|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:57:35 26-09-11 Temat postu: |
|
|
Jestem
Kurcze....wcale mi się nie podoba jak Marisa traktuje Juana...w ogóle mi się to nie podoba. Jestem w stanie zrozumieć, że chce mu oszczędzić cierpienia, ale on bardziej cierpi teraz. Poza tym, jak ona sobie to niby wyobraża? Przecież nawet jeśli się rozstaną to i tak Juan będzie cierpiał, gdyby jej się coś stało. W tej chwili też ją traci i cierpi bardziej, bo nie wie co się dzieje. Z tego nic dobrego nie będzie. Jeszcze sobie znajdzie jakąś kobietę....ehh.....coś mi się wydaje, że Jose odegra tu dużą rolę. Mam przeczucie, nie wiem czy słuszne, że Marisa mu się zwierzy, jako jedynej bliskiej osobie.
Sama nie wiem, już co myśleć. Juan powinien ją załapać i porządnie nią trząchnąć
Może wtedy by mu powiedziała co jest grane. Nie bierze pod uwagę, tego, że on chciałby w takiej chwili być z nią? W końcu przysięgał jej miłość w zdrowiu i chorobie czyż nie? Według mnie to nie jest w porządku....
W każdym razie czekam na kolejny odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:56:35 02-10-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 8.
Franco wpatrywał się w rzędy elegancko oprawionych książek, ustawionych równiutko na regale, z których nigdy żadnej nie miał w rękach i z których z pewnością żadnej nigdy nie przeczyta. Świat pozycji naukowych, podobnie jak i tych należących do literatury pięknej, był mu zupełnie obcy, podczas gdy jego ojciec mógłby o najnowszych publikacjach rozprawiać całymi godzinami. Książki, pod każdą postacią i niezależnie od tego, jakiej tematyki dotyczyły, były jego nałogiem, w związku z czym domowa biblioteka, która od dawien dawna pełniła funkcję jego gabinetu, robiła naprawdę imponujące wrażenie.
Nabrał powietrza w płuca i delikatnie przesunął dłonią po gładkim blacie mahoniowego biurka ojca. Andrés Ortega w każdej dziedzinie życia był perfekcjonistą i tego samego wymagał od swojego jedynego syna, co niejednokrotnie doprowadzało do scysji między nimi. Zawsze jednak potrafili stosunkowo szybko znaleźć jakiś złoty środek i wydawało się, że mimo odmiennych punktów widzenia na pewne sprawy, nadawali na tej samej fali. A przynajmniej do pewnego czasu. Do czasu, gdy w życiu Franca pojawiła się Verónica. Młody Ortega tak naprawdę sam nie wiedział, dlaczego jego relacje z ojcem, praktycznie z dnia na dzień, stały się mniej niż poprawne, jednak nie zamierzał się nad tym rozwodzić, ani tym bardziej kajać przed ojcem tylko po to, by połechtać tym jego wielkiego ego i na krótką chwilę ocieplić relacje między nimi. Teraz najważniejsze było dla niego dziecko, które za kilka miesięcy miało pojawić się na świecie.
Szczęk zamykanych drzwi wyrwał go z rozmyślań.
- Witaj ojcze – uśmiechnął się blado na widok niebieskookiego mężczyzny, pewnym krokiem zmierzającego w stronę wielkiego, skórzanego fotela, ustawionego za mahoniowym biurkiem.
- Rosa powiedziała mi, że chcesz porozmawiać – odparł oschle mężczyzna i nie zaszczycając syna nawet jednym spojrzeniem, pochylił się nad zalegającymi nad biurkiem dokumentami.
- Żadnego „witaj synu, dobrze cię widzieć”? – spytał Franco, starając się pod maską ironii ukryć, jak bardzo boli go postawa ojca.
- Chyba nie przyszedłeś się kłócić? – zagadnął Andrés, spoglądając na syna, znad ciemnych oprawek swoich okularów. Mimo tego wszystkiego, czego dowiedział się, rzecz jasna zupełnie przypadkiem, nie potrafił myśleć o stojącym przed nim chłopaku inaczej, jak o swoim synu, choć prawda była taka, że nie płynęła w nim jego krew. Ani nawet krew Juliany. To czego dopuściła się jego żona przed laty, było wręcz karygodne, ale czy warto było przez ten jeden błąd niszczyć teraz to, co budowali razem przez te wszystkie lata?
Andrés westchnął ciężko i powrócił wzrokiem do dokumentów rozłożonych na biurku. Franco opuścił głowę i uśmiechnął się kwaśno, zastanawiając się czy dobrze zrobił, przychodząc tutaj.
