|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:16:39 11-08-13 Temat postu: |
|
|
Carter z pewnością trochę namiesza w jej poukładanym życiu a co wybierze Jolie, tego nawet ja jeszcze nie wiem |
|
Powrót do góry |
|
|
Dudziak Mistrz
Dołączył: 31 Lip 2011 Posty: 18247 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:33:31 14-08-13 Temat postu: |
|
|
Scenka między Jolie a Jay'em była bardzo urocza Wydaje się, że się kochają, są sobie przeznaczeni, ale Jolie cały czas myśli o Carterze. Nawet kiedy mówi Jayden'owi, że wygląda seksownie to myślę, że chciałaby te słowa powiedzieć Carterowi. W sumie to nie znamy zbyt dobrze Jayden'a, ale myślę, ze gdy tylko Jolie dostrzeże, że Carter nie jest taki, jakiego sobie wyobraża, być może zauważy, zę ma przy sobie idealnego dla niej mężczyznę. No chyba, ze to Jay jest kochankiem Amandy
Nie wiem dlaczego, ale Michelle mnie śmieszy Tak naiwnie wierzy we wszystko co jej mówi Carter i zgodziłaby się na wszystko, byleby tylko był przy niej. Wkrótce jednak pożałuje swojego zachowania, tak, jak żałuje tego matka Amandy. Niby dorosła, dojrzała kobieta, a tak naiwna |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:46:07 19-08-13 Temat postu: |
|
|
Michelle jest dorosła i dojrzała, a przy tym... obrzydliwie bogata - zawsze miała wszystko na skinienie palcem i o nic nigdy nie musiała się martwić, ale życie polegające wyłączenie na wydawaniu pieniędzy może się szybko znudzić. Może poczuła się dowartościowana faktem, że sporo młodszy mężczyzna się nią zainteresował? Może dzięki temu znów poczuła się kobietą? Nie wiemy przecież, jak układało się jej małżeństwo A Carter to bajerant, który dobrze wie, jak owinąć sobie kobietę wokół palca, ale myślę, że dzięki niemu Michelle przekonuje się, że istnieje też inne życie niż to, którym żyła do tej pory. Czy lepsze? Okaże się ;D
Dziękuję, że zajrzałaś :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Dudziak Mistrz
Dołączył: 31 Lip 2011 Posty: 18247 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:07:06 19-08-13 Temat postu: |
|
|
Oj, wątpię, by życie przy Carterze było lepsze |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:21:38 19-08-13 Temat postu: |
|
|
To zależy do dla kogo jest lepsze |
|
Powrót do góry |
|
|
madoka Arcymistrz
Dołączył: 01 Wrz 2010 Posty: 30699 Przeczytał: 2 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:56:59 08-09-13 Temat postu: |
|
|
Hmm, relacja na linii Jolie-Jay na pierwszy rzut oka rzeczywiście wydaje się być idealną. Aczkolwiek w moim odczuciu jest to swoista maska, którą przybiera każde z nich, celem zatajenia prawdziwych odczuć, pobudek, pragnień. Choć nie przeczę - na chemię w ich duecie nie można narzekać. Może nie zwala z nóg, jak ta, która ma miejsce pomiędzy Jolie, a Carterem, ale jest naprawdę przyjemna dla czytelnika. Jeżeli zaś chodzi o nową postać - Amandę - to muszę przyznać, że momentalnie przypadła mi do gustu. Wydaje się być bowiem kobietką z charakterkiem, która jest absolutnie urocza po całonocnym wlewaniu w siebie ton alkoholu. Nie podoba mi się jednak relacja, łącząca ją z tajemniczym kochankiem. I wcale nie dlatego, że brak w niej namiętności - bo u Ciebie każda z par wytwarza tak pozytywne wibracje, że głowa mała - ale z racji podporządkowania, jakie można było wyczuć po tej krótkiej wymianie zdań z ów mężczyzną. Mężczyzną, którym rzeczywiście mógłby być Jay...Swoją drogą, bardzo sympatycznym wydał mi się również przyjaciel Cartera - Ryan. Choć mam nie lada dylemat odnośnie tego, czy bardziej podobała mi się jego scena z Nadine, czy z Amandą. |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:34:01 09-09-13 Temat postu: |
|
|
Niewiarygodne jak wszyscy są ze sobą powiązani, gorzej jak w końcu się zorientują, i co prawda dla niektórych może nie być ciekawie. Po pierwsze Michelle, która spotyka się z Carterem, a jak się domyślam, jest byłą żoną Charlesa, ojca Jolie. Chyba, że tylko tak o dałaś ich na wspólnej sygnaturce. Mam nadzieję, że to jedynie była macocha Jolie, druga żona jego ojca. Co jeśli Michelle w końcu postawi na swoim i będzie chciała przedstawić rodzinie Cartera?
Lubię Jolie i jej męża. Padły wątpliwości, czy jest szczęśliwa, czy wydaje jej się, że jest. Nie wiem jeszcze, ale lubię ich małżeństwo. Liczę cicho, że potajemnym kochankiem Amandy nie jest Jay. Swoją drogą, czyżby Amanda była znajomą Jolie? Wyjdzie pomieszanie, z poplątaniem, jak trochę wyjdzie na jaw.
