![Forum Telenowele Strona Główna](http://i.imgur.com/w41c7gf.png) |
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ślimak King kong
![King kong King kong](https://i.imgur.com/98N64ut.gif)
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 12:04:00 10-09-09 Temat postu: |
|
|
Cicho tu od paru dni. Mam nadzieję, że nowy odcinek się już pisze ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_smile.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
BlackFalcon Arcymistrz
![Arcymistrz Arcymistrz](https://i.imgur.com/2KLV6gU.gif)
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 2:55:19 11-09-09 Temat postu: |
|
|
monioula - Ważne, że jest w ogóle .
Faktycznie babska Gambone mają ważny atut, czy jednak się nieco nie przeliczą?
O RR nic nie mówię, bo nie chcę zepsuć zaskoczenia, ale będzie go trochę w tym odcinku (RR, ale mam nadzieję, że zaskoczenia też .
Sergio wymyślił Antonia, bo zna go trochę z opowiadań Luisa i wydaje mu się łatwym celem. Czy się aby nie przeliczy?
Lilibeth - Nora to matka Juana i Andrei.
Jaki talent, ja nie mam żadnego, tylko czasem wyjdzie mi czyjaś rozmowa, albo coś w tym stylu . Fakt, trudno uwierzyć, jednak niestety de La Vega zrobił to, choć nieświadomie - a panie Gambone będą bronić pazurami praw do majątku...
Dokładnie, takie przebłyski są częstą oznaką rychłej śmierci. Wszystko zaczyna się układać, Sonya go znalazła, opiekuje się nim - ale patrząc na jego poprzednie życie, czyż właśnie cały czas tak nie było? Prawie dotykał ręką szczęścia, by zaraz potem upaść na ziemię?
I jak Ci "smakuje" tamales? . Miguel to lubi .
Tak, Gabriel ma mroczną przeszłość z niejaką Dianą - a co do Twoich sugestii, to na razie nic nie mówię .
Ślimak - Mam tylko nadzieję, że ten deser jest chociaż nieco zjadliwy, bo masz rację - jak tak sobie patrzę, to jesteśmy gdzieś tak w połowie . Bo pewne wątki wymagają dogłębnego zbadania, nie mogę przyspieszyć pewnych rzeczy. A jeszcze przecież dojdą nowe - patrz obsada.
Andrea jednak kryje w sobie coś, co...hm, można nazwać uczuciem do Carlosa. Fakt, wdepnęła w kupę, ale jeśli to odpowiednio rozegra, to kto wie, kto wie.
Już Ty się nie martw, pamiętam i o Raulu i o jego braciszku, niejakim Manolo. Obaj jeszcze będą mieli swoje kilka minut w tej teli, ba, Raul nawet nie kilka minut ;D.
Viviana zrozumiała coś pod wpływem szoku, dotarło do niej, czego narobiła - w końcu nigdy nie przestała kochać córki. Ale na pewne rzeczy już może być za późno i tak nawet nie "z winy" samej Sonyi, tylko kogoś, kto nie odpuści. Bo nawet, gdyby Sonya chciała już pobiec do matki, to krąży tutaj taki jeden, kto nie zapomniał...
Związek Andrei z Felipe...na razie są wspólnikami, ale kto wie, co będzie dalej.
Viviana lekiem dla RR? Przecież jej on może się najwyżej bać . Powiem tak - w jego skrzywdzonym umyśle kryje się jeszcze wiele demonów.
Fakt, spekulacje Carlosa to idiotyzm, ale czegóż wymagać od gościa, którym wszyscy kręcą...do czasu .
Luis nie jest gruby, ale Sergio się wściekł, że de La Vega może mu zaprzepaścić cały plan i wjechał mu na ambicję .
Dobrze myślisz w sprawie Dolores i jej córki. Nie lubię ich - jako moich postaci - więc robię sobie z nich jaja .
Bójcie się kolejnych odcinków .
A skoro już o tym mowa - zapraszam na odcinek 197:
-----------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek 197
Czasami ludzie nie chcą źle. Są momenty, że po prostu dbają o swoje dzieci i wolą powiedzieć im to, co uważają za prawdę - choć gorzką - niż pozwolić, by potem cierpiały. Czy jednak zawsze rodzice mają rację? Czy stwierdzenie wprost nie uczyni jeszcze większej krzywdy? Być może niebaczne słowa zniszczą coś, co właśnie w tej chwili potrzebuje być jak najbardziej mocne?
Po wyjściu ojca Sonya Santa Maria odruchowo spojrzała na siedzącego po swojemu przyjaciela. Nie spał, słyszał całą rozmowę - co prawda leżał podczas niej, ale miał otwarte oczy. Potem wstał i został w tej pozycji aż do teraz. Bez ruchu, jak sęp czekający na ofiarę.
- O czym ja myślę! - skarciła się dziewczyna. - Ptaki drapieżne, padlina...Ojciec próbuje namieszać mi w głowie, ale ja nie dam sobie wmówić, że mnie oszukujesz. Już raz w ciebie zwątpiłam i potem gorzko tego żałowałam. Bo ty nigdy byś mnie nie okłamał. Prawda?
To ostatnie dodała po chwili, jakby chcąc się upewnić, czy ma rację.
De La Vega przeżywał swój prywatny koszmar. Oto przedstawiono mu coś, co sugerowało, że to on jest mordercą Veronici. Zdołał się jednak opanować i powiedział spokojnie:
- Nagranie jest sfałszowane, złożone z kilku moich wypowiedzi. Owszem, może mówię przez sen, ale matka zmarła nie z mojej ręki.
- Nieprawda, mężusiu. Zauważyłam, że kiedy masz wziąć do ręki nożyczki, stajesz się blady i wahasz się, jakbyś się ich bał. Przyjmij do wiadomości, że zadźgałeś nimi swoją mamusię.
- Może to jakiś nieuzasadniony lęk z dzieciństwa. Wiecie, drogie panie? - podniósł się i dokończył: - Od pewnego czasu skrupulatnie biorę leki przepisane mi przez psychiatrę. To dlatego czuję się doskonale i nie dam sobie wmówić, że skrzywdziłem kogoś, kogo kochałem. A teraz przypominam, że jutro ma was tu nie być. Do nie widzenia paniom! - ukłonił się i poszedł.
- Cholera jasna! - zaklęła całkowicie nieelegancko Dolores. - Skąd masz to nagranie?
- Kiedyś rzucał się przez sen i zaczął mówić interesujące rzeczy. Ponieważ wiem, że jest zdolny do zabójstwa, bo mnie już raz próbował udusić, byłam dobrze przygotowana i oto efekt. Tak, mamo, nie patrz tak na mnie - on naprawdę zabił biedną Veronicę.
- Czyli mieszkamy pod jednym dachem z mordercą. Nie boisz się go?
- Nie, tym bardziej, że ten stan nie potrwa długo. Co prawda Andrei i Felipe na razie tu nie ma, ale na pewno się z nami skontaktują. A jeśli nie, to same damy sobie radę. Niedługo ten dom będzie nasz...i tylko nasz!
Carlos Santa Maria po raz kolejny naraził się Monice. To nie tak miało wszystko wyglądać, on nie powinien wciąż chodzić do córki i tego tam...cóż, nazwijmy rzecz po imieniu - idioty. Winien zajmować się nią i tylko nią - a przynajmniej na początku, zanim jeszcze wezmą ślub. Bo przecież Eduardo z łatwością podpisze dokumenty, tyle lat żyli osobno, to dlaczego teraz miałby mieć cokolwiek przeciw?
- Kochanie...- zagaiła Santa Marię, gdy wyszedł z pokoju Sonyi.
- Tak, o co chodzi? - odparł, lekko nieobecny.
- Wiesz...Myślałam trochę o nas razem i dziękuję ci za to, że dałeś mi szansę pokazać, jak bardzo cię kocham. Może teraz ja obdarzę cię tym samym? Odpoczniesz wygodnie w łóżku, a ja w międzyczasie przygotuję coś dobrego. Po jedzeniu zajmę się tobą tak, jak przyszła żona powinna. Zgoda, skarbeńku?
To było ryzykowne zagranie - określać się tak szybko jako jego "przyszła żona". Monica jednakże lubiła działać ostro.
- Tak, tak - zgodził się machinalnie Carlos. - Chętnie się prześpię, jestem zmęczony.
- Świetnie, powiedz mi tylko, co ci ugotować i zaraz będzie gotowe!
- Nie wiem...Coś dobrego, najdroższa.
Żonie Abreu aż zaświeciły się oczy. "Najdroższa"? Czyżby szło jej tak doskonale?
- Tylko pamiętaj, jak zjemy, zatroszczę się o ciebie w wiadomy sposób...- uśmiechnęła się kusząco.
- Dobrze, dobrze. Zawołaj mnie na posiłek, kochanie. Wiesz co? Dziękuję Bogu, że cię mam, Andreo.
Po tych słowach odszedł, nadal zamyślony, pozostawiając Monicę w stanie wzburzenia.
- Co za kretyn! On wciąż o niej myśli!
I tak było w istocie. Santa Maria wyrzucił może Monteverde z tego domu...ale nie z serca.
Dwóch policjantów tak bardzo się starało zachowywać nie tylko zgodnie z prawem, ale i z własnym sumieniem. Jak jednak mieli postępować, gdy skojarzyli pewne fakty?
- Matko Boska...- wyjęczał Estevanez. - Pamiętasz tamtą sprawę z ginięciem ludzi poza granicami naszego miasta?
- Tak, jakże bym mógł zapomnieć. Nic nie mów, wiem, gdzie to się zdarzyło. Niedaleko pewnej chatki. Tej samej, przy której znaleziono martwego człowieka, którego niedawno zidentyfikowaliśmy jako Saula.
- Czy tylko ja widzę pewne...zagrożenie dla naszej sytuacji?
- Nie, nie tylko ty...Jezu, dlaczego to jest takie trudne? Co wykazały wyniki sekcji tych ofiar, czyje...o Boże...czyje to były zęby?
- Dzisiaj przyjdą wyniki. Rozumiem, że martwisz się o to samo?
- Taak...Modlę się, by nie były to ludzkie zęby, bo wtedy już tego nie zniosę - nie dosyć, że oszukiwaliśmy biedną dziewczynę, to jeszcze teraz mielibyśmy jej powiedzieć, że Rodriguez zagryzał...
- Nie mów tego! Nie mamy pewności!
- Wiesz, że on nad sobą nie panuje. Zabił Saula, prawdopodobnie celując...
- Właśnie. Do Velasqueza - stwierdził ponuro Mauricio. - Wiemy już, że tam był, poza nim jeszcze jeden mężczyzna, jedyny, którego tożsamości nam brakuje. A sam Saul...
- ...był więźniem, którego kiedyś wydostał z więzienia nie kto inny, a Eduardo Abreu. A przecież to w domu tego ostatniego śpi sobie teraz smacznie wybranek Sonyi.
- Abreu wysłał bandytę, by zabił Francisco? Do tego też się posunął? - zniesmaczył się pomocnik komisarza.
- Widocznie aż tak go ruszyła sprawa dziewczyny i jej miłości. On naprawdę chce im pomóc.
- I dzięki temu jest współwinien czyjejś śmierci. Niech on się lepiej nie wtrąca, bo sam pójdzie siedzieć. Już wystarczająco namieszał nam w wielu innych sprawach.
Rozmowę przerwał im telefon.
- Witaj, Marco. Masz już wyniki badań? - powiedział Bertolucci do słuchawki.
- Tak, szefie, oczywiście, oczywiście. Mogę już z całą pewnością stwierdzić, czy to są ślady człowieka, czy zwierzęcia.
- Mówże wreszcie! - zirytował się Simone.
Marco odpowiedział.
Andrea Monteverde zapukała do bramy rezydencji Gregorio, sama dobrze nie wiedząc, czego tu szuka. Owszem, mogła wcześniej zadzwonić, ale bała się, że ojciec przerwie połączenie - o ile w ogóle już wrócił z zagranicy. W wozie czekał obolały Felipe, który przed momentem dorwał się do leku przeciwbólowego jak do narkotyku i połknął go prawie na sucho, bo akurat w butelce z wodą mineralną widać było już dno.
Otworzyła jej jedna z pokojówek, przywitawszy swoim "Czym mogę służyć?", tak bardzo powszechnym w takich domach, jak ten.
- Czy pan Monteverde już wrócił? - spytała jego córka.
- Tak, parę dni temu. Czy zapowiedzieć panią?
- Prosiłabym.
Wiedziała, że musi postępować ostrożnie, bo inaczej wszystko stracone, dlatego posłusznie weszła za służącą do salonu. Santa Maria czekał w samochodzie, nie miał sił na stanie na progu i czekanie, czy Gregorio się nad nimi ulituje, czy nie.
Pokojówka dobrze znała Andreę i całą sytuację, wpuściła ją od razu do środka, bo Raul był w swoim pokoju, razem z matką i Maribel. Jeszcze nie nadszedł czas, by mąż ją godnie przywitał...
- Proszę tutaj zaczekać, pan zaraz zejdzie - powiedziała pokojówka i ulotniła się.
Istotnie, Monteverde zaraz przyszedł, przybierając na twarz ponury wygląd. Specjalnie był ubrany w czarny strój, tak, by zasugerować żałobę po synu.
- Czego chcesz? - rozpoczął od wejścia.
- Ojcze...- Andrea wstała i chciała podejść bliżej, ale Gregorio się odsunął. Kontynuowała więc z odległości: - Pokłóciłam się z Carlosem, okazał się idiotą i upokorzył mnie. De La Vega nagle odzyskał rozum i nie chce mnie znać, Felipe jest ranny i potrzebuje pomocy. Przywiozłam go tutaj, bo wiem, że nas uratujesz.
- Nie masz gdzie się podziać, dlatego tu jesteś! - stwierdził twardo Monteverde, siadając w fotelu. - A nie dlatego, że przygnała cię miłość do mnie, albo wierzysz, że ci pomogę. Co stało się bratu Carlosa?
- Został pobity pod barem, gdzie upił się z rozpaczy. Viviana jest w ciąży i to nie z nim. Dowiedział się i oto skutki.
- Pewnie się na nią rzucił przy okazji, znam tego gościa. Proszę, proszę, Vivi szaleje - najpierw miała męża i dwóch kochanków - bo przecież najpierw mnie, a potem Felipe. Teraz związała się właśnie z Felipe i już szuka innego, ba, nawet spodziewa się dziecka! Kim jest ten wybranek?
- Nie wiem. Nikt nie wie. Inaczej pewnie by już nie żył.
- Nie nikt. Viviana wie. Ale to jej sprawa, dla mnie zawsze była w porządku, na razie nie będę jej szkodził. Opowiedz mi, co słychać u Sonyi?
- Ojcze...A co z Felipe i ze mną?
- Opowiedz mi, co słychać u Sonyi! - powtórzył Monteverde, tym razem nieco głośniej.
Nie mogła zaprotestować, że w jej wozie siedzi pokrwawiony mężczyzna, bo to byłoby na próżno. Nie z ojcem. Streściła więc to, co się ostatnio zdarzyło.
- Rodriguez żyje i mieszka z moją córką. Ciekawe, czy jako zwierzę też dobiera się do jej ciała, jak to już raz zrobił w pewnej chatce. Wybiję mu zęby, jak tylko się z nim spotkam. Carlos za to zawsze był idiotą, a teraz jest jeszcze większym - to, jak z tobą postąpił, o tym świadczy. W ogóle co on robi ze swoim życiem? Nie potrafił utrzymać przy sobie wspaniałej kobiety, jaką jest Viviana, potem porzucił ciebie i to dla wampirzycy Abreu? Przecież wszyscy wiedzą, że ona wysysa Martineza z pieniędzy! Tylko, że Pablo o tym wie i zdaje sobie sprawę z jej jadu. O niego jestem spokojny, nie da się przerobić, ale młodszy Santa Maria zostanie nagi i wesoły.
- To jak będzie, pomożesz mi? Nie mamy dokąd pójść...
- Liczysz na to, że po rozstaniu z Carlosem przyjmę cię pod swój dach, bo już z nim nie jesteś? Ale to nie ty zerwałaś ten marny związek, tylko on. Nie jesteś zwyciężczynią, tylko przegraną. Nie jesteś Monteverde!
- W porządku, więc wychodzę. Przepraszam, że ci przeszkodziłam.
- Nie, nie wychodzisz. Przynajmniej nie zanim weźmiesz to, co zaraz ci dam. Dostaniesz ode mnie pieniądze i mieszkanie. Na przedmieściach. Tam osiedlisz się z Felipe, póki nie zrozumiesz, jak powinnaś żyć. Będę płacił rachunki i co jakiś czas wypłacał ci kieszonkowe, póki nie znajdziesz - albo on, albo wy razem - jakiejś pracy. Tylko macie się do tego przyłożyć, bo inaczej nie zobaczycie ani moich pieniędzy, ani tego mieszkania. Nie macie wyjścia, więc nie unoś się honorem, tylko zaczekaj, aż wypiszę czek i podam ci adres.
Za jednym z załamań ściany, w tym samym salonie, stał Raul. I płakał.
- Aha, jeszcze jedno - opowiedz mi dokładnie, jak to się stało, że nie jesteś już w ciąży - dorzucił ojciec.
- Przecież wiesz - zgrzytnęła zębami upokorzona do granic możliwości córka. - Mieszkałam w hotelu i nagle dostałam bóli po telefonie od Maribel. Przekazała mi wtedy, że Raul zmarł.
- Tak bardzo zraniła cię jego śmierć? - zdumiał się Monteverde.
- Wystraszyłam się jej słów, groziła mi.
- Nie o to pytam. Czy choć trochę zabolało cię to, że Raul umarł?! - podniósł głos Gregorio.
- Wiesz, że tak, ojcze...- szepnęła Andrea, zaskoczona nagłą zmianą tematu.
- Kłamiesz. Nic cię nie obeszła śmierć tego biedaka. Mimo to daję ci czek i namiary.
Rzucił wszystko córce, ta ledwo złapała przedmioty.
- I pamiętaj jedno - jeśli kiedykolwiek wymienisz imię mojego syna, zniszczę cię!
Odszedł, pozwalając, by Andrea sama znalazła drogę do wyjścia. Nie zauważył, że Raul poznał treść dyskusji i teraz patrzy na żonę w milczeniu, z daleka. W młodzieńcu nie było gniewu, tylko narastający ból.
Luis de La Vega rozejrzał się po domu, w którym kiedyś mieszkał. Wszystko tu podupadło, smród i bałagan były najlepszym dowodem, że budynek stoi opuszczony.
- Dziwne, że nikt go nie zajął - stwierdził na głos chłopak.
- A mnie się to wydaje normalne - odparł Sergio. - Prawdopodobnie ma złą sławę, wieści o waszym losie rozeszły się po okolicy i teraz nikt nie chce tu mieszkać. To się dobrze składa, bo możemy odpocząć. Dzisiaj w nocy udajemy się na łowy.
- Na łowy? Skąd wiesz, gdzie szukać pieniędzy?
- Ty mi powiesz - odparował Odmieniec, siedząc na łóżku, gdzie kiedyś sypiał Luis. Reszta zgromadziła się na podłodze wokoło niego. A raczej wokół jego zwisających z posłania nóg.
- Ja? Przecież nie wiem, gdzie Antonio trzyma kasę! Byłem tam tylko raz i to za czasów Carlosa Santa Maria!
- Którego mogłeś uznać za ojca, jak się już o tym dowiedziałeś. Byłbyś bogaty.
- Mam gdzieś pieniądze! - wykrzyknął Luis.
- A ja nie. I wiesz, dlaczego. Teraz by się doskonale przydały.
De La Vega zwiesił głowę. To była prawda - gdyby miał dobre stosunki z ojcem, byłoby czym zapłacić za leczenie Christka.
- Mógłbyś się do niego udać - kontynuował Gera. - Tyle, że teraz on nie ma nic. Mieszka u jakiegoś faceta, który trzyma go tam z litości.
- Jesteś świetnie poinformowany, jak widzę.
- Owszem. Czytam gazety i słucham, co mówią między sobą opiekunki. Na nieszczęście ten cały Abreu nie jest tak bogaty, jak firma Antonio.
- Jego też byś okradł?
- Nie, akurat on podobno pomaga potrzebującym. Tyle, że w tej sprawie do niczego się nam nie przyda.
- Sergio...Nawet, jeśli to się uda...Co zamierzasz robić dalej? Rozumiesz, w jaki sposób...?
- To się zobaczy! - uciął Odmieniec. - Teraz się skupcie, potrzebuję, żebyś dobrze słuchał, co masz zrobić. Adrian, ty zostaniesz z Christkiem w tej chacie.
- Dlaczego? - obruszył się tamten - Mogę się przydać!
- Do czego? Do dokładania mi zmartwień? Zostawiłbyś tu go samego? - zbeształ go niekoronowany wódz.
- Masz rację - zawstydził się skarcony dziesięciolatek. - Przypilnuję go dobrze.
- I tak trzymać! - Gera nagrodził go uśmiechem i przedstawił im resztę planu.
Viviana rozejrzała się po malutkim pokoiku, który miał być jej schronieniem na pewien czas. Zameldowała się w tym hotelu pod panieńskim nazwiskiem, Lopez, nie tylko dlatego, by nikt jej nie znalazł, ale i po to, by symbolicznie odciąć się od przeszłości. Oto rozpoczynało się jej nowe życie - przynajmniej to, co życie przypominać miało. Zamierzała bowiem spełnić obietnicę daną Sonyi, to znaczy zrobić kilka rzeczy, które powinny jej pomóc w przyszłości, a potem...Właśnie. Córka miała przed sobą jeszcze wiele dni, oby przepełnionych radością - matka już nie.
Kobieta usiadła na posłaniu, niewiele lepszym od tego, na którym obecnie przebywał Gera. Wyjęła z torebki fotografię najdroższej dla niej istoty na świecie i chwilę popatrzyła w milczeniu.
- Mój związek z Gregorio był błędem, ale dzięki tobie mam ciebie, kochanie. I nie martw się, odnajdziesz to, czego szukasz. Może teraz się boisz, być może nie do końca wierzysz, że wszystko się ułoży, ale spełnią się twoje marzenia - tylko muszę dobrze się postarać. Francisco, tak wiem. To najbardziej ci zagraża, więc trzeba go wyeliminować. A żeby to zrobić, trzeba go znaleźć. On musi umrzeć - po to, byś ty i twój przyjaciel mogli żyć w spokoju. A przypadkiem wiem, jak się z nim skontaktować, kiedy był w naszej rezydencji, powiedział mi, co mam zrobić w nagłym wypadku. Teraz ten sposób umożliwi złapanie człowieka, który próbował zabrać ci to, co masz najcenniejsze, córeczko.
Velasquez w międzyczasie zanosił się od śmiechu, kiedy przypomniał sobie to, co stało się nie tak dawno temu.
- Ten idiota zabił Saula, a nie mnie! Nie wiem, co się z nim obecnie dzieje, ale pewnie kona gdzieś pod drzewem, pies jeden! Nie sądziłem, że leki Edgara działają tak doskonale!
- Widzę, że trzymasz się świetnie! - jakiś głos wdarł się w rozmyślania don Conrado. - Śmiejesz się i gadasz do siebie pod nosem.
Były majordomus obrócił gwałtownie, przeklinając własną nieuwagę. Za nim stał ktoś, kogo wolałby już nigdy nie oglądać.
- Czego chcesz? Przecież ci zapłaciłem! - warknął.
- Może. Jednakże widzę, że coś się kroi, węszyła koło ciebie policja, jesteś poszukiwany i cała sprawa się wydała. Wiedzą już, że żyjesz, a to mi się nie podoba. Nie rozumiesz, że tonąc pociągniesz i tych, którzy pomogli ci sfingować własną śmierć?
- Nie bój się, doktorku. Nic ci nie grozi, ucieknę im, a oni nie zgadną, który lekarz mi wtedy...
- Nie rób ze mnie idioty! - przerwał mu rozmówca. - Przecież podpisałem akt zgonu! Dojdą do mnie bez trudu.
- Jakim cudem, skoro jesteś po operacji plastycznej, masz mnóstwo pieniędzy - zresztą ode mnie - i żyło ci się dobrze przez tyle lat?
- Bo żaden debil nie zaczynał swojej vendetty na dawnym kochanku, przy okazji zdradzając siebie i swoich pomocników! Po jaką cholerę usiłujesz zabić tego gnojka? Dla śmierci Rodrigueza niszczysz wszystko, co obaj osiągnęliśmy?
- On się dowiedział o tym, że żyję! On i jego przyjaciółeczka, Sonya Santa Maria! Próbowałam zabić oboje, ale...
- Ale spieprzyłeś, jak zwykle! Ty idioto! Policzę się z tobą, jeśli coś się stanie!
Rozmawiali przyciszonymi głosami, ale obaj aż wibrowali z wściekłości.
Antonio spokojnie zażył kolejną tabletkę przepisaną mu przez lekarza i poczuł, jak jego umysł się rozjaśnia. Tak, to prawda, wpadł w lekką panikę po usłyszeniu tego nagrania, ale szybko wytłumaczył sobie, że nie byłby przecież zdolny do tak potwornego czynu.
- Opanuj się, dokładnie tak, jak ci kazał doktor, opanuj się i zabierz do tego, co planowałeś już od dawna - powtarzał sam sobie, aż oddech mu się wyrównał i mógł chwycić za telefon.
- Panie Suarez? Pamięta mnie pan? To świetnie. Niedawno byłem u pana i ustanowiłem moimi spadkobiercami kilka osób, to znaczy Luisa, Vivianę i Felipe Santa Maria, prawda? Słucham? Tak, owszem, chcę zmienić zapis, ale w żadnym wypadku nie na moją żonę. Na kogoś zupełnie innego. Może pan tu przyjść powiedzmy...jutro, jak najwcześniej? Tak, oczywiście, będę czekał.
Daniel rozgościł się w swoim pokoju i siedział teraz na łóżku, wspominając dawne czasy. Tak wiele zmieniło się w tym domu - oczywiście brakowało tutaj jakichkolwiek śladów obecności Julio, ale tego można się było spodziewać. Rodzice z charakteru byli identyczni, wieku nie było też po nich widać. I ogarniało go to samo uczucie, co dawniej - wyobcowania i niechęci. Teraz może nawet większe, bo był świadkiem tego, jak potraktowano jego najbliższego przyjaciela - Gabriel pewnie po tym wszystkim nie będzie chciał mu pomóc w zemście. Szkoda, ale i tak nie miał zamiaru z niczego rezygnować.
Jakby przywołany myślami, zadzwonił telefon. Syn Ramirezów odebrał go niezbyt zadowolony, że ktoś mu przeszkadza, ucieszył się jednak, gdy zorientował się, że to Abarca.
- Coś ty taki uradowany? - spytał potomek Fernando.
- Spotkałem cudowną dziewczynę! - opowiadał kolega. - Ma na imię Allisson i jest po prostu śliczna. A przy okazji inteligentna, miła i...
- Stop, stop, bo zaraz zaczniesz planować własny ślub. Słuchaj, dobrze, że dzwonisz, bo chciałem przeprosić cię za moją rodzinkę. Wiesz, jacy są, ale po waszym spotkaniu...
- Nie przejmuj się! Nic się nie stało, przecież przygotowałeś mnie przed wyjazdem z Hiszpanii i wiedziałem, jacy są. Teraz tym bardziej zamierzam pomóc ci...rozumiesz.
- Tak, dziękuję. Bałem się, że mi odmówisz, a potrzebuję każdego wsparcia. Czuję się taki bezradny w ich otoczeniu, duszę się tutaj, w tym przepychu rzeczy, błyskotek, a braku miłości. Oni nawet mnie nie kochają, oni mnie...budują! Jak jakiś budynek, który ma mieć super fasadę i wszystko, ma być tylko na pokaz!
- Uspokój się. Twojemu bratu życia nic nie zwróci, ale przynajmniej ocalisz jego pamięć - w twoim sercu pozostanie na zawsze. Oddasz mu honory wykonując swój plan.
- Tak, wiem. Uwierz mi jednak, to trudne - mogę rozmawiać o nim tylko z tobą, zamiast dzielić ból razem z Eugenią i Fernando. Jak ja ich nienawidzę!
Ścisnął słuchawkę tak, że pobielały mu kostki.
- Byłeś na cmentarzu?
- Jeszcze nie. Tym bardziej, że nie wiem, jak trafić na grób Julio. A pytanie o to może być niebezpieczne, opiekun nagrobków mógłby potem wygadać się przed moimi rodzicami i wszystko na nic.
- Możesz spytać ich osobiście. Powiedz, że idziesz się upewnić, że nie żyje - z takim czarnym humorem.
- Dobry pomysł. Nie mógłbym zabrać kwiatów, ale to Julio zrozumie. Cholera jasna, nie potrafię nadal pojąć, że jego już nie ma!
- Kiedy odszukasz dziewczynę, o której mówił taksówkarz? - wtrącił Gabriel, starając się powstrzymać przyjaciela od płaczu.
- Tą Sonyę? O widzisz, dobrze, że mi o niej przypomniałeś, muszę poszukać o niej jakichś informacji. To chyba nie będzie trudne, skoro jest tak bardzo znana.
- Myślisz, że kochała twojego brata?
- Wątpię. Przecież gdyby tak było, ochroniłaby go przed tym, co go spotkało. Nie zadawałby się z bandytami mając kochającą osobę przy boku.
- A może nie mogła mu już pomóc? Może tak bardzo się stoczył...
Tylko Abarca mógł wygłaszać takie opinie, nie narażając się na pobicie ze strony Daniela.
- Mylisz się. Mój brat za bardzo tęsknił za miłością. Był taki samotny. Pewnie nie był szczęśliwy z tą żmiją i dlatego wdał się w złe towarzystwo.
- Kierowca mówił, że ona też związała się z jakimś niemiłym typem.
- Rozkapryszona panienka, jak mniemam. Nienawidzę takich, przypominają mi moich rodziców. Poznam ją, ale tylko po to, żeby wyciągnąć coś o Julio chociaż pewnie usłyszę same kłamstwa w stylu jaki to on był zły i takie tam.
- Zamierasz ją uwieść, a potem porzucić?
- Nie, nie, to nie w moim stylu. Najpierw muszę ją bliżej poznać, ale przyznam ci się, że już jej nie lubię.
Sonya Santa Maria, nieświadomy niczego przedmiot rozmowy dwóch przyjaciół, zasnęła niespodziewanie, zmęczona dosyć długim czuwaniem. Nic się nie działo, Rodriguez siedział nadal tak, jak poprzednio, jak jakiś upiorny posąg.
Bardziej jednakże straszne było to, co nastąpiło kilka chwil po jej zapadnięciu w głębszy sen. Nie była świadoma tego, co się wokół niej dzieje, aż do gwałtownego przebudzenia, które spowodował najpierw gwałtowny hałas, a tuż potem dotyk czegoś zimnego na szyi. Otworzyła oczy i w jednej sekundzie zrozumiała, chociaż trudno było jej w to uwierzyć - jej ukochany, Ricardo, przyłożył fragment rozbitej szklanki do gardła dziewczyny i bez wątpienia miał zamiar przycisnąć jeszcze mocniej...
Koniec odcinka 197
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 2:58:05 11-09-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Ślimak King kong
![King kong King kong](https://i.imgur.com/98N64ut.gif)
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 10:12:17 11-09-09 Temat postu: |
|
|
Dobra, żeby nie mieszać. Najpierw ureguluję sprawę zaklepanego posta
Cytat: | Mam tylko nadzieję, że ten deser jest chociaż nieco zjadliwy, bo masz rację - jak tak sobie patrzę, to jesteśmy gdzieś tak w połowie . Bo pewne wątki wymagają dogłębnego zbadania, nie mogę przyspieszyć pewnych rzeczy. A jeszcze przecież dojdą nowe - patrz obsada. |
Po tym odcinku, deser smakuje przepysznie, a z każdym następnym kęsem odkrywam nowe bramy smakowe. Moje kubki smakowe są tak żdne smaku i ciągle niezaspokojone, co zaczyna być irytujące, ale co zrobić, kiedy rozum mówi powstrzymaj się na chwilę, a ręce same biorą masy w garść .
Cytat: | Andrea jednak kryje w sobie coś, co...hm, można nazwać uczuciem do Carlosa. Fakt, wdepnęła w kupę, ale jeśli to odpowiednio rozegra, to kto wie, kto wie. |
No cóż... Tatuś mimo to zatroszczył się o nią jakoś. Ale nie zapominajmy, że to tylo część dobrze obmyślonego planu. Teraz kiedy Andrea ma zapewnioną stabilizacje życiową (na czas bliżej określony), Raul może mieć w końcu swoje pięć minutek
Cytat: | Viviana zrozumiała coś pod wpływem szoku, dotarło do niej, czego narobiła - w końcu nigdy nie przestała kochać córki. Ale na pewne rzeczy już może być za późno i tak nawet nie "z winy" samej Sonyi, tylko kogoś, kto nie odpuści. Bo nawet, gdyby Sonya chciała już pobiec do matki, to krąży tutaj taki jeden, kto nie zapomniał... |
Tak Viviana zrozumiała. Choć z drugiej strony... jej przemiana wydaje się mało wiarygodna. Brak w niej jakiejś takiej... nazwijmy to... o... ładnie to Kyrtap dzisiaj ujął - płynności w zmianie jej zachowania. Ale co ja się tam czepiam? Pewnie dlatego, że Viviany dzisiaj nie było .
Cytat: | Związek Andrei z Felipe...na razie są wspólnikami, ale kto wie, co będzie dalej. |
A niech ją zabrzuszy. Pod warunkiem, że Raul nie przerwie im w czasie kopulacji bo to już by był stosunek przerywany raczej nie tolerowany w kraju gdzie panuje katolicyzm, a dziewictwo to ciągle świętość . Fajny pomysł w sumie. Andreas Santa Maria de Monteverde - takie byłoby najodpowiedniejsze nazwisko dla dziedzica, rodzinnej fortuny jak i sprytu i czarnego poczucia humoru Jeszcza mamusia by go przyprawiła swoją żmijowatością. Super krzyżówka
Cytat: | Bójcie się kolejnych odcinków |
Mam się bać?! Ja tu już się prochami odużam, żby jakoś w spokoju przejsć przez lekturę następnego odcinka. Szczęściem już jeden w zapasie. Opłaciło się "olać" PIM-a, jest newik do skomentowania jeszcze. To, co właśnie zrobił RR, albo raczej co, uczyniła twoja chora wyobraźnia, przkeorczyło wszelkie granice. Choć pewnie zawcześnei robię w majtki. Bać to ja się pewnie dopiero będę
Pozdrawiam!
Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 21:23:22 16-09-09, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
monioula Prokonsul
![Prokonsul Prokonsul](https://i.imgur.com/umhWvJE.gif)
Dołączył: 01 Cze 2007 Posty: 3628 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Sevilla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:01:00 11-09-09 Temat postu: |
|
|
Cholera, no!
Biorę się za czytanie i komentuję jako druga
EDIT:
To zaklepywanie mnie już męczy. Jakaś głupota
Cytat: | - Nie, tym bardziej, że ten stan nie potrwa długo. Co prawda Andrei i Felipe na razie tu nie ma, ale na pewno się z nami skontaktują. A jeśli nie, to same damy sobie radę. Niedługo ten dom będzie nasz...i tylko nasz! |
I w tym momencie przydałby się jakiś temat muzyczny. Mam nawet przed oczami gęby Gambone, które knują Antonio póki co nie dał się złapać w pułapkę, ale przecież dowód to dowód.
Domyślam się, że Ślimak napisze długi referat na temat wątku kryminalnego, więc ja się zajmę czymś innym.
Carlos najwyraźniej nie zapomniał o Andrei. Wyobrażam sobie, co poczuła Monica, ale wcale nie jest mi jej żal.
Raul przysłuchiwał się całej rozmowie, wątek często obecny w telenowelach. Cóż... Wątpię, czy to zmieni jego przekonania.
Jestem ciekawa, co zrobi teraz Andrea, ale na to chyba będę musiała poczekać.
Nie mam za bardzo czasu na obszerny komentarz, mam nadzieję, że Ślimak ci to wynagrodzi w swoim referacie. Ja mogę tylko powiedzieć:
Co to ma być za końcówka?! Dawa new i to szybko
Sorki, poniosło mnie ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_rolleyes.gif)
Ostatnio zmieniony przez monioula dnia 11:11:55 11-09-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Lilijka Mistrz
![Mistrz Mistrz](https://i.imgur.com/1zcvnf0.gif)
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 17:19:39 11-09-09 Temat postu: |
|
|
Końcówka mną wstrząsnęła
Ricardo powinien odbyć jakies leczenie, to brzmi jak brzmi, ale nie jest normalne, w jednej chwili mówi normalnie, w drugiej niemalże pluje krwią, a teraz taki... numer.
Zastanawia mnie jeszcze postawa Luisa - on przeciez wie, ze Antonio zabil Veronicę
Szkoda mi Raula Ciekawa jestem jego konfrontacji z Vivianą, która mam nadzieję już niedługo ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_lol.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Fuente Big Brat
![Big Brat Big Brat](https://i.imgur.com/6nsBF1g.gif)
Dołączył: 19 Lip 2008 Posty: 825 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:54:47 11-09-09 Temat postu: |
|
|
Popieram Lilibeth, powinni go leczyć, a nie trzymać w domu. Bo niewątpliwie coś mu dolega i jest to problem z psychiką.
Kurczę, a gdyby tak RR zabił teraz Sonyę? Przyznam, że wywołałoby to chyba ogólnoczytelniczy szok, ale byłoby szalenie ciekawy. Ale wiem, że jej nie uśmiercisz, o nie, na razie jest zbyt cenna dla opowieści...
Wampirzyca Abreu kiedyś się przejedzie na tym swoim szybkim i konkretnym działaniu. Albo nie, lepiej niech omota sobie Carlosa dookoła palca i niech ich oboje ktoś wreszcie spacyfikuje, bo ja tu nie wytrzymam i sama się tego podejmę
Raul, kurczę, podsłuchał wszystko. A ja bym chciała, żeby on i Andrea byli znów razem (żadnych Santa Marii w życiu tej dziewoi, błagam!), ale to chyba niemożliwe, prawda?
Ciąg dalszyyy! Gdzie on jest?! |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Lilijka Mistrz
![Mistrz Mistrz](https://i.imgur.com/1zcvnf0.gif)
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:51:41 14-09-09 Temat postu: |
|
|
Domagam się newu ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_biggrin.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
BlackFalcon Arcymistrz
![Arcymistrz Arcymistrz](https://i.imgur.com/2KLV6gU.gif)
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:43:49 14-09-09 Temat postu: |
|
|
Ślimak - Za karę masz dwa do skomentowania .
monioula - Hm, to był Wasz pomysł .
Pomysł z tematem muzycznym bardzo mi się spodobał, bo woybraziłam sobie moja telkę w TV - hehe, marzenia . A dowód w sumie jest dowodem, ale wyobraź sobie wplątanie pań Gambone w aferę o słaszowanie czegoś takiego - poza tym Antonio i tak nie jest poczytalny, więc grozi mu najwyżej szpital psychiatryczny.
Zamieszanie na linii Raul -> Carlos - > Andrea będzie miało swoje skutki - dość tragiczne, nie powiem. A o tym, co zrobi Andrea, dowiesz się zaraz .
Lubię, jak Cię tak ponosi, iż domagasz się u mnie newa .
Lili - Ależ masz rację, zachowanie RR nie jest normalne, on sam już dawno stracił rozum przez eksperymenty Edgara - pytanie tylko, czy na zawsze. A przecież nawet, jak wyzdrowieje, to wcale nie musi całkowicie.
Luis nie wie, kto zabił Veronicę, widział tylko zarys mężczyzny i słyszał jego głos, ale go nie poznał.
Raul chyba Cię nieco zaskoczy .
Alveaenerle - A kto powiedział, że Ricardo nie zabije Sonyi? Owszem, jest ważna, ale może właśnie tak skończy? Ich przyjaźń od początku jest tragiczna i może dziewczyna zginie właśnie z jego ręki? Teraz, później, nie wiadomo, ale kto to wie?
Raul i Andrea...Czy aby na pewno takie nierealne?
Zapraszam na odcinek 198...
--------------------------------------------
Odcinek 198
Przełknęła ślinę tak wolno, jak jeszcze nigdy w życiu. Co prawda było to conajmniej szokujące, ale gdzieś w głębi świadomości bała się i to bardzo. Powodem jej lęku był nie kto inny, a człowiek, którego tak bardzo pokochała i dla którego przeciwstawiła się całemu światu - Ricardo Rodriguez. Ten sam, który w chwili obecnej trzymał ostro zakończony fragment szkła przy jej gardle i z dziką satysfakcją w oczach delikatnie przycisnął mocniej...
Na skórze pojawiła się kropelka krwi. Jedna. Przynajmniej na razie.
- Co ty robisz? - udało jej się wykrztusić. Strach dławił ją do tego stopnia, że Sonyi ciemniało przed oczami.
- Zabijam - otrzymała prostą odpowiedź.
- Ale dlaczego mnie? - spytała, walcząc ze łzami. - Kocham cię, a ty chyba mnie...lubisz, prawda?
- Nie. - Kolejny krótki wyraz, brzmiący bardziej jak oświadczenie, niż reakcja na pytanie dziewczyny.
- Nie jesteś sobą, Ricardo. Nie czujesz się najlepiej i nie za bardzo wiesz, co robisz, ale ja cię nie winię. Wiem, że w głębi duszy wcale nie chcesz mi zrobić krzywdy, prawda?
- Oczywiście, że chcę - szepnął drapieżnie. - Przynajmniej w końcu będę wolny od tej natrętnej obecności. Zamęczysz mnie, nie rozumiesz?
- Będziemy mieć dziecko. Nazwiemy je po twoim przyjacielu, albo po mamie. Wychowamy je razem i...
- Niczego nie wychowamy, panienko.
Złapał ją z całej siły za włosy drugą ręką i odchylił mocno głowę do tyłu, aż jęknęła.
- O tak, od razu lepiej. Ani słowa, bo to gardziołko spłynie krwią. Zakrztusisz się nią i umrzesz, a ja będę patrzył.
- Puść mnie! To boli! - wyjęczała, przerażona i wciąż nie potrafiąca uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- Wiem o tym! Przyznam ci się do czegoś. Uwielbiam, kiedy cierpisz.
Nie mogła się poruszyć, nawet wziąć głębszego oddechu, bo w każdej chwili ostrze wbiłoby się jej w skórę. Do końca nie było pewna, czy spowodował to lęk, czy też rozpacz, a może jeszcze coś innego, ale w tej samej chwili, kiedy zrozumiała, że umiera z ręki swojego wybranka, z oczu trysnęły jej łzy. Zupełnie, jakby chciała opłakać to, co się stało z nią i z jej przyjacielem.
Ricardo miał już zadać ostateczny cios, włożył sporą siłę w ramię i ułamek sekundy dzielił go od zamordowania dziewczyny, kiedy nagle się zatrzymał.
- Co się dzieje? - spytał cicho i ze strachem w głosie. - Czemu płaczesz? I drżysz? Sonyu...wszystko w porządku?
Dopiero potem zorientował się, że nadal szarpie jej włosy, puścił więc i spojrzał na dłoń, w której trzymał szkło.
- Dlaczego ja...? Co chciałem zrobić? Wytłumacz mi, proszę! - zwrócił się na końcu do córki Gregorio.
Musiała kilkakrotnie złapać oddech, nim mogła cokolwiek powiedzieć. Chyba tylko cudem uniknęła śmierci. Zdawała sobie z tego sprawę i praktycznie zmusiła się do odpowiedzi:
- To nic takiego, naprawdę. Odpocznij, proszę, kiedy się obudzisz, wszystko ci opowiem.
Delikatnie, ostrożnie, wyjęła mu z ręki kawałek szklanki i schowała do kieszeni.
- Nie, nie, ja muszę wiedzieć! Boję się, że mogłem zrobić ci krzywdę! - zawołał z tak ściskającym serce błaganiem, jak chyba jeszcze nigdy dotąd.
- Miałeś po prostu zły sen. Jesteś bezpieczny, nic ci nie grozi, mnie zresztą też. Będę się tobą opiekować, a teraz mnie posłuchaj i prześpij trochę, dobrze? - posłała mu drżący i wymuszony uśmiech.
Zgodził się bez słów, nadal z tym nierozumiejącym spojrzeniem. Sonya widziała, że mgła znów zaczyna przesłaniać mu umysł, westchnęła więc tylko i okryła kołdrą powoli zasypiającego Rodrigueza.
A potem prawie wybiegła z pokoju, zatrzymując dopiero w salonie. Złapała się stołu i dyszała ciężko, płacząc już otwarcie, głośno, aż przerodziło się to w szloch.
Pedro Velasquez wszedł właśnie do salonu po tym, jak doprowadził do porządku samochód swojego szefa. Miał zamiar udać się do pokoju przyjaciela i dowiedzieć się o jego samopoczucie. Zamiast tego natknął się na Sonyę i aż stracił oddech. Czyżby stało się najgorsze?
Podszedł do niej i zapytał, obawiając się tego, co usłyszy:
- Czy coś...nie w porządku?
Złapał się na tym, że pytanie może wydać się dość idiotyczne, zważywszy na to, że Sonya nie może się uspokoić, ale co tam - i tak się wszystkiego dowie, a inna forma i tak nie przeszłaby mu przez usta.
- Owszem! - z tymi słowami obróciła się w jego kierunku. Wyglądała okropnie - podkrążone od łez oczy, grymas bólu wykrzywiał wargi, nos zaczynał puchnąć od płaczu.- Mam dosyć! Więcej nie wytrzymam, on musi mi wybaczyć, ale ja już nie mogę, nie mogę!
- Czego nie możesz? - drążył Pedro, spokojniejszy faktem, że Rodriguez żyje. Przynajmniej tyle.
- Zajmować się nim! Najpierw zachowuje się jak zwierzę, potem na moment odzyskuje świadomość, gdzieś przy okazji dostaje krwotoku z ust, a na końcu to!
- O czym ty mówisz? - Velasquez poczuł nieokreślony lęk.
- O tym! - Sonya wskazała palcem na wciąż lekko krwawiącą szyję. - Przed chwilą próbował poderżnąć mi gardło!
- Co? Ricardo? Bredzisz, dziewczyno.
Pedro może bywał szorstki, ale tylko wtedy, kiedy pragnął ukryć swoje uczucia.
- Wyobraź sobie, ża tak! We własnej osobie! Nagle się obudził, rozwalił szklankę i przyłożył mi szkło do skóry, nawet nieco ją naciął! W ostatniej chwili coś mu odbiło - o ile mogło jeszcze bardziej - i się wycofał, zadając mi bardzo pasujące do sytuacji pytanie, dlaczego płaczę i czy czasem nic mi nie grozi!
- Uważaj, co mówisz, bo możesz go bardzo skrzywdzić. Jemu nie odbiło, on został poddany eksperymentom i najwymyślniejszym torturom, jakie tylko przyszły mojemu przeklętemu bratu do głowy.
- W efekcie czego stracił rozum! Pedro, sens jest taki sam - on już nie jest człowiekiem i powinien się leczyć w szpitalu psychiatrycznym!
- Z tego, co pamiętam, sama protestowałaś przeciwko temu rozwiązaniu, bo wiesz, że mógłby z niego już nie wrócić. Teraz chcesz go wyrzucić jak zepsuty owoc? Jak niepotrzebny przedmiot? Najpierw starasz się go za wszelką cenę zatrzymać tutaj, a potem, kiedy już ci się znudził po paru dniach, pozbywasz się go, byle dalej od siebie?!
Velasquez podniósł głos, ale mało go to obchodziło.
- A co mam zrobić? Dać się zarżnąć? Co by było, gdyby nacisnął odrobinę mocniej? Mówiłbyś teraz do trupa i nadal byś usprawiedliwał pana Rodrigueza?!
- Owszem. Bo nie ma pojęcia, co robi. Wyobraź sobie, co on by poczuł, gdyby kiedyś odzyskał świadomość i zapytał o ciebie. Co bym mu odpowiedział? Że zginęłaś z jego ręki? Ale teraz chcesz mu przyszykować coś równie potwornego - chcesz go opuścić w najczarniejszym momencie życia!
- Mam tylko dziewiętnaście lat! Powinnam szukać sobie chłopaka, wydawać pieniądze na samochód, na ubrania, mieć problemy jak normalna nastolatka! Zamiast tego byłam gwałcona, próbowano mnie zabić i nie wiadomo, co jeszcze, a na dodatek teraz niańczę wariata, który powinien...
- Który co powinien? - spytał głucho i ponuro Pedro. - Dokończ.
- Nieważne. Powiedziałam za dużo, jestem zła i tyle. Nie mówmy już o tym.
- Nie tuszuj sprawy. Bardzo chcę poznać twoje myśli - dalej, co chciałaś wyznać? Co powinien Ricardo?
- Dobrze, powiem ci! Powinien zostać poddany gruntownemu badaniu i zostać zamknięty na długi okres w pokoju bez klamek! Mam dosyć, dosyć, zapominasz, że jestem w ciąży i nie mogę się denerwować, a tu co jakiś czas przeżywam stres! Jestem dzielna, ale ile mogę znieść?!
- W pokoju bez klamek...Na długi okres...Przyznam, że być może wymaga specjalistycznej pomocy i owszem, chyba poproszę Eduardo, by załatwił jakiegoś dobrego lekarza, który współpracowałby z Bolivaresem. Równocześnie przypomnę ci, że dziecko, którego się spodziewasz, jest również potomkiem Rodrigueza. Tego człowieka, którego chcesz porzucić i o którym mówisz z taką złością. Opanuj się i zastanów, co do niego czujesz, bo mam wrażenie, że to już nie jest miłość. O ile kiedykolwiek była.
- Mało dla niego zrobiłam?! Gdyby nie ja, nadal pewnie kradłby na ulicach, albo żebrałby u tych, których wcześniej obrabował! Zrozum mnie, Pedro, nie potrafię codziennie martwić się, czy rano obudzę się z nożem w żebrach, czy jeszcze nie!
- Nożem w żebrach...Po jednym z takich ciosów, otrzymanych od Manolo, Ricardo mało nie umarł w szpitalu. Akurat wtedy bronił ciebie. Rzucił się na Fernandeza w rozpaczy. Myślał, że umarłaś. Szkoda, że nie widziałaś oczu Rodrigueza - jeszcze nigdy nie znałem tak wielkiego bólu. A potem wyszedł z tego tylko dzięki myślom o tobie. Żył i żyje tylko dla Sonyi Santa Maria. I wiesz, co mnie teraz bardzo interesuje?
Wyraz twarzy Velasqueza zmienił się, Pedro patrzył w innym kierunku, niż przed chwilą. Sądziła, że po prostu szuka myśli, ale chodziło o coś innego.
- Co takiego? Jak usprawiedliwić go z wszystkiego, co zrobił, nawet, jeśli czynił źle? A szczególnie z tego, jak pewnego dnia zostawił mnie samą, gdy leczyłam się po ciosie w głowę? I nie obchodziło go, ani jak się czuję, ani jak sobie poradzę z dzieckiem? To on mnie wtedy opuścił i to już drugi raz!
- Nie, nie to. Ciekawi mnie, jak wiele słyszał z tych potworności, które mu zaserwowałaś.
- Pewnie nic! Bo śpi sobie słodko pod kołderką, podczas, gdy ja trzęsę się cała i nie wiem, co dalej z tym wszystkim robić!
- Obróć się.
Nie musiała patrzeć daleko, tylko w kierunku schodów, z których niedawno zeszła w takim pędzie. Na ostatnim z nich, już na samym dole, stał Ricardo. Nie było żadnych wątpliwości, że zrozumiał przynajmniej część tego, co krzyczała Sonya.
Velasquez pierwszy się otrząsnął i podszedł bliżej, ale tylko parę kroków - nie do końca wiedział, jak ma się zachować.
- Ona wcale tak nie myśli - zaczął nieporadnie. - Jest zdenerwowana i nie panuje nad językiem, ale czuje do ciebie to samo, co wcześniej.
Córka Gregorio stanęła tuż przed Rodriguezem i powiedziała, równie roztrzęsiona:
- Tak, Pedro ma rację, jestem nieco przytłoczona tym wszystkim, jednak kiedy już wyzdrowiejesz, nie licz na to, że pozwolę ci znowu odejść!
Próbowała się uśmiechnąć, uczyniła nawet ruch, jakby chciała go objąć, ale Ricardo cofnął się z tak dziwnym spojrzeniem, że nawet brat Francisco był zaskoczony. Syn Diego zamrugał oczami, wyglądał, jak ktoś starający się skojarzyć fakty, a potem spojrzał jeszcze na Sonyę i obrócił do niej tyłem. Spokojnie, jakby nic się nie stało, zaczął wchodzić po schodach z powrotem na górę. Zarówno dziewczyna, jak i Pedro przez moment się nie poruszyli, zdumieni całą sytuacją.
- Chyba się na ciebie nie gniewa - szepnął szofer Abreu.
- Chyba nie. Pójdę za nim.
Co rzekła, tak zrobiła, ponieważ jednak Rodriguez miał przewagę kilkunastu sekund, znalazła się na piętrze trochę po tym, gdy on zniknął już za drzwiami pokoju. Podeszła do nich, wzięła głębszy oddech i...otworzyła bez najmniejszych problemów. Weszła do środka, pewna, że zobaczy coś niezbyt przyjemnego, ale myliła się - podopieczny zasypiał z powrotem w jej łóżku. Rozejrzała się wokoło, ale nic się nie zmieniło.
- Ja...- otworzyła usta tylko po to, by zaraz je zamknąć. Nie będzie przecież mówić do chrapiącego człowieka.
Velasquez dotarł za moment i też odetchnął z ulgą.
- Nigdy, nigdy więcej nie mów takich rzeczy, jak przed chwilą! - pouczył szeptem Sonyę i już chciał wychodzić, gdy jego wzrok zauważył ukryte w kącie resztki jakiegoś papieru.
- A to co? - schylił się, podniósł i dokładnie obejrzał, a potem rozłożył na stoliku tak ułożone, by dziewczyna również zobaczyła.
Były to smętne fragmenty rysunku przedstawiającego niemowlaka, jaki nie tak dawno temu rysował Ricardo. Musiał potargać go, zanim ułożył się na posłaniu.
Felipe Santa Maria był zbyt zbolały, żeby protestować, chociaż było widać, że wzbiera w nim wściekłość. On, jaśnie pan pochodzący z wysokiego rodu ma skończyć w jakiejś ruderze na przedmieściach? Na razie dał się spokojnie zaprowadzić do bloku - tak, bo to nie był domek, a jedno z kilku mieszkań zajmowanych przez całkiem zwyczajnych ludzi, tylko może o trochę wyższym standardzie, niż te normalne. Wszedł do środka oparty na Andrei i od razu skomentował:
- Dwa pokoje. Meble wyciągnięte z kopalni. I ja mam tu spać?
- Nie tylko spać, ale i zostać. Do czasu, Felipe. Ważne, że mamy w ogóle dach nad głową, a w międzyczasie znajdziemy sposób, żeby odzyskać to, co straciliśmy.
- Przyznam, że ojczulek nieźle cię upokorzył. Takie nędzne coś, kieszonkowe i do tego pogarda, z jaką się do ciebie odniósł. A mogłabyś zostać kimś więcej, wystarczyło tylko nie dać się złapać.
- Oboje wiemy, kto jest winien naszego upadku. Poczekaj, zdążymy jeszcze wrócić na należne nam miejsca.
Mówiąc to, Monteverde rozchyliła koszulę mężczyzny i starała się opatrzyć mu rany chociaż trochę.
- Na pewno nie chcesz do szpitala? Mocno oberwałeś.
- Nie chcę, nie ma takiej potrzeby. Ci idioci grozili, że mnie wykastrują, ale tylko mnie pobili. Przejdzie, tylko muszę chwilę odpocząć.
- Co robimy potem? Marzyć o majątku możemy, o miłości też, ale same słowa nie wystarczą.
- Ja już nie marzę o miłości.
Na wspomnienie doznanego zawodu - a trochę i z powodu bólu po przygodzie w barze - skrzywił się nieco, nim dokończył: - Viviana wyleczyła mnie z uczuć. Przynajmniej tych do kobiet.
- Bardzo ją kochasz, mimo tego, co się stało.
- Kochałem - poprawił Felipe. Wielokrotnie tłumaczyłem, że może być moja i tylko moja i zgodziła się na ten układ. A teraz puściła się z innym i nawet nie wiem, kim on jest.
- Dowiemy się oboje, bo zamierzam ci pomóc. Powinniśmy trzymać się razem w tej trudnej sytuacji. Szybciej dopniemy swego.
- Jesteś całkiem mądra - pochwalił ją. - Byłabyś dobrą żoną, trzymałabyś męża krótko, ale przynajmniej byłabyś wierna.
- I kto to mówi? Facet, który podrywał żonę swojego...
- Tak, wiem. Trudno jednak - bez obrazy - nazwać Carlosika mężczyzną. Nie obraź się, ale nie wiem, co ty w nim widzisz.
- Dobroć, łagodność i ...- przerwała. - Daleko go to nie zaprowadziło. Nie ma ani pieniędzy, ani domu, ani właściwej kobiety obok.
- Bo to ty jesteś tą właściwą? Ale masz rację, potrzebujesz kogoś innego, nie takiego nieudacznika, jak on. Dobrze ci radzę, znajdź sobie tego, kto będzie ciebie wart. Z ogniem, a nie masłem w majtkach.
- Takiego, jak ty? - zaśmiała się, nieco niezadowolona z przebiegu tej rozmowy. - Felipe, fakt, że na razie mieszkamy razem, nie znaczy od razu, że...
- Ależ ja nic nie mówię! - zamachał rękami. - Tylko daję ci do zrozumienia, że może czas dać sobie spokój z Carlosem i związać się z kimś innym. Nie pasujecie do siebie.
- Pozwól, że ja to ocenię! - podniosła głos, dziwnie zdenerwowana. Czyżby aż tak nie spodobały jej się sugestie mężczyzny?
Eduardo ze smutkiem pokiwał głową, tak samo zrobiła Monica i Carlos. Allisson spoglądała ze współczuciem na ledwo trzymającą się Sonyę. Pedro skończył właśnie mówić i spostrzegł, że wszyscy się z nim zgadzają, chociaż dla niektórych może to być bardzo trudne.
- Nie tylko lekarza, przyjacielu - odezwał się wreszcie Abreu. - Zapewne nikt się nie sprzeciwi, jeśli powiem, że jednak Sonya miała rację w jednym - nie tutaj jest miejsce na takie rzeczy.
Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer. Nikt poza nim nie zabrał głosu.
- Chciałbym prosić o wyspecjalizowany zespół w karetce do chorego cierpiącego na...hm...coś w rodzaju zaburzeń osobowości. Mam wstępną diagnozę lekarza, niestety, nie psychiatry. Tak, adres już podaję.
Rozłączył się i w grobowej ciszy powiedział do zebranych:
- Będą tu za kilka minut. Przygotujcie...naszego przyjaciela do opuszczenia tego domu. Miejmy nadzieję, że szybko do nas wróci.
W głębi duszy wcale nie był tego taki pewien, miał nawet niejasne przeczucie, że potrwa to dużo dłużej, niż myśleli...o ile w ogóle Rodriguez znów pojawi się w ich życiu jako normalny człowiek. Abreu zdusił w sobie kolejne niepokojące wrażenie, że niedługo pewien grób na cmentarzu będzie miał już prawidłowe imię wypisane na przodzie.
Carlos również czuł dziwne ssanie w żołądku. Chciałby mieć przy sobie Andreę w tym również i dla niego trudnym momencie. W końcu niełatwo było patrzeć, jak jego bądź co bądź córka przeżywa taki koszmar. On sam niedługo będzie musiał znów stawić się w sądzie, gdzie rozstrzygną się jego losy. Odruchowo chwycił dłoń Monici stojącej za fotelem, na którym siedział. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że to nie Monteverde, ale ręki nie zabrał - nie miał ochoty na kolejną nerwową sytuację - nie teraz.
- Powinniśmy powiadamić Natalię - wtrącił się zamiast tego.
- Jak już będzie po wszystkim - odparł mu Abreu. - Na pewno uzna, że dobrze zrobiliśmy i nie będzie miała żalu, że podjęliśmy tą decyzję bez niej.
- Oby tylko Diego się nie dowiedział - odezwała się wtajemniczona w całą sprawę Allisson. - On by go zniszczył.
- Słuszna uwaga, córeczko - odrzekła jej Monica, dobrze się starając, by wzbudzić zaufanie Sonyi i powiększyć je u Carlosa.
Córka rzuciła jej powątpiewające w szczerość słów spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Obróciła się tylko do dziewiętnastolatki i zwróciła do niej tymi słowami: - Obie zadbamy, żeby skończyło sie dobrze. Pamiętaj, chcę cię widzieć radosną i szczęśliwą u boku - w ten, czy w inny sposób - twojego wybranka.
- Dzięki - wykrztusiła Sonya, mając coraz większe wątpliwości, czy aby na pewno robią dobrze.
Raul Monteverde, człowiek z początku łagodny, a potem zmuszony do działań wbrew własnemu sercu, miał pretensje do ojca:
- Dlaczego wepchnąłeś Andreę w łapska Felipe? Przecież wiesz, co to za facet!
- Przejmujesz się tym? - zmrużył oczy niemile zaskoczony Gregorio, siedzący za biurkiem. - Myślałem, że chcesz się na niej zemścić.
- Bo chcę! - wykrzyknął Raul, stojąc przed ojcem. - Ale nie w ten sposób! On ją zgwałci, albo coś jeszcze gorszego!
- Nie bądź idiotą. Jeśli to zrobi, to tylko za jej przyzwoleniem. To przecież dzi**a. I nie unoś się tak, w ogóle żałuję, że słyszałeś tamtą rozmowę.
- A ja nie! Dzięki temu wiem, co się stało z moim dzieckiem! Andrea straciła je po tym, jak dowiedziała się o mojej śmierci! Czyli jednak coś do mnie czuła, cierpiała na tą wiadomość!
- Ty durniu! Bała się Maribel, jej gniewu, nic a nic nie obeszło ją to, czy żyjesz, czy nie! Wylecz się wreszcie z tego obłąkania, bo skończy się tym, że pobiegniesz do niej z kwiatami i z przeprosinami, że miałeś czelność pomyśleć źle o tej szmacie!
- W sumie zawsze kochała Carlosa i ja o tym wiedziałem. Może byłem zbyt surowy? Teraz, kiedy znalazła się w trudnej sytuacji, waham się, czy nie odłożyć naszego zamiaru. Nie będę kopał leżącego.
- Ależ będziesz! - Gregorio wstał i wyszedł zza biurka. - Tym bardziej powinieneś uderzyć! Straciła już jednego Santa Marię, Felipe długo z nią nie wytrzyma i zacznie kombinować, jak tu zamieszkać osobno i zdobyć trochę pieniędzy. Zostanie sama, bez grosza przy duszy, zdana na moją - naszą! - łaskę i niełaskę. I tak ma być! Wtedy możesz podejść do niej, przyznać się, że żyjesz, ale tylko po to, by wskazać jej drogę do piekła!
- To nie w moim stylu. Nie umiem być okrutny dla kogoś, kogo kiedyś kochałem.
- Kiedyś?! A może nadal coś do niej czujesz?! Zmuszę cię, zmuszę, byś nie zszedł z raz obranej drogi. Jakimże byłbyś moim synem, Monteverde jakim, gdybyś nagle odpuścił karę za coś tak potwornego. Zapomniałeś, jak puszczała się z Carlosem, podczas, gdy ty konałeś w szpitalu?! To on pieścił jej ciało, nie ty, to jemu szeptała miłość, a nie tobie! Puścisz to płazem?!
- Nie jestem Monteverde - przypomniał mu Raul.
- Wychowałem cię, dałem nazwisko i dom. Jesteś mi coś winien - mnie i sobie samemu. Pozwolisz, by taka nędzna kobieta tobą pogardzała?!
- To twoja córka.
- Nieprawda. To tylko wynik przygody z jej matką. Niechciany i niepożądany. Ty i tylko ty jesteś moim dzieckiem. Ciebie będę chronił, a każdego, kto cię skrzywdzi, niszczył. Nie wahaj się, nie bądź miękki - każdemu możesz wybaczyć, ale nie jej, do cholery! A poza tym co - znowu chcesz zranić Maribel? Mało już przeszła na twoim pogrzebie? Jakby myślała teraz o tobie, gdybyś nagle wyciągnął pomocną dłoń do swojej żony?
- Dobrze, nie zrobię tego. Będę kontynuować to, co zaczęliśmy. Czasami jest mi trudno, to wszystko.
- Od tego masz mnie, matkę i przyjaciółkę, pannę Moreni. Pomożemy ci w tej batalii.
Podszedł do syna i poklepał go po ramieniu, dodając: - Nie łam się, pokażemy tej dziwce, kto jest lepszy.
Raul wrócił do swojego pokoju i westchnął ciężko. Chwycił za słuchawkę, wybrał numer do komórki Andrei i zaczekał chwilę. Wiedział, że robi źle, że zdradza tych, którzy mu pomogli, ale chciał tylko usłyszeć jej głos, nic więcej. Nie odezwie się ani słowem, nie da poznać, że to on jest po drugiej stronie słuchawki.
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, dopiero potem odebrała telefon i powiedziała, jakby lekko zdyszana:
- Tak, słucham?
Otworzył usta, przypomniał sobie, że miał milczeć i zaraz je zamknął, nie potrafił jednak się rozłączyć. Kilka sekund panowała cisza, aż nagle w tle dało się słyszeć naglący głos Felipe:
- Wracaj do łóżka, dokończymy nasze igraszki!
To wystarczało. Syn Gregorio zamarł i nieświadomie rozluźnił palce. Telefon wypadł mu z ręki i uderzył o podłogę, na szczęście dla Raula przerywając połączenie. Przynajmniej nikt nie słyszał jego szlochu.
W międzyczasie starszy Santa Maria dokończył myśl:
- Zmarzniesz tam przy oknie! Mam nadzieję, że to nie Carlos, bo nie mam ochoty na to, by nam teraz przeszkadzał. Pakuj się z powrotem pod koc i omawiajmy dalej nasze plany zemsty! Zimno tu jak nie wiem.
Bo tym były w istocie "igraszki", jak to nazwał Felipe - kolejnymi krokami ich zamiarów. Skąd jednak mógł o tym wiedzieć Raul Monteverde?
- Teraz jesteś z nim...Najpierw jeden z braci, teraz drugi...Nic mnie już nie powstrzyma przed wymierzeniem kary, nic, a nic...- wyszeptał do siebie załamany małżonek Andrei w wielkiej - a tak dla niego pustej - rezydencji ojca.
Dolores Gambone nieco uspokoiła się słowami córki, ale nadal nie była pewna, czy Graciela aby za bardzo nie ufa samej sobie. Miały przecież czas tylko do jutra, co zrobią, jeśli de La Vega nadal będzie świadomy swoich czynów i zostanie przy decyzji wyrzucenia ich na bruk?
Stuk, stuk, kilka puknięć w drzwi wyrwało ją z rozmyślania. Przez dłuższą chwilę oczekiwała na służbę, ale ta nie pojawiła się wcale.
- Boże, co za dom upiorów - wszyscy znikają, jak są potrzebni! - skomentowała, po czym wstała i łaskawie podążyła jak uzbrojony okręt w stronę wejścia. Robiła to powoli i z godnością, przy okazji usiłując nie doprowadzić do niestrawności - matka zawsze powtarzała jej, że po sutym posiłku trzeba odpocząć, a nie chodzić po domu.
Pukanie ponowiło się, natrętne i jakieś niezbyt przyjemne. Dotarła w końcu do drzwi i otworzyła je szeroko.
- Czego? - burknęła, w ostatniej chwili tego żałując - a nuż to ktoś ze znanych gości, albo sam Martinez?
Nie miała pojęcia, dlaczego Pablo miałby jej szukać, ale miło by znów było zanurzyć się w jego...pieniądzach.
- Droga pani, niech pani wspomoże biednego człowieka, jestem chory, nie mam co jeść, a pani jest na pewno dobra i rzuci mi jakiś okruch! - rozległo się zawodzenie.
- Zmiataj stąd, śmierdzielu! Nie przyjmujemy tu żebraków!
- Błagam o pomoc, bez pieniędzy zginę, a pragnę tylko odrobinę z tego wspaniałego majątku!
- Nic dla ciebie nie mam! - wrzasnęła Dolores, przerażona, że zapach przejdzie i na nią. Zatrzasnęła drzwi i...zorientowała się, że nie do końca się to udało, bo między nimi, a framugą pojawiła się stopa przybysza.
- Proszę, zaraz sobie stąd pójdę, tylko niech mi pani pomoże, błagam!
- Idź, natręcie, bo wezwę policję! Przepędzę cię stąd siłą, skoro sam nie chcesz odejść!
- A wzywaj sobie, o ile będziesz w stanie zrobić chociaż krok! - wysyczał nagle niespodziewany gość i wyciągnął coś z wnętrza długiego, brązowego płaszcza, w jaki był ubrany. Dolores rozpoznała bez trudu pistolet - wymierzony w samo jej serce.
- Teraz mnie wpuścisz? Czy mam przejść po twoim ciele?
Koniec odcinka 198 |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Milka24 Idol
![Idol Idol](https://i.imgur.com/bXNzXnv.gif)
Dołączył: 27 Lut 2009 Posty: 1984 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z kontowni xD Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 13:50:11 15-09-09 Temat postu: |
|
|
od jakiegos czasu bardzo intryguje mnie ta tela i chyba nadszedł czas by sie zebrac i ją przeczytac, dlatego prosze o przesłanie mi jej na emaila [link widoczny dla zalogowanych]
i odrazu mwie ze minie trszke czasu zanim w calosci przeczytam i wreszcie skmentuje bo wyjezdzam za granice i moge miec problem z netem ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_smile.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
BlackFalcon Arcymistrz
![Arcymistrz Arcymistrz](https://i.imgur.com/2KLV6gU.gif)
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 14:06:45 15-09-09 Temat postu: |
|
|
Cóż za piękny podpis i avatar . A telkę oczywiście wyślę, tylko napisz mi, czy wolisz w Wordzie (ze zdjęciami aktorów), czy jako sam tekst, z tym, że wtedy nie będzie pochyleń tekstu, które są dość ważne. I witam serdecznie nową Czytelniczkę! |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Lilijka Mistrz
![Mistrz Mistrz](https://i.imgur.com/1zcvnf0.gif)
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:00:07 15-09-09 Temat postu: |
|
|
Ale długi odcinek Takie lubię ;-)
Sonya ma rację, zgadzam się z nią całkowicie... tak się nie da żyć, nie wiadomo co nagle odwali Ricardo. Wlasciwie ona i Graciela są w podobnej sytuacji - Antonio tez nie jest przy zdrowych zmyslach
Na prawdziwe igraszki Andrei i Felipe chyba tez jeszcze przyjdzie czas ;-> |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
BlackFalcon Arcymistrz
![Arcymistrz Arcymistrz](https://i.imgur.com/2KLV6gU.gif)
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:14:15 15-09-09 Temat postu: |
|
|
Matko, faktycznie długi wyszedł.
Sonya może i ma rację ogólnie, ale z drugiej strony sama była przeciwko umieszczaniu Ricardo gdziekolwiek, bojąc się o jego życie. Pytanie, jak przebiegnie ewentualne przewiezienie go do szpitala - wyoraź sobie, jak zareaguje. Inna sprawa, że ja już to wiem .
A ostatnie zdanie - cóż, Felipe coś do niej ciągnie, to fakt . |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Lilijka Mistrz
![Mistrz Mistrz](https://i.imgur.com/1zcvnf0.gif)
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:40:50 15-09-09 Temat postu: |
|
|
Ją tez do niego ciągnie, pamiętam jaka zauroczona byla w pierwszych odcinkach ;>
Nie przejmuj sie, bywaly juz dluzsze
Ja tez chcę wiedziec, czy Ricardo w drodze do szpitala nie pogryzie sanitariuszy! |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
BlackFalcon Arcymistrz
![Arcymistrz Arcymistrz](https://i.imgur.com/2KLV6gU.gif)
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:43:37 15-09-09 Temat postu: |
|
|
Może okaże się, że to właśnie oni powinni być razem?
Hm, mam się cieszyć, czy żałować, że taki długi wyszedł? .
Dowiesz się w kolejnym odcinku, tą scenkę akurat mam już napisaną, pytanie tylko, czy to jednak aby na pewno dobre wyjście i czy...albo nie, nic ;D. |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
Fuente Big Brat
![Big Brat Big Brat](https://i.imgur.com/6nsBF1g.gif)
Dołączył: 19 Lip 2008 Posty: 825 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 16:48:26 15-09-09 Temat postu: |
|
|
Kobieto, rewelacja
Aż mnie oczy rozbolały, bo czytałam bez jednego mrugnięcia.
Sonya wreszcie pękła, w sumie to dobrze, bo ma rację. Nie może tak żyć, zwłaszcza, że jest w ciąży. Czy Ricardo ma coś w rodzaju rozdwojenia jaźni? Bo to, co wyczyniał jako pozbawiony skrupułów 'oprawca' Sonyi aż mi się spodobało, nie wiem, chyba mam słabość do psychopatów To było takie... prawdziwe, brutalne.
Niech go leczą, byle jak najprędzej. Z odcinka na odcinek jest z biedakiem coraz gorzej.
Kurczę, Raul będzie się teraz mścił na Andreicie. Już mi się podoba ten wątek Tylko Felipe, niech on się od niej odczepi! I Carlos też, spadaj na drzewo, dziadu! Andrea powinna być z Raulem, ale wiem, że nie będzie w najbliższej przyszłości, bo Ty tu nam zapowiadałaś kolejne dwieście odcinków...
Już się nie mogę doczekać ![](http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_winkle.gif) |
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subTrail/images/spacer.gif) |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|