- No słucham – ponaglił go ojciec zniecierpliwionym tonem. – Mam dużo pracy, więc albo powiesz mi po co przyszedłeś, albo…
- Przyszedłem prosić cię o pomoc – wydusił w końcu Franco, wchodząc ojcu w słowo. – Jak się domyślasz, nie jest mi łatwo, ale są ważniejsze rzeczy na świecie niż moja duma. – Andrés odchylił się wygodnie w fotelu i z uwagą obserwował syna. Chłopak wyraźnie mu zaimponował swoją postawą. – A dla mnie najważniejsze w tej chwili jest dobro mojego dziecka.
- Usiądź – polecił Andrés, wskazując synowi miejsce po drugiej stronie biurka. – Masz na myśli coś konkretnego? – spytał, gdy zajął miejsce na wprost niego. Franco miał wrażenie, że słyszy w jego głosie dawną troskę i ciepło.
- Nie było moim marzeniem zakładanie rodziny w tak młodym wieku – urwał, spoglądając na ojca. Andrés milczał, choć Franco wyraźnie widział, że ma ochotę powiedzieć mu coś w stylu „trzeba było myśleć, zanim zaprosiłeś ją do łóżka”. Doskonale wiedział, że ojciec nie znosi jego żony. – Nie zamierzam jednak wymigiwać się od odpowiedzialności – podjął temat po chwili. – Verónica chce oddać nasze dziecko, a ja na to nie pozwolę – dodał stanowczo. – Dlatego jestem tutaj. Jeśli pozwolisz, chciałbym ją tu przywieźć. Zajmiemy mój dawny pokój i o nic nie będziemy cię prosić. Sam utrzymam ją, siebie i dziecko.
- Możesz to samo robić w waszym mieszkaniu – zauważył Andrés, jednak nie było w tym nawet cienia złośliwości.
- Też tak myślałem – odparł Franco, uśmiechając się krzywo na samą myśl o tym, jakim naiwnym frajerem się okazał. – Ale Verónica jest pieprzoną, przebiegłą materialistką. Powiedziała mi, że zaszła w ciążę, bo chciała wieść dostanie życie… Ona chce się wyprowadzić ode mnie i bóg raczy wiedzieć, co jeszcze może strzelić jej do głowy, a ja chcę mieć pewność, że ona urodzi to dziecko. Chcę, żeby cały czas ktoś miał ją na oku dopóki nie urodzi. Potem nie będę jej zatrzymywał, będzie mogła wynieść się nawet na drugi koniec świata…
*
Ana była wściekła. Sebastián nie dość, że nie wrócił na noc do domu, to nie przyjechał też do firmy, choć powinien być w niej co najmniej od godziny. Oczywistym było, że nie podobał mu się pomysł zmieniania żeńskiego personelu, ale nie sądziła, że w ogóle nie raczy pojawić się na rozmowach kwalifikacyjnych.
- Dzień dobry – przywitał się Arturo, zamykając za sobą drzwi sali konferencyjnej, która wciąż pełniła rolę gabinetu pani Vázquez. Ana spojrzała na niego ponuro, nawet nie siląc się na grzecznościowy uśmiech. – Stało się coś? – spytał, widząc jej zafrasowaną minę. Pokręciła przecząco głową i wróciła do obserwowania panoramy miasta, rozpościerającej się za wielką, szklaną ścianą. Miała ochotę z kimś porozmawiać, ale nie sądziła, by przyjaciel jej męża, był idealnym kandydatem do roli jej powiernika. Zresztą przecież prawie w ogóle go nie znała. – Pozwoli pani…
- Ana – przerwała mu nawet na niego nie patrząc. Mówmy sobie po imieniu, tak będzie łatwiej – dodała, spojrzawszy na niego przez ramię, uśmiechając się lekko. Kiedy skinął jej głową aprobująco, powróciła wzrokiem do obserwowania sobie tylko wiadomego punktu za oknem. Arturo przyjrzał się jej uważnie. Z dłońmi skrzyżowanymi na piersiach i długimi, lśniącymi włosami, luźno opadającymi na ramiona, wyglądała jak anioł. Wrażenia dopełniały ostre promienie słońca, okalające jej smukłą sylwetkę. Uśmiechnął się lekko do siebie, złapawszy się na tym, że ma ochotę podejść do niej, przytulić ją i gorąco zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Nie chciał jednak jej okłamywać. Zbyt długo i zbyt dobrze znał już Sebastiána. Nie pierwszy już raz, nie przyszedł do pracy na czas, a to oznaczało, że znów spędził upojną noc z jakąś przypadkową kobietą.
