|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:05:08 27-04-17 Temat postu: |
|
|
Moniś, szybko to pojęcie względne, poprzedni odcinek pojawił się przecież aż miesiąc temu, potem była przerwa, bo myślałam, że już nikt tu nie zagląda, ale skoro zjawiłyście się z Natlką, to nie mogłam kazać Wam długo czekać
A Audrey... no cóż, nie skomentuję tego
Natuś no i chyba właśnie w tym największy problem, że nie tylko się nie narzuca, ale też jakiś mur między nimi stawia
Ciekawa jestem czy wpadniesz na właściwy trop |
|
Powrót do góry |
|
|
sabiina Obserwator
Dołączył: 27 Kwi 2017 Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:59:40 07-05-17 Temat postu: |
|
|
Hej Kiedy będzie nowy odcinek ? Uwielbiam Twoje wszystkie opowiadania na forum i nie mogę się już doczekać. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:38:17 10-05-17 Temat postu: |
|
|
______ Snuła się opustoszałymi uliczkami bez celu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Sporo wydarzyło się tego dnia, a ona wciąż czuła się jakby to wszystko działo się poza nią; jakby była jedynie obserwatorką jakiegoś sensacyjnego filmu, w którym główne role grali jej najbliżsi. Wciąż nie mogła uwierzyć, że Neal był zamieszany w sprawę Lacey. I nawet jeśli nie miał nic wspólnego ze śmiercią Morgany Baker, to jakim cudem jego odciski znalazły się na zapasowym kluczu i skrzynce na listy? Nie mieściło się jej to w głowie i nie potrafiła znaleźć żadnych racjonalnych odpowiedzi. Ale było coś jeszcze, co nie dawało jej spokoju. Tony. Pogrążona we własnych myślach nie zauważyła nawet, kiedy zaczęło padać i nie widziała, w jaki sposób znalazła się pod drzwiami jego domu.
______ Otworzył jej cudownie zaspany, z rozczochranymi, gęstymi włosami, jedynie w grafitowych, dresowych spodniach, które opadały niebezpiecznie nisko na jego wąskich biodrach, a kilkudniowy, ciemny zarost, pokrywający twarz, tylko dodatkowo działał na jego korzyść. Zupełnie bezwiednie prześlizgnęła wzorkiem po jego wysportowanej sylwetce, a kiedy wróciła spojrzeniem do jego przygaszonych oczu, przygryzła policzek od wewnątrz. Liczyła na to, że będzie mogła schronić się w jego ramionach albo chociaż zobaczyć uśmiech na jego przystojnej twarzy, który zawsze wlewał w jej serce spokój, ale Tony pozostał niewzruszony, jakby była dla niego zupełnie obcą osobą albo jakimś namolnym akwizytorem. Bez słowa cofnął się w głąb mieszkania i otworzył drzwi szerzej, by ją wpuścić. Zamknął za nią i wyminął ją, a ona dostrzegła na jego plecach ewidentne ślady pazurów jakiejś kocicy i coś boleśnie zakuło ją w piersi. Oparła się plecami o drzwi i przymknęła powieki, usiłując przełknąć gulę, która okrutnie ścisnęła jej gardło. Nie powinna była oczekiwać, że Tony zawsze będzie na każde jej zawołanie i w nieskończoność będzie bezinteresownie nadstawiał ramię, by ona mogła się wyżalić i wypłakać w jego koszulę, a kiedy nie będzie jej już potrzebny, kopnąć go w tyłek. Był naprawdę przystojnym mężczyzną i miał swoje potrzeby, których ona konsekwentnie, z różnych powodów, nie chciała zaspokajać, ale nie sądziła, że widok namacalnego dowodu obecności innej kobiety w jego życiu, gotowej zrobić o co tylko ją poprosi, zaboli ją tak mocno.
______ Niepewne spojrzała w jego stronę, gdy zmierzał ku niej z ręcznikiem. Ich spojrzenia splotły się na krótką chwilę, a on uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
______ – Nie mogę z tobą rozmawiać o Nealu – rzucił chłodno, a gdy umyślnie chwyciła ręcznik, który jej podał, w taki sposób, że ich dłonie zetknęły się, zajrzał jej w oczy. – Nie prowadzę jego sprawy, poprosiłem, by mnie od niej odsunięto i przekazano ją komuś innemu.
______ – Nie chcę rozmawiać o Nealu – wyszeptała, spoglądając na ich dłonie, kiedy przesunął kciukiem po jej skórze.
______ – Czyżby? – zagadnął, uporczywie wpatrując się w jej ciemne tęczówki, a ona poczuła, że od tego gorącego spojrzenia, zaczyna się jej robić sucho w ustach.
______ – Nie chcę się z tobą kłócić, Tony. I nie chcę żeby dalej to wyglądało tak, jak teraz.
______ Tony cofnął rękę i przesunął nią po twarzy i włosach, by na końcu zatrzymać ją na karku. Przez chwilę stał ze zwieszoną głową, wpatrując się w podłogę, jakby właśnie dostrzegł tam jakieś cudowne rozwiązanie wszystkich problemów.
______ – Nie będę tylko substytutem Howarda – powiedział w końcu stanowczym, opanowanym, a jednocześnie tak chłodnym tonem, że przez jej ciało przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Spojrzał na nią zbolałym wzrokiem, a ona nie była w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa. – Przychodzisz do mnie, kiedy czegoś potrzebujesz albo kiedy wam się nie układa i oczekujesz, że zawsze będę gotów użyczyć ci rękawa mojej koszuli, żebyś mogła się w niego wypłakać. Mam już tego dość, Audrey. Nie chcę być tylko jakimś pieprzonym towarem zastępczym, a tak właśnie się czuję.
______ – Dobrze wiesz, że to wszystko nie tak…
______ – A jak?
______ – Raz już pozwoliłam swojemu sercu wziąć górę nad rozumem, a potem długo i mozolnie musiałam je sklejać – pożaliła się. – Drugi raz tego po prostu nie zniosę.
______ – A ja nie zamierzam po raz drugi być dla kogoś jakimś tanim zamiennikiem – warknął przez zaciśnięte zęby, spoglądając na nią z nieopisanym bólem w oczach.
______ Audrey odruchowo przyłożyła dłoń do mostka, a gdy do oczu napłynęły jej łzy, zwiesiła nisko głowę i boleśnie zagryzła dolną wargę.
______ Zmierzyła uważnym spojrzeniem, siedzącą na krześle obok blondynkę, która była z nią jedynie ciałem.
______ Nienawidziła biernego czekania na cud, a tym bardziej czekania aż problem rozwiąże się sam, bo problemy nie rozwiązywały się same, same mogły się jedynie co najwyżej mnożyć. Tak samo nie znosiła przysłowiowego płakania nad rozlanym mlekiem. Ojciec zawsze powtarzał „pomyśl, zanim coś zrobisz” i ona wyznawała dokładnie tą samą zasadę. Ale być może nie trafiła jej jeszcze, zupełnie odbierająca rozum, strzała Amora. W każdym razie, jeśli jej przyjaciółka nie miała zamiaru wziąć spraw w swoje ręce i stawić czoła „problemowi”, musiała to zrobić za nią.
______ Podniosła się ze swojego krzesła, zarzuciła torebkę na ramię i chwyciła blondynkę za rękę.
______ – Mam już tego dość – powiedziała, gdy przyjaciółka spojrzała na nią zdezorientowana. – Czas z tym skończyć – zakomunikowała i nie pytając o nic, pociągnęła ją w stronę damskich toalet.
______ – Co robisz? – spytała blondynka, zgarniając z twarzy niesforne kosmyki, które wysunęły się z niedbałego upięcia tak bardzo do niej niepodobnego. Juliette Andrews była perfekcjonistką w każdej dziedzinie. Idealny makijaż, idealna fryzura, zawsze idealnie zrobione paznokcie i idealnie dobrany do sylwetki i okazji strój. Od kilku dni jednak, zupełnie nie przypominała siebie. Nie potrafiła się na niczym skupić, a całą tę jej idealność diabli wzięli.
______ Niezbyt uprzejmie wepchnęła ją do damskiej toalety i upewniwszy się, że są same, zamknęła za nimi drzwi. Oparła się o nie plecami i bez słowa zaczęła szukać czegoś w swojej torebce. Czegoś, co kupiła rano raczej z myślą o sobie, ale co w tej chwili bardziej było potrzebne Julie. W końcu zacisnęła drobne palce na niedużym, płaskim opakowaniu, ale nim wyjęła je z torebki, spojrzała w zielone oczy przyjaciółki, jakby chcąc się upewnić, że postępuje słusznie. Przez chwilę patrzyły na siebie, jakby toczyły właśnie jakąś telepatyczną wymianę zdań, aż w końcu Audrey, wyjęła z torebki niewielkie pudełko i podała je przyjaciółce.
______ Julie jeszcze przez chwilę patrzyła jej w oczy, a w końcu przeniosła spojrzenie na to, co trzymała w dłoni. Dość sugestywny obrazek na froncie nie pozostawiał najmniejszych złudzeń, co do zawartości pudełka.
______ – Zrób w końcu ten cholerny test – warknęła Audrey przez zaciśnięte zęby, wciskając jej w dłoń pudełko.
______ Julie, wciąż wgapiając się w opakowanie testu, jakby trzymała w dłoni jakiś cud techniki, z którym nie do końca wiedziała jak się obejść, ledwo zauważalnie pokręciła głową w jakimś niemym proteście.
______ – A jeśli się okaże, że naprawdę jestem w ciąży? – spytała cicho.
______ – Tony cię nie zostawi…
______ – Nie rozumiesz… – westchnęła z rezygnacją i boleśnie zagryzła dolną wargę, w dalszym ciągu wpatrując się w trzymane w dłoni niewielkie opakowanie. – To nie jest dobry moment na dziecko…
______ – A któryś będzie dobry? – spytała Audrey, ściągając na siebie gniewne spojrzenie blondynki. Wiedziała, że ojciec Julie już dawno zaplanował jej życie, co najmniej do czterdziestki, a ona, jak przystało na idealną córkę, starannie, krok po kroku realizowała jego plan. Plan, który nie uwzględniał męża, a tym bardziej dzieci.
______ Julie pokręciła głową i prychnęła pod nosem, uśmiechając się gorzko. Podeszła do umywalkowego blatu i wsparła się dłońmi o zimna płytę, wpatrując się sobie w oczy w lustrze.
______ – Ojciec mnie zabije – wyszeptała.
______ Audrey podeszła do przyjaciółki i objęła ją mocno za szyję. Przytuliła się policzkiem do jej policzka i spojrzała jej w oczy w lustrze.
______ – To twoje życie, Julie. TWOJE, nie twojego ojca. Powinnaś je przeżyć tak, jak ty masz na to ochotę, a nie tak, jak oczekują tego od ciebie inni.
