|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:57:12 21-08-16 Temat postu: |
|
|
Natuś, nic takiego się nie dzieje, przecież wiem, że czytasz Wszystko się okaże, a Neal jeszcze trochę Was podenerwuje i to jedyne co mogę zagwarantować
Monia, nie mogło być inaczej
Haha... no tak, tylko że praca nad Agentami zajęła nam dobrych kilka miesięcy, a gdybym miała to sama ogarnąć, to nie wiem ile by to trwało, bo tam jest dużo wątków, dużo puzzli które na sam koniec muszą do siebie ładnie pasować. Ale kto wie, może kiedyś jeszcze agenci zawitają na forum |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:05:38 21-08-16 Temat postu: |
|
|
Byłoby naprawdę fajnie poczytać jeszcze kiedyś o dalszych losach naszych agenciaków ale domyślam się, że pracy z tym co nie miara, jak i z każdym dziełem. Rozważ jednak ten pomysł, bo jest bardzo dobry |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:08:30 28-08-16 Temat postu: |
|
|
Aguś tydzień minął, a tu nic nowego nie ma ? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:42:53 03-09-16 Temat postu: |
|
|
Przepraszam za ten poślizg, ale tydzień był tak koszmarny, że - za przeproszeniem - nie miałam czasu pierdnąć ;) O agentach na pewno pomyślę, a co z tego myślenia wyjdzie, to się okaże. A tymczasem zapraszam na kolejny rozdział tutaj :D
______ Audrey sięgnęła po pocztę, którą zostawiła jej na biurku sekretarka i przejrzała ją pobieżnie. Nie była w stanie na niczym się skupić, bo jej myśli wciąż krążyły wokół tego, co wydarzyło się minionego wieczora.
______ Umówiła się z Nealem. Chciała z nim porozmawiać, wyjaśnić dlaczego postanowiła nie sprzedawać domu i naprawdę sądziła, że uda im się dojść do porozumienia. Problem w tym, że Neal nie chciał słuchać i przyjąć do wiadomości pewnych faktów, w związku z czym rozmowa szybko przerodziła się w kolejną kłótnię, po której Audrey wylądowała w jakimś barze. Miała już serdecznie dość wszystkiego, chciała odreagować i choć przez chwilę nie myśleć o tym, ile i co w ostatnim czasie na nią spadło. Samotnie wypiła kilka drinków przy barze, odprawiając przy tym z kwitkiem paru namolnych, potencjalnych adoratorów, a kiedy miała już dość odganiania się od nich, jak od natrętnych much, zapłaciła i wyszła z lokalu, przez chwilę zastanawiając się co ze sobą począć. Nie miała ochoty wracać do Ellie, bo wiedziała, że jeśli ta zobaczy ją w takim stanie, zacznie zadawać pytania, na które nie było prostej, jednoznacznej odpowiedzi. W mieszkaniu, które wynajmowała, też wolała się nie pokazywać, by nie spotkać tam Neala i oszczędzić sobie prawdopodobnie kolejnej kłótni.
______ Zadzwoniła do Tony’ego.
______ Czekając na niego, usiadła na pobliskim murku, pozwalając by chłodny, wieczorny wiatr smagał jej twarz, rozwiewał włosy i myśli. Gdy po kilkunastu minutach usłyszała znajomy warkot silnika, a jej oczom ukazało się tak dobrze jej znane [link widoczny dla zalogowanych], uśmiechnęła się do siebie. Czasem było jej aż głupio, że tak go wykorzystywała, wiedząc, że nigdy jej nie odmówi. Wiedziała, że być może krzywdzi tym ich oboje, ale nie potrafiła się powstrzymać. Tony był chyba jedyną osobą, której bezgranicznie ufała i która trwała przy niej niezależnie od wszystkiego, wspierając ją na każdym kroku, o nic nie pytając i niczego nie oczekując.
______ Silnik zamilkł, a Audrey niemal słyszała jak jej serce zaczyna gwałtownie łomotać w piersi. Tony, ubrany w biały t–shirt, jasne, poprzecierane jeansy i czarną skórzaną kurtkę, w świetle ulicznych latarni prezentował się męsko, dziko i diabelsko seksownie. A może to tylko alkohol mącił jej w głowie?
______ – Znowu pokłóciłaś się z tym gamoniem? – spytał, zmierzając w jej stronę pewnym krokiem.
______ Audrey skinęła niewyraźnie głową i opuściła wzrok, zaciskając dłonie na krawędzi murka, po obu stronach swoich bioder. Tony podszedł do niej bez słowa, bezceremonialnie wcisnął się między jej uda, odziane w opięte jeansy i wsunął palec wskazujący pod jej brodę, zmuszając, by na niego spojrzała. Kiedy nic nie odpowiedziała, pokręcił głową z dezaprobatą i odetchnął głęboko.
______ Przygryzła dolną wargę, wpatrując się, jak w wyrocznię, w jego przystojną, pokrytą kilkudniowym, ciemnym zarostem twarz. Był po piwie, a może nawet dwóch i z całą pewnością niewiele spał, bo miał przekrwione białka, ale był przy niej i jak zwykle robił to, co powinien był robić Neal. Położył silne, szerokie dłonie na jej biodrach, by pomóc jej zeskoczyć, a ona ochoczo przylgnęła do niego ciasno i zaśmiała się histerycznie, czując się dokładnie tak, jak wtedy, gdy zrobił to pierwszy raz, dobrych kilka lat temu. I tak jak wtedy, powoli zsunęła się po jego wysportowanym ciele, nie odrywając przy tym spojrzenia od jego cudownie błyszczących oczu.
______ – Zawiozę cię do domu – powiedział, stawiając ją na ziemi.
______ – Nie chcę jechać do domu – odparła, opierając się czołem o jego tors. – Chcę zniknąć. Przestać czuć, przestać myśleć, przestać użerać się z całym tym gównem, które otoczyło mnie ze wszystkich stron i zaczyna dusić. Nie mam już siły, Tony. Chcę żeby to wszystko się wreszcie skończyło.
______ – Nie pleć bzdur. Upiłaś się na marudno i wszystko wydaje ci się do d**y – mruknął, ujmując jej twarz w swoje dłonie i zaglądając w ciemne tęczówki. – Kiedy jutro obudzi cię słońce, świat od razu wyda ci się piękniejszy – dodał, trącając ją palcem wskazującym w czubek nosa. – Chodź – powiedział, obejmując ją w pasie i prowadząc do swojego auta. Pomógł jej wsiąść i zapiął jej pas po czym obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą.
______ Przez całą drogę żadne z nich nie odezwało się nawet słowem, ale nim dojechali do domu Tony’ego, Audrey zdążyła już nieco wytrzeźwieć. Nie czekała aż otworzy jej drzwi, wysiadła sama, a potem bez jego pomocy, ramię w ramię z nim, pewnym krokiem szła wąskim chodnikiem w stronę jego domu. Na schodach Tony przepuścił ją przodem, a gdy weszła do środka, zamknął za nimi drzwi i zatrzymał się na środku salonu, wsuwając dłonie w kieszenie swoich jeansów. Wyraźnie czuła na sobie jego palące spojrzenie, ale z pełną premedytacją postanowiła je zignorować, tym bardziej, gdy jej wzrok padł na stojącą na kominku fotografię. Przygryzła dolną wargę i wsunęła dłonie w tylne kieszenie swoich spodni.
______ – Wciąż je masz – westchnęła, wpatrując się w roześmiane zielone oczy blondynki, stojącej po prawej stronie Tony’ego.
______ – Julie je bardzo lubiła – powiedział cicho, ściągając skórzaną kurtkę i rzucając ją niedbale na fotel. – Ja zresztą też mam do niego sentyment – dodał, podchodząc bliżej i spoglądając na fotografię nad ramieniem Audrey. W przeciwieństwie do niej, nie patrzył jednak na blondynkę, ale na stojącą po lewej stronie szatynkę o urzekających, czekoladowych tęczówkach, z uroczymi rumieńcami na policzkach, których on sam był sprawcą. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, sięgając pamięcią do tamtego dnia.
______ – Brakuje ci jej – bardziej stwierdziła niż spytała Audrey, przenosząc spojrzenie na stojącą obok ślubną fotografię, z której uśmiechali się do niej Tony i dokładnie ta sama blondynka. – Gdyby było inaczej już dawno ułożyłbyś sobie życie na nowo – dodała cicho.
______ – Dobrze wiesz, dlaczego się ożeniłem – warknął Tony, oschłym, oziębłym wręcz tonem, zaciskając nerwowo szczęki, aż w jego policzkach pojawiły się pulsujące dołeczki.
______ – Musimy do tego wracać? – spytała, odwracając się przodem do niego i spoglądając mu błagalnie w oczy, podczas gdy on patrzył na nią, jakby właśnie rozbierał ją wzrokiem. Odruchowo cofnęła się w głąb salonu, ale Tony, niczym drapieżnik przygotowujący się do ataku, ponownie zrobił kilka kroków w jej stronę. Zatrzymał się tuż przed nią, chwycił pasemko jej włosów i zaglądając jej w oczy, przesunął je między palcami. Serce załomotało jej w piersi dokładnie tak, jak tamtego dnia, gdy zostało zrobione zdjęcie, stojące na kominku. Gdy w jej nozdrza wdarł się jego prowokujący zapach, będący mieszanką nikotyny, chmielu, miętówek i orzeźwiającej wody po goleniu, wiedziała, że przegra to starcie. Jej wzrok bezwiednie zsunął się na jego wargi, do których bez zastanowienia sięgnęła ostrożnie, jakby chciała tylko przekonać się czy wciąż smakują tak, jak to zapamiętała. Tony nie zareagował w żaden sposób; nie oddał pocałunku ani jej nie odepchnął, jedynie w typowo samczy sposób przyjmując to, co sama postanowiła mu dać. Rozochocona, sięgnęła ponownie do jego ust, tym razem całując śmielej i zuchwale przesuwając językiem między jego wargami.
______ O’Donnell mruknął przeciągle, jak zranione zwierzę, gdy wessała jego dolną wargę do jego ust i przygryzła ją zębami. Objął ją silnym ramieniem w pasie i naparł na nią swoim ciałem, zmuszając do zrobienia kilku kroków w tył, aż uderzyła łydkami o kanapę. Wspierając jedną dłoń o oparcie, drugą podtrzymał jej plecy i ułożył ją na niej, samemu wygodnie lokując się między jej udami. Audrey, ani na moment nie odrywając się od jego ust, chwyciła brzeg jego koszulki, gorączkowo podciągając ją do góry. Złapał ją wtedy za nadgarstki i przygwoździł je do kanapy po obu stronach jej głowy. Przez chwilę wpatrywał się w jej w oczy nieprzytomnym, dzikim spojrzeniem, a potem pokręcił głową bez przekonania.
______ – Czego chcesz, Audrey? – spytał, uśmiechając się gorzko, a potem podniósł się gwałtownie i przesunął dłonią po twarzy i włosach. – Seksu bez zobowiązań? Przyjaźni z bonusem? – spytał, spoglądając na nią znad ramienia. Wybacz, ale to nie dla mnie. Już nie – zakończył i nim zdążyła powiedzieć cokolwiek, chwycił swoją kurtkę i wyszedł…
______ Ciche pukanie do drzwi wyrwało ją z rozmyślań. Zacisnęła nerwowo szczęki i przewróciła oczami z irytacją. Nie miała ochoty na kolejną bezproduktywną wymianę z Nealem, który zdawał się mieć klapki na oczach i nie docierały do niego żadne racjonalne argumenty, a już zwłaszcza, jeśli w żaden sposób nie pasowały do tego, co akurat sobie wymyślił, a nikogo innego się nie spodziewała.
______ – Proszę – bąknęła, nie odrywając oczu od dokumentów, które starała się właśnie upchnąć w skórzanej aktówce, a wśród których było kilka prac nadesłanych przez debiutantów, marzących o tym, by ktoś wydał ich dzieła. Dawno już przestała się łudzić, że znajdzie wśród nich bestseller, którego tak bardzo potrzebowało wydawnictwo, ale czułaby się źle sama ze sobą, gdyby do nich nie zajrzała. Zawsze też starała się odpisywać autorom, dając kilka cennych wskazówek na przyszłość i zastanawiała się, dlaczego ci nigdy potem nie przysyłali już swoich prac do jej wydawnictwa. Być może byli aż tak przekonani o swojej doskonałości, że przyjęcie krytyki było ponad ich siły.
______ Gdy drzwi zaskrzypiały, podniosła wzrok, przybierając na twarz wystudiowaną maskę opanowanej, silnej kobiety. Jej usta drgnęły lekko na widok mężczyzny, który stał w drzwiach uważnie jej się przyglądając, jakby wahał się czy na pewno powinien był przychodzić. Był wysoki i dobrze zbudowany, jego przystojną twarz o silnych rysach pokrywały nieliczne, drobne zmarszczki, a jasne włosy były już przyprószone siwizną. Jak na swój wiek, trzymał się jednak doskonale i pozostawał naprawdę atrakcyjnym mężczyzną, za którym wciąż oglądały się kobiety.
______ – Witaj, Audrey – przywitał się schrypniętym, głębokim półgłosem, uśmiechając się serdecznie, a jego szare tęczówki błysnęły ciepłym blaskiem.
______ – Witaj, Russell. Przepraszam, że zostawiam wszystko na twojej głowie. Znowu – westchnęła przewracając oczami. Miała wyrzuty sumienia, że znów coś jest dla niej ważniejsze niż podupadające wydawnictwo, będące dziedzictwem po jej zmarłym ojcu, ale [link widoczny dla zalogowanych] nigdy, w żaden sposób, nie dał jej odczuć, że ma do niej jakiekolwiek pretensje, a wręcz przeciwnie. – Jestem okropną wspólniczką.
______ – Każdy ma w życiu własne priorytety – powiedział, zamykając za sobą drzwi. Zdecydowanym krokiem podszedł do biurka Audrey i przysiadł na brzegu. – Rozumiem, że rodzina jest dla ciebie ważniejsza. Każdy na twoim miejscu postąpiłby tak samo.
______ – Nie każdy – mruknęła bardziej do siebie niż do niego, a gdy odpowiedziała jej pełna napięcia cisza, wsparła się dłońmi o blat swojego biurka i na chwilę zwiesiła nisko głowę, ukrywając twarz za kaskadą ciemnych włosów. W końcu zrobiła głęboki wdech i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. – Twój syn ciągle robi mi wyrzuty – poskarżyła się, ale zaraz pokręciła głową i uśmiechnęła się przepraszająco, zdając sobie sprawę, że nie powinna rozmawiać z ojcem swojego chłopaka o kłopotach w ich związku.
______ – Naprawdę nie jesteście w stanie ze sobą porozmawiać i dojść do jakiegoś porozumienia? – spytał Russell, wlepiając w nią przenikliwe spojrzenie, jakby chciał wyczytać z jej oczu i twarzy prawdę, jakakolwiek by ona nie była, nim córka jego najlepszego przyjaciela, i miał nadzieję, że również przyszła synowa, odpowie coś wymijająco.
______ Audrey westchnęła cicho i opadła miękko w swój fotel, przez chwilę odważnie patrząc Russellowi w oczy. W końcu pokręciła głową z rezygnacją i sięgnęła do [link widoczny dla zalogowanych], które z siostrami sprawiły kiedyś ojcu zupełnie bez okazji, wprawiając w ruch metalowe kulki.
______ – Może niepotrzebnie mówiłam o sprzedaży domu po rodzicach i narobiłam mu nadziei – zaczęła cicho po chwili. – Rozumiem, że Neal może czuć się zawiedziony tym, że nagle zmieniałam zdanie, ale, do cholery, to jest mój rodzinny dom, jedyne co mi zostało po rodzicach oprócz tego wydawnictwa. Sądziłam, że Neal mnie zrozumie, ale on ma całkiem inne zdanie na ten temat – jęknęła, spoglądając bezradnie na skupioną twarz swojego rozmówcy. – Czasem zastanawiam się dlaczego w ogóle się z nim związałam – dodała po chwili, umykając spojrzeniem i siąknęła cicho nosem.
______ – Nie skreślaj go – poprosił Howard, sięgając po jej dłoń i przykrywając ją swoją własną. Delikatnie, szorstkim kciukiem pogładził jej gładką skórę, a gdy udało mu się ściągnąć na siebie jej zaszklone spojrzenie, uśmiechnął się łagodnie. James Coleman był jego serdecznym przyjacielem, niemal bratem, któremu tuż przed śmiercią przyrzekł, że zajmie się jego rodziną i za wszelką cenę pragnął dotrzymać złożonej obietnicy.
______ Audrey przygryzła policzek od wewnątrz i odchyliła się na oparcie swojego fotela. Wciąż wpatrując się w jego szare tęczówki, nagle poczuła, że ogarnia ją spokój choć jeszcze przed chwilą czuła wyraźnie, że krew w jej żyłach zaczyna wrzeć ze złości.
______ – Nie skreślam go. Ja po prostu zaczynam przekonywać się, że zupełnie do siebie nie pasujemy. Widać mamy w życiu inne priorytety – dodała, uśmiechając się gorzko i na powrót przywdziewając maskę silnej kobiety. Wysunęła dłoń z uścisku Russela i zerknęła na złoty zegarek, zdobiący jej lewy nadgarstek.
______ – Naprawdę nie jesteście w stanie schować dumy do kieszeni i dojść do porozumienia?
______ – Nie wiem, Russ, to nie zależy już tylko ode mnie – odparła Audrey, podnosząc się ze swojego fotela. – Przepraszam cię, ale spieszę się na spotkanie z adwokatem.
______ – Wiadomo już coś? – spytał Russell, ale Audrey tylko przecząco pokręciła głową. Nie zamierzała w sprawę Lacey wtajemniczać nikogo więcej niż to było konieczne. – Gdybyś czegokolwiek potrzebowała…
______ – Wiem, dziękuję – odparła, spoglądając mu w oczy, w których zobaczyła naprawdę szczerą troskę. – Pójdę już, przejrzę te bestsellery, które Mellisa zostawiła mi na biurku i wpadnę może pod koniec tygodnia – oznajmiła służbowym tonem, po czym szybkim, zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę drzwi.
______ – Audrey… – zawołał za nią Russell, a kiedy spojrzała na niego przez ramię, z pełnym przekonaniem dodał: – Ojciec byłby z ciebie dumny.
______ Uśmiechnęła się na pożegnanie i szybko opuściła gabinet, starając się po drodze nie rozkleić. Wierzyła w szczerość słów i intencji Russella i naprawdę cholernie pragnęła usłyszeć od kogoś, że jest z niej dumny, ale kiedy w końcu to się stało, wcale jej to nie podbudowało, a tylko jeszcze bardziej zdołowało.
______ Wsiadła w swoją ukochaną Mazdę, wsparła dłonie na kierownicy i przez chwilę siedziała tak nieruchomo, z głową odchyloną na zagłówek i przymkniętymi powiekami, pod którymi wzbierały łzy. Najchętniej wyjechałaby stąd gdzieś na drugi koniec świata i wróciła, kiedy wszystko się już wyjaśni i wróci do normy. Być może Neal miał rację, że zbyt wiele brała sobie na głowę i ciągle martwiła się o innych zamiast zatroszczyć się w pierwszej kolejności o siebie, ale taka już była i nawet jeśli czasem – tak jak teraz – miała cholernie dość wszystkiego, to nie wyobrażała sobie, by miała odwrócić się plecami do swoich sióstr i zajmować się wyłącznie swoimi sprawami, podczas gdy one borykały się z różnymi problemami. Były to problemy różnego kalibru, od tego najcięższego w przypadku Lacey, po zupełnie inne, jeśli chodziło i Riley i Ellie. Audrey nie była ślepa ani głupia. Noelle, odkąd wróciła, chodziła przygaszona, tłumacząc się albo zmęczeniem, albo zamartwianiem się o Lacey, a Riley po rozpadzie jej związku z Coltonem ograniczyła z nimi kontakty do niezbędnego minimum, a wszystkie te historie, jakie ukazywały się na jej temat w kolorowych gazetach, z całą pewnością nie były całkowicie wyssane z palca, musiało być w nich przecież jakieś ziarenko prawdy. Nie miała pojęcia jak pomóc siostrom, zwłaszcza, że one najwyraźniej uparcie postanowiły poradzić sobie ze wszystkim same, być może nie chcąc przysparzać jej dodatkowych zmartwień. Problem w tym, że to wcale jej nie pomagało i parszywie się czuła, widząc jak obie się męczą i nie mogąc nic z tym zrobić. Była gotowa przychylić im nieba, pomóc im w każdy możliwy sposób, ale wiedziała, i one najprawdopodobniej też, że aby im pomóc, najpierw musiała pomóc samej sobie, a nie miała pojęcia jak tego dokonać. Czuła, że jeszcze chwila, a wszystko to przygniecie ją do ziemi i bezlitośnie wgniecie w podłoże.
______ Lacey. To na niej powinna się skupić w pierwszej kolejności. Odetchnęła głęboko i przekręciła kluczyk w stacyjce, a po kilkunastu minutach była już w kancelarii mecenasa McBride’a. Teresy, uroczej, pełnej wigoru starszej pani, która pilnowała porządku w kancelarii, nie było za biurkiem, więc delikatnie zapukała do drzwi gabinetu. Gdy usłyszała stłumione „proszę”, niepewnie nacisnęła mosiężną klamkę i zajrzała do środka.
______ Logan McBride siedział za biurkiem, analizując jakieś dokumenty.
______ – Przepraszam, ale nie ma pani Teresy, a ja i tak jestem już spóźniona – zaczęła, uśmiechając się niewyraźnie.
______ Logan spojrzał na nią znad dokumentów i uśmiechnął się w wyćwiczony, swobodny sposób, gestem zapraszając ją do środka.
______ – Witam, panno Coleman – przywitał się, wychodząc zza biurka i podając jej dłoń. Jego zdecydowany, silny, a jednocześnie w jakiś sposób delikatny uścisk dłoni, sprawił, że w sekundę odrzuciła wszystkie natrętne myśli, kłębiące się jej do tej pory po głowie, całkowicie skupiając się na sprawie Lacey.
______ Kiedy wskazał na jeden z foteli przy okrągłym, szklanym stoliku, stojącym pod ścianą, zajęła miejsce i bez słowa patrzyła, jak sięga do szklanej gabloty i wyciąga z niej czarny segregator z wypisanym starannym i zdecydowanym charakterem pisma nazwiskiem „Coleman” na grzebiecie. Nim zajął miejsce obok niej, podszedł jeszcze do swojego biurka i podniósł słuchawkę telefonu.
______ – Tereso, proszę o dwie kawy… – urwał, spoglądając pytająco na Audrey, a gdy skinęła mu głową na zgodę, dokończył: – Jest u mnie panna Coleman, nie ma mnie dla nikogo… Dziękuję.
______ Audrey spięła się cała na dźwięk tych słów, czując, że nie mogą oznaczać niczego dobrego. Przymknęła powieki i nabrała powietrza w płuca, starając się przygotować na najgorsze, a gdy Logan zajął miejsce w fotelu po drugiej stronie stolika, spojrzała mu prosto w oczy.
______ – Nie będę pani oszukiwał – oświadczył bez zbędnych wstępów, kładąc segregator na stoliku. – Jest źle. Ta dziewczyna, Morgana Baker, zmarła w szpitalu.
______ Audrey wypuściła powietrze z ust ze świstem i złożywszy dłonie jak do pacierza, przyłożyła je do ust, wspierając łokcie o kolana.
______ – Tak naprawdę nie mamy nic, co mogłoby działać na korzyść pani siostry. Jeśli nie zacznie mówić… Przykro mi – dodał, gdy Audrey spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, z trudem powstrzymując łzy, które stanęły jej w oczach.
______ – Przecież ona nie mogła tego zrobić – powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego. Pochyliła się do przodu i wplotła palce w swoje gęste, ciemne włosy. – Co teraz? – spytała po chwili, wlepiając w niego pełne bólu i rozpaczy, błagalne spojrzenie. Nim jednak Logan zdążył otworzyć usta, by odpowiedzieć, w gabinecie pojawiła się [link widoczny dla zalogowanych], z tacą, na której wniosła kawę w drogim, porcelanowym serwisie. Ustawiła wszystko na stoliku i napełniła dwie filiżanki aromatycznym napojem.
______ Audrey podziękowała jej bladym uśmiechem.
______ – Będzie dobrze, drogie dziecko – zapewniła Teresa. – Logan nie takie sprawy już wygrywał.
______ McBride odchrząknął znacząco, ściągając na siebie spojrzenie swojej pracownicy i kręcąc głową z dezaprobatą. Teresa była dla niego jak matka i zawsze w niego wierzyła, a on zwykle jak kot spadał na cztery łapy i wygrywał sprawy, które zdawały się być nie do wygrania, ale tym razem wcale się na to nie zanosiło.
______ – Dziękuję, Tereso – powiedział cicho, a kiedy kobieta zniknęła za drzwiami, spojrzał na Audrey. – Czekamy na wyniki sekcji zwłok tej dziewczyny – oznajmił służbowym tonem. – Potem pewnie prokurator zechce porozmawiać z Lacey, ale odradzę jej składanie wyjaśnień. Tym bardziej, że sama niczego nie pamięta, a ja nie mam żadnych argumentów na jej obronę. Najlepiej gdybyśmy znaleźli jakiegoś świadka, ale to nie będzie łatwe. Byłem w dzielnicy, gdzie znajduje się mieszkanie pani siostry, próbowałem rozmawiać z tamtejszymi mieszkańcami, ale wszyscy nabierają wody w usta. Pani siostra też nie ułatwia mi pracy.
______ – Zdaję sobie z tego sprawę – westchnęła Audrey, sięgając po filiżankę i obejmując ją szczelnie dłońmi, wlepiła wzrok w taflę ciemnego jak jej oczy napoju, jakby chciała wyczytać z niej jakieś gotowe rozwiązanie.
______ – Czy Lacey kiedykolwiek wspominała o jakimś Niño?
______ – Niño? – zagadnęła, spoglądając na mecenasa, a wtedy Logan otworzył segregator na właściwiej karcie i pokazał jej zdjęcie chłopaka. Audrey przyjrzała mu się uważnie. Wydoroślał i zmężniał nieco od kiedy widziała go ostatnim razem, ale była pewna, że to on. – To Rodrigo Heredia. Lacey poznała go, gdy po poprzednim wyroku odrabiała prace społeczne w poprawczaku.
______ – Dobrze się znają?
______ – Zaprzyjaźnili się. Rodrigo był nawet u nas w domu kilka razy, a Lacey wyglądała na naprawdę przejętą jego losem. Przez moment sądziłam wtedy nawet, że moja siostra jednak wyjdzie w końcu na prostą – dodała, uśmiechając się gorzko. – Czy on coś wie? – spytała, podnosząc wzrok znad zdjęcia i spoglądając wprost w błyszczące tęczówki mecenasa. Dopiero teraz dostrzegła na jego twarzy wyraźne oznaki zmęczenia i niewyspania, ale miała przeczucie, że jego stan nie ma nic wspólnego ze sprawą Lacey. Tym bardziej była mu wdzięczna, że mimo własnych problemów, nie odmówił jej spotkania, gdy do niego zadzwoniła.
______ – Takie odniosłem wrażenie, gdy z nim rozmawiałem, ale chłopak ewidentnie boi się mówić.
______ – Boże… – jęknęła Audrey z rezygnacją i ponownie wlepiła wzrok w chłodną już kawę w swojej filiżance.
______ – Czy Lacey ma jakichś wrogów? Przyjaciół? Może chłopaka? – zapytał Logan, a ona w odpowiedzi jedynie ledwo zauważalnie wzruszyła ramionami, z trudem przełykając wielką gulę, jaka stanęła jej w gardle, kiedy uświadomiła sobie jak niewiele wie o swojej siostrze. Wyglądało na to, że cudem było to, że w ogóle znała jej adres.
______ Upiła łyk kawy i boleśnie zagryzła dolną wargę. Gdy jej uszu dobiegło delikatne pukanie, a chwilę potem w drzwiach pojawiła się Teresa, Audrey spięła się cała.
– Przepraszam, Logan, ale myślę, że to istotne – powiedziała kobieta, podając mecenasowi tekturową teczkę, po czym uśmiechnęła się przepraszająco i opuściła gabinet.
______ Logan odchrząknął lekko, przesuwając palcem wskazującym po dolnej wardze i przez chwilę wpatrywał się w logo instytutu medycyny sądowej, znajdujące się na teczce, jakby chciał poznać jej zawartość bez zaglądania do środka.
______ Audrey przyglądała mu się uważnie, przygryzając policzek od wewnątrz, gdy powoli otwierał teczkę i przeglądał kartka po kartce. Wiedziała, że to wyniki sekcji współlokatorki Lacey, bo z jakiego innego powodu Teresa przyniosła to akurat teraz, dodając, że to istotne? Nie chciała wyjść na wścibską, więc o nic nie pytała, a kiedy z twarzy mecenasa zniknęło napięcie, a kąciki jego ust uniosły się minimalnie ku górze, wypuściła z ust powietrze, które do tej pory przytrzymywała w płucach.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:58:47 03-09-16 Temat postu: |
|
|
No wreszcie! Kazałaś na siebie, a raczej rozdział czekać, ale jak zwykle było warto!
A już myślałam, że między Audrey a Tony'm do czegoś dojdzie i może dzięki temu zrozumie, że Neal to kompletna porażka. Choć z drugiej strony może i te słowa Tony'ego coś w niej ruszą - choć boję się, że przez to postanowi się odsunąć od niego jeszcze bardziej. Tymczasem, od początku zastanawiałam się czemu ona uparła się na związek z Neal'em a nie Tony'm kiedy tak jasno ją do niego ciągnęło (i vice versa), teraz zaczyna się pojawiać powód - choć jeszcze niezbyt klarowny.
Wygląda na to, że sprawa Lacey może się wyjaśnić, a zdecydowanie zmierza w dobrym kierunku, dlatego czekam z niecierpliwością! |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:44:50 06-09-16 Temat postu: |
|
|
Jak dobrze, że jednak wróciłaś z odcinkiem i to nie byle jakim, trzeba przyznać. Jestem zaintrygowana faktem, że Tony miał żonę. Chyba gdzieś coś przeoczyłam wcześniej albo co, bo tego jakoś się nie spodziewałam. Ech, i te jego relacje z Audrey... Też myślałam, że coś dobrego z tego wyniknie i Audrey się ogarnie, ale póki co chyba nie mam co na to liczyć.
Ciekawa jestem jak rozwiąże się też sprawa z Lacey, chyba jednak jakiś pozytywny akcent w tej sprawie się pojawił, przynajmniej wnioskuję tak z ostatniej sceny. Mam nadzieję, że tak będzie i że Lacey jednak się ogarnie po takich doświadczeniach. Zdecydowanie dość kłopotów spada na rodzinkę Colemanów.
Czekam oczywiście na ciąg dalszy, choć mam nadzieję, że tym razem uda się Ci szybciej coś wstawić |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:45:00 06-09-16 Temat postu: |
|
|
Zacznę od tego, że ogromnie się cieszę się, że wciąż tu jesteście, dzięki :*
Oczywiście niczego nie mogę potwierdzić ani niczemu zaprzeczyć. Jedyne co mogę obiecać to, że rozdział tym razem będzie szybciej, myślę że w piątek wieczorem, a najdalej w sobotę
Monia, niczego nie przeoczyłaś |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:53:48 07-09-16 Temat postu: |
|
|
tym bardziej więc nie mogę doczekać się weekendu |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:57:32 10-09-16 Temat postu: |
|
|
______ – Obiecaj mi, że z tym skończysz – rozkazała, wpatrując się w błękitne tęczówki swojej współlokatorki. – To nie może dłużej trwać.
______ – Stawiasz mi warunki?
______ – Nie. Po prostu nie mogę patrzeć, jak się staczasz – odparła, zaciskając dłonie w pięści z bezsilności tak mocno, że poczuła, jak paznokcie wrzynają się jej w skórę.
______ – Ja się staczam? Nie każdy tak jak ty, urodził się w pełnej, kochającej rodzinie i może sobie pozwolić na to, by dla kaprysu żyć przez miesiąc czy dwa na ulicy, a potem wrócić do ciepłego, pachnącego domu i zapomnieć o wszystkim. Ja nie mam dokąd wrócić – dodała, odważnie spoglądając jej w oczy. – To jedyne życie, jakie znam i ono się nigdy nie zmieni, bo to nie jest bajka, w której po kopciuszka przyjeżdża książę i żyją długo i szczęśliwie.
______ – Ty naprawdę nie rozumiesz o co mi chodzi – westchnęła, kręcąc głową z rezygnacją.
______ – O co?
______ – O to, że jesteś tanią dziwką i ćpunką – warknęła przez zaciśnięte zęby niemal z obrzydzeniem, ściągając na siebie wściekłe spojrzenie Vixie. – Naprawdę nie widzisz, że się staczasz? Z dnia na dzień bardziej.
______ – A ty jako cel życia obrałaś sobie nawrócenie mnie na właściwą drogę – zaśmiała się kpiąco. – Nie przyszło ci do głowy, że odpowiada mi taki styl życia?
______ – Dawanie d**y za działkę prochów, a potem chwila oderwania się od smutnej rzeczywistości na jakimś pieprzonym haju, dopóki w końcu któregoś dnia nie przedawkujesz? Tylko pozazdrościć takiego stylu życia!
______ – O co ci chodzi, do cholery? Jak ci się nie podoba, to wypierdalaj, nie będę cię tu trzymać siłą!
______ – Wal się, Vixie! – warknęła, chwytając swoją skórzaną kurtkę, po czym nie oglądając się za siebie wyszła z mieszkania, trzasnęła drzwiami bardziej niż to było konieczne…
______ – Pokłóciłyśmy się… – zdołała tylko wyszeptać nim głos uwiązł jej w gardle. Ukryła twarz w dłoniach, opierając się łokciami o blat odrapanego stolika i starając się za wszelką cenę nie rozkleić. Zacisnęła mocno powieki, ale łzy i tak spłynęły jej po policzkach, a w gardle stanęła wielka gula, utrudniająca oddychanie. Przełknęła z trudem, kiedy przed oczami mignął jej obraz ciała Vixie, leżącego nieruchomo na podłodze i tego cholernego noża, który trzymała w drżącej dłoni, gdy do mieszkania weszli sanitariusze.
______ Pokręciła głową w jakimś niemym proteście, jakby nie chciała dopuścić do siebie świadomości, że Vixie już nie ma. I nagle pękła w niej jakaś tama; nie potrafiła opanować szlochu i drżenia ciała.
______ Logan zacisnął nerwowo szczęki i przez chwilę przyglądał się jej bez słowa. Jego samego coś ścisnęło za serce, gdy widział ją w takim stanie. Była uparta, arogancka, nieokrzesana i wiele można jej było zarzucić, ale z całą pewnością nie to, że kogoś zabiła. Nie mogła tego zrobić, nawet przypadkiem, wiedział o tym zanim w ogóle zagłębił się w tą sprawę, a teraz, widząc jej reakcję na wiadomość o śmierci Vixie, jedynie utwierdził się w tym przekonaniu. Chwycił ją za nadgarstki i odsunął jej dłonie od twarzy, starając się wyłowić jej spojrzenie. Lacey jednak uparcie unikała patrzenia na niego, wyglądając przy tym, jakby toczyła jakąś walkę z samą sobą. Westchnął cicho i jedną ręką przytrzymał jej dłonie przy stoliku, a drugą wsunął pod jej podbródek, zmuszając by na niego spojrzała.
______ – Spójrz na mnie, Lacey – rozkazał łagodnym, ale stanowczym półgłosem, a gdy uniosła na niego zaszklone spojrzenie, odruchowo wyciągnął dłoń i zgarnął kosmyki włosów, które przykleiły się jej do mokrej twarzy. Drgnęła, gdy jego palce dotknęły jej skóry i odruchowo cofnęła się na swoim krześle, jakby chciała się wtopić w niewygodne, drewniane oparcie i zniknąć. Nadgarstkami pośpiesznie wytarła mokre policzki i odważnie spojrzała mu w oczy. Sięgnęła po leżący na biurku długopis i zaczęła nerwowo obracać nim między szczupłymi palcami. – Zacznij w końcu mówić, Lacey – poprosił cicho Logan, patrząc na nią w taki sposób, jakby chciał się upewnić, że z powrotem jest z nim ciałem i duchem w dusznym, obskurnym pokoju widzeń i dociera do niej sens wypowiadanych przez niego słów. Kiedy odruchowo jego wzrok powędrował do długopisu, którym się bawiła, kącik jego ust drgnął nieznacznie w ledwo zauważalnym uśmiechu. – Vixie miała całkiem pokaźną kartotekę. Wiem, w jaki sposób zarabiała na prochy. I wiem, że to nie ty ją zabiłaś.
______ Lacey zacisnęła mocniej palce na długopisie, przestając irytująco pstrykać włącznikiem. Siąknęła nosem i zmarszczyła podejrzliwie brwi, spoglądając na siedzącego po przeciwnej stronie stolika mecenasa. Był zmęczony i na pewno nie marzył o niczym innym, jak o tym, by położyć się do łóżka, a jednak zamiast leżeć w miękkiej, pachnącej pościeli, był tu z nią. I wciąż starał się jej pomóc, mimo wszystko; mimo tego, jak irytującą i nieskorą do współpracy klientką była i jak bardzo zdążyła już dać mu się we znaki.
______ Wlepiła ciemne spojrzenie w jego oczy, w których dostrzegła wreszcie jakiś wątły promyk nadziei dla siebie.
______ – Wiem, że tego nie zrobiłaś, ale jeśli mam cię stąd wyciągnąć, musisz mi pomóc – powiedział tonem, jednoznacznie wskazującym na to, że był bardziej pewny jej niewinności niż ona sama.
______ – Skąd ta pewność? – spytała, wciąż odważnie patrząc mu w oczy.
______ – Jesteś leworęczna – odparł, uśmiechając się cwano i wzrokiem wskazując na jej dłoń, w której wciąż trzymała długopis. – Na nożu są odciski twojej prawej dłoni – dodał, odchylając się na oparcie swojego krzesła. – Przyznasz, że to trochę nielogiczne i mało prawdopodobne, by osoba leworęczna chcąc kogoś zabić, chwytała narzędzie zbrodni w prawą dłoń. Rozumiem, że mogłoby się tak zdarzyć w ferworze walki, ale w waszym mieszkaniu nie było śladów szamotaniny czy bójki. Vixie musiała znać swojego oprawcę i to dosyć dobrze, skoro pozwoliła mu podejść tak blisko. Może to był jakiś jej klient albo diler? – zagadnął, ale Lacey jedynie wzruszyła ramionami, znów umykając wzrokiem przed jego spojrzeniem, a on poczuł, że zaczyna wzbierać w nim wściekłość. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego panna Coleman jest tak uparta i nie chce współpracować. Był dobrym prawnikiem, owszem, ale nie był cudotwórcą i bez jej pomocy, nie był w stanie wyczarować dowodów na jej niewinność. – Poza tym prócz krwi Vixie, na nożu są jeszcze inne ślady krwi i to z całą pewnością nie jest twoja krew – dodał, ściągając na siebie jej spojrzenie.
______ – To znaczy…
______ – Że ktoś musiał się skaleczyć, zadając cios Vixie.
______ – To mógł być jeden z fagasów Vixie i mógł się skłaczyć kiedykolwiek, niekoniecznie tamtego dnia – zauważyła przytomnie.
______ – To w tej chwili jest nasza linia obrony – oświadczył mecenas tonem, jednoznacznie wskazującym, że ta kwestia nie podlega dyskusji. – Gdy prokurator przyjdzie cię przesłuchać, odmówisz składania wyjaśnień i dopóki nie dowiemy się czegoś więcej, będziesz milczeć, jasne?
______ Lacey skinęła twierdząco głową i znów zaczęła bawić się długopisem, wpatrując się w przedmiot nieobecnym wzrokiem.
______ – Powiedziałaś, że się pokłóciłyście – zaczął po chwili Logan, a ona przytaknęła jedynie skinieniem głowy, nie zaszczycając go przy tym nawet przelotnym spojrzeniem. McBride nie znosił, gdy traktowano go jak powietrze albo jakiegoś natrętnego owada, a przez chwilę tak właśnie się poczuł. Wstał ze swojego krzesła i podszedł do zakratowanego, niewielkiego okna. Wsunął dłonie w kieszenie eleganckich, szarych spodni i zacisnął je w pięści, wpatrując się w wirujące drobinki kurzu, które wyraźnie dało się dostrzec w smugach promieni słońca nieśmiało wdzierających się do tej nory przez okno. Ściągnął łopatki, a potem poruszył głową na boki, by choć trochę rozruszać obolałe mięśnie karku. – Opowiedz mi o niej – poprosił.
______ Lacey spojrzała na niego i przygryzła policzek od wewnątrz, zastanawiając się dlaczego Logan McBride nagle zapragnął poznać Vixie i to teraz, kiedy jej już nie było. Oparła piętę o siedzisko krzesła. Przyciągnęła kolano do piersi i mocno objęła je ramionami, gdy złapała się na tym, że nie potrafi oderwać oczu od mecenasa; od jego wąskich bioder, na których eleganckie spodnie leżały bardziej niż idealnie, uwydatniając jego wysportowany tyłek; od napiętych mięśni na jego przedramionach, które ginęły pod niedbale podwiniętymi do łokci rękawami białej koszuli; od szerokich ramion, w których… Potrząsnęła głową, ganiąc się w duchu za to, w jakie rejony zapuściły się jej myśli i boleśnie zagryzła dolną wargę, z trudem odrywając wzrok od mecenasa i skupiając go na rozcięciu w swoich spodniach, z którego zaczęła wyskubywać pojedyncze nitki.
______ – Gdzie i kiedy się poznałyście? – spytał Logan,wciąż stojąc do niej tyłem, choć wyraźnie poczuł na sobie jej spojrzenie.
______ – Na ulicy, Sherlocku – odparła Lacey, uśmiechając się gorzko i kryjąc się znów za wystudiowaną maską arogancji i cynizmu.
______ Logan pokręcił głową z dezaprobatą i odetchnął głęboko, tłumiąc narastające w nim poczucie frustracji.
______ – Jak bardzo byłyście sobie bliskie?
______ – Pytasz czy miałyśmy romans?
______ Nie odpowiedział tylko ponad ramieniem zerknął na nią, od razu pochwytując spojrzenie jej ciemnych oczu. Lacey zaśmiała się histerycznie i przyciągnęła do piersi drugie kolano. Zerknęła gdzieś w bok i z rezygnacją przeczesała swoje długie włosy palcami.
______ – Pokłóciłyście się o faceta?
______ – Nie… to znaczy właściwie… – urwała, wciąż patrząc w bok, jakby na odrapanej ścianie chciała przeczytać gotowe odpowiedzi na wszystkie pytania McBride’a, nawet te, o których jeszcze nie pomyślał, że mógłby je zadać. Westchnęła cicho i siąknęła nosem, gdy oczy znów zapiekły ją od napływających łez. – Vixie nigdy nie była święta, ale ostatnio sięgnęła dna. Zaczęła sprzedawać się za działkę prochów – dodała niemal z obrzydzeniem. – Coraz więcej ćpała, piła i pozwalała się rżnąć coraz bardziej obleśnym dziadom, żeby tylko zarobić więcej na prochy.
______ – A ty? – spytał Logan, odwracając się przodem do niej i powoli podchodząc do stolika. Lacey uniosła brwi i spojrzała mu w oczy pytająco. – Ćpałaś i piłaś razem z nią? – spytał, wspierając się dłońmi o blat stolika i lekko pochylając w jej stronę, ale Lacey miała nieodparte wrażenie, że wcale nie pytał o narkotyki i alkohol.
______ – Nie pieprzyłam się za hajs, jeśli o to chciałeś spytać.
______ Logan zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem, na moment odwracając wzrok od wpatrujących się niego odważnie ciemnych tęczówek.
______ – Sądziłem, że znasz mnie już na tyle, by wiedzieć, że nie mam problemu z mówieniem wprost tego, co myślę – powiedział, na powrót pochwytując jej spojrzenie i zajmując miejsce na swoim krześle. – To samo dotyczy zadawanych przeze mnie pytań. Jeśli pytam czy ćpałaś i piłaś razem z nią, to tylko to mnie interesuje.
______ Lacey zazgrzytała nerwowo zębami i zabębniła palcami w blat stolika.
______ – Zdarzało mi się zapalić skręta i wypić trochę za dużo. Vixie miała cały arsenał przeróżnych używek, ale jakoś nigdy nie odważyłam się sięgnąć po cokolwiek więcej niż marihuana. Nie jestem głupia i wiem, że z tej drogi trudno zawrócić.
______ – To jakim cudem tamtego feralnego dnia, jak twierdzisz, urwał ci się film? Zawartość alkoholu w twojej krwi wynosiła nieco ponad jeden promil. To nie jest jeszcze stężenie, powodujące utratę świadomości.
______ – Skoro jesteś na bieżąco z wynikami badań, jakie mi wówczas zrobili, to powinieneś wiedzieć, że nie byłam pod wpływem narkotyków – warknęła. – I nie kłamałam, kiedy broniłeś mnie poprzednim razem. Tamte prochy, które wtedy przy mnie znaleźli, nie były moje – uprzedziła jego pytanie, odważnie patrząc mu w oczy.
______ – Znałaś już wtedy Vixie? – zapytał, a Lacey jedynie skinęła twierdząco głową. – Miałyście jakichś wspólnych znajomych, z którymi, nazwijmy to, imprezowałyście regularnie?
______ – Przez nasze mieszkanie przewijało się wiele osób, najczęściej fagasów, z którymi puszczała się Vixie, ale nigdy nie urządzałyśmy meliniarskich imprez.
______ – A Rodrigo Heredia? Widziałaś się z nim tamtego dnia?
Lacey zmrużyła oczy i zagryzła dolną wargę. Znów zabębniła palcami w blat stolika, potem potarła dłonią czoło.
______ – Kiedy wyszłam z mieszkania po kłótni z Vixie, wydaje mi się, że minęłam go na schodach.
______ – Wiedział o waszym zapasowym kluczu?
______ – Sądzisz, że to on? To niemożliwe.
______ – Muszę sprawdzić każdą możliwość. Klucz oddałem do laboratorium, może uda się z niego ściągnąć jakieś odciski – oznajmił, po czym zamilkł na dłuższą chwilę. Nie lubił owijać w bawełnę, ale Lacey była wyraźnie przybita wiadomością o śmierci Vixie, a on nie chciał kopać leżącego. Coś jednak właśnie zaświtało mu w głowie i musiał zadać jedno, niezbyt przyjemne pytanie. – Lacey – zaczął łagodnie, ściągając na siebie jej spojrzenie. – Czy jest możliwe, że ktoś wrzucił ci do alkoholu pigułkę gwałtu?
______ – Co?! – Lacey podniosła się ze swojego krzesła tak gwałtownie, że najpierw z impetem uderzyło o ścianę za jej plecami, a potem przewróciło się na posadzkę. – Pigułkę gwałtu? – spytała, spoglądając mecenasowi w oczy, a gdy skinął twierdząco głową, kilka razy przeszła tam i z powrotem wzdłuż pokoju, nerwowo pocierając czoło palcami.
______ – To by tłumaczyło twoją dziurę w pamięci. Kwas gammahydroksymasłowy jest bezbarwny, nie ma zapachu ani smaku i dobrze rozpuszcza się w wodzie, sokach i alkoholu. Zaczyna działać po 15–30 minutach od zażycia, a alkohol nasila jego działanie. Może powodować częściową albo całkowitą utratę przytomności oraz okresową amnezję obejmującą czas działania tabletki – wyrecytował fachowym tonem. – We krwi pozostaje około ośmiu godzin, a w moczu około dwunastu, dlatego może go nie być w wynikach twoich badań.
______ – Chryste… – jęknęła Lacey. Oparła się plecami o ścianę i powoli osunęła na zimną posadzkę, ukrywając twarz w dłoniach i starając się stłumić szloch, wyrywający się jej z piersi.
______ Logan zacisnął nerwowo szczęki i przeklął w myślach. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do niej. Podniósł jej krzesło, a potem kucnął obok niej i chwycił ją za ramiona.
______ – Wstań – poprosił, ale Lacey tylko przecząco pokręciła głową.
______ – Pamiętam, że z mieszkania poszłam do pobliskiego baru i spędziłam tam całkiem sporo czasu – wychlipała. – Nie pamiętam kiedy i jak stamtąd wyszłam, ani w jaki sposób znalazłam się w mieszkaniu, z tym cholernym nożem w dłoni przy nieprzytomnej Vixie.
______ – Był tam ktoś jeszcze? Może spotkałaś w barze jakiegoś znajomego?
______ Lacey wzruszyła ramionami, wsunęła palce w gęste włosy i przesuwając dłonie na tył głowy, zaplotła je na karku, spoglądając bezradnie na Logana.
______ – Czy ktoś może mieć powód, żeby cię w to wszystko wrobić?
______ – Nie wiem – wyszeptała, a czując, że łzy znowu cisną się jej do oczu, przymknęła powieki i odchyliła głowę, opierając ją o zimną ścianę. Rozpaczliwie, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej odkąd znalazła się w tej popieprzonej sytuacji, pragnęła teraz by ktoś ją przytulił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze, ale nie była głupia. I jeśli na początku w pewien sposób nawet bawiło ją to wszystko, łącznie z udawaniem, że kogoś kryje, to teraz z pełną mocą dotarło do niej, w jak bardzo beznadziejnej sytuacji się znalazła. Vixie nie mogła już jej obronić, powiedzieć wszystkim, że to jakaś cholerna pomyłka, że to nie ona wsadziła jej nóż pod żebra. Morgana Baker odeszła, jak zwykle, pozostawiając po sobie bajzel, który Lacey miała posprzątać, jak robiła to już nieraz. Problem w tym, że miała dziurę w pamięci i nie była w stanie w żaden sposób poskładać w jedną sensowną całość tych wszystkich kawałków układanki, którą z właściwym sobie rozmachem w jednej chwili rozpieprzyła Vixie. Lacey niczego nie pragnęła teraz bardziej, jak tego, by ten koszmar skończył się jak najszybciej, a jedyną osobą, która mogła poskładać te puzzle i wyciągnąć ją z tego szamba był Logan. Tylko on mógł to wszystko odkręcić w jakiś cudowny sposób, a przynajmniej taką miała nadzieję. Objęła się ciasno ramionami i spojrzała w jego jasne tęczówki, szukając w nich nadziei i pocieszenia.
______ – Możesz mnie przytulić? – spytała drżącym głosem. Nim uświadomiła sobie, że wypowiedziała to na głos, Logan bez słowa protestu przygarnął ją do siebie i zamknął w swoich silnych ramionach.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:38:25 10-09-16 Temat postu: |
|
|
Uhh ... i co można napisać po takim rozdziale? Chyba nic. Sama nie wiem co zrobiłabym na miejscu Lacey, bo choć z jednej strony nie traktowała tego na początku zbyt poważnie, tak teraz cała świadomość tego do niej dotarła i jeżeli nie będzie mieć w kimś wsparcia to może nie być zbyt dobrze. Pozostaje jedynie czekać jak się ta sprawa rozwiąże |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:59:45 10-09-16 Temat postu: |
|
|
Dubel?
Ostatnio zmieniony przez moniadip91 dnia 0:10:43 11-09-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:59:48 10-09-16 Temat postu: |
|
|
No właśnie, co można napisać po takim rozdziale ?
Wreszcie sytuacja Lacey zaczyna nabierać troche sensu. Ciekawe kto tak bardzo nie lubił jej, że wplatal ją w morderstwo. I dobrze, że wreszcie rozumie powagę
A Logan....
Czekam na next z niecierpliwością
Ostatnio zmieniony przez moniadip91 dnia 0:09:42 11-09-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:38:33 11-09-16 Temat postu: |
|
|
Ja też w zasadzie nie mogę Wam tu nic napisać, poza tym, że mam nadzieję, że uda mi się Was jeszcze zaskoczyć w sprawie Lacey i nie tylko |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:20:13 24-09-16 Temat postu: |
|
|
Kiedy pojawi się tu coś nowego ? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:00:03 25-09-16 Temat postu: |
|
|
Jestem okropna, wiem, przepraszam. Poza zabieganiem i przesileniem jesiennym, przez które załapałam jakieś zniechęcenie do wszystkiego, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Zapraszam na rozdział :)
______ Otworzyła swojego laptopa i uruchomiła pocztę. Jak zwykle pełno tam było spamu i wiadomości od różnych „dziennikarzy”, które już dawno nie tylko przestała traktować poważnie, ale w ogóle otwierać. Powinna zatrudnić jakiegoś agenta albo asystentkę, która zajęłaby się tym wszystkim i być może sprawiła, że jakimś cudem jej kariera ruszyłaby wreszcie z miejsca, ale nigdy nie lubiła, gdy ktoś decydował za nią i zawsze wszystko chciała mieć tylko we własnych rękach. Teraz jednak coraz częściej zastanawiała się czy nie powinna była rzucić tego wszystkiego w diabły.
______ Mozolnie zaznaczała wiadomości, jedna za drugą, a kiedy jej wzrok zatrzymał się na „Stai bene?”* w temacie wiadomości, nie musiała nawet patrzeć na adres widniejący w polu „od”, by wiedzieć, że jej autorem jest nie kto inny, jak Vanny Terzani. Otworzyła maila i szybko przebiegła wzrokiem po tekście, w którym język angielski w uroczy sposób mieszał się z włoskim, a z którego biła prawdziwie szczera troska. Giovianni był naprawdę wspaniałym kumplem, który od początku troszczył się o nią jak starszy brat, a w tej chwili był chyba jedyną przyjazną jej osobą w całym tym wielkim światku.
______ Uśmiechnęła się lekko, w polu tematu wpisując „Sto bene :)”**. Napisała jeszcze kilka zdań, ale nim kliknęła „wyślij”, zabrała się za przeglądanie zdjęć, umieszczonych w załączniku do wiadomości. Kolejny raz była oczarowana i całkowicie powalona na łopatki tym, jakie cuda potrafił stworzyć Vanny. Z fotografii zrobionych przez niego zawsze biły jakaś magia i tajemnica, a gdy patrzyło się na nie – niezależnie od tego, czy były to zdjęcia kolejnych modelek, czy pejzaże albo po prostu martwa natura – miało się wrażenie, że mają własną duszę, swoją niepowtarzalną historię i przesłanie, które mogli dostrzec tylko nieliczni. Musiała nieskromnie przyznać, że tylko na zdjęciach zrobionych przez Giovanniego podobała się samej sobie i uważała, że wygląda na nich lepiej niż w rzeczywistości, choć Terzani zarzekał się, że nigdy nie obrabiał jej fotografii w żadnych programach graficznych. Może powinna była zająć się modelingiem zamiast aktorstwem?
______ Podparła brodę na dłoni, kliknęła w następną fotografię i momentalnie zrzedła jej mina, a dobry nastrój, który miała po przeczytaniu wiadomości od Giovanniego prysł w jednej chwili jak bańka mydlana. Przygryzła policzek od wewnątrz i odchyliła się na oparcie krzesła, nie odrywając oczu od zdjęcia na monitorze. Colton z nosem w jej włosach i ustami lekko rozchylonymi tuż przy małżowinie jej ucha, spoglądał w obiektyw tym swoim wszechwiedzącym, aroganckim, lodowatym, a jednocześnie pełnym ognia, drapieżnym spojrzeniem. Szeroką dłoń trzymał na jej płaskim brzuchu, przyciskając ją ciasno do swojego nagiego torsu, a drugą zaciskał w pięść na brzegu zapiętej jedynie na dwa guziki na wysokości piersi, męskiej koszuli, którą miała na sobie, jakby miał zamiar lada moment ją z niej zedrzeć. Pamiętała, że serce tłukło jej wówczas w piersi jak oszalałe, a uporczywe mrowienie w dole brzucha zaczynało utrudniać oddychanie. Była pewna, że rumieńce na jej policzkach, które uchwycił obiektyw Vanny’ego, to nie jest efekt makijażu, odpowiedniego światła ani komputerowej obróbki; zdradzały ją jej własne, zamglone pożądaniem oczy, którymi spoglądała wtedy w obiektyw.
______ Przymknęła powieki i zrobiła kilka głębokich wdechów, starając się wyrzucić z głowy wszystkie obrazy z tamtego dnia i tamtej sesji, kiedy za wszelką cenę starała się być profesjonalistką i w żaden sposób nie dać po sobie poznać, że jej ciało wciąż zbyt mocno reaguje na bliskość Coltona i jego samcze sztuczki. Popełniła błąd, wpuszczając go ponownie do swojego życia i pozwalając sobie na tamtą jedną chwilę słabości i zapomnienia, gdy przyszedł do jej garderoby. Wszystkie uczucia, które od momentu rozstania udało jej się zdusić w sobie i zepchnąć w najciemniejsze i najbardziej odległe zakamarki świadomości, wróciły wówczas ze zdwojoną siłą, bezlitośnie przygniatając ją swoim ciężarem. Sama siebie skazała na te tortury, ale wiedziała, że niezależnie od tego jak trudne by to miało być, musi wziąć się w garść. Nie może przecież unikać go w nieskończoność i uciekać przed nim w ramiona innych, często dość przypadkowych, mężczyzn.
______ Kiedy poczuła szczupłe ramiona, oplatające jej szyję, a zaraz potem chłodne usta, wyciskające całusa na jej policzku, przełknęła z trudem i odchrząknęła cicho.
– Jesteś śliczna, Riley – powiedziała zupełnie szczerze Ellie, wpatrując się w monitor. – I nawet ten pajac za twoimi plecami nie jest w stanie zepsuć tego obrazka swoją obecnością w kadrze.
______ Riley zaśmiała się cicho i uniosła lekko głowę, kątem oka zerkając na siostrę. Cmoknęła ją przelotnie w policzek i pogładziła dłonią jej przedramię, znów wracając spojrzeniem do monitora swojego laptopa.
______ – Co się dzieje? – spytała Noelle po chwili, obchodząc krzesło, na którym siedziała jej siostra i opierając się biodrami o blat biurka, wlepiła w zafrasowaną twarz Riley czujne, przenikliwe spojrzenie, a kiedy ta w dalszym ciągu uparcie milczała, jeszcze raz zerknęła na zdjęcie. – Ty wciąż coś do niego czujesz – bardziej stwierdziła niż spytała, wracając spojrzeniem do twarzy siostry i krzyżując przedramiona na piersiach.
______ – Jestem słaba, Ellie – mruknęła Riley. – Najsłabsza z naszej czwórki – westchnęła, spoglądając na siostrę zbolałym spojrzeniem. Taka była prawda, nie potrafiła wyrzucić z serca Coltona i zupełnie nie radziła sobie z tym, że związał się z inną kobietą. Przez całe życie uciekła, najpierw przed problemami, które zaczęła sprawiać Lacey, przed odpowiedzialnością za siostry i za to, co zostało im po rodzicach, a teraz przed Coltonem, samą sobą i tym co czuła, jednocześnie goniąc przy tym za czymś, czego być może nigdy nie będzie dane jej mieć. W końcu była gotowa przyznać to sama przed sobą i to był jedyny plus w całej tej sytuacji.
______ – Nie pleć bzdur – upomniała Noelle, sięgając po jej dłoń i splatając z nią palce. – Każda z nas ma inne problemy, inaczej układa sobie życie, ale to nie znaczy, że któraś jest słabsza. Poza tym, razem poradzimy sobie ze wszystkim – zapewniła, uśmiechając się promiennie, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się na krótką chwilę. – Zobaczysz, że wszystko się w końcu ułoży – dodała, a gdy wzrok Riley umknął w stronę monitora, wolną dłonią zamknęła laptopa i lekko pociągnęła siostrę za rękę. – Chodź ze mną.
______ Riley spojrzała na nią podejrzliwie, ale w końcu wstała z krzesła i pozwoliła Ellie prowadzić się po starych, drewnianych schodach na poddasze. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy przed jej oczami rozciągnął się widok, który tak dobrze pamiętała z dzieciństwa. Wszyscy chłopcy w sąsiedztwie mieli domki na drzewie, a one miały swoją [link widoczny dla zalogowanych] na poddaszu. Fortecę, którą własnymi rękami urządzili dla nich ojciec z dziadkiem. Przez chwilę miała wrażenie, jakby cofnęła się w czasie i znów była beztroską dwunastolatką, która razem z siostrami spędzała tu całe dnie, a często nawet noce. Wszystko wciąż było tu dokładnie tak, jak to zapamiętała sprzed lat. Wielkie łóżko przy oknie, w którym spały we cztery, wciąż było przykryte narzutą w paski, naprzeciwko stał wielki, drewniany regał, na którym ustawione były lalki, pluszaki i całkiem sporo książek, a tuż obok czarna tablica, która służyła im najczęściej do gry w kalambury i wielki, starodawny kufer, na którego wieku ułożone były ozdobne poduszki, by mógł pełnić rolę siedziska, a w którym matka chowała zawsze stroje, jakie szyła im na bale przebierańców, Halloween czy szkolne przedstawienia.
______ Gdy oczy zapiekły ją od wzbierających łez, mocniej ścisnęła dłoń Ellie, a ta natychmiast objęła ją ramionami i przytuliła mocno do siebie. Riley ochoczo przylgnęła do niej, zaciskając dłonie w pięści na jej koszulce. Do tej pory naprawdę nie zdawała sobie chyba sprawy z tego, jak bardzo tęskniła za domem, siostrami i normalnością; za prawdziwym ciepłem i szczerą troską, o których mogła jedynie marzyć, obracając się w wielkim świecie, wśród ludzi, którzy często nie widzieli niczego poza czubkiem własnego nosa.
______ Stały tak przez chwilę w ciszy, kołysząc się lekko, aż w końcu Riley odsunęła się od Ellie, ale tylko na tyle by móc zajrzeć jej w oczy.
______ – Mówiłam, że jestem najsłabsza? – zaśmiała się, wierzchem dłoni ocierając mokre policzki. – Rozklejam się przy byle okazji – dodała, starając się brzmieć beztrosko.
______ – Obiecuję, że nikomu nie powiem – powiedziała z pełną powagą Ellie, przykładając jedną dłoń do piersi, a drugą unosząc jak do przysięgi. – Wszystko, co zdarzy się tutaj, zostaje tutaj i nikt nie ma prawa o tym wiedzieć – szepnęła konspiracyjnie, jak za czasów, gdy były dziećmi, na co Riley parsknęła cichym, wesołym śmiechem i znów objęła ją mocno.
______ – Mówiłam ci już, Skrzacie, że cholernie za tobą tęskniłam? – spytała, znów zaglądając siostrze w oczy. Noelle przyłożyła palec do ust i spojrzała w drewniany sufit, udając, że się zastanawia.
______ – Chyba jeszcze nie – stwierdziła w końcu, mrugając do siostry z rozbawieniem. – A nawet jeśli tak, to możesz to powtórzyć jeszcze kilka razy.
______ – Nie ma sprawy – odparła Riley, trącając Noelle placem wskazującym w czubek nosa, po czym skierowała się w stronę kufra. Uklękła na podłodze, zdjęła zakurzone poduszki z wieka i otworzyła kufer. – Nie do wiary, że to wszystko wciąż tu jest – powiedziała, wyciągając zwiewną, długą, białą suknię. – Pamiętam, jakby to było wczoraj.
______ Ellie zaśmiała się, siadając na łóżku i wpatrując w siostrę, wirującą wokół własnej osi z przyciśniętą do piersi suknią, wyjętą z kufra.
______ – Byłaś fantastyczną Julią – przyznała. – Tym bardziej, że Romeo ani trochę nie wyglądał jak DiCaprio.
______ – Taaa… – westchnęła Riley, odsuwając od siebie suknię na odległość ramion i przyglądając się jej uważnie. – Gary był chyba najbardziej obleśnym Romeem w historii, ale trzeba przyznać, że mimo wszystko grał bardzo przekonująco.
______ – Kochałaś się wtedy w jego starszym bracie, więc nic dziwnego, że biedny Gary był na z góry straconej pozycji.
______ Riley odwróciła się na pięcie i wymownie spojrzała w roześmiane oczy siostry.
______ – No co? – Ellie wzruszyła ramionami, niczego nie rozumiejąc. – Cała szkoła o was plotkowała, a już zwłaszcza po tym, jak zostaliście królem i królową balu.
______ – Mam ci przypomnieć Drew? – zagadnęła, kręcąc głową z rozbawieniem, na co Noelle wyciągnęła dłoń przed siebie, wcelowując w nią palcem wskazującym, jakby miała zamiar wystrzelić w jej stronę z niewidzialnego pistoletu.
______ – Milcz albo zginiesz – nakazała, a Riley w odpowiedzi zamknęła usta niewidzialnym kluczykiem, który potem odrzuciła gdzieś za siebie. Odłożyła swoją suknię na stojący obok mały stołeczek, znów przyklękła przy kufrze i przez chwilę jeszcze wpatrywała się w jego zawartość, opuszkami palców dotykając znajdujących się w nim materiałów, jakby za ich pomocą, chciała przywołać wszystkie dobre chwile i odgonić czarne chmury, które zawisły nad nimi.
______ – Powiesz mi kiedyś o co chodzi między tobą a Coltonem? – spytała po chwili Noelle, wyrywając ją z rozmyślań.
______ Riley przymknęła na moment powieki, a potem bez słowa, wstała z klęczek i spojrzała siostrze prosto w oczy.
______ – A ty powiesz mi dlaczego wróciłaś z New Yersey?
______ Noelle przygryzła dolną wargę i zacisnęła dłonie na narzucie po obu stronach swoich bioder, odważnie wytrzymując przenikliwe spojrzenie Riley.
______ – Powiem – mruknęła cicho. – Kiedy sama się z tym jakoś uporam i oswoję.
______ – Martwię się o ciebie, Skrzacie – powiedziała Riley, podchodząc do siostry i zajmując miejsce obok niej na łóżku. – Naprawdę nie wyglądasz dobrze.
______ – Nic mi nie jest – odparła stanowczo Noelle, zwieszając głowę i wpatrując się w drewnianą podłogę pod swoimi stopami. – Poza tym, nie zmieniaj tematu – upomniała, spoglądając siostrze w oczy.
______ – Ja też muszę najpierw sama się z tym wszystkim uporać, oswoić i spróbować jakoś to wszystko poukładać – powiedziała Riley, sięgając po dłoń siostry i uśmiechając się blado, bo przecież nie chodziło już tylko o Coltona, ale o to, co powinna dalej zrobić z własnym życiem. Nim porozmawia z siostrami najpierw sama sobie powinna odpowiedzieć na kilka istotnych pytań i podjąć pewne decyzje co do swojej przyszłości.
______ Ellie uśmiechnęła się ze zrozumieniem i skinęła głową na zgodę.
______ – Tu jesteście – powiedziała Audrey, zatrzymując się na przedostatnim stopniu drewnianych schodów. Chwyciła się pod boki i obrzuciła badawczym spojrzeniem ich dziecięce królestwo, zatrzymując je w końcu na młodszych siostrach, siedzących na łóżku.
______ Noelle bez słowa klapnęła dłonią w materac pomiędzy sobą a Riley, a Audrey bez słowa protestu usadowiła się między nimi.
______ – Wyglądasz jak zdjęta z krzyża – zauważyła Riley, sięgając po zabłąkany kosmyk włosów siostry i zakładając go jej za ucho.
______ – Bo tak właśnie się czuję – powiedziała, pochylając się do przodu i wspierając się łokciami o uda, palcami starała się rozmasować pulsujące skronie.
______ – Znów się pożarłaś z Nealem? – spytała Ellie. – Nie było cię całą noc, sadziłam, że się wyjątkowo gorąco ze sobą godzicie.
______ Audrey zaśmiała się gorzko i pokręciła głową z rezygnacją ukrywając twarz w dłoniach. W tej chwili jej relacje z Nealem, to był przecież najmniej ważny problem.
______ – Powiedz coś w końcu – poprosiła Noelle, wsuwając nogi na łóżko i siadając na piętach. – Jeśli ten bałwan sprawił ci przykrość, to przysięgam, że tego pożałuje – dodała, z poważną miną, ściągając na siebie jej zaszklone spojrzenie, w którym wyraźnie widziała, że wcale nie chodzi o młodego Howarda. – Lacey… – wyszeptała tak cicho, że sama siebie ledwie słyszała. – Co z nią?
______ – Sprawa nie wygląda dobrze – zaczęła po chwili, spoglądając niepewnie to na Noelle, to na Riley. – Ta dziewczyna, jej współlokatorka zmarła w szpitalu, a mecenas McBride powiedział, że tak naprawdę nie ma nic, co mogłoby działać na korzyść Lacey. Jedyne czego na ten moment można się spróbować chwycić to fakt, że Lacey jest leworęczna, a na nożu są odciski jej prawej dłoni i ślady krwi jakiejś osoby trzeciej. To wszystko, ta cała linia obrony jest jak domek z kart, który w każdej chwili może runąć. Lacey musi zacząć mówić, a dobrze wiecie jaka potrafi być uparta, gdy coś sobie ubzdura – westchnęła Audrey, nabierając powietrza w płuca. – Poza tym sytuacja wydawnictwa jest coraz gorsza, Neal jest upartym, cholernym egoistą, a do tego Tony... – urwała, gdy uświadomiła sobie, że powiedziała o kilka słów za dużo. Nie chciała obarczać sióstr swoimi rozterkami sercowymi. Potrząsnęła głową z rezygnacją i zrobiła głęboki wdech.
______ Ellie zmarszczyła czoło, zerkając kątem oka na Riley, która tylko wzruszyła ramionami, uświadamiając sobie, że tak naprawdę nie ma pojęcia, co przez cały ten czas działo się w domu i z czym musiała mierzyć się Audrey każdego dnia, podczas gdy ona bawiła się w życie w wielkim świecie. Nie czuła się dobrze z tą świadomością, ale jedyne co w tej chwili mogła zrobić, to być teraz tutaj i starać się ją wesprzeć.
______ – Nie mam już siły – westchnęła Audrey i z trudem przełknęła gulę, która ścisnęła jej gardło. Chciała być silna przy młodszych siostrach, ale nie była już w stanie dalej udawać, że świetnie radzi sobie ze wszystkim i nad wszystkim panuje.
______ – Razem poradzimy sobie ze wszystkim – powiedziała cicho Riley, wsuwając nos we włosy Audrey i obejmując ją ramieniem.
______ – Riley ma rację – przyznała Ellie, obejmując najstarszą siostrę z drugiej strony. – Przysięgam, że rozdepczę Neala jak glistę na chodniku – dodała z pełną powagą, na co Audrey parsknęła cichym śmiechem przez łzy, które mimowolnie spłynęły jej po policzkach.
______ – A ja kopnę Lacey w jej zgrabny tyłek tak, że się o księżyc rozbije, jeśli zaraz nie zacznie gadać – oświadczyła nie mniej poważnym tonem Riley.
______ – Kocham was i cholernie się cieszę, że tu ze mną jesteście – powiedziała Audrey, cmokając w policzek najpierw Ellie, a potem Riley…
______________________________________________________________ * * *
______ Tej nocy nie zmrużyła oka. Powrót w rodzinne strony przywołał wiele wspomnień, które do tej pory skutecznie wypierała z pamięci, skupiając się całkowicie na robieniu kariery. Nie była pewna czy jest gotowa zmierzyć się z tym wszystkim, ale nie miała przecież nic do stracenia. Długo wierciła się na łóżku, mając nadzieję, że albo w końcu uda jej się znaleźć jakąś wygodną pozycję, albo ze zmęczenia ciągłym przewracaniem się z boku na bok w końcu zmorzy ją sen. Ale ten, jak na złość, nie przychodził, a Riley była coraz bardziej poirytowana i miała ochotę usiąść na środku łóżka, rozpłakać się z niemocy i jak mała dziewczynka, zawołać mamę, by utuliła ją do snu. Wiedziała, że Barbara Coleman przyniosłaby jej szklankę ciepłego mleka z odrobiną miodu, być może opowiedziała jakąś krótką bajkę, spróbowała dowiedzieć się co dręczy jej córkę albo po prostu położyła się obok i mocno przytuliła ją do siebie, samą swoją obecnością odganiając wszystkie senne koszmary.
______ Riley westchnęła cicho. Przewróciła się na bok i zapaliła lampkę, a jej wzrok od razu padł na ramkę ze zdjęciem, stojącą na nocnym stoliku. Były na nim wszystkie cztery, uśmiechnięte, beztroskie i szczęśliwe. Za obiektywem stał wtedy ich ukochany dziadek, a one nawet nie przeczuwały tego, że kilka miesięcy później każda z nich, nie oglądając się za siebie, pójdzie swoją drogą. Z jakiegoś jednak powodu Audrey postanowiła nie sprzedawać rodzinnego domu i nagle wszystkie się w nim znalazły. Oprócz Lacey, ale Riley wierzyła, że i ona wkrótce do nich dołączy i znów będzie irytować wszystkich swoją arogancją i cynizmem. Nigdy nie była osobą przesadnie wierzącą, a tym bardziej żyjącą zgodnie z biblijnymi nakazami, ale teraz pomyślała, że może to właśnie dziadek do spółki z rodzicami, postanowili tam z góry zrobić coś zanim więzi, jakie wciąż je łączyły, całkiem się rozerwą. Były w końcu siostrami i miały na świecie już tylko siebie, a z upływem kolejnych miesięcy stawały się sobie coraz bardziej obce.
______ Podniosła się z łóżka i przez kilka chwil siedziała z bosymi stopami opuszczonymi na miękki dywan i dłońmi wspartymi po obu stronach swoich bioder. Starała się oddychać głęboko, pozbyć się natrętnych myśli, co jednak nie było takie proste, bo te, zbyt mocno już zakorzeniły się w jej umyśle. Po chwili doszła do wniosku, że i tak nie zmruży już oka i sięgnęła po swojego laptopa. Chciała sprawdzić co dzieje się w świecie, poszukać czegoś interesującego do poczytania albo obejrzeć jakiś film, ale nim się spostrzegła, znalazła się na plotkarskim portalu. Tak jak się spodziewała, po akcji z Coltonem przed studiem Vanny’ego, pismaki nie pozostawiły na niej suchej nitki. Ale do tego zdążyła już przywyknąć i właściwie nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Tym razem zrobiła coś, czego nie robiła nigdy do tej pory. Zaczęła czytać komentarze internautów.
~sfrustrowany
słodka idiotka, która myślała, że przez łóżko zrobi karierę
~gość
Beztalencie nie aktorka. Tak naprawdę gwiazdka jednego serialu, która rolę w tym nowym badziewiu dostała tylko dlatego, że kiedyś dymał ją jego największy gwiazdor. Producenci na pewno liczą na gorący romans i darmową reklamę. A może nawet mają w swoich kontraktach wprost napisane, że mają się do siebie migdalić także poza planem?
~sweet16
Ciekawe przed kim jeszcze oprócz Coltona rozłożyła nogi, bo podobno puszcza się na lewo i prawo. Całe szczęście Colton w porę przejrzał na oczy i zostawił tą wywłokę.
______ Riley uniosła brwi pod samą linię włosów i przeklęła pod nosem. To, że po rozstaniu z Coltonem zmieniała chłopaków jak rękawiczki, a właściwie to jedynie wykorzystywała ich do zaspokajania swojego seksualnego widzi–mi–się, wcale nie znaczyło, że w taki sam sposób robiła karierę. Nigdy w życiu nie przeszło jej nawet przez myśl, żeby przespać się z jakimś starym, obleśnym gadem tylko po to, by dostać rolę, choć zdarzały się takie, nie tyle propozycje, co delikatne sugestie, które jednak ani przez moment nie brała pod uwagę, od razu, definitywnie je odrzucając. Przez chwilę zastanawiała się czy gdyby nie była związana z Coltonem, dostałaby tę rolę. Może faktycznie było tak, jak napisał to jeden z użytkowników? Może Colton wypełniał tylko warunki swojego kontraktu? Ona w każdym razie nie miała tego ani na piśmie, ani nigdy nie słyszała choćby delikatnej sugestii, że ma romansować, czy też pozorować romans z Coltonem, by zwiększyć popularność serialu.
~ginnie096
Biedna Jenny, nie zazdroszczę jej, że musi znosić obecność tej dziewuchy u boku swojego męża.
~andromeda
Colton pewnie nie jest zachwycony. W końcu to on zerwał zaręczyny, a teraz znowu musi z nią pracować i udawać, że coś do niej czuje.
______ – Znakomicie poinformowana – fuknęła Riley pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem i z trudem przełykając gulę, która stanęła jej w gardle, utrudniając oddychanie. Gdy oczy zapiekły ją od wzbierających łez, przymknęła powieki i zrobiła kilka głębokich wdechów.
______ – Więc to koniec? – spytał, wpatrując się w nią tymi intensywnie niebieskimi ślepiami, które zdawały się bez trudu zaglądać w najciemniejsze zakamarki jej duszy.
______ – A czego się, do cholery, spodziewałeś?
______ – To naprawdę nie jest tak, jak myślisz…
______ – Daruj sobie! – warknęła przez zaciśnięte zęby, starając się nie rozpłakać. – Mam dość, świat nie kręci się wokół ciebie. Mam prawo też chcieć czegoś od życia, a nie tylko ślepo podporządkowywać się twojej woli. I tak zbyt długo w tym tkwiłam, naiwnie wierząc w każde twoje słowo – wypluła z siebie z goryczą. – Biorąc za prawdziwe każde gorące spojrzenie, którym mnie obdarzałeś i wszystkie te cholerne słodkie słówka, które szeptałeś mi do ucha przy każdej okazji. Jesteś świetnym aktorem, Colton. Należy ci się Oscar za to przedstawienie.
______ – Riley…
______ – Wyjdź!...
______ Potrząsnęła lekko głową, odganiając przykre, wcale nie tak bardzo odległe wspomnienia, i z kącika oka zebrała samotną łzę. Nie pojmowała jak ci wszyscy ludzie mogą wypisywać takie bzdury. Tak naprawdę nie mieli o niczym pojęcia. Wszyscy jednak kochali udawać, że wiedzą coś więcej niż cała reszta. Nie wiedziała czy to zwykła ludzka zawiść, głupota, czy chęć zaistnienia w wirtualnym świecie, a może raczej mylne przekonanie, że za ekranem komputera pozostaje się zupełnie anonimowym. I bezkarnym.
~olly
Wielka „gwiazda”, żyje od imprezy do imprezy, a rodzinę ma w d***e…
______ Tylko tyle zdążyła jeszcze przeczytać nim z irytacją odwróciła wzrok od monitora, z coraz większym trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Miała ochotę wygarnąć im wszystkim, co myśli; że gów*o wiedzą, że Jenny wcale nie jest taka biedna, a święty i idealny Colton z radością, bez mrugnięcia okiem zdradził swoją cudowną żonę, zapewne nie tylko z nią. Nie miała już jednak siły ani czytać więcej na swój temat, ani tym bardziej toczyć tej pozbawionej sensu walki słownej. Zresztą i bez tego była wystarczająco przybita, a teraz miała już więcej niż pewność, że nie zmruży oka.
______ Zrezygnowana zamknęła laptopa, zgarnęła z szafki telefon, który do tej pory ładował się podłączony do sieci, a potem sięgnęła po koc, którym opatuliła się i cicho zeszła na dół. Tęsknym wzrokiem zerknęła w stronę kuchni, a przed oczami zobaczyła matkę, uśmiechającą się zachęcająco i wyciągającą w jej stronę dłoń ze szklanką ciepłego mleka. Barbara Coleman była kobietą, której misją życiową było uszczęśliwianie innych. Za każdym razem, gdy Riley o niej myślała, widziała ją w ulubionym fartuszku w słoneczniki, krzątającą się po kuchni albo pochyloną nad kuchenką i mieszającą zupę w wielkim garze.
______ – James, może na kolację upiekę twojego ulubionego kurczaka w ziołach?... Audrey, zaproś znajomych na sobotni podwieczorek… Riley, Lacey, uszyłam wam śliczne kostiumy na Halloween, będziecie zadowolone… Ellie, co byś powiedziała na wyprawę do Disney Worldu?...
______ Zawsze myślała o wszystkich z wyjątkiem siebie, jakby jej priorytetem i szczęściem samym w sobie było uszczęśliwianie innych. Była wspaniałą matką, czułą, troskliwą, może nieco nadopiekuńczą, ale przede wszystkim była przyjaciółką, z którą nie bały się rozmawiać. Wszystkie cztery wiedziały, że mogą przyjść do matki z każdym problemem, a ona szybko znajdzie jakąś cudowną radę i lek na wszelkie zło świata, nie oceniając ich przy tym i nie potępiając. Zawsze powtarzała, że każdy ma prawo do własnych błędów, a rolą rodziców nie jest ustrzeganie przed nimi swoich pociech za wszelką cenę, ale pomaganie w wyciąganiu właściwych wniosków. Riley była ciekawa co matka poradziłaby jej dzisiaj i cholernie żałowała, że nigdy się tego nie dowie.
______ Westchnęła cicho z rezygnacją. Jedyne, czego była w tej chwili pewna to, że szklanka ciepłego mleka tym razem jej nie pomoże. Podeszła do barku w salonie i nalała sobie do kryształowej szklanki, takiej samej, z jakiej zawsze pił ojciec, Jacka Danielsa, a potem wyszła na werandę. Na dworze już świtało. Opatuliła się szczelniej kocem i usiadła na szerokiej huśtawce. Jedną nogę podciągnęła pod siebie, a kolano drugiej przyciągnęła do piersi. Z kieszeni dresowych spodni wyjęła telefon i zerknęła na wyświetlacz. Kilkadziesiąt nieodebranych połączeń, z tego ponad dwadzieścia od… Coltona i mniej więcej tyle samo wiadomości tekstowych, których wcale nie miała ochoty czytać więc od razu je usunęła. Sprawdziła jeszcze swoją skrzynkę e–mail, ale wśród spamu była tylko jedna, której równie dobrze mogło w ogóle nie być.
______________________________
Od: Colton Jefferson
Temat: Dlaczego, do cholery, zwiałaś bez słowa?
Data: 17 grudnia 2015 r., 03:25 AM
Do: Riley Coleman
______________________________
Nie muszę Ci chyba pisać jak wściekły był Whitman, kiedy nie pojawiłaś się na planie.
Dzwoniłem z milion razy, ale oczywiście nie odbierałaś. W sumie… mogłem się tego spodziewać.
Daj znać czy wszystko w porządku.
Martwimy się.
C.
______ Riley prychnęła pod nosem i pokręciła głową z niedowierzaniem, a jej usta wykrzywiły się w gorzkim uśmiechu. W uszach wyraźnie słyszała jego strofujący ton, a gdy tylko przymknęła powieki przed oczami od razu pojawił się jej obraz jego nachmurzonej twarzy.
______ – Dzwoniłem do ciebie chyba milion razy – stwierdził z wyrzutem, zamykając za sobą frontowe drzwi i wpatrując się w nią w taki sposób, że gdyby jego wzrok mógł zabijać, już leżałaby bez życia u jego stóp. – Dlaczego nie odbierasz?
______ – Sprzątam – odparła beztrosko, spoglądając na niego znad ramienia i zdmuchując z czoła niesforny kosmyk włosów.
______ – Gnam tu przez pół miasta jak na złamanie karku, żeby sprawdzić czy nic ci się nie stało, a ty… sprzątasz? – zapytał zdumiony, jakby sprzątanie było jakąś niecodzienną czynnością albo czymś co najmniej dziwnym. Uśmiechnęła się do niego figlarnie, nonszalancko wzruszając ramionami i mrugnęła z rozbawieniem, a jego wąskie usta natychmiast rozciągnęły się w seksownym półuśmiechu, który rozświetlił jego ponurą, nachmurzoną, diabelnie przystojną twarz…
______ Pociągnęła łyk alkoholu, oparła szklankę o zgięte kolano i przygryzła policzek od środka, zastanawiając się czy powinna mu odpisać. W końcu wystukała odpowiedź. Z całą pewnością nie taką, jakiej oczekiwał.
______________________________
Od: Riley Coleman
Temat: Bo nie widzę powodu, żeby się tłumaczyć, zwłaszcza tobie
Data: 17 grudnia 2015 r., 05:51 AM
Do: Colton Jefferson
______________________________
Nie musisz. Jego asystentka o wszystkim wie, więc gdyby czasem słuchał, co do niego mówi, a nie myślał tylko o tym w jaki sposób i gdzie się z nią pieprzyć, nie musiałby się wściekać na mnie.
Mogłeś. Co więcej, nie powinieneś się dziwić, że nie odbieram. Akurat od ciebie mogę nie odbierać i nikt nie będzie miał do mnie o to pretensji.
Dziwi mnie tylko, dlaczego piszesz maile w środku nocy. Czyżby Jenny wyrzuciła cię z łóżka po zobaczeniu naszych zdjęć?
Wszystko w porządku. A nawet, jeśli nie, to już nie jest twój interes.
My? Nie rozśmieszaj mnie. Nie mam na planie przyjaciół.
______ Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Kiedy jej telefon zabrzęczał, zwiastując nadejście wiadomości, była pewna, kto jest jej nadawcą. I była pewna, że siedział teraz półnagi w łóżku i tak jak ona popijał whiskey, a dodatkowo palił papierosa, jak zawsze, gdy był wkurzony, a nie miała wątpliwości, że w tej chwili był. Zastanawiała się tylko czy Jenny jest gdzieś w pobliżu.
______________________________
Od: Colton Jefferson
Temat: brak mi słów
Data: 17 grudnia 2015 r., 05:54 AM
Do: Riley Coleman
______________________________
Rób co chcesz, ale może jednak nie marnuj sobie życia, co?
Naprawdę chcesz się kłócić?
Jenny wyjechała na jakąś sesję, wraca… dlaczego w ogóle Ci się tłumaczę?
Naprawdę tak trudno uwierzyć, że martwię się o kobietę, z którą spędziłem ładnych parę lat i z którą zamierzałem się ożenić?
______ Westchnęła, z irytacją wznosząc oczy ku niebu. Nie wiedziała już co powinna o tym wszystkim myśleć; czy naprawdę się martwił, czy tylko znów ogrywał jakąś rolę według scenariusza, który znał tylko on. Była pewna jedynie tego, że powinna to uciąć jak najszybciej i nigdy więcej nie pozwolić mu się do siebie zbliżyć, niezależnie od tego, jak bardzo będzie to trudne.
______________________________
Od: Riley Coleman
Temat: więc zamilcz
Data: 17 grudnia 2015 r., 05:58 AM
Do: Colton Jefferson
______________________________
A może ty wreszcie zostaw mnie w spokoju i zrozum, że moje życie jest MOJE i NIE JESTEŚ JUŻ JEGO CZĘŚCIĄ.
Jedynie uświadomić ci pewne sprawy, których jak widzę, nie potrafisz przyjąć do wiadomości.
Ty mi powiedz, może po prostu masz ochotę na kolejny skok w bok i dziwnym trafem nie masz nikogo pod ręką?
Spędziłem, zamierzałem… CZAS PRZESZŁY.
______ Czas przeszły, powtórzyła w myślach. Colton Jefferson powinien zostać za drzwiami z napisem przeszłość, ale ich definitywne zamknięcie wcale nie było takie proste, bo jej serce, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wciąż wariowało, gdy był w pobliżu. Nim wyłączyła telefon, ostatni raz zerknęła na wyświetlacz. Pokręciła głową z rezygnacją i odłożyła aparat na siedzisko huśtawki. Siedziała tak chwilę, sącząc trunek, który rozgrzewał ją od środka i uspokajał. Kiedy uświadomiła sobie, że jej umysł jest w końcu jak czysta kartka, odchyliła się wygodnie na oparcie huśtawki i zrobiła kilka głębokich wdechów, upajając się zapachem porannej rosy i leniwie wstającego słońca.
______ – Ranek zaczynasz od whiskey zamiast od kawy albo najlepiej soku pomarańczowego?
______ Głos Audrey wyrwał ją z błogiego stanu niemal już letargu. Kiedy z trudem podniosła powieki, które nagle zaczęły jej ciążyć, jej siostra wymownie uniosła brwi, spoglądając na szklankę, którą wciąż trzymała opartą o kolano.
______ Riley westchnęła, przewracając oczami i opróżniła szklankę.
______ – Nie mogłam zasnąć. Właściwie, to nie zmrużyłam oka przez całą noc. Tylko nie mów, że powinnam była napić się ciepłego mleka – dodała, uśmiechając się psotnie, kiedy jej siostra, wpatrywała się w nią, starając się zachować poważną minę i wyglądać przy tym przynajmniej odrobinę groźnie. Zupełnie jak matka, pomyślała Riley. – Szklaneczka whiskey jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Nie każdy tak jak ty, zrywa się o świcie, by biegać po okolicy – dokończyła, obrzucając uważnym spojrzeniem idealną sylwetkę siostry, ukrytą pod szarym dresem.
______ Audrey pokręciła głową rozbawiona i skrzyżowała dłonie na piersiach.
______ – Siadaj – powiedziała Riley i delikatnie poklepała dłonią siedzisko huśtawki tuż obok siebie. – A może wyskoczyłybyśmy gdzieś razem? Dawno tego nie robiłyśmy, a poza tym oderwałybyśmy się trochę od codzienności.
______ – To nie jest głupi pomysł – stwierdziła Audrey, zajmując miejsce obok siostry, choć od co najmniej pięciu minut powinna już biegać. – Co proponujesz? Zakupy?
______ Riley wzruszyła ramionami, zakładając pasmo włosów za ucho.
______ – Najpierw zakupy, potem jakiś bar, bilard, kręgle, klub, cokolwiek na co będziecie miały ochotę – stwierdziła, uśmiechając się naprawdę szczerze, kiedy udało się jej wyłowić spojrzenie siostry.
______ Nim Audrey zdążyła odpowiedzieć, w drzwiach domu pojawiła się Ellie w grubym, różowym, frotowym szlafroku, piżamie z jednym z troskliwych misiów na przedzie i bamboszach – pieskach. Przystanęła w progu, przeciągła się leniwie, a potem spojrzała na siostry, wciąż nieco zaspanym jeszcze wzrokiem.
______ – Naprawdę was tu widzę czy jeszcze się nie obudziłam?
______ – Chodź – Audrey przesunęła się, robiąc jej miejsce między sobą i Riley.
______ – O czym debatujecie z samego rana? – spytała Ellie, sadowiąc się wygodnie między siostrami.
______ – Planujemy właśnie babski wypad – odparła Riley. – Piszesz się?
______ – Jasne!
__________
*Wszystko w porządku?
** W porządku
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|