|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Debson Debiutant
Dołączył: 11 Wrz 2010 Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:46:19 30-05-14 Temat postu: |
|
|
Marzenka20 nie powiem cieszy mnie ten fakt, że pomimo odmiennej tematyki za jaką Ty przepadasz zainteresowało Cię moje opowiadanie i mam nadzieję że wytrwasz do końca
No i jest mam nadzieję, że nie zawiodłam i proszę jeszcze o taryfę ulgową bo powrót do dawnej formy nie jest tak łatwy jak mi się zdawało
buziaki ;*
Rozdział 7
-No i wyglądasz jak człowiek-podsumowała z zadowoleniem Debs przyglądając się końcowemu efektowi wyszykowania przyjaciółki- jak nie powalisz go na kolana to chyba musi być gejem- dodała w przypływie emocji, a po chwili czując na sobie wrogie spojrzenie przyjaciółki żałowała, że nie zachowała tej uwagi dla siebie.
-Jeszcze słowo, a zaraz to ja Ciebie powalę na kolana- burknęła pod nosem Megan przyglądając się uważnie swojemu odbiciu. Makijaż był delikatny, a włosy po przeszło godzinnej walce z Debs oraz szczotką, suszarką i lokówką wyglądały jak po wizycie w salonie fryzjerskim. Musiała przyznać rację przyjaciółce chociaż nie miała na to najmniejszej ochoty, może nie wyglądała jak milion dolarów, ale panowie będący wzrokowcami nie przejdą koło niej obojętnie. Czarne skórzane leginsy podkreślały długie zgrabne nogi, a biała pół prześwitująca koszula z szyfonu przez którą przebijał czarny stanik dodawała tylko seksapilu.- Mam nadzieję, że jest ślepy…
-Na to też mam sposób- rzuciła wesoło blondynka. Wyciągnęła z kuferka perfumy i nim jej kumpela zdążyła zaprotestować spryskała ją nimi z góry na dół- no teraz może być nawet ślepym gejem, a i tak poleci na Ciebie!- dodała wesoło robiąc szybki unik od poduszki, która leciała w jej kierunku.- Dawno nie grałam w dwa ognie, jednak to nie czas i nie miejsce- oznajmiła starając się pohamować euforię- daj mi 5 minut i możemy wychodzić…
-Ale chwila moment kto mówił, że ty idziesz ze mną- wtrąciła Meg sięgając po swoją torebkę- już raz skorzystałam z tej opcji i dzięki temu zamiast być po rozwodzie to udaję się na terapię małżeńską…
-To się nazywa wdzięczność- mruknęła Debs pod nosem i wówczas dostrzegła, że wizytówka z adresem oraz numerem kontaktowym do terapeutki leży na komodzie obok lusterka. Megan powiodła wzrokiem za przyjaciółką, a widząc jak ta rzuca się w owym kierunku, ona również doskoczyła jednak było już za późno. Debora w starciu siłowym nie miałaby szans z Meg, dlatego niewiele się zastanawiając włożyła sobie wizytówkę do ust.
-Jesteś niepoczytalna!- wrzasnęła Kennedy widząc jak jej najlepsza kumpela przeżuwa wizytówkę- wypluj to natychmiast!- Klepnęła ją po plechach, a następnie objęła od tyłu naciskając na brzuch, jednak ta mimo trudności nie dawała za wygraną i koniec końców ją przełknęła.- Przy Tobie pomyleniec to całkiem psychicznie zdrowa osoba…- podsumowała Meg wypuszczając ją z uścisku i przeczesała nerwowo włosy nie zwracając uwagi na godzinny trud przyjaciółki- Teraz geniuszu powiedz mi jak mam tam trafić bez adresu czy numeru telefonu?
-Może ty nie pamiętasz adresu, ale ja owszem…- uśmiechnęła się przebiegle Debs i postukała palcem w skroń- i dalej uważasz, że nie idę z Tobą?- spytała z nieskrywanym triumfem. Megan natomiast gotowała się od środka. Gdyby nie jej samokontrola i mocno zaciśnięte w pięści dłonie, już dawno rzuciłaby się na nią.
-Masz 5 minut i ani sekundy więcej…- rzuciła zirytowana dziecinnym zachowaniem przyjaciółki i energicznym krokiem wyszła z pokoju.
Cierpliwość i frustracja Beniamina sięgały zenitu. Od dobrej godziny siedział w poczekalni starając się zachować pozory opanowania. Jednak nie było to tak łatwe jak mogłoby się wydawać . Każde skrzypnięcie otwieranych i zamykanych drzwi wejściowych do holu w którym się znajdował przyprawiało go o jeszcze większe nerwy. Zdążył już wysłuchać historii kilku par i powodów dla których postanowili poddać się terapii, a jego żony nadal nie było. Jeszcze chwila a on równie dobrze mógłby być terapeutą. W końcu kiedy zapanował ogólny spokój i cisza podeszła do niego młoda rudowłosa dziewczyna z plakietką stażystka. Uśmiechnęła się uprzejmie i spytała:
- Pan Beniamin Parker?
-Tak- odparł i energicznie wstał z sofy. Już zakiełkowała w nim nadzieja, że może w końcu przyszła jego kolej. W końcu będzie miał okazje poznać swoją żonę, a przy okazji uzmysłowi jej, że ta terapia to jedynie marnowanie czasu.
