|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:24:30 16-08-15 Temat postu: |
|
|
To teraz nie jesteśmy z Agą same z naszym "problemem" A myślałam, że to z nami jest już coś nie tak |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:31:07 16-08-15 Temat postu: |
|
|
Mogłabym opuścić ten wątek, poważnie. Zrobiłabym to. Wróciłabym dopiero, gdy dodacie trzeci odcinek...Tylko obawiam się, że to kłamstwo |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:38:02 16-08-15 Temat postu: |
|
|
Aberracja napisał: | Cały czas starałam się nie patrzeć! |
Haha... ja też, ale... to jest grzech śmiertelny nie patrzeć na Jaya W ogóle... ja nie wiem czy to wykonalne jest Zresztą co mi szkodzi oczy nacieszyć? Nie cierpi na tym właściwie nic, nie? No |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:42:15 16-08-15 Temat postu: |
|
|
Haha.... ja nawet nie podejmuję próby "nie patrzenia" na Jay'a, bo wiem, że to jest walka z góry skazana na przegraną Zresztą oczy same uciekają w jego stronę, więc o czym tu mowa |
|
Powrót do góry |
|
|
Aberracja Big Brat
Dołączył: 15 Lut 2010 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:45:51 16-08-15 Temat postu: |
|
|
Nie można siedzieć i ciągle się gapić - zawsze jest coś do zrobienia niby, ale... skoro już włączyłam komputer... |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:59:47 16-08-15 Temat postu: |
|
|
A właśnie, że można, zwłaszcza, jeśli się już włączyło komputer |
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:58:00 18-08-15 Temat postu: |
|
|
Jakby mi facet w windzie zamiast czekać spokojnie na pomoc, postanowił wyjść górą to chyba bym tam padła trupem! Naprawdę! Za to Tomas zrobił to jeszcze z takim wdziękiem i klasą, że nie dziwę się Corrine tak zareagowała
A Raul i Lili uwielbiam tą dwójkę, oni tak fajnie się ze sobą zgrywają i tak słodko prezentują, że ja mam szczerą nadzieję, że nie zostało wymyślone dla nich nic specjalnie okrutnego
PS: Aguś - nie wiem czy dostałaś, ale odpisałam Ci na e-maila i to jakiś czas temu |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:19:14 18-08-15 Temat postu: |
|
|
Natuś, dziękujemy piękne za komentarz :*
Zależy jeszcze jaki facet Ja bym tam za Tomasem poszła i nawet bym się specjalnie nie zastanawiała Poza tym lepsze chyba to, niż siedzenie w zamkniętej puszce i nabawienie się nie daj Boże jakiejś klaustrofobii czy coś
A do co Raula i Lily to cieszę się, że tak ich odbierasz i że oboje razem zdobyli Twoją sympatię, ale pozwolisz, że reszty Twoich spostrzeżeń z wiadomych względów nie skomentuję
Dzięki raz jeszcze, że zajrzałaś |
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:45:10 20-08-15 Temat postu: |
|
|
Hej, dziewczyny, jestem z komentarzem. Trochę późno, ale wcześniej nie miałam czasu przeczytać
Raul Dzięki, że poświęciłyście mu więcej uwagi. Widać, że gość jest dobrym facetem - dobry w swojej pracy, kochający swoją narzeczoną i w dodatku pomocny dla przyjaciół. No i jego relacja z Corrie też jest świetna - są dla siebie jak rodzeństwo
Tomas i Corrine już po pierwszym spotkaniu - widać, że dziewczyna wpadła chłopakowi w oko, ale ona nie jest taka łatwa jak tamten rudzielec. Tutaj nie wystarczy taktyka na biednego misia Chociaż akcja w windzie na pewno zapewniła mu plusa w oczach dziewczyny.
Hector to w porządku facet, ale faktycznie byłoby dobrze, gdyby uzgodnił ze swoją żoną, że Lozano ma odpracować dług w szkole. Ogólnie cała rodzinka Rivera mi przypadła do gustu. No i jestem ciekawa jak dalej się potoczą sprawy między Tomasem i Corrie jak już będą się widywali codziennie |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:19:46 22-08-15 Temat postu: |
|
|
Madziu, najważniejsze, że do nas dotarłaś i dziękujemy ślicznie za komentarz :* Wiedziałyśmy, że ucieszysz się z obecności Raula w tym rozdziale, więc mam nadzieję, że sprostałyśmy wyzwaniu Reszty nie skomentuję, tylko po prostu zaproszę na kolejny rozdział
"Taniec jest najwznioślejszą, najbardziej wzruszającą, najpiękniejszą ze wszystkich sztuk, bo nie jest tylko prostą interpretacją czy wyobrażeniem życia; jest samym życiem." - [Havelock Ellis]
Boso i ze ściągniętymi na wysokości kolan nogawkami dresowych spodni, podeszła do odtwarzacza i włączyła jedną ze swoich ulubionych piosenek. Kiedy ciszę panującą w pustej sali tanecznej, w tej chwili oświetlonej jedynie bocznym światłem, wypełniły pierwsze takty melodii, Corrine przymknęła powieki i zrobiła kilka kroków w tył, pozwalając by to muzyka ją poprowadziła, niczym niewidzialny partner, który odważnie zabiera ją na wspólną taneczną wędrówkę w głąb jej samej. Poddawała się całkowicie dźwiękom zachłannie wchłanianym przez każdą komórkę jej ciała. Czuła się tak jakby w jednej chwili jej dusza, serce, a nawet ciało wyswobadzały się z niewolniczych łańcuchów szarej codzienności, problemów i zmartwień. Przez te kilka minut była kompletnie wolna, całkowicie obnażona z pancerza i nieskrępowana w żaden przyziemny sposób. Jakby grawitacja jej nie dotyczyła, unosiła się lekko jak iskra w rytm muzyki, płynnie przechodząc w kolejne taneczne figury. Nie istniały bariery, których jej ciało nie byłoby w stanie pokonać. Nie było kontuzji i bólu, nie było strachu przed tym, że jeden niewłaściwy ruch czy źle wykonany skok i nigdy już nie stanie na parkiecie. Zamiast tego otaczała ją harmonia ciała i umysłu, przenosząc ją w inny, magiczny świat. Czuła się jak artysta, który ciałem wyrysowuje swoje emocje i uczucia ukryte w zakamarkach głęboko skrywanego, JA.
Kiedy muzyka przeszła w szybsze takty, wygięła się do tyłu niemal dotykając głową tylnej części kolan, a potem ułożyła dłonie na posadzce i z gracją zawodowej akrobatki dostawiła stopy do dłoni. Wyprostowała się powoli i płynnie przeszła w kolejną taneczną figurę, układając ramiona w „ramę” i splatając dłonie na wysokości piersi, wykonała podwójny obrót, wspierając stopę prawej nogi na lewym kolanie. Podskoczyła lekko w miejscu, po czym rozstawiła nogi pozwalając by powoli rozsunęły się do szpagatu tuż przy posadzce. Nie myślała, nie kalkulowała i nie planowała. Poddała się całkowicie, czując jak muzyka wypełnia ją siłą do kreowania ruchem własnych emocji, fantazji i myśli. Była w swoim żywiole, w swoim doskonałym świecie pełnym słońca, miłości i barw, których nigdy nie chciała stracić; w świecie, w którym nie musiała walczyć, w którym czuła się bezpiecznie i mogła być sobą. Bez zasad, reguł i ograniczeń. Nie dbała o to, co myślą o niej inni, bo buntowniczą naturę miała zakodowaną w DNA. Szanowała ludzi i ich poglądy, ale mimo wszystko zawsze starała się wychodzić poza standardy, nie dając nikomu szansy na to by dyktował jej jak ma żyć; co wypada; co powinniśmy robić i jak nigdy nie wyglądać. Żyła w zgodzie ze sobą, ze swoim sumieniem i tym, co dyktowało jej serce. Nigdy nie pozwalała nikomu przypiąć sobie metki, ani zamknąć się w szufladce z bardziej czy mniej pochlebnym podpisem. Była wolną duszą, nienawidzącą kajdan codziennego życia i dlatego tak dobrze czuła się tańcząc, bo nie było w tym żadnych granic tylko szczerość i spontaniczność. Taniec był jej sposobem na życie, jej indywidualną definicją, bo w nim było wszystko. Wiedziała, że gdyby straciła to, co kochała całym sercem, umarłaby część jej samej. Pękłoby jej serce i nigdy już nie byłaby tą samą Corrine Alvarado.
Zacisnęła mocniej powieki i czując jak ogromna gula ściska jej gardło, z trudem przełknęła ślinę, starając się łapczywie chwycić powietrze z każdym kolejnym ruchem. Nie powstrzymywała nawet łez, które od dłuższego czasu cisnęły jej się do oczu, tylko pozwoliła by popłynęły po jej policzkach sprawiając, że z każdą następną słoną kroplą czuła się spokojniejsza i jeszcze silniejsza niż wcześniej. Potrzebowała takiego oczyszczenia by ukoić ból w sercu i odrobinę się uspokoić. Tym właśnie był dla niej taniec. Odkąd sięgała pamięcią był sposobem na radzenie sobie z tym co ją otacza i nierozerwalną częścią jej codziennego życia. Wiązał się z każdą jego dziedziną; z pracą, hobby, wolnym czasem, a nawet edukacją. Miała wielkie marzenia, które bezpowrotnie i bezlitośnie wyrwał jej z rąk okrutny los, bez ostrzeżenia przewracając jej świat do góry nogami. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia, a Corrie nigdy jej nie straciła. Wiedziała, że nie zatańczy już na wielkiej scenie Broadway’u, ale pragnęła cieszyć się tym co jeszcze miała, chwytając życie garściami, bo lepiej niż ktokolwiek zadawała sobie sprawę z tego jakie było kruche i ulotne. Dziś jesteśmy, a jutro może nas nie być, więc, po co zamykać się w klatce dzisiejszego świata, skoro można oddychać pełną piersią, zrywając kłódki z więzień, w których sami na własne życzenie się zamykamy. Nie chciała tego, więc żyła tak jakby każdy jej dzień miał być tym ostatnim, bo wiedziała, że pewnego dnia się nie pomyli.
Wykonała kilka nieco spokojniejszych figur z delikatnym wygięciem ciała, kilkoma obrotami i podskokami, a kiedy zorientowała się, że od dłuższego już czasu towarzyszy jej czyjś wzrok, uniosła powieki i w lustrze dostrzegła krzątającego się po korytarzu Tomasa, który właśnie w tej samej chwili pochwycił w odbiciu jej błyszczące spojrzenie.
Obróciła się po raz ostatni, a potem rezygnując ze skoku, którym jeszcze przed wypadkiem ukończyłaby ten układ, z lekkością opadła na kolana, ukrywając twarz za kaskadą ciemnych włosów. Dyskretnie otarła mokre od łez policzki i odetchnęła głęboko kilka razy by unormować bicie serca, a kiedy w końcu jej się to udało, podniosła się zgrabnie i nie zaszczycając Tomasa ani jednym spojrzeniem, wyłączyła odtwarzacz. Sięgnęła po stojącą obok sprzętu butelkę wody mineralnej i przechylając ją, opróżniła zawartość niemal do połowy, z każdą chwilą walcząc o oddech.
Tomas uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Gdy patrzył na nią miał wrażenie, że dziewczyna nie stąpa po parkiecie, ale unosi się tuż nad nim, płynnie przechodząc w kolejne figury. Kochała taniec i nawet on, zupełny laik i antytalent w tej dziedzinie, widział to wyraźnie w każdym jej ruchu pełnym pasji, niesamowitej gracji i lekkości. Było w niej i w sposobie w jaki się poruszała coś hipnotyzującego, co sprawiało, że nie potrafił oderwać od niej oczu. Tańczyła całą sobą; to nie były tylko wyuczone pozy, figury i kroki; to były emocje, które i on poczuł, patrząc na nią. Była w tym wszystkim jakaś siła, ale też lekkość, a Corrine zdawała się być tak krucha, że bał się, że gdy zrobi choćby jeszcze jeden energiczny ruch, rozsypie się w pył.
Patrząc na nią zaczął się zastanawiać czy jest coś, co on byłby w stanie robić z taką pasją i zaangażowaniem jaką widział u Corrine, ale nie potrafił wskazać choćby jednej rzeczy, której mógłby się tak oddać. Matka i nauczyciele w szkole zawsze powtarzali mu, że jest zdolnym dzieciakiem i jeśli się postara, może mieć cały świat u swoich stóp. Jednak pozbawiony zupełnie męskiego wzorca, bo matka wychowywała go sama, a ojca nigdy nie poznał, szybko popadł w nieodpowiednie towarzystwo, pozwalając się omotać obietnicą łatwych i dużych pieniędzy. Zaprzepaścił najlepszy okres w swoim życiu i wszystkie marzenia, które miał jako mały chłopiec, musiał zepchnąć w najdalsze zakamarki swojej świadomości, całą energię poświęcając na budowanie swojego życia od nowa.
– Znowu się gapisz – mruknęła, przerywając ciszę jaka zapanowała, gdy wyłączała odtwarzacz. Zakręciła butelkę i wrzuciła ją do sportowej torby, nie zaszczycając go spojrzeniem.
Tomas odepchnął się od ściany, o którą do tej pory opierał się ramieniem i wszedł do sali, zbliżając się do niej powolnym krokiem, niczym drapieżnik do swojej ofiary.
– Nie gapię się – odparł – uśmiechając się jednym kącikiem ust i wsunąwszy dłonie w kieszenie jeansów, stanął ledwie kilka kroków za nią, uważnie obserwując w lustrze jej twarz, którą skrzętnie skrywała przed nim za kurtyną gęstych włosów. Podziwiam – dodał, ściągając na siebie jej błyszczące spojrzenie.
Corrine zmarszczyła czoło, spoglądając na niego znad ramienia i przeczesując długie, ciemne włosy palcami.
– To jest jakaś różnica? – spytała, zasuwając sportową torbę.
– Zasadnicza – powiedział, lustrując typowo samczym spojrzeniem jej nienaganną sylwetkę. – Nigdy nie widziałem, by ktoś tak tańczył i poruszał się w taki sposób jakby za nic miał grawitację i inne prawa fizyki.
– To ma być komplement? – zaśmiała się, na co Tomas jedynie wzruszył ramionami, uśmiechając się niewinnie w taki sposób, że w jego prawym policzku znów pojawił się charakterystyczny, uroczy dołeczek.
– Pracujesz tu? – spytał po chwili.
– A co? Chcesz się zapisać na lekcje baletu?
– A udzielasz prywatnych? – zagadnął, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. Corrie uśmiechnęła się lekko i założyła pasmo włosów za ucho.
– Daruj sobie ten tani podryw – powiedziała po chwili, odważnie spoglądając mu w oczy i krzyżując ramiona na piersiach. Otworzył usta, by zaprotestować, ale nim jakikolwiek dźwięk wydobył się z jego gardła w sali pojawiły się trzy małe baleriny, radośnie wykrzykując imię Corrie i biegnąc ku niej z otwartymi ramionami.
– Super, że jesteś!
– Tęskniłyśmy!
– Nie zostawiaj nas więcej!... – trajkotały jedna przez drugą. Tomas przewrócił oczami i pokręcił głową z niedowierzaniem, przypatrując się temu pełnemu słodyczy powitaniu.
– Też za wami tęskniłam – odparła Corrie, tuląc do siebie wszystkie trzy dziewczynki, jak młodsze siostry, chociaż gdyby się uprzeć, to równie dobrze, mogłyby być jej córkami.
Najmniejsza z nich w pewnym momencie wyswobodziła się z objęć, chwyciła się pod boki i zadarła główkę do góry, podejrzliwie przypatrując się górującemu nad nią Tomasowi.
– Jesteś za duży, żeby z nami tańczyć – stwierdziła po chwili tonem doświadczonej nauczycielki. – I nieodpowiednio ubrany – dodała, a Tomas z trudem powstrzymał się przed parsknięciem śmiechem. Nie wiedział czy bardziej rozbawiła go bezpośredniość tej uroczej i słodkiej niczym cherubinek, około pięcioletniej dziewczynki, czy samo wyobrażenie sobie siebie w rajstopach i pointach. – Co tu robisz?
Tomas pochylił się, opierając się dłońmi o kolana i zajrzał wprost w niebieskie oczka dziewczynki, której jasne, niesforne loczki okalały okrągłą, rumianą buźkę.
– Obserwowałem jak tańczy wasza ulubiona nauczycielka – powiedział, zerkając przelotnie nad główką dziewczynki na Corrie, a gdy udało mu się pochwycić jej spojrzenie, mrugnął do niej z rozbawieniem i wrócił wzrokiem do dziewczynki. – Sam nie potrafię tańczyć, ale bardzo chciałbym się nauczyć. Może jakoś przekonacie swoją panią, by udzieliła mi kilku lekcji – zakończył, a czując na sobie ganiące spojrzenie Corrie, uśmiechnął się jedynym kącikiem ust.
– Tu jesteś! – usłyszał za sobą. Przymknął powieki i zrobił głęboki wdech, odwracając się w stronę dyrektor Rivery. – Jeśli tak ma wyglądać twoja praca tutaj, to możesz ją zakończyć w tej chwili – oświadczyła surowym tonem. Dziewczynki zachichotały cicho, a gdy Tomas posłał im spojrzenie, które w założeniu zapewne miało być groźne, a zaraz potem jak pies z podkulonym ogonem poczłapał za panią dyrektor, zaśmiały się w głos.
– Dziewczynki – upomniała Corrie. – Zacznijcie rozgrzewkę nim przyjdą pozostali…
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie Mocno wstawiony
Dołączył: 04 Cze 2007 Posty: 5847 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Los Angeles, CA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:56:45 25-08-15 Temat postu: |
|
|
Sprostałyście, sprostałyście, ale nadal odczuwam niedosyt
Bardzo ładny opis tańca Corrine - widać, że taniec to całe jej życie. I pomyśleć, że jedna chwila, wypadek i już to wszystko się skończyło. Co prawda nadal może tańczyć, ale profesjonalnie już nie, a to prawdziwy cios. (tak nawiasem mówiąc lubię tę piosenkę, ale bardziej w wykonaniu bohaterek Pitch Perfect 2, bo ona jest na ścieżce dźwiękowej do tego filmu )
Widać, że Tomas jest oczarowany Corrie. Czy da mu prywatne lekcje? Cały czas węszę tutaj romans w stylu Dewan-Tatum
PS. w ogóle to muszę się pochwalić, że chociaż nie umiem tańczyć (i w sumie nawet nie lubię, a już w ogóle przy ludziach) to dzisiaj mi się śniło, że tańczyłam z Ryanem Guzmanem w duecie ze Step Up 4: Revolution Ja i moja wyobraźnia |
|
Powrót do góry |
|
|
Kenaya Prokonsul
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 3011 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:15:11 26-08-15 Temat postu: |
|
|
Madziu, dziękujemy ;* Cieszę się, że się jednak nie zawiodłaś, no i domyślam się, że czujesz niedosyt, ale Raul jest nieodłączną częścią tego opowiadania, bez niego to by nie było to samo, więc zapewniam, że jeszcze nie raz wtrąci swoje trzy grosze, a może i pięć
Co do piosenki to wiem, że jest jeszcze wersja wykonywana przez dziewczyny z Pitch Perfect, ale ja po prostu bardzo lubię Jessie J., o gustach się nie dyskutuje, ale jeśli choć częściowo trafiłyśmy z utworem to super
Reszty, pozwolisz, ale nie skomentuję dla dobra sprawy
Ps. Madziu, może to znak, że jednak trzeba zacząć tańczyć Taka zachęta nie zdarza się każdemu |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:44:00 30-08-15 Temat postu: |
|
|
"Przyjaźń nie potępia w chwilach trudnych, nie odpowiada zimnym rozumowaniem: gdybyś postąpił w ten czy tamten sposób...
Otwiera szeroko ramiona i mówi: nie pragnę wiedzieć, nie oceniam, tutaj jest serce, gdzie możesz spocząć." [Malwida von Meysenbug]
– Padam z nóg – westchnęła Liliana, opadając na krzesło przy jednym z wolnych stolików wystawionych przed kawiarnią w centrum handlowym, w którym razem z Corrie spędziły tego dnia ponad trzy godziny. – W takiej chwili jak ta odechciewa mi się całego tego wesela, białej sukni i wszystkich tych mało istotnych drobiazgów. Mogłabym wziąć ślub w jeansach i koszuli – zaśmiała się, zerkając na rozbawioną Corrie, która rzuciła swoją sportową torbę na sąsiednie krzesło, a potem usiadła naprzeciwko przyjaciółki.
– Naprawdę sądzisz, że mój kuzyn pozwoliłby na to, by jego księżniczka wzięła ślub w jeansach? – zapytała, unosząc znacząco brew i odchyliwszy się na oparcie, wsunęła końcówkę słomki do ust i upiła łyk soku, który przed momentem zamówiła.
Liliana westchnęła ciężko i wywróciła oczami z rezygnacją, zgarniając na ramię gęste, brązowe włosy.
– Za tą jedną rzecz, czasem mam ochotę udusić Jackie – przyznała żartobliwie, a kiedy Corrie nie mogąc dłużej się powstrzymywać, parsknęła wesołym śmiechem, sama również się uśmiechnęła.
– Wychowała po prostu Raula na porządnego faceta, dla którego kobieta jest na pierwszym miejscu, a ty powinnaś być wdzięczna niebiosom za to, że zdałaś mój egzamin i poznałam cię z moim ukochanym i zaznaczam … – powiedziała poważnie, wcelowując w nią słomką. – Jedynym kuzynem, który zresztą jest dla mnie jak brat – dokończyła, mrugając do niej i uśmiechając się promiennie.
– I ja się z tobą przyjaźnię, małpo? A gdzie twoja babska solidarność? – zapytała rozżalona, krzyżując przedramiona na piersi i starając się przynajmniej wyglądać odrobinę poważnie, chociaż jej oczy całe się śmiały.
– W tej kwestii nie istnieje coś takiego, przykro mi – odparła Corrine bezradnie rozkładając ręce, na co Lily parsknęła tylko śmiechem i pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Jesteście nienormalni, wiesz? Całkiem jak syjamskie bliźnięta – stwierdziła z rozbawieniem i sięgnęła po swój sok, upijając kilka sporych łyków. Corrie wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się pod nosem, ale jeśli miała być szczera sama ze sobą, musiała przyznać, że przyjaciółka ma rację. Oboje z Raulem byli jedynakami, a fakt, że razem się wychowywali sprawił, że zżyli się ze sobą tak bardzo jakby naprawdę byli rodzeństwem. Gdy byli dziećmi spędzali ze sobą każdą chwilę; razem psocili wymyślając co chwila nowe żarty, których ofiarami często bywali rodzice; razem kradli przed obiadem ciastka upieczone przez ciocię Jackie, a nawet wzajemnie odrabiali sobie lekcje. A kiedy dorośli po prostu zaczęli świetnie się dogadywać, a wręcz rozumieć bez słów. Bez względu na wszystko zawsze stoją za sobą murem, potrafią ze sobą żartować, wygłupiać się, rozmawiać o pierdołach oglądając durne filmy do białego rana, a nawet zwierzać się sobie nawzajem z najbardziej osobistych spraw. Byli jak jedna dusza w dwóch ciałach i Corrie każdego dnia dziękowała Bogu za to, że w jej życiu był obecny Raul, który stał się jej opoką; który wspierał ją, kiedy tego potrzebowała i troszczył się o nią, ofiarowując swoją bezwarunkową braterską miłość.
– Wiem – odezwała się w końcu Corrie nostalgicznym tonem, a kiedy pochwyciła spojrzenie Liliany, uśmiechnęła się psotnie. – A ponieważ znam Raula jak własną kieszeń wiem, że możesz zapomnieć o ślubie w jeansach – dodała, zwinnie uchylając się przed lecącą w jej stronę zwiniętą w kulkę serwetką.
– Wypchaj się! Trafiła mi się druhna z piekła rodem, cholera! – mruknęła ze śmiechem narzeczona Raula.
– Ty lepiej nie narzekaj, bo jestem jedyną druhną, jaką masz. Zresztą sama sobie mnie wybrałaś, więc teraz zaciśnij zęby i przecierp – zauważyła słusznie Corrie, a Lily na te słowa wzniosła oczy do nieba i westchnęła z rezygnacją.
– Wiesz, jakoś niespecjalnie miałam coś do powiedzenia, bo Raul nie wyobraża sobie na tym miejscu kogokolwiek innego – droczyła się Liliana, choć obie doskonale wiedziały, że niezależnie od tego, jakie zdanie miał w tej kwestii Raul, Lily z całego serca pragnęła by to właśnie Corrine została jej druhną. Znały się przecież od pierwszej klasy liceum i od tamtej pory były nierozłączne. Wiedziały o sobie dosłownie wszystko i choć czasem się ze sobą nie zgadzały, jedna za drugą wskoczyłaby w ogień, a fakt, że gdy były w ostatniej klasie szkoły średniej Raul i zakochana w nim po uszy Lily zostali parą, sprawiła, że ich przyjaźń jeszcze się umocniła.
– Mój kuzyn po prostu wie, co jest dla was najlepsze – podsumowała Corrine, mrugając z rozbawieniem do siedzącej naprzeciwko Liliany, która przewróciła tylko oczami i upiła łyk swojego soku. – Powiedz lepiej jak sprawy z kawiarnią? Nie było mnie trzy miesiące, a przez telefon nie o wszystkim da się porozmawiać tak jak na żywo – stwierdziła Corrie ze skruchą i uśmiechnęła się lekko.
– Wygląda na to, że najgorsze mam za sobą – odparła zadowolona Lily, z wyraźną ulgą malującą się w zielonych oczach. – Z sanepidem nie było problemu, bo na ten lokal, który przejęłam już wcześniej wydano pozwolenie na podobny biznes, a sama nie ingerowałam w projekt budowlany, więc w zasadzie to była kwestia formalna. Koncesję dostałam dwa dni temu, także mogę ruszać z całą resztą – dodała uśmiechając się szeroko.
– A jak remont?
– Powinni skończyć pod koniec tego tygodnia, najpóźniej z początkiem następnego. Udało mi się zamówić takie stoliki i krzesła, jakie chciałam i to po okazjonalnej cenie – przyznała, z psotnym błyskiem w oku, a gdy jej usta rozciągnęły się w szerokim łobuzerskim uśmiechu, Corrie roześmiała się głośno i pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Rozumiem, że zagadałaś nieszczęsnego sprzedawcę? – bardziej stwierdziła niż zapytała, a Liliana w odpowiedzi jedynie wzruszyła niewinnie ramionami.
– Po prostu potrafię się targować.
– No, w to nie wątpię. Ja też wolałabym ci coś sprzedać taniej i mieć cię w końcu z głowy, niż słuchać twojego trajkotania – odparła rozbawiona Corrie i mrugnęła do przyjaciółki, widząc jej nadąsaną na pokaz minę i czające się w oczach rozbawienie. Liliana szybko jednak spoważniała, wspierając łokieć na stoliku i podpierając policzek na dłoni, zaczęła bawić się słomką.
– Teraz najtrudniejsze będzie znalezienie porządnego ekspresu ciśnieniowego, bo bez tego zamiast kawiarni będzie jedna gigantycznie wielka porażka. Na nowy mnie nie stać, a znalezienie używanego, który byłby w dobrym stanie, graniczy z cudem. Teoretycznie nie powinien być starszy niż dwa lata, a to zawęża krąg poszukiwania – stwierdziła, pocierając palcami zmęczone oczy. Corrine wpatrując się uważnie w przyjaciółkę, zmrużyła powieki i przygryzła policzek od wewnątrz, jakby nad czymś intensywnie się zastanawiała.
– Może podpytam Chachi? – zaproponowała, natychmiast ściągając na siebie pełne nadziei spojrzenie Lily. – Jej dziadkowie prowadzą przecież włoską knajpę w centrum miasta, jeśli oni nie będą mieli ekspresu na zbyciu, to może przynajmniej mają namiary na kogoś, kto się tym zajmuje.
– Mogłabyś?
– Żartujesz? Pewnie, głuptasie! – odparła z entuzjazmem i uśmiechnęła się do niej promiennie, dostrzegając wyraźnie jak z oczu Liliany znika niepokój, a ona sama odrobinę się rozluźnia.
– Mówiłam, że cię uwielbiam? Pewnie mówiłam – zaśmiała się i z wdzięcznością spoglądając jej w oczy, wysłała jej całusa w powietrze.
– Coś mi się kiedyś obiło o uszy – odparła żartobliwie Corrine, przekrzywiając lekko głowę i uśmiechając się lekko do przyjaciółki, która tylko pokręciła głową z rozbawieniem.
– Teraz pozostaje tylko urządzenie lokalu i zajęcie się marketingiem – przyznała Lily i przeczesując włosy palcami, odchyliła się na oparcie swojego krzesła. – Strona internetowa rusza tydzień przed otwarciem, poza tym opłaciłam na razie półroczną reklamę w Internecie i odebrałam dzisiaj z drukarni plakaty, naklejki i ulotki.
– To możesz dać mi kilka, podrzucę na korytarz w szkole – zaproponowała Corrie. – Przecież od nas jest do twojego lokalu rzut beretem, a biorąc pod uwagę klimat kawiarni, to możesz być pewna, że uczniów ciotki Jackie będziesz miała napływających tłumami od rana do wieczora.
– I o to chodzi – odparła Lily i uśmiechając się szeroko, wcelowała w nią palec wskazujący. – Mam nadzieję, że taka promocja wystarczy – dodała, zagryzając nerwowo dolną wargę i spoglądając przelotnie na przyjaciółkę, upiła łyk soku.
– Jak nie wystarczy, to w ostateczności przebierzemy Raula za jakiegoś potworka i niech gania po mieście z darmowymi ciasteczkami twojego wypieku – zażartowała Corrie, a Liliana parsknęła wesołym śmiechem, kiedy przed oczami jak żywy stanął jej narzeczony w jakimś, jego zdaniem, kompromitującym przebraniu z koszyczkiem pełnym smakołyków. Pokręciła głową z rozbawieniem i sięgnęła do swojej torebki po uporczywie wibrujący telefon.
– O wilku mowa – uśmiechnęła się, zerkając na wyświetlacz, po czym szybko przystawiła aparat do ucha. – Już się stęskniłeś?
– Nie masz pojęcia jak bardzo … – mruknął tym zmysłowym półgłosem, od którego Lily zawsze miała kolana jak z waty. Odruchowo zagryzła dolną wargę, czując wyraźnie jak na jej policzki wypływają urocze rumieńce.
– Moglibyście nie świntuszyć przez telefon? Ja tu jestem! – rzuciła rozbawiona Corrine, ściągając na siebie ganiące spojrzenie Liliany.
– Nadal jesteście w centrum handlowym? – zapytał Raul, kiedy w końcu przestał się śmiać.
– Tak, a ty gdzie jesteś?
– Szczerze mówiąc tam gdzie wy – powiedział, a Liliana zmarszczyła brwi, po czym wstała od stolika i podeszła do metalowej barierki, zerkając dwa piętra niżej na główny hol. – Właśnie wchodzę do budynku – dodał, a Liliana zmrużyła oczy i wzrokiem szybko odszukała narzeczonego, który przeszedł przez obrotowe drzwi.
– Widzę cię. Jesteśmy z Corrie na drugim piętrze – wyjaśniła Liliana, a kiedy Raul instynktownie uniósł wzrok, uśmiechnęła się i pomachała mu.
– Zaraz u was będę – mruknął i przerwał połączenie, pospiesznie kierując się w stronę ruchomych schodów.
– Czy wy nie możecie bez siebie wytrzymać nawet kilku godzin? – zapytała Corrie, uśmiechając się przyjaźnie, kiedy Liliana zajęła miejsce po przeciwnej stronie stolika.
– Może jak się zakochasz to zrozumiesz – stwierdziła, uśmiechając się cwano i unosząc znacząco brew, upiła łyk swojego soku. Corrie prychnęła pod nosem na te słowa i pokręciła głową z niedowierzaniem, ale nim zdążyła się odezwać, zza jej pleców wyłonił się Raul i bez ostrzeżenia cmoknął ją w policzek.
– Cześć – przywitał się, a potem wspierając dłoń płasko na stoliku, pochylił się i pocałował swoją narzeczoną.
– Mógłbyś się nie skradać? – zapytała Corrie, posyłając mu ganiące spojrzenie. Wzruszył beztrosko ramionami i szczerząc się jak dziecko, przysunął sobie krzesełko z sąsiedniego stolika i klapnął na nie tuż obok Liliany.
– A co masz na sumieniu, że taka strachliwa się zrobiłaś? – zażartował, unosząc wymownie brew i wspierając przedramię o oparcie krzesła Lily. – Kim jest ten biedak, któremu wywinęłaś numer?
– Bujaj się! – zaśmiała się i szturchnęła go nogą w kostkę sprawiając, że roześmiał się jeszcze głośniej.
– Ona jest taka dzisiaj cały dzień, nie da się z nią gadać – poskarżyła się Liliana.
– A ty cały dzień na mnie narzekasz! – zaśmiała się Corrie, rzucając w nią zwiniętym papierkiem po słomce. – Gdyby nie ja, wróciłabyś dzisiaj do domu z niczym – zauważyła, sugestywnie unosząc brew, na co Liliana posłała jej mordercze spojrzenie.
– Co kupiłyście? – zainteresował się Raul, wodząc zaciekawionym spojrzeniem od narzeczonej do kuzynki, a kiedy ta uśmiechnęła się znacząco, wyszczerzył się jak głupek i zajrzał Lilianie w oczy. – Bielizna? – zapytał, choć i tak znał odpowiedź, a kiedy Lily uparcie milczała siłując się z przyjaciółką na spojrzenia, nieoczekiwanie wyciągnął dłoń w kierunku torby stojącej obok jej krzesła.
– Nie ma mowy! – zaprotestowała gorliwie Liliana i w ostatniej chwili stanowczo chwyciła go za nadgarstek, ale widząc jego proszące spojrzenie nie była w stanie dłużej powstrzymywać śmiechu, który i tak cisnął jej się na usta. – Nie, Raul to ma być niespodzianka – jęknęła bezradnie, gdy wpatrywał się w nią uparcie rozpalonymi, ciemnymi tęczówkami.
– Chcę zobaczyć – powiedział przymilnym tonem, jak małe dziecko, które próbuje przekonać rodziców do tego by pozwolili mu odpakować prezent gwiazdkowy jeszcze przed świąteczną kolacją.
– Nie – powtórzyła zdecydowanie i pokręciła głową, odsuwając torbę na bezpieczną odległość. – Uzbrój się w cierpliwość – poprosiła, spoglądając mu błagalnie w oczy. W końcu westchnął zrezygnowany i uśmiechnął się lekko jednym kącikiem ust.
– Teraz to ja tym bardziej muszę iść na siłownię – mruknął pod nosem, przesuwając dłonią po twarzy, a kiedy Corrine na dźwięk tych słów parsknęła gromkim i prawdziwie zaraźliwym śmiechem, oboje z Lilianą jej zawtórowali.
– Poczekaj na kolekcję z wieczoru panieńskiego, wtedy nie wiem czy siłownia ci wystarczy – zachichotała Corrie, gdy Raul posłał jej mordercze spojrzenie, mrużąc podejrzliwie oczy.
– Wieczór panieński?
– No Ty chyba nie sądzisz, że ja ją skażę na dożywocie z tobą bez wcześniejszej prawdziwej panieńskiej imprezy? – powiedziała, siląc się na poważny ton i wskazując dłonią na siedzącą w milczeniu obok narzeczonego Lily, która za wszelką cenę usiłowała powstrzymać się od śmiechu.
– I ty masz ją zaplanować? – zapytał Raul, unosząc znacząco brew.
– A co, wątpisz w moje zdolności organizatorskie?
– Raczej boję się twoich pomysłów! Chcę wiedzieć gdzie, z kim, co będziecie robić…. – zaczął, wyliczając na palcach i wodząc niespokojnym wzrokiem od kuzynki do Liliany, która uniosła ręce w geście poddania, jakby dawała mu do zrozumienia, że ona nie ma o niczym zielonego pojęcia.
– W klubie z męskim striptizem, w otoczeniu grupki seksownych i rozebranych gorących ciał – weszła mu w zdanie Corrie i celowo unikając jego wzroku, zamachała dłonią przed swoją twarzą, jakby na samą myśl półnagich mężczyzn zrobiło jej się gorąco, po czym dyskretnie mrugnęła do przyjaciółki, która boleśnie zagryzła dolną wargę, walcząc ze śmiechem. – Będziemy szaleć do białego rana, pić szota za szotem i wciskać facetom banknoty za gumki od gaci, tylko po to, żeby trochę pomacać – dodała Corrie poważnym tonem i przekrzywiając lekko głowę na bok, starała się nie parsknąć śmiechem na widok wściekłej miny kuzyna.
– Jaja sobie ze mnie robisz? – zapytał, unosząc ciemną brew i siłując się z kuzynką na spojrzenia. Dostrzegając jednak w jej ciemnych oczach błysk rozbawienia, wypuścił powietrze ze świstem uświadamiając sobie, że Corrie w tej chwili się z nim droczy. Przymknął powieki i pokręcił głową z niedowierzaniem, śmiejąc się pod nosem.
– Przecież i tak ci nie powiem, co planuję – stwierdziła Corrine i wzruszając beztrosko ramionami, strzepnęła ze spodni jakieś niewidzialne pyłki. – Zresztą nie przesadzaj, Raul – westchnęła w końcu i przewróciła oczami. – Nie powiesz mi chyba, że ty swój wieczór kawalerski spędzisz w domu, popijając kakao i oglądając dobranocki, a po dziewiętnastej pójdziesz grzecznie spać, hm?
Raul odchrząknął cicho i poruszył się niespokojnie na krześle, wyczuwając na sobie badawcze spojrzenie narzeczonej.
– To nie to samo – mruknął, spoglądając Lilianie w oczy i uśmiechając się niewinnie, przesunął dłonią po karku.
– To jest dokładnie to samo, kochanie – odezwała się w końcu Liliana. – Zresztą nie mówiłeś, że masz jakieś plany – dodała, unosząc wymownie brew i ani na moment nie odrywając zainteresowanego spojrzenia od jego przystojnej twarzy.
– Bo teoretycznie nie mam – wzruszył beztrosko ramionami i umykając spojrzeniem, przesunął dłonią po brodzie. Poruszył się niespokojnie i zerknął przelotnie najpierw na przyglądającą mu się Corrine, a później na siedzącą obok niego Lilianę, która niezmordowanie wciąż się w niego wpatrywała czekając aż coś powie. – No co? Ja nic nie planuję, a chłopaki to co innego. Nie wiem co im strzeli do łbów – wytłumaczył, uśmiechając się niewinnie.
– Z kolegą po sąsiedzku na czele, rozumiem? – zagadnęła rozbawiona Corrie, a gdy Raul po raz kolejny wzruszył ramionami, posyłając narzeczonej przymilne spojrzenie, zagwizdała cicho i zamieszała słomką w resztce pomarańczowego soku.
– U la la … – zaśmiała się. – Jak ja się cieszę, że ty masz swój rozum, kuzynie – dodała, spoglądając mu w oczy w taki sposób, jakby chciała mu powiedzieć, że jeśli zrobi coś głupiego, urwie mu, co nieco.
* * *
Odłożył hantle pod ścianę i ocierając wilgotne czoło przedramieniem, sięgnął po stojącą na parapecie butelkę wody mineralnej i opróżnił ją jednym haustem niemal do połowy. Odetchnął głęboko kilka razy, usiłując unormować bicie serca i choć każdym najmniejszym mięśniem wyraźnie czuł chrzest bojowy jaki zafundował swojemu ciału, wcale nie poprawiło mu to samopoczucia. Miał nadzieję, że wysiłek fizyczny i hektolitry wylanego potu pozwolą mu poczuć się lepiej, albo przynajmniej poukładać sobie w głowie pewne sprawy, ale wcale tak nie było, a on miał wrażenie, że jest w jeszcze czarniejszym lesie niż był wcześniej.
Przymknął powieki i przetarł palcami oczy, a potem przekrzywił głowę na boki i rzucił butelkę na podłogę, bardziej nerwowo niż zamierzał, ściągając na siebie czujne spojrzenie Raula, z którym przyszedł na siłownię, a o którego obecności kompletnie zdawał się zapomnieć, będąc myślami w jakimś odległym miejscu.
– Co jest? – odezwał się w końcu Raul, przerywając ciszę, jaka panowała w sali od dłuższego już czasu i przyglądając się Tomasowi bystrym, ciemnym wzrokiem.
– Nic, a co ma być? – mruknął, wzruszając nonszalancko ramionami i z pełną premedytacją unikając patrzenia na Riverę.
– Nie odpowiadaj mi pytaniem na pytanie, stary. Odkąd tu przyszliśmy odezwałeś się może ze dwa razy i elokwencją zbytnio nie błysnąłeś – zauważył brunet, puściwszy drążek, na którym do tej pory się podciągał i przyglądając mu się uważnie, sprawnym ruchem odpiął rzepy w treningowych rękawiczkach.
Tomas przesunął dłońmi po twarzy, po czym zrobił głęboki wdech i klapnął ciężko na pobliską ławkę. Pochylił się lekko do przodu i wspierając łokcie o kolana, zaplótł dłonie na karku, tępo wpatrując się w podłogę pod stopami, nadal uparcie milcząc i sprawiając wrażenie człowieka, który w tej chwili toczy jakąś zaciętą walkę z samym sobą.
– Powiesz coś? – odezwał się ponownie Raul, upijając łyk wody ze swojej butelki i ani na moment nie odrywając przy tym spojrzenia od kumpla, którego wyraźnie coś dręczyło.
– A co chciałbyś usłyszeć? – prychnął z irytacją. Wiele oddałby za to, żeby móc wieść tak poukładane i spokojne życie jak jego kumple, ale nic nie szło po jego myśli i nawet nie zanosiło się na to, żeby miało się to wkrótce zmienić. Czuł się coraz bardziej bezsilny i przytłoczony sytuacją, w jakiej się znalazł. Miał wrażenie, że stoi w miejscu, niezdolny wykonać nawet jednego kroku, podczas gdy inni prą do przodu, nie oglądając się za siebie. – Przyjechałem do stolicy, aby zacząć od nowa, a znowu wszystko się pieprzy – warknął wściekle, nie zaszczycając Raula ani jednym spojrzeniem.
– Chodzi o ten dług u moich starych?
– Nie tylko – westchnął, nerwowo pocierając kark, a potem splótł dłonie w koszyczek i wbił w nie błyszczące spojrzenie, zastanawiając się czy powinien komukolwiek o czymkolwiek mówić, ale jeśli miał być szczery sam przed sobą Raul był w tej chwili jedynym człowiekiem, z jakim mógł pogadać, a wyglądało na to, że szczerej rozmowy brakowało mu bardziej niż sam przed sobą chciał się do tego przyznać.
– Co się właściwie stało? Wydawało mi się, że dwa miesiące temu mówiłeś, że chyba uda ci się gdzieś w końcu zaczepić – zagadnął Raul, rzucając treningowe rękawice na ławkę i leżącym na parapecie ręcznikiem wytarł wilgotną od potu twarz.
– Też mi się tak wydawało, ale ostatecznie gów*o z tego wyszło. Tak samo jak przy pozostałych dziesięciu robotach, w których się pokazałem. Zresztą nie powinienem się temu dziwić mając taką przeszłość – powiedział z goryczą, a jego usta mimowolnie wygięły się w cierpkim grymasie.
– O czym ty mówisz? – zapytał Raul, marszcząc brwi, a kiedy odpowiedziała mu cisza, westchnął cicho i rzucił w Tomasa ręcznikiem, natychmiast ściągając na siebie jego spojrzenie. – Nie czaj się, tylko wal prosto z mostu, co cię gryzie – powiedział, siłując się z nim przez chwilę na spojrzenia i choć miał wrażenie, że to co za chwilę usłyszy wcale może mu się nie spodobać, nie miał zamiaru ferować wyroków na kimkolwiek. – Co się z tobą działo przez ostatnie lata, Tomas? – zapytał podejrzliwie, mrużąc oczy, jakby domyślał się, że to w gruncie rzeczy o to właśnie chodzi i jest to coś, o czym Tomas wolałby nie rozmawiać. Oparł się biodrami o parapet i cierpliwie czekał aż przyjaciel sam zacznie mówić. Znał go już na tyle, by wiedzieć, że naciskanie na niego odniesie zupełnie przeciwny skutek.
Tomas nabrał powietrza w płuca i przyłożył do ust dłonie złożone jak do pacierza. W jednej chwili, niczym zwiastun jakiegoś filmu, mignęło mu przed oczami wszystko to, co nigdy nie powinno było się stać, a co odbijało się echem na jego teraźniejszym życiu. Nie miał nic: pieniędzy, konkretnego fachu w ręce, własnego dachu nad głową, żadnych perspektyw na lepszą przyszłość.
– Siedziałem w pierdlu – powiedział w końcu bez zbędnych wstępów tonem wyprutym z jakichkolwiek emocji, nie zaszczycając przy tym bruneta ani jednym spojrzeniem. Raul zagwizdał pod nosem i usiadł z wrażenia na ławce obok kolegi, pochylając się do przodu i wspierając przedramiona o kolana.
– To przywaliłeś z grubej rury, Tommy – mruknął, ze świstem wypuszczając powietrze z płuc. Potarł dłonią kark, wbijając spojrzenie w jakiś mało istotny punkt przed sobą i w ciszy trawiąc słowa, jakie przed momentem wystrzeliły między nich jak torpeda. – Chcę wiedzieć, za co? – zapytał w końcu, odchrząkując cicho i niemal natychmiast pochwytując ciemne spojrzenie kumpla. Przez chwilę siłowali się tak na spojrzenia, a potem Tomas pokręcił głową i przymknął powieki, robiąc głęboki wdech.
– Za swoją głupotę – rzucił beznamiętnie, tonem jasno sugerującym, że nie chce zagłębiać się w szczegóły, przynajmniej nie w tej chwili.
– Słuchaj, znam cię trochę, Tommy – powiedział Raul poważnie, a Tomas uśmiechnął się tylko krzywo i zmiął w ustach słowa, które cisnęły mu się w tej chwili na język. – Nie wiem, co się stało w twoim życiu, ale jeśli będziesz chciał kiedyś pogadać, albo będziesz potrzebował pomocy, możesz na mnie liczyć. Bez względu na wszystko – zapewnił, robiąc nacisk na ostatnie zdanie i wpatrując się w Lozano uporczywie, jakby chciał się przekonać, że sens tych słów dociera do niego z pełną mocą.
Tomas pokiwał głową i uśmiechnął się krzywo.
– Dzięki – westchnął, wysilając się na słaby uśmiech i poklepał Raula po plecach w przyjacielskim geście, ale szybko spoważniał, ściskając nasadę nosa palcami. – Nie chcę ci robić kłopotów i nie zamierzałem narażać się twoim rodzicom nadużywając ich gościnności. Chyba po prostu do tej pory łudziłem się, że jeszcze mogę stanąć na nogi.
– Nie ma takiego bajora, z którego nie da się wyjść. Myślałem, że tyle wyniosłeś z woja.
– Wiele z niego wyniosłem, ale są sprawy, których nie jestem w stanie przeskoczyć – odparł bezradnie, pochwytując na ułamek sekundy inteligentne spojrzenie Rivery. – Głupiej legalnej pracy nie mogę znaleźć. Twoi starzy też wywalą mnie na zbity pysk, kiedy tylko dowiedzą się, że trzymają pod swoim dachem faceta, który ostanie pięć lat swojego życia spędził w pierdlu – zaśmiał się z goryczą i pokręcił głową z rezygnacją.
– Nie przesadzaj, co? Moi rodzice są może surowi, ale nie bezlitośni – przyznał Raul pewny tego, co mówi i uśmiechnął się lekko. – A ty jesteś człowiekiem jak my wszyscy i jak wszyscy masz prawo do popełniania błędów i podejmowania czasem nieodpowiednich decyzji.
– Tylko, że ja popełniłem ich zbyt wiele i teraz przyszło mi za to płacić, a cały ten smród będzie się chyba za mną ciągnął do śmierci.
– No ten, który masz na sobie to przynajmniej dopóki nie wejdziesz pod prysznic – zauważył Raul, zerkając na niego z rozbawieniem. Tomas parsknął wesołym śmiechem i rzucił w niego ręcznikiem, który chwilę wcześniej wylądował na jego głowie.
– Jesteś porąbany!
– Na pewno nie bardziej niż ty, wariacie – zaśmiał się, a Tomas pokręcił głową z niedowierzaniem i odrobinę się rozluźnił, zdając sobie sprawę z tego, że faktycznie potrzebował z kimś pogadać, tak po prostu. Z kimś, kto go nie oceni i nie skreśli, a z Raulem znali się od kilku lat i jedyne, czegonie można było o nim powiedzieć, to tego, że kiedykolwiek go skrytykował. – Wpadnij jutro do nas na obiad – odezwał się Raul, wyrywając Tomasa z odrętwienia.
– To nie jest dobry pomysł. Twoi rodzice raczej za mną nie przepadają – powiedział, uśmiechając się krzywo i unosząc znacząco brew.
– Ocipiałeś człowieku? To, że pewnie zebrałeś opieprz od mojej matki nie znaczy, że cię nie lubi. Oboje są po prostu bardzo wymagający i bywają zdystansowani, bo inaczej ludzie weszliby im na głowę, ale nie są tacy źli. W końcu moja matka cię zatrudniła prawda?
– Zatrudniła mnie, bo mam u was dług i wysłał mnie do niej twój ojciec.
– Ale szkoła to jej poligon, ona jest tam dowódcą i ona decyduje. Jeśli cię zatrudniła to znaczy, że zobaczyła w tobie coś, czego ty sam jeszcze w sobie nie dostrzegasz – stwierdził Raul, wcelowując w niego palec wskazujący.
– A kiedy ty zacząłeś tak mędrkować, co? – zaśmiał się Tomas, unosząc ciemną brew.
– Nie mędrkuję tylko znam swoich starych – stwierdził, wzruszając nonszalancko ramionami. – Wpadnij na obiad. Zresztą przydałoby się, żebyś w końcu poznał moją przyszłą żonę. Jeśli boisz się, że będziesz jedynym bez pary to może zachęci cię fakt, że będzie też moja urocza kuzynka – dodał, uśmiechając cwano i uniósł sugestywnie brew, wpatrując się w kumpla z rozbawieniem.
– Bawisz się w swata? – zagadnął Lozano, leniwie podnosząc się z ławeczki. – Jeśli jest taka piękna jak ty to raczej sobie odpuszczę – mruknął kąśliwie.
– Bujaj się, gamoniu! – fuknął roześmiany Raul. – Przyjdź i nie rób z siebie dzikusa. Przynajmniej zjesz coś normalnego, bo pewnie w twojej lodówce nie ma nic prócz światła.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Stokrotka* Mistrz
Dołączył: 26 Gru 2009 Posty: 17542 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:25:51 31-08-15 Temat postu: |
|
|
3 nie skomentowała, to przynajmniej w 4 będę pierwsza!
Kocham Raula jego sposób bycia, zachowywania sie a moment wejścia do centrum handlowego i wypytywania się o bieliznę genialny!
A Tommiego mi na ten moment szkoda, widać że chciałby ruszyć coś w swoim życiu, ale jak tylko próbuję i stara się jak może to wszystko szlag trafia, jakby walił głową w chiński mur. Jednak dobrze, że ma przy sobie kogoś takiego jak Raul który trochę podniósł mu samoocenę |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:20:41 01-09-15 Temat postu: |
|
|
Natuś jesteś A już myślałam, że zrezygnowałaś z odwiedzania nas W każdym razie w imieniu swoim i Madziuli dziękuję że zaszczyciłaś nas swą obecnością :*
Raul i Lily początkowo mieli być tu tylko tłem, ale coś mi się zdaje, że chyba dostaną swoje małe wielkie pięć minut, bo młody Rivera ma tu coraz więcej fanek ;P A Tommy... hmm... wydaje mi się, że nie musisz się o niego martwić, przynajmniej póki co
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 17:22:48 01-09-15, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|