- Przepraszam – zwrócił się do Any, wyciągając z kieszeni spodni wibrujący telefon. Zerknął na wyświetlacz. Sebastián. Spojrzał na żonę przyjaciela i bez wahania wybrał opcję „odrzuć”.
- Coś ważnego? – spytała. Pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się zawadiacko.
- Nie ma w tej chwili nic pilniejszego niż praca z tobą – powiedział z pełnym przekonaniem, obserwując jak policzki Any zaczynają nabierać żywszych kolorów. Była naprawdę piękną kobietą, ale z całą pewnością nieprzywykłą do tego, by być adorowaną przez mężczyzn. Zupełnie nie potrafił pojąć, jak to możliwe, że Sebastián, miłośnik kobiecego piękna, w ogóle nie dostrzegał, jaki skarb ma obok siebie. – Przepraszam – mruknął nieco skonsternowany, usłyszawszy charakterystyczne piknięcie swojego telefonu. Wyciągnął aparat i zerknął na wyświetlacz. – Przepraszam, zadzwonię i zaraz wracam.
- Spokojnie, mamy czas – odparła Ana spokojnie, posyłając mu niewyraźny uśmiech. Odwzajemnił się tym samym i skierował w stronę drzwi, wybierając w międzyczasie właściwy numer.
- Co ty odpierdalasz? – warknął do słuchawki. – Chyba uderzyłeś się w głowę… Przecież ja się na tym nie znam! – prawie krzyczał szeptem do słuchawki, obawiając się, że Ana go usłyszy… Nie, nie zgadzam się!... Jak to nie mam nic do powiedzenia?... Wiem, że jesteś moim szefem, ale… Cholera! – mruknął, zaciskając dłoń na aparacie. Sebastián już dawno nie wyprowadził go z równowagi tak bardzo jak teraz. Dlaczego, do cholery, to on, dyrektor działu kadr, miał iść na spotkanie z ich nowym „partnerem biznesowym”? Wytłumaczenie było tylko jedno. Sebastián chciał zagrać na nosie swojej żonie. Nie pozostało więc nic innego jak odpłacić mu tym samym. – Patrz jak chodzisz! – krzyknął, wpadając w kogoś.
- Przepraszam – wydukała drobna szatynka, zbierając z podłogi swoje dokumenty.
- To ja przepraszam – powiedział już spokojnie i przykucnął obok niej, by pomóc jej pozbierać kartki papiery. – Powinienem był… – urwał, kiedy spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami, otoczonymi wachlarzem gęstych, długich, ciemnych rzęs. – … bardziej uważać – dokończył w końcu, nie spuszczając z niej wzroku.
- To ja jestem straszną niezdarą. – Uśmiechnęła się szeroko, kiedy oboje już stali naprzeciwko siebie. – Maria Isabela Passarella – dodała, wyciągając dłoń w jego stronę.
- Arturo Chavez – odparł, chwyciwszy jej drobną dłoń. – Przyszłaś na rozmowę? – spytał, z dziwnym błyskiem w oku. – To świetnie się składa – dodał, gdy skinęła głową twierdząco. – Zapraszam do gabinetu pani prezes.
Uchylił drzwi sali konferencyjnej i zajrzał do środka.
- Możemy zaczynać? – spytał, gdy Ana podniosła znudzony wzrok znad sterty papierów, zalegających na wielkim, szklanym stole. – Przyszła już pierwsza kandydatka, a chyba nie ma sensu czekać na Sebastiána.
- Więc poproś panią tutaj – odparła, zgarniając papiery na jedną stronę. Czuła przy tym dziwne mrowienie w brzuchu. Była podekscytowana, a jednocześnie pełna obaw, ale słowo się rzekło.
- Najpierw chciałbym zamienić z tobą dwa słowa.
- O co chodzi? – spytała, ale nie miała dobrych przeczuć.
- Mamy dziś spotkanie z naszym nowym podwykonawcą, a Sebastián właśnie zadzwonił, że nie przyjdzie. Odwołać je?
- Absolutnie! – zaprotestowała. – Jesteśmy poważną firmą i nie możemy sobie pozwolić, by tak traktować naszych współpracowników. – Nabrała powietrza w płuca i pewnie spojrzała na swojego rozmówcę. – Ja pójdę na to spotkanie – oświadczyła. – Dopilnuj, by przygotowano mi wszystkie dokumenty, a teraz poproś tu panią, którą zostawiłeś za drzwiami.
