|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:13:37 11-01-12 Temat postu: Kiss & Go - Odcinek 21 (03.03) |
|
|
To kontynuacja "Sleeping with ghosts", nie wiem czy będzie potrzebna znajomość tamtego opowiadania, lecz postaram się, by nie była ona konieczna.
Z dedykacją dla Agi, żebyś przestała myśleć o zabiciu mnie za usunięcie "Skradzionego talizmanu", a poza tym wiem, że ich kochasz, tzn. Cass i Drake'a. Mam nadzieję, że cię nie zawiodę
Plakaty i sygnaturki by Agam
[link widoczny dla zalogowanych]
z wszystkimi postaciami
Czasem szczęśliwe zakończenia okazują się jedynie snami. Drake Williams po dwóch miesiącach śpiączki budzi się w białej szpitalnej sali ściskając dłoń nieznanej kobiety. Dla Cass jego amnezja to najgorsza wiadomość w życiu. Choć przed wypadkiem poukładali sobie życie, to teraz będą musieli zaczynać wszystko od początku. Dziewczyna zabiera go do domku, w którym spędzili wakacje przed wypadkiem i chwytając się wszelkich sposobów stara się przywrócić byłemu mężowi pamięć o ich wspólnym życiu. Problem w tym, że jedyne co zostało w nim ze starego Drake'a to upór. A czasu do ujawnienia się jej ciąży coraz mniej...
Ostatnio zmieniony przez Sunshine dnia 21:05:41 03-03-16, w całości zmieniany 37 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:17:05 11-01-12 Temat postu: |
|
|
Sceneria wydawała mu się znajoma, jednak w snach wszystko wydaje się znajome. Woda w basenie lśniła jak wirujące szkło, przeszklone ściany domku ukazywały przytulne wnętrza, a widok z tarasu zapierał dech w piersiach. Jednak on szukał czegoś konkretnego, choć nie był do końca pewien, czego dokładnie... Stała tam. Ubrana w zwiewną sukienkę w kolorze głębokiej zieleni. Brązowe włosy spływały swobodnymi falami za łopatki. Choć nie mógł dostrzec jej twarzy wyczuwał dojmujący smutek ukazany w sposobie ułożenia ciała. Podszedł do niej i położył dłonie na jej ramionach pragnąc obrócić ją do siebie, by wreszcie zobaczyć jej twarz i zapytać o powód smutku. Dotknęła policzkiem jego dłoni nie odwracając się ku niemu, a w tym geście było tyle czułości, że poczuł ciężar zgniatający mu klatkę piersiową.
- Wróć do mnie, proszę... - udało mu się usłyszeć zanim rozpłynęła się w powietrzu. Ostatnim, co dane było mu zobaczyć były ogromne wypełnione rozpaczą szaroniebieskie oczy.
Cassandra McGregor-Williams kolejną noc z rzędu przesypiała w niewygodnej pozycji zwinięta w kłębek na szpitalnym fotelu. Jedna dłoń służyła jej za prowizoryczną poduszką, zaś druga uwięziona była w uścisku palców leżącego w białej pościeli mężczyzny. Dziewczyna była blada i oddychała nierówno, pomimo tego, że była pogrążona w głębokim śnie. Wyglądała krucho, a jej skóra była niemal przezroczysta. Cienie pod oczami wskazywały na to, że jej organizm był już na granicy wytrzymałości. Wybijała właśnie trzecia nad ranem, gdy obudziło ją niejasne przeczucie. Cassandra zamrugała zaniepokojona, lecz prawie wszystko było na swoim miejscu. Prawie, gdyż jedyną zmianą w dotychczasowym stanie rzeczy był ruch palców mężczyzny, które coraz mocniej zaciskały się na jej dłoni i niepokój malujący się na jego twarzy. Dziewczyna poderwała się z zajmowanego dotychczas miejsca i przysiadła na łóżku chorego. Delikatnie przejechała opuszkami palców po jego zmarszczonych brwiach i o mało nie popłakała się z radości, gdy jego powieki zaczęły drgać, a potem uniosły się powoli. Szybko nacisnęła guzik wzywający pielęgniarkę i przytuliła trzymającą ją teraz w żelaznym uścisku dłoń Drake'a do policzka. Mężczyzna zamrugał zdezorientowany, a jego czoło pokryło się zmarszczkami, gdy uniósł brwi w niemym pytaniu.
- Jesteś w szpitalu - odpowiedziała, sądząc, że to jest dręczące go pytanie, jednak on nadal nie spuszczał z niej nieruchomego spojrzenia.
- Kim jesteś? - Zapytał głosem, jakby zardzewiałym od dawnego nieużywania. Cass poczuła jak jej serce rozpada się na milion kawałków i ścisnęła jeszcze mocnej trzymaną w uścisku dłoń bruneta, jakby była ona ostatnim łącznikiem ze światem. Do pomieszczenia wpadła pielęgniarka, która spostrzegłszy otwarte oczy pacjenta natychmiast wróciła na korytarz, wzywając krzykiem doktora. Cassandra wciągnęła powietrze starając się uspokoić i przejrzawszy w głowie wszystkie możliwe odpowiedzi wybrała najłagodniejszą.
- Jestem z tobą - wiedziała, że to zdanie może być odczytane na wiele sposobów, ale na razie nie mogła znaleźć innej odpowiedzi. Do sali wpadł lekarz wykrzykujący po włosku, że ma się odsunąć, a najlepiej wyjść, żeby mógł zbadać stan pacjenta, lecz dłoń Drake'a zacisnęła się na jej nadgarstku niemal do bólu.
- Chyba chce, żebym została - rzekła do lekarza w tym samym języku wpatrując się w twarz byłego męża zaszklonymi oczami. Mężczyzna nie spuszczał z niej twardego spojrzenia, prawie nie zwracając uwagi na poczynania zirytowanego jego brakiem reakcji lekarza.
- Do cholery, proszę mu przetłumaczyć, że ma się stosować do moich poleceń i tłumaczyć też polecenia, jeśli nie rozumie - Cass uniosła wściekły wzrok na lekarza.
- Drake zna włoski - warknęła tonem mogącym zamrozić piekło.
- Widocznie nie pamięta, że zna - odwarknął lekarz.
- Możesz spojrzeć na pana doktora? - Zapytała po angielsku niemal płacząc, gdy dotarł do niej sens zadanego jej wcześniej przez Drake'a pytania. Kim jesteś? W tym momencie równie dobrze mogła być nikim. Opanowała się jednak i spokojnie zaczęła tłumaczyć zadawane przez lekarza pytania, na które Drake odpowiadał jednej konwencji: nie wiem, nie jestem pewien, nie pamiętam... Gdyby jej serce nie pękło wcześniej, to zbierałaby je z podłogi, gdy usłyszała ostateczną diagnozę doktora.
- Urazy fizyczne zostały wyleczone, zaś mam wątpliwości co do zdrowia psychicznego pani męża - uniósł współczujące spojrzenie. - Obawiam się, że w wyniku wypadku pani mąż stracił pamięć...
Skamieniała wpatrywała się jeszcze długo w drzwi, za którymi zniknął lekarz, po czym przeniosła spojrzenie na Drake'a, który od wyjścia lekarza nie spuszczał z niej nieruchomego spojrzenia.
- Jesteś moją żoną? - Musiał jednak coś wyłapać z włoskiej paplaniny lekarza, żeby zadać jej to pytanie. Cass uśmiechnęła się przez łzy i pokręciła głową. Zmarszczył brwi szukając odpowiedzi w jej twarzy.
- Przypomnisz sobie wszystko, powinieneś zasnąć - poruszył się niespokojnie. - Będę przy tobie - powieki zaczęły mu ciążyć pod wpływem środka, który przed wyjściem wstrzyknęła mu do kroplówki pielęgniarka.
- Kocham cię... - usłyszał jeszcze zanim całkowicie poddał się ogarniającej go lepkiej ciemności. A Cass ucieszyła się, że nie może usłyszeć jej płaczu, którego nie potrafiła już powstrzymać. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:29:35 11-01-12 Temat postu: |
|
|
Wstawiłaś! Kocham Cię za to
Mój biedny Drake niczego nie pamięta, a Cass? Tyle przeszli i już miało zaświecić dla nich słońce, a tu taki zonk. No właśnie, właśnie - coś mi świta w główce, że w epilogu SWG Drake się obudził i nie uskarżał się na zaniki pamięci, a potem jeszcze było coś o bliźniakach i ich ślubie. To już nieaktualne, czy to opowiadanie obejmuje czas od wypadku do tego co było w epilogu poprzedniej części? No nieważne, wiem, że to dopiero początek, ale liczę na happy end, chociaż nie... na razie liczę przede wszystkim na to, że ich nie porzucisz |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:33:29 11-01-12 Temat postu: |
|
|
Pierwsze zdanie wyjaśnia, że czasem piękne zakończenie może okazać się tylko snem.
Wstawiłam, więc teraz musisz mnie motywować |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:43:09 11-01-12 Temat postu: |
|
|
Widziałam, że się tym wytłumaczysz
Ale ciągle liczę, że jednak to nie okaże się tylko sen.
Zmotywować? Hmmm... na razie nie mam Cię czym szantażować, ale coś wymyślę |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:43:54 11-01-12 Temat postu: |
|
|
Czemu od razu kojarzysz motywacje z szantażem? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:47:28 11-01-12 Temat postu: |
|
|
Bo, jak ktoś to kiedyś powiedział: istnieją trzy sposoby oddziaływania na człowieka: szantaż, wódka, groźba zabójstwa - więc lecę po kolei |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:51:34 11-01-12 Temat postu: |
|
|
Ciekawe jak będziesz wypróbowywać drugi, przez Skape'a? |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:57:12 11-01-12 Temat postu: |
|
|
Mam nadzieję, że z drugiego nie będę musiała korzystać, nie mówiąc już o trzecim |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:34:41 11-01-12 Temat postu: |
|
|
Cass rzuciła kluczyki od samochodu na komodę i ruszyła w kierunku kuchni ściskając w objęciach papierowe torby z zakupami. Mechanicznie rozpakowując zakupy starała się nie myśleć, o tym, że Drake w każdej chwili może się przebudzić, a jej może nie być w tej chwili przy nim. Lekarze od tygodnia utrzymywali go w stanie śpiączki farmakologicznej, aż w końcu Cass, nie wiedząc już co ma zrobić, wypisała go na własną odpowiedzialność ze szpitala i przewiozła do domu. Technicznie rzecz biorąc to nie był ich dom, lecz Cass jutro miała podpisywać umowę, która czyniła ją właścicielką tej [link widoczny dla zalogowanych]. Nie chciała stąd wyjeżdżać dopóki Drake nie wyzdrowieje, a poza tym sądziła, że tylko to miejsce jest w stanie wywołać jego pozytywne wspomnienia, choć lekarz ostrzegał, że ze złymi może pójść o wiele łatwiej. Dziewczyna z westchnieniem spojrzała na drzwi prowadzące do sypialni, w której znajdował się Drake i upewniając się, że nie grozi jej przyłapanie wyciągnęła z torebki czarno-białą fotografię ultrasonograficzną. Rozmazany obraz przedstawiał dwa niewyraźne kształty, które były jej, ich dziećmi. Po dzisiejszej wizycie u ginekologa prawie wpadła w rozpacz słysząc o dwojgu, a nie o jednym maleństwie. Z jednym dzieciątkiem byłaby w stanie się sam zająć, jednak opieka nad dwójką napawała ją przerażeniem. Była wyczerpana psychicznie i fizycznie, czego nie omieszkał jej wytknąć dr. Coronado podczas badania. Schowała zdjęcie z powrotem do torebki i sięgnęła po bagietki. Przygotowanie posiłku nie zajęło jej dużo czasu, znacznie więcej zmarnowała na psychiczne przygotowanie się na wejście do pokoju Drake'a. Z niepokojem nacisnęła klamkę i wkroczyła do sypialni napotykając nieruchome spojrzenie ciemnowłosego mężczyzny.
- Gdzie jestem? - Pierwsze pytanie, które od razu wytrąciło ją z rytmu stawianych kroków. Pewny siebie, stanowczy, jednie pulsująca na skroni żyłka zdradzała jego zdenerwowanie.
- Lekarze chcieli dalej utrzymywać cię w stanie śpiączki, uznałam, że tego nie chcesz i wolisz być w pełni świadomy podczas leczenia - dawny Drake tak właśnie by postąpił, lecz Cassandra nie była pewna reakcji mężczyzny siedzącego naprzeciw niej, którego spojrzenie przypominało jej jak bardzo ostrożna być musi. Brunet mimo nieruchomej pozycji przypominał jej zwierzę w klatce, które nie wie jak się uwolnić, choć bardzo tego chce. Ostatecznie skinął głową przestając na chwilę przewiercać ją wzrokiem.
- Dziękuje. - Nie była pewna czy dziękuje jej za zabranie go ze szpitala, czy za posiłek, który mu przyniosła, lecz spojrzenie, którym ją obdarowywał nadal ją zasmucało. Czuła, że nie potrafi na razie jej zaklasyfikować, czy może jej ufać, czy nie. Tak bardzo chciała, by przypomniał sobie cokolwiek.
- Lekarze mówili, że twoja amnezja może być wynikiem wypadku... - widząc jego pytający wzrok ciągnęła dalej - jechałeś z zakupów, padało, droga była śliska, a na dodatek rozmawiałeś przez telefon - dodała zgryźliwie nie mogąc powstrzymać irytacji. - A ostrzegałam, że nie mam ochoty zeskrobywać cię z jezdni... - Uniósł oczy słysząc jej ton.
- To z tobą rozmawiałem. Kim jesteś? - Zapytał więżąc jej nadgarstek w żelaznym uścisku. Cass zacisnęła szczęki czując promieniujący do kości ból, ale się nie wyrwała.
- Lekarze mówili... - jęknęła przez zaciśnięte zęby - żeby Ci nic nie mówić, żebyś sam sobie przypomniał.
- Nie chciałaś zgodzić się na utrzymywanie mnie w śpiączce, a teraz nagle słuchasz się tych samych lekarzy, co to zlecili, ciekawe. Kim jesteś? - Powtórzył ostrzej i chwycił ją za kark z wrogością w oczach.
- Drake, to boli... - jęknęła dziewczyna łapiąc obiema dłońmi za jego przedramię.
- Drake to moje imię, tyle widziałem na karcie pacjenta. Nie zbywaj mnie. Dlaczego, do cholery, Ci tak zależy?
- Bo byłeś moim mężem, do diabła! Puść! - Wyrwała się i odskoczyła stając na środku pokoju ciężko oddychając, jak po treningu. Mężczyzna spojrzał na swoją rękę, jakby nie wierzył, że byłby zdolny zadać komukolwiek ból.
- Jesteś moją żoną? - Zapytał nie spuszczając z niej taksującego wzroku.
- Już nie, byłam i miałam zostać, bo do siebie wróciliśmy - w jego spojrzeniu pojawiło się niedowierzanie.
- Dlaczego się rozstaliśmy? - Wypalił trafiając ją celnie w samo serce.
- Bo byliśmy młodzi i głupi - warknęła napastliwie nie mogąc wytrzymać tego sondującego ja spojrzenia. - Muszę jechać po twoje leki - dodała już spokojnie, gdy nie doczekała się reakcji na swoje słowa.
- Nie będę niczego brał - niepewnie uniósł się z łóżka na chwiejnych nogach i podszedł do niej. Drake nigdy nie lubił leków, nawet witamina C działała na niego jak płachta na byka.
- Co robisz? - Spytała, gdy ujął jej nadgarstek, który zaczął już puchnąć od jego wcześniejszego ataku i zaczął wodzić ustami po zaczerwienionej skórze. Traciła oddech od samej świadomości jego dotyku.
- Sprawdzam, czy mówisz prawdę... - uśmiechnął się złośliwym uśmiechem dawnego Drake'a zanim jego usta opadły na jej własne. Przynajmniej kilka cech pozostało w nim tych samych, szkoda tylko, że były to akurat te cechy, które jedynie utrudnią jego leczenie. Bezczelność, upór i niechęć do tabletek. Boże, dopomóż! Przerwała pocałunek odsuwając się od niego na szerokość ramienia.
- Jednak nic się nie zmieniłeś! - Jęknęła jeszcze zanim, niemal biegiem, opuściła jego pokój.
***
- Kochanie, telefon! - Krzyknął Michael z drugiego pokoju. Maddison po miesiącu małżeństwa z muzykiem i biznesmenem w jednej osobie przestała pasjonować się obiema tymi rzeczami, zwłaszcza, że obie zdawały się zajmować Michaela bardziej niż jego świeżo poślubiona żona. Mad sięgnęła po słuchawkę i przewróciła oczami mając świadomość dolatującej z sąsiedniego pomieszczenia muzyki Mozarta, przy której Michael za pewnie wypełniał swoje druczki do pracy.
- Tak, słucham? - Rzuciła do słuchawki zirytowanym tonem.
- Maddie? Tu Cass, Drake się obudził - Maddison krzyknęła z radości wywabiając z pokoju męża i przywołała go gestem.
- Drake się obudził - wyszeptała mu do ucha, słuchając gorączkowej paplaniny przyjaciółki. Michael pochylił się i złożył na policzku brunetki słodki pocałunek.
- Mówiłem, że wszystko będzie dobrze... - Jednak radość na twarzy dziewczyny szybko zmieniła się w niepokój, który ukazał się w całkowitej okazałości, gdy odłożyła słuchawkę.
- Co się stało?
- Chcesz najpierw kiepską czy złą wiadomość?
- Nie mam dobrej do wyboru? - Pokręciła głową z żałością. - Zacznij od tej lepszej...
- Cassie jest w bliźniaczej ciąży - powiedziała na wdechu.
- Mówiła, że jest... Ale to świetna wiadomość, nie rozumiem...
- Ale druga czyni ją kiepską. Drake nie wie kim jest, ma amnezję... I dlatego właśnie obie wiadomości są złe.
- O mój Boże! - Westchnął Michael. - Jak źle to na całej linii...
Ostatnio zmieniony przez Sunshine dnia 8:04:50 12-01-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 7:53:04 12-01-12 Temat postu: |
|
|
Melduję, że przeczytałam już wczoraj, zaraz po wstawieniu, ale coś mnie potem wywaliło z neta i już nie wchodziłam, ale robię to teraz
Jak mi ich brakowało! Cass i Drake razem są wprost cudowni! Nawet jeśli on niczego w tej chwili nie pamięta, to i tak pozostał sobą Czekam aż na nowo pokocha swoją żonę, bo coś mi się wydaje, że pamięć to on odzyska dopiero na samym końcu, a może nawet przez chwilę będzie udawał, że ciągle nic nie pamięta, tylko po to, żeby podręczyć Cass
No i chcę Cohena
Miłego dnia :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:09:37 22-01-12 Temat postu: |
|
|
Wpadłam, żeby upomnieć się o odcinek i jeszcze raz zerknęłam sobie na sygnaturki i zobaczyłam dwie nowe postaci... Możesz mi powiedzieć co tu robi Paul? Zdawało mi się, że go nie lubisz, ale jego obecność tutaj świadczy o tym, że coś tam wymyśliłaś i już nie mogę się doczekać, żeby się przekonać co to takiego |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:48:06 22-01-12 Temat postu: |
|
|
Miałam (szczerze to nadal mam) trochę kłopotów zdrowotnych, z których powodu nawet czasem nie miałam ochoty siadać do laptopa, a jak już usiadłam to to pisanie mi nie szło. Wklejam to "coś" wyjaśniające obecność nowych postaci. Co do Paula, udało mi się go strawić, gdy Elka i Damon wreszcie ruszyli tyłki i zaczęli się do siebie zbliżać, a Stefan przestał być tak diabelnie nudny.
- A więc, panno Williams - Dean obrzucił szybkim spojrzeniem odziane jedynie w bikini ciało stojącej naprzeciw niego kobiety - jeśli mamy się dobrze zrozumieć. Da mi pani pięćdziesiąt tysięcy za odnalezienie faceta, który prawdopodobnie jest pani bratem i dostarczenie pani materiału genetycznego do porównania.
Dziewczyna uśmiechnęła się spokojnie i skinęła głową.
- Nie do końca... - mężczyzna uniósł brwi, a ona skinęła ręką na lokaja, który natychmiast przyniósł jej tacę ze złożoną kartkę papieru. - To jest kodycyl mówiący, że mam uczestniczyć w każdym etapie poszukiwań, inaczej moja część spadku staruszka przepadnie - dziewczyna przewróciła oczami podając Deanowi kartkę. - A dokładniej przejdzie na jakieś durne akcje charytatywne. Nie mówię, że charytatywność jest złą rzeczą, ale tu chodzi o miliony, miliardy dolarów, nie mogę oddać całego dorobku ojca na jakieś fundacje - Dean uśmiechnął się w duchu gratulując sobie trafnego osądu na temat Stephanie Williams. Piękna, wykształcona, wychowana wśród luksusu, a co za tym idzie wyrachowana. Rubryki towarzyskie Bostonu rozpisywały się na temat jej życia, choć ona starannie chroniła swoją prywatność. Głośne rozstanie z Garretem Luisem, które zbiegło się z datą śmierci jej ojca znów posłało ją na pierwsze strony gazet. Hieny dziennikarskie rozpisywały się, że spadek wybawił ją od intratnego małżeństwa z młodszym synem Luisów.
- Co oznacza, że jedzie pani ze mną - zacisnął zęby, ale jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wiedział, że praca z kobietą, zwłaszcza taką jak ona to pułapka, ale pięćdziesiąt kawałków za jedno zlecenie było nie lada gratką. - Ja pracuje sam - powiedział z naciskiem na każde słowo, ale Stephanie uśmiechnęła się tylko z pobłażaniem. Nie była osobą przyzwyczajoną do odmów.
- Jadę z panem, panie Kinley, albo będę musiała wynająć kogoś innego. Zapewne niewielu detektywów miałoby takie opory przed wykonaniem tego zadania. - Spryciula, metoda kija i marchewki zakamuflowana eleganckimi słówkami. Dean nie cierpiał, gdy stawiano go pod ścianą, jednak w równym stopniu nie cierpiał, gdy takie okazje mu umykały.
- Czy mamy jakikolwiek punkt zaczepienia? - Zapytał z rezygnacją. Uniosła kieliszek z musującym winem w geście zwycięstwa i upiła łyk.
- Tatuś zostawił jedną wskazówkę: Chicago, Jennifer Williams i ślub w Las Vegas - skrzywiła się nieznacznie. - Szybki rozwód, jednak ta kobieta postanowiła pozostać przy nazwisku. Jej panieńskie nazwisko to Rosewood. Tatuś nie interesował się tym dzieckiem - dodała z niesmakiem - co chyba nie powinno mnie dziwić. Nie był zbyt wylewny. A jednak postanowił mu zapisać połowę majątku - wzruszyła ramionami jakby nie żałowała, że dostanie jedynie połowę tego, na co była od dziecka przygotowywana.
- A więc zaczynamy od Chicago, panno Williams...
- Stephanie - uśmiechnęła się dziewczyna. - W końcu będziemy przebywać ze sobą kilka dni.
- Oby jak najmniej - wyraz jej twarzy nie zmienił się ani o jotę. Stephanie też była nauczona ukrywać swoje uczucia. - Żadnych szpilek, wygodne obuwie. Odzież nie rzucająca się w oczy, więc żadnego Chenel lub Prady, coś, co zbliży cię do zwykłych ludzi. Przyjadę jutro o dziewiątej - ruszył w kierunku służącego, który przyprowadził go na basen.
- Do widzenia, panie Kinley - lokaj otworzył drzwi wyprowadzając go na dziedziniec.
- Żegnam.
***
Cohen wpatrywał się w zdjęcie, na którym widniała uśmiechnięta twarz jego żony, gdy zadzwonił telefon. Wystarczyło jedno spojrzenie na wyświetlacz komórki, by odechciało mu się odbierać. Garret, jego bardziej zmanierowana bliźniacza wersja, dobijał się do niego od dwóch dni, jednak ich stosunki nie przedstawiały się na tyle dobrze, by miał ochotę z nim rozmawiać. Zmusił się do naciśnięcia zielonej słuchawki i od razu tego pożałował. Jego braciszek był niemal kompletnie pijany, a w tle było słychać muzykę tak głośną, że omal nie popękały mu bębenki.
- Cohen, jaksiemasz, brachuuu... - powiedział Garret nierównym głosem odrywając od siebie śliczną blondynkę, która natychmiast pomknęła w stronę tańczących koleżanek.
- Jesteś pijany - mruknął Cohen, tracąc już kompletnie ochotę na rozmowę. Dobrze wiedział, że rozmowa z bratem w takim stanie do niczego nie prowadzi.
- Super odkrywcze - odpowiedział Garry słodkim jak ulepek tonem. - Rodzice wysyłają mnie do ciebie na inspekcje - roześmiał się na samą myśl.
- Ciebie do mnie? Od kiedy to ja jestem tym, którego trzeba pilnować?
- Od nigdy, słonko. Chyba masz mnie podnieść na duchu po rozstaniu z tą jędzą Williams. Jakby mi zależało - rzucił znudzonym tonem. - Albo, żeby uspokoić na jakiś czas prasę, nieistotne. W każdym razie widzimy się jutro, braciszku - Cohen przewrócił oczami i jęknął. Tylko tego mu brakowało! Jego małżeństwo własnie się wali, a on dostaje jeszcze w prezencie do niańczenia tego przeklętego macho.
- Odbiorę Cię z lotniska, skoro już muszę.
- Musisz. A właśnie jak tam twoja słodka żonka? Nie znudziła Ci się jeszcze monogamia? Bo mam tutaj... - Cohen usłyszał zbiorowe powitanie wielu żeńskich głosów i pokręcił głową. - Czarno-biała impreza, kilka naprawdę napalonych modelek...
- Cześć młody, baw się dobrze - rozłączył się zanim Garry wpadł na jeszcze jakiś świetny pomysł. No i za co? Czyżby zrobił coś aż tak strasznego, żeby karać go jeszcze obecnością Garreta w jego domu?
Ostatnio zmieniony przez Sunshine dnia 18:10:58 23-01-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:20:46 23-01-12 Temat postu: |
|
|
To zdrowiej szybko, kochana :* A to, jak napisałaś, "coś" zaskoczyło mnie, pozytywnie oczywiście Okazuje się, że Drake ma przyrodnią siostrę, w dodatku istną harpię, a Cohen brata bliźniaka, który miał "szczęście" być jej mężem A się boję zgadywać, co tu się jeszcze może dziać, zresztą i tak bym pewnie nic nie odgadła, więc po prostu sobie poczekam ^^ I wybacz, ale Paul mi w ogóle nie pasuje do roli prywatnego detektywa, więc wyobrażę tu sobie kogoś innego
A TVD dalej nie oglądam, choć ostatnio znów zaczyna mnie do tego ciągnąć, ale twardo walczę sama z sobą ^^
ps. I ze wszystkich trzech sygnaturek Cass, jakie widziałam do tej pory, ta jest zdecydowanie najlepsza
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 19:22:47 23-01-12, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Sunshine Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2009 Posty: 25793 Przeczytał: 8 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:34:48 23-01-12 Temat postu: |
|
|
Dzięki, mam nadzieję, że szybko dojdę do siebie
Steph z Garretem nie byli małżeństwem, tylko niedługo mieli zostać, a śmierć tatusia wybawiła ją od tego nieszczęsnego losu |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|