Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 102, 103, 104 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:05:24 29-08-09    Temat postu:

BlackFalcon napisał:
monioula - Dziękuję . Ale przesadzasz, stanowczo .

Nie przesadzam

Cytat:
W inny sposób...Ale jak? Chłopcy by chcieli pomóc Christkowi, oczywiście, ale świat jest duży, a oni mali...Nawet nie za bardzo mają gdzie mieszkać, co mogą zrobić?

W sumie racja, ale pomarzyć można W każdym razie, ufam ci

Cytat:
Viviana jedno ma dobre - mimo wszystko kocha Sonyę. Tylko czy nie za późno na jakiekolwiek zmiany? I czy Felipe jej na to pozwoli? Bo przecież on nadal gdzieś tu krąży.

Właśnie tego się obawiam Chociaż... najważniejsze, żeby Sonya i RR zaznali szczęścia, reszta schodzi na dalszy plan

Cytat:
Nie, w przypadku RR nie chodziło o rysowanie. Przypomnij sobie, że on już wcześniej krwawił...

No tak pamiętam. A teraz do odcinka. Wybacz, że tak ogólnikowo.

Cytat:
- A czy to strzela? - drążył dalej pijany brat Carlosa.
- Nie, dmucha!


Scenka genialna, normalnie nadal mi uśmiech nie schodzi z twarzy, mimo iż odcinek do najweselszych nie należał.
Biedna Sonya. Żyć ze świadomością, że jej ukochany jest bardziej zwierzęciem niż człowiekiem (choć ostatnio daje coraz więcej oznak, że stary Rodriguez gdzieś w środku jest i czeka aż będzie mu dane wrócić do dziewczyny) musi być strasznie ciężko. A jeszcze do tego ta cała sytuacja z możliwym pogorszeniem się stanu jego zdrowia...
Konfrontacja Viviany i Bolivaresa mi się spodobała Uwielbiam takie sytuacje w telenowelach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fuente
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 19 Lip 2008
Posty: 825
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:25:14 29-08-09    Temat postu:

Cytat:
- Czy to broń? - zapytał głupkowato.

- A na co ci wygląda? - odparował rozmówca, mierząc dokładnie w serce starszego Santa Marii. - Na zapalniczkę?

- A czy to strzela? - drążył dalej pijany brat Carlosa.

- Nie, dmucha! - zdenerwował się tamten.


Wiem, sytuacja nie była za bardzo do śmiechu, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. Pijany Felipe jest zupełnie jak naiwne dziecko.
I wykastrowali go? Och, brawoo!!
Strasznie żałuję Viviany, przecież ona naprawdę chce się zmienić na lepsze, ale w chwili obecnej nie za bardzo ma na to szanse. W sumie nic dziwnego, robiła w życiu różne podłe rzeczy... Otrzymała swoją karę i może uda jej się zrehabilitować, kiedy pomoże RR? Mam nadzieję...

I tradycyjnie już, niedobrze mi się robi, jak czytam o poczynaniach Świętego Carlosa i Monici. Niech im ktoś coś zrobi, tak całkiem dla odmiany! O, może tym razem nie krzywdź Sonyi i RR, tylko Monicę i mojego 'ulubieńca', co? Ja tak baaaaaaardzo proooooszę

Pozdrawiam ;*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:43:49 30-08-09    Temat postu:

Wiesz, jak czytam te Twoje długie (i jakże ciekawe ) odcinki, czuję się jakoś głupio ze świadomością, że Twój jeden odcinek to tyle, co moich dziesięc
O, nowa parka powstała jak widzę A rczaej powstaje dopiero Ciekawe co Daniel powie na nową znajomą Gabriela...
Czemu wszyscy się tak uwzięli na Vivianę? Co to już nie można błędów popełniać? Szkoda mi jej
A w ogóle, to ona na którymś promo była pokazywana z Raulem - to był przypadek, czy wszystko jeszcze przed nami?
Monica nie jest głupia i wie, jak rozmawiać z ludźmi, gdy chce coś osiągnąć. Zaimponowała mi, chociaż nie w taki sposob, ze chcialabym ją nasladowac, ale po prostu jako postac Za to Carlos - porażka. Niby protagonista, a siły charakteru i własnego zdania za grosz nie ma. Nie rozumiem po co był ten telefon Andrei do niego? Część planu, czy może w dobrej wierze ( )?

Cytat:
- Nic nie mam! - zauważył z dziwną radością Felipe. - Wszystko przepiłem!

Ostatnie zdanie praktycznie zaśpiewał.

I jest git
Dziwnie trochę, że jakiś złodziejaszek chce pozbawić Felipe jego dumy ;D Chociaż wlasciwie by mu się nalezalo, ale oryginalnie wymyslilas )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 16:37:59 31-08-09    Temat postu:

Dobra. Zaklepuję i za chwilę wracam z nową porcją moich komentarzy .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 17:50:08 01-09-09    Temat postu:

No dobra, może to nie zabrzmiało jak chwila, ale cóż robić, kiedy człowiek cce dobrze, a nie potrafi się zorganizować. Ostatnio odkryłem przykrą wieść, że jestem mało-wydajny, co u mnie raczej rzadko ma miejsce. Zobacz co te wakacje z człowieka robią. Zazwyczaj robie 1000 rzeczy naraz i po 1000 razy pod rząd doązyć do tego, aby każdy projekt był idealny, aż w końcu w obliczu natłoku pracy wysiadam. Wyszłem, z wprawy, muszę się wziąć za siebie ponownie

Jak już napewno wiesz, nie od dzisiaj na przygodę z bohaterami "PiM"-u czekałem najbardziej, ale zazwyczaj chciał nie chciał, to właśnie im poświęcam najwięcej mojego czasu. Każdy komentarz musi być przeze wprzemyślany, choc zazwyczaj przypomina farmazon bez ładu i składu , ale zabieram się bardzo poważnie za zadanie bycia czytelnikiem "PiM"-u. To sama przyjemność, ale i też ogromna odpowiedzialność. W końcu już dawno jeseśmy - czy w połowei, na razie nie wiadomo, tej hsitorii i trzeba tutaj już czegoś więcej niż tylko samych ocen posatci czy odcinka. Wszystko ewoluowało, zakręciło się i nie zamierza przestać. Bohaterowie zamienili się w stada. Pełno ich tu i nie można nic pominać, bo jeszcze chwila, za pojawi się nowy Santa Maria i zasmieje mi się w twarz z mojej zasłużonej głupoty.

Na początek może zakomunikuje, że na deser zostawiłem sobie ostatni odcinek. Doczytam go, albo dziś pod wieczór, albo zaraz rano. Jutro mnie raczej nie będzie prawie przez cały dzień, bo mam pilną sprawę do załatwienia, a to oznacza, że muszę tym samym wcześnie wstać i nic tak nie postawi mnie na nogi, jak rewelacyjna lektura "PiM"-u.

No dobra, przejdźmy do stalego zwyczaju, tj. wrażeń po lekturze. Szczególnie wybił się drugi odcinek. W pierwszym troszkę szerzej poznaliśmy samego Daniela i jego porypana rodzinkę, jak i przepaść poglądowa jaka ich dzieli. Drugi raczej głównie dotyczył Viviany i Felipe. Bardzo dobrze. A zwłaszcza, że padło w nim kilka cytatów - perełek:

Cytat:
- Tłumaczę ci, że dziewczyna mająca tylko dziewiętnaście lat musiała przejść kilka gwałtów, porwanie, śmierć chłopaka, inne tego rodzaju tragedie...


Nie ma to jak przewcześnie nauczyć się życia. Sonya to już nie próżna smarkula z pierwszych odcinków, tylko dojrzała pewna swoich racji kobieta. Viviana właśnie zaczyna to dostrzegać. W końcu!

Cytat:
- ...Andrea już musiała go przepraszać na kolanach. A potem poprowadź swoją córeczkę do ślubu...tylko będziesz się musiała schylić aż do samej podłogi. Co tak patrzysz? Nie udawaj, że nie rozumiesz. Przecież z całą pewnością Sonya dopasuje się do obecnej pozycji fizycznej i intelektualnej przyszłego małżonka i idąc do ołtarza uczyni to tak samo, jak on - będą pełzły dwie dżdżownice obok siebie. A ty trzecia.


Nie da się ukryć, że Felipe choć neagtywny bohater czaruje swoim spojrzeniem na świat. Jeo czarny humor, choć niepozbawiony jadu, pogardy i złośliwości, to prawdziwa perełka. Aż żal patrzeć, co czeka tego cżłowieka, bo pomijając fakt, że to bydle, to jednak ten humor. O Boże... prawdziwy Addams ze mnie, że się zachwycam

Cytat:
- Narobiłaś sama sobie kłopotu, a teraz szukasz wyjścia. Oddałaś się tylko po to, żeby zniszczyć przyjaciela swojej córki. Podejrzewam go o zamordowanie mojej matki, ale chyba się mylę, skoro Sonya tak strasznie o niego walczy. Nie wygląda mi to na zwykłe zaślepienie, tylko na prawdziwą miłość. Opowiedziałaś mi uczciwie wszystko, nie pomijając nawet niewygodnych faktów, choćby tego, że on naprawdę uratował życie twojej córce. To ci się chwali. Teraz zostałaś sama przez swoje gierki. I ta próba zabójstwa Carlosa...Nie rozumiem, jak można odebrać życie drugiemu człowiekowi. Widzę jednak, że warto dać ci szansę, bo się zmieniasz. Zrobimy tak - ja nie powiem ani słowa na temat twoich pomyłek z przeszłości. Ty sama pójdziesz już dzisiaj do Sonyi i z nią porozmawiasz. Powiesz jej prawdę o tym, co usiłowałaś uczynić, co wyszło z tego jednodniowego romansu z Bolivaresem, w ogóle to, czego ja się teraz dowiedziałem. A potem obiecasz, że pomożesz jej we wszystkim i będziesz czekać na jej wybaczenie


Rozmowa z Antoniem, a zwłaszcza ten fragment wytłuszcozny, znakomicie oddają charakter tej postaci. Miota sie pomiędzy dwiema duszami w swoim ciele. Ma rozdwojenie jaźni i nie ulega wapliwości, że to on zabił swoją matkę. Jednakże jes tego kompletnie nieświadomy.
Ale poradził Vivianie pierwszorzędnie. Znacznie plusuje, a to że jest autentyczna, nie ziębi. W przeciwieństwie do WIESZ KOGO .

Na sam koniec zaserwowałaś nam kolejną niespodziankę. Jak już gdzieś wspomniałem... eh, ty mu chyba nie dasz spokoju. Nie masz innych bohaterów do znęcania się, tylko ciągle RR
Przecież tyle jest tu postaci. Skoncentruj się w końcu na kimś innym, a RR zostaw w spokoju. Bo ile można? No

Aha i jeszcze jedno
Cytat:
- Nie mam talentu.

Lepiej przestań tak gderać, dla swojego własnego dobra.

To na razie tyle. Do usłyszenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 4:05:38 02-09-09    Temat postu:

No i jestem. Wcześnie dziś, wcześnie, ale jak się nie ma spania i z nikim pokoju nie dzieli, można sobie wstać.
Tak więc, piszę posta pod postem, żeby można było oddzielić jeden komentarz od poprzedniego. Nikomu to krzywdy raczej nie zrobi, a zresztą gwiżdżę na taką pedanterię .
Odcinek 194 bardzo wielowątkowy, paleta bohaterów była bardzo imponująca. Na szczęście myszką nie trąciła pani Monteverde, ale to pewnie dlatego, że prawie jej nie było. Powiem krótko co do niej. Mam odruchy wymiotne i to się raczej nie zmieni. Nie odpowiada mi jako bohaterka, jako kobieta i ogólnie jako człowiek. Andrea jest beznadziejna .
Z kolei Viviana? Hmm... tutaj już można zacząć się zastanawiać. Jej na nowo rozgrzane uczucia do córki wydają się być nie przesadzone i brak w nich sztuczności jak to jest w przypadku głupiej Andrei. Ale oczywiście za daleka droga, aby cokolwiek miało się zmienić. Potrzeba czasu, a tego jakby nie patrzeć brakuje, patrząc na to co wyczyniasz z biednym RR.

No to teraz o moim... to znaczy naszym ulubieńcu? Jak zwykle nie masz nic do roboty, tylko jeszcze bardziej go torturować?!!
Czy już nie dość przeszedł? Nawet nie potrafię spamiętać ile tego wszystkiego było, ale nie przypominam, aby spotkało go cos miłego, oprócz Sonyi oczywiście.
A Carlosito dajmy na to? Kurczę żyć nie umierać. Aj i znowu w stosunku co do jego postaci padło we wcześniejszych komentarzach słówko - protagonista. Daleko mu do takiego miana. Jest bezpłciowy, bezbarwny i można powiedzieć, całkowicie odporny na destrukcje autorki, a może po prostu i autorka ma takie o nim zdanie, skoro się nim nie zajmuje.

Za to pan Felipe. Ohoho... to była uczta dla uszu. Jak się pije, kręci po zadupiach, to można na trafić na równych sobie, którzy zabijanie mają w małym paluszku, ale może i nie tylko to? W końcu naszego Felipe czeka obiecany zabieg chirurgiczny i jak przypuszczam bez znieczulenia

Tyle na dzisiaj ode mnie, bo jeszcze muszę napisać kilka innych rzeczy. Znając życie jak zwykle o czymś zapomniałem, albo postacie tak mi przeleciały przed oczami, że wydały mi sie mało interesujące, aby o nich pisać. Jedno z dwóch. W każdym razie. Jestem w końcu na bieżąco. Nadrobiłem na forum wszelkie zaległości... Uff

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:34:43 02-09-09    Temat postu:

monioula - Dzięki za zaufanie co do chłopców . Już niedługo więcej na ich temat. Jak widzę, najbardziej zależy ci na szczęściu Sonyi i Ricardo - chyba jednej z najdziwniejszych par w historii telenowel . Może im je dam...a może nie? Felipe może ma i wady, ale ma w sobie coś, co powoduje sympatię - ciekawe, czy choć podejrzewasz, jak skończy . A Bolivares i Viviana - możesz oczekiwać więcej podobnych scenek między nimi .

Alveaenerle - Jak już mówiłam, Felipe ma swoje cechy, które mogą budzić sympatię - i taki też miał być - zły, ale z odrobiną uroku. Chyba mi się to udało . A czy go wykastrowali, odpowiem w odcinku . Viviana faktycznie, chce się zmienić, bo zaczyna coś rozumieć, ale czasami jest już za późno...

Skrzywdzić Carlosa? A związek z Monicą to za mała kara? .

Lilibeth" - Hm, ja, jak zacznę pisać, to po prostu nie mogę skończyć, jedna scena rozwleka mi się na pół odcinka i dlatego są takie długie . Dobrze, że chociaż trochę nie nudzą . A parka powstaje, fakt...Tylko pamiętaj o Danielu...I kto wie, jak zareaguje Monica w razie czego - niby Abarca jest bogaty, ale jeśli pokopać głębiej...na przykład do Diany...

Scenka z Vivianą to nie przypadek. Raul żyje i zamierza brać się do roboty. A pamiętasz tekst ich rozmowy? .

Co kombinuje Andrea, dowiesz się dzisiaj .

Ślimak - Witaj w klubie, mam tak samo - robię sto rzeczy naraz, tyle, że ja żadnej nie mogę zrobić dobrze, albo skończyć . Dlatego właśnie nie piszę teraz "SrMI", ani "IOAD". Zostaną dokończone, oczywiście, ale w innym terminie.

Ja sama nie wiem, czy jesteśmy w połowie, czy dopiero na początku. Póki mam pomysły, pisać będę i mam nadzieję, że Wam się to nie znudzi. Na razie nie planuję nowych bohaterów, poza...A zresztą lepiej będzie, jak zajrzysz na pierwszą stronę .

Sonya to dojrzała kobieta - o tak, z tym się zgodzę. Teraz momentami jest mądrzejsza od własnej matki. Dobrze, że matka to dostrzega - tylko czy nie jest za późno?

Kto powiedział, że Felipe źle skończy? Pamiętaj, kto jest autorem tego opowiadania . I ja też tak czasem mam, że zachwycam się tym złym .

Antonio to przecież w sumie dobry człowiek, tylko ma...hm, pewne problemy. Czy i jak z nich wyjdzie...to już w nastepnych odcinkach. I masz rację, to on jest mordercą.

A propos tego, kto jest protkiem - sugerujesz zamianę kolejności zdjęć w obsadzie? . Poza tym mam pytanie - jak Ci pasują dani aktorzy?

Ależ bronisz Ricardo . Tylko, że ja w ostatnim odcinku raczej mu nic złego nie zrobiłam, facet sobie siedział i czekał na zastrzyk .

Andrea i Carlos jeszcze odegrają swoją rolę. Tylko tyle Ci powiem . Tak samo mimo wszystko Viviana, zrobi coś, co...Hm, a tu już nic więcej nie mogę powiedzieć. Ale mogę obiecać dosyć ciekawe rozwinięcie jej wątku.

O losie Felipe dowiesz się dzisiaj, a jeżeli oglądałeś promo, może przewidzisz pewne zdarzenia z przyszłości....

Możesz pisać nawet 10 komentarzy pod sobą, mnie nawet tak lepiej, bo od razu widzę, że jest jakiś nowy .

Może kolejny epizod nie jest najlepszy, ale musiałam zrobić początek do pewnych wydarzeń...

Zapraszam na odcinek 195.

---------------------------------------------------------------

Odcinek 195

Viviana Santa Maria odczuwała tremę podobną do tej, jaką miała, gdy pierwszy raz przyszło jej opiekować się chorą Sonyą. Wtedy bała się, że utraci jedyne dziecko, dzisiaj również lękała o to samo, tylko w inny sposób. Jeśli teraz zawiedzie, córka nigdy jej tego nie wybaczy.

Drżącymi rękami ujęła strzykawkę tak, aby Ricardo jej nie widział. Patrzył na nią z zainteresowaniem, bo wiedział, że coś ukrywa, ale nic poza tym - a to był już wielki sukces. Odetchnęła głębiej i przysunęła się lekko.

- Gdzie mam to wbić? - szepnęła.

- W ramię - odparł równie cicho Bolivares, oniemiały.

- Sonya, złap go za rękę. - Kolejny szept Viviany rozległ się w powietrzu. - Dobrze, teraz podwiń rękaw, ale ostrożnie, zresztą sama wiesz, jak najlepiej z nim rozmawiać. Doskonale. A teraz po prostu mów do niego.

W towarzystwie słów dziewiętnastolatki, które na jej matce wywarły ogromne wrażenie - świadczyły bowiem o sile miłości córki do pacjenta Bolivaresa - była żona Santa Marii pozwoliła sobie inaczej chwycić strzykawkę, tak, aby przygotować ją do użycia. O tak, zauważyła minę Rodrigueza, jego oczy, wiedziała, że w każdej chwili może sama dostać igłą, ale nie poddawała się. Przecież pamiętała, jak to się robi. To zupełnie tak samo, jak wtedy, kiedy Sonya miała dziesięć lat i po poważnej chorobie wyszła ze szpitala. Córka opierała się zastrzykom podobnie, jak w tym przypadku jej przyjaciel - w sumie znalazłoby się sporo różnic, ale Viviana wolała teraz o nich nie myśleć, nie rozpraszać się, nie utrudniać sama sobie sytuacji i tak dosyć niełatwej. Co miała zrobić? Mogła tylko to, co uczyniła wtedy - czystym, pięknym, cichym głosem zaczęła nucić ulubioną piosenkę Sonyi.

Z każdym słowem zbliżała strzykawkę do ramienia, czując na sobie baczne spojrzenia zebranych osób. Delikatnie przyłożyła ją do skóry, po czym wyszeptała do Victora:

- Teraz. Bo nie wiem, jak się podaje to, co mu aplikujesz.

Bolivares skorzystał z okazji i nacisnął tłoczek. Sam się bał, ale to, co nuciła Viviana, wywarło wrażenie i na nim, jakby uspokajało mu duszę. Nie spodziewał się, że kobieta umie śpiewać i to tak pięknie...

Chwila była iście mistyczna - wręcz hipnotyzujący głos byłej żony Carlosa, gdzieś w tle słowa Sonyi, a przy tym on sam, Victor Bolivares, leczący równie intrygującą postać.

Za kilka sekund było już po wszystkim. Lekarz oczyścił miejsce zastrzyku i kazał córce Viviany kontrolować ogólny stan pacjenta.

- Mamo...- odezwała się potem Sonya. - Co to było?

- To, co nuciłam? Nic takiego, tylko stara piosenka, którą kochałaś w dzieciństwie.

- Jest piękna...

Nadal mówili cicho, nie chcąc burzyć nastroju.

- Najważniejsze, że odniosła skutek. I chyba uśpiła nieco twojego przyjaciela.

- To prawda - zauważyła jej córka. Poprawiła poduszki i delikatnie pomogła się ułożyć podopiecznemu. - Wiesz, mamo...Dziękuję...

- Nie masz za co. Cieszę się, że mogłam się przydać. Mam tylko prośbę - uważaj, dobrze? Nie, nie na Ricardo. Bo on cię nie skrzywdzi, oddałby życie za ciebie. Uważaj na Felipe i te Gambone. I jeszcze na Monicę i Andreę. Oni wszyscy knują, jak zwabić twojego ojca do rezydencji de La Vega, namówić Antonio do zrezygnowania z rozprawy i powoli przejąć cały jego majątek. Najpierw odzyskałby go Carlos, a potem oni by go oskubali do końca.

- Skąd wiesz?

- Bo...bo sama uzgadniałam to z nimi...Ale nie przejmuj się, nie mam zamiaru już w tym uczestniczyć. Nie teraz, kiedy wiem, co naprawdę powinnam zrobić. Dolores bez wahania rzuciła mi w twarz wszystko to, co zrobiłaś dla Ricardo i co ona sobie za to życzy.

- Prawda...Obiecałam jej, że zajmę się dzieckiem Gracieli.

- Nie musisz tego robić. Córka tej kobiety zaszła w ciążę i to ojciec jej potomka powinien się nim zająć.

- Tylko, że tym ojcem był Julio...

- Słucham? Julio Ramirez?! - Viviana była w szoku.

- Tak, ten sam...

W skrócie streściła matce pewne fakty. Teraz obie znały już całą prawdę.

- Jesteś wdową po tym chłopaku? A Rodriguez...jest księdzem?

- Był, mamo - uśmiechnęła się Sonya. - Wyobrażasz go sobie w sutannie?

- Nie za bardzo - Viviana oddała uśmiech. - Ale to kolejny powód, dla którego nie powinnaś się zajmować tą sprawą. Wiem, że dziecko Julio w jakiś sposób będzie ci o nim przypominać i trochę dlatego to robisz, ale to naprawdę tylko problem Gracieli. Teraz kochasz tego pana tutaj, który zasnął słodko na twoich poduszkach i musisz dbać i o niego i o waszego potomka. O nikogo innego.

- Mamo...Czy ty...akceptujesz mój związek...to znaczy...moją przyjaźń z Ricardo?

- Tak. I jako babcia twojego dziecka proszę cię, byś dobrze pilnowała swojej małej rodzinki.

- Ale...zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie wezmę ślubu z moim wybrankiem?

- Zdaję, chociaż z tego, co wiem, kiedyś ci się oświadczył. Ale masz rację, nie powinnaś się zgadzać, bobyś go tylko unieszczęśliwiła. On cię kocha, to fakt, ale na swój sposób. I nie pytaj mnie o różnicę wieku, bo widzę, że masz na to ochotę. Tak, wiem, co mówię, w pełni zgadzam się na waszą przyjaźń i pomogę ci odzyskać go w takiej formie, w jakiej być powinien.

- Ludzie będą plotkować na twój temat.

- Może. I co z tego? Ważne, żebyś ty była szczęśliwa. A teraz, skoro już udało nam się podać mu lekarstwo, zostawię was. Victorze, z tobą porozmawiam później, umówimy się, dobrze? Nie czuję się na siłach, by teraz o tym mówić.

- Nie, mamo. - Sonya położyła dłoń na ręce Viviany, powstrzymując ją tym samym od wstania z łóżka. - Zostań, proszę. Tak wiele mamy sobie do powiedzenia.

- Chyba nie powinnam. Pragnęłam tylko cię ostrzec, a przy okazji udało mi się pomóc Ricardo. Nie ma tu dla mnie miejsca. Wiem, że nie zasługuję ani na ciebie, ani na...kogoś innego.

- Daj spokój. Może zrobiłaś kilka błędów, ale bez przesady. W sumie troszczyłaś się o mnie na swój sposób. Zostań! - poprosiła jej córka po raz kolejny.

- Sonyu...- Viviana miała łzy w oczach. - Ty nie rozumiesz. Pamiętasz, kiedy...Kiedy policja powiedziała ci, że Rodriguez nie żyje, że to jego ciało znaleziono na starej budowie, zmasakrowane i pocięte?

- Tak. To były najgorsze dni w moim życiu. Myślałam nawet o samobójstwie.

- O Boże...- na moment matce zabrakło tchu, zrozumiała, do czego mogła doprowadzić. - I byłaś wtedy całkiem sama...

- Nie tak do końca. Był przy mnie Eduardo Abreu, to on pomógł mi uwierzyć, że nie wszystko jeszcze stracone.

- Abreu...Obcy człowiek...A matka zataiła przed tobą...Sonyu..Ja...ja wiedziałam, że...że Ricardo żyje...Ja, Felipe i Andrea. To ona nam o wszystkim opowiedziała, miała kontakt z Velasquezem. Kazał jej coś wykonać, do tej pory nie wiem, co, ale wyznała nam, że znała całą prawdę.

Zapadło milczenie, zarówno Sonya, jak i Bolivares wpatrywali się niemo w Vivianę, nie mogąc uwierzyć w taką podłość. Dziewczyna nawet cofnęła rękę, nie trzymając już dłoni matki.

- Patrzyłaś na mój ból i nie powiedziałaś ani słowa? Codziennie chodziłam na cmentarz, płacząc nad jego grobem, tracąc zmysły z rozpaczy, zastanawiając się jedynie, jak się z nim połączyć, cały świat się dla mnie zamknął, a ty...

- Widzisz więc, że nie zasługuję, by tutaj być. Nigdy nie odkupię swoich win.

- Co się z tobą stało? Przecież dawniej oddałabyś wiele, bym była szczęśliwa. Czemu chciałaś mi zabrać duszę? Tak, bo on jest moją duszą. - Sonya wskazała na przyjaciela.

- Nie byłam tolerancyjna, wydawało mi się, że jego orientacja...że to, kim był, że kradł...był dla mnie śmieciem, kimś, na kogo nawet nie warto spojrzeć, wszedł w nasz porządek i zburzył go, ktoś z nizin tak wysoko, zadając się z córką Santa Marii...Było to dla mnie niepojęte. Aż do dzisiaj.

- Kradł z głodu. Mówił ci o tym przy stole. W tym samym dniu, kiedy go upokorzyliście.

- Nie proszę cię o wybaczenie, bo wiem, że go nie uzyskam. Mam jednak prośbę - jak już wyzdrowieje, przeproś go ode mnie, bo ja nie będę mieć takiej szansy. A bardzo mi zależy, żeby wiedział, że żałuję swoich czynów. I uważajcie na siebie, proszę.

- Co chcesz zrobić? - Sonya nagle się zlękła. Słowa matki brzmiały jakoś groźnie.

- Nic takiego. Nie martw się o mnie, proszę. Moje życie się ułoży, twoje tak samo. Czas na mnie, córeczko.

Podniosła się do pozycji stojącej i spojrzała na Victora:

- To, co usłyszałeś na dole, jest prawdą - spodziewam się twojego dziecka. Nasze jedno spotkanie, służące tylko temu, by pogrążyć Rodrigueza, zaowocowało ciążą. Moja chęć destrukcji nie przyniosła niczego - ani nie udało mi się, dzięki Bogu, dopiąć swego, ani nie znalazłam szczęścia.

- Nie możesz teraz wyjść! - protestował Bolivares, równie zszokowany, jak Sonya. - Może prawdą jest, że nie byłaś ze mną z miłości, ale i ja cię do tego zmusiłem, obiecałem różne rzeczy, a potem zadrwiłem. Masz rację, to była pułapka, nagrałem całe zdarzenie i chciałem potem wysłać je Felipe, bo miałem dość twoich knowań. Ale teraz bądź pewna, że nie zamierzam go użyć!

- On i tak już o wszystkim wie. Możesz mu wysłać, to niczego nie zmieni. A nawet, gdybyś to zrobił, postąpiłbyś słusznie. Czy nie słuchałeś słów mojej córki? Nie czułeś nawet w tej chwili bólu kryjącego się w jej wypowiedzi? Sonyą zajmowali się ludzie niespokrewnieni z nią, z dobroci serca, a nie jej własna rodzina. Twój pacjent chronił ją jak ojciec, właściciel tego domu jak dobry wujek, Pedro też wiele jej pomógł - a ja? A Gregorio? A nawet Carlos? Nie mówiąc już o Andrei, siostrze Sonyi. Jedno tylko wam powiem, jedno mogę obiecać - macie mnie po swojej stronie. Mogę jeszcze zrobić kilka rzeczy, które wam pomogą. A teraz żegnajcie.

Nikt jej nie zatrzymał, ani Sonya, ani Victor nie wiedzieli, jakich słów mieli użyć. "Żegnajcie". To brzmiało tak ostatecznie...

Viviana wyszła nie niepokojona, tylko Monica rzuciła jej wściekłe spojrzenie. Santa Maria miał zamiar podejść i o coś zapytać, ale była żona tylko pokręciła głową i wyszła z rezydencji.

Andrea Monteverde. Tak niewinna na początku, kiedy przybyła do tego domu. Był jeszcze wtedy własnością Carlosa, a ona tylko opiekunką niepełnosprawnego mężczyzny. Kim stała się teraz? Mścicielką? Ale na kim, na sobie samej? Gdzie, kiedy zatraciła duszę, serce zaprzedała nie tym, komu powinna? Mieszka z Felipe i Vivianą, ludźmi, którzy chcieli skrzywdzić miłość jej życia - dawniej byłoby to nie do pomyślenia. Teraz spiskuje z nimi, chce przejąć majątek Santa Maria - tylko co potem z nim zrobi? Zastąpi pieniędzmi pustkę w sercu?

- Carlos...- szepnęła, wpatrzona w jego zdjęcie. - Kiedy umarła twoja miłość do mnie? Bo ja nadal cię kocham, pomimo tego, co wydarzyło się między nami.

To dlatego go ostrzegła. Zniweczyła przez plan tych, którzy zaopiekowali się nią po wyjściu z domu Abreu...a może nie zajęli, a wykorzystali do swoich celów? Obiecali jej odzyskanie Santa Marii - czy aby na pewno? Kto wie, czy Felipe nie ma ukrytego celu. Albo Viviana, albo któraś z Gambone. Te dwie kobiety, Graciela i Dolores, tak bardzo działały jej na nerwy. Weszły tutaj z butami i nie zamierzają wyjść, a Antonio nie zwraca uwagi na fakt, że całkiem stracił ster rządów - jakby go kiedykolwiek miał.

Czuła się samotna i zagubiona, tak bardzo brakowało jej towarzystwa Juana. Nie zgadzał się z jej postępowaniem, ale był, doradzał coś, miała z kim porozmawiać, a dziś siedziała w pustym pokoju i rozmyślała. Viviana miała Felipe, on ją, Sonya swojego Ricardo, Carlos Monicę, dosłownie każdy znalazł swoją drugą połówkę - może poza Abreu, ale on już taki był, nikogo nawet nie szukał - a Andrea nie miała nikogo. Minęło tak niewiele czasu, a zaczynało jej coraz bardziej brakować człowieka, który potrafił porwać ją do Rzymu z jej własnego domu.

Nagle przed oczami stanął Raul. Nie rzeczywisty, nie ten prawdziwy, leżał przecież w grobie, ale jego wyobrażenie, tuż pod powiekami. Monteverde naprawdę ją kochał, a ona wykorzystała go do swoich celów, tak samo, jak być może Felipe próbował ją. A potem jego ojciec, będący zarazem i jej rodzicem - Gregorio wyjechał i nie było od niego wiadomości, poróżnił ich fakt, że kochała Santa Marię. Czy teraz, gdyby dowiedział się o rozpadzie ich związku, przyjąłby córkę pod swoje skrzydła? Ale przecież ona nie przestała darzyć Carlosa uczuciem - czy ma kłamać przed ojcem? Zresztą z Gregorio i tak nie ma kontaktu.

Rozmyślania przerwał telefon, cichy, bo Andrea wyłączyła dzwonek i pozostawiła tylko wibracje. Odebrała rozmowę i zastygła, przerażona brzmieniem głosu rozmówcy.

- Przyjedź po mnie...

- Gdzie jesteś? Co się stało? - pytała gorączkowo.

Podał krótko adres, mówiąc z ogromną trudnością.

- Co tam robiłeś? Czy coś ci się stało?

- Przyjedź, proszę...Bo inaczej nie wytrzymam...Weź...jakiś bandaż, to tak bardzo boli...I coś przeciwbólowego, co można łyknąć po alkoholu.

- Chyba rozumiem. Zaraz zawiadomię Vivianę i razem po ciebie pojedziemy.

- Nie! - Felipe podniósł głos. - Masz nic jej nie mówić i przyjechać sama! Pośpiesz się...proszę.

- Dobrze, dobrze - stwierdziła Andrea i odłożyła słuchawkę.

Domyśliła się, że brat Carlosa pobił się z kimś pod barem i teraz jest ranny. Nie wiedziała tylko, jak bardzo...I dlaczego nie chciał zawiadamiać kochanki, czyżby wolał, by nie widziała go w takim stanie?

Kiedy dojechała na miejsce, zrozumiała. Santa Maria leżał z tyłu knajpy, w pokrwawionej koszuli, spodniach, nawet na twarzy miał ślady razów. Rozbita warga, oka prawie nie było widać - wyglądał jak alkoholik po walce o ostatnią butelkę.

- Dasz radę wejść do samochodu? - spytała.

- Pomóż mi...- wyjęczał

Z niemałym trudem wciągnęła go do pojazdu i ruszyli.

- Zawiozę cię do szpitala.

- Nie, nie. Do domu. Tylko się położę i prześpię.

- Co tam się w ogóle stało?

- Opowiem ci...w domu...Jedź szybciej, proszę...

Raul Monteverde postanowił działać. Zgadzał się z nim ojciec, skory do czegokolwiek, co mogłoby pozbawić Andreę chociaż odrobiny drwiącego uśmiechu, jaki zapewne tkwił na jej obliczu. Co prawda to, czego wymagał syn, było niezbyt przyjemne, ale z drugiej strony efekty będą wiadome - zniszczenie córki Nory.

- Mam się z nią pogodzić? - skwasił się Gregorio. - Po tym, co ci zrobiła?

- Ależ nie, tato. Tylko wpaść z wizytą do rezydencji, gdzie mieszka, dowiedzieć się dokładnie, co się dzieje. Udawać, że to pierwszy krok do pogodzenia się i tego typu bzdury.

- Nigdy mi w to nie uwierzy. Wie, że jestem dumny i że nie zaaprobuję związku z tym imbecylem.

- Zauważ, że do tej pory nie wzięli ślubu. Czy to nie dziwne? Skoro byli tak bardzo zakochani, na co czekają? Znając ją, może ona chce znać wcześniej wynik rozprawy, by w razie czego uciec od Santa Marii, gdyby ten poszedł ponownie siedzieć. Muszę jednak znać prawdę. I to ty mi w tym pomożesz. Mama chętnie by cię zastąpiła, ale jej nie znają. Poza tym możliwe, że wpadnę też do Manolo.

- Do twojego brata? Po co? Nie zniżaj się do jego poziomu, proszę.

- Och, nie mam zamiaru zostać jego wspólnikiem - zaśmiał się Raul. Ale ten gość może mi się przydać. Jest zdolny do wielu rzeczy za odpowiednią opłatą.

- Chcesz również fizycznie skrzywdzić Andreę?

- Nie. Nie jestem mordercą, ani nic podobnego. Przecież mnie znasz. Ale wystraszyć ją, albo jej Carlosika - czemu by nie? Pewnie Manolito ma tam jakieś znajomości, które mogłyby mi pomóc. Jeśli coś mu obiecam...nic konkretnego - lepszego adwokata, czy coś...

- Dobrze cię tu znowu mieć, synu! I to nie tylko dlatego, że wreszcie ktoś pokaże tej dziwce, gdzie raki zimują!

- Nienawidzisz własnej córki! - znów śmiech zagościł na twarzy młodszego z Monteverde. - Nie dziwię ci się, martwi mnie tylko jedno - co się stało z dzieckiem. Powinna już niedługo rodzić, a nikt nie mówi o jej brzuchu.

- Sądzisz, że je usunęła? - wtrąciła się siedząca obok Barbara.

- Pewnie tak. W końcu za bardzo przypominałoby jej mnie. Taki mały wyrzut sumienia. Jeszcze by się na nim mściła. A za to oberwie tym bardziej - bo zabiła moje dziecko.

Jedna z pokojówek nieśmiało wetknęła nos w drzwi pokoju:

- Przepraszam, że państwu przeszkadzam, ale mamy gościa.

- Kto to? Zaproś go do salonu, zaraz przyjdziemy!- wydał polecenie ojciec Raula, ale to nie był koniec problemów służącej:

- Ona już tam siedzi. To panienka Maribel.

- Zajmę się nią. - Barbara Fernandez już wstawała, gdy syn zatrzymał ją ruchem ręki.

- Nie, nie, mamo. Tym razem przyjmiemy ją wszyscy. Łucjo, wprowadź tutaj Maribel.

- Czy to nie za wcześnie? - Gregorio się wahał.

- Raczej za późno - wymruczał Raul. - Powinna wiedzieć od początku.

Rozległy się kroki i za moment w progu stanęła Maribel Moreni. Otworzyła usta, by przywitać się z rodzicami człowieka, którego tak kochała, ale z jej warg nie wydostał się żaden dźwięk. Oczy spoglądały tylko na jasnowłosą postać siedzącą naprzeciwko z lekkim, zapraszającym uśmiechem na twarzy. Monteverde zerwał się chwilę później, jakby przez moment chłonął jej widok, po czym podszedł i pocałował kobietę w rękę - jednak musiał podnieść ją sam, bo Maribel nie poruszyła się ani odrobinę.

- Witaj, przyjaciółko. Wiem, że jesteś zaskoczona, należą ci się pewne wyjaśnienia, racz więc spocząć obok nas, a opowiem ci, jak to się stało, że nadal przebywam wśród żywych.

- Raul? - pytający szept był aż nabrzmiały od tęsknoty.

- Owszem, to ja. I nie w postaci ducha, a całkiem żywego człowieka. Zachowałem się jak kretyn, nie informując cię o sprawie od razu, ale skoro jeszcze nie uciekłaś, chyba pozwolisz mi wyjaśnić pewne rzeczy.

- Wyjaśnić? - otrząsnęła się Moreni. - Okłamałeś mnie w tak podły sposób, a teraz chcesz mi wyjaśniać...

- Wiem, wiem, zrobiłem źle. Ale spojrzyj mi w oczy i spróbuj mi wybaczyć. Postąpiłem tak, bo chciałem zniszczyć Andreę Monteverde.

Uczynił ruch, jakbym próbował ją objąć, ale Maribel szybko się odsunęła.

- I to przez nią tak strasznie mnie skrzywdziłeś?

- Nie, nie przez nią, a przez moją męską dumę...i przez fakt, że ją kochałem. Teraz tylko nią gardzę. Co nie zmienia faktu, że nadal chcę się zemścić. Usiądź, wytłumaczę ci, dobrze?

Miała dwa wyjścia - wyjść stąd i nigdy więcej nie spotkać na swojej drodze Raula Monteverde, albo zostać i wysłuchać, co ma do powiedzenia. Wiedziała, że i tak nie przestanie go kochać, cokolwiek wybierze. Dlatego westchnęła ciężko i powiedziała cicho:

- Muszę cię bardzo kochać, szanowny panie.

- Dziękuję ci. Za to, że mnie nie opuściłaś i za tą miłość. Mogłem na ciebie zawsze liczyć. Naprawdę, źle zrobiłem, że nie znałaś moich planów od początku.

- Powiedz mi tylko jedno - czy jesteś już zdrowy?

- Tak, Maribel. Muszę tylko chodzić na badania kontrolne, ale poza tym jest ze mną całkowicie w porządku.

Dopiero teraz jakby dotarło do niej, co to oznacza. Rzuciła mu się na szyję i gorąco pocałowała. Raul oddał pocałunek i trwali tak chwilę, zapominając o obecności zarówno Gregorio, jak i Barbary. A przecież tamci nie mieli nic przeciwko...

- Oo...Czyli twój brat, Gustavo, siedzi razem z moim, z Manolo, w zakładzie o specjalnym rygorze...- powiedział potem młodszy Monteverde, siedząc tak, by trzymać Maribel za rękę. - Mam prośbę - czy mógłby przekazać mu trochę pieniędzy od nieznanego dawcy? Tylko niech nie mówi, skąd je ma.

- Nie chcę, by mój brat w cokolwiek się wdał. To nieszczęśliwy człowiek, oszukany przez kobietę.

- Tak samo, jak ja - stwierdził filozoficznym tonem Raul. - Dlatego już go lubię. Obiecuję ci, że nic mu się nie stanie, na pewno wie, jak wziąć pieniądze od kogoś, kto go odwiedza, tak, aby strażnicy tego nie zauważyli. Zgadzasz się być moją łączniczką?

- Czemu sam mu tego nie dasz? Albo nie pójdziesz od razu do Manolo?

- Bo najpierw muszę zdobyć jego zaufanie. Niech Gustavo powie, że kazano mu przekazać pieniądze, ale przyniósł je jakiś tajemniczy mężczyzna. Bacz tylko, że Manolo was nie zastał przy tej rozmowie.

- W porządku. Na mnie możesz liczyć! - Moreni ścisnęła mocniej jego dłoń.

Bolivares zanim wyszedł, podzielił się swoimi kłopotami z Sonyą:

- Tak naprawdę, to nie wina Viviany, tylko moja. To ja pomyliłem się w ocenie twojego stanu, wtedy Rodriguez przyznał się do czegoś, czego nie popełnił, a reszta, to ciąg dalszy mojej nieszczęsnej lekarskiej omyłki.

- Może i to był wstęp, ale gdybym miała matkę przy sobie, nie cierpiałabym tylu strasznych rzeczy. Nie wiń się, proszę. Ty mi cały czas pomagałeś, nie to, co ona.

- Ale tu przyszła i zrozumiała, że postępowała źle. Dlaczego nie zastanowisz się, czy jej nie wybaczyć?

- Wiesz...Ricardo kiedyś powiedział mi, że Carlos, starając się zniszczyć naszą przyjaźń, tak naprawdę robił to, bo się o mnie troszczył. Moja matka...może po części też chodziło jej o to samo? Może bała się, że zejdę na złą drogę? Owszem, na pewno nigdy nie była tolerancyjna w stosunku do...sam wiesz. Ale przed kilkunastoma minutami zasnął tylko dzięki niej. Ten zastrzyk może być pierwszym krokiem na drodze do wyzdrowienia. Czy mogłabym nie wyciągnąć ręki do własnej matki, tym bardziej, jeśli ona też tego chce i szczerze żałuje?

- To dlaczego pozwoliłaś jej wyjść?

- Bo wiem, że na razie nie była jeszcze na to gotowa, odebrałaby mój gest jako spowodowany tylko wdzięcznością, czy nawet litością. A tego nie chcę. Musi się uspokoić, dojść do ładu ze swoim życiem, z pragnieniami i z celami, a ja jej w tym pomogę. Kocham ją, Victorze i pozostanie moją matką, cokolwiek by nie zrobiła. Jednego bym jej tylko nie wybaczyła, ale wiem, że nie podniesie ręki na Rodrigueza.

- Cieszę się, że zaczyna się układać. Ja sam nie wiem, co mam teraz zrobić, odkąd poinformowała mnie, że zostanę ojcem. Nie planowałem tego, byłem pijany i...ech, znowu to ja coś zepsułem. Najpierw ten twój rzekomy zgon, teraz ciąża z twoją matką...Jestem naprawdę do niczego.

- Przestań. Jako lekarz jesteś doskonały, a człowiekowi też nic nie brakuje. Nie obwiniaj się tak. Hm...Viviana Bolivares i jej mąż, Victor, a obok syn jeszcze nieznanego imienia - co ty na to?

- Teraz ty daj spokój! - roześmiał się lekarz. - Ja i ona?

- A czemu by nie? Jest ładna, jeszcze w miarę młoda. Nie sądzę, by ponownie związała się z moim wujkiem, więc jest i wolna.

- Właśnie, jak myślisz, dokąd poszła?

- Nie wiem, ale ufam jej. Na pewno po tym, co dziś się tutaj stało. Niedługo dostaniemy od niej wiadomość.

- Czemu tak uważasz? Była bardzo zmartwiona, boję się, czy nie...

- Nie, nie obawiaj się, nie popełni żadnego głupstwa. Nie znasz jej tak dobrze, jak ja. Owszem, czuje się złamana, ale odzyska siły i pokaże wrogom, gdzie ich miejsce. Bo to moja mama! - zakończyła Sonya z dumą.

Bolivares tuż po wyjściu z rezydencji Abreu zastanowił się przez chwilę. To, co powiedziała dziewczyna...Viviana miałaby być jego żoną? Ta kobieta, która niszczyła, potrafiła okłamać swoją córkę tak okropnie, doprowadzić do stanu, gdzie Sonya chciała się zabić, ta sama, która własnego męża wepchnęła do basenu...I ta sama, która dzisiaj tak cudownie zaśpiewała i pomogła w tym, co wydawało się niemożliwe. Viviana Bolivares z mężem i synem?

Córka Carlosa schyliła się po leżący w kącie rysunek niemowlęcia, który upuściła matka. Odłożyła go delikatnie na stolik, przypominając sobie o scenie z kwiatkiem i jej ojcem.

- Miał taką śmieszną minę! - powiedziała sama do siebie. - Swoją drogą, chyba muszę zastanowić się nad imieniem dla mojego dziecka - kilka miesięcy i małe będzie biegać po całym domu. Nazwę go może...Ricardo Carlos? Nieee...Brzmi jak jakiś piłkarz. Odwrotnie też bez sensu - Carlos Ricardo to jak pan na zamku w dziewiętnastym wieku. Eduardo Ricardo odpada, bo prawie się rymuje. Chyba, że to będzie dziewczynka, wtedy to o wiele łatwiejsze, bo Catalina mi się bardzo podoba. Catalina Viviana - o ile Ricardo się zgodzi.

- To miał być Pedro! - usłyszała nagle czyjś stanowczy głos.

- Co? - drgnęła, kompletnie zaskoczona.

- Pedro Rigoberto Alejandro Victor Carlos Rodriguez. Ewentualnie Catalina Sonya Natalia, jeśli to będzie żeńska płeć. To jedyne możliwe wersje!

Koniec odcinka 195
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:49:53 03-09-09    Temat postu:

Cytat:
monioula - Jak widzę, najbardziej zależy ci na szczęściu Sonyi i Ricardo - chyba jednej z najdziwniejszych par w historii telenowel . Może im je dam...a może nie?

Zgadzam się, że Sonya i Ricardo to najdziwniejsza para w historii telenowel. Tyle co oni nie przeżył chyba nikt. Co do ich szczęścia, to coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że RR umrze, ratując Sonyę, a jej urodzi się chłopczyk, którego nazwie jego imieniem. Byle nie Ricardo Carlos

Cudowny odcinek, Viviana mnie pozytywnie zaskoczyła. Kto by pomyślał, że umie tak pięknie śpiewać? Wywarła spore wrażenie na Bolivaresie - i to podwójne. Zrobił dziecko kobiecie, która zaczyna żałować swoich błędów. Sonya zasugerowała mu też coś, co podejrzewam, że nie będzie chciało dać mu spokoju. On i Vivi? Nigdy o tym nie pomyślałam, ale ma sens...
Ciekawe, czy Filpek został pozbawiony swojego skarbu, czy tylko poturbowany. W końcu chciał, żeby Andrea przyjechała sama, coś w tym jest. Ale z drugiej strony nie chce jechać do szpitala...

Końcówka jak zawsze w Twoim stylu, a na ciąg dalszy trzeba czekać. Eh...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:22:32 03-09-09    Temat postu:

Ale koncowka! Super, w ogóle cały odcinek bardzo fajny, nie wiem co Ty od niego chcesz (PW - postaram się jeszcze dzisiaj odpisac, mam nadzieję że w ogóle zdołam się przed północą polozyc, wrocilam po 20 do domu - i to nie z podworka, a ze szkoly, tyle ze z zajec dodatkowych;/)
Viviana Bolivares - ciekawa co na to sama zainteresowana Wizualnie Barbara nie bardzo pasuje do tego aktora, który gra lekarza, ale nie to się liczy przeciez
Ciesze się, że Ricardo powraca do stanu "gotowości"...
Andrei mi trochę szkoda... moze na razie niech sobie pobędzie z Felipe - w koncu w pierwszym odcinku w jej wzroku dało się widzieć podziw dla jego sylwetki (pamiętam! )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fuente
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 19 Lip 2008
Posty: 825
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:07:04 04-09-09    Temat postu:

Viviana punktuje coraz bardziej, już niebawem wyjdzie na plus, nie tylko w mojej prywatnej klasyfikacji... chyba że przedtem zrobi coś głupiego.
Nie zrobi, prawda? Powiedz, że nie zrobi!

Błagam, tylko nie Andrea i Felipe! Nigdy nie lubiłam scen z udziałem wyłącznie tej dwójki - bo o ile Andreitę lubię, to Felipe wydaje mi się dla niej zbyt stary, obleśny etc.

RR powraca! I jeszcze nieraz nas pewnie zaskoczy. Chociaż nie wydaje mi się, żeby był zdolny do wypowiedzenia tych imion na końcu. Nie, nie, to na pewno nie on. Nasuwa się zatem pytanie - kto?
Głosy, głosy, wszędzie czyjeś głosy... Ja poproszę odcinek 196 muy pronto
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:58:02 04-09-09    Temat postu:

Alve, mi się wydaje, że Felipe jest starszy od Andrei o jakies 4/5 lat Było tu kiedyś kalendarium, Aga pisała, tylko gdzieś siedzi na dalszych stronach i znajdowały się tam różne ciekawe i nieciekawe daty )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:53:31 05-09-09    Temat postu:

monioula - Nie chodziło mi co prawda o to, co przeżyli, tylko o ich samych, ale masz rację i co do tego - fakt, przeżyli mnóstwo nieszczęść. Czy teraz się wszystko ułoży? Wiesz, bardzo prawdopodobne jest to, że masz rację w pewnej rzeczy .

Bolivares faktycznie nigdy nie myślał o Vivianie jako o swojej partnerce, ale przecież byli razem - niby to wszystko był plan lekarza, ale jednak - i teraz, gdy połączy ich dziecko - czemu nie?

Felipe chciał, żeby Andrea przyjechała sama, bo przecież teraz nienawidzi Viviany. Ale na wszystkie pytania odpowiedź niedługo, w odcinkach .

Za dzisiejszą końcówkę prawdopodobnie mnie zabijesz .

Lilibeth - Widzę, że końcówka się Wam naprawdę spodobała . I ja się z tego bardzo cieszę. Dobrze też, że odcinek nie znudził za bardzo . Rozkręci się nieco akcja już za momencik, podobne zdarzenia, jak nagłe spotkanie Victora i Viviany już niedługo (nie mówię, że będą to akurat spotkania, ale to może też .

Fakt, wizualnie nie pasuje, poza tym ona nadal kocha Felipe...niestety. Miłości nie da się tak łatwo wyrwać z serca, tym bardziej tak ognistej, jak jej - pytanie tylko, czy ten ogień nie strawi jej przy okazji, gdy Felipe sobie o niej przypomni...

Dzięki, że pamiętasz takie szczegóły!

Hm, czyli uważasz, że głos na końcu był głosem RR? . Bardzo możliwe .

Alveaenerle napisał:
Viviana punktuje coraz bardziej, już niebawem wyjdzie na plus, nie tylko w mojej prywatnej klasyfikacji... chyba że przedtem zrobi coś głupiego.
Nie zrobi, prawda? Powiedz, że nie zrobi!

Błagam, tylko nie Andrea i Felipe! Nigdy nie lubiłam scen z udziałem wyłącznie tej dwójki - bo o ile Andreitę lubię, to Felipe wydaje mi się dla niej zbyt stary, obleśny etc.

RR powraca! I jeszcze nieraz nas pewnie zaskoczy. Chociaż nie wydaje mi się, żeby był zdolny do wypowiedzenia tych imion na końcu. Nie, nie, to na pewno nie on. Nasuwa się zatem pytanie - kto?
Głosy, głosy, wszędzie czyjeś głosy... Ja poproszę odcinek 196 muy pronto


Właśnie, chyba, że na przykład Viviana Santa Maria stwierdzi, że ma dosyć takiego życia...albo życia w ogóle. Nie mogę powiedzieć, czy nic sobie nie zrobi...To kobieta w desperacji...

Andrea i Felipe - na pewno sprzymierzeńcy. Co dalej, nie powiem . A wiek Felipe poniżej . Lilibeth miała rację .

Zaraz się dowiesz, kto wypowiedział słowa na końcu . A skoro muy pronto, tonajpierw małe Kalendarium, a potem epizodzik .

-------------------------------------------------------------------------------------

Kalendarium (wiek podany na rok 2009!):

1935 – narodziny Francisco Santa Maria (ojca Felipe i Carlosa)
1949 - narodziny Pablo (60)
1950 – narodziny Gregoria (59), Eugenii Ramirez (59) i Fernando Ramireza (59)
1962 - narodziny Francisco Velasqueza (47)
1964 - narodziny Ricardo Rodrigueza (45) i Pedro Velasqueza (45)
1965 - narodziny Eduardo Abreu (44) i Monici Abreu (44)
1969 – narodziny Minerwy (40)
1971 – narodziny Felipe (38)
1972 – narodziny Carlosa (37) , Jessici i Viviany
1973 – narodziny Bolivaresa (36)
1974 – narodziny Felicii, Juana (35), Rosy i Antonia (35), ślub Gregorio
1976 – adopcja Raula (noworodek) (33), narodziny Andrei (33)
1988 - narodziny Daniela Ramireza (21)
1989 - narodziny Gracieli Gambone, narodziny Allisson Abreu
1990 – ślub Carlosa i Viviany, narodziny Julio Ramireza
1991 – narodziny Sonyi (18) (teraz Sonya ma 19, w sumie u nich już jest raczej rok 2010 .
1992 – śmierć żony Gregorio (Leticii)
1994 - narodziny Sergio Gera (15)
1995 – ślub Antonio i Jessici
1996 – narodziny Luisa (13)
1998 – koniec romansu Gregorio i Viviany, początek romansu Felipe i Viviany, sprawa Antonio de La Vega, śmierć Jessici
1999 - narodziny Adriana (10)
2001 – choroba Sonyi
2002 - narodziny Christiana (7)
2004 - romans Francisco Velasqueza i Gregorio Monteverde
2005 – sprawa z Felicią (+31), śmierć Francisco Santa Maria (+70), Ricardo spotyka Francisco Velasqueza
2006 – wypadek Carlosa
2007 – śmierć Nory
2008 - śmierć Julio

-------------------------------------------------------------------------------------
Zapraszam na odcinek 196.

-------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek 196

- Naprawdę? To niemożliwe! - skomentowała przed momentem Allisson. - Nie mogę uwierzyć, że właśnie tak postąpiłeś!

- Niby dlaczego? - odparł Gabriel. - Skoro zostałem zaczepiony przez kolegę, oddałem mu tym samym. Wyobraź sobie - wchodzę zaspany do łazienki, nie za bardzo wiem, co się dzieje, a Daniel nagle wyskakuje i chlapie na mnie wodą! I to zimną! Od razu się obudziłem.

- Na szczęście nie był nagi! - roześmiała się córka Monici.

- To by dopiero było! Nie, on się tylko tam schował, żeby mnie wystraszyć. I udało mu się to! Za to na drugi dzień ja zareagowałem tak, jak ci już opowiadałem.

- To było świetne! Niczego się nie spodziewał, a potem okazało się, że zamiast perfum ma dobrze rozcieńczone piwo! Ale jak to zrobiłeś? Nie zorientował się po kolorze?

- Wcześniej odpowiednio je wymieszałem, tak, że nic nie było widać. Był taki wściekły - pachniał alkoholem cały dzień! Profesorowie kręcili nosem, ale udawali, że nic nie czują - do tej pory Daniel Ramirez nigdy się nie upił!

- Ramirez? - zawahała się Allisson. - Gdzieś już słyszałam to nazwisko.

- Jest dosyć popularne - stwierdził Abarca. - Mogłaś też znać ich z powodu majątku - Daniel ma bogatych rodziców.

- Ty pewnie też, skoro razem wyjechaliście do Hiszpanii.

- Nie da się ukryć. Jednakże moja firma nie jest tak ogromna, jak Ramirezów, to prostu mała spółka zajmująca się przewozem turystów.

- Lubisz swoją pracę, prawda?

- Owszem, zresztą moi rodzice ją kochali i pewnie trochę przeszło na mnie. To byli naprawdę mili ludzie...- zadumał się Gabriel.

- Przepraszam. Zasmuciłam cię.

- Nic się nie stało. Mam pomysł - jeśli masz jeszcze trochę czasu, chodźmy coś zjeść. Zgłodniałem niesamowicie.

- Nie ma sprawy, ja też jestem głodna. Mam ochotę na jakieś tamales.

- Czy to nie zbyt zwyczajna potrawa dla kogoś takiego, jak ty?

- Ja jestem zwyczajna! A teraz chodźmy, bo inaczej rzucę się na ciebie...tylko po to, żeby cię zjeść!

- Hm...Szkoda!

W podobnym nastroju byli cały czas.

W pokoju Sonyi zapadła cisza. Córka Gregorio nie odwróciła się, nadal stała przy stoliku, bojąc się nawet poruszyć. Ten głos...taki zdecydowany...i taki...jasny?

- Że...co? - wydukała wreszcie, nieświadomie zaciskając palce na meblu aż do bólu. - Nie uważasz, że te imiona dla chłopaka to trochę zbyt dużo? Naliczyłam ich razem aż pięć.

- Nie zmienię zdania, nie licz na to. Cokolwiek zrobisz, on będzie się tak nazywał. Mogłem jeszcze dodać Nestora, ale to byłaby już przesada.

- Kim jest...Nestor? Bo zaczynam być...zazdrosna.

Mówienie nadal przychodziło jej z trudem. Serce waliło tak, że prawie się dusiła.

- Tego się nie dowiesz. To moja mała tajemnica. Poza tym co to za zachowanie, panienko Santa Maria? Stoi pani do mnie tyłem. Wypraszam sobie. Byłoby miło spojrzeć na pani twarz. Chyba, że to ma być kara za to, że imię pani ojca postawiłem na końcu. W ostateczności może to być Pedro Rigoberto Carlos Alejandro Victor Rodriguez. Pasuje?

- Czy mógłbyś...przestać...mówić mi na "pani"?

- O ile się pani odwróci.

Powolutku, jakby nie chcąc burzyć tej magii, obróciła się w stronę łóżka. Tak bardzo bała się, co zobaczy!

- Dziękuję, od razu lepiej. Tylko, że czegoś mi brakuje. Chyba chciałbym zostać jakoś milej powitany. Jakimś cudem jestem na wygodnym posłaniu, pod kołderką, ale nie mam najważniejszego - ciebie obok. Jesteś jakaś...zimna?

- Nie jestem zimna. Tylko...zaskoczona. Jeszcze kilka godzin temu nie za bardzo mogłeś się ze mną porozumieć, a teraz...

- Nic z tego nie pamiętam - wyraźnie się zmartwił. - Hej, co się dzieje? Zaczynam się bać, przyjaciółko! Gniewasz się na mnie o coś?

Usiadła obok, ostrożnie, delikatnie, wciąż mając wrażenie, że zaraz czar pryśnie. To niemożliwe, to działo się za szybko, jakim cudem mógł wyzdrowieć już po jednej wizycie lekarza?

- Sonyu...Nie wiem, czy coś źle zrobiłem, ale powiedz mi...Zaraz...nie za bardzo rozumiem...mam ochotę, dziwną ochotę na...rozmazujesz mi się przed oczami...coraz mniej widzę, ciebie prawie wcale...Gdzie jesteś? Sonyu...pomóż mi...to jak wpadanie w dziwną otchłań...

Wyciągnął rękę, starając się dotknąć jej twarzy, ale na próżno, mimo, że miał ją tuż przed sobą. Przez chwilę zamrugał, zaskoczony, a potem znów spojrzał na dziewczynę. Jednak w tym wzroku nie było już miłości, jaka jeszcze przed chwilą gościła w źrenicach Rodrigueza. Była tylko ciemność.

- Ricardo? - spróbowała, niepewna.

Nie odpowiedział. Przynajmniej nie od razu. A potem zrobiła to za niego cieknąca po brodzie strużka śliny, której nie wytarł.

Carlos wszedł na górę dziesięć minut potem. Od razu zauważył, że coś jest nie tak. Jego córka była blada i roztrzęsiona.

- Czy coś się zdarzyło? - zaniepokoił się. - Viviana cię skrzywdziła?

- Nie, matka nawet pomogła zrobić zastrzyk. Bolivares ci nie opowiadał?

W duszy Santa Marii coś drgnęło. Dlaczego córka mówi tak drętwo?

- Owszem, ale chyba pomylił fakty. Nie sądzę, by moja była żona mogła się do czegoś przydać.

- Dzięki niej w ogóle udało się podać lekarstwo. Mama stara się odzyskać nasze zaufanie. A przynajmniej moje.

- Nie ufam jej, ale wierzę w twoją mądrość. Ostrzegała mnie przed Felipe i Andreą, podobno chcą mi odebrać majątek, który Antonio przepisałby na mnie. Wiem jedno - nie przeprowadzamy się do domu de La Vegi.

- To dobrze.

- Zresztą tutaj twój przyjaciel i tak ma dobrą opiekę. A jak on się w ogóle czuje?

- Bez zmian.

- Dobrze, że się w końcu odnaleźliście. Zbyt wiele czasu spędziliście daleko od siebie.

- Tak. Cieszę się, że mogę być blisko...niego.

Carlos dostrzegł jedną, ważną rzecz. Sonya ani razu nie wymieniła imienia Ricardo. Zwrócił jej na to uwagę i usłyszał:

- Wiesz, tato...Jeśli się kogoś kocha, a potem utraci...i nagle dostajemy tego kogoś z powrotem, cieszymy się. Jeżeli jednak stracimy ukochaną osobę po raz drugi, to ból jest już nie do zniesienia.

- Przyznam, że nie wiem, o co ci chodzi.

- Ja już nie jestem w stanie określić, kim jest człowiek leżący w łóżku. Wyobraź sobie, że kilkanaście minut przed twoim przyjściem przeprowadziłam z nim rozmowę. Normalną, chociaż dość zaskakującą. Jak ze zwyczajnym, zdrowym facetem. Przypomniał mi, jak ma mieć na imię nasz syn lub córka.

- To niemożliwe, kochanie. Marzysz o tym i zdaję sobie z tego sprawę, ale zanim dojdzie do zdrowia, może minąć jeszcze nawet wiele miesięcy.

- Uważasz, że miesza mi się w głowie? - spojrzała na niego przenikliwie.

- Tego nie powiedziałem. Nie wierzę też, że zasnęłaś na moment, jednakże...

- Co sugerujesz? Że kłamię?

- Nie. Nie ty.

- A kto? - głos Sonyi przybrał dziwną barwę.

- On.

- Miałby symulować chorobę? A te rany? A opinia Victora? I po co by mu to było?

- Nie umiem na to odpowiedzieć. Bolivares przecież nie przeprowadził profesjonalnych badań. Nie miał do tego sprzętu, tylko wysnuł podejrzenia na podstawie twoich opowieści i chwili obserwacji. To trochę za mało. A zaś te rany...Nie wiadomo, co Rodriguez robił, zanim spotkaliście się na Skałach Smutku. I...z kim był, gdzie był.

- Uratował mi tam życie.

- To prawda. A wcześniej opuścił cię, chociaż wiedział, że jesteś w ciąży. Pamiętasz, wyszedł sobie ze szpitala. Może teraz....Coś się stało i zdecydował się do ciebie wrócić, byś...chroniła go, jak zawsze? A udawanie zwierzęcia...na pewno spowoduje, że będziesz przy nim i...wybaczysz mu, cokolwiek nie zrobił. Tobie, lub komukolwiek innemu.

- Dlaczego każdy jest przeciwko niemu? Co on wam zawinił?

- Mnie nic, wręcz przeciwnie, jestem mu wdzięczny za to, jak przy tobie trwał. Ale mam też oczy, Sonyu. Nie tak...zaślepione, jak twoje.

- Będzie lepiej, jak już pójdziesz, tato.

- Może trudno ci w to uwierzyć, ale zastanów się nad moimi słowami.

Santa Maria wyszedł, nie zauważając pewnej rozgrywającej się tragedii - ale też i trudno było ją dostrzec, bo toczyła się w umyśle.

Światło. Tak bardzo jasne. Ludzie, obcy kręcący się wokoło. Velasquez nie. Ktoś inny, ktoś inny. Kim są, czego chcą? Czemu ja...tak jakoś...daleko...nie wiem...Ja przecież...ja tylko...chcę do domu.

Czasami przed całkowitą degradacją rozum odżywa na kilka chwil, sprawiając wrażenie powrotu do normalności.

Andrea zaparkowała przed rezydencją de La Vegi i zamierzała wprowadzić Felipe tylnimi drzwiami. Na próżno jednak - jak tylko je otworzyła, wyrosła przed nią jedna ze służących, przejęta swoją rolą, ale stanowcza:

- Przykro mi, ale pan wydał polecenie - ten człowiek nie może wejść do domu.

- Nie widzisz, że jest ranny?! - ofunknęła ją Monteverde. - Jeśli zaraz mu nie pomogę, może poważnie zachorować! Zejdź mi z drogi!

- Nie mogę. Pan de La Vega powiedział jasno: "Felipe Santa Maria nigdy już nie przekroczy progu mojej rezydencji".

- A był świadom tego, co mówi? W ogóle po co ja z tobą dyskutuję, odsuń się!

Brat Carlosa w międzyczasie usiadł obolały na ziemii, bo stać nie dał rady. Pokojówce skojarzył się z psem proszącym o wejście, ale zaraz odsunęła od siebie te myśli...chociaż były dosyć śmieszne, jak dla niej. Rozłożyła ręce na całą szerokość i zatrzymała wpychającą się wręcz Andreę.

- Nie mogę...pani wpuścić...- wystękała służąca.

- Zjeżdżaj! - wrzasnęła córka Gregorio, po czym spoliczkowała kobietę. Na twarzy pokojówki rozlał się czerwony kwiat, ale nawet nie mrugnęła okiem.

- Co tu się dzieje?! - nagle rozległ się głos Antonio.

- Dobrze, że jesteś. Ta idiotka nie chce mnie wpuścić.

- Nie ciebie. Tylko tego nędznika, który podniósł rękę na Vivianę. A ponieważ jesteś z nim, to i ty tu nie wejdziesz.

- Od kiedy stałeś się takim obrońcą kobiet?

Miała zamiar powiedzieć "Od kiedy wiesz, co się wokoło ciebie dzieje", ale ugryzła się w język. To nie pora na takie zagrania.

- Odkąd dzieje im się krzywda. Zaraz, zaraz, jak się przed chwilą wyraziłaś? A, już wiem - "Zjeżdżaj!". Nie chcę was tu widzieć, obojga!

- Niby gdzie mamy iść?

- Nie wiem. - De La Vega podrapał się po głowie. - To chyba twój problem? Zdaje się, że masz jakiegoś ojca, czy coś w tym stylu. Żegnaj, zamykam drzwi, bo marznę w przeciągach.

Istotnie to uczynił - za moment Andrea i Felipe usłyszeli odgłos przekręcanego klucza.

- To bydlę! - Monteverde ledwo powstrzymała się od walnięcia we wrota. - I jakim cudem rozumie, co się do niego mówi?!

- Guzik mnie to obchodzi! - zawył Felipe. - Środki przestają działać, pomóż mi!

- Lepiej jedźmy do szpitala. Nie wiadomo, czy ci czegoś nie złamali.

- Owszem, dumę! A teraz wymyśl coś!

- To nie ja pobiłam Vivianę! Zaraz, czy ja dobrze rozumiem? Uderzyłeś swoją kochankę?

- Należało jej się - mruknął Felipe. - Zdradziła mnie i jest w ciąży z tym drugim.

- Co? Przecież ona cię uwielbia? - nie mogła uwierzyć Monteverde.

- Właśnie widzę. Kochałem ją, a ta wywija mi taki nędzny numer. Ale jeszcze pożałuje, niech tylko dowiem się, kim on jest...Aua!

- Możemy zrobić tylko jedno - pojechać do domu Gregorio.

- Chyba cię nienawidzi - wydyszał coraz bardziej cierpiący Santa Maria, kiedy z powrotem dreptał do samochodu.

- Nie mam innego pomysłu. Ewentualnie wykrwawisz się na ulicy.

- Niech będzie. Jedźmy.

Luis de La Vega spodziewał się, że będzie miał poważne kłopoty, ale nie sądził, że aż takie. Kiedy powiedzieli o swoich planach Adrianowi i Christkowi, tamci wybałuszyli oczy i przez moment nie mogli się odezwać. Dopiero, gdy Sergio wziął na bok dziesięciolatka i cicho mu wyjaśnił swój zamiar, w oczach starszego z przyjaciół błysnął podziw dla Odmieńca. Adrian porozmawiał potem chwilę z Christianem i namówił go do zrealizowania tego szaleńczego planu. Siedmiolatek zawsze ufał o trzy lata starszemu koledze, dlatego też i teraz dał się przekonać.

W obecnej chwili cała czwórka stała przed dziurą. Nie była to zwykła dziura, a powstała przed momentem. To Gera odsunął jeden z kamieni otaczających murem sierociniec i dał znak, by przeszli na drugą stronę.

- Co się tak gapicie? Przecież to stary budynek, dlatego ma wokoło siebie mury. Górą nie przeskoczymy, za to tędy bez problemu. Tchórzycie, czy jak?

- Nie, ale wiesz...Ta dziura jest zbyt mała. Może malcy przejdą, ty też, bo jesteś szczupły, ale ja nie mam szans.

- O rany, zapomniałem, że wychowałeś się na pańskim chlebie - przewrócił oczami Sergio. - W takim razie pójdziesz pierwszy, żebyś czasem nie został, kiedy my będziemy już na zewnątrz. Wciskaj się, tylko szybko!

- Nie jadłem pańskiego chleba! - obruszył się Luis. - Żyłem w biedzie przez wiele lat!

- A co mnie to teraz obchodzi? Nie schudłeś ani o milimetr przez to oświadczenie. Rusz tyłek, bo zaraz nas nakryją!

De La Vega westchnął ciężko, ale przypomniał sobie, po co to robią - to znaczy chodziło mu o jeden z powodów - i wszedł do otworu. Do połowy.

- Dalej nie da rady! - sapnął.

- Wciągnij brzuch i nie oddychaj! A potem przyj! - komenderował Odmieniec.

- Przyj? Czy ja wyglądam na kobietę w ciąży?

- Chcesz znać prawdę? Tak! A teraz do przodu!

- Nie mogę! Zaklinowałem się! Poza tym...tu jest ciasno...to boli!

- O cholera...- przeklął Gera. - Co za debil. Adrian, pomóż mi!

- Co mam robić, boss? - zameldował się wezwany, pełen szacunku dla Sergio, odkąd wiedział o wyprawie po pieniądze.

Piętnastolatek wyjaśnił szeptem, o co mu chodzi, Adrianowi tylko coraz bardziej powiększały się oczy ze zdumienia.

- I to zadziała?

- Musi! Bo inaczej ta kiełbasa zostanie tutaj jak kurczak na rożnie!

- Co wy tam kombinujecie? - prawie wrzasnął de La Vega.

- Małą pomoc...- uśmiechnął się chytrze Odmieniec.

Adrian w międzyczasie zerwał odpowiedni liść z krzaka rosnącego obok i z jakąś dziwną radością zbliżył go do stopy Luisa.

- Zdejmij mu buta! - szepnął Sergio.

- A fakt! - zorientował się tamten i wykonał polecenie. A potem rozpoczął znęcanie się nad bezbronną skórą zaklinowanego przyjaciela - pozostała trójka dobrze wiedziała, jak de La Vega nienawidzi łaskotek...

- Matko Boska, przestańcie natychmiast! - zawył syn Carlosa.

- Mowy nie ma! - Gera ani myślał go posłuchać. - Adrian, pracuj, póki ten baleron nie przejdzie na drugą stronę! A ty, Luis, zamknij się, zanim nas usłyszą!

- Nie jestem baleronem! - zaprotestował chłopiec, ale chwilę później był tylko już jednym wielkiem swędzeniem.

Na szczęście nie trwało to długo, bo de La Vega był już bliski szaleństwa. Za parę minut był już wolny i to w obu sensach.

- Nareszcie! - ucieszył się Sergio. - A teraz my!

Zarówno Adrian, Christek, jak i Gera przemknęli się bez problemu w ciągu kilku sekund.

- Wolność! - wciągnął powietrze Odmieniec. - To teraz idziemy...hm, tam!

- A dlaczego tam? - spytał najmłodszy, patrząc, jak pozostali ubierają plecaki z prowiantem.

- Bo tam czeka na nas schronienie, prawda, Luis?

- Taaa...- mruknął wywołany, nie do końca zadowolony, że mają się schronić akurat w jego starym domu. Tam było zbyt wiele wspomnień...

- Jak już ustalimy wszystko dokładnie, idziemy do rezydencji Antonio! - dokończył Gera.

- Co?! - wrzasnął de La Vega. Mógł sobie na to pozwolić, bo byli już dość daleko od sierocińca.

- A niby dlaczego nie? Przecież on ma kasę, prawda?

- Ale, ale...Tam mieszkają też inni ludzie, oddadzą nas z powrotem w ręce władz!

- Nie oddadzą, bo nawet nas nie zauważą. Ruszajcie się, chłopcy!

- Nie rozumiem...

- Rany, Luis, skojarz fakty nareszcie! Czy Antonio jest bogaty? Tak! Czy my potrzebujemy kasy? Tak! Czy potrzebujemy jej szybko? Tak! A czy łatwo będzie tam wejść? Z tego, co mi mówiłeś o tym człowieku, jest łagodny, więc odpowiedź brzmi - tak!

- Chcesz go okraść?!

- Tak. I co z tego?

- Ale to mój...hm, opiekun!

- Powiedz mi coś! - Gera zbliżył swoją twarz do oblicza Luisa i wycedził: - Czy twój opiekun interesuje się tobą, odkąd mieszkasz w sierocińcu? A może leży sobie wygodnie w yacuzzi i odpoczywa, zapominając, że cię kiedykolwiek znał? A teraz spojrzyj na...sam wiesz, gdzie. Dalej będziesz twierdził, że masz jakiekolwiek wyrzuty sumienia?!

De La Vega rzucił okiem na Christka tak, aby tamten nie widział i coś zakłuło go w duszę.

- Masz rację. Przepraszam. Możemy ruszać, Sergio.

- I tak trzymaj! - odparł wyraźnie zły Odmieniec. - To, co sobie zaplanowałem, spełnię. Choćbym miał zmierzyć się ze wszystkimi kłopotami tego świata!

Antonio w międzyczasie czuł się wyraźnie dobrze, pewnym krokiem zaszedł do pokoju żony i stwierdził w obecności jej matki:

- Chciałbym z paniami porozmawiać.

- Ależ oczywiście, siadaj, drogi zięciu! - przywitała go Dolores. - Właśnie mówiłam Gracieli, jak za tobą tęsknimy - mam wrażenie, że nas unikasz.

- Bo to prawda, drogie panie! - odparł de La Vega z zamierzoną ironią naśladując sposób mówienia i wyrażenia starszej z Gambone. - Dzisiaj posprzątałem trochę w tym domu, mianowicie pozbyłem się zarazy w postaci Andrei i Felipe. Zostałyście tylko wy, więc macie czas...hm, powiedzmy do jutra.

- Nie rozumiem? - Graciela odłożyła lakier do paznokci na miejsce i nie patrząc na męża podmuchała na nałożoną dopiero co ozdobę.

- A mnie się wydawało, że to ja mam czassami kłopoty ze zrozumieniem, co się do mnie mówi - zadrwił de La Vega. - Proszę was, byście się wyniosły, obie, możecie zabrać swoje rzeczy, dam wam też trochę pieniędzy na drogę.

- Ależ...ależ...- zakrztusiła się Dolores. - Jakim prawem chcesz wyrzucić małżonkę i teściową?! Czyż jesteśmy czemukolwiek winne?

- Może czasami miewam pewne problemy, ale krążę po tym domu i znam go już dobrze. Szczególnie miejsca, gdzie można się dobrze schować i usłyszeć to i owo. Przyznam, że plan wasz i tych zdrajców, których wyrzuciłem uprzednio, był całkiem dobry. Jednak zaręczam, że nie spodobał mi się w ogóle. Nie dostaniecie ani mojej firmy, ani mojego majątku. A teraz, jak to pięknie powiedziała Monteverde: "Zjeżdżajcie!".

Graciela chciała coś powiedzieć, ale matka powstrzymała ją ruchem ręki:

- Jak śmiesz, nieszczęśniku?! Zgwałciłeś moją córką na oczach matki, zrobiłeś jej dziecko, a teraz masz zamiar...

- Zgwałciłem? Z tego, co wiem, sama mi się narzucała. Poza tym nic nie wiem o żadnym dziecku, nie przypominam sobie, żebym z nią sypiał. Nie gustuję w puszczalskich.

- Słucham?! - Dolores aż się podniosła. - To teraz ja ci powiem, jak było naprawdę i zobaczysz, że już nigdy nie spotkasz swojego Luiska!

- Odczep się od niego! Nie masz prawa mieszać go do tej sprawy! - krzyknął rozzłoszczony Antonio.

- Mam prawo, bo gdy chodzi o moją córkę...

- Zamknijcie się! - wrzasnęła Graciela. - Tak, ty, mamo również! Nikt nas stąd nie wyrzuci. Chyba, że mój kochany małżonek chce, byśmy poprosiły policję o dokładniejsze zbadanie sprawy Veronici. Antonio, pamiętasz zapewne, jak zginęła twoja matka, prawda? Powiedz mi, czy obraz nożyczek wbitych w jej gardło nic ci nie przypomina? Czy dotyk zimnego metalu nie przywołuje wspomnień o tym straszliwym dniu? A może powinnam pokazać ci to?

Z tymi słowami wyjęła z szuflady maleńki magnetofon i nacisnęła guzik PLAY.

- Oto, co szeptałeś pewnej nocy...Posłuchaj dobrze własnych wyznań, de La Vega!

"Mamo! Nie! Dlaczego ja to zrobiłem?! Mamo, na miłość Boską, nie mogę w to uwierzyć, ale tak podżegałaś mnie do nienawiści, nie mogłem tego znieść, nie, mamo, nie potrafię wciąż karmić się złem, mamo, chcę spokoju, chcę ukojenia, nożyczki, wreszcie się zamknęłaś, tyle krwi...Mamo!".

- Co na to powiesz? - spytała, gdy nagranie się skończyło. - Jak się teraz czuje morderca swojej ukochanej mamusi?

Koniec odcinka 196
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:22:29 06-09-09    Temat postu:

Dziś trochę nieskładnie i krótko, wybacz

Ja już miałam nadzieję, że Gambone wyniosą się na zawsze, a tu taka... niespodzianka, o ile niespodzianką można nazwać scenkę, która sprawia, że mam ochotę wypatroszyć te babska nożyczkami. Z takim nagraniem jeszcze sobie pomieszkają w rezydencji...

Cytat:
Czasami przed całkowitą degradacją rozum odżywa na kilka chwil, sprawiając wrażenie powrotu do normalności.

Mam nadzieję, że to nie był jednorazowy przebłysk i że RR powoli wróci do "stanu używalności".

Chłopcy są niesamowici, sama nie wiem, co zacytować, śmiałam się jak głupia, kiedy "baleron"utknął w dziurze Ale okraść Antonia? No zobaczymy, co im z tego wyniknie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:30:23 06-09-09    Temat postu:

Mam pytanie - kim była Nora? Nie mogę sobie przypomnieć...

Bardzo podobała mi się rozmowa Andrei i Felipe A takze niektóre wypowiedzi Antonia - nie ma to jak Twój talent )
Jak to jest, ze Graciela zawsze ma na kogos jakiegos haka? Antonio powinien się teraz na nią rzucić z pazurami i zniszczyć tą kasetę! Ale fakt faktem, że jest mordercą, jakos nie mogę tego przeboleć...
Ta świadomość Ricardo trochę mnie przeraziła - wiadomo przeciez, ze takie przebłyski są normalne przed smiercią... ale on nie umrze nie teraz, gdy wszystko zaczyna się układać

edit.
zainteresowałaś mnie tym Tamales i az sobie o tym na Wikipedii poczytalam
A w ogole, to mam dziwne wrazenie, ze Gabriel moze jednak byc homo Bo on był kiedys związany z tą Dianą, tak? Nie pamiętam wlasnie, czy on, czy Daniel


Ostatnio zmieniony przez Lilijka dnia 20:32:41 06-09-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 12:23:25 07-09-09    Temat postu:

Witam! W końcu jestem. Jak zwykle na samym końcu, ale lekturę "PiM" zostawiam sobie na deser. To taki mój zwyczaj, do którego musisz przywyknąć, jeśli mamy sie jeszcze razem męczyć (nie dosłownie oczywiście), przez lekturę kolejnych, czyżby 200 kolejnych odcinków? Bo pomysłów ci nie brakuje, co więcej niektóre wątki domagają się głębszego rozpatrzenia

Zacznę od odcinka 195:

Od tego, na kim skupiam się zwykle najbardziej. Powiedzmy, że ludzie mają to do siebie, że najbardziej interesują się ludźmi, którzy ich denerwują, zniesmaczają im dzień, po prostu wzbudzają wstręt. Więc ja też idąc za stereotypem poświecę większość notki dwóm paniom - Monteverede i Santa Maria.

Cytat:
Andrea Monteverde. Tak niewinna na początku, kiedy przybyła do tego domu. Był jeszcze wtedy własnością Carlosa, a ona tylko opiekunką niepełnosprawnego mężczyzny. Kim stała się teraz? Mścicielką? Ale na kim, na sobie samej? Gdzie, kiedy zatraciła duszę, serce zaprzedała nie tym, komu powinna? Mieszka z Felipe i Vivianą, ludźmi, którzy chcieli skrzywdzić miłość jej życia - dawniej byłoby to nie do pomyślenia. Teraz spiskuje z nimi, chce przejąć majątek Santa Maria - tylko co potem z nim zrobi? Zastąpi pieniędzmi pustkę w sercu?


No cóż... na dzień dzisiejszy nic innego jej nie pozostało. Tym bardziej, że spółkuje z niewłaściwymi ludźmi.

Cytat:
- Carlos...- szepnęła, wpatrzona w jego zdjęcie. - Kiedy umarła twoja miłość do mnie? Bo ja nadal cię kocham, pomimo tego, co wydarzyło się między nami
.

Nie żartuj dziewczyno. Kochać to ty możesz co najwyżej pierwsze odcinki "PiM"-u, kiedy byłaś słodka, aż do przesady, ale jednak sympatyczna. A teraz? Wdepnęłaś w bardzo śmierdzące gów*o, i nie łudź się, że zwykłym CIF-em Active zetrzesz go z bucika... gorzej jeśli to marny wyrób .

Cytat:
To dlatego go ostrzegła. Zniweczyła przez plan tych, którzy zaopiekowali się nią po wyjściu z domu Abreu...a może nie zajęli, a wykorzystali do swoich celów? Obiecali jej odzyskanie Santa Marii - czy aby na pewno? Kto wie, czy Felipe nie ma ukrytego celu. Albo Viviana, albo któraś z Gambone. Te dwie kobiety, Graciela i Dolores, tak bardzo działały jej na nerwy. Weszły tutaj z butami i nie zamierzają wyjść, a Antonio nie zwraca uwagi na fakt, że całkiem stracił ster rządów - jakby go kiedykolwiek miał.


Ostrzec mogła chociażby z sentymentu dla starych dobrych czasów. Ale osobiście uważam, że nie ma dla niej ratunku i jest dla mnie przekreślona.

Cytat:
Czuła się samotna i zagubiona, tak bardzo brakowało jej towarzystwa Juana. Nie zgadzał się z jej postępowaniem, ale był, doradzał coś, miała z kim porozmawiać, a dziś siedziała w pustym pokoju i rozmyślała. Viviana miała Felipe, on ją, Sonya swojego Ricardo, Carlos Monicę, dosłownie każdy znalazł swoją drugą połówkę - może poza Abreu, ale on już taki był, nikogo nawet nie szukał - a Andrea nie miała nikogo. Minęło tak niewiele czasu, a zaczynało jej coraz bardziej brakować człowieka, który potrafił porwać ją do Rzymu z jej własnego domu.


Aj... no i czemu to napisałaś? Zmarnowałaś notkę na ostatni odcinek - tudzież ostatnią scenę z panią Monteverde. Bo taki koniec byłby dla niej najodpowiedniejszy. Zapłaci za wszystko opuszczeniem

Cytat:
Nagle przed oczami stanął Raul. Nie rzeczywisty, nie ten prawdziwy, leżał przecież w grobie, ale jego wyobrażenie, tuż pod powiekami. Monteverde naprawdę ją kochał, a ona wykorzystała go do swoich celów, tak samo, jak być może Felipe próbował ją. A potem jego ojciec, będący zarazem i jej rodzicem - Gregorio wyjechał i nie było od niego wiadomości, poróżnił ich fakt, że kochała Santa Marię. Czy teraz, gdyby dowiedział się o rozpadzie ich związku, przyjąłby córkę pod swoje skrzydła? Ale przecież ona nie przestała darzyć Carlosa uczuciem - czy ma kłamać przed ojcem? Zresztą z Gregorio i tak nie ma kontaktu.


Z kłamaniem już dawno zawiązała romans więc nie powinna się tego wstydzić. Z odraża co do niektórych ludzi, też kryć się nie powinna. Jak miło, że imię "Raul" rozjaśniło cały odcinek, bo przecież pan Raul szykuje wielki come back... do którego może zaprosić nawet Manola (swoją drogą całkiem dobry pomysł - bo jak już mówiłem, postać która wymaga twojej inwencji twórczej, tym bardziej że ci wychodzi, o ile oczywiście nie bije on kobiet po godzinach. Jest taki prawdziwy, pomijając sadystyczną oziębłość od żony zapchajdziury).

Dobra, a teraz przejdziemy do Viviany. Odcinek przeczytałem grubo przedtem, zanim wkleiłaś następny. Nie wiedziałem jak się do niego odnieść. Tym bardziej, że Vivianie poświęciłaś w tym odcinku nie mało miejsca. Obserwowaliśmy narodziny zupełnie obcej kobiety. Nie bardzo to pasowało do tego co zobaczyliśmy dajmy na to 30 odcinków wcześniej. Nagle coś w niej tknęło. Co więcej wyśpiewała wszystko co wie, nie mając przed tym najmniejszych oporów. Sonya już wie wszystko. Może odczuwać ambiwalentny stosunek do matki. Co zresztą dało się zauważyć. Za to wizja Viviany i Bolivaresa razem nie brzmi wcale najgorzej. Jak to miło patrzeć, że villaany przechodzi przemianę, a płaczka zamienia się w niewiadomo co. Niech się w końcu zdecyduje ta głupia Monteverde i zwiążę z Felipe. Już ten ją pociągnie na dno.

Odcinek 196:

Powiem szczerze, że mnie zaskoczyłaś. Ale czy RR w stanie używalności, nie był tylko chwilowym światełkiem w tunelu? Zresztą wydaje się to nieprawdopodobne. No chyba, że Viviana ma na niego - SZOK! - zbawienny wpływ i to ona sprawiła, że przemówił - Mało prawdopodobne, ale u ciebie to nic niewiadomo .

Carlos głupio się dzisiaj zachował. Zawsze był głupcem, ale żeby aż tak, te jego spekulacje, były jak najbardziej nie na miejscu. Powinien się po prostu zamknąć, albo ugryźć się w język przedwcześnie.

Andrea i Felipe razem? W końcu czemu nie? Pasują do siebie jak ulał. Ostatecznie oboje zostali wystawieni do wiatru. Oboje mają smykałkę do zemsty, z tym, że Felipe jest bardziej zepsuty, no a poza tym ma jeden niezawodny plus - czarny humor, który stanowi jego wizytówkę. Głupiutka Monteverde wpadła na zgrabny pomysł, nie ma to jak szukać pocieszenia w paszczy lwa. Ale sama tego chciała. Nie bój nic. Na nieszczęście, a może szczęście, jest z tobą Felipe, a ten już załatwi byłego męża i ojca jakąś trafną ripostą. W tym jest dobry, trzeba przyznać.

Luis zamienił się w tłuściocha? . Hehe... a ponoć życie w sierocincu nie należy do najlepszych. Chyba dobrze ich karmią, skoro Gera tak stwierdził . W sumie pomysł niezawodny. A dalszy plan całkiem skuteczny, w końcu Antoniowi i tak wszystko jedno, tylko od czasu do czasu ma jakieś przebłyski.

Dolores jak zwykle górą. Wścibskie babsko, ale nie potrafię powstrzymać się od śmiechu, gdy o niej czytam. Wydaje mi się, że gdy piszesz o jej pazerności robisz to na luzie i z humorem, tak aby pokazać jak bardzo ta kobieta jest żałosna. Praktycznie czyje komizm w każdym zdaniu o niej .

No, dzisiaj się rozpisałem... pewnie o wszystkim i o niczym, ale co zrobić. Jak zwykle o czymś zapomniałem, lub zostawiłem sobie coś na później. Wypada mi tylko wspomnieć, że przed nami kolejny jubileusz bo zbliżamy się już do 200 epizodu pechowej rodzinki z RR na czele. A akurat większość bohaterów wraca do gry.
Ciekawe co dla nasz przyszykujesz

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 102, 103, 104 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 103 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin