Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Broken Strings [Eillen&Kenaya] - [24.]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 17, 18, 19  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:05:33 10-02-16    Temat postu:

Owszem to dalsze losy Lii, Chrisa i całej reszty naszej gromadki Czyżbyś zerkała wcześniej na "Nunca mire detras"?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dulce245
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 15 Maj 2014
Posty: 363
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 23:09:24 10-02-16    Temat postu:

Pewnie że zerkałam i nic nie pominęłam dlatego bardzo się cieszę że będzie ciąg dalszy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:14:20 10-02-16    Temat postu:

O kurka Nie sądziłam, że ktoś odważny się znalazł i czytał "Nunca mire detras", ale miłe zaskoczenie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dulce245
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 15 Maj 2014
Posty: 363
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 23:22:24 10-02-16    Temat postu:

Dzięki było super i to do tej pary ciągnęło mnie najbardziej Pozdrawiam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:24:54 10-02-16    Temat postu:

Jejku, ja też jestem pod wrażeniem i bardzo, ale to bardzo się cieszę, że trafiłaś za naszymi bohaterami tutaj
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:33:27 10-02-16    Temat postu:

Ale nam sprawiłaś frajdę Miłe zakończenie dnia, nie Agula? :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:41:40 10-02-16    Temat postu:

Dnia? Tygodnia, miesiąca, a nawet roku Przynajmniej wiemy, że historia naszej dwójki nie przeszła bez echa w gąszczu innych wątków i postaci :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:14:16 14-02-16    Temat postu:



    If I can keep on holding on
    Maybe I can keep my heart from knowing that you’re gone
    And I don’t wanna feel better
    I don’t wanna not remember
    I will always see your face
    In the shadows of this haunted place
    I will laugh, I will cry, shake my fist at the sky
    But I will not say goodbye...


    MUSIC



    ______Wsunął przeciwsłoneczne aviatory na włosy i omiótł lodowato niebieskim spojrzeniem nagrobną płytę, a gdy poczuł się tak, jakby ktoś chwycił jego serce w pięść i zacisnął na nim okrutne palce, ze świstem wypuścił powietrze z płuc. Nienawidził cmentarzy, bo przywodziły na myśl wszystko to, co w jego życiu było najcenniejsze, a co bezpowrotnie utracił i tracił wciąż, zupełnie jakby Ten na górze uwziął się na niego i karał za coś, co zrobił być może w poprzednim życiu. Nie był święty, bo jak każdy popełniał błędy i podejmował czasem nieodpowiednie decyzje, ale na tym świecie nie ma ideałów. Jose Torresowi można było zarzucić wiele, ale dla tych, których kochał całym sercem gotów był poświęcić wszystko i chronić ich przed całym złem tego świata. Kiedy osiemnaście lat swojego życia spędzasz w bidulu, miotając się od rodziny zastępczej do rodziny zastępczej, nie mając kompletnie nic i pragnąc z całego serca gdzieś przynależeć to, gdy w końcu rozpoczynasz samodzielne życie, chwytasz garściami to, co dostajesz od losu dobrego i traktujesz to jak najcenniejszy skarb, za wszelką cenę starając się to przy sobie zatrzymać. Jednak niezależnie od tego, jak mocno Jose się starał, wciąż czuł się tak jakby życie dotkliwie kopało go po d***e, wymierzając coraz mocniejsze ciosy; jakby los bezczelnie śmiał mu się prosto w twarz, mając jakąś dziką satysfakcję z tego, że dawał mu nadzieję, a potem bezpowrotnie z niej obdzierał, pogłębiając tylko ziejącą ranę w sercu, potworne uczucie pustki i niesprawiedliwości, które przez lata Jose nauczył się ignorować i do których zdążył się już przyzwyczaić, podobnie jak do świadomości, że nic w jego życiu nie jest stałe. Rodziców nigdy nie poznał, bo do domu dziecka trafił będąc zaledwie tygodniowym niemowlęciem, a gdy w wieku piętnastu lat w końcu poczuł, że być może znalazł dom i prawdziwą rodzinę, która otoczy go opieką, obdarzy miłością i nie wyrzuci na bruk jak psa, kiedy przestaną sobie radzić z jego trudnym charakterem, znów zaliczył bezlitosny cios prosto w twarz, bo jego przybrani rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a jego świat legł w gruzach niczym domek z kart, nie pozostawiając nawet złudzeń, że cokolwiek może się zmienić. Przyjął więc za pewnik, że widocznie został stworzony do innych celów niż szczęśliwe rodzinne życie i jego przeznaczeniem jest zostać samotnikiem.
    ______Odetchnął głęboko i przetarł palcami piekące oczy, a potem kucnął przy płycie i ostrożnie ułożył na niej trzy białe lilie związane białą wstęgą.
    ______– Nie powinno cię tu być, Kylie… – szepnął, bo żaden dźwięk nie chciał przejść mu przez gardło, a potem wyciągnął dłoń i kciukiem przesunął po wyrytym w kamieniu imieniu i nazwisku. Przy jej grobie w dniu pogrzebu poprzysiągł sobie, że znajdzie sukinsyna, przez którego zginęła, choćby miał wyciągnąć go gołymi rękami spod ziemi. I szukał, nieustannie każdego dnia, przez trzy przeklęte lata. Fakt, że siedział w całym tym szambie dość głęboko, dawał mu większą szansę dorwania gnoja, który przyczynił się do śmierci Kylie, bo w nieszczęśliwy wypadek, w którym zupełnie przypadkiem uczestniczył czarny SUV, nie wierzył ani przez moment. Wydawało mu się, że z łatwością wpadnie na jakiś trop, ale ten człowiek był jak cholerne widmo, a im głębiej Torres kopał, tym mniej wiedział. Nie był typem człowieka, który dobrze znosi poczucie bezradności, więc wściekał się jeszcze bardziej, bo czas upływał, a nadal błądził jak we mgle. Najgorsze było jednak to, że ten sam SUV miał coś wspólnego z kilkoma wypadkami w okolicach Valle de Sombras i za każdym razem ofiarami okazywały się osoby, które w bardziej czy mniej bezpośredni sposób miały związek z Christianem Suarezem.
    ______Jose zdawał sobie sprawę z tego, że Suarez nie był święty, a informacje, które na jego temat zdobyła Vivi, jedynie to potwierdzały. Podobnie jak fakt, że w czasie, kiedy Torres przebywał w areszcie DEA, Christian siedział w sąsiedniej celi i z pewnością nie za to, że uczestniczył w jakiejś nielegalnej walce w opuszczonym magazynie. Miał swoje za kołnierzem i to być może przez niego zginęła Kylie; być może to nie ona, ale sam Christian miał być celem. Suarez zwiastował same kłopoty, a na myśl, że kręcił się w tej chwili obok kolejnej, bogu ducha winnej, dziewczyny, Torresa zalewała krew.
    ______Westchnął ciężko i potarł w zamyśleniu kark, wbijając spojrzenie w wyryte w kamieniu litery, jakby siłą samego spojrzenia starał się przywrócić przyjaciółkę do życia…


    ______Oparł się biodrami o siedzisko swojej Yamahy i sięgnął do kieszeni skórzanej kurtki po fajki. Wsunął jednego do ust, pochylił głowę i odpalił, dłonią osłaniając końcówkę bibułki przed podmuchem nocnego wiatru.
    ______– Nadal się trujesz? – spytała stojąca przed nim ciemnowłosa dziewczyna. Skrzyżowała przedramiona na piersi i wpatrywała się w niego z przyganą, ślicznymi błękitnymi oczami, które przecież tak dobrze znał.
    ______Wzruszył nonszalancko ramionami i zaciągnął się mocno nikotynowym dymem, zatrzymując go w płucach dłużej niż to było konieczne.
    ______– Szkoda, żeby taki prezent leżał nieużywany – stwierdził unosząc do góry srebrną zapalniczkę, a widząc błysk w jej oczach, wygiął usta w szerokim uśmiechu. Pokręciła głową z dezaprobatą i uśmiechnęła się lekko, wyciągając mu zapalniczkę z ręki.
    ______– Nadal ją masz? – spytała, zagryzając dolną wargę i obracając w palcach metalowy przedmiot, zerknęła na wygrawerowanego na jednej ze ścianek, Skorpiona i drobny napis zdobiący dolną jej część.
    ______Jose był pewien, że Kylie tak samo jak on, doskonale pamięta moment, kiedy ją od niej otrzymał. To był jego ostatni dzień w domu dziecka. Za kilka godzin miał opuścić mury bidula i zacząć samodzielne życie z dala od sierocińca i wszystkiego, co się z nim nierozerwalnie wiązało. Choć w tamtej chwili nie marzył o niczym innym jak wyrwaniu się z miejsca, którego szczerze nienawidził; zapomnieniu o bólu, odrzuceniu i opuszczeniu; wiedział, że będą sprawy i ludzie, którzy na zawsze wryli się w jego pamięć, a Kylie Anderson była niewątpliwie jedną z nich.
    ______– Pewnie – rzucił, wysilając się na beztroski ton i uśmiechnął się do niej zawadiacko, jednym kącikiem ust.
    ______– Gdybym wiedziała, że przez to nie rzucisz palenia, dałabym ci coś innego – powiedziała ze śmiechem, ważąc zapalniczkę w dłoni i spoglądając prosto w lodowato niebieskie tęczówki Jose. – Gdzie się podziewałeś przez te wszystkie lata? – zagadnęła po chwili, przekrzywiając lekko głowę na bok i ani na moment nie odrywając zaciekawionego spojrzenia od jego przystojnej twarzy.
    ______Jose wygiął usta w cierpkim uśmiechu i wypuścił z ust smużkę dymu, przyglądając się jak powoli znika w nocnym powietrzu.
    ______– Trochę tu, trochę tam – odparł wymijająco. Uniosła pytająco brew i zrobiła krok w jego stronę, wyciągając dłoń by zwrócić mu jego własność.
    ______– Domyślam się, że odszedłeś z wojska? – bardziej stwierdziła niż zapytała, a Torres skinął jedynie głową w odpowiedzi i zaciągnął się znów nikotynowym dymem, odruchowo obracając metalowy przedmiot w palcach.
    ______– Najwidoczniej to nie była fucha dla mnie – odparł beznamiętnie i spojrzał jej w oczy.
    ______– Wolisz nielegalne wyścigi i być może jakieś szemrane interesy? – zapytała podejrzliwie mrużąc oczy.
    ______Jose uśmiechnął się arogancko i wzruszył nonszalancko ramionami.
    ______– Wolę to, niż bieganie z gnatem na wojnie i patrzenie jak umierają bezbronne dzieci – odparł chłodno posyłając jej pełne bólu spojrzenie, zanim jednak zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować na te słowa, natychmiast ją uprzedził: – A co u ciebie? – zapytał swobodnie, zmieniając temat i zwinnie odwracając jej uwagę od niewygodnych dla niego kwestii. – Nadal przyciągasz kłopoty? – zaśmiał się, mrużąc oczy i czujnie obserwując stojącego przy swoim Suzuki, Christiana Suareza. Kylie powędrowała wzrokiem za jego spojrzeniem i uśmiechnęła się promiennie, wsuwając dłonie do kieszeni skórzanej kurtki.
    ______– Nadal przyciągam niegrzecznych chłopców – sprostowała, ściągając na siebie rozbawione spojrzenie Jose. Parsknął śmiechem i kręcąc głową z niedowierzaniem, strzepnął popiół z papierosa na chodnik.
    ______– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz i w co się pakujesz – odezwał się po chwili poważnie i wbił przenikliwe spojrzenie w jej śliczną twarz, po raz kolejny zaciągając się fajkiem.
    ______– A ty do tej pory nie wyrosłeś z roli troskliwego, starszego brata? – odbiła piłeczkę, unosząc znacząco brew i przypominając mu tym samym sytuacje, jakie niejednokrotnie miały miejsce jeszcze w czasach, kiedy oboje mieszkali w domu dziecka.
    ______– Chyba nigdy z niej nie wyrosnę – stwierdził z goryczą w głosie. Dopalił papierosa i rzucił go na chodnik, przydeptując butem, po czym wypuścił z ust smużkę siwego dymu, przenosząc na nią wzrok. – Zwłaszcza, kiedy wiem, że ktoś, kto jest dla mnie ważny pakuje się w niezłe bagno – dodał ostro, posyłając jej nieustępliwe spojrzenie lodowato niebieskich tęczówek.
    ______– Johny… – jęknęła z rezygnacją Kylie, przymykając powieki i przeczesując włosy palcami.
    ______– Wiem – rzucił krótko. Zrobił głęboki wdech i podszedł do niej, spoglądając jej uważnie w oczy. – Po prostu bądź ostrożna – poprosił, a kiedy skinęła głową, objął ją ramieniem za szyję i przyciągnął do siebie. – Skontaktuj się ze mną za kilka dni, Kylie. To ważne – szepnął wprost do jej ucha, wolną dłonią wsuwając jej do kieszeni kurtki złożoną na pół kartkę, po czym pocałował ją w skroń. Odsunął się powoli i niemal natychmiast napotkał pytające spojrzenie jasnych tęczówek, którym niestrudzenie się w niego wpatrywała. Ledwie zauważalnie pokręcił głową i ponad jej ramieniem spojrzał na Christiana, który wsiadał właśnie na swoje Suzuki i z zaciśniętymi zębami wpatrywał się w scenę, jaka rozgrywała się kilka metrów przed nim. Jose wygiął usta w bezczelnym uśmiechu i trącił jej nos palcem wskazującym. – Zmykaj lepiej, mała, bo za chwilę dostanę w zęby – mruknął z kpiną w głosie, po czym chwycił swój kask wiszący na kierownicy motocykla.
    ______– Dobrze było cię spotkać, Johny – powiedziała i uśmiechnęła się do niego, wsuwając dłoń do kieszeni, do której chwilę temu Jose włożył kartkę. Kiwnął jej głową i wsiadł na swoją Yamahę, a potem szybkim ruchem założył kask, odpalił silnik i odjechał z piskiem opon…



    ______Przesunął kciukiem po wygrawerowanym na zapalniczce Skorpionie i wykonanym drobną czcionką, ozdobnym napisie, który towarzyszył mu przez te wszystkie lata, odkąd opuścił dom dziecka.
    ______„Przeszłości nie zmienisz, ale przyszłość zmieniasz właśnie teraz… K.”
    ______Niby kilka słów, ale dla niego miały ogromne znaczenie. Nie tylko ze względu na tamten konkretny moment, ale również dlatego, że ten drobiazg otrzymał od osoby, która go rozumiała, bo tak samo jak on doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak wygląda życie w domu dziecka. W tej chwili ta zapalniczka była jedyną pamiątką jaka mu została po Kylie, każdego dnia przypominając o złożonej jej obietnicy.
    ______Odetchnął głęboko i zamrugał gwałtownie powiekami, a potem ucałował dwa palce i dotknął nimi płyty na pożegnanie. Podniósł się i przełykając ogromną gulę, która ścisnęła mu gardło, wszedł na główną alejkę cmentarza, nadal ściskając w dłoni srebrną zapalniczkę, jak jakiś osobisty talizman, choć nie było to wcale takie dalekie od prawdy. W końcu schował metalowy przedmiot do kieszeni jeansów i uniósł wzrok, dostrzegając opartą plecami o drzwi jego [link widoczny dla zalogowanych], Vivianę Cortes. Stała z rękami w kieszeniach skórzanej kurtki i zwieszoną głową, wpatrywała się w czubki swoich butów. Jose zdawał sobie sprawę z tego, że dla niej samej wizyta na jakimkolwiek cmentarzu jest jeszcze boleśniejsza niż dla niego, bo Vivi utraciła całą swoją rodzinę i to w dość krótkim czasie. Mimo wszystko jednak zdecydowała się z nim tu przyjechać i nie chciała słuchać odmowy. Zawsze była dla niego oparciem, podtrzymywała go na duchu i dodawała sił, gdy wydawało mu się, że zaczynają go opuszczać, przez lata nic się w tej kwestii nie zmieniło. Stała się dla niego siostrą i jak do tej pory była jedyną osobą, która tak naprawdę dobrze go znała; troszczyła się o niego; wyciągała go z dołków, a kiedy trzeba potrafiła wylać mu kubeł zimnej wody na łeb i opieprzyć, jeśli uważała, że powinna. Wiele razem przeszli, a to tylko umocniło ich relacje i choć nie łączyły ich żadne więzy krwi, byli dla siebie jak rodzeństwo.
    ______Ścisnął nasadę nosa palcami i podszedł do samochodu zaglądając Vivi w oczy. Uśmiechnęła się do niego łagodnie i w czułym geście pogładziła jego ramię drobną dłonią. Jose wykrzywił usta w czymś na kształt cierpkiego uśmiechu, a potem wsunął rękę pod jej włosy i bez słowa pocałował ją w czoło.
    ______– Jedziemy? – zagadnął, a gdy skinęła głową, szarpnął za klamkę i otworzył drzwi od strony kierowcy.
    ______– Rayan dzwonił pięć minut temu – powiedziała obchodząc auto i zerkając na Jose ponad dachem. – Podobno szef chce z nami gadać.
    ______– W porządku – Torres skinął głową na zgodę i omiatając czujnym spojrzeniem okolicę zapakował się na miejsce kierowcy, a po chwili odjechał z piskiem opon. Ledwie zdążył wyjechać na główną ulicę, kiedy ciszę w samochodzie przerwał dzwonek jego komórki. ______– Kto to? – spytał, nie odrywając wzroku od jezdni i płynnie skręcając w lewo. Vivi sięgnęła po telefon i westchnęła cicho.
    ______– Barosso – powiedziała, podając aparat Jose. – Nicolas – dodała, gdy Torres zerknął na nią znad przeciwsłonecznych okularów.
    ______Jose spojrzał na wyświetlacz, jakby chciał się upewnić, a w końcu leniwie przesunął kciukiem po ekranie i przystawił telefon do ucha.
    ______– Co jest? – rzucił oschle do słuchawki, mając przeczucie, że wcale nie spodoba mu się to, co usłyszy.
    ______Zacisnął mocniej palce na kierownicy i zerkając kontrolnie we wsteczne lusterko, cierpliwie słuchał swojego rozmówcy po drugiej stronie linii.
    ______– Przestań mi chrzanić farmazony, Nico! – warknął w końcu ostro, wbijając w przednią szybę, ukryte za przeciwsłonecznymi awiatorami, spojrzenie lodowato niebieskich tęczówek. – Odkąd przyjechałem do Valle de Sombras kilka miesięcy temu, nie słyszę nic innego tylko obietnice, że znajdziecie tego kapusia, ale z waszych gów*o wartych słów nic nie wynika. A teraz jeszcze się dowiaduję, że federalni przechwycili kolejny przerzut! Jaja sobie ze mnie robisz?
    ______Dobrze wiesz, że ojcu zależy na dorwaniu tego gnoja tak samo jak tobie, Johny – odparł Nico, spokojnym wyważonym tonem, ale w odpowiedzi otrzymał tylko kpiące prychnięcie, mocno poirytowanego Torresa. – Nie przywykł do tego, żeby sprawy toczyły się nie po jego myśli, a już tym bardziej nie przyjmuje do wiadomości, że w jego otoczeniu jest jakiś pieprzony kret, który ma na tyle brawury, by robić mu koło pióra. Postawi całe miasteczko na głowie, ale znajdzie go chociażby po to, by udowodnić, że z Barosso tak się nie pogrywa – powiedział z drwiną w głosie i zaśmiał się krótko, ale bez cienia wesołości.
    ______– To zacznijcie w końcu działać – odparł Jose cedząc słowa przez zęby. – W przeciwnym razie, gwarantuję ci, że interes urwie się szybciej niż myślisz. W ostatnim czasie robi się wokół waszej rodziny zbyt duże zamieszanie, ze sprawą zapuszkowania Alexa na czele i jesteście na świeczniku glin. Nie chcę żeby przez to psy dobrały mi się do tyłka. Ani ja, ani moi ludzie nie będziemy ryzykować pójścia do pierdla, więc jeśli zacznie się robić nieprzyjemnie, zwyczajnie się zwiniemy, a wy będziecie mogli dalej taplać się we własnym szambie, jasne?
    ______Jak słońce – mruknął Nico. – A skoro już rozmawiamy, powinieneś wiedzieć, że ojciec szykuje się na jakiś nowy interes. Nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale wspominał mi coś o nowych nabywcach, więc z pewnością będzie chciał o tym z tobą pogadać – poinformował i odchrząknął cicho.
    ______– Nowych nabywcach? – podjął Torres i marszcząc brwi, zatrzymał samochód za światłach. – A skąd on ich u licha chce wziąć?
    ______Nie wiem, bo nie zdradził mi szczegółów. Obcym ludziom ufa bardziej niż własnym synom, więc niewiele nam mówi o swoich planach, pomijając wydawanie kolejnych dyspozycji, więc to nie mnie powinieneś maglować – odparł Nicolas z goryczą w głosie. – Zapewne będzie się chciał z tobą jak najszybciej spotkać i omówić sprawę – dodał, a Torres zaśmiał się drwiąco w odpowiedzi i wspierając łokieć o drzwi, przesunął kciukiem po dolnej wardze.
    ______– Zadziwia mnie sposób, w jaki działa wasza porąbana rodzina, Nico – stwierdził z politowaniem, a kiedy światło zmieniło się na zielone, ponownie włączył się do ruchu, sprawnie lawirując pomiędzy kolejnymi autami. – Nie załatwiliście jednego problemu, a już chcecie ładować się w kolejne przedsięwzięcie. Łapanie na raz kilku srok za ogon nigdy, nikomu nie wychodzi na dobre.
    ______Mnie nie musisz tego mówić, Johny – odparł kwaśno młody Barosso. – Zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli coś ci się nie spodoba, guzik z tego będzie, ale ojca chyba musisz oświecić w tej kwestii osobiście.
    ______– Pogadam z nim jak wrócę do Valle de Sombras za kilka dni – powiedział Torres wracając do swojego chłodnego tonu.
    ______Jasne. Na razie, Johny – rzucił Nico do aparatu i nie czekając na odpowiedź, której zapewne i tak by nie otrzymał, rozłączył się. Jose zaśmiał się pod nosem i rzucając telefon na półkę pod radiem, pokręcił głową z niedowierzaniem, niemal natychmiast ściągając na siebie zaciekawione spojrzenie siedzącej na fotelu pasażera Viviany, która w milczeniu przysłuchiwała się całej rozmowie.
    ______– O co chodzi tym razem? – zapytała, przyglądając mu się uważnie bystrymi orzechowymi oczami.
    ______– Fernando, zdaje się, ma kolejną propozycję nie do odrzucenia – mruknął lekko schrypniętym głosem, nie odrywając przy tym wzroku od drogi.
    ______– Interesujące … – prychnęła z kpiną Vivi i wspierając łokieć o drzwi, podparła głowę na dłoni i wsunęła szczupłe palce w ciemne włosy. – Oczywiście bez konkretów, a mnie znów czekają zrujnowane urocze wieczory, spędzone przed laptopem, ze stertą śmieci, przez którą będę się musiała przedrzeć – bardziej stwierdziła niż zapytała i wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia.
    ______Jose wyszczerzył zęby w bezczelnym uśmiechu i oparł się wygodnie w fotelu, bębniąc kciukiem o kierownicę.
    ______– Zajadanie się pizzą i oglądanie tandetnych romansideł nazywasz uroczym wieczorem? – zagadnął rozbawiony i zerknął na nią przelotnie, ale kiedy posłała mu urażone spojrzenie i wystawiła środkowy palec z pomalowanym na miętowo paznokciem, parsknął wesołym śmiechem.
    ______– Załapałem – mruknął i nie przestając się uśmiechać, przygryzł delikatnie dolną wargę.
    ______– Tak w ogóle to musisz tak zasuwać tą landarą? Złamałeś chyba wszystkie możliwe przepisy drogowe, które obowiązują w Teksasie – odezwała się Vivi ganiącym tonem. – Zwolnij z łaski swojej, bo chciałabym jeszcze trochę pożyć.
    ______– Dobrze, mamo – odparł Jose i roześmiał się głośno, gdy poirytowana jego złośliwymi uwagami, pacnęła go otwartą dłonią w ramię.
    ______Zerknął w boczną szybę i trzymając kierownicę swobodnie między kciukiem a palcem wskazującym, skręcił w kolejną uliczkę San Antonio i wtedy nieoczekiwanie, zza zaparkowanego przy krawężniku terenowego samochodu, na ulicę wybiegła filigranowa blondynka, wchodząc Torresowi niemal pod koła. Zaklął szpetnie pod nosem i wdepnął gwałtownie hamulec, a jego Mitsubishi stanęło dęba tuż przed jej nogami. Zacisnął nerwowo zęby i uniósł wściekły wzrok na stojącą przed maską dziewczynę, jednak kiedy tylko zgarnęła z twarzy zbłąkane pasma włosów, kąciki jego ust uniosły się lekko w bezczelnym uśmiechu. Chwycił zausznik przeciwsłonecznych awiatorów i wsunął je na włosy, niemal natychmiast pochwytując zdezorientowane spojrzenie najpiękniejszych czekoladowych oczu, jakie kiedykolwiek widział.
    ______– Szlag by to! Łazić nie potrafi?! – warknęła Vivi, przerywając ciszę panującą w samochodzie, a kiedy udało jej się otrząsnąć z pierwszego szoku, bez zastanowienia sięgnęła do klamki, chcąc zapewne zwymyślać przechodnia na czym świat stoi.
    ______Jose chwycił ją jednak za nadgarstek i przytrzymał w miejscu.
    ______– Odpuść, Vivi – poprosił łagodnym, ale stanowczym tonem, ani przez chwilę nie odrywając lodowato niebieskich tęczówek od blondynki.
    ______– Żartujesz sobie? – żachnęła się Viviana, wyraźnie wściekła na bezmyślność otaczających ją ludzi, a gdy nie doczekała się żadnej odpowiedzi, powędrowała wzrokiem za spojrzeniem Torresa i uniosła ciemną brew niemal pod samą linię włosów, natychmiast rozpoznając w kobiecie Laurę Suarez. – No, proszę… – mruknęła akurat w momencie, gdy blondynka przeniosła wzrok z Jose na nią. – Czy to…?
    ______– Tak – przerwał jej Jose i zacisnął mocniej palce na trzymanej w dłoni kierownicy.
    ______Laura spojrzała mu w oczy, a potem poruszając wargami, rzuciła bezgłośne „przepraszam” i nie oglądając się już za siebie, przebiegła na drugą stronę ulicy. Odprowadził ją wzrokiem, w typowo samczy sposób chłonąc widok jej apetycznego ciała i zatrzymując bystre spojrzenie dłużej na widocznym przy krawędzi spódnicy, niewielkim znamieniu w kształcie półksiężyca, które znaczyło skórę wewnętrznej strony jej uda, tuż nad kolanem.
    ______Uśmiechnął się do siebie i ponownie przysłaniając oczy okularami przeciwsłonecznymi, sprawnie włączył się do ruchu drogowego. To przez to znamię ponad dwa miesiące temu rozpoznał w Laurze kobietę, z którą spędził najbardziej szaloną i namiętną noc w całym swoim dotychczasowym życiu. Choć zmieniła kolor włosów i wszelkimi możliwymi sposobami starała się uniknąć rozpoznania w rodzinnym miasteczku, dla niego dawno przestała być kimś anonimowym i nie miał nawet zamiaru udawać, że jest inaczej …


