|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
natalka0125 Mocno wstawiony
Dołączył: 25 Sie 2011 Posty: 6301 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:47:18 13-11-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek świetny jak zawsze |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:50:59 13-11-11 Temat postu: |
|
|
A może tak jakieś małe uzasadnienie? Bo sorki, ale taki post to mi lotto:P
Wygląda trochę, jakbyś nabijała sobie posty. Widziałam już kilka Twoich podobnych wpisów w innych wątkach, więc jako moderator ostrzegam przed dalszymi działaniami tego typu. |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:55:15 18-11-11 Temat postu: |
|
|
Również myślę, że ana dobrze zrobiła stawiają na swoim. Pokazując po raz kolejny swojemu meżowi, że nie może nią manipulować, a ona nie jest na jego każde skinięcie palca i nie będzie robić to co on mówi. Jednakże... nie sądzę, aby do tego rozwodu doszło. Może i nie mam racji, zobaczymy. Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Co prawda to długa droga i zapewne cięzka, ale jeszcze wszystko przed nimi.
Tak samo jak z Marisą i Juan'em. Na pewno coś to w ich zwiazku zmieni. Juan pewnie będzie chciał pomóc żonie, dac jej tą pomocną dłoń i pokazać, że może na nią liczyć. Mimo to, co na to Marisa. Czekam na new! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:31:03 18-11-11 Temat postu: |
|
|
Był wściekły. Nie potrafił przejść do porządku dziennego nad tym, jak kilka chwil temu potraktowała go jego własna żona. Zaśmiał się pod nosem, łapiąc się na tym, że chyba po raz pierwszy pomyślał o niej właśnie jak o żonie, a nie tylko zbędnym balaście, po czym z całym impetem wparował za nią do jej nowego gabinetu.
- Mógłbyś łaskawie nie trzaskać drzwiami? – spytała spokojnie, zajmując miejsce za biurkiem.
- Co ty sobie wyobrażasz? – warknął wściekle i oparłszy dłonie o blat biurka, pochylił się lekko w jej stronę, wpatrując się w jej czekoladowe oczy.
- Co ja sobie wyobrażam? – prychnęła, uśmiechając się kwaśno. – To raczej ja powinnam zapytać o to ciebie.
- Nie dam ci rozwodu – zakomunikował tonem nieznoszącym sprzeciwu, ciągle patrząc jej w oczy. Z całą pewnością nie była już tą samą Aną Lucíą, którą prawie rok temu pojął za żonę. Tamta dziewczyna była potulna, nieśmiała i kompletnie pozbawiona poczucia własnej wartości. Kobieta, którą miał teraz przed sobą, była jej zupełnym przeciwieństwem. Patrzyła mu odważnie w oczy, podczas gdy tamta Ana już dawno odwróciłaby wzrok, nie mówiąc o tym, że za żadne skarby świata nie odważyłaby się rozmawiać z nim takim tonem.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. – Zaśmiała się ironicznie. – Nie będę cię o nic prosić. Dzwoniłam już do Davida, przygotuje pozew i będzie mnie reprezentował przed sądem.
- Co proszę? – Sebastián nie dowierzał własnym uszom. Nie dość, że stawiała go przed faktem niemal dokonanym, to jeszcze bezczelnie oświadczyła, że jego rodzony kuzyn będzie JĄ reprezentował przed sądem. Gdyby to było zwykłe déjà vu, być może jakoś przeszedłby nad tym do porządku dziennego, ale wszystko wskazywało na to, że David znów wywróci jego życie o sto osiemdziesiąt stopni.
- Albo załatwimy to jak cywilizowani ludzie – mówiła, wstając zza biurka – albo wyciągnę na wierzch wszystkie twoje grzeszki. Łącznie z tym, że dziś, jadąc tutaj nie byłeś całkiem trzeźwy.
- To nie ja spowodowałem ten wypadek! – zaprotestował gwałtownie.
- Więc czemu nie przyznałeś się, że prowadziłeś? – zawiesiła na chwilę głos, wpatrując się w jego spiętą twarz, na której w tym momencie malowały się tylko dwa uczucia: złość i zdziwienie. Kiedy nie odpowiedział, uśmiechnęła się lekko i odwróciła w stronę wielkiego okna. – Wielki Sebastián Vázquez, dziedzic rodzinnej fortuny o nieposzlakowanej opinii – zaczęła półgłosem. – A tak naprawdę cholerny egoista i tchórz, mający za nic ludzi, którzy go otaczają, a do tego wszystkiego pieprzony dziwkarz – zakończyła, wkładając w ostatnie słowa tyle jadu, ile tylko mogła. Wciąż bolała ją sytuacja z przyjęcia jego rodziców, gdy najpierw obiecywał, że się zmieni, a kilka chwil potem, całował się z jakąś kobietą na tarasie rodzinnego domu, zupełnie nie przejmując się, że ktoś mógłby go zobaczyć. – Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? – spytała, odwracając się w jego stronę. Milczał. – David jeszcze dziś dostarczy ci pozew – oświadczyła, mierząc go uważnie wzrokiem. Wyglądał na spokojnego, ale jego oczy błyszczały niebezpiecznie. Nie potrafiła odgadnąć, co się za tym kryje.
- Co on ci zrobił? – zagadnął, jakby sam siebie, podchodząc do niej. Ana spojrzała na niego nieco zdezorientowana. – Obiecał ci kryształowy pałac i świetlaną przyszłość, kiedy się pieprzyliście? – spytał, uśmiechając się kpiąco. Nim się spostrzegł, szczupła dłoń Any z impetem wylądowała na jego policzku.
- Nie mierz innych swoją miarą – wyszeptała z wyrzutem, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy, po czym opuściła gabinet, trzaskając za sobą drzwiami. Sebastián westchnął, rozcierając piekący policzek. Jego żona z dnia na dzień, a nawet z minuty na minutę, zadziwiała go coraz bardziej i musiał przyznać, że bardzo podobała mu się jej przemiana w wojowniczą kocicę. Uśmiechnął się z satysfakcją, na myśl o tym, że to on jest sprawcą i przyczyną narodzin nowej Any.
- Moja żona… – szepnął, by przekonać się, jak zabrzmią te słowa, wypowiedziane na głos, kiedy do gabinetu wszedł Arturo.
- Przepraszam, że to mówię, ale… – zaczął, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Ty naprawdę jesteś skończonym kutasem – dokończył i ruszył za Aną, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi gabinetu.
*
Juan siedział przy łóżku Marisy, kurczowo ściskając jej drobną dłoń w swojej. Wciąż nie mieściło mu się to wszystko w głowie. Wypadek, białaczka, za co los ich tak pokarał?
- Juancho? – usłyszał za sobą znajomy, zatroskany głos. Kiedy odwrócił się w stronę drzwi, zobaczył w nich brata. – Co się stało? Wszystko dobrze? – spytał, podchodząc bliżej.
Juan wstał z krzesła i przetarł zmęczoną twarz dłońmi, jakby to miało, zdjąć z niego cały ten ciężar. Spojrzał na brata i tylko przecząco pokręcił głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. José zaś milczał, czekając aż Juan sam zacznie mówić. Zadawanie jakichkolwiek pytań nie miało w tej sytuacji najmniejszego sensu.
- Wiesz czemu to robiła? – zaczął w końcu Juan, wpatrując się w bladą twarz Marisy. – Dlaczego tak bardzo chciała zniszczyć to, co nas łączy? – José pokręcił przecząco głową. – Żebym nie musiał patrzeć jak umiera.
- Co ty bredzisz?
- Ona ma białaczkę, José. Rozumiesz co to znaczy? Konieczny jest przeszczep szpiku, ale Mari poza mną nie ma nikogo, a znalezienie odpowiedniego dawcy gdzieś na świecie – urwał, bo wielka gula ścisnęła mu gardło. – To jak szukanie igły w stogu siana – dokończył, wierzchem dłoni pośpiesznie, wycierając policzek, po którym spłynęła samotna łza. José położył dłoń na jego ramieniu, starając mu się dodać tym prostym gestem otuchy. Zawsze uważał, że takie historie zdarzają się tylko na szklanym ekranie w jakichś melodramatach i teraz, kiedy do dotknęło jego brata, nie wiedział jak mu pomóc, co powiedzieć, żeby mu ulżyć. Postanowił więc po prostu być przy nim i wspierać go, niezależnie od tego, co postanowi. – José – zaczął po chwili Juan. – Jeśli ją stracę…
- Nie pleć bzdur – przerwał mu, przygarniając do siebie w braterskim uścisku. – Znajdziemy dawcę i wszystko będzie dobrze. Może wcale nie trzeba szukać daleko. Może któryś z nas się nadaje, albo z naszych znajomych… Zrobimy wielką kampanię – jego umysł speca od reklamy właśnie zaczął pracować na najwyższych obrotach, kiedy do pokoju weszła Livia.
- Przepraszam, że przeszkadzam – wyszeptała nieco zmieszana widokiem dwóch, obejmujących się mężczyzn.
- W porządku, Liv. To mój brat, José Antonio, moja przyjaciółka, doktor Livia Vázquez – przedstawił ich sobie i wrócił do łóżka Marisy.
- Z tych Vázquezów? – spytał José, ujmując jej dłoń.
- Mój brat przejmie rodzinną schedę, jeśli o to pytasz – odparła, uśmiechając się lekko. – Ja nie chcę mieć nic wspólnego z rodzinnym biznesem, mam zupełnie inny pomysł na swoje życie.
- Nie ma to jak zdrowa ambicja – powiedział, mierząc blondynkę wzrokiem z podziwem, a kąciki jego ust, uniosły się lekko, gdy dostrzegł, że jej policzki lekko się zaróżowiły. Podeszła wtedy szybko do łóżka jego bratowej i zajrzała w kartę, odgarniając w zakłopotaniu włosy za uszy.
- Wyniki są w porządku – powiedziała, odwieszając kartę na ramę łóżka. – A jak ty się czujesz? – zwróciła się do Juana. Ten tylko wzruszył ramionami, chwytając Marisę za rękę. – Powinieneś pojechać do domu i spróbować odpocząć – powiedziała Livia, patrząc na niego z troską.
- Nie chcę, żeby była sama, gdy się obudzi – odparł, zajmując miejsce na krześle obok łóżka.
- Ja przy niej posiedzę – zaoferował José, ale Juan tylko pokręcił przecząco głową.
- Mari, kochanie – szepnął, całując delikatnie jej dłoń. – Obudź się, proszę… – Marisa, jak na zawołanie, otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła, uważnie przyglądając się twarzom, otaczających ją ludzi. – Mari… – ucieszył się Juan.
- Wszystko mnie boli – wyszeptała. – Gdzie ja jestem? – spytała, rezygnując z próby poruszenia się. – Co się stało?
- Miałaś wypadek – mówił spokojnie Juan. – Ale już wszystko w porządku – zapewnił, uśmiechając się z wyraźną ulgą.
- A kim ty jesteś? – spytała, wlepiając oczy w bruneta siedzącego przy jej łóżku i kurczowo ściskającego jej dłoń w swojej. – Nie znam cię… – wyszeptała przestraszona nie mniej niż on sam, słysząc jej słowa.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
|
natalka0125 Mocno wstawiony
Dołączył: 25 Sie 2011 Posty: 6301 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:50:57 18-11-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek super czekam na next o by Mari odzyskała pamiec |
|
Powrót do góry |
|
|
madoka Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30699 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:07:53 18-11-11 Temat postu: |
|
|
O, nie! Marisa straciła pamięć - jakoby mało jeszcze było problemów. W zaistniałej sytuacji Juan będzie musiał stawić czoło nie tylko chorobie żony, ale także jej amnezji - czeka go zatem nie lada ciężki okres. Oby znalazł w sobie na tyle sił, by go przetrwać.
W ogóle sprawiłaś mi nie lada niespodziankę, dołączając do obsady Anę Layevską - w roli pani doktor jeszcze jej nie widziałam, ale sama opcja ewentualnego sparowania Livii z Jose jest bardzo, ale to bardzo kusząca
A Ana Lucia faktycznie z dnia na dzień pokazuje się z jak najlepszej strony...Mam nadzieję, że jej rozwód dojdzie do skutku, a Sebastian do końca życia będzie żył w poczuciu winy, że stracił wyjątkową kobietę.
Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:18:52 18-11-11 Temat postu: |
|
|
Nie byłabym sobą, jakbym nie namieszała
Co do Livii - na razie nie mam żadnych konkretnych planów, ale to się może w każdej chwili zmienić. Zresztą w sumie wszystko zależy od Was - jeśli ta postać przypadnie Wam do gustu, to kto wie...
Dzięki za koma:* |
|
Powrót do góry |
|
|
Rainbowpunch Mistrz
Dołączył: 24 Mar 2009 Posty: 12314 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:15:52 19-11-11 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam, choć jak zwykle komentarz się spóźnił, eh.
Zacznę od tego, że bardzo się cieszę mimo wszystko i niezmiernie jestem zadowolona bo Juan wreszcie dowiedział się o chorobie Marisy i zrozumiał co tak naprawdę było grane. No nareszcie, kiedyś musiał dowiedzieć się prawdy. Najbardziej jednak cieszy mnie fakt, że teraz kobieta nie będzie musiała znosić tego sama, bo Juan na pewno jej nie zostawi. Szkoda mi faceta, bo jest bardzo załamy... A sam widok swojej żony zaraz po wypadku był dla niego wstrząsający. Zapewne bał się, że może ją stracić. Na szczęście jest jednak szansa, że uda się Marisę wyleczyć z białaczki, oby. Trzymam kciuki.
Drugą rzeczą (która również mnie cieszy) jest krok Any. Kobieta nareszcie może postawić na swoim. Postawiła więc sprawę jasno przed Sebastianem - ma go już dość i chce rozwodu. A Sebastian, cóż... co on sobie myślał? Że jego żonka będzie się z nim użerać do usranej śmierci? Oj biedaczek się przeliczył. Na dodatek zdał sobie sprawę, że jej uroda nie jest obojętna innym mężczyzną. Widać to bardzo dobrze, że podoba się nie jednemu. I cóż on teraz zrobi?
Czekam dalej. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:34:21 19-11-11 Temat postu: |
|
|
Kochana, lepiej późno niż wcale Tak czy siak, cieszę się, że jesteś i czytasz to nadal ^^
Co do Juana i Mari - ja nie wiem, czy to rzeczywiście dobrze, że on się w końcu dowiedział, zwłaszcza w zaistniałej sytuacji... a co zrobi Sebulek to się okaże w odcinku nr 16, mogę tylko powiedzieć, że całą pewnością nie będzie rozpaczał, a przynajmniej jeszcze nie teraz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:09:30 21-11-11 Temat postu: |
|
|
No nie.......
Nadrobiłam dwa odcinki i jestem hm....zaskoczona nieźle się narobiło teraz nie dość, że Marisa miała wypadek to jeszcze Juan dowiedział się, że żona przez pół roku słowem nie pisnęła, że jest chora. Cieszę się, że w końcu się dowiedział, bo być może będzie w stanie razem z przyjaciółmi by jej pomóc. Jednak jakby tego było mało Marisa ma amnezje i nic nie pamięta. Boże.....ten chłopak to ma przerąbane.....znowu musi się urodzić bohater, któremu do pełni nieszczęścia brakuje czyjejś śmierci. ech.....
Za to Ana jest niemożliwa hehe.....to jak potraktowała męża to było po prostu mistrzostwo świata i Sebastiana szlag trafił jak żona zaczęła otwarcie mu się stawiać. Wściekł się jak Ana mu powiedziała, że to jego własny kuzyn będzie ją reprezentował w sądzie. Normalnie jaja jak berety. Ciekawa jestem jak to się u nich wszystko rozstrzygnie. Uwielbiam to jak się kłócą, aż iskry lecą |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:48:04 25-11-11 Temat postu: |
|
|
Odcinek 15.
Verónica od piętnastu minut czekała w „ich barze” i zaczynała już się niecierpliwić. Nienawidziła, kiedy się spóźniał, bo nie znosiła czekać. Tym razem jednak miała dla niego tak dobrą wiadomość, że choćby miała czekać do wieczora, zrobiłaby to.
- Cześć rudzielcu – usłyszała, a po chwili stał przed nią wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemnych, długich, kręconych włosach i czekoladowych oczach. Z kilkudniowym zarostem na twarzy, w potarganych jeansach i starej skórzanej kurtce, wyglądał na znacznie starszego niż był w rzeczywistości.
- Franco nas widział poprzednim razem – zaczęła, gdy zajął miejsce naprzeciw niej. Uśmiechnął się cwaniacko, ale nic nie powiedział, tylko patrzył na nią wyczekująco. – Widzę, że w ogóle cię to nie interesuje – powiedziała, zirytowana brakiem jakiejkolwiek reakcji z jego strony.
- Przecież widzę po twojej minie, że nawet jeśli była z tego jakaś grubsza afera, to teraz wszystko jest już w jak najlepszym porządku.
- Skąd ta pewność? – spytała przekornie, ale strasznie ją korciło, by powiedzieć mu wreszcie, że ich plan wreszcie zaczynał się układać jak należy.
- Miałaś rację, że warto się pokręcić przy tym Vázquezie – zmienił temat. – Rozejrzałem się, popytałem tu i tam i okazało się, że warto się ich trzymać. Ich portfele są tak wypchane kasą, że my przez całe życie nie zarobimy tyle, ile oni w miesiąc. Twój blondas jest właścicielem rodzinnej firmy, starsza z sióstr jest lekarzem, a najmłodsza… – urwał, uśmiechając się tryumfalnie i spoglądając na Verónicę z dziwnym błyskiem w oku. – Mała Vázquez najwyraźniej bardzo lubi niegrzecznych chłopców – powiedział w końcu, wygodnie odchylając się na oparcie. – I zamierzam to wykorzystać.
- Jest nieletnia? – spytała, ale jej rozmówca tylko wzruszył ramionami. – Nie pakuj się w kolejne szambo – ostrzegła. – Jeśli się dowiedzą, zmiażdżą cię jak glizdę na chodniku, a ja znów zostanę sama.
- Uwielbiam te twoje… – zawiesił na chwilę głos, szukając odpowiedniego słowa. – Metafory… – dodał nie do końca przekonany, czy to właściwe słowo, po czym zaśmiał się serdecznie, puszczając do niej oczko. – Mów lepiej jak tam sprawy z twoim mężem.
- Mówiłam przecież. Widział nas poprzednim razem. Spakowałam się i zgodnie z planem chciałam się od niego wynieść, a on wtedy powiedział, że nie warto mnie zatrzymywać, rozumiesz? Zasugerował nawet, że dziecko nie jest jego, tylko twoje i nazwał cię kudłatym gorylem – zachichotała.
- Obiję gębę palstusiowi – mruknął niezbyt uradowany tym, jak został nazwany przez swojego szwagra.
- Przestań Santi. To jeszcze nie koniec. Zabrałam te walizy i myślę sobie: „to koniec, przegrałaś wszystko”, a wtedy on przybiega, pakuje moje toboły do samochodu i oświadcza, że przeprowadzamy się do jego starych.
- Czyli wszystko zgodnie z planem – podsumował wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Nie do końca – odparła już zupełnie poważnie. – Powiedział, że to tylko do czasu, kiedy nie przekona się, że to jego dziecko, a gdy już się urodzi wyrzuci mnie ze swojego domu i życia.
- A czy jest jakaś szansa, że to nie jest jego dziecko? – zapytał, konspiracyjnym szeptem. Wzruszyła ramionami. Nie zamierzała spowiadać się bratu ze swojego życia seksualnego. – Więc musisz stać się wzorową żoną i rozkochać go w sobie na nowo – podjął temat po chwili, widząc, że nie doczeka się odpowiedzi. – Poprzednim razem nie musiałaś się zbytnio wysilać, więc i teraz powinno się udać. Do tego przekonasz go, że kochasz maleństwo i będziesz wzorową mamusią…
- Nigdy w życiu mi w to nie uwierzy!
- Uwierzy – powiedział Santiago z pełnym przekonaniem. – Jeśli tylko odpowiednio się postarasz…
*
Martin stanął przed drzwiami hacjendy, której każdy kąt znał na pamięć, a którą teraz zamieszkiwał Marcos Marchena ze swoją żoną, Aurorą. Nie wiedział, czy dobrze zrobił, przychodząc tutaj, ale nie miał przecież nic do stracenia, a jeśli faktycznie był ojcem Ismaela i mógł mu pomóc, to powinien to zrobić. Dziecko przecież nie było niczemu winne.
Odetchnął głęboko, wytarł spocone dłonie o spodnie i nacisnął dzwonek. Po chwili w drzwiach ukazała się dobrze mu znana, starsza kobieta.
- Dzień dobry, Marto – przywitał kobietę ciepłym uśmiechem.
- Panicz Martin? – spytała z niedowierzaniem, a oczy zaszkliły się jej łzami.
- We własnej osobie – odparł, starając się zapanować nad zdenerwowaniem rosnącym z każdą chwilą.
- Byłam pewna, że panicz kiedyś wróci – powiedziała, otwierając drzwi szerzej, by wpuścić go do środka. – Panienka… to znaczy pani Aurora… – poprawiła się szybko. – Ona nie miała tyle wiary – dokończyła nie kryjąc żalu i zamknąwszy za nim drzwi, wskazała mu drogę do salonu.
- Zastałem ją? – spytał.
- Zaraz po nią pójdę. Życzy sobie panicz…
- Martin – wszedł jej w słowo. – Po prostu Martin, dobrze Marto? – Kobieta uśmiechnęła się promiennie i skinęła głową aprobująco.
- Napijesz się czegoś?
- Nie kłopocz się. Aurora… jest u siebie? – Marta przytaknęła. – Myślisz, że mogę do niej pójść sam? – Wzruszyła ramionami, ale pokazała mu, że trzyma kciuki. Jeszcze kiedy tworzyli z Aurorą parę, Marta bardzo ich wspierała, a teraz najwyraźniej miała nadzieję, że do siebie wrócą. Podziękował jej uśmiechem, rozważając przez chwilę tę możliwość, a w końcu ruszył schodami na górę. Nim zapukał do właściwych drzwi, przeczesał włosy palcami, przygładził koszulę i nabrał powietrza w płuca. Serce waliło mu, jak przed pierwszą randką, a przecież przyszedł tu w zupełnie innym celu.
- Mówiłam już, Marto, że niczego nie chcę – dobiegło go zza drzwi. – Zapukał jeszcze raz. Nie miał odwagi, by samemu wejść do środka. Zresztą nie był u siebie. – Wyrażam się niejasno? – usłyszał, a zaraz potem drzwi otworzyły się i ujrzał w nich kobietę, którą kiedyś kochał całym sercem.
- Martin? Co ty tu robisz? Kto cię wpuścił? W ogóle… jak śmiałeś tu przychodzić? – jak zwykle, gdy była zdenerwowana, wyrzucała z siebie cały potok słów. Martin pomyślał, że nic się nie zmieniła, odkąd widzieli się ostatnim razem. Ciemne, lśniące loki wciąż tak samo opadały luźno na jej ramiona, ale jej anielska twarz nie była już tak radosna. Była blada, zmęczona, zatroskana, ze świeżymi śladami łez na różowych policzkach. Poczuł w sobie niepohamowaną chęć zamknięcia jej w swoich ramionach, wtulenia twarzy w jej miękkie włosy i wyszeptania jej do ucha, że wszystko będzie dobrze. Zamiast tego jednak popatrzył na nią, a potem wlepiwszy wzrok w podłogę pod swoimi stopami zaczął mówić to, co układał sobie w głowie przez całą drogę.
- Marcos poprosił mnie o spotkanie. Wiem, że za niego wyszłaś…
- Nie rozumiem… – powiedziała cicho, wciąż nie mogąc uwierzyć, że widzi go przed sobą. – Po co miałby się z tobą spotykać?
- Powiedział mi o Ismaelu – odparł Martin, spoglądając jej prosto w oczy. – Wiem, że to mój syn, że potrzebuje pomocy i jeśli to możliwe, to… chcę pomóc.
Aurora pokręciła głową przecząco.
- To nie jest twój syn… Nigdy nie był i nigdy nie będzie!
- Riri..
- Nie mów tak do mnie! To co było, już nie wróci – wychlipała. – Chcesz po tylu latach zgrywać kochającego ojca? – spytała z wyrzutem. Martin przewrócił oczami, a kiedy chciała odwrócić się tyłem do niego, chwycił ją za ramiona.
- Spójrz na mnie i posłuchaj – mówił spokojnie, wpatrując się w jej oczy. – Jeśli to jest mój syn i mogę mu pomóc, to chcę to zrobić. Bezinteresownie… Nie chcę burzyć waszego poukładanego świata. Chcę pomóc. Potem zniknę.
Aurora wyswobodziła się z jego uścisku, odwróciwszy się tyłem do niego, nerwowym gestem przeczesała włosy.
- Cholera… – mruknęła.
- Nie miej za złe Marcosowi, że powiedział mi o wszystkim – zaczął Martin, stając tuż za nią i upajając się jej zapachem. – Kocha was i chce dla was dobrze. Na jego miejscu, zrobiłbym to samo… Schowaj do kieszeni swoją urażoną dumę. Dla naszego syna…
- Nie mów tak – powiedziała z bólem. – To mój syn. Tylko mój…
- Nie dałaś mi szansy zaistnieć w jego życiu – szepnął, wsuwając dłonie w kieszenie spodni, a w jego głosie pobrzmiała nuta żalu. Aurora odwróciła się przodem do niego i spojrzała w jego szaroniebieskie oczy. Nie błyszczały już tak, jak wtedy gdy byli razem, ale wciąż było w nich coś, co zapierało jej dech w piersi.
- Zostałbyś wtedy ze mną?
- A jakie to ma teraz znaczenie? – odpowiedział pytaniem. – Podjęłaś wtedy decyzję za nas dwoje. Jeśli chcesz, zostanie tak już na zawsze, ale na razie pozwól sobie pomóc.
[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych] |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:56:36 25-11-11 Temat postu: |
|
|
Jestem :p tym razem o czasie
No ale do rzeczy - Veronica coraz bardziej mnie wkurza.....wstrętna materialistka i tyle. A jeszcze żeby tego było mało razem z bratem knuje przeciwko swojemu mężowi i jak się okazuje to nie pierwszy tego typu plan w ich wykonaniu. Coś mi się wydaje, że jednak tym razem nie wypali. Albo Franco ich przejrzy, co z pewnością nastąpi, albo Veronica rozkochując w sobie męża, sama się w nim zakocha ot co .....
Za to Martin postanowił przyjść do swojej eks żeby pomóc ich synowi. Nie wydaje mi się, żeby zniknął z życia syna, tym bardziej jeśli go pozna, ale co za tym idzie czekajac go tak zwane "ciężkie czasy" w małżeństwie z Sarą. Ciekawa jestem jak to się wszystko dalej potoczy i oczywiście czekam na new |
|
Powrót do góry |
|
|
madoka Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30699 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:52:14 25-11-11 Temat postu: |
|
|
I mnie Veronica doprowadza do szewskiej pasji - jest tak podła i zarozumiała w swoich poczynaniach, że człowiek zastanawia się jedynie, jak długo Franco z nią jeszcze wytrzyma. Rozumiem, że kobieta spodziewa się prawdopodobnie jego dziecka, ale jasnym, jak słońce jest, że liczy się dla niej tylko kasa. I jak się okazuje wcale nie działa w pojedynkę, a w duecie ze swoim równie zachłannym na pieniądze bratem...Ciekawe, co też on wymyślił względem najmłodszej siostry Sebastiana??
Z kolei pomiędzy Martinem, a Aurorą wyczuwam, ku swojemu zdziwieniu, jeszcze nie lada chemię. Oboje są w nowych związkach, ale to, co było między nimi, chyba jeszcze nie do końca wygasło - jak można by sądzić. A w zaistniałej sytuacji - rzekomy syn zbliży ich do siebie jeszcze bardziej.
Ostatnio zmieniony przez madoka dnia 11:11:47 26-11-11, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:59:10 26-11-11 Temat postu: |
|
|
Bardzo chciałam żeby Veronica była wkurzającą postacią i chyba mi się to udało
Madoka - względem siostry Sebastiana Franco nie ma rodzeństwa ^^
Dzięki za komentarze :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Dull Generał
Dołączył: 14 Wrz 2010 Posty: 8468 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:25:03 26-11-11 Temat postu: |
|
|
Ufff nadrobiłam 2 odcinki
No nie.. Marisa ma ciężko Nie dość, że białaczka, to teraz jeszcze amnezja Mam nadzieję, że to tylko wynik szoku lub chwilowy zanik pamięci.
Wow, Ana Layevska w telenoweli Super! Fajnie, że zagra panią doktor Jestem ciekawa jej roli...
Ja tam lubię postać Veronicy, bo za jej sprawą wiele się dzieje i jest takim czarnym, nieprzewidywalnym charakterkiem
Martin i Aurora chyba tak do końca nie zapomnieli o sobie? |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|