|
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 19:26:28 05-10-09 Temat postu: |
|
|
Powiedzmy, że imponuje mi jej determinacja. Co by nie zrobiła to i tak jest na szczycie, moze niedosłownie, ale dobrze sobie radzi, chyba najlepiej ze wszystkich.
Ale nie żebym odcuzwał w jej stronę jakąkolwiek sympatię
Sonya - tam wiem, chce odsunąć, potomka od RR, ale zanim to się wydarzy, coś się jeszcze wydarzy... złośliwego, znając cię
Na swoje nieszczęście postanowiłem obejrzeć promo, i teraz wiem ciut więcej. A niech to!!!
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:03:40 05-10-09 Temat postu: |
|
|
Właśnie, więc jednak co nieco podziwu tutaj się wkrada ;D. Ale poczekaj, może to się skończy...a może nie ;D.
A niekoniecznie...A może tym razem będzie zupełnie odwrotnie i okaże się, że przeciwnik nie jest taki głupi? .
Heheheh, które promo? To najnowsze? Pytam, bo w temacie ostatnio był link do dwóch - starego i nowego. Podobało się? . |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:40:53 05-10-09 Temat postu: |
|
|
BlackFalcon napisał: |
Jak myślisz, o kogo chodzi w ostatniej scence najnowszego z filmików? |
Mam przykre wrazenie, ze to Ricardo
A co do zwierzania się Allisson przez RR, to moze po prostu ona byla pod ręką? ) |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:46:48 05-10-09 Temat postu: |
|
|
Może...może.
Allisson zna ich historię, więc może się w tej sprawie wypowiadać. Czy jednak Ricardo zaufałby jej aż tak, by mówić o swoich planach? Kto to wie.... |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:15:36 05-10-09 Temat postu: |
|
|
A moze jednak nie? Moze to Diego? Antonio? |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:16:25 05-10-09 Temat postu: |
|
|
Jakiś mężczyzna z całą pewnością . Nic więcej nie powiem, nic, a nic ;D. |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 22:17:15 05-10-09 Temat postu: |
|
|
Promo świetnie sklejone (już teraz wiem, czemu ja nie robię prom - za mało filmików a aktorami, których naprawdę cenię teraz gwiazdy Telemundo żądzą. Wszędzie ich pełno).
Ale wolę jednak nie psuć sobie zabawy (w moim promo był ślub), a myślałem, że coś się jednak wydarzy i do ślubu nie dojdzie .
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 22:26:48 05-10-09 Temat postu: |
|
|
A, czyli oglądałeś to pierwsze promo, to starsze . Tylko pamiętaj, że może się okazać, że to tylko czyjeś wyobrażenia . Pewnikiem zwróciłeś uwagę, że za każdym razem staram się dopasować odpowiednią piosenkę do danej scenki?
Fakt, znaleźć odpowiedni filmik jest strasznie ciężko, akurat ja mieszam aktorami tak, że nie patrzę, kto jest w której wytwórni, co nie zmienia faktu, że czasami szukam i znaleźć nie mogę (to nowsze robiłam 3 godziny...Wszystko przez brak odpowiednich scenek.). |
|
Powrót do góry |
|
|
Ślimak King kong
Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 0:17:34 06-10-09 Temat postu: |
|
|
Oj znam ten ból. Może najlepiej podam go na przykładzie:
Anastasia (Acosta) - grała min. w "Paulinie", "Rosalindzie", "Zdradzonej miłości" - zawsze małe albo bardzo małe rólki, teraz jest w "Fatimsie" jako Aresia.
Kobietę wybrałem przypadkowo, zgodnie z zasadą, najmniej znani najlepiej wypadają. I sprawdziło się. Gdy "Fatimsa" już dawno przekroczyła etap 100 odcinków, na youtube znalazłem wreszcie jakieś filmiki z Anastasią - i oniemiałem. Ta babka ma - gesty, sposób poruszania się i charakter Aresii. Szok I co ciekawe ona się nie starzeje .
Najgorzej teraz ze zdjęciami aktorów wenezuelskich, że o filmikach nie wspomnę. Kiedyś taki wysyp był telenowel z nimi. A teraz w necie trudno cokolwiek znaleźć.
Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 0:22:36 06-10-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:33:29 06-10-09 Temat postu: |
|
|
Tak, tylko, że Ty miałeś gorzej, bo dopiero potem znalazłeś jakikolwiek filmik, a ja może filmików mam dużo, ale z nieodpowiednimi scenami . Tobie akurat się po czasie, bo po czasie, ale udało.
O właśnie, pamiętam, jak dawniej puszczano tylko wenezuelskie, a teraz meksykańskie. Ale te drugie akurat są lepsze .
Zapraszam na odcinek 202 .
----------------------------------------------
Odcinek 202
Doktor w szpitalu dla umysłowo...zmęczonych, jak sam to wolał nazywać, odetchnął kilka razy głęboko, nim wreszcie zabrał ponownie głos:
- Czy to znowu się powtórzyło, panie Rodriguez?
- Owszem - mruknął nieco zawstydzony Ricardo. - Doktor wie, jak działa na mnie wspomnienie tego drania. Zastosowałem pańską metodę i zacząłem go rysować tak, jak sobie go wyobrażam, uwolniłem to, co drzemie mi w duszy, a potem zniszczyłem malowidło.
- I bardzo dobrze - uśmiechnął się już spokojny lekarz. - Ale co to miało być na końcu, kiedy mnie pan zaszedł od tyłu? Sądziłem, że...
- Tak, wiem. - Pacjent opadł na krzesło. - Że znowu mi odbiło. Nie, po prostu byłem tak wściekły, że zamiast normalnie panu odpowiedzieć, wydałem z siebie jakiś dziwny jęk, a potem prawie wyszedłem szukać tego bandyty.
- Ależ go pan nienawidzi. Jednak po tym, co panu zrobił, wcale się nie dziwię. Tylko proszę mnie tak więcej nie straszyć, bo będę musiał cofnąć to, co zaraz chcę powiedzieć.
- A co to takiego? Zmienia mi pan leki na smaczniejsze? Bo te ostatnie czuję w ustach przez kilka dni.
- Nie, nie o to chodzi. Chociaż faktycznie, dostanie pan inne, ale to nieco później. Dzisiaj przeprowadzimy ostatnie badania, po których dowiemy się czegoś ważnego, ale uważam, że wynik będzie dobry.
- Dlaczego ostatnie? - zdziwił się Rodriguez. - Już wszystko o mnie wiecie i nie da się mnie do końca wyleczyć, tak?
- Ależ nie! - zaprotestował doktor. - Przeciwnie, jeżeli zdarzy się tak, jak sądzę, to jutro będzie pan mógł opuścić szpital. Oczywiście, proszę skrupulatnie trzymać się moich zaleceń, chodzić do nas na kontrole i takie tam, ale jest pan już praktycznie zdrowy.
- Chyba pan żartuje. Przecież z tego, co mi mówiono, robiłem takie rzeczy, których się będę wstydził do końca życia - nie wiem wszystkiego, bo nikt mi tego w całości nie powiedział, ale jeden z lekarzy mówił kiedyś, że zachowywałem się jak zwierzę. Fakt, zawsze byłem dziwakiem, ale nie aż takim.
- Proszę się nie martwić, to już nie wróci. Rozumiem, boi się pan wolności i zmian, jakie nastąpiły podczas pana nieobecności, ale zapewniam - może pan wyjść jutro, jak tylko potwierdzą się dobre opinie po badaniach.
- Jest tylko jeden problem...Ja nie za bardzo...
- Nie ma pan gdzie iść? - domyślił się doktor. - W takim razie mam chyba dobrą wiadomość - Eduardo Abreu bardzo się interesuje pańskim losem, cały czas przysyła pieniądze na leczenie i prosił, żebym koniecznie poinformował go, gdy będzie pan już wracał do jego rezydencji. Chce tutaj przyjechać po pana osobiście.
- Nigdy się tu nie zjawił - powiedział cicho Ricardo.
- Bo z początku jakiekolwiek odwiedziny były zakazane, był pan w bardzo złym stanie. A potem bez przerwy o pana pytał, chciał z panem rozmawiać, ale kiedy napomknąłem panu na ten temat, nie był pan do końca sobą i zareagował...dosyć gwałtownie. O ile pamiętam, powiedział pan: "Niech spada".
- O mój Boże, jak on ze mną wytrzymał, kiedy jeszcze u niego mieszkałem. To święty człowiek. A...mam jeszcze jedno pytanie - czy poza nim ktoś tu do mnie przychodził? A szczególnie...pewna młoda dama?
- Jeśli pyta pan o córkę Santa Marii, to nie, jej tu nigdy nie było. Poza Abreu nikt tu nie zaglądał.
- Tak myślałem...W porządku, chodźmy już na te badania.
Raul Monteverde jak zawsze uważnie słuchał matki, ale tym razem się z nią nie zgadzał.
- Mamo, rozumiem, że się boisz, ale zapewniam cię, że nic się nie stanie. Przeciwnie, to może nawet pomóc mu wrócić do normalnego zachowania. Ludzkiego, powiedziałbym.
- Ale po tym, co zrobił z Virginią...Na zawsze pozostanie moim synem, jednakże nie sądzę, by...
- Zaufaj mi po prostu. Zobaczysz, że postąpiłem dobrze.
Więcej czasu dla siebie nie mieli, bo do pokoju wszedł nie kto inny, a Manolo Fernandez. Wystrojony jak na własny ślub, nieco onieśmielony - co było dziwne, bo w końcu nie miał takiego uczucia, gdy katował żonę jakiś czas temu - stanął w drzwiach i patrzył na dwójkę, która go tu wezwała.
- Witaj! - Raul wstał i podał mu rękę. - Mama mówiła, że znasz już prawdę o naszym pochodzeniu. Tak, jesteśmy braćmi i postanowiłem cię bliżej poznać.
- To dlatego wyciągnąłeś mnie z więzienia? - spytał Manolo, powoli odzyskując swój dawny styl. Starał się tylko nie przeklinać, by nie zrazić do siebie Monteverde - zbyt wiele mógł przecież dzięki niemu zyskać.
- Między innymi. Usiądź, proszę. Mamy kilka spraw do omówienia.
Fernandez wykonał prośbę i stwierdził:
- Teraz już wiem, co jest grane. Pomogłeś mi, bo czegoś ode mnie chcesz, prawda?
- Należysz do sprytnych osób - zgodził się Raul. - I bardzo domyślnych. Ale nie tylko to mną kierowało. Zaczekaj, wszystkiego się zaraz dowiesz, ale najpierw coś zjedzmy.
Na znak dany przez byłego męża Andrei wniesiono talerze z dymiącymi przysmakami. O ile matka i syn wiedzieli, jak jeść podane potrawy, to Manolo miał z tym pewien kłopot, ale jakoś sobie poradził. A trzeba przyznać, że nigdy w życiu nie jadł nic równie smacznego. Tylko strasznie się namęczył, żeby powstrzymać czknięcie.
- Smakowało? - zauważył Raul. - To wspaniale. Napijmy się wina i porozmawiajmy.
- Szykuje się jakaś robótka, czy tak? - rzucił potem lekko podchmielony Fernandez.
- Można tak to nazwać, braciszku - odparł Monteverde. - Jesteś wolnym człowiekiem i jeśli nie zrobisz niczego głupiego, takim pozostaniesz. Potrzebuję, żebyś śledził pewną osobę. Dostaniesz jej namiary, poza tym komórkę i mój numer. Jeżeli jednak mnie zdradzisz, nigdy więcej nie wyjdziesz z więzienia.
- To świetny interes, jak dla mnie. Co będę z tego miał? - Manolo całkowicie pominął kwestię rodzeństwa - przynajmniej na razie.
- W obecnej chwili masz już wolność. Będziesz też miał telefon, który potem możesz zachować dla siebie, ale póki nie powiem, używaj go tylko do rozmów ze mną, matką i ewentualnie moim ojcem. Nikt inny nie będzie znał twojego numeru. Zaznaczam jednak, że potem możesz dostać kolejne zadanie. Ach i oczywiście znajdę ci mieszkanie, opłacę je i co pewien czas wyślę ci sumkę na żywienie - wpływać będzie w regularnych odstępach na konto, które ci otworzyłem.
- Skąd ta hojność? Czy tak bardzo zależy ci na swojej ofierze? - Fernandez podrapał się po nowo rosnącej brodzie i słuchał dalej.
- Nie na niej, a na wiedzy o tym, co robi. Tutaj masz wszelakie dane, otwórz kopertę, bo widzę, że przyjmujesz moje warunki. Jest tam też telefon, który ci obiecałem, z wpisanymi numerami do matki, mojego ojca i do mnie. Jesteśmy opisani inaczej, niż się nazywamy, ale na pewno zorientujesz się, kto jest kto. I pamiętaj, ani słowa o tej rozmowie.
- Przecież można się dowiedzieć, że jestem twoim bratem! Jak mam temu zaprzeczyć?
- Źle mnie zrozumiałeś. Temu nie musisz, życzę sobie tylko, byś nie wygadał, że ja żyję. Chyba zdajesz sobie sprawę, że oficjalnie jestem martwy?
- Tak, wszędzie o tym trąbili. Dobra, niech będzie, zabieram się zaraz do roboty.
- Świetnie. A teraz w końcu to otwórz.
Monteverde ponownie podsunął mu kopertę, którą Fernandez błyskawicznie rozerwał. Wyjął potem ze środka zdjęcie i kilka opisów, rzucił okiem na nazwisko i zdębiał:
- Mam śledzić Andreę Monteverde?
- Dokładnie - uśmiechnął się Raul.
Sergio Gera był wściekły. Od kilku miesięcy nie miał wiadomości o Christku, od tego czasu, gdy w domu de La Vegi zjawiła się policja, nie mógł kontaktować się z nikim. Nie miał pojęcia, co stało się z Luisem, czy znaleźli Adriana w ich kryjówce, ani na ile poszedł siedzieć Antonio - o ile w ogóle poszedł. I najważniejsze - czek nie został zrealizowany, bardzo więc prawdopodobne było, że Christian już nie żył.
- Nie! Mowy nie ma, nie pozwolę na to! - krzyknął Odmieniec, wygrażając niebu pięścią. - Na wszystko się zgodzę, ale nie na to, by ten chłopak umarł sobie w domu dziecka, podczas, gdy ja przysiągłem sobie, że go uratuję!
Wstał z kolan, na których klęczał przy grobie swojego ojca. Ekshumacji nadal nie przeprowadzono, ale Gera wiedział już od Luisa, kto naprawdę leży pod tym kamieniem. Damian Gera, najcudowniejszy rodzic na świecie, którego błędem było tylko to, że chciał wykarmić syna i przez to przyjął pracę u niejakiego Velasqueza.
Uczynił tylko dwa kroki, gdy nagle aż cofnął się z wrażenia. Alejką szła dziwna, zakapturzona postać, zupełnie, jak rodem z jakiejś upiornej legendy.
- A to kto, do cholery? - przeklął Sergio, ale tylko dlatego, że się wystraszył. Na wszelki wypadek schował się za jednym z większych grobów i uważnie obserwował zbliżającą się osobę - jeżeli to w ogóle był człowiek.
To coś szło wolno, jakby każdy krok sprawiał mu ból. Być może sprawił to nastrój tego miejsca, Gera nie był pewien, jednak wolał się nikomu nie pokazywać - raz, że przecież był poszukiwany, dwa, jak to się mówi, "miał stracha" - i to porządnego.
Przerażająca postać nie zauważyła go wcale, udawała się swoją drogą prosto do wytyczonego celu. Odmieniec, coraz bardziej zaciekawiony, powoli skradał się za nią.
Trwało to dobre kilka minut, aż wreszcie upiorne indywiduum zatrzymało się przy pewnym nagrobku i przez długi czas wpatrywało w jego napis. Gera obawiał się, że gdy tylko sprawdzi, czyj to grób, zostanie dostrzeżony, ale postanowił zaryzykować. Ostrożnie wychylił głowę i rzucił okiem, by zaraz się schować - tym bardziej, że serce zaczęło mu walić tak mocno, iż był pewien, że tajemniczy przybysz wszystko słyszy. Owszem, dojrzał, czyim miejscem spoczynku jest tak zainteresowane...tamto coś i wcale się to Gerze nie spodobało.
- Czego tu szukasz i po co przyszedłeś akurat tutaj? - pytał sam do siebie w myślach. - I co masz z tym wszystkim wspólnego?
Wtedy, jakby na wołanie umysłu Sergio, postać odwróciła się i spojrzała prosto na drzewo, za którym skrył się Odmieniec. Zupełnie, jakby przenikała swoim wzrokiem przez roślinę, zawahała się nagle, a potem szybko ruszyła w stronę przerażonego chłopaka.
Pierwszym odruchem Victora było pragnienie jak najszybszego zawiezienia rannej do szpitala, jednakże kobieta odzyskała przytomność, jak tylko ją dotknął i wyszeptała cicho:
- Zaopiekuj się mną, proszę...Moje dziecko...
- Zaraz wezwę karetkę, muszą cię zbadać, ale przysięgam, będę przy tobie! - odparł, czując, jak coś rośnie mu w gardle. Dziecko, właśnie, jego potomek, jego syn, lub córka, jego, doktora Bolivaresa - być może już na zawsze stracone przez bandę łobuzów.
Jeszcze nigdy tak straszliwie nie przeżywał losu swojego pacjenta - bo chociaż ordynator krzywo na niego patrzył, nie zabronił mu czuwać przy byłej żonie Santa Marii i opiekować się nią. Dostała środki przeciwbólowe i obecnie spała, wyczerpana, za to Victor wiedział, że nie zmruży oka, póki nie dowie, co z jego dzieckiem.
Niedługo potem przyszedł jeden z jego byłych kolegów i poprosił o rozmowę na korytarzu. Co prawda Bolivares nieco się opierał, bojąc się, że Viviana może się w każdej chwili obudzić, a jego przy niej nie będzie, ale tamten lekarz zapewnił, że potrwa to krótko i będą cały czas widzieć ranną przez szyby.
- Co z jej ciążą? - spytał zdenerwowany Victor.
- Miała piekielne szczęście. Oprawcy - bo nie mam wątpliwości, że było ich kilku, mimo, że gwałcił tylko jeden - nie tknęli brzucha. Poza szokiem psychicznym i obrażeniami twarzy praktycznie nie ma śladów tragedii. Wiem, wiem, to ogromnie dużo, ale przynajmniej dziecku nic nie grozi.
- Bogu dzięki. A teraz wybacz, ale muszę do niej wrócić.
Co też uczynił. Przesiedział tam jeszcze parę godzin, aż w końcu mógł ponownie usłyszeć jej głos. A gdy spytała o to samo, o co nie tak dawno sam Bolivares, mógł jej powiedzieć:
- Naszemu dziecku nic nie jest. I chciałem ci coś powiedzieć, coś bardzo ważnego.
Zobaczył przerażenie w jej oczach, więc dodał szybko:
- Nie, nie chodzi o ciążę, tym się nie martw. Raczej...chodzi o nas. Ale na razie nie czas o tym mówić. Odpocznij, a potem porozmawiamy, kiedy już nabierzesz sił. Jedno tylko powiem - niczego się nie bój. Przy mnie jesteś i będziesz bezpieczna.
Telefon Allisson zadzwonił akurat w tej samej chwili, kiedy jej ojciec zadawał Sonyi bardzo ważne pytanie o przyszłość dziecka córki Gregorio. Westchnęła więc w duchu i przeprosiła zarówno przyjaciółkę, jak i ojca i wyszła na korytarz. Nie chciała im przeszkadzać w tej ważnej wymianie zdań.
Spojrzała na wyświetlacz po raz kolejny, by upewnić się, czy jej oczy nie mylą. Numer pozostał jednak taki sam - Gabriel Abarca.
- Słucham? - odebrała, usiłując ukryć zaskoczenie i jakieś dziwne drżenie, które wkradło się do jej głosu. Czyżby aż tak cieszyła się z tej rozmowy?
- Na początek muszę cię przeprosić za długie milczenie, ale mój przyjaciel mnie potrzebował. Miał...pewne kłopoty. Czy w ramach zadośćuczynienia dasz zaprosić się dzisiaj na kolację?
- Hm...nie wiem, nie wiem. Chyba sama kolacja nie wystarczy.
- W takim razie czym jeszcze mogę cię przekonać? O, już wiem, może przyniosę bukiet róż? Albo czekoladki...tylko musisz mi powiedzieć, jakie lubisz, bo tego mi jeszcze nie zdradziłaś.
- Skoro tak ładnie prosisz, może być samo zaproszenie. Ale pod jednym warunkiem.
- Tak, piękna pani?
- Że przyjdziesz w dobrze zawiązanym i wybranym krawacie. Inaczej nie chcę cię znać!
- W porządku, ale wypijemy kawę po wiedeńsku.
Oboje dobrze pamiętali swoje pierwsze spotkanie. Kiedy Gabriel zakończył połączenie, wybrał jeszcze jeden numer, wiedząc, że ta rozmowa będzie o wiele trudniejsza, niż poprzednia.
- Czego? - odezwał się ktoś po drugiej stronie linii.
- Ależ jesteś nie w humorze! Opanuj się, Danielu i mów, jak ci się układa z rodzicami.
- A jak ma mi się układać? Jak tylko wspominam o Julio, od razu widzę grymas na twarzy któregoś z nich, albo dziwne spojrzenie w stylu: "Och, po co kaleczysz sobie język jego imieniem. Idź, teraz musisz umyć zęby.". Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam! Na dodatek ta przeklęta firma - każdy, dosłownie każdy klient pyta mnie o matkę i ojca, każe ich pozdrowić i zachowuje się tak, jakby zawierał interes z nimi, a nie ze mną!
- W sumie tak jest, twój tatusiek i tak wszystkim kieruje. Nie mówił nic czasem o fuzji z moim przedsiębiorstwem?
- Na szczęście na razie nie, ale matka już coś mruczała wczoraj na ten temat. Rany, ja oszaleję - już nie mogę się doczekać rocznicy śmierci mojego brata.
- Co zamierzasz? - zaciekawił się Abarca.
- Dowiesz się. To będzie pierwszy dzień podróży do piekła Eugenii i Fernando Ramirezów.
Pedro Velasquez skończył właśnie mycie samochodu i wszedł do rezydencji po kolejne polecenia od pana Abreu. Zamierzał zapukać do drzwi pokoju i wejść po usłyszeniu pozwolenia, ale coś go powstrzymało. Był to głos Sonyi, która kończyła zdanie:
- Pyta pan, co zrobię, jeśli Rodriguez nie będzie chciał pozostawić mi dziecka i pozwolić, bym tylko ja się nim opiekowała? Cóż, syna Julio straciłam przez swoją matkę, dzieciństwo też miałam wypaczone i nie chcę, by mój potomek ucierpiał w jakikolwiek sposób, dlatego będę się o niego troszczyć nawet wbrew wszystkiemu. Jeżeli okaże się, że muszę toczyć walkę z Ricardo, nie będę mieć litości. Pójdę do sądu i poproszę o przyznanie mi wyłącznych praw do dziecka. Nie powinno być trudności, bo oboje wiemy, w jakim stanie znajdował się brat Natalii, kiedy wieziono go do szpitala. W wypadku jednak jakichkolwiek problemów z uzyskaniem tego, co chcę, mam pewną broń, której nie zawaham się użyć.
- Jaką broń? - dało się słyszeć pytanie Eduardo.
- Bardzo prostą. Moje pochodzenie. Jedno słowo sprzeciwu ze strony syna Diego i natychmiast zeznaję, że zostałam przez niego zgwałcona. Komu uwierzy sąd? Jemu, wielokrotnemu przestępcy, czy mnie, szanowanej córce Santa Marii i biologicznemu dziecku samego Gregorio Monteverde?
Velasquez brutalnie nacisnął klamkę i wpadł do pokoju, prawie krzycząc:
- Nie możesz tego zrobić! Wystarczy, że nie byłaś w szpitalu ani razu, teraz jeszcze chcesz wywinąć taki numer! Nie pozwolę ci na to!
- Zrozumcie mnie! Uczucie uczuciem, mogę sobie kochać Ricardo do szaleństwa, ale nie mogę dopuścić, żeby kiedykolwiek przyłożył nóż do gardła niemowlaka! Ja się po prostu boję! Nie pojmujecie, jakie to dla mnie straszne?! Boję się kogoś, kto jest dla mnie wszystkim! I choćbym nie wiem, jak chciała go zobaczyć, nigdy więcej tego nie zrobię, ani nie dam mu dotknąć naszego dziecka!
- Lekarze mówią, że jest już prawie zdrowy - ponuro wyrzekł Eduardo.
- Możliwe. Ale co mi z tego, skoro wszyscy wiemy, że ta choroba pozostaje w człowieku na zawsze? Bylibyście w stanie zaryzykować życiem własnych córek, czy synów?
- Nie rozumiesz, że coś takiego może go zabić? - próbował jeszcze Pedro, ale usłyszał tylko:
- Może. Ale jeśli myślicie, że zawaham się przy wyborze między życiem Ricardo, a niemowlęcia, to się grubo mylicie. Jeżeli którekolwiek z nich miałoby cierpieć, niech to będzie on. Ale nigdy moje dziecko!
Koniec odcinka 202 |
|
Powrót do góry |
|
|
Fuente Big Brat
Dołączył: 19 Lip 2008 Posty: 825 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 18:58:44 06-10-09 Temat postu: |
|
|
To, co się dzieje z RR jest co najmniej dziwne. Raz jest zaskakująco ludzki, raz przerażająco zwierzęcy - takie jakby napady utraty świadomości, gorsze od całkowitej choroby psychicznej. A może jednak nie?
Sonya jednak ma rację, moim zdaniem. Trochę za dużo sobie wyobrażała, w końcu Ricardo nawet nie jest heteroseksualny, kocha ją (kochał) jak przyjaciółkę. Teraz jeszcze ta choroba...
Muszę przyznać, że ją rozumiem. Ile można przejść, nawet jeśli się kogoś kocha?
A może to niemowlę wcale się nie urodzi?...
Trochę mi kulała scena gwałtu na Vivianie z poprzedniego odcinka. Wszystko inne było perfekcyjne, ale... akurat ten moment to było takie hop, siup, zagalopowanie się, jakby ten jej oprawca miał tylko minutę na cały gwałt i w myślach odmierzał czas. Nie twierdzę, że takie coś powinno być opisywane nie wiadomo jak dokładnie, ale powinno być chyba trochę bardziej wyważone... No, tak się tylko czepiam |
|
Powrót do góry |
|
|
Lilijka Mistrz
Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:00:07 06-10-09 Temat postu: |
|
|
Też się zdziwiłam, że RR już PRAWIE zdrowy jest. No ale w koncu kilka miesięcy minęło... ja jakoś mu nie ufam. Tzn stanowi jego zdrowia.
I rowniez uwazam, ze Sonya ma rację - dziecko jest najwazniejsze.
W ogóle to brawo za samą jej postać, za jej wyokreowanie!
Juz się nie mogę doczekac następnego odcinka - i losów Sonyi w nim.
Juz tylko krok do spelnienia mojej tezy o panstwie Bolivares i ich synku/córeczce |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:25:09 06-10-09 Temat postu: |
|
|
Dzięki Wam wielkie za komentarze!
Co do Ricardo, to odpowiem Wam obu równocześnie, zgoda? Otóż sporą różnicę robi słówko "prawie" - zdrowy na tyle, by wyjść do ludzi, by żyć wśród nich, bo lekarze przewidują, że nie powtórzą się zachowania podobne do tego z rozbitą szklanką i gardłem Sonyi Santa Maria. Co nie znaczy, że już nigdy nie zachowa się nieco dziwnie, czego boi się właśnie Sonya. Chociaż ona nie boi się tylko tego, ale i ogólnie Rodrigueza - może trochę z tym przesadza, ale postanowiła chronić dziecko za wszelką cenę, nawet przesadzając - to w końcu jej dziecko, tym bardziej, że jedno już straciła.
I dobrze, że ją rozumiecie - tylko, że...hm, ja nikogo nie bronię, bo wiadomo, że broniłabym dziecka, ale...jednak czy całkowite odsunięcie potomka od ojca (o ile się urodzi, jak Fuente słusznie zauważyła - jest na pewno dobrym rozwiązaniem?
Hm, cóż mogę powiedzieć co do scenki z Vivianą - tylko tyle, że masz rację. Poprawię się przy innych, kolejnych scenach (bo na razie nikogo gwałcić nie przewiduję .
Lili - Sądzisz, że właśnie to chce powiedzieć Vivianie Bolivares? .
A kolejny odcinek już się rodzi w mojej głowie ). |
|
Powrót do góry |
|
|
mili~*~ Mistrz
Dołączył: 24 Gru 2007 Posty: 12296 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 20:45:34 06-10-09 Temat postu: |
|
|
Boze!! Sonya jest okrótna!!
Rozumiem ja ale jest okrutna]
Jednej szansy nie chce mu dać??
Nie okazuje swojego uczucia wogóle!!!
Brrr
Ale Ricardo zdrowieje (taniec szczęścia) To wspaniale
Mam nadzieję,z ę po jego wyjściu wszystko zacznie siue układać! Ja chce zeby było dobrze!!!!
I uiważam ze dobrzę ze nic nie stało sie dziecku pomimo gwaltu Victos sie zaopiekował Czy Victor ma imie od znanego nam Wiktora czy tak poprostu?? |
|
Powrót do góry |
|
|
BlackFalcon Arcymistrz
Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 20:49:01 06-10-09 Temat postu: |
|
|
Hehe, nie, Bolivares miał już tak na imię dużo wcześniej .
Jedna broni Ricardo . Jedna go nie skreśla . Nie powiem, czy masz rację, chociaż już w tym wątku mam wszystko w głowie, ale fakt - Sonya zrobiła się bardzo twarda, gotowa walczyć o swoje - tylko czy trochę nie po trupach? |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|