Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Junto a Ti (Eillen&Kenaya) - [26.]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:16:24 18-10-15    Temat postu:



    "Najgorszym więzieniem jest przeszłość." [Paulo Coelho]

    Po sali sądowej wciąż echem niosły się słowa patetycznej mowy końcowej oskarżyciela, który nie zostawił na nim suchej nitki, stawiając go na równi z pozbawionymi sumienia i zdolności odczuwania uczuć wyższych recydywistami i mordercami.
    Na twarzy miał wystudiowaną maskę obojętności, a głowę zwiesił nisko, ale nie dlatego, że czuł wstyd, wyrzuty sumienia, skruchę czy cokolwiek innego, co powinien był czuć człowiek oczekujący na wyrok, a dlatego, bo nie mógł znieść utkwionych w nim spojrzeń, które wyraźnie czuł na sobie przez cały proces. Pełnego żalu, zawodu i niedowierzania spojrzenia swojej matki, w którym wciąż jednak tliła się płonna nadzieja, że to wszystko to tylko jakaś koszmarna pomyłka; spojrzenia siedzącej obok człowieka, którego wciąż miał za przyjaciela, drobnej szatynki, której śliczną twarz szpeciły bruzdy wyżłobione przez płynące niemal nieustannie od kilku miesięcy łzy; i skruszonego spojrzenia samego przyjaciela, przez którego stał teraz przed surowym obliczem majestatu prawa i z pokorą czekał na wyrok, który mógł być tylko jeden.
    Od początku procesu z premedytacją unikał patrzenia w ich stronę, ale teraz nie mógł się powstrzymać. Kątem oka zerknął na Irinę, która mimo, że jak zwykle kurczowo ściskała dłoń siedzącego obok niej Nicolasa, tego dnia trzymała się dzielenie i nie uroniła jeszcze ani jednej łzy, nawet wtedy, gdy strażnicy więzienni wprowadzali go na salę jak najgorszego przestępcę, skutego kajdanami, połączonymi grubym łańcuchem, pobrzękującym złowrogo przy najmniejszym ruchu. Wydawała się być bardziej niż on sam spięta oczekiwaniem na rozstrzygnięcie sprawy. Kiedy wyczuła na sobie jego spojrzenie, jej wargi poruszyły się bezgłośnie, ale wtedy natychmiast odwrócił wzrok, zaciskając nerwowo szczęki.
    – …uznaje za winnego i skazuje go na karę pięciu lat bezwzględnego pozbawienia wolności… – odczytał surowym tonem, sędziwy mężczyzna, zasiadający za stołem sędziowskim.
    Ze świstem wypuścił powietrze z płuc, dopiero teraz uświadamiając sobie, że przez kilkanaście sekund wstrzymywał oddech. Widział jak jego matka przymknęła powieki i zrobiła kilka głębokich wdechów. W tym samym momencie usłyszał rumor za plecami. Odruchowo zerknął za siebie przez ramię i serce momentalnie podeszło mu do gardła. Obok ulgi, że sprawa wreszcie została zakończona, pojawiło się uczucie niepokoju i strachu o Irinę, która zatoczyła się nagle, jakby grunt usunął się jej właśnie spod nóg, wpadając wprost w silne ramiona Nicolasa. Jej twarz w jednej chwili stała się blada jak kreda. Sędzia przerwał odczytywanie wyroku, spoglądając wymownie w ich stronę znad okularów, które zsunęły się mu na sam czubek nosa. Gdy Nicolas kiwnął głową, dając mu znać, że wszystko jest pod kontrolą, wrócił do przerwanej czynności, a Irina złapała się za serce, łapczywie nabierając powietrza w płuca.
    – Przepraszam – wyszeptał w jej stronę bezgłośnie po czym wrócił spojrzeniem do surowego oblicza sędziego, akurat w momencie, gdy ten uderzał młotkiem w stół, zamykając rozprawę.
    – Chcę z nim porozmawiać – powiedziała cicho Irina, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do strażników, którzy zdążyli już go zakuć w kajdany. – Dajcie nam chwilę – poprosiła, spoglądając na mężczyzn błagalnie. Jeden z nich odwrócił się w stronę sędziego, a gdy ten skinął głową z aprobatą, obaj odsunęli się o krok w tył, dając im odrobinę przestrzeni. – Będę na ciebie czekać – wyszeptała, ujmując jego pokrytą kilkudniowym zarostem twarz w swoje dłonie i całując go grzecznie w kącik ust.
    – Nie, nie będziesz czekać – odparł stanowczo, chwytając ją za nadgarstki dłońmi skutymi w kajdany i odsuwając je od siebie. – Nie mogę tego od ciebie wymagać dlatego będziesz żyć, jakbyś nigdy mnie nie znała i będziesz szczęśliwa.
    – Tomas – jęknęła, ale wtedy podeszła do nich jego matka i mocno przytuliła go do siebie.
    – Będzie dobrze, mamo. Wyjdę nim się obejrzysz – dodał, uśmiechając się blado, po czym przeniósł spojrzenie na Nicolasa. Podał mu dłoń, a gdy Barosso zamknął go w niedźwiedzim uścisku, wyszeptał mu do ucha tak, że nikt inny nie mógł tego słyszeć: – Opiekuj się nią i nie pozwól, by włos spadł jej z głowy…



    Zerwał się z łóżka, zlany zimnym potem. Oparł łokcie o zgięte kolana i ścisnął nasadę nosa placami. Wydawało mu się, że udało mu się tamten dzień wyrzucić z pamięci, a przynajmniej zepchnąć wspomnienie o nim w najciemniejsze zakamarki świadomości, ale od chwili, kiedy otrzymał mailową wiadomość od Nicolasa, wszystko zaczęło wracać. Wyrzuty sumienia, wątpliwości, milion myśli, że mógł wiele rzeczy zrobić inaczej, podjąć inne, być może lepsze decyzje. Tego, co czuł wtedy, patrząc w jej przepełnione bólem spojrzenie, nie był w stanie wymazać z pamięci i nie chciał przeżywać już nigdy więcej. Zranił ją wtedy i ranił ją później jeszcze wiele razy, odmawiając wyjścia z celi na widzenie, nie odbierając jej listów, a w końcu pisząc ten jeden, jedyny, który wysłał do niej zza krat, a który położył kres wszystkiemu. Sądził wówczas, że postępuje właściwie, ale teraz, po latach, okazywało się, że najwyraźniej zniszczył tym nie tylko siebie i swoje życie, ale prawdopodobnie również życie Iriny.
    W ciągu dnia jakoś się trzymał, skupiając myśli na pracy, jaką miał do wykonania w szkole, a kiedy nie pracował, Raul skutecznie zajmował mu czas, jeszcze bardziej niż wcześniej, odkąd zgodził się zostać jego drużbą, narzekając na nieustannie piętrzące się problemy związane z przygotowaniami do ślubu. Zawsze w pobliżu była też kuzynka Raula, która jednym spojrzeniem potrafiła skutecznie rozproszyć jego myśli, ale samotne noce w pustym, zimnym łóżku, zaczynały coraz dobitniej dawać mu się we znaki, przygniatając ciężarem wspomnień. Być może dlatego coraz częściej spędzał je poza domem, wracając do mieszkania dopiero wraz z nadejściem świtu.
    Westchnął cicho i opuścił bose stopy na miękki dywan, wlepiając spojrzenie w bezwstydnie zaglądający do jego okna wielki księżyc. Oparł dłonie na krawędzi materaca po obu stronach swoich bioder i mocno zacisnął palce. Sądził, że zaczął w końcu wychodzić już na prostą, ale przeszłość znów zdawała się wyciągać po niego swoje okrutne łapska. Na chwilę zwiesił głowę, a potem powoli poruszył nią na boki, jakby chciał rozruszać zastane mięśnie i zastanawiając się czy kiedykolwiek odnajdzie spokój, bo o szczęściu już nawet nie śmiał marzyć. Zerknął na elektryczny budzik. Dochodziła trzecia, ale wiedział, że już nie zaśnie. Leniwie podniósł się z łóżka i wiedziony jakimś wewnętrznym instynktem, podszedł do komody i z górnej szuflady wyciągnął album. Kiedy wysunęło się z niego jedno ze [link widoczny dla zalogowanych], opadając na podłogę obok jego stóp, przykucnął i chwycił je między palce. Jego jakość pozostawiała wiele do życzenia, ale było to jedno z pierwszych zdjęć jakie zrobił w życiu. Wciąż miał ogromny sentyment do tej niedoskonałej fotografii, zniszczonej przez upływający czas, tak samo jak on i jego serce.
    Usiadł na ziemi, oparł się plecami o łóżko i przesunął koniuszkami palców po twarzy szatynki, wracając myślami do czasu, kiedy zrobił to zdjęcie. Był wtedy zakochany jak wariat, pierwszy raz w życiu, zresztą z wzajemnością. Irina była kolorowym ptakiem, który rozświetlił jego życie, wypełniając je tysiącem barw i szybko stając się jego nieodłączną częścią.


    – Musisz wszędzie łazić z tym aparatem i bez przerwy robić mi zdjęcia bez uprzedzenia? – spytała z wyrzutem, niespełna siedemnastoletnia wówczas Irina, krzyżując dłonie na piersiach i spoglądając na niego z naburmuszoną miną, gdy jej uwagę kolejny raz, kiedy najmniej się tego spodziewała, zwrócił dźwięk spustu migawki połączony z błyskiem fleszu aparatu.
    – Najlepsze zdjęcia to te, zrobione z zaskoczenia, kiedy obiekt nie wie, że jest fotografowany.
    – Obiekt? – zagadnęła, wymownie unosząc brew.
    – Modelka – poprawił się szybko, przypatrując się jej z łobuzerskim błyskiem w oku i zawadiackim uśmieszkiem na ustach.
    – A od kiedy ty jesteś takim znawcą? – spytała rozbawiona, uporczywie wpatrując się w jego przystojną twarz.
    Wzruszył nonszalancko ramionami i uśmiechnął się lekko. Irina ujęła jego policzek w szczupłą dłoń i kciukiem delikatnie przesunęła po uroczym dołeczku, który pojawiał się zawsze wraz z uśmiechem Tomasa.
    – Matka mówi, że mam talent i powinienem realizować swoje pasje.
    – Twoja matka znalazła niezły sposób na to, byś trzymał ręce z daleka od mnie – odparła Irina, popychając go lekko na maskę samochodu, o którą przed chwilą sama się opierała i przywierając do niego swoim drobnym ciałem. – Wierzę, że kiedyś będziesz światowej sławy fotografem, ale na razie wolałabym, żeby twoje wspaniałe dłonie, z czułością i delikatnością z jaką obchodzą się z tym sprzętem, zajęły się twoją stęsknioną, spragnioną, cholernie napaloną dziewczyną – wymruczała w jego usta, oplatając się w pasie jego silnymi ramionami.
    – Ale czy to nie jest wspaniałe, że mogę w ten sposób zatrzymać na zawsze wszystkie ulotne i niepowtarzalne chwile?
    Irina przewróciła oczami z irytacją i pokręciła głową z niedowierzaniem, po chwili uśmiechając się wesoło i kradnąc mu całusa.
    – Kocham cię, wiesz? – zagadnęła, błyszczącym spojrzeniem omiatając jego twarz i zatrzymując je na jego cudownie tęczówkach, w których wyraźnie widziała swoje odbicie. – Za pasję i zaangażowanie, z jakimi oddajesz się temu, co akurat robisz…



    Przymknął powieki, odchylając wygodnie głowę i opierając ją o materac kilka razy odetchnął głęboko po czym jeszcze raz wrócił spojrzeniem do fotografii. Delikatnie, jakby dotykał jej skóry, przesunął kciukiem po gładkiej powierzchni zdjęcia i uśmiechnął się do swoich wspomnień. Kilka miesięcy po tym, jak zrobił to zdjęcie, ku wielkiemu niezadowoleniu Iriny, zaciągnął się do wojska. Nie sądził wtedy, że ich młodzieńcza miłość przetrwa, ale gdy wrócił do rodzinnego miasteczka po opuszczeniu koszarów, jego serce znów zabiło mocniej na jej widok. Nie była już wówczas zbuntowaną nastolatką, którą zostawił, zaciągając się do wojska, ale młodą śliczną, pewną siebie i swojej urody kobietą, która doskonale wiedziała czego chce. Jej włosów nie zdobiły już kolorowe pasemka, a t–shirt i przetarte jeansy zamieniła na zdecydowanie bardziej kobiece i seksowne fatałaszki, z każdym dniem sprawiając, że zakochiwał się w niej na nowo, jeszcze bardziej niż poprzednio, choć wydawało mu się to w ogóle niemożliwe. Przez kolejne lata żyli jak w bajce, aż przyszedł tamten feralny dzień, który zmienił wszystko, a który wciąż odbijał się echem w jego teraźniejszym życiu, sprawiając, że wciąż stał w miejscu.
    Ostatni raz omiótł spojrzeniem jej zgrabną sylwetkę, po czym wsunął zdjęcie za tylną okładkę, leniwie podniósł się z ziemi i odłożył album na komodę. Wyciągnął z szuflady skarpetki, a potem szybko zlokalizował swoje buty do biegania. Na koniec sięgnął po leżącą na fotelu bluzę, którą od razu założył na siebie, a potem zgarnął z nocnego stolika swoją komórkę z zestawem słuchawkowym, włączył playlistę, wcisnął w uszy malutkie słuchawki i wsunął aparat do kieszeni bluzy. Zasunął suwak, naciągnął na głowę kaptur i wyszedł z sypialni. Wiedział, że rozmyślanie o tym wszystkim i analizowanie tego kolejny raz nie miało najmniejszego sensu. Nie mógł cofnąć czasu, niezależnie od tego, jak bardzo czasem właśnie tego pragnął. Powinien w końcu ruszyć naprzód i obojętnie, ile jeszcze kłód pod nogi rzuci mu los, nie zatrzymywać się i nie oglądać więcej za siebie. W tej chwili jednak w pierwszej kolejności musiał oczyścić umysł z natrętnych myśli, kłębiących się w jego głowie, a nic tak skutecznie nie odrywało go od problemów, jak wysiłek fizyczny.

    ***

    Zakręciła termiczny kubek z kawą i chwytając w palce ostatni kawałek naleśnika, który zrobiła sobie na śniadanie, wrzuciła talerzyk do zmywarki, po chwili nogą delikatnie zamykając drzwiczki urządzenia. Wsunęła placka do ust, po czym sięgnęła po kubek, zarzuciła sportową torbę na ramię i w pośpiechu zgarniając klucze z niskiej szafki przy wejściu, otworzyła drzwi, niemal natychmiast pochwytując błyszczące spojrzenie wychodzącego ze swojego mieszkania Tomasa. Zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się szeroko, a ona na widok tego uroczego dołeczka w policzku, którym uraczył ją z samego rana, miała ochotę głośno jęknąć.
    - Cześć – przywitał się, wsuwając drugie ramię w rękaw skórzanej kurtki i z pełną premedytacją ani na moment nie odrywając przy tym od niej płonących dziko oczu, które patrzyły w taki sposób, że Corrie poczuła się jakby w jednej chwili uszło z niej całe powietrze.
    - Cześć – wykrztusiła, kiedy udało jej się w końcu zacząć normalnie oddychać i wysiliła się na swobodny uśmiech. Oboje zamknęli drzwi swoich mieszkań i jednocześnie przekręcając klucze, spojrzeli ponad swoimi ramionami, wzajemnie pochwytując swoje spojrzenia, a ciszę panującą na korytarzu przerwał tylko charakterystyczny brzęk kluczy, breloczków i szczęk zamków. Corrie uśmiechnęła się i odruchowo zagryzając dolną wargę, ukryła na moment twarz za kurtyną długich włosów, dziękując w duchu samej sobie, za to, że jednak nie zdecydowała się ich związać przed wyjściem z domu.
    - Jak to możliwe, że mieszkam tu od trzech miesięcy, a do tej pory nigdy na siebie nie wpadliśmy? – zapytał Tomas, odwracając się w kierunku schodów, akurat w momencie, kiedy Corrie go mijała i zeszła z pierwszego stopnia.
    - Bo nie było mnie przez ostatnie trzy miesiące – wyjaśniła cicho, a gdy spojrzała na niego przez ramię, w jej oczach zamigotało coś, czego Tomas nawet nie był w stanie nazwać i co skutecznie powstrzymało go od zadania kolejnego pytania, które cisnęło mu się na usta. Skinął, więc jedynie głową, uśmiechając się jednym kącikiem ust i schodząc po schodach tuż za nią, otwarcie lustrował jej zgrabną sylwetkę typowo samczym spojrzeniem, skupiając wzrok na szczupłych biodrach, kształtnych pośladkach i smukłych udach ukrytych pod materiałem dresowych spodni.
    - Podobają ci się widoki? – zapytała prosto z mostu, przyłapując go po raz kolejny na jawnym gapieniu się. Tomas uniósł wzrok i spojrzał jej prosto w oczy niemal natychmiast dostrzegając, że mimo poważnego tonu, którym się do niego zwróciła, w jej ciemnych tęczówkach czaiło się czyste rozbawienie.
    - Zgadnij – mruknął schrypniętym półgłosem, od którego w jednej chwili poczuła ciarki na całym ciele, bezlitośnie przenikające do wszystkich zakończeń nerwowych, a gdy uśmiechnął się bezczelnie jednym kącikiem ust, przez co jego prawy policzek znów przyozdobiło to seksowne wgłębienie, zacisnęła mocniej dłoń na poręczy czując, że nogi ma jak z waty i za moment zwyczajnie nie będą w stanie jej nieść. Zganiła się w duchu za własne zachowanie, ale musiała przyznać sama przed sobą, że kontrolowanie się przy Tomasie graniczyło z cudem. Nie miała pojęcia czy robił to z pełną premedytacją, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak działa na kobiety, czy to wrodzona umiejętność, ale potrafił ją rozstroić niewiele przy tym robiąc. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy; jeden uśmiech beztroskiego chłopca z tym uroczym dołeczkiem w prawym policzku i tembr jego głosu, który bezlitośnie wibrował w całym jej ciele, by przestawała panować nad sobą i swoim ciałem. Była w pełni świadoma tego, że Tomasowi trudno jest się oprzeć; wodził na pokuszenie najbardziej wytrwałe i zdyscyplinowane przedstawicielki płci pięknej, a przewijające się przez jego łóżko panny były żywym na to dowodem tyle, że Corrie nie zamierzała zostać jego kolejnym podbojem na jedną noc. Miała swoje zasady, a przede wszystkim szanowała siebie i widziała, że nie pozwoli mu się przelecieć nawet, jeśli działał na nią zdecydowanie bardziej, niż powinien.
    - Podrzucę cię – zaproponowała zupełnie spontanicznie, gdy oboje znaleźli się już przed kamienicą. – Przecież i tak jedziemy w to samo miejsce, więc nie ma sensu, żebyś tłukł się metrem – dodała, zerkając na niego ponad ramieniem.
    - Proponujesz mi sam na sam w twoim aucie? – zażartował, unosząc znacząco brew i uśmiechnął się szeroko od ucha do ucha, a jego oczy błysnęły psotnie, jakby miał przed sobą perspektywę narozrabiania bez konsekwencji.
    Corrie przewróciła oczami i kręcąc głową z rezygnacją, ruszyła do swojego samochodu.
    - Tak. W ciasnym, gorącym wnętrzu, w najbardziej wymyślnej pozycji, jaka przyszłaby ci do głowy – powiedziała rozbawiona, wrzucając swoją torbę na tylne siedzenie, po czym zatrzasnęła drzwi i otworzyła te od strony kierowcy.
    - Masz na myśli coś konkretnego? – zapytał z zaciekawieniem, choć i tak zdawał sobie sprawę z tego, że Corrine tylko się z nim celowo droczy.
    Spojrzała na niego roześmianymi oczami, podczas gdy on z dłońmi wciśniętymi w kieszenie spodni, powoli zmniejszył dystans między nimi, niezmordowanie wpatrując się w nią błyszczącymi tęczówkami i cwanym uśmiechem błąkającym się na ustach.
    - Owszem – odparła, mierząc go powolnym, zalotnym spojrzeniem. – Ja usiądę na miejscu kierowcy i ułożę swoje dłonie na kierownicy, dowożąc nas na czas do pracy, a ty zajmiesz fotel pasażera i będziesz trzymał ręce przy sobie. Pasuje? - zagadnęła, przekrzywiając lekko głowę na ramię.
    Tomas parsknął prawdziwie wesołym śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem, po chwili unosząc ręce w geście poddania.
    - Będę negocjował innym razem, bo teraz nie uśmiecha mi się popylać z buta na metro zwłaszcza, że za nic w świecie nie zdążę, a wolałbym się nie spóźnić i nie narażać twojej ciotce – zaśmiał się i mrugnął do niej, a potem obszedł maskę samochodu, ani przez chwilę nie odrywając przy tym spojrzenia od jej ciemnych oczu.
    Corrie roześmiała się wesoło i ostatni raz zerkając na niego ponad dachem, wsiadła za kierownicę, ustawiając termiczny kubek na specjalnym stojaku pomiędzy siedzeniami. Kiedy Tomas również zajął miejsce i zapiął pasy, sprawnie włączyła się do ruchu, starając się skupić na tym co działo się na drodze i na bezpiecznym dojechaniu do celu, a nie na tym, że przez cały czas wyraźnie czuła na sobie jego świdrujące spojrzenie. W końcu nie wytrzymała i uśmiechnęła się pod nosem, kontrolnie zerkając we wsteczne lusterko.
    - Musisz się gapić? – zapytała, zatrzymując się na światłach i odwracając głowę w jego stronę, odważnie spojrzała mu w oczy. Tomas wzruszył nonszalancko ramionami i wspierając łokieć o drzwi, uśmiechnął się tylko lekko.
    Corrie przesunęła po jego wysportowanej sylwetce błyszczącym spojrzeniem, zastanawiając się jak to w ogóle możliwe, że wszystko, co robił i mówił; sposób w jaki się poruszał, to jak patrzył, jak się uśmiechał, jego głos, a nawet proste, z pozoru niewinne gesty, były aż tak przesycone jakimś niespotykanym erotyzmem i magnetyzmem, przez które zwyczajnie nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
    - Nie pozostajesz mi dłużna – mruknął zmysłowym, schrypniętym półgłosem, od którego znów dostała gęsiej skórki, a kiedy odruchowo wyciągnął dłoń, by założyć jej pasmo włosów za ucho, umyślnie muskając przy tym palcami skórę na jej szyi, w trybie przyspieszonym wróciła do rzeczywistości. Odchrząknęła cicho i wbiła wzrok w przednią szybę, po chwili tak jak pozostałe samochody ponownie włączając się do ruchu. – Rozumiem, że podoba ci się to, co widzisz? – zagadnął niby od niechcenia. Corrine uśmiechnęła się na dźwięk tych słów i odruchowo zagryzła dolną wargę, celowo odwlekając w czasie swoją odpowiedź.
    - A nie chcesz wiedzieć za dużo? – odbiła piłeczkę, wywołując u Tomasa kolejny wybuch śmiechu.
    Odetchnęła z ulgą, kiedy ciszę w aucie przerwała charakterystyczna melodyjka dobiegająca z jej telefonu. Nie odrywając wzroku od drogi, sięgnęła do kieszeni bluzy i odebrała, włączając od razu rozmowę na głośnomówiący.
    - Co tam, Lily? – odezwała się, odkładając telefon na półeczkę pod samochodowym radiem, a potem swobodnie ułożyła dłoń na skrzyni biegów.
    - Powinnam cię udusić, wiesz? – wypaliła bez zbędnych wstępów zmęczonym głosem. Corrine roześmiała się wesoło i skręciła w kolejną zatłoczoną ulicę stolicy, swobodnie trzymając kierownicę drobną dłonią.
    - A powiesz mi przynajmniej, za co?
    - Za ostatnie zakupy – mruknęła Lily i westchnęła ciężko, a brew Corrie uniosła się ze zdumienia. Otworzyła usta, by zapytać o co konkretnie chodzi, ale zanim wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk, Liliana postanowiła kontynuować. – Raul dorwał wczoraj pudełko z bielizną, którą kupiłyśmy na noc poślubną i męczył mnie przez cały wieczór bym się zlitowała i przynajmniej się mu w niej pokazała….
    - Lily…. – odezwała się Corrie, chcąc jej przerwać zanim powie coś, z czego być może wolałaby się nie zwierzać w obecności Tomasa, ale Liliana zdawała się jej nie słyszeć, bo nawet się nie zająknęła i kontynuowała.
    - Wiadomo było, że na oglądaniu się nie skończy i w rezultacie nie dał mi spać do białego świtu….
    - Lily… - powiedziała Corrie, po raz kolejny podejmując próbę wtrącenia się jej w zdanie, ale bez powodzenia. Zerknęła, więc tylko bezradnie na rozbawionego Tomasa, który milczał jak zaklęty, uśmiechając się szeroko od ucha do ucha.
    - Mam dzisiaj spotkanie z sprawie kawiarni, a jestem obolała, nieprzytomna i śmieję się jak psychopatka sama do siebie. Nie wiem czy on mi się kiedykolwiek znudzi…
    - Lily! – krzyknęła Corrie, w końcu skutecznie przebijając się przez potok słów przyjaciółki.
    - Co? – odparła poirytowana Liliana, a Corrine nie mogła się powstrzymać i roześmiała się wesoło.
    - Jesteś na głośniku – wyjaśniła, wymieniając szybkie spojrzenie z Tomasem, który wciąż szczerzył się jak dziecko.
    - I?
    - Nie jestem w samochodzie sama – odparła, z trudem powstrzymując kolejny wybuch śmiechu, gdy po drugiej stronie zapadła grobowa cisza.
    - A z kim? – zapytała po chwili Liliana, odrobinę podejrzliwym tonem.
    - Cześć, Lily – przywitał się radośnie Tomas i mrugnął do Corrine, która tylko pokręciła głową z niedowierzaniem i wróciła wzrokiem na drogę, nie mogąc przestać się uśmiechać.
    - Tommy …. No tak…. Ale chwila! Co wy robicie rano razem w samochodzie, co?
    - Jedziemy do pracy? – odpowiedziała pytaniem Corrie. – Jesteśmy sąsiadami, więc to chyba nic dziwnego?
    - Sąsiadami…. Chyba z drugiej połowy łóżka … - stwierdziła rozbawiona Liliana, a Tomas, który w milczeniu przysłuchiwał się tej, jakże ciekawej, wymianie zdań, parsknął głośnym śmiechem. Corrie jęknęła z rezygnacją i westchnęła ciężko.
    - Przestań się śmiać, tylko powiedz coś! – rzuciła z udawaną przyganą, zwracając się bezpośrednio do rozbawionego Tomasa i pacnęła go dłonią w brzuch, potęgując tylko napad śmiechu.
    - A co mam powiedzieć? Może to, że proponowałaś mi najbardziej wymyślne pozycje do wypróbowania w twoim samochodzie? – zagadnął odważnie, zaglądając jej w oczy błyszczącymi niebezpiecznie tęczówkami, gdy zatrzymała się na kolejnych światłach.
    - Przywalę ci, Tomas! – ostrzegła, siląc się na surowy ton, ale pozostanie poważną w tych okolicznościach było arcytrudnym, a wręcz niewykonalnym zadaniem zwłaszcza, kiedy tak ja teraz, widziała jego bezczelnie zadowoloną minę i szeroki, niemal chłopięcy, uśmiech przyklejony do twarzy.
    - Zdecydowanie bardziej wolę, kiedy mnie gryziesz … – wymruczał ściszonym ochrypłym głosem, celowo się z nią drocząc, tak jak ona wcześniej pogrywała sobie z nim. Corrie spojrzała na niego, spod zmrużonych powiek, starając się by za wszelką cenę wyglądało to groźnie, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło, a ona parsknęła prawdziwie zaraźliwym śmiechem, gdy Lozano poruszył sugestywnie ciemną brwią.
    - Okeeeey…. Ja chyba nie chcę wiedzieć, co wy robiliście i co robicie – wtrąciła Liliana z wyraźnym rozbawieniem.
    - Rozłączam się, bo ta rozmowa zapędza się w niebezpieczne rejony – odparła Corrie, zerkając na chichoczącego wciąż Tomasa i po raz kolejny żartobliwie pacnęła go w ramię. – Zadzwonię później.
    - Nie spiesz się – powiedziała znacząco Liliana. – Tylko nie rozwalcie auta i nie poobijajcie się za bardzo. A! I proponuję jednak wypróbować tylne siedzenia, są zdecydowanie wygodniejsze! – dodała jeszcze z wyraźnym śmiechem w głosie.
    - Z tobą to ja się rozprawię później, Brutusie – powiedziała do telefonu Corrie i rozłączyła się słysząc jedynie śmiech przyjaciółki po drugiej stronie linii. Pokręciła głową z dezaprobatą i nie odrywając wzroku od drogi, wycelowała w Tomasa palec wskazujący. - A ty milcz, bo cię wysadzę na środku ulicy – zagroziła, zanim zdążył chociażby otworzyć usta by coś powiedzieć. Uniósł potulnie ręce w geście kapitulacji, a kiedy Corrie zerknęła na niego kątem oka, pochwytując na moment jego psotne spojrzenie, jej usta mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu. Wyglądał w tej chwili jak mały nicpoń, który cieszył się, że zrobił sąsiadowi psikusa i który był pewien, że tym razem mimo wszystko ominie go kara. Był niebezpiecznym dla kobiecego rozsądku połączeniem słodziaka i zadziornego łobuza, dla którego zdecydowanie zbyt łatwo było stracić głowę i Corrine doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie miała tylko pojęcia jak długo będzie w stanie się bronić przed nim i walczyć z tym jak na nią działał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5847
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:55:16 05-12-15    Temat postu:

Dawno mnie tutaj nie było, przepraszam i już komentuję
Tomas nie miał lekko, to na pewno. I widać, że nawet teraz przeszłość nie daje mu o sobie zapomnieć. Wspomnienia dopadają go na każdym kroku. Ale z drugiej strony ma obok siebie śliczną sąsiadkę, która na pewno pozwoli mu zapomnieć o Irinie, Nicolasie, więzieniu i w ogóle o starym życiu
Lily jest niesamowita, uśmiałam się z tej rozmowy telefonicznej. I to stwierdzenie, że nie wie, czy Raul jej się kiedykolwiek znudzi... No cóż - prawdziwa miłość, co tu więcej mówić.
A tymczasem Corrie czuje jakieś dziwne przyciąganie do Tomasa...
Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam!

PS. Mam nadzieję, że Was dziewczyny tez nie dopadł ten brak weny, bo ostatni rozdział widze już dawno dodany. Odezwijcie się!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:42:58 05-12-15    Temat postu:

Madziu Jak miło Cię widzieć
Super, że wpadłaś, bo już myślałyśmy, że nikt tu nie zagląda i nie ma ochoty czytać - no i stąd też nie wstawiałyśmy kolejnych rozdziałów, bo uznałyśmy, że wstawienie rozdziału pod rozdziałem nie ma sensu. Mamy w zanadrzu jakiś tam zapasik, więc jeśli tylko nadal ktoś będzie chciał czytać, to myślę, że będziemy wstawiać kolejne rozdziały


Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 21:43:23 05-12-15, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:49:26 05-12-15    Temat postu:

O!!! Jak to tak! W takim razie to i ja zabieram się za nadrabianie, bo ze wstydem muszę przyznać, że się opuściłam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5847
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:08:34 05-12-15    Temat postu:

Ja ostatnio nie miałam czasu, dopiero w ten weekend udało mi się zabrać i wszystkie zaległości nadrobić, niestety z pisaniem moich opowiadań mam jeszcze mały zastój ale mam nadzieję, że od teraz ruszę pełną parę i będę dawać rozdziały w miarę regularnie no i że uda mi się czytać na bieżąco
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:36:38 05-12-15    Temat postu:

Natuś Fajnie, że jesteś

Madziu ja zawsze czekam na rozdziały w Twoich produkcjach z utęsknieniem więc mam nadzieję, że wkrótce coś u Ciebie ruszy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aberracja
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 15 Lut 2010
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:28:50 06-12-15    Temat postu:

Ale wstyd. Nie mogę uwierzyć, że ja tego nie skomentowałam od razu po przeczytaniu O.o.
Mój biedny, słodki Tommy <3.
Przeszłość nie daje mu tak łatwo o sobie zapomnieć i obawiam się, że to wszystko jeszcze do niego powróci i to nie raz... i niekoniecznie we śnie.
Naprawdę nie dziwię się Corrie, że miękną jej kolana. Ja niestety nie mam takiego sąsiada jak ona, więc niech lepiej się cieszy z tego co ma!
Bardzo podobają mi się te drobne utarczki słowne Tomasa i Corrie, a Lily i Raul to cudowna para - tak miło się czyta o wielkich uczuciach
No cóż. Jestem zachwycona i czekam na więcej!
Pozdrawiam,
Największa Gapa Na Świecie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:06:53 06-12-15    Temat postu:

O matko! Gęba mi się sama do monitora śmieje, jak widzę, że coś się tu ruszyło i że jednak ktoś nas czyta Już się bałyśmy, że nie tylko nasze opko, ale całe forum padło na amen, ale na szczęście wszystko wraca do normy
Fajnie, że jesteście dziewczyny i bardzo dziękujemy za komentarze :* Tak jak wspomniała Aga, mamy jeszcze jakiś zapas, więc jeśli nadal macie chęć czytać, to postaramy się coś zdziałać tak szybo jak to możliwe
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:44:32 06-12-15    Temat postu:



    "Passion is oxygen of the soul." [Bill Butler]

    Porządkując poddasze szkoły, uświadomił sobie jak bardzo jest zmęczony i niewyspany. W pewnym momencie miał ochotę po prostu położyć się, gdziekolwiek, i chociaż na kilka minut przymknąć zmęczone powieki, które z minuty na minutę ciążyły mu coraz bardziej. Nie pomogła mu ani kawa, ani napój energetyczny. Dopiero gdy otworzył stary karton, stojący w najodleglejszym, najciemniejszym kącie, natychmiast oprzytomniał, czując się tak, jakby właśnie znalazł skrzynię pełną złotych monet.
    Przyklęknął na ziemi, pomachał dłonią nad kartonem, by rozgonić wirujące w powietrzu drobinki kurzu, a potem ostrożnie wziął w dłonie, ułożony na miękkiej wyściółce, stary aparat fotograficzny marki [link widoczny dla zalogowanych]. Dokładnie taki sam dostał przed laty od matki. Uśmiechnął się do siebie i usiadł na podłodze, rękawem bluzy wycierając aparat z taką delikatnością, jakby trzymał w dłoniach jajko albo element niezwykle cennej, kruchej, porcelanowej zastawy.
    Był samoukiem. Wszystkiego nauczył się metodą prób i błędów, a kiedy zaczynał w siebie wątpić, zawsze gdzieś w pobliżu była matka, powtarzając mu z uporem maniaka, że aparat jest tylko narzędziem, które pozwala uchwycić wyobraźnię, uczucia i wszystko to, co najbardziej ulotne, będącym przedłużeniem oka tego, kto akuratnie stoi za obiektywem.

    – Dlaczego siedzisz tu po ciemku? – spytała któregoś dnia po powrocie z pracy. Podniósł na nią udręczone spojrzenie i uśmiechnął się krzywo.
    – Nigdy nie wyrwę się z tej dziury – westchnął. – Moje prace są do niczego – mruknął, przesuwając dłońmi po twarzy i odchylając się wygodnie na oparcie kanapy, utkwił wzrok w suficie.
    – Kochanie… To, że nie udało się teraz, nie oznacza, że nie uda się nigdy – powiedziała z pełnym przekonaniem, siadając obok niego i kładąc dłoń na jego kolanie. – Możesz wykuć na blachę teorię, zdobyć dyplom, z którego będzie wynikało, że jesteś zawodowcem, ale nie to jest najważniejsze – zawiesiła na chwilę głos, a kiedy spojrzał na nią zaciekawiony, dodała: – Najważniejsza jest twoja dusza, Tomas. Niezależnie od tego, jak wiele wiesz, wszystko co tak naprawdę możesz dać innym, to ty sam. Twoje zdjęcia są odzwierciedleniem twojej duszy, tego co nosisz w sercu i to jest talent, którego nikt ci nie odbierze. Prawdziwa magia pochodzi z serca i wyjątkowego postrzegania świata. Z tym trzeba się urodzić, Tomas i nie wolno ci tego zmarnować…

    „Popatrz i pomyśl zanim otworzysz migawkę. Serce i umysł to prawdziwy obiektyw aparatu” – wyszeptał słowa znanego kanadyjskiego fotografa, Yousufa Karsha, specjalizującego się w portretach, wyczytane dawno temu w jednym z tematycznych magazynów, które za namową matki namiętnie prenumerował.
    Patrząc na to z perspektywy czasu uświadomił sobie, że jest w tym zdaniu jakaś uniwersalna prawda. Nowoczesne aparaty robiły setki zdjęć o perfekcyjnej cyfrowej jakości, miały podgląd, możliwość retuszu. Tomas zawsze uważał, że są dobre dla bezmyślnych „pstrykaczy”, mających w zwyczaju fotografować bez zastanowienia wszystko co popadanie. Praca ze starymi aparatami, na staromodny, uciążliwy film, który nie dość, że gwarantował jedynie dwadzieścia cztery zdjęcia, to jeszcze czasem – najczęściej w wyniku nieudolności fotografa – prześwietlał się, zmuszała do zastanowienia się nad każdym ujęciem, przemyślenia czy warto zmarnować na nie cenną klatkę i poświęcić mu więcej uwagi, dopasowując wszystkie ustawienia aparatu. Ale Tomas uważał, że właśnie w tym jest prawdziwa magia, a oczekiwanie na wywołanie filmu i przekonanie się czy wszystko wyszło tak, jak powinno, to połowa przyjemności. Same zaś zdjęcia, choć wyraźnie odmienne od tych robionych aparatem cyfrowym, mniej wyraźne, czasem lekko prześwietlone czy zbyt ciemne, wcale nie były gorsze. Miały zupełnie inną wartość i wywoływały zdecydowanie więcej emocji, zwłaszcza, kiedy nauczył się sam je wywoływać, co wcale nie było takie trudne. Potrzebował tylko zaciemnionego miejsca, miski i odczynników, a do tego cierpliwości i dokładności, których w tym przypadku nigdy mu nie brakowało. Ten etap chyba lubił najbardziej, kiedy mógł wpływać na jakość i parametry zdjęcia, ale w zupełnie inny sposób niż robiono to teraz przy użyciu Photoshopa czy innych programów do obróbki.
    Westchnął cicho i uśmiechnął się do swoich wspomnień. Zawiódł matkę nie tylko na tym polu, ale teraz wreszcie miał okazję odbić się od dna i zamierzał w pełni wykorzystać szansę jaką dostał od losu. Delikatnie ułożył aparat na podłodze i ponownie zajrzał do kartonu, po chwili wyjmując z niego kolejne cudo – jeszcze starszy niż Zenit, [link widoczny dla zalogowanych], o niezwykle ostrym obiektywie, z dołączonym do niego, małym tekturowym bilecikiem.
    Zagwizdał pod nosem z podziwem, chwycił niewielki kartonik między palce i odczytał nakreślony na nim starannym pismem tekst:

      „Światło tworzy fotografię. Przytul światło. Podziwiaj je. Kochaj je. Ale przede wszystkim poznaj je. To klucz do fotografii” – George Eastman.


    Pomyślał, że ktoś, kto zostawił tu ten sprzęt przed laty z pewnością nie był laikiem, skoro cytował jednego z współzałożycieli firmy Kodak. Przez chwilę zastanawiał się dlaczego takie skarby leżą zapomniane na strychu i przypomniały mu się słowa, widniejące na okładce albumu, jaki podarowała mu matka:
    „W odpowiednim świetle, w odpowiednim czasie, wszystko jest niezwykłe.”*
    Uśmiechnął się do siebie i z sentymentem jeszcze raz zerknął na aparaty po czym ostrożnie włożył je z powrotem do kartonu, dochodząc do wniosku, że gdy upewni się, że są sprawne, zapyta panią Riverę czy może je zabrać i zrobi z nich właściwy użytek.

    * * *

    Wsunęła małą słuchawkę do ucha, a gdy rozbrzmiały pierwsze takty melodii, którą doskonale znała już na pamięć, sekunda po sekundzie, zarzuciła sportową torbę na ramię i przeszła przez salę, kierując się do wyjścia. Zanuciła pod nosem i uderzając rytmicznie końcówką ołówka w notes, który wsparła na nadgarstku, przytrzymując palcami jedynie górny brzeg, omiotła bystrym spojrzeniem rozpisany na stronie układ choreograficzny. Bezgłośnie wypowiedziała wraz z wokalistką słowa refrenu i przymknęła na moment powieki, jakby usiłowała wyobrazić sobie każdy krok, a potem przygryzła policzek od wewnątrz i szybko nakreśliła coś na kartce. Była jednak tak skupiona i całkowicie pogrążona w muzyce, że ocknęła się dopiero w momencie, kiedy jak spod ziemi wyrosła przed nią jakaś twarda przeszkoda, w którą z impetem uderzyła, wypuszczając z rąk notatnik. Zdezorientowana uniosła wzrok, niemal natychmiast tonąc w ciemnej głębinie błyszczących tęczówek Tomasa, który reagując zupełnie instynktownie, objął Corrie silnym ramieniem w pasie ratując w ten sposób przed potknięciem.
    – Przepraszam – wydusiła w końcu i uśmiechnęła się lekko, a po jej ciele przeszedł dreszcz, gdy wyswobadzając się z jego objęć, poczuła ciepłe palce przesuwające się po gładkiej skórze tuż nad paskiem spodni w miejscu, w którym bluza podjechała do góry.
    – Nic się nie stało. Sam też powinienem był uważać – odparł Tomas, uśmiechając się lekko jednym kącikiem ust tak, że w jego policzku znów pojawiło się to urocze wgłębienie, a potem schylił się po leżący na podłodze otwarty notes i przelotnie zerknął na zapisaną stronę, pytająco unosząc jedną brew.
    – Przygotowuję choreografię dla mojego zespołu tanecznego – wyjaśniła Corrie i odbierając od Tomasa notatnik, spojrzała mu w oczy.
    – Masz zespół taneczny? – spytał, a gdy skinęła twierdząco głową, chowając notes do torby, na moment oderwał od niej wzrok i wcisnął guzik przywołujący windę. – A można was gdzieś zobaczyć? – spytał po chwili, opierając się niedbale ramieniem o ścianę i znów wlepiając w Corrine błyszczące spojrzenie.
    – Może będziesz miał okazję, jak do nas uśmiechnie się szczęście i dostaniemy angaż do reklamy – odparła i przygryzając policzek od wewnątrz, odruchowo założyła pasmo włosów za ucho.
    – Uroczy, tańczący elf wraz z zespołem na szklanym ekranie. Zapowiada się całkiem nieźle – powiedział z aprobatą, a kiedy Corrie parsknęła wesołym śmiechem, sam również się uśmiechnął.
    Odepchnął się od ściany i mrugnął do niej przyjaźnie, przepuszczając ją przodem do windy, która zatrzymała się właśnie na ich piętrze, a potem wszedł za nią do środka, wcisnął odpowiedni guzik na panelu i oparł się plecami o ścianę windy, dokładnie naprzeciwko tej, o którą wsparła się Corrie. Uśmiechnął się do niej lekko, jednym kącikiem ust tak, że na jego policzku pojawił się charakterystyczny dla niego dołeczek i przetarł piekące ze zmęczenia oczy palcami.
    – Wszystko w porządku? – zapytała Corrie, przerywając ciszę, jaka zapanowała między nimi i wlepiając w niego spojrzenie błyszczących, ciemnych tęczówek, z których biła szczera troska.
    – Kiepsko spałem.
    – Chyba nie tylko dzisiaj, co? – zagadnęła, przebiegając po jego przystojnej twarzy drobiazgowym spojrzeniem.
    – Aż tak widać? – odparł, wykrzywiając usta w cierpkim uśmiechu.
    – Wcale. To tylko ten mój sokoli wzrok – zażartowała i uśmiechnęła się do niego promiennie, kiedy znów na nią spojrzał. Otaksował ją gorącym spojrzeniem od stóp po czubek głowy, a potem zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem, jakby nie był do końca pewny tego, czy stojąca przed nim dziewczyna to tylko senna mara, czy jednak żywa istota. – Pobudka, królewiczu – mruknęła po chwili, natychmiast wyrywając go z odrętwienia i żartobliwie klepiąc go po biodrze, wyszła z windy, kierując się prosto do wyjścia.
    Tomas ruszył za nią, w typowo samczy sposób chłonąc widok jej drobnego ciała i koncentrując wzrok na rytmicznie kołyszących się i idealnie opiętych dresowym materiałem szczupłych biodrach. Uśmiechnął się do siebie i odruchowo przesuwając dłonią po pokrytej zarostem brodzie, kiwnął portierowi głową na pożegnanie, a potem przytrzymał dłonią drzwi i wyszedł przed budynek.
    – Masz jakieś plany na piątek? – zapytała Corrie, nagle odwracając się przodem do niego, ale widząc błysk rozbawienia w jego ciemnych tęczówkach, szybko dodała: – Nie zapraszam cię na randkę.
    – Nie? – zagadnął i unosząc jedną brew, przekrzywił lekko głowę na bok. – A właśnie tak to zabrzmiało – dodał, celowo się z nią przy tym drocząc, a potem wyszczerzył się w szerokim, łobuzerskim uśmiechu.
    Corrie przewróciła oczami i pokręciła głową z dezaprobatą, ale uśmiech nie schodził z jej ust.
    – Zazwyczaj w piątki, organizujemy z Raulem i Lily wieczorne posiadówki, no i w tym tygodniu kolej na mnie. Przypadło mi przygotowanie kolacji, a Raul ma przynieść jakieś filmy. Wpadnij, będzie fajnie – powiedziała niby od niechcenia i wzruszyła nonszalancko ramionami, ale jej ciemne oczy błysnęły nadzieją, gdy wpatrywała się w niego przez nieznośnie długą chwilę, w napięciu czekając na odpowiedź.
    Tomas bez słowa siłował się z nią tak na spojrzenia i kiedy nieświadomie przygryzła delikatnie dolną wargę, jego wzrok momentalnie uciekł w tamtą stronę, a kąciki ust drgnęły nieznacznie w lekkim uśmiechu.
    – Skoro tak ładnie prosisz – odparł głębokim, schrypniętym półgłosem i ponownie spojrzał jej w oczy.
    Corrine uśmiechnęła się promiennie, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, czyjeś ramię bez ostrzeżenia delikatnie objęło ją w pasie, a w nozdrza wdarł się tak dobrze jej znany słodki zapach żelków.
    – Cześć, mała – przywitał się Adam i szybko cmoknął ją w policzek, natychmiast ściągając na siebie jej roześmiane spojrzenie.
    – Cześć, wariacie. Co tu robisz? Myślałam, że spotkamy się na próbie – powiedziała Corrie, gdy stanął obok niej i niedbale zarzucił ramię na jej szyję.
    – Zajrzałem do Lily, żeby zobaczyć ten jej lokal, a potem pomyślałem, że skoro już jestem w okolicy mogę wpaść po ciebie i zabierzemy się razem – odparł z szerokim uśmiechem, a potem zerknął na stojącego przed nim Tomasa.
    – Adam, to jest Tomas Lozano, mój sąsiad i przyjaciel Raula z wojska – przedstawiła Corrie, odwracając głowę i niemal natychmiast pochwytując gorące spojrzenie wpatrzonego w nią Tomasa. – A to mój przyjaciel ze studiów, Adam Coletti.
    – Pracujesz u Jackie? – zagadnął swobodnie Adam i uśmiechając się w swój charakterystyczny wręcz zaraźliwy sposób, chwycił dłoń Tomas z mocnym uścisku.
    – Nie jestem tancerzem, jeśli o to pytasz – odparł z rozbawieniem Lozano i spoglądając Corrine w oczy, wsunął dłonie do kieszeni jeansów. – Trudnię się tu raczej, jako złota rączka – dodał i uśmiechnął się jednym kącikiem ust eksponując ten uroczy dołeczek w policzku, na którego Corrie nie mogła przestać się gapić nawet teraz.
    Adam skinął głową ze zrozumieniem i przez chwilę przyglądał się Tomasowi uważnie w taki sposób jakby chciał odczytać intencje stojącego przed nim mężczyzny wobec swojej młodszej siostry. Nie był to jednak wzrok krytyczny, oceniający i zniesmaczony, a raczej bystry i czujny, ale też w jakiś sposób przyjazny, przez co przebywanie w jego towarzystwie stawało się całkowicie swobodne i niewymuszone.
    – Czy to znaczy, że Corrie nie wzięła cię jeszcze w obroty i nie zaczęła instruktażu z podstawowych zasad rytmiki? – zagadnął ze śmiechem Adam, za co od razu zarobił kuksańca pod żebra. Odruchowo chwycił się dłonią za bok i roześmiał na całe gardło, napotykając na swojej drodze ganiący ciemny wzrok przyjaciółki.
    – Wszystko przede mną – odparł Tomas cichym, schrypniętym głosem, natychmiast ściągając na siebie uwagę Corrie. Kiedy uniosła ciemną brew, wyraźnie powstrzymując się przed roześmianiem, mrugnął do niej z rozbawieniem i na moment powędrował wzrokiem na drugą stronę ulicy.
    – Podrzucić cię do domu? – zapytała, poprawiając zawieszoną na ramieniu sportową torbę. – I tak jedziemy w tamtym kierunku, więc to nie będzie problem – wyjaśniła, gdy wrócił do niej spojrzeniem.
    – Dzięki, ale muszę jeszcze coś załatwić – odparł, uśmiechając się do niej lekko.
    – W takim razie my się zbieramy. Fajnie było cię poznać i mam nadzieję, że jeszcze będzie niejedna okazja pogawędzić nieco dłużej, niż tak w przelotnie – wtrącił Adam i uśmiechając się szeroko, uścisnął dłoń Tomasa na pożegnanie.
    – W to akurat nie wątpię – odparł Lozano z rozbawieniem i przeniósł błyszczące łobuzersko spojrzenie na dziewczynę. – Do jutra, Corrie – mruknął, wycofując się powoli w przeciwnym kierunku niż ten, w który zmierzali Corrine z przyjacielem.
    – Do jutra – rzuciła jeszcze, zanim Adam wciąż obejmując ją ramieniem, poprowadził do zaparkowanego nieopodal samochodu.
    – Nie mówiłaś mi, że masz nowego sąsiada – zauważył, przyglądając jej się uważnie spod zmrużonych podejrzliwie powiek.
    – Daj spokój – westchnęła, przewracając oczami z irytacją. – Nie zachowuj się jak Lily.
    – Ej! Ale ja przecież jeszcze nic nie powiedziałem! – obruszył się, ale choć usiłował pozostać poważnym jego oczy całe się śmiały.
    – Po prostu wiem, co ci chodzi po głowie – stwierdziła Corrine, unosząc znacząco brwi, a kiedy nie odpowiedział tylko pokręcił głową z rezygnacją, wciąż uśmiechając się szeroko od ucha do ucha, sięgnęła do torby po kluczyki i otworzyła samochód.
    – Jesteś okropna – mruknął Adam ze śmiechem i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony, zgrabnie zapakował się na miejsce pasażera.
    Corrine parsknęła cichym śmiechem na ten widok, a potem wrzuciła swoją torbę na tylne siedzenie i zatrzasnęła drzwi. Jednak, kiedy otworzyła te od strony kierowcy, a jej wzrok odruchowo powędrował przed siebie, zawahała się na moment, dostrzegając po drugiej stronie ulicy Tomasa w towarzystwie tej samej blondynki, z którą rozmawiał przy barze kilka dni temu, a do której w tej chwili uśmiechał się szeroko, obejmując ją swobodnie ramieniem za szyję. I o ile tamtego dnia wyglądali jak para zwyczajnych znajomych, którzy rozmawiają o pierdołach, tak w tej chwili nie było to już takie jednoznaczne.
    – Corrie, wsiadasz? – zapytał w końcu z niepokojem Adam, skutecznie wyrywając Corrie z odrętwienia.
    – Tak – powiedziała i wysilając się na swobodny uśmiech, pospiesznie wsiadła do auta, po chwili sprawnie włączając się do ruchu.

    _____________
    * Aaron Rose

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aberracja
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 15 Lut 2010
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:10:15 07-12-15    Temat postu:

Jak miło, że dodałyście ciąg dalszy. Myślę sobie, że takie stare aparaty fotograficzne rzeczywiście mają swój urok i faktycznie dużo trudniej było zrobić zdjęcie naprawdę dobrej jakości. Fajnie, że Tomasz, poza ładnym opakowaniem, kryje w sobie takie pasje, jakieś wartości...
Corrie chyba nie jest zachwycona ostatnim obrazkiem... Nie mogę się doczekać co wymysliłyšcie dalej!
Czekam ma więcej, bo tak przyjemnie się Was czyta, że mogłabym to robić jeszcze i jeszcze.
Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:28:03 08-12-15    Temat postu:

Madziu, w imieniu swoim i Agi ślicznie dziękuję Ci za te kilka miłych słów i cieszymy się, że wciąż masz ochotę nas czytać
Tomas to jak na razie zyskuje w Waszych oczach, ale czy tak zostanie to się jeszcze okaże A co do Twoich spostrzeżeń to mogę tylko napisać tyle, że właściwie nic nie mogę napisać Nie chcę zdradzić zbyt wiele i popsuć zabawy, a o tym co wymyśliłyśmy dalej przekonasz się po prostu w kolejnych rozdziałach, które mam nadzieję, będziemy wrzucać częściej, tym bardziej, że zrobił się jakiś ruch na forum, a co za tym idzie w naszym temacie również
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3493
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:01:02 14-12-15    Temat postu:

Po tygodniach wymigiwania się wreszcie wzięłam się w ten niedzielny wieczór a właściwie noc za przeczytanie waszego dzieła. Madziu, Ago, Ago Madziu nie będę słodziła wam, jakie cudowne jaki macie wielki talent bo oczywistych oczywistości się nie mówi przejdę więc do sedna sprawy.
Tomas widać, że facet się stara chcę zerwać z przeszłością, która zapewne nie była usłana różami, lecz wyboista i pełna kolców i wcale się nie dziwię, że chcę uciec z małego miasteczka, które z takową przeszłością się wiążę. I kiedy wyobrażę go sobie idącego w deszczu poboczem drogi to żal ściska moje serduszko.
Corrnie. facet po drugiej stronie słuchawki powinien dostać po twarzy (nie będę używała wulgaryzmów) żal mi i jej bo przez jakiegoś kretyna który nie umie zachować się na drodze całe jej życie stanęło pod jednym wielkim znakiem zapytania. Po cichutku liczę że kiedyś wróci do tańca

Raul facet, którego zdecydowanie można polubić od pierwszego dowcipu a do tego ma ładną buźkę, więc czegóż trzeba więcej. Tomas bohaterze raz drugi masz racje, po co czekać na ratunek skoro samemu można się uratować. I piękną dziewczynę. Do zalet koniecznie trzeba dodać zaradność 
Raul trener możemy to nazwać małej ligi w piłkę nożną, kochający muzykę no i zajęty. Ale czemuż się dziwić skoro jest uroczy.
Czytając opis tańca Corrnie żałuje, że ja nie umiem tak tańczyć kompletnie się zatracić. Mieć jakąś pasje no ale wracając do tekstu a nie moich prywatnych wynaturzeń. Lubię duet Corrnie i Tomas te ich ciągłe przekomarzania się, dogadywanie no i chemia, którą nosem gdzieś wyczuwam mówi mi że ich nie da się nie lubić. Z innych światów jednak coś ich łączy. Jak wpadnę, co to jest to wam napiszę
Sądzę że jak Raul kocha Lily to pewnie by się zgodził
Po drodze zgubiłam gdzieś szczękę. Tomas, matka pielęgniarka, Nik Irina wiesz na początku myślałam że to zbieg okoliczności jego imię a tutaj taka niespodzianka jestem tak pozytywnie zaskoczona że zaniemówiłam z wrażenie. Tego to się nie spodziewałam. Pozwólcie więc że zakończę swój wywód lecz melduje iż następne odcinki również przeczytałam i jestem równie mocno zachwycona i równie mocno czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam was obie cieplutko
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5847
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:57:30 14-12-15    Temat postu:

"Tomas zawsze uważał, że są dobre dla bezmyślnych „pstrykaczy”, mających w zwyczaju fotografować bez zastanowienia wszystko co popadanie. "

Amen!
W dzisiejszych czasach każdy kto ma lustrzankę, program do obrabiania zdjęć i cyka fotki na prawo i lewo na wakacjach nad morzem uważa się za Bóg wie jakiego fotografa.

Uwielbiam Adama, ale to żadna nowość. Ma jakąś taką... lekkość. łatwo przychodzi mu nawiązywanie nowych kontaktów, nie da się go nie lubić! No i przy tym troszczy się o Corrie.
I znów ta blondi... Może wypadło mi z głowy, ale czy było powiedziane kim ona jest? Bo pamiętam jak Tom z nią rozmawiał, ale akurat tego szczegółu nie
Czekam na ciąg dalszy i wieczór filmowy u Corrie!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:09:58 14-12-15    Temat postu:

Doma, miło nam Cię gościć w naszych skromnych progach I ślicznie dziękujemy za komentarz, fajnie, że znalazłaś chwilę by do nas zajrzeć
Cieszymy się bardzo, że zarówno historia jak i sami bohaterowie wzbudzili w ten czy w inny sposób, Twoją sympatię, a jeszcze bardziej cieszy nas, że udało nam się zaskoczyć, bo pewnie nie Ty jedna nie spodziewałaś się, że nasz Tomas to właśnie TEN Tomas Mam nadzieję, że sprostamy wyzwaniu i nadal uda nam się zaskakiwać i zaciekawić Was na tyle, byście z chęcią tu wracały No i co tu dużo pisać, zapraszamy na dalszy ciąg, który zapewne już niebawem

EDIT:
Madziu, fajnie, że jesteś I masz całkowitą rację z tym fotografowaniem Prawdziwy talent objawia się wtedy za pomocą niewielkich zasobów można zrobić coś naprawdę fantastycznego
Haha.... cieszę się, że Adam nadal jest taki jaki miał być i nie traci swojej przyjacielskiej natury A blondi.... nic Cię nie ominęło, Madziu, bo rzeczywiście nigdzie nie było napisane kim ona jest

Dzięki raz jeszcze dziewczyny za komentarze :*


Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 22:16:21 14-12-15, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3493
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:28:34 14-12-15    Temat postu:

Kiedy sobie uświadomiłam że Tomas to ten Tomas byłam w szoku. Nie spodziewałam się tego więc wielki plus.

Madziu Zmieniłaś może mejla? Bo właśnie wysłałam do Ciebie wiadomość i mi odrzuciło Mogłabym ładnie prosić o niego mam krótkie pytanko.


Ostatnio zmieniony przez Sobrev dnia 23:29:23 14-12-15, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 18, 19, 20  Następny
Strona 7 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin