|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:47:19 08-02-16 Temat postu: |
|
|
Przepraszam za długą nieobecność, już wszystko nadrobiłam...
Przez chwilę myślałam, że jestem sporo do tyłu i coś przegapiłam. "O w mordę, Tomas ma dziecko!" ale okazało się, że tylko robi za niańkę Kto by przypuszczał, że tak dobrze sobie radzi z dziećmi? Raul rozbrajający bombę biologiczną mnie rozwalił. Uwielbiam go
Tomas i Corrie mają się ku sobie i to widać z każdym rozdziałem coraz bardziej. Tomas wydaje się w porządku facetem pomimo swojej przeszłości, widać że chce zapomnieć o tym co było i ruszyć dalej.
Fajnie, że pomógł Raulowi i załatwił mu samochód na ślub. Spotkanie z Nicolasem co najmniej niezręczne (swoją drogą, dziwnie się czyta o Nicku ).
No i ciekawi mnie jak wyjdzie sprawa z tym teledyskiem, mam wrażenie że chyba nie pójdzie wszystko tak gładko jak powinno i mogą z tego wyjść kłopoty, ale może tylko tak mi się wydaje
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:55:43 08-02-16 Temat postu: |
|
|
Madziu, że tak powiem, kopę lat Cieszymy się bardzo, że wciąż jesteś z nami
Haha... Raul chyba wziął sobie za cel zrobienie Tomasowi konkurencji, bo ma tu całkiem sporo fanek a Nick ma tu pewien epizod do odegrania, ale nie musisz się do niego przyzwyczajać i właściwie chyba tylko tyle mogę zdradzić |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:39:16 09-02-16 Temat postu: |
|
|
No tak wyszło niestety, sama nie miałam pojęcia że to miesiąc minął od kiedy tu ostatni raz byłam Sesja nie zna litości...
No ba, ja tam jestem całym sercem z Raulem i jeśli o mnie chodzi to Tomas musi się jeszcze sporo nagimnastykować, żeby mu dorównać
Już rozbudziłaś moją ciekawość, czekam z niecierpliwością co tam z Madzią wysmażyłyście |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:40:52 09-02-16 Temat postu: |
|
|
Cześć, Madziula! Super, że po długiej nieobecności jednak nadal z nami jesteś
Haha.... widzę, że Raul nam się tu wybija przed szereg, zupełnie niezamierzenie zresztą Kto by pomyślał ....
Kolejna dawka smażonych kąsków już niebawem i kto wie co nam strzeliło do głowy |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:16:40 14-02-16 Temat postu: |
|
|
Już myślałam, że znowu nabrałam kilometrowych, ciągnących się w nieskończoność zaległości, ale 2 rozdziały to jednak nie jest tak źle
Atmosfera pomiędzy Corrine a Tomasem gęstnieje z sekundy na sekundę, choć to jej trzeba przyznać, że Corri się jeszcze kontroluję choć po ostatniej akcji - w której widziała Tomasa z małą Vicky i jej matką - wątpię, żeby się do siebie zbliżyli. Chyba, że Corrine postanowi wyrzucić to w twarz Tomasowi jego niemoralne zachowanie i wtedy to może zacząć robić się ciekawie
Mały minus - brak Raula |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:28:12 15-02-16 Temat postu: |
|
|
Dziękujemy, Natuś, że i tu zajrzałaś i zostawiłaś ślad po swojej obecności Jak widać nie mamy aż tak zastraszającego tempa, żeby zdążyły Ci się narobić nie wiadomo jak duże zaległości a wszystko przez ten prawie żaden ruch na forum Ale cóż...
Haha... dobrze powiedziane jeszcze się kontroluje A całą resztę Twojego komentarza zostawiam bez komentarza |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:58:38 15-02-16 Temat postu: |
|
|
"Wiesz równie dobrze jak ja, że kluczem do udanego związku jest umiejętność rozmowy. Wszyscy się kłócimy, wszyscy padamy ofiarą nieporozumień, ale najważniejsze to umieć ze sobą rozmawiać. Nie można pozwolić, by wzajemne żale zamieniły się w mur nie do przebycia." [Jane Green]
Pchnął dłonią przeszklone drzwi i wchodząc do przytulnego wnętrza, wsunął dłoń pod kaptur bluzy, szybkim ruchem ściągając go z głowy. Odszukał wzrokiem swoją narzeczoną rozmawiającą z jakąś kobietą przy jednym ze stolików pod oknem i uśmiechnął się do niej szeroko, a potem bez oporów wszedł za niewielki bar stojący na środku lokalu, zsunął z ramion mokrą od deszczu skórzaną kurtkę i rzucił ją na roboczy blat, odruchowo podciągając rękawy bluzy do łokci.
– Bardzo pani dziękuję za spotkanie – odezwała się po chwili Liliana, wstając ze swojego krzesła i uśmiechając się uprzejmie, uścisnęła młodej kobiecie dłoń na pożegnanie. – Niezależnie od mojej decyzji, zadzwonię do pani na początku przyszłego tygodnia.
– W porządku. Będę w takim razie czekać na telefon – odparła dziewczyna i sięgając po leżącą na sąsiednim krześle torebkę, odruchowo założyła pasmo włosów za ucho. – Do widzenia – pożegnała się i ruszyła przez kawiarnię, kątem oka zerkając na stojącego za barem Raula, który tylko skinął jej uprzejmie głową i od razu wrócił wzrokiem do narzeczonej, która zatrzymała się przy ladzie tuż przed nim. Uśmiechnęła się do niego promiennie i podpierając się na łokciach, lekko przechyliła się przez ladę, a potem pocałowała go na powitanie.
– Kto to był? – zapytał Raul, kiedy kobieta opuściła kawiarnię i kryjąc się przed deszczem pod swoją torebką, przebiegła przez ulicę, po chwili znikając we wnętrzu swojego auta.
– Kandydatka do pracy – wyjaśniła Lily, a gdy Raul uniósł jedną brew, dodała: – Dzisiaj miałam sześć rozmów z potencjalnymi pracownikami. Każdy z nich ma doświadczenie na podobnym stanowisku i doskonałe referencje, a ja zostałam z dylematem podjęcia decyzji, która wcale nie jest taka prosta jak mi się wydawało.
– Gdybyś powiedziała wcześniej, mógłbym ci pomóc. W końcu jestem świetnym selekcjonerem – powiedział Raul, wzruszając nonszalancko ramionami i zgrywając skromnego, umknął wzrokiem, a Lily na ten widok parsknęła tylko wesołym śmiechem.
– Drużyny piłkarskiej – przypomniała i kręcąc głową z rozbawieniem, podeszła do stolika, przy którym chwilę temu siedziała, po stojące tam puste filiżanki po kawie.
– Ale znam się na ludziach – zaśmiał się i ponad barem mrugnął do narzeczonej, a kiedy w kieszeni jego jeansów zawibrował telefon, sięgnął po niego, zerknął na wyświetlacz i wyszczerzył się jak głupek, wlepiając wzrok w ekran komórki.
– Z czego się tak cieszysz? – zagadnęła Lily wstawiając filiżanki do roboczego zlewu w wąskiej przestrzeni za barem.
– Dostałem zdjęcie od Tomasa – wyjaśnił, ponad ramieniem pochwytując zaciekawione spojrzenie idącej w jego kierunku Liliany. Uniosła pytająco brew i przytuliła się do jego umięśnionego ramienia, a on zwrócił ekran ze zdjęciem małej Vicky w jej stronę. – Jest naprawdę cudowna – powiedział i przeniósł wzrok z powrotem na rumianą twarzyczkę dziewczynki, którą rozświetlał radosny uśmiech.
Liliana przygryzła policzek od wewnątrz, przez chwilę w milczeniu przyglądając się wyraźnie zauroczonemu narzeczonemu, który nie odrywając spojrzenia od zdjęcia, nie mógł przestać się uśmiechać, jakby znalazł właśnie pod choinką wymarzony prezent. Z trudem przełknęła ślinę, a gdy Rivera zaintrygowany jej milczeniem spojrzał jej w oczy, błyszczącymi ciemnymi tęczówkami, dostrzegła w nich wszystko to, czego nie zdążył jej nawet powiedzieć.
Westchnęła ciężko i przymykając powieki, pokręciła głową z rezygnacją.
– Proszę cię, Raul.
– O co? Przecież ja jeszcze nic nie powiedziałem – obruszył się, wodząc za nią wzrokiem, kiedy podeszła do zlewu i zabrała się za zmywanie filiżanek.
– Nie musisz. Wiem, co chodzi ci po głowie – odparła i celowo unikając patrzenia na niego, całą swoją uwagę skupiła na strumieniu wody płynącym z kranu.
– Dziwi cię to? – spytał Raul i krzyżując przedramiona na szerokiej piersi, zmarszczył gniewnie brwi, ale Liliana w odpowiedzi jedynie pokręciła przecząco głową.
– Nie, ale to nie jest dobry moment – stwierdziła i odkładając filiżankę na prowizoryczną suszarkę, odważnie zajrzała mu w oczy.
– A kiedy twoim zdaniem będzie odpowiedni?
– Nie wiem, ale nie wtedy, kiedy dopiero rozkręcam biznes, Raul – jęknęła z rezygnacją i posłała mu niespokojne spojrzenie, wyraźnie dostrzegając jak mięsień na jego policzku rytmicznie pulsuje od nerwowo zaciśniętej szczęki. – Mam jeszcze tyle planów, a dziecko to odpowiedzialność i nie jestem gotowa jeszcze zakopać się w pieluchach. Poza tym chciałabym, żeby nasza sytuacja finansowa trochę się unormowała, za pasem mamy ślub, potem czeka mnie mnóstwo pracy przy kawiarni, nie ogarnę jeszcze dziecka, a jeśli już zajdę w ciążę chciałabym się tym cieszyć w pełni i poświęcić czas maleństwu, nie martwiąc się co będzie za pół roku – wyliczyła spokojnym, wyważonym tonem, bo naprawdę ostatnie czego chciała i potrzebowała w tej chwili to kłótnia, ale miała nieodparte wrażenie, że na to właśnie się zanosi.
Odetchnęła głęboko i ukrywając wzrok za wachlarzem gęstych rzęs, skupiła się na wytarciu filiżanek do sucha papierowym ręcznikiem.
– A jak ci się nie uda to, co wtedy? Przełożymy decyzję o kilka następnych lat? – spytał Raul ostrzej niż zamierzał i przyglądał jej się przez moment spod zmrużonych powiek.
– Dzięki, że we mnie wierzysz – prychnęła z urazą i wykrzywiając usta w gorzkim grymasie, wytarła ręce w ściereczkę zawieszoną przy zlewie.
– Wiesz, że nie o to chodzi – westchnął Raul, a gdy posłała mu zawiedzione spojrzenie, zrobił krok w jej stronę. – Jestem w stanie nas utrzymać, Lily. Ciebie i dziecko, tak byśmy nie musieli się martwić o jutro.
– A co ze mną?! – spytała rozżalona. – Może ja nie chcę być tylko ładnym dodatkiem do swojego męża. Może chcę mieć jakąś niezależność, pomyślałeś o tym?
– To był cios poniżej pasa – warknął Rivera i kręcąc głową z niedowierzaniem, wsunął komórkę z powrotem do tylnej kieszeni spodni. – Dobrze wiesz, że wszystko, co robię, zawsze robię z myślą przede wszystkim o tobie. Nie sądziłem, że możesz kiedykolwiek w to zwątpić – powiedział łamliwym głosem i przebiegł po jej twarzy zranionym spojrzeniem, bo to, co właśnie padło z jej ust, było ostatnim czego spodziewał się usłyszeć od kobiety, której przychyliłby nieba.
– Raul… – jęknęła, nerwowo przeczesując palcami pasma włosów.– Ja po prostu chcę coś jeszcze osiągnąć w życiu. Wiedzieć, że jestem wartościową, spełnianą kobietą, a nie tylko żoną i matką siedzącą w domu z dzieckiem – dodała cierpliwie, z determinacją szukając jego spojrzenia, choć uparcie go unikał, wlepiając je w okno kawiarni przed sobą. – To przecież nie są wygórowane życzenia.
– Czy ty w ogóle chcesz mieć ze mną dzieci? – odparował ostro, przenosząc na nią błyszczący wzrok i przez chwilę w milczeniu siłując się z nią na spojrzenia.
– Przecież wiesz, że tak – wyszeptała.
– Ale zanim dobiję do pięćdziesiątki?! – podjął nim w ogóle zdążył pomyśleć, co mówi, ale widząc zaszklone spojrzenie narzeczonej szybko pożałował swoich słów. Zaklął siarczyście pod nosem i śmiejąc się do siebie bez cienia wesołości, przymknął powieki, a potem odetchnął głęboko i ścisnął nasadę nosa palcami.
– To nie w porządku – poskarżyła się Liliana i pokręciła głową z rezygnacją, bo wcale jej się nie podobało to, jak wyglądała w tej chwili ta rozmowa, o ile tą wymianę zdań między nim można było nazwać w ten sposób. Kochała Raula całym sercem i pragnęła go uszczęśliwić. Wiedziała, że pragnął dziecka, bo przecież nie raz o tym rozmawiali i rozumiała tą potrzebę, bo ona również marzyła o szczęśliwej pełnej rodzinie, jakiej sama nie miała, ale perspektywa zajścia w ciążę już teraz przerażała ją bardziej niż była gotowa się do tego przyznać przed narzeczonym i samą sobą.
– Nie chcę biegać na wywiadówki będąc starym dziadkiem, albo siedzieć na ławce z laską i patrzeć na zawiedzioną minę mojego syna, który chciałby pograć ze mną w piłkę jak każdy chłopak z ojcem – wytłumaczył po chwili milczenia i spojrzał jej w oczy, w taki sposób jakby siłą samego spojrzenia usiłował przekonać ją do swoich racji, albo przynajmniej nakłonić do przemyśleń.
– Nie dramatyzuj.
– Lily, przecież nie mówię, że mamy się starać o dziecko już dzisiaj, ale ty zachowujesz się tak, jakbyś w ogóle nie dopuszczała do siebie myśli o macierzyństwie i nie przywidywała takiej opcji w swoich planach na najbliższe dziesięciolecie – zarzucił jej z bólem w głosie, a ona natychmiast odwróciła wzrok nie mogąc dłużej znieść jego palącego i pełnego wyrzutu spojrzenia, którym ją uraczył.
– Możemy przełożyć tę rozmowę, na kiedy indziej? – spytała w końcu oschle, tracąc resztki cierpliwości, bo coraz bardziej irytowała ją ta rozmowa, która w zasadzie nie zmierzała do niczego prócz kłótni. – Spóźnimy się do Corrie.
– Jasne – mruknął Raul, wykrzywiając usta w gorzkim grymasie, ale kiedy odwrócił się sięgając po swoją kurtkę, Liliana chwyciła go za nadgarstek, delikatnie zwracając ponownie w swoją stronę. Nie lubiła się z nim kłócić, ani tym bardziej sprawiać mu przykrości, a zdawała sobie sprawę, że właśnie to robiła, reagując na jego słowa w ten sposób.
– Raul… nie złość się na mnie – szepnęła ze skruchą i spojrzała na niego błyszczącymi od łez zielonymi tęczówkami.
– Nie złoszczę się – westchnął Raul i uśmiechając się krzywo, pocałował ją czule w czoło. – Niczego na tobie nie wymuszam i nie chcę, żebyś czuła presję. Kocham cię i wiem, że chcę z tobą spędzić resztę życia, uszczęśliwiając cię na każdym kroku. To ma być nasza wspólna decyzja, ale odnoszę wrażenie, że usiłujesz na wszelkie sposoby znaleźć argumenty, by odwlec to w czasie i naprawdę nie rozumiem, dlaczego – przyznał ze smutkiem i zajrzał jej w oczy, jakby próbował w nich znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania, albo przynajmniej po części zrozumieć dlaczego Liliana reagowała w tak alergiczny sposób na wzmiankę o dziecku. – Miśku, czego ty się boisz? – zapytał łagodnym, czułym głosem i wsuwając dłoń pod jej włosy, kciukiem pogładził jej kość policzkową.
– Niczego.
– I od kiedy to zaczęłaś ukrywać przede mną swoje lęki?
– To nie tak. Ja tylko… Nie wiem – odparła bezradnie i unikając patrzenia na niego, nerwowo potarła czoło palcami. – Boję się – wyznała w końcu zdobywając się na odwagę. – Wychowywałam się bez matki i nie wiem nawet czy będę potrafiła nią być dla naszych dzieci – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu, czując ogromną gulę w gardle, która zdawała się rosnąć z każdą chwilą, a kiedy spojrzała na Raula w jej oczach zamigotała prawdziwa panika i przerażenie, od którego coś bezlitośnie ścisnęło go za serce. Odetchnął głęboko, a potem ujął jej twarz w obie dłonie i oparł się czołem o jej czoło, kciukami głaszcząc okolice ucha. – Odłóżmy tę rozmowę na później, proszę – szepnęła, kładąc mu dłonie na biodrach.
Raul zrobił kolejny głęboki wdech i lekko pokiwał głową na zgodę. Naprawdę nie chciał rozmawiać z Lilianą w ten sposób na tematy, które przecież dotyczyły ich wspólnej przeszłości. Wiedział, że być może zareagował zbyt gwałtownie i niepotrzebnie wybuchł, dlatego tym bardziej było mu z tego powodu głupio.
– W porządku, kotku – zgodził się bez wahania, a potem musnął jej usta w grzecznym pocałunku i przygarnął ją do siebie, natychmiast zamykając w swoich silnych ramionach. Gdy przylgnęła do niego ochoczo, obejmując go ramionami w pasie, uśmiechnął się do siebie i całując ją w czubek głowy, szepnął jeszcze: – Kocham cię…
* * *
Zapukał do drzwi, a gdy przez płynącą w mieszkaniu muzykę przebiło się ciche „proszę”, wszedł do środka i dyskretnie rozglądając się po mieszkaniu, dostrzegł ją krzątającą się po niewielkiej przestrzeni w aneksie kuchennym. Zamknął za sobą cicho drzwi i korzystając z faktu, że była zwrócona do niego tyłem, otaksował jej zgrabną sylwetkę gorącym spojrzeniem. Miała na sobie białą bokserkę, która wystawała jej spod brzegu rozpiętej, jeansowej koszuli, jednak w tej chwili to dolne partie jej apetycznego ciała zwróciły jego uwagę. Przesunął palcem wskazującym po dolnej wardze, skupiając wzrok na jej szczupłych udach i zgrabnym tyłku odzianych w obcisłe, jasne, a do tego wszystkiego poprzecierane w „nieodpowiednich” miejscach jeansy, których noszenie w obecności mężczyzn powinno być absolutnie i surowo zakazane.
Wypuścił ze świstem powietrze z płuc i przymknął na moment powieki, starając się zapanować nad swoim samczym instynktem, który domagał się rzeczy, jakich nie powinien się domagać w stosunku do Corrie.
Uśmiechnął się lekko, kiedy spojrzała na niego przez ramię, wyraźnie zaintrygowana jego milczeniem.
– Cześć – przywitał się i uniósł do góry rękę, w której trzymał butelkę wina. – Nie wiedziałem, co przynieść, więc zaopatrzyłem się w wino – dodał ze śmiechem, po czym przeszedł przez salon i leniwym krokiem wkroczył do niewielkiego aneksu, niemal natychmiast przytłaczając Corrie swoim potężnym ciałem.
– Czerwone? – zapytała siląc się na beztroski ton i odważnie spoglądając mu w oczy, usiłowała za wszelką cenę zignorować fakt, że z pełną premedytacją ograniczał jej przestrzeń osobistą i wyglądał przy tym jakby był z siebie cholernie zadowolony.
Po chwili Tomas skinął głową i postawił butelkę na blacie.
– Półsłodkie.
– To dobrze, bo Lily nie toleruje innego – przyznała z lekkim uśmiechem Corrine, a potem szybko wróciła wzrokiem do garnka, w którym przez cały ten czas ostrożnie coś mieszała. – Ja zresztą też.
– Tak właśnie myślałem – powiedział głębokim, schrypniętym półgłosem, który bezlitośnie wlewał się zmysłowym pomrukiem do jej ucha i bez ostrzeżenia wprawiał jej ciało w przyjemne drżenie. Miała ochotę go za to skrzywdzić, bo choć usilnie próbowała, to nie potrafiła zapanować nad własnym ciałem i poradzić sobie ze sobą, gdy jedynie głosem, spojrzeniem, tym cholernie seksownym uśmiechem i sposobem bycia Tomas burzył wszystkie jej zasady, samodyscyplinę i kontrolę, jaką jeszcze do niedawna miała nad swoim życiem. – Gdzie masz korkociąg? – zapytał, wyrywając ją z odrętwienia. Zamrugała energicznie powiekami, w błyskawicznym tempie wracając do rzeczywistości i odchrząknęła cicho.
– W szufladzie po mojej prawej, a kieliszki są w górnej szafce – odparła, wskazując ruchem głowy oszkloną gablotkę, przy której akurat stał.
– Raul i Lily się spóźnią? – zapytał po chwili, bez skrępowania otwierając drzwiczki i sięgając na jedną z półek po wysokie szkło, które ustawił przed sobą na blacie.
– Tak. Dzwonili przed twoim przyjściem i powiedzieli, że był jakiś wypadek w centrum miasta. Podobno puścili ruch tylko wahadłowo, więc trochę im się zejdzie – odparła, marszcząc lekko brwi i skupiając całą swoją uwagę na mieszaniu risotto, tak by nie przywarło do dna. Kiedy jednak nieoczekiwanie Tomas stanął tuż za jej plecami i sięgając do jednej z szuflad, otarł się o jej ciało własnym, zamarła w bezruchu i instynktownie wstrzymała oddech, czując się jak nieszczęśnik z klaustrofobią, zamknięty w jakimś potwornie ciasnym pomieszczeniu z ograniczonym dostępem do tlenu.
– To nie jadą na tej jego bestii? – zapytał ze śmiechem, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego co robi i jak na nią działa. Corrie otworzyła usta by coś odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle, gdy Tomas na moment mocniej naparł na nią własnym ciałem i trącił biodrem jej biodro, a po chwili jak gdyby nigdy nic odsunął się, wracając na swoje poprzednie miejsce i opierając się biodrami o blat. Corrie spojrzała na niego z wyrzutem, a on tylko uśmiechnął się niewinnie, zaglądając jej w oczy z wyczekiwaniem.
– Lily w życiu by na nią nie wsiadła – przyznała Corrie, gdy udało jej się w końcu odzyskać głos i pochwyciła na moment rozbawione spojrzenie Tomasa.
– Myślałem, że was, dziewczyny kręcą motory – zaśmiał się, wracając wzrokiem do trzymanej w dłoni butelki, a Corrie przyłapała się na tym, że nie mogła oderwać od niego oczu, łakomie chłonąc widok napinających się przy każdym ruchu mięśni jego przedramion i tych powyżej łokcia znikających pod rękawem czarnego t– shirtu, gdy mocował się z korkociągiem. Tomas w końcu wyciągnął korek i zaintrygowany jej milczeniem uniósł wzrok, a jego usta niemal w tym samym momencie rozciągnęły się w aroganckim uśmiechu, kiedy zorientował się, że Corrie przez cały ten czas się na niego gapi.
Przekrzywiła lekko głowę i zagryzła dolną wargę, odważnie wytrzymując jego palące spojrzenie, które w tej chwili zsunęło się z jej błyszczących oczu na usta.
– Jak widać nie wszystkie. Lily jest szalona, ale nie nieustraszona – stwierdziła, uśmiechając się psotnie, a potem celowo ignorując niebezpieczny błysk w jego ciemnych oczach, wróciła do mieszania risotto, które jakimś cudem do tej pory nie przywarło do dna.
– A ty? – zagadnął napełniając kieliszki winem.
– Pytasz o to czy lubię motory, czy o bycie nieustraszoną? – odpowiedziała pytaniem, wyłączając palnik.
– O jedno i drugie – mruknął głębokim, schrypniętym półgłosem, od którego momentalnie dostawała gęsiej skórki i nie odrywając wzroku od jej ciemnych oczu, podał jej jeden z kieliszków, celowo muskając opuszkami palców jej aksamitną skórę.
– Owszem lubię motory, ale nie jestem nieustraszona – przyznała szczerze i założyła za ucho jakiś zbłąkany kosmyk włosów, który zdążył wysunąć jej się z luźnego warkocza, ściągniętego teraz na lewe ramię. – Każdy się czegoś boi – dodała cicho i upiła łyk wina, ponownie zaglądając Tomasowi w oczy, a to co dostrzegł w jej błyszczących tęczówkach było bezdyskusyjnym potwierdzeniem jej słów i nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Zanim jednak którekolwiek z nich zdążyło znów się odezwać, rozległo się energiczne pukanie do drzwi, a zaraz potem do środka jak tornado wpadli Raul i Lily.
– Proszę, widzę, że państwo się już ugościli! – zaśmiał się Raul, zamykając drzwi i spod uniesionej wymownie brwi popatrzył to na kuzynkę to na Tomasa, opierającego się niedbale biodrami o kuchenną wyspę. Lozano wzruszył jedynie beztrosko ramionami i wyszczerzył się od ucha do ucha, podając kumplowi dłoń.
– Może my wam przeszkadzamy? Szybko możemy zniknąć – powiedziała rozbawiona Lily, wykonując w powietrzu bliżej nieokreślony ruch ręką i podeszła do przyjaciółki, cmokając ją w policzek na powitanie.
– Lily, zdaję sobie sprawę, że najchętniej zostalibyście we dwoje w zaciszu swojej sypialni i nie odklejali się od siebie do ślubu, ale przebywanie w cywilizowanym towarzystwie wychodzi na zdrowie, wiesz? – zagadnęła Corrie, przygryzając policzek od środka by się głośno nie roześmiać na widok miny Liliany, która wydęła dolną wargę zgrywając obrażoną.
– W cywilizowanym i zdrowym umysłowo, mała – wtrącił się do rozmowy Raul, całując Corrie w czoło. – A wy oboje… – ruchem ręki wskazał na kuzynkę i Tomasa. – Jesteście nie mniej walnięci od nas – dodał z rozbawieniem i bez skrępowania sięgnął do górnej szafki po kolejne dwa kieliszki. – Ała! – zaśmiał się, kiedy Corrine bez ostrzeżenia pacnęła go ściereczką w ramię. Jednak zanim zdążyła się odgryźć, w słowo weszła jej Liliana.
– Możesz ją utemperować? – zwróciła się bezpośrednio do Tomasa i zupełnie spontanicznie z nim również przywitała się jak wcześniej z Corrie. – My próbowaliśmy już wszystkiego, ale jej naprawdę nie da się ujarzmić – zaśmiała się Lily, uchylając się przed lecącą w jej stronę kuchenną rękawicą.
– Cicho sza! – mruknęła Corrie, parskając wesołym śmiechem.
– Może nikt nie znalazł jeszcze odpowiedniego sposobu – powiedział Tomas i uśmiechnął się łobuzersko, patrząc Corrie w oczy znad kieliszka. – Tobie udało się wziąć pod pantofel Raula, a swego czasu do grzecznych nie należał – dodał, zwracając się do Lily i mrugnął do niej przyjaźnie.
– Milcz i ani słowa więcej! – odezwał się Raul ze śmiechem i podał narzeczonej wypełniony winem kieliszek, pochwytując jej zaciekawione spojrzenie.
– Spokojnie, stary. To co działo się w wojsku, zostaje w wojsku – odparł Tomas, przykładając dłoń do ust i wykonując ruch przypominający zasunięcie suwaka.
– To nie Las Vegas – zauważyła rozbawiona Corrie, ściągając na siebie gorące spojrzenie Tomasa.
– Ale zasady takie same – mruknął tym swoim głębokim i schrypniętym głosem, a to w jaki sposób spojrzał jej w oczy nie pozostawiało wątpliwości, że zrobił to celowo, w pełni świadomy tego jak na nią działa.
– Otóż to, więc drogie panie pozwolą, że pikantne szczegóły zostawimy dla siebie – roześmiał się wesoło Raul, klepiąc Tomasa po przyjacielsku w ramię i stając obok niego, również oparł się biodrami o kuchenną wyspę.
– W takim razie, skarbie, o pikantnych szczegółach, to ty możesz sobie co najwyżej teraz pomarzyć do samego ślubu – powiedziała Liliana, siląc się na poważny ton, choć jej oczy całe się śmiały, gdy krzyżując ręce na piersi spojrzała prosto w zrezygnowaną twarz narzeczonego.
– Kochanie, to nie fair – jęknął bezradnie, posyłając jej proszące i wręcz rozpaczliwe spojrzenie, na którego widok Tomas i Corrie parsknęli głośnym śmiechem.
– Mówiłem, Raul, że Lily wzięła cię pod pantofel – zażartował, szczerząc się od ucha do ucha, kiedy kumpel zmroził do wzrokiem. – No, co? A skoro ona znalazła sposób na ciebie, to znajdzie się facet, który znajdzie sposób na Corrie – stwierdził, uśmiechając się do niej rozbrajająco w taki sposób, że w jego prawym policzku znów pojawił się ten uroczy dołeczek, przyprawiając ją o szybsze bicie serca. – Chociaż nie sądzę, by to było konieczne – dodał, upijając łyk wina.
– Bo faceci lubią niegrzeczne dziewczyny? – zagadnęła Lily z psotnym uśmiechem.
– Właśnie – odparł Tomas, wcelowując w nią palec wskazujący ręki, w której trzymał kieliszek.
– Ja tu wciąż jestem i wszystko słyszę, wiecie? – odezwała się Corrie, udając obrażoną. – Poza tym chciałam wam przypomnieć, że właśnie ugotowałam przepyszne risotto, które aż się prosi o skosztowanie i jak sobie nagrabicie, to będziecie mogli obejść się smakiem – dodała rozbawiona, wodząc błyszczącym spojrzeniem po całej trójce.
– Jeden zero dla ciebie, Corrie. Ten argument przebija wszystkie inne o głowę, więc ja siedzę cicho, bo ostrzę sobie zęby na to risotto odkąd zaczęło pachnieć na korytarzu – odparł Tomas, unosząc ręce w geście poddania i uśmiechnął się do niej szeroko, gdy udało mu się pochwycić jej roześmiane spojrzenie.
– Jesteś okrutną kobietą, Corrine Alvarado – westchnęła teatralnie Lily, kręcąc głową z rezygnacją, a po chwili cała czwórka parsknęła głośnym śmiechem.
– To ja nakryję do stołu – zasugerował Raul, po czym odstawił swój kieliszek i sięgnął do górnej szafki najpierw po talerze, które postawił na blacie, a potem po szklanki. – A ty mi w tym pomożesz – dodał, wciskając szkło w tors Tomasa, a kiedy ten pokręcił tylko głową rozbawiony, sam sięgnął po sztućce. – Jak się udały chrzciny? – zagadnął Raul, gdy stali już obok stołu.
Tomas wyszczerzył się jak głupek na te słowa i zaczął rozstawiać szklanki, odruchowo zerkając w stronę Corrie i natychmiast pochwytując jej błyszczące spojrzenie.
– Vicky była grzeczna jak aniołek.
– Najwyraźniej nie wdała się w swojego ojca chrzestnego – zaśmiał się Raul, sprzedając kumplowi kuksańca pod żebra.
– Oberwiesz, Rivera! – upomniał Tomas, wcelowując w Raula palcem i siląc się na poważny ton, ale jego oczy całe się śmiały.
– Wiesz, że w tej sytuacji jesteś odpowiedzialny za tą kruszynę prawie tak samo jak rodzony ojciec? – zagadnął śmiertelnie poważnym tonem Raul, jakby nie dowierzał, że Tomas poradzi sobie z tym wyzwaniem.
– No co ty nie powiesz? – zaśmiał się Tomas.
– Mam nadzieję, że masz więcej zdjęć niż to jedno, które mi wysłałeś, bo w końcu wujkowi Raulowi należy się chyba jakaś nagroda, za sprawne rozbrojenie biologicznej bomby, nie?
– Mógłbyś, chociaż raz, kochanie, zrobić coś bezinteresownie – wtrąciła Lily, a widząc naburmuszoną minę Raula, który nagle zgrywając obrażonego, posłał jej rozżalone spojrzenie, przygryzła policzek od wewnątrz i z trudem powstrzymując się przed roześmianiem, sięgnęła do jednej z szuflad po serwetki. – A już w szczególności, jeśli robisz coś dla takiej ślicznej kruszynki jak Vicky – dodała i dyskretnie mrugając do rozbawionego Tomasa, podeszła do stołu, ale nim zdążyła zrobić cokolwiek Raul chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, najpierw szepcząc jej coś wprost do ucha, a potem bez skrępowania sięgając do jej ust.
Corrie na ten widok uśmiechnęła się do siebie i pokręciła głową z dezaprobatą, a kiedy jej wzrok odruchowo powędrował w stronę roześmianego Tomasa, który zmierzając właśnie w jej kierunku leniwym krokiem, skutecznie przyszpilił ją w miejscu błyszczącym niebezpiecznie spojrzeniem, bezwiednie zwilżyła wargi językiem i wysiliła się na swobodny uśmiech, szybko wracając do nakładania na talerze kolejnych porcji risotto.
– To jak będzie, masz jakieś zdjęcia, żeby pochwalić się chrześnicą? – zagadnęła Corrie zupełnie spontanicznie i odstawiając pełny talerz na blat, zerknęła przelotnie na stojącego obok niej Lozano.
– Vicky zrobiła aż taką furorę? – spytał ze śmiechem, gdy Corrie sięgnęła po drugi talerz.
– Przykro mi, ale przegrywasz z nią pod tym względem. I to z kretesem – stwierdziła i podając mu napełnione naczynie, uśmiechnęła się promiennie.
Tomas parsknął wesołym śmiechem i kręcąc głową z rozbawieniem, chwycił drugi stojący na blacie talerz, po czym ruszył do stołu. Corrie odprowadziła go wzrokiem, a potem przymknęła na moment powieki i odetchnęła głęboko czując się tak, jakby nagle z serca spadł jej wielki ciężar, który zalegał tam bezlitośnie, od kiedy tylko wzięła za pewnik, że mała Vicky jest córeczką Tomasa. Teraz kiedy okazało się, że jednak mocno się pod tym względem pomyliła, nie wiedziała czy powinna się cieszyć, czy jednak obawiać, bo o ile jeszcze kilka dni temu miała namacalny argument przemawiający za tym by trzymała się od Tomasa z daleka, o tyle w tej chwili została jej już wyłącznie silna wola, która zdawała się słabnąć z każdą chwilą coraz bardziej.
– Jesteś tu Corrie? – spytała Lily, która nagle zmaterializowała się u boku przyjaciółki, z troską zakładając jej pasmo włosów za ucho.
– Tak – odparła Corrine i unikając patrzenia na Lilianę, której podejrzliwy wzrok wyraźnie wyczuwała na sobie, zamieszała risotto i nałożyła kolejną porcję na talerz.
– W ogóle to gdzie ty się wczoraj podziewałaś, hm? Dzwoniłam do ciebie przez cały wieczór, a dostałam tylko krótkiego sms’a z informacją, że Adama dzisiaj nie będzie – zagadnęła po chwili, ściągając na siebie spojrzenie przyjaciółki.
– Spotkałam się z nim. Musieliśmy pogadać – odparła swobodnie Corrie. – Nim się obejrzeliśmy zrobiło się późno, więc przenocowałam u Adama, a rano zawiozłam go na lotnisko – wyjaśniła i odkładając drewnianą łyżkę do zlewu, przykryła garnek i chwytając ostatni talerz, razem z Lily ruszyły do salonu.
– Myślałam, że ma zostać na dłużej w Meksyku – zauważyła Lily.
– I zostaje. Poleciał tylko do San Antonio na weekend spotkać się ze swoją znajomą, która chce nam zlecić przygotowanie oprawy tanecznej do jej teledysku – dokończyła i stawiając talerz na stole, odruchowo spojrzała na Tomasa, który wpatrując się w nią błyszczącymi ciepło tęczówkami, bez słowa chwycił za oparcie i dosunął jej krzesełko. Podziękowała mu uśmiechem i rozkładając na kolanach serwetkę, sięgnęła po swoją szklankę, którą chłopcy zdążyli już napełnić wodą.
– A wiadomo, co dalej z tym castingiem, w którym bierzecie udział? – spytał Raul, pochwytując jej niepewne spojrzenie.
– W poniedziałek, czeka nas ostatni etap, a potem pozostaje nam już tylko czekać na wyniki – odparła i uśmiechnęła się lekko, kiedy kuzyn przechodząc obok jej krzesła, położył jej dłonie na ramionach i pocałował w czubek głowy, jakby tym jednym gestem chciał dodać jej otuchy i pokazać, że niezależnie od wszystkiego nigdy nie przestanie w nią wierzyć.
– Zabierajmy się lepiej za ten ryż, bo zaraz wystygnie – zasugerowała, ukradkiem ściskając dłoń Raula, który po chwili zajął swoje miejsce przy stole.
* * *
– Nie widziałem gorszego zakończenia w dziejach kina – prychnął Raul, wrzucając garść popcornu do ust.
– A co ty byś chciał? – zapytała Corrie, która przez cały film siedziała na podłodze obok Tomasa i opierała się plecami o kanapę. – To było najlogiczniejsze zakończenie, jakie widziałam i jedyne, które nie zepsuło przynajmniej całego filmu – stwierdziła, odwracając się do kuzyna przez ramię.
– Spacer w stronę zachodzącego słońca jest dla was logiczny? – zapytał. – Tomas, wypowiedz się.
– Może nie tyle logiczny, co daje pole do popisu twojej wyobraźni, gamoniu – zaśmiał się Tomas, zerkając na niego znad ramienia.
– Właśnie, jak czegoś nie wiesz to możesz sobie dopowiedzieć i będziesz miał takie zakończenie, jakie uznasz za właściwe – wtrąciła się Lily, ściągając na siebie zrezygnowane spojrzenie Raula.
– I co ważniejsze historia może pójść absolutnie w każdą stronę – dodała Corrie, sięgając do stojącej pomiędzy nią a Tomasem miski z popcornem. – Śmierć głównego bohatera byłaby nuda i potwornie szablonowa.
– A te wasze romantyczne „żyli długo i szczęśliwie” nie jest nudne i szablonowe? – odgryzł się, usiłując zapanować nad śmiechem, gdy Lily posłała mu ganiące spojrzenie.
– Za kogo ja wychodzę! Zero romantyzmu – fuknęła i pokręciła głową z dezaprobatą, sięgając na stolik po leżące tam opakowania z filmami DVD, które przynieśli dzisiaj z Raulem.
– Skarbie, potrafię być romantyczny i doskonale o tym wiesz – powiedział, znacząco spoglądając jej w oczy, a kiedy otworzyła usta by coś odpowiedzieć, skutecznie jej to uniemożliwił, muskając jej wargi w czułym pocałunku. – Ale wszystkie wasze romansidła kończą się tak samo, szablonowym happy endem i niekończącym się love story aż po grób.
– A twoja historia to nie jest never ending happy love story, czy coś w ten deseń? – wtrącił Tomas, odwracając się do kumpla i spoglądając na niego z rozbawieniem, uniósł ciemną brew. Raul parsknął śmiechem na te słowa i rzucił w niego popcornem.
– Ty powinieneś być po mojej stronie, Lozano! – żachnął się, ale nie było to za grosz poważne, kiedy nie mógł przestać się śmiać.
– Teoretycznie, tak – odparł i uchylił się zanim lecąca w jego stronę poduszka zdążyła wylądować mu na twarzy.
– Poza tym, ciołku, nie każda historia miłosna kończy się happy endem, wiesz? – wtrąciła Corrie, opierając głowę o kanapę i zadzierając ją do góry spojrzała na kuzyna.
– A ty nie jesteś, aby za mądra? – zagadnął, parodiując ton jej głosu sprzed chwili.
– Ktoś musi – rzuciła i pokazała mu język, wywołując w ten sposób jego cichy śmiech.
– W kogo ty się wdałaś?
– W kuzyna, oczywiście – odezwała się Lily, całując narzeczonego przelotnie w usta, by go udobruchać. – Patrz – zwróciła się do Corrie i podała jej jedno z opakowań, które właśnie przeglądała. – Raul jednak potrafi wybrać dobry film.
– Rzeczywiście gustu nie można ci odmówić, kuzynie – przyznała zerkając na niego. Rivera wyszczerzył się w szerokim uśmiechu i uniósł ręce jak bokser, który właśnie został ogłoszony przez sędziów zwycięzcą najważniejszej w życiu walki.
– Co to? – spytał Tomas i pochylając się lekko nad Corrie, utkwił wzrok w pudełku. – Jason Statham? – zagadnął, uśmiechając się lekko i spoglądając jej w oczy.
– No ba! – rzuciła ze śmiechem Lily. – Nie przepuściłyśmy z Corrie ani jednego filmu z nim. Świetnie gra, a do tego ma fantastyczną chrypę w głosie i seksowny tyłek – powiedziała szczerze i uśmiechnęła się pod nosem, kiedy poczuła na sobie gorące spojrzenie Raula.
– Ej, jedyny seksowny tyłek, na jaki wolno ci patrzeć należy do twojego przyszłego męża – obruszył się.
– Kochanie, nie licz na to, że jak za ciebie wyjdę to nagle oślepnę – powiedziała, starając się powstrzymać wybuch śmiechu, widząc jego nachmurzoną minę. – Co nie zmienia faktu, że tylko twój tyłek chcę mieć w łóżku – dodała już szeptem przeznaczonym wyłącznie na niego i posłała mu filuterne spojrzenie spod długich, ciemnych rzęs. Usta Raula momentalnie rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu, a po chwili wsunął dłoń pod jej włosy i pocałował ją gorąco, nie zwracając uwagi na lecący w ich kierunku popcorn.
– Jesteście słodcy, ale może byście zaczekali, aż wrócicie do domu, co? – zaśmiała się Corrie, a Raul nie ani przez moment nie odrywając się od narzeczonej, machnął kuzynce ręką przed nosem, jakby odganiał się od natrętnej muchy. Roześmiała się głośno i pokręciła głową z rozbawieniem, odwracając głowę i niemal natychmiast zatonęła w głębinie ciemnych tęczówek Tomasa.
– Czyli lubisz facetów z chrypą? – spytał, celowo ściszając głos i wciąż uparcie się w nią wpatrując, uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
– Może – odparła cicho i uśmiechnęła się psotnie, gdy Tomas bez słowa uniósł brew, a jego uśmiech jedynie się poszerzył, pogłębiając urocze wgłębienie w prawym policzku.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sobrev Prokonsul
Dołączył: 04 Kwi 2010 Posty: 3493 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:09:31 21-02-16 Temat postu: |
|
|
Jak nadrabiać zaległości to na całego To znowu ja pukam w wasze skromne progi
Tomas jako niańka. Tomas z dzieckiem na rękach chcecie żebym śpiewała psalmy pochwalne na jego temat? To będę bo facet z dzieckiem zawsze jakoś znajdzie drogę do mojego serduszka w którym zadomowił się jakiś czas temu i teraz jeszcze bardziej rozgościł
Raul się nieźle zdziwił i wcale nie nazwałbym kobiety której Tomas przekazałby materiał genetyczny biedaczką o szczęściara to lepsze określenie. No i Raul rozwalił system przewijając małą. Pieluchowy geniusz.
Corrnie i Tomas coś w nich jest że tej dwójkę lubi się i im kibicuje. Przekomarzania, spojrzenia , gesty więc ja im kibicuje.
Nagła wizyta Nico (ja wiem kto to ) Wydaje się być trochę zaskakująca i nie co niezręczna. Sama nie wiem jak to określić.
No chyba o niczym nie zapominałam jak zapomniałam to przepraszam |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:03:15 21-02-16 Temat postu: |
|
|
Doma, miło Cię widzieć również tutaj :* I nie przepraszaj, najważniejsze, że wiemy, że jesteś z nami
Mnie też zawsze rozczula widok faceta zajmującego się dzieckiem, a jeśli ten facet wygląda jak nasz Tomas, to już w ogóle jestem kupiona i stracona dla świata
A resztę Twojego komentarza pozwolę sobie zostawić bez komentarza |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:26:23 28-02-16 Temat postu: |
|
|
Standardowo przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale zwykle mam czas tylko w weekend, więc to dlatego A więc...
Czyżby pierwsza prawdziwa kłótnia Raula i Lily? No może nie kłótnia, ale na pewno różnica zdań. Kto by pomyślał? Zazwyczaj jest na odwrót - kobieta chce mieć dziecko, a facet to odkłada, a tutaj na odwrót. Uwielbiam Raula, ale uważam, że trochę za bardzo naciskał. W końcu Lily chce się spełniać zawodowo, chce wiedzieć że coś w życiu osiągnęła, zanim zajmie się rodziną. Powinien to zrozumieć. Ale z drugiej strony, ona też nie powinna był tak nieugięta. W końcu nie prosił ją, żeby natychmiast zabrali się za starania o dziecko. Ale zgadzam się co do jednego - najpierw ślub a potem niech się nad tym zastanawiają
Mam wrażenie że wieczór filmowy to była jakby ukryta podwójna randka Widać, że dobrze się bawili ze sobą i te ciągłe przekomarzanki - naprawdę ta 4 stanowi zgraną paczkę. No i widać, że Corrie i Tomas coraz bardziej mają się ku sobie... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:45:10 28-02-16 Temat postu: |
|
|
Nic się przecież nie stało, Madziu, fajnie, że dotarłaś i zaszczyciłaś nas swoim komentarzem, za który w imieniu swoim i Agi serdecznie Ci dziękuję :*
Takie życie, a kłótnie, czy wymiany zdań zdarzają się w każdym związku Myślę, że każde z nich miało swojego racje w tej kwestii i w każdym z nich górę wzięły emocje, więc ostatecznie wylali swoje żal i tyle
Haha..... ukryta podwójna randka? No może coś w tym jest A jeśli nasza czwórka w Waszych oczach uchodzi za zgraną paczkę, to możemy się tylko z tego cieszyć, bo to znaczy, że cel osiągnięty
Dzięki raz jeszcze, Madziu za komentarz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:59:50 06-03-16 Temat postu: |
|
|
"Flirt jest jak szachy. Pierwszy ruch wykonuje się tylko raz, a następne koniecznie na zmianę..." [Monika Siepka]
Przystanął w progu i przez chwilę z zachwytem chłonął widok Corrie całkowicie zaabsorbowanej małymi baletnicami, które posłusznie i z pełnym zaangażowaniem wykonywały wszystkie jej polecenia, w mgnieniu oka stosowały się do jej najdrobniejszych wskazówek, a potem wlepiały w nią swoje błyszczące ślepia, czekając na pochwałę, którą w końcu dostawały wraz z ciepłym uśmiechem swojej nauczycielki.
Westchnął cicho i uśmiechnął się pod nosem, cicho wchodząc do sali i opierając się plecami o ścianę. Zerknął w wielkie okna, a potem na dzieci i Corrie. Światło było idealne. Przestawił coś w aparacie, który niedawno znalazł na strychu, a potem przystawił go do twarzy, ustawił ostrość i nacisnął spust migawki.
Corrie, zupełnie instynktownie, spojrzała w jego stronę spod przymrużonych powiek i pogroziła mu placem, robiąc przy tym groźną minę, choć jej oczy całe śmiały, a potem na powrót zajęła się swoją najmłodszą uczennicą, cierpliwie korygując jej postawę i ułożenie rączek. Była to ta sama, rezolutna dziewczynka, która podczas jego pierwszej wizyty tutaj, bez skrępowania oświadczyła mu, że jest za duży by tańczyć, a w dodatku nieodpowiednio ubrany. Tomas uśmiechnął się do siebie na to wspomnienie. Zrobił kilka kroków w prawo i ponownie przystawił aparat do twarzy, a gdy udało mu się uchwycić profil Corrie, znów nacisnął spust migawki. Potem z coraz większą odwagą robił kolejne zdjęcia, rozpraszając tym nieco zarówno małe uczennice jak i ich nauczycielkę.
Lubił spędzać czas w jej towarzystwie i nie mógł się na nią napatrzyć. Było w niej coś, co sprawiało, że nie potrafił oderwać od niej wzroku i gapił się na nią niczym jakiś małolat, który pierwszy raz w życiu ogląda „Słoneczny patrol” i półnagie, seksowne ratowniczki. Corrie była jednak ich zupełnym przeciwieństwem – wydawała się delikatna i krucha, jak porcelanowa laleczka; była jak eteryczny, baśniowy elf i nawet jeśli tylko chodziła między swoimi podopiecznymi, wciąż wyglądała lekko i zwiewnie, jakby płynęła tuż nad parkietem. Tomas z każdym kolejnym spotkaniem przekonywał się z jak wyjątkową dziewczyną ma do czynienia, a z każdym spojrzeniem w jej oczy, jego myśli zapuszczały się w rejony, w które z całą pewnością nie powinny się zapuszczać. Był facetem z przeszłością, który dopiero raczkował, usiłując na nowo, powoli i mozolnie budować swoją przyszłość, a Corrine zasługiwała zdecydowanie na wiele więcej niż mógł jej zaoferować ktoś taki jak on. Na domiar złego na horyzoncie pojawił się Nicolas Barosso, a to nie mogło zwiastować niczego dobrego, zwłaszcza, że chodziło o Irinę.
– Dziękuję wam za dziś, dziewczynki – głos Corrie wyrwał go z rozmyślań. – Biegnijcie do szatni i widzimy się jutro – dodała, przenosząc błyszczące spojrzenie na Tomasa, który siedział pod ścianą po turecku i majstrował coś przy starym aparacie. – Możesz mi powiedzieć co to miało być? – spytała, krzyżując przedramiona na piersiach i usiłując zachować powagę, choć jej oczy całe się śmiały.
Tomas, spojrzał na nią, marszcząc czoło i uśmiechając się w taki sposób, że w jego policzku pojawił się charakterystyczny dołeczek.
– Znalazłem to, porządkując poddasze i chciałem sprawdzić czy działa – wyjaśnił krótko, wracając spojrzeniem do aparatu. Westchnął cicho i przesunął palcem po pokrywie, pod którą znajdował się film, żałując, że to nie jest wyświetlacz LCD, na którym od razu mógłby zobaczyć efekt swojej pracy i przekonać się, czy udało mu się uchwycić to, co w Corrie było najpiękniejsze – prawdziwą pasję, miłość do tańca, serdeczność, z jaką traktowała wszystkie swoje małe baletnice, pełne zaangażowanie w to, co robiła, ale też czający się gdzieś na dnie jej oczu jakiś rodzaj smutku, a może nawet bólu.
– Mógłbyś chociaż z przyzwoitości zapytać czy się zgadzam – upomniała, wyrywając go z rozmyślań. Tomas powoli podniósł głowę, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, poczuł jak przyjemne ciepło wlewa się w jego serce, topiąc okalający je lód.
– Najlepsze są zawsze zdjęcia zrobione, kiedy obiekt nie wie, że jest akurat fotografowany.
– Obiekt? – zaśmiała się, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Clarita? Co tu robisz? – spytała, wyczuwając na sobie intensywne spojrzenie, wpatrujących się w nią dużych, niebieskich oczu, swojej pięcioletniej uczennicy.
– Czy on się będzie z nami uczył? – spytała, zadzierając główkę, by spojrzeć na Corrie i zgarniając z czoła niesforne, jasne loczki. – Ostatnio mówił, że chce się uczyć, ale dalej jest nieprzygotowany – dodała, marszcząc gniewnie nosek i naśladując Corrie, zaplotła rączki na piersi, odważnie wlepiając spojrzenie w Tomasa, który z trudem powstrzymał się przed roześmianiem.
– Tomas chyba wcale nie chce się uczyć baletu – powiedziała Corrie, kucając przy Clarze, która spojrzała jej w oczy, a potem znów w oczy Tomasa, jakby usiłowała za wszelką cenę rozgryźć o co w tym wszystkim chodzi.
– Clara, tu jesteś, wszędzie cię szukam – powiedział mężczyzna, który pojawił się w progu sali, a w którym Corrie natychmiast rozpoznała swojego ortopedę zajmującego się jej kontuzją, doktora Luisa Galvana.
– Dzień dobry – przywitał się, pochwytując spojrzenie Corrie, a potem skinął uprzejmie Tomasowi.
– Dzień dobry, doktorze.
Luis przesunął po jej ciele uważnym spojrzeniem, a kiedy zatrzymał je na prawym kolanie, które najwyraźniej wracało do sprawności, uśmiechnął się do Corrine szeroko, jakby bez pomocy słów chciał jej przekazać, że cieszy go jej powrót do zdrowia.
Tomas zmierzył bruneta uważnym spojrzeniem i pokręcił głową z niedowierzaniem. Byłby idiotą, nawinie wierząc, że inni faceci nie będą oglądać się za Corrine albo, że ona sama złożyła jakieś śluby czystości i stroni od mężczyzn, ale wybitnie nie spodobało mu się to, w jaki sposób akurat ten mężczyzna się jej przyglądał. Nie miał jednak żadnego prawa by w to ingerować.
– Tatusiu, wiesz, że Tomas chce się uczyć baletu? – zaszczebiotała Clara, powodując, że mężczyzna natychmiast przeniósł spojrzenie na Tomasa.
– Luis Galvan – przedstawił się, wyciągając dłoń i uśmiechając się przyjaźnie, ale to tylko dodatkowo wzmogło niepokój Tomasa.
– Tomas Lozano – odparł sucho, ściskając dłoń mężczyzny nieco bardziej niż to było konieczne i przez chwilę siłując się z nim na spojrzenia.
– Chodźmy, bo spóźnimy się na obiad do babci – odezwał się w końcu Luis, przerywając nieznośną ciszę i wyciągając dłoń do Clary. Dziewczynka jeszcze raz spojrzała na Lozano, mrużąc przy tym podejrzliwie oczka, a w końcu sapnęła cicho i podeszła do ojca. Corrie pożegnała ich uśmiechem, a gdy opuścili salę, usiadła pod ścianą obok Tomasa.
– To jak? – zagadnęła, ściągając na siebie jego spojrzenie. – Chcesz się uczyć baletu? Clara ci nie odpuści, jeśli jeszcze raz cię tu zobaczy – zaśmiała się, zakładając pasmo włosów za ucho i opierając przedramiona o zgięte kolana.
– Z całym szacunkiem, ale nie uśmiecha mi się fikać tutaj w pointach i rajstopach – odparł rozbawiony.
Corrie uśmiechnęła się do niego i zupełnie bezwiednie przygryzła dolną wargę, gdy przyszpilił ją w miejscu błyszczącym spojrzeniem, a jego wzrok przesunął się na jej usta.
– Brakowało ci tego, co? – zagadnęła po chwili, by przerwać nieznośną ciszę, wzrokiem wskazując na aparat, który Tomas trzymał w dłoniach, gładząc go opuszkami palców z jakąś niespotykaną czułością i delikatnością.
– Dokładnie taki sam dostałem lata temu od matki – westchnął z rozrzewnieniem. – To jest jak narkotyk, Corrie. Gdy raz uda ci się uchwycić jakąś ulotną chwilę, spojrzenie czy kroplę rosy na źdźble trawy, migoczącą w promieniach wschodzącego słońca, chcesz zrobić to znów i to tak, by efekt był po stokroć lepszy niż poprzednio. Mam nadzieję, że nie wyszedłem z wprawy i choć część zdjęć się do czegoś nada, o ile ten staruszek jest jeszcze wystarczająco sprawny. Zostało jeszcze klika klatek – dodał, spoglądając na Corrie i uśmiechając się tajemniczo.
– O nie – zaprotestowała. – Sam mówiłeś, że najlepsze są zawsze zdjęcia zrobione, kiedy obiekt nie wie, że jest fotografowany – przypomniała, odważnie wytrzymując jego spojrzenie.
Tomas uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Był pewien, że zdjęcia Corrie całkowicie zatraconej w tańcu, zrobione w taki właśnie sposób, byłyby najpiękniejszymi, jakie kiedykolwiek udało mu się zrobić.
– Myślisz, że twoja ciotka pozwoli mi go zatrzymać? – spytał.
– Skoro do tej pory leżał bezużytecznie, zupełnie zapomniany i kurzył się na poddaszu, a teraz może trafić w ręce kogoś, kto zrobi z niego właściwy użytek, to na pewno nie będzie miała nic przeciwko.
Tomas odetchnął z ulgą i powoli podniósł się z podłogi. Wyciągnął dłoń, by pomóc wstać Corrie, a gdy niemal wpadła w jego szerokie ramiona, wciągnął w nozdrza jej zapach. Niechętnie odsunął się od niej i zajrzał jej w oczy.
– Masz ochotę rzucić okiem na Harleya i Rolls Royce'a? – zapytał, szczerząc się przy tym jak dziecko, które wie, że pod choinką znajdzie wymarzony prezent.
– Jeszcze pytasz? Pewnie – ucieszyła się.
– A co z castingiem? – spytał, przesuwając dłonią po karku. – To nie miało być dzisiaj?
– Miało, ale rano dostałam telefon, że odbędzie się w innym terminie i jak widać nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Daj mi dziesięć minut i widzimy się na dole – powiedziała i nie czekając na odpowiedź Tomasa, szybko zebrała swoje rzeczy i ruszyła do szatni.
Tomas odprowadził ją spojrzeniem, uśmiechając się pod nosem. Przesunął dłonią po twarzy i westchnął ciężko, kierując się w stronę pomieszczenia gospodarczego, w którym trzymał swoje rzeczy. Schował aparat na górną półkę starej szafy, a potem rozejrzał się dookoła, dochodząc do wniosku, że pomieszczenie jest na tyle duże, że z powodzeniem zorganizuje tu ciemnię, bo nie mógł odmówić sobie przyjemności własnoręcznego wywoływania zrobionych tego dnia zdjęć. Sięgnął po swoją szarą bluzę z kapturem, którą zostawił tu rankiem i niewielką sportową torbę, po czym wyszedł z pomieszczenia, zamykając je na klucz. Odruchowo spojrzał przez ramię za siebie, w głąb holu, a kiedy na horyzoncie pojawiła się Corrie, zasunął bluzę do połowy i poprawił torbę na ramieniu.
– Idziemy? – spytała, zrównując się z nim i wyciągając długie włosy spod bluzy, ściągnęła je na jedno ramię.
– Panie przodem – powiedział, chwytając za pasek jej torby, którą miała przewieszoną przez ramię i uśmiechając się przy tym szarmancko.
– Nie jestem kaleką, mogę swoje rzeczy nosić sama – zaoponowała. – A poza tym… czy ty wypróbowujesz właśnie na mnie swoje samcze sztuczki? – spytała, stając przed nim i odważnie spoglądając mu w oczy, skrzyżowała dłonie na piersiach, przekrzywiając lekko głowę w bok.
Tomas parsknął wesołym śmiechem i przez chwilę bez słowa mierzył ją gorącym spojrzeniem od stóp po czubek głowy, jakby chciał w ten sposób sprawdzić czy jego samcze sztuczki faktycznie na nią działają.
– To chyba nie jest zabronione – odezwał się w końcu głębokim, schrypniętym głosem, a Corrie odruchowo zwilżyła spierzchnięte wargi językiem.
– Nie działa to na mnie – odparła, wbijając szczupły palec w jego twardy tors. – Ani trochę.
– Skoro tak twierdzisz – zaśmiał się, wsuwając dłonie w kieszenie bluzy i wzruszając ramionami, uśmiechnął się niewinnie i jak gdyby nigdy nic wyminął ją i ruszył przodem.
Corrie pokręciła głową z niedowierzaniem i szybko się z nim zrównała, a kilkanaście minut później byli już przed warsztatem Angela. Leone na ich widok wyszczerzył się jak głupek, a gdy wymienili uprzejmości i Corrie wyprzedziła ich o kilka kroków, dyskretnie szturchnął Tomasa łokciem pod żebra, a potem spojrzał mu w oczy, jakby chciał mu przekazać jakiś niemy komunikat zarezerwowany wyłącznie dla niego.
Tomas uśmiechnął się tylko pod nosem i spojrzał na Corrie, która przystanęła właśnie przy jednym ze sportowych aut ustawionych na placu, z zaciekawieniem zaglądając do środka przed boczną szybę od strony kierowcy.
– Kręci cię – powiedział cicho Angel z pełnym przekonaniem, ściągając na siebie błyszczące spojrzenie Tomasa.
– To kuzynka mojego kumpla – odparł Lozano, jakby to miało wszystko tłumaczyć.
– I co w związku z tym? – zagadnął Leone, krzyżując ramiona na szerokiej piersi. – No powiedz to w końcu – ponaglił rozbawiony, trącając ramieniem w ramię Tomasa, który westchnął ciężko, wracając spojrzeniem do Corrie.
– Jest ładna – powiedział w końcu.
– I?
– I jest kuzynką mojego kumpla – mruknął Tomas, odważnie spoglądając w ciemne tęczówki Agnela, który tylko pokręcił głową z niedowierzaniem na te słowa.
– Domyślam się, że chcecie rzucić okiem na Harleya i Rolls Royce’a – powiedział na tyle głośno, by i Corrie go usłyszała, a kiedy spojrzała na niego kiwnął głową, dając im znać, by poszli za nim.
Gdy znaleźli się na tyłach warsztatu i Angel ściągnął plandekę z [link widoczny dla zalogowanych], Corrie zaparło dech w piersi. Otworzyła szeroko oczy i przygryzła policzek od wewnątrz.
– To prawdziwa bestia – wyszeptała.
– I jaką ma moc – zaśmiał się Tomas, podchodząc do maszyny i przesuwając opuszkami palców po siedzisku, przyglądał się jej z niemniejszą fascynacją niż kiedy był tu za pierwszym razem.
– Możecie zrobić sobie jazdę próbną, jeśli macie ochotę – zasugerował Angel, uśmiechając się łobuzersko i mrugając porozumiewawczo w stronę Tomasa, który łypnął na niego gniewnie.
– Mowy nie ma – zaprotestowała Corrie. – Nie wsiądę na to – oświadczyła stanowczo.
– Mówiłaś, że lubisz motory – przypomniał Tomas z jawnym rozbawieniem w głosie, ściągając na siebie jej nachmurzone spojrzenie.
– I że nie jestem nieustraszona.
Tomas przyjrzał się jej podejrzliwie spod przymrużonych powiek, a widząc jej nieugiętą minę, westchnął ciężko.
– Jak masz zamiar przekonać Lily, żeby na to wsiadła, skoro sama się boisz? – zapytał łagodnie, gdy udało mu się znowu pochwycić jej spojrzenie. Corrie przymknęła powieki i zrobiła głęboki wdech, nerwowo pocierając palcami czoło.
– Zastanawiam się czy w ogóle chcę ją do tego przekonywać – jęknęła, uśmiechając się niewyraźnie.
– Chodź – powiedział cicho Tomas, zupełnie spontanicznie chwytając ją za rękę. Corrie spojrzała na ich splecione dłonie, a potem w jego łobuzersko błyszczące tęczówki. – Ani ja, ani Raul nie będziemy mieć na sobie niewygodnej sukni, więc dla dobra Lily, ty musisz ocenić, czy w ogóle opcja z Harleyem wchodzi w grę.
– W co ja się wpakowałam? – jęknęła, wciąż stojąc w miejscu, jakby wrosła w ziemię.
– Nie bój się, zrobimy tylko małą rundkę po placu – powiedział Tomas, pociągając ją lekko w swoją stronę.
Corrie pokręciła głową z rezygnacją, a w końcu zrobiła krok w jego stronę i pozwoliła poprowadzić się do Harleya. Gdy Tomas sprawnie przełożył nogę przez siedzisko i podciągnął lekko nogawki jeansów, a potem usadowił się wygodnie, zupełnie bezwiednie zwilżyła wargi językiem, nie mogąc oderwać od niego oczu, bo chyba tylko na jakiejś niedowidzącej kobiecie widok wysportowanego, przystojnego faceta, dosiadającego takiej bestii, nie zrobiłby wrażenia. Tomas Lozano w połączeniu z Harleyem Davidsonem, to była niebezpieczna mieszanka, która z całą pewnością nie była przeznaczona dla grzecznych dziewczynek. Westchnęła cicho, ganiąc się w duchu za wszystkie niestosowne myśli, jakie teraz przemykały przez jej głowę z prędkością światła i spojrzała na jego przystojną twarz, akurat w momencie kiedy i on podniósł wzrok z deski rozdzielczej, zerkając w jej stronę. Przyszpilona gorącym spojrzeniem i przyłapana na jawnym gapieniu się, poczuła, że na jej policzki wypełzają rumieńce. Opuściła więc na moment głowę i założyła pasmo włosów za ucho.
– Chodź – zachęcił Lozano, ponownie wyciągając rękę w jej stronę i uśmiechając się łobuzersko. Corrie nabrała powietrza w płuca i chwyciła jego dłoń, ostrożnie usadawiając się tuż za nim. – I jak? – zapytał, układając dłonie na manetkach i starając się wyłowić jej spojrzenie w bocznym lusterku.
– Jeszcze nie wiem – odparła, starając się nie myśleć o tym, że jest zdecydowanie za blisko Tomasa, którego najwyraźniej bawiła cała ta sytuacja.
– Trzymaj się – uprzedził i uruchomił silnik. Gdy Harley zamruczał charakterystycznie, Corrie odruchowo ciaśniej przylgnęła do Tomasa i kurczowo zacisnęła palce na jego bluzie na brzuchu, jakby od tego zależało to czy utrzyma się w siedzisku, choć nie zdążyli jeszcze nawet ruszyć z miejsca. Od wypadku długo broniła się przed wsiadaniem za kółko, a później, kiedy w końcu udało jej się przemóc, jak ognia unikała wszelkich pojazdów, które nie otaczały jej z każdej strony kupą żelastwa, a Harley zdecydowanie zaliczał się do takich właśnie środków transportu i bynajmniej nie czuła się na nim ani odrobinę swobodnie czy bezpiecznie.
– Zaczyna mi się podobać perspektywa dzielenia z tobą jednego siedziska – odezwał się Tomas głębokim, schrypniętym głosem, w którym wyraźnie dało się wyczuć uśmiech, skutecznie wyrywając ją tym samym z odrętwienia. – Może my, jako świadkowie też powinniśmy pojechać na Harleyu, hm? – spytał, zerkając na nią przez ramię.
– Bardzo śmieszne – nachmurzyła się i unikając patrzenia na niego, przygryzła policzek od wewnątrz, nadal kurczowo ściskając materiał bluzy Tomasa, na wypadek gdyby jednak przyszło mu do głowy wystartować bez ostrzeżenia, choć w głębi duszy wiedziała, że nie zrobiłby czegoś takiego.
– Corrie … – mruknął łagodnie, przesuwając się odrobinę tak by lepiej ją widzieć. – Nic się nie stanie. Obiecuję – zapewnił poważnym tonem, uparcie wpatrując się w jej błyszczące niepewnie oczy, jakby siłą samego spojrzenia chciał ją zapewnić, że może mu zaufać. – Rozluźnij się odrobinę – poprosił, uśmiechając się zachęcająco, a kiedy Corrine odetchnęła głęboko i pokiwała głową na zgodę, uśmiechnął się szerzej i wygodniej usadowił na siedzisku, po chwili pochwytując jej spojrzenie w bocznym lusterku. – W porządku?
– Tak. Ale mogę cię jednak trochę zmacać? – spytała, siląc się na swobodny ton i uśmiechnęła się lekko, choć w jej ciemnych tęczówkach wciąż czaił się cień jakiegoś strachu.
– Możesz mnie macać, gdzie tylko chcesz i jak długo chcesz – zgodził się Tomas ze śmiechem, chcąc skierować jej myśli na inne tory.
– Nie wiem czy sam wiesz, co mi proponujesz – zaśmiała się Corrie, uśmiechając się do niego psotnie, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się na moment w bocznym lusterku.
– Myślę, że doskonale zdaję sobie z tego sprawę – odparł głębokim, schrypniętym półgłosem, który zmysłowym pomrukiem wlał się w jej ucho, w mgnieniu oka przyprawiając ją o gęsią skórkę i szybsze bicie serca.
Uśmiechnął się raz jeszcze, ukazując seksowny dołeczek w prawym policzku, a kiedy wzrok Corrie natychmiast uciekł w tamtą stronę, mrugnął do niej zawadiacko, a potem przekręcił manetkę z gazem i puszczając sprzęgło, powoli ruszył przed siebie. Nie musiał jednak wcale długo czekać na to by Corrie się rozluźniła, szybko skupiając całą swoją uwagę na przyjemnie mruczącej pod nią maszynie, a fakt, że przy okazji przylgnęła ochoczo do jego pleców, jakby to właśnie dzięki jego bliskości czuła się bezpieczniej, mile połechtał jego ego. Uśmiechnął się w duchu i gdy robili już trzecie okrążenie wokół placu, instynktownie spojrzał w boczne lusterko,dostrzegając wyraźnie jak jej brązowe tęczówki błyszczą niczym światełka na bożonarodzeniowej choince, a usta unoszą się w lekkim, zupełnie spontanicznym uśmiechu.
W końcu zaparkował Harleya na miejscu, z którego wystartowali, a potem wyłączył silnik i zerknął na Corrie przez ramię spod wysoko uniesionej brwi, z pełnym zadowolenia szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Corrie parsknęła śmiechem i żartobliwie klepiąc go w ramię, bez słowa pokręciła tylko głową z dezaprobatą.
– A gdzie nasza alternatywa? – spytała, zsiadając z Harleya.
– Tam – odparł Tomas, wzrokiem wskazując na stojące pod płotem auto, ukryte pod plandeką. – O ile Angel nie przestawił go gdzieś.
– Długo go znasz? – zagadnęła Corrie, ruszając za Tomasem w stronę auta.
– Krócej niż Raula, ale wiem, że można mu zaufać.
– Ile będzie nas kosztował ten interes?
– Mówiłem ci, Angel jest mi winien przysługę. Dogadamy się jakoś – powiedział Tomas, ściągając plandekę z samochodu po czym otworzył przed Corrie tylne drzwi, gestem zapraszając do środka. – Zapraszam, panienko – dodał, uśmiechając się czarująco i skłaniając lekko.
Corrie pokręciła głową rozbawiona i wpakowała się do samochodu, a gdy Tomas usiadł za kierownicą, pochyliła się w jego stronę, opierając się przedramionami o przedni fotel.
– To na pewno zdecydowanie wygodniejsza wersja niż Harley – powiedziała cicho tuż przy uchu Tomasa, skupiając wzrok na jakimś punkcie za przednią szybą.
– No tak, zapomniałem, że lubisz ciasne i niewygodne wnętrza – odparł rozbawiony, zerkając na nią z ukosa, a jego spojrzenie mimowolnie zsunęło się na jej usta.
– Prosisz się o lanie, wiesz? A to wnętrze wcale nie jest ciasne i niewygodne.
Tomas zerknął we wsteczne lusterko, a gdy udało mu się pochwycić w nim spojrzenie Corrie, uśmiechnął się w ten charakterystyczny sposób, ukazując jej oczom urocze wgłębienie w policzku.
– Dla jednej i w dodatku tak drobnej istoty jak ty, z pewnością nie jest. Ale zaraz mogę się tam przysiąść. Gwarantuję, że zrobi się ciasno, chociaż może niekoniecznie od razu niewygodnie – stwierdził z rozbawieniem i wspierając łokieć o drzwi, przesunął palcem wskazującym wzdłuż dolnej wargi, ani na moment nie odrywając wzrokuod jej odbicia we wstecznym lusterku.
– Nie ma takiej potrzeby, wierzę ci na słowo – zaoponowała ze śmiechem, unosząc ręce w geście poddania.
– Nie masz ochoty przeżyć romantycznych uniesień na tylnym siedzeniu zabytkowego samochodu? Sądziłem, że kobiety marzą o scenach rodem z "Titanica" – zaśmiał się, siadając w swoim fotelu bokiem i spoglądając wprost w jej śliczną twarz, przyszpilił ją gorącym spojrzeniem.
Corrie uniosła znacząco ciemną brew, po czym oparła łokieć o przednie siedzenie i wspierając brodę na dłoni, celowo przygryzła płytkę paznokcia, odważnie wytrzymując przy tym palące spojrzenie Tomasa.
– Ja wolę sceny rodem z Dirty Dancing – odparła śmiertelnie poważnym tonem, choć jej oczy całe się śmiały.
– No tak – westchnął Tomas. – W "Titanicu" facet idzie na dno, bo samolubna baba nie podzieliła się z nim drzwiami. Rzeczywiście marny koniec, a w "Dirty Dancing"... – zawiesił na chwilę głos, bo uświadomił sobie, że z tego filmu znał chyba, jak większość facetów, oprócz pojedynczych migawek tańczących par, jedynie finałową scenę tańca. – Rozumiem, że chodzi ci o możliwość ocierania się o siebie spoconych ciał w nieprzyzwoity sposób pod pretekstem tańca? – zagadnął odważnie, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta, cwanego uśmieszku.
– Między innymi o to – przytaknęła z lekkim uśmiechem. – Taniec to same emocje, tam się niczego nie udaje, bo nawet nie sposób udawać. I jak na moje skromne oko, to najlepsza gra wstępna o jakiej może tylko pomyśleć człowiek – dodała i mierząc Tomasa ciemnym spojrzeniem, w którym zatańczyły psotne chochliki, w końcu ponownie spojrzała mu w oczy, spod wachlarza długich, gęstych rzęs.
– Gra wstępna? – zagadnął Tomas i przez chwilę przyglądał się jej bez słowa, spod wysoko uniesionych brwi, a kąciki jego ust drgnęły w ledwie zauważalnym uśmiechu. Wszystko to zaczęło zmierzać w stronę, w którą nigdy nie powinno. Stąpali po kruchym lodzie, który lada moment mógł usunąć się im spod nóg, powodując, że zaliczą kąpiel w okrutnie lodowatej przerębli, a tego wolał uniknąć, bo wiedział, że to właśnie on skończy w ciemnej morskiej otchłani, jak bohater "Titanica". – Zapamiętam i wykorzystam – oświadczył, usadawiając się wygodnie w fotelu kierowcy i chwytając kierownicę w obie dłonie. – Zobaczymy jak się staruszek sprawuje. Dokąd panienka sobie życzy? – spytał, przekręcając kluczyk w stacyjce.
Corrie odchrząknęła cicho i wzruszając ramionami, odruchowo założyła pasmo włosów za ucho.
– Przed siebie – odparła swobodnym tonem i uśmiechnęła się lekko, gdy udało jej się na krótki moment pochwycić spojrzenie Tomasa we wstecznym lusterku, a potem przeniosła je na jakiś mało istotny punkt za przednią szybą. – Właśnie, póki pamiętam. Powinniśmy się jakoś umówić, żeby kupić dla ciebie ten nieszczęsny garnitur. Wiem, że trochę cię to przeraża, ale lepiej mieć to już za sobą, niż szukać czegoś na ostatnią chwilę – dodała rozbawiona, gdy Tomas westchnął ciężko i przewrócił oczami na te słowa. – Znajdziesz dla mnie czas pod koniec tygodnia? No chyba, że wolisz w przyszłym?
– Dla ciebie znajdę czas zawsze, o każdej porze dnia i nocy – odparł, zerkając kontrolnie w boczne lusterko. – Chociaż nie ukrywam, że chodzenie po sklepach, a do tego jeszcze wybieranie garnituru, to ostatnia rzecz o jakiej marzę, zwłaszcza po naszych dzisiejszych rozmowach – dodał, spoglądając we wsteczne lusterko i natychmiast pochwytując błyszczące spojrzenie Corrine. Uśmiechnął się lekko, z premedytacją dyskretnie zwilżając dolną wargę językiem. – Słyszysz? – zagadnął, zmieniając temat. – Silnik jakby trochę rzęzi. I sprzęgło ciężko wchodzi. Dam znać Angelowi.
Corrie zaśmiała się cicho pod nosem i zerkając w boczną szybę, pokręciła głową z niedowierzaniem. Czasami naprawdę nie rozumiała na jakich zasadach działa ten flirt między nimi, o ile to w ogóle było to, a nie tylko jej wyobraźnia, która w perfidny sposób postanowiła spłatać jej figla, śmiejąc jej się prosto w twarz. Za każdym razem gdy spotykali się z Tomasem, on w świadomy sposób jawnie ją uwodził, po to by za chwilę nagle się wycofać, a potem zacząć wszystko od nowa i jak ona miała nie dostać kręćka?
Nie wiedziała co to za gra, ani do czego ona zmierza, ale nigdy nie powinna była dać się w nią wciągnąć, niezależnie od tego jak bardzo Tomas na nią działał. Nie była typem panny na jedną noc, a już tym bardziej kumpeli z bonusem i nie zamierzała tego zmieniać, a to był wystarczający argument przemawiający za tym by jej relacje z Tomasem nie wychodziły poza kumpelsko–sąsiedzkie.
– Chyba wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że jednak trzeba zostać przy Harleyu. Nawet Royce się nam jawnie buntuje – stwierdziła z rozbawieniem i ponownie wspierając łokieć o przednie siedzenie, podparła głowę na dłoni i wplatając smukłe palce w gęste włosy, opuszkiem palca wskazującego drugiej dłoni zaczęła kreślić jakieś wyimaginowane wzory na tapicerce. – A odnośnie garnituru… Może pocieszy cię fakt, że sama nie przepadam za spędzaniem kilku godzin w centrum handlowym, zwyczajnie szkoda mi na to czasu. Lily zawsze mi powtarza, że dostałam w genach do tego jakiś talent, bo robię zakupy w ekspresowym tempie i za każdym razem trafiam idealnie. Może i przy twoim garniturze pójdzie szybko i bezboleśnie – powiedziała z lekkim uśmiechem i zerknęła na przystojny profil Tomasa.
– Może mimo wszystko, na wszelki wypadek nie rezygnujemy jeszcze definitywnie z tego cudu techniki, co? – zapytał swobodnie, zatrzymując samochód i spoglądając na Corrie. Z coraz większym trudem przychodziło mu to, by w ogóle oderwać od niej wzrok i nie myśleć o niej i o tym jak przyjemne mogłoby być obcowanie z takim ciałem. Zganił się w duchu za wszystkie nieprzyzwoite myśli, jakie coraz częściej zaczynały krążyć mu po głowie, bo wiedział, że igra z ogniem i że to nie ma prawa się udać. Wyglądało na to, że Corrie w pełni świadomie podjęła wyzwanie, jakie jej rzucił, a on nie zwykł przecież poddawać się bez walki. – Angel na pewno będzie w stanie usunąć te usterki, a sama mówiłaś, że dobrze jest mieć plan B – powiedział po chwili, zwracając się przodem do niej i ani na moment nie odrywając gorącego spojrzenia od jej ślicznej twarzy. – A w kwestii zakupów... – urwał, uśmiechnął się lekko i wyciągnął dłoń, sięgając po pasmo jej włosów, które jak gdyby nigdy nic przesunął między swoimi palcami, całkowicie skupiając na nich wzrok. – Ładnemu we wszystkim ładnie – dodał ściszonym głosem, jakby zdradzał jej jakiś sekret. – A skoro masz do tego taki talent i wyczucie, to może obejdzie się bez mojego udziału? – zagadnął rozbawiony, wracając spojrzeniem do jej oczu.
– I jak ty to sobie wyobrażasz? Mam przymierzyć garnitur za ciebie? – spytała rozbawiona i uśmiechając się lekko, spod wysoko uniesionej brwi, spojrzała mu w oczy łagodnymi, brązowymi tęczówkami. – Nie licz na to, Tomas. Zakupy cię nie ominą i żadne komplementy nie sprawią, że zmienię zdanie. Może faktycznie dostałam w genach jakiś ukryty talent, ale nawet ja nie potrafię dobierać ubrań dla powietrza. Nie mam zamiaru kupować niczego w ciemno – powiedziała stanowczym tonem, uparcie świdrując Tomasa błyszczącym wzrokiem spod przymrużonych powiek, jakby chwilę się nad czymś zastanawiała. – Może jakoś przeżyjesz popołudnie w moim strasznym towarzystwie – dodała z bladym uśmiechem i wsuwając pasmo włosów za ucho, przeniosła spojrzenie na boczną szybę. – A z tego cudu techniki nie zamierzam rezygnować – dodała swobodnym tonem i uśmiechając się lekko, czule poklepała tapicerkę przedniego siedzenia, o które wciąż była oparta.
– Miałem nadzieję, że kupisz coś na oko, ale widzę, że nie dasz za wygraną – zaśmiał się. – Tylko ja nie wiem czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co oznaczają zakupy z Tomasem Lozano, hm? Ja jakoś przetrwam w twoim strasznym towarzystwie – dodał, małpując ton jej głosu – ale martwię się jak ty to wytrzymasz. Nie jestem łatwym klientem – uprzedził uczciwie, siląc się na powagę. – A ten cud techniki, czyżby miał szansę na to, by kiedyś to ciebie wieźć przed oblicze stwórcy, w białej sukni u boku jakiegoś lovelasa, który zatrzęsie twoim światem na tyle, że zupełnie stracisz dla niego głowę i zdecydujesz się powiedzieć magiczne "tak"? – spytał odważnie spoglądając jej w oczy.
Corrine uśmiechnęła się lekko i skupiając wzrok na swoim palcu, którym leniwie kreśliła kółka na oparciu przedniego siedzenia, milczała przez moment jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
– Może cię to zdziwi, ale nie marzę o wystawnym weselu, wypasionej białej sukni i o całej tej otoczce związanej ze ślubem. Jeśli już trafi się taki facet, który zatrzęsie moim światem i z którym zapragnę spędzić resztę życia, to przysięgnę mu miłość przed bogiem, bez widowni jak w cyrku – powiedziała poważnie, po czym powoli uniosła wzrok i spojrzała Tomasowi prosto w oczy. – I nie potrzebna mi do tego biała suknia i kilka miesięcy przygotowań, po to tylko by zorganizować darmową imprezę dla znajomych. Nie to będzie najważniejsze, a brak wesela nie oznacza, że moje uczucia stracą na sile – przyznała cicho, po czym umknęła wzrokiem i odruchowo zwilżyła wargi językiem. – A z tobą, jako klientem jakoś sobie poradzę – dodała ze śmiechem, wyraźnie się rozpromieniając. – Nikt nie jest gorszym towarzyszem przy zakupach jak Lily, więc dam radę.
– Bo jeszcze nie wiesz jak to jest ze mną – skwitował, krótko, uśmiechając się szatańsko. – I wcale mnie nie dziwi twoje podejście, bo jeśli kiedyś dosięgnie mnie jakaś zbłąkana strzała Amora, to zrobię wszystko by uniknąć całej tej pompy. I nie tylko dlatego, że nie znoszę garniturów – dodał rozbawiony. Na każdym kroku przekonywał się coraz dobitniej, jak bardzo wyjątkową dziewczyną jest Corrine i coraz poważniej zaczynał zastanawiać się czy nie powinien tej znajomości od razu sprowadzić do relacji czysto kumpelskich, nim oboje w swoich gierkach i podchodach posuną się o krok za daleko. Uśmiechnął się rozbrajająco gdy kolejny raz udało mu się pochwycić jej błyszczące spojrzenie po czym niechętnie sięgnął do klamki i wysiadł z auta. – To kiedy idziemy na te nieszczęsne zakupy? – zapytał, otwierając drzwi Corrie, a gdy wysiadła, oparł się o nie przedramionami i wyszczerzył jak dziecko, które właśnie coś spsociło. – Tylko nie chcę potem słyszeć, że cię nie uprzedzałem, że to zły pomysł – dodał, wycelowując w nią palcem wskazującym dłoni, na której opierał brodę.
Corrine przekrzywiła głowę na ramię i omiatając przystojną twarz Tomasa bystrym spojrzeniem, uśmiechnęła się lekko.
– Nie zniechęcisz mnie i obiecuję, że nie będę narzekać – powiedziała z rozbawieniem, unosząc dwa palce na potwierdzenie złożonej przysięgi, a potem odsunęła się odrobinę by Tomas mógł zatrzasnąć za nią drzwi Royce’a. – A kiedy to już zależy od ciebie. Wstępnie myślałam o piątku, bo wtedy Raul z Lily i ciocią Jackie muszą pojechać ustalić menu na wesele, więc z całą pewnością cotygodniowa posiadówka nam odpadnie, a w sobotę pakować się do centrum handlowego to jak dobrowolnie wchodzić w paszczę lwa – zaśmiała się, odruchowo ściągają długie włosy na lewe ramię. – Odpowiada ci piątek po pracy, czy wolisz inny termin? – zagadnęła swobodnie i spoglądając Tomasowi w oczy, wsunęła dłonie do kieszeni bluzy.
– Wygląda na to, że czeka nas niezmiernie fascynujące piątkowe popołudnie – zaśmiał się. – Oby tym razem twój talent nie zawiódł.
– I jak? – wtrącił Angel, który nagle wyrósł obok nich jak spod ziemi, a o którego obecności oboje zdążyli zapomnieć. Tomas rzucił mu kluczyki i pokręcił głową z niezadowoleniem, posyłając mu nachmurzone spojrzenie. – No co? – zapytał Leone, rozkładając szeroko ramiona. – Coś nie gra?
– Stary, ta kupa złomu o mało się nie rozleciała – mruknął Tomas, wzrokiem wskazując na Rolls Royce'a. – Silnik rzęzi jakby za chwilę miał całkiem zdechnąć, o sprzęgle już nie mówię.
Leone zmarszczył czoło i przesunął dłonią po głowie, zatrzymując ją na chwilę na karku. Uśmiechnął się niewyraźnie i obrzucił fachowym spojrzeniem zabytkowe auto. Po chwili westchnął cicho i spojrzał w oczy Tomasowi, który nie potrafił już dłużej ukryć rozbawienia i parsknął cichym śmiechem na widok konsternacji malującej się na twarzy Angela.
– Z takim cacuszkiem trzeba czule, delikatnie, jak z kobietą – odparł rozbawiony Leone, zaczepnie trącając go na wpół zaciśniętą pięścią w ramię. – Widzę, że wciąż brak ci wyczucia w tych sprawach.
– Odezwał się mistrz delikatności – żachnął się Tomas, zgrywając obrażonego.
Angel bez ceregieli pokazał mu środkowy palec i zwrócił się do roześmianej Corrie.
– A tobie jak się podobała jazda próbna?
– Byłoby całkiem w porządku, gdyby nie ten rażący brak wyczucia pana kierowcy – odparła siląc się na śmiertelnie poważny ton, ale gdy spojrzała na Tomasa, który wpatrywał się w nią pytająco spod wysoko uniesionej brwi, nie mogła dłużejpowstrzymać rozbawienia. Uśmiechnęła się szeroko i mrugnęła do niego przyjaźnie, po czym wróciła wzrokiem do Angela. – A tak serio, to było nieźle, choć cieszę się, że to nie ja ostatecznie będę musiała wsiąść na tą dwukołową bestię. Nie wiem tylko, na co się finalnie zdecydujemy, bo nie ukrywam, że wolelibyśmy mieć plan B, zwłaszcza przy organizowaniu najważniejszego dnia przyszłych państwa młodych… – urwała i ukradkiem spojrzała Tomasowi w oczy, jakby instynktownie szukała u niego jakiegoś niemego potwierdzenia dla swoich słów, a potem ponownie zwróciła się do Leone: – Mam nadzieję, że nie masz innych chętnych na te cuda i nie będzie to problem, jeśli trochę się wstrzymamy z decyzją?
– Słyszałeś, kolego? R.a.ż.ą.c.y. brak wyczucia i mówi to kobieta – naigrywał się Leone. – Chyba nad tym powinniśmy popracować, a nie nad silnikiem i sprzęgłem – powiedział, a gdy Tomas przewrócił oczami i machnął ręką z rezygnacją, jakby nie rozumiał o czym mówi jego kumpel, Angel zwrócił się do Corrie: – Oba cacka są do waszej dyspozycji. Wbrew pozorom znalezienie chętnego na takie eksponaty nie jest takie proste, a nawet gdyby jakiś się znalazł, to przetrzymam go trochę. Może uda mi się nieco podbić cenę, jak naściemniam trochę, że mam innego chętnego na zakup. I sprawdzę ten silnik i sprzęgło – dodał, wycelowując w Tomasa palcem wskazującym, nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. – I zapewniam, że wszystko będzie chodzić jak w zegarku. Tomas na mnie namiary – zwrócił się ponownie do Corrie. – Dzwońcie w razie czego, albo gdybyś jednak chciała zaprzyjaźnić się bliżej z tą bestią, i a przy okazji z facetem o wiele większym wyczuciu – powiedział rozbawiony, wskazując kciukami obu dłoni na siebie i dumnie wypinając przy tym szeroką pierś do przodu, a potem kiwnął głową w stronę Tomasa i dokończył: – Niż to chuchro tutaj.
– Ej, stary, nie zapędzaj się tak – upomniał Tomas, siląc się na poważny ton, ale jego oczy całe się śmiały. Nonszalancko objął Corrie ramieniem, jakby chciał w ten sposób zaznaczyć swoją własność i wsunąwszy wolną dłoń w kieszeń jeansów, zmrużył groźnie powieki.
– Dzięki za propozycję, ale chyba jednak pozostanę wierna mojemu ukochanemu autku – powiedziała ze śmiechem, kiwając głową w stronę zaparkowanego przed warsztatem wozu. – Moje zamiłowanie do wszelkiego rodzaju jednośladów zaczyna się i kończy na podziwianiu tych, którzy nie boją się ich dosiadać i jeszcze dobrze na nich wyglądają – dodała i odruchowo przygryzając policzek od wewnątrz, żartobliwie poklepała Tomasa w tors, a potem zadarła odrobinę głowę i spojrzała na niego z rozbawieniem, zwinnie wyswobadzając się z jego objęć. – A w to, że wszystko będzie chodzić jak w zegarku nie wątpiłam ani przez chwilę, mistrzu – powiedziała, zwracając się bezpośrednio do Angela i uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. – To co, zbieramy się? – zagadnęła, wracając wzrokiem do Tomasa, który kiwnął jej tylko głową na zgodę.
– Nie wiesz co tracisz, mała – powiedział Leone, uśmiechając się szeroko. – Ale może kiedyś komuś uda się przekonać ciebie, że jednoślady wcale nie są takie złe – dodał, przenosząc wzrok na Tomasa. – Jesteśmy w kontakcie.
– Jasne – przytaknął Lozano, a gdy Angel mrugnął do niego porozumiewawczo, pokręcił tylko lekko głową.
– Miło było cię poznać – powiedział jeszcze Leone, zwracając się do Corrie i zaraz wycofał się w stronę swojego warsztatu.
Tomas wsunął dłonie w tylne kieszenie jeansów i odprowadził kumpla spojrzeniem, a potem przeniósł błyszczące spojrzenie na Corrie.
– Zastanawiam się... – zaczął, gdy uniosła pytająco brew. – Czy dobrze wyglądałem dosiadając Harleya?
Corrie skrzyżowała przedramiona na piersiach i celowo odwlekając w czasie odpowiedź, przez chwilę siłowała się z Tomasem na spojrzenia, a nie mogąc dłużej powstrzymać rozbawienia, w końcu uśmiechnęła się szeroko i pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Owszem – przytaknęła odważnie, czując, że nie ma sensu owijać w bawełnę. – Nawet bardzo dobrze – przyznała całkowicie szczerze, odruchowo przesuwając po jego wysportowanej sylwetce ciemnym spojrzeniem, a kiedy wróciła do wpatrujących się w nią błyszczących tęczówek, dyskretnie zagryzła dolną wargę i powoli zaczęła wycofywać się w kierunku swojego auta. – I dotyczy to nie tylko Harleya.
Tomas uśmiechnął się na te słowa, ukazując oczom Corrie swój koronny atut w postaci dołeczka w policzku i zmierzył ją gorącym spojrzeniem, a gdy odwróciła się tyłem do niego, wypuścił powietrze z ust i pokręcił głową, pocierając czoło placami i zastanawiając się jaki to wszystko będzie miało finał. Corrie była absolutnie wyjątkową dziewczyną, która zaskakiwała go na każdym kroku i przyciągała do siebie jak magnes. Jednak jej wyjątkowość i jego przeszłość, to były argumenty bezlitośnie przemawiające za tym, by jednak trzymać się na dystans, choć z dnia na dzień, z każdą minutą spędzoną w jej towarzystwie, stawało się to coraz trudniejsze, a lada moment mogło się stać po prostu niewykonalne.
Westchnął cicho i otworzył tylne drzwi samochodu Corrie.
– Wsiadaj. Jedziemy w tę samą stronę, podrzucę cię – zaproponowała, gdy wciągnął z auta swoją sportową torbę.
– Dzięki, ale idę jeszcze na siłownię.
Corrie oparła się plecami o swój samochód i skrzyżowała przedramiona piersi, obrzucając jego sylwetkę gorącym spojrzeniem, jakby oceniała na ile jest mu to w ogóle do czegokolwiek potrzebne.
– Masz ochotę mi potowarzyszyć? – zagadnął, wspierając przedramię o dach jej samochodu, tuż obok jej głowy.
Corrie podniosła wzrok i przełknęła nerwowo, czując, że jej serce zaczyna walić jak oszalałe, podczas gdy Tomas wyglądał na zupełnie wyluzowanego, jakby to, że stał tak blisko, ograniczając jej przestrzeń osobistą, nie robiło na nim najmniejszego wrażenia. W jego oczach widziała jednak wyraźnie, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak na nią działał i perfidnie to wykorzystywał.
– Chętnie, ale nie dzisiaj – powiedziała, sięgając do kieszeni spodni po kluczyki od samochodu. – Umówiłam się już z Lily, mamy jeszcze całe mnóstwo spraw do obgadania w związku z weselem.
– Gdybyście potrzebowały pomocy…
– Jasne – zaśmiała się Corrie, otwierając drzwi swojego samochodu. – Do zobaczenia…
Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 16:36:06 24-03-16, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:01:11 03-06-16 Temat postu: |
|
|
Przepraszam, że tak późno, ale z tego co widzę, chociaż spóźniona to i tak jestem pierwsza
Czyżby Tommy był zazdrosny o doktora? No proszę, widać, że Corrine coraz bardziej na niego oddziałuje. Zresztą, on też nie jest jej przecież obojętny
Ale pogrywa sobie chłopak - flirtuje, a potem jakby się wycofuje i znów zaczyna od początku. Nie dziwię się Corrie, że jest trochę zagubiona w tym wszystkim - mnie by to do szewskiej pasji doprowadziło
Wyobraziłam sobie Lily w sukni ślubnej na motorze i wcale jej nie zazdroszczę Ja to bym się martwiła czy mi czasem się welon o coś nie zaczepił, to całkiem niebezpieczna sprawa może być, no ale jak widać Harley jest bardziej prawdopodobną opcją, skoro Rolls Royce ledwo dycha.
Lubię te przekomarzanki słowne między Corrie i Tomasem, ale niech już oni lepiej przestaną tyle gadać i wezmą się za siebie, bo to że mają się ku sobie jest oczywiste
Ubolewam trochę nad brakiem Raula w odcinku, no mam nadzieję, że następny mi to zrekompensuje
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:42:18 03-06-16 Temat postu: |
|
|
Madziu, nic się przecież nie stało, a jak sama zauważyłaś mimo iż rozdział dodany kawał czasu temu i tak byłaś pierwsza Cieszymy się, że mimo wszystko jednak do nas zawitałaś i dziękujemy ślicznie za komentarz :***
Co do Twoich spostrzeżeń: Tomas faktycznie sobie pogrywa, ale to chyba bardziej wynik zagubienia, które wcale nie jest mniejsze jak u Corrie, niż działania z premedytacją
Kwestię ślubu, wesela i wszystkich niespodzianek z tym związanych przemilczę dla dobra sprawy, a jeśli chodzi o Raula... no cóż, niczego nie obiecujemy, zobaczymy co da się zrobić
Dzięki, Madziu raz jeszcze za to, że nadal z nami jesteś |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:19:40 03-06-16 Temat postu: |
|
|
No właśnie widzę, że tutaj pustki świecą
Po nim to można się wszystkiego spodziewam, ja bym się nie zdziwiła, gdyby on to specjalnie robił i podpuszczał Corrie, żeby wykonała pierwszy krok Ale skoro mówisz, że to zagubienie... wierzę Ci
Okay, w takim razie czekam |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|