______ – Jeśli jestem w ciąży, to moje wszystkie plany… – westchnęła, opuszczając głowę z rezygnacją.
______ – Plany twojego ojca – sprostowała szybko Audrey. – Naprawdę chciałaś tego wszystkiego? Może… – zaczęła i urwała, czekając aż przyjaciółka ponownie spojrzy jej w oczy w lustrze. – Jeśli naprawdę jesteś w ciąży, może to znak, żebyś jednak nie szła drogą, którą wybrał dla ciebie ojciec…
______ Na samo wspomnienie tamtych czasów jej wnętrzności skręcały się w supeł, a serce pękało na pół. Gdyby wiedziała wówczas to, co wiedziała teraz, wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej. Ale nie mogli już cofnąć czasu i zamiast nieustannie grzebać w przeszłości, powinni zrobić w końcu odważny krok w przyszłość. Tylko dlaczego, do cholery, to było takie trudne? A może to ona zupełnie niepotrzebnie wszystko komplikowała? Straciła przyjaciółkę, a teraz, na własne życzenie, traciła również Tony’ego i nie potrafiła z tym nic zrobić.
______ – Nikt cię nie zmuszał, byś żenił się z Julie – powiedziała cicho, nim zdążyła w ogóle pomyśleć co mówi. – To był twój pomysł.
______ – Do którego ty mnie popchnęłaś – zauważył chłodno, a kąciki jego ust drgnęły w cierpkim grymasie.
______ – Masz do mnie o to żal?
______ Tony pokręcił głową z niedowierzaniem i przesunął dłońmi po twarzy. Zaplótł je na karku, złączając przed sobą łokcie i wlepił wzrok w sufit. Stał tak przez chwilę, zupełnie nieruchomo jak wykuty w marmurze posąg, a Audrey nie potrafiła oderwać od niego oczu. Oddychała płytko i nierówno, a jej serce trzepotało jak zamknięty w dłoni motyl. Objęła się ciasno ramionami i przygryzła policzek od wewnątrz, kiedy jej ciałem wstrząsnęły dreszcze.
______ – Niepotrzebnie tu przyszłam – powiedziała, odwracając się na pięcie. Nie wiedziała co ją podkusiło, by tu przyjść i co tak naprawdę chciała osiągnąć. Tony miał przecież prawo ułożyć sobie życie po swojemu. Bez niej.
______ – Kochałem Julie – wyznał cicho, ściągając na siebie jej zaszklone spojrzenie. – Jak siostrę i dobrze o tym wiesz – dodał, wwiercając się w nią przenikliwym wzrokiem. – Tak samo wiesz dlaczego się z nią ożeniłem.
______ Audrey odetchnęła głęboko i z rezygnacją klapnęła na kanapę, ukrywając twarz w dłoniach. Wspomnienie o Julie, mimo upływu lat, wciąż tkwiło w jej sercu niczym zadra. Odsunęła się wtedy w cień, wepchnęła Juliette w ramiona Tony’ego, bo sądziła, że tak będzie lepiej, że to jedyne rozsądne wyjście. I naprawdę wierzyła wtedy, że tę dwójkę łączy coś wyjątkowego. Teraz Julie już nie było, a ona miała Tony’ego na wyciągnięcie ręki, a jednak wciąż nie potrafiła sięgnąć po to, co przed laty odrzuciła. Wciąż czuła się tak, jakby zdradzała przyjaciółkę za każdym razem, gdy O’Donnell patrzył w jej oczy w taki sposób, jakby zaglądał w najciemniejsze zakamarki jej duszy, wywołując tym przyjemne drżenie jej ciała. Wolała trzymać się Neala i złudzeń, że jest z nim naprawdę szczęśliwa niż zaryzykować, bo drugi raz nie byłaby w stanie posklejać swojego serca.
______ – Audrey… – jego kojący cichy szept, wyrwał ją z odrętwienia. Klęknął przed nią i chwycił ją za nadgarstki, powoli odsłaniając jej twarz. – Spójrz na mnie – poprosił, ale potrząsnęła tylko przecząco głową, chowając się za kurtyną gęstych włosów. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Nie chciała tego robić, bo bała się tego, co mogłaby w nich zobaczyć i tego, że gdy to zrobi, nie będzie w stanie się dłużej kontrolować.
______ Tony westchnął cicho i położył dłonie na jej kolanach, zwieszając głowę. Przez chwilę trwał tak nieruchomo, nie mówiąc nic, a ona łapczywie chłonęła jego bliskość, upajając się jego prowokującym zapachem, który bezlitośnie wdzierał się w jej nozdrza. Miała wrażenie, że słyszy nie tylko każdy jego oddech, ale też każde uderzenie jego serca, które narzucało swój rytm jej sercu. Bała się przerwać tą ciszę. Zresztą i tak nie wiedziała, co powinna mu powiedzieć, jak ubrać w słowa to wszystko co czuła, żeby dobrze ją zrozumiał i nie miał do niej żalu.
______ – Dlaczego jesteś tak cholernie uparta? – szepnął w końcu bardziej do siebie niż do niej. – Nie mogę walczyć za nas dwoje – dodał po chwili. – Tym bardziej, że to jak walka z wiatrakami. Nie mam już na to siły, Audrey. Nie dajesz mi nic, czego mógłbym się chwycić i wiem, że czegokolwiek bym nie zrobił, zawsze wybierzesz tego durnia.
______ – Nie mogę go teraz zostawić – wyszeptała, niepewnie unosząc wzrok i niemal natychmiast tonąc w cudownej głębinie, wpatrujących się w nią smutnych, błękitnych tęczówek Tony’ego.
______ – Do cholery, Audrey – jęknął bezradnie i przesuwając dłonią po twarzy i włosach, powoli podniósł się z klęczek. – Dlaczego chociaż raz w życiu nie możesz być pieprzoną egoistką i pomyśleć o sobie? Ciągle starasz się, czasem na siłę, uszczęśliwiać innych, Julie, rodziców, siostry, a teraz jeszcze Neala. Kiedy w końcu zawalczysz o własne szczęście?
______ Audrey przymknęła powieki i z trudem przełknęła gulę, która ścisnęła jej gardło, a łzy strumieniami popłynęły po jej policzkach. Tony miał cholerną rację, ale ona nie potrafiła inaczej, bo zawsze dobro i szczęście bliskich jej osób przedkładała nad swoje własne. Teraz jednak ogarnęło ją parszywe uczucie, że krzywdzi osobę, na której tak bardzo jej zależało.
______ – Naprawdę jesteś z nim szczęśliwa? – zapytał łagodnie, ściągając na siebie jej spojrzenie. – Nie odpowiadaj. Po prostu zastanów się czego chcesz od życia i do czego ja ci jestem potrzebny. Wiem, że sporo zwaliło ci się ostatnio na głowę, dlatego nie oczekuję, że odpowiesz od razu. Wrócimy do tej rozmowy, gdy będziesz znała już odpowiedzi, bo zgadzam się, że, to nie może dłużej tak wyglądać – zakomunikował i nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Audrey, podszedł do szafki z alkoholami i napełnił sobie szklaneczkę bursztynowym trunkiem, upił łyk i wlepił wzrok w stojące na kominku zdjęcie.
______ Pisnęła cicho, gdy ktoś chwycił ją za rękę i ostro szarpnął w swoją stronę, a potem przycisnął jej wątłe ciało do ściany całym sobą.
______ – Ciii… – uciszył ją, trącając jej nos własnym.
______ – Zwariowałeś? – zapytała, starając się by jej głos brzmiał przynajmniej odrobinę karcąco, ale on tylko uśmiechnął się w jej usta i pochłonął je w żarliwym pocałunku, przesuwając przy tym dłonie na jej pośladki i dociskając mocniej jej biodra do swoich. – Tony… – westchnęła, gdy w końcu pozwolił jej zaczerpnąć tchu.
______ – Nie mogę przestać o tobie myśleć – wyznał cicho, ujmując jej twarz w swoją szeroką dłoń, a drugą zaczął zbierać w garść materiał jej letniej sukienki.
______ Też nie mogła przestać o nim myśleć. O nim i o własnych wyrzutach sumienia. Nigdy nie powinna była dopuścić do tego, co zaszło między nimi kilka dni temu.
______ – Przestań… proszę… – jęknęła bez przekonania, chwytając go za nadgarstek, kiedy wsunął nos w jej włosy i boleśnie zassał skórę tuż pod jej uchem, a jego szorstka dłoń powędrowała po jej udzie do krawędzi bielizny. Zagryzła boleśnie dolną wargę, gdy zwilżył ukąszenie językiem i zsunął ramiączko jej sukienki, wytyczając szlak delikatnych pocałunków wzdłuż jej obojczyka. Jej ciało reagowało na niego wbrew jej własnej woli. Zdawała sobie sprawę, że nie ma najmniejszego sensu z uporem maniaka wmawiać ani sobie, ani tym bardziej Tony’emu, że tamta noc absolutnie nic dla niej nie znaczy. Zdradzało ją przecież jej własne ciało.
______ – Urwijmy się stąd… – wyszeptał między pocałunkami. – Nikt nie zauważy naszej nieobecności – dodał, nakrywając jej pierś dłonią i delikatnie ściskając palcami nabrzmiały sutek, spojrzał na jej zarumienioną twarz pociemniałymi z pożądania tęczówkami.
______ – Julie zauważy – stwierdziła przytomnie, starając się unormować oddech. – To jej urodziny…
______ Tony westchnął cicho, ujmując jej twarz w swoje dłonie. Oparł się czołem o jej czoło i przez chwilę oddychał z nią tym samym powietrzem, co stawało się torturą nie do zniesienia. Jego bliskość, prowokujący zapach, która mącił jej w głowie, jego szatańskie usta, które były tak blisko jej własnych i wysportowane, twarde ciało, przylegające do niej ciasno.
______ – Musimy jej w końcu powiedzieć… – stwierdził, spoglądając Audrey w oczy, jakby chciał ją przekonać o słuszności swoich słów siłą samego spojrzenia.
______ – Audrey? Tony? Jesteście tu? – dobiegł ich głos Ellie. – Czas na sesję fotograficzną z naszą solenizantką…
______ Otarła mokre policzki i cicho podeszła do Tony’ego, który wciąż stał przy kominku, wpatrując się w zdjęcie, które Ellie zrobiła ich trójce tamtego dnia. Zatrzymała się tuż za nim, z trudem zwalczając w sobie pokusę objęcia go i przytulenia się do jego pleców. Czuła bijące od niego ciepło, jego zapach, który odbierał jej rozum i jakąś pierwotną siłę, która emanowała od niego wyraźnie nawet teraz, kiedy w ogóle na nią nie patrzył.
______ – Nie chcę cię stracić, Tony – wyszeptała, drżącym z emocji głosem i niepewnie palcem wskazującym przesunęła ostrożnie po wierzchu jego dłoni, którą miał swobodnie opuszczoną wzdłuż tułowia. Gdy nie cofnął ręki, powoli, jeden po drugim, splotła z nim palce i oparła się czołem o jego ramię. – Wiem, że to niewiele, ale to jedyna rzecz, jakiej w tej chwili jestem pewna – wyznała, wpatrując się w ich splecione dłonie. – Chcę żebyś wiedział, że obok moich sióstr, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i nie chcę, żebyś kiedykolwiek z niego zniknął.
______ Ostrożnie odwrócił się przodem do niej, wsunął dłoń pod jej włosy i przez wlokącą się w nieskończoność chwilę, bez słowa wpatrywał się w jej brązowe tęczówki, jakby chciał wyczytać w nich wszystko to, czego nie była w stanie powiedzieć słowami. W końcu przygarnął ją do siebie i wsunął nos w jej włosy, całując w czubek głowy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:09:04 24-05-17 Temat postu: |
|
|
Cudny ten nowy odcinek
Dobrze, że Audrey w końcu odważyła się porozmawiać z Tonym. Szkoda tylko, że wciąż przedkłada innych nad swoje własne szczęście. Julie już nie ma, Neal to dupek do kwadratu, więc na co ona jeszcze czeka? Nigdzie nie znajdzie lepszego faceta niż Tony, który ją uwielbia od zawsze. Mam nadzieję, że pójdzie po rozum do głowy i tym razem z niego nie zrezygnuje... |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:08:34 27-05-17 Temat postu: |
|
|
Ojej, a ja znowu ślepa i ominęłam całkowicie nowy rozdział
Mówiąc szczerze nie wiem skąd u Tony'ego takie pokłady cierpliwości wobec Audrey. Gdybym była na jego miejscu już dawno bym dała sobie spokój - najgorsze chyba jest to, że ona unieszczęśliwia jego i siebie, bo uważa że nie może z nim być serio gdybym była na jego miejscu na wieść, że ona teraz nie może zostawić Neala, że nie może go zawieść to wywaliłabym ją za drzwi. Mam wrażenie, że zachowuje się jak niespełna rozumu kobieta, która woli się unieszczęśliwiać na siłę, żeby nie wyszło że jednak potrafi się cieszyć, strasznie cierpiętniczy tryb życia prowadzi i żadnych zasług jej to nie przynosi. Nie mówię, że ma się stać egocentryczką, skupioną na swoich potrzebach, mająca w nosie innych, bo nie o to tu chodzi - wie, że Tony chce jej, a ona jego, a nadal tkwi w głupiej relacji z człowiekiem, którego jak się okazuje nie zna, jest zamieszany w zabójstwo o które oskarżona jest jej siostra, a ona nadal sądzi że jemu się coś należy no jej zdecydowanie się należy kopniak!
Przepraszam, że tak się wylewam, ale Audrey powinna w końcu wziąć się w garść - albo Tony albo ktoś inny i niech wreszcie da jasny sygnał, a nie ciągle tylko półgębkiem coś powiedziane, a potem się z tego wycofuje. Nic jej to dobrego nie przynosi, poza tym każda z tych osób jest dorosła i sama się powinna umieć o siebie troszczyć czekam na następny |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:35:35 27-05-17 Temat postu: |
|
|
Dziewczyny, niezmiernie się cieszę, że wciąż tu jesteście i dziękuję, że zostawiacie ślad po swojej obecności, bo czasem - ostatnio nawet częściej niż tylko czasem - takie mnie zniechęcenie ogarnia przez te pustki na forum, że cholernie trudno mi się zmobilizować do pisania i kończenia tej historii.
Moniś, Audrey na pewno kiedyś zmądrzeje, pytanie czy nie będzie za późno ;)
Natuś, nie przepraszaj, bardzo mnie cieszy Twój tak wylewny komentarz, bo to znaczy, że Audrey jako postać jest jakaś i wywołuje jakieś emocje :)
A tymczasem zapraszam na kolejny rozdział :D
______…I don't want a lot for Christmas
______There's just one thing I need
______I don't care about the presents
______Underneath the Christmas tree
______I don't need to hang my stocking
______There upon the fireplace
______Santa Claus won't make me happy
______With a toy on Christmas day…
______Zanuciła pod nosem, uśmiechając się do siebie i podkręciła lekko radio, bo ta piosenka zawsze wprawiała ją w dobry nastrój. Nawet teraz, gdy jej głowę zaprzątało przede wszystkim to, jak powiedzieć siostrom o chorobie – co przecież było nieuniknione skoro o wszystkim wiedział już Tony Nie Do Przejednania O’Donnell – i to, w jaki sposób przekonać Setha, by wrócił do Princeton i raz na zawsze zapomniał o niej. Całkowicie skupiła się na radośnie rozbrzmiewających dzwoneczkach i melodii płynącej z radia, przynajmniej na tę jedną krótką chwilę oczyszczając umysł z natrętnych myśli, które nie dawały jej spokoju. I naprawdę nie potrzebowała wiele na święta, nieważne były prezenty pod choinką ani skarpety nad kominkiem – najbardziej na świecie pragnęła teraz, żeby znowu byli rodziną.
______Napełniła dwie szklanki sokiem pomarańczowym i skierowała się do salonu, na środku którego Tony właśnie ustawiał prawdziwą, żywą choinkę, którą przywieli kilkanaście minut temu. Przez chwilę przyglądała się bez słowa jego poczynaniom, jakby bała się odezwać. Tak naprawdę jednak odbyła właśnie ekspresową podróż w czasie, do czasu, gdy jej ojciec robił to po raz ostatni, a ona razem z siostrami śmiała się, że pewnie za kilka lat będzie robił to razem z gromadką wnucząt. Nie było mu jednak dane tego doczekać, a gdyby wtedy wiedział, jak po jego odejściu będą wyglądały relacje ich córek, w trzy sekundy, kilkoma żołnierskimi słowami postawiłby je do pionu, przypominając co w życiu jest najważniejsze.
______Przymknęła na moment powieki, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy, a kiedy je otworzyła, spojrzała wprost w błękitne tęczówki Tony’ego, który klęczał na dywanie i zapewne jeszcze przed chwilą szukał czegoś w skrzynce z narzędziami.
______– O czym myślisz? – spytał, przyglądając się jej z uwagą.
______Wzruszyła ramionami i wysiliła się na uśmiech, ale chyba go to nie przekonało. Kolejny raz okazało się, że nawet, gdy nic nie mówiła, nie potrafiła kłamać ani niczego ukrywać.
______– Dzisiaj jest pogrzeb tej dziewczyny – stwierdziła, przygryzając dolną wargę. – Była przyjaciółką Lacey, może powinniśmy tam pójść? Może ją tam spotkamy?
______– Jeśli wasza siostra nie jest gotowa się z wami spotkać, powinniście to uszanować – odparł Tony. – Odezwie się, gdy nadejdzie właściwy moment – zapewnił.
______– Ale ja tylko… chciałabym ją przytulić, tak po prostu.
______Tony uśmiechnął się lekko, spoglądając na nią przelotnie przez ramię. Ellie Coleman była naprawdę przeuroczą istotą, która samą swoją obecnością i przyjaznym spojrzeniem potrafiła w jakiś cudowny sposób wlać w serce człowieka otuchę, spokój i nadzieję, otulając je jednocześnie przyjemny ciepłem.
______– W zastępstwie możesz przytulić mnie – zasugerował rozbawiony, a kiedy zgromiła go spojrzeniem, wrócił do zmagań z drzewkiem.
______– Rozmawiałeś z Audrey? – spytała po chwili, ściągając na siebie jego nachmurzone spojrzenie. – Przez całą drogę milczałeś jak zaklęty. Znowu się pokłóciliście?
______– Co to znowu za przesłuchanie, Skrzacie? – zagadnął, wysilając się na swobodny ton po czym podniósł się z klęczek i podszedł do niej.
______Noelle podała mu sok i odważnie wytrzymała jego spojrzenie, kiedy bez słowa uniósł szklankę do ust i upił spory łyk, nie odrywając przy tym od niej wzroku.
______– Pogodzicie się na święta? – spytała, a w tym pytaniu brzmiało niemal błaganie.
______Tony westchnął ciężko i wsunął wolną dłoń pod jej włosy, delikatnie gładząc kciukiem jej policzek. Przymknął na moment powieki, nie mogąc znieść jej wyczekującego spojrzenia i uparcie odpychając od siebie myśl, że to mogą być jej ostatnie święta, więc powinien zrobić wszystko, by były idealne.
______Otworzył oczy i wysilił się na uśmiech, zakładając jej za ucho jakieś zabłąkane pasemko.
______– Jak ty się w ogóle czujesz? – spytał łagodnie.
______– Nie zmieniaj tematu.
______Pokręcił głową z rezygnacją, dopił resztę soku i oddał jej pustą szklankę.
______– Nie, Skrzacie. Nie pogodzimy się – oświadczył stanowczo. Ellie jęknęła, zawiedziona i już otworzyła usta, by wytoczyć co najmniej milion argumentów, które miały go przekonać do zmiany decyzji, kiedy dostrzegła, że kąciki jego ust drgnęły nieznacznie ku górze. – Nie pogodzimy się, bo nigdy się nie pokłóciliśmy – wyjaśnił, za co zarobił kuksańca pod żebra. – Auć – jęknął, teatralnie masując rzekomo obolałe miejsce, a kiedy Ellie się roześmiała, sam również się uśmiechnął. Nie chciał widzieć jej przygnębionej i nie chciał być kolejnym zmartwieniem na jej liście.
______– Jesteś okropny – stwierdziła z poważną miną. – Musiałam się chyba uderzyć mocno w głowę, skoro staram się zeswatać cię z moją siostrą.
______Tony uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał, ponownie spoglądając w jej ciemne tęczówki i zaciskając nerwowo szczęki tak, że mięsień na jego policzku zaczął rytmicznie drgać.
______– Nie rób tego, Ellie – poprosił. – Nie próbuj nas swatać, bo możesz osiągnąć skutek odwrotny od zamierzonego. Zbyt wiele wydarzyło się w przeszłości, żeby teraz tak po prostu o tym zapomnieć.
______– Masz na myśli Julie? – spytała Noelle.
______– Między innymi, ale nie będę o tym z tobą rozmawiał – odparł Tony, tonem jednoznacznie wskazującym, że ta kwestia w ogóle nie podlega dyskusji. Ellie sapnęła cicho, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że był wielkim uparciuchem i jeśli coś sobie postanowił, to żadna siła nie była w stanie zmusić go do zmiany decyzji. – Powiedz lepiej co to za przystojniak cię ostatnio odwiedził i czy powinienem przeprowadzić z nim męską rozmowę? – zmienił temat, a jego oczy błysnęły wesoło.
______– Czy mi się zdaje, czy właśnie odbijasz piłeczkę i zaczynasz przesłuchanie? – zagadnęła, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu, kiedy wzruszył ramionami, mając przy tym minę kilkuletniego łobuza, któremu właśnie udało się coś spocić.
