|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:33:30 28-07-16 Temat postu: |
|
|
Ło, to faktycznie ale miałam nosa. Mam nadzieje, że jeszcze długo będziecie na forum tu tworzyć, bo niczego nie lubię czytać tak jak Waszych opowiadań
A ja jakoś Magdo nie zauważyłam tych początków pozostawiajacych wiele do życzenia |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:40:00 28-07-16 Temat postu: |
|
|
Teraz przynajmniej wiemy, że jest dla kogo
Ale ja zauważyłam ;P |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:57:43 28-07-16 Temat postu: |
|
|
Poza mną jest na pewno wiele więcej czytelników, może nawet ukrytych tak jak ja kiedyś
A początki zawsze są trudne, ale u Ciebie naprawdę od samego początku potencjał i zdolności były ogromne. A z czasem stały się doskonałe wręcz tak samo jak i u Agnieszki oczywiście, ale Ona ma chyba nieco mniejsze wątpliwości co do swego talentu |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:05:18 28-07-16 Temat postu: |
|
|
Monia, myślę że Madzia ma odmienne zdanie na temat moich wątpliwości |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:08:06 28-07-16 Temat postu: |
|
|
Monia, dziękuję, ale naprawdę daj już spokój z komplementowaniem, bo się w sobie zamknę i po co to komu?
Właśnie to samo chciałam napisać, Aguś, ale mnie ubiegłaś Zastanawiałam się przez chwilę, czy Monika to miała na myśli tą samą Agę co ja |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:14:17 28-07-16 Temat postu: |
|
|
Haha.. Wiedziałam że tego nie przemilczysz więc wolałam sama się przyznac |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:25:23 28-07-16 Temat postu: |
|
|
Nie no Madziu, nie zamykaj się w sobie, broń Cię Panie Boże! i nie bądź aż taka skromna
A Ty Agnieszko, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości co do swego talentu, to szybciutko się ich pozbądź. Jesteś mega swietna pisarką i podziwiam Cie od lat |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:34:43 28-07-16 Temat postu: |
|
|
Aguś, w końcu!
Monia, taki już mój urok |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 8:55:36 29-07-16 Temat postu: |
|
|
Monia, dziękuję za słowa uznania, one naprawdę wiele dla mnie znaczą ;* Ale wątpliwości mam i pewnie będę miała już zawsze a ostatecznie chyba lepsze to niż popadnie w jakis samozachwyt Madziula no wiesz co? :p |
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:25:40 29-07-16 Temat postu: |
|
|
Aga, niby tak, częściowo się z Tobą zgodzę, ale z drugiej strony nie można się też nie doceniać
Madziu - w takim razie na taki urok, to już chyba nic nie poradzę |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:34:40 29-07-16 Temat postu: |
|
|
Haha....no to raczej niewykonalne jest, Adze przez tyle lat się nie udało |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:47:43 30-07-16 Temat postu: |
|
|
"Kwiaty nie zakwitną bez ciepła słońca. Ludzie nie mogą stać się ludźmi bez ciepła przyjaźni." [Phill Bosmans]
Pokroiła melona w dwucentymetrową kostkę, a potem ostrożnie wrzuciła kawałki miąższu do dzbanka w koktajlerze razem z listkami świeżej mięty i naparem z jej gałązek, który kilkanaście minut wcześniej odstawiła do wystygnięcia. Doprawiła całość sokiem z połówki cytryny, który wycisnęła przez palce, żeby żadna pestka nie dostała się do środka, a potem zamknęła wieko i zmiksowała całość na jednolitą masę. Rozlała zawartość dzbanka do przygotowanych już trzech wysokich szklanek, po czym zmiksowała kawałki samego arbuza i uzupełniła nim szklanki. Dwie z nich schowała do lodówki, a w ostatnią wsunęła słomkę i chwyciwszy ją w dłoń, przeszła przez kuchnię i usiadła przy niewielkim stoliku, gdzie leżał jej notes z bliżej nieokreślonymi bazgrołami, zrozumiałymi jedynie dla niej samej. Upiła łyk owocowego koktajlu i odstawiła szklankę, omiatając bystrym wzrokiem zawartość kartki, ale zanim zdążyła cokolwiek na niej dopisać, do jej mieszkania jak tornado wpadła Lily z wielką, kolorową torbą przewieszoną przez ramię i stertą makulatury w drobnych dłoniach i wyglądała przy tym tak jakby za chwilę miała się złamać w pół od całego tego ciężaru.
– Cześć – wysapała, kopniakiem zamykając za sobą drzwi i zdmuchując z czoła niesforny kosmyk włosów, podeszła do Corrine, a potem rzuciła wszystko, co trzymała w dłoniach prosto na stół, zasypując całą jego płaszczyznę niezliczoną ilością jakichś czasopism i katalogów.
Corrie uniosła brwi pod samą linię włosów i przesunęła najpierw wzrokiem po bałaganie na swoim stole, a potem na przyjaciółkę, która klapnęła obok niej na krześle.
– Cześć? A, co to, przepraszam, jest? – zapytała po chwili z rozbawieniem, wspierając łokieć na wolnym kawałku stołu i podpierając brodę na dłoni, pochwyciła zrezygnowane spojrzenie Liliany.
– To? To jest nasza praca domowa – odpowiedziała, rzucając swoją torbę na podłogę obok krzesła i opadła bezwładnie na oparcie. Corrie przygryzła policzek od wewnątrz i chwyciła jedno z czasopism między kciuk a palec wskazujący, unosząc go do góry.
– Praca domowa? – powtórzyła, obracając katalog i przyglądając mu się z zainteresowaniem, jakby to było jakieś ciekawe znalezisko archeologiczne. – Zdaję sobie sprawę, że w ostatnim czasie trochę się działo, a ja być może nie wszystko jeszcze rejestruję we właściwym czasie i nie wszystko ogarniam, ale nie przypominam sobie, żebym wróciła do szkoły, wiesz? – zagadnęła, upuszczając gazetkę i parsknęła głośnym śmiechem, gdy Lily wywróciła oczami i pokazała jej język.
– Zlituj się nade mną i pomóż mi przy tych wszystkich szczegółach dotyczących wesela, bo przecież na Raula nie mogę liczyć – jęknęła z rezygnacją i osunęła się niżej na krześle, robiąc skwaszoną minę. – Dla niego wszystko mogłoby być w kolorach tęczy, pstrokate i kompletnie do siebie niepasujące, a na stole cały garnek risotto, z dodatkiem pieczeni jego matki i fontanny alkoholu – dodała i zasłoniła oczy dłońmi, kręcąc bezradnie głową.
Corrie zachichotała cicho i położyła jej dłoń na ramieniu w pokrzepiającym geście, a potem wstała i bez słowa podeszła do lodówki, wyciągając szklankę przygotowanego wcześniej koktajlu. Wrzuciła do niej słomkę i podała Lily, która uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.
– Mój kuzyn to typowy facet, dla którego kolory, dodatki, falbanki, koronki i wzroki to czarna magia. Dla nich istnieje jeden odcień niebieskiego, jeden zielonego i jeden każdego innego koloru, podczas gdy my widzimy pomiędzy całe mnóstwo barw – uśmiechnęła się Corrine i sprawnymi ruchami posegregowała katalogi oraz czasopisma w trzy równe stosiki kierując się tym, co widziała na okładce. – Od czego chcesz zacząć? – zapytała, zerkając na przyjaciółkę ciepłym wzrokiem.
Lily westchnęła ciężko i poprawiła się na krześle, a potem sięgnęła po swoją torbę, ułożyła ją na kolanach i zawzięcie zaczęła coś w niej szukać. Corrie przyglądała się jej z rozbawieniem, bo lepiej niż ktokolwiek zdawała sobie sprawę z tego jak wygląda wnętrze torby Lily. To był koszmar dla każdego kto próbował w niej coś znaleźć, a zwłaszcza dla Raula, który niestety niejednokrotnie miał wątpliwą przyjemność w niej grzebać na prośbę swojej narzeczonej. Wyglądał wtedy jak dziecko, które za chwilę rozpłacze się z bezradności, bo nie może poradzić sobie z czymś samo.
Poirytowana Liliana warknęła wściekle pod nosem, a potem, chwyciła torbę za dno i przewróciła do góry nogami, wysypując całą zawartość na podłogę. Przebiegła po wszystkich swoich rzeczach uważnym wzrokiem, ale zaraz pochyliła się i sięgnęła po złożoną na cztery kartkę A4, po czym podała ją Corrine.
– To wszystko musimy odhaczyć? – zapytała Corrie, unosząc brwi pod samą linię włosów i spoglądając z niedowierzaniem na przyjaciółkę, która skinęła głową bez słowa i upiła łyk koktajlu. – Jak ja się cieszę, że jestem minimalistką i nie marzy mi się ślub z pompą – zaśmiała się, za co od razu zarobiła kuksańca w bok. – Ała! – krzyknęła zgrywając oburzoną. – Bo ci za chwilę nie pomogę – zagroziła, wcelowując w nią palec wskazujący i siląc się na poważny ton, choć jej oczy całe się śmiały.
– Bycie druhną to nie tylko zabawa na weselu i przyjemność obcowania z przystojnym drużbą, wiesz? – odcięła się złośliwie Lily, a Corrie na dźwięk tych słów zmrużyła groźnie oczy i pokazała jej język.
– Mój kuzyn będzie miał z tobą przesrane, jak bum cyk–cyk – powiedziała, kręcąc głową z dezaprobatą. – Nie dość, że małe złośliwe to jeszcze mnie bije – mruknęła pod nosem, niby do siebie, ale kiedy Lily parsknęła głośnym śmiechem, sama również się roześmiała i zajęła się czytaniem kolejnych pozycji na liście, którą dała jej przyjaciółka. – To, od czego zaczynamy? – zapytała, przesuwając wzrokiem po magazynach leżących na stole.
– Nie wiem, może od stołów? – odpowiedziała, ze świstem wypuszczając powietrze z ust. – Dostałam całe mnóstwo magazynów i propozycji przystrojenia sali, a im dłużej na to patrzę, tym mniej mi się to wszystko podoba – przyznała, wykrzywiając się w gorzkim grymasie.
– No dobra, to zobaczmy, co tu mamy – powiedziała Corrie, chwytając pierwszy z brzegu magazyn z jednego ze stosików podczas, gdy Lily dosunęła się krzesełkiem bliżej stołu. – A usadzanie gości? – zagadnęła Corrie, zerkając na przyjaciółkę przelotnie znad kolejnej przerzucanej strony.
– Przygotujemy jak wszyscy oddzwonią, albo odeślą potwierdzenie przybycia.
– A wiesz, że Adam będzie sam? – zagadnęła Corrie, przeglądając kolejne zdjęcia, kiedy zatrzymała się na jednej z fotografii, bez słowa uniosła wzrok i spod uniesionej pytająco brwi przyjrzała się Lilianie, ale obie zgodnie jak na zawołanie skrzywiły się z niesmakiem i pokręciły przecząco głowami, na znak, że im się jednak nie podoba to co zobaczyły.
– Wiem, rozmawiałam z nim, kiedy ostatnio odwiedził mnie w kawiarni. Swoją drogą, nadal nie rozumiem, dlaczego taki świetny facet jest sam – odparła Liliana, bezradnie kręcąc głową.
– Wiesz, jaki jest Adam – odparła swobodnie Corrine, takim tonem jakby to jedno zdanie tłumaczyło wszystko i uśmiechnęła się do siebie lekko.
– Brakowało ci go, co? – spytała Lily, choć przecież doskonale znała odpowiedź i wiedziała jak ważne miejsce w życiu jej przyjaciółki zajmował Adam. Corrie uśmiechnęła się w zamyśleniu i ze wzrokiem wciąż utkwionym w zdjęciach, skinęła lekko głową na potwierdzenie. Po chwili zamknęła magazyn i rzuciwszy go na podłogę obok krzesła, sięgnęła po następny.
– Nawet bardzo – przyznała cicho i przełykając ogromną gulę jaka nagle stanęła jej w gardle, zamrugała energicznie, powstrzymując łzy nieoczekiwanie cisnące się jej do oczu, bo nadal nie mogła uwierzyć w to, że jej przyjaciel był tu, wypełniając pustkę jaka pojawiła się w jej życiu, gdy wyjechał. – Zespół go potrzebuje, zwłaszcza teraz, kiedy ktoś musi trzymać to wszystko żelazną ręką, a Adam wbrew pozorom zawsze potrafił to zrobić.
– Razem dacie radę.
– Wiem – odparła Corrie, uśmiechając się promiennie, po czym upiła łyk swojego koktajlu i wróciła do przeglądania katalogów.
– A jak tam twój nowy sąsiad, hm? – zapytała po chwili Liliana niby od niechcenia, ale nawet nie spojrzała na Corrie sprawiając wrażenie całkowicie zaabsorbowanej mieszaniem owocowego napoju, jakby liczyła, że znajdzie w nim jakąś niespodziankę.
– Nie wiem, może sama go zapytasz?
– Pytam ciebie – odparła, uśmiechając się psotnie i przekrzywiając lekko głowę, przyjrzała się przyjaciółce spod zmrużonych powiek.
– Nawet nie zaczynaj – upomniała Corrie, wcelowując w nią palec wskazujący i posłałajej ganiące spojrzenie, błyszczących ciemnych oczu. – Wiem, do czego zmierzasz.
– Przecież jeszcze nic nie powiedziałam – zaśmiała się Lily, wzruszając nonszalancko ramionami.
– I bardzo dobrze. Skup się na planowaniu ślubu, a nie na swataniu mnie z kolejnym facetem – mruknęła karcąco.
– Nieprzeciętnym facetem, który działa na ciebie jak lep na muchy – wtrąciła, a gdy Corrie łypnęła na nią groźnie, dodała: – Zapomniałaś dodać.
– Daj spokój – jęknęła, chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, która zmierzała w niebezpieczne rejony, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie znała Tomasa długo, a rzeczywiście działał na nią jak jeszcze żaden mężczyzna do tej pory.
– A możesz mi powiedzieć, na co ty w ogóle czekasz? – zapytała Liliana, z głuchym brzdękiem odstawiając szklankę na stolik i wpatrując się Corrie w oczy w taki sposób jakby usiłowała wniknąć do jej umysłu i poznać jej myśli. Corrine wzruszyła obojętnie ramionami, nie zaszczycając przyjaciółki przy tym anijednym spojrzeniem.
– Nie zamierzam być jego kolejną panną na jedną noc – odparła poważnie, przeglądając kolejny katalog, a gdy Liliana nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w nią uparcie tymi swoimi zielonymi oczami, w których skakały psotne chochliki, westchnęła ciężko i patrząc na nią znacząco, podsunęła jej pod nos magazyn, który przeglądała, po czym sama sięgnęła po inną gazetę.
– A ty jesteś ślepa, czy co z tobą jest nie tak? – zapytała szatynka, unosząc jedną brew.
– Spadaj – mruknęła Corrie z urazą, ale mimo wszystko uśmiechnęła się pod nosem, widząc rozbawione spojrzenie przyjaciółki, gdy zerknęła na nią ukradkiem.
– Przecież widzę jak się na niego gapisz, Corrie. Jak ciele w malowane wrota, zresztą on wcale nie pozostaje dłużny. Patrzy na ciebie jakby miał zamiar najpierw się tobą pobawić, a potem schrupać cię na śniadanie – powiedziała ściszając stopniowo głos do konspiracyjnego szeptu, jakby nie chciała, żeby przypadkiem Tomas ich usłyszał. – Zaprzeczysz? – zagadnęła po chwili, widząc jak przyjaciółka za wszelką cenę stara się nie wdawać z nią w dyskusję. Kiedy jednak Corrie otworzyła usta by coś powiedzieć, Lily wtrąciła jeszcze: – Obyś miała mocny argument przeciw, moja droga.
– Jesteś niemożliwa – westchnęła Corrie i zamilkła, podpierając policzek na dłoni, za moment jednak ponownie uniosła wzrok, wyczuwając na sobie świdrujące spojrzenie Liliany. – Co?
– Czekam, aż przyznasz, że Tomas wpadł ci w oko – odparła, uśmiechając się cwano, po czym upiła łyk koktajlu, nie odrywając spojrzenia od brunetki, jakby chciała ją zahipnotyzować i zmusić do wyjawienia prawdy. Corrie przewróciła oczami z irytacją i prychnęła coraz bardziej zniecierpliwiona tym przesłuchaniem.
– Dobra! Niech ci będzie! Podoba mi się. Pomijam już to, że ma seksowny tyłek i wysportowane ciało, ale patrzy tak jak nikt nigdy na mnie nie patrzył i ma ten cholernie rozbrajający uśmiech z dołeczkiem w policzku, przez który w jego obecności czuję się jak roztopiona woskowa figurka, zadowolona?
– Tylko to ci się podoba? – zapytała po chwili rozbawiona Liliana, odrobinę się z nią drocząc. Corrie uśmiechnęła się tajemniczo pod nosem i opadła swobodnie na oparcie krzesła, upijając łyk koktajlu przez słomkę.
– Mam całą litanię, ale nie musisz o wszystkim wiedzieć, bo gotowa jesteś polecieć i mu wszystko wyklepać! – rzuciła ze śmiechem Corrie, kiedy Lily posłała jej urażone spojrzenie i z naburmuszoną miną skrzyżowała ręce na piersiach. Obie jednak doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że Liliana miała za długi język i była zbyt bezpośrednia, by zachować to wszystko dla siebie, tym bardziej, że zawsze pragnęła szczęścia ludzi, których kochała i nie rozumiała, dlaczego niektórzy niepotrzebnie wszystko komplikują, czając się, mijając i marnując przy tym swój wzajemny czas.
– Wiedziałam, że cię wzięło – odezwała się w końcu narzeczona Raula, zerkając przelotnie na przyjaciółkę zielonymi tęczówkami, w których migotała czysta satysfakcja.
– Milcz! – roześmiała się Corrie, ale zanim którakolwiek z nich zdążyła ponownie się odezwać, rozległo się pukanie do drzwi, a zaraz potem do mieszkania zajrzała Jackie.
– Cześć, dziewczyny. Jak wam idzie? – zapytała, wchodząc do środka i zamykając za sobą cicho drzwi.
– Dobrze, że jesteś, ciociu, bo twoja przyszła synowa zamiast planować wesele, wzięła się za plotki – zażartowała, ale skrzywiła się, kiedy Liliana kopnęła ją pod stołem w kostkę i dyskretnie pokazała jej język jak rozkapryszone małe dziecko.
– No i potrzebujemy pomocy przy menu – przyznała Lily, zadzierając lekko głowę i spoglądając na przyszłą teściową z nadzieją w wielkich oczach. Jackie uśmiechnęła się ciepło i zajęła miejsce na krześle obok Liliany, konkretnym wzrokiem omiatając bałagan znajdujący się na stole.
– To, na co czekamy? Zabierajmy się do roboty, bo noc nas zastanie – zaśmiała się i mrugnęła do dziewczyn przyjaźnie, sięgając po leżący na komodzie nieopodal notatnik i ołówek.
– Czeka nas ciężkie popołudnie – westchnęła Corrie i podniosła się z krzesła. – Masz ochotę na koktajl owocowy, ciociu? – zapytała, a gdy Jaqueline kiwnęła jej głową na zgodę, podeszła do lodówki, wyciągnęła ostatnią szklankę i podała jej, a potem usiadła na swoim miejscu i we trójkę zabrały się do pracy.
_______________________________________________* * *
Raul zszedł z bieżni, sięgnął do swojej torby po ręcznik, którym od razu wytarł twarz, a potem przewiesił go sobie przez szyję. Oparł się biodrami o parapet, nie odrywając czujnego spojrzenia od Tomasa, który jak szalony wykonywał właśnie kolejną serię brzuszków na specjalnej skośnej ławce i w ogóle nie było po nim widać zmęczenia.
– Jesteś ze stali, Lozano, czy jaki czort? – zaśmiał się akurat w momencie, gdy Tomas w ramach przerwy rozłożył się na chwilę na ławce, oddychając głęboko i starając się rozciągnąć zmęczone mięśnie. – Wiem, że laski lecą na kaloryfery, ale bez przesady, stary.
– Bujaj się, gamoniu – odparł Lozano, podnosząc się i opuszczając stopy na ziemię, usiadł na wyższym końcu ławki. – Po prostu dbam o formę.
Raul skrzyżował ramiona na piersi i przyjrzał się kumplowi z miną z cyklu „bujać to my, ale nie nas”.
– No co? Żal ci dupę ściska? Nie moja wina, że się zapuściłeś – zaśmiał się Tomas. – Kiepski przykład dajesz swoim podopiecznym – dodał, siląc się na poważny ton.
– Nie pajacuj – upomniał Rivera, rzucając Tomasowi butelkę z wodą. – Możesz mi powiedzieć, gdzie zniknęliście z Corrie po pracy i dlaczego żadne z was nie odbierało telefonu?
– Nie mogę – odparł zgodnie z prawdą i spojrzał na kumpla, odważnie wytrzymując jego nachmurzone spojrzenie. Wiedział, że Corrie była dla niego siostra i serdecznie współczuł każdemu nieszczęśnikowi, któremu kiedykolwiek przyszło do głowy ją podrywać. – Rozumiem, że włączył ci się program „starszy brat czuwa”, ale możesz spać spokojnie. Nie robiliśmy nic… – urwał i przystawił palec wskazujący do ust, jakby się nad czymś zastanawiał. – Chociaż nie, chyba jednak robiliśmy coś, czego ty nie robiłeś nigdy w życiu – dokończył, z łobuzerskim błyskiem w oczach.
– Lozano! Przeginasz – warknął groźnie Raul, ale jego oczy całe się śmiały. Znał swoją kuzynkę na tyle, by po usłyszeniu takiego dwuznacznego stwierdzenia, nie wyobrażać sobie nie wiadomo czego, chociaż jeśli miał być szczery sam ze sobą, to Tomas go trochę zaintrygował. Przyjrzał mu się uważnie, jakby miał nadzieję wyczytać cokolwiek z jego twarzy, ale ta pozostała wręcz kamienna. Mógł się tylko domyślać, że to musiało być coś związanego ze ślubem albo weselem. Westchnął ciężko i machnął ręką z rezygnacją, sięgając po swoją butelkę z wodą. – Powiesz, co cię gryzie? – spytał po dłuższej chwili, już zupełnie poważnie, bo Tomas tego dnia był dziwnie milczący i nachmurzony jak chmura gradowa. I właśnie przed sekundą, radość i beztroska znowu zniknęły z jego twarzy.
– Kilka dni temu spotkałem kogoś ze swojej przeszłości, kogo wolałbym nie spotkać już nigdy w życiu – wyznał cicho Tomas, uśmiechając się ponuro. – Idąc tu dzisiaj, spotkałem go znowu…
– Tomas, czekaj! – zawołał za nim Nicolas, kiedy miał zamiar ominąć go, z premedytacją udając, że wcale go nie dostrzega. Nie miał ochoty na wycieczki w przeszłość, a do tego właśnie prowadziło spotkanie z tym człowiekiem. – Naprawdę nie możemy pogadać?
– O czym, do cholery? – fuknął rozeźlony, spoglądając gniewnie prosto w oczy Nicolasa.
– Irina…
– Nie obchodzi mnie Irina.
– Naprawdę? Gdyby cię nie obchodziła, nie wkurzałbyś się tak, słysząc jej imię.
– Wal się, Barosso – warknął ostro Tomas, omijając go i celowo trącając przy tym ramieniem w jego ramię.
– Sam wepchnąłeś ją w moje ramiona, więc nie udawaj teraz obrażonego na cały świat! – zawołał za nim Nicolas.
Tomas zatrzymał się w pół kroku i zazgrzytał nerwowo zębami, zaciskając dłoń w pięść. Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu miał świadomość, że to była najgłupsza rzecz, jaką wówczas mógł zrobić, ale był wtedy święcie przekonany, że postępuje słusznie. Kochał ją prawdziwym i szczerym uczuciem, które miało trwać do końca ich dni i świadomość, że w końcu związała się z Barosso, rozrywała jego serce na strzępy, ale teraz wcale nie był obrażany za to, że Irina pocieszyła się w ramionach Nicolasa. Był wściekły na to, że przez Nicolasa miał pięcioletnią dziurę w życiorysie.
– To przez ciebie gniłem w pierdlu przez pięć długich, cholernych lat – wycedził przez zęby. – A Irina… – urwał i zerknął na Nicolasa przez ramię. – Z moim przyzwoleniem, czy bez niego i tak wylądowałaby w końcu w twoim łóżku – dodał, uśmiechając się gorzko. – Nigdy nie potrafiła być sama, a ty byłeś idealnym księciem z bajki, któremu mogła się wypłakać w makiet. Jeśli cię wyrolowała i zwiała z twoją kasą, to już wyłącznie twój problem, Nick…
Tomas westchnął, ściskając nasadę nosa palcami. Przeszłość zaczynała odbijać mu się czkawką i to właśnie teraz, kiedy wydawało mu się, że wreszcie zaczyna wychodzić na prostą.
– Mam wrażenie, że jego pojawienie się, oznacza tylko kłopoty – powiedział cicho, niepewnie spoglądając na przyjaciela.
– Nie bądź takim pesymistą, Tommy. Nic już cię z tym człowiekiem nie łączy, a zła passa nie może trwać wiecznie. Masz pracę, mieszkanie, nowych znajomych – zaczął wyliczać Raul – i ekstra kumpla – dokończył, kciukami, wskazując na siebie i uśmiechając się przy tym lekko. – Zaczynasz nowe życie i musisz zostawić przeszłość za sobą. Co się stało, to się stało. Teraz masz wszystko w swoich rękach i tylko od ciebie zależy, co z tym zrobisz.
Tomas uśmiechnął się półgębkiem i nabrał powietrza w płuca.
– Ty naprawdę ostatnio za dużo mędrkujesz – stwierdził. – Mam nadzieję, że sam też potrafisz się zastosować do swoich mądrości.
Raul milczał przez chwilę, potem upił łyk wody, jakby chciał odwlec moment udzielenia odpowiedzi, a w końcu uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
– To nie jest takie proste, stary – westchnął, a gdy Tomas uniósł pytająco brwi, opuścił głowę i wlepił wzrok w czubki swoich butów. – Kocham Lily najbardziej na świecie, ale czasem… – urwał i przesunął dłonią po twarzy, a potem zerknął na Tomasa. – Bardzo chcę mieć dzieci i Lily o tym wie, ale każda rozmowa na ten temat kończy się co najmniej sprzeczką, bo Lily reaguje wręcz alergicznie na każdą wzmiankę o dziecku. Teraz ma idealną wymówkę, że to nie jest dobry czas, bo rozkręca biznes, ale jak już go rozkręci, to jestem pewien, że znajdzie kolejną – pożalił się. – Jak tak dalej pójdzie, to przy dobrym wietrze zostanę ojcem mając pięćdziesiątkę na karku.
– Nie dramatyzuj – upomniał Tomas, uśmiechając się lekko. Wiele oddałby za to, by jego głowę zaprzątały właśnie takie, przyziemne, codzienne, problemy zwykłych ludzi. – Macierzyństwo to spora odpowiedzialność, może Lily się zwyczajnie boi, że temu nie podoła? Na pewno nie jest tak, że się wykręca, bo cię nie kocha. Jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek i to widać gołym okiem, więc nie schrzań tego, Rivera. Poza tym… – urwał i nabrał powietrza w płuca, sięgając pamięcią do czasów, kiedy po pierwszej poważnej kłótni z dziewczyną, wrócił do domu rozżalony i rozgniewany na cały świat. – Matka zawsze mówiła mi, że prawdziwa miłość, to nie jest związek idealny, bo takich nie ma, Raul. To związek pełen łez i uśmiechów, kłótni i godzenia się; związek, w którym chociaż czasem jest ciężko i masz dość, to nie poddajesz się, bo wiesz, że z tą osobą jesteś szczęśliwszy niż z kimkolwiek innym; że chociaż czasem masz ochotę ją udusić, to nie robisz tego, bo za bardzo by ci jej brakowało – dokończył, a prawy kąciki jego ust nieznacznie uniósł się do góry. – Powiedz lepiej co robimy z twoim wieczorem kawalerskim – zmienił szybko temat Tomas. – Czas leci, zostałem mianowany głównym drużbą, a jestem ze wszystkim w ciemnym lesie. Trzeba się sprężyć, jeśli chcemy znaleźć miłą, ładną panią, która dotrzyma nam towarzystwa w ten wyjątkowy wieczór.
– Zwariowałeś? Chcesz żeby Lily zabiła mnie zanim zdążę powiedzieć „tak”?
Tomas przewrócił oczami i wycelował w Raula butelką.
– Nie bądź taki święty. Przypomnieć ci naszą małą ucieczkę z koszar?
– To był twój pomysł, który od początku mi się nie podobał i chyba nie muszę ci przypominać, jak to się skończyło – odparł Raul, wymownie unosząc brwi.
– Ale zgodzisz się, że zabawa była przednia.
Raul westchnął ciężko i pokręcił głową z rezygnacją. Miał wrażenie, że Tomas, mimo odsiadki i chwilowych spadków formy, kiedy pogrążał się w swoich myślach, wciąż pozostał tym samym beztroskim chłopakiem, któremu w głowie była tylko zabawa.
– Nic się nie martw – powiedział Tomas, podnosząc się z ławki i obejmując Raula ramieniem za szyję. – Tym razem zabawa będzie jeszcze lepsza.
– W takim razie nie martwię się tylko się boję – odparł Raul. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale akurat przedefiladowały przed nimi dwie skąpo ubrane, wysportowane, młode dziewczyny, chichocząc cicho i zerkając na nich ukradkiem. Obaj odprowadzili je wzrokiem. Gdy jedna z nich odwróciła się przez ramię i puściła im oczko, usta Raula rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a on sam sprawiał wrażenie zawstydzonego chłopca. – Co robisz, do cholery? – fuknął, gdy poczuł łokieć Tomasa pod swoim żebrami i odruchowo rozmasował bolące miejsce.
– Przypominam ci, że się żenisz niebawem. Lily wie, że oglądasz się za innymi?
– Sam przed chwilą proponowałeś sprowadzanie striptizerki, a teraz będziesz mi prawił kazania?
Tomas zaśmiał się w głos i pokręcił głową z niedowierzaniem. Podszedł do swojej torby i wyciągnął z niej treningowe półrękawice.
– Nie powiedziałem, że chodziło mi o striptizerkę – odparł, spoglądając na nieco skonfundowanego Raula. – Chodź, popracujemy nad twoją formą – dodał, rzucając przyjacielowi jedną parę rękawic...
|
|
Powrót do góry |
|
|
moniadip91 Motywator
Dołączył: 21 Lut 2015 Posty: 234 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:30:09 31-07-16 Temat postu: |
|
|
jest nowy odcinek i na dodatek świetny jak zwykle, nie zawiodłam się na Was Można było dowiedzieć się troszkę bardziej jak wyglądają przyjacielskie relacje pomiędzy Corrie i Lily, a Tomasem i Raulem. Nareszcie Corrie jawnie i otwarcie przyznała się, że Tomas jej się podoba. Coś czuję, że Lily może to wykorzystać i coś wykombinować żeby im pomóc
Chłopakom też się zebrało Raul jest niemożliwy, za chwilę ślub, a tu inne panienki mu w głowie szkoda tylko, że Barosso znów pojawił się w życiu Tomasa, może skomplikować dodatkowo sprawę. Ale obym się myliła.
I oczywiście czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością, w szczególności na wspólny shopping Corrie i Tomasa |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:39:07 31-07-16 Temat postu: |
|
|
Jest i nasza Czytelniczka Bardzo się cieszymy, że się nie zawiodłaś
Co ja mogę powiedzieć, żeby zbyt wiele nie zdradzić? Wychodzi na to, że nic Chyba, że Madzia ma jakiś pomysł jak skomentować Twój komentarz
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 21:39:25 31-07-16, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:58:43 31-07-16 Temat postu: |
|
|
Madzia nie ma pomysłu Mogę tylko napisać: wypatruj, Moniś, dalszego ciągu, a może czegoś się dowiesz
Fajnie, że jesteś |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|