-Proszę za mną- odparła dziewczyna i nie czekając na Beniamina ruszyła w głąb korytarza na którego końcu znajdowały się mahoniowe drzwi. – Proszę wejść do środka- dodała - Pani Doktor Fedo zaraz zajmie się Panem, a na razie proszę usiąść na kanapie i poczekać jeszcze 5 minut.
-A moja żona?- spytał zdezorientowany i zatrzymał się w połowie drogi do wskazanej przez dziewczynę sofy. Odwrócił się w jej stronę i dodał w ramach wyjaśnienia- to miała być terapia małżeńska prawda? Gdzie ona jest?
-Proszę spocząć, Pani Doktor Fedo wszystko wytłumaczy… - rzuciła uprzejmie, aczkolwiek widać było, że nie miała najmniejszej ochoty wdawać się w większe dyskusje i tłumaczenia. Brunet wzruszył z rezygnacją ramionami i zajął wskazane wcześniej przez dziewczynę miejsce. – podać coś do picia? Może kawę?
- Niestety muszę podziękować, gdyż ciśnienie mam już wystarczająco wysokie, a dodatkowa dawka kofeiny nie wydaje mi się, aby była wskazana.- odparł z nieskrywaną irytacją i zaczął rozglądać się po gabinecie. Dziewczyna puściła mimo uszu złośliwą uwagę klienta chcąc tym samym zachować pełen profesjonalizm. Widząc w pewnym momencie obawę na twarzy Bena już miała dodać mu otuchy zapewnieniem, że Doktor Fedo jest najlepszą terapeutką, a na swoim koncie ma same sukcesy, jednak w tym samym momencie w holu rozległy się jakieś krzyki.
-Przepraszam- odezwała się i wyjrzała na korytarz. Dostrzegając na nim dwie kobiety, z czego jedna zaczęła dość energicznie gestykulować, dodała- kolejna para przyszła, a widzę że nikogo nie ma w rejestracji, tak więc jestem zmuszona zostawić Pana- a na odchodne dodała nie mogąc się powstrzymać - i proszę się nie martwić, Pańskie małżeństwo jest w najlepszych rękach…
-No i nie mówiłam, że w końcu trafimy- powiedziała zadowolona z siebie Debs wchodząc do poczekalni- co prawda trochę dłużej to zeszło niż przypuszczałam, ale liczy się efekt końcowy, nie?- podsumowała rozglądając się za personelem ośrodka, jednak w zasięgu swojego wzroku nie dostrzegła żywej duszy, poza uchylonymi drzwiami na końcu długiego korytarza. Już miała ruszyć w ich kierunku kiedy to Megan chwyciła ją za łokieć i zaczęła jej wyrzucać:
-Trochę dłużej?-spytała nieświadomie z podniesionym głosem Megan- Boże, Ty widzisz i nie grzmisz- jęknęła wznosząc ręce do góry- Wiesz ile ta droga powinna nam zająć czasu?- spytała i nie czekając na odpowiedź odparła- w korkach góra 15 minut, a spacerkiem 30, a ile nam zajęła?
-Szczęśliwi czasu nie liczą Meg- odpowiedziała wesoło Debi czym jeszcze bardziej zirytowała kumpele, aczkolwiek ta zdawała się tego nie dostrzegać, a przynajmniej nie przejmować się tym – potem pobuczysz na mnie, a teraz lepiej chodź bo się jeszcze spóźnisz…
-Trzymajcie mnie, bo nie ręczę za siebie- jęknęła Meg zaciskając dłoń na rączce od torebki – Spóźnić to już się spóźniłam, a to tylko przez Twoją „niezawodną” pamięć, która nie potrafiła spamiętać kolejności liter w nazwie ulicy, nie mówiąc o nazwie kliniki…
-Drogie Panie- wtrąciła się rudowłosa stażystka, której przybycie dla obu kobiet było dość niespodziewane.- bardzo proszę trochę ciszej jesteśmy na terenie ośrodka terapeutycznego na którym obowiązują pewne zasady. Terapeuta zaraz się Paniami zajmie, jednak proszę o cierpliwość- zmierzyła je niepewnym wzrokiem i dodała z przekonaniem- każdy przypadek jest trudny, ale nie do nierozwiązania…
-Jej to już nic nie pomoże - prychnęła pod nosem Megan patrząc znacząco na przyjaciółkę, po czym zwróciła się do dziewczyny- Mam prośbę do Pani, bo zostałam zapisana na terapię z mężem, jednak w natłoku spraw i obowiązków wyleciało mi z głowy do kogo.- dziewczyna spojrzała niepewnie na Debs- to jest mój prywatny Brutus- wyjaśniła Meg uśmiechając się na tyle życzliwie na ile była wstanie w obecnej chwili i machnęła ręką w stronę blondynki- nią proszę się nie przejmować…
-W takim razie proszę tu podejść- odpowiedziała rudowłosa stażystka wskazując na biurko z komputerem i telefonem. Kiedy już Megan i Debora znalazły się przy niej, poprosiła o podstawowe dane takie jak imię oraz nazwisko szatynki.
-Megan Kennedy- rzuciła, a czując przeszywający ból między żebrami zadany przez przyjaciółkę, skrzywiła się i poprawiła- to znaczy Megan Kennedy-Paker... Peker...
-Parker?- wtrąciła stażystka
-A bardzo możliwe…- a dostrzegając zdumienie w oczach dziewczyny dodała pośpiesznie- to znaczy, tak, dokładnie tak Megan Parker- i przewróciła jednocześnie oczami z irytacji. W końcu po co ma zaprzątać sobie głowę zbędnymi informacjami takimi jak nazwisko jej męża, przecież nim się obejrzy z powrotem będzie wolnym ptakiem.
-Pani mąż już czeka, Doktor Fedo zaraz przyjdzie…
-Gdzie go znajdę?- spytała konkretnie Megan czując jak adrenalina jej się podnosi, a palce zaciskające rączkę torebki powoli stawały się zimne jak sopel lodu. Stażystka wskazała drzwi w głębi korytarza, a szatynka szybkim krokiem, na ile to było możliwe w wysokich szpilkach, udała się w ich kierunku. Zatrzymała się tuż przed nimi gdyż wówczas zdała sobie sprawę, że za plecami ma blondynkę. Odwróciła się i zlustrowała ją gromkim wzrokiem.
-Zapomnij…- i nim Debs zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Megan wpadła z takim impetem do gabinetu, że gdy zatrzaskiwała blondynce drzwi przed nosem, straciła równowagę i zleciała mało zgrabnie na podłogę przy okazji wysypując zawartość torebki- cholera jasna- zaklęła pod nosem i zaczęła zbierać rzeczy z podłogi, nie zwracając przy tym uwagi na to czy ktoś jest w pomieszczeniu. Wówczas dostrzegła czubki męskich butów tuż przed sobą. Podniosła głowę do góry. Mężczyzna zdawał się być wysoki do samego sufitu, a jego śnieżnobiały uśmiech z nutką kpiny, jak to wydawało się Meg, jeszcze bardziej ją rozjuszył - uważaj bo szczęka Ci wyleci…- syknęła nie spuszczając z niego wzroku.
-Że co proszę?- spytał lekko zdezorientowany Beniamin, gdyż odzywka, którą przed momentem usłyszał nie pasowała mu do kobiety, którą widział albo może chciał widzieć przed sobą. Obie były eleganckie i seksowne o intensywnej zielonej barwie oczu, jednak ta w jego wyobrażeniach była ciut onieśmielona jego uśmiechem, osobą, jak to większość Pań z którymi się spotykał. Niestety rzeczywistość okazała się być brutalna, gdyż ta „niewinna” istotna bynajmniej do „niewinnych” nie należała i na pewno nie była podatna na jego wdzięki – na bank byłem pijany… - pomyślał i spojrzał uważniej na kobietę, która posłała mu złowieszcze spojrzenie- pijany w cztery d**y jak panda po eukaliptusie…
-Pomożesz czy będziesz się tak gapił jak sroka w kość, a przy okazji śmiał się jak głupi do sera?- rzuciła uszczypliwie kontynuując zbieranie porozrzucanych rzeczy - A już się pocieszałam, że mój mąż będzie chociaż gentelmanem… - odparła pozbierawszy wszystkie drobiazgi z podłogi.
-A ja sądziłem, że moja żona będzie chociaż damą…- odgryzł się i wyciągnął rękę chcąc pomóc jej wstać z podłogi, jednak Meg odrzuciła owe wsparcie i o własnych siłach się podniosła. Poprawiła bluzkę i przeczesała palcami włosy odrzucając je tym samym do tyłu. Czuła jak mężczyzna bacznie lustruje ją wzrokiem, co już miała skomentować. Jednak nie wiedząc dlaczego w pewnej chwili poczuła, że straciła równowagę i poleciała do przodu wprost na szatyna, który w ostatnim momencie podtrzymał ją, tym samym ochraniając, od ponownego bliskiego, spotkania z podłogą.
-Matko kochana!- dało się słyszeć krzyk Debory, która od razu przystanęła obok przyjaciółki, która podtrzymując się jedną ręką szatyna drugą masowała sobie obolały bok pleców- przepraszam ja nie wiedziałam- tłumaczyła pośpiesznie z lekką paniką, a po chwili z bojową nutą w głosie dodała- no ale kurka belka, ale kto stoi zaraz przy drzwiach mając sofę obok…
- Pani Parker- odezwała się młoda kobieta o kruczoczarnych włosach w szarej garsonce- wszystko w porządku? Może wezwać lekarza? –spytała z troską i jednocześnie upomniała blondynkę - Debs mówiłam Ci, ostrożnie z tymi drzwiami…
-Oj no wiem, wiem…- jęknęła - Meguch spokojnie do wesela się zagoi…- powiedziała z przejęciem blondynka, a widząc złowieszcze spojrzenie kumpeli rzucające w jej stronę gromy momentalnie się rozpromieniła i szepnęła jej do ucha- ty czekaj z tym mordem w oczach jak usłyszysz rewelację, że będę waszą terapeutką… |
|
Powrót do góry |
|
|
Debson Debiutant
Dołączył: 11 Wrz 2010 Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:56:35 12-06-14 Temat postu: |
|
|
za wszelkie błędy i literówki przepraszam, ale nie mam sił czytać tego po raz tysięczny
Rozdział 8
- Nie zgadzam się- wypaliła bezpośrednio Megan nie zwracając uwagi na toczącą się w między czasie rozmowę szatyna z jak przypuszczała terapeutką- wariatka nie może być psychologiem!- Kobieta w szarym kostiumie spojrzała na nią zdumiona, po czym karcącym wzrokiem obdarowała blondynkę. Ben z kolei zdezorientowany zaistniałą sytuacją spoglądał niepewnie na wszystkie trzy Panie.
-Pani Parker- zwróciła się spokojnym głosem kobieta- to kwestia dyskusyjna…
-Co jest kwestią dyskusyjna?- wtrąciła się mało kulturalnie szatynka- To, że ona jest wariatką- wskazała palcem na Deborę- nieeeee droga Pani- powiedziała przeciągle machając przecząco palcem w powietrzu- to sama prawda i tylko prawda…
-Chodziło mi raczej o fakt w jaki sposób będziemy przeprowadzać terapię…- i już miała mówić dalej kiedy nagle uprzytomniła sobie, iż się nie przedstawiła- ale w ogóle gdzie moje maniery? Tytuł doktora a kultury za grosz- zaśmiała się, po czym wyciągnęła na przywitanie dłoń do Megan i Beniamina- Nazywam się Adelin Fedo i będę Państwa terapeutką - widząc niemą zgodę na dalsze kontynuowanie początkowego tematu ciągła- Z rozmowy telefonicznej z Panem Parkerem- wskazała otwartą dłonią w kierunku mężczyzny- wynika, że zależy Państwu na czasie- Megan słysząc te słowa osłupiała. Jak zależy im na czasie? to przecież jej zależy na czasie, a on miał upierać się przy swoim. Przecież miał być zagorzałym fanatykiem małżeństwa, który sam zainicjował terapię – Zresztą patrząc na Państwa i widząc brak obrączek sytuacja jest dość nagląca.- Meg spojrzała na swoją dłoń gdzie niby powinna znajdować się owa błyskotka, wówczas wyczuła na sobie badawczy wzrok szatyna. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony, a spojrzenie prawie przeszywający na wylot. – Niestety nie jestem wstanie w skumulowanej formie poświęcić Państwu czasu, ale całe szczęście z Deborą studiowałyśmy na jednym uniwersytecie –mówiąc to serdecznie uśmiechnęła się w kierunku blondynki, która do niej doskoczyła i objęła ramieniem- więc mogłaby mi posłużyć za pośrednika między mną, a Państwem….
-A niby jak się ma do siebie psychologia z administracją publiczną?- spytała złośliwie Meg nie oczekując odpowiedzi jednak Debs nie mogła się oprzeć i z rozpierającą ją dumą, że może pouczyć kumpelę w obecności osób trzecich zabrała głos:
-Bezpośredni kontakt urzędnika państwowego z szarym obywatelem tego kraju to prawdziwa szkoła przetrwania i psychologii- a wskazując na nią palcem dodała- już Ci mogę powiedzieć, że Twoja osobowość przypomina mi Panią Atkins, która jest starą panną z tuzinem kotów na głowie i średnio co tydzień donosi…
-Tylko póki co to Ty posiadasz już pierwszego kota na stanie- wcięła kąśliwie Meg piorunując kumpele gromkim spojrzeniem. Ben natomiast z nieskrywanym rozbawieniem przyglądał się całej wymianie zdań i już nawet sam zapomniał w jakim celu tak naprawdę tu przyjechał.
-Mam propozycję- odezwała się w końcu Adelin- bo widzę, że będzie ciężko dojść do kompromisu między Paniami- wskazała na przyjaciółki- więc zostawimy Państwa na chwilę samych- mówiąc to wzięła Deborę pod rękę- w celu swobodnego przedyskutowania mojej propozycji- a po chwili dodała znacząco patrząc na blondynkę- i bez wywierania zbędnej presji…
Doktor Fedo nie zwracając uwagi na dalsze protesty Debory, jak postanowiła tak też zrobiła. Wówczas w gabinecie w przeciągu paru sekund zapanowała cisza. Meg spojrzała na szatyna, który przysiadł na oparciu sofy i bacznie jej się przyglądał. Wyglądał na konkretnego, a to już plus starała się pocieszyć- przynajmniej nie wygląda na maminsynka- pomyślała. Pytanie tylko jakie są jego poglądy związane z małżeństwem zawartym na wariackich papierach o którym ona nawet nie miała pojęcia. Starała się wyczytać cokolwiek z jego ciemnobrązowych oczu, w końcu podobno są one zwierciadłem duszy. Jednak jego wzrok był równie intensywny wręcz przyprawiał ją o lekki dreszcz co rzadko jej się zdarzało do tej pory .
-Chyba jestem Twoim mężem- odezwał się Beniamin przerywając tym samym ciszę panującą w gabinecie. Od chwili wysłania pisma z pozwem rozwodowym wyobrażał sobie tę rozmowę, wówczas miał milion koncepcji jak ją zacząć, aby potoczyła się zgodnie z jego oczekiwaniami, a teraz? Totalna klapa.- „Chyba jestem Twoim mężem” tekst roku- dodał z sarkazmem w myślach.
-Na to wygląda- odparła zdawkowo Meg - aczkolwiek chyba nie mieliśmy jeszcze się okazji poznać- dodała i wyciągnęła w jego kierunku dłoń na przywitanie chcąc dać do zrozumienia iż jest kobietą interesu, konkretną i dąży do wyznaczonego celu- Megan Kennedy- Ben momentalnie podniósł się. Miał pocałować ją w rękę, jak to zwykł robić w stosunku do płci pięknej, jednak w ostatniej chwili uprzytomnił sobie, że jego celem nie jest zdobycie żony, a wręcz przeciwnie pozbycie się jej.
-Beniamin Parker – odpowiedział równie pewnie jak szatynka i zdecydowanie uścisnął jej dłoń nie spuszczając z niej wzroku. Musiał przyznać, że jak na przypadkową żonę mógł trafić o wiele gorzej, chociaż jak to mówią nie chwalmy słońca przed zachodem, nie? Zresztą nie ma o czym rozprawiać, bo dni tego małżeństwa są już policzone. - przyjmij moje kondolencje- dodał a dostrzegając zdumienie na jej twarzy wytłumaczył- Twoja przyjaciółka mówiła, że miałaś wczoraj pogrzeb i dlatego też nie mogłaś dotrzeć na czas…
-Aaaaaa no tak – rzuciła, przeklinając w myślach Debs- a lada chwila będzie kolejny- mruknęła pod nosem symulując kaszel.- dziękuję, ale może przejdźmy do konkretów Panie Parker- dostrzegając jego zaskoczenie oficjalnym zwrotem postanowiła iść za ciosem- wiem, że zgadzamy się na pewno w jednym, i Panu, i mi zależy na czasie, kwestia tylko obrania wspólnego celu…
-No i obawiam się, że mój cel nieco może odbiegać od Twojego- wtrącił Ben pomijając wszelkie formy grzecznościowe, w końcu chcąc nie chcąc rozmawia ze swoją małżonką.- Zdaję sobie sprawę, że ślub i małżeństwo są ważkimi wydarzeniami dla Was, kobiet…
-Stop!- przerwała tym razem energicznie Meg czując że powoli traci grunt pod stopami. Jej wewnętrzna intuicja mówiła głośno i dosadnie, że jest na straconej pozycji, jeśli nie uświadomi Bena, iż wkładanie jej do wora z innymi kobietami mija się z celem-nie traktuj mnie jak standardowej kobiety, powiedzmy… – zaczęła gestykulować rękami próbując tym samym dobrać odpowiednie słowa- mam umysł mężczyzny.
Beniamin w tym momencie czuł jak krew odpływa mu z twarzy, a w gabinecie robi się nieprzyjemnie duszno. Momentalnie jak stał tak musiał ponownie przysiąść na oparciu sofy. Oparł łokcie na kolanach i przecierając twarz dłońmi próbował zebrać wszystko razem do kupy. Spojrzał jeszcze raz na Meg, która z zaniepokojeniem spoglądała na niego. Przecież to niemożliwe, aby był tak zamroczony alkoholem i wziął za żonę transwestytę. Owszem była ładna, aż za ładna jak na przypadkową żonę, ale… no właśnie zawsze musi być jakieś „ale” albo haczyk. Takiej wersji to chyba nawet Pet nie przewidywał. Pewnie w pierwszej chwili roześmiałby się na cały ośrodek, jednakże Benowi wcale nie było do śmiechu.
-Wszystko w porządku?- spytała Meg podchodząc ostrożnie do szatyna- podać Ci wody?
-Nie- odparł mało przekonująco, w dalszym ciągu taksując ją wzrokiem. Wyglądała jak normalna zdrowa kobieta. Nogi do nieba, włosy prawie po pas, a do tego ładny biust i lekko zaokrąglone biodra. Prawdziwa „gitara”, a nie suchy „wieszak” na ubranie. Tylko pytanie czy ta idealna „gitara” nie powstała przy użyciu skalpela, silikonu i sztucznych włosów? - Debora zajmie się terapią- odparł zdecydowanie jednak wzrokiem już błądził po pokoju.
-Nie ma mowy- rzuciła zdeterminowana do walki o swoje Megan- ta wariatka nie będzie mieszać się dalej w moje życie- dodała przeczesując nerwowo włosy. Wówczas dostrzegała dziwne zachowanie Bena i postanowiła się upewnić czy, aby na pewno wszystko w porządku - Jesteś przekonany, że nic Ci nie jest?
Szatyn pokiwał przecząco głową, bo w końcu jak może być wszystko dobrze kiedy masz podejrzenie, że Twoja żona była mężczyzną.
- Szanuję twoją zaciekłość do walki o to małżeństwo- odparł dość oschło- jednak nie masz się co łudzić- ciągnął ze skwaszoną miną patrząc na Meg- nie jesteś w moim typie i wiedz, że nawet najlepsza terapeutka w mieście nie pomoże Ci zatrzymać mnie przy sobie.- Megan oniemiała na te słowa i delikatnie uszczypnęła się w rękę chcąc sprawdzić czy to wszystko dzieje się naprawdę. Przecież miała się dwoić i troić, zniechęcać go do siebie, a tu masz Ci babo placek od tak, da jej rozwód? Ale dlaczego? Przecież każdy facet chciał mieć taką żonę jak ona. Dowodem może być chociażby cała szkatułka pierścionków w jej pokoju, a on od tak pozwala jej odejść? Już miała się spytać na jakich warunkach odzyska swoją wolność, jednak wtedy usłyszała tylko trzaśnięcie drzwiami.
Ostatnio zmieniony przez Debson dnia 16:12:04 12-06-14, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
dulce245 Aktywista
Dołączył: 15 Maj 2014 Posty: 363 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 20:55:24 12-06-14 Temat postu: |
|
|
Świetny odcinek i czekam na kolejny |
|
Powrót do góry |
|
|
Debson Debiutant
Dołączył: 11 Wrz 2010 Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:08:11 13-06-14 Temat postu: |
|
|
Dzięki dulce245 |
|
Powrót do góry |
|
|
Lena_Any Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 61 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:39:43 19-06-14 Temat postu: |
|
|
Nie wiem jak to sie stało, że nic nie wiedziałam o nowym odcinku
No trudno. Szybciej mi czas zleci do kolejnego.
Ale sie porobiło hahahah Meg transwestytą ;d Coś mi się wydaje, że ona szybko zmieni zdanie i widząc jego niechęć nie będzie chciała dać mu tego rozwodu
Poprosze szybko o nowy i długi odcinek |
|
Powrót do góry |
|
|
Debson Debiutant
Dołączył: 11 Wrz 2010 Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:23:07 20-06-14 Temat postu: |
|
|
No ja wiedziałam, po prostu czułam, że ten gołąb pocztowy który mi tak zachwalali to jakiś lewy będzie i nie dotrze na czas z powiadomieniem o newsie (wiem mam zryty beret xD)
Nowy będzie, czy długi to się okaże, jednak chyba nie tak szybko jakbym chciała bo muszę ogarnąć swoją epopeję na obronę
ale dziękuję bardzo Lenka za kom |
|
Powrót do góry |
|
|
Lena_Any Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 61 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:17:54 20-06-14 Temat postu: |
|
|
O nieee ;( Szkoda, już myślałam, że napiszesz mi jakoś ładny rozdzialik. |
|
Powrót do góry |
|
|
Gypsy Aktywista
Dołączył: 21 Lis 2010 Posty: 301 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:25:08 21-06-14 Temat postu: |
|
|
Mam zawał.... |
|
Powrót do góry |
|
|
Debson Debiutant
Dołączył: 11 Wrz 2010 Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 10:54:49 21-06-14 Temat postu: |
|
|
niestety Lenka ale w lipcu postaram się to wynagrodzić jak tylko zakończę przygodę z uczelnią
Ewi zadzwonić pod 112 czy może jakieś krople walerianowe zapodać ;p
btw miło Cię "widzieć" |
|
Powrót do góry |
|
|
Gypsy Aktywista
Dołączył: 21 Lis 2010 Posty: 301 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:12:53 21-06-14 Temat postu: |
|
|
masaż serca poproszę. |
|
Powrót do góry |
|
|
Debson Debiutant
Dołączył: 11 Wrz 2010 Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:57:00 22-06-14 Temat postu: |
|
|
Taka wstępna zapowiedź kolejnego rozdziału
1) stypa czy wizyta towarzyska?
2) niereformowalna ciecierzyca
3) tolerancja przede wszystkim!
4) strach na wróble nokautuje |
|
Powrót do góry |
|
|
Lena_Any Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 61 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:04:10 25-06-14 Temat postu: |
|
|
Zapowiedź jest i oczywiście wszyscy wiedzą, co będzie w następnym odcinku O.o
Nic się nie zmieniłaś |
|
Powrót do góry |
|
|
Debson Debiutant
Dołączył: 11 Wrz 2010 Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:08:16 25-06-14 Temat postu: |
|
|
Lenka niezmiernie mnie to cieszy w takim razie
właśnie dopieszczam rozdział więc może uda się coś niebawem Wam przedstawić ;P
widać że efektywnie poprawiam pracę magisterską xD
Ostatnio zmieniony przez Debson dnia 19:12:55 25-06-14, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Debson Debiutant
Dołączył: 11 Wrz 2010 Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:57:46 25-06-14 Temat postu: |
|
|
Mam nadzieję, że sens został zachowany
Lena specjalnie dla Ciebie a kolejny jak będę po obronie
Rozdział 9
- Uśmiechnij się - rzuciła z optymizmem Debs dostrzegając w dalszym ciągu grymas niezadowolenia na twarzy przyjaciółki. Nie ma się co dziwić w końcu zazwyczaj to Meg stawiała na swoim, a ona po krótszej bądź dłuższej chwili ulegała jej pomysłom. Ale teraz musiało się to zmienić, w końcu jaka byłaby z niej terapeutka, jeśli dałaby się zmanipulować lub zastraszyć. Pierwsze spotkanie „zapoznawcze” małżeńskie miało się odbyć u Beniamina w domu i koniec, kropka. – Długo jeszcze będziesz się boczyć na mnie? – spytała. Widząc jednak zerową reakcję Megan szturchnęła ją, a kiedy mijały zakład pogrzebowy dodała z humorem – przecież nie idziemy na stypę…
- Jesteś pewna? - spytała podchwytliwie jednocześnie surowo spoglądając na blondynkę, którą rozpierała duma.- przecież nie dalej jak wczoraj byłam na pogrzebie, więc wypadałoby pojawić się na jakiejś stypie - przypomniała z sarkazmem, a po chwili ciszy powiedziała bardziej do siebie niżeli do Debi - ciekawi mnie kogo uśmierciłaś…
- Vivi - wypaliła bez większego zastanowienia Debs i momentalnie stanęła na środku chodnika, zakrywając usta. Gdy tylko poczuła mordercze spojrzenie kumpeli, zacisnęła mocno powieki, oczekując jej wybuchu gniewu.- Pamiętaj złość piękności szkodzi- dorzuciła, a słysząc jedynie gwar uliczny po chwili ostrożnie otwarła oczy.
- Chyba naprawdę zacznę się cieszyć, że zastępujesz tą całą Adelin - odparła nadzwyczaj spokojnie Meg zaskakując tym samym nie tylko siebie, ale również kumpelę. Trudno nawet stwierdzić, która z nich była bardziej zdumiona jej opanowaniem. Kennedy zlustrowała blondynkę z góry na dół, a po chwili dodała – To się nazywa geniusz… uśmiercić ciężarną przyjaciółkę, która jednocześnie jest moim prawnikiem… brawo – zaklaskała w dłonie – teraz nie mam wątpliwości, że moje małżeństwo w Twoich rękach rozpadnie się w ciągu najbliższych dni, a Ciebie
- Ej bez takich mi tu - rzuciła z oburzeniem odrzucając włosy do tyłu - ratowałam Ci tyłek, a jakbyś chciała wiedzieć z kursu psychologii stosowanej zwierząt dostałam nawet certyfikat psychologa zwierzęcego - na te słowa Megan wybuchła niekontrolowanym śmiechem, który wzbudził zainteresowanie przechodniów. Owszem zdawała sobie sprawę, iż przyjaciółka ma szeroki wachlarz zainteresowań, że ma na swoim koncie niezliczoną ilość zrobionych kursów od asystentki magika, skończywszy na hipnozie, ale kurs z psychologii zwierząt - Śmiej się, śmiej, wiedziałam, że tak zareagujesz dlatego też nic nie mówiłam - rzuciła dotknięta reakcją szatynki, jednak nie zwracając uwagi na jej zachowanie ciągła dalej pouczającym tonem - Posiadanie kota czy jakiegokolwiek innego pupila to duża odpowiedzialność, a dzięki temu kursowi zrozumiałam czego może ode mnie oczekiwać Afrodytka, jakie ma potrzeby i pragnienia…
- Tobie psychiatra już nie pomoże - wtrąciła Meg starając powstrzymać rozbawienie.- jesteś niereformowalna…
- Miło mi, że poprawiłam Ci humor - powiedziała z nieskrywaną ironią - a z tym psychiatrą to bym się wstrzymała - i wskazując palcem na szatynkę dodała - w końcu to nie ja roztrząsam się nad jednym głupim zdaniem powiedzianym przez swojego małżonka- wówczas dostrzegła błysk w oku Meg i już wiedziała, że trafiła w sedno, a tym samym zmieniła temat - Jeszcze chwila, a naprawdę pomyślę, że jesteś kobietą…
- Nad niczym się nie roztrząsam - zaoponowała stanowczo Megan piorunując Debs – po prostu staram się zrozumieć, czemu teraz chce tego rozwodu, a jeszcze zaledwie wczoraj prosił o terapię. Nie uważasz, że to ździebko dziwne?
- Bujać to my, ale nie nas - odparła blondynka zakładając ręce na biodra. Chciała zgrywać nieugiętą aczkolwiek przy Megan nie było to takie hop-siup jak przypuszczała. – obie wiemy, że ty wiesz to czego ja nie chciałam abyś wiedziała, ale wiedziałam, że jednak się dowiesz - powiedziała pokrętnie.
- Nie wiem o czym Ty w ogóle mówisz - rzuciła pośpiesznie szatynka, zbyt pośpiesznie jak na nią, co nie umknęło uwadze Debi - nie doszukuj się drugiego dna, bo go tu nie znajdziesz - dodała widząc zamyślenie na twarzy blondynki i jej analityczne spojrzenie z którym nigdy do tej pory się nie spotkała - zwykła ciekawość ot co…- wytłumaczyła, a następnie wyminęła ją i dodała z lekkim rozdrażnieniem - nie stój jak ta ciecierzyca tylko rusz się, bo nie planuję znowu się spóźnić - i nie oglądając się za siebie ruszyła na przód. Debora zatupała nogami w miejscu jak mała dziewczynka wymachując przy tym rękami wzdłuż ciała. Już miała wydać okrzyk swojego niezadowolenia oraz frustracji, ale w ostatniej chwili się pohamowała. Zdała sobie sprawę, że w dalszym ciągu jest na ulicy, w miejscu publicznym, a jak przyszło na Panią Psycholog takie zachowanie jej nie przystoi. Tak więc wzięła kilka głębszych wdechów chcąc zmniejszyć tym samym zniecierpliwienie do Meg, które powoli sięgało zenitu. Nie znała bowiem drugiej tak upartej i jednocześnie zamkniętej w sobie osoby, ale ona również nie planowała dać za wygraną - prędzej słoń przejdzie przez ucho igielne, niżeli odpuszczę Ci Kennedy…
- No to wpadłeś jak śliwka w kompot - podsumował z humorem Peter wyznanie brata dotyczące płci jego żony, sprawdzając czy ma wszystkie składniki do przygotowania obiadu - co jak co, zdaję sobie sprawę, że są różne upodobania, ale nie spodziewałem się czegoś takiego po rodzonym bracie – dodał i upewniwszy się, że ma wszystko rozpoczął krojenie warzyw - kuźwa spać z babą i nie zorientować się, że coś jest nie tak - roześmiał się na własne słowa, odłożył nóż na bok i spojrzał z politowaniem na niego - tytuł kretyna roku masz w kieszeni…
- Przystopuj trochę stary, bo się zagalopowałeś - zaoponował Ben ściskając mocniej szklankę, którą miał w ręku - nie powiedziałem przecież, że z nią spałem…- odparł stanowczo, przeczesując ręką włosy – Pet – rzucił widząc w dalszym ciągu uśmiech – wierz mi albo nie, ale ja tej laski nie znam…
- A patrz, jednak usidliła takiego Casanovę - odparł z rozbawieniem Peter siekając kolejne warzywa. Był przekonany, że musiało zajść jakieś nieporozumienie, jak już nie w kwestii samego ślubu to przynajmniej w kwestii „wybranki” serca. Spojrzał kątem oka na Bena i po raz pierwszy od dłuższego czasu dostrzegł przerażenie na jego twarzy, dlatego też postanowił utrzymać żartobliwy ton tej rozmowy – Teraz rozumiem czemu miał służyć ten wykład o tolerancji i luzackim podejściu do życia, którego mi udzieliłeś w drodze na mecz Mikiego. – odłożył ponownie nóż, podszedł do szatyna i położył mu dłoń na ramieniu – Wiedz, że bez względu na orientację czy upodobania seksualne, dalej jesteśmy rodziną…
- Humor Cię nie opuszcza - rzucił z ironią szatyn strzepując rękę brata i jednym haustem dopił resztę wody znajdującą się w szklance.
- Stosuję się tylko do Twoich cennych wskazówek – odparł Pet i wrócił do wcześniejszego zajęcia. Zazwyczaj to on przygotowywał posiłki, a już na pewno obiady, gdyż umiejętności kulinarne Bena ograniczały się do zrobienia herbaty, kawy i zamówienia pizzy z czego najbardziej cieszył się Miki.
- Tolerancja, tolerancją, luz, luzem, ale posiadać za żonę transwestytę? – spytał bardziej siebie, niżeli brata
- Jeśli jest ładny i ma wszystko co powinna mieć kobieta, to czemu nie?- rzucił jak gdyby nigdy nic zsypując pokrojone składniki do miski.
- Szlag mnie zaraz trafi z Tobą – rzucił zirytowany Ben. To on wyznawał zasadę „będzie co ma być- c’est la vie”. Peter natomiast zawsze go pouczał i wskazywał możliwe wyjścia z danej sytuacji, ale jednak nie tym razem…
- Widać, że brak tu kobiecej ręki – stwierdziła Debs przyglądając się nie zagospodarowanemu ogródkowi przed, całkiem przytulnym jak na kawalera, domem. W wyobraźni już widziała tu oczko wodne, które otaczałyby tulipany, a na parapetach znalazłyby się skrzynki z kwitnącą lawendą .
Meg zdawała się ignorować słowa przyjaciółki, gdyż sama była zainteresowana, tyle że nie ewentualnym urządzaniem ogródka przy wejściu do domu, a samochodem który stał na jego podjeździe. Czarny terenowy Huyndai dokładnie taki sam jak właśnie planowała kupić. Nie zwracając uwagi na dalszy wywód blondynki podeszła do „obiektu” swoich westchnień i przyglądała mu się jak małe dziecko.
- Megan! – warknęła Debi orientując się, że jej kumpela bynajmniej nie stoi razem z nią przed drzwiami, a przygląda się konserwie na czterech kółkach - chodź tu! – dodała ściszonym aczkolwiek stanowczym głosem, wskazując palcem miejsce obok siebie. Meg przewróciła oczami i powiedzmy, że przywołana do porządku podeszła we wskazane przez blondynkę miejsce. – Dobrze Debi- pochwaliła się w myślach - grunt to aby czuła respekt przed Tobą.
- Dzwoniłaś już? – spytała ustawiając się frontem do drzwi szatynka
-Boziu, gdzie ja miałam oczy puszczając Cię tak - westchnęła Debora pod nosem przyglądając się wytartym jeansom, których lata świetności dawno minęły. Koszula w czerwono-czarną kratę, z podwiniętymi niedbale rękawami, wyglądała jak po starszym bracie, a wypłowiała czarna czapka z daszkiem była dopełnieniem całego obrazu nędzy i rozpaczy. – Wyglądasz jak rasowy lump, weź się jakoś ogarnij - zmierzyła ją srogim wzrokiem - nawet strach na wróble lepiej wygląda…
- Toż to komplement z Twoich ust – odparła z sarkazmem Meg i nic nie robiąc sobie ze słów kumpeli zapukała do drzwi.
- Weź chociaż zdejmij tę czapkę – warknęła i nie zastanawiając się długo porwała ją z głowy przyjaciółki tym samym rozpuszczając jej kasztanowe włosy – teraz przynajmniej wiadomo, że jesteś człowiekiem…- Megan spiorunowała Debs wzrokiem godnym potępienia i zesłania do najgorszych czeluści piekielnych. Nie spuszczając z niej oczu, zacisnęła pięść i przekonana, że drzwi dalej są zamknięte, zamachnęła się chcąc w nie uderzyć i tym samym dać upust swoim emocjom. Jednak ostatecznie jej ręka nie spotkała się z takim oporem z jakim powinna. Wówczas odwróciła głowę z lekkim zdezorientowaniem w kierunku jak myślała drzwi, a dostrzegła w nich swojego męża trzymającego się za nos, wtedy momentalnie sama poczuła jak przeszywa ją ból w nadgarstku… |
|
Powrót do góry |
|
|
Lena_Any Debiutant
Dołączył: 08 Gru 2013 Posty: 61 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:40:44 25-06-14 Temat postu: |
|
|
Dziękuje bardzo za rozdział Cudowne oderwanie od notatek przed egzaminem z anatomii.
Ciekawe czy Megan dowie się, że to teoretycznie ona chciala ratować to małzeństwo a nie Ben Swoją drogą pewnie nieźle mu przywaliła w tego nochala ;d Teraz to już na pewnie nie uwierzą, że jest kobietą
Pomyśl nad rozbudową wątku miłosnego z Deb w roli głównej Rozhisteryzowana blondynka z kotem i jakiś przystojny brunet to może być bardzo ciekawe połączenie szczególnie jeżeli ty wymyślisz fabułe |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|