    ______Zaparkował samochód przed miejscową kawiarnią i wysiadł pospiesznie, zatrzaskując za sobą drzwi, po czym wsunął okulary przeciwsłoneczne na włosy i wszedł do lokalu.
    ______Kiedy dzwonek nad drzwiami zabrzęczał zdradzając jego obecność, szatynka za ladą zerknęła przelotnie w jego stronę, jednak jego bystry wzrok zatrzymał się na stojącej po przeciwnej stronie, jasnowłosej kobiecie, opierającej się swobodnie przedramionami o blat i uparcie unikającej rozglądania się po kawiarni, jakby bała się, że w ten sposób ktoś mógłby ją rozpoznać.
    ______Jego usta mimowolnie rozciągnęły się szelmowskim uśmiechu, kiedy opuścił wzrok i leniwym krokiem podszedł do kontuaru.
    ______– To, co zwykle? – zapytała baristka, uśmiechając się uprzejmie i wpatrując w niego uważnie, zielonym spojrzeniem.
    ______– Tak, ale dzisiaj tylko dla mnie – odparł, pochylając się lekko do przodu i wspierając przedramiona o blat lady.
    ______– Podwójna czarna, bez mleka i na wynos? – upewniła się, a Jose skinął głową i uśmiechnął się łobuzersko.
    ______– Dokładnie – mruknął, celowo unikając patrzenia na stojącą u jego boku Laurę, która ukryła się za kaskadą gęstych, blond włosów, ignorując go tak samo jak on ją.
    ______– Już się robi – odparła pracownica kawiarni i rzuciła przepraszające spojrzenie do koleżanki, po czym odwróciła się tyłem do sali i stanęła przy ekspresie, z wprawą przygotowując zamówioną przez Torresa kawę.
    ______Jose korzystając z okazji przesunął się tak, że stał teraz bokiem do kontuaru, opierając się łokciem o blat i mrużąc oczy, rozejrzał się po praktycznie pustym pomieszczeniu, nie licząc czytającego gazetę mężczyzny siedzącego przy oknie i jakiejś dyskutującej o czymś pary zajmującej stolik przy ścianie. Kąciki jego ust drgnęły jednak nieznacznie w bezczelnym uśmiechu, gdy wyraźnie wyczuł na sobie przenikliwe czekoladowe spojrzenie. Powoli odwrócił głowę i zerknął na pogrążoną w pracy szatynkę, krzątającą się po wąskiej przestrzeni za ladą, a później zupełnie nieoczekiwanie dla Laury, przeniósł na nią błyszczący wzrok, wpatrując się wprost w jej piękne czekoladowe oczy. Kiedy uniosła pytająco brew i odruchowo zagryzła dolną wargę, wygiął usta w seksownym półuśmiechu, kompletnie nic przy tym nie mówiąc, aż nagle ciszę panującą w lokalu, przerwał dźwięk jego komórki. Ani przez moment nie odrywając lodowato niebieskich tęczówek od jej ślicznej twarzy i prowokująco zagryzionej dolnej wargi, sięgnął do kieszeni po telefon i przystawił go do ucha.
    ______– Słucham – mruknął do aparatu i dopiero wtedy odwrócił głowę. – Tak, Vivi … Dobrze, a co z resztą? – zapytał i uśmiechnął się z wdzięcznością do szatynki, która postawiła przed nim papierowy kubek z kawą. – Dostanę może coś do pisania? – zwrócił się do niej, wciąż trzymając aparat przy uchu.
    ______Dziewczyna skinęła głową i pochyliła się lekko, sięgając pod ladę po jeden z leżących tam długopisów, po czym położyła go przed nim na blacie.
    ______– Proszę.
    ______– Nie do Ciebie, Vivi. – mruknął rozbawiony, wywracając oczami. – Tak, powinienem być za kilka minut – dodał, po czym odepchnął się od lady i chcąc sięgnąć do stojącego na drugim końcu kontuaru serwetnika, bez uprzedzenia stanął tuż za Laurą, celowo ocierając się o jej ciało umięśnionym ramieniem. – Dobrze, czy możemy to zostawić na później? – spytał śmiejąc się pod nosem, a potem pochylił się nieznacznie, odruchowo wciągając w nozdrza zapach perfum Laury i z pełną premedytacją jedynie oddechem pieszcząc skórę na jej szyi. W końcu odsunął się powoli, wracając na swoje poprzednie miejsce i niemal natychmiast pochwytując zadziorne spojrzenie blondynki, która wpatrywała się w niego znad ramienia, mrużąc nieufnie oczy. – W porządku, do zobaczenia – rzucił do aparatu, jednocześnie zapisując coś na serwetce, którą ułożył przed sobą. Po chwili złożył ją na pół i wsunął telefon do kieszeni spodni. – Przepraszam – odezwał się schrypniętym głosem, zwracając bezpośrednio do dziewczyny, która go obsługiwała. Uśmiechnęła się serdecznie, a Jose sięgnął do tylnej kieszeni spodni po portfel by zapłacić za kawę. Położył banknot o odpowiednim nominale na ladzie, a na nim ułożył pożyczony wcześniej długopis i przesunął w jej stronę.
    ______– Reszty nie trzeba. Dzięki – powiedział. Uśmiechnął się przyjaźnie i schował portfel z powrotem do kieszeni jeansów.
    ______– Dziękuję i oczywiście zapraszamy ponownie – odparła profesjonalnym tonem, podchodząc do kasy.
    ______– Z pewnością, jeszcze tu wpadnę – mruknął Jose, chwytając kubek i korzystając z okazji, że dziewczyna była zajęta, położył przed Laurą zgiętą serwetkę, a kiedy spojrzała mu pytająco w oczy, mrugnął do niej, po czym odwrócił się i jak gdyby nigdy nic wyszedł z kawiarni.



    ______– Co jest grane, Johny? – zapytała nagle Vivi, wyrywając Torresa z rozmyślań.
    ______– A o co pytasz? – zagadnął swobodnie, a potem zerknął we wsteczne lusterko i szybko wrócił wzrokiem na drogę.
    ______– Nie pal głupa! Doskonale wiesz, o co pytam. O co chodzi z tobą i Laurą Suarez? – zapytała strofującym tonem, a kiedy uparcie wciąż milczał, zmrużyła podejrzliwie oczy. – Naprawdę nie jestem kretynką. W życiu nie widziałam, żebyś patrzył na jakąkolwiek pannę tak, jak patrzysz na nią, a uwierz mi nie raz widziałam cię w akcji. Nie przypominam sobie nawet byś na swoją byłą żonę patrzył w taki sposób, jakby stała przed tobą naga, choć była ubrana po samą szyję.
    ______– Bardzo obrazowe określenie, Smerfie – zaśmiał się Jose, nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem.
    ______– Nie podoba mi się to, Johny – stwierdziła śmiertelnie poważnym tonem i kręcąc bezradnie głową wbiła wzrok w boczną szybę. – Ta dziewczyna to same kłopoty i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. To żona Rezende i przypominam ci, że to jeden z Barosso, a z nimi mamy interesy. Jak zrobisz coś głupiego, to miesiące pracy szlag jasny trafi, już nie mówię o tym, że wpakujesz się w bagno jak nigdy do tej pory – zauważyła i przeniosła na niego błyszczące spojrzenie orzechowych oczu. – Zawsze kierujesz się chłodną kalkulacją, nie angażujesz się i robisz swoje, więc co się zmieniło?
    ______– Nic – odparł krótko, zaciskając mocniej dłoń na kierownicy, aż pobielały mu kłykcie.
    ______– Nie ściemniaj! Spałeś z nią? – wypaliła bez ceregieli, ale Jose nie miał nawet zamiaru udzielać odpowiedzi.
    ______Zatrzymał swoje Mitsubishi na kolejnych światłach i z pełną premedytacją unikając jej świdrującego wzroku, którym niezmordowanie się w niego wpatrywała, wsparł łokieć o drzwi i przesunął kciukiem po dolnej wardze. Jedynie pulsujący na policzku dołeczek od nerwowo zaciśniętej szczęki zdradzał, że w tej chwili daleko mu do tybetańskiego mnicha, którego cnotą jest stoicki spokój. Szczerze nie znosił, kiedy ktoś wywlekał na tapetę jego życie prywatne, a tym bardziej, gdy atakował go w taki sposób nawet, jeśli tym kimś była Viviana Cortes.
    ______– Fantastycznie! – fuknęła i przeczesując włosy palcami, głębiej wcisnęła się w samochodowy fotel.
    ______– Uwielbiam cię, Vivi, ale jeśli nie przestaniesz prawić mi kazań, to gwarantuję, że wysadzę cię na środku ulicy – odezwał się Jose łagodnym, ale zdecydowanym tonem, na krótką chwilę pochwytując w końcu jej niepewne spojrzenie i dając jej jasno do zrozumienia, że tym razem naprawdę nie żartuje.
    ______– Ja się tylko o ciebie martwię, głupku – odparła cicho i skrzyżowała szczupłe przedramiona na piersiach, przesuwając tępym wzrokiem po mijanych budynkach. – Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Johny – dodała ledwie słyszalnie. Przymknęła powieki i zrobiła głęboki wdech, usiłując uspokoić kotłujące się w niej emocje, a Jose po raz kolejny nie zareagował na jej słowa. Nie dlatego, że nie chciał, ale dlatego, że sam właściwie nie wiedział co ma jej powiedzieć. Zdawał sobie sprawę z tego, że Vivi zwyczajnie się o niego martwi, bo był dla niej jedyną rodziną, a jeśli coś pójdzie nie tak, to odbije się to na wszystkich. Nie chciał jej zawieść i nie chciał by żyła w strachu, że któregoś dnia przez jeden jego błąd, może stracić to, co było jej drogie. Musiał jednak przyznać, że w jej słowach było cholernie dużo racji i czy mu się to podobało czy nie, Laura Suarez była kobietą, która nieoczekiwanie zatrzęsła jego światem mimo, że spędzili ze sobą tylko jedną upojną noc.
    ______Tamte Walentynki to miało być zwyczajne „one stand night”, bez romantycznych resentymentów. Od rozwodu często przecież spotykał się z kobietami na jednorazowe przygody, a potem bez wyrzutów sumienia wracał do swojego życia, ale tamtym razem … Żadna kobieta nigdy nie działała na niego w ten sposób. Wszystko w niej sprawiało, że choć usiłował, nie potrafił wyrzucić jej z pamięci. Jej zapach, smak, miękkość jej zgrabnego ciała, ciche jęki, jedwabiste ciemne włosy, których nie mógł przestać dotykać, jej gorące usta odważnie oddające każdy pocałunek, niecierpliwe palce, które chciwie zagarniały dla siebie każdy centymetr jego ciała i to jak na niego patrzyła. To te czekoladowe oczy, zamglone pożądaniem, pełne blasku i tak bardzo przenikliwe, że docierały w te miejsca jego duszy, których nie chciał nikomu nigdy pokazywać – prześladowały go po dziś dzień i sprawiły, że coś w jego sercu drgnęło na krótki moment. Ten jeden jedyny raz zapragnął nie tylko brać, ale również dać od siebie więcej niż zwykle, postawił jej potrzeby na pierwszym miejscu, dbając o jej przyjemność bardziej niż o swoją, z satysfakcją chłonął każdą, nawet najmniejszą reakcję na to, co robił z jej ciałem i pierwszy raz w życiu w typowo samczy sposób zapragnął zrobić wszystko by i ona nigdy o nim nie zapomniała.
    ______Nie sądził tylko, że jeszcze kiedykolwiek ją spotka, a już na pewno, nie spodziewał się, że nastąpi to w takich okolicznościach. Każde z nich stąpało po naprawdę grząskim gruncie i każde ryzykowało z zupełnie innych powodów, zdając sobie sprawę, że jeden niewłaściwy ruch i spadną w przepaść. Jose przez lata wypracował w sobie umiejętność trzymania emocji i odruchów za wodzy, bo do tego zmusiło go życie i tego nauczył go okrutny świat, w jakim się obracał. Jednak pierwszy raz w życiu nie potrafił okiełznać bestii, jaka niespodziewanie się w nim obudziła i nie był w stanie ugasić ognia, który wznieciła Laura w chwili, w której ponownie pojawiła się w jego życiu. Miała w sobie coś, przez co lgnął do niej jak pszczoła do miodu, nie zważając na konsekwencje; była niczym przebiegła mitologiczna syrena, która urzekającym śpiewem wabiła żeglarzy i zabijała ich. Dlatego Jose był w pełni świadomy tego, że jeśli w porę się nie opamięta, popełni jeden karygodny błąd i zapłaci za to cholernie wysoką cenę.




Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 22:30:14 31-03-16, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:58:08 15-02-16    Temat postu:

Po pierwsze niech się zachwycę genialną czołówką, z genialną piosenką, która oczywiście teraz słucham, bo jakżeby inaczej i całą otoczką graficzną
Dwa - to druga najważniejsza rzecz mój ukochany Pan Skuteczny
Natomiast z dalszych mało ciekawych informacji, to jak na razie wiem trochę więcej niż inni znaczy pewnie tyle samo, ale akcja się powoli kroi. No kurcze no, co ja wam mogę powiedzieć chyba jedynie życzyć wytrwałości i zachwycać się waszym pisaniem - sama bym tak chciało
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:10:52 15-02-16    Temat postu:

Natuś miło Cię tu widzieć, a raczej czytać Cieszymy się bardzo, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością w naszych skromnych progach Fajnie, że i oprawa i czołówka wpadły Ci w oko, bo jakoś nikt wcześniej na to uwagi chyba nie zwrócił - więc nas miło dowartościowałaś w tej kwestii, a piosenki tytułowej to i ja nie mogę przestać słuchać jak już zacznę
Pan Skuteczny z pewnością będzie miał tu coś do powiedzenia, więc możesz spać spokojnie a wena i nowe pomysły na tą historię nas nie opuszczają, więc jeśli tylko będą chętni, by to czytać, to będziemy publikować, z tym, że w początkowej fazie siłą rzeczy będzie sporo odniesień do NMD, bo nie sposób pominąć tego, co tam się działo
I nie gadaj głupot, proszę, przecież sama świetnie piszesz, więc bez takich mi tu I wiedz, że bardzo żałuję, że historia Pii nie doczekała się ciągu dalszego - czy to w NMD, czy w formie osobnego opowiadania
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:10:34 15-02-16    Temat postu:

Że co?!?!

Ktoś czytał "NMD", tyle, że nie komentował? A to są dalsze losy Chrisa i Lii? A ja o tym nie wiem? O matko...Poczytam najszybciej, jak tylko się da.

dulce245 A czytasz je dalej? .


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 22:12:07 15-02-16, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3493
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:46:03 21-02-16    Temat postu:

Zacznę od przeprosin za tak długie nie zostawianie po sobie śladu ale dopadł mnie leń przerwy międzysemestralnej i dosłownie nic mi się nie chciało , ale już jestem i zaczynam zasypywać was swoimi opiniami.

Tęskniłam za nimi i dopiero czytając to uświadomiłam sobie jak bardzo. Brakowało mi ich i cudownie jest znowu zagłębić się w ten skomplikowany świat ich uczuć ale po kolei.
Na sam początek serwujecie nam wycieczkę w przeszłość Christiana no nie da się ukryć że facet mocno dostał po tyłku. Najpierw śmierć ojca , później aresztowanie no i śmierć ukochanej Kylie nie jeden by się załamał ale nie Chris! Stanął na nogi i z każdym dniem będzie co raz lepiej. I teraz zastanawiacie się po co ja to tak wypisuje a tuż po to aby zaapelować że człowiek po takich, traumatycznych przeżyciach zasługuje na happy end i życie w dostatku i takie tam.
Kwiatuszek i Pan Skuteczny wy wiecie albo pamiętacie że kiedyś miałam straszną słabość do tej dwójki i tak jak sobie o nich czytam to ona nie przeminęła więc nie wiem co dalej z tym wątkiem i czy będziecie go kontynuować czy nie ale tak chciałam przypomnieć

Nikt nie lubi cmentarzy no może grabarz bo to w końcu jego miejsce pracy. Przytłaczające ale cóż ktoś musi a wracając do Jose to żałuje że Kylie nie żyje bo ciekawy trójkąt mógłby powstać oczywiście bez żadnych podtekstów nie mam na myśli nic z tych rzeczy widać że tych dwoje bliżej do rodzeństwa niż do kochanków ale fajnie by było to zobaczyć ale trudno nie zobaczymy a co do Jose i Laury to nigdy nie mogłam się zdecydować czy jestem wstanie jako pary nie mam zdania. Na razie.

To chyba na tyle wiem trochę bez ładu i składu ale postaram się poprawić
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:59:33 21-02-16    Temat postu:

Dominiczko, w imieniu swoim i Madzi ślicznie dziękuję za komentarz :* Fajnie wiedzieć, że ktoś się stęsknił za naszymi bohaterami, bo taka wiedza daje kopa do dalszej pracy i utwierdza nas w przekonaniu, że nasza praca nad doprowadzeniem tej historii do końca ma sens
Na ten moment mogę zdradzić jedynie, że przed całą naszą gromadką jeszcze mnóstwo różnych sytuacji, z którymi będą musieli się zmierzyć, Pan Skuteczny z całą pewnością będzie miał tu swoje pięć minut, a może nawet więcej niż pięć, a Kylie... w pewien sposób jednak ciągle będzie obecna w tej historii
I to chyba tyle, bo nie chciałabym zdradzić zbyt wiele i zepsuć zabawy w układanie naszych puzzli w całość
Pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz dziękuję za komentarz :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:13:27 22-02-16    Temat postu:

Eillen napisał:
Natuś miło Cię tu widzieć, a raczej czytać Cieszymy się bardzo, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością w naszych skromnych progach Fajnie, że i oprawa i czołówka wpadły Ci w oko, bo jakoś nikt wcześniej na to uwagi chyba nie zwrócił - więc nas miło dowartościowałaś w tej kwestii, a piosenki tytułowej to i ja nie mogę przestać słuchać jak już zacznę
Pan Skuteczny z pewnością będzie miał tu coś do powiedzenia, więc możesz spać spokojnie a wena i nowe pomysły na tą historię nas nie opuszczają, więc jeśli tylko będą chętni, by to czytać, to będziemy publikować, z tym, że w początkowej fazie siłą rzeczy będzie sporo odniesień do NMD, bo nie sposób pominąć tego, co tam się działo
I nie gadaj głupot, proszę, przecież sama świetnie piszesz, więc bez takich mi tu I wiedz, że bardzo żałuję, że historia Pii nie doczekała się ciągu dalszego - czy to w NMD, czy w formie osobnego opowiadania


Ja bym nie zaszczyciła?! Prawda, że zwykle jestem koszmarnie opóźniona we wszystkim - ten cudowny okres studiów - ale na pewno mnie tu nie zabraknie, może czasami z mniej rzeczowymi komentarzami
W takim bądź razie bardzo się cieszę, że Pan Skuteczny będzie obecny w opowiadaniu mam więc nadzieję, że nigdy wena was nie opuści, bo czytelnicy tutaj będą zawsze - może czasami trochę mnie aktywni
Oj Aguś, Aguś - straciłam chyba w międzyczasie chęć do pisania o Pii, co pewnie było zresztą widać - czy o Pii czy o Grecie no ale nie mogę się doczekać jakiejś nowości tutaj
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:20:49 26-02-16    Temat postu:

Natuś, nigdy nic nie wiadomo Studia to fajny czas - jeszcze zdążysz za nimi zatęsknić i wspomnisz moje słowa
Haha... powiem więcej - Pan Skuteczny jest nam tu baaardzo potrzebny, a wręcz niezbędny ;P Wena nas nie opuszcza, a co do czytelników to się wszystko z biegiem czasu okaże
Pomyśl w wolnej chwili, żeby reaktywować historię Pii, być może nawet w osobnym opowiadaniu, ja się tam zamelduję pierwsza
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 17, 18, 19  Następny
Strona 3 z 19

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin