Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Broken Strings [Eillen&Kenaya] - [24.]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 17, 18, 19  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:09:15 28-02-16    Temat postu:

Natuś, najważniejsze, że jesteś z nami :*
Wszystko się w swoim czasie wyjaśni, a Listian, jak to kiedyś było powiedziane, jest jak okręt na wzburzonym morzu i nie wiadomo do którego portu i czy w ogóle dopłynie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3493
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:28:26 28-02-16    Temat postu:

Jestem i ja W miarę punktualna i powiem a raczej napiszę że miło jest sobie poprzypominać niektóre wątki które mogły gdzieś umknąć z mojej pamięci Ok Lia wróciła rozumiem z kontraktu który miała wyjechać wtedy kiedy żegnała się z Chrisem czy znowu pomieszałam? Mogło mi się to zdarzyć
Ich tęsknota za sobą jest widoczna jak na dłoni dosłownie mogę ją poczuć na swojej skórze wiem dlatego mam nadzieję że kiedy Listian dobije do jakiegoś portu po tych wszystkich perypetiach to mam nadzieję że razem i z gromadką dzieci
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:35:43 28-02-16    Temat postu:

Doma super, że i Ty jesteś z nami
W NMD było tyle wątków, że faktycznie można się było pogubić, ale masz rację - Lia wróciła z kontraktu, na który jechała, żegnając się z Chrisem
Listian i gromadka dzieci? O matko nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość, bo jeszcze sporo tu się musi wydarzyć
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3493
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:39:17 28-02-16    Temat postu:

A czyli mój mózg funkcjonuje jako tako. Wiesz o niektórych rzeczach już wiem z racji tego próbuje się na nowo odnaleźć w ich świecie dlatego gryzę się z niektórymi rzeczami w język dlatego może komentarze są takie nijakie.

A dlaczego nie? Ja tam lubię dalekosiężne plany
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:57:49 28-02-16    Temat postu:

Nie mogłyśmy się tak po prostu odciąć od NMD, więc pewne wątki na pewno będą takie, które już będziesz znała z tamtej części historii, ale w końcu zacznie się właściwa akcja

Dalekosiężne plany przy Listianie? Ja nie wiem czy to jest wskazane
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3493
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:02:49 29-02-16    Temat postu:

Wiem , wiem że nie mogłyście się odciąć i dziwnie by to wyglądało nawet dla osób które nie "siedziały" w tamtej historii ja wszystko rozumiem i na tą właściwą akcję czekam.

Aga wiem , że planowanie czegoś ma to do siebie że spełza na niczym, ale od czego mamy marzenia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:11:17 29-02-16    Temat postu:

Myślę, że ta właściwa akcja to już w sumie całkiem niedługo, ale odniesień do NMD i tak nie unikniemy

Też prawda Ale tutaj nasi bohaterzy naprawdę mają jeszcze całkiem sporo do przeżycia nim dojdą do jakiegoś finału - szczęśliwego albo i nie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:09:20 31-03-16    Temat postu:



    I've been dying inside,
    Little by little,
    No where to go,
    But going out of my mind
    In endless circles,
    Running from my self until,
    You gave me a reason for standing still ...


    MUSIC


    Valle de Sombras, 28 grudnia 2001 r.

    ______Wszyscy rozeszli się stosunkowo szybko. Andres Suarez nie miał wielu przyjaciół więc na jego pogrzeb przyszli głównie ciekawscy mieszkańcy miasteczka, by wymienić się plotkami na temat okoliczności jego śmierci. Za każdym razem, gdy w kościele ich uszu dobiegały jakieś niepochlebne opinie na temat zmarłego, które zdawały się napływać zewsząd, matka zanosiła się większym szlochem, Lali mocniej wciskała się w jego tors, a Christian z coraz większym trudem powstrzymywał się, by nie wstać i nie wyprosić wszystkich tych ludzi, wykrzykując im w twarz, że są cholernymi obłudnikami. Raz, gdy usłyszał, że jego ojciec był „pieprzonym dziwkarzem, alkoholikiem i narkomanem”, już prawie wstał, ale wtedy poczuł na ramieniu silną dłoń przyjaciela ojca, Ignacio Sancheza, który siedział w ławie za nim.
    ______To właśnie do niego przybiegał z każdym problemem, gdy ojca nie było nigdzie w pobliżu, a Ignacio zawsze słuchał go cierpliwie i zawsze potrafił znaleźć wyjście z sytuacji, która młodemu Suarezowi wydawała się być bez wyjścia. Poznali się bliżej, kiedy Christian mając niespełna trzynaście lat, zamiast w okna sąsiadki, trafił cegłą w ukochany, ledwo co odrestaurowany, samochód Ignacia. Sanchez był wtedy wściekły, ale bez słowa odprowadził go do domu, zamienił dwa słowa z Andresem, nie wspominając jednak przy tym ani słowem na temat tego, co przeskrobał jego ukochany syn. Wychodząc, jak gdyby nigdy nic, kazał mu przyjść do siebie następnego dnia po szkole. Christian nie wiedział dlaczego tam poszedł, ale nigdy tego nie żałował. Ignacio Sanchez skutecznie zajął mu czas, pozwalając się wyładować w ringu, w którym już po kilku miesiącach nie miał sobie równych i zaszczepił w nim pasję do motorów, podarowując mu na siedemnaste urodziny pierwszy jednoślad, do którego Christian zapałał miłością od pierwszego wejrzenia. Odrestaurował go, unowocześnił nieco i już po kilku miesiącach z dumą szpanował nim przed kumplami.
    ______Ignacio Sanchez był dla niego drugim ojcem, a w tej chwili jedynym, jaki mu pozostał. Przełknął gulę, która ścisnęła mu gardło i spojrzał w ciemne, smutne oczy Sancheza, zaciskając nerwowo szczęki.
    ______– Zostaw – szepnął łagodnie, ale stanowczo Nacho. – To nie czas, ani nie miejsce, a kłamstwo staje się prawdą tylko wtedy, kiedy sam w nie uwierzysz.
    ______Christian przymknął powieki, pozwalając by samotna łza spłynęła po jego policzku i zacisnąwszy mocniej swoją dłoń na dłoni matki, a jednocześnie przygarniając Lali z całej siły do siebie, poprzysiągł sobie, że znajdzie ludzi odpowiedzialnych za śmierć ojca i oczyści jego imię.
    ______Gdy kilka godzin później w końcu zostali sami, w swoim małym mieszkaniu w kamienicy, rozejrzał się za Lali, a nie znalazłszy jej nigdzie, bez zastanowienia poszedł na dach. Laura, jak zwykle, gdy coś ją męczyło, siedziała na murku, wpatrując się w granatowe niebo usiane gwiazdami. Christian bez słowa zajął miejsce obok niej.
    ______– Co teraz będzie? – spytała, odwracając głowę w jego stronę. Kiedy spojrzał jej w oczy, coś w niej pękło. Przez całą ceremonię trzymała się dzielnie i nie uroniła żadnej łzy, a teraz te zaczęły płynąć po jej policzkach jak grochy.
    ______– Ciii... poradzimy sobie – szepnął, przygarniając ją do siebie i zanurzając nos w jej włosach, cmoknął w czubek głowy. – Poradzimy sobie – powtórzył znacznie pewniej, jakby chciał przekonać o tym również samego siebie, delikatnie kołysząc ją w swoich ramionach.
    ______– Zostaliśmy sami, Chiquito – wychlipała, a jego usta drgnęły lekko na dźwięk przezwiska, którym nazywała go od dziecka, a którego odkąd Ignacio ochrzcił Mścicielem (El Vengador) po tym, jak wybił szyby w jego aucie, co szybko podchwycili inni jego podopieczni, używała wyłącznie z czystej przekory. – Mama sobie z tym nie poradzi. Załamie się.
    ______– Jest silniejsza niż ci się wydaje – zapewnił, choć tak naprawdę sam w to nie wierzył. – Poza tym mamy Ignacia i siebie – dodał, odsuwając ją od siebie na tyle, by móc spojrzeć jej w oczy.
    ______– Nie zostawisz mnie? – spytała, wierzchem dłoni wycierając mokre policzki. – Obiecaj, że zawsze będziemy razem...



    ______Obiecał, ale nie dotrzymał obietnicy. Laura zawsze była jego ukochaną młodszą siostrzyczką. Ich relacje zmieniły się jednak o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy wyjechał po śmierci ojca, a punktem kulminacyjnym okazał się dzień pogrzebu ich matki, kiedy Lali wykrzyczała mu w twarz, że go nienawidzi. Poczuł wtedy, że jego siostra ma rację; że dla jej dobra powinien trzymać się z dala od niej i dlatego nigdy przez te wszystkie długie lata nie posłał jej nawet życzeń na święta. Nie było mu łatwo i nieraz sam siebie przeklinał w duchu, wiele razy chwytał już nawet za telefon, by do niej zadzwonić, ale ostatecznie nigdy się na to nie odważył. Chciał, by wymazała z pamięci wszystkie tragiczne wydarzenia, ułożyła sobie życie i była po prostu szczęśliwa, a był wówczas przeświadczony o tym, że wszystkie pozytywne wspomnienia z jego udziałem, zostały skutecznie wyparte z jej umysłu przez złość, rozgoryczenie, żal i milion innych negatywnych uczuć, jakie do niego z bardzo różnych powodów żywiła. Za wszelką cenę pragnął uchronić ją od kłopotów i sądził, że uda mu się to najlepiej, gdy będzie trzymał ją z dala od siebie i utnie całkowicie kontakt. Tymczasem okazało się, że kłopoty znalazły ją same, a to, że zostawił ją samą sobie, było najgorszą decyzją, jaką mógł wówczas podjąć. Był przekonany, że Laura wiąż miała do niego żal o to, że po śmierci ojca nie zajął się nią i matką jak powinien i obwiniała go nie tylko o śmierć matki, ale też to, co spotkało ją samą po jego wyjeździe.
    ______Wychylił zawartość swojego kieliszka, a gdy alkohol nieprzyjemnie zapiekł go w gardle, na moment przysłonił usta wierzchem dłoni, a potem z trzaskiem odstawił szkło na ladę, dając barmanowi znać, by napełnił je ponownie. W tej chwili jedyne czego pragnął, to choć na chwilę przestać myśleć, przestać czuć i rozgrzebywać przeszłość, rozdrapując na nowo wciąż niezabliźnione jeszcze rany. Bawiąc się w vendettę i szukając ludzi odpowiedzialnych za śmierć ojca, zmarnował najlepsze lata swojego życia. Gdyby chodziło tylko o niego, być może byłby w stanie jakoś to przełknąć, ale zawiódł wszystkich, na których mu zależało – matkę, siostrę, a potem Kylie; trzy najważniejsze kobiety w jego życiu, za które był odpowiedzialny. Matka wiele razy prosiła go, by dał spokój, wrócił do domu i zaczął żyć jak każdy normalny chłopak w jego wieku, ale on zbyt zachłysnął się światem, który nagle otworzył przed nim swoje wielkie wrota na oścież. Nielegalne walki, wyścigi uliczne i świadomość, że dzięki temu powoli wnikał w środowisko, w którym obracał się jego ojciec, stały się jego narkotykiem, bez którego nie potrafił się obejść. Zbywał matkę półsłówkami, a potem dla bezpieczeństwa jej i Laury uciął wszystkie kontakty, bo nie mógł sobie pozwolić, by mieć jakieś słabe punkty, coś czym jego wrogowie mogliby go szantażować albo czym mogliby mu grozić. Do miasteczka wrócił dopiero nieco ponad pół roku temu i tylko dlatego, że pod drzwiami swojego mieszkania w San Antonio, znalazł nieopisaną kopertę, a w niej zrobione z ukrycia zdjęcia młodszej siostry, której nie widział od lat, i obściskującego ją faceta. Jego niepokój wzbudził wtedy, zdobiący ramię mężczyzny, tatuaż z wizerunkiem średniowiecznego rycerza z mieczem uniesionym wysoko nad głowę i tarczą, na której widniał emblemat czerwonego, równoramiennego krzyża, co jednoznacznie wskazywało na przynależność mężczyzny do kartelu narkotykowego Los Caballeros Templario. Nie zastanawiając się ani chwili, zabukował najbliższy lot do Meksyku i wrócił do Valle de Sombras. Na miejscu okazało się, że jego siostra zniknęła bez śladu, jakby zapadła się pod ziemię i nikt nie miał pojęcia co się z nią działo, a Christian poczuł się tak jakby dostał czymś ciężkim w głowę. Poczucie bezradności z dnia na dzień coraz bardziej przygniatało go swoim ciężarem, a wyrzuty sumienia, że po śmierci matki zostawił Laurę samą i poczucie winy, że to wszystko stało się przez niego, zaciskały się pętlą na jego szyi, odbierając oddech i chęć do życia.
    ______Na szczęście dla niego w jego życiu pojawił się wtedy ktoś, kto rozświetlił coraz bardziej spowijający jego duszę mrok; kto o nic nie pytał, nie oceniał go, ale po prostu był przy nim, wspierając go na każdym roku; kto na nowo otworzył jego serce na miłość, a kogo teraz tak cholernie mu brakowało. I choć wiele wydarzyło się od tamtego czasu, a Lia była teraz na drugim końcu świata i miał nadzieję, że spełniała właśnie swoje marzenia, to wierzył, że jeszcze kiedyś los splecie ze sobą ich drogi. Potrzebował tej wiary jak powietrza, zwłaszcza, że wrócił do miejsca, które tak jak rodzinne miasteczko nie okazało się dla niego wcale szczęśliwe. W dodatku zbliżał się okres świąteczno–noworoczny, który nigdy nie był dla niego łatwy i z którym właściwie nie miał żadnych pozytywnych wspomnień za wyjątkiem tych z wczesnego dzieciństwa. To dzień przed Wigilią do drzwi ich mieszkania w Valle de Sombras zapukała policja i razem z matką pojechał identyfikować zmasakrowane ciało ojca; dziewięć lat później, właśnie w Wigilię oświadczył się, mając nadzieję zakląć w ten sposób rzeczywistość, ale nieco miesiąc później z Kylie mieli ten cholerny wypadek... A kiedy w końcu poczuł, że znalazł swoje nowe miejsce w życiu, że coś zaczęło się układać i w jego głowie zakołatała myśl, że wbrew wszystkiemu jednak może być szczęśliwy, znów został sam, zastanawiając się dlaczego los tak bardzo uwziął się na niego.
    ______Nie miał pojęcia jak zniósłby rozstanie z Lią, gdyby nie było przy nim Laury; czy starczyłoby mu na to sił i czy w końcu nie pojechałby jednak po nią do Mediolanu. Nie chciał wyjść na egoistę, chciał dla niej jak najlepiej, a doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ten wyjazd był dla niej naprawdę ogromną szansą i to nie tylko na spełnienie marzeń, ale na to by w końcu uwierzyła w siebie i w to, że jest warta więcej niż jej się wydaje. Nie miał żadnego prawa jej zatrzymywać, tym bardziej, że tak naprawdę to przecież nie byli nawet parą. Przyjaźń to było to, czego Lia trzymała się uparcie, wciąż bojąc się zrobić ten jeden krok naprzód, podczas gdy on już dawno przestał patrzeć na nią tylko jak na przyjaciółkę. Uszanował jednak jej decyzję. Wiedział, ile przeszła w życiu dlatego nie naciskał. Wytrwale odliczał dni do końca jej półrocznego kontraktu i wiedział już, że jeśli Lia sama nie wróci do Meksyku, to poleci do niej i będzie walczył o nią wszystkimi możliwymi sposobami, bo teraz, jeszcze bardziej niż wcześniej, nie wyobrażał sobie zupełnie, by miała na zawsze zniknąć z jego życia. W tej chwili jednak chciał po prostu się wyłączyć i odciąć od świata, wyrzucić z głowy natrętne, powracające jak bumerang myśli, że to przez niego Laura związała się z tamtym fagasem z kartelu, a teraz tkwiła w jakimś papierowym małżeństwie, wmawiając sobie, że jest szczęśliwa i że to przez niego, bo przecież to on prowadził wtedy ten cholerny motocykl, Kylie odeszła na zawsze, że to on miał wówczas zginąć, bo w to, że był to zwykły wypadek nie wierzył nawet przez sekundę, tym bardziej teraz, kiedy ktoś zaczął mu grozić otwarcie, jemu i Lii. Zbyt wiele osób cierpiało przez niego i gdyby teraz, z jego powodu, Lii spadł choć włos z głowy, nigdy by sobie tego nie wybaczył.
    ______Wypił jeszcze jednego szota i sięgnął do tylnej kieszeni jeansów po skórzany portfel. Kiedy jego wzrok padł na znajdujące się wewnątrz [link widoczny dla zalogowanych] – jedyne, jakie zabrał ze sobą, wyjeżdżając przed laty z domu i jedyne, na którym był z siostrą – zrobione na kilka dni przed śmiercią Andresa, w ośrodku Ignacia, uśmiechnął się do swoich wspomnień. Pamiętał jakby to było wczoraj i gdyby mógł cofnąć czas, mając tę wiedzę, którą miał na ten moment, zapewne rozegrałby to wszystko zupełnie inaczej. Nie był już tym samym, beztroskim chłopakiem, który uśmiechał się do niego ze zdjęcia, tak samo jak Lali nie była już niewinną dziewczynką z głową pełną marzeń. Każde z nich miało przeszłość, o której wolałoby zapomnieć, a Christian trzy lata temu pogrzebał nie tylko kogoś, kto na tamten moment był dla niego najważniejszą osobą w życiu, ale też jakąś część siebie.
    ______Westchnął cicho i sięgnął po banknot o odpowiednim nominalne. Położył go na blat lady i postawił na nim pusty kieliszek, a potem odwrócił się plecami do baru i rozejrzał po lokalu. Nie miał ochoty wracać do mieszkania. Najchętniej wsiadłby na motor i jak za dawnych czasów pognał przed siebie jak na złamanie karku. Kochał poczucie wolności, które dawała szybka jazda opustoszałymi ulicami, kochał ryzyko, które ze sobą niosła i czuł się przy tym bardzo pewny swoich umiejętności. Zbyt pewny i to go zgubiło, choć to nie on zapłacił za swoją brawurę najwyższą cenę. A może właśnie jednak on? Przecież Kylie już nic bolało, była teraz w innym, lepszym świecie, gdzie o nic nie musiała się martwić, a on musiał żyć dalej. Żyć sam. I żyć ze świadomością, że zginęła przez niego.
    ______Przełknął głośno ślinę, czując w gardle wielką gulę i wypuścił powietrze z ust ze świstem, odganiając przykre wspomnienia.
    ______Cokolwiek by się nie działo, nigdy nie oglądaj się za siebie. Ważne jest tylko to, co masz jeszcze przed sobą, pamiętaj o tym, gdy mnie już nie będzie – zadźwięczały mu w uszach słowa ojca. Od małego nie był typem człowieka, który uderzony w prawy policzek, nadstawia z pokorą lewy, przez co nieraz przyprawiał Andresa o palpitację serca, ale teraz słowa ojca nabrały zupełnie innego sensu, niż kiedy kładł mu je do głowy.
    ______Kiedy poczuł, że oczy zaczynają go piec, ścisnął nasadę nosa palcami. Nie wiedział czy to efekt zmęczenia, wypitego alkoholu, nawracającej fali wspomnień, czy gryzącego, dusznego powietrza, ale w jednej chwili zapragnął znaleźć się na zewnątrz i odetchnąć świeżym powietrzem, jakby to miało oczyścić go ze wszystkich zmartwień i trosk.
    ______– Cześć, przystojniaku – usłyszał obok siebie dźwięczny, melodyjny, kobiecy głos. Zerknął przez prawe ramię i niemal natychmiast zatonął w tak bardzo znajomym błękicie, wpatrujących się w niego, błyszczących tęczówek. Potrząsnął głową, gdy przed oczami mignęła mu twarz Kylie. Zamrugał szybko powiekami, a potem zmrużył lekko oczy, przypatrując się uważnie dziewczynie. – Postawisz mi drinka? – spytała prosto z mostu, uśmiechając się filuternie i zakładając za ucho pasmo lśniących włosów w kolorze mlecznej czekolady.
    ______Christian przełknął nerwowo ślinę, nie mogąc oderwać wzroku od jej ślicznej twarzy, niemal identycznej jak twarz Kylie. Powinien stąd jak najszybciej wyjść, przewietrzyć się i wytrzeźwieć, bo zmęczony umysł najwyraźniej zaczynał właśnie płatać mu figle.
    ______– Na co masz ochotę? – spytał, uśmiechając się zawadiacko i odwracając przodem do baru.
    ______– Zaproponuj coś – stwierdziła, zajmując miejsce na wysokim barowym stołku. Oparła się łokciem o blat lady i kokieteryjnie przesunęła palcem wskazującym wzdłuż dolnej wargi, a potem przygryzła delikatnie płytkę paznokcia, nie odrywając gorącego spojrzenia od Christiana.
    ______Suarez odruchowo zwilżył wargi językiem, a kiedy barman podszedł do nich, wyciągnął portfel i położył na ladzie odpowiedni banknot.
    ______– Cokolwiek pani sobie życzy – powiedział, wskazując na siedzącą obok szatynkę, a kiedy chłopak za barem uśmiechnął się pod nosem i skinął na zgodę, zgarniając z lady banknot, przeniósł spojrzenie na dziewczynę. – Jesteś śliczna, ale trafiłaś na zły moment i nieodpowiedniego faceta – powiedział.
    ______– Rozumiem, że w ten subtelny sposób właśnie dałeś mi kosza – zaśmiała się bez cienia złości czy pretensji. – Cenię sobie szczerość, więc masz u mnie ogromnego plusa – powiedziała, sięgając po papierową serwetkę, na której szybko coś napisała. Zgrabnie zsunęła się z krzesła i stanęła tak blisko Christiana, że ich ciała dzieliły zalewie milimetry. Suarez zacisnął dłoń w pięść, z trudem zwalczając sobie pokusę dotknięcia jej i sprawdzenia czy jej skóra jest tak miękka i gładka, na jaką wyglądała. Wiedział, że jeśli to zrobi, prawdopodobnie nie opanuje się, a komplikowanie sobie życia jakąś przygodną znajomością, było ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebował. Wstrzymał oddech, gdy przysunęła się jeszcze bliżej i powoli chwyciła w szczupłe palce maleńki zamek od kieszonki jego kurtki na wysokości piersi., a potem wsunęła do środka serwetkę i zasunęła zamek, kładąc dłoń na jego torsie. Podniosła wzrok, by zajrzeć mu w oczy, przygryzając przy tym dolną wargę, jakby miała nadzieję, że jednak jakoś go skusi. – Zadzwoń, gdybyś kiedyś zmienił zdanie – wyszeptała, kiedy jego wzrok, machinalnie zsunął się na jej usta.
    ______Christian przymknął na moment powieki, starając się nie myśleć o tym, jak bardzo ta dziewczyna przypominała mu Kylie i jak bardzo jego ciało w tej chwili domagało się jej bliskości. Kiedy zabrała dłoń z jego torsu i cofnęła się, by ponownie zająć miejsce na barowym krześle, stłumił westchnienie. Zmierzył ją gorącym spojrzeniem i uśmiechnął się lekko, kręcąc głową z niedowierzaniem, gdy jak gdyby nigdy nic zamówiła krwawą Mary. Przesunął dłonią po twarzy i ruszył w stronę wyjścia. Gdy przeciskał się przez tłum, ktoś nagle umyślnie trącił ramieniem w jego ramię.
    ______– Patrz jak chodzisz – warknął młody mężczyzna, łypiąc na Christiana gniewnie i ostentacyjnie odpychając go od siebie. – I trzymaj swoje lepkie łapska z dala od tej dziewczyny! – dodał, wzrokiem wskazując na szatynkę przy barze.
    ______Christian zaśmiał się pod nosem i kręcąc głową z niedowierzaniem, wyminął go bez słowa, ale wtedy ten niezbyt delikatnie szarpnął go za ramię, a potem chwycił za poły kurtki.
    ______– Zabieraj łapy – fuknął Suarez przez zaciśnięte zęby, wsuwając dłonie między przedramiona chłopaka i odtrącając je od siebie. Zmrużył gniewnie powieki i odruchowo zacisnął dłoń w pięść, by w razie czego, szybko wyprowadzić cios. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco i przez chwilę mierzył Christiana spojrzeniem, jakby chciał się upewnić, czy w starciu z nim ma jakiekolwiek szanse. – Przywalę ci zaraz – uprzedził spokojnym, opanowanym tonem Suarez.
    ______Chłopak uśmiechnął się kpiąco jednym kącikiem ust i zmierzył Christiana pogardliwym spojrzeniem.
    ______– Dawaj – powiedział, odważnie spoglądając Suarezowi w oczy i rozkładając dłonie na boki, dumnie wypiął tors do przodu. – Załatwmy to po męsku.
    ______– Nie chcę ci zrobić krzywdy, dzieciaku – odparł Christian, którego zaczynała już bawić ta sytuacja. Nie czekając na reakcję swojego rozmówcy, wyminął go ponownie. Nie zdążył jednak zrobić nawet kroku, kiedy poczuł uderzenie, zachwiał się na nogach i ciemno zrobiło mu się przed oczami, a jakaś zimna ciecz spłynęła mu po plecach wzdłuż kręgosłupa. Odruchowo chwycił się za kark i potarł go dłonią, a wtedy poczuł, ostre szarpnięcie. Niewiele myśląc, wymierzył mocny cios prosto w szczękę swojego rywala. Był przekonany, że to załatwi sprawę, ale chłopak starł jedynie krew z rozciętej wargi i z jeszcze większą furią, zgięty w pół, ruszył na Christiana niczym rozjuszony byk na torreadora podczas corridy. Suarez uderzył plecami o zimną ścianę i przez chwilę siłował się z napastnikiem, usiłując go od siebie odepchnąć. Gdy mu się to udało, zaczęli się szamotać, wymierzając sobie wzajemnie kolejne ciosy, dopóki nie rozdzieliła ich ochrona lokalu.
    ______– Zapłacisz za szkody.
    ______– Za nic nie zapłacę – fuknął Christian, jedną dłonią, wycierając krew z rozciętej wargi, a drugą usiłując rozmasować obolały kark. – To nie ja zacząłem.
    ______– gów*o mnie obchodzi, kto zaczął! Płacisz, a potem wypierdalasz stąd i nigdy nie wracasz.
    ______– Ten pan za nic nie będzie płacił – wtrąciła stanowczym tonem szatynka, która wyrosła przed nimi jak spod ziemi, a której kilka minut temu Christian stawiał drinka. – To, że mój brat jest niewyżytym kretynem, wiecznie szukającym zaczepki, nie znaczy, że nie będzie ponosił odpowiedzialności za swoje wybryki.
    ______– Ale… – zaoponował ochroniarz.
    ______– Powiedziałam. Jeśli masz jakieś wątpliwości, zadzwoń do mojego ojca.
    ______Ochroniarz sapnął cicho, przewracając oczami i unosząc dłonie w geście poddania, wycofał się potulnie.
    ______– Dzięki – mruknął Christian. – Gdybym wiedział, że narażę się na gniew twojego brata, nawet bym na ciebie nie spojrzał – zaśmiał się. Dziewczyna pokręciła głową z rozbawieniem i rzuciła mu paczkę chusteczek higienicznych.
    ______– Moja propozycja jest nadal aktualna – rzuciła, puszczając Christianowi oczko na odchodne, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła pośpiesznie za drugim z ochroniarzy, który właśnie wprowadzał jej poturbowanego brata na zaplecze.
    ______Christian odprowadził ją spojrzeniem, a potem skierował się do toalety, by jakoś doprowadzić się do porządku nim wyjdzie na zewnątrz. Spłukał z dłoni zaschniętą krew, a potem przemył twarz zimną wodą i sięgnął po papierowe ręcznik. Osuszył dłonie i twarz. Spojrzał w pęknięte lustro nad umywalkowym blatem, a gdy jego wzrok skrzyżował się z lazurowym, lodowato błyszczącym spojrzeniem mężczyzny, który właśnie wszedł do środka, zacisnął nerwowo szczęki. Tego faceta wolałby nie spotkać nigdy w swoim życiu, bo to od spotkania z nim zaczęły się wszystkie jego problemy. Ale on zdawał się kroczyć za nim jak cień, bo jak inaczej miał wytłumaczyć to, że po latach spotkali się ponownie najpierw w Valle de Sombras, a teraz tutaj, w San Antonio. To przecież nie mógł być zwykły przypadek, tak samo jak nie była przypadkiem znajomość tego człowieka z Lią.
    ______– Johny – fuknął, mnąc papierowe ręczniki i ani na moment nie odrywając spojrzenia od jego oczu w lustrze. – Zrób coś dla mnie i zniknij z mojego życia raz na zawsze – mruknął gniewnie Christian. – Za każdym razem, gdy się pojawiasz, dzieje się coś złego. Najpierw Kylie, teraz Lia. Nie pozwolę, by spadł jej choć włos z głowy, więc jeśli masz coś do mnie, załatwmy to między sobą – dodał, ciskając zmiętymi ręcznikami w stronę kosza i odwracając się przodem do Torresa, zrobił w jego stronę kilka kroków.
    ______Torres zacisnął nerwowo szczęki, ale kąciki jego ust drgnęły w lekko zauważalnym, kpiącym uśmieszku.
    ______– Gdybym chciał się ciebie pozbyć, zrobiłbym to już dawno temu – odparł, siłując się z Christianem na spojrzenia. – A Lia jest ostatnią osobą, którą chciałbym skrzywdzić – dodał, w ostatniej chwili powstrzymując się przed dopowiedzeniem cisnącego się na usta: „w przeciwieństwie do ciebie”. Miał w tej chwili wystarczająco dużo spraw na głowie i ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował był otwarty konflikt z Suarezem, choć zdawał sobie sprawę z tego, że to raczej nieuniknione.
    ______– Trzymaj się od niej z daleka!
    ______Jose prychnął pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
    ______– Niczego nie możesz mi kazać – odparł sucho, jakby sprawiało mu jakąś przyjemność drażnienie się z Suarezem.
    ______Christian niewiele myśląc, zacisnął dłoń w pięść, ale nim zdążył wyprowadzić cios, poczuł jak pięść Torresa wbija się w jego brzuch, pozbawiając go oddechu na kilka sekund.
    ______– Ogarnij się – wycedził przez zaciśnięte zęby Torres, wprost do jego ucha, a potem odsunął się, pozwalając zgiętemu w pół Christianowi opaść na kolana i jak gdyby nigdy opuścił toaletę.


