Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 85, 86, 87 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adusia
King kong
King kong


Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 2815
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 17:07:14 18-05-09    Temat postu:

Czy możesz Agnieszka mi wysłać telkę na meil [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:49:57 18-05-09    Temat postu:

Ależ oczywiście, telka wysłana . A teraz długo oczekiwany odcinek .

-----------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 167

Andrea Monteverde była conajmniej wściekła. Jej pierś poruszała się w szybkim oddechu, chociaż starała się opanować. Wciąż przeżyła wczorajszą wymianę zdań z Carlosem w szpitalu. Jak on mógł przeciwstawić się jej i to przy Sonyi, czym podważył autorytet ukochanej? Dlaczego dał się omamić, dlaczego zachowuje się jak ślepiec? Wiedziała, że dla córki zrobiłby wszystko, ale bez przesady, teraz chce pomóc znaleźć tego, kogo Andrea razem z Felipe i Vivianą ledwo się pozbyła! "Razem z Vivianą"...Córka Gregorio nie sądziła dawniej, że to byłoby kiedykolwiek możliwe, ale jak wiele się zmieniło - dziś stanowią może nie przyjaźń, ale coś w rodzaju wspólnego działania, jakby...były wspólniczkami.

Owszem, Carlos pukał do niej do pokoju kilka razy, słyszała, jak prosił, żeby go wpuścić, jak stoi dłuższy czas i czeka na jej ruch - ale za nic nie chciała z nim rozmawiać. Jeśli teraz, przed ślubem, zachowuje się w ten sposób, kto wie, co będzie potem - czy mieli codziennie kłocić się o wychowanie Sonyi? Nie, jeżeli Santa Maria chce budować z Andreą jakikolwiek związek, to musi szanować jej decyzje, zrozumieć, że ona - jako kobieta - wie, co dla dziewczyny najlepsze. Może nawet nie o to do końca chodziło, ale o brak zaufania, jaki wyczuła w jego głosie. Wcześniej tak bardzo się zgadzali, a teraz jeden człowiek miał ich poróżnić, jeden cień wciąż wiszący na ich głowami? Za nic, za nic nie pozwoli, żeby tak błahe zdarzenie w jakikolwiek sposób zniszczyło jej szczęście.

Usłyszała jakieś głosy, jakby do domu ktoś wszedł. Owszem, była zdenerwowana, ale nie na tyle, by nie zainteresować się tym, co się dzieje. Z pewnością nie był to Juan, głosy należały zdecydowanie do kobiet i to chyba kilku. Carlos? Czyżby i on wyszedł się przywitać? Nie, nie może stracić kontroli nad tym wszystkim. Zdecydowała się wyjść.

Zdążyła akurat usłyszeć ostatnie słowa Santa Marii, kiedy wspominał, że nie widzi nic złego w przyjaźni własnej córki. Przez moment stała w cieniu, zaciekawiona odpowiedzią kobiety siedzącej w salonie, ale chwilę później wkroczyła - tak, wkroczyła, bo zrobiła to majestatycznie i z elegancją - bliżej przybyłych.

- Witam panie! - odezwała się, z radością zauważając w oczach starszej z dam zazdrość. Andrea Monteverde zdawała sobie sprawę z tego, że jest piękna i stać ją na luksusowe ubrania - zanim pokłóciła się z Gregorio, ten wyposażył ją w wiele cudownych sukien, poza tym były jeszcze pieniądze zmarłego Raula - cała fortuna należała do niej.

- Usiądź, Andreo - odezwał się Carlos, chociaż dało się w tej wypowiedzi wyczuć niepewność. Nie spodziewał się, że ujrzy dziś panią Monteverde i to jeszcze tak promiennie uśmiechniętą.

- Miło mi poznać, tak wiele o pani słyszałam - powiedziała Monica, przyglądając się dokładnie kobiecie, która z gracją zasiadła na fotelu. - Jestem Monica Abreu, żona Eduardo, a to moja córka, Allisson. Właśnie rozmawialiśmy o pani.

- O mnie? A cóż takiego jest we mnie interesującego? To raczej pani należy do intrygujących osób - nigdy bym nie przypuszczała, że Eduardo ma żonę. A tym bardziej córkę.

- Och, on sam zachowywał się, jakby był samotny, z pewnością - zadrwiła pani Abreu. - Proszę posłuchać, jak do tego doszło.

Jedna z pielęgniarek szybkim krokiem przemierzała korytarze Szpitala Świętego Serca. Mruczała pod nosem jakieś niemiłe określenia na temat tego, co przyszło jej robić - w końcu nie była przecież posłańcem, ani listonoszem, ale to naprawdę musiało być coś pilnego, chłopak, który jej to dał, był bardzo przejęty i jakby...czymś wystraszony. Weszła w końcu do sali, gdzie leżała ta młoda dziewczyna, wokół której ostatnio było tylko zamieszania i powiedziała jednym tchem:

- Panienko, przed momentem do budynku wpadł jakiś dzieciak, podał mi to, wyrzucił z siebie twoje nazwisko i wybiegł. Nie mam pojęcia, co w tym jest, ale to raczej coś ważnego. Pewnie oberwę od ordynatora za przekazywanie chorym listów od obcych, ale ten malec miał takie błaganie w oczach, że się zgodziłam.

- Moje nazwisko? - w oczach Sonyi zapaliła się nadzieja. - Proszę mi to dać jak najszybciej.

- Trzymaj. - Pielęgniarka podała średniej wielkości paczkę i przyczepioną do niej małą kopertę i wyszła.

Córka młodszego z Santa Marii nie sądziła, że będzie do tego stopnia pragnęła dowiedzieć się, co jest w środku, iż potarga kopertę na strzępy. Fragmenty żółtego papieru opadły wokoło łóżka i na pościel, kiedy wyciągała wreszcie zawartość na światło dzienne. Jakże podobna sytuacja do tej, kiedy otrzymała fotografie pobitego Julio! Tym razem jednak oczekiwała czegoś innego, oczekiwała wiadomości od ukochanego, nadziei. I owszem, jej oczom ukazał się list. Jednakże pismo było inne od tego, którego się spodziewała.

"Pragnę poinformować, że twoje dziecko musi znaleźć sobie innego ojca, bo ten, którego wybrałaś, będzie niestety niedostępny. Nie dalej, jak wczoraj porozmawiałem sobie z nim szczerze za pomocą małego urządzenia zwanego pistoletem. Ponieważ możesz wątpić w moje słowa, przesyłam Ci mały prezent - o ile wiem, dziewczyny lubią takie rzeczy, jak Cię dopadnie tęsknota, to sobie powąchasz, czy coś. Niestety, nie powiem Ci, gdzie dokładnie znajduje się ciało, bo nie kojarzę tej góry piachu, pod jaką je wrzuciłem tuż po dokonaniu mordu - zapewne była to jakaś opuszczona budowa, czy coś. I jeszcze jedna sprawa - proponuję, byś dziecko nazwała moim imieniem - w końcu to dzięki mnie przestaniesz zadawać się z gejem i może pogodzisz się ze swoją rodzinką i nie pójdziesz na ulicę.

Z pozdrowieniami -

Don Conrado".


Przekonując samą siebie co do nieprawdziwości słów Francisco - przecież już wielokrotnie kłamał - odłożyła trzęsącymi się dłońmi list na stolik przy łóżku i sięgnęła po niepokojąco dużą paczkę. Otworzyła, oddychając ciężko i głęboko, nie wiedząc, czego spodziewać się wewnątrz.

Folia, coś w rodzaju tej, w jaką pakuje się nowo zakupione ubrania w sklepie. Wewnątrz coś, co przypominało materiał białego koloru. Za kilka sekund rozerwała szeleszczący pakunek i mogła wziąć w rękę przesyłkę.

A potem zduszony krzyk wyrwał się jej z piersi, a to, co przed chwilą trzymała, opadło na kołdrę. Poznała natychmiast - Velasquez przesłał jej ubrudzoną ziemią i krwią, podziurawioną koszulę Ricardo. Na wysokości piersi widniał chyba największy otwór, Sonya nie miała wątpliwości, że to miejsce, gdzie trafiła kula. Jeśli do tej pory miała nadzieję na spotkanie z Rodriguezem, nie było wyjścia - straciła ją bezpowrotnie. I nawet nie będzie mogła zanieść kwiatów tam, gdzie spoczywa jej przyjaciel - bo przecież grób nie istniał. Być może kiedyś jakiś zabłąkany robotnik natrafi na rozpadające się szczątki, albo wręcz sam szkielet. Jedynym, co jej pozostało, było dziecko - potomek, którego Francisco drwiąco kazał nazwać swoim imieniem. I wspomnienia.

W Nowym Jorku gniew Barbary narastał.

- Całkiem oszalałeś? Jak mogłeś próbować zadzwonić do tej kobiety, zanim...

- Uspokój się, mamo - tonował ją Raul chwilę po tym, jak matka błyskawicznym ruchem przerwała połączenie, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. - Nic by się nie stało, Maribel potrafi dochować tajemnicy.

- Uzgodniliśmy, że nikt się nie dowie, że żyjesz, póki nie zechcesz wrócić. To był twój plan! Dlaczego teraz chciałeś wszystko zaprzepaścić? Andrea Monteverde nie może dowiedzieć się wcześniej, że cała sprawa to zwykła fikcja!

- Już ci mówiłem, że Maribel by się nie zdradziła, a już tym bardziej przed nią. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Niedługo zresztą wracamy do kraju. Postaram się trafić w dzień ślubu Carlosa i tej żmiji, mojej byłej żony - z pewnością będą pisać o tym w gazetach i tak poznamy datę.

- Pamiętaj, że wobec Kościoła Andrea nadal jest twoją małżonką, tylko o tym nie wie! Uważa się za wdowę i myśli, że ma prawo wyjść za tego złodzieja.

- Nie martw się, nie uda jej się to. Swoją drogą, ciekawe, jak przebiega ciąża - mam nadzieję, że nie usunęła dziecka. Ona jest do wszystkiego zdolna.

- Co zamierzasz, kiedy się już ujawnisz? Wiem tylko tyle, że planujesz zemstę na Andrei, ale jak? W jaki sposób to zrobisz?

- Zobaczysz, mamo. - Raul uśmiechnął się tym szerokim uśmiechem, który tak kochała. - Obiecuję ci, pożałuje, że potraktowała mnie tak podle.

- Martwię się tylko, czy Gregorio ci wybaczy. I oczywiście Maribel.

- Ojciec zrozumie, wiem to. Nawet sądzę, że pomoże nam w zemście.

- Na swojej córce?

- Owszem. Przypominam, że ja dla niego byłem jak syn. A w zasadzie jestem. Maribel zaś...Nie wiem, co zrobi, ale mam nadzieję, że przyjmie to tak samo dobrze, jak ojciec. W końcu to ona wyjdzie na tym najlepiej - zamierzam się jej oświadczyć.

- Wątpię, czy cię przyjmie. Poprzez zemstę zadałeś jej wiele bólu.

- Wiem. I pozbawię ją prawa do ślubu kościelnego, jako, że według Kościoła moją żoną jest Andrea. Ufam jednak w czyste serce Maribel i jej miłość do mnie.

Kiedy już podano coś do picia, Dolores z uprzejmym uśmiechem zajęła miejsce tuż obok córki, dzięki czemu de la Vega czuł się dosłownie jak przed sądem oskarżającym go o popełnienie wielu grzechów.

- Rozumiem, że Graciela wyjaśniła już, iż na naszym przyjęciu nie pojawi się więcej osób? - Pani Gambone upiła łyk herbaty i z uwagą oczekiwała na odpowiedź gościa.

- Owszem, ale w takim razie zupełnie nie rozumiem tego zaproszenia - wyznał zażenowany Antonio.

- Jak już mówiłam, chciałam razem z Gracielą bliżej pana poznać. Jest pan tak fascynującą osobą, przeżył tak wiele, a jednak się nie załamał i od biedy przeszedł na stanowisko milionera - przecież była firma Carlosa praktycznie działa bez pańskiego udziału i przynosi ogromne zyski.

- Proszę nie zapominać, że w tą biedę wpędził mnie Santa Maria - zaznaczył de La Vega. Nie zależało mu na opinii tych kobiet, ale też nie zamierzał pozwolić, aby uchodził wśród społeczeństwa za jakiegoś żebraka, który natrafił na żyłę złota. - Po prostu zwrócono mi to, co mi się należało.

- Oczywiście, oczywiście - potwierdziła szybko Dolores. - Pragnę dowiedzieć się, co dało panu siłę do przetrwania ciężkich czasów, jak sobie pan poradził, przecież mało kto nie załamałby się, żyjąc najpierw w rezydencji, a potem przez tyle lat w ubóstwie.

- Był przy mnie Luis i to dla niego jakoś się trzymałem - odparł Antonio.

- Ach, prawda, ten cudowny chłopak! - gorycz kłamstwa Gracieli osłodził jej uśmiech. Prawda była tak, że gardziła dziećmi i wszystkim, co z nimi związane, ale nie mogła przecież powiedzieć tego de La Vedze...przynajmniej nie teraz.

Syn Veronici rozpływał się nad zaletami Luisa, podczas, gdy temat jego opowieści siedział na łóżku w sierocińcu pogrążony we własnych myślach. Wczoraj kierowniczka wezwała go do siebie i przekazała, że jeszcze przez pewien czas musi tutaj pozostać. Kiedy zapytał, jakie są szanse na szybkie rozwiązanie sprawy, bo bardzo chciałby wrócić już do rodziny - prawdziwej lub przybranej, usłyszał, że na razie mu tego nie wolno. I nic poza tym. Był co prawda jeden, mały szczegół, ale on chłopca tylko niepokoił, nie wyjaśniając niczego. Mianowicie kierowniczka podczas przekazywania mu tej informacji nie patrzyła mu w oczy, jakby chciała coś przed nim ukryć. Czyżby podejrzanym o zabójstwo Veronici był Antonio, albo Hector? Jedno i drugie było bez sensu, ale policji wszystko może wpaść do głowy.

Christek i Adrian spoglądali co jakiś czas na przyjaciela, ale wiedzieli, że lepiej teraz dać mu spokój. Wyczuwali, że dowiedział się czegoś nieprzyjemnego i owszem, powiedział im, o co chodzi, ale ani Luis, ani pozostali chłopcy nie potrafili zgadnąć, czym był ten element, tak dobrze przed nimi schowany. Co jeszcze się zdarzyło?

- Słuchaj...- rozpoczął dziesięciolatek. - Może spróbujemy się jakoś dowiedzieć, pójdziemy do niej i spytamy, albo podsłuchamy, czy coś w tym stylu?

- Nie, dzięki - pokręcił głową Luis. - To i tak nic nie da. Jeśli nie powiedziała mi od razu, nie powie i wam. A za podsłuchiwanie możecie tylko oberwać. Nie wolno wam tak ryzykować.

- Chcemy ci pomóc - wtrącił się Christian. - Jesteś dla nas dobry i...

- Towarzystwo wzajemnej adoracji - usłyszeli nagle pomruk spod drzwi. Do środka wszedł Odmieniec, ale głowę miał zwieszoną tak, że nie było widać jego twarzy. Wiedzieli, że tej nocy nie spał w sierocińcu, ale przyzwyczaili się już przecież do jego eskapad. Tym razem jednak coś było inaczej.

Zarówno siedmiolatek jak i Adrian odsunęli się przezornie w drugi kąt pokoju, tylko de La Vega zareagował nieco inaczej:

- Sergio? Wszystko w porządku?

- Jasne, że w porządku i przestań wtrącać się w nie swoje sprawy! - warknął Gera i zajął swoje łóżko, układając się na nim tyłem.

- Nie zamierzam. Mam własne problemy - spasował Luis.

Nie sądził, że w jakikolwiek sposób to, co powiedział, zainteresuje przybysza. Odmieniec jednakże spytał krótko, pozostając przodem do ściany:

- Jakie problemy?

- Nie mogę na razie wrócić do domu. Ale nie to jest najgorsze. Czuję, że coś przede mną ukrywają.

- Jak zwykle. Oni nigdy nie mówią całej prawdy. A ponieważ znam twoje losy, śmiem twierdzić, że stało się coś złego.

- Tak, wiem. Prawdopodobnie oskarżonym jest mój przybrany ojciec, albo Antonio. Oczywiście obaj są niewinni, ale...

- A nie przyszło ci do głowy...- Gera zawiesił głos. Od samego wejścia było w nim coś dziwnego, jakaś groza, tym bardziej, że ukrył swoje oblicze. Teraz jednak zabrzmiał jeszcze bardziej złowróżbnie. - Że może ten, kto zabił Veronicę, uderzył ponownie? Nie wydaje ci się, że może ktoś z twoich bliskich stał się...kolejną ofiarą mordercy?

- Nie mów tak! - odważył się Adrian. - Po co go straszysz?

- Nie straszę. Tylko mówię prawdę. Życie jest podłe i niesie tylko nieszczęścia. Czym prędzej to rozumie, tym lepiej mu będzie na tym padole.

- To, że tobie się nie ułożyło, nie znaczy, że...- protestował dzielnie Adrian, sam nie wiedząc, skąd ma tyle odwagi.

- Zostaw go - przerwał Luis, a potem zwrócił się do Gery. - A ty przestań uważać się za wszystkowiedzącego, który wszystko przeżył, widział i doświadczył, bo to nieprawda! Zachowujesz się jak jakiś bandzior mający za sobą wiele lat w więzieniu, tych dwóch sterroryzowałeś do tego stopnia, że Christian wymiotował w ubikacji, a mnie poddajesz jakimś testom, które...

- Testy zawieszam - mruknął Sergio.

- Mam gdzieś twoje testy! - nie wytrzymał de La Vega. - Zachowuj się normalnie, bo nie jesteś tutaj Bogiem! I patrz nam nie, kiedy rozmawiamy!

Podniósł się błyskawicznie i gwałtownie obrócił Odmieńca w swoją stronę. Gera zerwał się i spojrzał na niego wściekle, ale i z pogardą. Domyślał się bowiem reakcji Luisa.

- Boże...Kto ci to zrobił? - szepnął dwunastolatek.

- Świat. A teraz wreszcie się zamkniesz? - spytał cicho Sergio, wiedząc, że również Christian i Adrian wpatrują się w jego złamany w wielu miejscach nos i zakrzepłą krew na rozbitej wardze.

- Idź z tym do lekarza, na pewno mają tutaj takiego - poradził mu de La Vega, kiedy już odzyskał oddech.

- Nie ma mowy. Zresztą to nie pierwszy raz, zrośnie się. Zajmij się lepiej swoją rodziną, bo może się okazać, że straciłeś matkę. Albo na przykład ojca.

Ostatnie słowa Gera powiedział jakoś dziwnie. Luis, który już miał odstąpić, zauważył to i podszedł bliżej.

- Sergio...- mówiąc to, de La Vega położył mu rękę na ramieniu, której, o dziwo, Odmieniec nie zrzucił. - Sergio...Wszyscy tutaj jesteśmy sierotami - może z wyjątkiem mnie, ale i tak czuję się, jakbym nie miał nikogo na świecie. Być może cię porzucono, nie mam pojęcia, ale jeśli się zmienisz, możesz znaleźć tutaj prawdziwą rodzinę. Chętnie traktowałbym cię jak brata.

- Nie chcę się zmieniać. Nie chcę mieć brata. Nie chcę od was niczego, nie rozumiecie! Chcę tylko dowiedzieć się jednej rzeczy, niczego więcej nie pragnę, a teraz odwalcie się ode mnie!

Dopiero teraz Odmieniec odrzucił dłoń Luisa i z powrotem położył tyłem na łóżku.

- A kiedy się tego dowiem, zapytam, gdzie był przez te wszystkie lata. Zapytam, przysięgam, zapytam i spojrzę w oczy, a potem może wreszcie uzyskam spokój, bo, do jasnej cholery, nie mógł tak po prostu odejść, nie mógł, nie on! Nie był taki! - końcowe zdanie przerodziło się w szloch.

De La Vega powziął owocną w skutkach decyzję. Przysiadł się obok leżącego i płaczącego Sergio i zaczął mówić:

- Twój ojciec, prawda? Któregoś dnia cię zostawił, zniknął, a ty nie wiesz, dlaczego to zrobił i chcesz go odnaleźć, by zapytać, co nim kierowało, prawda? To dlatego odsuwasz się od wszystkich ludzi, bo bardzo cię zabolało to wydarzenie? Nie sądziłeś, że ktoś, kogo podziwiałeś i kochałeś, kiedyś zniknie bez wyjaśnienia z twojego życia. Obudziłeś się, a jego już nie było, albo wyszedł na zakupy i nie wrócił, prawda? Czujesz, że nic mu się nie stało, że to nie porwanie, albo wypadek, tylko historia taka, jak spotkała wielu z nas tutaj, prawda? I teraz boisz się komukolwiek zaufać, żeby znów nie zostać zranionym?

- Ty nic nie wiesz! - wrzasnął nagle Gera, aż zasłuchani Adrian i Christek podskoczyli pod ścianą. - Nic nie wiesz o moim ojcu! On nie był taki, nigdy by mnie nie zostawił! Po śmierci matki zajął się mną nie bacząc na własne życie, zdrowie, na nic! Był moim przyjacielem, nie tylko rodzicem, mogłem do niego przyjść ze wszystkim, rozumiesz, ze wszystkim! Potem dostał pracę, nie mógł mi powiedzieć szczegółów, ale był z niej bardzo dumny, to nawet było chyba coś spejalnego, miało nam przynieść więcej pieniędzy. I naprawdę żyliśmy nieco lepiej, ale pewnego dnia, trzy lata temu, nie wrócił do domu! Na co mi wszystkie pieniądze, które zarobił, na co mi praca, skoro nie mam jego! - Sergio nadal szlochał, ale z domieszką wściekłości i bezsilności.

- Skoro to było coś specjalnego, to może i było niebezpieczne i dlatego....

- Ty kretynie! On nie był żadnym tajnym agentem, tylko zwykłym człowiekiem kochającym swojego syna! Wszyscy go szukali - policja, jakieś służby, które pomagają w takich sprawach - wydałem wszystko, co ojciec zarobił, oszczędzałem na jedzeniu, żeby opłacić tych cholernych detektywów, ale wszystko na próżno! Nie znaleźli ani jego, ani jego ciała!

- Dlatego chodzisz na cmenatarz?

- Tak! Bo liczę, że może ktoś go pochował, że jakimś cudem...Poza tym tylko tam odnajduję spokój, tylko tam mogę się zastanowić, coś mnie tam po prostu ciągnie!

- A testy? - spytał cichutko de La Vega. - Po co ci one?

- Testy! - wzruszył ramionami Gera. - Testy! Bo już wiem, że sam nie dam rady. Bo wiem, że mimo wszystko sam go nie odszukam. Sergio Gera, Odmieniec i samotnik, potrzebuje czyjejś pomocy! Ale to powinien być ktoś, kto ma olej w głowie, kto się nie wystraszy byle trupa, kto jest gotów zrobić wszystko, by pomóc przyjacielowi. Tylu już odpadło...Tyle zawiedzonych nadziei...

- Sergio...Co się wczoraj stało? Kto ci złamał nos?

- Nieważne.

- Sergio! - ponowił Luis. - Kto cię pobił?

- Jakiś człowiek na cmentarzu. Znalazł mnie, kiedy...A odwal się!

- Kiedy co, powiedz mi - nalegał cicho de La Vega.

- Kiedy rozkopywałem nieoznakowany grób gołymi rękami, bo miałem nadzieję, że znajdę tam coś, co będzie wskazywać na ciało mojego ojca! Bo prawie oszalałem, bo już nie wiedziałem, co robię z rozpaczy! Trumna była otwarta, widać już stara, zorientowałem się, ze to szkielet kobiety i miałem po sobie posprzątać, ale zaszedł mnie od tyłu jakiś mężczyzna i pomyślał, że jestem hieną cmentarną. Byłby mnie zabił, ale uciekłem.

- Wiesz, że źle zrobiłeś? Poza tym na pewno policja sprawdzała już i ten trop.

- I co z tego? Odpuścili po roku! A ja nie zamierzam, ja go znajdę, choćbym miał potem zdechnąć!

- Pomogę ci.

Zapadła cisza. Dopiero po chwili Gera szepnął jakoś dziwnie.

- Mówiłem już - odwal się.

Zanim de La Vega zdążył zareagować, zbliżył się Adrian, prowadząc za rękę Christiana. Siedmiolatek był nieco przerażony, ale ufał, że kolega wie, co robi.

- Ja też pomogę - odezwał się starszy. - I Christek też, prawda? Jest jeszcze mały, ale na pewno nam się przyda. Pomożesz, prawda, chłopie?

- Tak, tak - dało się słyszeć cichutką odpowiedź młodszego chłopca.

- Nie potrzebuję - upierał się Gera. - Nie was. Jesteście tchórzami. Spadajcie mi stąd zaraz!

- Posłuchaj ich, radzę ci - wtrącił się Luis. - To naprawdę zgrana para. W czwórkę znajdziemy twojego tatę. To co, trzymamy się razem...przyjacielu?

Kolejne milczenie. Aż nagle Sergio wyrzucił z siebie:

- W zeszycie na końcu schowałem jego zdjęcie. Obejrzyjcie je sobie dobrze. Wieczorem pogadamy, co robić. A teraz spieprzać!

Luis posłusznie wykonał polecenie i zszedł z łóżka. Minę miał zadowoloną. Od początku wiedział, że Odmieniec ukrywa coś bardzo bolesnego i chciał mu pomóc. Teraz przynajmniej wie, co się stało i może jakoś będzie mógł wesprzeć tego dziwnego chłopaka?

Nie miał pojęcia, w co się pakuje.

Koniec odcinka 167
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 19:56:35 18-05-09    Temat postu:

PAmietam o tobie i mojej kochanej teli tylwe tylkoz ę przeczytam jak tylko uporam sie z fiza bo twoje odcinki zawsze są długie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:26:44 19-05-09    Temat postu:

Ojojoj Świetny odcinek!
Andrea jest PIĘKNA? Rzecz gustu Jak dla mnie Angelica Celeya jest o niebo ładniejsza od Leticii
Wybacz, ale ja ciągle nie wierzę w śmierć Ricardo - co z tego, że koszula do niego należała? Przecież to nie znaczy, że to on miał ją na sobie, gdy Frans strzelał...
Wiedziałam, wiedziałam, że Francisco jest ojcem Sergio!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:35:17 19-05-09    Temat postu:

Nati - OK, zaczekam .

Lilibeth - Cóż, może Andrea odstawiła się specjalnie, żeby zrobić wrażenie i akurat jej się to udało? Co do koszuli - hm, to skąd krew i otwory? Frans komuś ją nałożył? Ciekawy pomysł.... A skąd pomysł, że ojcem Sergio jest akurat Frans? .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bluebelle
Generał
Generał


Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 8908
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:25:05 19-05-09    Temat postu:

Jako, mam spore zaległości i zaczynam czytać od nowa, skomentuję krótko ostatni odcinek.

To niesamowite, że Raul żyje ... szok. Pan Abreu ma rodzinę ?? (Dawno mnie tu nie było ) Biedna Sonya Mam nadzieję, że Ricardo żyje Frans ojcem Sergia?? Możliwe Choć z drugiej strony mi tak jakoś nie pauje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:33:11 19-05-09    Temat postu:

Hm, czekaj, przeczytałaś te brakujące aż do końca, jak rozumiem? . A teraz czytasz od początku? . Upewniam się, bo ja dziś jestem zakręcona jak mielone mięso. A co do komentarza - a tak mi wpadło do głowy to z Raulem . Tak, Eduardo ma rodzinkę . Sonya...cóż...będzie jeszcze musiała przejść przez pewne rzeczy. Ricardo...a nic...A skąd Wy z tym, że Frans jest ojcem Sergio? . Czemu akurat on? Przecież Velasqueza wszyscy znali, Gera wiedziałby, że jego ojciec jest radnym, poza tym nazwisko się nie zgadza. Co nie znaczy, że w tym podejrzeniu nie ma ziarnka prawdy .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bluebelle
Generał
Generał


Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 8908
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:02:01 19-05-09    Temat postu:

Przeczytałam kilkanaś odcinków i z ciekawości wzięłam się za ostatni. Nie mogłam już wytrzymać i musiałam sie dowiedzieć co się dzieje
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 18:20:01 19-05-09    Temat postu:

Przeczytałam!!!!
Sonya musiałą sie naprawde załamac widzac ta koszule
jezu jak mi jej zal
Ach nie powinna prezezywacvc takich streesow w ciąży.

Ach ciekawe jest to z De La Vega i Sergiem ciekawe kto jest jego ojcem....
Ach chciałabym zeby ktoś Andrei utarł nosa!!! Zaczyna mnie denerwowac zaczyna sie robić wredna...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:24:45 19-05-09    Temat postu:

"Zakręcona jak mielone mięso" - swietny tekst

BlackFalcon napisał:


Lilibeth - Cóż, może Andrea odstawiła się specjalnie, żeby zrobić wrażenie i akurat jej się to udało? Co do koszuli - hm, to skąd krew i otwory? Frans komuś ją nałożył? Ciekawy pomysł....
BlackFalcon napisał:
A skąd pomysł, że ojcem Sergio jest akurat Frans? .


Cytat:
Po śmierci matki zajął się mną nie bacząc na własne życie, zdrowie, na nic! Był moim przyjacielem, nie tylko rodzicem, mogłem do niego przyjść ze wszystkim, rozumiesz, ze wszystkim! Potem dostał pracę, nie mógł mi powiedzieć szczegółów, ale był z niej bardzo dumny, to nawet było chyba coś spejalnego, miało nam przynieść więcej pieniędzy. I naprawdę żyliśmy nieco lepiej, ale pewnego dnia, trzy lata temu, nie wrócił do domu!


Cytat:
Wszyscy go szukali - policja, jakieś służby, które pomagają w takich sprawach


Po tych fragmentach taka mysl mi naszla A moze się mylę?

Na dodatek zniknął trzy lata temu - według kalendarium, Ricardo spotkał Francisco w 2005 roku, czyli 4 lata temu. Trochę ze sobą pobyli, a potem on niby zginął - duży zbieg okolicznosci by byl


Ostatnio zmieniony przez Lilijka dnia 20:29:55 19-05-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:39:48 19-05-09    Temat postu:

Kaś - Aha .

Nati - Nie wątpię, że się załamała. W końcu dowiedziała się o śmierci kogoś, kogo kochała i po części może się za to winić - gdyby przyjęła oświadczyny...I faktycznie nie powinna, ale niestety, na świecie są ludzie podli. Andrea dopiero zaczyna się robić wredna, to fakt .

A o Sergio odpowiem za chwilę.

Lilibeth - Dzięki . A teraz o ojcu Odmieńca - właśnie, kalendarium, wiedziałam, że skoajrzysz daty! Powiem Ci, że pomyśl jeszcze przez chwilę, a na pewno zrozumiesz, jaka jest prawda. Bo idziesz całkiem dobrym tropem! Tylko zapominasz o kimś w całej sprawie.... Pozostaje mi tylko pogratulować, bo jesteś o krok. O mały krok .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ani_romo
King kong
King kong


Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 2746
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:12:35 20-05-09    Temat postu:

Mmm... ładnie, ładnie . Andrea i Carlos spotkali się, a myślałam, że się nie uda, że Andrea będzie bardziej oporna i będzie się wstydzić. Ciekawa jestem czy mu wybaczy i czy wróci do pracy.. a może po tym wszystkim zostanie w domu Monteverde...
Ujj jak Carlos dowie się, że Andrea tam pracuje... .

Cytat:
- Nic ci nie powiem! - powtórzył rozwścieczony Juan. - Przyszedłem dać ci w gębę i więcej mnie nie ujrzysz!

on jest genialny i taki narwany trochę. Od razu wszystko wszystkim dookoła wygadał. Piszesz, że Juan stara się wskazać siostrze właściwą drogę w życiu, no to czytam dalej, z czasem się dowiem jaką drogę on jej chce wskazać.

ani_romo napisał:
Wracając jeszcze do poprzedniego odcinka (tj. chyba 8), drastyczna była ta scena, w której Carlos wyprowadzony z równowagi, wziął do ręki swoją powieść i zaczął drzeć ją na strzępy... Ajj...

BlackFalcon napisał:
Będzie takich jeszcze więcej i to "mocniejszych", oj, będzie.

O to fajnie. Carlos jaki nerwowy się zrobił. Za to w chwili kiedy rozwścieczony Juan wpadł nieoczekiwanie do jego pokoju był bardzo spokojny (i zszokowany chyba tym co od niego usłyszał).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:07:13 20-05-09    Temat postu:

O ile dobrze się orientuję, to jeszcze nie wiesz, jak zareaguje Andrea. Oj, chyba się nieco zdziwisz . A Carlos się dowie i to zaraz . A Juan faktycznie jest nieco narwany, co kiedyś wplącze go...a nie, nic ))). Wracając do Carlosa, to jemu życie się zmienia, więc czuje to pod skórą i jest nerwowy...nie wie jeszcze, jak bardzo mu się ono zmienia...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 15:37:00 20-05-09    Temat postu:

Nie!! Andrea juz duzo wczesniej zrobiął sie wredna ale teraz to pokazuje
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:13:24 20-05-09    Temat postu:

Co gorsza powoli doprowadza do nieszczęścia - w sumie przez nią zdarzyło się już wiele złego, a może się zdarzyć jeszcze więcej...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 85, 86, 87 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 86 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin