 |
Telenowele Forum Telenowel
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BlackFalcon Arcymistrz

Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 12:41:37 06-12-09 Temat postu: |
|
|
W sumie się cieszę, bo wtedy jest premiera "Al diablo con los guapos", mojej ukochanej telki. Nie mam Romantici, ale może ktoś nagra.
Zaraz Ci w takim razie poprawię humor - wczoraj napisałam cały 211, ale wstawiać go na razie nie będę, przerwa musi być . Wiem, że są Mikołajki, ale bez przesady .
A faktycznie, w zasadzie wszyscy są powiązani, taka telka rodzinna . Ale czy aby na pewno nie muszą? Zobaczymy ;D. Chyba bronisz tutaj czyichś interesów, jednej postaci z mojej teli...;D.
Bo Andrea to spiskowiec! To właśnie jej rola w tej teli, przynajmniej na razie - knuć intrygi. Jako dobra villainka ;D.
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 12:46:27 06-12-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
BlackFalcon Arcymistrz

Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 19:58:35 06-12-09 Temat postu: |
|
|
Ze specjalnymi pozdrowieniami dla Nati, dzięki której ten odcinek ukazuje się dzisiaj. Dzięki, że tak Cię wciągnęła moja historia. Obyś została do jej końca.
-------------------------------------------------------------
Odcinek 211
Kiedy przyjęcie przerwano, a Carlos wiernie czuwał przy boku swojej córki, starając się dodać jej otuchy, nim przyjedzie lekarz, przez umysł dziewczyny przelatywały tylko jedne myśli:
- Boże, błagam cię, nie pozwól, żeby to małe dziecko cierpiało w jakiś sposób przez moją głupotę! Wiem, że zrobiłam źle, być może to nawet kara za to, jak traktowałam Ricardo, ale zbyt ostra, zbyt ostra, Panie Boże! Nie powinnam pić tyle alkoholu i nigdy sobie nie wybaczę, jeżeli coś się stanie. Stworzenie, które trzymam pod sercem, jest jedynym, co łączy mnie z moim ukochanym. Tylko ono mi pozostało, tylko ono...i ta wielka miłość, którą czuję do Rodrigueza. Wiem, że nigdy nie będziemy razem, wiem, że nie dane nam będzie stworzyć rodziny, on przecież jest...przecież jest...
Zaczynało się jej kręcić w głowie, czuła się coraz gorzej.
- Tato...- szepnęła. - Jeżeli poronię, odszukaj go. Powiedz mu, proszę, że...
- Nie stracisz dziecka! - mimo woli Santa Maria podniósł głos. Był tak strasznie zdenerwowany, jak wtedy, kiedy rodziła się Sonya, a on myślał, że to jego potomek.
- Posłuchaj mnie...On musi wiedzieć, że wszystko co mówiłam, jest...jest...
Zemdlała, nie skończywszy zdania.
Obudziła się dopiero w szpitalu, jakiś czas później. Przez moment nie rozumiała, gdzie się znajduje, dopiero po kilku chwilach dotarło do niej, czym jest ten budynek. Spojrzała na brzuch i wyczuła, że coś jest nie tak. Był taki płaski, tak straszliwie płaski! A potem pojęła - Bóg jednak ją pokarał, stało się to, czego się najbardziej obawiała. Dziecko! Maleństwa już nie było!
Zaczęła krzyczeć, tak straszliwie krzyczeć i płakać, że słyszano ją chyba w całym Acapulco. Nie obchodziło jej to ani trochę, najważniejsze było to, co umarło, co odeszło wraz ze śmiercią dziecka. Teraz już naprawdę nic jej nie zostało, nie miała niczego, co przypominałoby jej najdroższego na świecie mężczyznę, odrzuciła go od siebie wierząc, że tak będzie lepiej, a teraz...
- Spokojnie, spokojnie! - rozległ się głos jednego z lekarzy, nie widziała nawet twarzy przez mgłę rozpaczy i łez. - Wszystko będzie dobrze, proszę się tylko uspokoić, stres może pani zaszkodzić.
- Pan nic nie rozumie! - wrzeszczała. - Ono umarło, nie żyje i to ja je zabiłam! Moje jedyne, moje kochane, moje...
- Cii, mówiłem, że nerwy mogą być szkodliwe. Szczególnie dla młodych matek - dorzucił z uśmiechem doktor.
- Jakich matek? - wyszlochała. - Ja już nie jestem matką!
- Ależ jest pani i to od dobrego kawałku czasu! Właśnie to usiłuję pani przekazać. Fakt, musieliśmy dokonać małego...nazwijmy to zabiegu, ale dziecku nic się nie stało. To wcześniak, jest słaby, ale sądzę, że da sobie radę.
- Wcześniak? Mam syna? - wyszeptała.
- Dokładnie. Za to panna obok wydaje się być całkiem silna, wydarła się na mnie od razu, jak tylko przyszła na świat.
- Słucham? Jaka panna? - Sonyi tym razem zakręciło się w głowie z zupełnie innego powodu.
- Ma pani dwójkę. Chłopczyka i dziewczynkę. Oboje urodzili się o wiele zbyt wcześnie, ale jeżeli im pomożemy, wszystko będzie dobrze. A teraz proszę odpoczywać, to jednak był dosyć spory wysiłek dla pani.
Doktor wyszedł, a ona opadła z powrotem na łóżko, tym razem z uśmiechem na ustach.
- Dwójka...Córka i syn...To nasze dzieci, kochanie...Musisz je zobaczyć, po prostu musisz...Mamy dwoje dzieci...
Nie byłaby sobą, gdyby potem, już w prawie półśnie, nie dodała:
- A co za tym idzie, podwójne zmienianie pieluch. Nie ma bata, musisz mi pomóc, panie Rodriguez.
Należy dodać, iż Graciela miała szczęście, że nic nie wiedziała o porodzie Sonyi. Inaczej mogłaby wpaść w panikę na tą wiadomość, rozumując, że jej termin jest bliższy, niż się wydaje, a ona nadal nie ma męża.
W międzyczasie Gabriel Abarca chodził w kółko, nie wiedząc, jak odezwać się do Allisson. Doskonale słyszał, iż wie ona, że coś jest nie w porządku i nie za bardzo miał pomysł, jak to wszystko wyjaśnić. W końcu się zdecydował, podszedł do siedzącej na korytarzu szpitala dziewczyny i powiedział:
- Allie...Może to nienajlepszy moment, bo martwisz się o swoją przyjaciółkę, ale...
- Ale co? Chcesz mi wmówić kolejne kłamstwo?
Chłopak przyklęknął przed nią i odparł:
- Nie chcę ci niczego wmawiać, a tym bardziej cię oszukiwać. Zależy mi na naszej znajomości i to naprawdę bardzo. Osoba, z którą rozmawiałem, nie jest moją rodziną, jednakże jest mi bliska. Obawiała się po prostu, że poznam kogoś i zostanę skrzywdzony tak samo, jak zrobiła to Diana.
Na samo wspomnienie tego imienia poczuł pieczenie bólu na języku.
- Diana? Kimże ona była? A może powinnam zapytać, kim jest? Gabrielu, nie jesteśmy parą i nie powinnam robić ci wymówek, ale spodziewałam się, że jesteś szczery. Pomyliłam się i rozumiem to. Dobrze, że teraz, a nie kiedy bym się w tobie na przykład zakochała.
- Czy możesz mi zaufać? Któregoś dnia przedstawię cię tej mojej znajomej i wtedy wszystko zrozumiesz.
- Ale ja nie chcę jej poznać, kimkolwiek nie jest, wolę pozostać w nieświadomości i tym samym dać sobie spokój z naszą znajomością. Nie wiem, może powinnam dać ci szansę, nie mam w tej chwili do tego głowy. Chcę tylko wiedzieć, jak się czuje Sonya.
- W takim razie mam dobre wieści! - odparł Carlos, wchodząc do korytarza. - Moja córeczka ma już własne dzieci, konkretnie dwójkę, dzielnego chłopca i równie dzielną dziewczynkę. Oboje może urodzili się za wcześnie i młodzieniec musi się przyzwyczaić do tego świata, jednakże według lekarzy wszystko powinno pójść dobrze.
- Jak bardzo się cieszę! - uradowała się Allisson, po czym uściskała zaskoczonego Santa Marię.
- Kiedy będzie można ją odwiedzić? - spytała Monica w przerwie obserwacji własnej córki. Bacznie sprawdzała, co robi ten jej podejrzany znajomy.
- Na razie śpi. - Carlos podszedł i pocałował żonę . - Dziękuję ci, że mi pomogłaś, całkiem straciłem głowę w tym wszystkim.
~ Jak zwykle - pomyślała kobieta, ale głośno tylko rzuciła parę miłych słów.
Pedro nie lubił alkoholu, ale tym razem pił już któryś kieliszek z kolei. Zarówno on, jak i jego szef zostali w rezydencji i czekali na telefon.
- To podłe, boss! Dlaczego ona rodzi dziecko mojego przyjaciela, a on nic o tym nie wie? Powinien być tam teraz i jako pierwszy trzymać wrzeszczącego noworodka na rękach! Mój Boże, Ricardo z niemowlakiem...A kiedy go poznałem, sam miał w głowie zwariowany umysł.
- To właśnie to urzekło w nim Sonyę - odrzekł mu Abreu. - Jego charakter i wesołość. A potem życie zrobiło z niego wojownika o własne dobro. Oby tylko po drodze nie zatracił swojej duszy.
- Nie zatraci. Chyba, że razem z ostatnim oddechem. Bo obawiam się, że na widok Francisco tak to się skończy.
- Nie bądź pesymistą! - warknął Eduardo. - Przerażasz mnie czasami!
- Niech pan sobie wyobrazi, ile lat on płakał za moim bratem, to może wtedy zrozumie, jak bardzo Rodriguez go kochał. To naprawdę nie przesada, chociaż chciałbym, żeby tak było - mówię ci, szefie, rozum może mu podpowiadać inaczej, ale serce nadal tęskni i nadal mu wierzy. Velasquez powie, że mu przykro i takie tam, a ten idiota zaraz za nim poleci! - rozpłakał się Pedro.
Dopiero po chwili zrozumiał, że przecież być może istnieje droga, by zatrzymać pewne rzeczy, a nawet pogodzić Sonyę z Ricardo.
- Szefie! - ożywił się szofer. - Ma pan jeszcze w spisie połączeń numer, z którego dzwonił mój kumpel?
- Oczywiście. Ale co ty zamierzasz...O mój Boże! - pojął Abreu. - Zaraz ci go podam!
Za kilka minut palce błyskawicznie wybrały odpowiednie przyciski i rozległ się sygnał w telefonie.
- Błagam cię, odbierz to, odbierz! - powtarzał jak modlitwę Pedro.
Tymczasem zdenerwowany Sergio stał już pod drzwiami ciotki Ricardo i przestępował z nogi na nogę.
- Czy to naprawdę konieczne? - spytał wreszcie.
- Nie bój się, ona cię nie zje - zaśmiał się towarzysz chłopaka, ale w jego oczach nadal krył się smutek.
- Mam nadzieję - mruknął Gera, by zaraz potem dodać: - Telefon ci dzwoni.
- Masz rację, ale mamy ważniejsze sprawy, niż rozmowa z jakimiś ankieterami - odparł mu Rodriguez, po czym nie patrząc na wyświetlacz wyłączył aparat.
Pewna kobieta o długich, czarnych włosach, również czuła się bardzo podekscytowana, w zasadzie przerażona nadciągającym spotkaniem - ale przecież nie mogła go uniknąć, a tym bardziej nie chciała! Już i tak zbyt wiele czasu zmarnowała. Kilka miesięcy bólu, rozpaczy, żalu i zapomnienia o tym, co najważniejsze.
Kiedy nareszcie jej otworzono, spytała nerwowo:
- Czy kierowniczka mnie przyjmie?
- Oczywiście, czeka na panią. Proszę wejść dalej, niczym się nie martwić, to bardzo miła osoba.
Za moment znajdowała się już przed tą, która być może odda - albo na zawsze przekreśli - jej życie. Te szczątki, które z niego pozostały. Nerwowo ściskała maleńką torebkę, wiedząc, że potem czeka ją jeszcze jedna, być może o wiele ważniejsza próba.
- Jak więc pani widzi, moja sytuacja była wręcz tragiczna - powiedziała na koniec przybyła. - Straciłam męża, syn przebywał tutaj, nie miałam z nim kontaktu, byłam zamknięta w pułapce własnego umysłu i szaleństwa. Czy istnieje jakakolwiek szansa na to, by Luis znów chciał mnie widzieć?
- Nie sądzę, by miał powód do żalu. Przecież to nie pani wina, pani Perez, że zabili pani męża. Szczerze pani współczuję i zrobię, co tylko w mojej mocy, żeby jako prawna opiekunka odzyskała pani prawa do dziecka. Tym bardziej teraz, kiedy Antonio de la Vega zmarł tak tragicznie.
- On nie żyje? - zszokowała się wdowa po Hectorze.
- Niestety - potwierdziła kierowniczka sierocińca. - Dlatego tym bardziej potrzebne jest pani wsparcie. Luis, odkąd wrócił z tej dziwnej ucieczki, której motywów do tej pory nam nie wyjaśniono, siedzi w pokoju i praktycznie nic nie mówi, schodzi tylko na posiłki i pustymi oczami gapi się w ścianę. Kiedyś się rozpłakał, ale nadal milczał, tylko łzy mu leciały. Potem powiedział coś o niewykonanym zadaniu iod tej pory zamilkł całkowicie.
- Mój biedny synek...Czy mogę go teraz zobaczyć?
- Oczywiście, proszę za mną.
Kilka chwil później stała już w pokoju Luisa, który siedział tyłem i w żaden sposób nie zareagował na fakt, że ktoś wszedł do środka. Podeszła bliżej, wiedząc, że kierowniczka zostawiła ją sam na sam z przybranym dzieckiem.
- Kochanie...To ja, twoja matka...- powiedziała Sandra łamiącym się głosem. - Czy...czy mnie jeszcze pamiętasz?
Victor Bolivares obserwował jedzącą Vivianę ze spokojem i radością. Jakże ciepło robiło mu na sercu, kiedy widział tą kobietę tak łagodną i zadowoloną z życia. Sam przeżuwał swoje kąski powoli, jakby celebrując nie tylko pożywienie, ale i samą jakże cudowną chwilę. Nie miał pojęcia, że już niedługo coś krwawo zburzy te uspakajające momenty.
- Smakuje ci? - spytał miękko.
- Bardzo. Gotujesz doskonale. Po ślubie ja zajmę się kuchnią, a ty pracą.
- Wiesz, że nie mogę już leczyć - powiedział smutno lekarz. - Odebrano mi prawa do zawodu po tym wypadku twojej córki.
- Wiem, ale zastanawiam się, czy nie mogłabym ci pomóc. W końcu jako rodzina poszkodowanej nie wniosłam oskarżenia.
- To na nic, ordynator mnie załatwił. Ale dziękuję ci za dobre chęci. Powiedz mi...kiedy zamierzasz skontaktować się z Sonyą? Mam wrażenie, że unikasz tego tematu.
- Już niedługo, Victorze. Chcę najpierw spełnić to, co jej obiecałam.
- Viviano...- doktor odłożył sztućce na stół, przeczuwał, że zanosi się na coś niedobrego. - Obiecałaś jej pomoc, to wiem. Co chcesz zrobić tak konkretnie? Powiedz mi prawdę, bo mam wrażenie, że to będzie coś szalonego.
- Nie bój się o mnie - uśmiechnęła się do niego, a jemu ktoś zapalił ogień w sercu. Zaczynał się w niej zakochiwać i musiał to przyznać.
- Będę - wyznał. - Jesteś pod moją opieką i nie chcę, żeby coś ci się stało. Czy to, co planujesz, jest w jakiś sposób związane z Velasquezem? Proszę cię, nie wplątuj się w żadne konflikty z tym bandytą.
- Nie będzie żadnego konfliktu, obiecuję ci to. ~ Tylko odkupienie ~ dodała w myślach.
Dolores nie miała żadnego pomysłu na wyjście z tej sytuacji, mogła tylko głośno przełknąć ślinę. Gracieli nie było, wyszła kupić coś dla dziecka. Zresztą nawet, gdyby była, nie poradziłaby sobie z tym potwornym mężczyzną, który groził jej matce. Miała tylko jedną możliwość, która w żadnym wypadku jej się nie podobała. Wiedziała, jaki jest jej kuzyn i wolała uniknąć spotkania z ludzkim potworem.
- Dobrze, zgadzam się - wydukała. - Czego dokładnie chcecie, mam was tutaj przyjąć i karmić?
- Dokładnie. Chcemy być mieszkańcami tego domu i to pełnoprawnymi, a nie tylko na pewien, określony czas.
- Ale przecież...Niedługo zostanie odczytany testament Antonio. Nie mam pewności, czy akurat nam to wszystko zapisał.
- A komu niby, Świętemu Mikołajowi? - prychnął Santa Maria. - Oczywiście, że wam, pewnie też coś skapnie temu małemu gnojkowi, ale na szczęście Luis i tak będzie potrzebował opiekuna, więc majątek zostanie w waszych rękach. W naszych - poprawił się błyskawicznie.- To kiedy możemy się tu wprowadzić?
- Proponuję od razu, co pan na to?
- To mi się podoba. A tak przy okazji - Andrea niedługo zostanie moją żoną, więc proszę ją traktować z szacunkiem.
Wyszedł, podśpiewując pod nosem. Wrócił do domu bardzo szybko, otworzył drzwi i zastał Andreę wpatrującą się w jeden punkt na ścianie. Resztki rzeźby nadal leżały na podłodze.
- Co tu się stało? - spytał, zgarniając nogą śmieci pod mebel.
- Raul tu był i mi groził - odpowiedziała. - Na dodatek ma zamiar sprowadzić do domu Gregorio Sonyę i tego jej geja, by razem z nim zamieszkali, a ja miałabym im służyć. Boże, mam go dosyć, dlaczego on nie umarł w Stanach?!
- Nie martw się, kochanie! - był w tak dobrym humorze, że nie przejął się wiadomością ani trochę. - Mam dobre wieści. Wracam właśnie z rezydencji Gambone i możemy się tam od razu przeprowadzać. Ta stara jędza nie robiła żadnych problemów, jak tylko zamachałem jej kuzynkiem przed nosem.
- Jesteś genialny! - rozjaśniła się Monteverde. - A co lepsze, to doskonały punkt wyjścia do zemsty na Sonyi.
- A po co chcesz się na niej mścić? Nie lepiej cieszyć się pieniędzmi w spokoju?
- O nie, Felipe. Ta mała suka zniszczyła mi życie przez swoją znajomość z tym dzikusem. Zapłaci mi za to i on i ona.
- Jak tam sobie chcesz - odparł, a potem nie mógł się już powstrzymać i rzucił się na kobietę. Rozebrał ją gwałtownie i zaczął obcałowywać, a Andrea nie pozostała mu dłużna. Oboje podnieciło zwycięstwo i przyszłe zyski, zarówno finansowe, jak i innego rodzaju.
Byli już nadzy i w największym upojeniu seksualnym, kiedy Santa Maria zamknął oczy i wyszeptał kilka słów:
- Kocham cię, Viviano.
Policzek otrzeźwił go na tyle, że praktycznie spadł z Andrei.
- Co ty robisz? - wystękał, trzymając się za twarz. - Czasem lubię dominację, ale bez przesady!
- Wymieniłeś imię byłej żony swojego brata. Nie jestem nią, przypominam ci to! Na dodatek powiedziałeś, że ją kochasz!
- W takim razie jestem chory umysłowo - stwierdził spokojnie Felipe, po czym dodał: - Co ciekawe, ty wcześniej nazwałaś mnie Carlosem, więc jesteśmy po równo. A teraz do roboty, nie mam zamiaru tak zostać!
Dokończyli razem, wijąc się w rozkoszy. Była tylko jedna różnica - Andrea wyobrażała sobie drugiego z braci, zaś Santa Maria dał się pochłonąć obrazowi podsuwanemu przez umysł i w myślach pieścił nie kogo innego, jak Vivianę. Gdyby wiedział, że w tej samej chwili Bolivares siada obok kobiety, patrzy jej w oczy, a potem nieśmiało całuje w usta, zapewne trafiłby go przysłowiowy szlag. A potem karetka odwiozłaby nieszczęśnika na sygnale, gdyby widział, co dzieje się dalej - w przeciwieństwie do zwierzęcego pociągu Felipe lekarz zabrał się do pracy spokojnie i z czułością. Dał Vivianie tyle delikatności, ile było rodzącej się w nim miłości - a trzeba przyznać, że jak na tak wczesny związek, było jej już naprawdę sporo.
Don Conrado obudził się, z irytacją dostrzegając, że do ust prawie wszedł mu robak.
- Jak się tutaj dostałeś, przeklęty stworze?! - wrzasnął tuż po tym, jak strząsnął go z siebie i rozgniótł nogą. To pomogło mu się uspokoić, miał dość niepokojące sny i wolał o nich nie myśleć. Martwił się, co też stało się w Acapulco, po co go wezwano i dlaczego zrobiono to tak rozpaczliwie.
- Muszę się szybko dowiedzieć, o co chodzi. Na szczęście czwartek będzie już pojutrze, wtedy przywitam Vivianę...albo Felipe...i coś zaradzę. Chyba nie ma to związku z policją, bo wtedy nie ryzykowaliby moim bezpieczeństwem. Cholera, nienawidzę niepewności! - krzyknął po raz drugi, nie oczekując odpowiedzi od pustych ścian.
Kiedy weszli do środka, Gera cicho gwizdnął z podziwu. Za moment wybałuszył oczy ze zdumienia, bo dosłownie zapadł mu się tyłek na wygodnym fotelu.
- Czy twoja ciocia ma dużo pieniędzy? - spytał po raz któryś.
- Mnóstwo - odparł mu Rodriguez. - Ale nie straciła dobroci serca i wcale nie jest chciwa. O, już idzie.
"Odmieniec" był tak zestresowany, że wstał i dygnął jak pokojówka. Ta kobieta go onieśmielała, widać, było, że nie jest już nastolatką, a jednocześnie była taka piękna i elegancka!
- Witaj, ty pewnie jesteś Sergio, prawda?
- Tak, proszę pani! - odrzekł, dygając po raz kolejny. Jego towarzysz ledwo zdusił śmiech.
- Czy mógłbyś przestać mi się kłaniać? - powiedziała z uśmiechem Valeria, dopiero teraz spoglądając na siedzącego w tle siostrzeńca. - Ricardo! - zwróciła się do niego. - Jak tam twoja rana, wszystko dobrze?
- To mój kolega go postrzelił...- przypomniał ze wstydem Gera, który zdążył już usiąść z powrotem na fotelu.
- Zgadza się, byłam tam i mało nie zeszłam na zawał! Jak śmieliście?! Mogliście go zabić! - W jednej chwili z łagodnej ciotki Guardiola przekształciła się we wrogą lwicę.
- Spokojnie, ciociu, to była pomyłka, facet strzelał w ścianę, tak dla postrachu - wtrącił się Rodriguez. - Poza tym zapłacił za to życiem, bo zginął w wypadku. I co ciekawe, to przez samochód, którym ja jechałem.
- Ale to ja do niego doprowadziłem...- zasmucił się Gera.
- Dosyć tych złych wspomnień! - zarządziła Valeria. - Jesteście tutaj i nic wam się nie stało, a to się liczy. Chciałam cię poznać, chłopcze i dowiedzieć się, dlaczego tak bardzo zależy ci na dorwaniu Velasqueza.
Kilka minut później wszyscy znali już całość tej dramatycznej układanki.
- Rozumiem. W takim razie możesz liczyć na moją pełną pomoc - odezwała się na koniec ciotka. - Ale pod jednym warunkiem - żaden z was się stąd nie rusza. Nie życzę sobie, że któremuś stała się jakakolwiek krzywda. W przypadku mojego siostrzeńca nie mam co wyjaśniać, za to w twoim, Sergio, wiedz, że nieprzyjaciele tego bydlaka to moi przyjaciele. Uruchomię swoje kontakty i Francisco za kilka minut zniknie z powierzchni ziemii..
- Nie chcę jego śmierci - zaprotestował Ricardo. - Owszem, powinien odpokutować za swoje winy, ale nie zamierzam go zabijać.
- Nie ty to zrobisz - powiedziała sucho Valeria. - Za dużo wycierpiałeś przez niego, żeby mu to puścić płazem. Nie protestuj! - podniosła głos. - Jesteś dla mnie jak syn i pożałują ci, którzy w jakiś sposób cię zranili. Nigdy więcej nie pozwolę, żebyś cierpiał. Masz za dobre serce, by znów ktoś zadał ci ból. Opłucz sobie ranę i zmień opatrunek, bo możesz dostać zakażenia.
- Dobrze, ciociu! - odrzekł syn Cataliny, ciesząc się w duchu z troski ciotki. Już tak dawno nikt o niego nie dbał!
- A teraz porozmawiam sobie z tobą...- rzekła kobieta, gdy już została sam na sam z Gerą. - Przyznaj się, marzysz o śmierci Francisco, czy tak?
- Oczywiście. Przecież jest winien mojej tragedii, to przez niego straciłem ojca.
- Podobasz mi się, wiesz? Masz w sobie pazur, coś, co nie pozwoli ci cierpieć. Chciałabym nauczyć tego Ricardo, nie chcę, by stracił swoją niewinność w duszy, ale z drugiej strony musi walczyć o swoje! Nie może dać sobą pomiatać, jak to robił do tej pory.
- Jest jedna rzecz, której nie mogłem zdobyć...- szepnął "Odmieniec".
- Jaka to rzecz? - spytała Valeria cicho, wyczuwając powagę chwili.
I wtedy Sergio dał upust łzom. Tak bardzo się bał, że Christek już nie żyje, sam przed sobą nie przyznawał się, jak bardzo lubił zarówno jego, jak i Adriana. Zbyt późno zrozumiał, jak byli mu drodzy i tak naprawdę miał tylko ich. Potem doszedł Luis, ale i ich rozdzielił los.
Guardiola siedziała zadumana przez dłuższą chwilę, by potem wstać i spytać jeszcze:
- Znasz nazwisko Christiana?
- Nie, proszę pani...
- Nie szkodzi - odparła, chwytając za słuchawkę telefonu. Wybrała numer i za moment wydawała już polecenia adwokatowi:
- Mecenasie, proszę dowiedzieć się wszelkich szczegółów o losie niejakiego Christiana z sierocińca Matki Bożej z Gwadelupe. Nie, nie znam więcej danych, poza faktem, że był ciężko chory na białaczkę. W tym samym domu dziecka powinien znajdować się też jego kolega Adrian i Luis de La Vega. Pragnę poznać również ich losy. Jak już pan będzie miał jakieś wiadomości, proszę mi szybko dać znać. A i jeszcze jedno - jeżeli Christian nadal żyje i potrzebuje operacji, ma pan przelać stosowną sumę na konto sierocińca. Nie, ma pan to zrobić przed telefonem do mnie, tu może liczyć się każda sekunda. Tak, niezależnie od kwoty. Nie, ma to być anonimowa wpłata. I kolejna sprawa - proszę ich powiadomić, że na razie Sergio Gera zostaje ze mną. Tak, tutaj może pan podać moje nazwisko. Jeśli będą jakieś problemy, wie pan, gdzie mnie znaleźć. Tak, dziękuję, do widzenia.
Ledwo tylko skończyła rozmowę, chłopak zrobił coś, co zaskoczyło nawet jego samego. Zerwał się z fotela i podbiegł do ciotki Ricardo, by mocno ją uściskać.
Rodriguez w łazience oczyścił ranę, która praktycznie przestała już krwawić i uśmiechnął się.
- Kochana ciocia, tak się o mnie martwi. Jakie to szczęście, że mnie odnalazła. I z tego, co mi mówi, bardzo się kochały z moją mamą. A teraz zobaczymy, czy ktoś czegoś ode mnie nie chciał, chociaż wątpię, bo przecież tylko jedna osoba zna ten numer...A nie, poprawka, wcale nie jedna, bo jeszcze przecież Eduardo i Pedro, moi drodzy przyjaciele.
Włączył komórkę i prawie od razu otrzymał informację, że ma wiadomość na poczcie głosowej. Zdziwił się lekko, bo przecież uważał, że poprzedni telefon był od jakieś ankietera, a nie od kogoś ważnego.
- Od kiedy to tacy ludzie zostawiają jakieś nagranie? - spytał samego siebie. - Ciekawe, ciekawe...
Odsłuchał standardowej formułki, od kogo jest przesyłka i nagle zrozumiał:
- Aa, to pewnie Pedro chce mnie odwieść od zamiaru poszukiwania Velasqueza. Szkoda, że ani jemu, ani ciotce się to nie uda...
"Jeżeli chcesz odsłuchać wiadomość, naciśnij 1. Jeżeli chcesz skasować wiadomość, naciśnij 6".
Zgodnie z poprzednim stwierdzeniem, decyzja była natychmiastowa - palec Ricardo rozpoczął swoją nieubłaganą wędrówkę ku cyfrze sześć.
Koniec odcinka 211 |
|
Powrót do góry |
|
 |
mili~*~ Mistrz

Dołączył: 24 Gru 2007 Posty: 12296 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 20:26:58 06-12-09 Temat postu: |
|
|
Dwujka dzieci!!!
Masz juz dla nich imiona S
Ach piękny odcinek
Sonya bardzo go kocha!!! On ja tez ale niestety musi zlikwidować Francisco i nie wzdrygać sie przed tym co narazie zrobi
Aj
Nie odsłucha wiadomości! O nie! Ale on poiwinien!! A jak odsłucha to pewnie tam będzie cos złego
Ale i tak narodziny dzieci cudnie!!!
Dzięki dzięki ci :** |
|
Powrót do góry |
|
 |
BlackFalcon Arcymistrz

Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 21:25:16 06-12-09 Temat postu: |
|
|
Hehe, a mówiłam, że dziecko się nie urodzi, bo...urodziła się dwójka? . Od początku to planowałam ;P. Jasne, że mam już dla nich imiona, ale na razie ich nie zdradzę.
W wiadomości nie ma nic innego, jak podekscytowany Pedro, który chce mu powiedzieć, żeby szybko jechał do szpitala, bo mu się dziecko rodzi (bo Pedro nie wie jeszcze, że Sonya już urodziła i że ma aż dwójkę). Myśli, że wtedy powstrzyma Ricardo przed poszukiwaniem Velasqueza i być może nawet pogodzi go w ten sposób z Sonyą. Bo wtedy Rodriguez przecież będzie się musiał dzieckiem zająć, a to zbliża . Wszystko zależy teraz od Ricardo i od jego palca . |
|
Powrót do góry |
|
 |
Ślimak King kong

Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 22:41:20 07-12-09 Temat postu: |
|
|
3 soczyste epizdoy! Przeczytam naraz i dam znać .
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
 |
alicja z krainy czarów Debiutant

Dołączył: 23 Paź 2009 Posty: 30 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:00:57 08-12-09 Temat postu: |
|
|
Odcinek 211 po prostu cudowny . Wzruszyłam się. Ale Ty lubisz trzymać nas w napięciu Przez chwilę obawiałam się, że Sonya straciła dziecku a tutaj czekała na nas niespodzianka bliżniaki
I cieszę się, że wybaczyła Ricardo i chce razem z nim wychowywać te dzieciaczki Jaka szkoda, że RR nie mógł być obecny przy urodzeniu a nawet nie wie, że został ojcem dwójki i że Sonya już nie broni mu dostępu do dzieci On musi się o tym dowiedzieć, wziąć w ramiona swoje dzieci i pogodzić się ukochaną, a tymczasem zamiast być przy Sonyi znowu ryzykuje swoim życiem, żeby dorwać Francisca. Byłoby straszne, gdyby zginął z rąk tego drania nie zobaczywszy swoich dzieci i nie pogodziwszy się z Sonyą Ale ufam, że nie zrobiłabyś czegoś tak okrutnego uwielbianemu przez czytelników Ricardo.. Liczę na to, że RR jednak odbierze ten telefon i pobiegnie jak na skrzydłach do szpitala. Zemsta na Velasquezie moze poczekać. Co się odwlecze to nie uciecze, dni 'don Corrado" i tak są już policzone Jednak Valeria Guardiola ma rację, że Francisco musi zginąć. Usunięcie go to rodzaj działania w obronie własnej. Dopóki Velasquez żyje, RR, Sonya i ich dzieci są w niebezpieczeństwie. RR zdaje sobie tego sprawę i powinien nie mieć skrupułów akurat w przypadku tego człowieka, żeby zapewnić bezpieczeństwo dzieciom. Choć RR ma w sobie wiele odwagi, to jednak brak mu bezwzględności jego ciotki a nawet Sergio (ja też lubię ciotkę RR i tego nastolatka z pazurem ).
Teraz chyba nikt nie ma wątpliwości, że Sonya i RR są dla siebie stworzeni a Daniel nie pasuje do ich bajki Chyba, że użyjesz go w roli katalizatora, żeby RR poczuł o niego zazdrość i zrozumiał, że kocha Sonyę jak kobietę I niech RR nie waży się znikać z życia Sonyi rzekomo dla jej dobra, jak sobie postanowił
Sonya potrzebuje go jak nikogo innego, oni po prostu należą do siebie.
Żal mi Viviany. W tym tym jednym niepokojącym zdaniu zręcznie wplecionym w sielankę Viviany i Bolivareza kryje się groźba , że ta ich sielanka wkrótce zostanie zburzona przez krwawe zdarzenia w związku z polowaniem na don Corrado Ironia polega na tym, że stanie się to właśnie gdy Viviana wyszła na prostą i znalazła spokojną przystań przy boku Victora po dość burzliwym życiu... Jednak podoba mi się sposób, w jaki dozujesz napięcie
Felipe i Andrea myślą, zę złapali Pana Boga za nogi dzięki Dolores, a mogą się boleśnie przeliczyć (na co po cichu liczę), bo testament Antonia jeszcze nie został odczytany Byłoby zabawnie, gdyby okazało się, że Antonio w przypływie jasności umysłu nie zostawił żonce ani złamanego grosza zostawiając na lodzie nie tylko panie Gambone ale także tę kosmarną parkę A Andrea coraz bardziej mnie wkurza, tym bardziej że teraz znowu uwzięła się na Sonyę i RR Ale z drugiej strony się cieszę, że powstanie konflikt na linii Sonya -Andrea i trzymam kciuki za Sonyę, żeby pokazała temu bezczelnemu babsku jej miejsce i utarła nosa tej intrygantce  |
|
Powrót do góry |
|
 |
cris Prokonsul

Dołączył: 16 Cze 2007 Posty: 3684 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: 22:29:45 08-12-09 Temat postu: |
|
|
melduję, że jestem w trakcie nadrabiania:) Jestem teraz na odcinkach gdy Raul zachorował i poznał swoją prawdziwą matkę. Tyle sie dzieje w twojej telce i wszystko widać że dokładnie przemyślane i zaplanowane. Szereg rodzinnych tajemnic, które wyjątkowo zgrabnie sie łączą w całość. Telka tak mnie pochłania, że każdą luźniejszą minutę w pracy na nią poświęcam. Jak mnie zwolnią, będziesz mnie miała na sumieniu:))) |
|
Powrót do góry |
|
 |
BlackFalcon Arcymistrz

Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 4:03:55 09-12-09 Temat postu: |
|
|
Ślimak - Czekają i ociekają sokiem ;D.
alicja z krainy czarów - Uwielbiam trzymać w napięciu i wzruszać i cieszę się, że mi się to udało. Dwójka dzieci była planowana przeze mnie od początku, nawet mam już dla nich imiona. Nie zdradzę jednak, czy są takie same, jak życzył sobie tego Ricardo . Powiem tylko, że to też już obmyśliłam .
Z całą pewnością scena spotkania Rodrigueza z Sonyą, a szczególnie ze swoimi dziećmi, byłaby wzruszająca i piękna. Czy jednak do niej dojdzie, tego dowiedzieć się można tylko z kolejnego odcinka. Być może znów coś im przeszkodzi, albo Sonya okaże twardość, bo na widok Ricardo wrócą złe wspomnienia? Kto to może wiedzieć ;D. Niestety, muszę Cię zmartwić, gdyż jestem człowiekiem czasami samą siebie zaskakującym podczas pisania i przychodzą mi czasem do głowy takie pomysły, że wszystkie poprzednie założenia biorą w łeb. Dlatego nigdy nie ma pewności, czy RR dożyje do końca, będzie szczęśliwy, czy też nie umrze z ręki Velasqueza za kilka minut. Owszem, Conrado powinien zginąć, dla niego nie ma innej opcji, bo nawrócić się raczej nie nawróci, być może jednak uda mu się zbiec, a przy okazji jeszcze spowoduje kilka tragedii? Przecież czai się na niego Viviana, a to tylko słaba kobieta w ciąży (słaba w porównaniu z osobowością Francisco).
Biedny Daniel, nikt go nie chce przy Sonyi . A on odegra jeszcze pewną, bardzo istotną rolę...
Konflikt na linii Sonya - Andrea jest nieunikniony. To akurat mogę obiecać, nie powiem jednak ani słowa co do testamentu Antonia, poza tym, że polecam przypomnienie sobie odcinka 159, a dokładniej jego końcówki . Wtedy to Antonio coś podpisuje i kto wie, czy to zmienił, czy też nie ;D. I ile ważny będzie testament szaleńca.
Cris - To już jesteś dosyć daleko, nie chcę Cię jednak martwić, ale potem będzie się działo dużo więcej . A z tym planowaniem dziwna sprawa, bo ja owszem coś tam sobie wymyślam, ale często zmieniam podczas tworzenia i nawet ja nie wiem, jak to się wszystko skończy .
Kolejny odcinek niedługo jest już gotowy, ale nie chcę Was zanudzać i dawać zbyt często . |
|
Powrót do góry |
|
 |
Lilijka Mistrz

Dołączył: 18 Lip 2007 Posty: 14259 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11:51:59 10-12-09 Temat postu: |
|
|
geez, ile mam zaleglosci przepraszam, przepraszam, przepraszam!
jak tylko złapię oddech - nadrobię, obiecuję  |
|
Powrót do góry |
|
 |
BlackFalcon Arcymistrz

Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 15:36:57 10-12-09 Temat postu: |
|
|
Przecież nic się nie stało, naprawdę, ja to rozumiem. U mnie kiedyś była przerwa w odcinkach, spowodowana brakiem czasu, weny, skupienia...Nadrobisz spokojnie, a ja w międzyczasie może popiszę kolejne, póki mam w miarę okazję... |
|
Powrót do góry |
|
 |
Ślimak King kong

Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 20:58:16 10-12-09 Temat postu: |
|
|
Juhu. Jestem! To bardzo dobra wiadomość, zwłaszcza, że jestem dziś naładowany pozytywną energią. Kto by pomyślał, że muzyka klasyczna oprócz nutki nostalgii i myśleniu o nieieskich migdałach, jak i patetycznośc, potrafi mnei tak mocno naładować . Oj dzięki ci Saint-Saens Boski mistrzu instrumenta
Ale nie będę oczywiście pisać, co mnie urzekło w muzyce twórcy "Karnawału zwierząt" bo nie o to chodzi. Oczywiście chodzi o "PiM". Najsamprzód już powiem, że miałem przeczytać wszystkie trzy odcinki pod rząd i zdać relację. Nie wytrzymałem. Nie udało się. Dlatego, że kochana, stało się - WRÓCIŁAŚ DO FORMY!!! Odcinek 209 ze specjalnym Sonyo-Gabrielowym zacięciem. Smakowity kąsek w postaci odcinka 210. i krótkiej piłeczki z Andreą przy pomocy ciosów Raula - mistrzostwo , gdybym miał serce dla tej istotki, to chyba by mi się teraz krajało, ale na szczęście wyzbyłem się z ciepłych uczuć dla tej postaci UFF .
W odcinku 209 padło magiczne hasło - za którego kwestię należą się seniorowi Monteverde (starszemu) nagrody Oscara i Złotego Globu. Wyswatać Monolo i Andreę. Monolo i Andrea? Razem? Jak kobieta z mężczyzną? Razem stojący, śmiejący się do siebie, darzący sie pocałunkami i łypiącymi na siebie wzrokiem pożadania, podczas igraszek w pobliskim łożu??
Powiem ci całkiem szczerze, że moje zdziwienie - SZOK - dodałem tu tylko jako dodatek, bo w zasadzie ta wiadmość nie jest dla mnie szokiem. TO NAJLEPSZA SUGESTIA OD CZASÓW, GDY ANNA NICOLE SMITH POSZŁA DO PIACHU PRZEZ PROCHY I LECENIE NA HAJS.
Manolo i Andrea? Toż to przecież byłaby para wszechczasów. Kto wie, czy by nawet nie przyćmili głównych bohaterów. On, cham, szowinista, cienias, prostak, ale umiejący wysłuchać drugiego człowieka (w tym wypadku tylko mężczyznę), brutal, bokser, świnia, a przy tym tak realistycznie ukształtowany kawał skurczysyna, że aż włos się nie tylko na głowie jeży
Z kolei ona. Sprytna, jadowita żmija, kawał chamki, świnii, dziwki, kokietki, spiskującej na każdym kroku wszetecznicy byleby tylko nie zostać z ręką w nocniku. Podstępnica, która do niedawna była sekutnicą, ale szybko przeszła na bardzo ciemną stronę mocy. Można ją spotkać praktykującą z szatanem (ale te sceny autorka usunęła ). Gdyby ich ze sobą złączyć i wszystko ładnie niezwykle przekonywująco oprawić, to by wyszełd majstersztyk!!!
ONI MUSZĄ BYĆ RAZEM!!!
Połączenei tych dwojga, to jakby połączyć Marlona Brando (kultowy Stanley Kowalski) z dajmy na to Glenn Close (z "Fatalnego zauroczenia). Coś w tym jest. Dwa diabły, ale diabły, które doskonale do siebei pasują.
ONI MUSZĄ SIĘ ZEJŚĆ! Przy ich znajomości będzie więcej humoru niż przy wpadkach Gabriela z telefonem czy majtkami z walizki (choć już nie pamiętam czyje to były gacie ).
Oj nie zaiwedź mnie, swojego najwierniejszego, naj naj Ślimaczka. Zrób to dla mnie. Oni muszą się zejść!!! Prosi, prosi Święty Mikołaj prosi.
Teraz króciutko o najważniejszych wydarzeniach dwóch odcinków:
Sonya wyraźnie mi tu zaminusowała. Ja rozumiem, jedno, jej wszeobecną nieufność do ludzi, nienawiść do wszelkich występków i niesmak jaki się pojawia na jej twarzy, gdy RR powie coś niestosownego. Ale obsamrowywanie go przy obcym (paradoks, dziewczyna musiał być w tej scenie szalona, że się zwierzyła Gabrielowi) i wymyślanie bredni to już jednak stanowczo za wiele. Czyżby O MÓJ BOŻE TYLKO NIE TO - robiła nam się właśnie Andrea Monteverde (młodsza), jeszcze by tego brakowało. Andreita też tak zaczynała. Najpierw solidnei obsmarowanie ukochanego, a potem zmiana stylu, na bardziej żmijowaty, aż w końcu osiągnęła mistrzostwo w byciu największą suką tej historii. Trzeba przyznać, że twarde z niej (przepraszam za słownictwo, to emocje ) suczysko.
Hmm... no nie wiem to raczej Sonya uczepiła się RR jak rzepa, dopiero potem on uznał, że rzeczywiście jej potrzebuje . Teraz tych dwoje skomli i marudzi a mimo to żyć bez siebei nie mogą. Kogo ty chcesz oszukać Aga . Zbyt wiele ich łączy, aby miało rozdzielać. KOCHAJĄ SIĘ. To by nawet Sigmund Freud potwierdził .
Co zaś tyczy się Felipe. Hehe nieźle pojechał senioricie Gambonie. Aż się kobeiat zapewne zatrzęsła . Gdyby tak jeszcze zakrcić Felipe wokół jej głupiej córki i zakręcić jakiś mały romansik, to już by w ogóle było mistrzostwo. Cudownie pokierowałaś losami naszych bohaterów . Aż się proszą, by co poniektórych swatać. A zwłaszcza pewnego damskiego boksera i żmijowatą osóbkę, która zaliczyła wszystkie egzaminy na etatową zdzirę : . Oh yesss!! Nie wytrzymam. Szybko dokańczam zaległy odcinek i jestem na bierząco .
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
 |
Ślimak King kong

Dołączył: 06 Paź 2007 Posty: 2263 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Nysa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: 20:14:59 11-12-09 Temat postu: |
|
|
Uff... "dokonało się" jak można rzec odwołując się do jednej z Ewangelii Nowego Testamentu . Przeczytałem i jestem obecnie na dobrej drodze. Nadrobienie zaległości uważam za jeden z nmoich najlepszych wyczynów ostatnich tygodnii... bo w końcu człowiek mógłby zrobić wiele rzeczy, a nie za bardzo wie za co się zabrać. Na szczęście kolejna luka w genialnym PiM-ie zaliczona i szubciuchem zatkana tak więc jestem na bierząco, a przed nami najważniejsze jak znam życie dopiero będzie .
Jak powiedziałaś wcześniej, pomysły przychodzą ci nagle. Pod tym względem się różnimy . Bo ja przykładowo w "Fatimsie" mam z góry zaplanowaną akcję, jedynie poboczne wątki mogę na bierząco zmieniać , ale wbrew pozorom wiele, doprawdy wiele wydarzy się u mnie, mimo, że wszystko jest z góry zaplanowane. A zresztą zobaczymy, czy potrafię jeszcze zaskakiwać, czy muszę brać u ciebie gigantyczne lekcje z tego zakresu .
Ale to nie temat o mnie, tylko o PiM-ie. Będzie króciutko. Dwójka dzieci! No nie, ja też chcę dwójkę!! Problem jedynie w tym, że nie jestem ani ojcem, ani mężem, ani tym bardziej narzeczonym, tudzież czyimś chłopakiem... więc daleko droga w tej piramidzie. Nie mniej pan Rodriguez dostał wszystko tak nagle jakby bez wysiłku. Domyślam się, że to nagroda za tyle przykrości jakie go spotkały. Bo RR nie ma ani przyjaciółki (trudno powiedzieć, gdzie skończyła sie i załamała relacja z Sonyą), ani tym bardziej dziewczyny (w jego wieku to i tak kuriozalnie wygląda), ani kochanki (jest gejem podobno, ale nie tacy geje sypali z kobietami), ani narzeczonej (wybiegam w przyszłość bliżej nieokreśloną), czy też żony (o matko toż to niemal jak ABSURD wygląda ), a jednak jest OJCEM I TO NIE BYLE JAKIM .
Choć ostatecznie autorka lubiąca torturować czytelników, postanowiła ponownie rzucić kłodę pod nogi RR i ten dowie się o cudownej wieści troszkę później.
Hurra! Wreszcie życie Odmieńca zaczyna sie układać, przynajmniej jeden ma w końcu dobrze. Zasłużył sobie .
Co do Andreity i Felipe nie będę się wypowiadał, bo poświęciłem jej połowę swojego poprzedniego posta . Andreity Monteverde nigdy za wiele, bo głowa od niej boli.
Pozdrawiam! |
|
Powrót do góry |
|
 |
BlackFalcon Arcymistrz

Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:04:28 12-12-09 Temat postu: |
|
|
Hola, panie Ślimaczku . To się nazywa megadługi komentarz i to jaki miły . Ciekawe, czy to sprawiła ta pozytywna energia, czy też naprawdę coś mi wyszło z tych najnowszysh odcinków interesującego? ;D. Staram się jak mogę, tylko często nie mogę się skupić, ale nie o tym chcę mówić, radzę sobie jakoś z przeszkadzaniem mi na razie .
Raul nie ma zamiaru odpuścić Andrei tego, co mu zrobiła, czuje się zraniony, na dodatek chodzi mu o utracone dziecko, ma do niej żal i będzie starał się dać jej jak najbardziej w kość. Kto jednak wie, czy jego miłość aby na pewno całkowicie wygasła...? .
Gabriel jest trochę zagubiony tym wszystkim, Daniel wrzucił go w sam środek zemsty i automatycznie Abarca chce mu pomóc, oceniając wszystkich podług Ramireza, ale czy nie powstanie mały konflikt, kiedy w końcu dowie się, że nie wszystko jest czarne i białe? Czy nie będzie musiał wybierać pomiędzy przyjacielem, a...kimś? ;D.
Myślisz, że Andrea zgodzi się na związek z Manolo? . Fakt, to byłaby arcyciekawa parka, pewnie by się bili co kilka sekund, ale ona w życiu nie pójdzie na coś takiego...Chyba, że dostanie coś w zamian, na co jej bardzo zależy, ale na czym może zależeć takiej kobiecie, jak ona?
Nikt jednak nie powiedział, że tak się nie stanie, bo jak na razie wszystkie plany Gregorio udają się aż nadto dobrze. A on jest jak rozeźlony byk, którego nikt nie powstrzyma.
Strasznie mnie chwalisz za ten pomysł, ja powiem tylko tak - możesz oczekiwać ciekawej akcji, bo stary Monteverde nie powiedział tego ot, tak sobie. Co jednak by się musiało stać, żeby jego córka się nie to zgodziła...? .
Nie martw się, nie mam zamiaru zrobić z Sonyi drugiej Andrei, jedna żmija już nam wystarczy . To zupełnie inna osoba, zupełnie inne uczucie, dużo, dużo silniejsze od tego, które czuła Andrea do Carlosa, więc pójdę w innym kierunku. Jakim - a dowiesz się już dzisiaj . Zwierzyła się Gabrielowi chociażby dlatego, że musiała to z siebie w końcu wyrzucić, a przy okazji była trochę pijana . Czy mi się wydaje, czy Ty bronisz Rr, jak tylko się da? . I masz rację, to ona najpierw się do niego "przyczepiła", on wielokrotnie ją ostrzegał i nawet chciał odejść, pamiętasz? Wiedział, do czego to wszystko może doprowadzić - może nie przewidział, że aż tak, ale...Ale fakt, oni się kochają - jaką miłością które kogo, to już inna rzecz ;D.
Hehe, dwójki Ci się zachciewa ;D. Wiesz, na razie musisz chyba z tym zaczzekać . Ale potem może przeskoczysz pana RR, kto to wie ;D. Fakt, jego postać jest dosyć nietypowa, bo wiesz, ile on ma lat i jakiej jest orientacji, ale przez to jego postać jest ciekawsza - przynajmniej taką mam nadzieję ;P. A jakim on jest ojcem? . I skąd wiesz, czy on się w ogóle o tym dowie? .
Felipe wcale nie jest taki głupi, mimo tego, że pijak. Ten kombinator jeszcze pokaże, co potrafi - o ile na przeszkodzie nie stanie mu taki mały dokumencik w postaci testamentu niejakiego de La Vegi ;D. A kto powiedział, czy nie zakręci się obok Gracieli właśnie? . Tylko czy ona by go chciała, w końcu cóż on jej może zaoferować - pieniądze matki, które ona i tak ma?
Akcję, to ja sobie mogę planować, a potem i tak wszystko bierze w łeb ;D. Poza tym czyż nie fajnie jest siedzieć sobie i wymyślać na żywo akcję, niż tylko pisać to, co się już ma dawno ustalone, jakby mi ktoś to za uchem dyktował? I "PiM" wcale nie jest genialny .
Czy ja umiem zaskakiwać? . A życie chłopców poukłada się jeszcze bardziej...chyba .
------------------------------------------------------------------------
Zapraszam na odcinek 212...
Odcinek 212
Puste oczy dziecka nie pozwoliły Sandrze zagłębić się w duszę Luisa. Stanęła przed nim przodem, gdyż siedział na krześle, ale na nic były jej wysiłki - tylko poruszająca się pierś świadczyła, że żyje. Klęknęła przy nim, wzięła jego ręce w swoje dłonie i powiedziała cicho:
- Wiem, że cierpisz, ale jestem tu i chcę cię zabrać do domu. Pewnie czułeś się samotny przez ten czas, kiedy nikogo przy tobie nie było, ale to już się skończyło. Obiecuję ci, że od tej pory nigdy nie zostawię cię już samego.
- Christian umiera...- po kilkunastu dniach ciszy de La Vega wydobył wreszcie z siebie odgłos - co prawda był to jęk, ale zawsze jakiś postęp.
- To twój kolega, prawda? - przybrana matka pogładziła chłopca po skórze.
- Przyjaciel...Mamo, próbowaliśmy mu pomóc razem z Adrianem i Sergio, ale to na nic...Złapali nas, złapali...
- Pomóc? A w jaki sposób? - zaniepokoiła się Sandra.
- Myśmy nie uciekali, tylko chcieliśmy się włamać...do domu Antonio...żeby opłacić operację Christka...Nie wiedzieliśmy już, co robić...
- Włamać?! - kobieta mimowolnie podniosła głos, by zaraz się tego zawstydzić. - Czy wyście poszaleli? A gdyby na przykład was postrzelono?
- Byliśmy zrozpaczeni...Kiedy napad się nie udał i Antonio nas zobaczył, zachował się miło i miał już nam wypisać czek, kiedy go aresztowano...On wcale nie namawiał nas do ucieczki...A potem umarł...I to też jest nasza wina!
Pablo Martinez wykorzystał zamieszanie spowodowane przedwczesnym porodem Sonyi i również pojechał do szpitala. Teraz stał z boku i patrzył, jak Monica obściskuje się z mężem. Powoli podszedł do nich i powiedział:
- Proszę mi pozwolić pogratulować sobie wnuka. Widać po panu, że jest pan bardzo szczęśliwy.
- Owszem, jestem, panie...Proszę mi wybaczyć, ale przez to wszystko zapomniałem pańskiej godności.
- Pablo Martinez - ponowił uprzejmie bogacz. - Przyjaciel pańskiej małżonki.
- Nie wiedziałam, że Monica pana zna - zdziwił się Carlos. - Z tego, co wiem, posiada pan spory majątek i jest bardzo cenionym członkiem społeczeństwa w Meksyku i za granicą.
- Ma pan dobre informacje - odparł Martinez. - Istotnie, mam trochę oszczędności i jestem również znajomym stojącej obok pięknej damy - trzeba przyznać, że dosyć bliskim.
W tej samej chwili Santa Maria zwietrzył niebezpieczeństwo. Coś się tutaj nie zgadzało. Dlaczego Pablo tak podkreśla tą przyjaźń?
- Jak bliskim? - spytał Carlos.
- Kochanie, nie męcz pana Martineza! - wtrąciła się Monica. - Po prostu się znamy i już. Bardzo się cieszę, że zainteresował się pan Sonyą - zwróciła się do siwego mężczyzny, z trudem ukrywając złość. Wiedziała, że Pablo robi jej specjalnie przykrość, nawet miała ochotę go spoliczkować, ale nie mogła tego zrobić w obecności męża. Później policzy się z tym draniem!
- Nie mogłem nie być ciekaw narodzin tak znanego w towarzyskich kręgach dziecka. Przecież teraz nie mówi się o niczym innym, jak o Sonyi Santa Maria i jej byłym narzeczonym. Tym bardziej teraz, kiedy ojcem jej potomka zaopiekowała się jego ciotka, sama Valeria Guardiola.
- To była naprawdę ta kobieta? - zszokował się Carlos. - Dlaczego jej nie poznałem?!
~ Bo jesteś głupi! - odpowiedziała mu w myślach małżonka, głośno zaś stwierdziła: - A wszyscy wiemy, jak wiele ona ma pieniędzy i władzy, prawda?
- Oczywiście. Ona trzęsie całym miastem! Odkąd wróciła, zabrała się za porządki i jak widzę, pierwszym, co zrobiła, jest zajęcie się rodziną - powiedział Santa Maria, nadal pod wrażeniem.
- Będzie dla państwa trudnym przeciwnikiem - stwierdził Martinez. - O ile prawdą jest to, co podejrzewa się w elicie, iż będziecie państwo chcieli odseparować Rodrigueza od swojego dziecka.
- Oczywiście, że tak, przecież to wariat! - odrzekł Carlos. - Za nic nie pozwolę, aby moja córka, albo mój wnuczek i wnuczka zadawali się z takim...obwiesiem!
- Proszę pana...Valeria Guardiola może pana zdmuchnąć jak świeczkę - rzekł z politowaniem Pablo. - Może i macie stosowne argumenty, nie zaprzeczam, ale wygrać z tą kobietą jest po prostu niemożliwością. Jeżeli tylko zapragnie, ani Sonya, ani pan nie zobaczycie dziecka dłużej, niż ona tego zechce. Dziś jest tutaj, jutro jego kołyska może znajdować się w jej domu.
- Nie mam zamiaru oddawać jej dziecka! - zagrzmiał mąż Monici. - Jeżeli chce walki, będzie ją miała.
- A nie lepiej się z nią ułożyć? - podsunął Martinez. - Zaproponować jej wizyty, bo prawdopodobnie będzie chciała się nim zainteresować jako rodzina, zezwolić, by ojciec też po części opiekował się synem i córką, odwiedzając ich od czasu do czasu?
-Nie - odparł Carlos. - Nie wpuszczę tego śmiecia do mojego domu.
- Jak pan woli, panie Santa Maria, jak pan woli - wycofał się jego rozmówca.
W międzyczasie Graciela wróciła do domu i ze złościa rzuciła wszystkimi torbami o podłogę.
- Co ty zrobiłaś, stara wariatko?! - wykrzyczała matce prosto w twarz. - Wyraziłaś zgodę, żeby ci debile przeprowadzili się do naszego domu, nawet nie mając pojęcia, komu de La Vega go zapisał? To tylko dowodzi, jak bardzo jesteś głupia!
- Zamilcz! - wrzasnęła na nią Dolores. - Co niby miałam zrobić, kiedy ten drań przyłożył mi swoją obleśną twarz do mojej i zagroził mi zwabieniem tutaj mojego kuzynka? Może dać się zarżnąć, gdy tylko Francisco dowie się, kto zesłał mu na głowę policję? Nie rozumiesz, że gdyby nie twoja ciąża, Sonya nie miałaby swojej karty przetargowej, nie przyszłaby tu oferować mi niczego, a ja nie musiałabym się godzić na ten idiotyczny układ?
- To wszystko moja wina, tak? A kto ci kazał zgadzać się na coś takiego?! Mogłaś jej odmówić!
- Jasne. Przecież miałyśmy wtedy mnóstwo pieniędzy, a twoje dziecko zapewniony byt. Swoją drogą, idź do ginekologa, bo powinnaś niedługo rodzić, a nic na to nie wskazuje.
- Z tego, co wiem, dowodem na szybki poród jest odejście wód, więc mam jeszcze czas! Byłam pewna, że znasz się na tym, ale pewnie nie masz pojęcia, bo znalazłaś mnie w kapuście, prawda?
- Przestań drwić! Zrobiłam to dla ciebie, a ty mi się tak odpłacasz?!
- I dzięki temu będziemy mieć spory problem, kiedy ta parka tu zamieszka. Zaczną się rządzić, jakby byli właścicielami, może nawet doprowadzą do tego, że nas stąd wywalą. Mamo, powinnyśmy się skupić na usunięciu tego zagrożenia, a nie na kłótni.
- To ty ją zaczęłaś - stwierdziła nadal obrażona Dolores. - Ale masz rację. Tylko co możemy począć? Andrea i Felipe niedługo tu się zjawią.
- Możemy ich wyrzucić, jak tylko okaże się, że Antonio zapisał nam cały majątek. To nie będzie aż takie trudne.
- Zapominasz o groźbie, jaką użyli przeciwko nam.
- Mamusiu, posłuchaj mnie teraz uważnie. Jak wielkim uczuciem darzysz swojego kuzynka?
- Wiesz, że jesteśmy dosyć daleko od siebie. Do czego zmierzasz?
- Mamy dwa wyjścia. Albo wymyślić bajeczkę, że ktoś ukradł ci tą kasetę i wysłał zamiast ciebie, albo opcję drugą, trudniejszą do wykonania, ale bezpieczniejszą. Przymierze.
- Z kim niby?
- Z Rodriguezem. I zanim na mnie zwymiotujesz, wyjaśnię ci, o co mi chodzi. Ja zdobywam na męża samotnego i wymagającego kobiecego pocieszenia Abreu, ty w międzyczasie starasz się dogadać z Valerią Guardiolą, bo dla nikogo obeznanego w tym świecie nie jest tajemnicą, gdzie teraz mieszka ukochany Sonyi Santa Maria.
- Czy ty całkiem oszalałaś? Już raz proponowałaś mi coś takiego.
- To akurat był twój pomysł - przypomniała jej kwaśno córka. - Możesz wspierać go nawet moralnie, a wszystko po to, żeby mieć go po swojej stronie i wykorzystać do zlikwidowania Francisco.
- Mam go napuścić na własnego kuzyna?
- Sama powiedziałaś, że nie jesteście zbyt blisko siebie. Rodriguez zabije swojego wroga, a my tylko na tym skorzystamy. Najlepiej by było, jakby zginęli oboje, ale nie można zbyt wiele wymagać od szczęścia.
- A co na to powie opinia publiczna? - jęknęła matka.
- To już od ciebie zależy, czy liczy się dla ciebie ludzkie gadanie, czy majątek Antonio. Wybieraj, mamo, byle szybko.
- Jak niby mamy to zrobić, kiedy będą tutaj mieszkać Felipe z Andreą?
- Co w tym trudnego? Zapewne będą całe dni spędzać albo na zakupach, albo na seksie. Z łatwością przeprowadzimy kilka rozmów telefonicznych, wyjdziemy w gości i tak dalej. Nie musimy nikogo tutaj zapraszać, poza tym podsunęłaś mi świetny pomysł. Możemy powiedzieć, że my same sprowadziłyśmy tutaj tą dwójeczkę po to, żeby poznać ich plany.
- Ale czy gej nie zorientuje się - albo gorzej, jego ciotka - że to jedno ogromne oszustwo?
- Wątpię. Porozmawiam z nim i go przekonam. Zobaczysz, jak to zrobię.
Ostatnimi czasy nie tylko Graciela miała interes do rozchwytywanego Ricardo. Pielęgniarka z jednego z większych szpitali w Acapulco, niejaka Inez, była do tego stopnia zaabsorbowana danymi na rysunku, że zdecydowała się zapytać u samego źródła, co też one oznaczają.
- Jedyne, co mi grozi, to to, że się wygłupię - wzruszyła ramionami i zaczęła się ubierać. Nie wiedziała, że tym niewinnym z pozoru pytaniem właśnie ściągnie na Rodrigueza ogromną tragedię...
W tym samym czasie ojciec dwójki nowonarodzonych dzieci zawahał się przez moment. A jeśli naprawdę chodziło o coś innego, na przykład Pedro zorientował się, gdzie może być jego brat i teraz chce pomóc? Co prawda bardzo wątpliwe, że zmienił zdanie, ale może jednak okazał się prawdziwym przyjacielem? Dlatego też siostrzeniec Valerii Guardiola zdecydował się i przesunął palec w stronę numeru 1, po czym wcisnął go zdecydowanie.
"Słuchaj, nie wiem, czemu wyłączyłeś telefon, ale masz natychmiast odsłuchać do końca tą wiadomość! Nie waż mi się nawet tego kasować, ani nic w tym stylu, zanim nie dowiesz się, czego od ciebie chcę!".
Ricardo uśmiechnął i powiedział do siebie w myślach: "Jak ty mnie dobrze znasz, Pedro i wiedziałeś, co chciałem zrobić".
A potem nadeszła dalsza część nagrania:
"Doszedł do skutku ten zakręcony ślub Carlosa i Monici, odbywało się wesele w rezydencji mojego szefa, ale w pewnej chwili Sonya źle się poczuła, bo chyba wypiła zbyt wiele alkoholu. Wariatka, w ciąży pije, ale nie o to mi chodzi. Odwieźli ją do szpitala i albo poroni, albo urodzi! Jedź tam, ile masz pary w sobie, bo są możliwe tylko dwie rzeczy - albo dziecko umrze i dobrze, żebyś wtedy był przy dziewczynie, albo właśnie jesteś ojcem! Podaję ci wszelkie namiary na szpital".
Kiedy wiadomość się skończyła, Ricardo zauważył, że trzęsą mu się ręce. Przez moment nie wiedział, co ma zrobić z telefonem, mało brakowało, a wrzuciłby go do kosza na bieliznę, albo do umywalki. Zdążył się jednak opanować na tyle, że nie pozbył się tego cudu techniki i wyszedł z łazienki. Dotarł do pokoju i otworzył usta, ale przerwał mu Sergio:
- Masz naprawdę wspaniałą ciocię, nawet nie wiesz, co mi obiecała.
- Nie mam pojęcia...- wydukał Rodriguez. - Wiem jedno - zaraz zemdleję.
- Faktycznie, zbladłeś jak ściana - zmartwiła się Guardiola. - Co się dzieje, masz telefon w ręce, jakaś zła informacja?
- Nie wiem. Sonya się gorzej poczuła i jest w szpitalu, Pedro mi się nagrał.
- Może stracić dziecko? - przeraziła się Valeria.
- Obawiam się, że tak, ale równie dobrze może to oznaczać coś innego - ona może rodzić! Mojego synka! Będę ojcem...Jezus, Maria.
- A czego się bardziej boisz? - zakpił żartobliwie Gera, chociaż został natychmiastowo skarcony wzrokiem przez Valerię.
- Jadę do szpitala! - zdecydował w sekundzie zdenerwowany Ricardo.
- Chętnie bym się z tobą wybrała, ale załatwiam pewną sprawę i może się okazać, że będę potrzebna gdzie indziej - zasmuciła się ciotka. - Chcę dowiedzieć się o los Christka i poradzić coś na kłopoty, jakie ma Sergio po tej nieszczęsnej ucieczce z sierocińca. Mogą mnie wzywać w którejś z tych spraw.
- Nie martw się, dam sobie radę. Zawiadomię cię, jak tylko czegoś się dowiem - powiedział już praktycznie zza drzwi.
-Będę czekać, pamiętaj tylko, że natkniesz się tam na kilku swoich wrogów.
- Nie boję się! Tu chodzi o moje dziecko!
Za moment już go nie było.
Raul nie potrafił uspokoić wciąż trzęsącej się Maribel. Trzymał ją w objęciach i co jakiś szeptał:
- To, co chciałaś zrobić, jest szalone, ale nie martw się, nie wydam cię. Możesz na mnie liczyć tak, jak ja mogłem na ciebie.
- Ale teraz oni mogą mnie rozpoznać! Pragnęłam, by dowiedziała się, z jakiej ręki ginie, nie sądziłam, że nie trafię, dlatego wykrzyczałam jej o Gustavo. Teraz ona już kojarzy, o co chodzi i na pewno trafi do mnie!
- Nie martw się, zajmę się tą sprawą, porozmawiam z ojcem i wszystko będzie dobrze.
- A co on niby pomoże? Jaki ma powód interesować się kimś takim, jak ja?
- Ma i to aż dwa. Po pierwsze, byłaś przy mnie, a po drugie, on nie lubi puszczalskich kobiet. Wystarczy mu własna córka. Jak więc mówiłem, na pewno nic się nie stanie. Chodź, pójdziemy do niego już teraz. Niedawno wrócił z moją matką z restauracji, tym bardziej będzie miał dobry humor.
- Skoro tak twierdzisz...- pociągnęła nosem. - Kocham cię, Raulu.
Już miał jej odpowiedzieć to samo, ale się zawahał. Zamiast tego odchrząknął i odparł:
- On na pewno coś poradzi, zobaczysz sama.
Do szpitala wcale nie było tak daleko, ale dla pędzącego na złamanie karku samochodem pożyczonym od ciotki Ricardo droga ciągnęła się wieki. Nadal nie opanował za bardzo drżenia rąk, wobec czego kierownica dosłownie latała mu w dłoniach. Z ledwością poprawnie zaparkował przy budynku i wszedł, kierując się od razu do informacji. Miał nadzieję, że nie będzie musiał zdradzać za dużo ze swojej tożsamości, nie chciał być za bardzo rozpoznany, zanim nie dowie się wszystkiego. Na szczęście zobaczył jakiegoś zabieganego lekarza, postanowił więc wykorzystać ten fakt - przecież tak zapracowany doktor na pewno nie będzie zadawał zbyt wielu pytań - i dopadł do niego.
- Przepraszam, co wiadomo o stanie Sonyi Santa Maria?
- A tak, ta młoda dziewczyna, którą przywieźli niedawno. Przebywa w sali numer 26, jej stan jest stabilny, jej życiu nic nie zagraża, a obecnie śpi - wyrecytował lekarz, wyraźnie się dokąś spiesząc.
- A dziecko? Co z dzieckiem?! - Rodriguez miał ochotę potrząsnąć facetem, ale dał sobie spokój.
- Chyba z dziećmi, proszę pana. Ta pacjentka ma dwójkę, chłopczyka i dziewczynkę. On jest jeszcze słaby, ale ona w całkiem dobrej formie - w końcu oboje urodzili się za wcześnie. Leżą sobie o tam, razem z innymi wcześniakami - wskazał ręką i dodał: - A jeśli nie ma pan więcej pytań, chciałbym udać się do właśnie rodzącej kobiety.
- Przepraszam...- wyjąkał Ricardo i popędził w pokazanym przez lekarza kierunku.
Dopiero pod koniec drogi zwolnił kroku, prawie do zatrzymania się. Co powiedział doktor? Jaką dwójkę dzieci?! Sonya urodziła aż dwoje?!
- O rany...
Na więcej zabrakło mu słów. Podszedł do szyby oddzielającej korytarz od sali dla dzieci i spojrzał przez przeźroczysty materiał na dwa położone obok siebie łóżeczka, podpisane jako potomstwo Sonyi. Jego Sonyi.
- Jesteście tacy piękni...- ze wzruszenia załamał mu się głos. - Bóg obdarzył mnie czymś tak wspaniałym, że trudno mi to nawet zrozumieć. Nie wiem, czym zasłużyłem, ale dziękuję Ci, Panie za ten cud. A właściwie dwa cudy - uśmiechnął się po części do siebie, po części do tych małych istot przed nim. - Teraz tym bardziej będę mógł bezpiecznie odejść od was, kiedy nadejdzie czas, bo wiem, że będziecie się sobą wzajemnie opiekować. I waszą mamą, bardzo was o to proszę. I oczywiście jej przyszłym mężem, który powoli stanie się waszym ojcem. Wiecie co? Nie powinienem tego robić, ale jestem głupi i pójdę tam. Pójdę do Sonyi Santa Maria.
Był pewien, że jego dawna przyjaciółka śpi, mógł więc spokojnie wejść na momencik i na nią popatrzeć, ot tak dla sprawdzenia, czy aby na pewno wszystko w porządku. Do sali numer 26 nie było daleko, za kilka chwil stanął przy uchylonych drzwiach i już miał przestąpić próg, kiedy coś zmroziło mu krew w żyłach.
- Kochana córeczko - mówił właśnie Carlos - jesteśmy tutaj wszyscy i cieszymy się z twojego szczęścia. Baliśmy się o ciebie, ale teraz wiemy, że nic nie grozi ani tobie, ani twoim dzieciom. Eduardo i Pedro na pewno też będą zadowoleni. A ja jestem dumny, nie spodziewałem się aż takiej szczodrobliwości - i pomyśleć tylko, mam prawie trzydzieści osiem lat, a już zostałem podwójnym dziadkiem.
- Chyba nie czujesz się staro? - roześmiała się Sonya, nadal słaba, ale przepełniona radością.
- Ani trochę! - odparł jej ojciec. - Te wnuki sprawiły, że odzyskałem swoją młodość! Już niedługo będą się bawić w naszym ogrodzie - ufam, że uda mi się krok po kroku odzyskać wszystko, co straciłem, łącznie z naszym domem, tak niecnie nam zabranym.
- Na razie czeka cię niedługo rozprawa. Ale nie myślmy teraz o tym, dobrze? - poprosiła go córka. - Chcę się nacieszyć maleństwami, choć jeszcze ich nie widziałam.
- Zobaczysz i zakochasz się tak samo, jak ja! Zresztą Monica też je od razu pokochała. Gabriel i Allisson też tu są, przyszedł też znajomy mojej żony, niejaki Pablo Martinez. Nie wiem dokładnie, co tu robi, ale tym zajmę się później, teraz ty jesteś najważniejsza.
- Nie tylko ja. Są jeszcze te dwa łobuziaki kilka sal dalej.
- Masz rację, córeczko! Myślałaś już nad imionami dla nich?
- Wiesz, że Ricardo prosił mnie, bym chłopca nazwała Pedro, a córeczkę Catalina, prawda? I prawdopodobnie tak zrobię.
- Sonyu...- głos Santa Marii stwardniał. - Podobno nie chcesz mieć nic wspólnego z tym osłem. Chciałaś mu odebrać prawo do dzieci.
- Zmieniłam zdanie, tatusiu. Wydaje mi się, że zbyt pochopnie osądziłam mojego przyjaciela. Po tym, jak zachował się podczas twojego ślubu...Wiesz, sądzę, że powinien zobaczyć dzieci, dotknąć je, być może nawet zostać z nimi. Chcę, by miały ojca i to nie byle kogo, ale właśnie jego.
- Nie ma mowy! - uniósł się Carlos. - Jesteś zamroczona po porodzie, ale jak tylko rozum ci wróci, zrozumiesz, że postępowałaś dobrze! Wiem, że może trochę wystraszyła cię obecność Valerii Guardiola u boku tego bandyty, ale zaręczam ci, że nawet ona nic mu nie pomoże!
- Zmieniasz o nim zdanie jak rękawiczki, tato. Ale nie znasz go tak dobrze, jak ja. Podjęłam już decyzję, za bardzo go kocham, żeby się z niej wycofać. Ricardo Rodriguez pozna swoje maleństwa i pomoże mi je wychować!
- Nie dopuszczę do tego! - mężczyzna był tak bardzo rozzłoszczony na Sonyę, że wyszedł, nie pozwalając jej dokończyć zdania. Na szczęście nie zauważył stojącego w drzwiach człowieka, bo mógłby zachować się co najmniej brutalnie.
Łzy wzruszenia płynęły po policzkach tego, który wysłuchał burzliwej rozmowy ojca z córką. A więc Sergio nie mylił się co do prawdziwości uczuć dziewczyny. Nie dosyć na tym, chciała nie tylko pogodzić się z nim, ale na dodatek jeszcze zaprosić do zajmowania się dziećmi! Ricardo czuł się, jakby nagle otrzymał najpiękniejszy dar od losu. W jednej chwili odzyskał wszystko - i przyjaźń i nawet miłość - która jednak sprawiła obojgu nieco kłopotów - a nawet zniknęły przeszkody stojące na drodze do ich pełnego szczęścia. Teraz już nic nie powstrzymywało go przed wejściem do środka, nawet mimo tego, że Sonya wcale nie spała.
Postąpił krok i wtedy poczuł, że odezwał mu się alarm wibracyjny w komórce. Wyciszył dzwonki, bo nie chciał przeszkadzać chorym w szpitalu. Wyjął telefon i cicho powiedział do słuchawki:
- Ciociu, o co chodzi? Widziałem dzieci, za kilka minut odezwę się do ciebie, teraz jeszcze chcę pogadać z Sonyą. Wydaje mi się, że wszystko się między nami ułoży.
- Zaczekaj, proszę! Nie wiem, co jest grane, ale właśnie siedzi przede mną niejaka panna Inez ze szpitala, w którym leżałeś. Ma w ręce jakiś twój rysunek, obok niego są napisane jakieś cyfry, litery i inne bazgroły, a na dodatek przekreślone serce. Ona pyta, o co chodzi i chce ci zwrócić ten obrazek.
- Co jest na tym rysunku? I co to za znaki? Nie pamiętam, żebym coś takiego rysował?
- Wygląda na jakiś obrzydliwy budynek z mnóstwem okien, prawdopodobnie zamkniętych na głucho, poza tym ma dziwny dach, dla mnie to jest jakby jakiś...sama nie wiem, może bunkier?
Serce Rodrigueza przyspieszyło. O Boże! Jednak musiał być pewien, musiał się dowiedzieć, czy jego podejrzenia są słuszne. Bo jeżeli tak, to...
- A te cyfry i litery...Przeczytaj mi je, proszę.
Gardło miał całkowicie suche i to wcale nie od szeptu. Musiał mieć potężną gorączkę, kiedy to tworzył, ale jeśli się nie mylił...
Kiedy ciotka przeczytała mu wszystko, w głowie mu się zakręciło. To przecież takie oczywiste! Wymazał to miejsce z pamięci, nie chciał mieć żadnych wspomnień z nim związanych, bo przypominało mu złudzenia, niespełnione marzenia, a w końcu oszukańcze uczucie Francisco, które tak naprawdę nigdy nie istniało. Widocznie jednak rana od noża spowodowała takie zaćmienie umysłu - jak to teraz sam określił w głowie - że przelał na papier swoje przemyślenia. Niosło to ze sobą jeszcze jedno niebezpieczeństwo, nad którym nie chciał się teraz zastanawiać - dlaczego wykreował akurat ten bunkier, czemu o nim w ogóle myślał, nawet podświadomie? Czyżby mimo wszystko tęsknił za tym budynkiem...i za tym, z kim się tam spotykał?
- Nie potrafię sobie przypomnieć, o co chodzi - rzucił pozornie spokojnym głosem. - Widocznie to jakieś mazy, nic nie znaczące kreski. Powiedz Inez, żeby to wyrzuciła i nie przejmowała się więcej. I pozdrów ją przy okazji, bo pamiętam, że trzepnąłem ją w głowę wazonem.
Rozłączył się, by nie dodać czegoś, co mogłoby go zdradzić, a potem spojrzał jeszcze raz na Sonyę. Po raz ostatni.
- Nasze spotkanie będzie musiało zaczekać, kochana przyjaciółko. Na razie muszę zrobić coś bardzo ważnego, coś, co sprawi, że nasze dzieci będą wiodły życie bez zagrożenia marą mojego byłego partnera. O ile dobrze rozumuję, to być może znajdę tam coś, co pomoże mi go zlokalizować. A jeśli się nie mylę i naprawdę wszystko się uda, załatwię tę sprawę raz na zawsze. Mam nadzieję, że nie będziesz mi miała za złe ani ty, ani ciocia, ale chyba wiecie, że powinienen zrobić to sam. To moja i tylko moja sprawa, bo to ja was w to wplątałem.
Po czym odwrócił się i odszedł, w żaden sposób nie informując Sonyi o swojej wizycie.
Koniec odcinka 212 |
|
Powrót do góry |
|
 |
Bluebelle Generał

Dołączył: 04 Wrz 2008 Posty: 8908 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 23:52:15 12-12-09 Temat postu: |
|
|
Sonya urodziła bliźniaki ?? !! Szok Byłam generalnie 3 odcinki w plecy, ale to były najfajniejsze odcinki.
Apropos Raula właśnie takie odebrałam wrażenie, że ta jego miłość do Andrei nie wygasła. Zemsta zemstą, ale oprócz nej coś jeszcze jest Nie ukrywam, że widziałabym Andreę jako służącą usługujacą Raulowi. Może to zabrzmi dziwnie, bo Andrea mnie tak irytuje jak ostatnio mało kto, ale życzyłabym sobie jej przemiany. W ogóle liczę na jeden wielki happy end Ale znając Aga Ciebie to szykujesz dla nas kolejne niespodzianki. |
|
Powrót do góry |
|
 |
BlackFalcon Arcymistrz

Dołączył: 08 Lip 2007 Posty: 23531 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 0:14:29 13-12-09 Temat postu: |
|
|
Tak, właśnie się przed chwilą (powiedzmy Ślimak dziwił, jak to Ricardo nagle był zdolny do wykonania tak dobrej roboty , ale jednak mu się udało . Obawiam się jednak, że dzieci takiej parki mogą być conajmniej niesamowite .
Przemiana Andrei...Nie wiem, czy to możliwe... . A jedno zdradzę - nie dla wszystkich będzie happy end i nie mam na myśli tylko tych złych...
Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 0:14:59 13-12-09, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|