Arturo skinął jej głową z aprobatą, wyobrażając sobie minę Sebastiána, kiedy dowie się o tym wszystkim. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że Ana, która z dnia na dzień czuła się w firmie coraz pewniej, jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.
*
Franco zatrzymał jeden z wozów ojca nieopodal baru, w którym pracowała Verónica. W najśmielszych marzeniach nie sądził, że ojciec zgodzi się na jego plan tak po prostu. Bez żadnych protestów i miliona pytań nieprowadzących w sumie do niczego. Nie przejawiał wprawdzie zbytniego entuzjazmu, ale sam fakt, że zgodził się i nawet pozwolił mu zabrać jeden z samochodów, by mógł przewieźć do rezydencji ich rzeczy, wystarczył, by z nutką optymizmu spojrzeć w przyszłość.
Miał już uderzyć w klakson, gdy dostrzegł wychodzącą z baru drobną kobiecą sylwetkę, z charakterystyczną czerwoną burzą loków na głowie, jednak jego wzrok przykuł wtedy mężczyzna, stojący obok ulicznej latarni. Był wysoki, dobrze zbudowany, z przydługimi, ciemnymi jak noc włosami, niedbale związanymi z tyłu głowy. W obszarpanej koszuli i „modnie podartych” jeansach nie wyglądał na osobnika godnego zaufania, a jednak Verónica, dość szybko znalazła się w jego ramionach. Wyglądali co najmniej jak para dobrych znajomych. Może to właśnie do niego chciała się wyprowadzić? I może to on był ojcem dziecka, które nosiła pod sercem?
~~~~~~~~~~~~~~~~
Gdyby ktoś miał ochotę zerknąć, to zmieniłam sygnaturki na pierwszej stronie |
|
Powrót do góry |
|
|
Rainbowpunch Mistrz
Dołączył: 24 Mar 2009 Posty: 12314 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:32:37 02-10-11 Temat postu: |
|
|
Nadrobię sobie w tym tygodniu te dwa odcinki.
Zaś z Hunterem mi bd dobrze idzie, za tydzień już zapewne przeczytam wszystkie odcinki. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:34:21 02-10-11 Temat postu: |
|
|
Spoko, w tygodniu i tak raczej nie ma mnie na forum
A co do Huntera, to nie wiem, czy będzie tam jakiś ciąg dalszy, więc nie spiesz się. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:15:36 04-10-11 Temat postu: |
|
|
Ja oczywiście oblukałam nowe sygnaturki I muszę powiedzieć, że są świetne !
Nie wiem jak Ty to robisz, ale oglądając je ma się jeszcze większą ochotę na to by czytać opowiadanie
No ale do rzeczy Bardzo mi się podoba postawa Franca i myślę, że zrobił rzecz najlepszą z możliwych. Za to Veronica zaczyna mnie wkurzać. Czy ona faktycznie jest, aż taką materialistką i puszczalską, bo tego inaczej nazwać nie można. Ja mam nadzieję, że jednak stanie się coś co jej pewne rzeczy uświadomi i przejrzy na oczy. Szkoda byłoby Franca, żeby tak przez nią cierpiał
Za to Ana jest niesamowita. Nie daje się mężowi z podniesioną głową prowadzi firmę. Ciekawa jestem jak zareaguje Sebastian jak się dowie, że spotkanie z podwykonawcą przeszło mu koło nosa. A i podejrzewam, nie wiem czy słusznie, że owym podwykonawcą będzie nie kto inny jak Sara szczerze muszę przyznać, że połączenie wszystkich bohaterów wyszło Ci mistrzowsko tym bardziej, że czytając odnosi się wrażenie, że to po prostu czysty przypadek tak jak z Marisą, która przyszła na tylko na rozmowę kwalifikacyjną i pewnie ta rozmowa zmieni całkiem jej życie
W każdym razie ja czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg bo jestem pewna, że będzie się działo poza tym przy Twoich dziełach Aguś nie może być inaczej i dlatego ja je czytam |
|
Powrót do góry |
|
|
Dull Generał
Dołączył: 14 Wrz 2010 Posty: 8468 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:40:41 04-10-11 Temat postu: |
|
|
Sygnaturki super!
Odcinek bardzo ok. Franco nie ma lekko, gdyż jego ojciec jest bardzo dziwny, oschły, olewczy. Chociaż i mnie zdziwiło, ze zgodził się na jego plan.