    _____________________________________________________________* * *


    ______Ignacio podniósł wzrok znad dokumentów, gdy usłyszał delikatne pukanie, a chwilę potem drzwi z cichym skrzypnięciem uchyliły się.
    ______– Wejdź, Leo – powiedział, ciągle wpatrując się w papiery, rozłożone na biurku.
    ______– Skąd wiedziałeś? – zapytał brunet, ciągle stojąc za drzwiami, jakby w razie czego chciał się nimi zasłonić przed przenikliwym spojrzeniem ojca. Ignacio uśmiechnął się lekko.
    ______– Nikt nie skrada się tak jak ty – powiedział rozbawiony, zerkając przelotnie na syna. – Od małego lubisz się czaić. Ze wszystkim – dodał, znacząco unosząc przyprószoną siwizną brew i z trudem powstrzymując cisnący się na usta uśmiech.
    ______Leo westchnął, przewracając oczami i zamknąwszy za sobą drzwi, oparł się o nie plecami, uważnie przypatrując się Nacho, który siedział za biurkiem, zawalonym medycznymi podręcznikami i zawzięcie robił jakieś notatki.
    ______– Przeszkadzam? – spytał, gdy ojciec spojrzał na niego, ściągając okulary i ściskając nasadę nosa palcami.
    ______– Co cię sprowadza? – spytał Nacho, powracając wzrokiem do dokumentów.
    ______– Chciałem pogadać, ale widzę, że jesteś zajęty – powiedział Leo, uśmiechając się niewyraźnie. – Przyjdę później – dodał, sprawiając wrażenie szczęśliwego, że rozmowa, z którą nosił się już od jakiegoś czasu, jednak nie doszła do skutku.
    ______Ignacio uniósł podejrzliwie brwi, zamykając jakąś grubą książkę i zeszyt, w którym robił notatki.
    ______– Daj spokój – upomniał. – Jestem zajęty, ale nie aż tak, żeby nie porozmawiać z własnym synem – dodał, odchylając się wygodnie na oparcie swojego fotela. – Zwłaszcza, jeśli mój syn, który nigdy mi niczego o sobie nie mówi, przychodzi do mnie z własnej nieprzymuszonej woli, sam od siebie proponuje rozmowę i nie ma przy tym miny, jakby coś przeskrobał – zaśmiał się, wskazując fotel na wprost siebie. – Poza tym, skończyłem już chyba na dziś – stwierdził, uśmiechając się lekko. – W moim wieku wiedza nie wchodzi już do głowy tak łatwo jak kiedyś – dodał, wzdychając ciężko.
    ______– Tato… – Leo uśmiechnął się od ucha do ucha i spojrzał na niego wymownie. – Przecież ty masz tę wiedzę w małym palcu, a oprócz tego masz coś, czego nie da się wyuczyć z podręcznika. – Ignacio zmarszczył czoło i przyjrzał się twarzy syna wyraźnie zaciekawiony. – Niezawodną intuicję, podejście do drugiego człowieka, a do tego niespotykaną empatię i pokorę. Poza tym bezinteresowność, opanowanie, spokój, cierpliwość, opiekuńczość… – zaczął odliczać na palcach. – Wrażliwość, pracowitość…
    ______– Leo – przerwał mu Nacho, kręcąc głową z rozbawieniem. – Powiedz lepiej, co cię do mnie przygnało.
    ______Młody Sanchez westchnął ciężko i usiadł w fotelu, który wskazał mu ojciec. Milczał przez chwilę, jakby starał sobie ułożyć w głowie wszystko to, o czym chciał porozmawiać z Nacho, uparcie unikając przy tym patrzenia mu w oczy.
    ______Ignacio zmarszczył czoło i bez słowa wpatrywał się w Leo, który wyglądał jakby toczył jakąś wewnętrzną walkę sam ze sobą. Wiedział, że to jedna z tych chwil, kiedy zadawanie pytań sprawia jedynie, że osoba, która potrzebuje pomocy, zaczyna się wycofywać, więc cierpliwie czekał, aż jego syn sam zacznie mówić.
    ______– Nigdy nie mówisz o swojej żonie – zaczął po chwili Leo, odrywając wzrok od spinacza, który wciąż obracał w palcach i szukając spojrzenia ojca. Nacho westchnął ledwo zauważalnie i na krótką chwilę zacisnął szczęki, przymykając powieki.
    ______– Bo nie ma o czym mówić – powiedział cicho. – To zamknięty rozdział w moim życiu, a rozpamiętywanie przeszłości rzadko kiedy i mało komu wychodzi na dobre.
    ______– Nigdy nie myślałeś o tym, żeby ponownie się ożenić?
    ______– Moja żona była miłością mojego życia – odparł, a jego oczy błysnęły ciepłym blaskiem. – Nie wiem czy byłbym w stanie pokochać inną kobietę równie mocno.
    ______– I nigdy nie chciałeś mieć własnych dzieci?
    Nacho nabrał powietrza w płuca i odwrócił wzrok od syna, czując, że oczy zaczynają go piec.


    Wigilia 1986 r., Ciudad de México

    ______Podniósł powieki, gdy poczuł na policzku delikatną dłoń swojej żony, a w jego nozdrza wdarł się jej zapach zamieszany z zapachem świąt, który powoli zaczynał wypełniać ich małe mieszkanie.
    ______– Co robisz? – spytał zachrypniętym głosem, wpatrując się w roześmianą twarz brunetki, otoczoną burzą ciemnych, lśniących loków. Po dwudziestu czterech godzinach na izbie przyjęć, spał zaledwie kilka godzin, ale kiedy ona była obok, czuł się pełen energii, niezależnie od tego jak bardzo był zmęczony.
    ______– Patrzyłam jak mój przystojny mąż śpi i zastanawiałam się, co mu się śni, że ma tak rozanieloną minę.
    ______– Na pewno jego śliczna żona – odparł, wtulając twarz w jej dłoń i całując jej wewnętrzną stronę.
    ______Kobieta pokręciła głową rozbawiona i przygryzła policzek od środka. Ignacio zmarszczył czoło, wpatrując się w jej ciemne oczy.
    ______– Co się dzieje? – spytał, ale wtedy uśmiechnęła się, wyciągnęła zza pleców niewielki wianek z jemioły i spojrzała na niego wymownie. – Nie musisz przynosić do łóżka jemioły, żeby mnie pocałować – powiedział rozbawiony chwytając ją za rękę i pociągając do siebie tak, że po chwili leżała na jego twardym torsie, a ich twarze dzieliły zaledwie milimetry.
    ______– Ale to jest szczególna okazja – wyszeptała, skupiając wzrok na jego wargach. – Mam dla ciebie wyjątkowy prezent – dodała, spoglądając mu w oczy. Ignacio uśmiechnął się lekko, wsuwając dłoń pod jej gęste włosy i gładząc kciukiem wrażliwe okolice ucha, a ona skupiła wzrok na swoich palcach, którymi zbierała jakieś niewidzialne pyłki z jego nagiego torsu.
    ______– Powiesz mi w końcu o co chodzi? – zapytał łagodnie, ściągając na siebie jej spojrzenie. Margarita zrobiła głęboki wdech i uśmiechnęła się niepewnie.
    ______– Wiem, że mieliśmy zaczekać, ale… Następne święta spędzimy we trójkę – wyszeptała. Ignacio uniósł brwi, wpatrując się w żonę z niedowierzaniem. – Dlaczego nic nie mówisz? – spytała po chwili.
    ______– Odjęło mi mowę z wrażenia. To najpiękniejszy prezent, jaki mogłem otrzymać…


    ______– Kiedy moja żona zginęła, była w zaawansowanej ciąży – powiedział, spoglądając na Leo. – Jej ciała nigdy nie odnaleziono, a ja chyba cały czas podświadomie łudziłem się, że któregoś dnia znowu pojawi się w moim życiu. Nim się obejrzałem, zrobiłem się stary, a teraz to już nie czas na dzieci – zaśmiał się. – Zresztą, przecież mam ciebie.
    ______– Dałeś mi swoje nazwisko, całe życie zajmujesz się innymi dzieciakami, ale to chyba nie to samo.
    ______Nacho odkrząknął lekko i zmarszczył czoło, wpatrując się w prosto w oczy Leo.
    ______– Czy kiedykolwiek dałem ci w jakikolwiek sposób odczuć, że nie jesteś moim biologicznym synem? – zapytał nie spuszczając ze swojej latorośli świdrującego spojrzenia. Leo w odpowiedzi jedynie pokręcił przecząco głową. – Czułeś się nieszczęśliwy?... Gorszy od innych dzieciaków?... Niekochany? – pytał Ignacio, a Leo za każdym razem zaprzeczał ledwie zauważalnym ruchem głowy. – Powiesz wreszcie co cię męczy?
    ______Młody Sanchez sapnął cicho i uśmiechnął się niewyraźnie.
    ______– Jeszcze nie przebolałeś Margarity? – spytał Ignacio, czytając w twarzy syna, jak w otwartej książce.
    ______Leo wykrzywił usta w cierpkim uśmiechu i znów zaczął nerwowo obracać w palcach spinacz do papieru.
    ______– Aż tak to widać? – spytał, niepewnie spoglądając w ciemne oczy ojca, a gdy ten tylko bez słowa skinął głową, odetchnął głęboko, wstając z fotela i podchodząc do okna znajdującego się za plecami Ignacia. Wsunął dłonie w kieszenie ciemnych jeansów i wlepił wzrok w jakiś sobie tylko wiadomy punkt. Ignacio obrócił się w jego stronę w swoim obrotowym fotelu i przypatrywał mu się bez słowa, czekając aż Leo sam zacznie mówić.
    ______– Chciałem uczynić ją najszczęśliwszą kobietą na ziemi, stworzyć z nią rodzinę, o jakiej marzyła, ale dopiero dziś widzę, że to nie miało prawa się udać, tato. Pierwszy raz w życiu naprawdę zależało mi na kobiecie, ale ten związek od początku był skazany na niepowodzenie. Pochodzimy przecież z dwóch różnych światów, które zupełnie do siebie nie pasują. Byłem głupkiem, łudząc się, że mogę zbudować z nią coś wyjątkowego, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo zaboli mnie to, że tak po prostu z nas zrezygnowała i postawiła na karierę, wyjeżdżając z dnia na dzień, praktycznie bez słowa.
    ______– Wiem jak bardzo zależało ci na niej i cieszyłem się, że w końcu znalazłeś swoje miejsce w życiu, ale widocznie to nie było to. Jesteś młody, masz całe życie przed sobą i nie możesz ciągle rozpamiętywać tego związku.
    ______– Nie zamierzam, tato – odparł pewnie Leo, zerkając na ojca znad ramienia i uśmiechając się lekko. – Boję się tylko, że nigdy nie uda mi się stworzyć prawdziwej rodziny – dodał odwracając wzrok i skupiając go na jakimś punkcie za szybą
    ______– Nie pleć bzdur, Leo – westchnął Nacho, podchodząc do syna i kładąc dłoń na jego ramieniu. – Nie bój się walczyć o swoje marzenia – dodał, ściągając na siebie jego spojrzenie. – Powinieneś wiedzieć lepiej niż ktokolwiek inny, że nie zawsze więzy krwi są najważniejsze i że na świecie jest zbyt wiele dzieciaków, które czekają aż ktoś stworzy im dom. Nie wiem jak to jest mieć własne dzieci, ale zawsze traktowałem cię jak rodzonego syna i nigdy nie miało dla mnie żadnego znaczenia, że w twoich żyłach nie płynie moja krew – zakończył, klepiąc go w ramię i uśmiechając się lekko.
    ______– Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego ojca – wyznał Leo. – Gdyby nie ty… – urwał, spoglądając niepewnie na Ignacia, a w końcu zamknął go w niedźwiedzim uścisku. – Kocham cię, tato…
    ______Ignacio przycisnął syna mocno do siebie i zacisnął mocno powieki, gdy po jego policzku spłynęły łzy. Stracił żonę i swoje nienarodzone dziecko, ale nie stracił sensu życia, a teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej był przekonany o tym, że nie tylko przeżył je dokładnie tak, jak chciał, ale też, że dobro, które przez całe życie bezinteresownie dawał innym, właśnie teraz zaczynało do niego wracać.
    ______– Jest jeszcze coś – powiedział Leo, odsuwając się od Nacho na odległość ramion i zerkając niepewnie w jego ciemne tęczówki. – Zbliżają się święta – powiedział, gdy ojciec uśmiechnął się zachęcająco. – Christian się do ciebie odzywał? – spytał, a gdy Nacho pokręcił przecząco głową, westchnął ciężko i ponownie spojrzał gdzieś za okno. – Martwię się o niego. Sądziłem, że skoro wrócił do Valle de Sombras, odnalazł siostrę i zaczęli naprawiać swoje relacje, to wreszcie spędzi święta jak człowiek, w otoczeniu ludzi, którzy są mu bliscy, ale rozmawiałem ostatnio z Laurąi wygląda na to, że on znowu ucieka i zamyka się w swojej skorupie przed całym światem. Czasem mam wrażenie, że on nie przyjął do wiadomości pewnych faktów i wciąż rozgrzebuje przeszłość, zamiast wreszcie zostawić ją za sobą. Może powinienem tam pojechać i siłą zaciągnąć go na cmentarz?
    ______– To nic nie da – stwierdził Ignacio, opierając się biodrami o parapet i krzyżując przedramiona na szerokiej piersi. – On sam musi tego chcieć – dodał cicho, przełykając gulę, która ścisnęła mu gardło. Sam przed laty stracił kobietę, którą kochał całym sercem i długo nie potrafił przyjąć tego do wiadomości, więc doskonale rozumiał swojego podopiecznego. – Nie zmusisz go ani nie przekonasz w żaden sposób, żeby zatrzasnął w końcu drzwi do swojej przeszłości, dopóki on sam nie będzie na to gotowy – dodał, spoglądając wprost w oczy Leo.
    ______– Ale może gdyby w końcu zobaczył jej grób i pożegnał się z nią, przestałby myśleć o tym co stracił, a zaczął doceniać to, co ma na wyciągnięcie ręki. Może gdyby był wtedy na pogrzebie… – zaczął się zastanawiać, ale zaraz zamilkł, kręcąc przecząco głową i natychmiast odrzucając tę myśl.


    ______– Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz… – dobiegł go głos kapłana, którego przestał słuchać już kilka minut temu, całkowicie skupiając się na mężczyźnie, stojącym tuż obok grupki gapiów i plotkarzy, którzy nawet w takiej chwili nie potrafili darować sobie niewybrednych komentarzy na temat życia Kylie i tego, w jaki sposób umarła. Cieszył się, że Christian nie musiał tego słuchać, a jeszcze bardziej, że nie musiał znosić obecności w tym miejscu i w takiej chwili człowieka, przez którego nieraz kłócił się Kylie. Ubrany cały na czarno, trzymał w dłoni trzy białe róże, z kamienną twarzą, uporczywie wpatrując się w trumnę, jakby siłą samego spojrzenia chciał przywrócić znajdujące się w niej ciało do życia. Tylko drgający na jego policzku mięsień zdradzał, targające nim emocje, które za wszelką cenę chciał ukryć przed światem.
    ______Wyczuwając, że na niego patrzy, na moment oderwał wzrok od trumny i zmierzył go lodowato niebieskim spojrzeniem, zaciskając mocniej szczęki. Szybko jednak odwrócił wzrok, a zaraz potem, gdy tylko trumna z ciałem Kylie została opuszczona do zimnego, ciemnego grobu, podszedł bliżej, przykucnął i wziął garść ziemi w dłoń. Jeszcze przez chwilę patrzył na wieko trumny, jakby wciąż wierzył, że za chwilę się otworzy i dziewczyna wyjdzie do niego cała i zdrowa. W końcu wypuścił grudki wilgotnej ziemi z dłoni, pozwalając im głucho opaść na wieko razem z białymi różami. Wstał powoli i podszedł do nich, dyskretnie ocierając dłoń chusteczką.
    ______– Johny Torres – przedstawił się, wyciągając dłoń w stronę Nacho, gdy wszyscy zaczęli się już rozchodzić.
    ______– Ignacio Sanchez, a to mój syn, Leo.
    ______– Dobrze znali panowie Kylie?
    ______Nacho pokręcił przecząco głową i westchnął ciężko, a Leo odchrząknął lekko, na moment ściągając na siebie spojrzenie zimnych oczu Torresa.
    ______– Jesteśmy przyjaciółmi jej narzeczonego – powiedział w końcu cicho Ignacio. – Prosił nas, żebyśmy się zajęli wszystkim. Kylie nie miała rodziny, a Christian nie mógł tu dziś być.
    ______– Co z nim? – spytał Torres, tonem wyprutym z jakichkolwiek emocji, jakby robił to wyłącznie z grzeczności.
    ______– Wyliże się – mruknął Leo, nie siląc się nawet, by ukryć niechęć do tego mężczyzny i narastającą, z każdą sekundą jego obecności w pobliżu, złość.
    ______– Znacie się? – spytał Ignacio.
    ______Torres wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki ciemne okulary i pokręcił przecząco głową.
    ______– Widzieliśmy się kilka razy przelotnie, ale to wszystko.
    ______Leo mimowolnie zacisnął dłonie w pięści. Sam nie wiedział czemu, ale miał ochotę zwyczajnie mu przywalić.
    ______– Miło było poznać – zakończył Torres i wsunąwszy na nos ciemne okulary, ruszył szybkim krokiem w stronę głównej alejki…



    ______Leo zacisnął nerwowo szczęki i przymknął na chwilę powieki, starając się nie myśleć o Torresie i o tym, jak Christian go nie znosił. Po tamtej krótkiej rozmowie na cmentarzu, nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek w życiu się spotkają, a już na pewno nie przypuszczał, że mężczyzna pojawi się w Valle de Sombras. Ale zjawił się, a wraz z nim kłopoty i przeszłość, która znów uderzała w Christiana niczym fala tsunami, zwalając go z nóg. Na domiar złego Johnny Torres kręcił się koło Lii, tak jak kiedyś kręcił się koło Kylie, a dowiedzenie się o nim czegokolwiek graniczyło z cudem.


    _____________________________________________________________* * *

    In my weakest times, You were so strong
    When all hope is gone, You carry on
    I draw my strength from You
    When I could no longer find any of it in me.
    You are my life
    You are my strength
    I can't fight a battle alone
    I can make it through when I'm with You.


    MUSIC


    ______Zamknęła cicho drzwi od swojego pokoju i nerwowo przeczesując długie, blond włosy palcami, przymknęła na moment powieki, starając się zapanować nad ukłuciem bólu w kołaczącym niespokojnie sercu. W jej uszach wciąż wyraźnie rozbrzmiewały słowa Leo, które zupełnym przypadkiem usłyszała, idąc do gabinetu Ignacia, a które na nowo zasiały w niej niepokój o Christiana. Miała naprawdę głęboką nadzieję, że po tym jak Suarez w końcu odnalazł Laurę i razem postanowili wyjechać do San Antonio, wszystko się ułoży, a on w końcu zazna odrobinę spokoju i zacznie nowy rozdział w życiu. Pragnęła tego dla niego z całego serca, bo po tym wszystkim, co przeszedł, jak nikt inny zasługiwał na szczęście. Nie przypuszczała jednak, że Christianowi, tak jak i jej, los tak łatwo nie odpuści, wciąż rzucając pod nogi kolejne kłody, uparcie nie pozwalając iść naprzód i bezustannie przypominając o przeszłości, do której drzwi żadne z nich nie dało rady jeszcze zamknąć.
    ______Pokręciła głową z rezygnacją i boleśnie przygryzając policzek od środka, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy, podeszła do okna i wbiła spojrzenie w bezchmurne niebo, jakby liczyła na to, że wypatrzy tam jakieś rozwiązanie, albo przynajmniej wskazówki dla siebie i dla Christiana, ale wiedziała, że niezależnie od tego jak wytrwale będzie szukać, niczego nie znajdzie i nie była na tyle naiwna by w to uwierzyć. Tylko, że naprawdę nie wiedziała, co powinna zrobić. Nie podobało jej się to, że Christian znów zamyka się w sobie i nie pozwala sobie pomóc. Przerabiała to z nim tysiące razy, ona zresztą postępowała dokładnie w ten sam sposób, więc wiedziała jak to działa, a Suarez był cholernie uparty i potrafił skutecznie utrudniać bliskim pomoc, samemu przy tym usiłując walczyć ze zmartwieniami i własnymi demonami. Problem jednak polegał na tym, że ta jego walka w pojedynkę zawsze kończyła się źle i nigdy nie wychodziła mu na dobre, a to martwiło ją najbardziej.
    ______Wiedziała, że teraz Christian miał przy swoim boku Laurę i ona zaopiekuje się nim najlepiej jak to możliwe, ale nic nie mogła poradzić na to, że zapragnęła go przytulić i zapewnić, że wszystko w końcu się ułoży; że wróciła i jest przy nim, a on może na nią liczyć zawsze i niezależnie od wszystkiego. Chciała być obecna w jego życiu, może nie mogła w nim być w taki sposób, w jaki on tego pragnął, ale zrobiłaby naprawdę wszystko, co w jej mocy by pomóc mu pozbierać wszystkie jego rozbite kawałki i na nowo poprzyklejać je na właściwe miejsce, tak jak on to robił z nią, bez względu na to jak bardzo wtedy starała się go od siebie odepchnąć. Nigdy się nie poddał i ona też nie zamierzała tego robić, bo stał się chyba jedynym stałym elementem jej świata i jedną z najważniejszych osób w jej życiu, której nigdy nie chciała stracić.
    ______Zamrugała energicznie, starając się powstrzymać uparcie cisnące się do oczu łzy i powoli odwróciła się tyłem do okna, a kiedy jej wzrok padł na wnętrze leżącej na stoliku otwartej walizki, której nie zdążyła jeszcze rozpakować po powrocie do Valle de Sombras, uśmiechnęła się do siebie niewyraźnie. Wyciągnęła drżącą dłoń i delikatnie przesunęła opuszkami palców po wierzchu pudełka z drewna orzechowego, myślami wracając do dnia, który śmiało mogła nazwać najpiękniejszym w swoim dotychczasowym życiu…


    ______Weszła do swojego pokoju zamykając za sobą cicho drzwi i oparła się o nie plecami, przymykając na moment powieki, bo czuła się tak jakby ktoś wypompował z niej wszystkie siły i nie marzyła o niczym innym jak o tym, by wziąć prysznic i w końcu położyć się spać, choć to były najpiękniejsze urodziny, jakie do tej pory miała.
    ______Westchnęła ciężko i odepchnęła się od drzwi, ale zamarła w bezruchu i zmarszczyła lekko brwi, kiedy dostrzegła leżącą na łóżku paczkę, starannie zawiniętą w ozdobny, niezapominajkowy papier. Przygryzła policzek od wewnątrz i niepewnie podeszła do łóżka, przysiadając na krawędzi i przez chwilę przyglądając się zawiniątku, jakby nie była do końca pewna, czy powinna go otwierać. W końcu wyciągnęła dłoń i chwyciła w drobne palce złożoną na pół kartkę z starannie wykaligrafowanym jej imieniem. Rozłożyła ją i z bijącym sercem odczytała treść liściku:

    ______„Pozwól nadać swemu życiu barw, a potem chodź i … pomaluj nimi mój świat. Ch.”
    ______Zagryzła dolną wargę, usiłując powstrzymać cisnące się do oczu łzy, a potem zamrugała energicznie i raz jeszcze powoli przesunęła wzrokiem po słowach zapisanych na bileciku, jakby chciała nauczyć się ich na pamięć. Przymknęła powieki i zrobiła głęboki wdech, a potem odłożyła kartkę na bok i ułożyła prezent na kolanach. Odruchowo założyła włosy za ucho i drżącymi palcami, ostrożnie odwinęła ozdobny papier, aż jej oczom ukazało się pudełko z drzewa orzechowego, a na nim ułożona delikatna, srebrna [link widoczny dla zalogowanych]. Przygryzła policzek od środka, czując pieczenie pod powiekami i chwyciła błyskotkę między palce, kciukiem przesuwając po muszli.
    ______Rzadko dostawała prezenty i właściwie nigdy ich nie potrzebowała, bo jako dziecko nic nie miała, a jako dorosła kobieta nie dbała o to, co materialne. Mimo wszystko fakt, że ktoś zadał sobie w ogóle trud znalezienia dla niej prezentu, było dla niej czymś nowym i sprawiło, że przez chwilę poczuła się wyjątkowo. Uśmiechnęła się lekko i odłożyła bransoletkę na łóżko, a potem wyjęła pudełko z papieru, który uwolniony od ciężaru od razu upadł u jej stóp i ułożyła je z powrotem na kolanach, przesuwając opuszkami palców po gładkiej strukturze drewna. W końcu z bijącym sercem powoli je otworzyła, zamierając na widok tego, co ukazało jej się przed oczami. Wciągnęła ze świstem powietrze do płuc i gwałtownie zakryła dłonią usta, a łzy niczym grochy popłynęły jej po policzkach, kiedy zamglonym wzrokiem wpatrywała się w [link widoczny dla zalogowanych], wypełniający wnętrze drewnianego pudełka…


    ______Nie spodziewała się wtedy takiego prezentu, ale dopiero kiedy w dniu swoich urodzin zobaczyła to wszystko z czym nie rozstawała się przez lata studiów, zrozumiała jak mocno za tym tęskniła. Za sztalugami, za zapachem farby, za godzinami, jakie spędzała puszczając wodze fantazji i przelewając na płótno swoje uczucia; to czego nie miała nigdy okazji komuś ofiarować – miłości. Sztuka była i będzie zawsze czymś, co niewątpliwie ją definiowało, tak samo jak boks, czy praca w warsztacie, ale nie było łatwo pogodzić ze sobą wszystkiego. I choć przez lata nauki na Akademii Sztuk Pięknych usilnie walczyła o to, by otworzyć się przed sobą samą i pozwolić prawdziwej Lii wyjść ze skorupy, później schowała to wszystko w szkicowniku na dnie szuflady, powoli zabijając; swoją duszę i talent.
    ______Christian tym jednym prezentem przypomniał jej o tym wszystkim, a ona wykorzystała to, by w ten sposób wytłumaczyć sobie, jemu i wszystkim dookoła swój nagły wyjazd do Mediolanu. Prawda jednak była taka, że wyjechała, by uciec, przed Suarezem i przed tym, co przy nim czuła. Christian bowiem jakimś cudem zdobył właściwy klucz i otworzył w jej sercu zapomniane przez nią drzwi z cholernie zardzewiałym zamkiem, uwalniając tym samym to co dawno temu i bardzo głęboko skryła przed światem. Powinna była już przywyknąć do tego, że na każdym kroku przewracał jej życie do góry nogami, robiąc w nim bałagan większy niż był do tej pory. Mieszał jej w głowie; w murze, jakim się otoczyła znalazł szczelinę, przenikał jej ciało i przedostawał się tam, gdzie nie powinno go być – torował sobie drogę do jej serca, wcale nie pytając jej przy tym o zgodę. Miał wszystko – jej ciało, duszę, myśli, nawet serce – i bez względu na to jak bardzo z tym walczyła dla niej nic już nie zostało, a w jego rozpalonych, cudownie zielonych oczach zawsze widziała cały świat, który tylko czekał na to, by go odkryła, jeśli przestanie się w końcu bać. Ale bała się i dlatego właśnie uciekła, w nadziei, że rozłąka jej pomoże i cokolwiek zmieni. Tyle, że to wcale nie działało. U żadnego z nich.
    ______Westchnęła ciężko, czując jak w gardle znów rośnie jej ogromna gula i siąknęła cicho nosem, raz jeszcze delikatnie przesuwając kciukiem po zapisanym na liściku jednym zdaniu, które napisał dla niej Christian, a które miało tak ogromne znaczenie dla obojga nawet, jeśli nie do końca sama wtedy zdawała sobie z tego sprawę. Teraz żałowała tylko, że nie potrafiła zrobić żadnej z tych rzeczy, o którą ją prosił. Jej świat był w tej chwili ponury i szary jak jeszcze nigdy do tej pory i rozpaczliwie potrzebowała w nim, choć jednej kolorowej kreski, jakiej mimo usilnych prób nie była w stanie sama sobie narysować. A skoro nie potrafiła nadać swojemu życiu barw, to jak miała to zrobić dla Christiana?
    ______Nie była pewna, czy może to zrobić, tak samo jak nie była pewna tego, czy on rzeczywiście chce, by teraz przy nim była. Nie chciała i nie miała prawa burzyć tego, co być może zdołał zbudować, gdy zniknęła z jego życia, ale gdyby dostała jakiś znak, jeden jedyny znak, że Christian jej potrzebuje, nie zawahałaby się ani chwili. Wsiadłaby w najbliższy samolot gotowa stoczyć bój nawet z nim samym, jeśli zajdzie taka potrzeba…


Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 22:12:14 31-03-16, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:23:44 04-04-16    Temat postu:

Primo - Boże dziewczyny ile ten rozdział ma stron? Taki długi, że aż zazdrość bierze
Christian i Lia nadal w okół siebie kluczą, wspominają szczęśliwe chwile, ale żadne z nich nie jest wstanie zrobić pierwszy krok - a może raczej jest tak, że Christian pobiegłby do niej na jedno jej zawołanie, jednak ona nie jest wstanie tego zrobić. Mam nadzieję, że już niedługo nastąpi przynajmniej ich ponowne spotkanie - tak żeby Christian był świadomy obecności Lii w VdS Czekam na więcej - nieustannie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:31:10 04-04-16    Temat postu:

Yyy... dużo Jak mamy pisać krótsze, to krzycz Chociaż obawiam się, że jak się skończy przeplatanie fragmentami z NMD, to będą odpowiednio krótsze
Żadną tajemnicą nie jest, że w końcu dojdzie do spotkania Lii i Chrisa, a kiedy i w jakich okolicznościach to póki co nasza słodka tajemnica
Dziękujemy, że wpadłaś i przywróciłaś nam ochotę publikowania tu czegokolwiek, bo takie tu ostatnio przeciągi, że i nas prawie wywiało
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:38:21 04-04-16    Temat postu:

Wklepałam to do Worda i wyszło 12 stron! Ale Broń Boże byście pisały krótsze! Będę protestować!
Wiadomo - choć dla mnie główną kwestią jest czy spotkają się wcześniej czy później no i oczywiście w jakich okolicznościach
Mam nadzieję, że macie tam jakiś zapasik Trochę mi się zebrało zanim ogarnęłam się do czytania - za co przepraszam Aguś - jestem pewna, że dużo osób czyta wasze opowiadanie, ale nie wchodzi za często Czekam na więcej
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:52:59 04-04-16    Temat postu:

Haha.. aż zajrzałam do pliku z ciekawości - czcionką Calibri 10 mam niecałe 10 stron ;D Ok, przyjęłyśmy do wiadomości
Nic nie zdradzę w kwestii Listiana, ani w żadnej innej ;P
Oczywiście, że mamy zapasik, inaczej nie brałybyśmy się za publikowanie, bo pisanie akurat tej historii - przy tylu wątkach i postaciach - na spontanie w ogóle nie wchodzi w grę
Nie przepraszaj, przecież wiadomo, że nie zawsze ma się czas, a nasze rozdziały jakby nie patrzeć do krótkich nie należą Tylko czasem trochę wkurzające jest, kiedy się widzi, że wyświetleń tematu przybywa, a nikt nie napisze ani "super", ani "pocałujcie mnie w d..." Z ręką na sercu przyznaję, że na mnie to działa okropnie demobilizująco i gdyby nie Madzia i nasze wspólne tworki, to ja nie wiem czy w ogóle jeszcze bym tu była.
Więcej będzie pewnie w okolicach weekendu
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:35:49 04-04-16    Temat postu:

Wiedziałam, że nic nie zdradzisz - ale zawsze warto spróbować
W każdym bądź razie czekam nie przerwanie, a skoro w okolicach weekendu ma się coś pojawić to tym lepiej dla mnie, bo w weekendy mam więcej czasu, a może raczej mam tyle czasu co zawsze tylko ogarnia mnie lenistwo
Wiem jak to jest jak nie ma reakcji - dlatego solennie postaram się komentować żeby tu się coś pojawiało! skoro macie zapasik
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:43:43 04-04-16    Temat postu:

Próbuj, może kiedyś Ci się uda
Haha... to chyba tak jak u wszystkich Ja to już bym chciała letni urlop, bo mi wszystko zaczyna na nerwy działać, a zwłaszcza praca
Nie zaszkodzi jak się przypomnisz od czasu do czasu i wyrazisz swoją opinię - będziemy wdzięczne, nie mówiąc już o tym, że to będzie porządny kop dla nas do dalszej pracy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:56:37 23-04-16    Temat postu:




    Nothing gonna make me break or shatter
    Nobody’s gonna tell me that I don’t matter,
    I won’t let you
    Time is running out, keeps getting faster
    Gotta find a way, bring out the answers
    Til I can say
    I am invincible
    I am unbreakable
    I am a diamond cut to last
    I am unstoppable
    I am a hero
    Like a phoenix from the ash...


    MUSIC


    Valle de Sombras, maj 2001 r.

    ______Stała pod murem, z poskręcanymi od niedawnego deszczu włosami, przemoczonymi butami, brudnymi, podartymi spodniami i musiała wyglądać naprawdę jak kupa nieszczęścia. Wpatrywała się uporczywie w kobietę i jej stragan pełen domowej roboty pieczywa. Pachniało aż tutaj, a jej żołądek skręcał się w supeł z głodu. Zacisnęła powieki łapiąc się za brzuch i pochylając głowę, ukryła twarz za blond włosami, podczas gdy łzy niczym grochy popłynęły jej po policzkach, a nogi zaczęły drżeć, całkowicie odmawiając jej posłuszeństwa. Była tylko dzieckiem i nie chciała tego robić. Wiedziała, że to złe, ale co jej pozostało? Siorpnęła nosem i wierzchem dłoni wytarła mokre policzki, a potem odepchnęła się od murku i przeszła na drugą stronę uliczki, za wszelką cenę starając się zostać niezauważoną. Schowała zaciśnięte w pięści dłonie do kieszeni dżinsów i powolnym krokiem ruszyła w kierunku straganu, z którego coraz intensywniej docierały do niej smakowite zapachy. Kiedy ponownie zaburczało jej w brzuchu, instynktownie przystanęła, jakby bała się, że ten odgłos zdradzi jej obecność, nic takiego jednak się nie stało. Kobieta zajęta była obsługiwaniem klienta, a później zabrała się za rozwiązywanie krzyżówek, siadając tyłem do dziewczynki na jakimś podniszczonym stołeczku, kompletnie nie zwracając uwagi na błąkającą się w pobliżu Lię. To mogła być jej jedyna szansa. Możliwość, że ktoś ją przyłapie była albo żadna, albo wręcz ogromna, zależy jak na to spojrzeć,. Mimo wszystko musiała spróbować, bo nie miała zupełnie nic do stracenia, a doskwierający od wczoraj głód, coraz dobitniej dawał o sobie znać wywołując falę mdłości i zawrotów głowy.
    ______Oddychając szybko i nierówno, zrobiła kilka niepewnych kroków, stając tuż pod straganem i mając bochenek pachnącego, świeżutkiego chleba właściwie na wyciągnięcie ręki. Przełknęła ostrożnie ślinę i niepewnie uniosła drobniutką rączkę w stronę pieczywa, a wtedy czyjaś duża, silna dłoń, chwyciła ją stanowczo za nadgarstek. Przestraszona całą sytuacją, uniosła wielkie brązowe oczy na stojącego przed nią postawnego mężczyznę z gęstymi czarnymi włosami i ciemnymi, pełnymi ciepła tęczówkami. Pokręcił delikatnie głową i odwrócił się do sprzedawczyni, a Lia była pewna, że za chwilę oberwie jej się za to, co chciała zrobić. Opuściła pokornie głowę i zaczęła cicho płakać, czekając na krzyki i obelgi pod swoim adresem, ale stało się coś zupełnie przeciwnego.
    ______– Poproszę jeden bochenek – powiedział mężczyzna głębokim głosem i wyjął z kieszeni portfel, odliczając drobne. Lia uniosła zaskoczony wzrok i wpatrywała się w niego wystraszonymi oczami, podczas gdy On uśmiechnął się serdecznie do kobiety, zapłacił i odebrał starannie zapakowany chleb. – Dziękuję, do widzenia – pożegnał się i nie mówiąc nic więcej poprowadził dziewczynkę kilka metrów od stoiska. Zatrzymał się i przykucnął przed nią, uważnie wpatrując się w jej duże oczy. – Nigdy więcej tego nie rób – polecił stanowczym tonem, a Lia posłusznie pokiwała głową, pospiesznie wycierając mokre od łez policzki. Mężczyzna wyciągnął chleb i ułamał połowę, podając jej i uśmiechając się ciepło. – Weź – poprosił. Patrzyła na niego niepewnie, ale głód, który czuła był silniejszy od wszystkiego innego, więc wyciągnęła dłoń i chwyciła pieczywo. Usiadła na krawężniku i zaczęła pałaszować w pośpiechu, jakby bała się, że mężczyzna jednak za chwilę zmieni zdanie. Usiadł obok niej, wciąż uśmiechając się przyjaźnie i z rozbawieniem pokręcił głową. – Jedz spokojnie, bo się rozchorujesz – powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu w uspokajającym geście. Przez chwilę siedzieli tak w całkowitym milczeniu, dopóki Lia nie zjadła całego kawałeczka. – Jak masz na imię? – zapytał w końcu, wpatrując się w nią mądrymi oczami.
    ______– Lia – odparła nieufnie i tak cicho, że z trudem ją usłyszał.
    ______– Ignacio. – przedstawił się, wyciągając ku niej spracowaną dłoń, a kiedy ujęła ją niepewnie, uśmiechnął się i spojrzał jej w oczy z wyraźnie malującą się troską. – Prowadzę ośrodek dla dzieci z miasteczka. Tutaj niedaleko, pewnie słyszałaś? – zagadnął pochwytując spojrzenie jej sarnich oczu. Lia skinęła głową w milczeniu i objęła kolana ciasno ramionami, wspierając o nie brodę. – Przyjdź kiedyś – poprosił, uśmiechając się do niej szczerze, gdy przeniosła na niego przygaszony wzrok, w którym mimo wszystko jednak rozbłysło milion pełnych nadziei iskierek…


    Valle de Sombras, wrzesień 2003 r.

    ______Wpadła wystraszona i obolała do szatni w ośrodku Ignacia. Na szczęście było na tyle późno, że praktycznie wszystkie dzieciaki wróciły do domów, albo spały na łóżkach polowych, które załatwił Sanchez. Nie chciała by ktoś ją zobaczył w takim stanie, więc zamknęła za sobą cicho drzwi i powolnym krokiem podeszła do lustra, choć każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej trudność i jeszcze większy ból. Oparła się o umywalkę drżącymi i poobcieranymi dłońmi, ukryła poobijaną twarz za kaskadą posklejanych, blond włosów, nie mogąc pojąć dlaczego to wszystko ją spotyka. Co takiego zrobiła, że przyszło jej zapłacić za nieswoje błędy? Jej jedynym przewinieniem było to, że przyszła na ten świat i często zastanawiała się, dlaczego właściwie matka ją urodziła. Nie była przecież nikomu do niczego potrzebna.
    ______Zakryła dłonią spierzchnięte usta i nie mając siły dłużej ustać na nogach, osunęła się na kolana, a potem oparła głowę o starą metalową szafkę. Odetchnęła kilka razy głęboko chcąc uspokoić oddech, wytarła mokre od łez policzki i skrzywiła się, kiedy unosząc rękę poczuła nieznośny ból pleców.
    ______Była tak oszołomiona i wykończona, że nawet nie zorientowała się, że ktoś zmierza w kierunku szatni. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich nie kto inny, jak sam Ignacio. W pierwszej chwili zmarszczył brwi chcąc zapewne zapytać, co tu robi sama o tej porze, ale kiedy dostrzegł porozdzieraną na plecach i pokrytą szkarłatnymi plamami koszulkę Lii, przełknął powoli ślinę i podbiegł do niej w ułamku sekundy. Ujął jej twarz w swoje silne dłonie i ostrożnie zajrzał jej w oczy, jakby chciał ocenić, czy oby na pewno jest przytomna i świadoma tego co się wokół niej dzieje.
    ______– Co się stało? – zapytał spokojnie i cicho, nie chcąc w żaden sposób jej wystraszyć. Lia spuściła wzrok i pokręciła przecząco głową, a potem skuliła się w sobie i podciągnęła kolana pod brodę, mimowolnie krzywiąc się przy najmniejszym ruchu. Jęknęła z bólu, a łzy niczym grochy znów popłynęły jej po policzkach. – Pozwolisz mi zobaczyć? – zapytał, wskazując na jej plecy, ale gdy tylko uniosła na niego przerażony wzrok, przez moment wahając się nad odpowiedzią, westchnął. – Byłem lekarzem – wyznał czując, że w ten sposób może do niej dotrzeć i przekonać ją by pozwoliła sobie pomóc. Ona jednak przez nieskończenie długą chwilę wpatrywała się w niego wielkimi, brązowymi i pełnymi bólu oczami, uparcie nadal milcząc. Ignacio nie naciskał i cierpliwie czekał, aż w końcu Lia skinęła niepewnie głową za zgodę i sztywniejąc na całym ciele, pozwoliła Sanchezowi zerknąć na swoje rany.


    Valle de Sombras, czerwiec 2006 r.

    ______Weszła do mieszkania i od razu uderzył ją odór alkoholu i chmura papierosowego dymu. Skrzywiła się nieznacznie i zamknęła za sobą drzwi podchodząc do obdrapanego kuchennego stołu, który jakiś czas temu zdążyła odmalować. Nic jednak tu nie trzymało się dłużej niż kilka miesięcy, kiedy przewijało się tylu facetów, a matka nigdy nie dbała o to, by cokolwiek tu wyglądało przynajmniej przyzwoicie. Nie mówiąc już o tym by cokolwiek naprawić czy zadbać o czystość. Lia sama musiała wypełniać te obowiązki, jeśli chciała mieszkać w cywilizowanych warunkach. Do tego jednak zdążyła się już przyzwyczaić.
    ______Usiadła na skrzypiącym drewnianym krześle i otworzyła kopertę z rachunkiem, który wyjęła właśnie ze skrzynki. Kiedy zobaczyła kwotę, westchnęła i potarła czoło. Cieszyła się, że Nacho załatwił jej pracę w pobliskim warsztacie, inaczej za nic w świecie nie byłoby jej stać na pokrycie podstawowych wydatków. Dzięki temu miały z matką prąd, wodę i gaz, ale tą kobietę nie interesowało skąd jej niepełnoletnie dziecko ma środki na takie rzeczy. Miało być i już.
    ______Lia westchnęła i podniosła się z krzesła, wsuwając złożony na pół rachunek do tylnej kieszeni jeansów, po czym skierowała się do swojego pokoju. Przeszła przez salon, w którym na kanapie leżała półprzytomna matka w jakieś starej sukience, z potarganymi włosami i rozmazanym już dwudniowym makijażem. Wokół walały się puste butelki po alkoholu, a w popielniczce tlił się jeszcze niedopalony papieros. Lia podeszła do stolika i zgasiła niedopałek krzywiąc się i machając ręką przed twarzą, kiedy dym wdarł się prosto do jej nozdrzy. Zakasłała kilka razy, bo gardło zaczęło ją nieprzyjemnie drapać, po czym weszła do swojego pokoju i zamknęła za sobą cicho drzwi. Stanęła na palcach i chwyciła stojącą na najwyższej półce książkę. Stare wydanie „Przeminęło z wiatrem” w twardej oprawie, w której od kilku miesięcy chowała pieniądze na rachunki, po tym jak matka znalazła jej kryjówkę pod materacem, pod parapetem, pod łóżkiem, w szkatułce, w szafie i za biurkiem. Kiedy przekartkowała książkę zamarła. Przełknęła głośno ślinę i ponowiła czynność jeszcze dwa razy. Pomyślała, że może przez pomyłkę wsunęła banknoty pomiędzy inne strony, ale nadal nie mogła ich znaleźć. Chwyciła, więc książkę za okładkę i zaczęła nią machać nad podłogą, modląc się by pieniądze, które tam schowała wypadły. Nic takiego jednak się nie stało. Warknęła wściekła i rzuciła książką o przeciwległą ścianę, przesuwając dłońmi po twarzy. Krew w niej zawrzała, bo była pewna, że matka i tą kryjówkę znalazła, ale jakim cudem wiedziała, w której książce szukać, skoro Lia miała ich kilkadziesiąt na półce? Zacisnęła palce w pięści i wyszła z pokoju kierując się wprost do salonu. Odrzuciła gwałtownie koc, którym niedbale była okryta matka.
    ______– Gdzie są pieniądze na rachunki? – warknęła, wwiercając się w matkę spojrzeniem pełnym furii.
    ______– Nie ma – zaśmiała się [link widoczny dla zalogowanych] i nieporadnie usiadła na kanapie, odpalając niedopalonego papierosa, którego chwilę wcześniej zgasiła Lia. – Były mi potrzebne to wzięłam, jasne? – spojrzała na córkę błędnym wzrokiem i wzruszyła ramionami, trzymając fajka między zębami. Lia wyrwała jej papierosa i upuszczając go na ziemię, przydeptała butem.
    ______– Zarabiam pieniądze na opłaty, a nie na twoje ćpanie i alkohol – wyrzuciła jej Lia, a matka łypnęła na nią gniewnie i zmrużyła oczy.
    ______– Mieszkasz u mnie, korzystasz z łazienki, lodówki, prądu i tego wszystkiego, co tu masz – powiedziała wyniośle wskazując palcem dookoła.
    ______– Korzystam z tego, bo na to pracuję. Gdyby nie to, nie byłoby ani wody, ani żarcia w lodówce, nie mówiąc już o ogrzewaniu i prądzie – zaczęła wyliczać na palcach coraz bardziej wściekła, ale Pilar prychnęła tylko obojętnie na te słowa.
    ______– To mój dom i robię, co chcę – wzruszyła ramionami, przesuwając dłonią po odrobinę już przetłuszczonych włosach. – Potrzebowałam forsy to sobie ją wzięłam i jak będę chciała wziąć następnym razem to również to zrobię, a ty zamknij dziób, bo nie masz nic do gadania. Jak będę chciała to przyniesiesz mi pieniądze w zębach, a jak będzie mi mało to pójdziesz i zarobisz na ulicy, bo do niczego innego się nie nadajesz, rozumiemy się? – wysyczała przez zęby, mierząc w nią palec z długim niezadbanym paznokciem.
    ______– Po moim trupie – wycedziła Lia, patrząc na matkę z wyzwaniem. – Na co ci były te pieniądze? – zapytała, rzucając szybkim spojrzeniem na stolik. W oka mgnieniu chwyciła pełną jeszcze torebkę z białym proszkiem i zamachała nim matce przed oczami. – Na to? – wypluła z siebie, na co Pilar posłała jej ostrzegawcze spojrzenie i próbowała jej wyrwać torebeczkę.
    ______– Nie twój zasrany interes! – krzyknęła. Lia popatrzyła na matkę z furią w ciemnych oczach i nie zastanawiając się dłużej, ruszyła szybkim krokiem do kuchni. – Ani mi się waż, po przetrącę ci łapy, gówniaro! – ostrzegła, ale Lia była tak wściekła, że nie zwracała uwagi na krzyki matki. Podeszła do zlewu i odkręciła kurek z wodą, po czym otworzyła woreczek i wysypała całą zawartość do odpływu zanim matka zdążyła do niej doskoczyć. Poczuła silne szarpnięcie za włosy, a potem wpadła na drewniany stół, który zachwiał się pod jej ciężarem, by chwilę później Lia usłyszała trzask nadłamywanego starego drewna. Na podłogę upadła pusta szklanka rozbijając się na miliony kawałków. Zanim Lia zdążyła się otrząsnąć, Pilar chwyciła drewniane krzesło i z całej siły uderzyła córkę w kręgosłup. Lia jęknęła z bólu i zacisnęła powieki, kiedy przed oczami zrobiło jej się ciemno, a łzy same popłynęły po policzkach. Zachłysnęła się powietrzem i osunęła na podłogę. Matka zamachnęła się po raz kolejny, ale Lia na tyle szybko na ile była w stanie, weszła na czworakach pod stół, a krzesło z impetem uderzyło w mebel, łamiąc się na drobne.
    ______– Ja cię nauczę posłuszeństwa, pyskata zdziro! – warknęła Pilar i chwyciła leżącą na podłodze nogę od krzesła. Lia przeczołgała się po skrzypiącym i zaniedbanym drewnianym parkiecie w kierunku drzwi, nie zwracając nawet uwagi na to, że odłamki szkła ranią jej dłonie. Kiedy próbowała wstać, żeby jak najszybciej uciec z mieszkania poczuła znów silne szarpnięcie za włosy, a później mocne uderzenie w plecy i ramię, a gdy spojrzała na matkę zobaczyła w jej oczach nienawiść i dojmującą chęć dokonania mordu. Wyglądała jak obłąkana, do której rzeczywistość przestała docierać.
    ______– Nie rób tego, mamo – błagała szeptem dławiąc się łzami, ale matka zdawała się jej nie słyszeć. Uderzyła po raz kolejny, a Lia skuliła się w sobie mając w głowie jedną myśl. Musiała wyjść z tego cało i w tej chwili już nie tylko dla siebie.
    ______Leżała skulona na podłodze, podczas gdy matka nie przestawała uderzać. Łzy strumieniami płynęły jej po policzkach, a ból był tak nieznośny, że nie była w stanie się ruszyć. Była gotowa się poddać i pozwolić by matka ją zmaltretowała. Przez jedną wątłą chwilę była gotowa czekać na najgorsze, bo wiedziała, że Pilar Blanco być może ocknie się dopiero, kiedy ją zatłucze. Jęknęła z bólu i zacisnęła mocniej powieki, kiedy znów otrzymała silny cios w okolice kręgosłupa, a później nerek.
    ______Nie mogła biernie czekać.
    ______Nie mogła się przecież poddać, do cholery. Nie teraz i nie w taki sposób.
    ______Zamrugała kilkakrotnie, starając się odzyskać ostrość widzenia i odruchowo obejmując się ramionami za brzuch, odwróciła się do matki tyłem. Rozejrzała się panicznie szukając czegokolwiek, co może jej w tej chwili pomóc, ale jedyne, co znajdowała się w zasięgu jej wzroku to była stojąca przy komodzie stara lampa. Kiedy matka po raz kolejny zamachnęła się na nią, zebrała w sobie ostatki sił i przeczołgała się do celu, powodując tym samym, że nieskoordynowane ruchy matki, nie nadążyły za nią i chybiła. Szybko jednak odzyskała rezon i kiedy córka wyciągnęła dłoń, by chwycić za nogę lampy, kopnęła ją w żebra. Lia krzyknęła, zaciskając mocniej powieki, a kiedy przed oczami stanęły jej czarne plamy, odetchnęła głęboko i napędzana determinacją, sięgnęła w końcu po lampę. Po swoją jedyną deskę ratunku. Zwykłą, cholerną lampę!
    ______Szarpnęła nią mocno i na oślep pchnęła wprost na stojącą nad nią kobietę, która przestała być jej rodziną już dawno temu. Pilar zachwiała się od uderzenia i zatoczyła na stół. Zamroczona alkoholem, nie była w stanie utrzymać się w pionie, więc upadła na podłogę, a Lia zacisnęła szczękę i podpierając się na dłoniach, mimo przeszywającego ją bólu, zdołała się unieść na tyle, by chwytając za krawędź komody, stanąć na nogi. Oparła się ramieniem o ścianę i oddychając ciężko, otworzyła zasuwę, wychodząc z mieszkania. Słyszała za sobą jeszcze wściekły głos matki, ale adrenalina sprawiła, że całkowicie odcięła się od rzeczywistości. Nie czuła nawet bólu, tylko co sił w nogach zbiegła po schodach, potykając się po drodze, wpadła na otwarte drzwi od kamienicy i nie czekając dłużej wyleciała z impetem na ulicę. Ostatnie, co pamiętała to nadjeżdżający samochód, a potem ciemność…


    Valle de Sombras, październik 2006 r.

    ______– Nie mogę! – warknęła wściekle, kiedy chcąc zrobić kolejny samodzielny krok, poczuła potworny ból w dole pleców, a nogi całkiem odmówiły współpracy, mimo jej usilnych starań. Gdyby nie obecność Nacho, który w porę zdążył chwycić ją silnymi ramionami, wylądowałaby na podłodze jak szmaciana lalka. – Mam dość na dzisiaj! – rzuciła zdławionym głosem i pokręciła bezradnie głową, gdy po policzku spłynęło jej kilka niekontrolowanych łez.
    ______– Spróbuj jeszcze raz – poprosił spokojnym, wyważonym tonem, pomagając jej utrzymać równowagę.
    ______– Nie chcę! – warknęła, łypiąc na niego groźnie zaszklonym wzrokiem. Ignacio pozostał jednak niewzruszony i uporczywie wpatrywał się w nią ciepłym i zatroskanym spojrzeniem. – Nie zmuszaj mnie, do cholery! To i tak nic nie daje! – załkała, uciekając spojrzeniem.
    ______Nacho westchnął ciężko i podsunął jej wózek, ale kiedy chciał pomóc jej usiąść, odepchnęła jego dłonie z irytacją i sama zupełnie nieporadnie usadowiła się na siedzeniu, krzywiąc się przy tym z bólu, a potem zacisnęła kurczowo dłonie na chodziku przed sobą.
    ______– Lia… – zaczął, ale pokręciła energicznie głową i cisnęła chodzikiem w bok, rozklejając się jak małe dziecko.
    ______– Mam dość! Na co te moje wysiłki, codzienne ćwiczenia skoro nie widać rezultatów? – spytała sfrustrowana, nawet nie próbując ukryć płynących po policzkach łez. – Po co to wszystko, Nacho? – wyszeptała z rezygnacją, przymykając powieki i opadając na oparcie wózka. Ignacio kucnął przed nią i ujął delikatnie jej podbródek, zwracając jej twarz ku sobie.
    ______– Lia musisz być cierpliwa – odezwał się opanowany tonem, ściągając na siebie jej smutne spojrzenie, a kiedy w końcu spojrzała mu w oczy zobaczyła w nich nadzieję i determinację, której jej brakowało. – Jesteś uparta jak mało kto, wytrzymałaś tak wiele i chcesz się teraz poddać? – spytał, uśmiechając się ciepło i próbując żartem rozładować przygnębiający nastrój. Lia wzruszyła ramionami i siorpnęła cicho nosem, nerwowo ścierając łzy z twarzy.
    ______– Daję z siebie wszystko, wciąż próbuje, ćwiczę, staram się i co? Nic, oprócz tego, że potwornie boli – poskarżyła się łamiącym głosem, marszcząc przy tym brwi i umykając spojrzeniem.
    ______– Ból to cena, jaką płacimy za siłę, więc nie poddawaj się, gdy boli – odezwał się Ignacio, a Lia przeniosła na niego niepewny wzrok, zakładając włosy za ucho. – Jesteś silna, zawsze byłaś i to się nie zmieni, więc walcz, bo masz, o co, dziewczyno – upomniał strofującym tonem, ale kiedy znów na niego spojrzała, uśmiechnął się krzepiąco, ściskając ją za dłoń. Tym jednym, spontanicznym i prostym gestem dał jej do zrozumienia, że w nią wierzy i cały czas będzie przy niej, bez względu na wszystko. – Spróbujesz jeszcze raz? – spytał po chwili milczenia. Lia zagryzła policzek od środka wahając się przez moment, aż w końcu zrobiła głęboki wdech i patrząc mu głęboko w oczy, skinęła głową na zgodę.


    Valle de Sombras, kwiecień 2009 r.

    ______Szła do domu po resztę swoich rzeczy, jakie tam zostawiła, zanim na stałe przeniosła się do ośrodka Ignacia. Na ulicy zaraz przed wejściem do kamienicy stało czarne i piekielnie drogie BMW z przyciemnionymi szybami, co zwróciło uwagę Lii nie tylko jako początkującego mechanika, ale przede wszystkim dlatego, że takich samochodów nie widywało się na ulicach Valle de Sombras chyba, że należały akurat do kolekcji rodziny Barosso. Ostatni raz omiotła wzrokiem lśniącą gablotę, a potem wbiegła do klatki i pokonując po dwa stopnie drewnianych, starych schodów, skierowała się na piętro, na którym mieściło się mieszkanie matki. Kiedy jednak miała zamiar wejść do środka, nagle usłyszała czyjeś podniesione głosy, więc zamarła w bezruchu i przygryzając policzek od wewnątrz, uważnie nasłuchiwała. Wyglądało na to, że u matki znów był jakiś mężczyzna i pewnie Lii zbytnio by to nie zdziwiło, bo nie było to nic nowego, gdyby nie to co usłyszała, a co skutecznie zatrzymało ją w miejscu przed drzwiami mieszkania.
    ______– Uważasz mnie za idiotę? – warknął mężczyzna, a po chwili do uszu Lii dotarł dźwięk tłuczonej szklanki i mocne uderzenie w ścianę, a wtedy Pilar zaczęła głośno szlochać i panicznie błagać o litość.
    ______– Obiecuję ci, że to ostatni raz – powiedziała drżącym głosem, starając się zapewne uspokoić wściekłego mężczyznę.
    ______– No w to akurat nie wątpię – zaśmiał się kpiąco. – Następnego razu nie będzie, rozumiesz? – wycedził przez zęby i Lia znów usłyszała coś na kształt uderzenia ciała o ścianę.
    ______– Tttaaakk… rozumiem. Zdobędę te pieniądze – zapewniła Pilar z histerią w głosie.
    ______– Nie licz na żadną działkę dopóki nie zobaczę forsy – stwierdził, a Lia usłyszała jak chodzi po pomieszczeniu uderzając o i tak trzeszczącą podłogę ciężkimi butami.
    ______– Nie rób mi tego, błagam cię… Chociaż jedną… proszę – błagała kobieta, a Lia niemal widziała oczami wyobraźni jak matka płaszczy się przed tym mężczyzną upada na kolana i błaga go o działkę, trzęsąc się przy tym jak osika. Przymknęła powieki i oparła się czołem o drzwi, powstrzymując łzy gniewu cisnące jej się do oczu.
    ______Nie rozumiała wtedy jak matka mogła się tak poniżać, tylko po to by dostać ten cholerny przezroczysty woreczek z białym proszkiem. Była uzależniona i nawet, jeśli Lia jako dziecko miała nadzieję, że matce uda się z tego wyjść, szybko ją straciła. Bolało ją, że nic nie może zrobić i było jej wstyd, że ma za rodzica kogoś takiego jak Pilar Blanco, która matką dla niej nigdy nie była i nawet nie chciała być.
    ______– Jesteś żałosna – burknął mężczyzna. – Nie ma z ciebie żadnego pożytku. Nawet rozkładając nogi niewiele zarobisz. Do burdelu się nie nadajesz, jedynie na ulicę, więc lepiej znajdź te pieniądze, bo następnym razem nie będę taki grzeczny – zapewnił wypluwając niemal każde słowo z pogardą.
    ______– Zrobię co zechcesz, przysięgam – załkała głośno. – Poza tym… – zaczęła się jąkać, po czym siorpnęła nosem i odchrząknęła, gdy głos załamał jej się od ciągłego płaczu. – Mam córkę. Zawsze możesz wziąć sobie ją – dodała nieco bardziej ożywiona, a Lia odsunęła się od drzwi jak oparzona. W jednej chwili poczuła się tak, jakby ktoś wymierzył jej porządnego kopniaka w brzuch. Nie mogła złapać tchu, bo wciąż nie była w stanie uwierzyć w to co usłyszała. Nie raz doświadczała z ręki matki okrucieństwa, nie jeden raz Pilar dobitnie udowadniała jej jak niewiele znaczy dla niej córka, nie mówiąc już o tym, by żywiła do Lii jakiekolwiek ciepłe uczucia, bo o matczynej miłości Lia mogła zapomnieć. Oparła się bezwładnie plecami o ścianę i pochyliła do przodu, starając się uregulować oddech i szalejące w piersi serce. Przywykła do tego, że matka traktowała ją jak zło konieczne, ale co musiała mieć zamiast serca, żeby zaproponować im coś takiego. Chciała sprzedać nawet własną córkę, za narkotyki.
    ______Lia pokręciła głową i zacisnęła powieki, a jedna samotna łza, którą za wszelką cenę chciała powstrzymać i spłynęła jej po policzku. Jak z oddali usłyszała tylko krzyk matki i mężczyznę, który zagrzmiał wściekle.
    ______– Jesteś zwykłym śmieciem, jeśli jesteś gotowa sprzedać własną córkę… – reszty Lia już nie usłyszała, bo zaczęła biec ile sił w nogach, byle tylko znaleźć się jak najdalej od tego miejsca, od tych ludzi i od przeszłości. To był ostatni raz, kiedy zapłakała nad matką. Nigdy więcej tego nie zrobiła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 17, 18, 19  Następny
Strona 5 z 19

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin