Leo, wjeżdżając na plac pod warsztatem Lii.
______ Christian zmarszczył czoło i parsknął wesołym śmiechem.
______ – Życie bez ciebie byłoby nudne, wiesz? – powiedział rozbawiony, wysiadając z jeepa.
______ – Wiem – przyznał bez skrępowania Leo, szczerząc się od ucha do ucha…
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 0:06:47 02-01-17, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:08:36 31-12-16 Temat postu: |
|
|
San Antonio, grudzień 2014 r.
______ Zbierając ze stołu kuchenne naczynia, nie potrafiła oderwać oczu, od stojących na balkonie Christiana i Mauricia. Żadną tajemnicą nie było, że mężczyźni nie przepadali za sobą, ale miała nadzieję, że wreszcie zakopali topór wojenny. Przy obiedzie obaj zachowywali się tak, jakby chcieli w końcu przełamać wzajemną niechęć, przekonać się do siebie nawzajem i wiedziała, że obaj robią to wyłącznie dla niej, a teraz od dobrych kilku minut, rozmawiali spokojnie przy papierosie jak dawni znajomi. Laura zdawała sobie sprawę, że są rzeczy, o których obaj jej nie mówili. Christian nie chciał jej martwić i mówiąc jej o groźbach pod swoim adresem ograniczył się do niezbędnego minimum, a Mauricio zawsze, gdy chciał uniknąć niewygodnych jego zdaniem tematów, zasłaniał się tajemnicą adwokacką.
______ Westchnęła cicho i podniosła tacę z pustymi naczyniami, kierując się w stronę aneksu kuchennego. Zaczęła układać brudne szkło w zmywarce, kiedy poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła się przez ramię i natychmiast pochwyciła spojrzenie błyszczących, ciemnych jak jej własne, tęczówek. Z Lią znały się praktycznie od dziecka, chodziły do jednej szkoły i klasy, a po zajęciach często widywały się w ośrodku Ignacio Sancheza, ale nigdy nie były typowymi przyjaciółkami, które zwierzają się sobie z najmniejszych problemów, opowiadają o pierwszych podbojach sercowych i zawodach miłosnych. Może dlatego, że obie były skryte i starały się nie okazywać uczuć na zewnątrz. Z czasem ich drogi rozeszły się zupełnie, a teraz… teraz obu im zależało na tym samym mężczyźnie i jego szczęściu, bo Laura obserwując podczas obiadu Lię i Christiana, nie miała najmniejszych wątpliwości, że Mauricio miał rację, mówiąc o tym, co zobaczył w jej oczach, kiedy rozmawiali w samolocie.
______ – Dobrze, że tu jesteś – przyznała szczerze Laura, zamykając drzwiczki zmywarki i wycierając dłonie w lnianą ściereczkę. – Christian cię potrzebuje i dopiero dzisiaj, patrząc na was, uświadomiłam sobie jak bardzo. Pierwszy raz odkąd tu przyjechaliśmy widziałam jak się uśmiecha i to był naprawdę szczery uśmiech – urwała i zerknęła w stronę balkonowego okna, opierając się o szafki za plecami i zaciskając dłonie na blacie po obu stronach swoich bioder. – Pewnie nigdy nie zdołamy nadrobić tego czasu, który straciliśmy i zasypać przepaści, jaka między nami powstała przez te wszystkie lata, dlatego tym bardziej cieszę się, że jesteś przy nim, Lia. Jesteś chyba jedyną osobą, która potrafi do niego dotrzeć i wybić mu z głowy głupoty. Zawsze był uparty jak osioł, ale kiedyś miałam na niego jakiś wpływ, a teraz… – westchnęła i wróciła spojrzeniem do Lii. – Ty jesteś gwiazdą polarną na jego niebie, która wskaże mu drogę, gdy zbłądzi – dokończyła, uśmiechając się lekko.
______ Lia przygryzła policzek od wewnątrz i umknęła wzrokiem, na krótki moment zatrzymując spojrzenie na Christianie, który wciąż stał na balkonie razem z Mauriciem.
______ – Myślę, że oboje potrzebujemy siebie nawzajem – powiedziała cicho i zmarszczyła brwi, gdy ogromna gula ścisnęła jej gardło utrudniając oddychanie, a pod powiekami, po raz kolejny w przeciągu kilku dni zapiekły ją łzy. – Być może teraz bardziej niż kiedykolwiek – dodała szeptem Lia i wróciła spojrzeniem do blondynki. Wysiliła się na swobodny uśmiech i podeszła bliżej, a po chwili oparła się biodrami o kuchenne szafki tuż obok Laury i skrzyżowała ramiona na piersiach. – Powiem ci to samo co powiedziałam Christianowi, tego dnia gdy pojawiłaś się pierwszy raz w ośrodku Nacho – podjęła Lia i odważnie spojrzała Laurze w oczy. – Płynie w was ta sama krew i niezależnie od wszystkiego mocno się kochacie. Waszych rodziców nie ma już z wami, ale macie siebie i warto o to walczyć. W życiu was obojga wiele się wydarzyło i każde z was jest już innym człowiekiem. Nie zmienicie przeszłości, ale możecie w pełni wykorzystać czas, który otrzymaliście teraz – powiedziała, uśmiechając się do Laury ciepło. – A zamiast tracić go na zasypywanie przepaści, poświęćcie ten czas na zbudowanie porządnego mostu, a żadna dziura nie będzie wam straszna – dodała swobodnym tonem i mrugnęła do Laury przyjaźnie.
______ Laura uśmiechnęła się słabo i opuściła głowę, wpatrując się w czubki swoich butów. Wiedziała, że Lia ma rację, ale oboje z Christianem mieli naprawdę trudne charaktery, a to nie ułatwiało sprawy. To Lia była dla Christiana podporą i ostoją, gdy tego potrzebował i Laura nie zamierzała z tym walczyć ani tego zmieniać. Widziała, że jej brat jest przy niej i dzięki niej szczęśliwy, a jeśli kiedykolwiek przeszło jej przez myśl, że Lia mogłaby czuć coś do tamtego mężczyzny z warsztatu, to dziś definitywnie pogrzebała te podejrzenia. Nawet jeśli niebieskooki nieznajomy zarzucił na Lię swoje sieci i miał ochotę ją złowić, to żadną siłą nie mógł zmusić jej do tego, by patrzyła na niego z takim samym błyskiem w oku, z jakim patrzyła na Christiana, uśmiechała się w sposób zarezerwowany wyłącznie dla niego i mówiła o nim w taki sposób, że w każdym słowie wybrzmiewało milion uczuć, płynących prosto z jej serca, których choćby chciała, nie była w stanie ukryć.
______ – Chciałabym, żeby to było takie proste, Lia – westchnęła Laura. – I możesz być pewna, że zrobię wszystko, żeby już nigdy go nie stracić, ale sama wiesz, że oboje jesteśmy uparci, zawzięci i dumni. To chyba rodzinne cechy Suarezów, dziedziczone w genach z dziada pradziada – zaśmiała się. – Christian niewiele mówi, dusi wszystko w sobie, a ja… Martwię się o niego, Lia – wyznała cicho Laura, spoglądając niepewnie na stojącą obok niej blondynkę. – Gdy zasugerowałam, że może powinniśmy wrócić do Valle de Sombras, Christian powiedział, że ktoś wam grozi – dokończyła, wpatrując się w Lię jak w wyrocznię.
______ Lia skrzywiła się na te słowa i nerwowo przeczesała długie włosy palcami, wbijając wzrok w jakiś tylko sobie wiadomy punkt na przeciwległej ścianie. Wolałaby, żeby te incydenty w życiu jej i Christiana nigdy się nie wydarzyły, albo okazały się jakimś beznadziejnie głupim żartem. Oboje mieli na głowie wystarczająco dużo problemów, a los co chwila rzucał im pod nogi kolejne kłody i zwalał na głowę raz za razem większy ciężar. O ile kwiaty i bileciki, które ktoś jej wysyłał nie były groźbami w dosłownym tego słowa znaczeniu, o tyle te kierowane pod adresem Christiana były zdecydowanie bardziej wymowne.
______ Zrobiła głęboki wdech i przymykając na moment powieki, skinęła niewyraźnie głową, kiedy wciąż wyraźnie wyczuwała na sobie badawcze spojrzenie Laury.
______ – To prawda i ja również się o niego martwię. Zwłaszcza, że Christian nie mówi o wszystkim nawet mnie – przyznała cicho Lia na krótki moment pochwytując zaniepokojone spojrzenie ciemnych tęczówek Lali. – O tych groźbach dowiedziałam się zupełnym przypadkiem i tylko dlatego, że Leo ma za długi język, a i tak nie jestem pewna, czy wiem o wszystkim. Nie znoszę, gdy Christian to robi, bo gdyby coś mu się stało, nikt by o niczym nie wiedział. Czasem się zastanawiam, czy on naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, że ma wokół siebie ludzi, którym na nim zależy, którzy niezależnie od wszystkiego martwią się o niego i którym pękłoby serce, gdyby…? – urwała nagle, gdy słowa ugrzęzły jej w gardle, na samą myśl o tym, jakie zagrożenie wisi nad ich głowami. Przełknęła z trudem ślinę i pokręciła głową z rezygnacją, bo wciąż z tyłu głowy miała wspomnienie tego jak znalazła Christiana w opuszczonej fabryce, poranionego, wycieńczonego i pozostawionego na pewną śmierć. Choć usilnie się starała nadal nie mogła pozbyć się tego widoku sprzed oczu i była pewna, że pomimo upływu czasu nigdy nie zdoła tego zrobić.
______ Laura przygryzła policzek od środka i spojrzała na swojego brata, który oparł się właśnie biodrami o metalową poręcz i przez smużkę dymu, którą właśnie wypuścił z ust, a która rozpłynęła się przed jego twarzą, spod przymrużonych powiek obserwował Lię. Gdy poczuł na sobie spojrzenie siostry, uśmiechnął się lekko i niemal natychmiast przeniósł wzrok na swojego rozmówcę.
______ – To jest jego sposób na to, by chronić bliskich. Wydaje mu się, że sam ze wszystkim sobie świetnie poradzi i będzie najlepiej jeśli wszystkich będzie trzymał z dala od problemów, ale to się nie sprawdza – westchnęła z rezygnacją Laura. – Od dziecka pakował się w kłopoty, zresztą sama wiesz jaką miał w miasteczku opinię – dodała, uśmiechając się lekko. – Ale od małego stawał za mną murem i wiedziałam, że cokolwiek by się nie działo, nigdy nie pozwoli by spadł mi włos z głowy, a teraz wiem, że ty jesteś dla niego tak samo ważna, jeśli nie ważniejsza. Nie wątp w to nigdy, Lia – poprosiła, spoglądając wprost w jej ciemne oczy. – Macie chociaż jakieś przypuszczenia kto może za tym wszystkim stać?
______ Lia westchnęła i uśmiechnęła się do siebie, a jej wzrok mimowolnie powędrował w stronę stojącego na balkonie Christiana. Wiedziała, że Laura ma rację i taki właśnie był Suarez. Za wszelką cenę i wszystkimi możliwymi sposobami chciał chronić tych, na których mu zależało nawet, jeśli cały ten ciężar, który uparcie brał tylko na swojego barki, z czasem zaczynał bezlitośnie przygniatać go do ziemi. Nie powinna mieć do niego pretensji, bo sama była przecież dokładnie taka sama i właśnie dlatego często między nimi dochodziło do spięć. Oboje byli po prostu cholernie uparci, oboje mieli trudną przeszłość i ciężkie charaktery, więc zdawała sobie sprawę z tego, że upłynie mnóstwo czasu nim przywykną do tego, że nie są na świecie sami i nauczą się, że nie muszą ze wszystkim radzić sobie w pojedynkę.
______ Założyła pasmo włosów za ucho i wróciła wzrokiem do wpatrującej się w nią Laury.
______ – Szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia, kto może za tym wszystkim stać, choć zdaje się, że Christian znalazł winnego jeszcze zanim wyjechaliśmy z Valle de Sombras i jest święcie przekonany, że ma rację – przyznała i ponownie krzyżując ramiona na piersiach, wbiła spojrzenie w czubki swoich butów. – Ja z kolei uważam, że się myli. A poza tym wydaje mi się, że groźby kierowane do Christiana, a bukiety kwiatów, które ktoś do mnie wysyłał to dwie zupełnie inne sprawy i w żaden sposób się ze sobą nie łączą.
______ Laura zmarszczyła czoło i zaplotła przedramiona na piersiach, wpatrując się przez chwilę w zupełnym milczeniu w zafrasowaną twarz Lii. W końcu pokręciła przecząco głową.
______ – To niemożliwe, Lia – stwierdziła. – Te sprawy muszą się jakoś łączyć. Pomyśl sama, Christian nie był święty i bóg jeden wie, z jakimi ludźmi zadawał się przez te wszystkie lata, ale ty? Komu i w jaki sposób miałabyś zaleźć za skórę do tego stopnia, że posunąłby się do czegoś takiego? Jeśli to ktoś, komu utarłaś nos w ringu, to na myśl przychodzi mi w tej chwili tylko Alex, ale on raczej nie wpadłby na to, by wysyłać komukolwiek groźby w bukietach kwiatów. On działa bez ostrzeżenia – dodała ciszej i zwiesiła głowę wpatrując się w czubki swoich butów. Po chwili zrobiła głęboki wdech i ponownie spojrzała na Lię, wysilając się na blady uśmiech. – Z drugiej strony, to tłumaczyłoby dlaczego Christian nie chce wracać do Valle de Sombras, ale to nie Alexa podejrzewa, prawda?
______ – Nie, nie Alexa – odparła cicho Lia. Przeczesała jasne włosy palcami i milczała przez kilka nieznośnie długich chwil, starając się przeanalizować słowa, jakie padły z ust Laury i jakimś cudem na nowo ułożyć sobie to wszystko w głowie, ale im dłużej się nad tym zastanawiała tym jej myśli zapętlały się w coraz trudniejszy do rozplątania supeł, z którego nic nie wynikało. Niczego nie mogła być już pewna i właściwie nie miała żadnego logicznego wyjaśnienia na to kto i dlaczego uwziął się na nią. Wiedziała jednak, że wbrew temu co twierdził Christian za groźbami z całą pewnością nie stał Jose Torres. Nie umiała tego racjonalnie wytłumaczyć, ale jej niezawodna intuicja podpowiadała jej, że on zgodnie ze swoimi zapewnieniami, nie miał z tym nic wspólnego. Pokręciła głową z rezygnacją i przymknęła powieki, wspierając dłonie na kuchennym blacie po obu stronach swoich bioder. – Sama już nie wiem, Laura – westchnęła z rezygnacją i spojrzała w wpatrujące się w nią błyszczące czekoladowe tęczówki. – Od dawna odnoszę wrażenie, że niczego już w swoim życiu nie ogarniam – stwierdziła, śmiejąc się gorzko pod nosem. Odetchnęła głęboko, usiłując zapanować nad cisnącą się do oczu kolejną falą łez, a potem odchrząknęła cicho i odruchowo założyła pasmo włosów za ucho. – Po prostu, wydaje mi się, że te kwiaty i bileciki kompletnie nie pasują do gróźb jakie otrzymywał Christian – powiedziała wysilając się na swobodny ton i przelotnie zerknęła w stronę balkonu.
______ Laura przygryzła nerwowo dolną wargę i zupełnie spontanicznie przykryła dłoń Lii własną, jakby chciała jej tym jednym gestem pokazać, że gdyby tylko chciała pogadać, to jest gotowa jej wysłuchać, zawsze i o każdej porze.
______ – A może ktoś próbuje was w ten sposób zmylić i chce byście myśleli, że te sprawy się nie łączą, albo… może wcale nie chodzi mu o ciebie, ale o to, żeby uderzyć tam, gdzie Christiana najbardziej zaboli… – zaczęła się zastanawiać, a kiedy dotarł do niej sens słów, jakie właśnie wydobyły się z jej ust, spojrzała przerażona na Lię. Od Christiana wiedziała, że miał teraz na pieńku z Alejandrem Barosso bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i wcale już nie była pewna czy powinni byli tak od razu odrzucać jego kandydaturę. Poza tym, oprócz całej rzeszy osób, z którymi zadawał się jej brat, był jeszcze El Pantera, od którego ona sama uciekła, a który teraz mógł chcieć szukać zemsty i jakiś mężczyzna z przeszłości Christiana, z którym miała potajemnie spotykać się jego zmarła dziewczyna. Wszystko to było bardziej skomplikowane niż mogło się wydawać i każdy wariant wydawał się być równie prawdopodobny.
______ – Za dużo w tym wszystkim jest znaków zapytania. Za dużo niewiadomych i zbyt wiele różnych teorii, które równie dobrze mogą być kompletnie nietrafione – powiedziała Lia tonem wyprutym z jakichkolwiek uczuć i zrezygnowana potarła czoło palcami. – Nie psujmy sobie świąt – dodała łagodnie i uśmiechnęła się lekko, spoglądając Laurze w oczy. Kiedy dziewczyna odpowiedziała jej uśmiechem i skinęła głową na zgodę, Lia otworzyła usta by coś jeszcze powiedzieć, ale zanim wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk, ciszę w kuchni przerwał dźwięk dzwoniącej komórki. – Przepraszam – powiedziała cicho do Laury, po czym sięgnęła do tylnej kieszeni jeansów po telefon i zerknęła na wyświetlacz, a z jej twarzy w jednej chwili odpłynęła krew na widok migającego numeru, który uparcie wydzwaniał do niej już parokrotnie w ciągu ostatniego miesiąca. Przełknęła nerwowo ślinę, po czym przesunęła kciukiem po ekranie i przystawiła aparat do ucha. – Słucham? – odezwała się, ale jej słowa zdawały się trafiać w próżnię, a zamiast odpowiedzi słyszała jedynie czyjś głośny oddech po drugiej stronie linii. – Halo? – powtórzyła zirytowana, ale gdy znów odpowiedziała jej cisza, zacisnęła zęby z wściekłości i rozłączyła się, rzucając telefon na blat za plecami.
______ – Lia? Wszystko w porządku? – zagadnęła Laura, z niepokojem obserwując stojącą przed nią blondynkę, która w jednej chwili zrobiła się blada jak kreda. – Kto to był? – spytała, gdy Lia uparcie milcząc odwróciła się do niej tyłem i pochyliła się do przodu, opierając dłonie o blat szafek.
______ – Lali? Co jest? – zaniepokoił się Christian, który nie wiadomo kiedy znalazł się u jej boku. – Chyba się nie pokłóciłyście? – spytał, wodząc nerwowo wzrokiem od siostry do Lii, by w końcu zatrzymać go na czekoladowych tęczówkach Laury, która w odpowiedzi jedynie pokręciła przecząco głową.
______ – Lia odebrała jakiś dziwny telefon – powiedziała cicho, gdy jej brat uniósł znacząco brew.
______ – Co to znaczy dziwny telefon? – spytał Christian, a kiedy Laura wzruszyła ramionami, przeniósł spojrzenie na Lię. – Lia? Co się dzieje?.
______ Laura westchnęła cicho i przygryzła nerwowo dolną wargę. Kiedy poczuła na policzku chłodne usta Mauricia, drgnęła zaskoczona, ale niemal natychmiast, zupełnie odruchowo wcisnęła się plecami w jego tors i pozwoliła, by jego silne ramiona szczelnie oplotły jej ciało, jakby przeczuwała nadchodzącą katastrofę i chciała się przed nią ukryć.
______ – Lia, martwię się – powiedział cicho Christian, wciąż nie doczekawszy się odpowiedzi, ostrożnie kładąc dłoń na jej ramieniu. – Powiedz co się dzieje, do cholery.
______ Lia drżącą dłonią przeczesała jasne pasma włosów i odetchnęła głęboko, zbierając się w sobie. Zdawała sobie sprawę, że ukrywanie tego dłużej nie ma najmniejszego sensu, tym bardziej, kiedy z każdym kolejnym takim incydentem brutalnie uświadomiła sobie, że to przestaje przypominać już durny żart.
______ – Od jakiegoś miesiąca dostaję głuche telefony – wydusiła z siebie w końcu, powoli odwracając się przodem do Christiana i niepewnie spoglądając mu w oczy, które w jednej chwili błysnęły niebezpiecznie. – Za pierwszym razem myślałam, że to pomyłka, podobnie jak za drugim, ale kiedy to się zaczynało powtarzać regularnie, przynajmniej raz w tygodniu i to w najróżniejszych godzinach, przestałam wierzyć, że to przypadek czy głupi żart – wyznała, umykając spojrzeniem i objęła się ciasno ramionami, jakby chciała się schować w jakimś bezpiecznym miejscu, przeczekać i wyjść, gdy wszystko co w ostatnim czasie zwaliło jej się na głowę okaże się tylko potwornym koszmarem.
______ Christian zacisnął nerwowo szczęki i wymienił krótkie spojrzenia z Laurą i stojącym za jej plecami mecenasem. Przesunął dłonią po twarzy i potarł brodę w zamyśleniu, aż w końcu wrócił spojrzeniem do Lii. Nie zamierzał w tej chwili roztrząsać czy to był jeden z powodów, dla których wyjechała z Mediolanu ani dlaczego nie powiedziała mu o tym wcześniej tym bardziej, że i tak niczego by to już nie zmieniło. Objął ją silnym ramieniem i przygarnął do siebie, wsuwając nos w jej włosy.
______ – Nie martw się, dorwiemy drania – zapewnił, całując ją czule w czubek głowy. – Można jakoś typa namierzyć? – zwrócił się do Mauricia, ale ten zdążył ledwie skinąć twierdząco głową, kiedy ciszę w pomieszczeniu ponownie przerwał dźwięk dzwonka telefonu. Lia oderwała się od Christiana, sięgnęła po swoją komórkę i zerknęła na wyświetlacz, a kiedy zobaczyła na nim znów ten sam numer, przewróciła oczami z irytacją. Miała zamiar odrzucić połączenie, ale nim się spostrzegła, Christian zabrał jej telefon z dłoni. Gdy chciała zaprotestować, przyłożył palec wskazujący do ust, dając jej znać, by była cicho i odebrał, przykładając telefon do ucha. Nie odezwał się jednak ani słowem, przez dobrych kilkanaście sekund jedynie wsłuchując się w ciężki, najprawdopodobniej męski oddech.
______ – Dobrze się bawisz? – odezwał się w końcu Christian. – Skończ te durne gierki i stań ze mną oko w oko – powiedział tonem, wypranym z jakichkolwiek emocji i nie tylko miał przy tym minę, jakby chciał swojego rozmówcę zabić siłą samego spojrzenia, ale brzmiał przy tym na tyle groźnie, że gdyby Lia go nie znała, wystraszyłaby się. – Rozłączył się – stwierdził po chwili Suarez.
______ – Spisz numer i daty połączeń. Gdy tylko wrócę do Valle de Sombras, zajmę się tym – powiedział Mauricio. – Diaz w końcu będzie musiał ruszyć swój szacowny tyłek zza biurka i zacząć działać, bo tego już naprawdę nie można traktować w kategorii głupich żartów. A jeśli Diaz nic nie zrobi, pojadę z tym do prokuratury w Monterrey.
______ Christian kiwnął mu głową na zgodę i wrócił spojrzeniem do Lii.
______ – Masz jakieś podejrzenia kto to może być? Może to ten przydupas twojego profesora? – zagadnął, celowo ani słowem nie wspominając o Torresie, który w dalszym ciągu był pierwszy na jego prywatnej liście osób, które mogły mu grozić.
______ – W tej chwili to już może być każdy, Christian – powiedziała bezradnie i przymykając powieki, potarła czoło palcami, starając się zebrać myśli w jedną spójną całość. – Chociaż nie sądzę, by to był Charlie. Znamy się przecież od ponad pięciu lat, więc dlaczego akurat teraz miałby wysyłać do mnie kwiaty z beznadziejnymi liścikami i dręczyć mnie telefonami, gdy byłam w Mediolanie? Jaki ma powód? – zapytała, ale wcale nie czekała na odpowiedź, bo nie była pewna, czy chce ją poznać. Odetchnęła głęboko, usiłując uspokoić rozszalałe w piersi serce i sięgnęła po wiszący na lodówce notes, by spisać numer telefonu jak prosił Mauricio i przynajmniej zająć czymś drżące z nerwów dłonie.
______ Christian nic nie powiedział. Zacisnął tylko dłoń w pięść i nerwowo zazgrzytał zębami, zastanawiając się czy Lia naprawdę nie dostrzegała tego w jaki sposób Charlie na nią patrzył i że przestała mu wystarczać – o ile kiedykolwiek w ogóle wystarczała – jej przyjaźń, a wiadomo, że nieszczęśliwie zakochany człowiek zdolny jest do wszystkiego. Lia jednak nie oceniała ludzi, akceptowała ich takimi, jakimi byli i zdawała się dostrzegać w nich jedynie to, co dobre. To właśnie tym trafiła w jego serce.
______ Westchnął cicho, a kiedy Lia podała mecenasowi kartkę, oderwał od niej wzrok i przeniósł go na Mauricia.
______ – Sprawdź w pierwszej kolejności swojego kuzyna, Alexa, a potem niejakiego Charliego Rossa i Jose Torresa – poprosił łagodnie, ale stanowczo. – Trzeba sprawdzić wszystkie opcje, nawet jeśli wydają się niedorzeczne – dodał, przenosząc wzrok na Lię, gdy poczuł, jak wwierca się w niego spojrzeniem. – Być może to błędny trop, ale w tej chwili jedyny jaki mamy. Nie powinniśmy niczego bagatelizować.
______ Mauricio skinął głową na zgodę, chowając kartkę, którą dostał od Lii do portfela.
______ – Masz rację – zwrócił się do Christiana. – Na tym etapie nie można wykluczyć żadnej opcji. Zasugeruję Diazowi, żeby prowadził te sprawy dwutorowo na wypadek, gdyby miało się okazać, że to, że ktoś dręczy Lię nie ma nic wspólnego z groźbami kierowanymi wobec ciebie.
______ – Dzięki – powiedział Suarez, uśmiechając się blado, po czym odwrócił się w stronę Lii, która stała nieruchomo ze zwieszoną głową, opierając się dłońmi o blat szafek. Podszedł do niej, zatrzymał się tuż za jej plecami, położył jej dłonie na ramionach i spróbował rozmasować spięte mięśnie. – Będzie dobrze, Chochliku. Nie jesteś z tym sama – szepnął tak cicho, że tylko ona mogła go usłyszeć. – Wyłącz telefon i spróbujmy cieszyć się świętami. Laura mówiła, że w lodówce czeka na nas jakiś wypasiony, mega kaloryczny deser – dodał, spoglądając na siostrę.
______ – Właśnie! – krzyknęła Laura i otwartą dłonią pacnęła się czoło. – Na śmierć zapomniałam, a nie można pozwolić, żeby takie pyszności się zmarnowały.
_____________________________________________________________ * * *
______ Była pewna, że to się jej śniło, dopóki powoli nie uchyliła powiek, a jej półprzytomny wzrok nie padł na świecący w ciemności ekran leżącego na nocnej szafce telefonu. Sięgnęła po niego i zmrużyła oczy przed uporczywym jasnym światłem, usiłując przeczytać treść nadesłanego w środku nocy smsa, ale szybko tego pożałowała. W jednej chwili przytomniejąc, usiadła gwałtownie na łóżku i przesunęła raz jeszcze spojrzeniem po wiadomości, jakby nadal nie była pewna czy to rzeczywistość czy tylko senna mara, ale niezależnie od tego jak mocno pragnęła, by to był sen, okrutne słowa wciąż biły po oczach.
______„Jesteś tylko pionkiem w jego chorej gierce.
______ On dostrzega wszystkie twoje słabości i używa ich, by pociągać za sznurki, jakbyś była marionetką.”
______ Przełknęła z trudem ślinę i przymknęła powieki, odruchowo przykładając dłoń do mostka, gdy oddech zdawał się grzęznąć jej w płucach, a otaczające ją ściany były jak zaciskająca się wokół niej klaustrofobiczna klatka. Rzuciła telefon na pościel i wystrzeliła z łóżka jakby ją parzyło, a potem nie zastanawiając się ani chwili wyszła z sypialni czując, że jeśli zostanie w niej, choć chwilę dłużej, całkiem oszaleje. Miała ochotę jednocześnie krzyczeć z frustracji i płakać z bezsilności; przywalić w coś kilka razy albo schować się w jakiejś norze i zostać niewidoczną dla świata jak wtedy, gdy miała zaledwie kilka lat i robiła wszystko by zniknąć z oczu matce.
______ Drżącą dłonią przeczesała długie włosy i nim się spostrzegła nogi same zaniosły ją prosto do salonu, gdzie na kanapie spał Christian, jakby jej podświadomość wiedziała, że przy nim może czuć się bezpiecznie. Objęła się ciasno ramionami, gdy nieprzyjemny dreszcz na nowo przeszył jej ciało, a potem cicho podeszła do fotela i wcisnęła się całym swoim drobnym ciałem w miękkie oparcie. Podciągnęła kolana pod brodę i okryła się narzutą, która wisiała na podłokietniku, a potem wsparła policzek na zagłówku. Nie mogła zapanować nad dygoczącym ciałem ani cisnącymi się do oczu łzami, więc przymknęła na moment powieki i starała się przynajmniej uspokoić nierówny oddech.
______ – Lia? – z odrętwienia wyrwał ją cichy i lekko schrypnięty od snu głos Christiana. Uchyliła powoli powieki i niemal natychmiast zatonęła w zielonej głębinie jego cudownych tęczówek, którymi niestrudzenie się w nią wpatrywał. – Dlaczego nie śpisz? – zapytał z niepokojem, ale nie odpowiedziała, bo słowa ugrzęzły jej w gardle. Zamiast tego siąknęła cicho nosem i umknęła wzrokiem, ukrywając go za wachlarzem wilgotnych rzęs. Okryła się szczelniej narzutą i odruchowo zacisnęła drobne place na bursztynowym serduszku, jakby ten drobiazg w jakiś cudowny sposób mógł sprawić, że poczuje się lepiej. – Lia, spójrz na mnie – poprosił łagodnie, a ona nawet nie wiedziała, kiedy zdążył podnieść się z kanapy i kucnąć tuż przed nią. – Przerażasz mnie, powiedz co się dzieje, Chochliku, proszę – szepnął błagalnie, otulając ją ciepłym i prawdziwie zatroskanym spojrzeniem.
______ – Przepraszam, nie miałam zamiaru cię budzić... Po prostu nie chciałam być sama...Ten sms... – urwała i ostro zaczerpnęła tchu, ponownie kuląc się w sobie jak spłoszona zwierzyna.
______ Christian zmarszczył brwi nie bardzo rozumiejąc, o czym mówi Lia i oddychając spokojnie, pogłaskał ją po nodze, starając się zwrócić na siebie jej uwagę.
______ – Jaki sms, Lia? – zapytał łagodnie, ale kiedy spojrzała na niego udręczonym ciemnym wzrokiem, był przekonany, że nie spodoba mu się to, co usiłowała mu właśnie powiedzieć.
______ – „Jesteś tylko pionkiem w jego chorej gierce. On dostrzega wszystkie twoje słabości i używa ich, by pociągać za sznurki, jakbyś była marionetką” – wyrecytowała na jednym wydechu, zupełnie jakby czytała to setki razy i znała każde słowo na pamięć.
______ Christian zmarszczył czoło i zacisnął nerwowo szczęki. Gdyby dorwał teraz drania, bez wahania obiłby mu gębę tak, żeby nie poznał się w lustrze. Nie miał jednak zamiaru dochodzić teraz co autor wiadomości, kimkolwiek był, miał na myśli, ani dręczyć Lii kolejnymi pytaniami, bo i bez tego była zbyt roztrzęsiona.
______ – Lia, popatrz na mnie – poprosił, wsuwając palec wskazujący pod jej brodę i zmuszając by na niego spojrzała. – Nic ci tu nie grozi, nie pozwolę, by spadł ci choć włos z głowy – mówił łagodnie, ujmując jej twarz w swoją szeroką dłoń. – Ten psychopata prędzej czy później za wszystko zapłaci. Jeśli Rezende do niego nie dotrze, ja to zrobię – zakończył stanowczo, tonem wskazującym jednoznacznie, że to w ogóle nie podlega żadnej dyskusji.
______ – Christian… – jęknęła cicho, siąkając nosem. – Nie rób głupstw – poprosiła, zaplatając szczupłe palce na jego nadgarstku. – Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty.
______ Suarez uniósł się lekko na klęczkach i pocałował ją w czoło, zatrzymując usta na jej skórze zdecydowanie dłużej niż to było konieczne. W końcu oderwał się od niej niechętnie i ponownie spojrzał w jej sarnie oczy.
______ – Nie pozwolę, żeby jakiś wariat cię dręczył. Gdzie masz telefon? – spytał.
______ – W sypialni – odparła, a Christian na nic się nie oglądając poszedł po niego. Kiedy wrócił, chwycił swoją komórkę i wybrał jakiś numer. Lia przyglądała mu się bez słowa, szczelniej opatulając się narzutą i mocniej zaciskając palce na bursztynowym serduszku.
______ – Wiem, że jest późno, ale musisz coś dla mnie sprawdzić – rzucił do aparatu, a potem przedyktował swojemu rozmówcy numer i treść sms–a. – Ktoś w tak niewybredny sposób dręczy moją przyjaciółkę, więc najlepiej na wczoraj – dodał, uśmiechając się lekko. – Dzięki – zakończył połączenie, jednocześnie wciąż majstrując coś w swoim telefonie. W końcu wybrał kolejny numer i przechadzając się po salonie czekał czy ktoś odbierze, ale po kilku sygnałach jego połączenie zostało odrzucone. Uśmiechnął pod nosem i spojrzał na Lię, a potem bez pytania jej o zgodę, wyjął jej kartę SIM z telefonu. – Nie będziesz się denerwować przez tego wariata, który nie ma nawet odwagi odebrać telefonu – zakomunikował. – Chodź – powiedział, wyciągając do niej dłoń. – Nie będziesz tu siedzieć do rana.
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 18:13:08 31-12-16, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:09:48 01-01-17 Temat postu: |
|
|
Szczęśliwego Nowego Roku dziewczyny! Dużo zdrowia, miłości no i weny abyśmy jeszcze bardzo długo cieszyły się waszą twórczością
Ojciec Lii a już się bałam że wyparował Wam z głów! Jego postać mnie niezmiernie ciekawi. Kim jest tajemniczy mężczyzna? facet z tatuażem natychmiast skojarzył mi się z Templariuszami w końcu ani właśnie tak odróżniali swoich od obcych. Ja taką formę uważam trochę za niezbyt mądrą. To jakby nosić tarcze strzelniczą na plecach. Wracając do tajemniczego ojca to może był żonaty (a wiadomo?) albo poszedł siedzieć za jakieś przestępstwo. A może nie szukał córki bo zwyczajnie o niej nie wiedział? albo był młokosem który sam ledwie wyrósł z przysłowiowych pieluch?
Róże i liścik kto by się bawił w takie rzeczy. Pierwsza myśl Alejandro. Pamiętam że już raz wysłał Lii kwiaty razem z tą płytą CD o ile mnie pamieć nie zawodzi lecz z drugiej strony czy na pewno? To strasznie oczywisty wybór ale Alex siedzi w kiciu ja wiem że istnieją sposoby na kontaktowanie się ze światem zewnętrznym ale wysłać komuś kwiaty żeby go zaniepokoić, tak dla zabawy to no cóż w stylu Alexa.
Christian przypomina nam o Jose (gdzie on się podziewa? ) ale to nie on. Ja do tego pana mam pewną teorię którą zachowam na razie dla siebie. I skoro sam twierdzi że to nie on to nie on
Sądzę że grozi im ta sama osoba. To by było logiczne no nie? Zniszczony motocykl i przedziurawione zdjęcie Lii i Chrisa, "miłosne" liściki wskazują na faceta (nie wyobrażam sobie w tej roli kobiety) więc Charlie. Ten goguś z Mediolanu czy gdzie tam Lia była na tym stażu.
A dlaczego? otóż dla mnie zawsze był śliski. W sensie w każdym opisie jego osoby źle mu z oczu patrzyło i zawsze odnosiłam wrażenie iż chcę od Lii czegoś więcej niż przyjaźni a Chrisa nigdy nie lubił więc idealny kandydat.
Nie wiem czy mam racje ale za jakiś czas się dowiem czytając wasze odcinki |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:53:10 01-01-17 Temat postu: |
|
|
Dziękujemy za życzenia :* My również na ten Nowy Rok życzymy wszystkiego co najlepsze, samych szczęśliwych i pogodnych dni, spełnienia marzeń oraz mnóstwa weny i pomysłów, no i czasu na ich spisanie
I bardzo, ale to bardzo się cieszymy, że wciąż z nami jesteś :*
Zapewniam, że o niczym nie zapomniałyśmy, musiałyśmy to tylko jakoś sensownie zaplanować, żeby wszystko miało ręce i nogi i żebyśmy się w tym same nie pogubiły o co przy takiej ilości wątków do ogarnięcia wcale nie jest trudno. W każdym razie, rozdział 19 to już chyba ostatnia porcja retrospekcji z NMD i teraz już będziemy lecieć z bieżącą akcją, a przynajmniej tak mi się wydaje. Madziu, popraw mnie, jeśli się mylę
Torres Właśnie, Madziu, gdzie on się podziewa, hm?
Haha... Charlie aka Śliski Goguś z Mediolanu - podoba mi się ta ksywka Chrisowi też
Co do całej reszty Twojego komentarza milczę jak grób i zapraszam ponownie w nasze skromne progi |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:17:20 02-01-17 Temat postu: |
|
|
Podpisuję się pod słowami mojej Wspólniczki Wszystkiego co najlepsze w nowym roku, Doma
A odnośnie rozdziału - cóż, ja mogę napisać Torres bryluje w moim avku przecież, nigdy nie zginął Ale już wkrótce da o sobie znać, bardziej namacalny sposób, pracuję nad tym
Aguś, nie mylisz się, bo ja doszłam dokładnie do tych samych wniosków |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:02:58 04-01-17 Temat postu: |
|
|
Widzę, że i tu coś ruszyło szkoda tylko, że w formie retrospekcji...
Oczywiście Lia i Christian to takie dwa wielkie uparciuchy. Jedno martwi się o drugiego, ale każdy próbuje zachować złe sytuacje dla siebie. I jak tu żyć? Dobrze chociaż, że jest Leo, przynajmniej trochę ddoprowadzi ich do porządku. Swoją drogą ciekawe, kto stoi za tymi pogróżkami. Mam nadzieję, że niedługo się to wyjaśni. I cieszę się, że zapowiadają się już raczej współczesne odcinki. Nie mogę się już doczekać ich |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:22:12 04-01-17 Temat postu: |
|
|
Moniś, retrospekcja była tylko w 19 rozdziale, w 20 już jest teraźniejszość Retrospekcje były tu niezbędne, bo jednak w NMD trochę się działo i nie mogłyśmy i nie chciałyśmy się od tego zupełnie odcinać, ale teraz, skoro Madzia podziela moje zdanie, to już będziemy skupiać się na bieżącej akcji A sprawa pogróżek... hmm... wokół tego kręci się cała akcja, więc jeśli spodziewasz się wyjaśnień za kilka rozdziałów, to muszę Cię wyprowadzić z błędu Kandydatów jest kilku do wyboru, więc możecie obstawiać
Dziękujemy, że wciąż z nami jesteś i zapraszamy ponownie |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|