|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:33:27 30-05-08 Temat postu: |
|
|
Bloody napisał: | Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego, ale myślę, że zaniedługo to się zmieni, gdyż zmieniłam taktykę;] Od jakiegoś czasu drukuję sobie Twoją telkę i czytam w każdej wolnej chwili;] Przyznam, że dwa razy bardziej się wciągam ;]
Skomentuję to, co przeczytałam, ale nie wiem, od czego zacząć... Prawie przez cały powrót do domu myślałam o Twojej telce, więc tego trochę będzie. No, ale może zacznijmy od fabuły. |
Nawet nie wiesz, jak ogromna przyjemnosc sprawilas mi swoim komentarzem (i faktem, ze nadal mnie czytasz!). Wchodze sobie na ten temat, a tu taka megarecenzja, wyczerpujaca, wazna dla mnie (bo piszesz o tym, co dobre i co zle w mojej historii), ciekawa...Dziekuje! Naprawde, dziekuje! Dobrze zreszta trafilas, bo dzis pisze juz chyba ze 3 odcinek .
Niezly sposob z tym drukowaniem . Fakt, tak sie wiecej przeczyta i jakos spokojniej, bo nikt nie odgania od komputera. Ja jak mnie wena przycisnie, a dostep zajety, to pisze na laptopie (niestety, bez polaczenia z internetem), czasem siedze do 2-3 w nocy . Ale zeby myslec tak dlugo o mojej historii...Az sie zaczerwienilam .
Bloody napisał: | Widzę, że akcja nabrała przyśpieszenia. Cały czas coś się dzieje, a to właśnie w Twoich opowiadaniach lubię najbardziej. Najbardziej spodobały mi się sceny, w których Carlos wyrzucił Andreę z domu i ta, w której ona potem do niego przyszła i była dla niego niemiła xD W ciekawy sposób opisałaś to, jak Carlos napił się trucizny i zaczął mdleć.... Podobał mi się ten motyw z obrazkiem;] |
Osobiscie nie lubie dluzyzn, denerwuja mnie nawet w telenowelach, wiec staram sie podkrecac akcje. Domyslam sie, ze podoba Ci sie scena wyrzucenia Andrei i to, co ona zrobila pozniej, bo juz tutaj zaczela sie przemiana, o ktorej mowilas - nie wiem dokladnie, w ktorym momencie jestes, ale Andrea zamienia sie powoli w...powiedzmy, ze charakterem zacznie przypominac czarny charakter .
Bloody napisał: | Bardzo podoba mi się to, że przy każdej scenie opisujesz myśli i odczucia bohaterów... Dzięki temu mogę ocenić ich charakter, a to mnie najbardziej interesuje. W wielu opowiadaniach mi tego brakuje. I ogólnie to masz naprawdę bogatą wyobraźnię. Cały czas coś się dzieje. Wszystkie pomysły są ciekawe, nie ma jakichś nud w stylu: "Oni się pokłócili, bo jakaś wariatka chciała ich rozdzielić" - a niestety większość telek tak wygląda;] U Ciebie tak nie ma. Poruszasz typowo telenowelowe tematy, o których inni zapominają.... Rzadko u kogo są takie ciekawe wątki typu: Ona pracuje u wroga swego ukochanego, On uratował ją z pożaru i okazało się, że jest dobry, choć wszyscy uważali go za mordercę, Ona myślała, że on nie żyje i wzięła ślub z innym, a ten inny po jakimś czasie oddał za niego życie itp. |
Wydaje mi sie, ze w kazdej ksiazce (a juz szczegolnie w telenoweli!) uczucia sa wazne, chociazby po to, by jak piszesz, ocenic bohaterow, lubic ich lub nie, poza tym musimy wiedziec, co kieruje dana postacia, czemu postepuje tak, a nie inaczej. Poza tym lubie pisac o uczuciach .
A mi sie wydawalo, ze moje pomysly sa oklepane...Ktos mi nawet powiedzial, ze gdybym miala zachecic swoja telka do zainteresowania sie ta tematyka, to raczej jest to zbyt standardowe, by kogokolwiek zachecic...Widze, ze nie jest tak zle . I rozpoznalam kazdy swoj watek z Twojej wypowiedzi .
Bloody napisał: | Teraz ocenię postaci. Najbardziej polubiłam Juana. Poprostu wydaje się fajnym chłopakiem, nie jest naiwnym sierotą... Andrea przeszła przemianę, co mnie bardzo cieszy. Ale przyznam, że i tak trochę przypomina typową protkę, jest bardzo delikatna... Ale nie jest już irytująca;] A Carlos jest zdecydowanie zbyt naiwny. Przejrzał na oczy, ale powinien zrobić to dużo wcześniej... Nawet jeśli kochał Vivianę, to powinien wyczuć, że ona chce go skrzywdzić... Miłość jest ślepa, ale jeśli jest prawdziwa, to dostrzega wady drugiej osoby;] (Tylko, że wtedy ta osoba się nie zraża do swej miłości) |
Juana sama lubie . Ostatnio bylo go malo, ale na jego watek tez mam pomysl, w zasadzie od poczatku. Ma swoj rozum i widzi, co kombinuje jego siostra, a co zostanie z jej delikatnosci...hm, sama ocen, czy nadal taka jest po 30 odcinku .
Owszem, zgodze sie z ta naiwnoscia Carlosa, sadzil, ze jest kochany, jego rozum nie dopuszczal nawet mysli, ze moze byc inaczej. Teraz tym bardziej bolesnie odczuwa roznice...
Bloody napisał: | Felipe, Viviana i Sonya są głównym minusem tego opowiadania... Strasznie, ale o strasznie mnie irytują. Osobiście nie wyobrażam sobie, że ktoś uważa swojego ojca/męża/brata za śmiecia, którego trzeba się pozbyć. Zachowują się tak, jakby jego śmierć była ich największym marzeniem. Mogliby chociaż zdawać sobie sprawę z tego, że zachowują się okrutnie... No chyba, że są psychiczni. Ale wszyscy troje? |
Bo jest marzeniem! . To akurat jest fakt. Moze faktycznie sa troche przerysowani, ale nawet, gdyby zdali sobie sprawe z tego, co robia, to i tak najwyzej by ich to cieszylo . Sonya...a nie, nic nie powiem, wlasnie pisze cos na ten temat w 32 odcinku .
Bloody napisał: | Hmmm... Mam w sobie coś takiego, że gdy dokładnie wczytam się w jakieś opowiadanie i je przeżywam, to wtedy mam przed oczyma obraz charakteru autorki/autora. Stwierdziłam, że musisz być osobą bardzo wrażliwą, która jeśli zakocha to na śmierć i życie... Wielką miłość żywi nie tylko do drugiej połówki, ale również np. do rodzeństwa (wywnioskowałam to na podstawie tego, jak Juan trakuje Andreę).
Zgadza się? Ja jestem prawie na 100% pewna, że taka jesteś, bo osoba mniej wrażliwa i romantyczna opisałaby tą telenowelę w zupełnie inny sposób |
Masz racje z ta wrazliwoscia. Pewnie dlatego tak lubie telenowele...Latwo mnie zranic, ale o milosc tez potrafie walczyc. Bo dla mnie milosc jest najwazniejsza na swiecie. Rodzenstwa nie mam, ale pewnie tez bym dazyla do conajmniej porozumienia...Przydaloby sie czasem miec Juana . W sensie starszego brata oczywiscie.
A teraz odcineczek .
---------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek 29
Carlos Santa Maria miał zamiar chwilę porozmawiać z chłopakiem i zaprosić go na mały poczęstunek, ale Luis nieco zmienił mu plany, mówiąc:
- Dziękuję za zaproszenie, panie Santa Maria. Cóż za piękny dom! Jeszcze nigdy takiego nie widziałem! - w tym momencie nie kłamał, bo zastępcza rodzina mieszkała w czymś znacznie skromniejszym.
W tej samej chwili gospodarz sam się zdziwił własnemu pragnieniu. Odczuł gwałtowną potrzebę pokazania gościowi całej posiadłości, praktycznie każdego kąta. Nakazał Rosie dłonią, aby ta powoli objechała całą rezydencję, a Luisowi dał znak, by kroczył obok nich. Chłopak chłonął atmosferę tych murów, odzywając się rzadko, czasami tylko dając dowód swojemu podziwowi.
- Naprawdę piękny dom - powtórzył. - Musiał drogo kosztować.
Wygłosił to zdanie będąc w pobliżu pokoju Santa Marii. Carlos dał znak, aby wjechali do środka i poprosił o kartkę, na której pisał coś długo. Rosa czekała obok, gdyby jej pan jeszcze czegoś potrzebował. Za kilka minut Luis przeczytał to, co napisał Santa Maria:
"Istotnie, dom był drogi, ale jest nic nie wart, jeśli nie ma w nim miłości i szczęścia. Kiedy dorośniesz, pamiętaj kierować się miłością i dobrem. Nie wiem, czy masz rodzinę, ale jeśli tak, to dbaj o nich i mam nadzieję, że oni tak samo zadbają o ciebie".
To, co działo się w tej chwili w sercu chłopaka, przypominało burzę na morzu. Jak ten drań śmie mówić o uczuciach, pouczać go, skoro sam jest winien upadku rodziny de La Vega! Ach, gdybyż mógł teraz rzucić się na niego i wygarnąć wszystko to, co skrywał głęboko w swojej duszy! Ale przyjdzie na to jeszcze czas, obiecał sobie.
- Zapamiętam pana słowa - odparł zamiast tego. - Ma pan całkowitą rację, czuje, że tutaj czegoś brakuje, jakby jakaś mara zagościła w murach. Słyszałem od Oscara o pana chorobie, czy to o to chodzi?
Santa Maria nie był zły na Luisa za jego bezpośredniość, przeciwnie, tak wiele chciał mu jeszcze opowiedzieć, a chłopak chłonął wiedzę jak gąbka. Carlos nie wiedział tylko, jak Luis zamierza potem tą wiedzę wykorzystać...
Kolejna kartka od Santa Marii brzmiała:
"Nie tylko o moją chorobę, to jeszcze bym zniósł bez słowa skargi. Ale w moim życiu był ktoś, kto dał mi światło, a potem nagle zniknął bez żadnego wyjaśnienia. Nie mogę tego kogoś odszukać, pozostały mi tylko wspomnienia i łzy."
- Wspomnienia i łzy...- powtórzył Luis. - Tak, wspomnienia potrafią zadać ból, kiedy wiemy już, że pozostaną tylko wspomnieniami. Jednak czasem zdarza się, że to, co było, wraca, że udaje nam się odzyskać to, co kiedyś straciliśmy. Ja też musiałem się pożegnać z czymś, co kochałem, ale przynajmniej w części zamierzam spowodować, by to do mnie wróciło.
Odpowiedź od Carlosa brzmiała:
"Czy mogę spytać, co to było takiego?"
- Hm...To sprawa z dalekiej przeszłości, byłem jeszcze malutki, ale moja rodzina na pewno dobrze to pamięta. Tak, mam rodzinę - odpowiedział chłopiec na nieme pytanie Carlosa - mam brata, który bardzo o mnie dba.
W międzyczasie Santa Maria wysłał Rosę, by przyniosła im coś do jedzenia. Zbliżała się pora obiadu, a on nie miał zamiaru spożywać go wraz ze swoją rodziną. W obecności tego chłopaka czuł się spokojny, jakby coś go do niego przyciągało. Pielęgniarka spełniła polecenie i teraz obaj siedzieli nad talerzami - Luis po raz pierwszy jadł coś tak smacznego - i opowiadał:
- Brat bardzo dobrze się mną opiekuje, ma tylko mnie. Żyjemy biednie, ale jesteśmy szczęśliwi. Być może kiedyś wszystko się odmieni i dostaniemy szansę na lepsze życie. Moja mama? Razem z ojcem zginęła w wypadku, kiedy miałem rok, a mój brat dwadzieścia trzy. Tak, nieszczęścia nie omijały mojej rodziny. Pan miał dużo więcej szczęścia, stracił pan tylko władzę w nogach.
Nie było to co prawda "tylko", ale Carlos rozumiał, co Luis chce przez to powiedzieć. Żal mu było chłopaka, tak wiele przeszedł, dobrze, że nie został sam na świecie!
"Jeśli chcesz, możesz mnie odwiedzać i to razem z bratem. Dobrze się czuję w twoim towarzystwie, wypełniasz mi pustkę, jaką czuję po stracie tamtej osoby".
Luis odłożył przeczytaną kartkę i odpowiedział:
- Ogrodnik opowiadał mi o Andrei, pana opiekunce. Czy to o niej pan tak często wspomina?
Tym razem Santa Maria długo nic nie pisał. Trzymał długopis w ręce i patrzył gdzieś w pustkę. Dłoń mu się trzęsła, w oczach miał smutek. Andrea Orta...To dla niej chciał żyć, teraz, po jej zniknięciu, nie dbał nawet o to, czy Viviana spełni swoje groźby i go zabije, czy nie. Kiedyś zastanawiał się, czy nie poprosić Rosy, żeby zadzwoniła do domu Gregorio Monteverde i porozmawiała z Andreą, ale doszedł do wniosku, że skoro dziewczyna tak po prostu odeszła, bez słowa wyjaśnienia, bez walki o niego, to zapewne Felipe nie kłamał i naprawdę odjechała...pozostając jednak w jego sercu na zawsze. W końcu skreślił parę słów.
"Tak, o niej. Ale nie mówmy o tym, ona już nie wróci".
Luis nie był złym człowiekiem, pragnął tylko odzyskać to, co należało do jego brata, Antonia i do niego samego. Widział cierpienie Santa Marii i nagle impulsywnie chwycił go za rękę.
- Nie wolno się poddawać, nigdy nie wolno. Trzeba walczyć o swoje do końca życia.
Kiedy zdał sobie sprawę, co zrobił, błyskawicznie cofnął dłoń. Czyżby oszalał? Pociesza mordercę Jessici, ukochanej żony Antonia? Poczuł się brudny, zbrukany.
Carlos zamrugał oczami, zaskoczony, ale w jego spojrzeniu nie było już tej bezgranicznej rezygnacji, co przed chwilą.
"Dziękuję" - odpisał.
Kilka minut później Luis zszedł na dół w towarzystwie Santa Marii i Rosy, która pomogła Carlosowi znaleźć się na parterze domu. Chłopak chciał wracać do siebie, tym bardziej, że - o czym oczywiście nie wspomniał - Antonio na pewno umiera ze strachu o niego. Zanim jednak wyszedł, powiedział:
- Któregoś dnia odwiedzę pana wraz z bratem, to dobry człowiek - po czym opuścił budynek.
Na zewnątrz czekał Antonio, blady ze strachu.
- Dlaczego tam wszedłeś? Nie było cię chyba z pół godziny! - zaczął robić wyrzuty chłopakowi. - Prawie dostałem zawału! Nigdy więcej, nigdy więcej tak nie rób! - ostrym słowem towarzyszył mocny uścisk silnych ramion de La Vegi. Tak bardzo kochał swojego malutkiego braciszka!
- Nie martw się, Antonio. Poznałem tego, który zniszczył nam życie. Obiecuję ci, że kiedyś i ty tam wejdziesz - być może najpierw jako gość, ale później jako gospodarz. Przysięgam! - podniósł głowę, by spojrzeć w oczy brata.
Ten nic nie odrzekł, przytulił go tylko jeszcze mocniej. Chłopięce marzenia! Któż może równać się z potęgą Santa Maria? Nie mają żadnych szans!
Viviana nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Obserwowała całą scenę pożegnania Luisa stojąc na schodach prowadzących na piętro. W pewnym momencie Felipe znalazł się za nią, ale zatrzymał w pół kroku. Zdołał tylko szepnąć:
- O mój Boże, co to ma znaczyć? Kim jest ten chłopak i dlaczego Carlos tak na niego patrzy? I jeszcze zaprosił ponownie jego i jego brata!
Kiedy Luis wyszedł, oboje zeszli na dół.
- Zaczekaj - żona Santa Marii zwróciła się do pielęgniarki. - Carlosie, kim był twój gość?
Mąż zmierzył ją wzrokiem i zamiast odpowiedzieć dał znak Rosie, by ta zawiozła go do ogrodu. Pielęgniarka chwilę się zawahała, w końcu pani domu kazała jej zostać, ale doktor Bolivares zaznaczył, że ma słuchać Carlosa i nikogo innego, więc w następnej sekundzie skręciła wózkiem w stronę drzwi.
- Mówiłam, stój! - Viviana chwyciła za pojazd i gwałtownie odsunęła Rosę. - Natychmiast idź do siebie, ja się nim zajmę!
Szybkim ruchem złapała mocniej wózek i popchnęła w kierunku wjazdu na piętro.
- Doktor Bolivares kazał mi...- zaprotestowała Rosa, ale Viviana błyskwicznie jej przerwała:
- Nie obchodzi mnie doktor Bolivares! Carlos to mój mąż i właśnie mam ochotę z nim porozmawiać! W końcu wyjaśnimy sobie pewne rzeczy!
- Proszę pani! Opowiem wszystko doktorowi i...
- Zamknij się i przestań mówić o tym idiocie! - wrzasnęła na nią Viviana. - Felipe, nie stój tak, pomóż mi!
Starszy Santa Maria obserwował całą scenę z rozbawieniem, ale ruszył na pomoc bratowej. Przytrzymał nadal protestującą Rosę, by Viviana mogła spokojnie zabrać Carlosa na górę. A ta szeptała mu po drodze do ucha:
- Goście, tak? Przyjmujesz gości bez mojej wiedzy? - jakby zapomniała, że wielokrotnie sama tak robiła. - To teraz usłyszysz, kim naprawdę jesteś w tym domu, teraz dowiesz się tego, co, mam nadzieję, twoje nędzne serce nie zniesie!
Miała dosyć. Dosyć czekania na śmierć Santa Marii, dosyć męki w nieudanym małżenśtwie, zawartym dla majątku. Być może tego właśnie brakowało - tej informacji, którą zaraz mu zdradzi. Powie mu o czymś, co powinno go zabić - może tak uda się jej go w końcu pozbyć!
Koniec odcinka 29
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 17:37:35 30-05-08, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilly_Rose Mocno wstawiony
Dołączył: 14 Mar 2008 Posty: 6981 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: z Czarnej Perły :P:P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:11:32 31-05-08 Temat postu: |
|
|
I znów miałam zaległości...nie wiem jak ja to robie
Ale już na szczęście nadrobiłam
Odcinki jak zwykle świetne.
Carlos chyba troche przywiązał sie do Luisa, polubił go a on tylko udaje miłego... Żal mi Carlosa został już zupełnie sam. A Luis i Antonio chcą się zemścić i zniszczyć go
Brakowało mi troche Andrei i jej nie dobrego planu odnośnie uwiedzenia Raula i jego ojca oraz wątku Sony i jej dziecka, bardzo ciekawi mnie co ona teraz zrobi. Czy powie Juliowi prawdę?
Czekam na newika. |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 1:32:30 01-06-08 Temat postu: |
|
|
Paulka napisał: | I znów miałam zaległości...nie wiem jak ja to robie
Ale już na szczęście nadrobiłam
Odcinki jak zwykle świetne.
Carlos chyba troche przywiązał sie do Luisa, polubił go a on tylko udaje miłego... Żal mi Carlosa został już zupełnie sam. A Luis i Antonio chcą się zemścić i zniszczyć go
Brakowało mi troche Andrei i jej nie dobrego planu odnośnie uwiedzenia Raula i jego ojca oraz wątku Sony i jej dziecka, bardzo ciekawi mnie co ona teraz zrobi. Czy powie Juliowi prawdę?
Czekam na newika. |
Moze po prostu masz malo czasu? Ja to dobrze rozumiem. Dzieki, ze nadal to czytasz ).
Zupelnie sam, tak, to prawda. I co najgorsze, tylko ja na razie wiem, jak naprawde bylo z rodzina de La Vega . Byc moze znow przezyje rozczarowanie, tym razem z Luisem, byc moze znow poczuje siev oszukany, jak pozna prawdziwa nature chlopca...A moze zycie niesie mu inne niespodzianki...Madrze sie, bo juz mam napisane 32 i 1/2 odcinka .
Andrea bedzie w kolejnym, tym pod spodem . A co zrobi Sonya...oj, chyba Cie zaskoczy . Ale to w pozniejszych odcinkach.
-------------------------------------------------------------------------------
Odcinek 30
Za kilka chwil byli już w jego pokoju. Viviana praktycznie wepchnęła wózek do środka, po czym gwałtownie go obróciła w swoją stronę.
- Posłuchaj mnie, kretynie! Posłuchaj tego, co ci powiem i wreszcie zdechnij! Wiesz, kto jest ojcem twojej ukochanej córeczki, Sonyi Santa Maria? Ach tak, przecież ty nie umiesz mówić, półczłowieku! Ojcem mojej córki jest Gregorio Monteverde! Tak, ten sam, który czternaście lat później zgwałcił twoją siostrę! I myślisz, że po sprawie z Felicią zerwałam z nim kontakt? Nie, mylisz się, jeszcze się zacieśnił! Niedawno wyznałam Sonyi prawdę, a wiesz, co ona zrobiła? Rzuciła mu się na ramiona - tak, to było wtedy, kiedy ty wróciłeś z ogrodu i mało nie dostałeś ataku serca - a potem wiesz, co powiedziała do swego prawdziwego ojca? Powiedziała, że strasznie się cieszy! Gdybyś widział jej minę! Miała ci o niczym nie mówić, bo nie chciała stracić prawa do twojego majątku, kiedy wreszcie umrzesz, ale obie i Felipe mamy cię już dość! A wiesz, kto uświadomił nam, że zamiast czekać lata, najlepiej będzie cię zabić? Chcesz wiedzieć, prawda? Ona, Sonya, córka Gregorio Monteverde!
Noże. Noże, naostrzone do granic możliwości, sztylety wbijane w jego serce. W najgłębszych snach, w największych koszmarach nie spodziewał się, że Sonya jest córką jego znienawidzonego wroga! Każdego, nawet Felipe, ale nie Gregorio! I to ona, to właśnie ona, której tak wiele poświęcił, podsunęła reszcie rodziny plan zamiar pozbycia się własnego...nie, już nie ojca. Obcego człowieka, który ją wychował. Carlos czuł, jakby pająk psychicznego bólu obejmował mu całe ciało, jakby on sam był tylko jedną wielką otwartą raną, krwawiącą nieprzerwanie, nieuleczalną. Sonya Santa Maria - on jej dał bezgraniczną miłość, ona pragnęła jego śmierci.
W tym samym czasie Andrea kończyła sprzątać po obiedzie - Monteverde często jadali wcześnie, Gregorio uważał, że wygodniej jest mieć obiad "z głowy", a po południu zająć się interesami. Starszy Monteverde już udał się na górę, młodszy przeglądał jeszcze przyniesioną przez Andreę gazetę. Złożył ją jednak na pół i odłożył na stół, chcąc podzielić się z Andreą pewną wiadomością.
- Musimy chwilę porozmawiać. Pytałem ojca o sprawę de La Vega, powiedział mi parę niepokojących faktów. Wolę jednak, byś o tym dowiedziała się ode mnie, niż od - na przykład - Felipe.
- Sprawę de La Vega? Proszę wybaczyć, ale to mnie nie dotyczy.
Raul westchnął.
- Andreo, wiem, że wszyscy sprzysięgli się przeciwko tobie i zamknęłaś się w ochronnej skorupie, ale wiem, co naprawdę czujesz. Wysłuchaj mnie, a potem ocenimy, czy Felipe może mieć jakieś dowody przeciwko Carlosowi. Chcę ci pomóc, chociaż jeśli on naprawdę jest winien, to sądzę, że powinnaś...
- Jeśli ma mi coś pan ważnego do powiedzenia w tej sprawie, to lepiej nie tutaj. Pański ojciec mógłby nas zobaczyć - odważyła się mu przerwać.
- Masz rację. W takim razie chodźmy do mnie, w razie czego powiem, że o coś cię prosiłem. Przyjdź do mnie, jak tylko skończysz sprzątać, przynieś jakiś sok i słodycze, poza tym szczotkę, żebyśmy mieli wymówkę.
- Dobrze, będę za kilka chwil.
Raul został sam przy stole, Andrea zebrała talerze i zaniosła je do kuchni. Uśmiechała się sama do siebie - on naprawdę myślał, że chce zostać z nim sam na sam, żeby porozmawiać o Carlosie! Mężczyźni są tacy prości!
Czekał w pokoju, kiedy weszła. Odstawiła przyniesione rekwizyty i skorzystała z zaproszenia, siadając na krześle przy łóżku Raula.
- Jak już mówiłem, dowiedziałem się wielu szczegółów od taty. Otóż on sądzi, że Carlos Santa Maria...
Nie dane mu było jednak skończyć. Dziewczyna znów mu przerwała:
- Nie możemy mówić tak głośno! Co będzie, jeśli pański ojciec tu wejdzie, bo na usłyszy i...
Młodzieniec znów wziął głęboki oddech.
- Rozumiem. Faktycznie, gdyby się dowiedział, co robię...Dobrze, zaraz temu zaradzimy - podszedł do drzwi i zamknął je na klucz. - Teraz nikt nam nie przeszkodzi, zresztą ojciec jest zajęty, pracuje nad nowym hotelem.
Streścił jej w kilku słowach to, czego się dowiedział. Przez chwilę panowało milczenie.
- A więc jest winien? - szepnęła po chwili.
- Na to wygląda. Świadkiem wszystkiego był Felipe, więc na pewno wszystko wie o tej sprawie. Chyba, że kłamie...
- Antonio de La Vega też mówił, że Carlos go okradł. Czyli to jednak prawda...
- Nie wiem, może Felipe naprędce przypomniał sobie słowa Antonia i wykorzystał je przeciwko tobie, a prawda jest zupełnie inna.
- Chyba jednak rodzina de La Vega to ofiara Santa Marii...Boże, to straszne... - ile bólu ukazywała jej twarz! W oczach zakręciły się łzy.
Raul tak bardzo cierpiał, kiedy widział, ile smutku musiał jej zadać. Ale lepsza prawda, niż ciągła niepewność. Teraz już tylko do niej należy decyzja, czy będzie walczyć o kogoś, kto przestąpił prawo, czy też...Zauważył, że dziewczyna drży od hamowanego płaczu. Tak bardzo chciałby ukoić jej ból!
- Cii, wiem, że się zawiodłaś, że inaczej go sobie wyobrażałaś, że go kochasz, ale nie płacz, proszę. Ten człowiek...jeśli zrobił to, o co go podejrzewamy, nie jest wart twych łez. Masz takie piękne oczy, nie kalaj ich smutkiem - delikatnie otarł palcem strumień płynący z jej oczu.
- Pan jest dla mnie taki dobry...Jak ja się odwdzięczę...
- Nie trzeba...Naprawdę, ja tylko, ja...Andreo, nie chciałem cię skrzywdzić - szepnął.
- Wiem, ale to takie trudne...
Więcej znieść już nie mógł. Zbliżył się do niej i objął ją mocno.
- Już dobrze, już dobrze, jestem przy tobie - mówił cicho.
Czuł jej ciepło, czuł bliskość, garnęła się do niego całym ciałem. Całkiem zapomniał o podobnej sytuacji kilka dni temu. Trzymał ją w ramionach i pocieszał, jak tylko mógł. Nie widział wyrazu twarzy, oblicze miała ukryte za jego plecami. I całe szczęście, przynajmniej dla niej. Bo malował się na nim nie żal, nie ból, a coś zupełnie innego.
- Nie zniosę tego, nie zniosę...To zbyt wiele, naprawdę...
- Zapomnij o nim, zapomnij - kołysał ją lekko. - Wypłacz się i postaraj zapomnieć, proszę.
- Nie wiem, czy potrafię...
- Na pewno potrafisz, Andreo...Na pewno...
Odsunęła się od niego, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że tuli się do syna własnego pracodawcy.
- Ja...powinnam już iść...Przepraszam...
Nie uczyniła jednak żadnego ruchu. Patrzyła tylko smutnymi oczami na Raula, a on czuł, że w jego duszy rośnie coś, czemu nie potrafi - i nie chce - zapobiec. Przysunął się bliżej.
- Zostań, proszę. Zostań, Andreo. Ja...Już wtedy, gdy zemdlałaś, pamiętasz...Obejmowałem cię i...Andreo...- głos mu ochrypł, nie potrafił sklecić najprostszych zdań, powtarzał tylko ciągle jej imię.
Jej spojrzenie! Jej wzrok! Jak u zaszczutego zwierzęcia! Ona nie może tak cierpieć, on, Raul, jej pomoże, on...
Znów się przysunął, ona siedziała nie drgnąwszy ani na milimetr, jakby nie wiedziała, jak ma się zachować w tej sytuacji.
- Andreo...ja...- znów te kilka słów, potem jego twarz znalazła się tuż przy jej twarzy, aż w końcu usta Raula zetknęły się wpierw delikatnie, a potem coraz śmielej z ustami Andrei. Pocałował ją z głębi serca, namiętnie i z uczuciem, czując, że ona odpowiada na jego pocałunek, że jej wargi oddają pieszczotę, że Andrea nie protestuje, że całuje go również i robi to tak słodko, że Raul Monteverde nie może się oprzeć.
Ich oddechy przyśpieszyły, oboje czuli gorączkę w ciele, Raul przestał nad sobą panować, odsunął się na moment, ale tylko po to, żeby powoli, z namaszczeniem zacząć rozpinać jej ubranie. Kiedy już to zrobił, zdjął z niej kostium pokojówki i delikatnie położył Andreę na łóżku. Nie był już sobą, był tylko pragnieniem i uczuciem do tej dziewczyny. A potem oboje zaginęli w namiętności. On z rodzącej się miłości, ona z pragnienia zdobycia jego pieniędzy i pozycji.
Koniec odcinka 30 |
|
Powrót do góry |
|
|
Marisol King kong
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 2597 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Al Andalus ;)
|
Wysłany: 16:22:46 01-06-08 Temat postu: |
|
|
Zabrałam sie w końcu za Twoją telkę (a zabierałam sie od nie powiem kiedy, ale ciągle nie miałam czasu ) i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem! Postaram się szybko nadrobić odcinki i być na bieżąco. |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:02:51 01-06-08 Temat postu: |
|
|
Marisol napisał: | Zabrałam sie w końcu za Twoją telkę (a zabierałam sie od nie powiem kiedy, ale ciągle nie miałam czasu ) i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem! Postaram się szybko nadrobić odcinki i być na bieżąco. |
Witam serdecznie nowa Czytelniczke! . Mam nadzieje, ze dalszy ciag rowniez Ci sie spodoba. Niedlugo nowy odcinek . |
|
Powrót do góry |
|
|
ginger88 King kong
Dołączył: 22 Lut 2008 Posty: 2133 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:52:04 03-06-08 Temat postu: |
|
|
Wreszcie udało mi się nadrobić zaległości.
Odnoszę wrażenie, że Twoje opisy są coraz lepsze - czyta się je z wielką przyjemnością! Tak naturalnie opisujesz wszystkie uczucia, wydarzenia... Inne tele się chowają Choćby ten opis - jest genialny:
BlackFalcon napisał: | Noże. Noże, naostrzone do granic możliwości, sztylety wbijane w jego serce. W najgłębszych snach, w największych koszmarach nie spodziewał się, że Sonya jest córką jego znienawidzonego wroga! Każdego, nawet Felipe, ale nie Gregorio! I to ona, to właśnie ona, której tak wiele poświęcił, podsunęła reszcie rodziny plan zamiar pozbycia się własnego...nie, już nie ojca. Obcego człowieka, który ją wychował. Carlos czuł, jakby pająk psychicznego bólu obejmował mu całe ciało, jakby on sam był tylko jedną wielką otwartą raną, krwawiącą nieprzerwanie, nieuleczalną. Sonya Santa Maria - on jej dał bezgraniczną miłość, ona pragnęła jego śmierci. |
Ależ się porobiło! Ta scena końcowa z odcinka 30. - nie mogę wprost uwierzyć w to co czytam... Nie było mnie tu trochę, a Andrea tak strasznie się zmieniła?! Mam nadzieję, że do niczego nie dojdzie, że Andrea się opamięta... A może to tylko wyobrażenia Raula? Oby...
Carlos nadal cierpi... Nie sądziłam, że w taki sposób dowie się o tym, że nie jest ojcem dziewczyny, którą uważał za własną córkę przez tyle lat... Dziwi mnie, że tak długo był ślepy! W końcu po fazie zauroczenia i zakochania przychodzi realne spojrzenie na tą drugą osobę. powinien wyczuć, że Viviana go nie kocha i nie jest z nim szczera.
Moje ulubione postacie, to zdecydowanie Carlos (mimo swej naiwności), Juan, no i Andrea. |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:04:30 03-06-08 Temat postu: |
|
|
ginger88 napisał: | Wreszcie udało mi się nadrobić zaległości. |
Bardzo sie ciesze .
ginger88 napisał: | Odnoszę wrażenie, że Twoje opisy są coraz lepsze - czyta się je z wielką przyjemnością! Tak naturalnie opisujesz wszystkie uczucia, wydarzenia... Inne tele się chowają Choćby ten opis - jest genialny:
BlackFalcon napisał: | Noże. Noże, naostrzone do granic możliwości, sztylety wbijane w jego serce. W najgłębszych snach, w największych koszmarach nie spodziewał się, że Sonya jest córką jego znienawidzonego wroga! Każdego, nawet Felipe, ale nie Gregorio! I to ona, to właśnie ona, której tak wiele poświęcił, podsunęła reszcie rodziny plan zamiar pozbycia się własnego...nie, już nie ojca. Obcego człowieka, który ją wychował. Carlos czuł, jakby pająk psychicznego bólu obejmował mu całe ciało, jakby on sam był tylko jedną wielką otwartą raną, krwawiącą nieprzerwanie, nieuleczalną. Sonya Santa Maria - on jej dał bezgraniczną miłość, ona pragnęła jego śmierci. |
|
Yy... Genialny? Staram sie . Staram sie tez wczuc w sytuacje danej osoby, w to, co moze czuc, myslec, kiedy np. dowiaduje sie takiej strasznej rzeczy. A kiedy jeszcze w uszach mam muzyke latynoska (to naprawde pomaga!), to pisze mi sie naprawde dobrze.
ginger88 napisał: | Ależ się porobiło! Ta scena końcowa z odcinka 30. - nie mogę wprost uwierzyć w to co czytam... Nie było mnie tu trochę, a Andrea tak strasznie się zmieniła?! Mam nadzieję, że do niczego nie dojdzie, że Andrea się opamięta... A może to tylko wyobrażenia Raula? Oby... |
Zmienila i to bardzo, a czy koncowka 30 odcinka jest prawda...Jest, niestety. I mam wrazenie, ze nieco Cie dobije kolejnym odcinkiem...i kolejnymi chyba tez (mam juz napisane 33). Ale co ja bede uprzedzac fakty .
ginger88 napisał: | Carlos nadal cierpi... Nie sądziłam, że w taki sposób dowie się o tym, że nie jest ojcem dziewczyny, którą uważał za własną córkę przez tyle lat... Dziwi mnie, że tak długo był ślepy! W końcu po fazie zauroczenia i zakochania przychodzi realne spojrzenie na tą drugą osobę. powinien wyczuć, że Viviana go nie kocha i nie jest z nim szczera. |
Na razie tak. Chociaz...Nie chce mowic za duzo, ale zbliza sie cos, co na pewno bedzie przelomem - nie zdradze, w ktora strone, ale spodziewaj sie niedlugo pewnego waznego dlan wydarzenia. Fakt, dlugo nie widzial, co Viviana mu robi, ale w sumie od wielu lat byl praktycznie odciety od zycia. Co nie znaczy, ze sie nie zmieni...jesli plan V/F/S sie wczesniej nie powiedzie, oczywiscie .
ginger88 napisał: | Moje ulubione postacie, to zdecydowanie Carlos (mimo swej naiwności), Juan, no i Andrea. |
Andrea jeszcze tez? .
--------------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek 31
Kiedy było już po wszystkim, oboje leżeli nadzy i szczęśliwi. Raul gładził delikatnie Andreę po ramieniu, ona patrzyła na niego błyszczącymi oczami. Dopiero kilka chwil później czar prysnął.
- Andreo...Wybacz mi, proszę. Ja...Wykorzystałem twoją słabość, twój smutek. Czuję się tak podle - ukrył twarz w dłoniach. - Przecież wiem, że kochasz Carlosa, a kiedy pocieszałem cię w chwili, gdy dowiedziałaś się takich rzeczy, zamiast się tobą zająć, ja...
- Zająłeś się mną bardzo dobrze - odszepnęła. - Pragnąłeś, bym o nim zapomniała, a to, co robiliśmy, to najlepsza droga, by tak się stało. Dałeś mi tyle czułości - odsunęła mu dłonie, chciała zobaczyć jego twarz.
- Ale...To wszystko działo się tak szybko...Nawet, jeśli masz rację, to czuję się jak nędznik.
- Raul...- po ich zbliżeniu, tak w końcu intymnym, nie miała zahamowań, by nie mówić mu na "ty". - Ja sama tego chciałam. To nie był gwałt, nie zrobiłeś tego wbrew mojej woli, byłam całkiem świadoma, chciałam tego, nie rozumiesz? - pogładziła go po policzku.
- Jesteś pewna? Nie chciałbym cię skrzywdzić, to ostatnie, co...
- Oczywiście, Raul. Czy myślisz, że po tym, co mi powiedziałeś, będę jeszcze kochać Carlosa Santa Maria? Nie, on już dla mnie nie istnieje.
- A jeśli Felipe kłamał?
- Nie sądzę. Zresztą co za różnica, mam dosyć tej rodzinki i wszystkiego, co się z nią wiąże. Przestań już się smucić, potrafiłeś sprawić, że smutek odszedł, nawet nie wiesz, jak bardzo pragnę, żeby...- umilkła, jakby zawstydzona.
- Żeby co? - ponaglał.
- Nie...może nie powinnam...
- Powiedz, proszę - ujął jej twarz w dłonie. Ledwo się pohamował, by znów jej nie pocałować, wiedział, czym by się to skończyło.
- Żeby...żeby to się powtórzyło...jeszcze choć raz...
- Powtórzyło? - zapytał bez tchu. - Mówisz o...o tym, co się stało między nami?
- Tak, Raul. Marzę o tym, żebyśmy jeszcze choć raz kiedyś byli tak blisko siebie, jak dziś...Wiem, kim jestem, kim jesteś ty, ale to nie przeszkadza mi marzyć...
- Andreo...Moja ty ukochana...Andreo, posłuchaj! Ja sam o tym marzę! Nie martw się różnicami klas! To nie ma żadnego znaczenia! Jeśli...jeśli czujesz to samo, co ja, jeśli cokolwiek dla ciebie znaczę, to pozwólmy rozwinąć się temu uczuciu, uwierz mi, potrafię walczyć o miłość!
- Byłeś zawsze dla mnie taki czuły, opiekuńczy...Ale jak mogę nawet myśleć, że kiedyś ty i ja...
- Przestań, Andreo, natychmiast przestań! Już ci powiedziałem, że z ciebie nie zrezygnuję! Jeszcze dziś gotów jestem przedstawić cię jako swoją przyszłą żonę!
Zamilkła, jakby zawstydzona tak śmiałą propozycją, w rzeczywistości jednak po prostu musiała ją przemyśleć. Dzisiejszej nocy miała podbić swoim ciałem serce Gregoria, ale skoro mogła tak łatwo osiągnąć cel z Raulem, dużo młodszym i przystojniejszym, to czemu miałaby odmówić?
- Co powie twój ojciec? - fakt, to mogła być przeszkoda, niech Raul powie, co wymyślił.
- Gregorio? Mój ojciec? Nie przejmuj się nim! Na pewno zrozumie! A jeśli nie, cóż...I tak się z tobą ożenię! Wiem, że pewnie w twym sercu jest jeszcze uczucie do Carlosa Santa Marii, chociaż temu zaprzeczasz, ale jestem gotów czekać, aż to mnie pokochasz tak gorąco, jak kiedyś pokochałaś jego!
- Może cię wydziedziczyć, wyrzucić z domu, może...
- To co? Zamieszkamy wtedy w wynajętym mieszkaniu, mam własne oszczędności, a ciężką pracą zdobędę tyle, by móc cię utrzymać, królewno! - znów ją pocałował.
To nie leżało w jej planach, nie chciała biedaka, ona potrzebowała kogoś z władzą, z pieniędzmi.
- Nie, nie możemy dopuścić, żeby tak się stało, zasługujesz na wszystko, co masz od ojca. Nie mogę cię z nim skłócić.
- Nie skłócisz! Zaraz do niego idziemy, ubierz się, na pewno się zgodzi!
Chwilę później pukali już do pokoju Gregorio, nie zdając sobie sprawy, że w tym samym czasie Viviana kończy swoją przemowę do Carlosa Santa Maria:
- Czyżby bolało cię serduszko, drogi mężu?
Istotnie, Carlos zaczynał coraz bardziej się krzywić.
- I bardzo dobrze, może w końcu zrozumiesz, co powinieneś zrobić już przed laty - umrzeć! Wtedy ja wyjdę za Felipe! A wiesz, kto się najbardziej ucieszy z twojej śmierci? Sonya...ale już nie Sonya Santa Maria, tylko Sonya Monteverde, Gregorio na pewno ją uzna! Monteverde, córka twojego wroga, czy wiesz, jak było mi gorąco w jego ramionach, kiedy się kochaliśmy, kiedy zachodziłam w ciążę? Pieścił mnie tak, jak ty nigdy nie potrafiłeś, dał mi córkę, a ty nie dałeś mi nic! Córkę, Sonyę, córkę Gregorio Monteverde! - powtarzała w kółko, chcą jak najbardziej zadręczyć męża. - Duszno ci, prawda? A dziś nie ma obok Andrei, która troskliwie się tobą zaopiekuje i potrzyma za rączkę! Nie ma tu Andrei, jesteś sam, sam, sam! Zawsze tak było, zawsze byłeś sam, ty debilu!
- Mamo? Czemu krzyczysz? - Sonya przerwała całą scenę, istotnie zaniepokojona wrzaskami własnej matki.
- O, witaj, córeczko. Tłumaczę twojemu ojcu...o, przepraszam, to nie jest twój ojciec - że powinien zachować się przyzwoicie i umrzeć. Właśnie staram się mu w tym pomóc, powiedziałam mu, kim jest twój prawdziwy tata - może to go wreszcie zabije.
Ojciec. Dziecko. Julio. Jestem w ciąży. Matka nic nie wie. Tylko Carlos. Ojciec. Julio mnie porzuci, kiedy się dowie. Julio. Julio. Julio...Julio...
- Na dodatek przyprowadził tu jakiegoś obdartusa, chłopca, nie wiem, czego od niego chciał, nakarmił i z nim rozmawiał, a na koniec zaprosił go do ponownej wizyty, przy okazji zapraszając też jego brata. Felipe zajął się tą debilką Rosą, a ja wyjaśniam Carlosowi, że to ty poddałaś nam cudowny pomysł zakończenia jego ziemskich mąk - a przy okazji naszych, z nim - dzięki czemu mogłam popchnąć jego nędzny wózek wtedy, do basenu. A potem dolałam mu kropelek, czego nikt mi nie udowodni! A on jeszcze nie zdechnął!
Mgła. Mgła śmierci powoli otaczała Santa Marię. Viviana nie mogła się już doczekać jego zgonu i jak niegdyś Juan, ale dużo, dużo mocniej zaczęła nim szarpać.
- Umrzyj już wreszcie! Umrzyj, przeklęty! Daj żyć mnie, Felipe i mojemu dziecku!
Dziecko. Julio. Ciąża. Dziecko. Julio. Dziecko. Julio. Kazał mi usunąć ciążę, gdybym kiedyś zaszła. Nie wie, że już jestem. Dziecko. Julio. Dziecko...
- Mamo...Wydaję mi się, że wujek Felipe cię woła, chyba ma jakieś kłopoty z Rosą, mówi podniesionym głosem, aż tu go słychać. Mogłabyś zejść na dół? Ja się zajmę ojc...Carlosem.
- Jeśli teraz odejdę, on gotów jeszcze przeżyć! Muszę tu zostać i...
Sonya podeszła bliżej i zatrzymała rękę matki, wciąż szarpiącą coraz bardziej słabnącego Santa Marię.
- Rosa może wyrwać się wujkowi i coś usłyszeć, proszę, zejdź na dół.
- Dobrze, jak chcesz - zdołała się opanować Viviana. - Ale obiecaj mi, że się nim zajmiesz!
- Obiecuję, mamo. Obiecuję.
Viviana ogarnęła się nieco i zeszła na parter. Carlos miał zwieszoną głowę, Sonya przez moment myślała, że zmarł.
- Słyszysz mnie? - zapytała na próbę.
Nie odpowiedział, nawet ręka mu nie drgnęła. Ostrożnie podniosła mu głowę, spojrzała w oczy. Były puste. Co prawda Santa Maria nadal żył, ale w spojrzeniu miał nicość, zagładę.
- Nie możesz teraz umrzeć. Muszę...muszę z tobą porozmawiać. Muszę...cię poprosić o radę. Słyszysz mnie? - powtórzyła. - Ja...przełknęła ślinę. - Potrzebuję porady ojca.
Koniec odcinka 31 |
|
Powrót do góry |
|
|
cris Prokonsul
Dołączył: 16 Cze 2007 Posty: 3684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 9:46:09 05-06-08 Temat postu: |
|
|
Przede wszystkim dziękuję Ci za wysłanie telci. Jak do niej przysiadłam i zaczęłam czytać, to już nie mogłam przerwać i musiałam dokończyć. 32 odcinki w ciagu kilku godzin, a odcinki wcale krótkie nie są))
Historia niby prosta, nic zaskakującego. Młoda dziewczyna szuka pracy, zakochuje sie w swoim pogatym podopiecznym z wzajemnością. A jednak opowiedziana przez Ciebie nabiera jakiejś świeżości. Wczuwam sie w losy bohaterów. Przenoszę do ich świata.
Postać Andrei jest niesamowita. Szczególnie teraz, gdy tak mocno się zmienia. Ta przemiana jest naprawdę szokująca i ciekawi mnie dokąd naszą Andreę zaprowadzi.
Carlos też jest dość ciekawą postacią. Taki "dupek", który nie dostrzega co sie wokół niego dzieje, wzbudza moją litość a jednocześnie gniew.
Właściwie trudno mi powiedzieć u czyjego boku najchętniej widziałabym andreę, ale raczej nie jest nim Carlos. Na tę chwilę chyba najbadziej odpowiada mi Raul. No jeszcze gdyby nie grał go Rulli ))
Jeśli chodzi o czarne charakterki, to mamy ich tutaj wyjątkowo dużo. Felipe....na początku myślalam, ze może zakocha sie jednak w Andrei i pod jej wpływem zmieni, ale teraz jest już przekreślony:)
Viviana...na początku też myślałam, że może jednak będą z niej ludzie, teraz widzę w jak ogromnym byłam błędzie. Kolejna przekreślona:)
No i Sonya....ta postać jest świetna. O ile na początku ją przekreśliłam jako złą i podłą, teraz zaczyna wzbudzać we mnie jakąś tam sympatię. Zobaczymy czy tak już zostanie:)
Jest jeszcze jeden wątek, ktory bardzo mi sie spodobał. Chodzi o Antonio i Luisa. Jestem ciekawa co tak naprawdę kryje się za śmiercią Jessici oraz utratą fortuny de la Vega. Jakoś nie sądzę, żeby biedny Carlosik miał z tym coś wspólnego:)
Nie pozostaje mi nic jak tylko czekać na kolejne odcinki tej super teli a wraz z nimi na odpowiedzi, na nurtujące mnie pytania:)
Ostatnio zmieniony przez cris dnia 9:46:51 05-06-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:42:44 05-06-08 Temat postu: |
|
|
Nie masz mi za co dziekowac. To ja dziekuje za to, ze dolaczylas do grona moich Czytelniczek i na dodatek napisalas taka wspaniala recenzje. Rozumiem, ze dzisiejszy odcinek juz znasz, za to dla niektorych osob bedzie on nowym odcinkiem .
Mam nadzieje, ze dlugosc odcinkow nie jest zbyt duza, czasem jest tak, ze chce cos zmiescic w jednym, ale po prostu sie nie da i musze jakos przerzucac akcje na kolejny, chociaz pasowaloby mi dac wszystko w jednym - wiec w sumie i tak je skracam .
To prawda, historia jest dosyc "wytarta", ale staram sie troche inaczej rozwiazywac moje watki, moze nie widac tego od razu, ale mojej glowie legna sie juz przerozne dziwaczne pomysly, o ktore bym nawet sama siebie nie podejrzewala - kiedys patrzylam na kartke z pomyslami i nagle pojawila mi sie jakas mysl, ktora skomentowalam - "Ale numer, to bedzie dobre, a wczesniej takie bylo nieprawdopodbne, ze nawet o tym nie pomyslalam" .
Andrea sporo namiesza zarowno we wlasnym zyciu, jak i w zyciu innych bohaterow. Nie tylko dlatego, ze jest protka, ale i przez to, co wykombinuje. Ale i dla niej nadchodza pewne zdarzenia, z ktorymi bedzie musiala sie zmierzyc - o jednym dowie sie w odcinku 34, ktory juz powoli powstaje. Zreszta najblizsze epizody przyniosa sporo zmian i wydarzen tzw. przelomowych - przynajmniej mam nadzieje, ze dobrze to wyjdzie .
Widze, ze postac Carlosa budzi sporo kontrowersji - jedni go lubia, inni uwazaja za naiwnego dupka . I wiesz, co? Bardzo mnie to cieszy. Cieszy mnie to zroznicowanie, bo dzieki temu przezywacie jego losy, myslicie o nich, zastanawiacie sie nad jego zyciem, nad jego wyborami, a co za tym idzie - nad moja telenowela.
Osobiscie tez lubie Raula i Rulli'ego jakos strawie, tym bardziej, ze gra u mnie - widze, ze Ty akurat go nie lubisz? . Zawsze mozesz sobie wyobrazac innego aktora . Raul na razie jest w roli "tego drugiego", ale znajac moj zakrecony umysl, kto wie, z kim zostanie Andrea...a moze pojawi sie ktos trzeci, kogo nawet nie podejrzewacie? .
Felipe i Viviana to moja parka czarnych charakterkow. To oni maja byc "tymi zlymi", dzialajacymi destrukcyjnie na wszystko w okolicy. Jeszcze sporo namotaja - a kto wie, czy ich plany sie nie powioda...
Widze, ze podoba Ci sie Sonya, a czemu tak dokladniej? Bo o ile dobrze zrozumialam, to dlatego, ze przynosi nadzieje na przemiane. I w jej zyciu zdazy sie cos, co bardzo na nia wplynie...tylko w ktora strone? .
Z tego, jak czytam poprzednie komentarze, to chyba Ty jedna nie wierzysz w wine Carlosa w sprawie de La Vega. Hm...Kto wie, jaki on byl wczesniej.... Nie, bron Boze, nie potwierdzam, ze jest winien! Ale...kazdy ma swoja przeszlosc...A czy w przeszlosci mlodszego Santa Marii kryje sie kradziez i morderstwo...odpowiedz w teli .
Ide sprawdzic poczte ))), a dla Was kolejny odcinek juz dzisiaj . Aha, jesli wolicie czytac przez maila, to napiszcie mi, prosze, kto dostal do ktorego odcinka .
Z dedykacja dla Marisol -
------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek 32
Sonya chwyciła go za rękę, chcąc nawiązać jakiś kontakt. Nadal nie było odpowiedzi, musiała wierzyć, że jednak ją słyszy.
- Rozmawiałam z Juliem. On nie wie, że jestem w ciąży, nie powiedziałam mu, bałam się. I miałam rację, kiedy starałam się dowiedzieć, co zrobiłby, gdybym mu powiedziała, zareagował bardzo gwałtownie, wręcz...wręcz stwierdził, że w razie czego miałabym usunąć dziecko. Usunąć nasze dziecko! Julio...- przełknęła łzy. - Julio mnie zostawi, kiedy się zorientuje, a przecież kiedyś na pewno to nastąpi. Co ja mam zrobić? Ja...kocham Julia...Nie chcę stracić ani jego, ani dziecka. Doradź mi, co ja mam zrobić, proszę cię! Pomóż mi, proszę!
Martwota w oczach, we wzroku, jakby był samą śmiercią. Nawet na nią nie patrzył. Przez moment chciała nim potrząsnąć z rozpaczy, ale się opamiętała.
- Odpowiedz mi, błagam! Tylko tobie mogę się zwierzyć! Odpowiedz mi!
Nareszcie dał znak, by podała mu coś do pisania. Trzęsącą się ręką zdołał skreślić: "Monteverde".
- Mam iść do Gregorio? Tak, wiem, że to mój...że to mój...sam wiesz. Ale ja się boję! Jeśli on powie coś matce...Nie zostawiaj mnie teraz! Błagam cię! Ja...potrzebuję twojej pomocy...potrzebuję ciebie! - schyliła głowę, wstrząsana szlochem.
Santa Maria nie miał już sił. Chciał umrzeć, miał wszystkiego dość. Niech sobie Sonya idzie do swojego ojca, niech zabierze majątek i Carlosa i Monteverde, niech robi, co chce, niech cieszy się, kiedy Carlos wreszcie umrze, niech...
- Tak bardzo cię teraz potrzebuję...- płakała nadal Sonya.
Sonya. Dziewczyna, którą opiekował się od urodzenia. Córka. Kochał ją przecież. Bardzo kochał...Nawet teraz, kiedy dowiedział się, kim naprawdę jest, zarówno czyim dzieckiem, jak i jakim człowiekiem. Potrzebuje go. Życzyła mu śmierci, a teraz mówi, że go potrzebuje i co gorsza, naprawdę tak jest. Ma tylko jego.
Wyciągnął rękę, nadal krzywiąc się z bólu - serce wciąż nie mogło normalnie pracować - i ostrożnie pogłaskał Sonyę po głowie. Przywarła do wózka, wciąż praktycznie przy nim klęcząc, jakby ta ojcowska pieszczota dawała jej siły do życia. A potem dał jej znak, by podała mu kartkę, na której napisał kilka słów. Sonya chwyciła ją jak najcenniejszy skarb i błyskawicznie przeczytała.
- Tak zrobię...Tak właśnie zrobię. Dziękuję...dziękuję...tatusiu...
Tylko jedna, maleńka łza spłynęła mu z oka. A potem resztką sił objął Sonyę i przytulił tak mocno, jakby chciał jej powiedzieć, że zawsze może na niego liczyć. Ona płakała całą sobą, jakby nigdy nie miała przestać, on tylko ją tulił, jak ojciec pocieszający małe dziecko, które zrobiło sobie krzywdę. Trwali tak długo, w milczeniu.
Viviana znalazła się na dole już dawno, ale jej zdziwienie nie miało granic. Oto Felipe siedzi przy stole, a Rosa zmartwiona patrzy na niego bez słowa.
- Podobno miałeś z nią jakieś kłopoty, Sonya kazała mi zejść na dół. Słyszała krzyki i szarpanie.
- Kłopoty? - zmarszczył brwi Felipe. - Nie, żadnych, za to ciebie było słychać chyba wszędzie. Wyjaśniłem Rosie, że ona i jej doktorek - kuzyn nie mają nic do powiedzenia, a jeśli będzie się nadal stawiać, to po prostu ją wyrzucę, przy okazji oskarżając o kradzież. Zrezygnowała z próby przeszkodzenia ci w rozmowie z własnym mężem. A propos, co z nim?
- Jak zwykle, choć dowiedział się tego i owego. Ale coś mi się nie zgadza. Sonya prosiła, bym ci pomogła z Rosą, a ona zostanie i dokończy mojego dzieła. Carlos już wie, to, co miałam mu powiedzieć. Ale dlaczego mnie okłamała? Powiedziała, że mnie wołasz.
- Viviano...- szwagier zaczął być podejrzliwy. - Jesteś pewna, że twoja córka cię oszukała?
- Na to wygląda.
- Może...może sama chciała z nim...porozmawiać - Felipe nie mógł mówić wprost przy Rosie, dlatego tylko oględnie sugerował Vivianie, że Sonya chciała osobiście doprowadzić do śmierci Santa Marii.
- Mam nadzieję. Bo jeśli wręcz przeciwnie, bo jeśli zwróci się w niewłaściwą stronę...Rosa, idź do siebie, będziesz mogła wrócić do opieki nad moim mężem, jak Sonya od niego wyjdzie.
Po chwili zostali sami, Viviana i Felipe. Dopiero teraz mogła mu wszystko opowiedzieć.
- Viviano...- rozpoczął Felipe. - Nie chcę cię martwić, ale wygląda mi na to, że twoja córka wcale nie chciała sama doprowadzić go do zawału. Ona...chciała uratować mu życie.
- Słucham? Chyba żartujesz.
- Niestety, mam takie przeczucie. Założę się, że teraz siedzi z nim i stara się, by wrócił do siebie.
- W takim razie pójdę tam i...- zimne oczy kobiety zdradzały gniew.
- I co zrobisz? Skrzywdzisz własną córkę? Poza tym co zrobi Gregorio, jeśli się dowie, że w jakiś sposób zraniłaś jego córkę. A on jest potężny.
- To ona zwróciła się przeciwko mnie! Wychowałam żmiję na własnym łonie!
- Nie możemy zadrzeć z Monteverde. Ale co ona może, nie uda jej się zniszczyć tego, co do tej pory osiągnęliśmy. Owszem, idź na górę, ale postępuj rozważnie, dobrze? Zresztą być może się mylę.
- Dobrze, będę ostrożna.
Jednak bardzo dużo nerwów i sił kosztowało ją opanowanie się, kiedy lekko uchyliła drzwi, chcąc zaskoczyć Carlosa i córkę w jakiejś ciekawej scenie. Faktycznie, udało jej się to, bo weszła akurat wtedy, gdy Santa Maria przytulał Sonyę.
- Proszę, proszę, jaka zgodna rodzinka! - powiedziała przy wejściu. - Widzę, że twój plan się powiódł, mój głupi mąż nadal żyje.
Sonya jak oparzona odskoczyła od Carlosa, ale zaraz się opanowała i odparła:
- Tak, żyje, bo musiałam z nim porozmawiać, coś wyjaśnić. Nie martw się, mamo, nic się nie zmieniło w naszych zamiarach. Nadal przejęcie majątku jest aktualne.
Spokojnie, tylko spokojnie, nie możesz przecież powiedzieć matce, że Santa Maria właśnie pomógł ci rozwiązać twój wielki problem z Juliem. A przynajmniej poddał pewną myśl. Miała nadzieję, że Carlos zrozumie, co kombinuje jego wychowanica i niczym się nie zdradzi.
- Wyjaśnić? I do tego potrzebowałaś go tulić i płakać, tak? Moim zdaniem po prostu się pogodziliście, oszustko!
- Nieprawda! Ja tylko...
- Zamilcz! Niech tylko Gregorio się dowie, że jego też zdradziłaś! Jego pieniądze przejdą ci koło nosa i zostaniesz z niczym!
- Nic mu nie mów! Wyjaśnię ci wszystko, mamo...- nabrała tchu by coś powiedzieć, ale zaraz głos uwiązł jej w gardle.
Viviana zauważyła kartkę z poradą Carlosa, leżącą na podłodze. Musiała upaść po tym, jak Sonya obejmowała Santa Marię. Matka podniosła ją błyskawicznie, zanim córka zdążyła zareagować.
Trwało zaledwie kilka sekund, nim Viviana zorientowała się, o co chodzi w tym tekście. Wściekłość odbiła się na jej obliczu.
- A więc jednak! Więc jednak jesteś w ciąży, Felipe miał rację! Przyszłaś do Carlosa, by pomógł ci, bo Julio nie chce słyszeć o dziecku! Wiesz, co się teraz stanie?! Wiesz?! Otóż pozbędziesz się dziecka, a Julio dowie się o wszystkim!
- Ależ mamo...To przecież twój wnuk, nie możesz kazać własnej córce...
- Jeszcze zobaczysz, czego nie mogę! Ty szmato! - Viviana z całej siły wymierzyła policzek córce. - Ty dziwko! - podskoczyła do niej i starała się wypchnąć ją z pokoju. - Teraz sobie porozmawiamy!
- Puść mnie, mamo, to boli! Dobrze, porozmawiajmy, ale...
- Zamknij się, mówiłam! - kolejny policzek od Viviany, a bezsilny Santa Maria mógł tylko patrzeć na łzy córki. Za kilka chwil został sam, słyszał tylko oddalające się wrzaski żony, kiedy ta złapała Sonyę za włosy i wlokła do jej pokoju. Były już na szczycie schodów, Felipe dojrzał obie kobiety i zamarł, zaskoczony.
Carlos z miejsca zapomniał o wszystkim, co złego zrobiła i chciała zrobić mu córka. Potrzebowała pomocy, rozwścieczona Viviana może zrobić jej krzywdę, a Sonya jest przecież w ciąży! Nosi jego wnuka lub wnuczkę...mimo wszystko! Jakimś nadludzkim wysiłkiem wyjechał bez pomocy z pokoju, chcąc dogonić na wózku Vivianę i jakoś ją powstrzymać.
Na szczyt schodów dotarł, pchany przerażeniem i strachem o córkę. Zdążył w ostatniej chwili, by ujrzeć, jak Sonya stara się wyrwać z rąk matki, ta za wszelką cenę się opiera. A potem wszystko rozegrało się w ułamku sekund. Dziewczynie prawie udało się uciec, matka jednak szarpnęła mocno i zrobiła to z taką siłą, że popchnęła Sonyę znajdującą się na samym początku stopnia. Nastolatka nie zdołała utrzymać równowagi, zamahała tylko rękami, ale nic jej to nie pomogło. Przez ułamek sekundy zawisła na stopniu, ale za moment runęła, tocząc się po stopniach na sam dół. Upadła u ich stóp, nieprzytomna, z rozrzuconymi rękami i zamkniętymi oczami.
- Matko święta...- odezwał się po dłuższej chwili ciszy Felipe. - Właśnie zabiłaś swoją córkę, Viviano Santa Maria.
Koniec odcinka 32
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 20:46:28 05-06-08, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Marisol King kong
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 2597 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Al Andalus ;)
|
Wysłany: 20:49:20 05-06-08 Temat postu: |
|
|
Ochhhhh... Co za odcinek!!!
Świetny i emocjonujący!!!
Viviana jest okrutna-skrzywdzić własną córkę...
Mam nadzieję, ze Sonya nie straci dziecka.
Oby Carlos szybko wyszedł z tej katatonii, bo bez niego dzieją sie straszne rzeczy! |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:55:42 05-06-08 Temat postu: |
|
|
Marisol napisał: | Ochhhhh... Co za odcinek!!!
Świetny i emocjonujący!!!
Viviana jest okrutna-skrzywdzić własną córkę...
Mam nadzieję, ze Sonya nie straci dziecka.
Oby Carlos szybko wyszedł z tej katatonii, bo bez niego dzieją sie straszne rzeczy! |
To sie chyba nazywa najszybszy komentarz . Dziekuje . Pora na promocje - zeby jeszcze bardziej zakrecic akcja . Z pozdrowieniami dla Marisol (zaraz bede czytac mailika - odcinek 33!
-------------------------------------------------------------------------------
Odcinek 33
Tylko jedna osoba zdołała na tyle otrząsnąć się z szoku, że za chwilę kucała już na dole przy poranionej Sonyi i ostrożnie badała jej puls. Ten ktoś z ulgą zorientował się, że w dziewczynie tli się jeszcze życie, ale zaraz zgaśnie, jeśli nie udzieli się jej pomocy. Zrozpaczonym wzrokiem postać potoczyła po zgromadzonych - zdążyła się zlecieć cała służba, łącznie z Rosą - błagając oczami o wezwanie karetki. Nareszcie Clara jako pierwsza się opanowała i chwyciła za słuchawkę, nie mogąc oderwać wzroku nie tylko od bezwładnego ciała Sonyi, ale i od tego kogoś, kto kucał tuż przy niej, delikatnie gładząc włosy dziewczyny, jakby chcąc w ten sposób przekazać własne ciepło i dodać sił do walki o życie.
Viviana i Felipe owszem, przeżyli ogromny wstrząs podczas upadku dziewczyny. Dopiero teraz doszli do siebie na tyle, by znaleźć się obok dwóch osób pod schodami. O ile jednak wypadek Sonyi wywarł na nich wrażenie, to nie wiedzieli, jak nazwać to drugie uczucie, znacznie silniejsze od pierwszego szoku. Jakby ich prąd poraził, prąd o mocy mogącej conajmniej zabić. Po prostu stali i patrzyli, jak Carlos Santa Maria czuwa przy córce tuż po tym, jak kilka sekund wcześniej o własnych siłach wstał z wózka i zszedł do niej po schodach!
- Carlos...Ty chodzisz...- wyjąkała w końcu Viviana.
On sam dopiero teraz zauważył, że jest to prawda. Pchany straszliwym lękiem o córkę przezwyciężył chorobę i uczynił pierwsze od dwóch lat kroki. Sam nie wiedział, jakim cudem to się stało, ale w tej chwili i tak liczyła się dla niego tylko Sonya. Zorientował się, że nogi mu się trzęsą, zarówno z obawy o córkę, jak i przez to, że nie używał ich od tak długiego czasu, ale utrzymał się na nich, nie przewrócił, dbając w tej chwili tylko o jedno stworzenie na tym świecie.
Karetka przyjechała kilka minut później. Tym razem Carlos, sam niedawno przecież pacjent szpitala, nie dopuścił nikogo do Sonyi i to on pojechał razem z córką. Felipe i Viviana, ledwo zdolni do jakiegokolwiek ruchu po tym, jak ujrzeli Carlosa na nogach, zbierali się do jazdy swoim samochodem.
Santa Maria nie dał rady samemu poruszać się po korytarzu szpitalnym, podstawiono mu wózek i jakaś troskliwa pielęgniarka woziła go tam, gdzie tylko chciał. Wiedział jednak, że pierwszy krok do odzyskania władzy w nogach został już zrobiony i jeśli tylko tego nie zaniedba, to już niedługo całkowicie ją odzyska. Siedział teraz na ławce w korytarzu, pielęgniarka stała obok, by przydać się w razie czego - Rosa została w domu, nie mogła się więc nim opiekować. Obok przechodzili lekarze i inny personel szpitala, ale z tej upragnionej sali, w której znajdowała się jego córka, nie wyszedł na razie nikt.
Czas mijał, a Carlos siedział sam, modląc się tylko o zdrowie dla córki i jej dziecka. Los dał mu szansę na zdobycie - bo przecież tak naprawdę nigdy jej nie miał - miłości Sonyi i jeśli tylko wszystko będzie z nią dobrze, jeśli jej nie straci, to zamierzał utrzymać tę cienką nić porozumienia, jaka się między nimi zrodziła. Jeśli tylko wszystko będzie dobrze...A przecież mogła umrzeć zarówno ona, jak i jej dziecko, po upadku ze schodów była tak strasznie posiniaczona i pobijana...
- Boże, proszę...Odbierz mi wszystko, co zdobyłem, zabierz dom, pieniądze, zabierz postęp w walce z moim kalectwem, zabierz mnie samego, ale błagam, nie zabieraj Sonyi. Ma całe życie przed sobą, ma dopiero siedemnaście lat, spodziewa się dziecka, ona musi żyć, po prostu musi...Jestem grzesznikiem, ty dobrze wiesz, jak wielkim, ty znasz wszystkie moje grzechy, ale nie karz za nie mojej biednej dziewczynki, proszę cię, Panie, zlituj się nad nią...- błagał w myślach Santa Maria.
Zanim jednak dowiedział się czegokolwiek o losie Sonyi, do budynku weszli Felipe i Viviana. Co prawda żadne z nich nie miało ochoty na rozmowę z Carlosem, ale nie mieli innego wyjścia. To Felipe odezwał się pierwszy:
- Bądź tak łaskaw i daj nam znać, czy coś już o niej wiadomo.
Carlos podniósł głowę i spojrzał, ale nie na brata, a na żonę. W jego oczach odbiła się nienawiść. To przez nią Sonya jest w tak ciężkim stanie! Jeśli jego córce cokolwiek się stanie, jej, albo jej dziecku...
- Daj spokój, Felipe, przecież on nie umie mówić - odezwała się Viviana. - Porozmawiajmy lepiej z lekarzem.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi i wyszedł z nich lekarz. Nie był to Bolivares, bowiem Victor zajmował się właśnie innym pacjentem.
- Państwo Santa Maria, prawda? Chciałbym rozmawiać z ojcem dziewczynki.
- Dlaczego właśnie z nim? - zdziwiła się Viviana. - Jestem jej matką i...
- Ponieważ to jego wzywała Sonya, a nie panią - uciął lekarz. Nie miał czasu na dyskusje z niezadowolonymi rodzinami chorych, miał dziś jeszcze przed sobą kilka operacji. - Wcześniej jednak muszę przekazać mu kilka informacji. Zapraszam, panie Santa Maria - dał znak pielęgniarce, by ta pomogła Carlosowi znaleźć się w gabinecie doktora, a potem zostawiła ich samych.
Kiedy już tak się stało, lekarz usiadł za biurkiem i rozpoczął:
- Wie pan, że Sonya spodziewała się dziecka, prawda?
Carlos skinął głową, chociaż serce mu zadrżało. "Spodziewała się"? W czasie przeszłym? Czy to znaczy, że...
Lekarz westchnął głęboko i kontynuował:
- Słyszałem od Bolivaresa, co pana spotkało. Muszę jednak dzisiaj prosić pana, by mimo własnej choroby zajął się pan córką jak najlepiej potrafi. Ona będzie teraz pana bardzo potrzebować. Sonya żyje i chociaż jest mocno potłuczona, to jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale dziecko...Cóż...To była dziewczynka, panie Santa Maria. Przykro mi...
Carlos na moment zamknął oczy. Czy nigdy nie skończą się te nieszczęścia w jego rodzinie? Nie może jednak teraz się załamywać, musi być przy Sonyi, lekarz ma rację.
- Ona jeszcze nic nie wie, jak tylko się obudziła, pytała o pana. Sądzę, że to właśnie pan najlepiej przekaże jej tą smutną wiadomość.
Santa Maria był tylko w stanie pokiwać głową, że zrozumiał.
- Proszę do niej teraz iść, ja powiadomię resztę rodziny. Sonya zostanie w szpitalu jeszcze kilka dni, jeśli wszystko będzie dobrze, niedługo ją wypiszemy.
Za kilka chwil Carlos trzymał już rękę Sonyi w swojej, z miłością patrząc na twarz córki.
- Tatusiu...Jesteś przy mnie, jak cudownie...Jesteś, jak zwykle, kiedy cię potrzebuję...Proszę, wybacz mi wszystko...Teraz wszystko się zmieni, uwierz mi, zrobię tak, jak mówiłeś, a ty będziesz najszczęśliwszym dziadkiem na świecie! - próbowała się uśmiechnąć, ale siniaki na policzku sprawiły jej zbyt wielki ból.
Santa Maria odwrócił na moment wzrok, bo jak miał spojrzeć w oczy córce i tak po prostu zgasić jej nadzieje? Ścisnął tylko mocniej jej dłoń, a ona mówiła dalej:
- Nie pozwolę, przysięgam, że nie pozwolę mamie i wujkowi cię skrzywdzić. Zaopiekujemy się sobą wzajemnie, co prawda Andrea odeszła, ale ja ją zastąpię, kiedyś na pewno zaczniesz chodzić, przysięgam.
Nie zdawała sobie sprawy, że Carlos zrobił już kilka kroków, kiedy przerażony obserwował jej upadek.
- Wiesz...Chciałabym cię o coś prosić...
Kolejne ściśnięcie dłoni miało oznaczać "O co tylko zechcesz".
- Zapomnij o tym, co mówiła mama. Nie mam innego ojca poza tobą, Monteverde może i nim jest, ale dla mnie liczysz się tylko ty, tatusiu. Tak bardzo cię kocham, dopiero teraz to zrozumiałam...- mówiła coraz ciszej, środek przeciwbólowy zaczynał powoli działać. W końcu zasnęła, a on siedział przy niej jak wtedy, gdy miała dziesięć lat i była chora.
Gregorio Monteverde skończył pracę i układał dokumenty w teczce. Przedsiębiorstwo rozwijało się wspaniale, zostawi synowi wspaniałe dziedzictwo, chociaż musi też pamiętać o odpowiednim zabepieczeniu Sonyi. Córka...Tak dawno już jej nie widział, musi niedługo zajrzeć do Viviany, powinni jeszcze bardziej zacieśnić kontakty teraz, kiedy dziewczyna już wie, kto jest jej prawdziwym ojcem.
Kiedy rozległo się pukanie, niczego jeszcze nie podejrzewał. Zmarszczył brwi na widok Raula trzymającego za rękę Andreę, ale jeszcze nic nie powiedział. Zdenerwowany młodzieniec uśmiechnął się nerwowo, spojrzał kilka razy na zmianę na ojca i na towarzyszkę, aż w końcu się odważył:
- Tato...Chcielibyśmy ci coś powiedzieć. Otóż my...Andrea i ja...To znaczy...Cóż, postanowiliśmy wziąć ślub i mam nadzieję, że nas pobłogosławisz.
Starszy Monteverde podniósł się powoli.
- Postanowiliście wziąć ślub, czy ja dobrze słyszę?
Coś w jego tonie sprawiło, że nawet Raul zadrżał.
- Tak i oboje prosimy cię, byś...
- Zamilcz, Raul. Powiedziałeś już dosyć. Moja odpowiedź brzmi "nie" - powiedział Gregorio i znów usiadł, wracając do porządkowania papierów.
- Ale tato...Rozumiem, że możesz mieć obiekcje, bo Andrea u nas pracuje i w ogóle, ale na pewno znajdziemy jakieś wyjście, ja ją naprawdę kocham i nie zrezygnuję z naszego uczucia!
- Nie podnoś głosu, Raul. Już powiedziałem, nie.
- Ona też mnie kocha! A jeśli nam odmówisz, my i tak się pobierzemy, nawet, jeśli zagrozisz, że...
- Że cię wydziedziczę? Tak właśnie zrobię. A ty lepiej dobrze się zastanów, zanim weźmiesz ślub z tą...dziewczyną - w końcu spojrzał przenikliwie na Andreę, jakby chciał powiedzieć coś znacznie gorszego, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
Pamiętał, jak parę godzin temu kusiła go, obiecała uciechy nocne, a teraz ma zamiar wyjść za jego syna! Bezczelność. Ale on już sobie z nią poradzi!
- Jeszcze jedna sprawa - panna Andrea Orta od dziś tu nie pracuje. A teraz opuśćcie mój gabinet, mam dużo pracy.
- Jeśli ją wyrzucisz, ja też odejdę! Nie rozumiesz, że ją kocham, ojcze, do szaleństwa?! Czy zamiast pogodzić się z tym, co nieuniknione, wolisz stracić syna? Jesteś aż tak bez serca, wolisz doprowadzić do nieszczęścia, jak Carlos Santa Maria?!
Gregorio znów wstał, tym razem o wiele bardziej wściekły. Porównanie do odwiecznego wroga przekroczyło miarę.
- Nie mogę stracić czegoś, czego nigdy nie miałem, podrzutku! A teraz zabieraj stąd tą dziwkę spłodzoną ze szmacianej matki i jeśli chcesz, wynoś się też sam, najlepiej do sierocińca, skąd cię wziąłem!
Raul zamilkł w jednej chwili. Do sierocińca? Był...adoptowany?
Za to Andrea nagle odzyskała głos. Nie w głowie jej teraz było zajmowanie się wstrząśniętym Raulem, którego kilkadziesiąt minut temu pieściła i tuliła w łóżku, a który właśnie oparł się o ścianę, by nie upaść - ale obrazy matki nie mogła przepuścić.
- Moja matka była porządną kobietą i proszę jej nie obrażać! Nora Orta była najlepszą matką, jaką można mieć na świecie!
Monteverde stał już przy otwartych drzwiach, chcąc wyrzucić ich siłą, gdyby taka była potrzeba, ale po tych słowach Andrei zmartwiał. O Boże! To stąd znał te oczy, to dlatego mu się ciągle zdawało, że Andrea przypomina mu kogoś!
- Nora Orta? Twoją matką była Nora Orta?
Koniec odcinka 33 |
|
Powrót do góry |
|
|
Marisol King kong
Dołączył: 26 Gru 2007 Posty: 2597 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Al Andalus ;)
|
Wysłany: 22:58:58 06-06-08 Temat postu: |
|
|
Jak ja mogłam nie zauważyć newika?!
Cuda panie dzieją się w tej Częstochowie...
Straaaasznie smutny odcinek...
Szkoda, ze Sonya straciła dziecko...
Czyżby Carlos pod wpływem szoku zaczął odzyskiwać siły?
No nie mów, że Andrea jest siostrą Sonyi, bo to już klasyczna Wenezuela! Ale sie wszystko poplątało... |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:14:23 08-06-08 Temat postu: |
|
|
Marisol napisał: | Jak ja mogłam nie zauważyć newika?!
Cuda panie dzieją się w tej Częstochowie...
Straaaasznie smutny odcinek...
Szkoda, ze Sonya straciła dziecko...
Czyżby Carlos pod wpływem szoku zaczął odzyskiwać siły?
No nie mów, że Andrea jest siostrą Sonyi, bo to już klasyczna Wenezuela! Ale sie wszystko poplątało... |
A bo dwa dalam naraz, to sie zamieszanie zrobilo .
Byc moze strata dziecka przez Sonye zblizy ja do ojca...Pytanie tylko, co powie na to Julio, tak przeciez przeciwny jej ciazy, o ktorej nawet nie wiedzial, bo go oklamala...
Carlos tak, uczynil spory krok, by go zdrowia wrocic.
A co do Andrei...yyy...skad wiedzialas? . Mam nadzieje, ze to nie byl zly pomysl...Bo zamierzam jeszcze bardziej poplatac .
A tutaj maly wywiadzik - szkoda, ze nieprawdziwy...
----------------------------------------------------------------------------
Odcinek 34
Oczy Andrei nadal ciskały ognie.
- Tak, Nora Orta, a panu co do tego?
- Ile masz lat? - Gregorio nie dał się zbyć. - Ile masz lat, dziewczyno?!
Wymieniła swój wiek, nadal nic nie rozumiejąc. Jej słowa sprawiły, że Monteverde pobladł jeszcze bardziej.
- To niemożliwe...Ale to musi być prawda, przecież wszystko się zgadza...
Raul nie miał sił tego dłużej słuchać, kręciło mu się w głowie. Adoptowany! Jesteś adoptowany! Nie pochodzisz z rodu Monteverde, twoja zmarła matka to obca kobieta, a ten mężczyzna wypytujący twoją narzeczoną o wiek, to ktoś, kto zabrał cię z sierocińca! Kim więc naprawdę jest Raul Monteverde? Porzuconym, niechcianym dzieckiem nieznanych rodziców? Czy ojciec wie, kim oni byli? Czy też znaleziono go na progu sierocińca?
Coś jednak kazało mu zostać, dowiedzieć się, o co chodzi Gregorio. Tak bardzo chciał dotknąć dłoni Andrei, poczuć, że dziewczyna jest przy nim, że nadal coś dla niej znaczy, że mimo szokujących faktów Orta wciąż chce stać się jego żoną. Ale na próżno, Andrea słuchała tylko głosu starszego Monteverde.
- Co się zgadza? I po co panu te wszystkie informacje?
- Usiądźcie - Gregorio sam to zrobił; wydawał się im taki zmęczony! - Winien wam jestem wyjaśnienia.
Chociaż niechętnie, ale zajęli miejsca. Raul delikatnie dotknął palców Andrei pod biurkiem, ale ona ich nie chwyciła, nie miała teraz czasu na troskę o niego.
- Pamiętam Norę Orta. Tak, znałem ją i to bardzo dobrze. Nie, Andreo, nie przerywaj mi, proszę - uczynił ruch ręką. - Zaraz się wszystkiego dowiecie. Oboje. Otóż moja żona, Leticia, była bezpłodna. Wiedziałem o tym, oboje cierpieliśmy, ale nie można było nic poradzić. Ja...cóż...zająłem się innymi kobietami. Leticia namówiła mnie na adopcję, bardzo pragnęła mieć syna. Pewnego dnia pojechaliśmy do sierocińca i od razu się jej spodobałeś, Raul. Zakochała się w tobie od pierwszego spojrzenia. Miałeś się nigdy o tym nie dowiedzieć, bo i po co, żeby zadać ci cierpień? Mam nadzieję, że mi wybaczysz moje dzisiejsze niebaczne słowa, synu.
Raul był w stanie tylko kiwnąć głową na znak zgody.
- W międzyczasie poznałem twoją matkę, Andreo. - kontynuował Monteverde. - Spodobała mi się, była już wdową, a ja potrzebowałem innych doznań, niż tych, jakie miałem od Leticii. Nora też mnie...hm, polubiła i spędziliśmy ze sobą pewien okres. Potem się rozstaliśmy, nie pasowaliśmy do siebie, poza tym przecież byłem żonaty. Ona o tym nie wiedziała, to prawda. Porzuciła mnie, kiedy zobaczyła zdjęcie moje i Leticii w gazecie. Nie wiedziałem, że była w ciąży...Dopiero teraz zrozumiałem...- uczynił długą pauzę. - Jesteś moją córką, Andreo.
- Nigdy w to nie uwierzę.
- Musisz, Andreo. Powinnaś nosić moje nazwisko i tak zrobię, jak tylko porozumiem się z adwokatem. Rozumiesz też, że w takim wypadku nie ma przeszkód, byś wzięła ślub z Raulem? Dziś zmieni się twoje życie, zajmiesz należne ci miejsce w świecie. Muszę też wyznać ci jeszcze jedną rzecz...Masz siostrę, Andreo.
- Siostrę? - tego już było zbyt wiele. - Moja matka miała tylko Juana i mnie...
- Nie, nie mówię o twojej matce. Ponieważ wiem, że Carlos Santa Maria cię skrzywdził, wyrzucając z domu, zdradzę ci pewną tajemnicę, o której wie tylko Viviana, Felipe i Sonya. Mam nadzieję, że droga Viviana nie będzie miała mi tego za złego, ale powinna zrozumieć, że moja córka musi znać całą prawdę. Otóż siedemnaście lat temu byłem związany z żoną Carlosa. Urodziła mi córkę, Sonyę. W rodzinie Santa Maria wszyscy o tym wiedzą - to znaczy Viviana oczywiście, Felipe i ostatnio dowiedziała się Sonya, co ją bardzo ucieszyło. Tylko Carlos nic nie wie, ale ufam, że nie zdradzisz nic temu idiocie.
Zapadło milczenie. Trwało może kilkadziesiąt sekund, ale w umyśle Andrei pojawiło się tyle myśli naraz, a w sercu tyle uczuć...Kolejne oszustwo, jakiego dopuściła się Viviana względem własnego męża. Kolejne dla niego cierpienie. Ukochana Sonya córką jego największego wroga. Na dodatek dziewczyna świetnie o tym wie i jeszcze się z tego cieszy. Nie myślała teraz, że Sonya jest jej siostrą, przyrodnią, ale jest. Nie myślała też o Felicii, kolejnej ofierze Gregoria. Myślała tylko o Carlosie Santa Maria. Oszukiwany przez wszystkich, zamknięty w pokoju na dwa lata, bez dobrej opieki, bez miłości...Którego musiała zostawić, porzucić, bo inaczej groziło mu więzienie.
Z ust wyrwał się jej jęk, po czym nagle wybiegła z pokoju. Musiała zostać sama, po prostu musiała, nie reagowała więc na wołanie Raula, który nareszcie sie otrząsnął i pobiegł za nią. Wrócił potem zmartwiony do pokoju ojca:
- Zamknęła się u siebie, tato. Nie sądziłem, że byłeś taki...taki odpychający. Zdradzałeś moją matkę, siostra Carlosa oskarżyła cię kiedyś o gwałt - może to też było prawdą?
- Synu...Daj jej czas, musi to wszystko przemyśleć. A co do twojego pytania...Felicia była nawiedzona, sama mnie kusiła, a potem miała pretensje. Ale masz rację, nie stroniłem od kobiet, byłem zawiedzony chorobą twojej matki. Każdy z nas popełnia błędy. Jedyne, co mogę, to prosić cię o wybaczenie za to, że dowiedziałeś się wszystkiego w taki sposób i mieć nadzieję, że między nami nic się nie zmieni - w oczach zakręciły mu się łzy. - Kocham cię, synu.
- Ja ciebie też, tato - objął ojca. - Ale chciałbym cię jeszcze o coś zapytać - dodał po chwili, kiedy już się odsunął. - Czy znasz moich prawdziwych rodziców?
Gregorio westchnął ponownie, ale odparł:
- Znam ich nazwiska. Czy naprawdę musisz o to pytać? Chcesz ich odszukać?
- Pozostaniesz moim tatą do końca świata, ale tak, być może chciałbym ich poznać. Dowiedzieć się, kim są, dlaczego to zrobili...
Jak w kalejdoskopie migały jej przed oczami chwile spędzone z Santa Marią. Najboleśniej wryła się w pamięć ta ostatnia, kiedy go żegnała. Oraz ta z pocałunkiem, kiedy leżał ciężko chory. Miała nadzieję, że nigdy więcej się już nie spotkają - jakże miałaby mu spojrzeć w oczy wiedząc, że Sonya jest córką Monteverde? A ona sama, Andrea Orta? Również! Santa Maria zakochał się w dziecku Gregorio Monteverde! Kogoś, kto doprowadził do śmierci siostry, siostrzeńca i ojca Carlosa, a nim samym pogardzał jak śmieciem!
- Wyjdę za Raula...- szpeptała, tuląc poduszkę, jakby to była jej bariera ochronna. Wyjdę za niego, chociaż nie muszę, bo będę mieć pieniądze i pozycję dzięki mojemu prawdziwemu ojcu. Ale chcę z nim być, chcę dzielić z nim życie, wiem, że on mnie kocha. Bo cóż mi pozostało? Nierealne marzenia o tobie, Carlosie? Nierealne sny o naszym szczęściu, które nigdy się nie spełnią? O twoim uśmiechu, o twoich oczach, o smaku twoich ust...? Sny o tobie, najdroższy...
Victor Bolivares dowiedział się o wypadku Sonyi i pośpieszył do jej sali. Carlos znów siedział przy córce, Viviana i Felipe nie mogli go od niej oderwać, a sami właśnie poszli coś zjeść, wiedząc, że Sonyi praktycznie nic nie grozi. Viviana starała się uporządkować własne uczucia, z jednej strony gardziła córką za to, iż ta zaszła w ciążę, z drugiej była jej matką...Musiała porozmawiać o tym z Felipe...o tym i o tym, jak ukryć całe zdarzenie przed Gregorio, bo jego gniew mógłby być straszny. Zamierzała też ostrzec Monteverde przed - jak to nazywała - zdradą Sonyi, która najwyraźniej sprzymierzyła się z Carlosem.
Bolivares przywitał się radośnie z Santa Marią, zadowolony, że Carlos dość dobrze wygląda, tylko jest zmartwiony. Ten nadal nic nie powiedział córce, po prostu nie umiał zgasić radości w jej oczach, kiedy mówiła o dziecku, a środki przeciwbólowe otumaniły ją na tyle, że jeszcze nie zdała sobie sprawy z tragedii. Miał zresztą dla niej dużo lepszą wiadomość, cieszył się też z odwiedzin Victora, bo i jemu chciał coś pokazać.
Carlos Santa Maria wiedział, że sporo ryzykuje, że nadal jest za wcześnie. Ale tak bardzo chciał podzielić się tym faktem z bliskimi sobie osobami! Tak bardzo pragnął przekazać im to uczucie, które i jego ogarnęło, choć w tak tragicznych okolicznościach! Uśmiechnął się do Sonyi i oparł mocno dłonią o oparcie łóżka. Potem zaczekał chwilę, aż jego organizm przerzuci siłę do dawno nie używanych mięśni nóg i powolutku podniósł się, najpierw podtrzymując łóżka. Kiedy tak chwilę postał, ostrożnie, z uśmiechem mającym skryć lęk o powodzenie całego przedsięwzięcia, puścił metalowe oparcie. W tej chwili stał sam, bez jakiekolwiek pomocy, z coraz szerszym uśmiechem na wargach, tym razem już radości, bez cienia lęku.
Zarówno Sonyi, jak i Bolivaresowi zaparło dech ze zdumienia. A później na twarzach obojga wykwitł jeszcze szerszy uśmiech, niż na obliczu Carlosa.
- Tatusiu...Ty chodzisz...Stoisz sam, bez podparcia, bez niczego! Najdroższy tatusiu - Sonya wyciągnęła do niego ręce.
Ale on nie przyszedł do niej, dał tylko znak, by zaczekała. Powoli, jakby z obawą, podniósł prawą stopę i przesunął odrobinę do przodu, potem ją postawił i to samo powtórzył w lewą. Obejrzał się na córkę i jakby biorąc siły z jej niemego wsparcia, poczynił kolejne kilka kroków. Dotarł do Bolivaresa i nagle nogi odmówiły mu posłuszeństwa, przypomniały, że jeszcze na nie nie pora. Santa Maria zachwiał się i byłby upadł, gdyby Victor go nie powstrzymał. Doktor pomógł mu wrócić do wózka ze słowami:
- Robisz zadziwiające postępy, Carlosie. Oby tak dalej, niedługo znów zaczniesz chodzić.
Nic nie opisze radości Sonyi. Jej serce rozpierała duma z ojca, o czym nie omieszkała mu powiedzieć:
- Tak bardzo się cieszę, tak bardzo - tym razem już ją przytulił. - Kiedy narodzi się moje dziecko, będziesz już zdrowy, zobaczysz!
Bolivares odchrząknął.
- Sonyu...Wybacz, że przerywam wam tą wspaniałą chwilę, ale muszę ci o czymś powiedzieć - twoje dziecko...ono...nie przeżyło.
Dziewczyna spojrzała z przerażeniem w oczach najpierw na doktora, a potem na ojca.
- Tato...? - głos zadrżał jej od płaczu. - Tatusiu...? Powiedz, że to nieprawda. Powiedz, że dziecko Julia...że moje dziecko...Tatusiu...?
Nie odpowiedział. Bo i co miał odpowiedzieć? Objął ją tylko jeszcze mocniej, pragnąć choć w ten sposób ukoić jej ból.
Andrea po krótkiej chwili smutku i zadumy opuściła swój pokój. Stawi czoła temu, co przyniesie przyszłość. Powróciła do gabinetu Monteverde i obwieściła:
- Przepraszam was za tą chwilę zagubienia, musicie przyznać, że pewne wiadomości były dla mnie...conajmniej zaskakujące. Ale cóż może być lepszego, niż dowiedzieć się, że ojciec nadal żyje, że ma się rodzinę, której mi zawsze brakowało. Mam nadzieję, że lepiej się poznamy, tatusiu - zwróciła się do Gregorio. - A ty, Raulu, nie martw się niczym, nasz ślub jest nadal aktualny. Być może słowa ojca z początku cię zraniły, ale wiedz, że nie mogłeś lepiej trafić - pamiętaj, że co prawda kto inny cię urodził, ale to Gregorio pozostanie twoim tatą i jesteś mu winien szacunek.
- Oczywiście, że będę go szanował, kochanie. Skoro z naszym ślubem wszystko w porządku, to musimy powiedzieć o tym twojemu bratu...i o tym, jak cudownie odnalazłaś ojca.
- Nic nie musicie mi mówić - z okolic drzwi dobiegł ich zduszony głos Juana. - Przyszedłem powiedzieć panu Monteverde, że samochód jest gotowy, ale widzę, że...że...macie inne sprawy. Ja...rozumiem, że teraz wiele się zmieni...Ja...przepraszam, potrzebuję świeżego powietrza - obrócił się i oddalił.
- Juan! Zaczekaj! - zawołała za nim siostra, ale bezskutecznie. Spojrzała na Gregorio, a ten kiwnął z przyzwoleniem głową. Pobiegła za bratem do ogrodu. Stał przy jednym z drzew i patrzył na niebo.
- Co robisz? - szepnęła, bojąc się jego reakcji.
- Nic - nie odwrócił się. - Modlę się po prostu. Do moich rodziców.
- Oni byli również moimi rodzicami.
- Nie, Andreo, nie byli. A przynajmniej nie ojciec, jak się przed chwilą dowiedziałem.
- Nie bądź taki! To, że Gregorio to mój prawdziwy tata, nie oznacza, że mąż mamy nim nie będzie! Zachowam go już na zawsze w pamięci, ale powinieneś się cieszyć, że znalazłam swoją rodzinę!
- Nie wiedziałem, że jej szukasz - odparł jakoś cicho, nadal tyłem.
- Juanie...Wiem, że zawsze miałam ciebie. Ale czy nie rozumiesz, co to dla mnie znaczy? Teraz mam ojca, dom, wychodzę za mąż, kocham i jestem kochana, zdobyłam wszystko, o czym mogę marzyć.
Dopiero teraz się odwrócił:
- Owszem, kochasz, Andreo. Ale nie Raula. A to, co robisz, nie przyniesie ci szczęścia. Raczej zagładę.
Koniec odcinka 34
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 13:15:10 08-06-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 2:16:57 13-06-08 Temat postu: |
|
|
A co tu tak pusto? ;/.
--------------------------------------------------------------
Odcinek 35
- Zagładę? Dlaczego tak mówisz? I skąd pomysł, że nie kocham Raula? W końcu spędziliśmy już ze sobą kilka upojnych chwil!
- Byłaś z nim w łóżku? - Juan wyglądał, jakby uszło z niego całe powietrze. - Spełniłaś swój zamiar i spałaś z Raulem Monteverde?
- Uwierz mi, nie spaliśmy! Powiedz mi, czy ty nie jesteś czasem zazdrosny? Zupełnie cię nie rozumiem, zachowujesz się, jakbyś wcale nie cieszył się moim szczęściem! A może wściekasz się, bo sam nie możesz znaleźć nikogo, kogo byś kochał? Może to z tobą jest coś nie tak??!
- Nie krzycz, Andreo. Nie krzycz, tylko mnie posłuchaj. Nie wychodź za Raula, błagam cię na pamięć naszej matki. Skrzywdzisz zarówno jego, jak i siebie samą. A przy okazji skrzywdzisz Carlosa Santa Maria...
- Ile razy ci mam powtarzać, że ten kaleka nic mnie nie obchodzi?! Niech sobie żyje ze swoją piekielną rodzinką, mam dość zarówno jego, jak i tych kretynów. Albo niech zdycha, co mnie to obchodzi?!
- Ty całkiem oszałaś! Nie rozumiesz, że...
- Że co?! Że wreszcie znalazłam szczęście?!
- I pieniądze - stwierdził gorzko Juan.
Piekący policzek wylądował na jego policzku.
- Masz rację, pieniądze też. Wiedziałam, zazdrościsz mi, żebraku!
- Nie zazdroszczę. Jesteś zepsutą szmatą. Puszczasz się dla pieniędzy. Od dziś będę ci się kłaniał, przyszła pani Andreo Monteverde!
- I powinieneś! Powinieś również patrzeć na ziemię, kiedy do mnie mówisz, nędzniku!
- Gardzę tobą, Andreo. Gardzę, jak nikim na tym świecie. Mam nadzieję, że kiedy powiem Santa Marii o tym, co robisz, będzie potrafił cię od tego odwieść, bo inaczej...
- Nic mu nie powiesz! Nic a nic, inaczej będzisz sobie szukał pracy, chłystku! I nie znajdziesz jej nawet w piekle! Zniknij mi z oczu, pókim dobra!
- Zniknę. Wiedz, że zniknę, wiedz też jeszcze coś - nie mam siostry. Dla mnie dziś umarła.
- Nie masz i nigdy nie miałeś. Ja zaś nie mam brata, mam za to wspaniałego ojca, jakim jest Gregorio Monteverde.
- W takim razie idź do niego. Może też cię zgwałci, jak Felicię i inne kobiety?
Odszedł szybkim krokiem, w oczach miał ślady łez. Zanim otrzymał kolejny policzek od siostry, dla której był gotów kiedyś oddać życie...
Nie wiedział, dokąd idzie. Po prostu szedł, nogi same go niosły przed siebie. Jak pijany dotarł do jakiejś podrzędnej knajpki na obrzeżach miasta, usiadł przy ladzie i zamówił najmocniejszy trunek, jaki mieli. Wypił go jednym duszkiem, a potem poprosił o następny i nastę.pny...
Kilka godzin później Juan Orta był tak pijany, że nie zdawał sobie sprawy, gdzie się znajduje. Być może to spowodowało, że zareagował na wyraźne zaproszenie pewnej skąpo ubranej dziewczyny? Przysiadł się do jej stolika i słuchał upajającego głosu.
- A może, mój dzielny rycerzu, chcesz zaznać niebiańskich rozkoszy? - nagle szepnęła mu do ucha.
- Czemu nie? - odrzekł i podniósł się, by udać się razem z nią do pokoiku na górze. Nigdy jednak tam nie dotarł, bo nagle upadł, pchnięty z całej siły przez jakiegoś draba wielkości ciężarówki.
- Czego chcesz od mojej kobiety, gnoju?! - usłyszał, otulony mgłą zamroczenia - przy upadku uderzył głową o stolik. - Zaraz cię nauczę dobrych manier!
Próbował wstać, ale wydatnie pomógł mu w tym obcy, podnosząc go na wysokośc oczu jedną ręką.
- Jesteś śmieciem! - wrzasnął tamten i znów rzucił Juanem na stół, który rozpadł się z hukiem. Potłuczony brat Andrei znalazł się pośród połamanych nóg od stolika i drzazg, kilka z nich wbiło mu się nawet w ciało.
- Zaraz zginiesz! - darł się nadal nawiedzony mężczyzna, skacząc na Juana i okładając go raz po raz pięściami, wpierw po twarzy, potem wszędzie, gdzie tylko się dało.
Juan nie mógł się bronić, był ogłuszony zarówno ciosem w głowę, jak i alkoholem, a tamten po prostu na nim siedział. Próbował zepchnąć przeciwnika z siebie, ale na próżno, aż w końcu całkowicie się poddał po tym, jak grubas zaczął go dusić. Przestał co prawda za chwilę, ale to tak osłabiło Juana, że stracił całkiem ochotę do walki. Czuł tylko rozdzierający ból pękającej skóry, złamanych żeber i krwawiącej wargi, popękanych kości w nosie...Aż w końcu stracił przytomność, co było dla niego najlepszym wyjściem, bo nie musiał wiedzieć, jak przeciwnik kopie go w brzuch, między nogi, w plecy, w głowę...
Karetka przyjechała, gdy na miejscu nie było już nikogo, a Juan leżał jak martwy na podłodze. Zebrała to, co z niego zostało i na sygnale zawiozła do szpitala. W knajpce pozostała masa krwi...
Minerwa Espin musiała wyjść. Coś ją do tego pchało, nie potrafiła tak siedzieć w domu i czekać, aż jej rodzina sama się odnajdzie. Postanowiła wyruszyć na ich poszukiwania, może odwiedzi rodzinę, z którą dawniej mieszkał Luis? Wsiadła do samochodu pogrążona w myślach. W dniu, w którym znajdzie Antonia, wszystko się odmieni i to na lepsze. Zajmie się nimi i nigdy już nie pozwoli odejść...a może dla dobra Luisa weźmie ślub z Antoniem i stworzą chłopcu prawdziwą rodzinę? Oby tylko ich znaleźć!
Krążyłą już jakiś czas po okolicy, dojechała nawet do dzielnicy biedoty, gdzie serce ścisnęło jej się na widok pochylonych przez czas budyneczków, a wszyscy patrzyli na jej samochód nie z podziwem, a jak na potencjalny łup...Rozumiała ich tak dobrze, kierowała nimi przecież bieda i głód, choć przyznać trzeba, że nie byli tutaj też ci, którzy pragnęli kraść i zabijać nie tylko z głodu.
- Mam nadzieję, że oni tu nie trafili...- pokręciła głową Minerwa.
Do toczącego się powoli wozu podeszło małe dziecko w wieku Luisa i stanęło przy drzwiczkach. Kobieta opuściła szybę i cierpliwie czekała, aż chłopiec ze starcehm wykrztusi:
- Moja mama jest chora. Czy mogę prosić...o pieniądze? O kilka drobnych na leki...Ona naprawdę jest chora, nie tak, jak mój tata, który zbiera na alkohol...
Za chwilę w rączkach chłopca znalazło się tyle pieniędzy, że brudna buzia rozjaśniła się ze zdumienia i radości, a chłopiec nie wiedział, jak ma dziękować.
- Pani jest taka dobra...i ładna...Jak anioł!
- Nie jestem aniołem - uśmiechnęła Minerwa. - Ale...mam pytanie. Czy...czy nie widziałeś kiedyś tutaj młodego mężczyzny, bruneta, być może z małym dzieckiem w twoim wieku?
- Bruneta? Ale...tu jest wielu brunetów... - zasmucił się chłopiec.
- Masz rację. Zobacz, tu jest jego zdjęcie, a tutaj zdjęcie tego dziecka. Widziałeś ich? - Minerwa nalegała, sama nie wiedząc, dlaczego tak strasznie zależy jej na odpowiedzi właśnie tego chłopca.
- Hm...
- Dam ci tyle pieniędzy, ile zechcesz, ale odpowiedz mi, czy kiedykolwiek ich widziałeś!
- Cudowna pani, nie, to nie chodzi o pieniędze! - zamahał rękami chłopiec.
Bo i naprawdę nie chodziło. Malec bowiem znał rodzinę de La Vega, przecież był ich sąsiadem, ale Antonio - którego zresztą chłopiec się trochę bał - wyraźnie zakazał mu cokolwiek mówić. Ale ta pani tak bardzo budziła zaufanie malca!
- Bo wie pani...Ja...ja...kiedyś ich widziałem, ja...nie, ja nie mogę! Ja nic nie wiem, ja nic pamiętam! Tak, byli tutaj, ale odeszli, musieli odjechać i nie wiem, dokąd! - wymyślił naprędce chłopak.
Potem uciekł, a smutna Minerwa zapaliła ponownie silnik i powoli odjechała w swoją stronę. Może kiedyś...może kiedyś ich odnajdzie. Nie spojrzała już w stronę walących się budyneczków, nie chciała patrzeć tam, gdzie tak bardzo rozbudzono jej nadzieje. Nie wiedziała, że właśnie mija dom, gdzie mieszka tak bardzo poszukiwana przez nią rodzina...
Malec w międzyczasie wpadł jak burza do ich mieszkania i od progu wrzasnął:
- Antonio, Luis! Jakaś pani was szuka!
- Pani? - zdziwił się Antonio, który właśnie gotował fasolę. - Jaka znowu pani? - serce zaczęło mu walić - czyżby to był ktoś z policji i przyszli, by odebrać mu brata?
- Jakaś dobra pani, taka, jak anioł!
- Opisz ją natychmiast! - starszy de La Vega podbiegł do chłopca i złapał go za ramiona.
Malec zrobił to, co mu rozkazano. Antonio puścił chłopca i zbladł, co nie uszło uwagi Luisa.
- Braciszku? Co się stało?
- Minerwa...Minerwa Espin tu była. Siostra mojej Jessici tu była i nie wiedziała, że tu mieszkamy!
- Czy zrobiłem coś złego? - zmartwił się chłopiec, który przyniósł im tą wiadomość.
- Nie, nie zrobiłeś, to dobrze, że nas nie wydałeś. Ale Minerwa...Minerwa tu była i nie wiedziała...Boże, dlaczego...- Antonio się rozpłakał. - Którędy pojechała? Jakim samochodem jechała? Czy wiesz coś więcej? - zapytał znów chłopaka.
- Nie wiem...Dała mi tylko pieniądze i pojechała, ale nie wiem, dokąd...
- I nigdy już jej nie odnajdziemy...Ani ona nie odnajdzie nas...
Koniec odcinka 35
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 16:33:18 17-07-08, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilly_Rose Mocno wstawiony
Dołączył: 14 Mar 2008 Posty: 6981 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: z Czarnej Perły :P:P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:52:32 13-06-08 Temat postu: |
|
|
Ale miałam straszne zaległosci!! Ale juz nadrobiłam, tyle sie wydarzyło
Nie wiem jak mogłam tyle odc przegapić, no ale miała zepsutego kompa, potem egzaminy. Na szczescie juz nadrobiłam.
Świetne odcinki! Po prostu genialne.
Andrea córka Gregoria? O kurczę...Tego sie nie spodziewałam...Jest przyrodnią siostrą Sony.
W ogóle jak na początku nie lubiłam Sony tak teraz ja polubiłam. Była niedobra i chciała tylko pieniędzy Carlos i chciała go zabić ale zmieniła sie, zrozumiała że popełniła bład. Szkoda że straciła dziecko...Biedaczka...No i Carlos nie będzie mieć wnuka...Ale przynajmniej juz nie jest taki samotny- ma Sonyę. No i wraca do zdrowia! Nawet nie wiesz jak się cieszyłam, gdy czytałam fragment o tym, ze zaczyna stawiać pierwsze kroki! Super!!
Andrea jest okropna, na początku ja lubiłam, ale teraz? Co ona wyprawia? Jak potraktowała Juana...No i w ogóle co z nim będzie? Został cieżko pobity...Mam nadzieje że przeżyje. Oby. Andrea bierze ślub z Raulem...Głupio robi, przecież kocha Carlosa...Eh, ona ogólnie jest głupia.
Viviana- nie cierpie jej. Oby spotkała ją kara za to co wyprawia. To przez nią Sonya straciła dziecko. Okropna z niej baba.
NO i Minerwa juz nie znajdzie Antonia i Luisa...
Czekam na new.
Pzdr:*
Mam nadzieję że juz nie narobie sobie nigy zaległości. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|