Zastanowiło mnie też dziecko Jolie, mały Carson. Nie wiemy, ile on ma, albo ja przegapiłam, więc wybacz Aga w takim razie, ale do główki mi przyszło, że mógłby być dzieckiem Cartera. Ale chyba wybiegam za daleko. Czekam na new! |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:13:19 09-09-13 Temat postu: |
|
|
Moniś, Aniu, dziękuję za odwiedziny :* Uznałam, że lepiej pozostawić Wasze domysły bez komentarza, więc nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić na kolejny epizod, co też niniejszym czynię
~ 7 ~
Zdziwiła się jak szybko poszło jej spisanie wywiadu i zredagowanie całości tekstu. Jeszcze przed południem była w redakcji, a potem pognała na spotkanie z matką, na które wcale nie miała ochoty. Wciąż była na nią zła, że zostawiła ojca praktycznie z dnia na dzień, bez słowa wyjaśnienia. Nie rozumiała tego, tym bardziej, że zawsze uważała swoich rodziców za idealną wręcz parę. Teraz jednak oboje zachowywali się co najmniej dziwnie, jak na zaistniałą sytuację. Ojciec zdawał się podchodzić do tego, jak do kolejnego kaprysu czy zachcianki swojej żony, którą jako wzorowy mąż powinien spełnić, a matka była do tego stopnia hipokrytką, że zamiast iść do pracy, żyła jak królowa z „kieszonkowego”, które co miesiąc, z własnej, nieprzymuszonej woli, przelewał na jej konto były mąż, w apartamencie, który sam dla niej wybrał i wykupił.
Jolie westchnęła lekko. Miała nadzieję, że sama nigdy nie znajdzie się w takiej sytuacji, a jeśli nawet któregoś dnia drogi jej i Jaydena rozejdą się, to będzie miała na tyle godności, by o nic go nie prosić. Na razie jednak nic na to nie wskazywało. Po gorącym poranku, który o mały włos nie zakończyłby się spóźnieniem Jaydena do pracy, była w tak znakomitym nastroju, że nawet perspektywa spotkania z matką nie była w stanie zepsuć jej humoru. Jedynym, co ją martwiło, był fakt, że jej myśli wciąż uciekały w stronę tajemniczego nieznajomego. Od rana zdążyła już skarcić się co najmniej milion razy za swoje grzeszne myśli związane z jego osobą. Bardzo się starała, ale nie potrafiła wybić sobie z głowy krystalicznie błękitnych oczu, wpatrujących się w nią hipnotycznie. Miała wrażenie, że widziała je już kiedyś, ale czym więcej o tym myślała, tym częściej dochodziła do wniosku, że to tylko jakieś dziwne déja vu i powinna o nim jak najszybciej zapomnieć i skupić się na swoim cudownym mężu i ich synku.
Kiedy dotarła na miejsce, matka już na nią czekała. Siedziała w ogródku przy kawiarni, sącząc espresso z małej filiżanki i ze znudzeniem przeglądając jakiś kolorowy magazyn. Poza tym… Wyglądała na szczęśliwą. Promieniała.
– Dzień dobry, mamo – powiedziała Jolie, podchodząc do małego, okrągłego stoliczka, przy którym siedziała.
– Jolie! – pisnęła radośnie kobieta i podniósłszy się z krzesełka, objęła córkę i wycisnęła na jej policzku całusa. – Myślałam, że przywieziesz Carsona – powiedziała po chwili, odsuwając ją od siebie na odległość ramion i przypatrując się jej uważnie.
– Musiałam najpierw pojechać do redakcji. Zresztą mały był trochę marudny i uznałam, że lepiej żeby został w domu.
Michelle uśmiechnęła się ze zrozumieniem i wskazała dłonią na krzesło.
– Świetnie wyglądasz – powiedziała, a jej uśmiech poszerzył się, rozpromieniając twarz. – Służy ci małżeństwo.
Jolie skinęła głową twierdząco i zajęła miejsce na wprost matki.
– Ty też wyglądasz kwitnąco – przyznała szczerze, spoglądając matce w oczy. – Masz kogoś? – spytała bez ogródek.
Michelle odwróciła głowę w bok, a jej policzki zarumieniły się. Wyglądała jak nastolatka przyłapana przez matkę na całowaniu się ze starszym chłopakiem o nienajlepszej reputacji.
– Jestem szczęśliwa – powiedziała w końcu, wracając wzrokiem do Jolie. – W końcu naprawdę jestem szczęśliwa – powtórzyła, obejmując dłońmi małą filiżankę.
– Widzę – odparła Jolie bez entuzjazmu, wyczuwając w głosie matki coś, co chyba można było nazwać poczuciem winy.
– Nie zrozum mnie źle. Kochałam twojego ojca i wiele mu zawdzięczam, ale to uczucie, które było między nami po prostu się wypaliło.
Joliesse uśmiechnęła się gorzko, obrzucając matkę pogardliwym spojrzeniem. Po prostu się wypaliło? A co do diabła ze słowami przysięgi małżeńskiej? Do końca życia, w zdrowiu i w chorobie, na dobre i na złe… Pokręciła głową i nabrała powietrza w płuca.
– Znam go? – zadała kolejne pytanie, uświadamiając sobie, że zaczyna zachowywać się bardziej jak dziennikarka, przeprowadzająca wywiad z żoną jednego z najbogatszych ludzi w kraju, niż córka, która plotkuje z matką.
– Mam nadzieję, że niebawem go poznasz – odparła Michelle, uśmiechając się słabo. – Na co masz ochotę? – zmieniła szybko temat, otwierając menu.
Jolie zmarszczyła czoło, unosząc podejrzliwie brwi, ale jej matka najwyraźniej nie zamierzała mówić już nic więcej na temat swojego nowego życia i nowej miłości.
– Może szarlotka z lodami i bitą śmietaną? – zagadnęła, spoglądając córce prosto w oczy z rozbawieniem.
Jolie uśmiechnęła się, odsuwając na bok wszystkie domysły i oskarżenia względem matki. Doskonale pamiętała ten smak z dzieciństwa i wszystkie te razy, kiedy przychodziła tu z matką i zajadały się tym przysmakiem. Wszystko wydawało się wtedy takie proste. Dlaczego nie miałaby tak być znowu? Jej matka była dorosłą kobietą, odpowiedzialną za siebie i swoje czyny i jeśli faktycznie nie była szczęśliwa z jej ojcem, a znalazła szczęście przy boku innego mężczyzny, to dlaczego miała robić jej z tego powodu wyrzuty? Przecież każdy miał prawo do tego, by być szczęśliwym, prawda?
Spojrzał na telefon komórkowy. Od niechcenia zerknąl na wyświetlacz i z ociąganiem otworzył wiadomość, ale kiedy ją przeczytał, jego usta rozciągły się w drwiącym uśmiechu.
Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na wieczór. Nie mogę się doczekać, kiedy skończę to, co zaczęłam rano ; )
Michelle zaskakiwała go na każdym kroku, a już zwłaszcza wtedy, gdy zachowywała się jak zakochana, wiecznie nienasycona nastolatka. Jej niespodziewana poranna wizyta w jego mieszkaniu, a teraz jeszcze ten sms, tylko utwierdziły go w przekonaniu, że chyba jednak warto zainwestować w pierścionek zaręczynowy. Zanim Michelle się rozmyśli, albo raczej zanim stanie się coś, co każe jej posłać go do diabła.
Nie wiem czy wiesz, ale przeszkadzasz mi w pracy. Myśli o tym, co mi zrobisz i co ja mam ochotę zrobić Tobie są bardzo rozpraszające.
Przebiegł oczami po tekście pośpiesznie napisanej wiadomości, nacisnął „wyślij”, ale nim zdążył wsunąć telefon do kieszeni spodni, ponownie usłyszał sygnał nadejścia wiadomości. Zerknął na wyświetlacz. Nieznany numer.
Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, spotkasz się ze mną. Później napiszę Ci gdzie i kiedy. A.
Przeklął pod nosem, z trudem powstrzymując się by nie cisnąć telefonem o ziemię. „A” mogło oznaczać przecież tylko jedno. Amanda. A to z kolei naprawdę oznaczało kłopoty. Duże kłopoty.
– Mała suka – fuknął pod nosem, wchodząc do baru śniadaniowego, w którym miał wątpliwą przyjemność pracować już od kilku miesięcy.
– Znowu się spóźniłeś – mruknął zza lady młody, rudy, piegaty, chuderlawy chłopaczek, w fartuszku i firmowej czapeczce. – Nie będę wiecznie zapierdalał za ciebie – dodał zadziornie, palcem wskazującym poprawiając swoje wielkie okulary, które zsunęły mu się niemal na sam czubek nosa. – Inkasujesz wszystkie napiwki, a to ja haruję tu jak wół – wygarnął mu.
– Wiesz co, Malcolm? – zaczął Carter, wchodząc za ladę i bez pardonu otwierając kasę, by wybrać z niej gotówkę. Nie miał ochoty się kłócić. Ani przychodzić tu znowu. – Nadal będziesz musiał za mnie zapierdalać, ale od dziś wszystkie napiwki będą twoje, jeśli w ogóle jakieś będą – dodał brunet, odliczając pieniądze i uśmiechając się ironicznie. – Rzygam już na samą myśl o hamburgerach i tym śmierdzącym barze. Powiedz Frankowi, że wziąłem swoją należność za ten miesiąc, a jak nie chcesz robić za dwóch, to niech Franky ruszy swoje tłuste dupsko i sam stanie za ladą.
Rudy zamarł w bezruchu, wpatrując się w Cartera, a jego oczy zrobiły się wielkie jak księżyc w pełni.
– Nie mówisz poważnie – wydukał, niedowierzając.
– Śmiertelnie poważnie – odparł Carter, chowając pieniądze do wewnętrznej kieszeni kurtki. – Powodzenia – dodał, szczerząc się do zdumionego chłopaka i klepnąwszy go na pożegnanie w ramię, wyminął go i bez słowa opuścił bar. Był z siebie dumny. Już dawno chciał to zrobić, a wiadomość od Amandy, w jakiś sposób popchnęła go ku temu. Będzie musiał jej chyba za to jakoś podziękować.
Nie była pewna czy dobrze robi, słuchając matki, która poradziła jej, by nie podejmowała pochopnych decyzji i przynajmniej przejrzała papiery, które ojciec przygotował w związku z przekazaniem firmy. Chciała nawet polecić jej swojego prawnika, ale Jolie podziękowała. Uważała, że Jayden zna się na tym wystarczająco dobrze, a nawet gdyby coś było dla niego niejasne, to miał przyjaciół w różnych kręgach – także wśród prawników. Gdy weszła do biura ojca i nie zastała jego sekretarki, skierowała się wprost do jego gabinetu i natychmiast pożałowała tego, że tu przyszła. Ojciec stał za biurkiem, między nogami Amandy, która siedziała na blacie. Dyszał ciężko z twarzą wciśniętą w jej jasne włosy i dopiero po chwili dotarło do niego, że nie są sami.
– Jolie – wycharczał, pośpiesznie zapinając koszulę i spodnie. – To nie tak jak myślisz.
Joliesse uniosła wysoko brwi i przewróciła oczami kpiąco.
– Miej choć odrobinę honoru – fuknęła, wyszarpując łokieć z jego uścisku, gdy chwycił go, by ją zatrzymać. Kiedy nad jego ramieniem zerknęła w stronę powoli doprowadzającej się do ładu blondynki, która pochwyciwszy jej spojrzenie uśmiechnęła się drwiąco, nie okazując ani skruchy ani nawet odrobiny wstydu czy zażenowania tą sytuacją, miała ochotę zabić ich oboje. Nigdy nie przepadała za Amandą, choć ich ojcowie przyjaźnili się od czasów szkolnych i nieraz próbowali jakoś je ze sobą zaprzyjaźnić. Zresztą ostatnia próba nawiązania z Mandy bliższych relacji, kiedy piętnaście miesięcy temu pozwoliła jej zabrać się do nocnego klubu na wieczór panieński jednej z jej koleżanek, skończyła się tym, że upiła się i wylądowała w łóżku z obcym facetem, którego twarzy do dziś nie była w stanie sobie przypomnieć. Westchnęła cicho i z politowaniem spojrzała na ojca.
– Amanda? – wycedziła przez zęby, patrząc ojcu prosto w oczy z niedowierzaniem. – Przecież ona jest w moim wieku!
– Joliesse – jęknął Charles, nie bardzo wiedząc jak powinien się zachować. – Amanda jest moją nową asystentką… – urwał, a czując na sobie wściekłe spojrzenie córki, uświadomił sobie, że nic głupszego nie mógł powiedzieć.
– Więc tak się teraz odbywają rozmowy kwalifikacyjne w twojej firmie?
– Nie kpij, Joliesse.
– To może lepiej nic już nie mów i nie pogrążaj się. Nie będę z tobą teraz rozmawiać. Muszę ochłonąć – zakończyła, pośpiesznie kierując się do wyjścia i za wszelką cenę, starając się wymazać z głowy przyprawiającą o mdłości scenę, której była świadkiem. Gdy znalazła się na zewnątrz firmy, poczuła, że robi się jej naprawdę niedobrze. Oparła się ramieniem o zimny mur, nabrała powietrza w płuca i pochyliła lekko, wspierając się dłonią o kolano. Miała zdecydowanie dość niespodzianek na ten dzień, ale los najwyraźniej nie zamierzał jej odpuszczać.
– Jolie? Co się dzieje? – dobiegł ją zaniepokojony, męski głos…
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 21:20:24 09-09-13, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:38:04 09-09-13 Temat postu: |
|
|
Hahahaha Wybacz, ale nie mogłam. Też nam zaserwowałaś. Amanda i ojciec Jolie. Sądziłam, że Charles to nie taki typ mężczyzny, ale widzę że się pomyliłam. Zaskoczyłaś mega, nie dowierzam! A na miejscu Jolie - nie chciałabym tego zobaczyć.
I ... a jednak, Michelle, to matka Jolie. Miałam nadzieję, że to będzie jej macocha, naprawdę. Wtedy mogłoby to wszystko inaczej wyglądać. Ej, i tak się nie kończy odcinka! Bo jak się domyślam, to pewnie Carter |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:53:20 09-09-13 Temat postu: |
|
|
Haha... Charles... to tylko facet, a Amanda wie jak zadbać o swoje interesy
No i właśnie dlatego, że to Carter, musiałam tu skończyć odcinek - bo by za długie było ^^
Dzięki Aniu :* |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:02:25 09-09-13 Temat postu: |
|
|
Jolie ma ogólnie hm, ciekawych rodziców. Nic dodać nic ująć. Ale wiesz co, rzeczywiście niezłe grzmoty mogą wyjść, jak sprawy się powielą.
I na początku myślałam, że Amanda wkradnie się pomiędzy Ryanem a Nadine. A teraz jeszcze zamierza pomieszać w życiu Cartera. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:07:34 09-09-13 Temat postu: |
|
|
Ale oni naprawdę nie są źli Mam zamiar z czasem rzucić nieco światła na ich związek, ale na pewno nie będzie to wątek główny ^^
Amanda z założenia ma być po prostu wredną suką. I tyle. Być może z czasem rzeczywiście wkradnie się też między Ryana i Nadina - to wcale nie jest wykluczone, ale z ręką na sercu przyznaję, że chwilowo nie mam pomysłu na tę parę, więc póki co, uznajmy, że żyją sobie szczęśliwi i zakochani po uszy, a potem zobaczymy |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:28:28 14-09-13 Temat postu: |
|
|
Coś mi jednak zaświtało w głowie odnośnie Nadine i Ryana i oto zalążek tego pomysłu A poza tym... to bardzo "chemiczny" odcinek - a przynajmniej mam nadzieję, że właśnie takim udało mi się go stworzyć. Enjoy!
~ 8 ~
– Jolie? Co się dzieje? – dobiegł ją zaniepokojony, męski głos.
– Nie twój zasrany interes – fuknęła, prostując się nim jego dłoń wylądowała na jej ramieniu.
Carter zmarszczył czoło, a kiedy zrobiła krok do przodu, chwycił ją za łokieć, zmuszając by odwróciła się w jego stronę. Zaskoczyła go tym nagłym wybuchem agresji, ale nie zamierzał odpuszczać.
– Wyglądasz jakbyś za chwilę miała zemdleć. Nie puszczę cię samej.
– Włączył ci się tryb rycerza spieszącego na pomoc białogłowej? – spytała, posyłając mu gniewne spojrzenie. Ciągle miała przed oczami obraz ojca i Amandy. Razem. I w tej chwili nawet Jaydena byłaby gotowa włożyć do jednego worka z wszystkimi innymi mężczyznami. Dopiero teraz doszło do niej, że może to wcale nie matka była tą złą, odchodząc od ojca. Nie miała jednak siły ani ochoty zastanawiać się nad tym. Zwłaszcza teraz, kiedy miała obok siebie mężczyznę, który zadomowił się w jej myślach i nie zamierzał z nich zniknąć.
– Przepraszam – wymamrotała, zdając sobie sprawę, że wyżywa się na bogu ducha winnym człowieku, który zupełnie przypadkiem stanął jej na drodze i w dodatku jeszcze okazał troskę, a teraz wpatrywał się w nią z wysoko uniesionymi brwiami, z trudem powstrzymując się, by się nie roześmiać. – Mam dziś wyjątkowo kiepski dzień.
– To widać – przytaknął, nie spuszczając z niej wygłodniałego spojrzenia. Musiał przyznać, że nawet ciskając piorunami, wyglądała po prostu uroczo. – Chcesz pogadać? – spytał, powoli puszczając jej łokieć. Jolie podniosła wzrok i popatrzyła mu w oczy, a gdy z jej twarzy wyczytał nieme „chyba sobie żartujesz” dodał, szczerząc się od ucha do ucha: – Jestem naprawdę dobrym słuchaczem, a tu niedaleko jest całkiem fajna knajpka.
– Dużo znasz takich całkiem fajnych knajpek? – spytała, krzyżując dłonie na piersiach i spoglądając na niego z wojownicza miną. – Tak urabiasz panny?
Carter uśmiechnął się słodko i niewinnie, wzruszył ramionami i wsunął dłonie w kieszenie jeansów, nie spuszczając wzroku z jej nachmurzonej, uroczej twarzyczki.
– Nie zamierzam cię urabiać – powiedział, wymijając ją, jakby nigdy nic, a kiedy usłyszał jak z rozczarowaniem cicho wypuszcza powietrze z ust, powoli odwrócił się przodem do niej, z trudem powstrzymując cisnący się na usta pełen satysfakcji uśmieszek. – To jak? Idziesz? Możesz wybrać co zjemy.
– Łaskawca – fuknęła. Carter przekrzywił lekko głowę i uśmiechnął się, zupełnie rozłożony na łopatki tą mieszanką dziewczęcego wdzięku i uroku z opanowującym ją gniewem i wrodzoną zadziornością.
– Naprawdę masz dziś kiepski dzień.
– Bardzo kiepski i może właśnie dlatego lepiej, żebyś nie wchodził mi dziś w drogę.
– Chyba jednak zaryzykuję – odparł, uśmiechając się ciepło, a kiedy przewróciła oczami, dając w końcu za wygraną, spytał niepewnie: – Mężczyzna?
Jolie ledwie zauważalnie skinęła twierdząco głową.
– Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziała stanowczo. – Lubisz kuchnię indyjską?
Stanęła w progu, skrzyżowała dłonie na piersiach i oparłszy się o futrynę bez słowa przyglądała się jak Ryan zajmuje się jej chrześniakiem. Trzymał go na wyciągniętych przed siebie ramionach i kręcąc się w kółko udawał, że są szybującym w przestworzach samolotem. Cały dom wypełniał radosny dziecięcy szczebiot, który w cudowny sposób mieszał się ze śmiechem dorosłego, silnego mężczyzny, sprawiając, że robiło jej się cieplej na sercu. Nie wiedziała, który z nich bawił się lepiej, ale cieszyła się, że mężczyzna dla którego zupełnie straciła głowę, złapał z małym tak świetny kontakt, a przede wszystkim, że nie wściekł się, kiedy okazało się, że będzie musiała popilnować Carsona, choć mieli przecież spędzić ten dzień tylko we dwoje.
– Długo nas podglądasz? – spytał rozbawiony, gdy poczuł na sobie jej wzrok. Nadine uśmiechnęła się lekko i podeszła do mężczyzny.
– Czym sobie na ciebie zasłużyłam? – spytała, delikatnie dotykając dłonią jego policzka. Ryan uśmiechnął się i wtuliwszy twarz w jej dłoń, musnął jej wewnętrzną stronę ustami. – Kiedyś będziesz świetnym ojcem – dodała, uśmiechając się lekko, ale wtedy mężczyzna cofnął się o krok i odwrócił na pięcie, by odłożyć małego Carsona do łóżeczka.
– Odpoczniesz trochę? – zwrócił się do chłopca, podając mu grzechotkę i pluszowego tygrysa. Mały potrząsnął zabawką i zaczął coś gaworzyć. – A najlepiej jakbyś strzelił sobie małą drzemkę – dodał, trącając małego leciutko placem w czubek nosa. Gdy Nadine położyła mu na ramieniu swoją dłoń, poczuł, że jego ciało sztywnieje.
– Ryan?
Spojrzał na nią przez ramię i uśmiechnął się niewyraźnie. Była kobietą, z którą pragnął spędzić resztę życia, ale wiedział, że nigdy nie będzie w stanie dać jej tego, czego pragnęła. Kiedy zobaczył jak zajmuje się swoim chrześniakiem, uświadomił sobie, że będzie świetną matką, ale nigdy nie będzie matką jego dzieci. Tego jednego nie mógł jej dać. I może powinien jej był powiedzieć o tym od razu, nim ich znajomość zabrnęła za daleko, ale przecież nie sądził, że to co ich łączy, przerodzi się w coś tak pięknego, a teraz… teraz było już za późno. Z każdym dniem było trudniej. Nie wiedział czy w ogóle kiedykolwiek zdobędzie się na odwagę. Za nic w świecie nie chciał jej stracić.
– Kochanie, co się dzieje? – spytała, wpatrując się w niego z troską i niepokojem. Minę miał nachmurzoną, a w oczach czaił się smutek i ból. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej widziała go takim. Kiedy wyprostował się i w zapraszającym geście rozpostarł szeroko ramiona, natychmiast do niego przylgnęła.
– Kocham cię, pamiętaj o tym – wyszeptał jej w włosy, gładząc delikatnie plecy i kołysząc lekko w swoich ramionach.
– Ryan, zaczynam się bać – powiedziała, odsuwając się od niego nieznacznie, by spojrzeć mu w twarz.
– Niepotrzebnie – odparł, ujmując jej twarz w swoje silne dłonie. – Chyba jestem większym mięczakiem niż sądziłem – dodał, zerkając w stronę małego Carsona, który słodko drzemał zupełnie wykończony zabawą z nowym wujkiem. – Mały mnie cholernie rozczulił.
Nadine zmarszczyła czoło i spojrzała na niego podejrzliwie, ale nie dał jej szansy, by zebrała myśli. Nim się spostrzegła czuła jego wargi na swoich, jego język natarczywie wdzierający do jej ust, jego dłoń przesuwającą się wzdłuż jej kręgosłupa i palce wplątujące się we włosy.
Kiedy przerwał pocałunek, ciężko dysząc, z jej rozpalonych ust wydobył się stłumiony jęk zawodu.
– Myślisz, że twój brat i bratowa będą mieli coś przeciwko temu, że skorzystamy z ich łóżka? – spytał szeptem, wpatrując się w nią roziskrzonym spojrzeniem, a przesunąwszy dłoń w dół jej pleców, zatrzymał ją na jej pośladkach, dociskając ją mocniej do swoich bioder.
Nadine pokręciła głową rozbawiona i stali tak przez chwilę, chłonąc siebie nawzajem bez słowa. Przygryzła wargę, starając się uspokoić oddech i zapanować nad ciałem, owładniętym niesłabnącym pożądaniem. Widziała swoje reakcje, obijające się w jego gorącym spojrzeniu. Kiedy przesunął dłoń w dół, aż do jej uda, a jego natarczywe palce przez materiał sukienki, wbiły się jej skórę, wiedziała, że nie uda się jej go powstrzymać. Zresztą nie miała nawet takiego zamiaru. Chwyciła go za rękę i poprowadziła w stronę sypialni dla gości, modląc się by ogień, który był między nimi nigdy nie wygasł.
Kiedy dostrzegł obrączkę na jej palcu znieruchomiał, unosząc wysoko brwi. Pomyślał, że piętnaście miesięcy to całkiem sporo czasu, ale czy wystarczająco dużo, by zakochać się i wyjść za mąż?
– Jesteś mężatką? – spytał, siląc się na beztroski ton, a ona dopiero teraz zorientowała się, że wpatruje się w złoty krążek lśniący na jej palcu. Wyglądał na mocno… skonsternowanego i zaskoczonego.
– To chyba nie jest zbrodnia – odparła, uśmiechając bardziej do obrączki i swoich wspomnień z dnia ślubu niż do bruneta.
– Po prostu nie przypominam sobie, żebyś miała ją na palcu ostatnio, gdy się widzieliśmy – wyjaśnił krótko, a gdy spojrzała mu w oczy, jego usta wygięły się w półuśmiechu.
– Moja szefowa uważa, że gwiazdy są bardziej skłonne do zwierzeń, kiedy sądzą, że mają do czynienia ze słodką, niewinną panienką.
– A zwłaszcza podstarzali gwiazdorzy, prawda? – zagadnął, gdy przed oczami mignął mu obraz Jolie, siedzącej z nogą na nodze na stylowym, antycznym krzesełku, w ołówkowej spódnicy przed kolano, z frywolnie rozpiętą pod szyją koszulą i siedzącego na wprost niej George’a Clooney’a, poluzowującego na ten widok węzeł jedwabnego krawata. Sam poprawił się na krześle na tę myśl, nie spuszczając z niej wzroku i dochodząc do wniosku, że jej szefowa jednak ma rację. Słodkie, niewinne panienki zdecydowanie działały na mężczyzn, pobudzając ich wyobraźnię.
Na jego ustach błądził cień zmysłowego uśmiechu, ale Jolie widziała, że uśmiech ten nie docierał do jego płonących oczu, których spojrzenie jakby przybrało na intensywności.
– O czym myślisz? – spytała, a jego uśmiech poszerzył się, tym razem docierając do błękitnych tęczówek.
– Gdybym ci powiedział, nie uwierzyłabyś, albo wzięłabyś mnie za wariata – odparł zgodnie z prawdą. Przecież gdyby wyznał jej, że wspomina ich wspólną noc z nadzieją na powtórkę, posłałaby go do diabła.
– Spróbuj – szepnęła, zerkając na jego przystojną twarz spod długich gęstych rzęs i uśmiechając się prowokująco.
– Nie rób tego – mruknął, pochylając się nad stolikiem w jej stronę.
– Czego? – spytała cicho, nie mogąc się nadziwić temu, jak działał na nią ten mężczyzna. Potrafił uwodzić samym głosem, wystarczyłoby jedno jego słowo i… Głupia! – prychnęła w myślach, karcąc się surowo.
Carter westchnął i odwrócił wzrok, spoglądając przez witrynę na to, co działo się na ulicy.
– Nie flirtuj ze mną – powiedział, wracając do niej spojrzeniem po chwili. – Twój mąż z pewnością nie byłby zadowolony – dodał, uśmiechając się kwaśno.
Jolie przeklęła w duchu. Sama nie wiedziała, co ją opętało. Carter miał rację – jej zachowanie było karygodne i z pewnością Jayden nie byłby zachwycony, gdyby zastał ich tu razem.
– Chyba powinnam już iść – stwierdziła, sięgając po torebkę. – Zapłacę za siebie.
– Przestań – powiedział, kładąc dłoń na jej dłoni, a po jego ciele rozlało się przyjemne ciepło. – To ja cię zaprosiłem. I mam nadzieję, że chociaż odrobinę poprawił ci się humor – dodał, odliczając gotówkę.
– Dziękuję – szepnęła, a kiedy podał jej żakiet, ostrożnie wsunęła dłonie w rękawy. Na krótką chwilę położył dłonie na jej ramionach. Czuła go za sobą, bardzo blisko, zdecydowanie zbyt blisko i bała się, że on poczuje jak jej ciało dygocze pod jego dotykiem.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł, odsuwając się o krok. – Odprowadzę cię do samochodu.
Jolie uśmiechnęła się z wdzięcznością i ruszyła przodem. Cisza jaka nagle zapanowała między nimi była nie do zniesienia, na szczęście parking był stosunkowo blisko. Gdy zatrzymała się przy czerwonym [link widoczny dla zalogowanych], Carter zagwizdał z podziwem.
– Widzę, że zamieniłaś swoje małe autko na bardziej... – urwał, szukając odpowiedniego słowa. – Efektowną maszynę – dokończył spoglądając na Jolie z rozbawieniem.
– To samochód mojego męża i szczerze? Wolę już twój motocykl niż tą krowę – przyznała, z niechęcią spoglądając na stojący za jej plecami samochód. Nie wiedziała czy nie lubi go bardziej dlatego, że Jayden jadąc nim nie potrafił zdjąć nogi z gazu, czy dlatego, że na złość jej szpanował tym samochodem małolatom, czy też po prostu dlatego, że był to niezbyt praktyczny prezent ślubny od jej ojca. Tak, zdecydowanie opcja numer trzy była tą właściwą. Przynajmniej w tej chwili.
– Chętnie bym się przejechał takim cackiem – przyznał Carter. Jolie uśmiechnęła się lekko i niewiele myśląc, rzuciła mu kluczyki. Była pod wrażeniem jego refleksu. Wilkins spojrzał na nią zaskoczony, a kiedy zorientował się co trzyma w dłoni, jego oczy rozbłysły jak świąteczne światełka na choince przed Rockefeller Center, a kąciki ust uniosły się niepewnie. – Serio? – spytał niedowierzając. – Dlaczego?
– Lubię spełniać marzenia innych – odparła, wzruszając ramionami.
Carter podszedł bliżej, ciągle wpatrując się w kluczyki do samochodu, które trzymał w dłoni. Kiedy dzieliły go od Jolie centymetry, westchnął cicho i wcisnął je w jej dłoń. Miał przecież inne marzenie.
– Może innym razem – mruknął zmysłowym półgłosem i przez chwilę szukał spojrzeniem jej wzorku, a kiedy w końcu zajrzał jej w oczy, chwycił kosmyk jej włosów między palce i założył jej go delikatnie za ucho. Niemal natychmiast odwróciła wzrok od palącego spojrzenia jego niebieskich oczu, czując, że przytłacza ją jego bliskość. Rozpalał ją od środka, a jej ciało z każdą sekundą zdawało się reagować mocniej, domagając się jego bliskości. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje. W towarzystwie tego mężczyzny zupełnie traciła głowę, zapominała o bożym świecie i zachowywała się beztrosko jak nastolatka. A przecież była matką i żoną. MATKĄ I ŻONĄ!... Ale dlaczego nie kochanką? – przebiegło jej przez myśl.
Carter pochylił się, jakby miał zamiar ją pocałować, a ona niepewnie podniosła wzrok, skupiając go na kącikach jego ust, uniesionych w seksownym uśmiechu, który w połączeniu z błyszczącymi intensywnie oczami i potarganymi włosami, niemal pozbawił ją oddechu. Musiała przyznać, że wyglądał naprawdę niesamowicie kusząco i zdecydowanie wiedział, jak uwodzić kobiety, używając wszystkich swoich atutów. Ten mężczyzna działał na nią w jakiś dziwny sposób. Nie robił nic nadzwyczajnego, a mimo to każdy jego gest, spojrzenie, każde słowo wypowiadane przez niego, wydawało jej się przepełnione erotyzmem. Jeszcze nigdy przy żadnym mężczyźnie tak się nie czuła. Nawet przy Jaydenie. Co więcej, do tej pory sądziła, że takie rzeczy przydarzają się tylko bohaterkom tanich powieści romantycznych. Ale przecież to działo się naprawdę i... podobało jej się. Wiedziała, że powinna to przerwać jak najszybciej, nim zabrną za daleko, jednak nie zamierzała tego robić. Była ciekawa dokąd ją to doprowadzi.
– Oddychaj, mała – wychrypiał niemal w jej usta, a ona uświadomiła sobie, że nie tylko on zaczął szybciej oddychać. Stał tak blisko niej, że ich ciała dzielił już wyłącznie cienki materiał ich ubrań. – Mam ochotę cię pocałować – dodał po chwili, delikatnie pocierając kciukiem jej policzek.
Jolie stłumiła westchnienie i przygryzła policzek od środka. Jej podświadomość krzyczała do niego z całych sił: „Zrób to! Zrób to”, całkowicie paraliżując ciało i pozbawiając płuca życiodajnego tlenu, ale rozsądek podpowiadał, by natychmiast to przerwała.
Odetchnęła głęboko, zbierając się w sobie, a on w tym czasie pochylił się i musnął ustami najpierw jej włosy, wdychając ich cudowny zapach, a potem policzek, bardzo blisko ust.
– Zadzwoń – mruknął, wsuwając w kieszonkę jej koszuli na piersi, mały kartonik. – Na razie, mała – dodał, odsuwając się od niej, a ona, patrząc jak z niewymuszonym wdziękiem rusza w kierunku głównej ulicy, miała ochotę go zabić za to, że doprowadził ją do takiego stanu i zostawił… niezaspokojoną.
Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 21:01:06 15-09-13, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Ayleen Wstawiony
Dołączył: 11 Mar 2009 Posty: 4673 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:17:10 15-09-13 Temat postu: |
|
|
Carter zdziwił się, że Jolie jest mężatką. I co teraz? On nie odpuści, ona.. Jolie jest chyba sama sobą zaskoczona tym wszystkim. Wie, że nie powinna, ma dziecko, męża, jednak coś ją ciągnie do Cartera. Wiem, że do tego pewnie daleko, daleko, ale nie mogę się doczekać, kiedy wyjdzie na jaw, że jej matka spotyka się z Carterem, a co gorsze, że ona sama już z nim spała. Chociaż nie, gorsze to raczej to pierwsze.
Lubię Nadine i Ryana, wydają się tacy zakochani i szczęśliwi! Aż miło było czytać o nich, zwłaszcza na początku, kiedy zajmowali sie małym Carsonem. |
|
Powrót do góry |
|
|
Eillen Generał
Dołączył: 25 Lut 2010 Posty: 7862 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ..where the wild roses grow... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:59:34 15-09-13 Temat postu: |
|
|
Masz rację Aniu - i co do Cartera i co do Jolie A co do wyjścia na jaw romansu Cartera z matką Jolie, to chyba już do tego bliżej niż dalej ^^
Dzięki, że zajrzałaś :* |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|