Chłopak przyjrzał Veronicę z innym, więc czuję że telka jeszcze bardziej się rozkręca. Super!! |
|
Powrót do góry |
|
|
dulcemaria0000 Aktywista
Dołączył: 13 Wrz 2011 Posty: 350 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: daleko Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:48:46 06-10-11 Temat postu: |
|
|
Już, nie mogę doczekać się kolejnego odcinka, ciekawe z kim Veronica się spotkała |
|
Powrót do góry |
|
|
Dudziak Mistrz
Dołączył: 31 Lip 2011 Posty: 18247 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:30:45 07-10-11 Temat postu: |
|
|
Bardzo fajny odcinek Ana jest wspaniała, dumna i odważna Bardzo podoba mi się jej postawa A Sebastian to świnia jakich mało... Ciekawa jestem czy między Arturo a tą kobietą, w którą wpadł coś będzie I intrygujący jest nowy znajomy Vero... Ahh, czekam na next:) |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:51:26 12-10-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 9.
Sara zamaszystym, energicznym krokiem, przekroczyła próg swojego biura, stawiając tym wszystkich swoich pracowników na baczność. Spotkanie z Sebastiánem zupełnie wytrąciło ją z równowagi. Zbyt wiele kiedyś się miedzy nimi wydarzyło, a teraz wszystkie wspomnienia odżyły ze zdwojoną siłą. Nie mogła w tym stanie iść na z nim na spotkanie i jak gdyby nigdy nic rozmawiać z nim o interesach.
- Sarita, co się dzieje? – Jak zwykle, nim zdążyły się za nią zamknąć drzwi, w jej gabinecie już była Clara.
- Nie mogę pójść dziś na to spotkanie – odparła krótko. – Ty na nie pójdziesz.
- Ja?? – Clara zamrugała szybko powiekami, nie dowierzając własnym uszom. – Żartujesz sobie ze mnie?
- Jestem śmiertelnie poważna. Jesteś najbardziej wtajemniczona w tę sprawę, od początku czuwałaś nad wszystkim, w gruncie rzeczy to twój projekt, a poza tym… Jesteś chyba jedyną osobą, której ufam.
- To nie jest dobry pomysł – stwierdziła Clara, siadając na wprost Sary i uważnie obserwując jej twarz. – Nie mam twojej przebojowości, jestem niezdecydowana i …
- Przestań – przerwała jej. – Pojedziesz tam – oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- A dlaczego ty nie chcesz tam pojechać? – Clara nie dawała za wygraną. Owszem, przygotowała cały projekt, czuwała nad wszystkim od samego początku, ale nie miała zamiaru brać na siebie takiej odpowiedzialności i podpisywać jakiejkolwiek umowy w imieniu Sary.
- Jestem umówiona ze swoim lekarzem – rzuciła wymijająco.
- O nie, moja droga. Nie kłam. Prowadzę twój kalendarz i wiem, że nie ma tam ani słowa o żadnym lekarzu.
- Bo dopiero za chwilę do niego zadzwonisz i umówisz mnie na wizytę. Nie mam ochoty widzieć się z Sebastiánem Vázquezem, poza tym już i tak zbyt długo zwlekałam z badaniami.
- Znasz go?
- Co? – spytała Sara, jakby wyrwana z transu. Za wszelką cenę usiłowała wyrzucić z głowy młodego Vázqueza, ale jej myśli nieustannie krążyły wokół jego osoby i tego, co kiedyś ich łączyło.
- Pytałam, czy znasz Sebastiána Vázqueza – odparła Clara, wlepiając w przyjaciółkę swoje wielkie, ciemne oczy. Znała ją już spory kawał czasu i do tej pory wydawało jej się, że wie o niej wszystko.
- Lepiej niż bym sobie tego życzyła – bąknęła Sara jakby sama do siebie. Na samo wspomnienie ostatniej nocy, jaką kilka lat temu spędzili razem i tego, co działo się potem, wstrząsnął nią dreszcz. Kiedy się rozstali, miała nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkają, ale przewrotny los znów postawił go na jej drodze i musiała przynajmniej spróbować przejść nad tym do porządku dziennego.
- Jeszcze możemy się z tego wycofać – zaczęła Clara po chwili, widząc, że Sara nie zamierza rozwijać tematu Sebastiána Vázqueza.
- Nie. Nie możemy mieszać pracy z życiem prywatnym. Ja nie mogę. Zadzwoń do doktora Cabrala i umów mnie na wizytę, najlepiej jeszcze dziś.
- Przecież nie jesteś w ciąży – zauważyła Clara, przypomniawszy sobie poprzednią rozmowę z Sarą. Zaraz jednak tego pożałowała, bo brunetka spojrzała na nią, jakby chciała zabić ją wzrokiem. – Okey – uniosła ręce w geście poddania. – Już o nic nie pytam – zakończyła z obrażoną miną. Sara odetchnęła głęboko i spojrzała na nią przepraszająco.
- Nie, nie jestem w ciąży – zaczęła cicho, wygodnie odchyliwszy się w swoim wielkim fotelu. – I właśnie w tym rzecz. Pieprzymy się jak wściekłe króliki i ciągle nic z tego nie wychodzi, więc albo ja mam problem, albo ma go Martin – zawiesiła na chwilę głos, odrzucając te myśli. Fakt jednak był, jaki był. Mimo, że starali się o dziecko od kilku dobrych miesięcy, ciągle nie zaszła w ciążę. – Powinniśmy byli zrobić badania nim się pobraliśmy...
- Ty go nie kochasz, prawda? – Sara nic nie odpowiedziała. Opuściła głowę i odwróciła się w swoim fotelu w stronę okna.
Clara westchnęła ciężko. Okazało się, że Sara Fernández, szanowana bizneswoman, nie wyszła za mąż z miłości. Jej życie było jak z bajki. Była księżniczką, a kopciuszek, w postaci podrzędnego barmana, był jej potrzebny tylko jako dawca nasienia. Była to kolejna rzecz, jakiej nie wiedziała o swojej przyjaciółce. Powoli zaczynało do niej docierać, że chyba jednak wcale nie były ze sobą tak blisko, jak jej się dotychczas wydawało. Przynajmniej ze strony Sary z całą pewnością nie była to przyjaźń w pełnym tego słowa znaczeniu.
*
Marisa była cała w skowronkach. Szła na rozmowę do Grupo Vázquez pełna obaw i praktycznie zupełnie pozbawiona pewności siebie i swoich umiejętności. Tymczasem okazało się, że właściwie bez większego wysiłku dostała pracę, o której kiedyś tak bardzo marzyła. Od dziś była asystentką prezesa Grupo Vázquez. W dodatku pani prezes – Ana Lucía, i jej pomocnik – Arturo Chavez, wbrew krążącym o nich opiniom, których kilka mimowolnie usłyszała, przechodząc firmowym korytarzem, okazali się niezwykle sympatycznymi ludźmi. Cieszyła się, że mogła ich poznać i że dane jej będzie pracować z nimi. I tylko jeden drobny szczegół nie dawał jej teraz spokoju i nieco mącił jej radość. Powinna im była przecież powiedzieć o swojej chorobie. Powinni wiedzieć, że być może będzie w stanie u nich pracować miesiąc, dwa, a może tylko tydzień, jednak mimo wszystko postanowiła zrobić nazajutrz. Tego dnia chciała po prostu cieszyć się swoim małym sukcesem i nie martwić się o nic. Miała nadzieję, że zastanie w domu Juana, choć nie sądziła, by wspólne świętowanie było dobrym pomysłem, zwłaszcza teraz, kiedy podjął już decyzję o wyprowadzce.
Powoli przekręciła klucz w drzwiach i z uśmiechem na ustach przekroczyła próg mieszkania. Kiedy weszła do salonu, stanęła jak zamurowana. Na kanapie spał jakiś mężczyzna. Leżał twarzą zwróconą do oparcia, ale z całą pewnością mogła stwierdzić, że nie był to Juan.
Ostrożnie odstawiła torebkę na stolik i powoli podeszła bliżej. Mężczyzna przewrócił się na drugi bok, mrucząc coś przez sen.
- José! – pisnęła radośnie, rozpoznając twarz mężczyzny, który w tej samej sekundzie, w której z jej ust wydobył się ten niezwykle wysoki dźwięk, mający brzmieć jak jego imię, spadł z kanapy.
- Mari, ciszej – mruknął z dziwnym grymasem na twarzy, powoli zbierając się z podłogi. – Głowa mi pęka… – dodał, rozmasowując sobie skronie.
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że tu jesteś! – jazgotała Marisa, uwieszając się mężczyźnie na szyi. Z José od zawsze łączyła ją jakaś szczególna więź. Nigdy nie miała prawdziwej przyjaciółki, z którą mogłaby chodzić na zakupy, rozmawiać o modzie i zwierzać się ze swoich problemów. Nie potrzebowała jej, bo José od zawsze znakomicie spisywał się w tej roli. Może dlatego tak bardzo zabolała ją jego decyzja o przeprowadzce do Europy. – Tęskniłam – szeptała mu do ucha, coraz mocniej zacieśniając uścisk wokół jego szyi. – Bardzo, bardzo, bardzo…
- Też się cieszę, że cię widzę – mruczał José, usiłując się niezdarnie wyswobodzić z jej objęć. – Ale czegoś tu nie rozumiem – zaczął poważnym tonem, co spowodowało, że Marisa odsunęła się od niego na odległość ramion i zaczęła uważnie wpatrywać się w jego twarz. – Skoro tak bardzo mnie kochasz, to dlaczego wyszłaś za mojego brata? – spytał, udając rozżalenie. Liczył, że jego bratowa podchwyci żart, ale ona zamiast tego, bez słowa podniosła się z podłogi i podeszła do okna. Do tej pory nigdy jeszcze nie widział jej takiej, a po wcześniejszej rozmowie z bratem, choć trwała zaledwie kilkadziesiąt sekund i właściwie ograniczyła się wyłącznie do tego, że dał mu klucze do mieszkania, był niemal stuprocentowo pewny, że w ich małżeństwie coś przestało się układać. Postanowił jednak o nic nie pytać i być uważnym obserwatorem. Przynajmniej na razie. – No już… – Podszedł do niej i chwycił za ramiona. – Nie dąsaj się – poprosił łagodnym, kojącym tonem.
Odwróciła się przodem do niego i spojrzała w jego ciemne oczy. Sama nie wiedziała dlaczego zachciało jej się płakać.
- Nie dąsam się – powiedziała cicho, zmuszając się do uśmiechu. – Po prostu… Dobrze, że jesteś.
- Też tak sądzę – odparł szczerze, udając, że nie dostrzegł, wzbierających w jej oczach łez. – Wieczorem zabieram was na kolację – zakomunikował. – I nie przyjmuję odmowy – dodał pośpiesznie, nie pozwalając jej zaprotestować.
*
Bycie właścicielem baru miało sporo zalet, ale z każdym dniem utwierdzał się w przekonaniu, że miało również co najmniej tyle samo wad. Był cholernie zmęczony. Już któryś dzień z rzędu spał zaledwie kilka godzin i nie marzył w tej chwili o niczym innym, jak tylko o tym, by wreszcie znaleźć się w swoim wygodnym łóżku i odespać wszystkie te zarwane ostatnio noce. Jednak telefon od Marcosa, który nigdy nie był jego serdecznym przyjacielem, ani nawet dobrym znajomym, i jego nagła, przy czym aż nazbyt stanowcza prośba o spotkanie, kazały mu odłożyć na bok marzenia o ciepłym łóżku i spotkaniu z Morfeuszem.
Już z daleka dostrzegł go, siedzącego w przyrestauracyjnym ogródku, pochylonego nad filiżanką jakiegoś gorącego napoju. Zapewne espresso. Był cholernie zdenerwowany. Nie trzeba było psychologa, żeby to zauważyć. Co i rusz luzował jedwabny krawat i zapięcie koszuli, albo przeczesywał dłonią nieco przydługie, lekko pofalowane, ciemne włosy, które rankiem zapewne były gładko przyczesane do tyłu, a teraz tworzyły tzw. artystyczny nieład. Martin nie miał pojęcia, co wpędziło go w taki stan i co on miał z tym wspólnego, ale nie miał też nic do stracenia, zgadzając się na to spotkanie.
Podszedł do stolika, przy którym siedział Marcos i bez słowa poczekał, aż ten podniesie na niego wzrok. Zrobił to po kilku sekundach, przyklejając na twarz sztuczny, wytrenowany uśmiech.
- Witaj – powiedział, podnosząc się ze swojego krzesła i wyciągając dłoń w stronę Martina. – Dziękuję, że zgodziłeś się na to spotkanie.
- Nie powiem, żeby mnie to jakoś szczególnie cieszyło – odparł i odwzajemniwszy uścisk dłoni, zajął miejsce po przeciwnej stronie stolika.
- Nie myśl sobie, że mnie to jakoś szczególnie bawi. Zamawiasz coś?
Martin pokręcił przecząco głową.
- Nie obraź się, ale nie przyszedłem tu towarzysko. Właściwie nie wiem dlaczego w ogóle zgodziłem się na to spotkanie. Padam na pysk, więc darujmy sobie te grzecznościowe dyrdymały i przejdźmy do rzeczy, okey?
Marcos skinął przytakująco głową, nabrał powietrza w płuca i spojrzał Martinowi prosto w oczy.
- Pamiętasz Aurorę? – To pytanie zawisło nad Martinem niczym gilotyna. Oczywiście, że pamiętał Aurorę. Swego czasu była jego wielką miłością. – Kilka lat temu ożeniłem się z nią – kontynuował Marcos, uważnie obserwując swojego rozmówcę. Martin poruszył się niepewnie, czując w sercu dziwne ukłucie w sercu na te słowa. Nie rozumiał, do czego zmierza ten człowiek, ale miał dziwne przeczucie, że za chwilę jego życie wywróci się do góry nogami.
Nowe postaci:
[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
|
Dull Generał
Dołączył: 14 Wrz 2010 Posty: 8468 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:01:28 12-10-11 Temat postu: |
|
|
Świetny odcinek.
Widać, że spotkanie z Sebastianem całkowicie rozbiło Saritę. Musi mieć z nim wiele wspomnień. To jest bardzo, ale to bardzo ciekawy wątek.
Marcos ożenił się z byłą miłością martina? Uuuu może być ciekawie Ciekawa jestem, co on mu powie.
Jose to ciacho |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:06:09 12-10-11 Temat postu: |
|
|
Oho spotkanie z Marcosem nie wróży za dobrze Martinowi, ja wiem dlaczego, ale nie spojleruję, bo to wredne jest
Wspólna kolacja brata Juana, Juana i Marissy chyba nie będzie przebiegać w takiej atmosferze, jakby chcieli. Marissa dostała pracę i jest szczęśliwa, ale ma rację i powinna uprzedzić szefostwo o chorobie.
Sara wciąż wspomina noc z Sebastianem. Trochę żałuję, że nie kocha Martina, ale może w końcu się ocknie i go pokocha? Powinna trochę lepiej traktować Clarę, która mimo trzpiotowatości, jest jej prawdziwą przyjaciółką.
Czekam |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:14:06 12-10-11 Temat postu: |
|
|
A jesteś pewna, że wiesz? Bo wiesz... mnie się wszystko szybko zmienia
Sara sama nie wie co czuje - na razie jest opętana chęcią posiadania dziecka i nic innego nie ma dla niej znaczenia, ale to nie znaczy, że zawsze tak będzie |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:16:44 12-10-11 Temat postu: |
|
|
Ej no, nie strasz mnie, bo wtedy to już zupełnie się nie połapię w niczym |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:39:51 12-10-11 Temat postu: |
|
|
Połapiesz się, w końcu zdolna jesteś |
|
Powrót do góry |
|
|
Contigo Detonator
Dołączył: 10 Paź 2011 Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:40:47 12-10-11 Temat postu: |
|
|
Cześć! Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale twoje opowiadanie jest tak wciągające, że przeczytałam wszystkie odcinki, od początku do końca, nie robiąc sobie żadnej przerwy. Odpowiada mi fabuła i obsada, ale przede wszystkim sposób, w który piszesz i ujmujesz swoje emocje jest taki przyciągający - od razu wszystko układa mi się w głowie tak jak trzeba. Ja mam z tym problem, bo gdy piszę - piszę nieskładnie i poruszam sto wątków w jednym poście.
Moja ulubiona para ... cóż, waham się pomiędzy Sebastianem i Aną, a Marisą i Juanem - uwielbiam związki nasączone maksymalnie skrajnymi emocjami, a właśnie u nich dostrzegam ich najwięcej, ach .. Wyobrażam sobie, co też będzie się działo między Sebastianem i Aną, gdy facet w końcu odkryje jak wielki wulkan i skarb ma tuż obok nosa. Chyba dziewczyna trochę go zmieni, nie mylę się?
Cóż, Marisa rani przede wszystkim siebie. To bardzo przykre, ale po części zrozumiałe. Widać jak wielką miłością darzy męża i do jakich poświęceń jest dla niego zdolna. Postawa - może nie godna pochwały - ale wspaniała.
Sara wspomina upojną noc spędzoną z Sebastianem ... jaki on musi być seksowny i pociągający, że nawet taką - w moim mniemaniu stonowaną - personę jak Sara potrafi rozgrzać do czerwoności.
Franco i Veronica - wszystko już zostało powiedziane. Veronici nienawidzę z całego serca, to taka typowa postać, która pojawia się w każdej telenoweli - wprowadza zamęt i sieje głupotę, ale nadaje charakterystycznego smaku. Nie rozumiem jednego - co takiego Franco widział w niej wcześniej, bo w jednym poście było zdaje się zdanie w stylu "z nią po raz pierwszy chciał stworzyć poważny związek" - chodziło właśnie o nich. Chyba, że się mylę.
Rozwijaj te wspaniałe wątki, już czekam na kolejne odcinki. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|