______– Czy mi się zdaje, czy wymigujesz się od odpowiedzi? – odpowiedział pytaniem, rzucając jej jawne wyzwanie, zupełnie tak, jak robił to jeszcze zanim wyjechała na studia. Lubiła tę ich zabawę i dopiero teraz uświadomiła sobie, jak jej tego brakowało w Princeton.
______– Czy mi się zdaje, czy za dużo chciałbyś wiedzieć?
______– Czy mi się zdaje, czy chcesz coś przede mną ukryć?
______– Czy mi się zdaje, czy doszukujesz się czegoś, czego nie ma?
______– Czy mi się zdaje, czy po prostu nie chcesz przyznać, że się zadurzyłaś?
______Ellie otworzyła usta, by odeprzeć atak, ale zaraz jej zamknęła i klapnęła na kanapę. Odstawiła puste szklanki na stolik do kawy i zwiesiła głowę między ramionami.
______– Dobrze się czujesz? – spytał Tony, klękając przed nią. Kiedy nie odpowiedziała, wsunął jej palec wskazujący pod brodę i uniósł lekko, zmuszając by spojrzała na niego. – Ellie?
______– On o niczym nie wie. Nie chcę, żeby wiedział, bo to oznacza, że będzie cierpiał – wyszeptała, unosząc powieki i spoglądając wprost, we wpatrujące się w nią z troską i niepokojem, błękitne tęczówki Tony’ego.
______O’Donnell westchnął ciężko, ujął jej drobną twarz w swoje szerokie dłonie i kciukami delikatnie pogładził policzki. Jego wnętrzności właśnie skręciły się w supeł. Nie pojmował, jakim cudem w tej drobnej, kruchej istocie było tyle siły i samozaparcia, by stawić temu wszystkiemu czoła w pojedynkę.
______– Nie możesz wszystkich od siebie izolować, Skrzacie. Jeśli ten chłopak czuje do ciebie choć w połowie to, co ty czujesz do niego, to i tak będzie cierpiał, jeszcze bardziej, gdy dowie się, że o niczym mu nie powiedziałaś. A ty powinnaś przestać myśleć o tym, jak oszczędzić innym cierpienia i ich uszczęśliwić i skupić się przede wszystkim na sobie, na tym, by wygrać z tym cholerstwem, a nie by odsuwać od siebie bliskich ci ludzi.
______– Tony… – jęknęła i przymknęła powieki, bo oczy zapiekły ją od napływających łez. Zaplotła szczupłe palce na jego nadgarstkach i oparła się czołem o jego czoło. Nie miał pojęcia, jak bardzo nie chciała być z tym wszystkim sama i jak strasznie się bała, ale nie wiedziała jak powiedzieć o tym siostrom, a ostatnie czego chciała to współczucie i litość, bo to zamiast dodać jej sił do walki, wpędziło by ją tylko w jeszcze większą rozpacz.
______– Ciągle nie odpowiedziałaś czy powinienem wziąć go na stronę i porozmawiać z nim jak facet z facetem – przypomniał Tony po chwili, starając się rozładować nieco przygnębiającą atmosferę.
______Ellie siąknęła nosem i uśmiechnęła się lekko, odsuwając jego ręce od twarzy i powoli splatając z nim palce.
______– Daruj sobie, tatusiu – odparła, wysilając się na uśmiech. Tony mocniej ścisnął jej dłonie, jakby w ten sposób chciał jej nie tylko dodać otuchy i siły, ale też powiedzieć wszystko to, czego nie potrafił wyrazić słowami. – Dziękuję – wyszeptała. – Dziękuję, że jesteś przy mnie…
______Tony mrugnął do niej i uśmiechnął się, zaczepnie trącając czubek jej nosa palcem wskazującym.
______– Głowa do góry, Skrzacie – zdążył tylko powiedzieć, kiedy usłyszeli trzask drzwi wejściowych.
______Noelle zerknęła ponad jego ramieniem w tamtą stronę, a gdy przymknęła powieki, zatrzymując powietrze w płucach, wiedział już, kogo ma za plecami. Poczekał aż Ellie spojrzy na niego i ostatni raz w pokrzepiającym geście ścisnął jej dłoń, a potem powoli podniósł się z klęczek i odwrócił przodem do Audrey, która wydawała się nieco zaskoczona widokiem, jaki zastała, bo zatrzymała się w pół kroku i wodziła zdezorientowanym wzrokiem od siostry do przyjaciela.
______– Cześć – rzucił, jak gdyby nigdy nic. – Kupiliśmy z Ellie choinkę, ale chyba muszę pojechać jeszcze po stojak, bo tego starego nie zdołam reanimować.
______– Miałam go kupić jakiś czas temu, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy – odparła Audrey, uśmiechając się niewyraźnie. – Mam nadzieję, że to dla ciebie nie jest kłopot?
______Tony pokręcił przecząco głową i chwycił leżącą na oparciu fotela kurtkę. Bez słowa podszedł do Audrey i wsunął dłoń pod jej włosy, zmuszając by spojrzała na niego, a potem przez kilka wlokących się w nieskończoność sekund wpatrywał się w jej oczy, jakby chciał jej przekazać coś istotnego, bez pomocy słów.
______W końcu pocałował ją w skroń, zatrzymując usta na jej skórze zdecydowanie dłużej niż to było konieczne i wyszedł, nie oglądając się już za siebie.
_____________________________________________________________* * *
______Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz…
______Przymknęła powieki, odruchowo przykładając dłoń do mostka, kiedy poczuła ucisk w piersi. Nienawidziła cmentarzy, a jeszcze bardziej księży czy pastorów, wmawiających ludziom życie wieczne, ciała zmartwychwstanie i inne tego typu bzdury. Rozumiała, że niektórym jest łatwiej wierzyć, że istnieje jakaś druga strona, że ta wiara pomaga pogodzić się ze stratą i daje nadzieję na spotkanie bliskich sobie osób w innym życiu, ale sama nie wierzyła w to ani trochę. Dla niej śmierć była po prostu ustaniem funkcji życiowych w skutek czego ciało rozkładało się i o ile nie zostało spalone, zżerały je potem robaki, nie mogło więc być mowy o żadnym zmartwychwstaniu. Nie wierzyła w Boga, a historia o Abrahamie, który gotów był poświęcić jedynego syna, bo taki kaprys miał jego bóg, niezmiennie od lat doprowadzała ją do szewskiej pasji. Bo co to za bóg, że prosi o taką ofiarę? Co to za bóg, który odbiera matkom dzieci, dzieciom matki i ojców, żonom mężów, który pozwala na głód, cierpnie, wojny i śmieć niewinnych? Na pewno nie taki, który kocha wszystkie swoje owieczki.
______Prychnęła pod nosem i ledwo zauważalnie pokręciła głową, całkowicie skupiając wzrok na dębowej trumnie, skrywającej ciało Morgany Baker, która w jej pamięci zawsze pozostanie nieposkromioną Vixie. Przebiegła wzrokiem po garstce osób zebranych przy grobie, do którego lada chwila miało zostać opuszczone ciało. Był tam Niño i jego siostra, jakiś przystojniak w garniturze, stojący obok ojca Morgany i jeszcze jeden mężczyzna po pięćdziesiątce, którego twarz wydała jej się znajoma, a którego nazwiska nie potrafiła sobie przypomnieć. Było też kilkoro ich sąsiadów i jacyś ludzie, których nigdy wcześniej nie widziała na oczy, w większości mężczyźni. Być zwykli gapie, a może klienci, dzięki którym zarabiała na kolejne działki bądź dilerzy, którym to ona dawała zarabiać, a czasami po prostu pozwalała się przelecieć, byle tylko dostać to, co chciała, albo po prostu menele, z którymi ćpała i bóg jeden wie co jeszcze robiła.
______– Nie szarp się… – dobiegło do niej jakby z zaświatów. Uchyliła ociężałe powieki, ale zamiast konkretnego człowieka przed oczami miała tylko różnobarwną, wielką, zamazaną plamę. Zamrugała kilkakrotnie, mając nadzieję odzyskać ostrość widzenia, ale zupełnie nic to nie dało.
______– Neal? – spytała, opierając dłonie na jego torsie, gdy usiłował zdjąć z niej kurtkę. – Trzymaj się… z… dala… ode mnie… swoje łapy… zabieraj… – bełkotała, czując się tak, jakby jej ciało nie należało do niej.
______– Żadna frajda pieprzyć nieprzytomną pannę. Poczekam aż oprzytomniejesz… – usłyszała jeszcze, zanim zamknęła oczy i odpłynęła w nicość…
______Otworzyła oczy. W głowie jej dudniło i czuła się gorzej niż na pieprzonym haju.
______W jakimś przebłysku świadomości, kontrolnie przesunęła dłońmi po swoim ciele.
______Wciąż była w ubraniu.
______Odetchnęła z ulgą.
______Usiadła powoli na łóżku i opuściła stopy na podłogę. Przez chwilę siedziała tak ze zwieszoną głową i dłońmi zaciśniętymi na brzegu materaca, zbierając się w sobie, by wstać i przynieść sobie szklankę wody.
______Spróbowała się podnieść, ale czuła się jakby przed chwilą zsiadła z diabelskiego młyna.
______Skapitulowała.
______Opadła na łóżko i znów odpłynęła…
______Jakiś rumor w salonie.
______Trzask zamykanych drzwi.
______Cisza.
______– Lacey… Lace…
______Otworzyła oczy.
______– La… ceeeyy…
______Vixie.
______Znowu naćpała się do nieprzytomności.
______Jakimś cudem udało jej się zwlec się z łóżka. Przeklinając pod nosem i powłócząc nogami, dotarła do drzwi swojego pokoju, gotowa zrugać swoją współlokatorkę za to, że znów doprowadziła się do takiego stanu. Nie dostrzegła jej od razu. Dopiero po chwili uprzytomniła sobie, że jej przyjaciółka leży na podłodze obok kanapy, twarzą do ziemi.
______Podeszła do niej i uklękła obok.
______– Wstawaj, Vix… – jęknęła. – Nie mam siły dzisiaj holować cię do łóżka… – zakomunikowała i zbierając się w sobie, przewróciła przyjaciółkę na plecy. – Vixie, to nie jest śmieszne – dodała, klepiąc ją po policzku. Kiedy nie zareagowała, chwyciła ją w pół, chcąc ją podnieść, ale wtedy poczuła pod palcami lepką, ciepłą ciecz.
______Spojrzała na swoją dłoń, która cała była we krwi, a potem na talię Vixie, w której sterczał nóż…
______Zacisnęła powieki, jakby to miało jej pomóc przypomnieć sobie jeszcze coś jeszcze z tamtego wieczoru, ale nic to nie dało. Przełknęła gulę, która ścisnęła jej gardło, za wszelką cenę starając się pozbyć z głowy notorycznie powracającego do niej, za każdym razem coraz bardziej wyraźnego obrazu nieprzytomnej Vixie i własnych, zakrwawionych dłoni. Strzępy obrazów w jej głowie zaczynały wskakiwać na właściwe miejsce, ale wciąż było zbyt dużo niewiadomych, a czasu na znalezienie odpowiedzi coraz mniej. W tej chwili była pewna tylko tego, że Neal był z nią wtedy w mieszkaniu i że była tam, gdy ktoś wsadził Morganie nóż pod żebra. Świadomość, że była wtedy w mieszkaniu dobijała ją, bo wiedziała, że gdyby była bardziej przytomna, pewnie ocknęłaby się wcześniej i być może zdołała zapobiec tragedii.
______Przygryzła nerwowo dolną wargę i zupełnie bezwiednie wierzchem dłoni dotknęła ręki Logana, a potem jeden po drugim powoli splotła z nim palce, gdy trumna z ciałem Morgany powoli została opuszczona do grobu, siąknęła cicho nosem.
______McBride ścisnął jej dłoń, jakby chciał jej w ten sposób dodać sił, a ona odetchnęła głęboko.
______– Chodźmy stąd – powiedziała cicho, zerkając na twarz mecenasa z ukosa. Był blady, jakby sam żegnał kogoś bliskiego, ale jego twarz, niczym wykuta w marmurze, pozostała niewzruszona. – Logan – ponagliła i nieco mocniej ścisnęła jego dłoń, wyrywając go tym z odrętwienia.
______Leniwie odwrócił głowę w jej stronę, a gdy jednym ruchem zgarnęła z twarzy ciemne włosy, przytrzymując je na czubku głowy za pomocą okularów przeciwsłonecznych, uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
______– Co powiedziałaś? – spytał.
______– Żebyśmy już stąd poszli – powtórzyła, patrząc na niego jakby był niespełna rozumu.
______Pokręcił przecząco głową, a jego uśmiech się poszerzył.
______– Nie o to mi chodzi – odparł, a Lacey ściągnęła brwi, przypatrując mu się uważnie i wciąż niczego nie rozumiejąc. – Pierwszy raz zwróciłaś się do mnie po imieniu – wyjaśnił.
______Prychnęła pod nosem i przewróciła oczami.
______– Nie przyzwyczajaj się, Loggie – mruknęła, usiłując się nie uśmiechnąć i zupełnie zapominając, że wciąż trzymał ją za rękę, wyrwała do przodu. McBride w ogóle jednak nie ruszył się z miejsca, co spowodowało, że szybko zderzyła się z jego ciałem. Oparła wolną dłoń o jego tors i spojrzała mu w oczy. – Zrobiłeś to specjalnie – stwierdziła.
______– Oczywiście – przyznał z pełną powagą, a potem jak gdyby nic puścił ją i cofnął się o krok, wyciągając z kieszeni spodni kluczyki od samochodu. – Widziałaś kogoś podejrzanego?.
______Lacey kontrolnie zerknęła za siebie, jakby chciała się upewnić nim udzieli odpowiedzi, a potem pokręciła przecząco głową.
______– Ktoś znajomy?
______– Rodrigo i jego siostra Maria, sąsiedzi i całe to szajskie towarzystwo, z którym zadawała się Vixie. Nie kojarzę w ogóle tego ciacha w garniturze, które stoi obok ojca Morgany – dodała, spoglądając na twarz mecenasa i uważnie obserwując jego reakcję na swoje słowa. – Jest przystojny jak jasna cholera i prezentuje się w tym garniaku o wiele lepiej niż ty – oświadczyła, wbijając szczupły palec w jego tors. – Mógłbyś trochę popracować nad swoją sylwetką.
______Logan roześmiał się niemal w głos i z politowaniem spojrzał jej w oczy.
______– Co to było, panno Coleman? – zagadnął rozbawiony.
______Lacey wzruszyła ramionami i ponownie zerknęła na grupkę ludzi, żegnających Morganę.
______– Sprawdzam twoją czujność, bo momentami wyglądasz jakbyś był tu tylko ciałem – odparła, krzyżując dłonie na piersiach. – Kojarzę twarz tego wysokiego, szpakowatego gościa, który stoi za ojcem Vixie, ale nie mam pojęcia skąd mogłabym go znać.
______Logan wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki telefon i udając, że przegląda jego zawartość zrobił kilka zdjęć. Schował aparat, gdy zorientował się, że w ich stronę zmierza Rodrigo Heredia. Od razu przypomniała mu się teczka, którą zostawiała mu Teresa z żółtą karteczką, opatrzoną jednym słowem „WAŻNE!”, a której nie zdążył dokładnie przejrzeć do tej pory. Wiedział tylko, że dotyczy ona Rodrigo.
______– Musimy pogadać – zakomunikował chłopak bez zbędnych wstępów.
_____________________________________________________________* * *
______Od dobrych kilkunastu minut siedziała po turecku na łóżku w ich królestwie na poddaszu. Przyszła tu po ozdoby na choinkę, ale zamiast tego znalazła stare albumy ze zdjęciami i utknęła w świecie wspomnień, w czasach, gdy byli jeszcze jedną, szczęśliwą i kochającą się rodziną i nikt z nich nawet nie przypuszczał, że tak to wszystko się potoczy. Nie wiedziała co z nią będzie i nie chciała się nawet nad tym teraz zastanawiać. Bardzo chciała wierzyć, że wszystko skończy się dobrze, ale musiała brać też pod uwagę wariant najgorszy z możliwych, dlatego w tej chwili pragnęła jedynie, by te święta były wyjątkowe i by jej siostry chętnie wracały do nich wspomnieniami, gdy jej, być może, już z nimi nie będzie.
______Otarła samotną łzę, która spłynęła jej po policzku, a wyczuwając na sobie czyjeś świdrujące spojrzenie, powoli podniosła wzrok. Seth, nonszalancko oparty ramieniem o ścianę, z dłońmi wsuniętymi w kieszenie spodni, wpatrywał się w nią błyszczącym spojrzeniem, niczym w jakieś bóstwo, a ona czuła, że jej serce pęka właśnie na milion kawałków i nie była pewna czy kiedykolwiek zdoła jeszcze poskładać je w całość.
______– Cześć. Riley powiedziała, że cię tu znajdę – powiedział cicho, nie odrywając od niej spojrzenia, podczas gdy ona umknęła wzrokiem, wlepiając go w fotografię w albumie, przedstawiającą całą rodzinę Colemanów w komplecie. Dziś nie było już z nimi trzech osób, które uśmiechały się do niej ze zdjęcia, a lada moment ona sama mogła do nich dołączyć. Pokręciła głową bez przekonania i nerwowo przygryzła dolną wargę. Nie chciała być pesymistką, ale tak cholernie się bała, z dnia na dzień bardziej, i przestawała już sobie z tym radzić. Do tego jeszcze teraz musiała wymyślić jakiś dyplomatyczny, delikatny sposób na pozbycie się Setha. Nie miał zamiaru go ranić, ale nie chciała mu też dawać złudnej nadziei; pragnęła za wszelką cenę oszczędzić mu cierpienia w przypadku, gdyby z jej leczeniem coś poszło nie tak.
______– Powiesz coś? – zapytał łagodnie, ściągając na siebie jest zaszklone spojrzenie. Leniwie odepchnął się od ściany i zrobił kilka kroków w jej stronę, a ona dopiero teraz zorientowała się, że zamiast jeansów, t–shirtu i swojej ulubionej skórzanej kurtki, ma na sobie wykrochmaloną, białą koszulę i wyjściowy, czarny garnitur, a dłoni ściska ciemny krawat. Prześlizgnęła wzrokiem po jego wysportowanej sylwetce, zupełnie nieświadomie zatrzymując go na dłużej, na jego wąskich biodrach, które w eleganckich spodniach, prezentowały się bardziej niż tylko seksownie. Zresztą cały wyglądał jak młody bóg, który zstąpił na ziemię, by wodzić na pokuszenie niewinne niewiasty. Gdy dotarła spojrzeniem do jego oczu, westchnęła cicho. Z trudem zmusiła się do tego, by odwrócić wzrok. Nie miała pojęcia ani jak to wszystko rozegrać, ani co w ogóle powinna mu powiedzieć, bo każde rozwiązanie wydawało się tak samo złe.
______– Dlaczego jesteś taki uparty, Seth? – spytała, spoglądając za okno, na którym właśnie przysiadł gołąb, ciekawsko zaglądając do środka. Kiedy po chwili poczuła jak łóżko obok niej ugina się pod jego ciężarem, przymknęła powieki i przełknęła z trudem. Seth bez słowa nakrył jej dłoń swoją, kciukiem gładząc delikatną skórę i czekając, kiedy na niego spojrzy, ale ona nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że nie zniesie tego i w końcu się rozklei, a nie miała przecież żadnego prawa, by obarczać go swoimi problemami.
______– Jesteś cieniem tej dziewczyny, która rozpromieniła redakcję uczelnianego tygodnika. Co ukrywasz, Ellie? – odpowiedział pytaniem, a ona cała zesztywniała na dźwięk tych słów. Zebrała się jednak w sobie i odważnie spojrzała mu w oczy, wysuwając dłoń spod jego dłoni i zakładając za ucho pasmo włosów.
______– Naprawdę musisz tak wszystko komplikować? – jęknęła, patrząc na niego błagalnie. – Dlaczego po prostu nie wrócisz do Princeton i nie zapomnisz o tej jednej, cholernej nocy między nami?
______– A dlaczego ty w końcu nie powiesz mi prawdy?
______– Dlaczego tak trudno ci uwierzyć, że chciałam po prostu mieć za sobą pierwszy raz i nic więcej się za tym nie kryje?
______– Skoro tak, to dlaczego patrzysz na mnie tak, jakby jednak kryło się za tym coś więcej?
______Ellie sapnęła cicho. Wiedziała, że w życiu nie wygra z nim walki na słowa. Była w tym naprawdę kiepska. I nie potrafiła kłamać.
______– Czy któreś z nas powie w końcu coś, co nie będzie pytaniem? – spytała, uśmiechając się niewyraźnie i wlepiając wzrok w rodzinną fotografię. Nie miała już ani siły, ani ochoty na te przekomarzanki. – Miałeś tyle dziewczyn… dlaczego ja?
______– Bo jesteś inna niż wszystkie, Ellie – odparł łagodnie. – I nie ma w tym cienia przesady.
______Noelle wciągnęła ostro powietrze w płuca na dźwięk tych słów i zakryła usta dłonią. Nie miała żadnego prawa obarczać go tym wszystkim, nie była egoistką i nie chciała, by był z nią z litości, a tym bardziej, żeby później cierpiał po jej odejściu. Wciąż uważała, że lepiej będzie zakończyć to wszystko teraz, nim na dobre się zaczęło. Nie wiedziała jednak jak ma tego dokonać, tym bardziej, że Seth potrafił być cholernie uparty, gdy mu na czymś naprawdę zależało. Poza tym, na domiar złego coraz dobitniej zaczynało docierać do niej, że Tony miał rację. Seth tak czy siak będzie cierpiał i to bolało ją najbardziej. W innych okolicznościach wcale by się nie opierała i byłaby naprawdę cholernie szczęśliwa, że nie potraktował jej jak swoją kolejną zdobycz.
______– Nie jestem twoim wrogiem, Ellie, a mam wrażenie, że tak właśnie mnie traktujesz i za cholerę nie rozumiem dlaczego. Naprawdę tak trudno ci uwierzyć, że zależy mi tobie? Że…
______– Nie mów tego – poprosiła ze łzami w oczach, odruchowo zasłaniając mu usta szczupłą dłonią. – Nie mów… i nie składaj żadnych obietnic.
______Kiedy ujął jej dłoń w swoją i delikatnie obcałował opuszki jej palców, ani na moment nie odrywając przy tym spojrzenia od jej oczu, z trudem opanowała drżenie ciała i powstrzymała się przed płaczem.
______Seth wsunął wolą dłoń pod jej włosy i chwyciwszy ją za kark, oparł się czołem o jej czoło, a jej drugą dłoń przyłożył sobie do klatki piersiowej, w miejscu gdzie miarowy rytm wystukiwało jego serce. Nie mówił już nic. Nie musiał. I tak zbyt dobrze wiedziała, co chciał jej powiedzieć, a ten niewerbalny przekaz był mocniejszy niż milion słów.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:19:20 29-05-17 Temat postu: |
|
|
Audrey z Ellie tworzą niezły duet - i jedna i druga stara się uszczęśliwiać wszystkich na około nie myśląc o sobie. Ale może za nich myślenie o sobie nadrabiają dwie środkowe siostry
Tak czy inaczej, uważam że Ellie powinna być ze wszystkimi szczera - łącznie z Sethem, bo to nie do niej należy podejmowanie za nich decyzji, zwłaszcza że bazuje na swoich uczuciach, a nie ich. Do tego naciska na Tony'ego, pomimo faktu, że to nie jego wina. On dał jasno do zrozumienia Audrey czego oczekuje, teraz jej kolej, więc jeżeli Ellie chce komuś suszyć głowę to niech zacznie od Audrey.
Loggie i Lacey zaczynają się "dogadywać", choć pewnie jeszcze długa droga przed nimi ale miło tak dla odmiany widzieć Lacey nie robiącej wszystko, żeby się pogrążyć
Mam nadzieję, że w przyszłym rozdziale dostaniemy trochę Riley i Coltona |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:36:54 29-05-17 Temat postu: |
|
|
Haha... Natuś, świetne podsumowanie i wiesz co? Faktycznie coś w tym jest, w końcu jakaś równowaga w przyrodzie być musi
Właściwie to każda z sióstr COŚ powinna, a robi całkiem co innego, ale może to już u nich rodzinne Co do Setha, to jestem już pewna, w którą stronę pójdzie jego postać, a duet L&L - tu też mi się uroił pewien szatański plan
I tak, w przyszłym rozdziale będzie trochę Riley i Coltona
Dziękuję, że wciąż tu jesteś, Natuś :*
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 21:44:07 29-05-17, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:31:28 29-05-17 Temat postu: |
|
|
Co prawda to prawda - choć może Riley i Lacey zachowują się tak a nie inaczej właśnie przez to
Hihi wiadomo - każda inna, wie co dobre, a robi coś przeciwnego. Uhhh - mam nadzieję, że Seth nie okaże się jakimś tchórzem (z drugiej jednak strony za dużo tu "panów idealnych" na czele z Tony'm - może przyda się jeden idiota ).
L&L - no w takim razie nie mogę się doczekać niemal na równi z nadchodzącymi Riley i Colton!
Btw. zapomniałam wspomnieć - zazdroszczę pisania takich długaśnych rozdziałów, które ani na moment nie nudzą |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:49:20 29-05-17 Temat postu: |
|
|
Może i tak
Haha... panów idealnych? Ledwie dwaj, chyba, że o którymś zapomniałam, w każdym razie Neal nadrabia za wszystkich idealnych Chociaż nie wiem czy jest znowu takim idiotą... hmmm... może faktycznie przydałby się tu jakiś głupek
To ja się w takim razie powinnam zabrać za pisanie, bo następny rozdział jest ostatnim z mojego skromnego zapasu, a nie lubię przestojów urządzać, bo potem mi jeszcze trudniej wziąć się do roboty
Całe szczęście, że nie nudzą, ale gdyby jednak kiedyś tak się zdarzyło, to mów mi od razu, bo to nigdy nie wiadomo, a człowiek sam względem swojej pisaniny nigdy obiektywny nie jest. A co do długości to... zwykle jakoś samo tak wychodzi |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:21:54 08-06-17 Temat postu: |
|
|
To pisz Aguś te kolejne odcinki, pisz, bo wszystkie są świetne i nie możemy doczekać się kolejnych
Lacey i Logan jak ja ich lubię z chęcią bym widziała ich razem w jakimś romansie, który przerodzi się w coś więcej
I rzeczywiście Audrey ma wiele wspólnego z Ellie. Obie myślą najpierw o innych, a dopiero potem o sobie. Jednak Ellie nie powinna tak odsuwać Setha od siebie. Pasuje do niej idealnie i i tak nie oszczędzi mu cierpienia i tak. Za bardzo mu zależy na Ellie.
A Tony to taki trochę nierealny pan idealny ale nie żebym miała coś przeciwko. Tylko ta Audrey mogłaby się w końcu ogarnąć.
Tak naprawdę to w tym odcinku zabrakło tylko Riley i ciekawa jestem, co tam wymyślisz u niej w następnym odcinku |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:19:43 11-06-17 Temat postu: |
|
|
______ Ciągle nieobecna Ellie, wiecznie naburmuszona Audrey i Lacey, błąkająca się nie wiadomo gdzie i nie racząca nawet zadzwonić do którejkolwiek z nich, żeby powiedzieć choćby tylko krótkie i banalne wszystko w porządku. Była jej siostrą bliźniaczką, ale Riley nie pierwszy już raz miała wrażenie, że są ulepione z zupełnie różnej gliny. Zero osławionej więzi, czytania sobie w myślach, wspólnego odczuwania i całej masy innych, naukowo udowodnionych, wyjątkowych bliźniaczych relacji. Najwyraźniej były jakimś cholernym wyjątkiem, potwierdzającym ogólną regułę.
______ Musiała wyrwać się z domu i odetchnąć od tego wszystkiego, a przy okazji pomyśleć o swoim życiu. Nie mogła ciągle tkwić w zawieszeniu. Musiała w końcu podjąć jakieś decyzje. Sądziła, że praca u Billy’ego pomoże jej oczyścić umysł i choć trochę uporządkować myśli. Gdy usłyszała dźwięk swojej komórki, przewróciła oczami z irytacją, święcie przekonana, że to nikt inny jak Colton. Została jednak mile zaskoczona, kiedy na ekranie zobaczyła imię Lizzy, asystentki Whitmana, mimo, że miała więcej niż tylko przeczucie, że rozmowa nie będzie miła. Nabrała powietrza w płuca, przesunęła kciukiem po wyświetlaczu i przystawiła aparat do ucha.
______ – Zdaję sobie sprawę, że Whitman jest na mnie wściekły, ale nie wrócę przed świętami – oświadczyła stanowczym tonem bez zbędnych wstępów. – Chcę je spędzić z moimi… Na jaki znowu bankiet?!... Mowy nie ma!... Nie, nie pójdę tam, a zwłaszcza z Coltonem!... Lizzy, proszę… – jęknęła, nerwowo pocierając czoło placami, kiedy wyraźnie poczuła, że tak naprawdę nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia. – Nie będę udawać, że jesteśmy przyjaciółmi, bo nie jesteśmy!... To jakiś nowy pomysł na promocję serialu? – spytała, uśmiechając się gorzko. – Przecież i tak nikt nie wierzy w to jego pieprzenie, że wciąż wiele dla niego znaczę i jestem ważną częścią jego życia, a część jego serca już zawsze będzie należała do mnie – wyrecytowała z pamięci fragment wypowiedzi Coltona dla jednego z magazynów, który przed paroma dniami pokazała jej Audrey. – Nie chcę rozsiewać kolejnych plotek na swój temat, tym bardziej, jeśli mają mieć związek z Coltonem… Lizyy, do cholery! Przecież on ma żonę, którą podobno bardzo kocha… Tak. Wyobraź sobie, że potrafię oddzielić życie prywatne od zawodowego! – fuknęła coraz bardziej rozeźlona. – W końcu to nie ja dostałam pracę przez łóżko – dodała ściszonym, przepełnionym jadem głosem, ale na tyle głośno, by kobieta po drugiej stronie mogła ją usłyszeć i nie miała wątpliwości, że Riley mówi właśnie o niej. Wiedziała jednak co za chwilę usłyszy, bo słyszała to już co najmniej milion razy. – Takie są prawa show biznesu, maleńka, jak się nie podoba, to spier papier na lakier – wyszeptała bezgłośnie razem z Lizzy, przewracając oczami z irytacją i tłumiąc westchnięcie, kiedy kobieta podała jej termin i miejsce bankietu, a potem rozłączyła się, nie fatygując się nawet, by choćby kurtuazyjnie życzyć miłego dnia.
______ Riley odetchnęła kilka razy głęboko, starając się odzyskać panowanie nad sobą i własnym ciałem, co wcale nie było takie proste, kiedy myślała o tym cholernym bankiecie, na którym miała się pojawić w towarzystwie Coltona i udawać, że wszystko między nimi jest w jak najlepszym porządku. Nie miała najmniejszej ochoty na bankiety ani tym bardziej na towarzystwo Jeffersona, ale nie miała również pomysłu w jaki sposób się z tego wykręcić. Powinna była zmienić numer telefonu albo przynajmniej nie odbierać tego połączenia. Wciąż jednak była związana kontraktem, za którego zerwanie groziły jej takie kary pieniężne, że nie spłaciłaby ich pewnie do końca życia. Na własne życzenie wpakowała się w to bagno, więc teraz nie pozostało jej nic innego jak tylko nauczyć się w nim pływać z jak najmniejszą szkodą dla siebie. Nie wiedziała jeszcze tylko w jaki sposób ma tego dokonać.
______ Westchnęła ciężko, kręcąc głową z rezygnacją. Podniosła wzrok znad ekranu telefonu komórkowego i uśmiechnęła się na widok Billy’ego, taszczącego jakiś karton. Wsunęła telefon w tylną kieszeń jeansów i podeszła do mężczyzny.
______ – Jak dobrze, że jednak mi pomagasz! – ucieszył się. – Przed świętami ludzie dostają jakiegoś małpiego rozumu – poskarżył się, uśmiechając się z wdzięcznością, gdy Riley wzięła od niego karton. – Tylko uważaj! – uprzedził, wcelowując w nią palcem wskazującym, gdy stawiała pakunek na stole.
______ – Kryształy? – zagadnęła, a gdy Billy wyszczerzył się jak kilkuletnie dziecko, nie potrzebowała niczego więcej na potwierdzenie.
______ – Nie masz pojęcia jak długo na nie polowałem i po jak okazyjnej cenie udało mi się je nabyć. Tu są szklanki do whisky, a w samochodzie mam jeszcze karafki i kieliszki. Zmykaj do klientów, sio mi stąd – dodał, machając dłońmi, jakby odpędzał się od natrętnej muchy, gdy Riley ledwo zdążyła uchylić wieczko kartonu.
______ Pokręciła głową z niedowierzaniem, poprawiła wysoki kucyk i opuściła zaplecze.
______ – Riley? – usłyszała za sobą znajomy głos, zanim jeszcze zdążyła wejść za ladę. Odwróciła się przez ramię, a kiedy jej wzrok padł na przystojnego, młodego mężczyznę, siedzącego na jednym z wysokich stołków przy ladzie, przez chwilę zastanawiała się czy z wrażenia nie otworzyła buzi. – Czas się zatrzymał czy to ja cofnąłem się w czasie? – zagadnął rozbawiony, kiedy podeszła do niego po drugiej stronie lady.
______ – Miło cię widzieć, Matty – odparła, uśmiechając się promiennie i zupełnie odruchowo, zakładając za ucho jakieś zabłąkane pasemko.
______ – Wciąż to robisz – zauważył, a gdy Riley uniosła pytająco brwi, jego usta rozciągnęły się seksownym półuśmiechu, a oczy zapłonęły ogniem po stokroć większym niż ten, który widziała w nich dawno temu. – Zakładasz włosy za ucho, gdy jesteś zakłopotana.
______ – Nie schlebiaj sobie, Matty – odparła, odważnie spoglądając mu w oczy, choć nie mogła powiedzieć, że nie zrobił na niej wrażenia. Zawsze był przystojny, wszystkie dziewczęta w szkole chciały się z nim umawiać i bez najmniejszych oporów gotowe były zrobić dla niego dosłownie wszystko, a jej chciały wydrapać oczy, gdy przez jakiś czas tworzyła z nim parę. Odruchowo prześlizgnęła wzrokiem po jego wysportowanej sylwetce i uśmiechnęła się lekko, dochodząc do wniosku, że ojciec czas zdecydowanie był jego sprzymierzeńcem i pomógł matce naturze, która dała mu najlepsze geny, uwidocznić to, co sprawiało, że osobnikom płci przeciwnej miękły na jego widok kolana. [link widoczny dla zalogowanych] był grzechem i pokusą; ucieleśnieniem marzeń co najmniej dziewięćdziesięciu procent żeńskiej części mieszkańców globu. Ciemne włosy, rozjaśnione naturalnymi pasemkami, które w czasach liceum miał przydługie i zwykle zaczesane na twarz tak, że niemal wchodziły mu do oczu, teraz były krótko przystrzyżone po bokach, z dłuższą górą modnie zaczesaną do tyłu, odsłaniając przystojne rysy i nieziemsko piękne, duże szaroniebieskie oczy. Do tego w czarnej skórzanej kurtce i białym t–shircie sprawiał wrażenie bad boy’a, którym przecież tak naprawdę był od zawsze. Riley nie przypuszczała, by pod tym względem zmieniło się cokolwiek przez te wszystkie lata. Poza tym w obecnym wydaniu przywodził na myśl skojarzenie z Jamesem Deanem, którego uwielbiała tak, jak uwielbiał go jej ojciec.
______ – Jak to się stało, że zamieniłaś wielki świat na przydrożny bar w jakiejś pipidówie? – zagadnął, wciąż mierząc ją gorącym, typowo samczym spojrzeniem.
______ Riley wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko.
______ – Musiałam odpocząć od wielkiego świata – rzuciła wymijająco. – Na dłuższa metę wcale nie jest w nim tak fajnie. Powiedz lepiej, dlaczego twój dziadek skarży się, że nie potrafisz nigdzie zagrzać miejsca na dłużej.
______ – Bo tak jest, Królewno – zaśmiał się. – Dziadek chciałby, żebyśmy zajęli się rodzinnym biznesem, ale prawda jest taka, że żaden z nas się do tego nie nadaje. Gary robi karierę naukową, zresztą on stłukłby nawet plastikową zastawę, ojciec… – urwał i na moment odwrócił wzrok, zaciskając szczęki tak mocno, że mięsień na jego policzku zaczął rytmicznie drgać. – Ojciec prowadzi bujne życie uczuciowe, a ja… sama wiesz, że nie lubię stagnacji.
______ – Ronny wspominał, że twoi rodzice się rozwodzą.
______ – Bo staremu na starość zachciało się pieprzyć młode d**y – warknął ostro, a jego oczy zapłonęły wściekłością. – Przepraszam – westchnął, przesuwając dłońmi po twarzy. – Szlag jasny mnie trafia, gdy o tym myślę. Matka poświęciła mu całe życie, a on zgłupiał na punkcie jakiejś dziwki. Nie wiem, może dopadł do kryzys wieku średniego i chciał sobie coś udowodnić.
______ – Matt, nie zadręczaj się i może nie obwiniaj go, co? – zagadnęła łagodnie Riley, sięgając po jego dłonie i przykrywając je swoimi. Kiedy ich spojrzenia splotły się na krótką chwilę, zupełnie odruchowo zwilżyła usta językiem, a potem przygryzła dolną wargę. – To dorośli ludzie, a ty też nie masz już pięciu lat. Może po prostu coś między twoimi rodzicami się wypaliło?
______ Marshall, uśmiechnął się gorzko i wlepił wzrok w ich dłonie.
______ – Chyba tylko ze strony ojca, bo matka wciąż go broni, a ja na jej miejscu wyrzuciłbym drania na zbity pysk i nie chciał go nigdy więcej oglądać.
______ – Całe szczęście nie jesteś na jej miejscu, a poza tym… – urwała, ściągając na siebie jego błyszczące, przenikliwe spojrzenie. – Wiesz… – zaczęła niepewnie po chwili, zabierając ręce i podpierając brodę na dłoniach. – Po śmierci naszych rodziców, rozeszłyśmy się, każda w swoją stronę, ale zaczęło nam brakować siebie i tego co nas łączyło. Rodzinę masz tylko jedną, Matt. I nawet jeśli między twoimi rodzicami się nie układa, wciąż jesteś ich synem. Poza tym… Serce nie sługa, Matty – zakończyła, uśmiechając się promiennie i mrugając do niego, by nieco rozluźnić atmosferę, która nagle zrobiła się zbyt poważna.
______ – Mówisz o sobie i tym pajacu, o którym wciąż rozpisują się kolorowe gazety?
______ – Śledzisz plotki z wielkiego świata? – zaśmiała się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie chciała po raz enty roztrząsać swojego życia, tym bardziej, że zaproponowała Billy’emu pomoc przede wszystkim dlatego, by skupić myśli na czymś innym i choć na chwilę uciec od problemów, a nie rozmawiać o nich nawet tutaj. I to ze swoim eks. – W życiu bym cię o coś takiego nie posądzała.
______ – Nie dało się nie słyszeć o was, waszym burzliwym romansie i nie mniej burzliwym rozstaniu, a potem o twoich imprezach i coraz to nowych… – zawiesił na chwilę głos i wzniósł oczy ku górze, szukając odpowiedniego słowa, a w końcu uśmiechnął się lekko, spojrzał jej prosto w oczy i robiąc palcami „żabki” w powietrzu, dokończył: – Znajomych. Płci męskiej.
______ – Mówił ci ktoś, że bardzo zgrabnie odwracasz od siebie uwagę? – odpowiedziała pytaniem.
______ – Na pewno nie w tak uroczy sposób, w jaki ty to robisz.
______ – Nie robią już na mnie wrażenia takie teksty i spojrzenia, Matty – upomniała, wycierając roboczy blat lnianą ściereczką.
______ – Tak? – zapytał, jakby nie dowierzał i podpierając brodę na dłoni wlepił w nią spojrzenie. – Co w takim razie robi teraz wrażenie na pannie Coleman?
______ Riley wsparła dłonie o roboczy blat i odważnie spojrzała Mattowi w oczy.
______ – Mam ci podać wszystko na srebrnej tacy?
______ Marshall wzruszył ramionami i uśmiechnął się łobuzerko, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie.
______ – O której kończysz?
______ – Podrywasz mnie?
______ – A muszę?
______ – Matt – jęknęła, przewracając oczami, ale nie potrafiła powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu.
______ – Będę czekał na ciebie po zamknięciu – zakomunikował tonem jednoznacznie wskazującym, że ta kwestia w ogóle nie podlega dyskusji, a gdy spojrzała na niego spod wysoko uniesionych brwi, na moment zastygając w bezruchu z dłońmi wspartymi o roboczy blat, mrugnął do niej tylko, uśmiechając się przy tym łobuzersko i skierował się do wyjścia.
______ Pokręciła głową z niedowierzaniem, odprowadzając go spojrzeniem, a kiedy zniknął za drzwiami, westchnęła cicho i sięgnęła po tacę ze ściereczką. Podeszła do siedzącego do niej tyłem, w kącie lokalu, mężczyzny. Zatrzymała się przy stoliku i z kieszonki fartucha wyjęła notes.
______ – Mogę coś podać? – zapytała uprzejmie, nawet na niego nie patrząc.
______ Kiedy odwrócił się przodem do niej, taca wypadła jej z rąk i z trzaskiem opadła na posadzkę u jej stóp.
______ Odchylił się do tyłu i oparł wygodnie, przewieszając ramię swobodnie przez oparcie sąsiedniego krzesła. Między palcami drugiej dłoni, opartej o blat stolika, obracał wykałaczkę.
______ – Co mi polecasz? – zapytał zmysłowym, schrypniętym półgłosem, przewiercając ją swoim lodowatym spojrzeniem. Czuła, że dłonie jej się trzęsą, a w płucach zaczyna brakować tlenu. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Ciemne, potargane włosy, niebieskie oczy, mocno zarysowana linia szczęki, wąskie usta, kilkudniowy zarost, gęste brwi i unoszący się wokół niego zapach miętówek i nikotyny. Ale ten błysk w oczach i kąciki ust uniesione w aroganckim uśmieszku wystarczyły, by zapomniała jak się nazywa. – Powiesz coś w końcu?
______ – Przepraszam… – wymamrotała, a gdy taca razem z notesem wysunęła się jej z dłoni, myślała, że zapadnie się pod ziemię. Dziękowała opatrzności, że tego dnia nie związała włosów i mogła się teraz za nimi ukryć.
______ – Zawsze wiedziałem, że robię wrażenie na kobietach, ale nigdy nie sądziłem, że aż takie – stwierdził, a w jego głośnie wyraźnie słyszała rozbawienie. Wciąż czuła na sobie jego palące spojrzenie i choć nie zrobił nic takiego, nienawidziła go z całej duszy. Z każdą upływającą sekundą, miała coraz większą ochotę zetrzeć mu ten durny uśmieszek z twarzy i zrobiłaby to, gdyby tylko jej ciało i wariujące w piersi serce, zechciały posłuchać rozumu…
______ – Jak za pierwszym razem – szepnął schrypniętym seksownie głosem, spoglądając jej prosto w oczy.
______ – Co ty tu robisz? – wydukała, totalnie zaskoczona, zaciskając mocniej place na tacy, którą zdążyła już podnieść.
______ – Dzisiaj nie zaproponujesz mi specjalności dnia? – spytał, odchylając się wygodnie na oparcie swojego krzesła i mierząc jej sylwetkę pożądliwym spojrzeniem, z sobie tylko właściwym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
______ – Idź do diabła, Colton – warknęła przez zaciśnięte zęby i odwróciła się na pięcie, ale nim zdążyła zrobić krok, zamknął jej nadgarstek w żelaznym uścisku.
______ – Porozmawiaj ze mną.
______ Uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową z niedowierzaniem, zajmując miejsce po przeciwnej stronie stołu i starając się za wszelką cenę zignorować ciepło, rozchodzące się od nadgarstka, za który wciąż Colton, po całym jej ciele w ekspresowym tempie.
______ – O czym? – spytała, odważnie spoglądając w jego lodowato niebieskie tęczówki. – O czym chcesz ze mną rozmawiać? A może ty wcale nie chcesz rozmawiać? Może chcesz czegoś zupełnie innego? – zagadnęła, a gdy dostrzegła drgający na jego policzku od nerwowo zaciśniętej szczęki mięsień, wyszarpnęła dłoń z jego uścisku i wstała ze swojego krzesła. – Nie jesteśmy już razem i nigdy nie będziemy – oświadczyła stanowczo. – Nie pójdę z tobą na żaden bankiet…
______ – Na jaki znowu bankiet? – przerwał jej w pół zdania.
______ Riley prychnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem. Gdyby go nie znała, patrząc teraz na niego, byłaby w stanie uwierzyć, że naprawdę nie miał pojęcia o żadnym bankiecie, ale znała go zbyt dobrze i była gotowa założyć się, że to był jego pomysł. Nie miała zamiaru dać się wmanewrować w jego gierki i brać udziału w tym przedstawieniu, nawet jeśli do końca życia, musiałaby spłacać kary pieniężne za zerwanie kontraktu.
______ – Nie udawaj, że o niczym nie wiesz. Nie pójdziemy tam razem, nie będziemy przyjaciółmi i nie będziemy rozmawiać, a tym bardziej robić żadnych innych rzeczy – warknęła, odwracając się na pięcie, ale Colton poderwał się ze swojego miejsca i chwycił ją za łokieć, zmuszając by spojrzała na niego. Wlepił swoje lodowato niebieskie tęczówki w jej ciemne oczy i trwali tak, wpatrując się w siebie nawzajem, jakby toczyli właśnie jakąś bezsłowną wymianę zdań, zrozumiałą tylko dla nich dwojga, dopóki Riley ponownie mu się nie wyszarpnęła. – Dokonałeś wyboru, Colton – powiedziała cicho. – A ja popełniłam błąd, pozwalając by stało się to, co się stało, ale nie powtórzę go kolejny raz. Między nami wszystko skończone, rozumiesz? – zagadnęła, ale wcale nie czekała na odpowiedź tylko szybkim krokiem ruszyła na zaplecze, gdzie Billy, jak urzeczony, wpatrywał się w swoje kryształy. – Przepraszam cię – zwróciła się do mężczyzny, pośpiesznie ściągając fartuch i rzucając go w kąt. – Muszę wyjść.
______ – Dokąd?!
______ – Jak najdalej stąd – odparła, chwytając swoją kurtkę i nie oglądając się za siebie, wybiegła tylnym wyjściem. Zaczerpnęła ostro tchu i oparła się plecami o zimny mur, starając się uspokoić. Przez chwilę stała tak z przymkniętymi powiekami, oddychając głęboko. Sporo ją kosztowało trzymanie emocji na wodzy oraz walka z samą sobą i własnym, zdradzieckim ciałem, które wbrew zdrowemu rozsądkowi wciąż stanowczo domagało się jego bliskości. Była dumna z siebie, że zachowała zimną krew i naprawdę miała nadzieję, że Colton w końcu odpuści. Mimo tego, że dręczył ją smsami i mailami, był ostatnią osobą, jaką spodziewała się tu spotkać; jaką w ogóle miała ochotę widzieć. Gdy w jej nozdrza wdarł się zapach, który rozpoznałaby wszędzie, przeklęła pod nosem i powoli podniosła powieki. Nie odezwała się jednak ani słowem tylko patrzyła na niego, kiedy tak stał kilka metrów przed nią i świdrował ją tym swoim zimnym, a jednocześnie pełnym ognia spojrzeniem, w taki sposób, jakby… wciąż dla niego coś znaczyła.
______ Uśmiechnęła się do siebie na tę niedorzeczność i pokręciła głową z niedowierzaniem. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, elektryzującą ciszę między nimi, przerwał warkot motocyklowego silnika. Kilka sekund później między nią. a Coltona wjechała [link widoczny dla zalogowanych]. Gdy kierujący motocyklem ściągnął kask, usta Riley momentalnie rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
______ – Gotowa na przejażdżkę? – zagadnął Matt, zupełnie ignorując obecność Coltona.
______ – Jasne – przytaknęła Riley, podchodząc do niego. – Wybacz, ale mam na ten wieczór ciekawsze plany niż bezproduktywne dyskusje z tobą – zwróciła się do Jeffersona, zerkając na niego przelotnie przez ramię. Colton przewrócił oczami i zwinął dłonie w pięści. – Wszystko między nami skończone – powiedziała stanowczym tonem, na wypadek, gdyby przyszło mu do głowy używać siły, ale on tylko pokręcił głową z rezygnacją. I choć wycofał się potulnie, to wyraz jego oczu nie pozostawiał najmniejszych złudzeń co do tego, że nie zostawi tak tej sprawy. Gdy zniknął im z oczu za rogiem, Riley oddała kask Mattowi i ze świstem wypuściła powietrze z ust.
______ – Wszystko okay? – spytał Matt, ściągając na siebie jej spojrzenie, a ona w odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się krzywo.
______ – Skąd się tu wziąłeś? – zmieniła temat.
______ – Wróciłem po telefon, który zostawiłem na ladzie. Zresztą celowo, żebyś za mną wyszła – dodał, mrugając do niej z rozbawieniem. – Ale zamiast ciebie, zastałem za ladą nerwowo psioczącego Billy’ego. Z jego paplaniny wyłapałem, że znowu go zostawiłaś samego bez słowa wyjaśnienia i wybiegłaś bez słowa tylnym wyjściem. Pomyślałem, że chcesz uciec przed naszą dzisiejszą randką i oto jestem – zakończył, uśmiechając się beztrosko, jakby właśnie nie brał udziału w spławianiu byłego faceta swojej byłej dziewczyny.
______ Riley uśmiechnęła się lekko i założyła włosy za ucho. Odruchowo zwilżając usta językiem, prześlizgując spojrzeniem po wysportowanej sylwetce Matta, która w połączeniu z bestią, na której siedział, zdawały się tworzyć idealną, nierozerwalną wręcz, a przy tym cholernie seksowną całość. Musiała przyznać, że to było bardzo niebezpieczne połączenie, przywołujące same nieprzyzwoite myśli.
______ – Nie wiedziałam, że jeździsz na motorze.
______ – Lubię szybkość, ryzyko i adrenalinę, więc chyba pasujemy do siebie – powiedział, poklepując czule siedzisko swojej maszyny. – Poza tym to jedyna dziewczyna, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła – stwierdził na co Riley parsknęła śmiechem. – Wskakuj – zaproponował, ponownie podając kask Riley, ale pokręciła przecząco głową. – Boisz się? – zaśmiał się, marszcząc czoło i przeczesując włosy palcami, spojrzał jej w oczy, w których, ku jego zadowoleniu, nie było już śladu po napięciu, jakie towarzyszyło jej jeszcze chwilę temu.
______ Riley przez chwilę z wahaniem wpatrywała się to w motocykl, to w dosiadającego go Matta. W końcu pokręciła przecząco głową i zajęła miejsce tuż za Marshallem, obejmując go mocno w pasie. Gdy odpalił silnik, przytuliła się policzkiem do jego pleców.
______ Wreszcie poczuła się naprawdę wolna od problemów. I wreszcie przestała myśleć o Coltonie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:41:22 12-06-17 Temat postu: |
|
|
Jak to zwykle ze mną bywa, przeczytałam od razu, ale że musiałam biegiem lecieć do pracy, nie zdążyłam wstawić komentarza, a jak wróciłam to zapomniałam.
Szczere mówiąc mocno się zastanawiam nad tym czym kieruje się Colton nie żebym narzekała, że dostałam rozdział z nim i Riley, sęk w tym, że nie da się go wyczuć - albo ja nie mogę. Z jednej strony zostawił Riley i związał się z kimś innym. Ba! On się z inną kobietą ożenił, a teraz jakby dochodząc do wniosku co stracił, lata za Riley jak kot z pęcherzem. Ok - czuje się winny całej sytuacji (możliwe ), że to on doprowadził do jej nieszczęścia, że przez niego pije i spotyka się z milionem mężczyzn na jedną noc. Ale czemu tak na nią nalega - chyba zdaje sobie sprawę, że ją tym krzywdzi
A Riley znalazła nowego adoratora (a może raczej starego biorąc pod uwagę, że kiedyś już byli razem). Ciekawi mnie jak to się między nimi rozwinie. Bo choć uwielbiam Riley z Coltonem to akurat jemu przydałoby się wylać kubeł zimnej wody na otrzeźwienie |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:47:32 12-06-17 Temat postu: |
|
|
Natalko, dla mnie najważniejsze, że wiem, że jesteś
To jest bardzo dobre pytanie, na które odpowiedzi Ci zdradzić nie mogę. Pamiętaj tylko, że to wszystko jest póki co z punktu widzenia Riley No i cóż... skoro już oboje są w jednym mieście, to będzie ich teraz trochę więcej, więc może uda Ci się rozgryźć Coltona |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:36:31 12-06-17 Temat postu: |
|
|
Dlatego czekam na relacje z punktu widzenia Coltona - bo tak naprawdę o tej jego często wspominanej żonie nic nie wiemy, tak samo o ich relacji, ani o tym jak z tym wszystkim radzi sobie on sam
A skoro są w jednym mieście to czekam chociażby na jego reakcje |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|